Strona główna » Literatura faktu, reportaże, biografie » Wódz: Witalij Kliczko

Wódz: Witalij Kliczko

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-836-530-108-6

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Wódz: Witalij Kliczko

Witalij Kliczko – syn radzieckiego lotnika i nauczycielki. Urodzony w Kirgistanie rosyjskojęzyczny Ukrainiec. Bokserski mistrz świata. 25 maja 2014 roku miał wygrać wybory prezydenckie na Ukrainie i zjednoczyć wszystkie ekipy Majdanu. Dlaczego Dr Żelazna Pięść wycofał się z rywalizacji? Czy rezygnując z walki o prezydencki fotel, Kliczko rzucił ręcznik na ring, czy też jest to część strategii mistrza?
Jacek Adamczyk, dziennikarz sportowy z dwudziestopięcioletnim stażem, wnikliwie i ze znawstwem kreśli sylwetkę sportowca z doktoratem, który zwyciężył w 45 na 47 stoczonych przez siebie walkach, a jednocześnie ważnego polityka, który postanowił wziąć na siebie odpowiedzialność za losy Ukrainy. Z jego biografii dowiesz się, co go inspiruje, skąd bierze energię, jak myśli, dlaczego zawsze wygrywa i czego nie może wybaczyć Julii Tymoszenko.

„Kliczko musi zrozumieć, że wejście na polityczny ring oznacza to samo co wejście na ring bokserski: możesz uderzyć, ale również możesz dostać. Trzeba być na to przygotowanym. Różnica między ringiem prawdziwym a politycznym polega na tym, że na tym prawdziwym jednak pewne zasady obowiązują, a na ringu politycznym prawie ich nie ma” - Aleksander Kwaśniewski, Prezydent Rzeczpospolitej Polskiej (1995-2005)

Polecane książki

Rok 1934. W maleńkiej wsi Dobra leżącej nieopodal Częstochowy małżeństwu Jadwidze i Michałowi Pecynom rodzi się siódma córka. Według dawnych wierzeń siódma córka w rodzinie mogła stać się zmorą – duszą, która w nocy wychodzi ze śpiącego ciała i dusi wybraną ofiarę, sprowadzając chorobę, a czasem naw...
Z e-booka dowiesz się, jak możesz wykorzystać kombinezon Spidersuit jako narzędzie i uzupełnienie pracy manualnej oraz standardowej terapii ruchowej....
Joanna potrafi zaskakiwać zarówno siebie, jak i najbliższych. Jest narzeczoną Artura, iskrzy między nią a Jaromirem, w dodatku pojawia się kolejny zagadkowy mężczyzna. Pomimo wątpliwości, bohaterka zaczyna urzeczywistniać swoje marzenia. Przeprowadza się na Kociewie i podejmuje decyzję o uruchomieni...
9,14 sek. – tyle czasu zajęło Terry’emu „Turbo” Burrowsowi z Wielkiej Brytanii umycie trzech szyb o standardowym wymiarze. Osiągnięty wynik został zapisany w Księdze światowych rekordów Guinnessa. Ty też tak możesz! Poznaj nowoczesne i efektywne metody stosowane przez ekspertów i zapomnij o smug...
Pustynia jest bramą do tajemniczego i niepojętego świata… Kultowa gruzińska powieść historyczna o wielkiej miłości w czasach burzliwych przemian.W przedwojennym Baku Orient spotyka się z Zachodem, tworząc niezwykłą kulturową mozaikę. To tu dorastają razem potomkowie znakomitych rodów, Ali Szirwanszi...
Anna Anielewicz, podporucznik Polskich Sił Powietrznych, wraz z dzięwiątką innych najlepszych w całym NATO pilotów myśliwców odpowiada na zaproszenie amerykańskiego pułkownika, Jeff’a „Skyhawk” Cartera, i udaje się do bazy wojskowej Fort Worth w stanie Teksas. W czasi...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Jacek Adamczyk

WÓDZ. ‌Witalij ‌KliczkoCiosy i uniki boksera ‌i politykaJacek Adamczyk

Warszawa 2014

„Wódz. ‌Witalij ‌Kliczko. ‌Ciosy ‌i ‌uniki boksera i polityka”, ‌Jacek ‌Adamczyk.Copyright ‌© by ‌Kurhaus ‌Publishing Kurhaus Media sp. ‌z o.o. sp.k., ‌2014.

Wszelkie ‌prawa zastrzeżone. Żadna część ‌tekstu nie może zostać ‌przedrukowana ani wykorzystana ‌w jakiejkolwiek formie ‌bez ‌zgody Wydawcy.

Autor: Jacek ‌Adamczyk

Redakcja: Katarzyna Kozłowska

Konsultacja merytoryczna: ‌dr Joanna ‌Fomina Korekta: Jolanta Tyczyńska

Projekt ‌okładki: ‌Piotr Dąbrowski 

Skład ‌i łamanie: Marek ‌Wójcik

Zdjęcia: ‌PAP (2), NEWSPIX (4), ‌Kadry z ‌filmu: Bracia Klitschko. Przystojni. ‌Silni. Inteligentni, ‌reż S. Dehnhardt, ‌2011 (2)Zdjęcie Witalija Kliczki ‌na okładce:

Lemouton ‌Stephane/ABACA/EAST NEWS ‌Zdjęcie Jacka ‌Adamczyka ‌na ‌okładce: archiwum autora

ISBN: 978-83-65301-08-6

Dobre ‌ścieżki literatury:

www.kurhauspublishing.com

Kurhaus Publishing Kurhaus ‌Media ‌sp. z o.o. ‌sp. ‌k.

ul. ‌Klimczaka ‌7/50, 02-797 Warszawa

Dział sprzedaży: ‌kontakt@kurhauspublishing.com, tel. ‌531055705

PRZEDMOWASławomir Jastrzębowski 1

Historię świata tworzą ludzie, którzy nie są zadowoleni z miejsca, jakie świat im wyznaczył. Ludzie, którzy mają w sobie wystarczająco dużo wewnętrznej siły, aby znaleźć się w nowym miejscu wymagającym całkiem nowych umiejętności. Ludzie, którzy w życiu chcą czegoś więcej. Tacy jak Witalij Kliczko. Człowiek, który z takiego sobie kick boksera przeistoczył się w mistrza pięściarstwa, aby przez lata całe dzierżyć tytuł niekwestionowanego światowego czempiona w zawodowym boksie, a potem – ponieważ ciągle mu mało – z boksera zaczął zmieniać się w rasowego polityka, w męża stanu, który chce zmienić swoją Ukrainę, a razem z nią cały układ sił w naszej części Europy. To o nim jest ta pasjonująca książka. Książka z oczywistych powodów niedokończona, bo polityczna historia tego dwumetrowego dryblasa z mózgiem stratega rozgrywa się właśnie na naszych oczach.

Dlaczego Witalij Kliczko jest wart tej książki już za życia? To przecież nieco ryzykowny moment na taką publikację, bo właśnie zakończył karierę boksera i z impetem zaczął nową – polityka. A w polityce zasad jest mniej niż na ringu, tu wszystko może się zdarzyć. Jacek Adamczyk, mój wieloletni redakcyjny kolega, pisząc tę książkę, zrobił rzecz niezwykłą. Nakreślił postać Witalija Kliczki w na pozór prosty, biograficzny sposób. Jednak lektura Wodza pokazuje takiej klasy postać, którą nie sposób postrzegać wyłącznie jako część historii boksu, to część historii Europy pisana życiem Ukraińca z krwi i kości. To dobra część tej historii. Dlatego właśnie Witalij Kliczko wart jest książki wykraczającej poza ramy sportu i polityki.

