Strona główna » Humanistyka » Wojtyła na podsłuchu

Wojtyła na podsłuchu

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-7595-747-1

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Wojtyła na podsłuchu

TA SENSACYJNA LEKTURA, ZAWIERA NIEZNANE TEKSTY I HOMILIE KAROLA WOJTYŁY, KTÓRE BYŁY DOTĄD UWAŻANE ZA BEZPOWROTNIE STRACONE !

Od lektury tej książki nie sposób się oderwać! – Mimo że zawiera ona liczne dokumenty SB czyta się ją jak piękne świadectwo niezłomności Papieża-Polaka.

Jan Paweł II był bezkompromisowy względem komunizmu, ponieważ będąc duszpasterzem, a potem metropolitą krakowskim, zetknął się z metodami działania służb specjalnych tego systemu, a nawet sam ich doświadczał.
Dopiero teraz – po latach – możemy poznać wiele dokumentów przechowywanych w IPN dotyczących Karola Wojtyły – szlachetnego księdza i człowieka zawsze stającego w obronie prawdy i wiary.

Książka zawiera nieznane homilie i wystąpienia Karola Wojtyły zarejestrowane przez funkcjonariuszy SB, a także oryginalne dokumenty pozyskane przez nich drogą operacyjną, czyli wykradzione z Kurii Krakowskiej. Wyłania się z nich obraz bezkompromisowej walki biskupa Wojtyły z komuną.
Książka ma także „drugi poziom”. Pewne ślady wskazują na przemianę życia kilku funkcjonariuszy oddelegowanych do inwigilowania Wojtyły.

Autor książki Marek Lasota – publicysta, dyrektor Krakowskiego IPN ukazuje klimat tamtych dni, objaśnia zasady działania Służby Bezpieczeństwa, nawet stara się odkryć ślady jakie lektura tekstów Metropolity Karola Wojtyły mogła wywrzeć na sumienia pracowników SB.

NIEZNANE FAKTY, TAJNE DOKUMENTY Z CZASÓW WALKI KAROLA WOJTYŁY Z IMPERIUM ZŁA !

Polecane książki

Kiedy Lucy poznała i pokochała Khaleda, był gwiazdą sportu. Uwielbiali go zarówno kibice, jak i piękne kobiety. Jednak dopiero gdy zniknął bez słowa wyjaśnienia, uświadomiła sobie, jak wiele ich dzieliło. Ona wychowywała się w skromnych warunkach. On od dziecka przywykł do luksusu należnego następcy...
Książka to praktyczny poradnik codziennej opieki nad kobiecym ciałem od narodzin po menopauzę. Poszczególne rozdziały dotyczą prawidłowego rozwoju, samobadania, zdrowych nawyków i prewencji zdrowotnej oraz elementów seksuologii, osteopatii, fizjoterapii i medycyny estetycznej....
Lady Madeline i major Hallam Ravenscar zakochali się w sobie, jednak ogłoszenie zaręczyn i ceremonię ślubną postanowiono odłożyć do powrotu majora z wojny. Podczas jego nieobecności ojciec lady Madeline popada w tarapaty finansowe i wydaje córkę za lorda Lethbridge, który obiecał n...
Osiągnięcie prawdziwej finansowej wolności nie jest skomplikowane. Dotąd jednak tylko najpotężniejsi i najbardziej ustosunkowani mieli dostęp do odpowiedniej wiedzy i właściwych instrumentów. Książka ta pomoże wam skorzystać z możliwości, które umykają uwadze wszystkich, oraz uniknąć kosztownych błę...
Sayana to obywatelka Anthruviańskiej cywilizacji, na co dzień żyjącej na pokładzie ogromnych, kosmicznych statkach, szukając planety, na której mogliby się osiedlić. Obce jest jej pojęcie miłości, żyje według zasad wyznaczonych przez Dowództwo. Pewnego dnia zostaje przyjęta do kasty Zwiadowców i wys...
Hamburger o działaniu przeciwzapalnym? Sok z buraka zamiast viagry? To możliwe. Zawartość talerza wpływa zarówno na ciało, jak i na umysł. Może poprawić humor i wyostrzyć zmysły, leczyć stany lękowe i depresję, a nawet przeciwdziałać wielu groźnym chorobom i opóźniać procesy starzenia. A wszystko z...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Marek Lasota

Strona redakcyjna

Konsultacja naukowa:

ks. prof. dr hab. Józef Marecki

Opracowanie:

Kinga Trojanowska

© Copyright by Wydawnictwo M, Kraków 2014

ISBN 978-83-7595-649-8

Wydawnictwo M

31-002 Kraków, ul. Kanonicza 11

tel. 12-431-25-50, fax 12-431-25-75

e-mail:wydawnictwom@wydawnictwom.pl

www.wydawnictwom.pl

Publikację elektroniczną przygotował:

Od redakcji

Dokumenty zebrane w tej książce pochodzą z archiwum
IPN — i mają w gruncie rzeczy dwóch autorów. Tym pierwszym jest arcybiskup
(a potem kardynał) Karol Wojtyła. Autorem drugim zaś — anonimowy
funkcjonariusz SB, który przemówień Wojtyły słuchał, nagrywał je, a potem
streszczał, przepisywał, kopiował… Nie zawsze przy tym dobrze usłyszał,
co naprawdę zostało powiedziane, nie wszystko właściwie zrozumiał… Z tego
powodu w tekstach tych roi się od różnego rodzaju błędów, pojawiają się
opuszczenia (związane być może z koniecznością zmiany taśmy magnetofonowej
albo złą jakością nagrania), rwie się czasem logika wywodu.

Niektóre błędy wywołują uśmiech. No bo jak tu się nie
roześmiać, kiedy na przykład mowa o „piegach [?!] ołtarzowych i
procesyjnych”, lub gdy osoba stenografująca przemówienie kardynała Wojtyły
wkłada w jego usta zdanie o tym, że św. Wojciech „przybył do Gniezna na
grób [!] Bolesława Chrobrego” (powinno być oczywiście: na dwór). Albo też
Symeona zamienia w… Cycerona. Takich błędów jest dużo więcej.

Książki tej nie należy zatem traktować jako źródła
tekstów Karola Wojtyły, skąd można by je bezkrytycznie czerpać i kopiować.
Czytając ją, trzeba nieustannie pamiętać o owym zniekształcającym
(najprawdopodobniej bezwiednie) filtrze, jakim były wiedza i kompetencje
pracowników Służby Bezpieczeństwa. Swoją drogą, to zdumiewające, jak mało
nieraz ci ludzie wiedzieli, jak wąskie mieli horyzonty… Uderzająca jest
bylejakość ich pracy, brak weryfikacji nazwisk, dat i faktów. Kiedy na
przykład kardynał mówi o znakomitym włoskim reżyserze Pier Paolo
Pasolinim, esbek pisze o… Catolinim. A gdy pada nazwisko dobrze znanego w
Krakowie ks. Kościółka, w esbeckich stenogramach znajdujemy zapis: „(…)
powołuję ks. prałata Jana Kościółka (lub podobnie)”.

Ale są tu również błędy (opuszczenia) dające do
myślenia. Trudno na przykład zrozumieć, dlaczego funkcjonariusz SB,
spisując przemówienie Karola Wojtyły wygłoszone w Radiu Watykańskim (nt.
deklaracji o wolności religijnej) we fragmencie: „W konstytucjach wielu
państw istnieją paragrafy stwierdzające prawo do wolności sumienia i
wyznania”, pominął dalszą część zdania: „jak to ma miejsce i w naszej,
polskiej konstytucji”. Cenzura? W wewnętrznych materiałach Służby
Bezpieczeństwa?

Traktujemy tę książkę jako świadectwo czasów, w jakich
tu, w Polsce, przyszło żyć Karolowi Wojtyle i jego rodakom. Ślad
inwigilacji, jakiej poddany był ówczesny metropolita krakowski. Cenny
instrument pozwalający wejrzeć w metody pracy Departamentu IV Służby
Bezpieczeństwa. Z tego względu w publikowanych poniżej tekstach nie
wprowadzaliśmy prawie żadnych zmian. Ich (zniekształcona przez kopistów)
treść i zgrzebna forma mogą powiedzieć więcej niż niejeden uczony
komentarz.

Prolog

Czy kazania głoszone podczas Mszy św., tych
uroczystych i tych codziennych, były źródłem informacji dla aparatu
partyjnego w PRL? Czy biskup swoimi wypowiedziami dostarczał materiału do
budowania antykościelnej strategii władz? To retoryczne pytania, które
pojawiają się w zetknięciu z zachowanymi dokumentami, będącymi zapisem
treści kazań, okolicznościowych przemówień, a nawet rozmów toczonych w
zaciszach gabinetów.

Wiemy doskonale, że taką dokumentację skrupulatnie
tworzyła i gromadziła Służba Bezpieczeństwa, czyniąc to na polecenie i
użytek rozmaitych sekretarzy i członków egzekutyw PZPR, którzy — wierni
idei marksizmu-leninizmu — budowali nowy światowy ład. Bez Boga, Kościoła,
religii. Świat, który miał być nowym rajem, a stał się „imperium zła” albo
„misterium nieprawości”, jak nazwali go Ronald Reagan i Jan Paweł II. Co
ciekawe, oba te określenia pojawiły się, gdy rajski ogród komunizmu stawał
się zwiędły, uschły, zarośnięty chwastami. Wtedy bowiem nadszedł czas, by
świat poznał imię zbrodniczej utopii, z którą wielu, nie tylko z tej
strony żelaznej kurtyny, utożsamiało się w naturalnym ludzkim dążeniu do
postępu, zmian, naprawiania świata.

Ale w latach sześćdziesiątych minionego stulecia tylko
nieliczni, szaleni być może wizjonerzy wierzyli i głosili rychły upadek
komunizmu, który (w odróżnieniu od swego brata bliźniaka — faszyzmu) trwał
już dziesiątki lat, zatruwając ludzkie dusze i zagarniając coraz większe
połacie świata.

Tymczasem tamte lata to także czas dynamicznych
przemian. Upadają kolonialne imperia, toczą się wojny na niemal wszystkich
kontynentach, wraz ze skokiem technologicznym, nieporównywalnym jeszcze do
obecnego, dokonuje się obyczajowa rewolucja, trwa wyścig zbrojeń, a papież
Jan XXIII zwołuje sobór.

W Polsce, gdzie władzę sprawuje siermiężny Gomułka,
niemarnujący żadnej okazji, by dobitnie dać wyraz swojej fobicznej
niechęci do Kościoła, a zwłaszcza prymasa Wyszyńskiego, echa światowego
zamieszania także kształtują życie społeczne. Intelektualiści i ludzie
kultury coraz głośniej domagają się „socjalizmu z ludzką twarzą”, a władza
z uporem stara się podtrzymać w ludzkiej świadomości wojenną traumę,
strasząc nieustannie rewizjonizmem niemieckim, amerykańskim imperializmem,
szowinistycznym syjonizmem, podając jako antidotum miłość do miłującego
pokój ZSRR i konsekwentne budowanie w Polsce socjalizmu, w którym
oczywiście nie ma miejsca na „opium dla ludu”1, jakim Kościół
katolicki próbuje omamić lud pracujący. Ten zaś, nie bacząc na kłody
rzucane pod nogi przez twórców nowego ładu, z uporem przygotowuje się w
Wielkiej Nowennie do Milenium chrześcijaństwa w Polsce.

Tak zwana nasza mała stabilizacja w tamtych latach w
Krakowie nie była wcale stabilna. Zaczęła się walką o krzyż w Nowej Hucie,
kończyła biciem protestujących profesorów i studentów krakowskich uczelni2.
Kościół krakowski po śmierci (w 1962 roku) arcybiskupa Eugeniusza Baziaka,
który — będąc metropolitą Lwowa — mógł, wobec oporu władz partyjnych,
pozostawać jedynie administratorem archidiecezji krakowskiej, oczekiwał na
nowego metropolitę, następcę „księcia niezłomnego”: kardynała Adama
Stefana Sapiehy. Szczęśliwie w 1958 roku abp Baziak uczynił swoim biskupem
pomocniczym księdza Karola Wojtyłę, filozofa, teologa, wykładowcę
uniwersyteckiego i duszpasterza młodej inteligencji. Szczęśliwie, bo
dwadzieścia lat później ów sufragan stanie na czele Kościoła powszechnego
jako Jan Paweł II, by w kolejnych dziesięciu latach rozmontować
ostatecznie „imperium zła”.

Ku metropolii

Karol Wojtyła pojawia się w dokumentach Urzędu
Bezpieczeństwa bardzo wcześnie, bo w 1946 roku. Będąc wówczas alumnem
seminarium krakowskiego, zainteresował bezpiekę zapewne swoim udziałem w
brutalnie rozpędzonej świątecznej manifestacji 3 maja tego roku. Znalazł
się na liście kilkudziesięciu rozpracowywanych osób.

