Strona główna » Literatura faktu, reportaże, biografie » Wojna, która nas zmieniła

Wojna, która nas zmieniła

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-65853-02-8

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Wojna, która nas zmieniła

Bohaterów swojego reportażu – wojskowych i cywili – Paweł Pieniążek wyszukał po obu stronach frontu. Niektórzy wyjechali z Donbasu, uciekając przed ostrzałami, inni zostali – bo tam jest ich dom. W przejmujących historiach poznajemy te tragiczne detale konfliktu, które umykają w zdawkowych relacjach medialnych, zrujnowane życia, heroiczne próby odbudowy codzienności, marzenia o powrocie do normalności.

Z dotychczasowych książek o wojnie na Ukrainie to Paweł najlepiej pokazuje, kim są uczestnicy tej wojny. Widać w niej gruntowne przygotowanie autora, który zajmował się Ukrainą jeszcze na długo do wybuchu wojny. To dało mu możliwość połączenia pewnych procesów zachodzących w tym kraju i analizę tego, co wydarzyło się w ostatnich latach. Paweł opowiada o negatywnych zjawiskach, które towarzyszą każdym przedłużającemu się konfliktowi, czyli alkoholu, narkotykach, korupcji. Ale nawet w tych historiach okazuje się, że bohaterowie często nie są czarno-biali, a ich wybory i motywacją są często skomplikowane i nie dają się łatwo zaszufladkować. To w końcu książka o samym autorze, ale może szerzej o dziennikarzach, którzy na dłużej utknęli na tej wojnie. O rozczarowaniu, frustracji i sytuacjach, kiedy stają się oni częścią propagandowej maszyny.

Piotr Andrusieczko

Żywa, poruszająca, świetnie napisana opowieść. Pieniążek frontowy – tam gdzie huk, pot i strach – jest równie zajmujący i trafiający do przekonania, jak Pieniążek refleksyjny, z boku i dystansu. A przede wszystkim – budzi zaufanie. Szacun!
Artur Domosławski

 

Pieniążek siedział w Donbasie praktycznie od początku. Był w najgorętszych i najstraszniejszych miejscach. To jest wojna z pierwszej ręki, z perspektywy dziennikarza, który pcha się pod największy ogień. No i Pieniążek zna Ukrainę jak mało kto.
Ziemowit Szczerek

 

Ta książka powinna być lekturą obowiązkową. Najlepiej dla wszystkich, ale co najmniej dla dwóch grup. Po pierwsze, dla chłopców w wieku 18–23 lata, którym zbyt często wydaje się, że wojna to romantyczna przygoda. Po drugie, dla mężczyzn między 40. a 50. rokiem życia, którym już, co prawda, do wojaczki niespieszno, za to uwielbiają na wojny wysyłać innych.
Ludwika Włodek


Polecane książki

Z nastaniem lat osiemdziesiątych setki tysięcy młodych Polaków opuściło ojczyznę, aby znaleźć lepsze jutro. Dla wielu jedynym drogowskazem był przypadek. Krok po kroku brnęli wytrwale do wymarzonego zachodniego szczęścia. Los wiódł każdego własnym szlakiem, często wyboistym, budując ich życiorys. ...
W oświadczeniu nadanym przez radio niezidentyfikowana grupa terrorystów grozi spowodowaniem potężnego trzęsienia ziemi. Gubernator Kalifornii i policja ignorują ostrzeżenie. Czy warto przejmować się tak absurdalnie brzmiącą groźbą? Młoda agentka FBI Judy Maddox uważa, że tak i podejmuje intensywne ś...
Pierwsze w języku polskim wydanie tekstów Iwana Łysiaka - Rudnyckiego, jednego z najwybitniejszych historyków ukraińskich XX wieku. Książka ukazuje się jako I tom Biblioteki Myśli Ukraińskiej XX wieku z przedmową Adama Michnika oraz obszernym wstępem autorstwa prof. Jarosława Hrycaka (Katolicki Uniw...
"Prognozy inwestycyjne na 2016 rok" - ebook zawiera obszerne analizy sytuacji fundamentalnej i technicznej na giełdzie w Warszawie, giełdach rynków rozwiniętych, na rynku walutowym i surowcowym. Czy ryzyko polityczne wciąż będzie przyczyniało się do spadków cen akcji na WGPW? Jaka przyszłość czeka W...
W poradniku do Gra o Tron znajdziesz informacje o tym, w jaki sposób rozwiązywać zadania główne, tak, aby twoje postaci zyskały jak najwięcej cech dodatkowych. Dowiesz się jak i kiedy można uniknąć trudnych walk oraz jak pozyskać cennych sojuszników. Gra o tron - poradnik do gry zawiera poszukiwane ...
• Czy chciałbyś zatrzymać natłok myśli? • Czy chciałbyś doświadczać większego spokoju? • Czy chciałbyś poprawić swój nastrój, sen i poziom energii? Połączenie metody Butejki i treningu uważności (mindfulness) to skuteczny i naturalny sposób radzenia sobie ze stresem, zmartwieniami i niespokoj...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Paweł Pieniążek

