Strona główna » Obyczajowe i romanse » Z widokiem na miłość

Z widokiem na miłość

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-66436-03-9

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Z widokiem na miłość

W architekturze można zaplanować prawie wszystko.

W miłości niczego nie da się przewidzieć.

Holly Ashton nie obchodzi urodzin od czasu, gdy zmarła jej matka. Zamiast tego w ten jeden dzień w roku pozwala sobie na żałobę. Resztę roku spędza na udawaniu silnej i niezależnej kobiety, którą bardzo chce być. Całkowicie pochłania ją świetna praca architektki w najbardziej prestiżowej firmie w Sydney.

Jej życie wygląda dokładnie tak, jak według niej powinno wyglądać. Aż do jej dwudziestych piątych urodzin dziewczyny. Przypadkowe spotkanie z Ryanem Davenportem, dyrektorem generalnym firmy deweloperskiej, wywraca jej ściśle kontrolowany świat do góry nogami.

Ryan jest przebojowy, ambitny i przyzwyczajony do tego, że dostaje to, czego chce. A tym, czego aktualnie chce jest piękna, okropnie wygadana Holly Ashton.

Czy mogą żyć długo i szczęśliwie, skoro żadne z nich nie wierzy w szczęśliwe zakończenia?

Polecane książki

Siedemnastoletni Jake Hopkins przeprowadza się do Iglastych Wzgórz, które są rodzinnym miasteczkiem jego zmarłej w tajemniczych okolicznościach matki. Chłopak, od dziecka śniąc wyłącznie koszmary, myśli, że gdy odkryje rodzinną tajemnicę, wyleczy się ze swojej przypadłości. Jednak koszmary się n...
"Powieść Jane Eyre ukazała się po raz pierwszy w październiku 1847 roku w trzech tomach i okazała się wielkim wydawniczym sukcesem. Jane Eyre zbiera motywy, które są niezwykle romansowo nośne, na przykład trójkąt, uwiedzenie, mezalians, ustanawiające nieco perwersyjne i pełne erotycznego napięcia re...
Historia dwóch młodych mężczyzn, którzy po opuszczeniu rodzinnego miejsca próbują znaleźć się w świecie pozbawionym perspektyw. Fedo studiuje w stolicy i zaczyna pracę w międzynarodowej korporacji. Staje się trybikiem w świecie współczesnego, cywilizowanego niewolnictwa. Jego przyjaciel, Vakso, ...
Susan matkuje młodszej siostrze, która nieustannie przysparza jej kłopotów. Brian, od niedawna rozwiedziony, troszczy się o życiowe potrzeby córek i rozgląda za lepiej płatną pracą. Nie są sami, a jednak dokucza im samotność. Już przy pierwszym spotkaniu zwracają na siebie uwagę. W miarę rozwoju zna...
Książka poświęcona jest roli ludzkiej nadziei w sytuacjach trudnych… takich, jak urodzenie chorego dziecka, sieroctwo społeczne, podjęcie się wychowania nieswoich dzieci, opuszczenie przez bliską osobę, zapadnięcie na chorobę psychiczną, alkoholizm, uzależnienie od narkotyków, utrata sprawności,...
Poradnik do gry The Surge ma za zadanie ułatwić każdemu z graczy bezproblemowe ukończenie tego tytułu w 100%. Dlatego na pierwszym miejscu znajdziesz tu opis przejścia wątku fabularnego, a także liczne porady dotyczące walki, zarządzania ekwipunkiem, rozwojem postaci i tworzeniem przedmiotów, gdyż t...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Kate Sterritt

Dla mojej Mamy.
Tęsknię za

Miej miłość w sercu.
Życie bez niej jest jak ogród bez słońca,
w którym umierają kwiaty.

‒ Oscar Wilde

Prolog

rzygryzałam wargi, próbując pohamować rozpacz, gdy rzucała się na łóżku, wykrzykując bezładne zdania. Chciałam być silna ze względu na nią, ale groziło mi, że się rozpłaczę, i nie dawałam rady powstrzymać tych łez.

‒ Wezwę karetkę. Już pora. – Tata ze zwieszoną nisko głową wyszedł z pokoju.

Chciałam mu powiedzieć, żeby nie zostawiał mnie z nią samej, ale ugryzłam się w język. I co on miał na myśli? Że już nadeszła pora jej śmierci? Pora, by przyznać, że nie damy rady dłużej tego ciągnąć? Czas, by przyznać się do przegranej? Przez parę minionych tygodni było coraz gorzej, zupełnie jakby straciła rozum i jakby w jej kruchym, udręczonym rakiem ciele zagościła jakaś szalona obca osoba. Bałam się własnej matki – kobiety, którą kochałam bardziej niż kogokolwiek na świecie, kobiety, która mnie kochała, chroniła i wychowywała.

Wymknęły mi się łzy.

‒ Mamo, nie jestem gotowa.

Nie potrafiłam już do niej dotrzeć i martwiłam się, że nigdy więcej mnie nie wysłucha. I co gorsza, że ja nigdy więcej jej nie usłyszę. Nie umiałam już nawet przypomnieć sobie brzmienia jej głosu.

Wycie syren karetki ma w sobie coś takiego, co wprawia w panikę. To wycie strachu. A tym razem syreny wyły z powodu kogoś, kogo znałam, więc strach stał się monstrualną bestią, opanował moje ciało i groził, że pochłonie mnie całą. Przełknęłam tkwiącą w gardle gulę i zaskoczyłam samą siebie słowami, że wsiądę do ambulansu razem z mamą. Wiedziałam, że powinnam przy niej być. Potrzebowała mnie, a ja nie miałam pojęcia, jak długo jeszcze będę mogła to powiedzieć.

W karetce było klaustrofobicznie ciasno. Mama leżała na noszach na kółkach podłączona do Bóg wie czego. Ratownik próbował nałożyć jej na twarz maskę tlenową, ale wciąż ją odtrącała. Im bardziej się starał, tym gwałtowniej reagowała. Mogłoby to być nawet śmieszne, gdyby nie było tak nieludzko przerażające.

‒ Ona tego nie chce – powiedziałam, stwierdzając oczywistość. ‒ Może pan przestać?

