Strona główna » Humanistyka » Wbrew królewskim aliansom. Rosja, Europa i polska walka o niepodległość w XIX w.

Wbrew królewskim aliansom. Rosja, Europa i polska walka o niepodległość w XIX w.

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-64486-38-8

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Wbrew królewskim aliansom. Rosja, Europa i polska walka o niepodległość w XIX w.

 

 

„W dialogu polsko-rosyjskim problematyka polskich zrywów wyzwoleńczych w XIX wieku należy do tematów klasycznych. Polski spór o tradycję powstańczą zawsze miał po stronie rosyjskiej swoje lustrzane odbicie. Przejawiał się w sporze o politykę imperium wobec sprawy polskiej i Polaków, stosunku carskiego absolutyzmu do idei republikańskiej i liberalnej. Był integralną częścią rosyjskiej debaty nad miejscem Cesarstwa w Europie i próby jego unowocześnienia. Sprawy te wciąż stanowią punkt odniesienia dla współczesnych polsko-rosyjskich debat, sporów intelektualnych i problemów politycznych” (ze wstępu).

Książka prezentuje wyniki dużej międzynarodowej konferencji o polskich powstaniach, zorganizowanej przez Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia pod patronatem Prezydenta RP w 2013 r. Artykuły, napisane przez grono doborowych historyków z Polski i krajów sąsiedzkich, poruszają tematykę międzynarodowych aspektów polskich insurekcji oraz analizują ich długofalowe oddziaływanie na losy Polaków i historię Europy.

Polecane książki

Utwór Antoniego Pietkiewicza wydany w 1862 roku.Antoni Pietkiewicz (1823–1903) był polskim pisarzem i dziennikarzem występującym pod pseudonimem Adam Pług. Pełnił funkcję kierownika szkoły męskiej w Żytomierzu. Po powrocie z zesłania za udział w organizacji spiskowej został nauczycielem domowym na P...
Polityka społeczna stanowi jeden z istotnych elementów działań podejmowanych przez instytucje państwowe i samorządowe. Poprzez tego rodzaju politykę kształtowane są ogólne warunki pracy oraz bytu ludności, tworzone są prorozwojowe struktury społeczne, wspierane obszary życia społecznego, które niedo...
Książka napisana dla ludzi z otwartym umysłem.Autor bazując na własnym doświadczeniu, przekazuje lekkim piórem swą wiedzę w zakresie tworzenia maszyny CNC na wybranym przykładzie frezarki stworzonej ze stołu.Prostota konstrukcji, dużo zdjęć i rysunków konstrukcyjnych dają odpowiedź na pytanie "jak t...
"Nigdy nie godziłam się z teorią dziedziczności. Dziedziczenia bezrobocia, alkoholizmu… Nie wierzę w fatum. Ale ten zaklęty krąg powielanych schematów zdawał się niezniszczalny". Samobójstwo ojca, chłód matki, pijący i bijący ojczym, samotność, poczucie odrzucenia: zdawałoby się, że Mira – żona i ma...
Podaruj najbliższym historie, które niczym zapach świątecznego piernika magicznie wypełnią wasze serca… Zbiór dziesięciu ciepłych opowieści, których tematyka związana jest ze świętami Bożego Narodzenia. Współautorkami są głównie pisarki reprezentujące szeroko pojętą literaturą obyczajową (Małgorzata...
Poradnik kulinarny „Jedz ryby” autorstwa Elżbiety Kiewnarskiej (publikującej w międzywojennej Polsce pod pseudonimem „Pani Elżbieta”) to jedna z wielu niezwykle wartościowych książek kucharskich. Poradnik ten zawiera 24 przepisy na smaczne i łatwe do wykonania potrawy z ryb słodkowodnych – karpia, s...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Opracowanie zbiorowe

Recenzenci: prof. ANDRZEJ CHWALBA, prof. ANDRZEJ GILRedakcja tekstu: MAŁGORZATA KRYSTYNIAKKorekta: KATARZYNA STANIEWSKARedakcja techniczna: DOROTA DOŁĘGOWSKAProjekt okładki: PIOTR PERZYNA, ALC MarketingZdjęcie na okładce: Kolumna jeńców sowieckich podczas marszu, wrzesień 1942 r., ze zbiorów NAC© Copyright by Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia 2016ISBN 978-83-64486-38-8Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia
ul. Jasna 14/16a, 00-041 Warszawa
tel. + 48 22 295 00 30, fax + 48 22 295 00 31
e-mail:cprdip@cprdip.plwww.cprdip.plKonwersja:eLitera s.c.

PREZYDENT RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ

Warszawa, 17 października 2013 roku

Uczestnicy i organizatorzy konferencji „Rosja, Europa i polska walka o niepodległość w XIX wieku” w Warszawie

Szanowni Państwo,

Serdecznie pozdrawiam uczestników odbywającej się w Warszawie konferencji „Rosja, Europa i polska walka o niepodległość w XIX wieku”. Z wielką radością witam przybyłych na to spotkanie wybitnych historyków z kraju i zagranicy. Jako Prezydent Rzeczypospolitej i historyk dziękuję Państwu za pamięć o tym, iż dzieje polskich zmagań o wolność są ważną częścią europejskiego dziedzictwa. Nasze próby wybicia się na niepodległość nosiły w sobie bowiem rys uniwersalnych zmagań o wolność i prawa obywatelskie. Słowo „Polak” stało się w XIX-wiecznej Europie wręcz synonimem rewolucjonisty, swoistym znakiem sprzeciwu wobec panującego na kontynencie mocarstwowego ładu.

Szczególnie złożone były w tym kontekście relacje polsko-rosyjskie. Postrzegamy często naszą historię przez pryzmat słynnej sentencji „Za naszą i waszą wolność”. Warto przypomnieć, że to hasło podczas powstania listopadowego zamieszczano na sztandarach w dwu językach: polskim i rosyjskim. Uczestnicy tego powstania, tak jak innych polskich zrywów, myśleli o swojej walce jako o walce nie z Rosjanami, lecz z tyranią caratu. Ich postawę najlepiej chyba wyrazić, sięgając do słynnych słów Adama Mickiewicza z wiersza Do przyjaciół Moskali: „Gorycz wyssana ze krwi i z łez mej ojczyzny niech zrze i pali, nie was, lecz wasze okowy”. Tragizm historii umieszczał po dwóch stronach barykady ludzi, którzy wolność kochali nierzadko równie mocno – ludzi skutych tymi samymi kajdanami. Tak było przecież i podczas powstania styczniowego, którego 150. rocznicę obchodzimy w tym roku. Zrywowi Polaków towarzyszyła początkowo życzliwość i solidarność wielu Rosjan. Ale dziejowe fatum raz jeszcze okazało się silniejsze od wspólnego marzenia o wolności. Fatum, które tak trafnie oddał Paweł Jasienica, pisząc, że kto pragnął wówczas walczyć o postęp w Polsce, „musiał wojować z żołnierzem mówiącym po rosyjsku”.

Nie zapominamy jednak o postaciach rosyjskiej historii, które na przekór tragizmowi polsko-rosyjskich dziejów budowały więzi przyjaźni między naszymi narodami. Pamiętamy o związkach między polskimi patriotami a rosyjskimi dekabrystami. Nie zapominamy o Aleksandrze Hercenie i o jego postawie wobec styczniowego zrywu 1863 roku. Od tych wspólnych doświadczeń i emocji potrafimy poprowadzić most wiodący w przyszłość. Czynią to także Rosjanie, którzy, jako członkowie Stowarzyszenia Memoriał, uznają pamięć o sowieckich zbrodniach popełnionych na Polakach w XX wieku za nasz wspólny obowiązek wobec polskich i rosyjskich ofiar stalinowskiego terroru. Tylko poprzez refleksję nad przepełnioną tragizmem i bólem historią jesteśmy w stanie wypracować podstawy mądrego, pogłębionego dialogu między naszymi narodami. A przecież dobre, oparte na prawdzie i pojednaniu relacje polsko-rosyjskie to nie tylko nakaz serca i rozumu, ale też dzieło, które z radością powita integrująca się Europa.

Za żmudną i konsekwentną pracę nad budowaniem więzi pamięci i refleksji między naszymi narodami, za wszystkie służące temu przedsięwzięcia, pragnę serdecznie podziękować Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia. Raz jeszcze gratulując Państwu zorganizowania dzisiejszej konferencji, życzę wszystkim jej uczestnikom pasjonujących debat.

Bronisław Komorowski

Od redaktorów

„Taka jest niezmienna dola nasza! Pod łagodnym obcym panowaniem Polacy powstają, bo mogą, pod surowym, bo muszą”[1] – tę oto lapidarną konstatację mieści traktat publicystyczny Powstanie Narodu Polskiego w r. 1830 i 1831, napisany zaraz po powstaniu listopadowym. Autor tego wybitnego dzieła, poruszającego m.in. kwestię sensu i znaczenia polskich insurekcji, Maurycy Mochnacki – wielki a przedwcześnie zmarły publicysta – rozwijał dalej swoją myśl:

Ich jednych nic nigdy nie zdoła pogodzić z ruiną ojczyzny, ani umiarkowanie, ani okrucieństwo. Ta konieczność z jednej strony ciągłego uciemiężenia, z drugiej ciągłego oporu, ten mus tyranii i kruszenia jarzma, ten tedy fatalizm wynikający z rozbioru Polski, porywający z sobą i Polaków, i ich gnębicieli, nadaje wszystkim poruszeniom naszego narodu wzniosły, tragiczny charakter, nadaje dziejom naszym odrębną i im tylko właściwą cechę[2].

Wola odbudowy państwowości gwałtem zniszczonej, sprzeciw wobec działań wymierzonych w interesy narodu lub wręcz w jego godność, a także pragnienie podkreślenia wobec innych państw podmiotowości Polaków – wszystko to popychało wiele pokoleń ku spiskowaniu i powstaniom przeciw obcemu panowaniu. Budziło także refleksję polityczną o skuteczności i konsekwencjach podejmowanych działań.

W dialogu polsko-rosyjskim problematyka polskich zrywów wyzwoleńczych w XIX wieku należy do tematów klasycznych. Polski spór o tradycję powstańczą zawsze miał po stronie rosyjskiej swoje lustrzane odbicie. Przejawiał się w sporze o politykę imperium wobec sprawy polskiej i Polaków, stosunku carskiego absolutyzmu do idei republikańskiej i liberalnej. Był integralną częścią rosyjskiej debaty o miejsce Cesarstwa w Europie i próby jego unowocześnienia. Jak często bywa z klasyką, odwołania do niej nie tracą na ważności, przeciwnie, wciąż stanowią punkt odniesienia dla współczesnych polsko-rosyjskich debat, sporów intelektualnych i problemów politycznych. Polsko-rosyjska rozmowa na temat polskiego oporu wobec Rosji jest więc zawsze aktualna i naturalna.

Szacowanie, jaki odsetek społeczeństwa dawnej Rzeczypospolitej, czy choćby szlachty, a więc tej jego części, która była aktywna politycznie, reprezentowali w dobie rozbiorów zwolennicy idei wybicia się na niepodległość z bronią w ręku, byłoby rzeczą karkołomną. Niewątpliwym jest natomiast to, że ich postawa determinowała bieg historii Polski, a na dzieje zaborców, zwłaszcza Rosji, wydatnie oddziaływała. Wpływała poniekąd i na losy całej Europy, europejskie państwa bowiem – zwłaszcza, oczywiście, zaborcy – musiały stale uwzględniać w swej polityce problem polski. Rozumiany był on, i słusznie, nie tylko jako samo istnienie narodu: pozbawionego państwa, mającego wszelako własne tradycje, potrzeby i aspiracje, ale i jako skłonność Polaków do zbrojnego oporu.

