Strona główna » Humanistyka » WYSPA Kwartalnik Literacki – nr 1/2014 (29)

WYSPA Kwartalnik Literacki – nr 1/2014 (29)

4.00 / 5.00
  • ISBN:

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “WYSPA Kwartalnik Literacki – nr 1/2014 (29)

Kwartalnik Literacki Wyspa” jest pismem poświęconym współczesnej literaturze polskiej i zagranicznej. Naszym zamierzeniem jest tworzenie pisma ambitnego i inteligentnego, z nietuzinkowymi tekstami krytycznymi, żywo reagującego na wszelkie zmiany w literaturze i kulturze. Od tego numeru "Wyspa" ma dwóch wydawców. Do Biblioteki Analiz dołączyło teraz Narodowe Centrum Kultury, co poczytujemy sobie za wielki zaszczyt.

 

 

Polecane książki

Marian Zdyb - profesor zwyczajny, doktor habilitowany nauk prawnych, kierownik Katedry Prawa Administracyjnego i Nauki o Administracji na Wydziale Prawa i Administracji UMCS w Lublinie; sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku, były sędzia Naczelnego Sądu Administracyjnego; autor ponad 30...
Miłosny przewodnik po znakach zodiaku! Bliźnięta i Baran – czy łączące ich uczucie przetrwa do końca świata i o jeden dzień dłużej? Byk może znaleźć idealnego partnera, jeśli tylko Rak nie pokrzyżuje jego planów. Niebezpieczna jest skłonność Strzelca do niewierności. Czy Wodnik ma szansę go ...
Poradnik do gry The Settlers 7: Droga do Królestwa zawiera charakterystyki wszystkich budynków, technologii do odkrycia oraz bonusów do odblokowania. Główną częścią jest jednak opis przejścia każdej z 12 misji kampanii krok po kroku.The Settlers 7: Droga do Królestwa - poradnik do gry zawiera poszuk...
Małżeństwo dla lady Joanny Ware było pasmem zdrad i skandali, dlatego z ulgą przyjęła wiadomość o śmierci męża. Przyjaciel zmarłego, lord Alexander Grant, powraca z dalekiej wyprawy i przedstawia wdowie testament. Ma ona zaopiekować się nieślubną córką męża, ukrytą w klasztorze daleko od wybrzeży An...
„Wiedząc o tym, że manipuluje się danymi poprzez różne formy ich prezentacji, powinieneś Szanowny Czytelniku, za każdym razem gdy widzisz diagram, spróbować sobie wyobrazić tę samą informację przedstawioną w inny sposób. Ale to wymaga dystansu wobec źródła (a przecież Ty korzystasz tylko z wi...
Poznaj niezawodny sposób na zachęcenie dzieci do aktywności ruchowej! Wykwalifikowana instruktorka jogi z wieloletnim doświadczeniem stworzyła książkę skierowaną do rodziców, którzy poszukują ciekawej formy spędzania czasu z dziećmi oraz do nauczycieli jogi, którzy specjalizują się w prowadzeniu zaj...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Opracowanie zbiorowe

WyspaKWARTALNIK LITERACKI nr 1 (29) marzec 2014 WSTĘPDwugłosyWOJCIECH KALISZEWSKI
Słowa nieprzypadkowe

W świecie, w którym z dnia na
dzień przybywa wielkich arterii otoczonych szczelnymi barierami
i dźwiękochłonnymi ekranami, w którym rytm ludzkich kroków
ginie w potężnym strumieniu zdarzeń, niełatwo iść własną
drogą. Niełatwo dlatego, że trzeba ją po pierwsze wyznaczyć według
wewnętrznej, wyrysowanej na własnym planie sumienia, mapie. A to
– tutaj mamy drugi powód trudności – wymaga rzeczywistej
i najgłębszej moralnie odpowiedzialności i otwartości. Jednocześnie
ta własna ścieżka – i tylko ona – prowadzi poprzez las rzeczy
drobnych, zdawałoby się błahych, trochę niemodnych, kruchych
i wytrąconych z biegu rzeczy wielkich. Lecz czy to nie one właśnie
są fundamentem czasu i historii? Więc trzeba to, co kruche odkryć,
odsłonić, rozpoznać, bo, mówiąc za Norwidem:

W Muzeum Dama stawa z parasolką

Przed garnkiem takim;

W Sycylii stąpa (choćby była
Polką!…),

Nie wiedząc, na kim!…

Taki musi być początek drogi, własnej
i prawdziwej drogi, musisz wiedzieć, po czym i po czyich śladach
stąpasz, musisz być gotowy na każde spotkanie, jeśli to ma być
droga prawdziwa, twoja, naprawdę własna i świadomie wybrana.

