Strona główna » Obyczajowe i romanse » Wino i słońce Prowansji

Wino i słońce Prowansji

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-276-1873-3

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Wino i słońce Prowansji

Grace obiecała kuzynce Anne, że po jej śmierci zaopiekuje się jej córeczką. Podrzuca dziecko do rezydencji Daltonów, ponieważ jeden z braci jest ojcem dziewczynki. Ponieważ chce czuwać nad małą Molly, zatrudnia się jako niania. Jednak nikt nie może się dowiedzieć, co łączy ją z dzieckiem…

Polecane książki

Czasem szczęście długo wymyka się z rąk. Niczym piórko na wietrze kołuje tuż wokół nas, zdaje się, że wystarczy tylko sięgnąć – gdy nagły poryw wiatru znowu zabiera je gdzieś daleko… by wcisnąć je nam wprost do rąk w najmniej spodziewanym momencie. W dniu osiemn...
W ostatnim stuleciu gospodarka światowa rozwijała się najdynamiczniej w historii, jednak problemy zróżnicowania rozwoju oraz spory wokół roli rynku i państwa w inicjowaniu wzrostu i rozwoju gospodarczego nie tylko nie słabną, ale nawet narastają. Autor książki proponuje, by w tym nieustannym sporze ...
Nie sposób przecenić znaczenia książki Julii Fiedorczuk dla rozwoju w Polsce badań ekokrytycznych. Cyborg w ogrodzie to rzetelne i pogłębione wprowadzenie do ekokrytyki, jej ideologicznych źródeł, angloamerykańskiej historii, podstawowych założeń, terminologii, a także polemik, którymi obrosła,...
Opowieść o zwykłych ludziach, którzy po wojnie próbują odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Różne przeżycia i inne spojrzenie na sytuację w Polsce sprawiają, że nawet przy rodzinnych stołach dochodzi do konfliktów i zadrażnień. Bohaterowie znani z Zemsty i przebaczenia oraz Zanim nadejdzie jutro tym...
Zabezpieczenia na rzeczach ruchomych w Polsce i w Niemczech to publikacja, w której przedstawiono i porównano instytucje przewłaszczenia na zabezpieczenie w Polsce i w Niemczech oraz polskiego zastawu rejestrowego w prawie materialnym, egzekucji oraz w upadłości. Autor dokonał również analizy obowi...
Debiut finalisty Anasoft Litera. Plastyczna opowieść bez jednej ilustracji. W podróży do wnętrza ginącego świata towarzyszą nam Andrij Pysanskij, Andy Warhol, Gotthard Heinrici i wiele innych, barwnych postaci. Zmysłowa odyseja w czasie i przestrzeni, heroiczna próba ocalenia od zapomnienia ziem...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Merline Lovelace

Merline LovelaceWino i słońce Prowansji

Tłumaczenie:
Małgorzata Dobrogojska

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Blake Dalton stał pośród tłumu weselnych gości wypełniających czernią i bielą foyer rezydencji jego matki w Oklahoma City. Uroczystość powoli dobiegała końca. Nowożeńcy przystanęli na marmurowych schodach, żeby panna młoda mogła rzucić bukiet. Zaraz potem mieli wyruszyć do Toskanii na miesiąc miodowy.

Blake nie czuł się pokrzywdzony, przejmując na ten czas obowiązki dyrektora generalnego Dalton International. Jako absolwent zarządzania, od prawie dziesięciu lat zajmujący się sprawami prawnymi korporacji, zdążył już znacznie udoskonalić swoje umiejętności. Zresztą obu braciom regularnie zdarzało się jednoosobowo zarządzać firmą podczas częstych podróży służbowych drugiego.

Nie, praca nie stanowiła problemu. Matka bliźniaków, Delilah Dalton, seniorka rodu, też sprawiała wrażenie zadowolonej. Blake popatrzył na nią w zamyśleniu. Wciąż miała kruczoczarne włosy, zaledwie muśnięte siwizną na skroniach. Nosiła koronkową suknię od Diora w kolorze melona, a na jej twarzy malował się wyraz głębokiej satysfakcji. Blake bez trudu przejrzał tok jej myśli: jeden ślub załatwiony, czas pomyśleć o drugim.