Bezsprzeczne jest też i to, że rozbiory oraz brutalne tłumienie zrywów wolnościowych mających na celu zapobieżenie zagładzie Rzeczypospolitej bądź zniwelowanie jej następstw skutkowały brutalizacją stosunków międzynarodowych i obniżały standardy etyczne europejskiej polityki wieku XIX i XX. Ten drugi wpływ był może mniej namacalny, ale nie mniej istotny, dostrzegany przez co wnikliwsze umysły od czasów konfederacji barskiej. Teza to zresztą nie nowa. Już w Rozważaniach o dyplomacji książę Adam Jerzy Czartoryski uznał zagładę Rzeczypospolitej za zgubę dla moralności politycznej[3]. Jak pisał:

Podział Polski udowodnił mniej przewidującym, że respektowane dotąd zasady straciły wartość i zaczyna się nowy porządek. Dyplomacja zerwała pęta, które sama sobie narzuciła. Europa zaś zobaczyła, że nie jest w stanie dochować reguł, które przyjęła. Trzy mocarstwa sprzymierzyły się, by dowieść zdumionemu światu, iż zasady, precedensy i formy przestrzegane i wprowadzane w życie od wielu lat są iluzją i można być zwolnionym z ich przestrzegania[4].

Kilka lat później wspomniany już Mochnacki, skądinąd polityczny oponent księcia, zwracał uwagę na ten sam problem – szkodę, jaką rozbiory Polski wyrządziły Europie, nadając jej „naturze przeciwny, z dobrem ludzkości niezgodny kształt”[5].

Refleksja nad polskimi insurekcjami obrosła ogromną literaturą, obejmującą m.in. problem skutków powstań oraz ich międzynarodowych aspektów. Maurycy Mochnacki[6], Agaton Giller[7], Bolesław Limanowski[8], Franciszek Rawita-Gawroński[9], Stanisław Koźmian[10], August Sokołowski[11], Kazimierz Bartoszewicz[12], Józef Piłsudski[13], Walery Przyborowski[14], Artur Śliwiński[15], Marian Kukiel[16], Wacław Tokarz[17], Henryk Wereszycki[18], Paweł Jasienica[19], Stefan Kieniewicz[20], Andrzej Zahorski[21], Jerzy Skowronek[22], Jerzy Łojek[23] – to tylko niektórzy, nieżyjący już, polscy badacze i publicyści, którzy pozostawili mniej lub bardziej pełne opisy narodowych zrywów o wolność doby rozbiorowej. O tysiącach wartościowych prac, traktujących o węższych zagadnieniach czy wydawnictwach źródłowych, wspomnieć zaś nie sposób[24]. Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia było oczywiście świadome tego stanu rzeczy, gdy w 150-lecie powstania styczniowego postanawiało zorganizować dużą międzynarodową konferencję naukową o polskich zrywach niepodległościowych. Jej przeprowadzenie niosło pewne ryzyko. Nie można było bowiem wykluczyć, że – wobec niskiego zainteresowania historyków problematyką dziewiętnastego wieku w ostatnich dwóch dekadach – spotkanie, miast posunąć wiedzę historyczną do przodu, okaże się imprezą zgoła popularyzatorską. Niemniej jednak za podjęciem się tego zadania przemawiały bardzo ważne argumenty.

Przede wszystkim mimo istnienia bogatego zasobu przemyśleń o powstaniach i o znaczeniu sprawy polskiej w Europie kwestia ta wciąż ożywia współczesne spory intelektualne, publicystyczne i polityczne. W ostatnich dwustu latach właściwie każde pokolenie Polaków żyje w odmiennych warunkach politycznych i społecznych oraz styka się z odmiennymi wyzwaniami polityki międzynarodowej. W inny sposób konceptualizuje doświadczenia historyczne. Dlatego pojawiają się naturalne różnice w ocenach. A pytania: czy warto się było bić, czy może lepiej czynu zbrojnego unikać, wciąż nie tracą na historycznej i politycznej aktualności. Rolą historyków oraz instytucji dbających o kultywowanie pamięci historycznej nie jest zamykanie takich debat, lecz ich inspirowanie i organizowanie. Znaczenie tych spraw nie sprowadza się bowiem tylko do nakazu zachowania pamięci o przeszłości, owej podwaliny kultury wszystkich narodów europejskich. Sięga ono także w przyszłość. Dostarcza wiedzy kontekstowej, potrzebnej przy podejmowaniu politycznych decyzji oraz przy ich późniejszej rzetelnej ocenie. Daje materiał np. do porównań, w jaki sposób europejskie rządy oraz opinia publiczna europejskich państw reagowały na naruszenia zasad prawa międzynarodowego i moralności politycznej w wieku XIX, a jak reagują obecnie. W jaki sposób polski ruch narodowy mobilizował poparcie międzynarodowe dla walki z Cesarstwem Rosyjskim w wieku XIX? Po jakie zaś metody sięga Gruzja, a zwłaszcza Ukraina, które padły ofiarami rosyjskiego imperializmu w ostatnich latach? Jakie argumenty funkcjonowały w dziewiętnastowiecznej myśli politycznej polskiej i europejskiej? Do jakiego światopoglądu i jakich postaw się odwoływały? A w jaki sposób są one używane i odbierane AD 2016? Czy, i ewentualnie jak, zmieniało się postrzeganie tego, co racjonalne, tego, co służy dobru narodu?

Powyższe pytania to tylko niektóre z tych, które można zadać. A zadawać je warto, bo tylko dzięki podtrzymaniu refleksji na najwyższym akademickim poziomie o polskiej idei powstańczej i o metodach walki o odrodzenie państwa polskiego jesteśmy w stanie zapobiec wulgaryzacji przekazu o tym okresie i pokazać cały dramatyzm wyborów i działań ówczesnych pokoleń Polaków. Zauważmy w tym miejscu, że istnieje realne ryzyko wypchnięcia z powszechnej świadomości historycznej Polaków wiedzy i pamięci o „odległym” wieku XIX – a więc o okresie, w którym powstał nowoczesny naród polski – i ograniczenia jej do kilku, na ogół pozytywnych, reminiscencji dawnej Rzeczypospolitej oraz do wieku XX, z powstaniem warszawskim na czele. Dość choćby zwrócić uwagę, jak niewiele powstało filmów poświęconych powstaniom. Wierna rzeka i Szwadron, ujmując sprawę ściśle, a przy szerokim potraktowaniu polski inteligent uznałby może, że o walce narodowowyzwoleńczej z bronią w ręku opowiadają jeszcze Pan Tadeusz i Popioły. A to wszak kino jest tym medium, które najsilniej oddziałuje na masową świadomość historyczną…

Oczywiście podtrzymywanie zainteresowania profesjonalnych badaczy i opinii publicznej problematyką polskich powstań czy prezentacja wyników dociekań historyków to nie jedyne cele spotkania z 16–17 października 2013 roku. Nie mniej istotna była chęć wytyczenia odpowiedniego kierunku przyszłych badań – a wydają się nim studia na temat szerokiego oddziaływania polskich insurekcji. Nie powinny się one ograniczać do losów Polski czy pozostałych krajów powstałych na gruzach Rzeczypospolitej: Litwy, Łotwy, Białorusi i Ukrainy, ale winny obejmować również wybrane wątki historii Rosji, krajów monarchii Habsburgów czy Francji i innych państw zachodnioeuropejskich, a także sferę ponadnarodowej myśli politycznej i prawnej. Właśnie takie swojego rodzaju umiędzynarodowienie problematyki powstań wydaje się najbardziej perspektywicznym kierunkiem badań historyków. Trafnie to zresztą zaznaczył prezydent Bronisław Komorowski w liście do uczestników konferencji: „nasze próby wybicia się na niepodległość nosiły […] w sobie rys uniwersalnych zmagań o wolność i prawa obywatelskie”. Z analizy przebiegu insurekcji i ich bezpośrednich skutków warto więc przesuwać akcent na refleksję o ideowych antecedencjach i paralelach polskich powstań, tudzież na rozważania o konsekwencjach takiego, a nie innego biegu polskiej historii XIX wieku dla myśli politycznej i prawnej Polski, narodów sąsiednich i całej Europy. Ujmując sprawę inaczej – perspektywicznymi wydają się studia nad historią idei, rozważania komparatystyczne i prace nad longue durée polskich powstań albo przynajmniej uwzględnianie w badaniach pewnych elementów tego podejścia do historii, określanego też jako „długie trwanie”.

Rzecz jasna, spotkanie naukowców zorganizowane przez CPRDiP nie było prekursorskie w tym znaczeniu, że wyżej zarysowany kierunek badań był już realizowany. Wydaje się jednak, że znajdował się on w cieniu studiów nad historią Polski, stosunkiem rządów zaborczych do powstania czy spraw wojskowych. Konferencja tymczasem – dzięki akcentowaniu przede wszystkim międzynarodowych aspektów polskich powstań i rozważań nad ich szerszym oddziaływaniem politycznym i ideowym – promowała wspomniane podejście do badań nad polskimi insurekcjami. Udział zaś w niej doborowych znawców problematyki nie tylko z Polski, ale i z krajów ościennych stanowił niewątpliwą zachętę, by refleksji o powstaniach nie zamykać w kręgu narodowych historiografii: polskiej, litewskiej, białoruskiej, ukraińskiej i rosyjskiej – ale podejmować ją wspólnie i dzięki temu poszerzać i wzbogacać perspektywę badawczą, a poniekąd zwalczać przekłamania i mity na temat historii ziem przedrozbiorowej Rzeczypospolitej.

W ostatecznym rachunku zorganizowana w warszawskim Pałacu Prymasowskim konferencja okazała się, wbrew głosom sceptyków, imprezą bardzo udaną pod względem zarówno frekwencji, jak i jakości wygłaszanych referatów. Przytłaczającą ich większość, rozszerzoną i niekiedy poprawioną w wyniku przeprowadzonych dyskusji, pragniemy obecnie udostępnić Czytelnikom i oddać je pod szeroki osąd. Mniemamy przy tym, że lepiej, aby każdy z Czytelników sam wyrobił sobie pogląd na temat poszczególnych tekstów, niźliby mieli mu to ułatwiać redaktorzy w przedmowie, omawiając ich tezy. Nadmieńmy jedynie dość ogólnie, że opublikowaliśmy teksty analizujące politykę Rosji wobec sprawy polskiej oraz reakcję rosyjskiej opinii publicznej na powstanie styczniowe, artykuły o stosunku do polskich zrywów ukraińskiego ruchu narodowego oraz prawosławnego duchowieństwa na Rusi, a więc pochodzącego z Wołynia, Podola i Kijowszczyzny. Zainteresowani dowiedzą się, w jaki sposób powstanie styczniowe oddziaływało na rozwój białoruskiego ruchu narodowego oraz jak je odbierał ruch litewski, gromadzący tych spośród Litwinów, którzy nie uznawali się jednocześnie za Polaków. Drukujemy refleksje na temat stosunku do powstania Węgrów i Francuzów oraz idei powstańczej w polskiej myśli niepodległościowej. Wreszcie zamieściliśmy trzy artykuły o oddziaływaniu powstań: na polską świadomość historyczną, na myśl prawnomiędzynarodową i na politykę warszawskich generał-gubernatorów. Niestety swoich przemyśleń na temat podobieństw między dziewiętnastowiecznymi insurekcjami polskimi a hiszpańskimi – tematu, który wywołał żywe zainteresowanie uczestników konferencji – nie zdołał spisać jeden z jej uczestników, przedwcześnie zmarły dr Andrzej Nieuważny…

Publikowane teksty nie są jednolite, owszem, różnią się stylem, terminologią czy podejściem do samego badania historii i do jej opisu. Jest to jednak rzeczą naturalną w przypadku studiów pokonferencyjnych. Jedne teksty wprowadzają do wiedzy historycznej nowe ustalenia, inne poddają pod osąd czytelników nowe interpretacje; wszystkie zaś razem tworzą przegląd badań na temat międzynarodowych aspektów polskich powstań prowadzonych przez historyków z Polski i krajów ościennych. Tytuł: Wbrew królewskim aliansom, nawiązujący do znanego utworu Juliusza Słowackiego, wyraża ogólny charakter podejmowanych przez Polaków działań. Odzyskanie niepodległości przez Polskę wymagało bowiem obalenia bądź przynajmniej znaczącego zrewidowania ładu międzynarodowego, ukształtowanego w wyniku rozbiorów Rzeczypospolitej, a przypieczętowanego na kongresie wiedeńskim.

