Strona główna » Dla dzieci i młodzieży » Wyrastając z Boga

Wyrastając z Boga

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 9788361710752

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Wyrastając z Boga

RICHARD DAWKINS miał piętnaście lat, gdy sam wyrósł z religii. Napisał tę książkę,
by pomóc tym wszystkim, którzy podobnie jak on w tym wieku mają coraz więcej wątpliwości, ale obawiając się reakcji rodziny, środowiska, nie chcąc zrywać z tradycją albo urazić najbliższych i wreszcie wciąż wątpiąc, nie podejmują tego ostatecznego kroku. Tymczasem Dawkins pokazuje, że w Boga (czy w bogów) wierzyć nie należy,
bo prawdopodobieństwo, że takie istoty istnieją jest znikomo małe, a już z zupełną pewnością nie one stworzyły świat, w którym żyjemy, a też wierzyć nie warto, bo po pierwsze nie z religii pochodzi nasza moralność
(i w żadnych świętych księgach nie znajdziemy przepisu na to, by być dobrym człowiekiem), a po drugie świat bez bogów (i bez kleru) jest piękniejszy i lepszy. Rzeczywistość zaś jest wystarczająco magiczna i fascynująca sama z siebie i nie trzeba jej do tego dzieworództwa, zmartwychwstania i transsubstancjacji. Ani (tym bardziej) grzechu pierworodnego i Sądu Ostatecznego…

Wyrastając z Boga to zatem przewodnik dla wszystkich, którzy chcą… dorosnąć. W sześciu rozdziałach części pierwszej wspólnie
z autorem przyglądamy się temu, dlaczego religie – i ich święte księgi, czyli oczywiście też Biblia – nie mogą być dla nas wzorcem dobra, moralności i zwykłej ludzkiej przyzwoitości, w sześciu składających się na część drugą zaś RICHARD DAWKINS wyjaśnia, dlaczego jedynie niereligijne myślenie, a przede wszystkim nauka, mogą pomóc zrozumieć nam, jak świat powstał i jak działa. A ta wiedza jest warunkiem, by świat ten uczynić lepszym.

 

RICHARD DAWKINS zadedykował tę książkę „tym wszystkim młodym ludziom, którzy są już dość dorośli, by samemu o sobie decydować”. Warto, by przeczytali ją też ich rodzice.

Janna Levin, autorka Black Hole Blues

 

Gdy ktoś rozważa niewiarę, polecałbym przeczytać najpierw Biblię. A potem Dawkinsa…

Penn Jillette, autor God, No!

 

Z literackim talentem i typowym dla siebie poczuciem humoru RICHARD DAWKINS znów pokazuje, jak oddzielić mity od rzeczywistości i czemu to jednak rzeczywistość powinna być nam bliższa. Wyrastając z Boga to więcej niż przewodnik dla początkujących ateistów. To przewodnik po myśleniu. I po świecie.

Neil Shubin, autor Naszej wewnętrznej menażerii

 

O autorze

RICHARD DAWKINS. Biolog ewolucyjny. Jego Bóg urojony stał się w wielu krajach książką kultową, ale już poprzednie jego książki, przede wszystkim Samolubny gen,  uczyniły go jednym z najpopularniejszych pisarzy naukowych na świecie. Nakładem Wydawnictwa CiS ukazały się: Rzeka genów, Najwspanialsze widowisko świata, Magia rzeczywistości oraz dwa tomy autobiografii (Apetyt na cuda i Światełko w mroku) I oczywiście Bóg urojony.