Wiedziałam, że ten człowiek tylko próbuje wykonywać swoją pracę, ale w tym momencie pragnęłam jedynie zapewnić mamie jak największy spokój.

Gdy dotarliśmy do szpitala, pielęgniarka zaprowadziła mnie do poczekalni. Niedługo przybył też tata z moimi młodszymi siostrami, April i Jamie. Miały zaledwie jedenaście i sześć lat i nie uświadamiały sobie, jak ponuro przedstawia się sytuacja.

‒ Czemu Holly mogła się przejechać karetką? – jęknęła Jamie.

‒ Zamknij się! – krzyknęła April. – Daj już spokój. Nie przestawałaś jęczeć przez całą drogę.

Tata starał się przybrać dzielną minę, ale widziałam, że jest bliski załamania.

‒ Wkrótce znów będziemy mogli zobaczyć mamę.

W końcu pozwolili nam wejść do maciupkiej sali bez okien. Wolałabym, żeby tego nie zrobili. To było w najlepszym razie przytłaczające. Woń środków odkażających i śmierci sprawiła, że miałam ochotę zakryć twarz. Mama leżała na łóżku podłączona do mnóstwa przewodów i rurek. Nie spała, ale teraz pojawiło się w niej coś innego. Patrząc wstecz, myślę, że zaakceptowała swój los. Walka była skończona. Moja żywiołowa, zabawna, piękna mama już odeszła.

April i Jamie przywarły do taty i zaczęły szlochać. Przytulił je opiekuńczo do swego boku, błądząc wzrokiem po pokoju. Wyglądał na zagubionego i zrozpaczonego. Przygryzł mocno dolną wargę, z pewnością aż do krwi. Musiałam wkroczyć do akcji.

Potarłam dłońmi czoło i powoli przysunęłam się do boku mamy. Nie miałam pojęcia, jak powinnam pożegnać się z nią po raz ostatni. Czułam, że mój umysł się wyłączył. Miałam ochotę uciec ile sił w nogach, ale zamiast tego spojrzałam jej w oczy i zaczęłam mówić:

‒ Do widzenia, mamo. Kocham cię. Będę za tobą bardzo tęsknić. – Ścisnęło mnie w gardle. ‒ Obiecuję, że będziesz ze mnie dumna.

Wzięłam ją za rękę i pocałowałam w policzek. Poczułam, jakby przelotnie uścisnęła mi dłoń, ale to musiało być pobożne życzenie. Zerknęłam za siebie na April i przywołałam ją skinieniem. Wzięła głęboki wdech, po czym ostrożnie ruszyła naprzód. Wyglądała na przerażoną.

‒ Do widzenia, mamo. – Pocałowała ją szybko w policzek, a potem pognała z powrotem do taty, pobladła i zrozpaczona.

Jamie, płacząc histerycznie, nie zgodziła się podejść bliżej do łóżka. Dlaczego nas to spotkało?

Zabrałam dziewczynki do domu, zostawiając tatę sam na sam z mamą. Gdy tylko dotarłyśmy na miejsce, zadzwoniła moja najlepsza przyjaciółka Audrey złakniona najświeższych nowin. Kochała moją mamę i często nazywała siebie czwartą Ashtonówną, bo w zasadzie mieszkała w naszym domu, odkąd skończyłyśmy pięć lat. Audrey była kimś więcej niż najlepszą przyjaciółką, była siostrą, którą sama wybrałam. Musiałam jej powiedzieć, jak bardzo chora jest mama, przez co cała sprawa nabrała jaskrawej realności. Zakończyłam rozmowę szybko, zanim przygniótł mnie żal.

Leżąc tej nocy w łóżku, patrzyłam, jak powoli mijają godziny na budziku. Czułam dojmującą samotność wraz z gniewem kipiącym w głębi mnie. Byłam zbyt młoda, by sobie z tym poradzić. Nie byłam na tyle silna. Nie chciałam być na tyle silna. Miałam tylko czternaście lat. Piętnaście, poprawiłam się, gdy na budziku minęła północ.

Kiedy przez żaluzje zaczęło przenikać światło dnia, usłyszałam, że samochód taty wtoczył się na podjazd. Zwlekłam się z łóżka i skierowałam do kuchni.

‒ Twoja matka umarła, Holly – szepnął ojciec.

Poczułam, że uginają się pode mną nogi.

Tych słów lękałam się od miesięcy. Byłam dojrzała jak na swój wiek – tak się dzieje z dziewczynką, która przygląda się, jak jej matka gaśnie – ale w tym momencie czułam się jak naiwne dziecko liczące na cud.

‒ Rano zatrzymało się jej serce. Nie można jej już było ocucić. – Nie mógł wydobyć z siebie głosu. – Już nie cierpi.

Słuchałam tego jednym uchem. Potrafiłam myśleć jedynie o ostatnim razie, kiedy ją widziałam.

Usiadłam na kuchennej podłodze, przytuliłam twarz do zgiętych kolan i pozwoliłam łzom płynąć. Opłakiwałam ból, jaki wycierpiała, odkąd rak powrócił jakiś rok temu. Opłakiwałam ogromną wyrwę, jaką pozostawiła w naszej rodzinie, i nieustanny żal, jaki musiał znosić mój ojciec. Opłakiwałam April i Jamie, które ledwie mamę znały, ale przede wszystkim łkałam, bo byłam słaba, a wiedziałam, że od tej pory muszę być silna…

Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.

1

Dziesięć lat później

szystkiego najlepszego z okazji urodzin.

Ćwierćwiecze? Czułam się staro – naprawdę staro. Usłyszałam stuknięcie frontowych drzwi. Było zbyt wcześnie na wyjście do pracy, ale moje współlokatorki, Audrey i Zara, wiedziały, że w dzień moich urodzin trzeba mnie unikać. Miałam randkę z sofą, telewizją, pudełkiem chusteczek i moimi ulubionymi lodami. Stłumienie emocji zwykle nie stanowiło problemu – z wyjątkiem tego jednego dnia w roku, kiedy pozwalałam sobie otworzyć stare rany, odczuwać wszystko i przeżywać swój osobisty kryzys. Moja mama umarła na tę samą chorobę, która zabrała jej matkę, a przedtem jej babcię. Byłam tykającą bombą zegarową.

Jutro wrócę do udawania, że jestem silną, niezależną kobietą, czego wszyscy ode mnie oczekiwali.

