Strona główna » Dla dzieci i młodzieży » Z przysłowiami za pan brat

Z przysłowiami za pan brat

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-7551-478-0

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Z przysłowiami za pan brat

Czy wiesz, dlaczego wpada się do kogoś jak po ogień? I dlaczego kot śpi, a myszy harcują? I kim był Zabłocki, który źle wyszedł na mydle? I kto ma węża w kieszeni?... Nie? To koniecznie przeczytaj tę książkę! Renata Piątkowska o przysłowiach opowiada zajmująco, dowcipnie i z werwą. Skąd się biorą? Co tak naprawdę znaczą? Dlaczego czasami wydają się takie dziwne? Do czego mogą się przydać? Każda zabawna historyjka nawiązuje do wybranego powiedzenia, opowiadając o sytuacjach dobrze znanych z codziennego życia, które mogą się zdarzyć każdemu dziecku i w każdej rodzinie.

Polecane książki

Przy ostrych, przenikliwych dźwiękach fortepianu, na którym za ścianą jego córki wykonywały trudne ćwiczenia, pan Bergeret, profesor nadzwyczajny na wydziale humanistycznym, w gabinecie swym przygotowywał wykład o ósmej księdze Eneidy. Gabinet pana Bergeret miał tylko jedno okno, ale tak wielkie, że...
Zazwyczaj to „Odyseja” była źródłem kłopotów sprowadzanych na Ziemię z głębi kosmosu, ale tym razem ten niesławny zaszczyt przypadł okrętowi Bloku Wschodniego. Za sprawą kapitana Suna obcy poznali ściśle strzeżoną tajemnicę ludzi – położenie ich ojczystego świata. W tajemniczej sferze Dysona nadzorc...
Jesteś rodzicem? Znasz choć trochę angielski? Chcesz pomóc swojemu dziecku w nauce języka, a nie wiesz jak? Angielski metodą deDOMO jest właśnie dla Ciebie! deDOMO to: edukacja, motywacja i interakcja rodzic – dziecko.Książka - wakacyjny przewodnik językowy angielski przy okazji i na wakacjach zw...
Leksykon prawa rzymskiego jest niezbędne dla każdego prawnika. Przedstawiane kompendium jest na polskim rynku potrzebne, tym bardziej, że ujmuje ono prawo rzymskie inaczej. Co prawda nadal dostępne są dla zainteresowanych wyczerpujące słowniki prawa rzymskiego, które ukazały się staraniem profesorów...
"Nienawiść w czasach internetu" to niezwykle aktualne opracowanie na ważny w kontekście współczesnych mediów i środków komunikacji temat. Książka przedstawia analizę zjawiska charakterystycznego dla komunikacji w internecie. Autorka rozpatruje rolę hejterów w kształtowaniu przestrzeni komunikacy...
Opowieść o przypadkowym spotkaniu dwóch identycznych chłopców, z których jeden był księciem i następcą tronu, a drugi żebrakiem. Wydanie jest bogato ilustrowane i sprawia, że z przyjemnością się wraca do tej wzruszającej historii....

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Renata Piątkowska

Projekt okładki i ilustracje: Marcin Piwowarski

Korekta: Alicja Chylińska

Copyright © Renata Piątkowska 2005

Copyright © Wydawnictwo BIS 2005

ISBN 978-83-7551-478-0

Wydawnictwo BIS

ul. Lędzka 44a

01-446 Warszawa

Tel. 22 877-27-05, fax 22 837-10-84

e-mail:bisbis@wydawnictwobis.com.pl

www.wydawnictwobis.com.pl

Skład wersji elektronicznej: Tomasz Szymański

konwersja.virtualo.pl

Wpaść jak po ogień

Mama wyrabiała w kuchni ciasto. Chciała upiec placek z owocami i posypką. Jacek deklarował chęć każdej możliwej pomocy, byleby ciasto było szybciej gotowe. Mama właśnie wsypywała mąkę do miski i sięgnęła do lodówki po jajko, gdy ręka zastygła jej w powietrzu. W przegródce nie było ani jednego jajka.

– No tak, zapomniałam kupić – westchnęła i zaraz dodała: – Jacuś, biegnij do naszej sąsiadki, pani Klementyny, i pożycz od niej jedno jajko. Powiedz, że jutro oddam.

– Wszystko, tylko nie to – jęknął Jacek.