Polecane książki

Jakie były dalsze losy Tadzia, bohatera Mannowskiej „Śmierci w Wenecji”? W przewrotnym debiucie Marcina Nowaka Lubeckiego odnajdujemy go w rzeczywistości PRL-owskiej jako zaangażowanego politycznie literata, uznanego pisarza, prezesa Związku Literatów Polskich, sygnatariusza antydemokratycznych uchw...
W publikacji "Najważniejsze sprawy kadrowe w transporcie w 2016 roku" wyjaśniamy, jakie zmiany w przepisach prawa pracy zaczęły obowiązywać z początkiem 2016 roku. Czytelnik dowie się z publikacji, jakie są nowe zasady zawierania umów terminowych z pracownikami oraz jakie zaczęły obowiązywać zasady ...
Zakrzywiony kij, małe piłeczki łatwe do zgubienia, kilka lub kilkanaście dołków, do których trzeba trafić, pokonując kilometry trawnika.  Wydaje ci się to trudne i nudne? To znaczy, że golf znasz tylko z teorii, jeszcze w niego nie grałeś, i nie wiesz, ile emocji i atrakcji ...
Po latach nieobecności Aniela wraca ze złamanym sercem do kraju. Nieoczekiwanie w wypadku samochodowym ginie jej matka. Z początku Aniela zamyka się w sobie i żyje w świecie wspomnień, ale stopniowo odnajduje w sobie siłę i odwagę, aby pójść za głosem serca, w czym pomaga jej  pierwsza m...
Wspólna platforma tematyczna artykułów zawartych w prezentowanym zbiorze dotyczy szeroko rozumianego miejsca Polski w gospodarce światowej, ze szczególnym uwzględnieniem wybranych aspektów współpracy gospodarczej z zagranicą. Stale postępujące, niekiedy bardzo szybkie i intensywne zmiany na światowe...
Matylda ma dom, pracę, rodzinę, lecz wszystko to jest chwiejne i pozorne, bo zbudowane na zgliszczach złamanego serca. Zamiast ciepłego domu – ziejąca chłodem mistyfikacja. Zamiast opiekuńczego i kochającego męża – samotność, tęsknota za domem rodzinnym i pewna niezakończona historia z młodzieńczych...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Richard Dawkins

Copyright © 2019 by Richard Dawkins Limited 2019

Tytul oryginalu: Outgrowing God. A Beginner’s Guide

Copyright © 2019 for this edition and for Polish
translation

by Wydawnictwo CiS

Projekt okladki: Studio Gonzo & Co.

zdjecie na okladce: Adobe Stock

Korekta: zespól

Wszelkie prawa zastrzezone. Reprodukowanie, kodowanie
w urzadzeniach do przetwarzania danych, przesylanie droga elektroniczna
(przewodowo i bezprzewodowo), odtwarzanie w jakiejkolwiek formie w
wystapieniach publicznych w calosci lub w czesci tylko za wylacznym,
pisemnym zezwoleniem wlasciciela praw autorskich.

Wydanie I

Stare Groszki 2019

Adres redakcji:

Wydawnictwo CiS

Opoczynska 2A/5

02-526 Warszawa

e-mail: CiS@CiS.pl

www.cis.pl

ISBN 978-83-61710-35-6 (EAN 9788361710356)

ISBN
(e-book) 978-83-61710-75-2

Publikacja elektroniczna

Dla Williama

i wszystkich mlodych ludzi,

którzy sa juz dosc dojrzali,

by samodzielnie o sobie decydowac

Czy wierzysz w Boga?

Tylko którego boga?

W ciagu naszej dlugiej historii ludzie z róznych
czesci swiata wierzyli doslownie w tysiace róznych bogów. Politeisci nawet
w wielu jednoczesnie
(poli- pochodzi od greckiego slowa
oznaczajacego „wiele”, a theos to po grecku
bóg). Najwazniejszym bogiem wikingów byl Odyn (Wotan), a towarzyszyli mu
miedzy innymi syn Baldur (symbol dobra, piekna i milosci — niestety dlugo
nie pozyl), drugi syn Thor (bóg burzy i piorunów, posiadacz slynnego
mlota) i Freja (bogini wegetacji, plodnosci i magii, ale tez patronka
wojen). Byly tez inne boginie — Snotra (bogini madrosci i
sprawiedliwosci), Frigg (bogini macierzynstwa) i Ran, która rzadzila
morzami. Nordyccy bogowie zyli w Asgardzie i tam tez znajdowala sie
Walhalla, gdzie trafiali polegli wojownicy.

Starozytni Grecy i Rzymianie tez byli politeistami.
Ich bogowie — podobni jak bogowie wikingów — byli bardzo ludzcy i tak samo
jak my odczuwali emocje oraz kierowali sie pragnieniami i zachciankami.
Dwanascioro najwazniejszych greckich bogów ma swoich odpowiedników w
religii Rzymu i przypisane sa im te same domeny. Najwazniejszym bogiem byl
zatem dla Greków Zeus (rzymski Jowisz), zwany tez Gromowladnym (jak Thor
wladal piorunami). Jego zona byla Hera (Junona). Bogiem morza byl Posejdon
(Neptun) boginia milosci Afrodyta (Wenus). Hermes (Merkury) przedstawiany
zwykle w uskrzydlonych sandalach byl boskim poslancem. Grecy (i Rzymianie)
mieli nawet boga wina, Bachusa (Dionizosa), jak wielu innych bogów (i
pólbogów) byl on synem Zeusa.

Hinduisci, którzy równiez sa politeistami, maja juz
tysiace bogów (a w niektórych wersjach tej religii nawet jeszcze wiecej —
miliony!).