Pierwszy krok na własnej drodze Grzegorz
Łatuszyński stawia, przekraczając symboliczną linię światła. Ona
wyprowadza go ponad płaski horyzont, pozwala spojrzeć szerzej
i dalej. Tom Własną drogą jest lirycznym
zapisem wędrówki poety, szukającego potwierdzenia człowieczej
tożsamości. Jego bohater staje na granicy jaśniejącego korytarza,
niczym w rozświetlonej odsłaniającej świat panoramie luster,
w bliskości gwiazdy, która wskazuje człowiekowi drogę swoją
odwieczną obecnością i czystością blasku. Bohater staje więc
w świetle, odkryty i gotowy wyśpiewać hymn na jego cześć,
w którym motyw jasności oznaczać będzie trwałe źródło
radości. To droga wyznaczona przez Ikara, ale nieopatrznie podjęta ku
najwyższym szczytom – z zachłanności – grozi
przecież spopieleniem:

światło słoneczne budzi radość

[…]

w nim się możesz ogrzać

i możesz się spalić

Naruszenie granic porządku oznacza zburzenie
harmonii, jest niebezpiecznym występkiem. Człowiek nie może zbliżyć
się do samego źródła światła, musi znać miarę, iść jakby
pomiędzy słońcem a księżycem, między kształtem a cieniem:

światło
i mrok

a ty

pośród

Bohater Łatuszyńskiego stoi w miejscu
przecięcia się wielu dróg, wielu linii. Naturalny, kosmiczny
układ dolnych i górnych horyzontów krzyżuje się tutaj z siatką
moralnych ścieżek, a wszystkie one mają ponadto swoje odpowiedniki
w świecie dróg realnych. Te wielostopniowe przenośnie tworzą
nie tylko ramy świata przedstawionego, ale wypełniają także jego
wewnętrzną strukturę. Spojrzenie odśrodkowe, biegnące po wielu
trajektoriach, obejmujące i odkrywające, sprawdza się w przestrzeni
światła i cienia, jest od nich zależne i nieustannie poddawane
próbie. Dlatego tak ważne są proporcje, którymi bohater mierzy
i ocenia świat. Kiedy patrzy na rzeczywistość, szukając mapy,
wytyczając kierunki i zadając pytanie o to, po czym „stąpa”,
wtedy osiąga najwyższy stan moralnej koncentracji. Za jego sprawą
widzi wszystko wyraźnie, ostro odbiera impulsy płynące z otoczenia,
wręcz fizycznie doświadcza istnienia: „Rozbłysk ożywionej materii,
/ Życie chwilą, która trwa.”

To doświadczenie niesie w sobie przeczucie
śmierci. A jeżeli pojawia się zwątpienie, to światło poddaje
się mrokom. Dlatego z pola naszej świadomości staramy się usunąć
cień obojętnej temporalności. Każdy powtarza Goetheańskie „chwilo
trwaj’, uporczywie domagając się redukcji czasu do bezczasowej
wieczności, stawiając naprzeciwko natury kulturę. Tymczasem chwila
przyjęta i przeżywana od środka, rozświetlona niespodziewanie
rozszerza swoje granice, pokonując w niezwykły sposób własne
ograniczenie. To jest cud i swoiste olśnienie, otwierające
świadomość człowieka na znaki ukryte i zamaskowane. Kiedy
Łatuszyński powiada:

Rozbłysk ducha ucieleśnionego,

Życie przeszłością,

teraźniejszością

i przyszłością

to buduje syntezę czasu, stwarza
poczucie jedności potrzebnej dla zrozumienia tego, co jest namacalną
rzeczywistością. Kto zrozumie tę jedność, ten zrozumie, że „czas
biologiczny” nie musi być „beznadziejnie trwoniony”. Przemijanie
jest częścią porządku natury. Odnalezienie klucza, który pomógłby
nam oswoić się z prawami naturalnymi, równałoby się wyzwoleniu
z niepokoju, który jest źródłem poczucia niespełnienia. Człowiek
szczęśliwy, a więc wolny od lęku, to ktoś, kto z „przedsionka
agonii” przechodzi do tunelu wypełnionego światłem, kto idzie
dalej.