Czy lista „przeznaczonych do realizacji przez sekcję
III” była groźnym pomrukiem UB, usłyszanym przez kardynała Sapiehę, i czy
to właśnie ona stała się przyczyną działań mających uchronić jednego z
najbardziej cenionych przezeń młodych duchownych? Trudno oprzeć się
wrażeniu, że wnikliwy i niepozostawiający złudzeń osąd coraz brutalniej
panoszącego się reżimu komunistycznego skłonił Sapiehę do podjęcia decyzji
będącej konsekwencją jego wizji Kościoła w powojennej Polsce. Potrzeba
dynamicznych i gruntownie wykształconych kapłanów stawała się w jego
oczach dziejową koniecznością. Potwierdzały to wieści, które musiały
docierać do „księcia niezłomnego” z zakamarków gabinetów działaczy PPR i
funkcjonariuszy UB.

Być może wpłynęły one na szybkie zaliczanie przez
Wojtyłę w czerwcu i lipcu 1946 roku przewidzianych kursem egzaminów, a
następnie na uzyskanie w drugiej połowie października święceń subdiakonatu
i diakonatu. Udzielenie w prywatnej kaplicy arcybiskupa krakowskiego
święceń kapłańskich Karolowi Wojtyle i jego prymicyjna Msza św.,
odprawiona wśród królewskich grobów w wawelskiej krypcie św. Leonarda,
zyskują niemal symboliczne znaczenie. Niemal natychmiast po święceniach
Sapieha wysłał Wojtyłę i innego kleryka, Stanisława Starowieyskiego, na
zagraniczne studia. Czyżby więc ta decyzja w połowie listopada 1946 roku
miała jakiś związek z listą UB? Czy w ten sposób kardynał Sapieha pragnął
zapewnić, przynajmniej na jakiś czas, swobodę i bezpieczeństwo swym
podopiecznym? Wysyłając na studia do Rzymu dwóch swoich najbardziej
cenionych wychowanków — tak się składa, że obydwaj znajdowali się na
ubeckiej liście do „realizacji” — i uzyskując przede wszystkim zgodę władz
na ich wyjazd, książę metropolita usuwał ich, przynajmniej na jakiś czas,
z pola widzenia aparatu bezpieczeństwa.

Pod koniec czerwca 1948 roku ks. Karol Wojtyła wraca
do Polski po niemal dwu latach pracy uwieńczonych doktoratem. Na emigracji
pozostaje jego towarzysz Stanisław Starowieyski, uznany przez władzę
ludową w kraju za element niepożądany.

Po powrocie ks. Wojtyła kilka miesięcy pracuje w
parafii w Niegowici, później w krakowskiej parafii św. Floriana. 1
września 1951 roku arcybiskup Baziak udziela Karolowi Wojtyle urlopu
naukowego, zwalniając go z pełnienia niektórych obowiązków kapłańskich, i
przenosi do domu księży profesorów przy ul. Kanoniczej 19. Trudno oprzeć
się wrażeniu, że kroki te są swego rodzaju ochroną przed narastającą falą
terroru wobec duchowieństwa, której krakowskie apogeum nastąpiło na
przełomie 1952 i 1953 roku.

Nie znaczy to jednak, że osoba i praca ks. Karola
Wojtyły była w latach pięćdziesiątych niedostrzegana przez aparat
policyjno-partyjny w PRL. Sam fakt, iż był duchownym Kościoła
rzymskokatolickiego, stanowił wystarczający powód do interesowania się
jego działalnością. Gdy do tego dodać jeszcze jego naukową pracę na
Wydziale Teologicznym UJ do 1954 roku, a po jego likwidacji wykłady
prowadzone w znajdujących się w Krakowie seminariach duchownych:
krakowskim, śląskim i częstochowskim, wówczas informacje pojawiające się w
materiałach UB lub Urzędu do spraw Wyznań stają się zrozumiałe.

Jeden z agentów bezpieki, znajomy Wojtyły, przytacza w
swoim donosie jego wypowiedź z września 1953 roku: Maszyna działa bez zarzutu,
atakuje świadomie, wykorzystując dla swoich celów nawet nasze najbardziej
obiektywne wypowiedzi. Łączność biskupa z jego podległymi mu czynnikami
również bierze się jako akt oskarżenia. Brak ostrożności nie tylko w tych,
którzy w działalności swej mają już wieloletnie doświadczenie. Każdy
nieprzemyślany krok mści się po tym na tych, którzy zapominają, w jakich
warunkach działamy i żyjemy. Śruba dociska się, a walka wchodzi w coraz
ostrzejszą fazę, jaki będzie jej rezultat, wiadomo z góry, zwycięstwo może
być tylko po naszej stronie.

Pięć lat później, we wrześniu 1958 roku, abp Eugeniusz
Baziak zwołał kapitułę krakowską, by oznajmić jej swoją decyzję o
powołaniu ks. dra Karola Wojtyły na stanowisko biskupa pomocniczego
archidiecezji krakowskiej. Arcybiskup przekonywał kanoników, że jest to
najlepszy wybór, ponieważ Wojtyła jako uczony, filozof, jest człowiekiem
doskonale obeznanym z problematyką społeczną, umiejącym podjąć krytyczny
dyskurs wobec komunizmu, co jest szczególnie ważne w pracy krakowskiego
Kościoła, zwłaszcza wobec narastających problemów z organizacją
duszpasterstwa w Nowej Hucie. Za niespełna dwa lata właśnie tam, w
„socjalistycznym” mieście, rozpętać się miała burza3. Także nad głową
młodego biskupa krakowskiego.

15 czerwca 1962 roku w Warszawie, gdzie toczyły się
obrady Konferencji Episkopatu Polski, zmarł nagle abp Eugeniusz Baziak.
Odbywającej się cztery dni później na Wawelu liturgii pogrzebowej
przewodniczył bp Karol Wojtyła.

Zaczynał się czas starań o sukcesję po księciu
kardynale Sapiesze w metropolii krakowskiej. Narosło wokół niego wiele
domysłów, hipotez, spekulacji i zwykłych legend. Zgodnie z narzuconą przez
komunistów praktyką, obsadzanie stanowisk kościelnych wymagało uzgodnienia
i akceptacji przez władze PRL. Odbywało się to w ten sposób, że strona
kościelna przedkładała trzy kandydatury. Jeśli strona rządowa nie wniosła
zastrzeżeń, powoływano daną osobę na stanowisko na przykład biskupa.

W listopadzie 1963 roku Wydział Administracyjny KC
PZPR przedstawił wnioski dotyczące wakujących stanowisk biskupów
ordynariuszy, m.in. w archidiecezji krakowskiej, wraz z opiniami o
przedstawionych kandydatach. Zgłoszone przez prymasa trzy kandydatury —
bpa Karola Wojtyły, bpa Jerzego Stroby i ks. prał. Tadeusza Fedorowicza —
zostały przez partyjnych decydentów odrzucone. W części uzasadnienia
dotyczącej Karola Wojtyły napisano: Przeciwko kandydaturze biskupa Wojtyły
przemawiają następujące względy: — Biskup Wojtyła jest oddany bez
zastrzeżeń sprawom Kościoła. Jako człowiek wybitnie zdolny i dobry
organizator jest bodaj jedynym biskupem, który potrafiłby skonsolidować
nie tylko kurialistów i kler diecezjalny, ale również skupić wokół siebie
część inteligencji i młodzieży katolickiej, wśród której cieszy się dużym
autorytetem. W odróżnieniu od wielu innych rządców diecezji umie właściwie
ułożyć sobie stosunki z bardzo licznymi na terenie archidiecezji zakonami.
Mimo pozorów wykazywanej kompromisowości i elastyczności w stosunkach z
władzami państwowymi jest bardzo niebezpiecznym przeciwnikiem ideowym.

Tym bardziej więc zaskakująca jest decyzja ówczesnego
premiera rządu PRL Józefa Cyrankiewicza, wyrażona w piśmie z 19 grudnia
1963 roku skierowanym do kardynała Stefana Wyszyńskiego. Pada tam
stwierdzenie, że:
(…) Rząd Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej (…) nie zgłasza zastrzeżeń
przeciwko mianowaniu na stanowisko biskupa ordynariusza archidiecezji
krakowskiej ks. biskupa Karola Wojtyły, wikariusza kapitulnego w Krakowie.

Wyjaśnienie tej zaskakującej decyzji może być oparte
jedynie na spekulacjach. Wydaje się nieprawdopodobne, żeby Cyrankiewicz
nie przyjął jasno wyrażonego stanowiska Wydziału Administracyjnego KC.
Jego rola sprowadzała się faktycznie do podpisania przygotowanego w
biurach KC dokumentu. A ten, sporządzony w listopadzie, w sposób
jednoznaczny kwestionował kandydaturę Wojtyły.

Oprócz powodów odrzucenia tej kandydatury,
zarysowanych w przytoczonym wcześniej fragmencie, istniał jeszcze jeden.
Partyjni urzędnicy zakładali, że ordynariuszem na katedrze krakowskiej
musi być ktoś, kto — najprawdopodobniej jako przyszły kardynał (tytuł ten
bowiem wydaje się przypisany do tego biskupstwa) — osłabi pozycję prymasa
Wyszyńskiego. Przyjęto więc, że prymas w swoim piśmie z września 1963 roku
przedstawia kandydatury takich osób, które według niego nie mają szans na
kardynalską nominację lub też jako ordynariusze będą mu w pełni
podporządkowane.

Tymczasem dwie pierwsze sesje soboru dowiodły, że
Karol Wojtyła pokazał się na tym najważniejszym forum Kościoła
powszechnego jako osobowość bardzo interesująca, swoją wiedzą i talentami
dyplomatycznymi umiejąca zjednać sobie wielu wpływowych w Stolicy
Apostolskiej hierarchów. Szczególnie druga sesja, zwołana przez papieża
Pawła VI we wrześniu, a zakończona w pierwszych dniach grudnia 1963 roku,
mogła mieć dla Karola Wojtyły znaczenie decydujące. W oczach Pawła VI,
formułującego założenia swojej polityki wobec Europy Wschodniej, osoba
młodego biskupa z Krakowa, prezentującego otwartość i podkreślającego wagę
związku duchowieństwa z laikatem, mogła uchodzić za idealną w jego planach ostpolitik. Ale o tym mogli jeszcze nie wiedzieć partyjni aparatczycy4, a
raporty wywiadu SB z sesji soboru napłynęły dopiero w grudniu. Mogło to
wpłynąć na zmianę decyzji i wycofanie zastrzeżeń w stosunku do Wojtyły.

Potwierdzają to późniejsze działania SB, prowadzone do
początku lat 70., zmierzające do zastąpienia Wyszyńskiego Wojtyłą.
Nienawiść do prymasa zaślepiała komunistów. Choć doceniali znaczenie
Wojtyły, to nie zrozumieli do końca, że był on dla nich znacznie bardziej
niebezpieczny niż kardynał Wyszyński. Dopiero informacje o pozycji
krakowskiego kardynała w Stolicy Apostolskiej i jego jednoznaczna postawa
wobec nachalnej laicyzacji społeczeństwa czy choćby wobec problemu
przestrzegania praw człowieka i obywatela w PRL spowodowały radykalną
zmianę w ocenie Wojtyły.

Za potwierdzeniem tezy o podjęciu przez Cyrankiewicza
decyzji pod wpływem nadchodzących ze Stolicy Apostolskiej informacji
przemawiać może jeszcze wiadomość o zaproszeniu młodego krakowskiego
sufragana do udziału w międzynarodowej pielgrzymce biskupów katolickich do
Ziemi Świętej, odbywającej się w grudniu 1963 roku, tuż po zakończeniu
drugiej sesji soboru. Karol Wojtyła wraca do kraju 18 grudnia, zaś
nazajutrz Cyrankiewicz podpisuje zgodę władz PRL na objęcie przez niego
stanowiska metropolity krakowskiego.

Jest jeszcze inne, nie mniej ciekawe, tło wyrażenia
przez ówczesnego premiera zgody na nominację Karola Wojtyły. Choć może ono
wydawać się nadmiernie wyspekulowane, to bezsprzecznie ukazuje meandry
życia publicznego w PRL. Archiwalia po peerelowskim aparacie
bezpieczeństwa zawierają dokumentację tajnego współpracownika o
pseudonimie „Turysta” (ks. Józef Gorzelany), który był powinowatym
ministra Hilarego Minca. Mało tego, ponoć w dzieciństwie mieszkał w jednej
kamienicy z Cyrankiewiczem, a ich ojcowie — kolejarze, mieli się ze sobą
przyjaźnić. Czyżby więc Cyrankiewicz, ze względu na młodzieńcze
wspomnienia, zaufał księdzu obdarzonemu pseudonimem „Turysta” — i uległ
jego namowom, by zgodzić się na mianowanie bpa Wojtyły metropolitą
krakowskim.