Niezliczeni Grecy i Rzymianie uwazali swoich bogów na
istoty jak najzupelniej realne. Modlili sie do nich, skladali im ofiary ze
zwierzat, dziekowali im, gdy spotkalo ich cos dobrego, i im przypisywali
wine, gdy spotkalo ich nieszczescie. Skad wiemy, ze starozytni nie mieli
racji? Dlaczego dzis juz nikt nie wierzy w Zeusa? Nie wiemy i raczej nie
da sie udzielic odpowiedzi na takie pytanie, niemniej wiekszosc z nas moze
raczej spokojnie o sobie powiedziec, ze w odniesieniu do tych „starych”
bogów jest ateistami (przedrostek „a” oznacza „nie”, a-teista zatem to
ktos, nie wierzy w boga). Warto zreszta wiedziec, ze w swoim czasie
Rzymianie o pierwszych chrzescijanach mówili, ze sa ateistami, wlasnie
dlatego, ze ci nie wierzyli w Jupitera, Neptuna i innych rzymskich bogów.
Dzis jednak „ateista” nazwiemy kogos, kto nie wierzy w zadnego boga.

W kazdym razie ja — podejrzewam, ze podobnie jak Ty —
nie wierze w Jupitera, w Posejdona, w Thora ani w Wenus, ani tez w Erosa,
Snotre, Marsa, Odyna i Apolla. Nie wierze równiez w bogów starozytnego
Egiptu, w tym w Ozyrysa, Thota, Nut, Anubisa, a tez w jego brata Horusa
(który, tak nawiasem mówiac, podobnie jak Jezus i wielu innych bogów z
calego swiata mial „narodzic sie z dziewicy”). I dalej. Nie wierze w Hadad
i Enlila, ani Anu, Dogona i Marduka — bogów Babilonu. Nie wierze w
Anyanwu, Mawu, Ngai — bogów slonca z Afryki — ani w Bila, Gnowee, Wala,
Wuriupranili i Karraur oraz wielu innych bogów i bogin slonca
australijskich Aborygenów. Nie wierze tez w celtyckich bogów, w tym tez w
Edaine (irlandzka boginie slonca) i Elatha (jej towarzysza — ksiezycowego
boga). Nie wierze w Mazu, chinska boginie wody, w Dakuwaqe (boga-rekina z
Fiji) ani nawet w Ilujanke, boskiego weza, który walczyl z hetyckimi
bogami i niemal ich pokonal. Nie wierze w zadnego z setek, tysiecy (a moze
wrecz setek tysiecy?) bogów nieba, rzek, slonca, gwiazd, pogody, ognia,
lasu… Uff, bardzo duzo jest tych bogów do niewierzenia!

Nie wierze tez w Jahwe (lub Jehowe — mozna pisac i
tak, i tak; tak to jest, gdy nie uzywa sie w pismie samoglosek), Boga
Zydów, co juz — calkiem mozliwe — rózni mnie od Ciebie, przynajmniej jesli
wychowano Cie w wierze zydowskiej, chrzescijanskiej lub muzulmanskiej. A
to dlatego, ze ten zydowski Bóg zostal z czasem przejety przez
chrzescijan, a potem (pod arabskim imieniem Allah, co oznacza po prostu
„Bóg”) przez wyznawców islamu. Tak — chrzescijanstwo i islam to w pewnym
sensie odlamy judaizmu. Pierwsza czesc chrzescijanskiej Biblii jest wprost
przejeta od Zydów, a z kolei Koran, swieta ksiega islamu, w znacznej
mierze opiera sie na zydowskich pismach. Te trzy religie — judaizm,
chrzescijanstwo i islam — czesto nawet sie laczy i wspólnie okresla mianem
„abrahamowych”, poniewaz wszystkie odwoluja sie do mitycznego patriarchy
Abrahama, którego Zydzi uznaja za ojca-zalozyciela swojego narodu. Z
Abrahamem spotkamy sie jeszcze w nastepnym rozdziale.