Delilah odwróciła się, a widok malutkiego dziecka, które trzymała w ramionach, ścisnął Blake’a za serce. Od dnia, kiedy nieznana osoba pozostawiła półroczne maleństwo na progu rezydencji matki, upłynęło już kilka tygodni i przez ten czas zdążył pokochać malutką całym sercem.

Badanie DNA wykazało, że na dziewięćdziesiąt dziewięć coma dziewięćdziesiąt dziewięć procent miała w sobie krew Daltonów. Niestety, nie można było z podobną pewnością rozstrzygnąć, który z braci jest jej ojcem. Byli do siebie zbyt podobni. Na siedemdziesiąt siedem procent ojcem był Alex, ale nie sposób uzyskać pewności bez przebadania DNA obojga rodziców.

Dlatego bliźniacy spędzili kilka męczących tygodni na odszukiwaniu kobiet, z którymi byli związani przed rokiem. Lista Aleksa była sporo dłuższa niż Blake’a, ale żadna z potencjalnych kandydatek, łącznie z obecną żoną Aleksa, nie była matką dziecka, a przynajmniej tak im się wydawało.

Do świadomości Blake’a zaczęły docierać odgłosy pożegnania. Podniósł głowę i zobaczył brata szukającego go wzrokiem. Miał wrażenie, że patrzy w lustro. Obaj wzięli budowę po ojcu. Podobnie jak Big Jake, byli wysocy i muskularni. Obaj mieli też jego bystre, niebieskie oczy i płowe włosy, wyzłocone gorącym słońcem Oklahomy.

Blake pochwycił wzrok Aleksa i niemal niezauważalnie potrząsnął głową. Tak jak wszystkie bliźniaki, bracia Dalton potrafili doskonale wyczuwać swój nastrój. Alex i Julie usłyszą nowiny już po powrocie z Toskanii. To da Blake’owi czas, by otrząsnąć się z wywołanego przez nie szoku i rozczarowania.

Panował nad sobą, dopóki nowożeńcy nie odjechali na lotnisko. Przez cały czas nie wypadł z roli gospodarza i nikt, nawet matka, nie podejrzewał burzy szalejącej w jego wnętrzu.

− Uff! – Zmęczona Delilah Dalton zrzuciła z nóg szpilki. – Było świetnie, ale cieszę się, że już po wszystkim. Chyba poszło nieźle, jak uważasz?

− Owszem – odparł bez entuzjazmu.

− Sprawdzę, co u Molly. – Podniosła buty i w samych pończochach weszła cicho na marmurowe schody. – Potem wezmę długą kąpiel. Zostaniesz na noc?

− Nie, wrócę do siebie. – Spokojna rozmowa wymagała ogromnego wysiłku woli. – Poproś Grace, żeby zeszła na dół, dobrze? Chciałbym z nią pomówić.

Delilah pytająco uniosła brew. Jakie wspólne tematy mógł mieć jej syn z tymczasową nianią Molly? W ciągu tych tygodni, które upłynęły od pojawienia się dziecka, Grace Templeton bezwzględnie dowiodła swojej przydatności. Właściwie stała się już częścią rodziny i nawet została druhną Julie. Drużbą Aleksa był Blake. Delilah już od jakiegoś czasu powtarzała frazy o niezwykłym uroku dziewczyny i jej doskonałym kontakcie z Molly. Blake myślał podobnie, ale dziś fakt ten raczej go irytował niż cieszył.

− Będę czekał w bibliotece.

Przynajmniej raz Delilah była zbyt zmęczona, by się wtrącać. W odpowiedzi tylko machnęła butami.

− Nie zatrzymuj jej za długo. Na pewno jest wykończona.

Blake rozwiązał muszkę i wszedł do wykładanej dębową boazerią biblioteki. Łagodne światło kontrastowało z jego złym nastrojem, który jeszcze się pogłębił, kiedy wyciągnął z kieszeni raport otrzymany przed kilkoma godzinami. Chwilę po nim do biblioteki weszła Grace Templeton.

− Witaj, Blake. Podobno chciałeś porozmawiać.

