Strona główna » Obyczajowe i romanse » Włoska historia

Włoska historia

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-276-1897-9

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Włoska historia

Alberto de Vito pragnie się zobaczyć z synem Giancarlem, z którym od lat nie miał kontaktu. Prosi o pomoc swoją asystentkę Caroline Rossi. Giancarlo nie jest zainteresowany spotkaniem z ojcem, ale kiedy dowiaduje się, że Alberto ma problemy finansowe, chce się na nim odegrać za to, że porzucił go w dzieciństwie. Jedzie z Caroline do domu rodzinnego nad jezioro Como…

Polecane książki

Emeralda Larson jest milionerką. Jej jedyny syn Owen, playboy i utracjusz, który zginął tragicznie w wypadku na jachcie, miał trzech nieślubnych synów. Emeralda od początku wiedziała o wnukach, ale nie chciała, by zepsuł ich nadmiar pieniędzy. Teraz   nieoczekiwanie w...
Przez lata kazano Białorusinom zapominać narodowe traumy, fałszowano ich historie i izolowano od świata. Nie mogli posługiwać się swoim językiem, propaganda radziecka chciała by stali się sowieckimi ludźmi, by o białoruskości zapomnieli. Nauczyli się więc uciekać i wieść życie w podziemi, dlatego ...
„Tak, okradłem setkę inwestorów. Tak, były wśród nich fundusze emerytalne, uniwersytety, szpitale. Tak, oszukałem moich przyjaciół, wspólników i moją rodzinę. Ale ci, którzy wskazują na mnie miotającymi ogniem palcami, patrząc na rysujący się na tle nieba Manhattan, nie są dużo lepsi”. J. Volpi 17...
Epickie zmagania polskich Wojsk Specjalnych w nowym wymiarze.   Wojna skończona. Obcy z innego świata wycofali się. Zmasakrowana ludzkość może odetchnąć z ulgą. Ale nie może świętować zwycięstwa – zagrożona powrotem wroga, głodem i chaosem na swojej planecie.   Na terenie Polski ...
W scenerii współczesnego Zamościa rozgrywa się dramat znanej arystokratycznej rodziny. Zbliżający się ślub pary polskich emigrantów, hrabiego Adama i pięknej pani adwokat Kamili, wywołuje szereg dziwnych zdarzeń. Zagadkowe morderstwo w zamojskim hotelu staje się pretekstem do wyjaśnienia tajemnicy r...
Poradnik do drugiej części gwiezdnej sagi Star Wars: Knights of The Old Republic II: The Sith Lords, zawiera informacje wstępne dotyczące wyboru postaci i rozpoczęcia rozgrywki oraz pełny opis przejścia gry zilustrowany mapami poszczególnych lokacji.Star Wars: Knights of the Old Republic II - The Si...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Cathy Williams

Cathy WilliamsWłoska historia

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Caroline powachlowała się trzymanym w ręku przewodnikiem, z którym nie rozstawała się od przylotu na lotnisko Malpensa w Mediolanie. Gdzieś tutaj, pomiędzy starożytnymi budowlami i przestronnymi placami, znajdował się biurowiec, którego szukała. Choć zgrzana, wymęczona i głodna, postanowiła dążyć prosto do celu, nie ulegając pokusom barów oferujących chłodne drinki i pyszne słodycze.

„To ci nie zabierze dużo czasu”, powiedział zachęcającym tonem Alberto. „Krótki lot, taksówka i spacer po pięknym mieście. Katedra to coś naprawdę niezwykłego. Poza tym pałace, sklepy. Dawno tam nie byłem, ale wspaniałości galerii Vittorio Emanuele trudno zapomnieć”.

Caroline powątpiewająco uniosła brwi. Wyjazd do Mediolanu wcale nie zapowiadał się na wycieczkę krajoznawczą. Miała wrócić do Como w ciągu czterdziestu ośmiu godzin, a sprawa, której załatwienia się podjęła, ciążyła jej ogromnie.

Odnalezienie Giancarla de Vito i skłonienie go do odwiedzenia ojca mogło się okazać trudniejsze, niż przypuszczał jej pracodawca, któremu na wyjazd nie pozwalały względy zdrowotne.

W końcu jednak podjęła się tej misji, no i była tutaj, otoczona tłumem ludzi, zmęczona i spocona w lipcowym upale. Zbyt późno na wątpliwości.