Obserwowanie świata od środka, z punktu,
w którym krzyżują się jego najważniejsze arterie, wytycza
dogodną perspektywę poznawczą. Ten punkt może być zaznaczony
w wielu miejscach – na ulicach, placach, w domach. Tam są początki
i zakończenia dróg, początki spotkań i rozstań. Wszystko to układa
się w długi katalog zdarzeń historycznych. Bo Łatuszyński historii
nie ignoruje. Jego poetyka nie ucieka od toku relacji, opowiadania,
opisu wziętego „z życia”. Przeciwnie – te elementy tworzą
epicką ramę, w polu której rodzi się dramatyczne i liryczne
napięcie. Historia jest dla niego i jego bohatera istotnym polem, po
którym „stąpa”, starając się odnaleźć i zrozumieć wszystkie
przecinające je ślady. Nie są one proste. Oto bałkański pejzaż,
pełen piękna, ale i krwawej przeszłości, który ma swoje –
zaskakujące – miejsca związane także z polską historią. To są
węzły zdarzeń wplecione w pamięć miejscowych ludzi, rozplątywane
przy okazji spotkań, rozmów jak wtedy, kiedy w zwyczajnym barze
oszczędnie toczy się opowieść o bezzębym starcu, który

…był tu, w górach

za przewodnika u waszego rotmistrza,

[…]

A gdy lud za nim nie poszedł, to się
obraził

pozostał w górach i dalej
samotnie,

niczym lampart polował na Niemców.

Epizody przeszłości nanizane na osnowę
współczesnej rozmowy w formie zdań eliptycznych, niepełnych,
odklejanych z trudem od ściany pamięci układają pieśń pełną
i prostą. Pełną to znaczy ogarniającą cały dramat ludzkiego losu
z jego najbardziej heroicznymi i wzniosłymi chwilami, ale także
z objawieniem całej nędzy i cierpienia człowieka. Prostota dotyczy
języka, w tym przypadku zredukowanego do samych oznajmień, do rdzenia
słów, do czasownikowego dynamizmu, który – sam nie będąc obrazem
– obrazy wywołuje w wyobraźni odbiorcy. To dwie cechy archaiczne
opowieści, inicjujące pieśń poetycką od zawsze. Można je jeszcze
i dzisiaj dostrzec w opowieściach bezpośrednich, zatopionych
w doświadczeniach i naoczności. Ten typ narracji poetyckiej
jest Łatuszyńskiemu bardzo bliski. Autor Własną drogą
jest poetą wkraczającym bezpośrednio w świat swoich
bohaterów, towarzyszy im, podaje rękę, ich historie przechowuje
w pamięci i w końcu opowiada. Jego wiersze to poezjo-obcowanie. Bo
samo pisanie i formowanie poetyckie staje się także swoistą częścią
opowieści, jest jej dopełnieniem i zwieńczeniem. Takie skracanie
dystansu między światem przedstawianym a czynnościami twórczymi
nadaje poezji Łatuszyńskiego charakter działania. On sam, poeta,
jest – staje się – częścią świata przedstawionego. Pisząc,
dopisuje się do podjętych wątków jako słuchacz, obserwator
i świadek. Ta poetycka – jeśli tak można rzec – metodologia
przywraca tradycję twórczości ustnej, z której wyrosła
wszelka poezja. W takim sposobie konstruowania opowieści jest coś
jeszcze, co czyni ją bardziej rozpoznawalną jako rzecz autentyczną
w świecie artefaktów – to swoista prywatność, a dokładniej
mówiąc, jej ujawnienie. Poetyckie napięcie rodzi się z tego,
co rzeczywiście doświadczone i wewnętrznie przeobrażone. To jest
perspektywa „własnej drogi”, wolnego wyboru, która domaga się
odpowiedzialności za każdy krok. U Łatuszyńskiego cienka jest
granica oddzielająca poezję od przestrzeni zdarzeń. Wszystko, co na
niej powstaje, świeci ostro i jest wyraziste. Ale to nie znaczy wcale,
że proste i zrozumiałe. Dlatego poeta „używa” różnych języków
i formuł. Nieprzypadkowo przecież wiersz poświęcony pamięci starego
bohatera i jego losom poszerzony zostaje o przypis, w którym Grzegorz
Łatuszyński wyjaśnia i rozszerza poetycko zapisane epizody i historie
ich odkrywania, zaznaczając, że całość spisał po trzydziestu
latach. Przypis staje się jedną z nośnych perspektyw jego wiersza,
łączy się z nim w zwartą całość znaczeniową. Takie komentarze,
aneksy i dodatki są dla twórczości Łatuszyńskiego znamienne. On
buduje całość mówiącą różnymi poetykami i głosami, całość
wielopostaciową, złożoną. Do tej warstwy należy także appendix
– właściwie poetycka glosa – dołączony do tomiku, zawierający
dwa wiersze niezwykle ciekawego współczesnego poety serbskiego, Adama
Puslojića, dedykowane Łatuszyńskiemu. W jego wierszach też brzmi
żywa mowa, jej rytm pełen jest codziennych kroków i oddechów. To
są słowa na słowa, spojrzenie poety na poetę: to wspólne odkrywanie
„radości słów”.

