Strona główna » Religia i duchowość » Wielki nieobecny

Wielki nieobecny

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-944059-5-3

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Wielki nieobecny

Zmieniamy się przez całe nasze życie, ale czy jesteśmy w stanie zmienić się radykalnie przez miesiąc albo dwa?
I to tak bardzo, że świat już zawsze będzie wyglądał dla nas inaczej?

Wielki nieobecny to pełna ciepła i humoru opowieść o szczególnej miłości oraz przyjaźni, którą określamy jako: przyjaźń bratniej duszy. Opisuje historię młodego chłopaka - sportowca, znanego podrywacza, w którego życie ktoś ( los) wplata dwie osobliwe kobiety. Wracającego z Indii Rudzielca - pechową dziewczynę, będącą w nieustannych konflikcie z ziemską grawitacją oraz niepozorną nieznajomą w śmiesznym kapelusiku, powalającą na kolana dwumetrowego dryblasa.

Znajomość z nimi rozpoczyna jego niesamowitą wędrówkę, podczas której odkrywa tajemnice prawdziwej miłości płynącej ze świata, w który do tej pory nie wierzył  i początkuje jego niezwykłą, wewnętrzną przemianę, dzięki której otwiera się na miłość życia, wielką namiętność ze szczyptą duchowości oraz piękne i tajemnicze przestrzenie.


Gdy widzi, że w życiu nic nie jest przypadkowe i zaczyna odbierać sygnały ze świata widzialnego  i niewidzialnego, dopiero wtedy staje przed poważnymi wyzwaniami, jakie atakują go z realnego świata.  
Wielki Nieobecny zwraca uwagę, jak niezmiernie ważna jest w naszym życiu otwartość na drugiego człowieka, akceptacja różnorodności postaw i osobowości  i przypomina, że tylko … głupiec potyka się o kamienie, natomiast mędrzec buduje z nich stopnie.

Polecane książki

Do greckiej restauracji w Londynie, w której pracuje Lizzie Montgomery, przychodzi przyjaciel szefa, milioner Damon Gavros. Kiedyś Lizzie go kochała, ale ich znajomość zakończyła się burzliwie. Teraz Damon, jak gdyby nigdy nic, zaprasza ją na kawę. Lizzie nie może mu wybaczyć, że kiedy była o...
Leigh Vaughn, celebrytka prowadząca w telewizji autorski program kulinarny, przygotowała na aukcję kosz wykwintnych smakołyków. Zwycięzcę czeka dodatkowa nagroda: kolacja z autorką kompozycji. Nabywca kosza pozostaje anonimowy, lecz nie rezygnuje z randki. Zaprasza Leigh do nadmorskiej wi...
Miesięcznik „Egzorcysta” to jedyne w swoim rodzaju czasopismo, które podejmuje temat zagrożeń duchowych we współczesnym świecie i przedstawia sposoby obrony przed nimi. Miesięcznik wyróżnia się nowoczesną szatą graficzną i oryginalnym doborem treści. Wśród autorów znajdują się kapłani, nauko...
Niezwykle prawdziwa, poruszająca historia o mrocznych stronach osobowości, przyjaźni i wybaczeniu samemu sobie. Po próbie samobójczej siedemnastoletnia Tamar trafia do szpitala psychiatrycznego dla nastolatków. Dziewczyna przez lata się samookaleczała, zmagała się z ogromną nienawiścią do samej s...
Alicja wiedzie nudne życie, w którym cały czas albo się czegoś boi, albo ogarnia ją zniechęcenie. Na co dzień pracuje jako asystentka w renomowanej klinice in vitro, przez co zaczyna żyć historiami pacjentów oraz personelu kliniki. Tam niczym w soczewce skupiają się ludzkie dramaty oraz radości, a u...
Szejk Zayed al bin Nur musi się jak najszybciej ożenić z księżniczką, z którą jest zaręczony od dwudziestu lat. Jej ojciec odwleka ślub, a Zayed tylko dzięki temu małżeństwu może odzyskać władzę w swoim kraju. Zdesperowany, decyduje się porwać księżniczkę i wziąć z nią ślub. Prawie udaje mu s...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Kem Frydrych

Kem FrydrychWielki NieobecnyMiłość, przyjaźń oraz namiętność ze szczyptą duchowości.Książkę dedykuję mojej Emilce – Busi  dla której i dzięki której powstała ta opowieść.tom IMoi Drodzy, opowieść którą pragnę Wam przedstawić… była zaskoczeniem dla mojej rodziny, znajomych, a najbardziej dla mnie. Nigdy wcześniej spod mojej ręki nie wyszło najmniejsze opowiadanie, nie mówiąc o książce. Przy próbie szlifowania jej do poziomu prawdziwego pisarstwa, nie ukazałaby się nigdy drukiem. Mam nadzieję, że gramatyka i interpunkcja nie przeszkodzą w czytaniu tej niezwykłej opowieści. Bardzo dziękuję moim Przyjaciołom, a szczególnie: Kasi, Grażynce, Mirze oraz Asi, że przeczytały wszystkie brudnopisy „od deski do deski”. Bardzo dziękuję Rafałowi, że treść płynąca na klawiaturę ujrzała światło dzienne i Beatce od której usłyszałam najpiękniejsze słowa na temat mojej książki.Kem+FrydrychProjekt okładki: Kem FrydrychWydawca: Wielo-Rybae-mail: kem.frydrych@gmail.comwww.wielkinieobecny.pl ISBN 978-83-944059-5-3Spis treści:Część I – Karl1. Lot  2. Pstrokata 3. Lokatorka  4. Medytacje 5. Szczerość 6. Powrót 7. Propozycja 8. Saab 9. Koordynator10. Podróż11. Zawody z niespodzianką12. Natalie13. Rzeczy niezwykłe14. Trudne rozmowy15. Dziewczyna jak noc16. Olśnienie czy porażenie?17. Zaskakujące talenty18. Spełniająca życzenia19. Kawa czy czekolada?20. Strzały21. Czarna limuzyna22. Dusza?23. Spotkasz, żeby nie wiem co!24. Zapach z nikąd25. Fatamorgana?26. Przekonanie27. Miłość czy wymiana?28. Rozum czy serce?29. Wyjątkowa właścicielka30. Święty?31. Pierścienie Jowisza32. Droga powrotna33. Zniknięcie Mateusza34. Tajemnice35. Kolacja i niespodzianki36. Zawody i powroty37. Dziewczyna duch38. Poszukiwania ducha39. Ronald40. Zmiany41. Ciągle nic…Część II – Ona 1. Jedyny taki egzemplarz 2. Jak afrodyzjak 3. Agent z przesyłką 4. Jak tu flirtować? 5. Słońce i Księżyc 6. Tajemnica metra 7. Kto tu oszalał? 8. Nadzwyczajna historia 9. Telefony10. Fiołkowe auto11. Czy ona jest chora?12. Wersja nieprawdopodobna13. Kolacja pełna nadziei14. Wyznanie15. Szczerość Karla16. I co dalej?17. Nieoczekiwana wizyta18. Szpital19. Świąteczne zakupy20. Nauczyciel tańca21. Depresja22. Powrót do świata23. Nieoczekiwany gość24. Nowe serce25. Jak na spowiedzi26. Szalony pomysł27. Zaproszenie28. Wigilia29. Pierwsza historia30. Miłość czy seks?31. Karl i stara księga32. Choroba i miłość33. Uzdrowienie34. Mój anioł35. Zawody36. Podróż37. Jan z lasu38. Zaufaj mi…39. RazemKarlCzłowiek jest tęsknotą Boga, jest celem Jego Miłości.św. Augustyn1. Lot

Wysiadając z taksówki przed halą odlotów w Rzymie, Karl miał nadzieję, że jego podróż odbędzie się bez zakłóceń. Mimo woli, wysłuchał radiowej prognozy pogody, z której wynikało, że nad centralną Europę nadciągają porywiste wiatry. Liczył, iż nie dotrą zbyt szybko do Włoch i lot będzie miał spokojny.

Z uśmiechem podał pani przy stanowisku numer 3 paszport, informując, że ma jedynie podręczny bagaż, który nie przekracza limitu. Ona, po sprawdzeniu, również z uśmiechem oddała mu dokumenty, a ponieważ nie było zbyt wiele osób, szybko przeszedł między bramkami kontrolnymi.

Jakiś czas później jadąc busem na płytę lotniska, przyglądał się pasażerom. „Wszyscy znudzeni albo zmęczeni – pomyślał – jak zwykle po szaleństwach w Wiecznym Mieście”.

Alkohol wypity wczoraj wieczorem spowodował niewielkiego kaca i Karl wyraźnie czuł ból, w tylnej części czaszki. Aby sobie ulżyć, przymknął oczy, niewiele to jednak pomogło. Kiedy autobus wykonał ostry zakręt, szybko je otworzył i jego wzrok padł na szczupłą dziewczynę stojącą przy drzwiach. Zwrócił na nią uwagę tylko dlatego, że była dziwacznie ubrana i tym odróżniała się od reszty pasażerów. Miała na sobie spiczastą kolorową czapeczkę – ręcznej robot – i barwny, wręcz kiczowaty, zbyt obszerny sweter, którego kontrastowe kolory, aż biły po oczach. Dziwne, że wcześniej nie zauważył tej „Pstrokatej”, jak ją nazwał. 

„Ciekawe, przypadkowo tak się ubrała, czy był to efekt zamierzony?” – rozmyślał, obserwując ją dyskretnie. Wyglądała dosyć zabawnie i do tego miała na nogach stare buty. Zafascynowany patrzył na jej obuwie. „Że chce jej się chodzić w takich człapakach? Czemu ich nie wyrzuci?” – zastanawiał się, odruchowo spoglądając na swoje idealne obuwie. Kiedy autobus się zatrzymał, przerwał rozważania i ruszył do wyjścia.

Przez większość lotu był zajęty własnymi myślami i nie zwracał uwagi na podmuchy wiatru, powodujące niewielkie turbulencje. Cały czas zastanawiał się, co się z nim działo od trzech dni? Gdyby ktoś całkiem z boku popatrzył na jego randkę, to mogłaby mu się wydawać prawie idealna, ale on wiedział, że tak nie jest. Mimo iż spędził w Rzymie weekend z wystrzałową blondynką, czuł gdzieś w środku, że to nie było to, a jego romantyczny wyjazd okazał się jedynie stratą czasu, a w obecnej sytuacji również i pieniędzy. Rozmyślał nad tym od wczorajszego ranka i żadne logiczne wyjaśnienie nie przychodziło mu do głowy. Co poszło nie tak? Czy z nim jest coś nie w porządku? 