Jeśli tą decyzją chciał ówczesny prezes Rady Ministrów
rozpocząć jakąś grę, to następne miesiące i lata dowiodły jego wielkiej
naiwności i krótkowzroczności. Wojtyła okazał się znakomitym metropolitą i
politykiem, a ów ksiądz — wybitnym proboszczem jednej z najtrudniejszych
polskich parafii i budowniczym nowohuckiej Arki Pana. Klęska ludowej
władzy, której przeciwnikom chciał Cyrankiewicz odrąbywać ręce5,
miała w Krakowie w tym momencie dwa wymiary. Oto bowiem były agent
bezpieki, któremu zaufał przyszły papież, zbudował — mimo wielkich
przeciwności — kościół w Nowej Hucie, Arkę Pana. Świątynię tę w maju 1977
roku — niespełna półtora roku przed konklawe — konsekrował kardynał Karol
Wojtyła…

Spekulacje przed nominacją nowego ordynariusza
krakowskiego zajmowały w dokumentacji krakowskiej SB ważne miejsce. W
sprawozdaniu z pracy operacyjnej Wydziału IV KW MO w Krakowie za czwarty
kwartał 1962 roku można przeczytać, że przed wyjazdem bpa Wojtyły do Rzymu część
kurialistów i kleru dołowego liczyła się z możliwością, że po powrocie do
kraju Wojtyła przywiezie dla siebie nominacje na ordynariusza, względnie
administratora apostolskiego. Zaraz po przyjeździe bp Wojtyła w rozmowach
z zaufanymi sobie księżmi niedwuznacznie dał do zrozumienia, że jego osoby
nie należy uwzględniać w tych przewidywaniach, dodając, że według pogłosek
księża mianują go już rektorem KUL. I dalej: W dniach od 5 X 62 r. do 14 XII
62 r. Karol Wojtyła przebywał w Rzymie na II-gim powszechnym soborze
watykańskim. Przez cały czas pobytu utrzymywał stały kontakt z kurią
krakowską i księżmi tej diecezji, drogą korespondencyjną i telefonicznie,
przyjmował ważniejsze informacje o  pracy w diecezji, a
sam ograniczał się do przekazywania życzeń dla księży i parafii. Po
powrocie z Rzymu bp Karol Wojtyła nastawił się głównie na spotkania z
księżmi i dzielenie się
wrażeniami z obrad soboru.

Przeciw metropolii

Od 1958 roku, gdy stało się jasne, że pozorna „odwilż”
przeszła do historii, oraz gdy Władysław Gomułka nie krył już swojej woli
walki z polskim Kościołem, a zwłaszcza z prymasem kard. Stefanem
Wyszyńskim, zmienia się także ciężar zadań Służby Bezpieczeństwa. Coraz
większe znaczenie nadawane przez kierownictwo PZPR problemom
przeciwdziałania wpływom Kościoła, szczególnie wobec mobilizującej naród,
ogłoszonej przez episkopat Wielkiej Nowenny Tysiąclecia Chrztu Polski,
skłoniło resort do poszukiwania nowych rozwiązań organizacyjnych.

Na odbywającym się 18 listopada 1961 roku posiedzeniu
kolegium MSW ds. bezpieczeństwa Komendant Główny MO stwierdził, że nie ma w tej chwili
poważniejszego problemu niż zwalczanie wrogiej działalności kleru. W tej atmosferze, zachowując całkowitą tajemnicę, utworzono
w MSW Departament IV, którego odpowiednikiem w komendzie wojewódzkiej był
Wydział IV SB. Zadania pionu IV określono następująco: — zdobywać informacje o planach,
zamierzeniach i taktyce ośrodków kierowniczych Kościoła oraz formach i
metodach ich działania; — rozpoznawać sytuację wewnętrzną organizacji
kościelnych dla ograniczenia ich działalności przez organizowanie i
pogłębianie rozkładu wewnętrznego oraz popieranie i rozwój tendencji
ruchów lojalnych wobec państwa; — rozpoznawać kontakty i formy
oddziaływania ośrodków kierowniczych na poszczególne ogniwa Kościoła w
kraju i zagranicą współdziałając w tym zakresie z Departamentem I.

Wewnętrzny podział zadań w Wydziale IV KW MO w
Krakowie przedstawiał się następująco:

Referat I — kierownicze komórki kościelne, biskupi,
kler parafialny, kler pozytywny, tj. księża patrioci;

Referat II — zakony męskie i żeńskie;

Referat III — ugrupowania i stowarzyszenia katolików
świeckich, duszpasterstwo stanowe i środowiskowe. W Krakowie w obszarze
zainteresowania tego referatu znalazł się m.in. „Tygodnik Powszechny”,
Klub Inteligencji Katolickiej, wydawnictwo Znak;

Referat IV — wszystkie pozostałe sprawy wchodzące w
zakres pracy Wydziału IV, czyli Kościoły innych wyznań i inne związki
wyznaniowe;

Referat V — organizacja, dokumentacja, koordynacja
współpracy z innymi referatami.

Główną metodą zwalczania i rozpracowywania
operacyjnego instytucji kościelnych było pozyskiwanie i wykorzystywanie do
tego celu agentury, tworzącej tzw. sieć agenturalną. O skali tego zjawiska
może świadczyć zestawienie zawarte w sprawozdaniu szefa krakowskiej SB za
1967 rok, według którego krakowskie duchowieństwo i katolickich działaczy
świeckich rozpracowywało 217 agentów.

Jednakże efektywność sieci agenturalnej należało
weryfikować. Służyć temu miały wyspecjalizowane komórki, których
funkcjonariuszom powierzano inwigilację i infiltrację prowadzoną tzw.
metodami operacyjnymi. Owe komórki to: Biuro „B” prowadzące obserwację
osób, Biuro „T” zajmujące się techniką, podsłuchami, podglądami, Biuro „W”
kontrolujące korespondencję oraz Biuro „C” ewidencjonujące wrogów PRL.

Publikowane w niniejszej książce treści kazań i
wypowiedzi Karola Wojtyły, pochodzące głównie z lat sześćdziesiątych,
zgromadzone zostały w wyniku pracy funkcjonariuszy tychże struktur Służby
Bezpieczeństwa. Pracy — podkreślmy to ponownie — wykonywanej na polecenie
organów Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.

Październikowy — w 1956 roku — ferment
wewnątrzpartyjny nie ominął także Krakowa. Skomplikowane walki frakcyjne
doprowadziły do wyboru na stanowisko I sekretarza marginalizowanego przed
kilku laty Bolesława Drobnera, choć faktycznym liderem partyjnym przełomu
1956 i 1957 roku był młody aparatczyk Stefan Krzakiewicz. W lutym 1957
roku na plenum KW odbywającym się pod dyktando Zenona Kliszki nowym I
sekretarzem KW PZPR został Lucjan Motyka, który pełnił tę funkcję do
grudnia 1964 roku. W tym ustabilizowanym okresie ważne funkcje w
administracji wojewódzkiej i miejskiej pełnili Józef Nagórzański,
przewodniczący WRN, oraz Zbigniew Skolicki, który przewodniczył Miejskiej
Radzie Narodowej w Krakowie. W skład ścisłego kierownictwa partyjnego w
Krakowie wchodził także komendant wojewódzki MO Stanisław Żmudziński.
Odbywające się w styczniu 1965 roku plenarne posiedzenie Komitetu
Wojewódzkiego wybrało nowego I sekretarza. Został nim Czesław Domagała,
sprawujący swą funkcję do lutego 1971 roku, kiedy na fali gierkowskich
czystek nowym szefem PZPR w Krakowie został Józef Klasa. Przewodniczącym
prezydium WRN był w tym czasie Wit Drapich (od 1973 roku wojewoda
krakowski), a prezydium MRN kierował Jerzy Pękala, późniejszy prezydent
Krakowa. Wydziałem Administracyjnym KW PZPR kierowali Eugeniusz Pieczka i
Jerzy Klica.

Warto przypomnieć o istnieniu jeszcze jednego ośrodka
walki z Kościołem, kierowanego, jak wszystko w PRL, przez partię. Ustawą z
dnia 19 kwietnia 1950 roku, po podpisaniu porozumienia z 14 kwietnia
pomiędzy episkopatem a rządem PRL, powołany został do życia Urząd do spraw
Wyznań (zlikwidowany także na mocy ustawy sejmowej z 23 listopada 1989
roku). W ciągu niemal czterdziestu lat swego istnienia był strukturą w
randze ministerstwa, choć ze względu na kompetencje i przedmiot działania
oficjalnie nie nadano mu tego charakteru, a na jego czele stał kierownik,
co miało podkreślać miejsce, jakie religii wyznaczało komunistyczne
państwo. Urząd posiadał swoje odpowiedniki terenowe na szczeblu
wojewódzkim, a do 1957 roku także na szczeblu powiatowym i miejskim.
Uczestniczył w pracach resortu oświatowego, finansowego (polityka
podatkowa wobec Kościoła), a także budownictwa (opiniowanie budownictwa
sakralnego). Bezpośrednia współpraca i koordynacja działań
administracyjnych z operacyjnymi działaniami antykościelnych komórek
aparatu bezpieczeństwa jest obficie udokumentowana, zachowały się bowiem
archiwalia aparatu represji.

Jeśli cofniemy się do przytoczonego wyżej fragmentu
rekomendacji partyjnej udzielonej kandydującemu na stanowisko metropolity
krakowskiego biskupowi Wojtyle, wówczas stanie się zrozumiałe, dlaczego
tyle uwagi poświęcano dokumentowaniu niemal każdej jego wypowiedzi,
których zachowana część jest główną treścią niniejszej książki.

Każdy duchowny, każda siostra i brat zakonny, każdy
alumn seminarium powiększał zawartość szaf pancernych w archiwach i
gabinetach funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa. Teczka Ewidencji
Operacyjnej Księdza była miejscem, do którego trafiały gromadzone
informacje, dokumenty i materiały.

Ale rozpracowaniu podlegały także całe środowiska i
instytucje. Gdy zbierane informacje dawały nadzieję na przeprowadzenie
skutecznej akcji dezintegrującej lub manipulującej, prowadzącej do
wyeliminowania lub przynajmniej znaczącego osłabienia danej instytucji czy
środowiska, zakładano sprawę. Najczęściej była to sprawa agenturalnego
rozpracowania lub sprawa ewidencyjno-obserwacyjna. Z czasem takie
przedsięwzięcie określano jednym mianem — sprawa operacyjnego
rozpracowania, w skrócie SOR.

W każdej SOR występowali figuranci, czyli osoby
rozpracowywane bądź służące pomocą przy rozpracowywaniu, choć wcale nie
oznaczało to agentów. Ktoś mógł być zupełnie nieświadom tego, że na
przykład jego kontakty towarzyskie czy układy zawodowe, a nawet miejsce
zamieszkania mogą być pomocne w rozpracowywaniu innego figuranta.
Możliwych wariantów sytuacji jest w tym wypadku bardzo dużo, zostały one
dokładnie opisane w literaturze przedmiotu, nie ma więc sensu poświęcać im
tutaj zbyt wiele miejsca.

W przypadku działań Departamentu IV MSW, a w Krakowie
Wydziału IV KW MO, czyli struktur aparatu bezpieczeństwa przeznaczonych do
zwalczania Kościoła, takich spraw operacyjnych było kilkadziesiąt.
Pamiętać też trzeba, że prowadzono je latami, bowiem celem działalności SB
było nie tyle likwidowanie wrogich komunizmowi ośrodków, ile ich
inwigilacja i doprowadzenie do sytuacji, w której bezpieka staje się ich
faktycznym sternikiem. SOR-y zakładano na ordynariuszy diecezji, kurie
diecezjalne, niektóre parafie, zakony, ośrodki i środowiska
duszpasterskie, seminaria i szkoły zakonne, redakcje czasopism i
wydawnictwa itd.

Także Karol Wojtyła, dostrzeżony w latach
pięćdziesiątych jako energiczny duszpasterz studentów i inteligencji oraz
wykładowca seminariów duchownych i KUL, a od 1958 roku biskup pomocniczy
archidiecezji krakowskiej, doczekał się w końcu założenia na niego sprawy
ewidencyjno-obserwacyjnej, której nadano kryptonim „Pedagog”. Kryptonim
tej sprawy — wymowny zresztą — pozostał niezmieniony nawet wówczas, gdy bp
Wojtyła otrzymał po śmierci arcybiskupa Baziaka nominację na metropolitę
krakowskiego.

W gąszczu teczek, przedsięwzięć operacyjnych, tomów
dokumentów — donosów, analiz, notatek, planów, raportów i sprawozdań
rozeznać się mogą doświadczeni badacze realiów PRL. Zrozumiałe, że z
biegiem lat coraz więcej zawartych w nich treści jest związanych z
krakowskim metropolitą.

Jeszcze zanim uzyskał on nominację arcybiskupią,
zbierano informacje o rozwoju sytuacji w kurii krakowskiej i o
poczynaniach jej przełożonego. W połowie 1963 roku dokument podsumowujący
pierwsze półrocze zawierał omówienie przedsięwzięć podejmowanych w
realizacji sprawy „Pedagog”: W omawianym okresie figurant [K. Wojtyła — przyp. mój] rozwinął szeroką działalność obliczoną na
petryfikację [sic!] jedności duchowieństwa i stworzenia sprężystej
organizacji aparatu kurialnego. Partycypował w licznych zjazdach i
konferencjach z udziałem księży i aktywu klerykalnego. Dzieląc się przed
audytorium swoimi impresjami z pobytu na soborze. Jako członek komisji
duszpasterskiej episkopatu, odpowiedzialny za pracę wśród inteligencji
twórczej, w dniu 29 lutego br. [tak w
oryginale; tymczasem w 1963 roku luty miał 28 dni — przyp. mój] zwołał w Krakowie ogólnokrajowe
zebranie duszpasterzy pracujących w tym środowisku. Wojtyła usiłuje
wykorzystać talent najzdolniejszych księży — kierując ich do pracy do
rejonów skupiających gros inteligencji — np. ks. Kowalczyka do Żywca, ks.
Walenia do Wadowic itp. Chcąc zaabsorbować się głównie sprawą
efektywniejszej administracji diecezją, figurant zrezygnował z prowadzenia
wykładów na KUL-u i w seminarium. Realizacja zamierzeń Wojtyły szła w
kierunku wciągnięcia na szerszą skalę zakonów męskich i żeńskich do pracy
w parafii (katechizacja, opieka nad chorymi itd.), wzmożenia kontroli
pracy duszpasterskiej w parafiach, za pośrednictwem komisji, wizytacji
kanonicznych i indywidualnych sprawozdań, eliminowania antagonizmów
wewnętrznych kleru i między wiernymi za pomocą odpowiednich przesunięć
personalnych, listów do wiernych itp.