Do udawania.

Wyszłam spod prysznica z wodą ściekającą z moich długich ciemnych włosów i wydało mi się, że słyszę znów trzaśnięcie frontowych drzwi.

‒ Ubierz się, Holly! – zawołał za drzwiami łazienki znajomy męski głos.

‒ Jason, co ty tu robisz? Zapasowy klucz masz tylko od nagłego wypadku. – Mimo że chroniły mnie zamknięte drzwi, byłam wstrząśnięta tym najściem i zakłopotana swoją nagością.

‒ To jest nagły wypadek. Musisz dziś przyjść do pracy, a ja wiedziałem, że nie odbierzesz telefonu. Podziękujesz mi, obiecuję.

‒ Z całą pewnością nie. Idź sobie!

Owinęłam się ciasno ręcznikiem i wymaszerowałam z łazienki zdecydowana wyrzucić go z mieszkania. Między nami nic nie było, ale gdy zobaczyłam go stojącego w moim salonie, w idealnie dopasowanym ciemnym garniturze opinającym szerokie barki, zadrżały pode mną kolana. No i proszę. Powinnam dziś wszystkich unikać. Wrażliwcy i marudy nie mają tu czego szukać.

‒ Gotowa do wyjścia? – spytał ze śmiechem, mierząc mnie wzrokiem.

‒ Jason, to tylko jeden dzień. Sądziłam, że akurat ty zrozumiesz.

‒ Holly, wiem, że to dla ciebie ciężki dzień, ale minęło dziesięć lat. Ona by chciała, żebyś była dorosła. – Podszedł i objął mnie. – Wczoraj wieczorem przyleciał z Londynu Ryan Davenport. Prosił, żeby przedstawić prezentację dziś po południu.

Wdychałam woń jego płynu po goleniu, walcząc z pragnieniem, by wtulić się w jego pierś i ukryć się przed światem.

‒ Nie możesz mnie zastąpić? – zapytałam. – Jestem pewna, że Slater nie będzie oponował. Znasz mój projekt niemal tak dobrze jak ja.

‒ Jeśli się nie pojawisz, Eva zdobędzie przewagę. Byliśmy razem w biurze wcześnie rano, kiedy odebraliśmy telefon. Była wyraźnie uradowana, że ciebie nie będzie. Spytałem Slatera, czy mogę pójść i cię przyprowadzić.

Eva „Zdzira” McCormack była moją arcyrywalką. Grała nieczysto i wciąż szukała jakiegoś sposobu, żeby podkopać moją pozycję. Byłyśmy dwójką najmłodszych architektów w firmie, ale nasze style projektowania były równie odmienne jak nasz wygląd i osobowość. Ona stawiała w projektach na blichtr i przepych, a ja zawsze dążyłam do powściągliwej elegancji i inteligentnych rozwiązań. Eva ze swoją figurą modelki, długimi karmelowymi włosami i przenikliwymi błękitnymi oczami była uosobieniem powszechnych męskich fantazji. Nie cofała się też przed popisywaniem się cyckami, jeśli dzięki temu mogła dostać to, co chciała.

Jason i ja studiowaliśmy razem architekturę na Uniwersytecie w Sydney i obojgu udało nam się zdobyć upragniony staż w firmie Slater Jenkins. Eva rozpoczęła staż w tym samym czasie, od razu mnie znielubiła i przez cały czas flirtowała z Jasonem. Parę miesięcy temu naszą trójkę poproszono o przedłożenie projektu na inwestycję firmy Davenport. Jason był już przeciążony obowiązkami. Pracował z drugim starszym wspólnikiem nad projektem dla Hongkongu, więc zrezygnował z tej okazji. Musiałam podjąć decyzję: rozczulać się nad sobą czy stawić czoło trudnościom, zmierzyć się ze światem i skorzystać z szansy. Był to jedyny dzień roku, kiedy pozwalałam sobie na słabość, ale dziś nie miałam wyboru.

Wdech, wydech.

O zachodzie słońca będę miała ten dzień za sobą na kolejny rok – mogłam się na to zdobyć. Kroczek za kroczkiem.

Zdecydowałam się na prostą ciemnografitową sukienkę-tunikę nałożoną na białą bluzkę koszulową oraz na moje ulubione czarne botki. Włosy ściągnęłam w koński ogon i trochę bardziej niż zwykle zadbałam o makijaż. Kiedy patrzyłam na swoje odbicie w lustrze, nie uszedł mojej uwagi smutek malujący się w szarozielonych oczach. Były to oczy mojej mamy – sarnie oczy. Audrey zawsze mi powtarzała, że są egzotyczne i zniewalające. Dziś przypomniały mi nieobecne spojrzenie, o którym starałam się zapomnieć przez minione dziesięć lat.

Wdech, wydech.

‒ Wiesz, że przez ciebie nie spojrzę na inne kobiety, prawda? – jęknął Jason, gdy wynurzyłam się z łazienki.

‒ Dzięki, Jase, ale nie musisz być dziś dla mnie miły. Ze mną wszystko dobrze.

‒ Nie jestem miły, tylko szczery.

Zważywszy na mój chwiejny stan emocjonalny, jego szczerość wytrącała z równowagi.

‒ Miejmy to już za sobą – stwierdziłam stanowczo. – Dziś wieczór będę potrzebowała wina. Sporo wina.

2

edną z wielu przyjemności mieszkania w centrum była możność dotarcia do pracy na piechotę. Audrey, Zara i ja zajmowałyśmy luksusowy apartament z trzema sypialniami, z widokiem na Hyde Park, na południowo-wschodnim krańcu centralnej dzielnicy Sydney. Tato Zary kupił go dla niej, kiedy ukończyła prawo. Płacony przez nas czynsz był ułamkiem ceny rynkowej. Audrey i ja poznałyśmy Zarę podczas kursu wprowadzającego na uniwersytecie. Chociaż Audrey słabo się orientowała w przestrzeni, była przekonana, że wie, gdzie się znajdujemy. Kampus uniwersytecki był istnym labiryntem i zgubiłyśmy się całkiem. Natknęłyśmy się na Zarę, równie zdezorientowaną, i w trójkę rozpracowałyśmy mapę. Zara była niokiełznana i szalona, a zarazem miła i szczodra. Spędzałyśmy we trójkę niemal każdą wolną chwilę. Wkrótce po rozpoczęciu zajęć miałam wykonać zadanie w parze z Jasonem i nasze trio niebawem zmieniło się w nierozłączną czwórkę.