Tak bardzo cieszył się na ten wyjazd, a już następnego dnia po przyjeździe zauważył, że chociaż żartował przy śniadaniu, nie był pełen entuzjazmu, nie tryskał dowcipem jak dawniej. Pierwszą i drugą noc mógł zaliczyć do udanych, chociaż zdawał sobie sprawę, że nie szalał. 

Powinien być z siebie zadowolony, ponieważ kondycję miał nadal całkiem niezłą, co przekładało się na jego idealną sylwetkę. Ale co z tego, kiedy w każdym swoim geście wyczuwał sztuczność i przymus. Miał tylko nadzieję, że dziewczyna tego nie zauważyła. Na pierwszy rzut oka wydawała się zadowolona. 

Dni upłynęły im zgodnie z planem: były spacery, kolacje przy świecach i upojne noce. Ale to wcale nie pomagało, a wręcz przeciwnie, jego samopoczucie pogarszało się z godziny na godzinę, a on nie miał pojęcia, co się dzieje. Nigdy nie był w takim nastroju. Trochę czytał o depresjach, ale to co odczuwał, nie pasowało do definicji jaką znał. 

Na pożegnalnej kolacji, aby się trochę rozruszać, wypił odrobinę za dużo. Na szczęście mówił całkiem swobodnie, język oraz nogi nie plątały mu się i dzielnie dotrwał do końca wieczoru. Pamiętał, jak objęci wchodzili do sypialni i lekko zataczając, szli w stronę łóżka, a potem chichocząc, nawzajem rozbierali. Co działo się potem, nie miał pojęcia. „Widocznie przesadziłem z winem” – pomyślał, bo najzwyczajniej w świecie film mu się urwał i świadomość włączyła dopiero rano, kiedy otworzył oczy.

Z łazienki dochodził szum wody, a ponieważ miejsce obok niego było puste, domyślił się, że zapewne dziewczyna brała prysznic. Odetchnął z ulgą, miał chwilę dla siebie. 

Szybko zrekonstruował wydarzenia wczorajszego wieczoru. Nie popisał się tym razem, ale miał nadzieję, że chociaż nie narozrabiał. Przez ułamek sekundy wróciło wspomnienie innych nocy i innej dziewczyny. Zrobiło mu się nieprzyjemnie, aż się skrzywił. Chociaż za nic nie chciał wracać do tamtych wspomnień, to same przylazły i poraziły go niczym nagły elektrowstrząs. Na szczęście szybko zniknęły. 

Aby nie powróciły, zerwał się z łóżka, podszedł do okna i odsłonił zasłony. Przed nim rozciągała się wspaniała panorama słonecznego Rzymu, skąpanego w porannym ulicznym gwarze, przepełnionym klaksonami i odgłosami dzwonów. Starannie zadbał, aby i ten obraz został wpisany w jego pierwszą randkę. 

Po tak długiej przerwie chciał już powrotu do normalności, jaką znał z okresu… przed Moniką. Nie chciał wspominać tego imienia, ale nie udało się. Pewnie jeszcze nieraz będzie mu ono przychodziło na myśl. Nie znał sposobu, aby wszystko wyparowało mu z głowy i z pamięci. Prędzej czy później będzie musiał zmierzyć się z przeszłością. Na pewno w jakimś momencie i w konkretnym kształcie przejawi się. Oby tylko miał siłę i potrafił stawić temu czoła. Westchnął i zaczął się ubierać. 

Gdy Ewa wyszła z łazienki, na stole stało już śniadanie z hotelowej restauracji. Obok nakrycia położył białą różę. Chciał, bez używania zbyt wielu słów, przeprosić ją za to, co się w nocy… nie wydarzyło. Nie mógł niestety zmusić się do tego, aby zamówić czerwoną. Jeszcze nie tak dawno nie stanowiło to dla niego problemu. A teraz? Co się z nim działo? Nie miał pojęcia. 

Uśmiechnęła się i usiadła.

– Sądzę, że i ja powinnam dać ci kwiatek, sama też się nie popisałam. Nawet nie wiem, kiedy usnęłam. 

Nie wytrzymał i parsknął śmiechem. Obojgu było niezręcznie.

– Ty też? Właśnie cały czas zastanawiam się, jak cię przeprosić za to, że wczoraj padłem… a widzę, że jest remis! 

Pierwszy raz odkąd przyjechał, śmiał się serdecznie i szczerze. Śniadanie i cały ranek, mimo jego obaw, upłynął im całkiem przyjemnie. W południe odwiózł Ewę na dworzec, a stamtąd pojechał prosto na lotnisko. Ona spieszyła się na ekspres do Florencji, a on miał lot do Frankfurtu.

Dziewczyna chciała skorzystać z okazji i odwiedzić ciotkę, która zapraszała ją od wielu lat. Proponowała Karlowi, aby pojechali do niej razem, ale wymigał się, mówiąc, że ma ważne spotkanie z trenerem i nie może go odwołać. Było to zgodne z prawdą, ponieważ faktycznie dotyczyło wznowienia jego treningów, na których bardzo mu zależało.

Wyczytała to chyba z jego twarzy, bo przestała go namawiać. Rozstali się w miłej atmosferze i Karl na koniec zdobył się nawet na względnie namiętny pocałunek.

– Leć bezpiecznie i po powrocie zadzwoń – powiedziała, przytulając się do niego. 

– Słowo – odparł z szelmowskim uśmiechem, który miał opanowany do perfekcji jeszcze ze starych czasów. Kiedy go używał, nie potrzebował żadnych dodatkowych zapewnień. Tak było i tym razem. Ewa roześmiała się i odchodząc, pomachała mu na pożegnanie. 

Wiedział, że w dobrym tonie jest, odwrócić się chociaż raz. Zrobił to, ale automatycznie, ponieważ myślał już o  swoim spotkaniu z  trenerem.

* * * 

Z  zamyślenia wyrwał Karla głos, który rozległ się w samolocie. To kapitan informował, że we Frankfurcie wylądują z niewielkim opóźnieniem. Otworzył oczy i powoli wrócił do rzeczywistości. „Nie jest źle” – stwierdził, mając na uwadze podmuchy wiatru, jakie napierały podczas lotu na samolot – „Mogło być gorzej”. 

Opuszczając samolot i schodząc po schodkach, odruchowo spojrzał w niebo. To, co zobaczył, nie wróżyło niczego dobrego. Granatowe chmury wisiały nisko nad ziemią, a silny wiatr przeganiał je z jednego krańca nieba na drugi. – O kurcze – mruknął, bojąc się, że pogoda może utrudnić następny lot. 

Podniósł odruchowo kołnierz kurtki, aby osłonić się nieco od zimnych podmuchów. Różnica temperatur we Frankfurcie i w Rzymie była znaczna. Widział niepokój także i u innych pasażerów. Zapewne myśleli o tym samym. Nagle przypomniał sobie „Pstrokatą” i dyskretnie odwrócił głowę, rozglądając się wokoło. Nigdzie jednak jej nie było, musiała najprawdopodobniej siedzieć gdzieś z tyłu i jeszcze nie wysiadła. Mimo woli uśmiechnął się na wspomnienie jej… butów. Sam nie wiedział, czemu go tak wtedy rozśmieszyły.

 2. Pstrokata

Gdy znalazł się w hali przylotów, ciepło i ogólny niemiecki porządek trochę go uspokoiły. Według planu miał godzinę do następnego lotu. „Dobrze się składa, nie będę musiał długo czekać” – pomyślał z ulgą. Postanowił napić się kawy, może i tym razem cudowny napar przegoni ból głowy. Pamiętał, że zawsze pomagała mu na kaca. 

Poprawił torbę na ramieniu i pomaszerował w stronę baru. Do restauracji nie miał ochoty wchodzić, nie czuł głodu. Zostało mu trochę drobnych, więc dokupił sportowe czasopismo. Rozglądając się za miejscem, nie szukał towarzystwa, miał ochotę pobyć teraz sam. Nie było wielkiego wyboru, jedyny wolny stolik znajdował się na środku sali. Postawił torbę na podłodze i usiadł, z przyjemnością delektując się kawą. 

Ze swojego miejsca dobrze widział tablicę informacyjną i co chwilę spoglądał na przeskakujące literki z zapowiedziami odlotów. Pobieżnie przejrzał gazetę. Kiedy ponownie zerknął na tablicę, zauważył, że jeden start został odwołany, co zaraz zostało potwierdzone przez głośniki. 

Widocznie na zewnątrz coś złego działo się z pogodą, ponieważ znowu odwołano kolejny lot. Zaniepokojony, przysłuchiwał się uważnie następnym zapowiedziom, gdy nagle poczuł, jak ktoś gwałtownie łapie go za ramię. Odwrócił się zaskoczony. Okazało się, że osoba przechodząca obok, potknęła się o jego torbę i aby nie upaść, złapała się go odruchowo. Zerwał się z krzesełka, aby ją podtrzymać. 

– Przepraszam pana – usłyszał zachrypnięty szept. – Bardzo przepraszam, niezdara ze mnie. 

O krok od niego próbowała utrzymać się na nogach jakaś dziewczyna. Zaskoczony spostrzegł, że jest to „Pstrokata” z autobusu. W pierwszej chwili nie poznał jej, ponieważ nie miała na głowie swojej kolorowej czapeczki, a długie rude włosy rozsypały się na ramionach i niczym peleryna, zakryły jej okropny sweter. 

– Nic się nie stało, to chyba moja wina – stwierdził zgodnie z prawdą. – Niedbale rzuciłem torbę, to ja przepraszam – siadając rzeczywiście nie zwrócił uwagi, że zatarasowała część przejścia między stolikami. 

– Nic się pani nie stało? 

– Nie, nic. Głupio mi tylko, że wystraszyłam pana, atakując pańskie ramię – odparła zachrypniętym głosem. 

– Żebym tylko takie ataki w swoim życiu odpierał, to byłbym szczęściarzem – zażartował. 

– Mimo wszystko jeszcze raz przepraszam – powtórzyła, poprawiając torebkę, która podczas zajścia zsunęła się jej z ramienia i uśmiechając nieśmiało, odeszła w stronę barku. 