Ale najciekawsza, sporządzona w tym samym czasie
notatka brzmiała:
Zaprowadzono specjalną teczkę na biskupa K. Wojtyłę w myśl projektu
przekazanego wiceministrowi Spraw Wewnętrznych. Teczka ta zawiera analizę
całości dotychczas uzyskanych materiałów operacyjnych oraz aktualny plan
dalszego rozpracowania wyżej wymienionego.

Karol Wojtyła, choć w momencie powstawania tej
informacji nie był jeszcze nawet ordynariuszem, stanowił dla Służby
Bezpieczeństwa i jej partyjnego kierownictwa coraz większy problem,
wymagający zastosowania specjalnych, niekonwencjonalnych środków. Mówiąc
najprościej, abpa Karola Wojtyłę nieustannie obserwowano i przy pomocy
usadowionej wokół niego agentury zbierano wszelkie informacje na temat
jego pracy. Przy okazji postarano się o to, by jego mieszkanie wyposażyć w
podsłuch i ewentualnie w pobliżu usadowić punkt obserwacyjny, pozwalający
fotografować na przykład przychodzące osoby.

Technika operacyjna, a więc bezpośrednia obserwacja,
podsłuchy instalowane w mieszkaniach, biurach, gabinetach, podsłuchiwanie
rozmów telefonicznych, nagrywanie rozmów i publicznych wystąpień,
fotografowanie i filmowanie osób i obiektów, kontrola treści
korespondencji, była potężnym orężem w rękach SB.

Szczegółowo opisuje i analizuje ją Monika Komaniecka w
mającej się wkrótce ukazać książce Pod obserwacją i na podsłuchu. Rzeczowe środki
pracy operacyjnej aparatu bezpieczeństwa w województwie krakowskim w
latach 1945-1990. Poniższy zarys tej
problematyki oparty jest na wynikach jej dociekań badawczych i
publicystycznych.

Kiedy po październikowym przełomie ustały fizyczne
represje wobec duchowieństwa i środowisk katolików świeckich, aparat
bezpieczeństwa skupił się na pracy operacyjnej, ograniczając się do
zdobywania informacji. Wspomniany wcześniej pion [Biuro] „B” prowadził
obserwację osób duchownych na zlecenie Wydziału IV. Okresowej obserwacji
podlegał również Pałac Biskupi przy Franciszkańskiej 3 oraz mieszkania
biskupów i kurialistów, zwłaszcza mieszkanie bpa Wojtyły przy ul.
Kanoniczej.

Do zadań pionu „B” należało także tzw. zabezpieczanie
uroczystości religijnych, podczas których nagrywano wystąpienia
dostojników kościelnych, robiono zdjęcia oraz filmowano uroczystości, co
służyło niejednokrotnie do identyfikacji ich uczestników, a w dalszej
kolejności do objęcia niektórych z nich zainteresowaniem operacyjnym.

Zilustrowaniu sposobu dokumentowania działań
operacyjnych niech posłuży tabela zaczerpnięta ze wspomnianej publikacji,
obrazująca zakryte punkty obserwacyjne podczas krakowskich obchodów
milenijnych.

Do przebiegu obchodów Milenium Chrztu Polski wrócę
jeszcze w kolejnych rozdziałach, ale — by dopełnić obrazu wyłaniającego
się z powyższej tabeli — pokazać należy siły skierowane na front
milenijny.

Krakowski pion „B” dysponował 48 wywiadowcami oraz 10
samochodami wyposażonymi w radiostacje. Dla zapewnienia skuteczniejszej
kontroli uroczystości jego szef zwrócił się do dowództwa o oddelegowanie z
innych województw czterech dziesięcioosobowych grup, wyposażonych w
zakamuflowaną aparaturę fotograficzną. Jednego oficera nauczono
posługiwania się kamerą filmową i wyposażono w fikcyjną legitymację
operatora Centralnej Agencji Fotograficznej (CAF). Podczas uroczystości
milenijnych wszystkie wystąpienia biskupów były nagrywane, a stenogramy
przesyłano do Departamentu IV MSW. Sporządzano także notatki i
streszczenia wystąpień publicznych biskupów podczas licznych w tym czasie
spotkań i konferencji.

Tyle o śledzeniu, podglądaniu, filmowaniu i
fotografowaniu. Nie mniej ekscytujące jest podsłuchiwanie i nagrywanie
rozmów i spotkań w biurach, mieszkaniach, podczas spacerów,
przysłuchiwanie się prowadzonym rozmowom telefonicznym. A to już domena
innej struktury pomocniczej SB — pionu [Biura] „T”.

Technika z połowy minionego wieku umożliwiała to
całkowicie, a bezpieka w pełni korzystała z tych możliwości.
Zainstalowanie urządzeń podsłuchowych w pomieszczeniach, zwłaszcza w
biurach kurii i mieszkaniach ważnych postaci wśród duchowieństwa, było
możliwe tylko dzięki pomocy osób mających możliwość nieograniczonego
dostępu do tych lokali. Jasne jest więc, że bezpieka wykorzystywała do
tego swoich współpracowników w środowiskach kościelnych.

Najlepszą okazją do założenia tzw. podsłuchu
pokojowego był remont czy jakiekolwiek prace wymagające obecności osób z
zewnątrz. Taka okazja nadarzyła się już w 1963 roku, gdy rozpoczęto prace
remontowe i modernizacyjne w pałacu przy ul. Franciszkańskiej 3. Trwały
one do 1968 roku, co tylko zwiększało możliwości precyzyjnego umieszczenia
odpowiednich urządzeń.

Przedsięwzięcie zakończyło się powodzeniem i od 1964
roku sala konferencyjna na pierwszym piętrze pałacu oraz pomieszczenie, w
którym przyjmował swoich gości abp Karol Wojtyła, zostały objęte
podsłuchem. Ten w sali konferencyjnej obdarzono kryptonimem „Gaj”, a drugi
— „C-20”. Dzięki nim bezpieka miała komplet informacji dotyczących m.in.
przygotowań do obchodów jubileuszu Uniwersytetu Jagiellońskiego, a
zwłaszcza niezwykle ważnych dla władz partyjnych planów kościelnych
hierarchów co do uroczystości milenijnych.

Funkcjonariusze SB nie ustawali także w wysiłkach
prowadzących do instalacji podsłuchu w mieszkaniu bpa Wojtyły przy
Kanoniczej 21, określanym kryptonimem „Kanonia”. Próbowano różnych
sposobów. Najdogodniejszym z nich wydawało się wykorzystanie do tego celu
mieszkania sąsiada biskupa, ks. Mieczysława Satory, współpracującego z
SB. Jednak okazało się to technicznie niemożliwe. Następnie próbowano
wykorzystać dłuższą nieobecność Wojtyły, spowodowaną na przykład jakimś
wyjazdem, ale i to zawiodło, gdyż współlokatorem biskupa był ks. Marian
Jaworski, późniejszy kardynał i arcybiskup Lwowa, i nie trafił się żaden
moment, w którym obydwaj byliby jednocześnie nieobecni w mieszkaniu.
Desperacko bezpieka planowała spowodowanie jakiejś poważnej awarii
instalacji wodnej lub gazowej. Także w tym wypadku zrezygnowano z tego w
obawie, że nad pracującymi przy naprawie nadzór sprawować może „woźny albo
ktoś z lokatorów”.

Dopiero gdy Karol Wojtyła w 1968 roku przeniósł się do
apartamentu przy Franciszkańskiej 3, udało się rozbudować podsłuch
pokojowy „Gaj” i objąć nim także prywatne pomieszczenia arcybiskupa,
nadając przy tym kryptonim „Nowy”. Wobec częstych wyjazdów arcybiskupa, a
następnie kardynała Wojtyły w Tatry SB już w 1962 roku zainstalowała
podsłuch pokojowy w wilii „Księżówka”, gdzie zwykł był spędzać czas w
Zakopanem, niejednokrotnie w towarzystwie innych biskupów, a nawet
kardynała Wyszyńskiego.

Już w końcu lat pięćdziesiątych rozpoczęto
podsłuchiwanie rozmów telefonicznych prowadzonych z aparatów
zainstalowanych w kurii i mieszkaniach biskupów, w tym także, co
oczywiste, w mieszkaniu Wojtyły przy Kanoniczej. W przypadku tego
ostatniego uruchomiono dwa podsłuchy telefoniczne: „Pedagog” w mieszkaniu
prywatnym i „Pałac” w biurze przy Franciszkańskiej. Oprócz nich w
pomieszczeniach kurialnych działały podsłuchy telefoniczne noszące
kryptonimy „Magister” i „Gniazdo”. W 1965 roku łącznie podsłuchiwano
rozmowy prowadzone z jedenastu aparatów telefonicznych znajdujących się w
pomieszczeniach biurowych i prywatnych krakowskich hierarchów.

Efekty tych wysiłków operacyjnych bezpieki ilustruje
fragment notatki sporządzonej wiosną 1965 roku przez kpt. Bogusławskiego: Uzyskane komunikaty PT6 w I
kwartale 1965 r. z obiektu kurii krakowskiej niewątpliwie stanowiły
wartość operacyjną i w pewnym stopniu pogłębiły prowadzone rozpracowanie,
bądź stanowiły wstępne informacje do pogłębienia ich przez inne źródła
operacyjne. Najistotniejsze było ustalenie dalszych kontaktów aktywnie
rozpracowywanych figurantów, ich spotkań z osobami świeckimi i duchownymi,
terminy, miejsca, tematy poruszanych spraw. Tak np. z eksploatacji obiektu
„Pałac” uzyskano nazwiska dwóch osobników zatrudnionych w Zakładach
Sodowych w Krakowie, którzy jeszcze z okupacji znają się z figurantem
„Pedagog” i utrzymują z nim kontakty. Ustalono nazwisko osoby, którą
odwiedza figurant. Z obiektu „Pedagog” uzyskano terminy planowanych zebrań
i konferencji, spotkań indywidualnych z księżmi, planowanych do odczytania
listów pasterskich, wyjazdy interesujących osób, procedur załatwiania
określonych spraw natury administracyjnej i duszpasterskiej i inne. W
sumie można stwierdzić, że komunikaty PT w połączeniu z materiałami
agenturalnymi dawały dość szeroki obraz działalności kurii krakowskiej, co
zostało wykorzystane do stosowania odpowiednich przedsięwzięć operacyjnych
i dla informacji instancjom partyjnym.

Kreowany kardynałem 26 czerwca 1967 roku metropolita
krakowski Karol Wojtyła — postrzegany tym razem w dokumentach SB jako
główny, obok kardynała Wyszyńskiego, przeciwnik partii i doktryny
komunistycznej w Polsce — stawiał resort bezpieczeństwa wobec konieczności
angażowania coraz większych sił i środków w neutralizowanie jego wpływów i
znaczenia.

Analizowanie działalności figuranta o kryptonimie
„Pedagog”, czyli arcybiskupa metropolity krakowskiego Karola Wojtyły,
prowadzono w licznych okresowych sprawozdaniach Wydziału IV KW MO w
Krakowie. Obejmowały one nie tylko opisy wydarzeń i charakterystyki osób,
zawierały nie tylko plany i prognozy, podsumowania i oceny, ale także
rozmaite zestawienia statystyczne.

I tak w punkcie mówiącym o kontaktach figurantów można
przeczytać: Na
przestrzeni 1965 r. stwierdzono 6 przypadków zbierania przez osoby
przybyłe z zagranicy wiadomości o stosunkach państwo — kościół. — Figurant
„Pedagog” dwukrotnie spotyka się z konsulem francuskim. Podczas jednej z
rozmów informował o sytuacji w parafiach Bieńczyce i Mogiła, a także o
wypadkach nowohuckich z 1960 r. Tenże sam figurant udzielał informacji na
temat stosunków państwo — kościół w Polsce księdzu przybyłemu z ZSRR.

W załączanych do sprawozdań tabelach tworzono obraz
działalności biskupów, zawierający wszystkie publiczne wystąpienia i
rozmaite czynności wynikające z posługi biskupiej i kapłańskiej.

Zestawienie dot.
działalności biskupów w 1965 r. archidiec. krakowska

Warto dodać, że w tekście sprawozdania rocznego, do
którego załącznikiem była powyższa tabela, wykazano 25 kazań abpa Wojtyły,
które utrwalono, tj. nagrano, i odtworzono.