Gdy wyszłam na zewnątrz, powitał mnie cudowny zimowy dzień – taki, jak lubię. Czyste błękitne niebo i chłodny wietrzyk. Idealna pogoda na narty, pomyślałam. Mama uwielbiała jeździć na nartach. Otuliłam się szczelniej szalikiem i płaszczem, odganiając tę myśl.

‒ Wszystko dobrze? – spytał Jason, widząc, że pocieram dłonią czoło i mam zafrasowaną minę.

‒ Taaak, wszystko gra. Troszkę się denerwuję i tyle.

Objął mnie przez plecy i przyciągnął blisko do siebie.

‒ Potrzebna mi kawa – oznajmiłam, świdrując wzrokiem kawiarnię na dole naszego biurowca.

‒ Dobrze. Dam znać Slaterowi, że już idziesz. Do zobaczenia na górze.

‒ Dzięki, Jason.

‒ Kocham cię, Hol.

‒ Wcale nie.

Zaśmiał się na moją standardową odpowiedź, kierując się ku drzwiom obrotowym.

‒ Cześć, piękna. To co zwykle? – spytał mój najulubieńszy barista na świecie.

‒ Co ja bym bez ciebie zrobiła? – Zapłaciłam niebotyczną cenę za swoją ukochaną używkę, po czym znalazłam stolik przy oknie i usiadłam, by nieco się zmotywować.

Gapiłam się przez okno na przechodniów, zauważając najdrobniejsze detale, i próbowałam sobie wyobrazić, jak wygląda ich życie. Zawsze to robiłam, kiedy potrzebowałam się odprężyć. Dzięki temu zapominałam o własnych problemach.

Dwaj starsi panowie w obcisłych kolarskich spodenkach z lycry przetruchtali obok, machając do mnie. Ufff. Nieco rozmamłany biznesmen zerkał co chwila na zegarek, na poły idąc, na poły podbiegając pod górę. Uśmiechnęłam się do siebie. Zaspał. Pragnie, żeby czas zwolnił. Musi dotrzeć za biurko, zanim jego szef wyjdzie z porannego zebrania. Za to jakaś kobieta powolutku pchała podwójny wózek. W rzadkich chwilach, kiedy bliźniaki pogrążone są we śnie, spogląda tęsknie na wznoszące się wokół biurowce. Wspomina wspaniałe życie, jakie wiodła przed urodzeniem dzieci, i zastanawia się, czemu jej doskonałe umiejętności mediacyjne nie mają szans w starciu z maluchami. Dwie panie w średnim wieku w źle dopasowanych kostiumach uśmiechnęły się protekcjonalnie do matki, a potem potrząsnęły głowami i przewróciły do siebie oczami, wyraźnie zirytowane nieporęcznym wózkiem. Niechętnie usunęły się na bok, by zrobić jej przejście.

Pochłonięta obserwacją ludzi, uświadomiłam sobie nagle, że ktoś stoi przy moim stoliku. Uniosłam wzrok i gwałtownie wciągnęłam powietrze, oby nie nazbyt głośno.

‒ Nie obrazisz się, jeśli się dosiądę? – spytał najbardziej zmysłowym głosem, jaki kiedykolwiek słyszałam. – Wszystkie miejsca są zajęte.

Zanim zdążyłam odpowiedzieć, rozległo się wołanie Darrena:

‒ Hotty, odtłuszczone cappuccino!

Odezwij się, Holly. Powiedz coś, przedstaw się. Przestań się gapić na tego przystojniaka i powiedz coś inteligentnego!

Jąkając się, wymamrotałam odpowiedź.

‒ Ehm… Cześć, jestem Hotty… o Boże… to znaczy Holly. Miło cię poderwać. To znaczy poznać! O Boże… ehm. – Spuściłam oczy na buty, by przerwać kontakt wzrokowy.

Słowo daję, Holly. Kim jesteś i co zrobiłaś ze swoim mózgiem?

‒ Cześć, Hotty. Mnie też bardzo miło cię poderwać.

Patrząc na ten uśmiech, mogłabym zapomnieć, jak się nazywam. Och, zaraz, przecież już to zrobiłam.

‒ Ehm… usiądź. Wezmę tylko kawę. – Całkiem straciłam głowę przez tego boskiego faceta stojącego tak blisko mnie. – Przepraszam za Darrena. Zawsze nazywa mnie Hotty, lubi mnie peszyć.

‒ Myślę, że Darren ma na ciebie chrapkę, Holly. Zresztą trudno mi go winić. Przyniosę ci kawę.

Omiótł mnie wzrokiem, po czym znów spojrzał mi w oczy na dłuższą chwilę, zanim oddalił się po kawę. Był fascynujący.

‒ A tak w ogóle jestem Ryan – powiedział, gdy wrócił z kawą w ręku.

Zważywszy, że szczyciłam się słusznym wzrostem metr siedemdziesiąt, Ryan musiał mieć ponad metr osiemdziesiąt. Wydawał mi się onieśmielający, choć też dziwnie pociągający. Zdecydowanie starszy ode mnie, choć trudno było zgadnąć o ile lat. Tak na oko sądząc, był koło trzydziestki. Miał krótkie ciemnoblond włosy i oliwkową karnację, ale to jego oczy zdumiewały. Były w najgłębszym odcieniu błękitu, jaki kiedykolwiek widziałam. Jedyny kolor, jaki oddałby im sprawiedliwość, to szafir. Czułam się tak, jakbym mogła zajrzeć przez te oczy do głębin jego duszy. Naprawdę tak właśnie pomyślałam? Plotłam coś jak niemądry zakochany podlotek.

Niedobrze.

Rayn zajął miejsce naprzeciwko mnie i sączył kawę. Nie odrywał ode mnie wzroku.

‒ I co cię tak zauroczyło tam, na zewnątrz?

‒ Och, ehm, obserwowanie ludzi mnie odpręża.

Wydawał się prawdziwie zainteresowany.

‒ Dlaczego?