Karl widział, jak ostrożnie idzie między stolikami. Przez dłuższą chwilę przyglądał się oddalającej dziewczynie. „Ciekawe, skąd przyleciała? – zastanawiał się, siadając ponownie. – I gdzie podziała swoją spiczastą czapkę?”. W autobusie wydawała mu się niska, ale się mylił. On był wysoki, a dziewczyna sięgała mu prawie do ucha. Dzięki swojej dawnej pracy miał wyrobione pewne nawyki i szybko wyłapywał takie detale i odruchowo zwracał na nie uwagę. 

W momencie, gdy dopijał kawę, rozległ się głos proszący, aby pasażerowie jego lotu zameldowali się przy stanowisku numer sześć. Zerknął na zegarek. Do odprawy zostało dobre pół godziny. Przeczucie podpowiadało mu, że zapowiadają się komplikacje i intuicja go nie myliła. Gdy wszyscy ustawili się we wskazanym miejscu, ogłoszono, że z powodu huraganu, który zbliża się do Niemiec, prawie wszystkie loty zostają odwołane, a pasażerowie będą rozwiezieni do pobliskich hoteli i pensjonatów. 

Karl rozejrzał się. Wszyscy, tak samo jak on, byli niezadowoleni. Dawali temu wyraz, głośno komentując zaistniałą sytuację. Na końcu grupy dostrzegł rudowłosą dziewczynę. Postanowił zmienić jej przezwisko, bo uznał, że nie jest zbyt ładne. „Ruda” wydawało mu się lepsze. Zrobił to na wypadek, gdyby miał z nią mieć jeszcze do czynienia. Jego lot, z uwagi na pogodę, zaczynał się niepokojąco komplikować. 

Prawdopodobnie, co chwilę sprawdzano siłę wiatru i kierunek, bo kilka startów przyspieszono. Lecąc w kierunku południowym i południowo-zachodnim, można było oddalić się od huraganu, którego spodziewano się widocznie niedługo. 

– Szkoda, że to nie mój kierunek – westchnął, ponieważ wiedział, że podstawianie busa i inne organizacyjne sprawy mogą się przeciągnąć. Miał doświadczenie w podobnych sytuacjach, może nie związanych bezpośrednio z huraganem, ale z nieoczekiwanymi problemami na lotniskach. W swoim życiu często latał na zawody sportowe i gdy dorabiał jako ochroniarz. 

Przezornie usadowił się w fotelu w najdalszej części poczekalni, aby przeczekać zamieszanie. „W tym kącie moje długie nogi i bagaż nie powinny nikomu przeszkadzać” – pomyślał, zamykając oczy i próbując się rozluźnić. 

Zaczął właśnie usypiać, gdy nagle coś go uderzyło. Zerwał się i rozejrzał.

Ze zdziwieniem spostrzegł, że u jego stóp ktoś klęczy czy raczej kuca. Wystarczył mu rzut oka, aby na wysokości swoich kolan dostrzec rude włosy i pstrokate barwy swetra, który poznałby teraz na końcu świata. 

– Co pani tu robi? To znaczy, co się stało? – zapytał, poprawiając się i zastanawiając, czy ma się wkurzyć, czy roześmiać. 

– Och, przepraszam, nie chciałam pana zbudzić– szepnęła „Ruda”, spoglądając odruchowo na opakowanie trzymane w ręku. – Starałam się być ostrożna, aby pan nic nie poczuł, ale znowu pana wystraszyłam – dodała przepraszającym tonem. 

– Czemu pani klęczy w moich nogach? – zapytał zniecierpliwiony. – Niech się pani podniesie – poprosił podając jej dłoń. Wystraszył się, że może jednak coś jej jest. – Nic pani nie dolega? – dodał, pomagając jej wstać. 

– Nie, nic – odparła szybko. – Wyleciała mi fiolka z tabletkami i potoczyła po podłodze, aby zatrzymać się dokładnie pod pańskimi nogami. Próbowałam ją podnieść tak, aby pana nie obudzić, ale zaplątałam się w sweter i potknęłam o pana buty. Przepraszam, że ma pan ze mną ciągle kłopoty. Obiecuję, że to już ostatni raz. 

Karl pokiwał głową z powątpiewaniem, nie będąc o tym za bardzo przekonany. Dziewczyna najwyraźniej należała do pechowych albo ten dzień nie był jej najszczęśliwszym.

Korzystając z okazji, postanowił przyjrzeć się jej dokładniej. Rzeczywiście, jak na dziewczynę była dosyć wysoka. Miała pociągłą twarz ze sporą ilością piegów rozsianych na małym, lekko zadartym nosku oraz duże ciemnobrązowe oczy. Chyba nawet kogoś mu przypominała. Przypatrywał się jej z uwagą i coś mu się nie zgadzało. No tak, „Ruda” miała czarne brwi i rzęsy, czyli trochę zaskakujące zestawienie z pozostałymi detalami jej urody. „Typowym rudzielcem raczej nie jest” – pomyślał.

Po chwili zorientował się, że trochę za długo gapi się na nią, więc szybko odwrócił wzrok, ale wyglądało że i ona też mu się przygląda. Przyłapana na tym, zawołała pospiesznie: 

– Jeszcze raz przepraszam i uciekam. – Po czym, obróciła się na pięcie i pomaszerowała w swój kąt sali. 

Karl zerknął zaciekawiony za odchodzącą dziewczyną. – Dziwne – mruknął, bo już drugi raz miał przyjemność podnosić ją z podłogi. Ciekawe czy ostatni? Zanim usiadł, spojrzał na zegarek. Minęła dokładnie godzina, od zebrania się pasażerów przy „szóstce”. „Niedługo powinno się zacząć coś dziać” – pomyślał i w tej samej chwili ogłoszono, że autobus czeka na pasażerów jego lotu. Złapał torbę i ruszył w kierunku całej grupy.

Po mniej niż pół godzinie, wszyscy siedzieli w oddalającym się od lotniska pojeździe. Jadąc autostradą, czuć było coraz częstsze podmuchy wiatru, które gwałtownie napierały na bok autobusu. Kierowca wyraźnie zwolnił i jechał powoli, czego nikt nie miał mu za złe. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że z taką pogodą nie ma żartów. Karl pierwszy raz miał do czynienia z huraganem i wolał, jak najszybciej znaleźć się w hotelu, czy w innym murowanym budynku. 

Jechali dobre pół godziny, miał więc sporo czasu, aby przyjrzeć się współpasażerom. Najwięcej było biznesmenów, kilkanaście starszych małżeństw, wiele młodych par, kilku oficerów jakiegoś wojska… oraz jego „Ruda” nieznajoma. Po ostatnich wydarzeniach z jej udziałem trzymała się z daleka od wszystkich i siedziała na pojedynczym miejscu zaraz obok kierowcy. Karl uśmiechnął się mimo woli. „Podobno nie ma przypadków – pomyślał. – Zobaczymy, co będzie dalej”. Kiedy chwilę później wjechali na teren o zwartej zabudowie, domyślił się, że ich podróż dobiegła końca. 

Rzeczywiście, po kilku minutach bus zatrzymał się przed niewielkim hotelem czy może raczej obszernym pensjonatem. Wszyscy podekscytowani zaczęli się podnosić i wychodzić na zewnątrz. Ponieważ podmuchy wiatru były bardzo silne, szybko wszystkich zaproszono do budynku. Rozlokowanie ludzi trochę trwało, nie na tyle jednak długo, aby ktoś czuł się zniecierpliwiony czy niezadowolony. 

Karl dostał klucze do pokoju na parterze i szybko ruszył korytarzem, który wskazał mu młody chłopak. Pojedynczy pokój był dosyć duży, a to dlatego, że drugie łóżko, które stało na przeciwległej ścianie, zostało z jakiegoś powodu wyniesione. Rzucił torbę na fotel i ruszył do łazienki. Drzwi do niej znajdowały się w małym korytarzyku tuż obok wejścia. Odetchnął z ulgą, była czysta i chyba niedawno remontowana. Nie znosił brudnych łazienek, a takie dosyć często mu się trafiały. Umył ręce, odświeżył twarz i miał właśnie wyjść, gdy nagle ktoś zapukał do drzwi.

– Chwileczkę – zawołał, wychodząc z łazienki. – Proszę! 

Zaciekawiony obserwował wchodzącego do pokoju mężczyznę. 

– Bardzo pana przepraszam – przed nim stał pracownik lotniska, który z nimi jechał – mamy problem i musimy poprosić pana o pomoc. 

– Słucham – odparł zdziwiony – O co chodzi? 

– Mamy kłopoty z zakwaterowaniem, ponieważ wkradła się pomyłka na liście pasażerów. Pan rozumie, że w tych warunkach mogło się to zdarzyć. Odwołanych jest tyle lotów.

– No tak, ale co ja mam z tym wspólnego? To znaczy, w czym mogę panu pomóc? – poprawił się.

– Przy zakwaterowaniu została pominięta na liście jedna osoba i nie ma dla niej już nigdzie miejsca. Oprócz jednego… Właśnie w pańskim pokoju. Tu wprawdzie jest tylko jedno łóżko – mężczyzna rozejrzał się, a Karl za nim – ale zaraz może być przyniesione drugie, jeśli wyrazi pan zgodę. 

Karla nie zachwyciła propozycja pracownika, ponieważ wolał zostać sam, ale wiedział, że sytuacja jest wyjątkowa.

– No tak, rozumiem i zgadzam się – odparł. 

– Ale to nie jest, proszę pana, mężczyzna tylko kobieta i może pan nie wyrazić zgody, ale wtedy nie będziemy mieli co z nią zrobić. Wszystkie miejsca są zajęte i będzie musiała spędzić noc na korytarzu.

Pracownik lotniska był najwyraźniej zatroskany, a jednocześnie skrępowany propozycją, jaką złożył Karlowi. Natomiast on w lot zrozumiał, że albo będzie spał w pokoju, a kobieta na korytarzu, albo, jeśli zachowa się jak dżentelmen, ona będzie spała w pokoju, a on na korytarzu. 

– No cóż – mruknął. – Propozycja, którą mi pan złożył, jest dosyć kłopotliwa… ale rozumiem, że sytuacja jest wyjątkowa. – Nie uśmiechało mu się spanie na korytarzu, tym bardziej, że powoli zaczął odczuwać skutki nieprzespanych nocy ze swoją przyjaciółką. 

– W związku z tym… co pan postanawia? – zapytał pracownik z nadzieją w głosie, którą Karl już wyczuł. 