Kule tną powietrze i słyszę, jak przelatują nad moją głową. Albo trafiają w ceglane ściany osłaniającego nas budynku i odbijają się rykoszetem. Dopiero co dopiłem kawę, którą mi przyniesiono. Dowódca swojej nie zdążył nawet spróbować, bo się zaczęło… Zajął pozycję i z zacięciem odpowiada kolejnymi wystrzałami. Unoszę głowę, ciemną noc na ułamek sekundy akurat rozświetla łuna, a wraz z nią rozlega się wybuch. Lekko mnie oszałamia i słyszę pisk w uszach. Gdzieś obok wybucha pocisk z ręcznego granatnika, strzelanina nie ustaje. W okopie leciwy wielkokalibrowy karabin maszynowy DSzK wypluwa z siebie dziesięć naboi na sekundę. Błysk mnie oślepia, nieustający huk ogłusza, a gdyby nie licha maska przeciwpyłowa, wydzielające się gazy zaczęłyby mnie podduszać. Czuję się skołowany i jest mi niedobrze, ale muszę biec, bo jeśli tego nie zrobię, pocisk trafi mnie i wojskowego, który dopiero co strzelał z karabinu. W nocy wystrzały z DSzK widać świetnie, pasma światła szybko suną po niebie, więc druga strona wie, gdzie się znajdujemy. Biegniemy w trochę bezpieczniejsze miejsce, a po chwili okop jest przysypany. Tym razem trafiono w niego bez pudła. Miałem szczęście. Z DSzK wojskowi już dzisiaj nie postrzelają, ale nie przejmują się tym. Gdy będzie trochę spokoju, odkopią je i doprowadzą do ładu. Ta radziecka broń może nie jest rewelacyjna, za to niemal niezniszczalna – wszystko w niej da się wyremontować z użyciem prostych narzędzi. Przez krótkofalówkę inna jednostka prosi o pomoc, bo mają rannego. Potrzebny jest transport. Kilkanaście minut później słychać, jak ostrzeliwaną drogą mknie przerdzewiała „tabletka”, czyli UAZ 452, w najlepszym razie starszy ode mnie tylko o kilkanaście lat. Strzelanina trwa jeszcze jakiś czas, wreszcie zaczyna cichnąć. Mogę się położyć. Jak zwykle szybko zasypiam.

Rano, jeszcze trochę skołowany, zastanawiam się, po co to wszystko. Dlaczego wojna trwa, skoro nikomu o nic już nie chodzi?

1

„Zima, która nas zmieniła” – mówiono o protestach na kijowskim Majdanie. Te trzy miesiące w świadomości Ukraińców są kluczowe. Kojarzą się ze zwycięstwem społeczeństwa nad zdeprawowaną władzą. Okrzyknięto je rewolucją godności. Pod tą nazwą kryją się zmiany, jakie zaszły w ukraińskim społeczeństwie. Ono nie da sobą więcej pomiatać i nie będzie biernie się przyglądać, gdy władza z niego zakpi. Rewolucja miała wymieść całe zło, z którym kraj borykał się od dawna; doprowadzić do przebudowy, aby Ukraina z oazy korupcji stała się zwykłym europejskim państwem, w którym można godnie żyć; miała wykrzesać z ludzi ich najlepsze cechy, które definiują (czy jeszcze do niedawna definiowały) nowoczesnego obywatela: gotowość do współpracy, wrażliwość na cudzą krzywdę, oddanie, poświęcenie dla demokracji i wiarę w dobro wspólne. Trzy miesiące odmieniły Ukraińców nie do poznania. I to się nie zmienia, chociaż – przynajmniej na jakiś czas – wiele z tych marzeń przekreśliła wojna.

Jednak po trzech latach konfliktu zbrojnego na wschodzie Ukrainy nie mówi się, że to „wojna, która nas zmieniła”. Jej wpływ na społeczeństwo jest marginalizowany i wypierany, jakby kryła coś mrocznego, do czego nikt nie chce się przyznać. Nie chodzi mi o powszechnie znane skutki tego konfliktu, takie jak dziesięć tysięcy ofiar, złamane życia, zniszczone domy, utrata Krymu i marna przyszłość Donbasu. Również nie o to, że skorumpowany system powraca, jeśli w ogóle można powiedzieć, że przez jakiś czas nie obowiązywał. Każdy wyłom w systemie był łatany w pocie czoła przez polityków i urzędników, którzy nie zmienili się w takim stopniu, w jakim oczekiwało tego ukraińskie społeczeństwo.