‒ Nie wiem. Może po prostu lubię dla odmiany pomyśleć o czyimś życiu – odparłam z nietypową jak na mnie szczerością. – Jestem we własnym świecie, a oni w swoich. To taka moja zabawa w wyobrażanie sobie ich życia.

‒ No dobrze, wypróbuj ją na mnie.

‒ Co masz na myśli?

To był jakiś kosmos. Dopiero co poznałam tego człowieka, a już gawędziliśmy jak starzy przyjaciele. Z jakiegoś powodu czułam się swobodnie w jego towarzystwie pomimo jego onieśmielającego uroku.

‒ Cóż, nie znasz mnie, więc opisz życie, jakie dla mnie wymyśliłaś, jakbym akurat przeszedł za oknem.

‒ Dobrze, zastanówmy się. – Zagapiłam się za okno i wyobraziłam sobie przechodzącego Ryana. – Masz dobrą pracę, być może coś kreatywnego. Musisz podejmować decyzje. Jesteś w drodze na ważne spotkanie.

Ryan pokręcił głową i zaśmiał się, wyraźnie ubawiony tą zabawą. Pochylił się do przodu.

‒ Mów dalej.

Zanim to zrobiłam, wzięłam głęboki oddech.

‒ Dobrze. Mieszkasz ze swoją dziewczyną w Mosman. W prawej ręce, którą trzymasz w kieszeni, ściskasz niebieskie pudełeczko. To diamentowy pierścionek zaręczynowy, który właśnie kupiłeś u Tiffany’ego. W ten weekend zamierzasz poprosić ją o rękę. Twoi rodzice będą wniebowzięci. Są wzorem szczęśliwego małżeństwa, mieszkają w rezydencji z widokiem na Balmoral Beach. Twoja siostra, Margot, jest pediatrą. Wyszła za swojego ukochanego z liceum, Joshuę, który też jest lekarzem. Obecnie przebywa za granicą, pracując jako wolontariusz dla organizacji Lekarze bez Granic.

‒ O mój Boże, Holly. Jesteś przezabawna – zachichotał. – Naprawdę to widzisz, patrząc na mnie? Szablonowe idealne życie?

‒ To tylko głupia zabawa, którą rozgrywam w swojej głowie, mądralo. Spróbuj ty.

‒ Zignoruję to, że właśnie nazwałaś mnie „mądralą”. Dobra, zastanówmy się. Właśnie cię ujrzałem przechodzącą za oknem. Zerknęłaś w moją stronę, bo spójrzmy prawdzie w oczy, jestem tak przystojny… – Przechylił głowę i poruszył brwiami, starając się zachować powagę.

‒ Zapewne spojrzałam na Darrena. Wygląda lepiej niż ty.

Dostrzegłam przebłysk zazdrości, gdy zerknął na baristę.

‒ Jesteś zdecydowanie najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widziałem, ale jest w tobie smutek, który czuję się zmuszony zrozumieć. Może dopiero co zerwałaś z chłopakiem albo straciłaś pracę. Pobiegłbym za tobą i poprosiłbym, żebyś wypiła ze mną kawę.

‒ Nie masz pojęcia, co to uczciwa gra, prawda? – zapytałam, kręcąc głową. – Ty też powinieneś mnie obdarować idealnym życiem.

‒ I tak zrobiłem. – Oparł się o krzesło i rozbroił mnie kolejnym uśmiechem. – Właśnie miałaś mnie poznać.

Gładko wybrnął.

‒ Dlaczego powiedziałeś, że wyglądam smutno? – spytałam mimo woli.

‒ Dlaczego powiedziałaś, że zamierzam oświadczyć się dziewczynie?

‒ Punkt dla ciebie. Czyli nie było w tym ani trochę prawdy?

Zamknij się, Holly, i to już. Ależ z ciebie wkurzająca masochistka!

‒ Twoje oczy. Masz twarz i ciało, o które mężczyźni toczyliby boje, ale kiedy się uśmiechasz, ten uśmiech nie sięga oczu. Nie zrozum mnie źle, są piękne i kuszące, ale nie potrafisz ukryć obecnego w nich smutku.

Kto mówi takie rzeczy osobie, którą dopiero co poznał?

Moje dzwonki alarmowe rozbrzęczały się na całego. Musiałam uciekać. Czy naprawdę byłam dziś tak oczywista? Jak zdołam wziąć się w garść podczas prezentacji, skoro człowiek, którego dopiero co poznałam, potrafił tak łatwo przejrzeć mnie na wskroś?

‒ Lepiej zacznę się zbierać. Miło było cię poznać, Ryanie.

Odsunęłam krzesło i spróbowałam wdzięcznie wstać, ale pasek od mojej torby z laptopem oplątał mi kostkę. Omal nie upadłam jak długa. Rany. Z tym mężczyzną koniec będzie równie żenujący jak początek. Z przerażeniem poczułam, że w moich smutnych oczach wzbierają łzy.

Zagapiłam się na niego, a on odwzajemniał moje spojrzenie. Na myślo tym, że nigdy więcej go nie zobaczę, coś ścisnęło mnie w piersi. Źle było go opuszczać, ale wydawało się to najbezpieczniejszym rozwiązaniem.

‒ Dokończ kawę, Holly.

‒ Przepraszam – odparłam, podając mu rękę. – Naprawdę muszę iść. Bardzo miło było cię poznać.

Kiedy ujął moją dłoń w swoją, przy dotknięciu jakby przeszył mnie prąd. Wyrwałam mu ją i ruszyłam ku wyjściu. Nie mogłam się jednak oprzeć i na odchodnym zerknęłam na niego. Patrzył prosto na mnie tymi przenikliwymi błękitnymi oczami. Trudno było mu odmówić fizycznej atrakcyjności, ale nie dlatego musiałam odejść. Ten mężczyzna stanowił dla mnie niebezpieczne terytorium. Przystanęłam, by odetchnąć świeżym powietrzem przed pracą, wyjęłam telefon z torebki i szybko napisałam esemesa do Audrey:

Musiałam powlec się dziś do pracy. Niedobrze.

Poznałam w kawiarni zabójczo przystojnego faceta. Opowiem Ci wszystko wieczorem :*

Audrey odpisała, zanim zdążyłam wejść do holu:

Och, Hol, mam nadzieję, że u Ciebie wszystko dobrze.