– No cóż… Nie pozostaje mi nic innego, jak… zgodzić się – odparł po chwili wahania. – A przynajmniej ładna jest ta… kobieta? – zapytał pół żartem, pogodzony z faktem, że zaraz wtrynią mu jakąś „babę”. „Całe szczęście, że potrafię od razu zasnąć i sen mam raczej mocny” – pomyślał. Mężczyzna odetchnął z wyraźną ulgą i nachylając się w stronę Karla, z lekkim rozmarzeniem odparł: 

– Ja przy takiej dziewczynie wcale bym nie zasnął… Jest bardzo w moim typie. Ma piękne rude włosy. 

Karl dopiero po chwili zrozumiał, co mężczyzna do niego powiedział, ponieważ nie od razu to do niego dotarło. „Och, tylko nie to!!! – pomyślał. – Znowu ona? To zaczyna zakrawać na jakiś spisek. Ile razy będzie mi się zwalała na głowę.” Jak magnes i szpilka. Niezależnie jak daleko znajdowała się od niego, zawsze na niego wpadała.

Karl nawet nie zauważył, kiedy został sam ze swoimi myślami. Mężczyzna szybko ulotnił się, wypełniwszy niewdzięczne zadanie, widocznie obawiał się, że Karl może się rozmyślić. I nie dziwił mu się wcale.

Rozejrzał się po pokoju, nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić. Musiał czekać, aż potwierdzi się to, czego się obawiał. Miał wielką ochotę położyć się już, ale w obecnej sytuacji nie mógł. „Nie wiadomo, jak długo będzie to wszystko trwało” – pomyślał, kładąc się na łóżku. 

Nie kontrolował czasu, może po kwadransie, a może trochę później rozległo się pukanie do drzwi. Zerwał się i zawołał: 

– Proszę! 

 3. Lokatorka

Drzwi powoli otworzyły się i stanęła w nich jego ruda nieznajoma. No bo któż inny mógłby to być? Spojrzała w głąb pokoju i zobaczyła Karla.

– Och nie! Tylko nie to! – zawołała. 

A Karl o mało nie parsknął śmiechem, poniewż zareagowała dokładnie tak jak on niedawno. Pohamował się jednak. 

– Ciekawy byłem, kiedy znowu pani na mnie wpadnie. Zastanawiałem się, że coś długo nic się nie dzieje w naszych kontaktach – stwierdził, żartując sobie z niej. 

Dziewczyna skrzywiła się i zrobiła krok do tyłu, jak gdyby chciała wyjść. W tym momencie zorientował się, że przesadził. Nie chciał jej wystraszyć, bo mogliby mu dokwaterować kogoś o wiele gorszego, dodał więc szybko z uśmiechem:

– Żartowałem, proszę się mnie nie bać, jakoś to przeżyję… przeżyjemy. 

Dziewczyna przyglądała mu się nieufnie, gdy nagle ktoś energicznie zapukał do drzwi. 

– Proszę – zawołał ponownie. 

W drzwiach stanął mężczyzna, a za nim jeszcze dwóch. 

– Przepraszam, ale mamy tu wnieść dodatkowe łóżko – oznajmił tubalnym głosem. 

– Tak, bardzo proszę – odparł. – Może wyjdźmy z pokoju, żeby panom było wygodniej – dodał, chwytając dziewczynę za ramię i popychając lekko w stronę drzwi. 

Stanęła na korytarzu pod ścianą, obserwując, jak pracownicy pensjonatu wnoszą niewielki tapczanik. Karl chciał ją zagadnąć, aby zatrzeć niemiłe wrażenie po swoich niewybrednych żartach, ale zrezygnował, ponieważ nie wiedział, co powiedzieć. Mężczyźni szybko ustawili łóżko i wyszli, zostawiając drzwi otwarte. Złapał ją i pociągnął w drugą stronę, mówiąc: – Już gotowe, możemy wejść. Panie przodem. 

Kiedy znaleźli się w środku, podszedł do łóżka i usiadł. Potem zaprosił, aby ona zrobiła to samo. Przysiadła na brzegu i westchnęła. Wyglądała na wystraszoną i zmęczoną.  

– Proszę wybaczyć moje zachowanie, chciałem być dowcipny – powiedział, starając się, aby zabrzmiało to szczerze. 

Spojrzała na niego, po czym zmarszczyła czoło, jakby próbowała skoncentrować się na jego słowach. 

– A… no tak… to był żart – odparła cicho. – Przepraszam, ale jestem przyzwyczajona do nieco innych.

Po tym co powiedziała, Karlowi zrobiło się głupio. 

– Bardzo przepraszam, to ze zmęczenia – tłumaczył jej. – Może zacznę od nowa nieco lepiej. Mam na imię Karl – powiedział, uśmiechając się i wyciągając do niej rękę. 

Dziewczyna popatrzyła na niego nadal z dystansem, ale po chwili uśmiechnęła się nieznacznie i podała mu dłoń. Wąski pokój pozwalał na to, aby bez wstawania podali sobie ręce. 

– Mam na imię Natalie – powiedziała cicho. 

– Miło mi – odparł. – To po francusku ? – zagadnął. 

– Tak, dwadzieścia lat mieszkałam we Francji – odparła. – To dlatego. 

– Natalie, ładne imię – odparł i zaraz dodał: – Skąd wracasz? 

– Dobrze wyczułeś, wracam… z Indii, a dokładniej z pogranicza Butanu i Indii – odparła nieco pewniejszym już tonem.

– Oj, daleko. Co cię tam zagnało? Turystyka, interesy czy miłość? – wypytywał dalej. 

– Byłam tam ponad rok, ale to długa historia. Nie na dzisiejszy wieczór. To moja trzecia przesiadka i jestem już bardzo zmęczona, właściwie to padam z nóg…

– Och, przepraszam! – przerwał jej, ponieważ dopiero w tej chwili dotarło do niego, że dziewczyna jest autentycznie wyczerpana. Skok z wysokości co najmniej 6 tysięcy metrów n.p.m. na obecne 500, zmiana klimatyczna i czasowa, na pewno dały jej się solidnie we znaki. – Jesteś wykończona, a ja wypytuję cię jak ciekawski dupek – dodał. 

Jego komentarz na swój temat wywołał lekki uśmiech na jej twarzy. 

– Nie jestem w formie… mam zapalenie krtani. Dlatego tak cicho mówię… Ale nie bój się, to nie jest zaraźliwe – dodała szybko, aby go uspokoić. – A po co mnie tam wywiało? – zastanowiła się przez chwilę. – Musiałam na jakiś czas uciec od tego całego świata, nabrać do pewnych rzeczy dystansu. 

– Oj, mnie też by się to przydało – odparł, spoglądając na nią. Nagle odkrył, że ona, tak jak on, właśnie wraca do świata. „Moje roczne kamieniołomy są prawie jak jej Himalaje. Czyżbym trafił na osobę po przejściach?”

Ponieważ jej milczenie przedłużało się, dodał: – Jesteś bardziej sponiewierana niż ja, więc proponuję, abyś pierwsza skorzystała z łazienki. 

– Spokojnie, możesz wejść. Muszę zrobić jeszcze inhalację z ziół, a kuchenka jest na końcu korytarza. – To powiedziawszy, ruszyła w kierunku drzwi i po chwili zniknęła. 

Karl wyjął ze swojej torby przybory toaletowe i wszedł do łazienki. Personel motelu widocznie został poinformowany, że bagaże pasażerów zostały ma lotnisku, bo w łazience oprócz ręczników wisiały szlafroki kąpielowe. Z satysfakcją to zauważył, ciesząc się, że będzie mógł przebrać się po kąpieli i nie czuć skrępowany obecnością dziewczyny. 

Prysznic zajął mu trochę czasu, potem mycie zębów, nić dentystyczna, czyszczenie paznokci i dłoni. Kiedy skończył toaletę i wyszedł, w pokoju panował półmrok. Na jego stoliku paliła się nocna lampka, a „Ruda”, a raczej Natalie leżała na brzegu swojego tapczanika w ubraniu i najwyraźniej już spała. Jej miarowy oddech słyszał bardzo wyraźnie. „No tak, mógłbym się trochę pospieszyć” – pomyślał i spojrzał na zegarek leżący na stoliku. W łazience był ponad pół godziny. – Cholera – mruknął zły na siebie. 

Podszedł do niej i nachylił się, od razu poczuł zapach mentolu i  anyżu. Lubił te zapachy, kojarzyły mu się z dzieciństwem i z jego babcią Natalią. „Dziwne te zbiegi okoliczności” – pomyślał, wracając szybko do dziewczyny. Miał dylemat, czy ją obudzić czy raczej nie. Widział, że śpi już głębokim snem. 

Zastanawiał się dłuższą chwilę, przyglądając się jej twarzy, którą rozluźniła już senna nieświadomość, znacznie łagodząc rysy. Policzek miała wtulony w gęstwinę rudych włosów i jak małe dziecko podłożone pod niego obie dłonie. Wyglądała w tej chwili jak dziewczynka, błądząca w tylko jej znanych snach. 

Ciekawy był, od kogo czy od czego musiała uciekać, aż na koniec świata. „Jeśli ktoś chciał ją skrzywdzić, musiała być to chyba niezła kanalia” – pomyślał. Będąc jej… bratem lub przyjacielem, na pewno porachowałby mu solidnie kości. 

Spoglądając na nią, odkrył, że przypomina mu kuzynkę z dzieciństwa. Zastanawiał się i nieoczekiwanie przypomniał sobie kuzynkę z dzieciństwa. Przyjaźnił się z nią w wieku szkolnym. Dobrze ją zapamiętał, ponieważ była to najwspanialsza dziewczyna pod słońcem, tak wtedy sądził. Dziwne, że akurat teraz przyszła mu na myśl. Nie były szczególnie do siebie podobne. Właściwie Natalie miała tylko jedną cechę wspólną z Oliwią, bo tak miała na imię jego kuzynka, a mianowicie identyczny mały i zadarty nos oraz jasną cerę… podobną do Natalie.

Zawsze śmiał się, że chyba ktoś przed nią zbyt szybko zamknął drzwi i jej twarz zatrzymała się na szybie. Nigdy się nie obrażała i śmiała z jego żartu razem z nim. Szkoda, że potem jej rodzina wyjechała tak daleko i ich drogi rozeszły się. Zawsze chciał mieć taką siostrę.

Karl wrócił szybko do teraźniejszości, bo przecież musiał coś postanowić. Spojrzał jeszcze raz na dziewczynę i już wiedział, że nie będzie jej budzić. „Widać, że jest zmęczona, więc niech śpi spokojnie” – pomyślał, klękając na podłodze i ostrożnie zdejmując jej buty. Na nogach miała przybrudzone skarpetki, co zwykle budziło w nim irytację i niechęć, teraz jednak, o dziwo, nie miał zupełnie ochoty osądzać dziewczyny. 