Popatrzył na nią uważnie, jakby jej nie poznawał. Przebrała się już ze zwiewnej liliowej sukienki, którą miała na sobie podczas uroczystości, i związała jasne, lśniące włosy w kucyk. Biała bluzka była pochlapana wodą.

− Przepraszam za to – powiedziała z uśmiechem w jasnobrązowych oczach. – Molly okropnie rozrabiała podczas kąpieli.

Nie odpowiedział. Stał sztywno, podczas gdy ona przysiadła na brzegu masywnej sofy.

− O czym chciałeś rozmawiać?

Dopiero teraz spostrzegła jego milczenie. Pochyliła głowę i uśmiechnęła się z zakłopotaniem.

− Coś nie tak?

− Widziałaś tego mężczyznę, który przyszedł tuż przed odjazdem Julie i Aleksa? – odpowiedział pytaniem.

− Tego w brązowym garniturze? – Kiwnęła głową, wciąż niepewna jego nastroju. – Tak, widziałam go i nawet się zastanawiałam, kim jest. W ogóle nie pasował do innych gości.

− Nazywa się Del Jamison.

Zmarszczyła brwi, usiłując jakoś umiejscowić to nazwisko.

− Jest prywatnym detektywem. Wynajęliśmy go, żeby odszukał matkę Molly.

Błysk rezerwy w cynamonowych oczach dziewczyny pojawił się tylko na ułamek sekundy. Nie mogła jednak zapanować nad reakcją organizmu i nagle zbladła.

− Ach, tak. – Nonszalancko wzruszyła ramionami. – Podobno pojechał nawet do Ameryki Południowej, sprawdzić ostanie miejsca pracy Julie.

− Tak, ale kiedy okazało się, że to nie Julie jest matką Molly, poszedł innym tropem. Kalifornijskim.

Tym razem jej wyrazista twarz zdradzała widoczne zaniepokojenie.

− Kalifornijskim?

− Tak. Streszczę ci jego raport. – Blake posłużył się tonem używanym na sali sądowej, zimnym, obojętnym, całkowicie wypranym z emocji. – Jamison odkrył, że pewna kobieta, która podobno zginęła w wypadku autobusu, nawet nim nie jechała. Zmarła dopiero niemal rok później.

Miał z tą kobietą krótki romans, a potem, bez słowa wyjaśnienia, po prostu znikła z jego życia. Dziś już rozumiał, że stało się to za namową tej, na pozór tak łagodnej, brązowookiej intrygantki, która podstępem wkradła się w łaski jego rodziny.

A teraz próbowała się zachowywać, jak gdyby nigdy nic.

− Nie rozumiem, co to ma wspólnego ze mną.

Naprawdę miał ochotę mocno nią potrząsnąć.

− Jamison twierdzi, że zaledwie kilka tygodni przed śmiercią ta kobieta urodziła córeczkę.

Jego dziecko.

− Podobno w dniu jej śmierci w szpitalu pojawiła się jej przyjaciółka. – Zaciśniętą pięścią uderzył w oparcie kanapy. – Dziewczyna o długich jasnych włosach.

− Blake! – Pocętkowane złotymi plamkami oczy rozszerzył lęk. – Proszę, wysłuchaj mnie.

− Nie, Grace, jeżeli rzeczywiście tak masz na imię – odparł głosem ostrym jak smagnięcie batem. – To ty mnie wysłuchaj. Nie wiem, ile zamierzałaś wyłudzić od mojej rodziny, ale gra skończona.

Zgięła się wpół, jakby ją uderzył.

− Nie chcę waszych pieniędzy!

− A czego chcesz?

− Tylko… tylko… Och, daj mi spokój!

Nie ruszył się z miejsca i nadal stał tuż przed nią.

− Tylko co?

Sprowokowana, bezsilnie uderzyła pięściami w jego pierś. Jej lęk minął. Była teraz wściekła.

– Chciałam tylko, żeby Molly miała dobry dom.

Wyprostował się wolno i równie wolno cofnął się o krok. Skrzyżował ramiona na piersi i utkwił w niej ciężki wzrok.

− Zacznijmy jeszcze raz od początku. Kim ty właściwie jesteś?