Religie te nazywa sie tez monoteistycznymi, poniewaz
ich wyznawcy twierdza, ze wierza tylko w jednego Boga (Jahwe to bóg dzis
dominujacy i wiekszosc ludzi na swiecie, gdy mówi o swoim bogu, jego
wlasnie ma na mysli (to „ten” Bóg), dlatego, piszac o nim, bede pisal
„Bóg” z duzej litery, jako imie wlasne). Napisalem „twierdza, ze wierza” w
pelni swiadomie i to z kilku powodów. Otóz Jahwe mial nader skromne
poczatki, byl bowiem plemiennym bogiem starozytnych Izraelitów, którzy
wierzyli, ze otoczyl ich szczególna opieka jako „lud wybrany” (to tylko
splot szczególnych historycznych przypadków — w tym dokonany przez cesarza
Konstantyna w 312 roku wybór chrzescijanstwa na oficjalna religie imperium
rzymskiego — sprawil, ze dzis kult Jahwe rozprzestrzenil sie na caly
swiat). W czasach, gdy rodzil sie judaizm, wokól brzegów Morza
Sródziemnego zylo bardzo wiele innych plemion, a te mialy wlasnych bogów,
którzy, jak zapewne wierzyli ich wyznawcy, wlasnie ich plemie otaczali
szczególna troska. Sami starozytni Izraelici zas, jakkolwiek czcili
wlasnego boga, czyli wlasnie Jahwe, to wcale nie uwazali, ze inni bogowie,
jak chocby Baal, bóg plodnosci ich sasiadów Kannanitów, nie istnieja.
Przyjeli po prostu, ze ich bóg jest potezniejszy, a dodatkowo byli
przekonani, ze jest bogiem wyjatkowo zaborczym i zawistnym (do tej kwestii
jeszcze wrócimy) i biada temu, kto zostanie przylapany na flirtowaniu z
jakimikolwiek innymi bogami.

Co do tego, czy wspólczesni chrzescijanie i
muzulmanie istotnie sa monoteistami, tez mozna zywic pewne watpliwosci. Na
przyklad jedni i drudzy wierza w istnienie uosobienia zla, czyli Szatana.
Pojawia sie on pod wieloma imionami — jako „Zly” po prostu, ale tez jako
Belzebub, Belial czy Lucyfer. Co prawda, nie nazywa sie go bogiem, ale
wedlug wyznawców tych religii obdarzony jest on iscie boskimi mocami i
jest na tyle potezny, ze wraz ze swymi silami zla potrafi opierac sie Bogu
i jego „zastepom dobra”. Systemy religijne czesto dziedzicza rózne idee po
starszych od siebie religiach. Ta wizja kosmicznej wojny sil dobra przeciw
silom zla zapewne przejeta zostala z zaratusztrianizmu, bardzo starej
religii stworzonej przez perskiego proroka Zaratustre, która miala silny
wplyw na wszystkie religie abrahamowe. Wedlug Zaratustry istnieje dwóch
(równorzednych) bogów — dobry Ormuzd (Ahura Mazda) i zly Aryman (Angra
Mainju) — którzy tocza ze soba wieczna walke. Dzis zyja jeszcze na swiecie
wyznawcy zaratusztrianizmu, glównie w Indiach. Nie musze chyba dodawac, ze
to kolejna religia, w której bogów nie wierze. Wy pewnie zreszta tez nie.

Tak na marginesie. Jednym z najdziwniejszych
oskarzen, jakie padaja pod adresem ateistów, glównie w Ameryce i w krajach
islamu, jest twierdzenie, ze czcza oni Szatana (sa „satanistami”, jak sie
to mówi). To kompletny absurd, bo jezeli ktos jest ateista, to przeciez
nie wierzy w zadnych bogów; ani w dobrych, ani w zlych. Ateisci nie wierza
w zadne nadnaturalne byty. Tylko ludzie religijni (teisci) moga
wierzyc w Szatana — przeciez gdy ktos wierzy w Szatana, to po prostu
wierzy w boga. Tyle ze innego.

Chrzescijanstwo zahacza o politeizm jeszcze innym ze
swoich dogmatów. Mamy w nim bowiem Trójce Swieta skladajaca sie z „Ojca,
Syna i Ducha Swietego”, którzy opisywani sa jako „jeden Bóg w trzech
osobach i w jednej substancji”. Co do tego, co mialoby oznaczac to „jeden
w trzech i trzech w jednym”, przez dlugie stulecia toczyly sie spory,
nieraz bardzo gwaltowne i krwawe. Dla niektórych zreszta moze to nadal
brzmiec jako próba wtloczenia politeizmu do monoteistycznej formuly i nikt
nie powinien miec pretensji, jesli nazwiesz chrzescijanstwo triteizmem.
Jeden z pierwszych wielkich podzialów w chrzescijanstwie na Kosciól
Wschodni (prawoslawny) i Zachodni (rzymskokatolicki) w duzym stopniu
wiazal sie z debata nad tym, czy Duch Swiety „wywodzi sie” (cokolwiek by
to mialo oznaczac) od Ojca i Syna, czy tylko od Ojca. Wlasnie nad takimi
„problemami” debatuja od wieków teolodzy.