To słowa rasowego polityka, już nie boksera: „Możecie mnie wygwizdać, ale zemsta nie jest najlepszym rozwiązaniem. Nie można uprawiać samosądów. (…). Wszyscy jesteśmy Ukraińcami”. Witalij Kliczko wypowiedział je w lutym 2014 roku na Majdanie w Kijowie. Trzeba było odwagi, żeby tłumowi rozliczającemu się z kolejną złodziejską władzą, tłumowi skoremu do gwałtownych zachowań powiedzieć to prosto w twarz. Trzeba było też dyplomacji, aby w tym samym czasie unikać jawnej krytyki radykalnych partii. To mógł zrobić na Ukrainie tylko Witalij Kliczko. Te słowa pokazują długą drogę, bo nie metamorfozę, którą przeszedł starszy z braci Kliczków.

Zacznijmy jednak od początku. Proszę mi wybaczyć subiektywne oceny, ale do boksu, jak każdy kibic tej dyscypliny, mam stosunek osobisty. Otóż naprawdę nigdy nie fascynował mnie i nigdy nie podziwiałem stylu walki boksera Witalija Kliczki. Doceniałem oczywiście cały warsztat, katalog jego zalet, które wyniosły go na sam szczyt i które pozwoliły mu na tym szczycie trwać, trwać i trwać oraz zarabiać przez lata wielkie pieniądze. Doceniam te niewątpliwe, starannie przemyślane, wypracowane, wypocone, wytłuczone zalety. A więc niezwykłą jak na dwumetrowca koordynację, prawdziwe petardy bite z rąk (co dużo trudniejsze), a nie z balansu ciała. Potężne błyskawiczne lewe, wywodzące się z europejskiego stylu boksu, zadawane z opuszczonej ręki, i tak dalej, i tak dalej. Ale. W bokserze Witaliju Kliczce dla mnie, wiernego kibica oglądającego sercem, więcej było duszy księgowego niż pięściarza. Więcej w tym wszystkim kalkulacji niż żywiołowej, czasem straceńczej walki. Przykładem niech będzie tu legendarna już jego walka z Lennoxem Lewisem stoczona w 2003 roku. Kliczko mógł ją bezapelacyjnie wygrać już w drugiej rundzie. Po serii niezwykle silnych ciosów miał oszołomionego, słaniającego się na nogach wielkiego mistrza Lewisa „na widelcu”. Wystarczyło rzucić się do huraganowego ataku, co zrobiłby każdy inny bokser, ale nie Kliczko. Ten kalkulował. Wygrywał wyraźnie walkę. Był pewien swojego zwycięstwa. Przeliczył się straszliwie. Stary mistrz kilkoma zaledwie ciosami dosłownie zdemolował twarz Ukraińca. I choć Kliczko dzielnie i pewnie stał na nogach, to głębokie kilkucentymetrowe rany nad i pod lewym okiem krwawiły niemiłosiernie. Kliczko wygrywał tę walkę, ale po szóstej rundzie sędzia z powodu zbyt rozległych obrażeń twarzy nie dopuścił go do dalszej walki. Dlaczego skupiam się akurat na tej walce? Bo to dla mnie prawdziwa przypowieść o zemście niewykorzystanej szansy księgowego. Walkę bez trudu można odnaleźć w Internecie. Proszę zobaczyć zakrwawionego Kliczkę chodzącego po ringu i protestującego przeciwko jej zakończeniu. Jego kilkanaście razy powtarzane „No, no, no, no!”. Nie rozumiał, że tym razem kalkulacja obróciła się przeciwko niemu. Że w życiu nie zawsze trzeba się asekurować. Pamiętam, że oglądając protestującego Kliczkę, pomyślałem sobie: „Trzeba się było bić, kiedy był na to czas”…

Jednak w sumie, jak pokazują wyniki całej jego zawodowej kariery, dokładnie i ze znawstwem opisanej w tej książce, to Kliczko miał rację, stawiając w sporcie na tę właśnie kalkulująco księgową część swojego ja, a nie tacy jak ja marudzący, że coś im się tam nie podoba. Kliczko uprawiał zatem razem ze swoim teamem rodzaj bezpiecznego, wyrachowanego pięściarstwa. Przeciwników dobierano mu tak, żeby nie namęczył się w drodze na szczyt i nie ryzykował bez potrzeby. Mądrze, nudnawo i mało efektownie. Taki styl pięściarstwa i taka legenda nie może nikogo porwać natychmiast, uskrzydlić w jednym momencie, przenieść w inny wymiar, wpompować wiadro adrenaliny w serce. To był mistrz z talentem wypracowanym, raczej wyrzeźbionym własnymi dłońmi niż dotkniętym palcem bożym. Tyle tylko, że boks był zawsze sportem dla dobrze wyszkolonych, ale jednak desperatów, dla dzieciaków z trudnych, raczej robotniczych rodzin. Starannie wykształceni rodzice nie marzą przecież o bokserskiej karierze swoich dzieci. Wykształceni rodzice posyłają swoje dzieci na zajęcia sportowe, ale przecież nie na boks. A bracia Kliczkowie mieli takich właśnie rodziców. Za Witalijem nie ciągnęła się magnetyczna dla kibiców tego sportu legenda złego, trudnego chłopaka, będącego na bakier z prawem zwierzaka, z którego dopiero sport zrobił częściowo człowieka. Nie gwałcił, nie napadał, nawet w dobrych pozaringowych mordobiciach nie brał udziału. Aczkolwiek – co przeczytają Państwo w tej książce – jego nie do końca wyjaśniony bliski związek z pewnym wpływowym ukraińskim gangsterem może trochę tę czarną legendę ratować. To jednak za mało, tak samo jak za mało znacząca dla takiego wizerunku jest jego wpadka ze sterydami anabolicznymi.

To, co dla niektórych – takich jak ja – kibiców pięściarstwa mogło być wadami Kliczki, nieco paradoksalnie może stać się jego zaletami w polityce. Tu sprawny „księgowy”, czy już może raczej strateg, zamiłowany szachista ze swoją siłą i nazwiskiem otwierającym wiele drzwi na świecie stać się może liderem nie do przecenienia. Tyle że polityki musi się intensywnie uczyć, a na Ukrainie otoczonej przez Rosję, gangsterów i oligarchów to bardzo niebezpieczne zajęcie. Dużo bardziej niż ryzykowanie życia na ringowej macie. Kliczko wydaje się być na Ukrainie europejską alternatywą dla groźnych choćby dla nas tamtejszych nacjonalistów. Jest niewygodny dla wpływowych ludzi starej władzy, którzy mają na sumieniu ciężkie grzechy przy zdobywaniu majątków. Jak i z kim będzie lawirował na polu minowym ukraińskiej sceny politycznej? Jego zaangażowanie w politykę opisane w „Wodzu” pokazuje dokładnie taką samą determinację, z jaką wspinał się na szczyty światowego boksu. Kliczko, który spędził w Polsce dużo czasu, który ma tu wielu przyjaciół i który daje nasz kraj, w odróżnieniu do swojego, za przykład udanej pokomunistycznej transformacji, powinien liczyć na nasze wsparcie. Żeby takich jak on Ukraińców wspierać świadomie, trzeba ich najpierw zrozumieć. W tym z pewnością pomoże Wódz Jacka Adamczyka. Usilnie namawiam do tej pasjonującej lektury.

1 Sławomir Jastrzębowski jest dziennikarzem i publicystą. Od 2007 roku kieruje Super Expressem, drugą największą gazetą codzienną w Polsce. Zaczynał w Łódzkich Wiadomościach Dnia. Z wykształcenia polonista. Z pasji kibic i kulturysta, w przeszłości przez kilka lat trenował boks w klubie Widzew Łódź. Szczęśliwy mąż i ojciec dwójki dzieci.