Grace przysiadła na oparciu sofy. W głowie miała zamęt. Po strasznych wcześniejszych przeżyciach jeszcze i to? Właśnie teraz, kiedy po raz pierwszy od miesięcy zaczęła swobodniej oddychać? Kiedy zaczęło jej się wydawać, że razem z tym mężczyzną mogłaby…

− Kim jesteś?

Powtórzył pytanie, wyrywając ją z zamyślenia. Poznała go zaledwie dwa miesiące wcześniej. Od początku zrobił na niej wrażenie jego spokój i opanowanie. Podziwiała sposób, w jaki potrafił łagodzić spięcia pomiędzy jego wybuchowym bratem bliźniakiem a ich upartą matką. Ach, Delilah! Z drżeniem pomyślała o wyjawieniu choćby części prawdy kobiecie, która z pracodawczyni stała się jej przyjaciółką.

Podniosła wzrok i napotkała lodowate spojrzenie Blake’a.

− Jestem tym, za kogo się podaję. Nazywam się Grace Templeton. Jeszcze kilka miesięcy temu uczyłam wiedzy o społeczeństwie w San Antonio.

Przerwała, próbując nie wracać do tamtego życia, wymazać z pamięci obraz młodych ludzi, z którymi tak bardzo lubiła pracować.

− Kilka miesięcy temu – powtórzył Blake w ciężkiej ciszy – poprosiłaś o przedłużony urlop na opiekę nad chorą krewną. Przynajmniej taką bajkę nam opowiedziałaś. A dyrektorowi twojej szkoły?

Musiał ją sprawdzić. W przeciwnym razie ani Delilah, ani jej synowie nie pozwoliliby jej zbliżyć się do dziecka. Nie wiedzieli jednak, że w ciągu ostatnich kilku lat nauczyła się tak dobrze lawirować, że bez trudu przeszła tę próbę.

− To nie była bajka.

Blake ze świstem wypuścił oddech. W niebieskich, zwykle przyjaźnie uśmiechniętych oczach, czaiła się groźba.

− Ty i Anne Jordan byłyście spokrewnione?

Anne Jordan. Emma Lang. Janet Blair. Tak wiele fałszywych nazwisk. Tak wiele gorączkowych telefonów i desperackich ucieczek. Grace ledwie nad tym wszystkim panowała.

− Była moją kuzynką.

To niewiele mówiące określenie nie dawało pojęcia o bliskości Grace i dziewczyny, która dorastała w sąsiednim domu. Łączyła je więź znacznie silniejsza niż pokrewieństwo. Były najlepszymi przyjaciółkami, razem bawiły się lalkami, szeptały sobie do ucha sekrety i dzieliły każde wydarzenie w ich młodym życiu.

− Byłaś przy niej, kiedy zmarła?

Pytanie przywołało wspomnienia i oczy Grace zamgliły łzy.

− Tak – szepnęła. – Byłam przy niej.

− A dziecko? Molly?

− Jest twoją córką. Twoją i Anne.

Blake odwrócił się i Grace widziała teraz tylko jego plecy obciągnięte frakową marynarką. Bardzo chciała móc mu powiedzieć, że jest jej przykro z powodu wszystkich kłamstw i oszustwa. Ale gdyby nie one, Anne nie dożyłaby spędzonych z nim chwil.

− Anne zawiadomiła mnie – kontynuowała wobec tego – że złapała złośliwą infekcję. Błagała, żebym do niej przyjechała. Wsiadłam do samolotu jeszcze tego samego dnia po południu, a kiedy dotarłam na miejsce, była już w śpiączce. Zmarła wieczorem.

Blake odwrócił się do niej bokiem. Z jego oczu wyczytała niewypowiedziane pytanie. Grace postarała się odpowiedzieć tak uczciwie, jak umiała.

− Anne nie wymieniła ciebie jako ojca Molly. Była prawie nieprzytomna po tych wszystkich lekach, które w nią wpompowali. Ledwo dało się ją zrozumieć. Właściwie dotarło do mnie tylko nazwisko Dalton. Wiedziałam, że pracowała tutaj, więc…

Przerwała, przygnieciona ciężarem wspomnień.