Podążać „własną drogą” to iść
w sobie i przez siebie w tym, co składa się na świat bliski,
gotowy odpowiedzieć na wszystkie pytania. Pełne zrozumienie sensu
i celu tej drogi łączy się z odrzuceniem tego, co zastępcze,
tymczasowe i sztuczne:

Chciałbyś być unikalny

Chciałbyś być niebanalny

A jesteś grudą ziemi

Tej ziemi

I bądź nią

Grudą żyzną

Nie jałową

To odmieni twe oblicze

Godnie przeżyć każe życie

Wiersz osnuty na skojarzeniach i zbliżeniach
do słów ważnych, silnych, twórczych i zachowana w końcowym dystychu
składnia i budowa właściwa dla rymowanego napomnienia to nic innego
jak opowieść o katharsis. Oczyszczenie z fikcyjności to powrót do
siebie, do imienia, śladu domu, do bliskości. Łatuszyński niesie
pamięć swojego bohatera przez różne granice czasu i przestrzeni,
zachowuje jego wspomnieniowe migawki, pisząc w ten sposób summę
własnego losu. W tej pamięci są kasztany posadzone na skwerku przed
oknem mieszkania, są przechodnie przemierzający ulice bałkańskich
miast, są znajomi, jest wreszcie ciocia Fela, która: „robiła
chłodnik wileński, / robiła barszcz ukraiński” i która „kiedy
przyszło nam wyjeżdżać / z Polski co przestała być Polską /
do Polski co miała być jeszcze Polska” została, żeby pilnować
domu, bo ktoś przecież musiał zostać, ktoś musiał podtrzymywać
ten krajobraz w ramach tego, co własne i swoje. Ale:

nie zobaczyliśmy już więcej naszej
Cioci

po latach usłyszeliśmy

że oczy wypłakała

w oczekiwaniu na nasz powrót

do końca swojego życia

nie porzuciła nadziei

zabrała ją ze sobą

Wielkości straty nie da się ostatecznie
nigdy wymierzyć. To migawkowo odtworzone przeżycie, wiążące los
rodzinny z losem narodu jest mimo to próbą takiej miary, ale jest
też pocieszeniem i drogowskazem prowadzącym dalej. Bo to „dalej”
jest nam potrzebne. Choćby kruche i pełne żalu. W tym wierszu,
niczym w trenie, te wszystkie funkcje łączą się w najprostszą
i tym samym najprawdziwszą opowieść o życiu. Bo ono takie jest
– i piękne, i straszne, radosne, i tragiczne. I taka też zmienna
i dynamiczna jest droga bohaterów Łatuszyńskiego.