Wstęp

„Żona pewnego myśliwego, zbierając wlesie jagody, porodziła tam bliźnięta; aobydwa byli chłopcy, sama zaraz wnet umarła.

Niemowląt nie karmiła żadna zniewiast: jednego karmiła wilczyca, adrugiego niedźwiedzica. Którego wykarmiła wilczyca, ten się nazwał Waligóra; drugi Wyrwidąb się nazwał. Pierwszy siłą walił góry, drugi jakby kłosy zboża najtęższe wyrywał dęby.

Że się kochali wzajemnie, wyszli nawędrówkę, byobejść świat szeroki. Idą przez puszczę ciemną dzień jeden idrugi, wdniu się trzecim zatrzymali, bodrogę zaparła góra iskalista, iwysoka.

–Comyzrobim teraz, bracie? – Wyrwidąb smutnie zawoła.

–Nie troskaj się, bracie miły, jatę górę precz odrzucę, bynam droga wolną była.

Ipodpiera ją plecami, iprzewraca górę ztrzaskiem; odsunął ją napół mili. Poszli sobie zatem dalej.

Idą prosto, aż dąb wielki stoi naśrodku drogi; zatrzymuje ich wpochodzie. Wyrwidąb więc naprzód idzie, obejmuje go rękoma, wyrywa zcałym korzeniem irzuca nabliską rzekę”1.

Tyle legendy. W życiu było trochę inaczej, jak w komunikacie Radia Erewań2: bracia, ale nie bliźniacy; faktycznie mieli imiona na W, ale Witalij i Władymir; matka jest dla nich wciąż największym autorytetem; i nie przenosili gór oraz nie wyrywali drzew, tylko wywracali rywala za rywalem. Że tylko ich buty ostawały się na ringu. Reszta zasadniczo się zgadza.

Bracia Kliczko, mierzący po dwa metry potężni mężczyźni, niezwykle silni, a do tego wykształceni, to dziś najbardziej znane w świecie symbole Ukrainy. Zawsze stoją za sobą murem: w ringu, w biznesie, ale też w politycznej zawierusze. Niestraszne im żadne przeszkody i pojawiające się na drodze niespodzianki. Doszli na sam szczyt – są zawodowymi bokserskimi mistrzami świata, zgromadzili majątki warte od kilkunastu do kilkudziesięciu milionów euro, mają domy w różnych częściach świata, o ich życiu pisze się filmy i książki. Stojąc na tym szczycie, bracia rozglądają się właśnie za kolejnymi wyzwaniami.

Starszy, urodzony w 1971 roku Witalij, jedno z nich podjął. Młodszy od niego o pięć lat Władymir jeszcze nie wie, w którą stronę ruszyć, jednak biorąc pod uwagę okoliczności, prawdopodobnie już niedługo spróbuje sięgnąć po mistrzowski pas, którego brakuje w jego trofeach (jest mistrzem federacji WBA, WBO, IBF i IBO) – WBC. To pas, który do niedawna należał do jego brata. Jeśli go przejmie, będzie rządził niepodzielnie w zawodowym boksie – to całkiem realny i prawdopodobny scenariusz.

W mojej książce więcej miejsca postanowiłem poświęcić starszemu bratu. W 2013 roku, jako mistrz świata prestiżowej federacji WBC, odszedł ze sportu na dobre. Witalij, urodzony wódz, mieszkający na stałe w Niemczech 43-latek, od prawie dwudziestu lat mąż tej samej żony, ojciec trójki dzieci, jest dziś jednym z liderów ukraińskiej opozycji. 25 maja 2014 roku miał stanąć w wyborach prezydenckich na Ukrainie, jednak w marcu poinformował, że rezygnuje z tego wyścigu. Ma zamiar zostać merem Kijowa.

Obserwatorzy i uczestnicy życia politycznego zwracają uwagę, że Witalij Kliczko to nie efemeryda, ale postać, która na dobre zagości na politycznej scenie. ­– Kliczko już za pięć lat może być brany pod uwagę jako poważny kandydat na prezydenta. No, a jeśli Poroszence3 uda się kadencja i będzie miał szanse na reelekcję, to Witalija czekają wybory prezydenckie za 10 lat. Będzie wtedy 51-letnim człowiekiem, a jeśli chodzi o prezydenturę, to bardzo dobry wiek. Ja o tym coś wiem, ponieważ zaczynałem prezydenturę jako 41-latek – wyjaśnił mi w rozmowie o Kliczce Aleksander Kwaśniewski, prezydent RP w latach 1995–2005.

Kim jest ten nowy przywódca ukraińskiej opozycji o doskonale znanej całemu światu twarzy? Co może wnieść do polityki? Jakie są jego atuty, a jakie słabe strony? Jaki ma światopogląd? Żeby się tego dowiedzieć, trzeba poznać historię, która go ukształtowała. Zajrzeć do jego rodzinnego domu, poznać rodziców i najbliższych przyjaciół, prześledzić sportowe sukcesy i porażki.

***

Na drodze Witalija Kliczki było wiele ciekawych zwrotów. Na samym początku swojej wędrówki po świecie dotarł także do Polski. Wtedy jeszcze nie bardzo było wiadomo, kto zacz, więc i wspomnienia z tamtych czasów zapisały się zbyt głęboko w pamięć tych, którzy w nich uczestniczyli. Jak choćby w przypadku walki Witalija z Przemysławem Saletą. To było w 1988, 1989, a może 1990 roku? Większość miłośników boksu twierdzi, że w 1989. My, Polacy, przeżywaliśmy wtedy polityczne trzęsienie ziemi, a Witalij pierwsze kryzysy w ringu. Sparingi z Saletą były dla niego podobno trudne, jeden z nich skończył się – jak wieść niesie – złamanym nosem. Ale to tylko legenda i niewiele musi w tym być prawdy. Poza tym, że faktycznie swoją wielką karierę jeden z najsłynniejszych pięściarzy na świecie rozpoczynał właśnie od wizyt w naszym kraju.

Co ciekawe, to Polak był również akuszerem politycznej kariery Kliczki, którą ten zaczynał już w latach dwutysięcznych. Aleksander Kwaśniewski, zaangażowany w sprawy ukraińskie od momentu, gdy kraj ten odzyskał niepodległość, a więc od 1991 roku, po raz pierwszy spotkał Witalija na początku lat 90. Było to na jednej z politycznych imprez, organizowanych jeszcze za prezydentury Leonida Kuczmy. – Pamiętam, że w trakcie tamtej rozmowy powiedział mi, co od razu ustawiło nasze relacje, gdyż też mnie rozpoznał i wiedział, kim jestem, o pierwszym okresie swojej kariery związanym z Warszawą. On i Władymir czują sentyment do tamtych czasów. Później tych spotkań było mnóstwo. Widywaliśmy się na przykład podczas konferencji w Jałcie, które od 10 lat organizuję, a w których Witalij uczestniczy. Starszy z braci Kliczko traktował mnie trochę jako patrona politycznego, czyli dobrego, życzliwego doradcę. Bo ja mu naprawdę dobrze życzę. A ze względu na moje doświadczenie mówię mu prawdę, tak jak przy okazji kwestii powrotu na ring – mówi Kwaśniewski.

***

Na Ukrainie jest taka miejscowość, która nazywa się Wilszany (obwód Charków). Według rodzinnej legendy, przodek Kliczków ponad 300 lat temu założył chutor, małą osadę w pobliżu tej właśnie miejscowości. Prapradziadek był wesoły i towarzyski, więc każdy, kto przyjeżdżał do niego, był zapraszany (po ukraińsku – klikał) do jego domu na poczęstunek. Chutor niedługo potem nazwano Kliczkowym, a sam towarzyski Kozak otrzymał nazwisko Kliczko. Tak miał powstać ród, z którego wywodzą się Witalij i Władymir.

