Strona główna » Humanistyka » Zjednoczenie narodów cnych: polskiego, litewskiego, ruskiego. Wołyń i Kijowszczyzna w Unii Lubelskiej

Zjednoczenie narodów cnych: polskiego, litewskiego, ruskiego. Wołyń i Kijowszczyzna w Unii Lubelskiej

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-66272-76-7

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Zjednoczenie narodów cnych: polskiego, litewskiego, ruskiego. Wołyń i Kijowszczyzna w Unii Lubelskiej

 

Książka niezwykle ciekawa z historycznego punktu widzenia – opisuje proces powstawania mocarstwa jakim była Rzeczpospolita Obojga Narodów – oraz daje syntetyczny obraz demokracji szlacheckiej w praktyce. Jednocześnie autor główną uwagę skupia na włączeniu ziem Wołynia i Kijowszczyzny z Litwy do Korony. Nowatorsko ukazuje rolę samych zainteresowanych – szlachty ukrainnej – w tym procesie i wyjaśnia tworzenie nowego organizmu politycznego jakim stała się Rzeczpospolita uchwalając akt unijny.

Polecane książki

Świat australijskiego biznesmena Dominica Pirellego rozsypuje się w gruzy. Sprawia to jeden telefon nieznajomej kobiety, Angeliny Cameron. Oświadcza ona, że na skutek pomyłki w procedurze in vitro nosi jego dziecko. Dziecko, o którym on i żona marzyli przez tyle lat! ...
Carla Charteris wdała się w romans z hrabią Cesarem di Mondave. Należą do różnych światów lecz coraz większe zaangażowanie Cesarego daje jej nadzieję na wspólną przyszłość. Jednak Cesare pewnego dnia oznajmia, że żeni się z od dawna mu przeznaczoną arystokratką. Zraniona Carla c...
Ajnowie. Ostatnia pozostałość po kulturze przedjapońskiej, żywy ślad pradawnej historii Japonii. Przez wieki spychani przez Japończyków na północ, dyskryminowani i naturalizowani, do dzisiejszych czasów przetrwali jedynie na Hokkaido. Ci, którzy kultywują resztki ludowych tradycji, robią to głównie ...
By zapanować nad naszą wewnętrzną strefą lęku, musimy najpierw ją nazwać, zdefiniować jej przyczyny, a potem stanąć twarzą w twarz z naszymi największymi koszmarami. Bohaterowie zbioru opowiadań „Strefa lęku” wpadli w sidła strachu. Czy zdołali się z nich wydostać? Strach jest częścią naszego życia...
Czym jest chrześcijaństwo? Jaki jest jego sens i znaczenie? Pytanie ważne nie tylko dla chrześcijanina – który powinien wiedzieć, w co wierzy – lecz także, a może przede wszystkim dla ateisty. Ateizm nie jest bowiem zjawiskiem pierwszym. Pojawia się zawsze po stuleciach religii. Jeśli przyjrzeć mu s...
Gdy Ela nadaje nowemu szczeniakowi imię Urwis, nie zdaje sobie sprawy, że trafiła w sedno.Nieposłuszeństwo Urwisa daje się wszystkim we znaki, więc mama i tata postanawiają, że pora zabrać go na szkolenie dla psów. Ela uważa, że pomysł jest genialny. Ale gdzie tylko pojawia się Urwis, zaczynają się ...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Henryk Litwin

REDAKTOR PROWADZĄCY: Michał KarpowiczREDAKCJA: Joanna Gil-SiemińskaWYBÓR ILUSTRACJI: Henryk Litwin, Ewa MazurKOREKTA I INDEKS: Anna Dorota KamińskaSKŁAD I ŁAMANIE: ANTER – PoligrafiaILUSTRACJE NA OKŁADCE:
Arras groteskowy z herbami Polski i Litwy oraz postacią Wiktorii, Bruksela ok. 1555,
ze zbiorów Zamku Królewskiego na Wawelu, fot. Anna Stankiewicz.
Dukat litewski Zygmunta Augusta, 1548, mennica Wilno,
ze zbiorów Zamku Królewskiego w Warszawie, fot. Andrzej Ring, Lech Sandzewicz. Wydanie pierwszeWarszawa, 2019© Copyright for the Polish edition by Państwowy Instytut Wydawniczy, 2019.ISBN 978-83-66272-76-7Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa NarodowegoKSIĘGARNIA INTERNETOWAwww.piw.plPOLUB PIW NA FACEBOOKU!www.fb.com/panstwowyinstytutwydawniczyPaństwowy Instytut Wydawniczyul. Foksal 17, 00-372 Warszawatel. 22 826 02 01E-MAIL:piw@piw.plKonwersja:eLitera s.c..