W rzymskim katolicyzmie mamy do tego jeszcze Marie,
Matke Boska, która katolicy traktuja w zasadzie jak boginie, z ta jedna
róznica, ze tak sie jej nie nazywa. Oficjalnie katolicy zaprzeczaja zatem,
by Maria byla boginia, ale jednak modla sie do niej i czcza ja we
wszystkich swoich swiatyniach. Co wiecej, wierza, ze tez zostala
„niepokalanie poczeta”. Co to znaczy? Otóz katolicy uwazaja, ze wszyscy
ludzie obciazeni sa „grzechem pierworodnym”, nawet noworodki, choc mogloby
sie wydawac, ze one przynajmniej sa jeszcze zbyt male, by zgrzeszyc. Maria
natomiast — i obok niej tylko Jezus — byli poczeci bezgrzesznie, przez co
byli wyjatkowi. Cala reszta ludzi mialaby dziedziczyc grzech pierwszego
czlowieka, Adama. W rzeczywistosci oczywiscie zaden Adam, czyli „pierwszy
czlowiek”, nigdy nie istnial, nie mógl wiec zgrzeszyc, ale katolickim
teologom takie drobiazgi nigdy nie przeszkadzaly. Katolicy glosza tez, ze
Maria nie umarla zwyczajnie, jak wszyscy ludzie przed nia i po niej, tylko
zostala „wniebowzieta” razem ze swój a fizyczna powloka, chociaz nadal nie
ma zgody, czy stalo sie to za zycia, czy w chwili smierci. Do tego
przedstawiaja ja jako „Królowa Niebios” (a czasem nawet „Królowa
Wszechswiata”) z niewielka korona na glowie. To wszystko sprawia, ze mozna
w niej widziec boginie tak samo jak chocby w tysiacach hinduskich bogin
(które skadinad dla samych hinduistów sa tylko inna wersja — inkarnacja,
czyli wcieleniem — ich jedynego Boga). W kazdym razie jesli politeistami
byli starozytni Grecy, Rzymianie i wikingowie, to rzymskich katolików tez
nalezaloby uznac za reprezentantów tej grupy wierzen.

Katolicki kult swietych równiez na to wskazuje. Za
swietych katolicyzm uznaje ludzi, którzy za zycia byli „szczególnie
pobozni” i posmiertnie zostali „kanonizowani” przez któregos z papiezy.
Jan Pawel II kanonizowal za swego pontyfikatu 483 takich nowych swietych,
ale obecny papiez, Franciszek I, ma na tym polu jeszcze wieksze
osiagniecia — tylko jednego dnia do grona swietych dolaczyl (co najmniej)
813 osób. Swieci posiadaja zazwyczaj okreslone zdolnosci, co sprawia, ze
zaleznie od okolicznosci warto modlic sie do takich, którzy maja
odpowiednie kompetencje. I tak na przyklad swiety Andrzej jest patronem
wlascicieli sklepów rybnych, swiety Bernard architektów, swiety Drogo —
wlascicieli kawiarn, swiety Gummarus — drwali[1], a swieta Lidwina
ma pod swoja opieka lyzwiarzy. Jesli ktos chcialby pomodlic sie o
cierpliwosc, katolicy doradziliby pewnie sw. Rite z Cascii, patronke od
spraw beznadziejnych, a w kryzysie wiary pomóc moze swiety Jan od Krzyza.
Sa tez swieci specjalizujacy sie w chorobach psychicznych albo w
nowotworach. Ba, nawet gdy ktos cos zgubi, na przyklad klucze, tez jest
specjalny swiety, którego warto prosic o wstawiennictwo (to sw. Antoni Padewski, gdyby
ktos chcial wiedziec). A pamietajmy, ze poza swietymi religia katolicka
widzi tez w niebie miejsce dla aniolów (licznych rang — od serafinów
poprzez archanioly do najnizej w hierarchii usytuowanych aniolów-strózy).
Oczywiscie kazdy katolik powie natychmiast, ze anioly nie sa bogami ani
nawet pólbogami, podobnie jak swieci, do których katolicy nie tyle sie
modla, a jedynie prosza o wstawiennictwo i dobre slowo u Boga. W anioly
zreszta wierza równiez muzulmanie. W diably tez, tyle ze oni nazywaja je
dzinami, ifritami, maridami i tak dalej.