Mimo woli spojrzał na swoje nieskazitelnie białe i przypomniał sobie, że w plecaku ma jeszcze cztery pary nowych. Jutro jedną z nich podaruje jej i zrobi dobry uczynek. 

Wiedział doskonale, że wszyscy śmiali się z jego obsesji na punkcie czystych skarpet, ale miał to gdzieś. Wrócił do dziewczyny, ponieważ postanowił zaryzykować i zdjąć jej również i  skarpetki. „Sam nie znoszę w nich spać, więc może i ona tego nie lubi” – stwierdził, pochylając się nad jej stopami. Gdy je zdejmował, poruszyła się, ale nie obudziła, tylko bardziej zwinęła, jakby było jej zimno. Odczekał chwilę, ale mruknęła jedynie coś przez sen i spała dalej. Kiedy uwolnił jej stopy, delikatnie przesunął ją na środek łóżka i przykrył kołdrą oraz pledem leżącym na krzesełku. Dopiero potem położył się sam i zgasił lampkę.

Gdy nastała cisza i zrobiło się ciemno, do jego uszu doszedł szum wiatru oraz daleki łoskot czegoś metalowego, co zapewne silne podmuchy wiatru przesuwały po ulicy. 

Z tego wszystkiego zupełnie zapomniał o wichurze. Był tak zmęczony wrażeniami dzisiejszego dnia, że nie miał ochoty podchodzić do okna i sprawdzać, co dzieje się na zewnątrz. 

– Huragan niech zajmie się sobą, a ja idę spać – mruknął, okrywając się szczelnie kołdrą, jakby słyszany za oknem wiatr miał przedostać się do pokoju. Sam nie zauważył, kiedy usnął.

 4. Medytacje

Kiedy otworzył oczy, był już ranek. Uniósł się na łokciu i rozejrzał. Łóżko po drugiej stronie pokoju było dokładnie zaścielone. „Pewnie jest w łazience” – pomyślał i nasłuchując, przymknął oczy. Gdyby nieoczekiwanie wyszła z łazienki, postanowił udawać, że jeszcze śpi, aby dać jej chwilę swobody w pokoju, który przyszło jej dzielić z zupełnie obcym facetem. Jednak z łazienki nie dochodziły żadne odgłosy, ale raczej z ulicy wraz z lekkim podmuchem świeżego powietrza. 

Otworzył oczy i odkrył, że drzwi balkonowe są uchylone. Postanowił już nie markować spania, tylko wstać. Odrzucił kołdrę i usiadł na łóżku, a ponieważ miał na sobie jedynie bokserki i podkoszulek, sięgnął po szlafrok. Gdy tylko zarzucił go na siebie, od razu poczuł się lepiej.

Podszedł do okna i rozchylił zasłony, dzięki czemu do pokoju wpadło więcej światła, a raczej najczystszych i radosnych słonecznych promieni. Okazało się, że po silnym wietrze czy huraganie oraz granatowych chmurach nie zostało śladu. 

– Dobrze się zapowiada – powiedział do siebie i w tym momencie zauważył przez szybę, że na balkonie siedzi jego współlokatorka. Jej widok nie zdziwiło go, ale spowodował, że nie wiedział, czy ma szerzej otworzyć drzwi i wyjść do niej, czy raczej uszanować jej samotność i zostawić ją w spokoju. Dziewczyna jakby zgadując, że wstał i spogląda na nią, machnięciem ręki zaprosiła go do siebie. 

– Proszę, proszę. Dzień jest tak zaskakująco piękny, że nie chcę go jedynie sobie przywłaszczyć – powiedziała, otwierając oczy. 

– No, nie wiem – bąknął. – Nie chciałbym przeszkadzać w… medytacji. 

Uśmiechnęła się i zaprzeczyła ruchem głowy. 

– To nie jest medytacja Kocham słońce i zawsze rano, kiedy tylko jest na niebie, wychodzę je powitać i trochę z nim porozmawiać. 

– Rozmawiasz ze słońcem? – zdziwił się, chociaż czuł, że w jej przypadku, nic nie powinno go dziwić. Nie znał jej, ale domyślił się, że była nieco inna od dziewczyn jakie znał. 

– Tak, rozmawiam, choć może ci się to wyda dziwne. Od małego dziecka czułam, że jest to „istota” dobra, silna i opiekuńcza… Wychodząc z domu, podświadomie szukałam go na niebie i nieraz, pomimo pochmurnego dnia, wyzierało zza chmur. Mój ojciec mawiał, że zawsze w zaczarowany sposób potrafiłam je wywołać, jeśli nawet skryte było za chmurami – roześmiała się i zrobiła to w taki sam sposób jak w dzieciństwie jego Oliwka, zupełnie go tym zaskakując. 

– Fakt, coś w tym jest – odparł. – Nie jesteś wyjątkiem, wiele cywilizacji widziało w słońcu boga. Bóg Ra, bóg Lug, Aton, Szamasz – wyliczał zadowolony, że może się przed nią tym pochwalić.

– O, nawet nieźle się orientujesz – zdziwiła się, zapraszając, aby usiadł obok niej. 

– To czysty przypadek – przyznał się. – Nie jestem w tej dziedzinie znawcą. Gdy dorabiałem sobie jako ochroniarz, parę razy trafili mi się aktorzy, jeździłem z nimi na plenery filmowe, gdzie z nudów zerkałem do scenariusza, chociaż było to zakazane – uśmiechnął się. – Raz kręcili film o archeologach, szukających manuskryptów dawnych cywilizacji. To wtedy trochę tych szczegółów utkwiło mi w pamięci.

– To ciekawe. Miło jest porozmawiać z kimś, kto ma trochę pojęcia o tych rzeczach – odparła.– Może jeszcze w innych ciekawych projektach uczestniczyłeś i nie będzie z tobą tak nudno, jak z przedstawicielami twojego gatunku, którzy potrafią wymienić jedynie osiem marek piwa i nazwy kilku drużyn piłkarskich. 

Karl spojrzał na dziewczynę ukradkiem, nie wiedząc, czy mówi poważnie, czy żartuje sobie z niego – w rewanżu. Spostrzegła widocznie jego minę, bo parsknęła śmiechem. 

– Wyraz twojej twarzy mówił sam za siebie – odparła. – Nie przejmuj się, żartowałam, chociaż to, co powiedziałam, nie jest dalekie od prawdy. 

Jej śmiech był zaraźliwy. Karl zauważył, że kiedy się śmiała, na policzkach robiły jej się dwa urocze dołeczki. Po pechowym wczorajszym dniu stwierdził, że jest całkiem miła i ma poczucie humoru, wprawdzie okraszone ciętym dowcipem, ale zawsze lubił dziewczyny z takim temperamentem. 

– Nie obraziłam cię? – zapytała, poważniejąc i spoglądając na niego z pewną obawą. 

– Nie, właśnie pomyślałem, że takie poczucie humoru lubię najbardziej – odparł szybko, widząc, jak oddycha z ulgą. 

– Mam nadzieję, że udaje mi się odrobić zaległości z wczorajszego dnia i zaliczyć kilka punktów w twoich oczach. 

– Zastanowię się, czy ten punkt ci zaliczyć, muszę go porównać ze swoją skalą – odparł uśmiechając się i dodając pospiesznie: – Muszę lecieć, widzę nasz bus, a nie brałem jeszcze prysznica.

– No tak, chyba zaraz coś ogłoszą i trzeba być w gotowości – zawołała, zrywając się z podłogi. 

Karl cofnął się i przepuścił ją przodem.

W chwili, gdy znikał w łazience, zawołała za nim: – Tylko pospiesz się z tym prysznicem. Jak będziesz się tak guzdrał jak wczoraj, to odjedziemy bez ciebie. 

Uśmiechnął się, zamykając drzwi do kabiny. Chwile później dobiegł go czyjś głos, informujący, że punktualnie o dziewiątej jest śniadanie, a po nim pasażerowie zostaną odwiezieni na lotnisko „Najgorsze już za nami” – pomyślał, odkręcając wodę i biorąc do ręki szampon.

Kiedy wyszli przed budynek, słońce nadal świeciło, a jego ciepłe promienie powodowały, że ludziom od razu poprawiały się nastroje. Wszyscy rozglądali się wokoło, aby zobaczyć, czy huragan rzeczywiście był silny i czy narobił dużo szkód. Na asfalcie leżały stosy śmieci i poprzewracane kosze, połamane gałęzie oraz mniejsze konary. Jeden z  nich padł prosto na auto i wgniótł dosyć mocno dach. W innym miejscu uprzątano zerwane fragmenty tablic reklamowych. 

Karl rozejrzał się za… Natalie. Jakoś dziwnie łatwo przyszło mu nazywać ją po imieniu, a nie jak wcześniej – „Ruda”. O poprzednim przezwisku nawet nie wspominał, było naprawdę złośliwe. Uśmiechnął się, wolał zachowywać się jak dżentelmen. Dziewczyna stała za ogrodzeniem obok furtki wejściowej.

W momencie, gdy kierowca otworzył drzwi do autobusu, ustawiła się kolejka i wszyscy zaczęli wchodzić do środka. Karl stał z przodu i kiedy tylko wszedł, od razu zajął dwa miejsca. Kiedy dziewczyna przechodziła obok niego, delikatnie chwycił ją za ramię i pociągnął do siebie. Zrozumiała, o co mu chodzi i zgrabnie przepuszczając tęgiego mężczyznę, usiadła obok niego. 

– Dziękuję – szepnęła. 

– Cała przyjemność po mojej stronie. Jak twoje gardło? – zapytał. 

– Najgorzej jest rano, a ja zapomniałam o swojej inhalacji. Wszystko przez to zamieszanie. 

– To fakt. Nie spodziewałem się huraganu, ale chyba wszystko dobrze… no wiesz, z tym wspólnym noclegiem. 

– Nie czułam, abyś mnie w nocy atakował – zażartował. 

– Nie to miałem na myśli, raczej moje niestosowne zachowanie na samym początku. Mam wyrzuty sumienia – przyznał się.