Korupcja, szemrany biznes i patologia mogły bez przeszkód szerzyć się na terytorium, na którym toczy się wojna. Wraz z nadejściem „rosyjskiej wiosny” Donbas uległ rozkładowi. Separatyści i Rosjanie wykończyli na tym obszarze słabe ukraińskie państwo, a przegniłe ukraińskie instytucje nie zdołały tam się odrodzić. Zdeprawowany system ogarnia więc te rejony niczym nowotwór, przerzuty są natychmiastowe i niemal nie do wyleczenia. Ze skutkami tego rozkładu Ukraina będzie borykała się jeszcze długo.

Patrząc na te wydarzenia, trudno uwierzyć, że ludzie, których więcej łączyło, niż dzieliło, stanęli z bronią po przeciwnych stronach barykady i otworzyli do siebie ogień. Osoby, które jeszcze niedawno uznawały się za część poradzieckiego świata i nie przykładały wagi do tożsamości narodowej, nagle zostały gorliwymi wyznawcami idei rosyjskiego świata (ros. russkogo mira) albo zjednoczonej Ukrainy (ukr. jedynoji Ukrajiny).

O co więc chodzi? W sercu każdego, kto wpadnie w jej łapy, wojna roztacza swoją posępną aurę. Cywile i zmobilizowani żołnierze zostali zmuszeni do spojrzenia jej w oczy. Ochotnicy, wolontariusze i dziennikarze znaleźli się na froncie z własnej woli. Myślą, że igrają z wojną, ale tak naprawdę to ona igra z nimi1. Pokazuje im nie to, co chcą zobaczyć, a to, co ona chce, żeby widzieli. Uczestnicy wojny ulegają rozkładowi tak samo jak wszystko wokół nich.

Bez względu na to, jak wiele będzie się mówiło o nadejściu wojny, zawsze okaże się ona zaskoczeniem dla tych, którzy znajdą się w jej zasięgu. Dzieje się tak dlatego, że myśl o niej odpycha się jak najdalej. Nawet jeśli już słychać walki toczące się w odległości kilkunastu kilometrów od domu, cywile nasłuchują z trwogą, ale i poczuciem, że ich to nie dotyczy. Dopiero gdy pierwsze pociski spadają naprawdę blisko, ludzie przeżywają szok. W amoku podejmują decyzje zaskakujące także dla nich. Jedni będą ich żałowali do końca życia, innych będą napawać dumą. Z czasem pamięć nada tym wyborom większą wagę i dopasuje motywy, które za nimi stały, do zdrowego rozsądku. Całkowicie zmieni się ich treść i znaczenie.

Wojna niszczy ludzi nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim duchowo. Sieje spustoszenie w sercach i głowach. Rujnuje więzi społeczne, łamie obowiązujące prawa, zasady, zmienia wartości i przerywa ostatnie nici porozumienia. To stan, w którym już nie ma miejsca na słowa; ewentualnie zostają epitety, którymi można obrzucić wroga. Wojna wykańcza optymizm i entuzjazm, które dają siłę, by wyjść z marazmu. Buduje nienawiść i nieufność, a zostawia po sobie chaos i śmierć. Zabija marzenia i nadzieje.

2

Typowa poradziecka kwatera. Wystrój jak w niemal każdym biednym mieszkaniu w Donbasie: nieładna tapeta, stare meble, znaczną część przestrzeni zajmuje łóżko. Na ścianie wisi dywan. Poniżej stoją telewizor, odtwarzacz DVD i wieża stereo. Na ramie kiczowatego obrazu z pieskiem powieszono granatnik. Drugi granatnik zwisa przybity do niebiesko-żółtej flagi. Ukraińska symbolika i granatniki, podobnie jak plakaty z gołymi modelkami i nabazgrane swastyki w pokoju obok, nie należą do właściciela mieszkania. Uciekł, gdy wraz z żołnierzami w zdekompletowanych mundurach nadeszły czołgi i artyleria, rozrywające jego wieś na kawałki. Pewnie nawet się nie zorientował, kiedy nastąpił ten moment, w którym dość ponure prorosyjskie protesty w sąsiednim Doniecku przekształciły się w regularną wojnę i okazało się, że jego dom w miejscowości Pisky znalazł się na linii frontu.

Teraz mieszkanie zajął „Kucha”. Jeśli nie w kuchni, to właśnie w pokoju z obrazkiem spotyka się część jego towarzyszy broni, bojowników nacjonalistycznego Prawego Sektora. Dopóki tam siedzę, raczej nic mi nie grozi. Nad nami jest piętro, więc pocisk nie powinien się przez nie przebić. (Przekonamy się o tym kilka dni później, gdy kupa żelastwa przedziurawi dach i zdemoluje mieszkanie nad nami – poza pękniętymi rurami i zalewającą nas z nich wodą nie będzie większych strat). Budynek jest znacznie solidniejszy, niż na to wygląda, trzeba jednak przemieszczać się po nim z pochyloną głową (zwłaszcza jeśli ma się więcej niż sto siedemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu). Worki z piaskiem zasłaniające okno są niedokładnie ułożone i czasami górą, przez szparę między nimi a futryną, przelatują odłamki, przebijają drzwi i zatrzymują się na ścianie w korytarzu. Gdy robiło się naprawdę niebezpiecznie, właśnie w nim się chowaliśmy.