Tak czy siak, sukces lub porażka tej podróży nie dotyczyły jej osobiście. Była tylko posłańcem, a wszelkie konsekwencje poniesie Alberto.

Co chwilę ktoś ją potrącał, więc cofnęła się pod mur, spojrzała na plan i skierowała się ku małej uliczce, którą wcześniej zaznaczyła sobie flamastrem.

Powinna była włożyć coś lżejszego, ale zasugerowała się chłodem panującym nad jeziorem. Powinna też była związać włosy, bo rozpuszczone okropnie grzały ją w kark.

Pochłonięta tymi niedogodnościami i perspektywą nieprzyjemnej rozmowy, nie zwróciła uwagi na pokrytą patyną czasu katedrę o potężnych przyporach i smukłych iglicach, tylko minęła ją spiesznym krokiem, ciągnąc za sobą oporną walizkę.

Omal nie minęła szukanego budynku, bo rozglądała się raczej za czymś podobnym do londyńskich biurowców. Nijakim, ponurym, z nadmiarem szklanych tafli, zaprojektowanym i zbudowanym kompletnie bez polotu.

Cofnęła się kawałek, sprawdziła adres i weszła do trzypiętrowego pałacyku ze spłowiałego różowawego kamienia, ozdobionego ciekawymi rzeźbieniami, z dwoma kamiennymi kolumnami przed wejściem.

Czy ktoś, kto pracował w tak uroczym miejscu, mógł być niemiły? Od razu nabrała otuchy.

„Niestety, nic ci nie powiem na jego temat”, oznajmił Alberto z żalem. „Nie widziałem go od lat, a zdjęcia, które mam, są nieaktualne. Na pewno się zmienił. Gdybym miał komputer… ale jestem już starym człowiekiem. Trudno by mi było się tego wszystkiego nauczyć”.

„Przyniosę swój laptop”. Na tę propozycję tylko machnął ręką.

„Nie warto. Nie mam serca do tych gadżetów. Wystarczy mi telefon i telewizor”.

Prywatnie w pełni się z nim zgadzała. Sama używała komputera wyłącznie do wysyłania mejli, a w domu nad jeziorem internet był słabo dostępny.

Tak więc, niewiele miała informacji. Przypuszczała, że syn Alberta jest bogaty, co potwierdziło się, kiedy weszła do chłodnego, nowoczesnego, wyłożonego marmurem wnętrza. Choć fasada budynku sprawiała wrażenie wyjętej ze średniowiecza, wnętrze to był bez wątpienia dwudziesty pierwszy wiek.

Tylko chłodna, wyblakła marmurowa posadzka i kilka starych arcydzieł na ścianach zdradzały wiek budynku.

Nie oczekiwano jej, bo zdaniem Alberta zaskoczenie było konieczne. W przeciwnym razie Giancarlo raczej nie zechciałby jej widzieć.

Ponad pół godziny zajęło jej przekonanie eleganckiej recepcjonistki, mówiącej stanowczo zbyt szybko, że powinna zostać przyjęta.

– W jakiej sprawie pani przyszła?

– Ach…

– Czy jest pani umówiona?

– Niezupełnie…

– Pan de Vito jest ogromne zajęty.

– Hm…

Dosyć kulawo wyjaśniła po włosku swoje powiązania z Giancarlem, pokazała kilka dokumentów, które zostały przestudiowane w milczeniu, i w końcu coś się ruszyło.

Wciąż jednak musiała czekać.

Dwa piętra wyżej spotkanie Giancarla z trzema finansistami korporacji przerwało wejście sekretarki, która wyszeptała do ucha szefa coś, co sprawiło, że ciemne oczy zaczęły ciskać błyskawice.

– Jesteś pewna? – spytał.

Elena Carli myliła się nader rzadko, dlatego pracowała tu już pięć i pół roku. Niezwykle sprawna, wypełniała polecenia bez szemrania i właściwie nie popełniała błędów. Kiedy więc potaknęła, wstał, usprawiedliwił się krótko i zakończył spotkanie. W końcu to oni potrzebowali jego, a nie on ich. Potem podszedł do okna wychodzącego na prywatny dziedziniec na tyłach budynku.