– Ach to! Nie zwracałam na nie uwagi – powiedziała – byłam wczoraj nieprzytomna ze zmęczenia i nie wszystko, co mówiłeś, docierało do mnie. Zresztą dobrze cię rozumiem. Wcisnęli ci do pokoju obcą dziewczynę wyglądającą co najmniej śmiesznie i masz być zadowolony? Tam skąd wracam, mój ubiór nie wyróżniał się spośród innych. Przywykłam do niego i do jego barw. Tutaj jednak mocno rzucam się w oczy… Zauważyłam to na lotnisku, widząc swoje odbicie w szybie – zachichotała rozbawiona. 

– Chciałem cię jednak przeprosić za moje zachowanie i zapewnić, że nie masz się czego obawiać, jeśli chodzi o damsko-męskie relacje. Zupełnie nie jestem nimi teraz zainteresowany… – Karl nie wiedział, jak wytłumaczyć jej swój obecny stan i niezbyt dobrze się z tym czuł. 

– To akurat zauważyłam – odparła. – Już na lotnisku wyczułam, że nie emanujesz typowo męskimi, powiedzmy, emocjami. I mam nadzieję, że nie zmieni się to do końca naszej podróży. 

Karl osłupiał. Nie wiedział, co odpowiedzieć. „Żartuje sobie ze mnie znowu, czy mówi poważnie?” – zastanawiał się zaskoczony.

– No wiesz, chcę cię wyprowadzić z błędu… nie jestem gejem – bąknął. 

– Wiem, co innego miałam na myśli – spojrzała na niego rozbawiona, czym spowodowała, że zmieszał się jeszcze bardziej. 

„Dobrze, że tylko dziewczyny się czerwienią” – przemknęło mu przez myśl.

Widząc jego minę, zaczęła mu wyjaśniać: – Wyczuwam, kiedy facet „leci” na mnie, a teraz jestem szczególnie wrażliwa na takie sygnały, więc możesz być spokojny. Gdybym coś takiego u ciebie wychwyciła, od razu ostrzegłabym cię i to zaraz – zachichotała, spoglądając na jego zaskoczoną minę. – Już podczas naszego pierwszego spotkania w hali odlotów zauważyłam, że jesteś niegroźny – powiedziała i zaraz dodała: – Ale bądź spokojny, nie miałam na myśli nic z tych rzeczy, o których mówiłeś wcześniej. Chociaż w moim przypadku, gej byłby chyba lepszy od napalonego samca – wypaliła na koniec. 

Karl odetchnął, chociaż jeszcze nie ochłonął po tym, co usłyszał.

Ponieważ autobus ruszył, skorzystał z okazji i odwrócił się w stronę okna, aby Natalie nie widziała, że jest autentycznie zmieszany. 

Powoli wyjeżdżali z wąskiej uliczki, starając się omijać zwalone gałęzie i kawałki tekturowych tablic, a raczej ich szczątki. 

Karl patrząc przez okno, zastanawiał się nad słowami dziewczyny. Czy tak łatwo wyczuć, że coś dziwnego się z nim dzieje? Trochę go to zaniepokoiło. Nie chciał, aby każdy gej przyglądał mu się na ulicy zachęcająco. „Tak, koniecznie muszę zacząć trenować” – pomyślał, mając nadzieje, że gdy wróci do zajęć i swojej dawnej sprawności, wszystko się uspokoi. 

Nie rozmawiali już więcej na ten temat, a właściwie w ogóle się nie odzywali. On zajął się swoimi myślami, a ona, z uwagi na kiepski stan krtani, oszczędzała ją. Odruchowo pomacał kieszeń i wyjął z niej mentolową gumę do żucia. 

– Proszę, może ci trochę pomoże? – powiedział, podając jej. 

Kiwnęła głową, sięgając po drażetkę. 

– Super, miętowo-anyżkowa, na pewno mi ulży. 

 5. Szczerość

Autobus kierował się w stronę lotniska, a oni zgodnie milczeli. Wreszcie Karl zażartował: 

– Kiedy lody między nami zostały już przełamane i  wiesz, że nie rzucę się na ciebie, to może powiedz mi chociaż, dokąd się udajesz albo skąd jesteś. 

Dziewczyna spojrzała na niego i Karl zobaczył w jej oczach rezerwę, którą dostrzegł już wczoraj. Zrozumiał, że nie powinien się za daleko posuwać w swej ciekawości.

– No dobrze, to może ja powiem coś o sobie, a ty, po tym co usłyszysz, ocenisz, czy zasługuję na twoje zaufanie. OK? 

Kiwnęła głową.

–Wracam z romantycznego weekendu, spędzonego z sympatyczną dziewczyną w Rzymie… – zaczął i nagle poczuł, że ma, jak nigdy, ochotę na zupełną szczerość wobec tej nieznajomej. Może potrzebował wyrzucić z siebie to, co leżało mu na sercu od kilku dni. Gdzieś podświadomie czuł, że może obdarzyć ją zaufaniem. Wziął głęboki wdech i dokończył zdanie w sposób, jakiego się jeszcze przed chwilą nie spodziewał. – I już od pierwszego dnia zdałem sobie sprawę, że to była pomyłka. I nie chodziło o dziewczynę, bo była sympatyczna i całkiem w porządku, tylko o mnie. To ze mną coś się działo. Czułem, że wszystko było nie tak… – szepnął. – Nawet nie wiem, jak to wyrazić…

– …Czułeś się zupełnie inaczej niż zawsze? – przyszła mu Natalie z pomocą, a on ze zdziwienia, aż otworzył usta. „Skąd wie, co się ze mną działo?” – pomyślał natychmiast.

– Skąd… wiesz? – szepnął, widząc, że nie patrzy w jego kierunku, a mimo to słucha go w skupieniu. Trochę trwało zanim odpowiedziała. Odwróciła się i spoglądając mu w oczy, oświadczyła:

– Ponieważ, jakiś czas temu sama przeżyłam coś podobnego. 

Karlowi zabrakło słów. Nagle zdał sobie sprawę, że nieprzypadkowo dostał pojedynczy pokój i to nie był pech, że ta nieznajoma dziewczyna trafiła do jego pokoju… Zrozumiał, że niczego, co działo się tego dnia, nie da się wyjaśnić zwykłym zbiegiem okoliczności. Przynajmniej do tej chwili. 

Ona, jakby czytając mu w myślach, powiedziała: – Oj, chyba nie przypadkowo wylądowaliśmy w jednym pokoju, a ja stale wpadałam na ciebie. Tam skąd wracam, przez więcej niż rok wbijano mi do głowy, że nie ma w życiu czegoś takiego jak przypadek.

Karl po tym co właśnie usłyszał, poczuł, że musi dokładnie wszystko sobie przemyśleć i to zaraz.

– Przepraszam, ale muszę przez chwilę pozostać sam ze swoimi myślami – powiedział skołowany. 

Dziewczyna kiwnęła głową i przymknęła oczy. Możliwe, że potrzebowała zastanowić się nad czymś albo odpocząć. 

Nie wiedział, od czego ma zacząć. Przez cały pobyt miał niejasne przeczucie, że coś się z nim dzieje, a teraz mógł dodać, że coś dziwnego zaczęło się dziać  również w jego otoczeniu. „Może zaczynam przyciągać osoby i sytuacje” – pomyślał. – „Nie, to chyba niemożliwe, przecież huraganu nie spowodowałem. Wiara w to świadczyłaby, że oszalałem. Spokojnie, tylko spokojnie – rozmyślał gorączkowo – przecież to nic takiego, że spotkałem dziewczynę, która miała podobne przeżycia. To zupełnie normalne, tysiące ludzi przechodzi takie chwile. A może ona po tych wszystkich naukach w Indiach, czy gdzie tam była, została jasnowidzem i umie czytać w myślach” – przyszło mu nagle do głowy. To byłoby logiczne wytłumaczenie całego zdarzenia. W chwili, kiedy sobie to uzmysłowił, dopiero się wystraszył. Natychmiast przerwał swoje rozmyślania. „Muszę zacząć rozmawiać z nią o czymś zupełnie neutralnym” – postanowił. Starając się, aby jego głos brzmiał spokojnie i naturalnie powiedział: – Już w porządku. Fakt, trochę się zdziwiłem, że tak dobrze potrafiłaś wczuć się w moją sytuacje. 

– Chyba bardziej niż trochę – odparła. – Zamurowało cię na dobre pół godziny. Miałeś niezłą „łamigłówkę” do rozwiązania, co? 

– Och, doprawdy? – zdziwił się i spojrzał na zegarek.

Istotnie, nawet nie zauważył, że oto wjeżdżali na parking przed lotniskiem.

– Czy podczas tych medytacji nie nabyłaś cudownych umiejętności – czytania w myślach? – wypalił niespodziewanie. – To by wszystko tłumaczyło. 

– Och, chciałoby się! – roześmiała się. – Mogę ci służyć jedynie swoją empatią, którą mam podobno od dziecka. 

– To taka umiejętność wchodzenia w cudzą skórę? – upewnił się. 

– Tak, odczuwania, co i gdzie ludzi swędzi – uzupełniła, podnosząc się, ponieważ byli już na miejscu. 

Pasażerowie powoli zaczęli wychodzić, więc musieli przerwać rozmowę. W holu lotniska nie było warunków, aby ją kontynuować i Karl postanowił powrócić do niej w samolocie. Z tego powodu poprosił stewardesę o pomoc, w zamianie miejsca z pasażerem siedzącym obok Natalie i powrócił do tematu. 

– Powiedz mi, co dały ci te medytacje? Praktykowałaś je, żeby się wyciszyć? 

Natalie spojrzała na niego z lekkim politowaniem i zaczęła mówić, a raczej tłumaczyć jak nauczycielka tępemu uczniowi: – Aby zacząć naukę medytacji, najpierw musiałam się do tego przygotować. 

– To nie wystarczy usiąść i zamknąć oczy? – przerwał jej. 

– Nie, nie wystarczy. Proszę bardzo, zamknij oczy i spróbuj się wyciszyć. Zrób to, chociaż przez chwilę – zachęciła go. 

Posłusznie przymknął powieki, chcąc się zrelaksować, ale jak na złość myśli zaczęły przelatywać mu przez głowę niczym sfora psiaków. Próbował to opanować. Trwało to dobrą chwilę, ale mimo usilnych starań, nic mu z tego nie wychodziło. 

– I jak, poczułeś spokój? – usłyszał Natalie. 

– Raczej nie – odparł. – To faktycznie nie jest takie proste. 

– Sam więc widzisz, że naukę zaczyna się od obserwowania swojego bałaganu czy raczej śmietnika w głowie. Bo to tam, jedna myśl goni drugą przeplatana porcjami lęku. Dosyć długo trwa, zanim nauczymy się, nie dawać wciągać w ten kołowrót. Dopiero po pewnym czasie powoli zaczynają zwalniać. 