Nie jest jasne, czemu służyły tego typu zestawienia.
Czy były tylko efektem biurokratycznego gromadzenia stert papieru, czy też
kompilowane pozwalały na dokonywanie analiz i tworzenie uogólnionych
wizerunków członków polskiego episkopatu? Raczej należy brać pod uwagę tę
drugą ewentualność, choć trudno doszukać się jej jednoznacznego
potwierdzenia w zachowanych archiwaliach MSW. Pominąwszy ich
przeznaczenie, a zwłaszcza autorów i przyświecające im cele, stanowią one
istotny pomocniczy materiał źródłowy dla badaczy zajmujących się dziejami
Kościoła w Polsce w drugiej połowie XX wieku.

Ta garść ogólnych informacji o strukturach i
operacyjnym warsztacie bezpieki oraz sposobach tworzenia dokumentacji
inwigilacji przybliży, mam nadzieję, Czytelnikowi okoliczności
zgromadzenia prezentowanego w książce materiału dokumentalnego. Pochodzi
on bowiem z teczki Departamentu IV Ministerstwa Spraw Wewnętrznych PRL
opatrzonej sporządzonym pisakiem napisem BISKUPI, a dalej
bp. Karol Wojtyła, poniżej widnieją kody archiwalnych sygnatur, a jeszcze
niżej dopisano kard.
Wojtyła. Kolejną kartę stanowi ankieta
personalna, gdzie umieszczono podstawowe dane osobowe figuranta i jego
lakoniczną charakterystykę: bp. do 1978 r. ordynariusz archidiecezji
krakowskiej — Papież.

Milenium

W dokumentach prezentowanych w drugiej części książki
ważne miejsce zajmują wypowiedzi i kazania Karola Wojtyły wygłaszane
podczas uroczystości Milenium Chrztu Polski w Krakowie i innych miastach.
Warto zatem nieco więcej uwagi poświęcić temu, nie waham się użyć tego
określenia, przełomowemu w powojennych dziejach Polski wydarzeniu, a
raczej sekwencji rozmaitych wydarzeń, związanych z tak doniosłym
jubileuszem.

Już w 1946 roku na łamach czasopisma „Nasza
Przeszłość” pojawiły się publikacje, podkreślające znaczenie pamięci o
ważnych wydarzeniach. Centralnym punktem rysującego się w nich programu
był zbliżający się jubileusz chrztu Polski. I choć w czasie stalinowskiej
nocy nie było mowy o jakichkolwiek odniesieniach do religijnych wątków
historii kraju, to okazja do tak silnego zaakcentowania znaczenia
chrześcijaństwa w dziejach narodu nie mogła zostać zaprzepaszczona.

Miał tego świadomość kardynał Wyszyński, gdy przyszło
mu spędzać na rozmyślaniach długie dni uwięzienia. 25 września 1953 roku
zatrzymujący prymasa funkcjonariusze UB nie przypuszczali zapewne, że
organizują kardynałowi przymusowe rekolekcje zamknięte. Zamysł Wielkiej
Nowenny i obchodów Milenium zrodził się w umyśle kardynała Wyszyńskiego w
czasie jego uwięzienia przez komunistów i był owocem głębokiej refleksji i
modlitwy, czego wymownym świadectwem są Zapiski więzienne.
Był to zatem kolejny „sukces” totalitarnej władzy w walce z Kościołem.
Próba pozbawienia prymasa wpływu na polski Kościół i naród przyniosła w
rezultacie wielką mobilizację i przebudzenie, które dało o sobie znać
wkrótce — w latach siedemdziesiątych i na początku lat osiemdziesiątych.

Uznanie tego religijnego aktu, jakim był chrzest
przyjęty przez jednego ze słowiańskich książąt, za podstawowe wydarzenie
konstytuujące naród i państwowość polską było kolejnym wyzwaniem rzuconym
przez Kościół komunistycznym doktrynerom, usiłującym wyrugować z historii
fundamentalne znaczenie chrześcijaństwa dla rozwoju Polski. Jednocześnie
koncepcja Wielkiej Nowenny Tysiąclecia miała, w poddanym urzędowej
ateizacji społeczeństwie polskim, odrodzić życie religijne i wzbudzić
poczucie tożsamości narodowej, opartej na chrześcijańskich korzeniach.

Ogłoszenie 3 maja 1957 roku na Jasnej Górze programu
Wielkiej Nowenny spotkało się z natychmiastową reakcją władz PRL, które z
właściwym sobie triumfalnym i propagandowym zadęciem przystąpiły do
realizacji swojego programu Tysiąclecia Państwa Polskiego, proklamowanego
przez Sejm PRL w lutym 1958 roku. Główne uroczystości państwowe odbyć się
miały 1 maja i 22 lipca 1966 roku, co zdawało się sugerować, że te
komunistyczne święta mają jakikolwiek związek z historią Polski albo że
zbliża się jubileusz tysiąclecia PRL. Co najistotniejsze, państwowe
świętowanie miało całkowicie zepchnąć na dalszy plan uroczystości
religijne i zniechęcić społeczeństwo do uczestniczenia w nich.

Intencja prymasa Wyszyńskiego stała się zasadniczym
kierunkiem refleksji i działania całego skupionego wokół jego osoby
episkopatu, w którym — po objęciu na przełomie 1963 i 1964 roku metropolii
krakowskiej — coraz większą rolę odgrywał arcybiskup Karol Wojtyła.
Biskupi zdawali sobie sprawę z przyjętego na siebie obowiązku. Nie mogli
teraz zaprzepaścić żadnej okazji, żadnego kazania. W każdej publicznej
wypowiedzi musieli przypominać społeczeństwu poddanemu trwającej
dwadzieścia lat przymusowej ateizacji o korzeniach jego dziejów, o
znaczeniu chrześcijaństwa w historii Polaków.

Projekt dziewięcioletniego przygotowania narodu do
świętowania tak wyjątkowej rocznicy miał przede wszystkim znaczenie
religijne, teologiczne, ugruntowujące maryjny charakter polskiego
katolicyzmu. Miał on przerodzić się w długie narodowe rekolekcje,
umacniające Polaków w wierności chrześcijańskiemu dziedzictwu i
podtrzymujące przywiązanie do — tak mocno związanej z narodową — religijnej
tradycji. Nowenna budziła i umacniała — w stopniu dotychczas nieznanym —
poczucie tożsamości narodowej, rozmywane i manipulowane przez
komunistyczną propagandę.

Te zamysły nie mogły pozostać bez reakcji władz
partyjno-państwowych. Warto przyjrzeć się fragmentowi dokumentu
opracowanego przez krakowską instancję partyjną, zawierającego opis
ogólnej strategii i wnioski z analizy sytuacji: Zachodzi więc potrzeba zorganizowanego
przeciwdziałania poczynaniom kleru w oparciu o jak najszerszą bazę
społeczną, z uwzględnieniem następujących podstawowych kierunków: — zorganizowania
szerokiego frontu propagandowego celem spopularyzowania postępowych
tradycji Państwa polskiego oraz funkcji Kościoła w okresie Tysiąclecia; —
demaskowanie społecznie i politycznie ujemnych stron kościelnego programu
millenium; — demaskowanie przejawów nietolerancji i
naruszania norm społecznego współżycia w trakcie praktycznej realizacji
założeń programowych milenium; — stosowanie sankcji
administracyjnych w zależności od potrzeb i możliwości.

Dalej znalazły się szczegółowe propozycje
przeciwdziałania kościelnym obchodom rocznicy chrztu Polski. Za istotne
uznano wszelkie formy propagandowe, angażujące instytucje
kulturalno-oświatowe, Towarzystwo Wiedzy Powszechnej, Stowarzyszenie
Ateistów i Wolnomyślicieli i inne tego typu organizacje i instytucje. Na
terenowe komórki partyjne i lektorów nałożono obowiązek organizacji w
każdej miejscowości województwa krakowskiego odczytów i pogadanek na temat
Milenium i roli Kościoła w historii Polski. Ale obok wielkiego alertu
ideologiczno-propagandowego wprost zalecano podejmowanie działań
represyjnych wobec osób i struktur społecznych oraz kościelnych,
angażujących się w lokalne obchody: (…) 9. Wyczulić wszystkie zainteresowane
władze, a szczególnie aktyw partyjny i społeczny na problem ochrony
obywateli przed skutkami nietolerancji lub fanatyzmu. W tym kierunku
należy prowadzić pracę profilaktyczną, a w wypadku ujawnienia łamania
zasady wolności sumienia i tolerancyjności wyciągać surowe konsekwencje
karne. O tego typu wypadkach informować opinię publiczną na łamach prasy.
10. Zaostrzyć kontrolę katolickiej prasy i publikacji, szczególnie w
stosunku do zagadnień wiążących się z milenijnym programem kleru. (…)
12. Zwrócić szczególną uwagę na wszelkie przejawy naruszania
bezpieczeństwa i porządku publicznego w związku z organizowanymi
uroczystościami i imprezami kościelnymi. W stosunku do winnych wyciągać
surowe konsekwencje karne. 13. Część imprezowa planu obchodów Tysiąclecia
Państwa Polskiego w miarę możliwości winna być potraktowana elastycznie,
tak by istniała możliwość przesunięcia niektórych terminów imprez w
zależności od uroczystości lokalnych, organizowanych przez kurię w związku
z milenium. Wynika to z faktu, że obecnie nie posiadamy jeszcze
szczegółowego terminarza uroczystości kościelnych na terenie województwa
krakowskiego. 14. W stosunku do imprezy kościelnej w dniu 8 maja 1966 roku
w Krakowie zastosować następujące przeciwdziałanie: —
ograniczenie udziału ludności poprzez uatrakcyjnienie stałych form życia
kulturalno-rozrywkowego w Krakowie; — wyegzekwowanie od organizatorów
wszelkich wymogów formalnych.

Przytaczany dokument otwiera obfitą, liczącą kilka
grubych teczek, dokumentację Służby Bezpieczeństwa obrazującą podejmowane
przez nią działania operacyjne wobec kościelnych uroczystości milenijnych
w Krakowie.

Jest on zatem jeszcze jednym przyczynkiem
ugruntowującym przekonanie, że faktycznym motorem i inicjatorem działań —
w najszerszym rozumieniu tego słowa — komunistycznego aparatu represji w
Polsce były kierownicze ogniwa PZPR. Przedstawiony dokument to ogólne
zalecenia i sugestie, stanowiące punkt wyjścia dla działań funkcjonariuszy
SB, planujących taktykę i strategię „przeciwdziałania poczynaniom kleru”.

Narzucenie przez reżimowy aparat konkurencji w
celebrowaniu milenijnej rocznicy miało wymiar nie tylko organizacyjny, ale
także rozgrywało się na płaszczyźnie daleko sięgających wizji przyszłości
Polski. Komunistyczne milenium koncentrowało się przede wszystkim na
właściwych ekipie gomułkowskiej akcentach nacjonalistycznych i
podgrzewaniu antyniemieckich stereotypów. Stąd tak histeryczna reakcja na
orędzie polskich biskupów, mówiących do pasterzy niemieckich: Udzielamy wybaczenia i prosimy o
nie.

Jednak rywalizacja w wydaniu władz miała charakter
wyłącznie restrykcyjny i polegający na utrudnianiu i dezawuowaniu obchodów
kościelnych. W programie obchodów tysiąclecia polskiej państwowości
brakło, przynajmniej w końcowym efekcie, merytorycznej dyskusji. Działanie
organów partyjnych i państwowych sprowadziło się niemal wyłącznie do
ograniczania liczby wiernych uczestniczących w religijnych uroczystościach
milenijnych oraz do stosowania rozmaitych szykan administracyjnych,
utrudniających ich zorganizowanie, czego przejawem była walka z
peregrynującą po polskich diecezjach kopią jasnogórskiego obrazu Matki
Boskiej. Do tych poczynań mobilizowano siły milicyjne i ORMO. Niemałą rolę
w wywoływaniu zamieszek podczas obchodów milenijnych odegrał tak zwany
aktyw partyjny, czyli najgorliwsi członkowie PZPR, ochoczo demonstrujący
swą niechęć do religii i Kościoła.

Te haniebne, wynikające z przyjętych przez Biuro
Polityczne KC PZPR ustaleń, zachowania były jednak tylko zewnętrznym,
przykrym wizerunkiem walki z Kościołem toczonej przez aparat Gomułki.
Głębiej trwało nieustanne dążenie do zapanowania nad obiegiem informacji,
prowadzone przez powołane do tego struktury aparatu bezpieczeństwa.
Wydział IV Służby Bezpieczeństwa nie był bynajmniej instytucją, której
zadaniem było tylko reagowanie na poczynania duchowieństwa. Nie był też
komórką dostarczającą jedynie informacji, pozyskanych drogą techniczną lub
od informatorów, swojemu zwierzchnictwu i kierowniczym gremiom
partyjno-państwowym. „Czwórka” była także, a może nawet przede wszystkim,
wyspecjalizowaną strukturą, mającą — w miarę zdobytych możliwości —
manipulować instytucjami, którymi była operacyjnie zainteresowana.