SPIS ILUSTRACJI

1. Aleksander Lesser, Portret króla Zygmunta II Augusta w zbroi i z insygniami królewskimi, według drzeworytu z Kroniki wszytkiego świata Marcina Bielskiego, Kraków 1551, 1830–1884, z kolekcji Muzeum Narodowego w Warszawie.

2. Pieczęć Waleriana Protasewicza, biskupa wileńskiego, ze zbiorów AGAD, fot. Karol Zgliński.

3. Pieczęć Mikołaja Krzystofa Radziwiłła, marszałka nadwornego litewskiego, ze zbiorów AGAD, fot. Karol Zgliński.

4. Jan Michałowicz z Urzędowa, Nagrobek prymasa Jakuba Uchańskiego w katedrze w Łowiczu, 1581–1583, fot. Mathiasrex.

5. Autor nieznany, Portret biskupa krakowskiego Filipa Padniewskiego, z krużganków klasztoru Franciszkanów (OFMConv) w Krakowie.

6. Autor nieznany, Portret Romana Sanguszki, XVI–XVII wiek.

7. Autor nieznany, Portret Mikołaja Radziwiłła „Sierotki”, między 1590 a 1604, z kolekcji Zamku Królewskiego w Warszawie.

8. Autor nieznany, kopia portretu Konstantego Ostrogskiego, wojewody kijowskiego, XIX w., ze zbiorów Muzeum Historycznego we Lwowie.

9. Autor nieznany, portret Konstantego Wiśniowieckiego, starosty żytomierskiego, z galerii Wiśniowieckich.

10. Ostróg nad Horyniem, baszta dawnego zamku Ostrogskich, ok. 1930, z kolekcji Biblioteki Narodowej w Warszawie.

11. Zamek w Krzemieńcu, 1925, z kolekcji Biblioteki Narodowej w Warszawie.

12. Aleksander Lesser, Portret króla Zygmunta II Augusta w półpostaci z 1554 roku, 1830–1884, z kolekcji Muzeum Narodowego w Warszawie.

13. Arras z herbem Zygmunta Augusta jako Wielkiego Księcia Litewskiego, ok. 1548, z kolekcji Pałacu Wielkich Książąt Litewskich w Wilnie.

14. Arras z herbami Polski i Litwy oraz postacią Cerery, ok. 1555, z kolekcji Zamku Królewskiego na Wawelu.

15. Sejm koronny w czasie panowania Zygmunta II Augusta, w: Jan Herburt, Statuta y Przywileie Koronne, z Łacińskiego ięzyka na Polskie przełożone, nowym porządkiem zebrane y spisane. Przez Jego M. Pana Jana Herborta z Fulsztyna, Kastellana Sanockiego Staroste Przemysłskiego etc. W Krakowie W drukarni Mikołaia Szarffenberga, Mieszczanina y Biblioipole krakowskiego, Roku Pańskiego 1570.

16. Dokument Zygmunta II Augusta wcielający Wołyń i Podlasie do Korony, Lublin, 6 marca 1569, z kolekcji Biblioteki Narodowej w Warszawie.

17. Dokument Zygmunta II Augusta określający warunki związku prawno-państwowego między Koroną Polską i Wielkim Księstwem Litewskim, Lublin, 24 marca 1569, z kolekcji Biblioteki Narodowej w Warszawie.

18. Akt Unii Lubelskiej, Lublin, 1 lipca 1569, z kolekcji AGAD w Warszawie.

19. Piotr Jeżewski, Podpis upamiętniający Unię Lubelską wydrapany na ścianie kaplicy Świętej Trójcy na zamku lubelskim, 1569.

20. Widok miasta Lublina Hogenberga i Brauna, 1618, z kolekcji Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej im. H. Łopacińskiego w Lublinie.

21. Pieczęć Rady Miejskiej Lublina, 1535.

22., 23., 24. Fragmenty polichromii z Kamienicy Lubomelskich w Lublinie: Brama Krakowska, zabudowania miejskie, obrona Lublina, 1574, fot. Maria Kowalczyk, Joanna Zętar, ze zbiorów Ośrodka „Brama Grodzka – Teatr NN”.