Oddawana w ręce Czytelników książka to już druga praca wydana przez Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia poświęcona problematyce XIX wieku, i nie ostatnia. W 2014 roku ukazał się drukiem tom studiów nad polsko-rosyjskim ideowym dyskursem XIX wieku zatytułowany Myślą i słowem – było to pokłosie innej międzynarodowej konferencji zorganizowanej przez Centrum w 2012 roku, aby uczcić dwusetną rocznicę urodzin Aleksandra Hercena i sto pięćdziesiątą rocznicę śmierci Joachima Lelewela. W nieodległej przyszłości opublikujemy zaś w formie książkowej referaty wygłoszone na konferencji zorganizowanej w kwietniu 2015 roku, poświęconej politycznym i intelektualnym dyskusjom, tudzież sporom, o pożądanej przynależności państwowej ziem litewskich i ruskich – a więc krajów stanowiących dzisiaj Litwę, Białoruś i Ukrainę – oraz o narodowości zamieszkującej je ludności.

Jako instytucja powołana do wspierania działań służących lepszemu zrozumieniu Polaków i Rosjan wierzymy, że słuszne jest tak silne podkreślanie wagi spraw historycznych i potrzeby rzetelnej refleksji nad dziejami, nie tylko tymi dwudziestowiecznymi, ale i wcześniejszymi. Jest to wspomożenie żmudnego, acz ze wszech miar potrzebnego dzieła budowy wzajemnego zrozumienia Polaków i Rosjan oraz innych narodów regionu, któremu jawnie stoją na przeszkodzie fałsze historyczne lub anachroniczne interpretacje wydarzeń dziejowych zakorzenione w masowej świadomości historycznej. Jeszcze w latach siedemdziesiątych XIX wieku wybitny polski historyk Józef Szujski ostrzegał, że fałszywa historia jest mistrzynią fałszywej polityki. Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia może się również w pełni podpisać pod niedawno wybrzmiałym głosem Kościoła rzymskokatolickiego w Polsce i Rosyjskiej cerkwi prawosławnej, że „trwałe pojednanie, jako fundament pokojowej przyszłości, może się dokonać jedynie w oparciu o pełną prawdę o naszej wspólnej przeszłości”[25]. Wierzymy, że naszymi publikacjami służymy tej właśnie sprawie. I zachęcamy do lektury.

Łukasz Adamski, Sławomir Dębski

ANDRZEJ NOWAK

Początki rozwoju idei powstańczej w polskiej myśli politycznej

Skąd się biorą powstania? Z położenia, z upadku. Powstajemy, żeby się podnieść z wcześniejszego upadku. Powstajemy, kiedy uznajemy położenie za nie do zniesienia.

Niekiedy powstanie nie wiąże się z żadną myślą, z chłodną kalkulacją polityczną, a tylko z odruchem, ostatnim odruchem, jak na przykład w getcie warszawskim w 1943 roku. Czy do tego powstania była potrzebna jakaś myśl polityczna? Czy jej brak dezawuowałby to powstanie, ten odruch?

Odruch powstania wiąże się z poczuciem poniżenia, zniewolenia, skrępowania. Zapewne takie poczucie towarzyszyło części mieszkańców Rosji w latach 1611–1612, w czasach Prokopa Lapunowa, Kuźmy Minina i księcia Dymitra Pożarskiego, w momencie zawiązywania pierwszego, jeszcze nieskutecznego, opołczenija, a potem drugiego – już zwycięskiego. To był czas powstania rosyjskiego przeciwko położeniu uznawanemu za nieznośne, przeciwko odczuwanej obcej, polskiej dominacji nad życiem politycznym centrum Rosji.

Przywołuję tutaj to powstanie, by przypomnieć banalny fakt, że powstania nie są jakąś polską specjalnością i że polskie powstania, ich tradycje i koncepcje możemy porównywać z innymi. I warto taką komparatystykę uprawiać w jak najszerszym zakresie. Tak jak na skalę światową rozwinęły się w ostatnich 25 latach bujnie studia porównawcze imperiów, tak mogłyby przecież rozwinąć się również studia porównawcze nad strukturami, ideami, genezą, dynamiką, ekonomią czy pamięcią powstań: od starożytności do XXI wieku…

W takiej wielkiej historii porównawczej powstań długi ciąg insurekcji wybuchających na ziemiach polskich (nazwijmy je dla terminologicznego bezpieczeństwa ziemiami Rzeczypospolitej) zajmie jednak prawdopodobnie miejsce odrębne, będzie stanowił ważny jej rozdział. Dlaczego? Po pierwsze, dlatego, że trwał tak długo. Umownie ograniczany nieraz do wieku XIX, czy choćby „długiego wieku XIX”, czyli czasu od rewolucji francuskiej do I wojny światowej, obejmuje co najmniej trzy „klasyczne”, wielkie powstania: kościuszkowskie (1794), listopadowe (1830–1831) i styczniowe (1863–1865)[1]. Do nich dodaje się niekiedy jeszcze rewolucję lat 1905–1907, na ziemiach polskich zaboru rosyjskiego traktowaną przez część badaczy jako kolejne „narodowe” powstanie. Są także w tych granicach czasowych inne, mniej „klasyczne” powstania: m.in. wielkopolskie (1806), krakowskie (1846), znów wielkopolskie/poznańskie (1848), krakowskie i lwowskie (Wiosna Ludów 1848), raz jeszcze wielkopolskie (1918–1919) i trzy śląskie (1919, 1920, 1921), jeśli przedłużyć umowny wiek XIX aż do ustalenia granic odrodzonej Rzeczypospolitej. Niektórzy jeszcze dorzucają do tej listy czyn legionowy Piłsudskiego w czasie I wojny (od sierpnia 1914 r., wraz z działaniami Polskiej Organizacji Wojskowej) lub też okres rozbrajania wojsk niemieckich i austro-węgierskich na ziemiach polskich w październiku i listopadzie 1918 roku.

Od razu nasuwa się pytanie, dlaczego tylko pierwszą wymienioną tutaj grupę powstań (kościuszkowskie, listopadowe, styczniowe) nazywać możemy klasycznymi, a pozostałe tego statusu nie zyskały? Nad tą ważną kwestią zastanowimy się w dalszej części tekstu. Tu jednak zależy nam na podkreśleniu innego aspektu tego zagadnienia: samej ilości polskich powstań, intensywności ich tradycji, pewnego rodzaju ciągłości w owym „długim wieku XIX”. A jednocześnie chcemy zauważyć, że na owym – nawet umownym – wieku XIX ta tradycja się nie kończy, ani się od niego nie zaczyna.

Gdzie więc się kończy, a raczej dokąd prowadzi owa tradycja poza wiek XIX? Z pewnością zalicza się do niej wielkie i tragiczne Powstanie Warszawskie 1944 roku. Ale czy tylko? Przypomina się współcześnie epizod powstańczego zrywu młodzieży w Czortkowie (22 stycznia 1940 r.) – jedynego powstania pod okupacją sowiecką po najeździe 17 września 1939 roku. Przypomina się także niekiedy wielką manifestację studencko-uczniowską przeciw nowej, komunistycznej władzy – 3 maja 1946 roku w Krakowie. Te skojarzenia z wcześniejszymi wielkimi powstaniami nie są powszechnie przyjmowane. Współcześnie coraz szerszą akceptację zyskuje kultywowanie pamięci o „żołnierzach wyklętych”, czyli uczestnikach antykomunistycznego podziemia zbrojnego, działającego po II wojnie światowej – jako kolejnych polskich powstańcach walczących o niepodległość (1 marca 2011 r. obchodzono już po raz pierwszy oficjalnie Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”)[2]. Potem mamy jednak cały nowy ciąg wystąpień ocenianych często wprost jako przedłużenie powstańczej tradycji. Wymieńmy je: Czerwiec 1956 (nazywany inaczej powstaniem robotników w Poznaniu), następnie Marzec 1968 (powstanie studenckie – choć na pewno nie tylko studenckie), Grudzień 1970 (powstanie robotnicze na Wybrzeżu), Czerwiec 1976 (robotnicze protesty z ośrodkami w Radomiu i Ursusie), swoista rewolucja moralna (na wzór tej z lat 1861–1862) od założenia Komitetu Obrony Robotników i Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela w latach 1976–1977, a już na pewno od momentu wyboru Jana Pawła II w październiku 1978 roku i jego pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny (czerwiec 1979 r.), przez „powstanie bezkrwawe” – „Solidarność”, a zwłaszcza jej „wybuch” w sierpniu 1980 roku – i wreszcie krwawe stłumienie tego „powstania” przez stan wojenny, (od 13 grudnia 1981 r. przynajmniej po moment śmierci księdza Jerzego Popiełuszki w październiku 1984 r.)[3]. Co najmniej zatem do roku 1981 tradycja powstańcza jest w Polsce żywa i wciąż od nowa aktualna.

Od kiedy jednak? Gdzie bierze swój początek? Na pewno nie dopiero w 1794 roku, nie z chwilą wybuchu insurekcji kościuszkowskiej. Przed nią była wielka, trwająca blisko pięć lat konfederacja barska (1768–1772), nierzadko umieszczana w historii polskich powstań narodowych jako jej pierwszy rozdział. Pierwszym chyba jednak nie była. Przed konfederacją barską, w 1734 roku, zawiązano występującą przeciw wojskom rosyjskim pod hasłem niepodległości konfederację dzikowską – i poprzedzające ją bezpośrednio konfederacje lokalne z roku 1733. A więc ten cały długi ciąg powstańczych tradycji i nawiązań trwałby aż 250 lat: od 1733 do 1981 czy 1984 roku? W centrum tej tradycji wielkie, zapisane głęboko w kulturze i pamięci zbiorowej powstania: konfederacja barska, insurekcja kościuszkowska, powstanie listopadowe, styczniowe, Powstanie Warszawskie, może jeszcze „polskie miesiące” lat 1956, 1968, 1970, 1976, aż po Sierpień 1980? Na jej obrzeżach – jeszcze kilka czy nawet kilkanaście innych wydarzeń kandydujących także do miana narodowych powstań…

Ta niezwykła ciągłość, trwałość, odnawialność powstańczej tradycji – wyraz tragicznych doświadczeń i dramatycznych zmagań – mogłaby być na pewno wyjątkowo wdzięcznym przedmiotem badań w całym swym zakresie, w całej dynamice diachronicznej, w zmienności i stałości struktur koncepcyjnych i organizacyjnych, uwarunkowana wspomnianym na początku odczuciem znajdowania się w „położeniu nie do zniesienia”. Mogłaby, ale nie jest. Jakkolwiek to dziwne, takie badania całości polskiej tradycji powstańczej nie są systematycznie prowadzone.