Krakowski scenariusz obchodów milenijnych nie odbiegał
zasadniczo od przyjętych standardów. Przygotowany przez arcybiskupa Karola
Wojtyłę i jego współpracowników stał pod znakiem uroczystości ku czci św.
Stanisława, którym towarzyszyć miały konferencje naukowe i wystawy,
czyniąc ów program różnorodnym i bogatym. Nie mogło być inaczej, bowiem
Kraków — obok Jasnej Góry, Gniezna i Warszawy — był naturalnym centrum
tego jubileuszu oraz jednym z najważniejszych etapów peregrynacji kopii
jasnogórskiego wizerunku Maryi. Oczywiste wydawało się także to, że
Milenium będzie w 1966 roku związane z krakowską tradycją procesji w
uroczystość św. Stanisława Biskupa i Męczennika — procesji wiodącej z
Wawelu na Skałkę i z powrotem, na królewskie wzgórze.

Gdy przegląda się dziś bardzo obszerną dokumentację
związaną z jubileuszem, uderza jej rozmiar, ale także rozmach, z jakim
analizowano zamiary Kościoła. A w ślad za analizami szły konkretne
projekty działań, utrudniających bądź paraliżujących przygotowania i
przebieg uroczystości.

Najpowszechniej znane i jednocześnie najbardziej
groteskowe są kilkakrotnie podejmowane przez MO akcje „aresztowania”
pielgrzymującego po Polsce obrazu Matki Boskiej. W liście pasterskim
polskiego episkopatu z 15 sierpnia 1968 roku biskupi piszą: (…) Od uroczystości
milenijnych w Krakowie zaczęły się dziać rzeczy niezrozumiałe i niczym
nieusprawiedliwione: zmienianie przez czynniki państwowe trasy przewożenia
obrazu wbrew programowi ustalonemu na Konferencji Episkopatu;
zatrzymywanie go przez organa MO i przewożenie siłą do innych niż należało
kościołów lub na Jasną Górę. (…) Pod Będzinem organa MO, nie licząc się
z osobą biskupa, odebrały siłą obraz i przewiozły na Jasną Górę, z surowym
zakazem przenoszenia go stąd kiedykolwiek. Od 2 lat obraz nawiedzenia
więziony jest na Jasnej Górze pod strażą wozów milicyjnych, które dniem i
nocą pilnują bram wjazdowych klasztoru. Niemal każde wyjeżdżające z Jasnej
Góry auto jest zatrzymywane, otwierane i sprawdzane, (…) W takich
warunkach wprawdzie w dalszym ciągu odbywa się nawiedzenie Matki
Najświętszej, jednak bez obrazu, przy pustych ramach, co miało miejsce w
diecezji katowickiej. Obecnie nawiedzenie bez obrazu przeżywa
archidiecezja krakowska. Nawiedzenie dokonywane bez obrazu Matki Bożej
jest widomym naruszeniem praw religijnych wierzącego Narodu i świadectwem
prawdziwej rzeczywistości w obliczu całego świata (…).

Po aresztowaniu obrazu Matki Bożej po Polsce
pielgrzymowały puste ramy, zaś podczas adoracji na ołtarzu w miejsce
wizerunku umieszczano zapaloną świecę. Przejmująca wymowa tego,
przypisywanego Karolowi Wojtyle, pomysłu przynosiła łatwe do wyobrażenia
odczucia i reakcje uczestników nabożeństw. Komuniści polscy z Władysławem
Gomułką na czele popełniali elementarne błędy w konfrontacji z kościelnymi
uroczystościami milenijnymi. Akcja przeciwko wspomnianemu orędziu
biskupów, w którym I sekretarz doszukiwał się wrogości wobec ZSRR,
spowodowała, że ci, którzy ulegli propagandowemu jazgotowi i mieli
wątpliwości co do samego orędzia, teraz tych wątpliwości się wyzbyli.
Antysowieckie nastroje w polskim społeczeństwie połowy lat
sześćdziesiątych były nadzwyczaj silne. Odmowa goszczenia w PRL papieża
Pawła VI była gestem represyjnym wobec polskiego Kościoła, ale politycznie
bezsensownym, gdyż taką wizytę Gomułka mógł łatwo zdyskontować i
wykorzystać do osłabienia pozycji znienawidzonego przez siebie
Wyszyńskiego. Tymczasem mianowanie prymasa legatem papieskim na czas
Milenium — wobec niemożliwości odbycia pielgrzymki przez Pawła VI —
zdecydowanie tę pozycję wzmocniło.

Przebieg uroczystości milenijnych w Krakowie i
związanego z nimi przyjazdu i powitania jasnogórskiego obrazu miał
charakter właściwy klimatowi tamtych lat.

Początkiem uroczystości miał być przyjazd obrazu Matki
Boskiej Częstochowskiej — w dokumentach partyjnych używano skrótu „MB
Częstochowskiej” — z Jasnej Góry przez Olkusz do Krakowa w dniu 6 maja,
między godziną 12 a 14. Obraz miał się zatrzymać w pierwszej, na trasie
przejazdu, parafii archidiecezji krakowskiej, to jest w Białym Kościele.
Tam powitany przez bpa Groblickiego i towarzyszących mu kapłanów dekanatu
bolechowickiego około 18 miał być przewieziony do Krakowa i około godziny
19 powitany przez arcybiskupa Wojtyłę, prymasa i innych członków
episkopatu w Bazylice Mariackiej. Następnie przewidziana była Msza św.
pontyfikalna z kazaniem metropolity krakowskiego, po której całą noc trwać
miała adoracja z udziałem krakowskiego duchowieństwa. Takie były zamiary.
W „Szczególnych zadaniach operacyjno-organizacyjnych” (SB) jest napisane,
że wobec możliwości
organizowania przez hierarchię kościelną nieprzewidzianych programem
imprez na trasie przejazdu kopii obrazu MB Częstochowskiej od granicy
województwa do m. Krakowa trasa ta zostanie zabezpieczona siłami
pracowników operacyjnych Służby Bezpieczeństwa i RSB, patrolami Służby
Drogowej MO oraz odpowiednimi środkami technicznymi.

Skąd taka mobilizacja? Otóż 30 kwietnia
przedstawiciele władz Krakowa z przewodniczącym Rady Narodowej Zbigniewem
Skolickim, Józefem Nagórzańskim oraz Leonem Królem, szefem krakowskiego
Wydziału ds. Wyznań, spotkali się z arcybiskupem Wojtyłą, by omówić
przygotowania do krakowskich uroczystości milenijnych. W powyższej rozmowie Wojtyle
zakomunikowano, że zgodnie z prośbą Kierownika Zarządu Bazyliki na Wawelu
ks. Figlewicza (parafia wawelska) władze wyrażają zgodę na procesję trasą
z Wawelu na Skałkę — oznajmiano
wspaniałomyślnie w sporządzonej po spotkaniu Informacji z 7
maja. W kolejnych partiach dokumentu atmosfera wielkoduszności władzy
ludowej ustępowała miejsca stanowczości: Ponieważ były sygnały, że kuria ustaliła trasę
przejazdu obrazu przez teren województwa i m. Krakowa do kościoła
mariackiego oraz że są przygotowania manifestacyjnego zatrzymania i
witania obrazu w poszczególnych punktach na trasie, wyrażono sprzeciw
takim poczynaniom. Podkreślono, że sprawy te nie zostały uzgodnione z
władzami i nikt nie zwracał się o odpowiednie zezwolenie. Arcybiskup Wojtyła zaprzeczał insynuacjom o przygotowaniach
do rzekomych manifestacji. Miał jednak świadomość, że władze najchętniej
zaakceptowałyby szybkie i niewidoczne przewiezienie obrazu na Wawel i
pozostawienie go tam na czas zaplanowanych uroczystości. Mało tego,
zażądano od arcybiskupa rozbiórki ołtarza przygotowanego obok katedry
wawelskiej oraz demontażu zainstalowanego tam nagłośnienia.

6 maja o godzinie 7 rano zebrało się „Kierownictwo
Partyjne i Administracyjne” i zdecydowało o ponownej rozmowie z krakowskim
metropolitą, która miała odbyć się o godzinie 9. Przybył na nią,
upoważniony przez arcybiskupa, kanclerz kurii ks. Mikołaj Kuczkowski,
który stanowczo odmówił zmiany charakteru i trasy przejazdu obrazu oraz
odrzucił żądania likwidacji podium i nagłośnienia na dziedzińcu wawelskim.
Szczególnie ta ostatnia sprawa miała prowokacyjny charakter, gdyż
dotyczyła terenu kościelnego. Jednocześnie nie pozostawiała złudzeń co do
faktycznych intencji władz, których celem było jedynie ograniczenie
zasięgu oraz utrudnienie przebiegu kościelnych uroczystości.

Wobec nieugiętej postawy arcybiskupa Wojtyły podjęta została decyzja o
zmianie trasy przejazdu obrazu. Postanowiono także, że w okolicy m.
Ogrodzieniec wiozący obraz zostaną zatrzymani celem zakomunikowania im o
konieczności podporządkowania się pilotującemu funkcjonariuszowi MO. Decyzję brzemienną w skutki dla przebiegu krakowskich
uroczystości podjął, jak go określono, wspomniany wyżej zespół polityczny, czyli Zbigniew Skolicki, Józef Nagórzański i Leon Król.

Zmiana trasy przejazdu miała zdezorganizować
przygotowany precyzyjny plan krakowskich uroczystości milenijnych,
uniemożliwić powitanie obrazu na granicy archidiecezji i zniechęcić
oczekujących na krakowskich ulicach wiernych. Miała wreszcie pokazać
Karolowi Wojtyle i innym biskupom, „kto tu rządzi”.

Pomimo ulewnego deszczu na trasie, począwszy od
Olkusza, gromadzili się liczni modlący się i śpiewający religijne pieśni
wierni. Powodowało to, według meldunków funkcjonariuszy, zwalnianie tempa
przejazdu obrazu, co — biorąc pod uwagę wydłużenie drogi — mogło tłumaczyć
opóźnienie rozpoczęcia uroczystości na Wawelu. W Białym Kościele o
godzinie 17 odprawiono Mszę św., zaś przybyły biskup Groblicki miał
uroczyście przywitać obraz w archidiecezji krakowskiej, ale wobec coraz
większego spóźnienia wyjechał mu naprzeciw, w kierunku Olkusza. Tymczasem
do zgromadzonych wzdłuż ulicy ludzi dotarła wiadomość o zablokowaniu
przejazdu i skierowaniu obrazu drogą na Skałę. Około godziny 18.30
wracający do Krakowa samochód z biskupem Groblickim został obsypany
kwiatami.

Na krakowskich ulicach oczekiwały tłumy ludzi. W
meldunkach rozlokowanych w tłumie patroli MO pojawiały się informacje, że wśród ludności zgromadzonej na
ulicach, którymi miał przejeżdżać obraz, wiadomość o zmianie trasy jego
przejazdu wywołała niezadowolenie. Słychać było pojedyncze głosy, że tego
rodzaju posunięcie było do przewidzenia.

Planowana trasa przejazdu obrazu Matki Boskiej była
bogato udekorowana. Szczególnie, według milicji, przyozdobione były domy
na ulicach Kazimierza Wielkiego i Łobzowskiej, gdzie doliczono się 550
udekorowanych okien. Z konsternacją odnotowano dekorację trzech budynków
mieszczących instytucje państwowe. Były to: siedziba Pogotowia Ratunkowego
przy ulicy Siemiradzkiego, ogrodzenie Krakowskich Zakładów Graficznych
przy ulicy Kazimierza Wielkiego i budynek Wojewódzkiego Ośrodka
Sportowo-Szkoleniowego przy ulicy Straszewskiego.

Choć w meldunkach starano się wykazać, że
zainteresowanie mieszkańców Krakowa jest znacznie mniejsze, niż się
spodziewały władze kościelne, to jednak stwierdzano, że w miarę upływu czasu tłum
gęstniał, tak że o godzinie 19 w poważnym stopniu utrudniał dojazd do
Wawelu.

Dalszy bieg krakowskich wydarzeń z maja 1966 roku miał
swoje wielkie momenty i dramatyczne epizody. Obecność episkopatu z
prymasem Wyszyńskim na czele, liczne sympozja naukowe i ważne dla polskiej
kondycji dyskusje przydawały splendoru i pokazywały siłę i znaczenie
krakowskiego Kościoła z jego arcybiskupem. Naprzeciw stanął propagandowy jazgot, ludyczne
imprezy, urągające biskupom bojówki i na koniec sprowokowane przez
bezpiekę incydenty połączone z aresztowaniami kilku uczestników
religijnych i patriotycznych manifestacji.

Celowo poświęcam tyle miejsca szczegółom początku
krakowskiego Milenium. Oddają one atmosferę tworzoną przez ludową władzę w
niemal każdym zakątku Polski w czasie najdonioślejszego jubileuszu w
dotychczasowych dziejach Polaków. Paradoksalnie, może i dobrze się stało,
bo tysiąclecie chrztu przybrało postać chrztu bojowego przed nadchodzącą
lawiną przełomowych i fundamentalnych dla dalszych naszych losów wydarzeń.
Kazania Karola Wojtyły głoszone podczas uroczystości milenijnych w
archidiecezji krakowskiej i innych miejscowościach w kraju zyskują w tej
atmosferze dodatkową wymowę.