Wieczorem kilka osób zebrało się, żeby obejrzeć film. Wybór jest niewielki, bo odbierają tu tylko kremlowskie i separatystyczne kanały. Płyt DVD też mało – trochę amerykańskich filmów sensacyjnych sprzed lat i rosyjskich, głównie tych patriotycznych, kręconych ku pokrzepieniu serc. Takie najbardziej przypadały do gustu większości mieszkańców Donbasu, ale i wielu innych regionów Ukrainy, z Kijowem włącznie. Świetnie zna je też „Kucha”. W styczniu 2015 roku, gdy zastanawiają się, jaki film wybrać, trwają zacięte walki o donieckie lotnisko, którego od ponad dwustu dni bronią ukraińscy żołnierze. Mimo otoczenia i ciągłych ataków wciąż trzymają pozycje, chociaż już wówczas jest jasne, że to kwestia dni, a poczucie zbliżającej się klęski staje się coraz bardziej nieznośne. Niemal codziennie docierają informacje o stratach – od jednej do kilkunastu osób. Jedni umierają od odłamków, inni od bezpośrednich trafień. Jednemu z żołnierzy pocisk urywa głowę, ale przy takiej liczbie ofiar wszyscy szybko o nim zapominają. Każdy wojskowy czy bojownik znajdujący się w okolicy zdaje sobie sprawę, do czego to wszystko zmierza, ale nie może zrobić nic poza trwaniem w swojej frustracji. Zapewnienia sztabu generalnego i władzy, że wszystko jest pod kontrolą, ma się tu w głębokim poważaniu. Już dawno nikt nie panuje nad tym, co się tu dzieje. Port lotniczy jest już stracony i nie ma różnicy, czy potrwa to tydzień czy dwa.

W mieszkaniu „Kuchy” wisi ukraińska flaga, a na niej granatniki i ozdoby, które zostały z sylwestra

Port lotniczy był dumą Doniecka. Został zmodernizowany z okazji piłkarskich mistrzostw Europy w 2012 roku i obok Donbas Areny, stadionu Szachtara Donieck, uważano go za najbardziej imponujący budynek w mieście. Zresztą wspomnienie Euro 2012 często powracało wśród tamtejszych mieszkańców. „Jeszcze niedawno mieliśmy takie piękne mistrzostwa, gdzie przyjechało tylu ludzi. Lotnisko było piękne, stadion był piękny, a teraz wszystko chuj strzelił” – często powtarzali ten sam żal, choć na różne sposoby.

Pisky leżą tuż obok lotniska. We wsi i jej okolicach stacjonują liczne oddziały ukraińskiej armii, ciężkiego sprzętu i artylerii, dlatego separatyści i wspierający ich Rosjanie prowadzą ogień właśnie po wsi. Budynek, w którym mieszkam z bojownikami Prawego Sektora2, stoi na pierwszej linii frontu. Przed nami otwarte pole, a za nim dwie wieże szybowe donieckiej kopalni, której hałdy są dobrą pozycją ogniową separatystów. Pociski dużego kalibru wybuchają raz po raz – czasem trochę dalej, innym razem zupełnie blisko. Słychać wówczas straszny grzmot, który brzmi, jakby rozrywało człowiekowi czaszkę. Różnego rodzaju pociski rozświetlają zimowe noce, a tnące powietrze kule świszczą za oknem.

*

Na początku 2015 roku nastąpił moment, w którym wojna traciła resztki sensu (jeśli o jakimkolwiek konflikcie zbrojnym można powiedzieć, że ma sens). Coraz rzadziej padały buńczuczne deklaracje, od których jeszcze niedawno zaczynała się niemal każda rozmowa: że nad Donieckiem i Ługańskiem wkrótce zawisną ukraińskie flagi. Wypatrywanie w telewizji i internecie, gdzie i jak szybko po zajęciu danej miejscowości zostanie zrzucony z cokołu pomnik Lenina, odeszło w przeszłość. Nie dało się wyczuć entuzjazmu, zapału ani euforii, które można było obserwować na początku konfliktu, gdy jeszcze tliła się nadzieja na zwycięstwo. Wśród zmobilizowanych ubywało tych, którzy przyjechali do Donbasu z własnej woli. Szukali sposobów na wymiganie się od służby. Druzgocąca porażka ukraińskich wojsk w Iłowajsku w pierwszych dniach września 2014 roku spowodowała, że Ukraińcy zaprzestali ofensywy i skupili się na obronie. Teraz chodziło już tylko o to, żeby zbyt wiele nie stracić.