Dziś znajduje się tam muzeum braci. Jednym z najważniejszych eksponatów jest krzesło. Połamane. W 2006 roku siedział na nim Witalij, gdy odwiedził swoje rodzinne strony. Mebel nie był w stanie utrzymać takiego ciężaru i – podobnie jak jego rywale – padł pod naporem starszego z braci. Teraz krzesło jest traktowane jak relikwia. Jest, można by rzec, krzesłem legendarnym.

Dziadek Witalija, Rodion, syn biednego chłopa Piotra, pewnie nigdy nie przypuszczał, że jego rodzina będzie kiedykolwiek tak słynna. Pracował w NKWD, był szefem biura paszportowego, ratował żonę przed hitlerowcami, w czasie II wojny dorabiał jako szewc, wreszcie został przeniesiony do Kirgistanu. Bo gdy to było zakazane, pomagał ludziom wyjeżdżać z Ukrainy. Mimo że pracował w zbrodniczej organizacji, umiał pozostać człowiekiem odważnym i z zasadami. Tak przynajmniej mówią o nim w Wilszanach.

***

Jest to zatem książka o nieprzeciętnym człowieku ze złożoną, niejednoznaczną historią. Ale też opowieść o wartościach.

Odwaga. Tej nie brakuje Witalijowi. Udowadniał to podczas niedawnych wydarzeń na kijowskim Majdanie. „Nigdy nie sądziłem, że zostanę rewolucjonistą i znajdę się na barykadach” – mówił wtedy4.

Barykady to właśnie nowe pasmo gór, które zauważył ze sportowego szczytu, na jaki się wdrapał. Ten nowy, który zamierza zdobyć, nazywa się Prezydent Ukrainy. Wspinaczka wydaje się żmudna i długa, jednak osiągalna. Tym bardziej że w tej drodze na pewno będzie mu towarzyszył brat. On także ponosi konsekwencje ostatnich wyborów Witalija. Walkę Władymira z Alexem Leapaiem, z kwietnia 2014 roku, zbojkotowały wszystkie rosyjskie telewizje5. Informatorzy niemieckiego dziennika Bild, z którym bracia Kliczko zawsze współpracowali, nie pozostawiają wątpliwości, że to sam Władimir Putin postanowił sprawić, by ukraińscy bracia na dobre zniknęli ze świadomości rosyjskich kibiców. Bojkot walki o mistrzowskie pasy nie jest więc efektem spadku zainteresowania boksem w Rosji, ale ma związek z tym, że Witalij Kliczko był jednym z najważniejszych liderów kijowskiego Majdanu, a Władymir każdego dnia wiernie wspierał brata.

Lojalność. Choć kiedyś się mocno pokłócili, wciąż łączy ich braterska przyjaźń. To dlatego ostatnio, przed wspomnianą już walką z Leapaiem, Władymirowi hymn Ukrainy odśpiewała żona Witalija, Natalia. A starszy brat stanął jak zwykle, mimo politycznej zawieruchy, w narożniku młodszego.

Rodzina. Zawsze było ich czworo: Witalij, Władymir, matka i ojciec (zmarł na nowotwór w 2011 roku). Tak wspominają klan Kliczków ich najbliżsi współpracownicy. Z czasem oczywiście pojawiła się ukochana żona starszego z braci. I troje jego dzieci. Do dziś nie dostarczają prasie żadnych sensacyjnych wiadomości. No, może z wyjątkiem Władymira, który dzięki swojemu zainteresowaniu kobietami często bywał na czołówkach kolorowych magazynów i gazet.

Dyscyplina. Kliczkom starczyło konsekwencji i uporu, aby dojść do najwyższych zaszczytów w profesjonalnym boksie. Można, oczywiście, narzekać, że w pewnym stopniu przyczynili się do kryzysu wagi ciężkiej, bowiem w bezwzględny sposób ją zdominowali, nie dopuszczając nikogo innego do najwyższych zaszczytów. Jednocześnie – jak słusznie zauważa Dariusz Michalczewski – to nie oni winni są temu, że w ostatnich latach nikt nie umiał z nimi wygrać.

Historia Witalija Kliczki to opowieść o człowieku, który twardo stąpa po ziemi. I to akurat jest fakt, nie żadna bajka.

1 „Kazimierz Władysław Wójcicki, Waligóra iWyrwidąb, [w:] Polskie baśnie ilegendy, Warszawa 2006.

2 Radio Erewań – na terenie ZSRR i w PRL-u nazwa fikcyjnego źródła nierzetelnych informacji, parodiująca metody propagandy komunistycznej. Nazwa radia zaczerpnięta została z rosyjskiej nazwy stolicy Armenii – Erewań (pol. Erywań). Paradoks polegał m.in. na tym, że w Armeńskiej SRR nie nadawała rozgłośnia Radio Erewań (w przeciwieństwie do innych republik radzieckich). Radio Erewań było przede wszystkim tematem serii dowcipów w stylu czarnego humoru o tematyce politycznej, a w późniejszym okresie także symbolem nierzetelności dziennikarskiej. Za: pl.wikipedia.org (http://pl.wikipedia.org/wiki/Radio_Erewa%C5%84).

3 Petro Poroszenko to ukraiński polityk i przedsiębiorca, na rzecz którego Kliczko wycofał swą kandydaturę w wyborach 2014. Jest mocnym kandydatem opozycji na prezydenta i prawdopodobnym wygranym tych wyborów. Więcej o nim w Części III książki.

4Kliczko: walczę oprawdę isprawiedliwość, miliony mnie popierają, TVN24.pl, 30.12.2013, http://www.tvn24.pl/wiadomosci-ze-swiata,2/kliczko-walcze-o-prawde-i-sprawiedliwosc-miliony-mnie-popieraja,383358.html. [dostęp 11.05.2014].

5 Jakub Noch, Żadna telewizja wRosji nie pokaże walki Władimira Kliczki. Bojkot zarządzić miał sam Władimir Putin, NaTemat.pl, 20.04.2014, http://natemat.pl/99345,zadna-telewizja-w-rosji-nie-pokaze-walki-wladimira-kliczki-bojkot-zarzadzic-mial-sam-wladimir-putin. [dostęp 11.05.2014].

CZĘŚĆ PIERWSZADZIECIŃSTWO I MŁODOŚĆRozdział 1Syn wojskowego

To było w czasie, gdy rodzina Kliczków przeprowadziła się z Pragi do Kijowa. Mieli pozostać w tym mieście ledwie kilka tygodni, a ostatecznie spędzili w stolicy Ukrainy dwa lata. Dostali tu mieszkanie na terenie wojskowego lotniska, oddalonego o 29 kilometrów od centrum miasta. Witalij codziennie podróżował stamtąd dwie godziny do szkoły i dwie z powrotem. Do pewnego miejsca dojeżdżał autobusem, a potem musiał już maszerować na piechotę. Dziś Międzynarodowy Port Lotniczy Boryspol w Kijowie – bo właśnie o nim mowa – jest największym portem lotniczym Ukrainy. Wspólnie z pozostałymi dwoma lotniskami obsługuje stolicę państwa, koncentrując się na jego wschodniej części. Port pasażerski i cargo zostały utworzone w 1959 roku na bazie lotniska wojskowego, ale dopiero w 1993 roku w jego nazwie pojawił się przymiotnik „międzynarodowy”. Wcześniej każdy obywatel Ukrainy, by wydostać się poza granice ZSRR, musiał korzystać z transferu przez Moskwę. Międzynarodowe loty były zarezerwowane dla członków partii i ważnych gości, czego echem jest dziś trzeci terminal C przeznaczony dla VIP-ów. Obecnie lotnisko jest jednym z największych portów we wschodniej Europie, z 6 milionami pasażerów rocznie.