– I co? Naprawdę zwalniają?

– Tak, pomału. Tyle że na początku potrzebne są do tego odpowiednie warunki. 

– Wiem: cisza, spokój i tym podobne rzeczy – podpowiedział jej. 

– Można to tak określić. Gdy pracuje się ze swoim bałaganem, dobrze jest, aby na początku otoczenie nie dorzucało nam dodatkowego chaosu, bo możemy nie dać sobie rady – wyjaśniła, uśmiechając się. 

Karl zerkając na nią, stwierdził, że bardzo polubił jej uśmiech. „Może go rozdawać, jak ciastka na deser” – pomyślał.

Tymczasem Natalie kontynuowała: 

– Dobrze jest na początek, wyjechać w ustronne miejsce, aby się uspokoić i gdzie możemy powoli zacząć się przyglądać naszemu bałaganowi w głowie. Jest to ważne, ponieważ nasze myśli pokazują nam, na czym jesteśmy w swoim życiu najbardziej skoncentrowani albo do czego jesteśmy chorobliwie przywiązani lub czego się najbardziej boimy. Idąc dalej, odkrywamy, że nasze myśli zawsze są połączone z określonymi emocjami.

– A bez tego nie można usiąść i medytować? 

– Próbowałeś i sam zobaczyłeś, co się działo. Niewielu osobom się to udaje tak od razu. Medytujący na początku próbują się wyciszać na dwa sposoby: albo wyobrażają sobie światło, albo koncentrują się na swoim oddechu. Jest to ćwiczenie uspokajające, ale nawet wtedy zdarza się, że medytujący zostają nagle zalani wydobywającymi się z nich emocjami. Często jest to lęk, a nieraz nawet paniczny strach albo agresja i wtedy nie jest im przyjemnie i nie są spokojni. Z reguły nie są przygotowani na takie doświadczenia. Oczekiwali duchowych przeżyć, a to, co odczuwają, jest dla nich wstrząsem i najczęściej nie wiedzą, co z tym zrobić. Jeśli nie towarzyszy im dobry nauczyciel, z którym mogą rozmawiać, popadają nieraz w przygnębienie albo nawet depresję. 

– A co z tymi, kórzy wyobrażają sobie wielkie słońce czy wielką świecę? – zapytał z ironią, ponieważ sam nieraz słyszał o takich medytacjach. 

– Niektórzy od tego zaczynają swoją naukę. To również pozwala się wyciszyć i zwolnić. Chodzi o to, aby przestać się zajmować nieustannie grą swojego umysłu i świata zewnętrznego, a zacząć skupiać się powoli na sobie, na swoim wnętrzu. 

– To znaczy, że rolą medytacji jest obserwowanie siebie?

– W zasadzie tak – odparła Natalie.

– I co dalej? 

– Drugi etap, to oświetlanie tego naszego wnętrza i zapoznawanie się z tym co tam mamy. 

– Zaczyna mi się to kojarzyć ze schodzenie do ciemnicy albo jakiejś czeluści – stwierdził nieoczekiwanie Karl. 

– Jeśli chcemy porządnie przyłożyć się do przemiany siebie, to masz rację. 

– A co z tymi pięknymi młodzieńcami i dziewczynami, którzy z okładek czasopism uśmiechają się do nas i z przymkniętymi powiekami medytują, roztaczając piękną aurę i przyjemny zapach? – zapytał z przekąsem. 

– No cóż – westchnęła Natalie. – Są i tacy, którzy okres wyciszenia i uspokajania siebie, przeciągają w nieskończoność. Ale chyba najwięcej jest tych, którzy wyobrażają sobie jedynie swoje duchowe stany. Siedzą wtedy w iluzji, oszukując samych siebie. 

– O! To ciekawe? A czy dużo jest takich, którzy przemienili się i zaprowadzili w sobie ten porządek? 

– Ja w klasztorze takiego nie spotkałam – odparła. – Ale nie mówię o moim nauczycielu, tylko o uczestnikach. 

– Czyli najwięcej jest siedzących w iluzji światłości? Czy chociaż wiedzą o tym? 

– Najczęściej nie – roześmiała się. – Chyba, że nauczyciel ma to poznanie i uzna za zasadne, aby ucznia o tym poinformować. Ale to nie jest takie powszechne, ponieważ niewielu nauczycieli ma ten wewnętrzny wgląd. 

– Powtórz jeszcze raz, co robi się na początku nauki medytacji? – poprosił Karl – abym mógł to sobie poukładać. 

– Najpierw obserwujesz swoje myśli i doczepione do nich emocje, a potem zastanawiasz się, które emocje pojawiają się najczęściej, następnie szukasz przyczyny ich powstawania. Dlaczego jesteś zazdrosny, dlaczego się boisz, czy jesteś agresywny? 

– To jest bardziej skomplikowane, niż sądziłem. Powiedz coś więcej o tych emocjach… Jak sobie z nimi radzić? 

– Kiedy się pojawiają, zaczynasz się im uważnie przyglądać. Oto przykłady najczęściej spotykanych myśli i towarzyszących im emocji: rachunki do zapłacenia plus lęk, kłopoty w pracy plus stres, kolega w pracy plus agresja, mąż plus irytacja. One wyraźnie nam wskazują, z czym musimy się zmierzyć. Próbowałam to nieraz stosować zaraz po wykładzie, gdy na korytarzu spotykałam trudnego kolegę z sali albo upierdliwą koleżankę z pokoju, ale nie było to łatwe. Niestety, my najczęściej w tych trudnych osobach szukamy źródła swojego poirytowania na świat, a tak naprawdę, stawiani są oni nam przed oczami, abyśmy dostrzegli, dzięki nim, co mamy w sobie. Są naszym lustrem, pokazującym nas samych. Gdybyśmy nie mieli, podczas takiej konfrontacji, tej samej cechy w sobie, nie nastąpiłby rezonans. 

– Jak w powiedzeniu: uderz w stół, a nożyce się odezwą – stwierdził Karl.

– Dokładnie. I kiedy to wreszcie zrozumiemy, wtedy zaczyna się nasza praca. Chyba że przez cały czas towarzyszy nam jedna jedyna emocja, a właściwie uczucie. Wtedy nie mamy wiele pracy – powiedziała, przyglądając się Karlowi ukradkiem. 

– Jakie? – zapytał, wietrząc w tym jakiś haczyk.

– Miłość – odparła, śmiejąc się z niego. 

– Rozumiem, że chodzi o miłość, a nie o seks – wypalił dumny ze swojego odkrycia. 

– Jeszcze lepiej – odparła. – Nie seks, nie miłość, tylko Miłość z wielkiej 

litery. 

Karl zdał sobie sprawę, że ponownie zrobił głupią minę, bo Natalie znowu prychnęła śmiechem. Po tym co mówiła, zrozumiał, że najwyraźniej są dwa rodzaje miłości. „Ale jak je odróżnić?” – zastanawiał się i  raptem przyszło mu coś do głowy. Wiedział, że musi to koniecznie powiedzieć. 

– Albo osiągnięcie tego stanu, jest bardzo trudne albo… bardzo proste! 

– Trafiłeś w dziesiątkę – powiedziała Natalie całkiem poważnie – to jest rzeczywiście bardzo proste i zarazem bardzo trudne. Tam na Wschodzie, skąd wracam, uważają, że tylko dwie osoby osiągnęły ten stan. 

– Ooo! – mruknął zaciekawiony.

– Budda i Jezus… – odparła i zaraz dodała: Kiedy w twoim sercu zapanowałaby ta Miłość, zostałyby natychmiast rozpuszczone w niej wszelkie emocje. Wtedy nic nie byłoby cię w stanie zdenerwować, niecierpliwić, podniecić, wkurzyć. Ta Miłość wszystko przemienia, transformuje, wyjaśnia, pochłania…

– Ale dla mnie emocje i uczucia to jedno i to samo! – zawołał Karl.

– I tu się mylisz. Ja też tak na początku uważałam. Jest uczucie miłości, a nie emocja miłości, a to dlatego, że w człowieku są niższe uczucia zwane emocjami oraz wyższe uczucia, takie jak miłość, współczucie, miłosierdzie czyli miłość wybaczająca. Zauważ, że ludzie nie mówią: emocja współczucia, emocja miłości czy emocja miłosierdzia… Ale mówi się: emocje w nim szaleją, albo emocje go poniosły. Nigdy natomiast: miłość go poniosła albo miłość w nim szaleje. Ona jest łagodna, cicha, cierpliwa i  współczująca…

Karl nie odzywał się dłuższą chwilę, czuł, że ich rozmowa skręca na tematy, o których nie miał „zielonego pojęcia”. Dla niego do tej pory była jedna miłość i kropka. Ale widocznie był… niedouczony.

 – Miałem ochotę zapisać się na medytacje – powiedział po pewnym czasie – ale widzę, że to ciężka praca. To mi wygląda na takie „harakiri”, robione we własnych wnętrznościach. 

Natalie spojrzała na niego z zaciekawieniem. 

– Właściwie to masz rację. Chociaż ja porównuję to zawsze z rwaniem zęba bez znieczulenia. Na początku ból jest duży, ale potem masz spokój… do następnego rwania – roześmiała się. 

– Ale patrząc na ciebie, twój spokój, widzę, że to dobre narzędzie – stwierdził. 

– Uważaj! To tylko pozory – szepnęła mu prosto w twarz. – Tam w środku jestem nadal groźną i szaloną harpią!! 

– Tak, już w to uwierzę – roześmiał się i dodał: – Wszystko zrozumiałem, oprócz jednego. Powiedz mi, po co jest ta cała praca ze sobą? Nie łatwiej jest żyć prosto, łatwo i przyjemnie? 

– Jeśli chcesz odnaleźć w sobie to malutkie światełko, które się w każdym z nas tli i rozpalić je w jasny potężny płomień, to musisz popracować nad sobą – tłumaczyła Karlowi wolno i starannie, jakby nie słyszała jego ostatniego pytania – Musisz wyrzucić z siebie śmietnik, aby zrobić mu miejsce. Albo powiem prościej: jeśli chcesz, aby zapłonęło w twoim sercu światło, to musisz w sobie posprzątać, czyli zrobić mu warunki. Tam gdzie wilgoć, ciemność i hulający tajfun emocji, trudno, aby ono płonęło. Prosta sprawa. 