Pierwszy zbiór wierszy Łatuszyńskiego,
znakomitego tłumacza poetów bałkańskich, nosił tytuł Twoja
chwila. To było spotkanie z czasem i w czasie, z tym, co
trwa i co przez trwanie przechodzi. Drugi zbiór – Własną
drogą – rozciąga ponad czasem kruchą przestrzenność. Ta
droga ma wiele ważnych przystanków, które każą zatrzymać się
i zadawać pytania, dziwić się i podziwiać. Tak czas przecina
przestrzeń. A z tego, co uchwycone, zauważone i dotknięte
układa się wizerunek świata co prawda nietrwały, ale jakże ciekawy
i piękny. „Oto – jak napisał Adam Puslojić – szczypta radości,
dla naszego Grzegorza poety polskiego”.

Dwugłosy GRZEGORZ ŁATUSZYŃSKI

Wiara

góry przenosi

a ty jej nie masz

straciłeś wiarę w człowieka

straciłeś wiarę w Boga

i w siebie

też już nie wierzysz

rozglądasz się wokół

i nic

co widzisz

ciebie nie buduje

wiara góry przenosi

a tobie

wszystko z rąk leci

a tobie

spod nóg się usuwa

wiara cuda czyni

czy zdolna będzie

postawić cię jeszcze

na nogi?

pomóż

wyciągnij ku niej

swą bezsilną rękę

wyciągnij rękę

w pięść zaciśnij

wiara cuda czyni

***

Bez konieczności,

bez potrzeby,

bez celu i sensu,

dzieje się,

co się dzieje.

Nie opisane,

nie określone,

nie rozpoznane,

dzieje się

w sobie.

I w tobie się
dzieje,

i we mnie,

i poza mną.

Dzieje się
spontanicznie,

dzieje się
historycznie,

kinetycznie
i mechanicznie.

Dzieje się,

a jakby się nie
działo

i dziać się

nie miało.

Dzieje się, jakby…

Jakby?

Czyżby?

Czytanie wierszy

Sonji
Manojlović

Otwieram książkę

z Twoimi wierszami,

z rysunkami Sašy Šekoranji:

Daj tytuł.

To piękna niespodzianka.

Symbioza pióra i ołówka,

słowa i rysunku,

żerowanie wzajemne

jednego na drugim

do zasycenia

do wzbogacenia

jednego drugim.

Czytamy Twoje wiersze

przy winie.

Przy winie

oglądamy rysunki

splecione z Twoim słowem.

I nie wiem,

co lepsze,

wino czy poezja.

Jedno i drugie uderza do głowy.

Jedno i drugie na swój sposób

w głowie szumi:

wino i słowo.

A kiedy od

nadmiernej konsumpcji

słowa i wina

zaczyna nam się kręcić

w głowach

i świat wirować

przed oczami,

budzą się rysunki

i na naszych oczach

z Twoimi wierszami

w tańce się puszczają.

I tak nas,

zaczarowanych,

i tak nas,

oczarowanych,

w swój świat porywa

Twoja poezja.

Topola

posadziłem topolę w ogródku pod
oknem

moim i sąsiada

na granicy naszych mieszkań

na granicy naszych światów

strojna smukła

szeleszcząca listowiem

w słońcu skąpana

pięła się w górę

jakby przerosnąć chciała

dom wielopiętrowy

gdzie się pniesz szalona

gdzie ci tak śpieszno

a ona się srebrzy

szczerzy liście w słońcu

radośnie macha konarami

zapraszając do stepowego

już mi do okna zagląda

jeszcze rok dwa

i zastuka

ta moja topola szumiąca

w dzień pogodna tęskna w nocy

jakby się tulić chciała do
księżyca

szukając pomocy

bo oto raptem awantura

że pyli

że alergenna

sąsiadowi szkodzi

dręczy go przypadłość sienna

wyciąć trzeba wykarczować

ni zieloni ni greenpeace

tu nie pomoże

kat-ogrodnik co wokół kaleczył
drzewa

już topory ostrzy ostrzy noże

i z przytupem śpiewa

wykopano topolę z kikutem korzenia

posadzono łaskawie z dala od
problemu

by zadość uczynić sąsiadowi
mojemu

i nie ranić przy tym sumienia

topola na piasku jałowym w słonecznej
spiekocie

z dnia na dzień gasła w cierpieniu
w tęsknocie

liście jej się zwijały z bólu
żółkły i marszczyły

do życia nie miała już siły

w końcu wiatr wywrócił to moje
drzewko

kat-ogrodnik ramionami tylko
wzruszył

w ręce splunął

i rąbać począł krewko

i tak oto

los tej topoli do dzisiaj mnie boli

DwugłosyKRZYSZTOF LISOWSKI
Przepaść ogromu (o nowych wierszach
Mieczysława Machnickiego)