− Więc przywiozłaś Molly do Oklahoma City – dokończył za nią Blake, starannie oddzielając każde wypowiadane słowo. – Zostawiłaś ją na progu domu mojej matki i postarałaś się o pracę jako jej niania. Pewno bawiło cię obserwowanie, jak obaj z bratem stajemy na głowie, żeby ustalić, który z nas jest ojcem Molly.

− Już ci mówiłam, że nie wiedziałam, który to z was. Przynajmniej, dopóki trochę cię nie poznałam.

Nawet i wtedy nie mogła być pewna. Bracia wyróżniali się nie tylko ostrą jak brzytwa inteligencją i zniewalającą urodą. Grace doskonale rozumiała, że Anne mogła zafascynować charyzma i pewność siebie Aleksa. Początkowo to jego uważała za ojca Molly, dopóki sama nie uległa urokowi spokojnej siły i chłodnej rzetelności Blake’a.

Rezerwa i niezależność Blake’a uczyniły jej już i tak niełatwe zadanie jeszcze trudniejszym. Na oko przyjacielski i łatwy we współżyciu, nie zdradzał się ze swoimi myślami i starannie chronił swoją prywatność. Jeżeli miał romans z którąś z pracownic firmy, widziała o tym tylko dwójka zainteresowanych i, być może, jego brat.

Grace miała nadzieję, że testy DNA ostatecznie rozwieją wątpliwości i ich niepewny wynik doprowadził ją do frustracji. W dodatku obaj bracia zaczęli teraz na gwałt poszukiwać matki Molly, a ona obiecała Anne, że jej sekret nigdy nie ujrzy światła dziennego. Nie miała wyboru: od tego zależała przyszłość dziecka. A teraz Blake był o krok od odkrycia prawdy. Nie może mu zdradzić tajemnicy Anne, ale spróbuje zaproponować pewne rozwiązanie.

− Jak rozumiem, bez zbadania DNA matki nie można stwierdzić z absolutną pewnością, który z was jest ojcem Molly. Anne została poddana kremacji, a ja nie mam niczego, co mogłoby dostarczyć próbki.

Ani szczotki do włosów, ani szminki czy choćby pocztówki z poślinionym znaczkiem. Matka dziewczynki latami żyła w strachu, a kiedy umierała, zdołała tylko wydobyć od kuzynki przyrzeczenie, że zadba o przyszłość Molly.

− Możesz przebadać moje DNA – zaproponowała, zdecydowana dotrzymać obietnicy. – Czytałam, że mitochondria dziedziczy się wyłącznie przez linię żeńską.

Zrobiła, co mogła. Cały czas, wolny od opieki nad Molly, spędziła przed komputerem. Od prób rozszyfrowania naukowych terminów pękała jej głowa, w końcu jednak zdobyła pożądaną wiedzę. W jej świetle, jej DNA wystarczyłoby, by potwierdzić ojcostwo któregoś z braci.

Blake nie mógłby nie wykorzystać takiej możliwości.

− Dobrze. Ale do czasu odebrania wyników masz się trzymać z dala od Molly.

− Dlaczego?

− Bo tak. Chcę, żebyś się wyprowadziła. Zaraz.

− Żartujesz!

Ani mu to było w głowie. Błyskawicznie znalazł się tuż przed nią, żelaznym uściskiem unieruchomił jej ramię, gwałtownym szarpnięciem podniósł ją z sofy i skierował w stronę drzwi biblioteki.

− Blake, na litość boską! – Zaskoczona i rozgniewana, usiłowała z nim walczyć. – Opiekuję się Molly od tygodni! Nie mogę jej tego zrobić.

− Mam wrażenie – odparł – że w twojej historii jest masa niespójności. Dopóki nie zostaną wyjaśnione, chcę cię mieć na oku dzień i noc.

Tytuł oryginału: The Paternity Promise

Pierwsze wydanie: Silhouette Books, 2012

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

Korekta: Hanna Lachowska

© 2012 by Merline Lovelace

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2014, 2015

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN: 978-83-276-1873-3

Konwersja do formatu EPUB:
Legimi Sp. z o.o.