Nie żeby miał coś przeciw pożyczaniu, to nie był dla niego problem, problem stanowiła pani Klementyna. Była to w zasadzie sympatyczna, życzliwa światu i ludziom staruszka, ale słynęła wśród sąsiadów z niebywałego gadulstwa. Na każdy temat mówiła dużo i tak szybko, że nie sposób było jej przerwać. Czas jakby dla niej nie istniał. Dlatego skoczyć do pani Klementyny po jajko znaczyło tyle, co przesiedzieć u staruszki dobre pół godziny, słuchając jej opowieści. Trudno to jednak wytłumaczyć mamie, która uważała, że pani Klementyna jest czarująca. Po chwili więc Jacek pukał do drzwi sąsiadki. Otworzyła mu je z rozmachem i natychmiast wciągnęła go do środka.

– Wchodź, wchodź, Jacusiu, bo w przeciągu stać niezdrowo, ot co – powiedziała.

Plan Jacka, żeby nie wchodzić do środka, tylko poprosić o jajko, stojąc w progu, spełzł na niczym. Więc gdy tylko znalazł się w przedpokoju, szybko powiedział:

– Mama prosi o pożyczenie jednego jajka. Potrzebuje go do ciasta. Jutro odda.

– Jajko, powiadasz. Pożyczę, czemu nie, nawet oddawać nie trzeba. Bo widzisz, Jacusiu, sąsiedzi muszą sobie pomagać, ot co. A mama pewnie placek z owocami piecze? Bo owoce w tym roku obrodziły, dorodne i niedrogie.

W tym miejscu pani Klementyna przerwała na chwilę i kichnęła.

Jacek wykorzystał ten moment i szybko wtrącił:

– Na zdrowie! I ja właśnie chciałem pożyczyć to jajko, bo mama pewnie czeka.

– A dziękuję, Jacusiu, dziękuję. A jajka to ja mam, kochany, świeżutkie, na targu kupione. Bo te ze sklepu, widzisz, są dużo gorsze, mniejsze i nie zawsze świeże, ot co.

Pani Klementyna już zmierzała w stronę lodówki, gdy nagle zawróciła.

– A czemu tak stoisz, Jacusiu? Siadajże tu, na krześle. Kto to widział gościa na stojąco przyjmować. – To powiedziawszy, przysunęła Jackowi kuchenny taboret.

– Nie, nie będę siedział, wezmę tylko to jajko i polecę – zaproponował Jacek.

– Co wy, młodzi, tacy niecierpliwi, ja jeszcze do lodówki nie doszłam, a ty już chcesz iść? – pani Klementyna była wyraźnie niezadowolona. – Wpadłeś do mnie, Jacusiu, jak po ogień, ot co.

– Nie, nie po ogień, tylko po jajko. Ognia nie potrzebuję, bo ja nie palę – wyjaśnił Jacek.

– No niechbyś ty palił, to już ja bym cię za uszy wytargała, ot co – oburzyła się sąsiadka. – A żeś po jajko przyszedł, to ja jeszcze pamiętam – mruknęła pod nosem. Widzę jednak, że nie znasz przysłowia wpaść jak po ogień, a to bardzo źle, bo przysłowia są mądrością narodów. Niektóre mają po kilkaset lat. I teraz masz, kochany, okazję poznać przynajmniej to jedno, bo ja ci zaraz wytłumaczę, o co w nim chodzi. – Pani Klementyna nagle straciła zupełnie zainteresowanie lodówką i rozsiadła się wygodnie przy stole.

Jacek, chcąc nie chcąc, opadł na taboret. Wiedział, że teraz będzie musiał wysłuchać wszystkiego do końca i że upłynie dużo czasu, zanim wyjdzie stąd z jajkiem, o ile w ogóle kiedyś stąd wyjdzie.

Staruszka niezrażona miną chłopca, za to zadowolona, że ma słuchacza, zaczęła:

– Bo widzisz, przysłowie to powstało dawno temu, kiedy zapałek nie było jeszcze w użyciu, a o zapalniczkach już nie wspomnę. Ogień, niezbędny do gotowania, ogrzewania i oświetlania domów, przechowywano w piecu. Gospodyni musiała pilnować, by dorzucić do pieca z wieczora, tak żeby rano tliły się tam jeszcze węgielki. Zdarzało się jednak, że ogień wygasł i wtedy trzeba go było pożyczyć od sąsiada. Najczęściej wysyłano dziecko, które otrzymane żarki wkładało do glinianego garnuszka. Potem biegło co sił w nogach do domu, by donieść matce tlące się węgle. Gdyby chciało zatrzymać się w sąsiedztwie na dłużej, przyniosłoby do domu tylko popiół. Dziś używamy tego przysłowia w sytuacji, gdy ktoś wpada do nas tylko na chwilkę, i choć próbujemy go zatrzymać, on w wielkim pośpiechu załatwia swoją sprawę i szybko zmyka. Tak jak dawniej sąsiad wpadał po tlące się węgielki i pędził z nimi do domu, by mu nie wygasły, ot co – zakończyła pani Klementyna.