Tu, oczywiście, nie miejsce na podjęcie takiego ogromnego zadania. Można jednak zaproponować kilka wstępnych uwag do historii polskich idei powstańczych, a raczej postawić kilka badawczych postulatów i hipotez, a także przedstawić skrótowy przegląd najważniejszych motywów, jakie pojawiają się w pierwszym wieku owej historii – do powstania listopadowego. Nie dalej.

Wróćmy zatem do stwierdzenia, że powstanie można w pierwszej kolejności ujmować i badać jako swoisty odruch – sprzeciwu, protestu przeciw położeniu uznanemu za niegodne, traktowanemu jak upadek, z którego trzeba się podźwignąć, powstać właśnie. Skoro tak, to może jednak powstanie wiąże się z myślą, bo przecież trzeba najpierw pomyśleć o położeniu, że jest złe – uznać je i ocenić jako upadek. Może położenie, tak jak upadek, należy traktować zawsze jako (subiektywnie) wyobrażone. Musimy zatem w naszych wstępnych badaniach genezy powstań uczynić krok następny i zapytać o wyobraźnię (polityczną) tych, którzy decydują się na powstanie, którzy oceniają swoje (zbiorowe, grupowe) położenie jako wymagające powstania właśnie. Kto sobie wyobraża? I w ramach jakiej kultury politycznej? To jest właśnie druga płaszczyzna, na którą musimy przenieść badanie porównawcze powstań, prowadzące dopiero do poszukiwania powstańczych idei. Pierwsza – to próba odtworzenia sytuacji wyjściowej, opisania położenia aktorów powstania w momencie bezpośrednio poprzedzającym wybuch, w momencie podejmowania decyzji. Druga – to odtworzenie tej sytuacji, ale w kategoriach poznawczych, interpretacyjnych, jakimi posługują się aktorzy, odtworzenie kultury politycznej, która nadaje określone ramy refleksji nad porządkiem, godnością, interesem, sprawiedliwością (i niesprawiedliwością).

Wydaje się, że w perspektywie tego drugiego zagadnienia interesującego narzędzia interpretacyjnego do analizy „polskiej idei powstańczej”, w jej jeszcze osiemnastowiecznej genezie, dostarcza idea/mentalność republikańska właściwa formacji politycznej szlacheckich elit (w szerokim raczej, społecznym, nie intelektualnym, sensie tego słowa) tego czasu[4]. Z całą pewnością położenie szlachty Rzeczypospolitej w 1733 czy 1768 roku nie może być porównane do sytuacji Żydów zamkniętych w getcie warszawskim w roku 1943. Nie da się decyzji o pierwszych wielkich konfederacjach (powstaniach) niepodległościowych zredukować wyłącznie do odruchu obrony godności w sytuacji ostatecznego upadku, ostatecznego zniewolenia, przekreślenia wszystkich nadziei. Dopiero w ramach kultury republikańskiej, w której najwyżej waloryzowana jest wolność, ale i honor, której wychowankom stawia się za przykład bohaterów starożytnych, podejmujących walkę, nawet beznadziejną, w obronie wolności i honoru – w takich ramach właśnie mogła dojrzeć decyzja o powstaniu przeciwko wyraźnemu, symbolicznemu (choć i realnemu także) ograniczeniu tej wolności. Wyrazem tego ograniczenia była choćby obecność trzech korpusów rosyjskich, które narzuciły wolę carycy w czasie polskiej, formalnie wolnej, elekcji w 1733 roku, a przed wybuchem konfederacji barskiej, czy porwanie przez oddział kozaków na polecenie rosyjskiego ambasadora senatorów Rzeczypospolitej i uprowadzenie ich z polskiej stolicy do więzienia w głębi Rosji… Te, coraz bardziej brutalne, przejawy panowania zewnętrznego, rosyjskiego czynnika imperialnego nad życiem politycznym Rzeczypospolitej z pewnością uderzały w poczucie republikańskiej wolności, sprzyjały przekształceniu tego poczucia indywidualnej wolności w rozumienie potrzeby wolności zbiorowej, czyli niepodległości[5].

Naturalnie owego poczucia nie miały ogromne masy chłopskie zamieszkujące Rzeczpospolitą. One żyły w innej zgoła kulturze politycznej (apolitycznej?), w innym przede wszystkim położeniu aniżeli szlachta. Ale to szlachta inicjowała pierwsze powstania, to jej wyobrażone (i odczuwane) położenie przyczyniło się do podjęcia decyzji o powstaniu. Tym, co wykraczało tutaj poza stan szlachecki i tylko jego wyobraźnię, było poczucie zagrożenia religii – rdzenia tożsamości w społeczeństwach przednowoczesnych (przednacjonalistycznych). Owe religijne ramy tożsamości czy związanej z nią wyobraźni politycznej były wspólne decyzjom o powstaniu rosyjskim przeciw polskiej (katolickiej) okupacji w 1611 roku i decyzjom o powstaniach polskich przeciw rosyjskiej, odbieranej wyraźnie jako antykatolicka, dominacji. Na pewno tak było w roku 1768 (po próbie narzucenia przez Katarzynę II prawa obniżającego dominującą pozycję katolicyzmu w Rzeczypospolitej) czy w powstaniu styczniowym.

A zatem poczucie zagrożonej wolności, rozumianej już jako niepodległość wspólnoty szlacheckiej Rzeczypospolitej, oraz zagrożenie religijnej, duchowej tożsamości katolickiej polskiej wspólnoty politycznej – to przynajmniej dwa motywy, które na początek możemy wskazać, poszukując odpowiedzi na pytanie, gdzie (od czego) zaczynają się polskie powstania. Poczucie zagrożonego statusu symbolicznego wyobrażonej wspólnoty jest tu raczej ważniejsze niż interes ekonomiczny.

Zwracając uwagę na uwarunkowanie decyzji o powstaniu swoistą szlachecko-republikańską kulturą polityczną, możemy zauważyć także od razu, że nie jest ona absolutnie wyjątkową cechą elity społecznej osiemnastowiecznej Rzeczypospolitej, ale łączy ją np. z podobną (w każdym razie porównywalną) w tym względzie węgierską elitą społeczną, a wyróżnia je obie na tle kultur politycznych innych społeczeństw w Europie Środkowej i Wschodniej interesującego nas okresu[6]. To polsko-węgierskie pokrewieństwo chcemy tutaj tylko zasygnalizować (wskazując potrzebę poważniejszych badań komparatystycznych tych dwóch szlacheckich kultur politycznych), by przejść do następnego poziomu formowania decyzji powstańczej. Tworzy go pamięć.

Oprócz samego położenia, w jakim znajduje się społeczeństwo, i ram kultury politycznej, w której położenie to jest odczytane jako domagające się powstania, pamięć stanowi kolejny etap wymagający systematycznego badania. Czy w pamięci zbiorowej wspólnoty zapisany jest jakiś przykład powstania, który zachęca do naśladowania, wskazuje jakieś gotowe wzorce działania? Chodzi przede wszystkim o pamięć żywą, obejmującą doświadczenia dwóch, najwyżej trzech najbliższych pokoleń, ale można także uwzględnić pamięć kulturową, sięgającą dalej w przeszłość[7]. Otóż wydaje mi się, że można wskazać dwa takie interesujące ogniwa pamięci, które mogły „wyposażyć” wyobraźnię konfederatów XVIII wieku, zwłaszcza tych z lat 1733–1734, zanim oni sami stali się ogniwem pamięci/tradycji polskich powstań dla kolejnych naśladowców – w roku 1768, 1794 itd.

Jedno z nich bezpośrednio wiąże się z Węgrami. To pamięć wielkiego powstania Franciszka Rakoczego z lat 1703–1711, kiedy to trwały zainicjowane przez węgierską elitę szlachecką walki przeciwko dominacji Habsburgów. Insurekcję, przypomnijmy, zapoczątkowano na terenie Polski, gdzie na emigracji przebywał książę Rakoczy i gdzie uzyskał wsparcie licznych rodzin szlacheckich (m.in. Sieniawskich, Potockich, Lubomirskich). Udział polskich ochotników w tym powstaniu musiał zostawić wart zbadania ślad w pamięci Polaków, żywej zapewne do czasu, gdy w 1733 roku zawiązały się w Rzeczypospolitej konfederacje przeciw wojskowej okupacji rosyjskiej. Sztandar i wypisane na nim główne hasło powstania Rakoczego, z którym wkroczył z Polski na Węgry – Cum Deo pro Patria et Libertate – wydają się zawierać wszystkie te motywy, które powtórzą się w konfederacjach polskich 1733/1734 i 1768–1772 (barskiej). Próby mobilizacji czynnika chłopskiego do udziału w tym powstaniu, poszukiwanie sojuszników zewnętrznych (i wśród Polaków, i – w tym akurat przypadku – we Francji, w Rosji Piotra I, a potem w Turcji), oficjalna detronizacja władców uznanych za depczących prawa „Ojczyzny i Wolności”, wreszcie emigracja polityczna (znów: do Polski, Francji, a także Turcji)[8] – to wszystko są te elementy powstania Rakoczego, które odnajdziemy w późniejszych konfederacjach/powstaniach polskich.

Ci, którzy sięgnęli po broń, by walczyć o polską „Ojczyznę i Wolność” w roku 1733, mogli mieć ten wielki przykład węgierski w świeżej, żywej, może nawet własnej, a na pewno rodzinnej lub sąsiedzkiej pamięci. Można tak powstać, trzeba tak powstać, można zrobić to lepiej – to znaczy w nawiązaniu do istniejącego, gotowego już wzoru powstania, uwzględniając te doświadczenia, powtarzając pewne elementy, a pomijając inne, uznane za nieudane… Taka właśnie jest rola pamięci w mechanizmach decyzji o powstaniu, a przynajmniej w koncepcji powstania. Warto się nad tą rolą zastanowić, kiedy odnajdujemy liczne ślady refleksji nad dokonanymi już polskimi powstaniami obecnej wśród kolejnych pokoleń powstańców. Ale warto także wyjść poza ten czysto polski ciąg, szukając wzorów wcześniejszych. Ten węgierski wydaje się szczególnie godzien badawczej analizy – ze względu tak na krótki okres, jaki dzieli to wydarzenie od pierwszego (przez nas tutaj uznanego za pierwsze) wzoru polskiego powstania: konfederacji lat 1733–1734, na podobieństwa struktury tego powstania do struktury kolejnych polskich powstań, jak też wreszcie na pokrewieństwo kultury politycznej (hierarchii wartości – uznanych za zagrożone, za wymagające czynnej obrony) elit szlacheckich inicjujących powstanie Rakoczego i grup zaczynających następne polskie konfederacje.