25. Zamek Lubelski w XVI wieku wg J. Brauna, 1915–1930, z kolekcji Biblioteki Narodowej w Warszawie.

26. Rekonstrukcja zamku lubelskiego, Wojciechowski S., Renesansowy zamek lubelski, „Ochrona Zabytków”, 7/3 (26), 1954.

27. Wnętrze kaplicy Świętej Trójcy na zamku w Lublinie, 2013, fot. Adam Jones.

28. Wnętrze kaplicy Świętej Trójcy na zamku w Lublinie, 2013, fot. Pankrzysztoff.

29. Lublin, Plac Litewski. Pomnik Unii Lubelskiej, ok. 1918, z kolekcji Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej im. H. Łopacińskiego w Lublinie.

30. Robert Sawa, Unia Lubelska, 2014, ze zbiorów Archiwum Ośrodka „Brama Grodzka – Teatr NN”.

31. Teodor Szajnok, Założenie kamienia węgielnego „Kopca Unji” przez Franciszka Smolkę we Lwowie na wysokim zamku dnia 11 sierpnia 1869, 1870–1877, z kolekcji Biblioteki Narodowej w Warszawie.

32. Marek Münz, Kopiec Unii Lubelskiej we Lwowie, ok. 1928, z kolekcji Biblioteki Narodowej w Warszawie.

33. Bractwo „Łukaszowców”, Unia Lubelska 1569 roku, 1938, zdjęcie z kolekcji Muzeum Nadwiślańskiego w Kazimierzu Dolnym.

34. Marcello Bacciarelli, Unia Lubelska, między 1785 a 1786, z kolekcji Zamku Królewskiego w Warszawie.

..

Na nieszczęście, przeszłość przeznaczona na zagubę ułamkowo, cząstkowo, przypadkowie maluje się w pozostałych po niej zabytkach; potrzeba umieć dopełnić ją i odgadnąć, ex ungue leonem, a z pióra skrzydeł gołębia. Z prastarych czasów kilka wierszy na omszonym kamieniu, urzędowy i suchy akt na zżółkłym pergaminie, zrzynek papieru oszczędzony cudem, na którym kilka nazwisk zostały na świadectwo o życiu. […] Ledwie z boku dopisane słowo, coś przylepionego do okładki, jakieś nazwisko i data ukradkowo nakreślone, wypływają na wierzch z nieużytecznego słów wylewu. […] Grzebiąc w starych listach człowiek powoli wchodzi w świat grobowy jak do lochów podkościelnych, rozwidnia się przed nim horyzont ciemny, występują na tle jego nieznajome a dziwne postacie, zarysowują się niespodzianie kształty i odradza z nicości dawno zmarłe i zapomniane.

Józef Ignacy Kraszewski, Staropolska miłość, powieść napisana w Żytomierzu w latach pięćdziesiątych XIX wieku.

.

WYKAZ SKRÓTÓW W TEKŚCIE UŻYTYCH W NAWIASACH:

A – Akta unii Polski z Litwą 1385–1791, wyd. S. Kutrzeba, W. Semkowicz, Kraków 1932.

D – Дневник Люблинского сейма 1569 года. Соэдинение Великого княжества Литовського с Королевством Польским, wyd. О. Коялович, Санкт-Петербург 1896.

Z – Zrzodlopisma do dziejow Unii Korony Polskiej i W.X. Litewskiego. Cz. 3, Diariusz Lubelskiego Sejmu Unii, rok 1569, wyd. A.T. Działyński, Poznań 1856

WSTĘP

Sto cztery lata temu ukazała się w Krakowie książka wybitnego polskiego historyka Oskara Haleckiego pt. Przyłączenie Podlasia, Wołynia i Kijowszczyzny do Korony w roku 1569. Jej autor na podstawie gruntownej analizy kompetentnie i pieczołowicie zebranego zestawu źródeł opisał proces, który nazwał inkorporacją, oraz przedstawił pogląd na jego przyczyny i skutki. Praca Haleckiego ukształtowała trwale zakorzeniony w późniejszej historiografii pogląd, że „przyłączenie” odbyło się w ramach rozgrywki o ostateczny kształt unii polsko-litewskiej, było równoznaczne z ekspansją terytorialną Korony i rozegrało się przy generalnie biernej postawie szlachty podlegających mu terenów.