Soborowe spory

Polskie Milenium, będące próbą pewnego
przewartościowania narodowej historii, zbiegło się w czasie z podjętym
przez Jana XXIII i kontynuowanym przez Pawła VI dziełem soborowego
przewartościowania roli Kościoła we współczesnym świecie. Ta nieoczekiwana
zbieżność stworzyła perspektywę wymagającą głębokiej dyskusji i refleksji,
dotyczącej miejsca i roli Kościoła w Polsce po zakończeniu Wielkiej
Nowenny i Milenium. Bo narodowe rekolekcje przygotowujące do uroczystości
wkrótce miały się skończyć, a to nieuchronnie rodziło pytanie o polski
Kościół po Milenium, zwłaszcza w kontekście Vaticanum II. Stało
się jasne, że wielka religijna mobilizacja Polaków jest niewątpliwym
sukcesem prymasa i jednocześnie porażką władz w walce o religijne oblicze
społeczeństwa. Ale poszukiwaniem odpowiedzi na pytanie „co dalej?” mogły
się zająć tylko najbardziej wykształcone i zaangażowane siły w
społeczeństwie. Innymi słowy, kardynał Wyszyński obudził i zmobilizował
religijnego ducha miażdżącej większości społeczeństwa. Nadszedł czas na
skupienie wokół Kościoła intelektualnych elit.

Przygotowanie wizji Kościoła w Polsce w — jak się
wówczas wydawało — definitywnie pogrążonym w komunistycznej rzeczywistości
narodzie wymagało merytorycznej polemiki z doktrynalnym marksizmem.
Logicznym efektem takiej dyskusji wydawał się natomiast kompromis i
kohabitacja na nowych, wykorzystujących dotychczasowe doświadczenia,
warunkach. Świadomość tego — jak się zdaje — budziła się także w umysłach
partyjnych doktrynerów. Dowodzi tego znaczenie przypisywane uzyskiwanym z
kręgów duchowieństwa i świeckich działaczy katolickich informacjom,
związanym z toczącą się dyskusją.

Nieprzypadkowo spora część kazań Karola Wojtyły
poświęcona jest
Vaticanum II i dokonującej się podczas jego
obrad kościelnej rewolucji. Bo jakkolwiek by to określać, w połowie XX
wieku, po dwóch wojennych katastrofach, które całkowicie wywróciły
dotychczasowy porządek świata i dokonały nieodwracalnych zmian w
świadomości zbiorowej, decyzja Jana XXIII i soborowa dyskusja miały
wszelkie znamiona wielkich, rewolucyjnych właśnie zmian.

W Polsce sobór i jego konsekwencje były analizowane i
obserwowane z dwóch zasadniczych perspektyw. Ludowa władza upatrywała w
nieuchronnie towarzyszącym każdej rewolucji zamieszaniu okazji do
nasilenia swoich zamiarów dezintegracji polskiego Kościoła. Zakładano, że
spory w środowiskach katolickich, dotyczące zwłaszcza tempa i rozległości
zmian, spowodują rozdźwięk pomiędzy duchowieństwem a wiernymi oraz
pomiędzy biskupami w episkopacie i wreszcie ostatecznie utrwalą podział
katolików polskich.

Świadomy realiów prymas powściągliwie odnosił się do
wszelkich radykalizmów. Nie znaczy to wcale, że wolny był od krytyki
innych hierarchów, a zwłaszcza opiniotwórczych kręgów katolików świeckich.

Powszechnie utrwalone jest przeświadczenie, że w
polskim episkopacie jednym z najgorętszych propagatorów idei II Soboru
Watykańskiego był krakowski metropolita, arcybiskup — a od 26 czerwca 1967
roku kardynał — Karol Wojtyła. Sądzę, że warto w tym miejscu w
telegraficznym skrócie przypomnieć podstawowe fakty związane z jego
udziałem w obradach soboru.

Od 11 X do 8 XII 1962 roku Karol Wojtyła uczestniczył
w pierwszej sesji soboru, dając się poznać jako biskup o szczególnych
walorach umysłowych. Postawa podczas prac soborowych stała się, bez
wątpienia, jedną z zasadniczych przyczyn dynamicznego rozwoju jego kariery
w Kościele powszechnym. Od 7 X do 4 XII 1963 roku Wojtyła przebywał w
Rzymie na drugiej sesji soboru, wygłaszając 25 XI w Radiu Watykańskim
głośną konferencję o roli laikatu w Kościele. Po zakończeniu sesji odbył
pielgrzymkę do Ziemi Świętej. Trzecia sesja, trwająca od 14 IX do 21 XI
1964 roku, podczas której występował w imieniu całego episkopatu,
przyniosła mu szczególne uznanie w opinii jej uczestników. Zapoczątkowała
też bliską współpracę z papieżem Pawłem VI. Pomiędzy sesjami arcybiskup
krakowski wziął udział w pracach zespołu roboczego opracowującego
konstytucję O Kościele w świecie współczesnym, współpracując z
najznakomitszymi teologami, m.in. z Henrim de Lubakiem i Yves’em Congarem.
Uczestniczył też w IV sesji soboru, od 14 IX do 8 XII 1965 roku, będąc
jednym z głównych redaktorów konstytucji duszpasterskiej Gaudium et spes, jednocześnie zabierał głos w dyskusji o wolności
religijnej.

Podstawowe fakty biograficzne niewiele jednak mówią o
klimacie dyskusji wokół soborowych problemów. Ich wykładnię dawał Wojtyła
w publicznych wypowiedziach podczas rozmaitych konferencji i w głoszonych
kazaniach. Ale atmosferę sporów zilustrować może omówienie rozmowy, jaką
prowadził z przyjaciółmi z „Tygodnika Powszechnego” w swoim gabinecie przy
ul. Franciszkańskiej 3, wieczorem 9 lutego 1966 roku.

Wspomniane wcześniej źródło operacyjne krakowskiego
Wydziału IV SB, zakonspirowane pod kryptonimem „Gaj”, będące
zainstalowanym podsłuchem w pomieszczeniach pałacu biskupiego, przyniosło
tego dnia ważne informacje wynikające z rozmowy, której uczestnikami byli:
metropolita krakowski abp Karol Wojtyła, asystent kościelny „Tygodnika
Powszechnego” ks. Andrzej Bardecki i redaktor naczelny Jerzy Turowicz.

Relacja z tej rozmowy zajęła dziewięć stron
maszynopisu, opracowanego przez majora Bogusławskiego. Dokument ten nie
stanowi jedynie stenograficznego zapisu rozmowy, ale poprzez omówienia
wypowiedzi stał się swoistą — podjętą przez funkcjonariusza SB — analizą
poglądów jej uczestników. Zainicjowana ona została w redakcji „Tygodnika
Powszechnego”, stąd obecność ks. Bardeckiego i Turowicza. Impulsem do
refleksji stała się ponownie atmosfera wokół orędzia do biskupów
niemieckich, traktowanego przez redaktorów „Tygodnika” jako działanie
właściwe, ale doraźne, niebędące elementem generalnej strategii
funkcjonowania Kościoła w państwie komunistycznym.

Według ks. Bardeckiego istnieją dwie konkurencyjne
koncepcje: Kościół soborowy, którego egzemplifikacją może być orędzie,
oraz mający masowy charakter Kościół milenijny z niezwykle mocno
zaakcentowanym kultem maryjnym. Bardecki miał uważać, że oba te nurty
powinny ściśle ze sobą się wiązać i stać się źródłem wizji przyszłości nie
tylko Polski, ale całego świata, tak jak to postrzega Paweł VI.

Arcybiskup Wojtyła miał w swojej wypowiedzi uznać, że
jedyną sensowną koncepcją modus vivendi
polskiego Kościoła jest oparcie go na Kościele powszechnym, kształtującym
się podczas soboru. Tylko taki fundament daje gwarancję przetrwania w
komunistycznej rzeczywistości.

W opinii Jerzego Turowicza dotychczasowa postawa
episkopatu, wyrażona w listach pasterskich, przeczy takiemu rozumieniu.
Prymas i episkopat przyjmują postawę negacji polskiej rzeczywistości w
całości, okopując się jednocześnie na pozycjach obronnych przed
spodziewanym atakiem ze strony władz. To zaś, według niego, powoduje
spadek autorytetu kościelnej hierarchii w społeczeństwie, oddalającym się
coraz wyraźniej od stereotypu: Polak — katolik. Omawianemu listowi
episkopatu zarzucił jednostronne rozumienie roli Kościoła w dziejach
Polski, powodujące irytację i zniechęcenie wśród młodzieży i inteligencji.
Przyjęcie defensywnej postawy przez duchowieństwo rodzi konieczność
jednoznacznego określania się, pozbawiając w ten sposób społeczeństwo
możliwości dialogu i poszukiwania kompromisu.

Ksiądz Bardecki zwrócił uwagę, że najbardziej trafną
koncepcję współczesnego świata ma Paweł VI. Oczywiste jest przy tym, że ta
generalna koncepcja będzie się różnie urzeczywistniać w różnych krajach,
społecznościach i warunkach politycznych. Podkreślił konieczność
posiadania całościowej koncepcji przyszłości, na wzór papieża, de
Gaulle’a, Kennedy’ego, a w przeciwieństwie do Gomułki, który szamocze się w
bezradnym poszukiwaniu jakiegoś pomysłu na dalszy byt państwa i
społeczeństwa. Na szczęście, według niego, taka sytuacja buduje autorytet
Kościoła i papieża.

Najobszerniejszą część dokumentu, sygnalizującego
jedynie poglądy redaktorów „Tygodnika Powszechnego”, stanowią przemyślenia
krakowskiego arcybiskupa. Ten fakt nie pozostawia wątpliwości, że były one
głównym obiektem zainteresowania funkcjonariuszy SB. Wiedzieli oni, że
punkt widzenia jednego z najważniejszych polskich biskupów może w
przyszłości mieć zasadnicze znaczenie dla modelu relacji władz państwowych
i partyjnych z hierarchią kościelną.

Według funkcjonariusza opracowującego nagranie Karol
Wojtyła swoje rozumowanie oparł na dotychczasowych wydarzeniach w
stosunkach państwa i Kościoła w Polsce. W doktrynie marksistowskiej nie ma
miejsca na jakiekolwiek przejawy religijności, które powinny zaniknąć, a
jeśli tak się nie dzieje, to — zgodnie z tą doktryną — trzeba do tego
doprowadzić: stąd represje i szykany wobec duchowieństwa i wiernych.
Wymusza to postawę obronną, realizowaną przez prymasa, dążącego w
początkowej fazie do koegzystencji, czego wyrazem miało być porozumienie z
komunistami z kwietnia 1950 roku. Tak mocno swego czasu krytykowany układ
z władzą był w istocie próbą — bez angażowania Stolicy Apostolskiej —
rozpoznania zdolności do ewentualnego współistnienia Kościoła i państwa
komunistycznego. Wskutek uwięzienia autorytet prymasa wzrósł niepomiernie,
on zaś uznał, że wobec braku woli podjęcia dialogu przez komunistów trzeba
ich po prostu zwalczać, wskazując wszystkie ich wady, niedojrzałość
polityczną, przewrotność, antyhumanizm, szkodliwość dla narodu,
ignorowanie praw człowieka. Prymas tak odczytuje swoje powołanie i
powołanie Kościoła w Polsce. Jest o tym najgłębiej przeświadczony i nie
spocznie, zanim nie wyniszczy wszystkich substancji antyreligijnych.

Wojtyła porównał to stanowisko do historycznego
stereotypu Polski jako przedmurza chrześcijaństwa i wynikającej z tego
konieczności ofiary i walki. Tymczasem, według zamieszczonej w dokumencie
relacji, krakowski metropolita uważał, że współczesny, posoborowy Kościół
jest przede wszystkim nastawiony na dialog, konieczny zwłaszcza w dobie
zagrożenia nową wojną światową. Mimo to droga prymasa okazuje się jednak
drogą, jak dotąd, skuteczną, czego pośrednim dowodem jest awantura wokół
orędzia, inspirowana — według Wojtyły — przez Rosję. Podsumowując, uznał
on, że jakkolwiek wizja dialogu Pawła VI jest jedyną zdolną utrzymać
światowy pokój i rozwój, to w warunkach polskich jej realizacja jest
bardzo trudna.