Czy jednak polscy „powstańcy” – konfederaci XVIII wieku nie mogli sięgnąć pamięcią głębiej – do swoich sylw, herbarzy, rodzinnych genealogii w poszukiwaniu własnych tradycji czy wzorów powstańczych? I tu można wskazać pewien trop wart badania w pamięci (już raczej kulturowej) powstańców XVIII i XIX wieku: konfederację tyszowiecką z grudnia 1655 roku. Moment bezpośredniego zagrożenia samego istnienia Rzeczypospolitej w czasie potopu szwedzko-moskiewskiego i odpowiedź na to zagrożenie w postaci konfederacji zawiązanej w Tyszowcach przez hetmanów koronnych i Stefana Czarnieckiego po zwycięskiej obronie klasztoru jasnogórskiego i powrocie króla Jana Kazimierza do kraju – wspomnienie tego właśnie momentu mogło odświeżać się w pamięci osiemnastowiecznych konfederatów jako prefiguracja położenia, w którym Rzeczpospolita znów się znalazła albo za chwilę może się znaleźć.

„[…] Wszyscy za wiarę świętą, za krzywdy, za prawa i swobody nasze […] niezłomnym węzłem spojeni przeciw nieprzyjacielowi iść zaprzysięgamy”[9]. Te słowa przysięgi konfederatów z 1655 roku wyrażać mogły w szlacheckiej pamięci kulturowej (przechowanej może – to hipoteza badawcza, do sprawdzenia – w rodowych spisanych pamiątkach i tradycjach) nie tylko najprostszy program powstania, ale i nadzieję, że konfederacja zawiązana w imię tak szczytnych celów może się powieść, nawet w najtrudniejszych okolicznościach. Skoro udało się dzięki takiej narodowej mobilizacji ocalić kraj podczas potopu, może uda się znowu, jeśli powstaniemy raz jeszcze? I taką pracę pamięci warto brać pod uwagę przy analizowaniu decyzji o (nowej) konfederacji, zawiązanej w walce o niepodległość.

Pojęcie „niepodległości” odnowił w polskim wokabularzu politycznym Stanisław Konarski w 1733 roku. Ostrzegał, że opieka potężnych sąsiadów nie tylko nie uratuje Rzeczypospolitej i jej wolności, ale także pogłębiać będzie – w ich interesie – stan anarchii aż do chwili, kiedy samo państwo polsko-litewskie przestanie im być potrzebne: „opieka sąsiedzka może być macochą naszej swobody, matką jej być nie może”[10]. Trzeba tę „sąsiedzką opiekę” zrzucić – ta myśl docierała coraz mocniej do nieogarniających często szerszych horyzontów politycznych głów szlachty polskiej. Odświeżona pamięć znaczenia niepodległości miała od razu ścisły związek z Imperium Rosyjskim, które pod tą nazwą formalnie istniało wówczas dopiero od 12 lat. W 1733 roku, jak już wspomnieliśmy, trzy korpusy rosyjskie wtargnęły w granice Rzeczypospolitej, by odsunąć od tronu prawowicie wybranego kandydata, Stanisława Leszczyńskiego, i obsadzić kandydata Petersburga – Augusta III Sasa. W reakcji na ten gwałt zaczęły samorzutnie powstawać po województwach konfederacje szlachty. Szlachta województwa sandomierskiego w akcie założycielskim zapisała, że zawiązuje się circa independentiam et supremum maiestatem dominae iurium suorum Reipublicae (przy niepodległości i najwyższym majestacie pani swych praw Rzeczypospolitej). Skupiona ostatecznie w konfederacji generalnej połączonej w Dzikowie w listopadzie 1734 roku prowadziła w wielu miejscach kraju przez ponad rok bohaterskie, choć skazane ostatecznie na klęskę boje z oddziałami rosyjskimi i saskimi.

Od czasu tego pierwszego powstania w obronie niepodległości pojawiają się zalążki politycznej idei: poszukiwanie możliwych szans wzmocnienia skuteczności walki, rozglądanie się za potencjalnymi sojusznikami. Powstańcy przeciw dominacji Imperium Rosyjskiego w nim samym zaczęli szukać słabych punktów, albo – inaczej mówiąc – właśnie sojuszników do wspólnej walki o osłabienie imperialnego centrum. Skonfederowani w województwie sandomierskim obrońcy elekcji Stanisława Leszczyńskiego w 1733 roku wydali apel w postaci Zdania narodu polskiego, osobliwie konfederacji sandomierskiej, danego do uwagi narodom rosyjskiemu i kozackiemu[11]. Charakterystyczny i ważny był już sam dobór adresatów: „narody rosyjski i kozacki”. Wskazanie wiedeńskiej intrygi na dworze i w gabinecie petersburskim, uznanie caratu w popiotrowej formie za absolutną niemiecką dyktaturę (1733) pozwoliły przeciwstawić centrum imperium samym Rosjanom. Imperium to nie Rosja. W każdym razie niekoniecznie Rosja. Podniesione niemal do rangi systemu wpływy niemieckie nad Newą, przewaga niemieckich generałów i faworytów, rządy Munnichów, Buhrenów czy Ostermannów, wyjaskrawione odpowiednio – uczyniły możliwym zaadresowanie apelu o przyłączenie się do walki przeciwko imperialnemu centrum do przedstawicieli „prawdziwej”, poszukującej utraconej tożsamości duchowej („narodowej”) Rosji.

Był jednak i drugi, oddzielony wyraźnie od Rosji, adresat wolnościowego apelu: „naród kozacki”. Zakotwiczony od wieków w polskiej wyobraźni politycznej żywioł kozacki, obecny głęboko w granicach Imperium Rosyjskiego (zwłaszcza od czasów podziału ziem ukrainnych w traktacie Grzymułtowskiego), został tu obsadzony w roli istotnego sojusznika w walce ze wspólnym, tak potężnym teraz wrogiem. Idea dzikowskich konfederatów z Sandomierza spotykała się w tym miejscu z ideą mazepińską: przeciwstawienia narodu Ukrainy państwu carów. Stanowiła ona już wtedy (w drugiej i trzeciej dekadzie XVIII stulecia) motyw przewodni memoriałów następcy Iwana Mazepy, hetmana Filipa Orlika. Przestrogi przed nienasyconym ekspansjonizmem Imperium Rosyjskiego łączyły się w tej argumentacji z uwypukleniem odrębności Ukrainy od Rosji. „Naród Ukrainy wzdycha za swą wolnością i żeby zbuntować się przeciwko Rosji oczekuje jedynie znalezienia azylu i pomocy”[12]. Ukraina, czyli peryferia, może być nazwana pierwszą świadomą peryferią Imperium Rosyjskiego: świadomą swej odrębności i gotową – przynajmniej w koncepcjach wąskiej części swych elit – do politycznego przeciwstawienia się rosyjskiemu centrum. Tę myśl kontynuował syn hetmana, Grzegorz Orlik, który przez Warszawę zaniesie ją do Wersalu, na dwór Ludwika XV, gdzie poszukiwano środków wzmocnienia barrière de l’Est przeciw nowej, rosyjskiej potędze. Kozaków zaporoskich i niepodbitych jeszcze wówczas Tatarów krymskich wskazywać będzie jako główne siły odśrodkowe, mogące osłabić, a w końcu rozbić niewolące ich i zagrażające sąsiadom imperium[13]. Potencjalnym azylem dla antyrosyjskiej orientacji politycznej Ukrainy mogła być – i była w oczach obu Orlików – Rzeczpospolita: jako strategiczna rywalka Rosji, słabsza, a więc mniej niebezpieczna dla mniejszych partnerów.

Interesującym tropem w badaniu rozwoju polskich idei powstańczych wydaje się użyte już tutaj pojęcie imperium – jako głównego, negatywnego dla nich układu odniesienia – i skojarzenie tego pojęcia przede wszystkim z Rosją. Powstajemy przeciw imperium, idea powstańcza jest antyimperialna, podejmuje praktycznie problem walki z Imperium Rosyjskim. Powtórzmy: to nie oznacza wcale, że ma być ona skierowana koniecznie przeciw Rosjanom, narodowi rosyjskiemu, ale podbudowana tradycyjnym slawizmem mogła wskazywać braciom Rosjanom i Polakom, a raczej polskiej szlachcie i starej (utwierdzonej w przedpiotrowych tradycjach) szlachcie rosyjskiej wspólnego wroga – oparte na wzorach obcych, germańskich, imperium. Dlaczego jednak ostrze idei powstańczej kierowało się przede wszystkim przeciw temu imperium, a nie przeciw habsburskiemu czy osmańskiemu, w osiemnastowiecznej polskiej myśli politycznej z pewnością podobnie nielubianym jak Rosja? Powód wydaje się prosty. Od połowy XVII wieku Rzeczpospolita cofała się pod naporem właśnie rosyjskiej ekspansji (czy – jak kto woli – rekonkwisty). Porównywalnych strat terytorialnych nie odnotowała na żadnym innym odcinku (straty poniesione na rzecz imperium osmańskiego z 1672 r. zostały po ćwierci wieku odwojowane). Do refleksji nad różnicą między podległością i niepodległością szlacheckie obywatelstwo skłaniało nie co innego, jak coraz bardziej wyraźny od 1717 roku protektorat rosyjski nad życiem politycznym Rzeczypospolitej.

Niezwykle ostra otwarta ingerencja ambasadora rosyjskiego Nikołaja Repnina w to życie w roku 1767, symbolicznie uwieńczona wspomnianym już wyżej porwaniem senatorów z Warszawy i uprowadzeniem ich w głąb Rosji naturalnie wzmocniła ten antyrosyjski (to jest wymierzony przeciw Imperium Rosyjskiemu) wektor nie tyle już idei powstańczej, ile po prostu odruchu powstańczego. Powstać trzeba koniecznie, nawet jeśli nie ma szans na zwycięstwo, bo trzeba obronić podeptaną godność Republiki i jej obywateli – to wynikało ze wspomnianej już także republikańskiej kultury politycznej, w której ten powstańczy odruch nastąpił.

Zawiązana 29 lutego 1768 roku w Barze konfederacja generalna zapoczątkowała ponadczteroletnią walkę o niepodległość i ocalenie duchowej tożsamości Rzeczypospolitej. Przeszła przez całe terytorium państwa, w setkach bitew i potyczek, w których wykuwała się sława takich bohaterów, jak Józef Pułaski i jego syn Kazimierz, jak Marcin Zaremba, jak Sawa Caliński. Zostawiła też tysiące krzyżów oznaczających pamiątkę śmierci konfederatów w walce. Najważniejszymi symbolami ich poświęcenia stały się Lanckorona, Tyniec, Częstochowa, bohaterska, sześciotygodniowa (luty–kwiecień 1772 r.) obrona Wawelu przed wojskami Aleksandra Suworowa. Pamięć tych wydarzeń, miejsc, osób i symboli będzie współtworzyła całą tradycję barską, bardzo potem ważną dla podtrzymywania i odnawiania idei powstańczej w kolejnych pokoleniach, co najmniej do 1863 roku… Jak napisał historyk Baru Władysław Konopczyński, przeciętny konfederat „ruszał w pole, nie wiedząc dobrze, o co ma walczyć, aby w oczyszczającym chrzcie krwi dowiedzieć się w obliczu śmierci, że cierpi i ginie nie za liberum veto ani nie za prawo uciskania chłopów czy różnowierców, lecz za całość i niepodległość ojczyzny”[14].