Od dawna recenzowanie wybitnych tomów liryki
uważam za działanie bezsensowne, najwyżej podzielić się można
z czytelnikiem własnymi przygodami przy lekturze takich zbiorów,
pokazać własne dociekania prowadzące ścieżkami tych utworów,
„przepaściami” tych myśli. Trudno oceniać, „krytykować” to,
co warto podziwiać.

Machnicki, dość umownie, nazywany jest jednym
z nielicznych polskich nadrealistów, ale jakąż niespodziankę
czyni dla nas i dla siebie nowymi poetyckimi książkami. Toż
to zespolenie nadrealizmu z neoklasycyzmem, wizji z metafizyką,
paradoksu z odwiecznymi prawdami, z którymi od zawsze mocuje się
człowiek twórczy, wrażliwy.

Tom Lawa się nasładza skorupa
ciemnieje można jedynie zrozumieć intuicyjnie – że ma
się do czynienia z rzeczą wielką i niezwykłą, bowiem Machnicki
zadziwiająco konsekwentnie wyraża tu „znane przez nieznane”.

Przy okazji innej lektury, Esejów
Jana Darowskiego, natrafiłem oto na zdania dość
dobrze definiujące metodę twórczą, przyjętą obecnie przez tego
warszawskiego poetę (ale wywodzącego się przecież spod Krzemieńca,
z ojczyzny Słowackiego i innych, pomniejszych wieszczów romantyzmu
polskiego). Czytam tam zdania następujące:

Celowali w tym prorocy izraelscy
i „prorokowali” najczystszą reifikację abstrakcji, co nie
miało nic wspólnego z przewidywaniem przyszłości, a raczej
z „tworzeniem” jej przez poesis. Po prostu
nie znali i nie czuli rozgraniczenia między duchem a materią,
abstrakcyjną rzeczywistością a materialną rzeczywistością,
abstrakcja i konkret przelewały im się jedno w drugie. (…) często
nie umiem oprzeć się wrażeniu, że ucieka się on do tej metody
poetyckiej jedynie dlatego, że zakłada ona jako punkt wyjściowy
maksimum niewyrażalności świata zjawisk słowami opisowymi i dla
niczego innego. Nie będąc tamtego rodzaju prorokiem, nie chce wpływać
na świat, a tylko móc się w nim twórczo poruszać…

Przeczytajmy teraz jeden z wierszy tomu,
pokazujący, że dobra poezja to owoc wieloletnich eksperymentów,
koncentracji, medytacji, krzewienia w sobie szaleństw, nasłuchiwania,
z której strony ludzkiej ciemności odezwie się daimonion,
podpowiadając pierwsze rozkołysane rytmy:

Pojechałem na wczasy sześć przystanków
w lewo

gdzie według praw poznania suche stoi
drzewo

potem zaś tylko siedem za liczbą tą
niebo

tworzy ciemny widnokrąg stykając się
z glebą

koniecznie pustą windą i poza
kolejką

wciśnij guzik z napisem strać nadzieję
wszelką

można też z czystą kartką wymaż swe
życzenia

na ziemi pozostaniesz lub wrócisz na
ziemię

cóż to były za wczasy góry lasy
pola

leżałem i śpiewałem święć się
twoja wola

O czym tu mogliśmy przeczytać? O ziemskiej
podróży, migawkach z biografii, podziwie i przestrachu, kosmicznej
perspektywie, swoistej nabożności bohatera, który z tych niepokojąco
dynamicznych elementów usiłuje skonstruować ład, poznać samego
siebie, albo też umocnić się w swoim arcyludzkim niepodobieństwie
do nikogo?