A więc pozostawiona za sobą przeszłość powracała. Rozsądek radził odwrócić się do niej plecami, z drugiej strony, co złego, że chciał zaspokoić ciekawość? Otoczony bogactwem, posiadający niezmierzoną władzę, rzadko miewał takie zachcianki.

Jako młody chłopak nie miał wyboru. Musiał utrzymać rozwiedzioną matkę, zmieniającą kochanków jak rękawiczki. Zaraz po dyplomie rzucił się w świat wielkich finansów i okazał się tak zdolny, że wkrótce zaczęły się przed nim otwierać kolejne drzwi. Po trzech latach mógł sobie wybierać pracodawcę, po pięciu nie potrzebował już pracodawcy, bo sam został jednym z najpotężniejszych. Teraz, ledwo przekroczywszy trzydziestkę, był miliarderem i miał opinię niedoścignionego w swoim fachu.

Matka nie dożyła chwili, kiedy znalazł się na szczycie; zmarła przed sześciu laty na siedzeniu pasażera szybkiego, sportowego samochodu najmłodszego ze swoich kochanków. Dla Giancarla jej śmierć była swojego rodzaju wybawieniem. Kapryśna i trudna w pożyciu, wydawała pieniądze bez opamiętania i rzadko bywała usatysfakcjonowana. Kochał ją i nigdy nie krytykował, ale życie z nią nie było łatwe.

Niechętny zagłębianiu się we wspomnieniach, niecierpliwie strząsnął je z siebie. Był gotów na przyjęcie gościa.

Recepcjonistka skinęła na Caroline, która najchętniej przesiedziałaby w klimatyzowanym foyer jeszcze kilka godzin.

– Walizkę może pani zostawić tutaj.

Caroline wolała mieć swoje rzeczy przy sobie. Denerwowała się jednak trochę, bo nie chciała wrócić do domu z pustymi rękami. Przed kilkoma tygodniami Alberto przeszedł zawał. Nadal nie czuł się dobrze i nie powinien być narażony na stres.

Ruszyła za asystentką, mijając ciche pomieszczenia, zaludnione pogrążonymi w pracy ludźmi, którzy nawet nie podnosili głów, kiedy przechodziła. Wszyscy byli bardzo zadbani, kobiety szczupłe, poważne, z włosami ściągniętymi do tyłu, kosztownie ubrane.

Od razu poczuła się ciężka, niska i rozmemłana. Nigdy nie była szczupła, nawet jako dziecko. Daremnie usiłowała przekonać siebie samą, że jest po prostu zmysłowo zaokrąglona. Jej włosy też pozostawiały sporo do życzenia. Nie słuchały szczotki, a uczesane na mokro po wyschnięciu zwijały się w dzikie frędzle. Upał jeszcze to zjawisko potęgował. Teraz też z naprędce splecionego warkocza wystawały wijące się kosmyki.

Elena, która przez całą drogę nie odezwała się ani słowem, wprowadziła ją w otwarte drzwi i znikła. Gabinet okazał się tak niezwykły, że Caroline nie zauważyła stojącego przy oknie mężczyzny.

Wspaniały perski dywan na marmurowej posadzce budził zachwyt. Równie piękna była jedwabna tapeta na ścianach, pociemniałe półki z książkami zajmujące całą jedną ścianę i ciepłe, stare malowidła przedstawiające przepiękne krajobrazy, bogate w drzewa i rzeki.

Dopiero po chwili dostrzegła gospodarza tego niezwykłego miejsca. Był bardzo przystojny. Dość długie czarne włosy zaczesane do tyłu stanowiły doskonałe obramowanie pięknej twarzy. Czysta zmysłowość przydawała klasycznym rysom niezwykłego uroku. Wyraz ciemnych oczu był nieodgadniony. Ciemnoszare, doskonale skrojone spodnie okrywały długie nogi, podwinięte rękawy śnieżnobiałej koszuli odsłaniały opalone przedramiona. Z pewnością był to najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego widziała w życiu. Poniewczasie uświadomiła sobie, że zagapiła się na niego z nieelegancko otwartymi ustami.

Milczenie stawało się krępujące, aż w końcu to on przemówił pierwszy. Przedstawił się i zaprosił ją, by usiadła. Jego głos, głęboki, gładki i aksamitny, idealnie pasował do wyglądu. Ale był w nim lodowaty chłód i Caroline poczuła ukłucie zwątpienia. To nie był ktoś, kogo można było skłonić do zrobienia czegoś, czego zrobić nie chciał.