Witalij i Władymir bardzo lubili włóczyć się po bazie, w której żyła rodzina Kliczków. Często to robili, bo zawsze udawało im się coś wyszperać. A to granaty gdzieś odkryli, a to amunicję. Potem wrzucali wszystko do ognia. Zabawa była przednia. Pewnego popołudnia, po szkole, bracia wybrali się na taki właśnie rekonesans. Dzień okazał się szczególny. Ich poszukiwania zakończyły się sukcesem, o jakim nawet nie marzyli. Trafili na coś naprawdę poważnego i byli dumni ze swego znaleziska. W jednym z krańców bazy odkryli minę przeciwpancerną. Potężny dysk, którego widok wywołał u nich ogromne podniecenie. Postanowili zabrać go do domu.

Mieli tylko jeden kłopot: gdzie swój skarb ukryć? Mówiąc bowiem, że Kliczkowie mieli w Kijowie mieszkanie, popełnia się pewne nadużycie. Witalij i Władymir, wraz z mamą, tatą i babcią (oraz od czasu do czasu z wujkiem) mieszkali w jednym, liczącym ok. 15 metrów kwadratowych, pokoju. Do tego mieli do dyspozycji własną kuchnię. Ubikacja i łazienka były już wspólne dla wszystkich mieszkańców tego pamiętającego dużo lepsze czasy budynku, położonego na dodatek wiele kilometrów od centrum miasta. Żyli więc trochę tak, jak bohaterowie znanego w Polsce serialu pt. Świat według Kiepskich. Witalij i Władymir wpadali nawet na pomysły podobne do tych, które mają Ferdynand Kiepski i spółka. Dlatego właśnie, taszcząc minę, gorączkowo zastanawiali się, co z nią zrobić. Już wtedy Witalij zdradzał bardziej syntetyczny od brata sposób myślenia. Przeanalizował ich położenie, wziął pod uwagę wszystkie za i przeciw, aż wreszcie postanowił: mina zostanie wepchnięta pod łóżko ojca.

W nocy w lokalu Kliczków atmosfera bardzo się zagęściła. Władymir senior odkrył, co znajduje się pod łóżkiem. Wrzask, z jakim powiadomił o swoim odkryciu rodzinę, zerwał na równe nogi także sąsiadów. Potem z pokoju rodziny dochodziły już inne krzyki; wydobywały się z ust Witalija. Ojciec nie zamierzał darować mu tego, że stracił tyle nerwów, kiedy dotarło do niego, że mógł zginąć z powodu niefrasobliwości swoich dzieci. Pasy noszone przez wysokich rangą radzieckich wojskowych były szerokie, wytwarzane z dobrej, twardej skóry… Dla przyszłego boksera była to długa noc.

Do podobnych ekscesów dochodziło jednak rzadko. Obaj chłopcy nie sprawiali większych problemów, ale jeśli już pakowali się w kłopoty, to najczęściej za sprawą Witalija. Bracia zgodnie to dziś podkreślają.

Witalij jest starszy od Władymira o pięć lat. Urodził się latem 1971 roku w Biełowodskoje w północnym Kirgistanie. Jego ojciec, wojskowy, właśnie został tam przeniesiony. Biełowodskoje to wieś w obwodzie czujskim, siedziba administracyjna rejonu Moskwa. Leży nad rzeką Aksuu, której nazwa oznacza „białą wodę” (stąd nazwa wsi). Liczy ok. 21 tysięcy mieszkańców. Witalij nie miał jednak okazji mocno związać się z miejscem swoich narodzin. Jako młody chłopak objechał kawał Związku Radzieckiego. Oprócz Kirgistanu rodzina Kliczków mieszkała też między innymi w Kazachstanie i Czechosłowacji. Władymir junior urodził się już na przykład w Semipałatyńsku, niedaleko sowieckiego poligonu jądrowego w Kazachstanie. Ojca chłopców skierowano tam z Biełowodskoje w 1975 roku, prawdopodobnie z uwagi na pogorszenie się stosunków chińsko-radzieckich. Do narodzin Władymira juniora doszło zresztą w dość dramatycznych okolicznościach 26 maja 1976 roku, w noc, podczas której szalała burza śnieżna.

W bazie nie było lekarza ani położnej, więc gdy u Nadieżdy Uljanownej zaczęły się bóle, Władymir senior spakował żonę, wsadził ją do terenowego gazika i wraz z dwoma adiutantami wyruszył do najbliższego szpitala, do miasta. W aucie nie działało ogrzewanie, wszyscy dygotali z zimna, rozpoczął się poród, a na koniec samochód ugrzązł w zaspie. Desperacka akcja ratunkowa przyniosła pożądany efekt i całej grupie udało się w ostatniej chwili dojechać do kliniki.

***

Od samego początku to właśnie na Witaliju spoczywała odpowiedzialność za brata. Ojciec miał swoje obowiązki, matka Nadieżda także pracowała. Była nauczycielką. Chcąc nie chcąc, Witalij opiekował się najmłodszym członkiem rodziny. I – co podkreśla ze śmiechem do dziś, a co było przy okazji powodem jedynego, ale za to bardzo poważnego, konfliktu w życiu braci – nikt jak dotąd nie zdjął z jego barków tego obowiązku. Wciąż próbuje podpowiadać Władymirowi, co i jak ma robić.

Dorastanie Witalija nie było też łatwe z uwagi na częste zmiany miejsca zamieszkania i przenosiny ze szkoły do szkoły. Irytowało go to dużo bardziej niż Władymira. Jako starszemu i mającemu więcej na głowie, ciężej mu było się aklimatyzować w nowych środowiskach. Za każdym razem czuł się obco. Wiele lat trwało, zanim wyzbył się postawy lekko nieśmiałego, zamkniętego w sobie człowieka, jakim był we wczesnej młodości, i ruszył na podbój świata z wysoko uniesioną głową.

Ojciec braci Kliczko, radziecki lotnik, stale przenoszony był z miejsca na miejsce. Dlatego Witalij i Władymir zjeździli w dzieciństwie cały ZSRR. Rodzina trzymała się razem, a o komfort męża i chłopców dbała Nadieżda Uljanowna, ukochana mama. Synowie są z nią w bliskim kontakcie do dziś. Tata – Władymir senior, zmarł w 2011 roku.

Źródło: Dehnhardt S. (reż.) 2011, Bracia Klitschko. Przystojni. Silni. Inteligentni [DVD], [film].

Przy okazji przeszedł jednak świetną szkołę życia. Motto, które wpajał mu ojciec, było idealnie proste: „Nigdy sam nikogo pierwszy nie zaczepiaj, ale jeśli ktoś będzie próbował zrobić ci krzywdę lub cię obrazić, odpowiedz zdecydowanie i pod żadnym pozorem nie pozwalaj mu na to. Musisz być górą”.

Ukształtowany według tej filozofii Witalij, choć stosunkowo późno zyskał pewność siebie, wiedział, na co może pozwolić innym, a na co nie. Pewnego razu w lokalu państwa Kliczków pojawił się wraz ze swoją mamą kolega Witalija. Nie wyglądał najlepiej. Miał rozbity nos, z którego sączyła się krew. Rozpoczęło się dochodzenie. Pobity chłopak nie chciał zdradzić, co się stało. Witalij także milczał jak zaklęty. Nie wytrzymał, dopiero gdy mama zażądała, by przeprosił gościa. Starszy z braci Kliczków stanowczo upierał się, że przebywający w ich mieszkaniu chłopak nie zasługuje na podobny zaszczyt. Przyparty do muru Witalij ujawnił wreszcie, że uprzedził kolegę, iż jego czapki nie wolno wrzucać do kałuży. Kolega nie usłuchał. Nie dość, że zrobił to raz, to potem jeszcze powtórzył swój godny potępienia czyn. I zarobił w nos.