– Tak, prosta – mruknął „Łatwo powiedzieć! Wywalić śmietnik!” – pomyślał i nagle zobaczył, jak to zdanie zapala się przed nim niczym jasny neon i przelatuje mu przez głowę jak meteor, którego błysk rozświetla pojedyncze elementy labiryntu, u którego wejścia właśnie stoi. Wizja była tak wyrazista i realna, że go zamurowało. 

Nie wiedział, ile czasu upłynęło od ostatniego zdania Natalie, ale chyba więcej niż trochę. Czuł, jakby go coś poraziło i teraz powoli wracał do siebie. – Jeśli każdy człowiek na ziemi uporządkowałby swój śmietnik, to… – zaczął, ale nie dokończył, bo Natalie zrobiła to za niego: 

– … to zupełnie inaczej wyglądałby nasz świat. Tyle że aby to zrobić, trzeba najpierw wiedzieć, że ma się go w sobie. A niestety, większość ludzi woli żyć w błogiej nieświadomości – powiedziała smutno. – Ale jeśli, z jakiegoś powodu, ma się to stać w naszym życiu, to wtedy zdarzenia tak się układają, że zmuszają nas do uczynienia pierwszego kroku. Tyle, że ten pierwszy jest najtrudniejszy… 

Karl miał już na końcu języka pytanie: „A co, jeśli ktoś nie chce, wbrew wszystkiemu, poddać się temu”, ale dziewczyna uprzedziła go: 

– A gdyby nasze ego rozmyśliło się i nagle miało inny pomysł na nasze życie, to i tak tego procesu nie powstrzyma. Możemy się z tym odgórnym planem nie zgadzać, ale to nic nie zmieni, ponieważ nie ma powrotu do starego. – I na zakończenie dodała – Możemy się opierać, ale wtedy będzie cierpiało nasze ciało i … połamane kości. 

W momencie, kiedy Natalie zakończyła, Karl zrozumiał, że oto dostał bardzo dokładną definicję tego, co się z nim właśnie działo… 

– I ty przez to przeszłaś? – zapytał nieśmiało. 

– Nie, dopiero zaczynam – odpowiedziała, wzdychając i przymykając powieki.

* * *

Kiedy rozstawali się na lotnisku, Karl uścisnął dziewczynę z całej siły i ucałował w obydwa policzki. 

– Mam tu w kieszeni telefon do ciebie i mam nadzieję, że jest prawdziwy… – powiedział, marszcząc brwi, aby po chwili roześmiać się. 

– A myślałam, że tylko ja umiem czytać w myślach – odparła, chichocząc.– Masz rację. Gdyby nie nasza rozmowa w samolocie, nie dałabym ci telefonu, a gdybyś nalegał, to otrzymałbyś zapewnie jakiś wymyślony. 

Karl pokiwał głową, ponieważ coraz bardziej ją rozumiał. 

Natalie widocznie dostrzegła smutek na jego twarzy, bo pospiesznie dodała: – Pamiętaj, jeśli mamy się jeszcze kiedyś spotkać, to spotkamy się, żeby nie wiem co, ponieważ w życiu nie ma przypadków. 

„Tak, to moja Oliwia” – pomyślał i ruszył w kierunku wyjścia. Właśnie zrozumiał, że otrzymał od tej nieznajomej dziewczyny odpowiedź na swoje najważniejsze pytanie. „Co za czasy?” – pomyślał, czując, jakby od wyjazdu do Rzymu minął miesiąc, a nie cztery dni. 

Wychodząc przed budynek lotniska spojrzał w niebo i na widok świecącego pięknie słońca uśmiechnął się i szepnął: 

– Witaj! 

 6. Powrót

Karl wysiadł z taksówki i spojrzał na biały dom z brązowym ogrodzeniem. Znowu wróciło odczucie, jakby minęło nie wiadomo ile czasu, odkąd z niego wyszedł. Czuł się tak, jakby postarzał się o co najmniej kilka lat.

Wyjął klucz spod doniczki stojącej na ganku i otworzył drzwi. 

Kiedy znalazł się w środku, natychmiast ruszył do łazienki. Odkręcił wodę i nalał do wanny płynu do kąpieli. Po tych wszystkich przeżyciach i podróżach zamierzał zmyć z siebie cały kurz oraz zmęczenie. Może wreszcie obudzi się z tego dziwnego snu i nabierze sił do tego, co czekało go jutro? Miał wielką ochotę na kawę, poszedł więc do kuchni nastawić ekspres. 

Wchodząc do salonu, rzucił kurtkę na fotel, po czym usiadł przy biurku i sięgnął po telefon. Szum lecącej wody i odgłos ekspresu do kawy sprawił, że poczuł się wreszcie na swoim miejscu, czyli w domu. Oto wraca do swojego normalnego życia. Nacisnął przycisk automatycznej sekretarki i szybko przeszukał nagrania. Szukał najważniejszego, gdy usłyszał głos swojego trenera, uśmiechnął się. Wypowiedział tylko trzy słowa: 

– Zadzwoń, jak wrócisz.

Frank był słowny, chociaż jak zwykle zasadniczy i poważny. Karl zawsze mógł na niego liczyć, nawet gdy narozrabiał. Odkąd go znał, czyli od bardzo dawna, traktował go trochę jak ojca. Szybko wybrał numer na klawiaturze i chwilę odczekał. Po kilku sygnałach rozległ się znajomy głos: 

– Frank, słucham. 

– Tu Karl, witam trenerze. Jestem z powrotem i dzwonię zgodnie z umową. 

– O, witaj podróżniku. Już z powrotem, nie za szybko? 

– Nie, właśnie wróciłem – odparł, domyślając się, że Frank żartuje sobie z niego. 

– I jak, mocno tam wiało? Słyszałem coś o huraganie. 

– Bardzo, dlatego jestem jeden dzień do tyłu. 

– Rozumiem, że wpadniesz do mnie? 

– Mogę być jutro? Dopiero wszedłem do domu.

– To może z rana. Pasuje ci? 

– Super. 

– Potrzebuję starą judogę, więc jeśli masz jakąś niepotrzebną, to przynieś. 

– Chyba coś znajdę.

– To do zobaczenia – rzucił Frank i rozłączył się. 

Karl odłożył słuchawkę i odetchnął pełną piersią. Był umówiony i tego właśnie potrzebował. Oto ma szansę po tej cholernej przerwie, wrócić wreszcie do swojego dobrze znanego życia. Ale czy na pewno? Coś mu podpowiadało, że po wydarzeniach z ostatnich dni niczego nie może być pewien w stu procentach.

* * *

Następnego dnia jadąc metrem na spotkanie z Frankiem, czuł zarówno radość jak i niepokój. Czy ma tam jeszcze swoje miejsce? Jak go trener przyjmie, co powie? Rozmawiał z nim wprawdzie zadowolony i na luzie, ale i tak wątpliwości cisnęły się Karlowi do głowy. Nie denerwował się aż tak bardzo, bo dobrze znał swojego starego trenera i wiedział, że chociaż jest surowy, to nigdy go nie skrzywdził. Teraz jednak coś mu podpowiadało, że wiele się zmieniło od czasu, gdy ostatni raz był w klubie. 

Przypomniał sobie powiedzenie, że nie można drugi raz wejść do tej samej rzeki. Czy będzie kontynuował to co wcześniej, czy rozpocznie nowy etap swojego życia? „Czas pokaże, muszę uzbroić się w cierpliwość – pomyślał. 

Teraz najważniejsze było, że Frank czeka na niego. Właściwie, to nie miał do niego żalu, gdy podczas dyskwalifikacji nie bronił go ze wszystkich sił. Gdzieś wewnętrznie czuł, że zasłużył na karę. Z perspektywy widział jasno, że był to „czarny okres w jego życiu”. Zupełnie jak kruczoczarne włosy … Moniki. Gdy sobie to uświadomił, skrzywił się. – Brr… – wzdrygnął się na samą myśl o tamtych czasach. Miał świadomość, że wspomnienia z tamtego okresu będą go nachodziły i zdawał sobie sprawę, że czeka go szczera rozmowa z Frankiem. Musiał mu przecież wszystko do końca wyjaśnić. 

Ciekawiło go, ile Frank wie, a ile się jedynie domyśla. Pamiętał, że wtedy interesowało go tylko, czy brał narkotyki. Kiedy zapewnił go, że nie i kontrola to potwierdziła, widział, z jaką ulgą odetchnął. Nie wiedział tylko, jak mało brakowało… jak mało. 

Rozmyślając o tym, odruchowo spojrzał na bliznę na wierzchu dłoni. Krzyczała do niego jak znak ostrzegawczy.  

Kiedy doszedł do budynku klubu, przystanął i chwilę mu się przyglądał. Wiele wspomnień łączyło go z tym miejscem. Wydawało mu się, że słyszy w uszach głos matki, gdy pierwszy raz go tu przyprowadziła. – Chodź mój dzielny wojowniku, zaraz ci przedstawię kogoś szczególnego, też jest wojownikiem jak ty, tylko trochę starszym.

Karl wrócił do teraźniejszości i szybko pokonał słynne schodki, po czym wszedł do środka. Na korytarzu wpadł od razu na trenera. Pomimo wieku jego sylwetka chyba od dziesięcioleci się nie zmieniała. Wraz z tym, jak on sam rósł, trener wydawał się Karlowi jedynie niższy. Teraz Frank sięgał mu do ucha, ale jego jasne włosy, przyprószone od zawsze siwizną, i niebieskie oczy nie zmieniały się. Był siwy odkąd pamięta.

Plotka głosiła, że posiwiał w jedną noc, wiele lat temu ratując ludzi z płonącego budynku. Nikt jednak nie śmiał go o to pytać, jedynie jego matka dosyć lakonicznie potwierdziła ten fakt. Czuł, że i ona nie chciała o tym rozmawiać. 

Kiedy trener dostrzegł Karla, na jego twarzy pojawił się uśmiech. Tego się nie spodziewał, raczej chłodnego przyjęcia. „Dobra nasza” – pomyślał z ulgą, uśmiechając się i podnosząc rękę w geście powitania. 

– Siadaj tu, zaraz przyjdę – powiedział i poleciał jak to on. 

Był to najczęściej słyszany zwrot w jego ustach . Usiadł na ławce pod ścianą i poczuł się… jak w domu. Rozejrzał się wokoło. Nic a nic się nie zmieniło, nawet ten okropny zapach potu, linoleum i chloru na podłodze. Teraz z przyjemnością oddychał tą dziką mieszanką zapachów.