Tak, gdyby te wszystkie wersy, mgnienia,
koncepty, wplecione w wiersz sylabotoniczny „zracjonalizować”,
ktoś „trzeźwy” powiedziałby, że ten tom to rodzaj podsumowania,
autobiografii: od obrazów znad rzeki dzieciństwa, wsi, kuźni, pól
ukrainnego czarnoziemu aż do wyliczenia istotnych życiowych lektur,
nazwanych w ostatnim wierszu-spisie Żywotem człowieka
poczciwego. Spis ów zaczyna się Ojcem
Goriot i Matką Courage a kończy
Wniebowstąpieniem. Domniemywać można, że
niektóre z tych książek czytane były z nakazu Ducha Epoki, inne
charakteryzują autora jako poszukującego artystę, inne jeszcze
pokazują go jako nienasyconego penetratora, odkrywcę różnych
przestrzeni słowa, wyobraźni, frenezji, poszukiwacza mistrzów
niepokornych, a więcej – nie mogących dojść do ładu z ciałem,
imaginacją i światem.

„Metafizyczna elokwencja” Machnickiego
dobrze się tłumaczy: tak jak w tomach dawniejszych opowiadała
o „wchodzeniu w głąb”, tak teraz poeta przemierza sfery wyższe,
zewnętrzne, gwiezdne, przestrzenie niezmierzone i pozakosmiczne. Może
tak autor wyobraża sobie wędrówki ducha odłączonego od
ciała?

Może od początku interesowało Machnickiego
„istnienie” w światach równoległych, w których to samo
znaczenie na dwoje się tłumaczy? Perseuszowa tęsknota do wiecznej
metamorfozy?

Pisałem kiedyś, że ta poezja to nie żaden
kreacjonizm ani surrealizm, ale dotkliwie zobrazowany głębszy, głęboki
realizm. Bo jeśli coś dla poety jest możliwego do wyobrażenia,
opisu, nazwania, to jest prawdziwie realne. Czasem to prawdziwie
nastrojowo-liryczne, niekiedy żartobliwo-ironiczne światoodczucie,
częściej jednak jak gdyby „paniczne”, pełne łaknień, zdające
nam sprawozdanie z człowieczych nadmiarów i braków.

I ktoś w internetowych aktualnościach
„Toposu” znów naprowadza na drogę interpretacji podobnej do
konstatacji Darowskiego:

To szalenie archetypowy projekt, odwołujący
się do źródeł (ważne dla tego poety pojęcie) sztuki. Połączona
z mityczną opowieścią o świecie pierwotność sprawia, że nowy tom
wierszy Mieczysława Machnickiego wprowadza przedziwny ton serio. W ten
sposób Machnicki powraca do podstawowych funkcji języka, wraca do
najpierwotniejszych zadań poezji.

Tu klasycyzm spotyka się
z antyklasycyzmem. Ciemny Apollin usiłuje zamieszkać w domu jasnego
Dionizosa, stają się na chwilę jednym, by poznać praprzyczynę,
pojednać mikrokosmos z makrokosmosem.