Paradoksalnie wraz z pogłębiającym się u żołnierzy stanem zrezygnowania poprawiał się stan wojska. Nie jest oczywiście kolorowo, bo nie da się zbudować w pół roku dobrej armii od zera, ale jeśli Kijów miałby się pochwalić jakimś sukcesem, zapewne byłaby to reforma armii. Oddziały coraz rzadziej przypominają obdartych żołdaków. Nie można powiedzieć, że wyglądają jak regularna armia, bo do dzisiaj noszą mundury wielu różnych państw krajów euroatlantyckich. Wszystkie, tylko nie ukraińskie, bo te są niepraktyczne, niewygodne i uszyte z kiepskiego materiału. Najzabawniej jest, gdy trafiasz na ukraińskiego wojskowego w rosyjskim mundurze, który nie zwraca niczyjej uwagi. O wyżywienie coraz częściej troszczy się państwo, a nie tylko zastępy wolontariuszy. Bataliony ochotnicze, poza Prawym Sektorem i Organizacją Ukraińskich Nacjonalistów, już od jakiegoś czasu znajdują się w składzie resortów siłowych. To powoduje, że nie wszystko musi powstawać dzięki mechanikom-złotym rączkom, którzy ze sterty złomu składali pokraczne pojazdy bojowe. Powoli znika poczucie, że oddziały ochotnicze zostały rzucone do Donbasu prosto ze świata Mad Maxa.

Mimo pozornych sukcesów podobne nastroje panują po stronie separatystów. Zajęcie Iłowajska było triumfem, ale gdyby nie on, Ukraińcy starliby „republiki ludowe” z powierzchni ziemi. Zwycięstwo bojowników pod Iłowajskiem dało nieuznawanym państwom drugie życie, ale bez niezliczonych ton broni i oddziałów ściągniętych z Rosji nie byłoby to możliwe. O „Noworosji”, czyli ośmiu południowo-wschodnich regionach Ukrainy, które miały utworzyć prorosyjskie marionetkowe państwo lub federację, myślą już tylko wariaci. Rosjanie ściągnięci do zarządzania republikami na najważniejszych stanowiskach szybko się wycofali, a zastąpili ich miałcy miejscowi watażkowie wzięci znikąd. To był jasny sygnał, że Moskwa nie traktuje „Noworosji” poważnie i nie zamierza za nią ginąć. Może sypnie groszem, ale zostawi zrujnowany i zmaltretowany Donbas na pastwę losu. „Donieccy”, którzy poparli separatystów, mogą już zapomnieć, że będą żyć jak w Moskwie. Zamiast tego obudzili się w Doniecku gorszym niż był on na początku 2014 roku, gdy jeszcze ciężkim buciorem nie nastąpiła na niego wojna. Dlatego oblężenie lotniska to jeden z ostatnich momentów, w którym „lud Donbasu” może się cieszyć ze swojej wielkości. O chleb wciąż trudno, ale igrzyska trwają.

*

Bojownicy Prawego Sektora siedzący u „Kuchy” w końcu zdecydowali, co mają ochotę obejrzeć. Wybór padł na rosyjską 9 kompanię Fiodora Bondarczuka. Film (oparty na faktach) opowiada o radzieckich rekrutach walczących w Afganistanie i operacji „Magistrala” z 1988 roku. Zyskał duże uznanie widzów z obszaru byłego Związku Radzieckiego, pamiętających doświadczenie Afganistanu jako jedno z ostatnich wspólnotowych przeżyć zapewnionych przez Sojuz, co prawda smutne jak całe lata 80. ubiegłego wieku. Natomiast upadek Kraju Rad był – jak mówił Władimir Putin – największą tragedią XX wieku, także dla części tych, którzy dzisiaj bronią ukraińskiej niepodległości. „Afgańcy” – jak nazywa się weteranów wojny w Afganistanie – do tej pory budzą respekt. Byli ważną siłą na Majdanie, a w trakcie wojny zasilili z jednej strony oddziały ukraińskiej armii, a z drugiej – szeregi ugrupowań separatystów. Bo choć pamięć jest wspólna, to wyciągnięto z niej zupełnie różne wnioski.

„Kucha” w pokoju pozuje z bronią przeciwpancerną z czasów II wojny światowej

Film9 kompania, rosyjski blockbuster z 2005 roku, miał się mierzyć z amerykańskimi produkcjami wojennymi. Jest jednym z tych reprezentujących pełen patosu radziecki/rosyjski patriotyzm, w którym spojrzenie na czerwoną flagę wydobywa z żołnierzy nieskończone pokłady odwagi. Kręcono go między innymi na Krymie. Gdy oglądam film w towarzystwie bojowników Prawego Sektora, półwysep od prawie roku jest okupowany przez Rosję. Seans czasami zagłuszają pociski moździerzowe, artyleryjskie i rakietowe, ale wybuchy stały się czymś na tyle zwyczajnym, że nikt nie zwraca na nie uwagi. Podkręcają tylko akcję, tworząc wrażenie, że działa system Dolby Surround.