No dobrze — moim zdaniem nie ma tak naprawde
wielkiego znaczenia, czy Maria, swieci, archaniolowie i aniolowie sa bogami, pólbogami, czy zadnym z
nich, a spór o to, czy archaniolów nalezy uznac za pólbogów, to jak
klótnia o róznice miedzy skrzatami a krasnalami. Pewnie nie wierzysz w
skrzaty ani chochliki, ale za to jest bardzo prawdopodobne, ze wychowano
cie w jednej z trzech religii abrahamowych — jako chrzescijanina,
muzulmanina lub zyda[2]. Mnie na przyklad wychowywano na chrzescijanina —
zostalem ochrzczony, chodzilem do chrzescijanskich szkól i wieku 13 lat
przystapilem nawet do konfirmacji, w Kosciele anglikanskim oczywiscie (w
koncu jestem Anglikiem). Dwa lata pózniej ostatecznie porzucilem
chrzescijanstwo. Jednym z powodów podjecia tej decyzji bylo to, iz juz
pare lat wczesniej, w wieku dziewieciu lat, zaczalem zdawac sobie sprawe,
ze gdybym zyl stulecia wczesniej, a moi rodzice byli wikingami, ja
wierzylbym w Thora i Odyna, a gdyby byli Grekami, skladalbym ofiary
Zeusowi i Afrodycie. W moich czasach z kolei, gdybym urodzil sie w
Pakistanie albo w Egipcie, „wiedzialbym”, ze Jezus byl prorokiem, ale na
pewno nie Synem Bozym, jak kaza chrzescijanscy kaplani. Gdyby zas moi
rodzice byli poboznymi zydami, nadal razem z nimi czekalbym na od dawna
przepowiadanego Mesjasza-zbawce, zamiast wierzyc w to, ze proroctwo to
juz sie spelnilo i zbawil nas Jezus, czego uczono w mojej chrzescijanskiej
szkole. Po prostu ludzie wychowywani w róznych krajach przejmuja zwykle
wiare swoich rodziców, czyli wierza w tego boga (lub bogów), w których
wierzy sie w ich kraju, a raczej w ich rodzinie. Rózne wiary zas sa ze
soba jawnie sprzeczne, a wiec wszyscy nie moga miec racji. I nawet jesli
jedna z religii jest prawdziwa — czyli którys z bogów naprawde istnieje —
dlaczego ma byc to akurat ta, która wyznaje sie w twojej ojczyznie, a
raczej, która wyznawali twoi rodzice? I to wcale nie jest sarkazm, gdy
pytam: „Czy to nie jest dziwne, ze prawie kazde dziecko przejmuje wiare
swoich rodziców i ze zawsze jest to ta (jedyna) prawdziwa religia?”. Jedna
z rzeczy, które mnie zawsze irytuje, jest, gdy ktos kategoryzuje dzieci ze
wzgledu na religie ich rodziców i mówi o „katolickich dzieciach”,
„protestanckich dzieciach” albo „muzulmanskich dzieciach”. I takie rzeczy
slyszymy, gdy te dzieci sa jeszcze za male, by mówic! Jak mozna im
przypisywac przekonania religijne?! To zupelnie jakbysmy dzielili dzieci
na „socjalistyczne” i „konserwatywne”, a nikt przeciez tak nie robi. Tak
przy okazji — oczywiscie nie powinnismy tez mówic o „ateistycznych
dzieciach”.

Przejdzmy teraz do innej kwestii. Jest pare okreslen,
których uzywa sie wobec ludzi deklarujacych niewiare. Sa na przyklad tacy,
którzy unikaja slowa „ateista”, nawet jesli otwarcie deklaruja, ze nie
wierza w zadnego znanego z imienia boga. Tacy ludzie czasem mówia o sobie,
ze sa „agnostykami” (to slowo tez wywodzi sie z greki, od slowa „gnoza”
oznaczajacego wiedze). Stworzyl je Thomas Henry Huxley, przyjaciel Karola
Darwina, zwany tez „Buldogiem Darwina”, a to dlatego, ze wielokrotnie
bronil stworzonej przez swego przyjaciela teorii ewolucji publicznie, gdy
jej autor byl zbyt skromny, zbyt zajety lub zbyt chory, by sam wystapic w
jej obronie. Niektórzy ludzie przedstawiajacy sie jako agnostycy twierdza,
ze jest równie prawdopodobne to, ze (jakis) bóg istnieje i ze nie
istnieje, a my po prostu nie wiemy. Dla mnie to dosc marna argumentacja i
sadze, ze Huxley by sie ze mna zgodzil. Nie mozemy dowiesc, ze nie ma
wrózek, ale przeciez nikt chyba na tej podstawie nie stwierdzi, ze jest
szansa pól na pól, ze na jakas trafimy. W kazdym razie co rozsadniejsi
agnostycy uwazaja, ze jakkolwiek pewnosci nie ma, ale jest raczej malo
prawdopodobne, by jacys bogowie istnieli, ale, to fakt, sa tez tacy,
którzy wcale tej mozliwosci nie wykluczaja. Cóz — to zalety ignorancji…