– A więc… – Giancarlo usiadł, wyciągając przed siebie długie nogi. – Co pozwoliło pani sądzić, że może tak po prostu tu wtargnąć, panno…?

– Rossi. Caroline Rossi.

– Miałem ważne spotkanie.

– Bardzo mi przykro, nie chciałam przeszkadzać. Chętnie poczekałabym, aż pan skończy. – Uśmiechnęła się nieśmiało. – We foyer było tak przyjemnie chłodno i z przyjemnością wyprostowałam nogi. Nachodziłam się dzisiaj, a strasznie tu gorąco…

Ponieważ milczał nieprzyjaźnie, umilkła i ona.

Jej widoczne zmieszanie sprawiło mu satysfakcję.

– To niezwykły budynek… – dodała jeszcze.

– Darujmy sobie uprzejmości. Proszę raczej powiedzieć, co panią do mnie sprowadza?

– Przysłał mnie pana ojciec.

– Domyślałem się tego. Tylko dlatego panią przyjąłem. Pytanie: po co? Nie mam kontaktu z ojcem od dobrych piętnastu lat, więc nie rozumiem, dlaczego nagle próbuje go odnowić.

Uderzyła ją różnica między nimi – tym lodowato uprzejmym nieznajomym i miłym, starszym panem, do którego prawdziwie się przywiązała.

– I kim pani w ogóle jest? Tylko proszę nie mówić, że jego żoną. – Odchylił się na oparcie fotela i szacował ją wzrokiem. – Stary człowiek nie powinien się wiązać z młodą dziewczyną. Nawet bogaty stary człowiek…

– Jak pan śmie…

Uśmiechnął się lodowato.

– Przychodzi pani bez uprzedzenia, z wiadomością od ojca, który już dawno wypisał się z mojego życia.

– Nie jestem żoną pańskiego ojca!

– Tym gorzej. Związała się pani z kimś trzy razy starszym chyba tylko dla pieniędzy. Bo nie wierzę, że seks jest na tyle atrakcyjny.

– Nie wierzę własnym uszom! – Jak mogła tak się zafascynować jego urodą, skoro reprezentował wszystkie wady, których nienawidziła: był zimny, nieczuły i szyderczy.

– Z pańskim ojcem jestem związana wyłącznie zawodowo.

– Co w takim razie robi młoda dziewczyna w pustelni nad jeziorem, ze starym mężczyzną jako jedynym towarzystwem?

Caroline milczała.

– Cóż. Słucham.

– Nie musi pan być taki niemiły. Przepraszam, że przerwałam spotkanie, ale nie przyszłam tu z własnej woli.

Giancarlo nie wierzył własnym uszom. Nikt nigdy nie skierował do niego podobnego zarzutu. W dodatku padł z ust kobiety. Zazwyczaj przedstawicielki tej płci robiły wszystko, żeby go zadowolić. Spojrzał krzywo na swojego nieproszonego gościa. Z pewnością wołałaby być w tej chwili gdziekolwiek, byle nie tu.

– Rozumiem, że mój ojciec wmanipulował panią w tę sytuację. Jest pani jego gospodynią? Ale dlaczego miałby zatrudnić Angielkę?

– Jestem jego asystentką – odpowiedziała niechętnie. – Przyjaźni się z moim ojcem. Na studiach pański ojciec był jego mentorem. Mój ojciec jest Włochem, więc utrzymali kontakt, kiedy pański ojciec wrócił do Włoch. Rodzice uznali, że powinnam się nauczyć włoskiego i ojciec poprosił Alberta o pomoc w znalezieniu mi pracy. A on zatrudnił mnie u siebie. Nie chce pan wiedzieć, jak on się czuje? Długo się nie widzieliście.

– Gdybym chciał, skontaktowałbym się z nim.

– Czasem duma nie pozwala nam zrobić tego, na co w gruncie rzeczy mielibyśmy ochotę.

– Proszę się nie bawić w psychologa.

– Nie bawię się w psychologa – kontynuowała uparcie. – Myślę jedynie, że to niełatwe, kiedy rodzice się rozwodzą. Alberto nieczęsto o tym mówi, ale wiem, że kiedy pana matka odeszła, zabierając pana ze sobą, miał pan zaledwie dwanaście lat.