Dwugłosy
MIECZYSŁAW MACHNICKI

***

Zawsze kiedy nie zdążał ciągle był
na przedzie

zanim zamknął walizkę czuł że pociąg
jedzie

upychał jednak dalej ciężar za
ciężarem

gdyby czegoś zapomniał nie jechałby
dalej

bez szczoteczki do zębów stałby na
rozjeździe

bez pasty do obuwia nie jechałby
prędzej

więc dociskał kolanem aż minął
granicę

kiedy nie mógł jej podnieść cel się
zdał mu niczym

wyjmował po kolei lecz właśnie
wysiadał

na najniższym peronie na wysokich
gwiazdach

***

Już nie kopie się dołów oszczędza
się ziemię

zmarli w sobie znikają naprawdę są
cieniem

ten znów pada ode mnie dlaczego go
wlokę

we mnie przecież jest głębiej służę
za powłokę

jeśli to jest kobieta podtrzymuje
serce

mężczyzna ciemne źródła filtruje
w mej nerce

cicha dzieci gromadka o wieczornej
porze

tupie mymi nogami rozchlapując morze

ktoś mą rękę unosi w geście
pozdrowienia

jakby cień jakiś jeszcze szukał swego
cienia

***

Tsunami i tornado uczę się na
pamięć

słów które mi zastąpią świętą
polską zamieć

chyba długo nie będę suszył sobie
głowy

na oczy spadną deszcze skośne
monsunowe

zapytam za pisarzem gdzie droga na
Walne

w ślad męskiej prozy wstąpi cyklon
tropikalny

a królowa meteo w necie mi
obwieści

już się nigdy z pogodą nie zabawisz
grzecznie

pierwszej burzy wiosennej ni słychu
ni widu

jest tylko gradobicie – i deszcz
perseidów

FelietonMIROSŁAW BAŃKO
Szekspir gimnazjalistom ‘Dwie słowie’

W programie Szekspir, na scenie aktorzy, na
widowni – wiadomo: widzowie. Śledzimy historię opowiedzianą przez
Szekspira, ale nie przez niego wymyśloną, tylko przez innego autora,
który najpewniej też jej nie wymyślił, tylko zapożyczył od kogoś,
kogo nie znamy, i tak dalej, i dalej. Aktorzy nie mówią językiem
Szekspira, ale na przykład Barańczaka, ubrani nie w stroje z epoki,
tylko tak, jak reżyser ich kazał ubrać. W ten sposób opowieść
anonima-Szekspira-tłumacza-reżysera trafia do ucha (i oka) widza,
który ją przekazuje dalej, czasem z własnej chęci, a czasem
z konieczności, na przykład gdy jest gimnazjalistą i kazano mu
tę opowieść streścić. Jeśli rzecz się nazywa Romeo
i Julia, ma szansę trafić nie tylko do ucha gimnazjalisty,
ale i do serca, gdyż z różnych lektur szkolnych ta akurat porusza
młodych ludzi w wieku dwunastu czy piętnastu lat. Odnajdują w niej
swoje rozterki, miłości i rozstania.

Można odnieść wrażenie, że wszystko
już było: jeśli nawet współczesna opowieść nie ma antycznych
korzeni, to odwołuje się do prastarych motywów: walki dobra ze złem,
pokonywania przeciwieństw, szukania własnej tożsamości, obrony
honoru, własności i terytorium. Stare opowieści żyją nadal, dając
początek nowym historiom, a także przysłowiom i różnym zwrotom
powtarzanym z pamięci. Pięć centuryj przysłów polskich
i diabelski tuzin – brzmi podtytuł trzytomowej publikacji
Juliana Krzyżanowskiego, poświęconej źródłom polskich przysłów
i zwrotów przysłowiowych. Jej główny tytuł Mądrej głowie
dość dwie słowie sam jest przysłowiem, ale na omówienie
go tam nie starczyło miejsca. Szkoda, ale i bez tego książka jest
przebogata.

Każdy maturzysta powinien wiedzieć, że
„dwie słowie” to pozostałość tzw. liczby podwójnej, która
w języku prasłowiańskim uzupełniała opozycję liczby pojedynczej
i mnogiej. Z różnych liczb większych od jedności dwa to wielkość
uprzywilejowana: mamy dwoje oczu, dwoje uszu, dwoje rąk i mieliśmy
specjalne formy językowe do liczenia osób i rzeczy występujących po
dwie (nawiasem mówiąc, „oczu” i „uszu” to też pozostałości
liczby podwójnej, regularne formy liczby mnogiej brzmiałyby „ok”
i „uch”). Dziś wystarczy powiedzieć „dwie słowie”, aby
uczynić aluzję do „mądrej głowie”, ale czasem sięga się po
ten zwrot tylko dla słownej igraszki, dla stylizacji, rzadziej dla
trawestacji, jak w tytule pewnej książki, w którym „mądrą”
głowę zastąpiła „obca”. Kwerenda w internecie dowodzi, że
zwrot „dwie słowie” interesuje przede wszystkim uczniów (widać tu
pokrewieństwo z tragedią Szekspira), ale rzut oka na galerię obrazów
Google ujawnia szersze tło kulturowe, ukształtowane oczywiście przez
to, jak Google wyszukuje i pozycjonuje wyniki. Wszystko tu jest, nie
wyłączając płaskiego brzucha, czyli tego, jak schudnąć w dwa
tygodnie (wystarczą „dwie słowie”).