Piszący te słowa uznał, że w roku obchodów 450-lecia unii lubelskiej warto ponownie przeanalizować przebieg wydarzeń związanych z „inkorporacją” i zastanowić się nad trafnością tez Haleckiego. Skłania do tego dorobek historyków tworzących swe prace w przeciągu ostatnich trzydziestu lat. Wykorzystują oni bowiem wielki, praktycznie nieznany Haleckiemu zasób źródłowy, jakim jest kolekcja wołyńskich ksiąg sądowych z XVI i XVII wieku, zachowana w zadziwiająco bliskim kompletności stanie. Wytrwała penetracja tego zasobu przede wszystkim przez historyków ukraińskich, takich jak Natalia Jakowenko, Natalia Starczenko, Igor Teslenko, Wołodymyr Sobczuk, Petro Kułakowskij, Iryna Woronczuk i wielu innych, odkryła nowe karty z dziejów szlachty wołyńskiej i pozwoliła spojrzeć na nią z bliska. Pojawiło się także niezwykle ważne odkrycie źródłowe, dokonane przez polskiego historyka Karola Mazura, który w krakowskim archiwum na Wawelu odnalazł kopię listu szlachty wołyńskiej do Zygmunta Augusta z 29 marca 1569 roku. Jego treść gruntownie zmienia pogląd na zachowanie Wołynian w sprawie inkorporacji i podważa trafność osądu o ich bierności. Dzisiejszy stan wiedzy pozwala zatem na nowo odczytać znane w większości od dawna źródła dotyczące przebiegu i dorobku legislacyjnego sejmu unijnego 1569 roku w odniesieniu do kwestii inkorporacji; to właśnie stało się pierwszym z postawionych sobie przez autora zadań. Drugie z nich to zbadanie składu lokalnej elity politycznej i dokonanie jej charakterystyki. Grupa szlachty wołyńskiej, która wykazała szczególną aktywność w trakcie procesu inkorporacji, nie była dotąd przedmiotem szczegółowego zainteresowania historyków. Niżej podpisany podejmuje próbę wypełnienia tej luki.

Zajmę się przeto kwestią przyłączenia do Korony w roku 1569 Wołynia i Kijowszczyzny, pozostawiając na marginesie sprawę Podlasia. Pisząc o tym akcie, będę używał wszystkich terminów, które pojawiają się w źródłach – inkorporacja, przywrócenie, restytucja. Uprzejmie proszę Szanownego Czytelnika, by potraktował te określenia jako beznamiętne cytaty niesugerujące żadnej zawartości prawno-politycznej. Pogląd autora na sens prawny i polityczny inkorporacji zostanie wyłożony. Po drodze trzeba jednak używać jakichś określeń; rzecz w tym, by ich interpretacja nie wyprzedzała konkluzji.

Materiały źródłowe do dziejów sejmu lubelskiego w 1569 roku są w olbrzymiej większości od grubo ponad stu lat znane i, wydawałoby się, dobrze zbadane. Podstawę naszej wiedzy o przebiegu sejmu unijnego stanowią dwa obszerne i na szczęście szczegółowe diariusze sejmowe, wydane drukiem jeszcze w XIX wieku Zrzodlopisma do dziejów unii i Rosji orazDnevnik Lublinskogo sejma 1569 goda (Дневник Люблинского сейма 1569 года)[1]. One też będą stanowić fundament narracji zaprezentowanej niżej. Wykorzystywane będą na tyle często, że zastosuję tu skrótowe przypisy tekstowe w nawiasach kwadratowych, podające tylko jednoliterowy skrót tytułu dzieła i numer strony, z której zaczerpnięto daną informację. Tę samą metodę zastosuję w odniesieniu do kolejnego wydania źródłowego o fundamentalnym znaczeniu, a mianowicie Akta unii Polski z Litwą 1385–1791, w którym zamieszczono dorobek legislacyjny sejmu lubelskiego oraz różne dokumenty urzędowe związane jego przebiegiem i realizacją postanowień. Prócz tych trzech podstawowych edycji dysponujemy garścią korespondencji z epoki unii, która pozwala nam lepiej zrozumieć przebieg wydarzeń. Znaczna część tych materiałów została wydana drukiem. Kilka niezwykle ważnych jednostek korespondencji między litewskimi „panami radą”, odnalezionych przez rosyjską ekspedycję naukową w ówczesnym nieświeskim archiwum Radziwiłłów, wydano jeszcze w XIX wieku w jednym z tomów serii „Archeograficzeskij sbornik”[2]. Część tego samego zbioru wyrokiem wschodnioeuropejskiego losu znalazła się w Rosyjskiej Bibliotece Narodowej w Sankt Petersburgu i po stu trzydziestu czterech latach jej cenną edycję sporządził polski historyk Tomasz Kempa[3]. Inny pojedynczy dokument wywodzący się z Nieświeża, a przechowywany dziś w warszawskim Archiwum Głównym Akt Dawnych, wydał z kolei białoruski historyk Oleg Lickiewicz[4]. Listy z czasów sejmu unijnego znajdziemy też w Archiwum XX. Sanguszków w Sławucie, wydanym na początku XX wieku przez Radzimińskiego[5], oraz w Uchańscianach[6]. Znaczenie jedynie uzupełniające mogą mieć relacje dyplomatów papieskich[7] i cesarskich[8], wydane w różnych epokach, ale z podobną niefrasobliwością edytorską. Nieco dokumentów z okresu sejmu 1569 roku opublikowano także w dwóch kolejnych tomach edycji „Metryki Litewskiej”, w znakomitej serii źródłowej publikowanej w Wilnie[9] oraz w Aktach podkanclerskich Franciszka Krasińskiego[10].