Starszego chorążego Dygałę, despotycznego dowódcę, który wyżywa się na swoich podopiecznych w trakcie szkoleń, gra Michaił Porieczenkow. Aktor w trakcie wojny w Donbasie „wsławił się” tym, że w październiku 2014 roku w niebieskiej kamizelce kuloodpornej i kasku z napisem „PRESS” strzelał z karabinu maszynowego w kierunku pozycji ukraińskich wojskowych na donieckim lotnisku. Stary terminal był wtedy kontrolowany przez bojowników Prawego Sektora, którzy później się z niego wycofali, bo nie chcieli brać udziału w negocjacjach. Porieczenkow, przyzwyczajony do bohaterskich ról, na lotnisku po raz kolejny chciał okryć się chwałą. Strzelał więc do „Kuchy” i pozostałych siedzących ze mną w pokoju, którzy wówczas zajmowali stary terminal. Gdy na ekranie pojawia się postać Dygały, jeden z bojowników, o pseudonimie „Kent”, który z uwagą śledzi film, rzuca z żalem:

– Tak go lubiłem, a okazał się takim mudakiem, dupkiem.

Aktor ich wkurza, ale nie do tego stopnia, żeby wyłączyli film, dlatego brną dalej w tragiczną historię radzieckich żołnierzy walczących z mudżahedinami.

O wojnie w Afganistanie przypominają w Donbasie nie tylko filmy i opowieści „afgańców”. Pamięć jest przywracana dużo dosadniej. Wystrzeliwane naboje i pociski artyleryjskie, a także sprzęt wojskowy, którego używają obie strony, często pochodzą z tamtego okresu. Znaczna część arsenału jest radziecka, bywa, że starsza niż wojna afgańska. Rzadko spotyka się to, co produkowali na jego bazie Rosjanie i Ukraińcy po 1991 roku. Na pociskach lub ich pozostałościach można odnaleźć datę produkcji. Zaobserwowałem, że te z lat 70. cieszą się sporą popularnością. Separatyści i Ukraińcy jeżdżą takimi samymi transporterami i czołgami, strzelają z takiej samej artylerii. Wojna w Donbasie stała się świetną okazją do przewietrzenia arsenałów, których zawartość wkrótce nie nadawałaby się do użytku. Zresztą już teraz, w trakcie konfliktu, jakość broni pozostawia wiele do życzenia. To dlatego na polach, ulicach i w domach leży mnóstwo niewybuchów.

*

„Kucha” pochodzi z obwodu chersońskiego, czyli z południa Ukrainy, a „Kent” z dniepropietrowskiego, który sąsiaduje z donieckim. Do Prawego Sektora należą niemal od początku wojny. Zła sława ciągnie się za oddziałami nacjonalistów od czasu Majdanu, ale dopiero w trakcie konfliktu w Donbasie mity o nich – ich radykalizmie, sadyzmie, brutalności, liczebności i wpływie na Kijów – rosyjskie media rozdmuchały do niebotycznych rozmiarów. Ten balon nigdy nie pękł, ale z czasem powietrze zaczęło z niego uchodzić. Po Majdanie Prawy Sektor podzielił się na formacje polityczne i wojskowe. Ci, którzy pojechali do Donbasu, zazwyczaj nie interesowali się polityką. Formacja militarna Prawego Sektora – Ochotniczy Korpus Ukraiński – przyciąga przede wszystkim tych, którzy chcą walczyć. Od czasu do czasu trafi się w jego szeregach jakiś neonazista, ale jego wynurzenia spotykają się zazwyczaj z obojętnością. Częściej można zaobserwować przejawy rasizmu i antysemityzmu, chociaż w nasileniu porównywalnym z postawami tego typu wśród społeczeństw Europy Środkowo-Wschodniej. Nie jest to jednak polityka narzucona odgórnie. Przedstawiciele Prawego Sektora odwołują się do idei nacjonalizmu państwowego, która zakłada, że obywatelem Ukrainy może zostać każdy, kto zgodzi się na przyjęcie wytyczonych norm. Zwolennicy skrajnej prawicy wybierali raczej pułk Azow, który przygotowanie ideologiczne stawiał niemal na równi z fizycznym. W Ochotniczym Korpusie Ukraińskim ideologia traciła na znaczeniu. „Kucha” i „Kent” byli tego najlepszym przykładem. Z nacjonalizmem nie mieli wiele wspólnego (neonazistowskie symbole w pokoju „Kuchy” namalował jego były sąsiad, zdeklarowany nazista, który z przerażeniem uciekł z wojny). Na Majdan nie chodzili, bo ich nie interesował. Uważają, że właśnie te wydarzenia ściągnęły na Ukrainę całe zło. Dlaczego więc walczą w szeregach ochotników Prawego Sektora?

– Nie chciałem iść do wojska, bo dowództwo jest nieodpowiedzialne, a gwardia narodowa to przecież policja. Stać z nimi ramię w ramię to wstyd – stwierdza „Kent”.