Gdyby ograniczyć genezę powstania konfederatów z Baru tylko do „godnościowego” odruchu, to najlepiej zapewne wyrażałaby jego znaczenie Mowa Imć Pana Pułaskiego do żołnierzy przed samą bitwą:

Jużeśmy dość pod uciążliwym nieprzyjaciela jarzmem jęczeli; czas by sromoty z imienia naszego zetrzeć plamę, a cudzym narodom okazać, żeśmy Polacy; my giniemy, ojczyzna żyje, my żyjemy, ojczyzna ginie; żyjemy w ojczyźnie, niech też ojczyzna żyje przez nas, ponieważ jej całość teraz na garłach naszych i krwi naszej zależy; ale dałby Bóg, nieszczęściem naszym kupić ojczyźnie szczęście jej. Idźmy naprzeciw widocznej śmierci, straciliśmy wszystko dla Boga, Ojczyzny, straćmy i życie, które nam zostaje; niech o tym wie daleka potomność, że jeżeli ojczyzny bronić nie umieliśmy, tedy umrzeć za nią umieliśmy. Wy zaś, którzy zdrowie wasze nad wiarę i wolność szacujecie, kiedy pewnie sił waszych pomocą utrzymać życia naszego nie chcecie, chciejcież pierzchliwą ucieczką niestrasznej nam przyspieszyć śmierci[15].

A jednak idea powstańcza, którą odnaleźć możemy w latach 1768–1772, nie sprowadza się tylko do tego rozpaczliwego odruchu. Faktycznie odnajdujemy w tej konfederacji kontynuację i rozwinięcie tych zalążków myśli politycznej, które wskazaliśmy już przy konfederacji z lat 1733–1734. Znaleźć sojuszników w walce przeciw wspólnemu wrogowi – Imperium Rosyjskiemu – to był niezmienny cel tej myśli. Tu znalazło się miejsce dla wznowienia apelu do samych Rosjan – „za naszą i waszego narodu sławę i wiarę”, jakże podobnie już brzmiącego do słynnego, sformułowanego w 1831 roku hasła „za wolność naszą i waszą”. Z apelem barżan zwrócił się do Rosjan ich przywódca, biskup kamieniecki Michał Krasiński w datowanym 7 marca 1768 roku Oświadczeniu konfederacji stanom i obywatelom rosyjskim. Potwierdza się tutaj ta interesująca prawidłowość: wszystkie wielkie powstania narodowe wymierzone są politycznie w Rosję, ale wszystkie też wzywają ją do przezwyciężenia narodowych waśni w imię wyzwoleńczych haseł. Zarówno konfederaci z sandomierskiego, jak i Krasiński imieniem barżan chcą się odwołać wprost do rosyjskiego żołnierza. On też pozostanie do czasów Potiebni i Podhaluzina naturalnym i pierwszym w rosyjskim społeczeństwie adresatem powstańczych zabiegów agitacyjnych. Pierwszą myśl, z jaką się do niego zwracano, dyktowała chęć skłonienia go do opuszczenia, a najlepiej odwrócenia bagnetu, z którym został przysłany do „przywracania porządku” w Polsce. W koncepcji konfederatów barskich, walczących o niepodległość i starą wiarę (katolicką w przypadku Polski), motywem agitacji Rosjan miało być uwypuklenie złowrogiego wpływu niemieckiej, zakotwiczonej w otoczeniu Katarzyny II, „dysydenckiej frakcji”, zagrażającej nie tylko rzymskiej (katolickiej), ale i greckiej (prawosławnej) religii w samej Rosji. Przeciw temu zagrożeniu zwrócić mieli swoje bagnety żołnierze przysłani przez Katarzynę do Rzeczyspospolitej, tak jak konfederaci powinni bronić „swojej sławy i wiary”[16].

Konfederaci szukali jednak sojuszników także gdzie indziej: wśród aktualnych bądź potencjalnych ofiar geopolitycznej ekspansji Imperium Rosyjskiego. Na celowniku polityki Petersburga znajdowały się nie tylko ziemie Rzeczypospolitej, ale i chanat krymski oraz położona w pół drogi między chanatem a księstwami gruzińskimi Kabarda, a zaraz za nią prowadząca już wprost do Gruzji Osetia. Tatarski Krym przypierany był kolejnymi falami militarnych akcji i politycznych nacisków Petersburga coraz bardziej do Morza Czarnego. Konfederaci barscy wiedzieli już w 1768 roku, że ich los, los Rzeczypospolitej, jest sprzęgnięty z położeniem Krymu i dalszych jego sąsiadów na wschodzie. Krym mieścił się doskonale w świadomości, na mentalnej mapie – jak się to dziś określa – obywateli Rzeczypospolitej tego czasu. Wiemy o korespondencji, odezwach i próbach rokowań kilku ośrodków konfederacji z Krymem i Portą. Wiemy, choć temat ten nie został dotąd całościowo opracowany. Warto więc bodaj przypomnieć dramatyczne listy do chana krymskiego Gireja z sierpnia i października 1768 roku czy też instrukcje dla posła konfederacji Gabriela Porczyńskiego do Bachczysaraju. Przebija przez nie bardzo jasno owo poczucie wspólnoty losu, wspólnoty zagrożenia. Konfederaci pisali:

przez zniszczenie praw naszych Moskwa chce przystąpić do zawojowania całej Europy i jeżeli tejże Potencji Rossyjskiej uda się w Polszcze robota i jeżeli wiara z wolnością będą wygładzone, wynika konsekwencyja na zburzenie wiary w Porcie Ottomańskiej trwającej i na podbicie kraju całego Wschodniego. […] Mamy tedy za rzecz sprawiedliwą i słuszną zapobiegając Publicznemu Niebezpieczeństwu całej Europy, upraszać N. Pana przez Traktaty i różne przymierza z nami zjednoczonego, ażeby Wojska swoje w kraj Moskiewski jako najprędzej wyprawić raczył”[17].

Pod piórem biskupa kamienieckiego Michała Krasińskiego, politycznej głowy barżan, ten interesujący dokument odsłania nowy aspekt rozwoju idei powstańczej. Oto okazuje się, że ma ona za adresatów nie tylko wspólnoty polityczne, etniczne czy religijne, które już zostały połączone losem podbitych peryferii Imperium Rosyjskiego. I nie tylko bezpośrednich sąsiadów, takich jak Porta Otomańska i Rzeczpospolita, tym losem zagrożonych. Nowym adresatem owej idei okazuje się – Europa. Błyskawiczny wzrost potęgi i otwartych ambicji petersburskiej polityki, jaki nastąpił od czasów Piotra do epoki panowania Katarzyny, budził realne obawy w niektórych kręgach na dworze francuskim, a także w rządzie brytyjskim. Zwłaszcza w Londynie nie tyle Rzeczpospolita, nie tyle ziemie białoruskie, zagarnięte wkrótce w pierwszym rozbiorze przez Rosję, ile właśnie ów południowy wektor ekspansji imperium petersburskiego – w stronę Kaukazu, w stronę Morza Czarnego i cieśnin – budził zainteresowanie, połączone z zaniepokojeniem, a być może (na to liczyli nadawcy tych przestróg) także z gotowością do kontrakcji. Był to przecież kierunek, który mógł przeciąć linię najżywotniejszych interesów Imperium Brytyjskiego – przez Morze Śródziemne, wpływy w Turcji i Persji ku Indiom. Ten kierunek idei powstańczej rozwinie się mocniej dopiero w wieku XIX, zwłaszcza w kręgu księcia Adama Jerzego Czartoryskiego[18].

Pierwszy rozbiór i następujący po nim okres faktycznego protektoratu rosyjskiego ambasadora Ottona Magnusa Stackelberga w okrojonej Rzeczypospolitej umacniały negatywne skojarzenie walki o niepodległość z Rosją. Bez powstania przeciw Rosji niepodległość jest niemożliwa. Próba pokojowego rozluźnienia gorsetu zależności – podjęta w ustawodawstwie Sejmu Czteroletniego i Konstytucji 3 maja – nie powiodła się. Zakończyła się militarną interwencją Rosji, wojną 1792 roku, a potem drugim rozbiorem. Wybuchło kolejne wielkie powstanie: insurekcja kościuszkowska. I tutaj także śledzić możemy interesującą kontynuację pojawiających się już wcześniej wątków powstańczej idei, w tym wystąpienie na nowo z apelem do Rosjan, do rosyjskich żołnierzy. Zmianę wprowadzał nowy kontekst ideowy, jakiego dostarczały rewolucja francuska, jakobinizm, po nowemu rozumiane hasło „wolności”, już nieograniczonej do jednego, szlacheckiego stanu, ale obejmującej wszystkie grupy społeczne. W praktycznym, doraźnym celu powstańcze odezwy 1794 roku znowu kierowane były do rosyjskiego żołnierza. Towarzyszyły im, nastawione na osłabienie spoistości carskich szeregów, szczególnie zalecone przez powstańczą władzę, środki opieki materialnej i duchowej (prawosławne duszpasterstwo) nad rosyjskimi jeńcami. Stwarzają one podkład pod właściwą agitację jeńców uwieńczoną m.in. rzekomym pozyskaniem 250 „niewolników rosyjskich” dla sprawy polskiej i walki z „barbarzyństwem ich panów”[19].

Do żołnierzy także skierowana była odezwa Rady Naczelnej Litewskiej z 2/13 maja 1794 roku. Akt ten ma wagę podwójną: jako pierwszy znany dokument agitacji w języku rosyjskim (odezwa została wydana w postaci dwujęzycznego polsko-rosyjskiego druku) i jako najdojrzalszy w czasie powstania wyraz tej interpretacji, którą zajmującej nas idei wolnościowego apelu nadali polscy jakobini. W obrazie Rosji odezwa ta zarysowuje zdecydowaną przeciwstawność „wzdychającego do wolności” narodu i zniewalającego ten naród „barbarzyńskiego” systemu politycznego – nie zaś jedynie obcoplemiennej, innowierczej koterii germańsko-luterańskiej. W swej ideowej osnowie apel polskich insurgentów w stosunku do odezw dawniejszych zyskuje nowy wydźwięk, staje się wezwaniem do buntu o charakterze polityczno-społecznym: „Skoro namyślicie się, że tyran stan wasz niemal z bydlęcym stanem równa, a zechcecie sobie doradzić, znajdziecie pomoc i rzetelne braterstwo”[20]. Słowianofilskie zabarwienie haseł zyskuje w planach propagandowej akcji powstańców 1794 roku charakter czynnika pomocniczego. Ma teraz uzasadniać przekonanie o szczególnym – bo opartym na rodowym pobratymstwie, bliskości obyczajów i języka – powołaniu Polski do rozpowszechniania republikańskich idei w Rosji, do „zasadzenia drzewa wolności wśród lodów Petersburga”[21].

Polskie powstanie przede wszystkim szuka jednak po raz pierwszy na płaszczyźnie ideowej nowego sojusznika we własnym społeczeństwie: pozyskać chłopów do walki o niepodległość, do „sprawy narodowej” – to jest nowy kierunek, który w myśli powstańczej wytycza dziedzictwo insurekcji kościuszkowskiej. Zauważmy także, iż powstanie nad Wisłą ma być odtąd powiązane w jakimś stopniu z ideą rewolucji, której matecznikiem jest Francja, Zachód. Powstanie ma być nie tyle przedmurzem, ile pomostem owej europejskiej rewolucji wolnościowej na wschodzie Europy. Na tej podstawie ma prawo upominać się o pomoc mocarstwa rewolucyjnego (czyli Francji).