– Nie wierzę własnym uszom! – Zawsze niezwykle dbały o prywatność, Giancarlo słuchał z niedowierzaniem, jak obca osoba grzebie w jego starannie skrywanej przeszłości. – Nie mam zwyczaju rozmawiać o moim życiu z obcymi!

– To już nie moja wina – odpowiedziała impulsywnie, ale zaraz zmiękła. – Uważam, że powinno się rozmawiać o tym, co nas porusza. Czy w ogóle myśli pan kiedykolwiek o swoim ojcu? – Sprawiała wrażenie bardzo młodej, bardzo niewinnej i prostolinijnej i najwyraźniej mu współczuła. – Miał zawał – powiedziała ze łzami w oczach, bo bardzo starszego pana polubiła, a jego choroba ogromnie wyczerpała ją psychicznie. – Poważny. Omal nie doszło do tragedii. – Wyciągnęła z torby śnieżnobiałą chusteczkę i zmięła ją w dłoni. – Przepraszam – szepnęła drżąco. – Nie rozumiem, jak może się pan tym w ogóle nie przejmować.

Z jej dużych, brązowych oczu wyczytał oskarżenie i zawstydził się, sam zdumiony swoją reakcją, bo skąd to poczucie winy? Już od dawna nic go z ojcem nie wiązało, a wspomnienie dzieciństwa w dużym domu nad jeziorem było wspomnieniem koszmaru nieustannej wojny między rodzicami. Alberto poślubił młodą i piękną jasnowłosą Adrianę, kiedy miał już czterdziestkę z okładem, i był od niej niemal o dwadzieścia pięć lat starszym, zatwardziałym i swarliwym kawalerem.

Małżeństwo jakoś trwało, ale dla Adriany było ogromnie trudne. W jej odczuciu ten związek był pomyłką, a Alberto zimnym, małostkowym egoistą, który ją zdradzał, a w końcu zostawił bez grosza. Nic dziwnego, że popijała i sięgała po narkotyki. I nic dziwnego, że Giancarlo nigdy ojcu nie wybaczył…

Adriana przez lata szukała zapomnienia w kolejnych romansach, a w końcu zmarła, będąc już tylko cieniem siebie samej.

– Co pani może wiedzieć o naszym życiu? Widocznie na starość ojciec zmiękł i przysłał panią do mnie, żeby przed śmiercią uzyskać przebaczenie – roześmiał się wzgardliwie. – Ale jakoś nie jestem zainteresowany.

Caroline nie przestawała bawić się chusteczką. Giancarlo pomyślał, że ojciec wybrał takiego posłańca z premedytacją. Ta kobieta niczego nie rozumiała. Można by pomyśleć, że pracowała dla świętego, a nie dla mężczyzny, który uczynił życie jego matki piekłem.

Przez chwilę obserwował ją krytycznie. Ubrana była fatalnie. Bluzka i spodnie miały dziwaczny fason i nieciekawy, żółtawy kolor, odpowiedni raczej dla kogoś sporo starszego. Długie pasma wymykały się ze splecionego z kręconych włosów warkocza. Całkiem niepodobnie do schludnych końskich ogonów, jakie widywał najczęściej. Nie miała makijażu i dopiero teraz zauważył satynową gładkość jej skóry i pełne wargi, w tej chwili lekko rozchylone, odsłaniające perłowo białe zęby. Patrzyła na niego z mieszanką rozczarowania i niedowierzania.

– Przykro mi, że wciąż wspomina pan przeszłość z taką goryczą – powiedziała. – Ale on naprawdę chciałby się z panem spotkać. Dlaczego miałoby być na to zbyt późno? To dla niego bardzo ważne.

– Zdążyła pani już zwiedzić nasze przepiękne miasto?

– Co takiego? Nie, oczywiście, że nie. Przyjechałam prosto tutaj. Proszę mi zdradzić, jak mogłabym pana przekonać do powrotu ze mną?

– Żartuje pani, prawda? Nawet gdybym chciał, nie mogę przecież wszystkiego rzucić i tak po prostu wsiąść do pociągu. Mam tu imperium, za które jestem odpowiedzialny.

– Wiem, ale…

– Jestem bardzo zajęty, panno Rossi, i już poświęciłem pani sporo mojego cennego czasu. W pani oczach jestem potworem, bo odmawiam skontaktowania się z ojcem, który akurat nieszczęśliwie zachorował…

– Proszę tego nie traktować jak zwykłej grypy! Miał bardzo poważny zawał.