Chęć do walki niczym z kozackich opowieści, a przy tym niechęć do oficjalnych służb były najczęściej wymienianymi powodami wstąpienia do oddziału Prawego Sektora. Gdyby „Kucha” i „Kent” urodzili się gdzieś w Rosji, dzisiaj zapewne stacjonowaliby kilka kilometrów dalej i wspierali „młode republiki” – z oddaniem, ale bez ideologicznego nadęcia. I zapewne oglądaliby te same filmy.

Dla „Kuchy” – ze względu na jego kryminalną przeszłość – dołączenie do oddziału ochotniczego było w zasadzie jedyną możliwością, by walczyć. Za co siedział? Na ten temat nigdy nie mówi. Czuje się komfortowo, bo wie, że nikt w Donbasie o to go nie zapyta. Są rzeczy, o których się nie rozmawia. „Kucha” jest zamknięty w sobie, postępuje według więziennego kodeksu pełnego niedopowiedzeń, zwrotów, gestów i zasad, których nie rozumiem. To jedna z tych postaci, z którą można rozmawiać w nieskończoność, a i tak będzie się miało wrażenie, że nic o niej nie wiesz. Chociaż spędziłem z nim tydzień i świetnie pamiętam, co robił, co mówił, jak się zachowywał, niewiele potrafię napisać o jego charakterze i poglądach.

Warsztat samochodowy został przejęty przez wojskowych. Teraz jest to jedna z pozycji obronnych

Pamiętam, że uwielbiał słuchać muzyki. Swoją ulubioną mógł znaleźć w lokalnych rozgłośniach z Doniecka w partyzancki sposób zarządzanych przez nowe władze. Radio Rocks to teraz Noworossija Rocks, która poza dżinglem „Noworossija Rocks. Twój doping do zwycięstwa”, nadaje tylko muzykę. Jeśli didżejowi nie spodoba się piosenka, może ją zmienić w trakcie nadawania. Amerykański rock jest tu przeplatany radzieckim i rosyjskim. „Kucha” wyrósł na muzyce schyłku Związku Radzieckiego i tej poradzieckiej. Uwielbia, podobnie jak „Kent”, szlagier znanej grupy 7BMołodyje wietra. Gdy Noworossija Rocks ją puszcza, co zdarza się często, podkręcają starą wieżę stereo na maksa. Podrygują do rytmu, a czasem nawet śpiewają. Nie wiem, czy są tego świadomi (ja wówczas nie byłem), ale wykonują piosenkę o wojnie w Czeczenii, podczas której rosyjska armia rozbijała w pył miasta i wsie. Zdjęcia Groznego do tej pory służą jako przestroga przed wojennym okrucieństwem. Tytułowe „młode wiatry” to młodzi weterani, którzy mają szczęście, że nie podzielili losów poległych braci, tylko wracają z południa Rosji do domu.

W Donbasie nie ma wielu miejscowości, których losy mogą równać się z tym, co wydarzyło się w Czeczenii. Jeśli jednak wybrać te, którym do tego najbliżej, to Pisky znalazłyby się w tym gronie. Niewiele bowiem zostało ze wsi, w której poza biednymi domami wybudowano sporo bogatych rezydencji – miejscowe elity odpoczywały tam od zgiełku Doniecka. Spadające pociski równają ją z ziemią. Dachy są porozrywane, a ściany podziurawione przez pociski i rakiety. Kondygnacje się zapadają, a pomieszczenia są tak zdezelowane, że właściciele pewnie by ich nie poznali. Obecnie w miejscowości zostało najwyżej kilkunastu mieszkańców, bo życie tam to piekło.

Porieczenkow gra w filmach ku pokrzepieniu rosyjskich serc i strzela do swoich „braci”, a grupa 7B współczuje tylko „swoim”. W listopadzie 2014 roku wystąpiła w kontrolowanym przez separatystów Doniecku, a pół roku później przyjedzie tam ponownie. Wówczas już z piosenką 41-yj faszist, która – jak wyjaśnił lider zespołu Iwan Demjan3 – jest poświęcona wydarzeniom na Ukrainie. Utwór sugeruje, że „ukraińskie faszystowskie zagrożenie” jest takie samo jak w 1941 roku, gdy według rosyjskiej historii rozpoczęła się wielka wojna ojczyźniana, w której wyniku cztery lata później Związek Radziecki pokonał nazistowskie Niemcy. Można by powiedzieć, że bojownicy z Prawego Sektora mają mało szczęścia do swoich ulubionych artystów, ale to nic innego jak paradoks wyrastania we wspólnym obszarze kulturowym zdominowanym przez wizję jednego z państw. Zespół 7B i film 9 kompania są tylko przykładami tego poplątania, gdy ulubieni artyści nagle stali się poplecznikami wrogów.