Dziś drinki po pracy. Zobaczymy, czy będziesz na nogach, kiedy wrócę do domu. Chcę usłyszeć szczegóły o tym gościu! Uściski :*

3

o tak długo? – spytał Jason. – Powiedziałem Slaterowi, że zaraz będziesz.

Położyłam rzeczy na moim stanowisku pracy.

‒ Po prostu się przygotowywałam i już jestem.

‒ Slater chce cię zaraz widzieć.

‒ Holly, co ty tu robisz? – spytała Eva z typową dla niej mdłą uszczypliwością.

‒ Jason był tak dobry, że poinformował mnie o zmianie, jaka zaszła w ostatniej chwili w związku ze spotkaniem z ludźmi z Davenport.

Eva „Zdzira” McCormack. Nietrudno się było domyślić, że miała nadzieję wpłynąć na decyzję tak, by wybrano jej projekt.

‒ Zapomniałaś zapiąć bluzkę, jak należy, Eva – zażartowałam.

Jason stłumił śmiech.

‒ Zazdrość to przekleństwo, Holly – odcięła się, piorunując mnie spojrzeniem. Oparła dłoń na biodrze, a drugą szturchnęła mnie w ramię. – To do ciebie nie pasuje.

‒ Zazdrosna? Czemu u licha miałabym być zazdrosna o jakąś kopniętą zdzi…

‒ Oddychaj, Holly – szepnął mi do ucha Jason spokojnym głosem, odciągając mnie na bok. – Nie jest tego warta. Próbuje cię po prostu rozwścieczyć przed prezentacją. To u niej klasyka, wiesz o tym. I zwykle się nie odgryzasz.

Wdech, wydech.

‒ Cóż, zazwyczaj nie muszę z nikim rozmawiać w ten dzień, więc lepiej niech się pilnuje.

‒ Zadziorna Holly to czarujący widok – uśmiechnął się bezczelnie.

‒ Nie zaczynaj. – Na moment wróciłam myślą do mojego przypadkowego spotkania z megaczarującym Ryanem.

‒ Zgoda, nie jestem wprawdzie pewien, o co ci chodzi, ale musisz teraz pofatygować się do biura Slatera.

Wzruszyłam obronnie ramionami i oddaliłam się o parę kroków. Przystanęłam i odwróciłam się do niego.

‒ Co ja bym bez ciebie zrobiła?

Obdarzył mnie ciepłym uśmiechem.

‒ Nigdy się tego nie dowiesz.

Odwzajemniłam uśmiech, a potem udałam się do biura Slatera. Eva oczywiście już tam była.

‒ Dzięki, że do nas dołączasz, Holly – powiedział pan Slater szczerze. – Wiem, że jak co roku zarezerwowałaś sobie wolne na ten dzień. Mam nadzieję, że nie miałaś w planach nic ważnego.

Miałam, i to jak ważnego, ale tą informacją nie potrzebowałam się dzielić z nikim, a już na pewno nie z moim szefem i prześladowczynią.

‒ Wszystko w porządku. To dla mnie wielka szansa.

Skinął głową.

‒ Czyli prezentacje obie macie już gotowe. I pamiętajcie, będę was wspierał. – Wstał i wskazał na drzwi. – Zróbmy próbę w sali konferencyjnej.

Jakąś godzinę później marzyłam już tylko o chwili wytchnienia od duszącej obecności Evy i jej piersi. Pan Slater natomiast był nimi zafascynowany. Trzeba uczciwie przyznać, że Eva zyskała przewagę. Wspólnik zarządzający wyraźnie faworyzował biuściastą blondynkę, która bez wątpienia ogrzałaby jego łóżko, gdyby dopomógł jej w karierze. Miejmy nadzieję, że nad biust Evy pan Davenport przedłoży mój przemyślany projekt i twórcze pomysły na ekorównowagę.

‒ W porządku, moje panie, zróbmy sobie krótką przerwę na lunch. Rozprostujcie kości i wróćcie tu za godzinę.

Eva wsiadła na mnie, gdy tylko Slater opuścił salę konferencyjną.

‒ Jesteś bez szans, Holly. Wygraną mam w kieszeni.

‒ Jak to mówią, nie dziel skóry na niedźwiedziu – odpaliłam, żałując, że nie zdołałam wymyślić niczego lepszego.

Nie zwracając na mnie uwagi, wyciągnęła telefon i zaczęła stukać w klawiaturę.

‒ Sprawdzałaś pana Davenporta w sieci? – spytała, nie podnosząc wzroku. – Jest niewiarygodnie przystojny. Przy nim nasz Jason to strata czasu. ‒ Oderwała spojrzenie od telefonu i odrzuciła włosy za ramię. – Jestem pewna, że będzie wiele sposobności, by omówić z nim układ sam na sam. A mówiąc „układ”, nie mam na myśli….

‒ Fuj – przerwałam jej. – Wiem, co masz na myśli, Evo. Przykro mi cię rozczarować, ale nie zostaje się znanym dyrektorem międzynarodowej korporacji, wybierając słaby projekt tylko dlatego, że szuka się kogoś do łóżka na jedną noc. Przygotowałam plan przebudowy tak, by pasował do stylu firmy Davenport, a zarazem zachował mój osobisty rys. Jeśli będzie wolał twoją koncepcję, to życzę mu powodzenia. – Skończywszy tę perorę, zebrałam notatki i wstałam. – Och, a tak przy okazji, nigdy więcej nie mów o Jasonie „nasz Jason”.

Szybko wyszłam z sali, zostawiając wyraźnie wstrząśniętą Evę sam na sam z jej zdzirowatymi myślami.

Kiedy wróciłam do swojego biurka, zastałam Jasona pogrążonego w pracy ze słuchawkami w uszach. Kiwał głową w takt muzyki, czegokolwiek tam słuchał. Podniósł wzrok, jakby wyczuwając moją obecność, wyjął z ucha jedną słuchawkę i obdarzył mnie podnoszącym na duchu uśmiechem.

‒ Chcesz coś przekąsić? – spytałam. – Nie mam dużo czasu, ale po tym, co właśnie przeszłam, byłoby miło znaleźć się w jakimś przyjemnym towarzystwie.