Jerzy Turowicz wyraził z kolei przekonanie, że taka
postawa polskiego episkopatu w istocie hamuje nieunikniony dialog
katolicyzmu z komunizmem, a co za tym idzie, powstrzymuje
urzeczywistnienie papieskiej koncepcji rozwoju świata. Odpowiedzialnością
za to obarczać miał prymasa, który przyjął błędną, bo odwołującą się tylko
do przeszłości, koncepcję obchodów milenijnych. Walcząc o miejsce Kościoła
w strukturze społecznej i państwowej, zaniedbuje się podstawową jego
misję, to jest ewangelizację. Brak możliwości realnego porozumienia się
katolików z komunistami wynika z postawy Wyszyńskiego, który nie chce
pogodzić się z tym, że współczesny świat jest światem pluralistycznym.
Jako przykład takiego pluralizmu redaktor Turowicz podał Włoską Partię
Komunistyczną, której członkowie na swoim zjeździe bardzo pozytywnie
odnosili się do rezultatów II Soboru Watykańskiego, mówiąc wprost, że
pogląd, jakoby religia była opium dla ludu, jest głęboko anachroniczny.
Włoscy komuniści proponują model państwa laickiego, sprzeciwiając się
jednocześnie państwowemu ateizmowi. To zaś wydaje się celem możliwym do
osiągnięcia także w Polsce, pod warunkiem zmiany postawy episkopatu i
prymasa, uniemożliwiającej dotychczas podjęcie dialogu. Kościół we
współczesnym świecie nie może wartościować, jaki model ustrojowy jest
dobry, a jaki nie. Współczesny świat nie oczekuje od Kościoła takich ocen
i opinii. Dynamika współczesnego świata powoduje, że zaczyna się on
urządzać sam, bez odniesienia do religii. Rozwój technologii, podbój
kosmosu rodzą pewien rodzaj optymizmu, który wypiera religijność z życia
społecznego i państwowego.

Tymczasem arcybiskup Wojtyła uznał wywody Turowicza za
bardzo śmiałą hipotezę. W jego ocenie polscy komuniści wcale nie dążą do
państwa świeckiego, ale do ateizacji społeczeństwa, do zniszczenia
religii, do likwidacji Kościoła. Takie przynajmniej jest odczucie
większości społeczeństwa. Komuniści w Polsce myślą kategoriami przemocy
fizycznej, to z kolei budzi w społeczeństwie sprzeciw, podobny do tego,
jaki w czasie wojny istniał wobec Niemców. Dziś taki sam rodzaj sprzeciwu
Polacy wyrażają wobec Rosji. Prymas Wyszyński doskonale wyczuwa ten
nastrój oporu społecznego, a przeciętny Polak czuje zrozumienie u
kościelnego przywódcy, co tworzy między nimi głęboką więź. To zaś rodzi
nieuchronny konflikt między personalistycznym a społecznym pojmowaniem
religijności. Warunki panujące w obecnej Polsce narzucają mocniejsze
akcentowanie wymiaru społecznego misji Kościoła. Jednocześnie znacząco
utrudniają prowadzenie dialogu.

Obszerne omówienie dokumentu, będącego dokonanym przez
SB opracowaniem jednej z licznych przecież dyskusji toczonej przez Karola
Wojtyłę z bliskim mu środowiskiem „Tygodnika Powszechnego” i działaczami
katolików świeckich, wydaje się mieć uzasadnienie. Ukazuje ono bowiem
kierunek zainteresowania operacyjnego bezpieki. Druga połowa lat
sześćdziesiątych staje się wyraźnie czasem ewolucji metod i celu
rozpracowywania Kościoła polskiego. Analitycy partyjni i pracujący dla SB
mieli, być może, świadomość skutków dynamicznych przemian na świecie. Może
poszukiwali dróg do dialogu zapewniającego stabilność istniejącego w
Polsce układu. Jeśli tak było w istocie, to taki sposób myślenia właściwy
był tylko elitom, coraz silniej odczuwającym pokusę objęcia steru
narodowej nawy. Tymczasem elity komunistyczne zyskiwały przewagę
wynikającą z posiadania instrumentów, dzięki którym uzyskiwali informacje
o dyskusji toczącej się w kręgach katolickich. A stąd był już tylko krok
do podjęcia próby manipulowania tą dyskusją.

Patrząc z takiej perspektywy, jest jasne, dlaczego tak
skrupulatnie gromadzono w archiwach bezpieki treści i notatki z kazań
Karola Wojtyły poświęcone percepcji soborowych dokumentów. Dla pełnego
zrozumienia ich treści nieodzowna wydaje się próba wniknięcia w istotę
polskich dylematów okołosoborowych.

Jednym z najważniejszych dla Karola Wojtyły wątków
soborowej dyskusji było miejsce i rola laikatu w Kościele powszechnym. W
swojej pracy duszpasterskiej skupiał się przede wszystkim na formowaniu
elit odbudowywanych po narodowych katastrofach, będąc ich mentorem i
protektorem. Ale nie mniejszą wagę przywiązywał do uczestniczenia w życiu
szerszych kręgów społecznych, zwłaszcza środowisk wielkoprzemysłowych w
Nowej Hucie. Źródeł takiej postawy należy poszukiwać na początku
kapłańskiej i intelektualnej drogi Wojtyły, gdy przebywał na studiach w
Rzymie, gdzie jako kapłan pomagał proboszczowi położonej na południowych
peryferiach Rzymu parafii Garbatella, zamieszkanej przez ubogich
robotników, przybywających najczęściej z południa Włoch w poszukiwaniu
lepszego życia. Problem migracji wielkoprzemysłowych powrócił wszak z całą
ostrością w Polsce w kilka lat po powrocie z Rzymu.

Wojtyła wykorzystał studia w Angelicum także do
przyjrzenia się formom pracy duszpasterskiej we Włoszech. Odwiedzając
liczne sanktuaria i klasztory, także San Giovanni Rotondo z Ojcem Pio,
miał okazję do refleksji nad możliwym nowym obliczem współczesnego
katolicyzmu, któremu w warunkach włoskich przyszło sprostać wyzwaniu,
jakim były rosnące wpływy włoskich komunistów. Ten sam problem napotkał
podczas wakacyjnej wyprawy w 1947 roku do Francji, Belgii i Holandii.

Urzekła go zwłaszcza idea bezpośredniego uczestnictwa
kapłana w życiu danej społeczności, propagowana przez francuskiego księdza
Josepha Cardijna, który postanowił działać na rzecz odnowy
chrześcijańskiego charakteru środowisk robotniczych, pracując tym samym
nad urzeczywistnieniem idei zawartych w encyklice Rerum novarum. Cardijn od 1919 roku poświęcił się pracy społecznej,
tworząc organizację związkową, która w 1924 roku przerodziła się w
Jeunesse Ouvrière Chrétienne. Koncepcje te stały się, jak pokazały
następne lata, niezwykle inspirujące dla przyszłego duszpasterza
akademickiego, biskupa, metropolity i papieża. Podobnie zetknięcie się
podczas pobytu w rzymskim Kolegium Belgijskim z nouvelle théologie,
reprezentowaną przez Marie-Dominique Chenu, Yves’a Congara, Jeana Daniélou
i Henri de Lubaca, stało się bazą intelektualną dla formułowania własnych
poglądów podczas kolejnych sesji II Soboru Watykańskiego.

Ks. Joseph Cardijn uzyskał dla swej koncepcji pracy z
robotnikami błogosławieństwo Piusa XI i usłyszał z jego ust słowa:
„Największym skandalem XIX wieku było to, że Kościół stracił klasę
robotniczą”.

Uczestnictwo Karola Wojtyły w trudnych problemach
Kościoła w „socjalistycznym mieście” — Nowej Hucie, to nie tylko jego
zabiegi wokół budowy kolejnych świątyń, ale także, a może przede
wszystkim, praca duszpasterska w kształtującym się — w tak niezwykłych
warunkach — społeczeństwie wielkoprzemysłowym. Dlatego tworzenie
nowohuckiego Kościoła wymaga obserwacji z dwóch perspektyw, z których
pierwsza ukazałaby urzędowe i administracyjne zabiegi wokół budowy
świątyni w Nowej Hucie, zaś druga to różnego rodzaju działania
duszpasterskie, kazania i wypowiedzi.

Jako biskup, a później arcybiskup, Karol Wojtyła
uczestniczył w niemal każdej uroczystości kościelnej w Nowej Hucie,
odprawiając słynne pasterki pod gołym niebem, a z czasem, gdy dzięki
determinacji jego i nowohuckiej społeczności powstawały nowe świątynie, co
roku w Wielkanoc i Boże Narodzenie przewodniczył liturgii w którymś z
tamtejszych kościołów. Ukoronowaniem jego troski o chrześcijańskie oblicze
„miasta bez Boga” była konsekracja mistrzejowickiej świątyni w 1983 roku,
którą celebrował osobiście jako papież Jan Paweł II.

Epilog

Kiedy rodził się pomysł tej książki, Wydawca
zasugerował, by spróbować odnaleźć w zachowanych materiałach archiwalnych
i wspomnieniach ewentualne efekty lektury kazań Karola Wojtyły
gromadzonych i czytanych przez funkcjonariuszy peerelowskiej bezpieki. Ma
się rozumieć, że chodziło o pozytywne i formacyjne skutki lektury. Trudne
i ryzykowne zadanie. Ryzykowne dlatego, że musiałbym się zdobyć na bardzo
daleko idącą egzegezę niektórych dokumentów SB, zawierających opinie na
temat krakowskiego kardynała. Tak, bowiem po konsystorzu w 1967 roku
inwigilacja Karola Wojtyły staje się niemal obsesją ludowej władzy, która
chce o nim wiedzieć wszystko. W swej naiwności i
bezradności partyjni stratedzy szukają wszystkiego, co mogłoby go
zdezawuować, a z drugiej strony mają nadzieję, że ujawniający się coraz
większy format postaci stanie się zarzewiem konfliktu w episkopacie,
zwłaszcza między Wojtyłą a Wyszyńskim.

Próbując więc sprostać oczekiwaniom Wydawcy, przytoczę
kilka fragmentów opinii o Karolu Wojtyle sporządzonych przez analityków z
SB, zakładając, że uważna ich lektura pozwoli na odnalezienie skutków jego
kaznodziejstwa.

Podczas jednej z narad tzw. aktywu, w kwietniu 1976
roku, wygłoszony został referat, zawierający obszerną charakterystykę
krakowskiego metropolity. Oto jego fragment: Analiza działalności Kościoła
rzymsko-katolickiego w Polsce pozwala stwierdzić, że od kilku lat
krakowski kościół odgrywa w nim wiodącą rolę, że ciężar kierowania życiem
i działalnością Kościoła w Polsce przejmuje coraz bardziej krakowski
ośrodek dyspozycyjny. […] Na prężność i aktywność krakowskiego ośrodka
wpływa przede wszystkim: 1. postawa kierownictwa krakowskiej kurii, a
szczególnie jej ordynariusza i metropolity krakowskiego kardynała Karola
Wojtyły, jego koncepcje organizatorsko-duszpasterskie, zaangażowanie,
jakim cieszy się nie tylko w diecezji i episkopacie, ale
także w kurii rzymskiej. Dalej zaś próbowano
tłumaczyć tę sytuację stwierdzeniami: Absolutnie nie demonizując osoby krakowskiego
metropolity, trzeba jednak obiektywnie stwierdzić, że jego mądrość i
autorytet polega m.in. na kapitalnej wręcz umiejętności wykorzystywania
potencjału naukowego, jaki znajduje się w dyspozycji kościoła w Krakowie,
na zaangażowaniu do pracy na rzecz kościoła nie tylko zorganizowanego
świeckiego aktywu katolickiego, ale także innych osób, liczących się w
krakowskich środowiskach naukowych.

Znacznie ciekawiej brzmią wynurzenia jednego z
najcenniejszych dla krakowskiej SB agentów, mających doskonałe rozeznanie
w problemach krakowskiej kurii i duchowieństwa. TW „Leon” w marcu 1970
roku pisał: Zaznacza
się szczególnie dobitnie, że ks. Macharski (a także Ojciec Rostworowski —
przy innej okazji) wyraził się, że obecnie w Kościele katolickim w świecie
istnieje poza papieżem jedynie k i l k a osób mających głos decydujący i
rozstrzygający, do tych niewielu osób należy właśnie kardynał Wojtyła,
który uważany jest z kolei w kurii rzymskiej za „szarą eminencję papieża”
(cytat). Ks. Macharski zupełnie wyraźnie stwierdził, że Wojtyła należy do
osób rządzących Kościołem.

Ten sam agent w listopadzie 1974 roku przekazał taką
oto opinię: Wojtyła
włada wieloma europejskimi językami, a także językiem rosyjskim, jest
uczonym, a przy tym zręcznym politykiem, ma ogromne osobiste powiązania w
samym Watykanie, a także na całym świecie. Jego indywidualność wywiera
wpływ na określone decyzje papieża, który zalicza Wojtyłę do osobistych
przyjaciół, takich, którzy mają do niego wstęp zawsze w każdej chwili, bez
protokołu dyplomatycznego. Wojtyła jest kardynałem z kraju „wpływu
wschodniego mocarstwa”, zna wszystkie, tak oficjalne, programowe
deklaracje, jak i te pozakulisowe koterie i dlatego dla całej polityki
Kościoła w świecie i na odcinku ZSRR — kraje demokracji ludowej, czyli
bloku wschodniego, jest najbardziej miarodajnym opiniodawcą.

W innym raporcie pisał zaś: Kardynał Wojtyła ma wyjechać w bieżącym roku
na kongres eucharystyczny do Filadelfii w USA jako delegat polskiego
episkopatu, a niezależnie od faktu, że Ojca św. będzie reprezentował tam
prawdopodobnie kardynał z USA, to wg „opinii kurii rzymskiej” Wojtyła
jedzie tam jako wice-papież.

Przykładów takich