Tej pomocy jednak nie było. Powstanie Kościuszki zostało krwawo stłumione, a w pamięci zbiorowej utrwalił się obraz rzezi Pragi, wschodniego przedmieścia Warszawy, które zostało oddane pod szable i bagnety żołnierzy feldmarszałka Suworowa, aby sterroryzować ostatnich obrońców powstańczej stolicy. Powstanie przeciw Rosji i Rosja jako główny, brutalny egzekutor polskiego zrywu niepodległościowego, dokonująca tej egzekucji przy pomocy pruskiego i austriackiego zaborcy i obojętności mocarstw zachodnich. Ten schemat powstańczej pamięci utrwala się mocno od 1794 roku. Potem następuje trzeci rozbiór i wymazanie Polski z mapy.

Teraz już bezwzględnie najważniejsze było pytanie: „czy Polacy wybić się mogą na niepodległość?”. W słynnej broszurze pod tym tytułem, w istocie otwierającej polską refleksję polityczną wieku XIX, jej autor (faktycznie Józef Pawlikowski, jakobin, adiutant Kościuszki) stawiał obok siebie dwie znane nam już możliwości: wydania caratowi „wojny opinii” w samym narodzie rosyjskim albo też rozbicia rosyjskiego państwa przez powołanie do walki tkwiących w nim sił odśrodkowych (przede wszystkim kozactwa), przeciwstawienia Petersburgowi „czteromilionowego żywiołu Małorosji”[22]. W 1800 roku, kiedy Pawlikowski pisał swą broszurę, panowała jeszcze względna równowaga udziałów zaborczych, a ziemie centralne Polski znajdowały się pod rządami Prus i Austrii. Dlatego też pytając o środki wybicia się na niepodległość, mógł Pawlikowski uwzględnić także potrzebę pobudzenia do walki narodów w państwach Habsburgów i Hohenzollernów.

Po 1815 roku warunki polityczne wyznaczone nowym przebiegiem kordonów granicznych skupiły na Rosji praktyczną refleksję nad kwestią, jak rozbić imperium. Po kongresie wiedeńskim nowy podział terytorialny, jaki utrwalił się na sto lat, do 1915 roku, oddawał pod panowanie carów 82 procent ziem Rzeczypospolitej (tej z granic 1772 r.), 11 procent zatrzymywała Austria, 7 procent – Prusy. Od 1815 roku każde powstanie narodowe musiało w tych warunkach geopolitycznych nieuchronnie zwracać się przeciw Rosji, już nie tylko z powodu nagromadzonej pamięci poprzednich powstań/konfederacji i związanej z nimi traumy prześladowań, kojarzonych przede wszystkim z Rosją, ale także z powodu niemożności rozwiązania problemu niepodległości gdzie indziej niż na terenie podporządkowanym właśnie Imperium Rosyjskiemu.

Krótkie, ale ważne interludium napoleońskie, jakie między czasem trzeciego rozbioru a kongresem wiedeńskim rozdzieliło dwa okresy zaborów, wzmocniło naturalnie wraz z utworzeniem Księstwa Warszawskiego orientację prozachodnią, a ściślej profrancuską, polskich planów odbudowy niepodległości[23]. Przejściowe, ale głębokie rozczarowanie do tej orientacji, związane z klęską projektów napoleońskich, postawiło raz jeszcze na pierwszym miejscu kwestię stosunków Polski z Rosją: czy można owe stosunki ułożyć polubownie, w nowym układzie politycznym, jaki stworzyła złożona przez cara Aleksandra I oferta utworzenia Królestwa Polskiego pod jego berłem, nadania mu konstytucji i daleko idącej autonomii? Pozytywną odpowiedź na to pytanie wzmacniały koncepcje i działania Stanisława Staszica, księcia Ksawerego Druckiego-Lubeckiego, do pewnego momentu (do 1823 r. i „sprawy filaretów” w Wilnie) także księcia Adama Jerzego Czartoryskiego. Umacniać ten kawałek Polski, który ma autonomię, cieszyć się tą wolnością i poszerzać ją roztropnie, podbudowywać ideę zgody polsko-rosyjskiej pod berłem Aleksandra i dynastii Romanowów za pomocą odnowionych idei słowianofilskich… Tej tendencji przeciwstawiały się jednak inne doświadczenia i emocje: z jednej strony realny, zasadniczy sprzeciw politycznych elit rosyjskich wobec perspektywy polsko-rosyjskiego Ausgleichu (głosem tych elit stał się Nikołaj Karamzin, przede wszystkim w swym przedstawionym Aleksandrowi I Zdaniu obywatela rosyjskiego – namiętnym proteście przeciwko jakimkolwiek ustępstwom politycznym wobec Polaków), a z drugiej strony otwarte konflikty wybuchające na styku między postawą prezentowaną przez przedstawicieli owych elit, takimi jak senator Nikołaj Nowosilcow czy wielki książę Konstanty Pawłowicz, a polskimi dążeniami do samoorganizacji, do potwierdzenia niezależności od Rosji[24].

Dla zrozumienia faktycznego zwycięstwa idei powstańczej w sporze między tymi dwiema tendencjami szczególnie ważne są jednak nie tylko sam kontekst polityczny, ale również wielka zmiana kulturowa, jaka dokonuje się w tym samym czasie. To oczywiście Romantyzm – istotne tło kulturowe wielkich polskich powstań 1830 i 1863 roku, a szerzej nawet całej powstańczej postawy. Egzaltacja poczucia poniżenia, niesprawiedliwości, połączona z poszukiwaniem ludowych korzeni, narodowej tożsamości, odrębności łączyła się w tej szczególnej postawie z obroną uniwersalizmu wolności, z patosem walki o tę wolność[25]. Lepiej może pozwala ten patos i jego porywającą siłę usłyszeć dźwięk etiudy Rewolucyjnej Chopina, skomponowanej na wieść o wybuchu powstania listopadowego, aniżeli jakiekolwiek traktaty polityczne czy historyczne. Napięcie między tymi dwoma kierunkami romantycznej inspiracji: wolnościowym uniwersalizmem oraz poszukiwaniem własnej odrębności narodowej, obroną wspólnotowej tożsamości – pozostanie ważnym elementem wewnętrznej dynamiki idei powstańczej w wieku XIX.

Romantyczną inspirację jako przesłankę powstańczego programu jako pierwszy w sytuację Królestwa Polskiego i Imperium Rosyjskiego przed 1830 rokiem wpisał Maurycy Mochnacki. Ogłoszony anonimowo przez dwudziestotrzyletniego Mochnackiego Głos obywatela z Poznańskiego… był komentarzem do sądu (1827–1828) nad członkami Towarzystwa Patriotycznego, konspiracyjnej organizacji, która za cel stawiała sobie odbudowanie niepodległej Polski w pełnym kształcie terytorialnym[26]. Czy można nazwać niepodległością sytuację, kiedy sąd sejmowy, złożony z senatorów Królestwa Polskiego formalnie odrębnego od Rosji, musi sądzić uczestników ruchu, który za cel postawił sobie niepodległość Polski? Na ostrzu noża stawała kwestia terytorialnego wymiaru niepodległości: czy można za niepodległy uznać kraj, który został okrojony z większości ziem należących do niego przed rozbiorami? Chodziło o ziemie litewsko-ruskie, blisko pół miliona kilometrów kwadratowych, zagarniętych przez Rosję w pierwszych trzech rozbiorach. Czy bez tych ziem może istnieć Rzeczpospolita? Mochnacki przywołał całą tradycję krzywd i upokorzeń doznanych od „rządu sąsiedzkiego mocarstwa” (czyli od Rosji) w ostatnich stu latach, żeby wzmocnić jeszcze retoryczną wymowę tych pytań. „Kto nie czuje tej politycznej i ekonomicznej niekonsekwencji bytu naszego? […] Jesteśmy prowincją sąsiedniego mocarstwa, zawojowaną, rządzoną przez prokonsulów, gnębioną srodze, gdzie owe szkodliwe przeciw zasadom politycznego życia działanie na zagładę rodu i imienia naszego trwa ustawicznie”[27]. Osią konfliktu jest w tym ujęciu walka nie o ziemie litewsko-ruskie, ale o ocalenie odrębnej polskiej tożsamości, której „pseudo-niepodległość” (czyli Królestwo Polskie, utworzone na kongresie wiedeńskim) nie tylko nie broni, ale też zagraża jej stopniowym upodleniem. W ujęciu Mochnackiego przesłanką powstania jest śmiertelna, nieuchronna walka dwóch tożsamości: wolnej Polski, która może być bezpieczna tylko w przedrozbiorowych granicach, oraz agresywnego imperium: Imperium Rosyjskiego.

Droga do pełnej, burzliwej konfrontacji zasady narodowej ze strukturą i charakterem politycznym imperium prowadziła przez proces wyodrębnienia nowej koncepcji narodu, podnoszącej znaczenie tej właśnie ostatniej wspólnoty bardziej niż wszystko pozostałe. Uformowała się ona jeszcze w XVIII wieku, pod wpływem aktów przemocy popełnianych na Rzeczypospolitej, w reakcji na pierwszy rozbiór. W brzmieniu, jakie nadali mu wówczas publicyści polscy, wyglądało to tak: „Każdy naród sam dla siebie być powinien sędzią. […] Nie może mu obcy naród przepisywać reguł i głośno rozkazywać bez naruszenia independencji, wszystkim krajom zarówno służącej według nieodmiennych praw natury”. Tak pisał w 1774 roku Antoni Popławski, a myśl tę samą rozwijał równolegle ksiądz Wincenty Skrzetuski, a wkrótce Adam Wawrzyniec Rzewuski w traktacie O formie rządu republikańskiego myśli z 1791 roku. Dwaj ostatni niezbywalne prawo do niepodległości rozciągnęli także na ludy kolonizowane za morzami przez imperia europejskie. „Podbijanie dzikich narodów dla onych polerowania, jest pozór równie niesprawiedliwy jak i śmieszny”, pisał w 1773 roku pijar, ksiądz Skrzetuski, podważając w ten sposób również podstawy oświeceniowej ideologii imperium, z jakiej korzystali tak chętnie władcy Rosji w swych podbojach dokonywanych na Turcji, Persji i w Azji Środkowej. Podboje, panowanie nad innymi narodami oznaczają despotyzm i niewolę – przestrzegał Rzewuski. Protestował również przeciwko podporządkowywaniu międzynarodowej sceny politycznej zasadom racji stanu, egoizmu interesów państwowych, wysuwając w zamian zasadę solidarności narodów: „Co człowiek człowiekowi, obywatel obywatelowi, toż samo naród winien narodowi”. Program ten zdążył rozbudować jeszcze przed upadkiem Rzeczypospolitej fizjokrata, ks. Hieronim Stroynowski w swej Nauce prawa przyrodzonego, politycznego, ekonomiki politycznej i prawa narodów (po raz pierwszy wydanej w 1785 r.). Wysunął w niej pogląd o absolutnej równości praw wszystkich narodów do niepodległości, niezależnie od ich wielkości i siły. Dziesięć lat przed ostatnim rozbiorem ksiądz Stroynowski formułował tak cztery podstawowe obowiązki: „1. Nie naruszać własności i wolności innych narodów; 2. Nie używać mocy przeciwko innym narodom, chyba w potrzebie sprawiedliwej obrony; 3. Zachować wierność, rzetelność w obopólnych ugodach; 4. Nie uchylać, podług możności, obrony i pomocy narodom w potrzebie pozostającym”.