‒ Oczywiście – odparł natychmiast. – Weźmy po kanapce i chodźmy do ogrodu.

O jedną ulicę od naszego biura mieścił się piękny, cichy ogród botaniczny. Często spędzaliśmy z Jasonem przerwy na lunch, buszując po ogrodzie i wzdłuż nabrzeża portowego. Czasami woleliśmy zjeść pod którymś z okazałych drzew w towarzystwie przyjaznych białych ibisów. Było to jedno z miejsc, do których lubiła zabierać mnie mama. Gapiłyśmy się na okoliczne biurowce, gawędząc o architektonicznym geniuszu lub o jego braku. Zainspirowana jej pasją, ja również zostałam architektem.

‒ Eee…. nie dziś. – Starałam się nie pokazać po sobie narastających emocji. – Przekąśmy coś na dole, zgoda?

‒ To dobrze, że o niej myślisz, Holly. – Objął mnie ramieniem i poprowadził ku windzie. – Chodź. Ja stawiam.

4

dy weszliśmy do kawiarni, mimo woli obrzuciłam wzrokiem stoliki, sprawdzając, czy nie ma gdzieś Ryana. Było to śmieszne, ale naprawdę z trudem powstrzymywałam się od myślenia o nim. Wstydziłam się przyznać do prawdziwej natury tych myśli. Słowo daję, weź się w garść, Holly.

‒ Zamów, na co masz ochotę. Zaszalej – zażartował Jason. Doskonale wiedział, że jak zawsze zamówię sałatkę z kurczakiem.

‒ Wezmę sa… a właściwie wiesz co? Wezmę burgera. Jak szaleć, to szaleć.

‒ Serio? – Jason uniósł ręce. – Dzięki Bogu. ‒ Ujął mnie za ramię, usiłując zachować powagę. ‒ Cierpiałem, widząc, jak tak długo nie kusiłaś się na te przepyszne burgerki.

Z trudem powstrzymywałam się od śmiechu.

‒ Jestem święcie przekonana, że nie ma takiego słowa jak „burgerki”.

‒ Ależ jest. Poczekaj, aż ich spróbujesz. Wtedy będziesz zadawała sobie tylko jedno pytanie: czemu zmarnowałaś tyle czasu, zadowalając się fasolką i kocią karmą?

Opuścił ręce i odwrócił się do szeroko uśmiechniętego Darrena.

‒ Ejże, nie nabijaj się z sałatki nicejskiej – wtrąciłam. – To najlepsza z sałatek.

Może i były to puste przekomarzanki, ale fajnie było pożartować i oderwać myśli od ważnej prezentacji. Przy Jasonie czułam się bezpiecznie i za to go uwielbiałam.

Pochłonął swojego burgera w rekordowym tempie, otarł usta, po czym klasnął w dłonie.

‒ Dobra, już prawie pora się zbierać, gwiazdo.

Tak lubiła mnie nazywać mama. Kurczę.

‒ Chyba nie dam rady tego zrobić, Jase. – Potarłam czoło, jakbym próbowała się pozbyć przykrych myśli. – W jednej chwili czuję się dobrze, a w następnej tak, jakbym miała się udusić. Rano przy kawie poznałam faceta, który mi powiedział, że wyglądam na smutną. O mało się przy nim nie rozpłakałam.

Jason skrzywił się lekko, ale mi nie przerywał.

‒ Omal nie zbluzgałam Evy w biurze, a jeśli ktoś powie coś, co wyzwoli wspomnienia, zawalę sprawę. Wiem, że tak będzie – ciągnęłam z gulą w gardle. – Wiesz, jak trudny jest dla mnie ten dzień. Lepiej po prostu, żebym trzymała się z dala od ludzi.

Jason przysunął się do mnie z krzesłem i objął mnie ręką.

‒ Poradzisz sobie. – Ścisnął mnie pokrzepiająco za ramię. – A nawet więcej. Wejdziesz i pokażesz pan Davenportowi, dlaczego jesteś największym cudem, jaki trafił się światu australijskiej architektury od czasów legendarnej Anny Wilson.

Wzdrygnęłam się na dźwięk tego nazwiska.

Jason musiał wyczuć moje napięcie. Obrócił mnie twarzą do siebie i ujął za oba ramiona.

‒ Wejdziesz i pokażesz Evie „Zdzirze” McCormack, dlaczego zawsze będzie druga. I co ważniejsze, wejdziesz i skupisz się na dobrych wspomnieniach związanych z mamą.

Przełknęłam z trudem ślinę, ale nadal miałam zamglony wzrok, słuchając dalszych słów Jasona.

‒ Z tego, co mi mówiłaś, była silna i mądra. Tak jak ty. Zrób to dla siebie i dla niej. Dziś wieczorem ubzdryngolimy się na całego.

‒ Dziękuję ci. Chyba często ci to dziś mówię.

‒ Po prostu się spręż, Holly. Nie pozwól, żeby wszystko popsuła ci dzisiejsza data. Wieczorem to uczcimy.

Wróciliśmy do biura w przyjemnej ciszy. Musiałam się pozbierać. Jason miał rację, należało się sprężyć. Najpierw jednak powinnam się odświeżyć, więc odbyłam szybką wycieczkę do łazienki. Poprawiając makijaż przed lustrem, dokładałam starań, by zignorować widoczny w moich oczach smutek. Włosy bardzo dobrze mi się układały, więc podjęłam szybką decyzję i ściągnęłam z nich elastyczną opaskę, pozwalając im luźno opaść na plecy. Słyszałam w myślach głos Audrey przypominającej mi, żebym wykorzystywała swoje wrodzone atuty. Nałożyłam ponownie różowy błyszczyk, uszczypnęłam się w policzki, by dodać im nieco koloru, i wyprostowałam się.

Byłam gotowa na starcie.

5

an Slater pojawił się w drzwiach sali konferencyjnej w towarzystwie trojga przedstawicieli Davenporta. Weszli do sali gęsiego. Slater zaczął ich przedstawiać, a ja nie mogłam wprost uwierzyć własnym oczom.

‒ Pan Ryan Davenport, pani Michelle Cartwright i pan Piers Holloway… Chciałbym, żeby państwo poznali dwie członkinie zespołu Slater Jenkins: Evę McCormack i Holly Ashton.

Co? Nie, nie, nie! To niemożliwe!