Wydawać by się mogło, że wszystko jest jasne: Witalij Kliczko od dziecka był hardy, nie stronił od bitki, więc został pięściarzem. Ale to nie do końca prawda. Oboje rodzice przyznają: „Nigdy nie przypuszczaliśmy, że nasi synowie będą zajmowali się zawodowo dawaniem innym po twarzy”1. Ojciec, Władymir senior, starał się jedynie wychować synów na twardych ludzi. Sam był człowiekiem z charakterem. Dosłużył się stopnia generała dywizji2 sowieckich sił powietrznych. Był związany z jednostką odpowiedzialną za broń jądrową. Po uzyskaniu przez Ukrainę niepodległości trafił do nowej armii. W 1999 roku, 52-letni Kliczko senior wystąpił z czynnej służby w powietrznych siłach zbrojnych. W tym samym roku ukończył jednak studia podyplomowe w Akademii Stosunków Międzynarodowych, dzięki czemu został attaché wojskowym w ambasadzie Ukrainy w Niemczech oraz przedstawicielem kraju przy NATO. Do 2006 roku mieszkał w Remagen3.

Synowie Władymira seniora od najmłodszych lat przechodzili podstawowe szkolenie wojskowe. Jeździli z ojcem na strzelnicę, uczyli się ładować broń i z niej celować. Ojciec kultywował wzorce wyniesione z własnego domu. Choć akurat jego dzieciństwo przypadło na dużo gorsze, wręcz tragiczne czasy. Jakiś czas temu magazyn Forum, opierając się na książce Die Klitchkos Leo Lindera4, ujawnił, że dziadek ukraińskich pięściarzy, Rodion, był funkcjonariuszem NKWD. Dzięki temu uniknął wszystkich najgorszych konsekwencji „hołodomoru” (czyli wielkiego głodu w latach 1932–1933). Potem jednak przyszła niemiecka okupacja i ciąg dramatycznych zdarzeń. Rodion stracił w getcie dziecko i teściów. Żonę (z pochodzenia Żydówkę) zdołał uratować. Ukrywał ją przez wiele miesięcy w specjalnej skrzyni z wywierconymi otworami. Po zakończeniu wojny dziadek Witalija i Władymira znów odnalazł się w NKWD. I również nie przyniosło mu to niczego dobrego. Podpadł i został dyscyplinarnie zesłany do Kirgizji, gdzie urodził się Władymir, ojciec przyszłych pięściarzy.

***

25 kwietnia 1986 roku w elektrowni atomowej położonej 18 km na północny zachód od miejscowości Czarnobyl (ok. 142 km od Kijowa) szykowano się do przeprowadzenia bardzo ważnego testu. Naukowcy chcieli poprawić bezpieczeństwo elektrowni na wypadek, gdyby z jakiegoś powodu wysiadło zewnętrzne zasilanie układów sterujących reaktora oraz pomp i trzeba było uruchomić zasilanie awaryjne. To, w które zaopatrzona była elektrownia, uruchamiało się zbyt długo… Turbogenerator, który miał zapewniać funkcjonowanie reaktora do czasu uruchomienia się zasilania awaryjnego, wytwarzał prąd zaledwie przez 15 sekund.

Zmodyfikowano więc turbogenerator tak, aby po nagłym odcięciu zasilania dostarczał energię przez 40 sekund – do chwili włączenia się prądnic awaryjnych. Na 26 kwietnia na godz. 1:23.04 zaplanowano eksperyment, który miał potwierdzić, że nowy system zadziała. Najpierw obniżono moc reaktora, następnie wyłączono awaryjne chłodzenie… O godz. 1:24.40 nastąpił pierwszy wybuch, a niedługo potem doszło do drugiej eksplozji wodoru i tlenu. Pojawiły się płomienie. Doszło do częściowego zniszczenia reaktora nr 4. Radioaktywna substancja rozprzestrzeniła się na świat w stężeniu i skali niespotykanych wcześniej ani później w historii. Jedna z największych katastrof przemysłowych XX wieku stała się faktem.

Ojciec braci Kliczko wspominał, że pierwsze informacje o tragedii dotarły do niego natychmiast po tym, jak do niej doszło. Otrzymał rozkaz sformowania pododdziału, który został wysłany na miejsce eksplozji, by zbadać sytuację.

A tam wszystko wyglądało dramatycznie. Żołnierze łopatami zrywali skażoną warstwę ziemi, bez przerwy latały śmigłowce (głównie Mi-8) zrzucające na reaktor tysiące ton piasku, boru, dolomitu, gliny i ołowiu. Właśnie dźwięk helikopterów bracia zapamiętali z tamtych dni najmocniej. Przelatywały bowiem sto metrów od ich pokoju, nieustannie, w dzień i w nocy. Nie pozwalały spać, nie dawały się skupić. Aż wreszcie przestali na nie zwracać uwagę, przyzwyczaili się.

Władymir junior wspominał później, że śmigłowce i samochody biorące udział w akcji ratunkowej wracały do bazy, gdzie były opłukiwane wodą. Po tych zabiegach wszędzie wokół tworzyły się radioaktywne sadzawki. I to właśnie w nich bawił się papierowymi łódkami.

Na szczęście nie trwało to długo. Po okresie paniki, gdy do wiadomości opinii publicznej zaczęły przedostawać się skrywane wcześniej przez władze fakty, rozpoczął się okres migracji. W okolicy Kijowa co prawda nikt nie pił wówczas płynu Lugola5 (podawanego dzieciom i dorosłym w Polsce), ale kto mógł, wyjeżdżał jak najdalej od miejsca katastrofy.

Szczególnie starano się zadbać o dzieci. Mały Wołodia został wysłany na cztery miesiące na obóz nad Morze Azerskie. Jednak ojciec braci, jako wysoki rangą wojskowy, nie miał możliwości zmiany klimatu. Nakazano mu być na miejscu i walczyć ze skutkami kataklizmu.

Forum Czarnobyla 2003–2005, w skład którego wchodziły Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (IAEA), Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), Program Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju (UNDP), inne ciała Organizacji Narodów Zjednoczonych, a także rządy Ukrainy, Białorusi oraz Rosji, udostępniło jakiś czas temu szczegółowy raport dotyczący skutków katastrofy reaktora6.

Według opublikowanych danych, spośród 134 pracowników likwidujących awarię, u których wystąpiła ostra choroba popromienna, 28 zmarło z jej powodu w 1986 roku, a 19 kolejnych w latach 1987–2004 (niektóre z tych zgonów nie miały związku z napromieniowaniem). W trakcie akcji ratowniczej dwie osoby zginęły w wyniku wypadków niezwiązanych z promieniowaniem, a jedna osoba zmarła z powodu zakrzepicy.