Definicje narodu tworzone jeszcze przed końcem XVIII wieku przez publicystów polskich pozwalały wydatnie rozszerzyć to pojęcie, poza formułę „narodu politycznego”, czyli elit, w przypadku Rzeczypospolitej, szlacheckich. Jak pisał w 1791 roku przedstawiciel radykalnego skrzydła zwolenników konstytucji Franciszek Salezy Jezierski: „Naród jest zgromadzenie ludzi mających jeden język, zwyczaje i obyczaje zawarte jednym i ogólnym prawodawstwem dla wszystkich obywatelów”. Ta definicja narodu była opisem nie politycznej rzeczywistości, ale stanu pożądanego, który osiągnąć można było tylko poprzez destrukcję aktualnego porządku politycznego opartego na dominacji ponadnarodowych imperiów. I też Stroynowski wskazywał charakterystyczny przykład takiej grupy: Włochów – są narodem, a nie mają „ani rządu, ani prawa, ani potęgi swojej”[28]. Budowa (powstanie) tak rozumianych nowoczesnych narodów, ich nieuchronny bunt przeciw dzielącym je i tłumiącym należną im suwerenność imperiom – to generalna linia idei powstańczej w XIX wieku.

Wzmocniona kulturowym oddziaływaniem Romantyzmu owa specyficzna polska doktryna ius gentium przekształcała się na progu powstania listopadowego w rewolucyjną doktrynę wyzwalania, której egzekutorką na wschodzie Europy miała być powstająca Polska. Otwarte pozostawało pytanie: Czy powstająca Polska miała zająć się wyłącznie własnym wyzwoleniem, oderwaniem od Imperium Rosyjskiego ziem litewsko-ruskich w wojennej konfrontacji, działaniem jedynie w oparciu o własne siły wydobyte z ludu (poprzez rewolucję społeczną, a może w solidarności ludu ze szlachtą i mieszczaństwem)? Czy też ma prowadzić swoją misję wyzwolicielską dalej, ku innym zniewolonym i cierpiącym pod jarzmem Imperium Rosyjskiego i innych imperiów-zaborców ludom w Europie Wschodniej? Czy ma odwoływać się do pomocy „przyjaciół wolności”, których szukać by można znowu na Zachodzie (zwłaszcza po kolejnej, lipcowej rewolucji roku 1830 we Francji)?

Te pytania wyznaczą główne kierunki dalszego rozwoju polskiej idei powstańczej: dyskusji w czasie powstania listopadowego, sformowania w ich toku pięknego hasła „za wolność naszą i waszą”, potem podziałów politycznych Wielkiej Emigracji, konspiracji krajowych i prób powstańczych między 1833 i 1849 rokiem, wreszcie tzw. rewolucji moralnej lat 1861–1862 i samego powstania styczniowego[29]. Kolejne rozdziały w historii tej idei pisać będą Joachim Lelewel, Maurycy Mochnacki, Adam Mickiewicz, Adam Jerzy Czartoryski – by wymienić tylko najważniejszych. Ujawniać się będą coraz wyraźniej nowe dylematy, jak choćby ten, który wystąpi pomiędzy hasłem wolności dla Rzeczypospolitej w granicach przedrozbiorowych (z 1772 r.), antyimperialnym patosem polskich powstań a problemem odrębnych dążeń narodowych na ziemiach nie bez przyczyny nazywanych litewsko-ruskimi. Nowe powstania żywiły się jednak nie tylko refleksją nad takimi dylematami, nie tylko myślą polityczną w jej rozmaitych wariantach, ale także – powtórzmy raz jeszcze – pamięcią powstań poprzednich, pamięcią prześladowań po nich następujących. Żywiły się kulturą romantyczną. Każdy z tych kontekstów wymaga uważnego badania. Dopiero ich połączenie pomaga lepiej rozumieć dynamikę tego fenomenu, który stanowi trwałość powstańczej idei, przekształcenie jej w odrębną, może najsilniejszą emocjonalnie i najtrwalszą tradycję w polskiej historii politycznej wieków XVIII, XIX i XX.

Czy jest to tradycja historycznie skończona, zamknięta? Tu zajmujemy się tylko zwięzłym przeglądem jej początków. Nie możemy jednak nie postawić jednego jeszcze pytania: może jednak jest w tej tradycji coś trwalszego niż tylko splot historycznych okoliczności? Może warto w niej szukać echa trwalszej jeszcze, niedającej się całkiem usunąć powstańczej dyspozycji w ludzkiej naturze, odnajdującej wciąż powód do buntu przeciw jakiemuś imperium?

Jakimś odzwierciedleniem tego pytania (niepokoju czy nadziei?) może być ten wiersz, napisany przez polskiego poetę z Litwy, Czesława Miłosza – jeden z jego ostatnich wierszy, napisany w roku 2003, Flet szczurołapa:

Może to jednak źle, że rozpada się samo

pojęcie obowiązku wobec ojczyzny?

Że gorliwi służalcy i dobrze płatni oprawcy

nie tylko nie poniosą kary, ale siedzą

w swoich willach i piszą pamiętniki,

odwołując się do wyroku historii?

Nagle ukazał się nieduży kraj, zamieszkany

przez małych ludzi, w sam raz na prowincję

zdalnie kierowaną przez imperium.

Może więc nie mylił się Jan Jakub Rousseau,

kiedy doradzał, zanim oswobodzi się

niewolników, najpierw ich wykształcić i oświecić?

Żeby nie zmienili się w stado pyszczków

węszących za żerem, do których zbliża się

szczurołap ze swoim fletem i prowadzi ich

w jaką zechce stronę.

Flet szczurołapa wygrywa piękne melodie,

głównie z repertuaru „Naszej małej stabilizacji”.

Obiecują one globalne kino i błogie wieczory

z puszką piwa przed telewizyjnym ekranem.

Minie jedno, może dwa pokolenia, i młodzi

odkryją nieznane ich ojcom uczucie wstydu.

Wtedy dla swego buntu będą szukać wzorów

w dawno zapomnianej antyimperialnej rebelii[30].

JAROSŁAW CZUBATY

Insurekcja, rewolucja, wojna.Koncepcje odbudowy państwa polskiego na przełomie XVIII i XIX wieku

Kwestia odzyskania suwerenności i ziem utraconych w wyniku rozbiorów na drodze walki zbrojnej pojawiała się w programach polskiej irredenty od schyłku 1792 roku. Niniejszy szkic zawiera jedynie kilka ogólnych refleksji nad problemem, który z pewnością zasługuje na bardziej pogłębione studium.

Formę walki o odzyskanie państwa, sposób organizacji działań i cele, które za ich pośrednictwem zamierzano osiągnąć, określano u schyłku XVIII i w początkach XIX wieku różnie. Do pewnego stopnia mogło to wynikać z podziałów politycznych w ramach polskiej irredenty. Andrzej Zahorski, charakteryzując poglądy polityczne członków sprzysiężenia przygotowującego w 1793 roku przyszłą walkę, wyróżniał wśród nich dwa ugrupowania. Bardziej radykalne, skupione wokół Hugona Kołłątaja, cieszące się znacznym poparciem w kręgach młodych oficerów, publicystów i urzędników, upatrywało szans na zwycięstwo w masowym udziale w walce ludu przyciągniętego do niej przez akty prawne znoszące lub naruszające przywileje szlacheckie. To poglądy tej grupy, dalekiej od jedności w kwestii szczegółowego programu działania, znalazły odzwierciedlenie w memoriale przedstawionym Komitetowi Ocalenia Publicznego w lutym 1793 roku przez Pierre’a Parandiera, który stwierdził wyraźnie, że „rewolucja przygotowująca się w Polsce jest innej zupełnie natury, aniżeli te, które miewały miejsce w owym nieszczęsnym kraju. Nie chodzi obecnie o konfederację szlachty […]”[1].

Akcentowanie związku walki o niepodległość z głębszymi przemianami ustrojowymi odróżniać miało grupę określaną w przyszłości jako „polscy jakobini” od kręgów, w których ton nadawali dawni posłowie na Sejm Wielki, generałowie i wyżsi oficerowie. Opowiadali się oni wprawdzie za czynnym wystąpieniem, którego celem miało być, jak głosił Akt powstania obywatelów mieszkańców województwa krakowskiego: „przywrócenie i zabezpieczenie całości […] granic, wytępienie wszelkiej przemocy i uzurpacji, tak obcej, jak i domowej, ugruntowanie wolności narodowej i niepodległości”, ale niechętni dalej idącym, nagłym zmianom ustrojowym. W środowisku tym docierające z Francji wieści o postępach rewolucji i charakterze towarzyszącej jej walki politycznej wywoływały odrazę i obawy przed powtórzeniem się podobnego scenariusza w Polsce[2]. Wyrazicielami poglądów i obaw tej grupy byli m.in. posłowie i dawni współpracownicy Kołłątaja z czasów Sejmu Wielkiego: Aleksander Linowski, oskarżający później insurekcyjnych radykałów o „chęć porywczą przemałpienia Francuzów”, i Antoni Trębicki, który w pisanym po latach pamiętniku wyrzucał podkanclerzemu zhańbienie narodowego powstania samosądami dokonywanymi z jego inspiracji przez motłoch: „Burzenie ludu […] jest jedno, co zabijać ojczyznę i jej sławę. Cóż gorszego zrobili targowiczanie nad czyn tak podły, tak haniebny […]”[3].

Trębicki w swych wspomnieniach nazywał zresztą insurekcję „rewolucją”. Niezależnie bowiem od podziału insurekcyjnej sceny politycznej na radykałów i „moderantów”, wymienne stosowanie terminów „insurekcja” i „rewolucja” mogło wynikać także z dostępnego wówczas aparatu pojęciowego. Jego kształt na przełomie XVIII i XIX wieku to kwestia interesująca i, jak zauważył Maciej Janowski, nadal słabo zbadana[4]. Analiza publicystyki politycznej czasów Sejmu Wielkiego dowodzi, że określenie „rewolucja” nie było jednoznaczne i niekiedy ten sam autor przywoływał je w tym samym tekście w różnych znaczeniach, opisując tym terminem np. istotną zmianę w składzie rządu, reformę systemu władzy, zamach stanu, powstanie narodowe, bunt przeciw władzy czy wystąpienie jednego ze stanów przeciw innym w obronie swych praw. Jak stwierdziła Anna Grześkowiak-Krwawicz, w tym kontekście nazywano zatem rewolucją choćby wojnę o niepodległość Stanów Zjednoczonych, ale także przewroty absolutystyczne w Danii i Szwecji bądź uchwalenie Konstytucji 3 maja 1791 roku[5].

O istocie rewolucji decydowało zatem raczej połączenie przemian politycznych z szybkim tempem, w jakim nastąpiły, niekoniecznie zaś ich charakter. Początkowo nieliczni wiązali z tym pojęciem elementy politycznego radykalizmu. Możliwa do wyobrażenia była zatem także rewolucja nie do końca radykalna w zakresie celów i środków służących ich realizacji. Potwierdza to stwierdzenie, które padło w broszurze Czy Polacy mogą wybić się na niepodległość?, opublikowanej w 1800 roku z inspiracji Tadeusza Kościuszki: „Życzyłbym zrobić ciąg dalszy rewolucji 1794 z niektórymi poprawami”, wśród których jedną z najważniejszych miało być konsekwentne oparcie ruchu na „prawidłach wolności i równości”[6]