Ryan z kawiarni okazał się ni mniej, ni więcej tylko dyrektorem naczelnym, panem Ryanem Davenportem, i stał tuż przede mną. Odetchnęłam głośno, kiedy uścisnął mi dłoń o parę sekund za długo, przeszywając mnie tymi swoimi oczami. Jąkając się, jakoś wychrypiałam słowa powitania. Obrzuciłam wzrokiem salę, próbując się rozeznać, czy ktoś zauważył moje nieprofesjonalne zachowanie. Trudno mi bylo nadążyć za tym, co się dzieje. Kiedy znów skierowałam wzrok na Ryana, wydał mi się spokojny i pozbierany. Był profesjonalistą, a ja głupią, przesadnie reagującą dziewczyną.

Kiedy już wszyscy usiedli, pan Slater podszedł do szczytu stołu.

‒ Witajcie – zaczął. – Po pierwsze chciałbym podziękować za wybranie do tej interesującej inwestycji firmy Slater Jenkins. Sądzę, że będą państwo pod wrażeniem oryginalnych wizji waszego budynku autorstwa Holly i Evy.

Zanim zdążył coś dopowiedzieć, przerwał mu Ryan:

‒ Drogie panie, zanim zaprezentujecie swoje projekty, chciałbym, żebyście krótko opowiedziały o swojej drodze zawodowej i o istocie waszego stylu architektonicznego.

Jeszcze tego mi było trzeba! Opowiadanie o przeszłości wymagało poruszenia zakątków umysłu, których powinnam dzisiaj unikać.

Spręż się, Holly. Wdech, wydech.

Eva wstała od razu, wyraźnie uradowana, że może o sobie pogadać. Nie miałam nic przeciwko. Dzięki temu zyskałam dodatkowy czas, żeby się pozbierać.

‒ Dziękuję, panie Davenport – zamruczała, po czym zaczęła się przechwalać wzorowymi wynikami na studiach i rozmaitymi uniwersyteckimi wyróżnieniami. Uznała też za konieczne zaznaczyć, że wybrała architekturę, a nie karierę aktorską, jak jej ojciec, słynny Marcus McCormack. Ta stuknięta jędza potrafiła wykorzystać także to. Wypadła bez zarzutu.

Podczas jej przemowy i przedstawiania projektu rzuciłam kilka ukradkowych spojrzeń na Ryana. Był całkowicie pochłonięty Evą. Musiałam przyznać, że robiła wrażenie i miała niezaprzeczalny talent. Siadając, spojrzała wprost na mnie i bezgłośnie szepnęła: „Mam to w kieszeni”.

Pogrążała się.

‒ Dobrze, a teraz posłuchamy Holly – powiedział Slater, nadal uśmiechając się do Evy.

Wstałam i wyprostowałam plecy. Przerzuciłam włosy za ramię i wzięłam głęboki wdech. Potem, jakbym nie miała innego wyjścia, nawiązałam wzrokowy kontakt z Ryanem. Patrzył na mnie tak, że aż się zarumieniłam. Poczułam, że szyję ogarnia mi gorąco niczym nadciągające tornado paniki. Ryan, jakby wyczuwając mój niepokój, odchrząknął i spytał mnie, co było inspiracją dla mojego projektu. Jego spokojny zmysłowy głos ukoił moje zdenerwowanie i natychmiast zapomniałam o szalejących we mnie emocjach. Zapomniałam też o reszcie ludzi obecnych na sali.

‒ Właściwie zainspirowała mnie moja matka.

‒ Naprawdę? Opowiedz mi o tym.

Wydawał się szczerze zainteresowany, co dodało mi pewności siebie i pozwoliło mówić dalej:

‒ To z jej powodu zajęłam się architekturą. Pokazała mi, jak patrzeć na wszystko w taki sposób, jakiego wcześniej nie znałam.

‒ Czyli jak? – zapytał Ryan.

‒ Nauczyła mnie, jak patrzeć na wszystko z różnych perspektyw, nie tylko tych oczywistych. ‒ Ciepły uśmiech Ryana nakłonił mnie, bym kontynuowała: ‒ Pokazała mi, że warto położyć się na chodniku i spojrzeć w górę na budynek koło siebie. Zrobić stójkę przy drzewie w parku i popatrzeć na miasto. – Wspomnienia napływały swobodnie. – Wypłynąć łódką na środek jeziora, po czym wyskoczyć za burtę. Jak wszystko będzie wyglądało, kiedy wynurzymy się z wody?

Ryan nachylił się nad stołem, tak jak zrobił w kawiarni. Moja pewność siebie wzrosła.

‒ Ilekroć podziwiałyśmy jakiś budynek – ciągnęłam – mama prosiła mnie, żebym jej powiedziała, co mi się najbardziej w nim podoba. Z początku wymieniałam rzeczy oczywiste, na przykład kolor cegieł czy podstawę z piaskowca. Mama chciała jednak, żebym szukała mniej oczywistych cech, takich, które naprawdę mnie zachwycają. Kiedy analizowałam wasz apartamentowiec, odwiedzałam to miejsce w dzień i w nocy. Obserwowałam, jak światło załamuje się na wodzie i wpływa na jego wygląd. I właśnie woda stała się najważniejszym czynnikiem w mojej koncepcji przebudowy.

Opowiedziałam o moich pomysłach i dążeniu do ekologicznego stylu życia, choć pamiętam to jak przez mgłę. Z trudem łapałam oddech, aż w końcu opadłam z sił i wróciłam do rzeczywistości. Spostrzegłam poruszenie na twarzy Slatera i triumfujący uśmieszek Evy.

Usiadłam, zastanawiając się, cóż takiego właśnie nagadałam. Z całą pewnością nie była to prezentacja, którą przygotowałam sobie wcześniej.

Slater zaczął omawiać niektóre bardziej techniczne kwestie, a ja poczułam, że w oczach wzbierają mi łzy. Patrzyłam na niego, ale niewiele do mnie docierało z tego, co mówił. Pragnęłam jedynie, żeby wreszcie umilkł, żebym mogła stąd zwiać. Nigdy wcześniej nie wyłamałam się i nie pozwoliłam, by moje osobiste życie wpłynęło na pracę. Nie chciałam nawet spoglądać na Ryana.