Ojciec braci Kliczków spędził mnóstwo czasu w Czarnobylu. I Czarnobyl w końcu upomniał się o niego. Choroby nowotworowe, z którymi zmagał się przez wiele lat, były właśnie wynikiem napromieniowania. Bracia, wspominając wielokrotnie zmarłego ojca, opowiadali, że raka wykryto u niego niedługo po katastrofie, ale nigdy nie zdradzili żadnych szczegółów choroby, także tego, kiedy dokładnie się zaczęła7. Wiadomo, że gdy pracował w Remagen, w 2006 roku przeszedł resekcję części żołądka i jelit. Niedługo potem zresztą powrócił do Kijowa. Witalij i Władymir przez cały okres walki ojca z nowotworem starali się zapewniać mu najlepszą opiekę medyczną. Przypadek Kliczki seniora konsultowali świetni lekarze znad Renu. Najważniejsze zabiegi przechodził w Niemczech. Jednak choroba postępowała. 3 lipca 2011 roku, gdy Władymir walczył o mistrzostwo świata z Davidem Hayem, ojciec został przewieziony do ekskluzywnej kliniki w Hamburgu, bowiem jego stan mocno się pogorszył. Ale Władymir senior nie chciał spędzić tam swoich ostatnich dni. Zmarł w Kijowie, w środę, 13 lipca 2011 roku, w wieku zaledwie 64 lat.

Emanuel Steward, słynny szkoleniowiec, wieloletni i najważniejszy trener w życiu Władymira Kliczki, wspominał w jednym z wywiadów8, że ojciec braci Kliczków był osobą budzącą szacunek. Oficerem, który wszystko, do czego doszedł, zawdzięczał samodyscyplinie. Władymir i Witalij byli z niego bardzo dumni i starali się go we wszystkim naśladować. Jako chłopcy nigdy nie nosili długich włosów czy błyskotek, jak wielu ich kolegów. Krótko ostrzyżeni, wyprostowani, nauczeni porządku, nosili się skromnie i schludnie. Po męsku. Wszyscy wyobrażali sobie, że w przyszłości pracować będą w siłach zbrojnych lub jako szefowie wielkich korporacji. Tak byli wychowani i taki sposób bycia prezentowali. Ponoć przed laty, gdy byli już chłopami na schwał, ówczesny minister obrony narodowej Związku Radzieckiego taką zagaił rozmowę z Kliczką seniorem, generałem lotnictwa: „Wy, towarzyszu generale, jesteście leniem!”. Władymir Rodionowicz lekko się obruszył. Zaczął coś tłumaczyć, a wtedy minister dokończył myśl: „A nie moglibyście mieć takich synów więcej, skoro wam tak dobrze to wychodzi?”9. Trzeba przyznać, że była to trafna uwaga. Trudno nawet sobie wyobrazić, co by się działo, gdyby Witalij i Władymir mieli jeszcze jednego brata. Nie mówiąc o dwóch czy trzech. Bardzo prawdopodobne, że tworzyliby teraz klan nie do pokonania, rządząc w kilku dyscyplinach.

1 Dehnhardt S. (reż.) 2011, Bracia Klitschko. Przystojni. Silni. Inteligentni [DVD], [film].

2 Wikipedia: wolna encyklopedia [online]. Modyfikowane w dniu 9.05.2014. [dostęp 11.05.2014]. Wladimir Klitschko. Dostępny: http://en.wikipedia.org/wiki/Wladimir_Klitschko

3 Miasto w Nadrenii-Palatynacie w Niemczech, leżące 20 km na południowy wschód od Bonn.

4 W Polsce książka ukazała się w 2014 roku pod tytułem „Bracia Kliczko. Biografia”, nakładem Wydawnictwa Feeria.

5 Roztwór jodu w jodku potasu, podawany po katastrofie w Czarnobylu celem profilaktyki nowotworów tarczycy.

6 The Chernobyl Forum: 2003‒2005, Chernobyl’s Legacy: Health, Environmental and Socio-Economic Impacts – raport. [online]. [dostęp 11.05.2014]. Dostępny w Internecie: http://www.iaea.org/Publications/Booklets/Chernobyl/chernobyl.pdf.

7Bracia wspominają ojca, Bokser.org, 15.07.20111, http://www.sport.pl/boks/1,64992,9958048,Boks__Bracia_Kliczko_wspominaja_zmarlego_ojca.html. [dostęp 11.05.2014].

8 Dehnhardt S. (reż.) 2011, Bracia Klitschko. Przystojni. Silni. Inteligentni [DVD], [film].

9 Janusz Pindera, Nokaut przychodzi sam, „Rzeczpospolita”, 29.04.2009.

Rozdział 2Być jak Bruce Lee

Kiedy Witalij chodził do podstawówki, nikt nie przypuszczał, że zostanie kiedyś wielką gwiazdą sportu. Inne były to czasy, inne marzenia. Witalij, który w szkole podstawowej szczególnie lubił geografię, chciał zostać wielkim podróżnikiem. To marzenie niedługo potem zostało przyćmione przez inną, ale powiązaną z nim, namiętność. Lata 70. i 80. to okres, gdy propaganda radziecka bardzo mocno podkreślała wielkie zaangażowanie kraju w podbój kosmosu. No i młody Witia także przeszedł okres fascynacji lotami na Księżyc i startami kolejnych pojazdów kosmicznych Sojuz. Zapragnął zostać kosmonautą. Takie rzeczy rozpalały zresztą wyobraźnię każdego młodego chłopaka.

Gdy jednak zaczął dorastać, nabierać mięśni i szybko rosnąć, górę wzięły pragmatyzm i rozsądek. Starszy z braci zszedł z chmur i zainteresował się znacznie bardziej przyziemnymi rzeczami. Może wcale – jak na tamte czasy – nie perspektywicznymi, ale jednak będącymi bliżej, na wyciągnięcie ręki, choć formalnie wciąż nielegalnymi, bo takie dyscypliny jak kick-boxing, jako typowo amerykański sport, były na Ukrainie zakazane. Witalij, który jako nastolatek umiał o siebie zadbać – zdarzało mu się np. dla zarobienia kilku kopiejek wozić do punktów skupu butelki czy makulaturę – postanowił spróbować, jak smakuje ten zakazany owoc.

Tym, którzy wówczas już byli na świecie, warto przypomnieć, a tym, którzy urodzili się później – uświadomić, jak wyglądała ówczesna Ukraina. Nie był to kraj, jak przyjęło się stereotypowo uważać, ludzi zacofanych i żyjących w nędzy, w którym jedynie partyjni dostojnicy oraz wojskowi żyli w luksusach. Było biednie, to prawda, ale na podstawowe, niezbędne do życia dobra stać było każdego. Ukraińcy żyli skromnie, mądrze i ciężko pracowali. Ich gospodarka była jedna całkowicie uzależniona od planowania w Moskwie. Komunistyczna Partia Związku Radzieckiego eksploatowała rolnictwo i przemysł tego kraju od dziesięcioleci. Ludzie nie mogli wyjeżdżać na Zachód. Nie wolno było korzystać ze zdobyczy, osiągnięć i wolności znanych w „imperialistycznych” krajach. Od 1922 roku przecież większość terytorium dzisiejszej Ukrainy zwało się Ukraińską Socjalistyczną Republiką Radziecką i było częścią ZSRR. Jej stolicą był najpierw Charków, a od 1934 roku Kijów. W tym czasie Ukraińcy wiele wycierpieli. Doświadczyli tzw. ukrainizacji, czyli budowy ukraińskiego komunizmu w latach 20., przymusowej bolszewickiej kolektywizacji wsi, a w konsekwencji, w latach 30. klęski żywiołowej – wielki głód pozbawił życia od 4 do 7 mln ludzi. Dalszych szkód w ludziach dokonały terror NKWD (który w dużej mierze dotknął też Polaków), II wojna światowa oraz deportowanie w 1944 roku przez Stalina Tatarów na Syberię i do Kazachstanu. No i jeszcze jedna, wspominana już katastrofa, awaria reaktora w Czarnobylu w 1986 roku, odcisnęła swe piętno na mieszkańcach tych terenów. Ciężkie były ukraińskie losy w minionym półwieczu.