Jaka to wielka szkoda, że jajka nie gasną po drodze, bo wtedy sąsiadka musiałaby już dawno puścić mnie do domu – pomyślał Jacek, a głośno powiedział:

– To fajna historia, a czy teraz mógłbym prosić o to jajko?

– Jakie jajko? – zdziwiła się staruszka, ale już po chwili przypomniała sobie, jaki był cel wizyty Jacka. – Ach, jajko, oczywiście. Tak się zagadaliśmy, że zapomniałam. A ty się tak nie wierć, Jacusiu, na tym krześle, widzę, że się trochę śpieszysz. Zdaje się, że ty nie tylko wpadłeś jak po ogień, ale jeszcze jak śliwka w kompot – zaśmiała się cicho sąsiadka, kierując się do lodówki.

Jacka ogarnęło przerażenie, że pani Klementyna zechce wyjaśnić mu szczegółowo kolejne przysłowie, ale ona na szczęście ujęła to krótko.

– Mówimy, że ktoś wpadł jak śliwka w kompot, gdy znalazł się w jakiejś niespodziewanej i niekorzystnej dla siebie sytuacji. Czyli coś takiego, jak ty teraz u mnie, ot co – zakończyła i uśmiechnęła się łobuzersko.

Zanim Jacek zdążył cokolwiek odpowiedzieć, pani Klementyna wręczyła mu jajko. Potem odprowadziła go do drzwi i choć przeciąg rozwiewał jej włosy, wołała jeszcze za chłopcem, gdy był już na schodach:

– A nieś je, Jacusiu, ostrożnie i patrz dobrze pod nogi!

Po chwili Jacek kładł już jajko na kuchennym stole, tuż obok cukru, masła i miski z mąką.

– No, ciebie po coś posłać! – ofuknęła go mama. – Coś ty robił tyle czasu u tej czarującej staruszki?

– Och, mamo, wpadłem jak w kompot po ogień – wyjaśnił Jacek.

Mama spojrzała na syna, a oczy zrobiły jej się okrągłe ze zdumienia.

– Tylko nie każ mi tego tłumaczyć, bo już i tak jestem spóźniony. Chłopaki czekają – dorzucił, po czym chwycił piłkę i wybiegł z domu, a mijając drzwi sąsiadki, znacznie przyśpieszył kroku.

Zakazany owoc smakuje najlepiej

Romek siedział przy stole w kuchni i opychał się tortem czekoladowym. Jego grubiutkie paluszki nadspodziewanie zwinnie dzieliły sporą porcję tortu na mniejsze kawałki i niosły na widelcu do pucułowatej buzi. Te rozkoszne chwile przerwał głos mamy:

– Romek, tego tortu nie należało ruszać! Zrobiłam go specjalnie na urodziny taty. Tata dopiero jutro miał zdmuchnąć świeczki i uroczyście go pokroić.

Mama załamała ręce nad rozkrojonym tortem.

– Co cię podkusiło? Nie widziałeś, że tort ma na wierzchu napis „Z okazji 40. urodzin”? – spytała z pretensją w głosie.

Jak to, co mnie podkusiło – pomyślał Romek. – Przecież cała lodówka pachniała tym tortem. Mam wrażenie, że ten piękny kawałek sam się ukroił i ułożył na talerzyku, bo nawet nie pamiętam, żebym sięgał po nóż.

– Mamo, z tego napisu wykroiłem akurat część z liczbą „40”, więc dalej widać, że to jest tort urodzinowy, a nikt nie musi wiedzieć, że tata ma aż 40 lat – wytłumaczył się chłopiec.

– Co to znaczy „aż”? – Wyjaśnienia Romka zamiast uspokoić, jeszcze mamę rozdrażniły. – A poza tym masz nadwagę i powinieneś unikać słodyczy. Ale zdaje się, że to jest równie nierealne jak oczekiwać od psa, że będzie z odrazą patrzył na kiełbasę.

Po chwili dodała z westchnieniem:

– No tak, zakazany owoc smakuje najlepiej.

– Tort to nie żaden owoc – mruknął pod nosem Romek, odsuwając wylizany do czysta talerzyk.

– To takie przysłowie – wyjaśniła mama. – Mówi o tym, że zawsze największą ochotę mamy na to, czego nam nie wolno.

Jeśli mama