Sa równiez ludzie, którzy nie wierza w zadnego z
wyznawanych dotad — i nazwanych — bogów, ale sa przekonani, ze musi
istniec „jakas wyzsza moc”, „czysty duch”, innymi slowy twórcza
niematerialna inteligencja, o której nie wiemy nic poza tym, ze
zaprojektowala i stworzyla Wszechswiat. Od takich ludzi mozna uslyszec —
„Cóz, nie wierze w Boga (zwykle maja w tym momencie na mysli któras z
religii abrahamowych), ale nie wierze tez, ze ten swiat to wszystko, co
istnieje. Musi istniec cos wiecej, cos wiekszego od niego i poza nim”.
Niektórzy zwolennicy takiego pogladu nazywaja siebie „panteistami”.
Panteisci maja pewien problem z okresleniem, w co tak naprawde wierza.
Slyszymy od nich: „Mój Bóg jest wszystkim”, „Mój Bóg jest natura”, „Mój
Bóg jest Wszechswiatem” czy wreszcie „Bóg to najglebsza tajemnica tego
wszystkiego, czego nie wiemy”. Albert Einstein, jeden z najwiekszych
fizyków XX wieku, uzywal slowa „Bóg” z grubsza wlasnie w tym znaczeniu.
Mozna sie spierac, czym mialby byc taki bóg, ale bez watpienia
diametralnie rózni sie on Boga, który wysluchuje modlitw, zna najglebsze
mysli i wybacza grzechy (lub srogo za nie karze) — a to wszystko potrafi
Bóg[3] religii abrahamowych. Tak wiec jesli ktos wam powie, ze nawet
Einstein, genialny fizyk, wierzyl w Boga, powiedzcie mu, ze sie myli (albo
klamie) — Einstein absolutnie jednoznacznie, kategorycznie i wielokrotnie
deklarowal, ze w zadnego osobowego boga, który potrafi takie rzeczy, jakie
wyznawcy religii abrahamowych twierdza, ze potrafi, nie wierzy.

Mamy tez „deistów”. Ci z kolei tez nie wierza w
zadnego z tysiecy bogów istniejacych na swiecie religii, ale wierza w
„cos” nieco lepiej zdefiniowanego niz bóg panteistów. Otóz wierza oni w
stwórcza inteligencje, która ustalila prawa rzadzace Wszechswiatem,
wprawila wszystko w ruch, tworzac czas i przestrzen, ale potem juz nic nie
robila (robil?, robilo?). Czesc przywódców amerykanskiej rewolucji, czyli
„Ojców Zalozycieli” Stanów Zjednoczonych, w tym na przyklad Thomas
Jefferson i James Madison, byla deistami. Podejrzewam, ze gdyby zyli juz
po Darwinie, a nie w XVIII wieku, byliby ateistami, ale oczywiscie nie
moge tego w zaden sposób udowodnic.

Gdy zas mowa o dowodach — jesli ktos uwaza sie za
ateiste, to rzecz jasna nie oznacza, ze moze udowodnic, ze nie
ma bogów (i Boga). Scisle mówiac, w ogóle nie da sie udowodnic, ze cos nie istnieje. Nie mozemy dowiesc, ze nie ma bogów, tyle ze tak samo nie
potrafimy dowiesc, ze nie istnieja wrózki, elfy, gobliny i rózowe
jednorozce albo Swiety Mikolaj lub Wrózka Zebuszka… Sa miliardy rzeczy,
które mozna sobie wyobrazic, a których nieistnienia nikt nie bedzie mógl
udowodnic. Filozof Bertrand Russell wspaniale to zilustrowal bardzo
obrazowa opowiescia. Jesli ci powiem — wyjasnial swoim sluchaczom na
wykladach — ze wokól Slonca orbituje porcelanowy czajniczek, nie bedziesz
w stanie nigdy udowodnic, ze nie mówie prawdy. Jednak nie jest to jeszcze
zaden powód, by w istnienie takiego czajniczka wierzyc. Literalnie rzecz
biorac, wszyscy powinnismy byc zatem „czajniczkowymi agnostykami”. W
praktyce jednak jestesmy a-czajniczkowcami. Mozesz zatem byc ateista —
choc formalnie taka postawe nalezaloby uznac za agnostycyzm — w takim
samym sensie, w jakim mimo równego braku dowodów na nieistnienie tych
istot wszyscy jestesmy a-skrzatystami, a-magistami i a- rózne inne byty,
które sobie mozna wyobrazic.