Gdy dorastali Witalij i Władymir, czyli na przełomie lat 80. i 90. XX wieku, Ukraińcy z zazdrością spoglądali na Zachód, także na inne kraje demokracji ludowej, takie jak Polska. To był, mimo wszystko, inny świat dla mieszkańców radzieckich republik. Co stanowiło jego największą atrakcję dla przeciętnego mieszkańca, który chciał zwyczajnie żyć i dbał przede wszystkim o zaspokajanie swoich podstawowych potrzeb? Ubrania. Tych produkowanych w ZSRR nie dało się nosić. Były tanie, ale i niewygodne, brzydkie, niemodne. A sprowadzane z Zachodu porządne zimowe buty kosztowały średnią pensję.

Rodzinom wojskowych żyło się na Ukrainie lepiej niż przeciętnym obywatelom, to nie podlega dyskusji. Mieli własne sklepy, z lepszym zaopatrzeniem. Wojskowi zarabiali więcej niż inni mieszkańcy Ukrainy. Matka braci Kliczków jako nauczycielka zarabiała 150 rubli. Jej mąż jako oficer dwa razy tyle. Mieli więc do dyspozycji ok. 450 rubli miesięcznie (dla porównania dyrektor dużej fabryki miał zagwarantowane 1000 rubli). Trzeba wziąć pod uwagę, że siła nabywcza rubla była wówczas znacznie większa niż dziś. Za 7000 rubli, czyli piętnaście łącznych pensji małżeństwa Kliczków, można było na początku lat 90. kupić małe mieszkanie w Moskwie1! Na terenie USRR opłaty za mieszkanie, czynsz i tym podobne sprawy wynosiły wtedy ok. 25 rubli. Reszta zostawała na życie. Chleb kosztował ok. 20 kopiejek, kilogram sera – 3 ruble, a mięsa – 5 rubli. Mowa tu – co warto podkreślić – o cenach na rynku. W sklepach bowiem raczej się jedzenia nie kupowało. Po pierwsze dlatego, że go zazwyczaj nie było, a po drugie dlatego, że było marnej jakości. Dlatego brało się je od chłopa.

Pod koniec lat 80. zaczęła narastać, wypisz wymaluj jak w Polsce, galopująca inflacja. To właśnie wtedy ojciec Witalija przeżył jedno z większych życiowych rozczarowań. Z jednej strony miał powody do zadowolenia – w 1987 roku rodzina przeniosła się wreszcie do większego, trzypokojowego mieszkania z centralnym ogrzewaniem, do historycznej, lewobrzeżnej części Kijowa. Ale z drugiej – stracił w pewnym momencie połowę pieniędzy odkładanych na wymarzoną ładę 1500 (lub jak kto woli żyguli 1500 czy WAZ 2013), czyli popularną „trioszkę”, gdyż oszczędności – 8 tysięcy rubli – stopniały o połowę z powodu nagłego wzrostu cen. A ponieważ zbliżał się termin odbioru długo oczekiwanego i upragnionego auta, trzeba było na gwałt znaleźć brakującą kwotę. I jakoś ostatecznie udało się ją pożyczyć.

Władymir senior, jako wojskowy, wcześniej miał także dodatkowe możliwości zarobkowania. Służył bowiem nie tylko na terenie ZSRR, ale także w Czechach. A takie wyjazdy były dość lukratywne. Można się było na nich dorobić, bowiem żołd w przypadku służby poza granicami Związku Radzieckiego mógł sięgnąć nawet pensji dyrektora fabryki.

***

W drugiej połowie lat 80. pojawił się na Ukrainie lekki powiew wiatru, zapowiadającego zmianę. W telewizji zaczęto wyświetlać zachodnie filmy, pojawiły się pierwsze młodzieżowe zespoły, z których zdecydowanie najpopularniejszy był punkrockowy Vopli Vidopliassova, słuchano także rosyjskich pionierów rocka, jak Maszyna Wremieni czy Akwarium, zdecydowanie czuć było, że coś się zmienia. Perspektywa była jednak inna niż w Polsce. Nie wierzono bowiem, że los może się szybko i radykalnie odmienić, więc starano się funkcjonować w wyznaczonych granicach.

Witalij rozpoczął swoją sportową edukację w 1985 roku, od kick-boxingu, jako beneficjent tego właśnie większego otwarcia na świat. Był wtedy nastolatkiem i zdecydowanie wyróżniał się wśród rówieśników posturą.

Oficjalnie odmiana sztuk walki, jaką jest kick-boxing, jako typowo amerykańska i mająca imperialistyczne korzenie, była na Ukrainie zakazana. Aż do 1989 roku nie wolno było tego sportu uprawiać. Zakazane było też rozpowszechnianie filmów czy zdjęć zawodników będących gwiazdami wszelkiego rodzaju sztuk walki.

Dla Witalija i wielu jego kolegów było to niezrozumiałe. Ich wyobraźnię, podobnie zresztą jak wyobraźnię młodych chłopaków w Polsce, rozbudzały niezwykle efektowne, krążące w drugim obiegu, przemycane na kasetach wideo filmy z Bruce’em Lee.

Pojawienie się Wejścia smoka2 we wschodniej Europie, znękanej zimną wojną i wyścigiem zbrojeń, wywołało mentalną rewolucję. Główny bohater filmu, mistrz sztuk walki i wychowanek słynnego klasztoru Szaolin3, który (na zlecenie międzynarodowej organizacji wywiadowczej) walczy z groźnymi przestępcami wyłącznie za pomocą siły rąk i nóg oraz hartu ducha, fascynował. Wprawdzie nikt nie odróżniał jeszcze karate od kung-fu czy kick-boxingu, ale wszyscy chcieli walczyć jak słynny Amerykanin chińskiego pochodzenia, wcielający się w główną rolę. Moda na wschodnie sztuki walki trwa zresztą do dziś.

Witalij także chciał być jak Lee. Już jako znany bokser wielokrotnie wspominał, że gdy był dorastającym chłopakiem, na każdym podwórku dostrzec można było ćwiczących karateków. I to mimo groźby więzienia (wszak uprawianie „zachodnich” sportów było ścigane z kodeksu karnego). Najczęściej byli poubierani w stroje przypominające kimona, które rodzice szyli im z prześcieradeł. Ich treningi polegały przede wszystkim na wydawaniu z siebie dzikich okrzyków oraz, najczęściej nieudanych, próbach rozbijania desek.

Z końcem lat 80. sytuacja w Europie Wschodniej zaczęła się zmieniać. W gazetach zaczęto drukować zdjęcia Chucka Norrisa czy Arnolda Schwarzeneggera. Młodzi mężczyźni zyskiwali coraz więcej wzorów do naśladowania. Pojawili się więc ludzie, którzy pomagali chłopcom ziścić ich marzenia o biegłości w walce czy budowaniu siły mięśni. Pierwsi instruktorzy, oficjalnie jeszcze nieakceptowani przez władze, zaczęli tworzyć nieoficjalne kluby, organizujące treningi sztuk walki. Wśród nich był Andrej Schistow. To właśnie on został szkoleniowcem przyszłego zawodowego mistrza świata w boksie.

Pierwsze spotkanie Schistowa z Witalijem nie wróżyło jednak wielkich sukcesów i do dziś pozostaje raczej przykrym wspomnieniem dla trenera.

Sam Schistow tak o nim opowiadał:

„Na jeden z treningów, które prowadziłem nielegalnie w lesie, przywieźli grupę wyrostków. Ustawiłem ich w szeregu i demonstrowałem ćwiczenia. Wśród nich wyróżniał się jeden, całkowicie rozkojarzony. Jeden z tych, co jak mu powiesz »w lewo«, pójdzie w prawo i zawsze robi coś na odwrót. Tak właśnie poznałem Witalija Kliczkę”4.