– Naprawdę mi przykro. – Rozłożył ramiona tak oszukańczo współczującym gestem, że miała ochotę go spoliczkować. – Niestety, nie mogę pani pomóc.

Pokonana, wstała i sięgnęła po torbę.

– Gdzie się pani zatrzymała?

Jakim cudem ojciec sobie wyobraził, że nie poniesie konsekwencji za podłe traktowanie żony? Bogaty jak Krezus, zatrudnił najlepszych prawników, by dać jak najmniej. Może gdyby miała dosyć pieniędzy na normalne, godne życie, nie szukałaby miłości aż tak desperacko.

Caroline wymieniła nazwę hotelu, świadoma, że nic go to nie obchodzi. Chciał tylko, żeby jak najprędzej od niego wyszła. A więc jednak poniosła klęskę. Alberto tylko wzruszy ramionami, ale w głębi duszy będzie bardzo przygnębiony.

– Proszę odwiedzić targowisko na Rinascente. Spodoba się pani. Fantastyczne widoki i doskonale zakupy.

– Nienawidzę zakupów. – Zatrzymała się przed drzwiami i odwróciła.

Był tuż za nią, górując nad nią o dobre dwadzieścia parę centymetrów, budząc respekt znacznie większy, niż kiedy siedział za biurkiem czy stał przy oknie. Dopiero teraz, w padającym z boku słońcu dostrzegła, jak niezwykłe miał rzęsy, ciemne, długie i gęste – efekt, który większość kobiet mogła osiągnąć tylko przy pomocy tuszu.

Pod jego uważnym spojrzeniem poczuła się skrępowana wielkością swoich piersi, zbyt obfitych jak na jej drobną postać, i zarumieniła się z zakłopotania.

– Wcale mi się nie podoba ta grzeczna rozmowa o niczym – wyrzuciła z siebie.

– Znów pani zaczyna?

– Przykro mi, że pana rodzice się rozwiedli i że aż tak bardzo pan to przeżył. Uważam jednak, że to podłe nie dać własnemu ojcu drugiej szansy. Był pan wtedy dzieckiem i nie może wiedzieć, co tak naprawdę się pomiędzy nimi wydarzyło. Alberto jest ciężko chory, a pan woli pielęgnować urazę niż jak najlepiej wykorzystać czas, który mu pozostał.

Ta przemowa zupełnie ją wyczerpała. Drżała, ale patrzyła na niego z determinacją i niezwykłym ogniem w brązowych oczach.

– Cóż, skoro nigdy więcej się nie spotkamy, mogę sobie pozwolić na szczerość.

Obserwował ją z zaciekawieniem. Miała zarumienione policzki, a jej oczy ciskały pioruny. Nie przypuszczał, że potrafi się tak rozzłościć.

– Chyba nikt nie bywa z panem naprawdę szczery, prawda? – Omiotła wzrokiem gabinet i wszystkie kosztowne drobiazgi. – Wszyscy się pana boją.

– Poza moim księgowym. Pewno powinienem się go pozbyć, ale… – Wzruszył ramionami. – Przeszliśmy razem długą drogę.

Uśmiechnął się czarująco i odniosła wrażenie, że ciemny tunel nagle rozświetlił promień słońca. Jednak trudno było zapomnieć, że odmówił spotkania z ciężko chorym ojcem. W takiej sytuacji czarujące uśmiechy niczemu nie służyły.

– Naprawdę żal mi pana. To wszystko… – wskazała pokój – nie ma znaczenia. Najważniejsza jest rodzina i bliscy. Uważam, że jest pan obrzydliwie arogancki i popełnia wielki błąd!

Po tym wybuchu z rozmachem otworzyła drzwi gabinetu. Ku zaskoczeniu Eleny jej szef, który nigdy nie tracił zimnej krwi, patrzył na oddalającą się drobną brunetkę z wyrazem twarzy, jakby właśnie otrzymał policzek.

Tytuł oryginału: The Truth Behind his Touch

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2012

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

Korekta: Hanna Lachowska

© 2013 by Cathy Williams

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2016

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Books S.A.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN 978-83-276-1897-9

Konwersja do formatu EPUB:
Legimi Sp. z o.o.