W zasadzie, czysto formalnie rzecz biorac, powinnismy
zatem pozostac na poziomie niewiedzy — agnostycyzmu — gdy mowa o tych
miliardach bytów i obiektów, które potrafimy sobie wyobrazic, a których
nieistnienia nikt nie jest w stanie dowiesc (tak naprawde w ogóle nie mozna dowiesc, ze cos nie istnieje. Nie pozwalaja na to prawa
logiki). Ale jakos tak jest, ze po prostu w nie nie wierzymy, a
dopóki ktos nam nie przedstawi przekonujacego dowodu, rozwazanie ich
istnienia to po prostu marnowanie czasu. Tak postepujemy chocby w
przypadku Thora, Apolla, Ra, Marduka. Mitry i Wielkiego Manitou. Dlaczego
zatem nie pójsc o krok dalej i nie zastosowac tej samej reguly wobec Jahwe
i Allaha?

„Dopóki ktos nie przedstawi nam przekonujacego
dowodu”, napisalem. No cóz — cale mnóstwo ludzi twierdzilo, ze jest w
stanie zaprezentowac w pelni przekonujace argumenty, by wierzyc w (takiego
lub innego) boga albo przynajmniej w jakas „wyzsza moc” lub „stwórcza
inteligencje” (Inteligentnego Projektanta). Warto bez watpienia przyjrzec
sie tym argumentom i sprawdzic, czy rzeczywiscie sa az tak nieodparte.
Poswiece im zatem w tej ksiazce sporo miejsca, zwlaszcza w Czesci II,
kiedy bede wam mówil o ewolucji. Na razie ogranicze sie do przypomnienia,
ze ewolucja jest po prostu faktem. Tak,
jestesmy bliskimi kuzynami szympansów, nieco odleglejszymi innych malp, i
dosc juz odlegle — ale nadal — spokrewnieni jestesmy z rybami.

Wielu ludzi wierzy w (swoich) bogów, jako dowód ich
istnienia uznajac (wlasne) „swiete pisma” — Biblie, Koran czy jakies inne.
Mam nadzieje, ze lektura juz tylko tego rozdzialu przygotowala was, by do
takiego argumentu na rzecz wiary podchodzic z pewnym dystansem. Przede
wszystkim jest bardzo duzo róznych religii i wiele z nich ma swoje swiete
ksiegi. Skad zatem przekonanie, ze akurat ta tradycja religijna, w której
ktos zostal wychowany, jest ta prawdziwa. Jezeli — jak slyszymy od
dziecinstwa — wszystkie inne swiete ksiegi sa falszywe, skad mozna miec
pewnosc, ze ta jedna, która lezy w pokoju rodziców, mówi prawde. Zapewne
wiekszosc czytelników tej ksiazki miala od dziecka kontakt z jedna swieta
ksiega, z chrzescijanska Biblia[4]. Jej wlasnie poswiece kolejny rozdzial.
Przyjrzymy sie zatem temu, kto napisal Biblie, i zadamy pytanie, czy
rzeczywiscie mamy wierzyc, ze to, co tam napisane, to prawda.

Koniec wersji demonstracyjnej.

Przypisy

[1] Anglosaskich drwali — patronem polskich drwali jest sw. Józef albo
(jak kto woli) sw. Henryk z Bolsano (przyp. tlum.).

[2] Ze wzgledu na plec autora i wlasna zdecydowalem sie wybrac do przekladu
rodzaj meski (jezyk polski zmusza do takiego wyboru, w odróznieniu od
angielskiego). Mam nadzieje, ze czytelniczki sie za to nie obraza (przyp. tlum).

[3] Podobnie jak autor staram sie przestrzegac tu reguly, zgodnie z która
slowo „Bóg” piszemy duza litera, gdy jest to nazwa wlasna — na przyklad imie
boga religii abrahamowych (przyp. tlum.).

[4] W polskim katolicyzmie bedzie to raczej wylacznie Nowy Testament,
choc tez nie do konca. Katolicy, jak wynika z badan (nie tylko polscy) znacznie
gorzej znaja Biblie niz czlonkowie Kosciolów protestanckich. I rzadziej tez ja
czytaja (przyp. red.).