*

Staram się nie mówić uczestnikom konfliktu, z którymi akurat przebywam, że spędziłem jakiś czas także z ich przeciwnikami. Zazwyczaj wzbudza to podejrzenia i psuje atmosferę. Nie lubię jednak kłamać, więc gdy ktoś mnie o to pyta wprost, odpowiadam, jak się sprawy mają. Gdy „Kent” się dowiaduje, że całkiem niedawno byłem w okolicach lotniska po stronie separatystów i trafiłem tam pod ostrzał, mówi z rozbrajającym uśmiechem:

– Widzisz, najpierw my do ciebie strzelaliśmy, a teraz oni.

Jest szczerze rozbawiony i w jego słowach nie ma śladu złości czy podejrzliwości.

Wkrótce po upadku lotniska „Kent” pojedzie do domu na krótki urlop, ale już z niego nie wróci. Po walkach o lotnisko i obronie Pisków umrze w lutym, tuż po pogrzebie swojej matki. Jak powiedzą bojownicy z jego oddziału: nie wytrzymało mu serce.

Pretekstem do wyrzucenia „Kuchy” z oddziału stanie się marihuana. Wykorzysta ją jeden z młodych dowódców, który ma z nim na pieńku, choć „Kucha” bynajmniej nie jest jedynym, który lubi zapalić trawkę.

*

Niemal każdy kraj ma swoją „małą Wenecję”, a każda wojna „Termopile”. W Afganistanie do rangi tego symbolu urosła operacja „Magistrala”, w Donbasie stało się nim lotnisko. Filmowe wydarzenia z 9 kompanii z sytuacją na Ukrainie łączy poza goryczą żołnierzy coś jeszcze. Czują, że ich życie stało się instrumentem wielkiej polityki, która wytrze ich z pamięci równie szybko, jak chętnie rzuciła ich w tę tragiczną bitwę.

Film kończy się gorzkim monologiem jedynego ocalałego żołnierza: „My wychodziliśmy z Afganu. My, dziewiąta kompania, wygraliśmy swoją wojnę. Wówczas nie wiedzieliśmy jeszcze wielu rzeczy. Nie wiedzieliśmy, że za dwa lata zniknie kraj, o który walczyliśmy, i noszenie orderów nieistniejącego państwa stanie się niemodne. […] Nie wiedzieliśmy nawet, że w trakcie zamieszania podczas wyprowadzania ogromnej armii po prostu o nas zapomniano”.

Podobnie jak uczestnicy filmowej 9. kompanii, ukraińscy żołnierze często czuli się porzuceni i wydani na pastwę losu w bezsensownej, ale z jakiegoś powodu koniecznej operacji. Sierżant 90. batalionu szturmowego Ołeksandr Bereszczuk spędził na lotnisku osiemnaście dni, wyjechał na rotację 30 grudnia 2014 roku. Wspomina: „Gdy tam jechaliśmy, nasze dowództwo mówiło, że to lotnisko nie jest strategicznym obiektem, który byłby nam potrzebny, bo z okolicznych wsi można ostrzeliwać drogę startową i samolot tam nie wyląduje. Ale to było dla nas wyzwanie – cześć i godność – pojechać i bronić tego obiektu. To był jakby obowiązek każdego z nas – przejść przez lotnisko”4. Saper o pseudonimie „Szerlok”, który opuścił nowy terminal na tydzień przed jego upadkiem, mówi: „Było między nami wiele sprzeczek, nawet nie o to, po co trzymać to lotnisko, tylko ten terminal. Oczywiście nie jestem strategiem i służę w armii od niedawna, ale według mnie to wszystko było po to, aby odwrócić uwagę ludzi. Wówczas wszystkie wydania wiadomości rozpoczynały się od tego, że «nasi chłopcy trzymają lotnisko!!!», a potem można było już mówić o rosnących cenach, kursie dolara, że wszystko idzie w złym kierunku”5.

Obrońcy lotniska dzięki swojej nieustępliwości zyskali miano „cyborgów”, nieugiętych i niezłomnych niezależnie od tego, w jak ciężkiej znaleźli się sytuacji. Dla Ukraińców stali się symbolami i bohaterami tej wojny. Wojskowi bronili lotniska przez dziewięć miesięcy. Zginęło ich ponad dwustu, a około pięciuset raniono. Żołnierze regularnie narzekali na tragiczną łączność i brak wsparcia, przede wszystkim artyleryjskiego. W połączeniu z nieplanowanymi operacjami i nieodpowiedzialnym dowództwem doprowadzało to do tego, że siły separatystów stopniowo zajmowały kolejne pozycje. Pierwszy padł stary terminal, a potem prorosyjscy bojownicy weszli do nowego, gdzie w ostatniej fazie walk ukraińscy wojskowi przebywali już tylko na jednym z pięter. W relacjach żołnierzy wielokrotnie pojawiły się słowa, że w terminalu nie było już za czym się schować – przez dziurawe ściany i filary kule przelatywały na wylot. Tuż po upadku lotniska w internecie krążyło hasło „Cyborgi wytrzymały, nie wytrzymał beton”. Pozostało niewyjaśnione, dlaczego nie wyprowadzono ich z lotniska, gdy zauważono, że beton i metal już nie mogą ich ochronić.