Część korespondencji ze zbiorów rękopiśmiennych pozostaje wciąż niewydana. Można tu wymienić kilka listów z Archiwum Radziwiłłów w AGAD-zie[11], a także serię relacji przekazywanych z sejmu Marcinowi Kromerowi przez Walentego Kuczborskiego, przechowywanych w Bibliotece Jagiellońskiej[12]. W Bibliotece Czartoryskich znajduje się z kolei kilka listów kniazia Konstantyna Ostrogskiego z okresu unii[13]. Zachowały się także dwie kopie bardzo cennej relacji z wydarzeń sejmowych z pierwszych dni marca, nazwanej Nowinami lubelskimi, sporządzonej prawdopodobnie przez sekretarza litewskiego Macieja Sawickiego[14]. Cień informacji dotyczących wydarzeń na Wołyniu, rozgrywających się w czasie sejmu lubelskiego, udało się odnaleźć niżej podpisanemu w księgach sądowych łuckich, przechowywanych w kijowskim Centralnym Państwowym Archiwum Historycznym[15]. Wymienić wreszcie trzeba niezwykle ciekawą korespondencję litewskich magnatów, przechowywaną w Bibliotece Kórnickiej, pochodzącą z nieco późniejszego okresu pierwszego bezkrólewia, ale rzucającą ciekawe światło na wydarzenia wcześniejsze[16].

Rękopiśmienne źródła dotyczące sejmu unijnego można odnaleźć w wielu innych kolekcjach, jednak w Bibliografii uwzględniono tylko tę ich część, która bezpośrednio lub pośrednio dotyczy kwestii inkorporacji Wołynia i Kijowszczyzny.

Literatura historyczna dotycząca unii lubelskiej jest za to niezwykle bogata, choć niezależnie od tego, gdzie powstaje, bywa dość mocno naznaczona piętnem partykularnego, narodowego punktu widzenia. W ciągu ostatnich trzydziestu lat powstało jednak wiele wartościowych prac, które zwiększają naszą wiedzę o epoce i wydarzeniach, a nie poszukują jedynie argumentów z zakresu współczesnej polityki historycznej. Stanowisko historiografii litewskiej znakomicie zilustrował dorobek konferencji naukowej, która odbyła się w 2009 roku w Wilnie. Zaznaczyła tam swoją obecność większość współtwórców litewskiego dyskursu historycznego dotyczącego kwestii unii lubelskiej: Jūratė Kiaupienė, Ingė Lukšaitė, Ramunė Šmigelskytė-Stukienė, Gitana Zujienė, Darius Kuolys, Rimvydas Petrauskas i Darius Vilimas[17]. Wołyński kontekst unii lubelskiej odgrywa w pracach tych historyków trzeciorzędną rolę, a inkorporacja widziana jest jako akt bezprawny i środek nacisku na litewskie elity. Spośród polskich badaczy problematyką inkorporacji zajmował się szczególnie intensywnie i konstruktywnie Tomasz Kempa[18]. Pamiętać także trzeba o dorobku wspomnianego już odkrywcy listu Wołynian do króla z 29 marca 1569 roku, Karola Mazura[19]. Dla problematyki unii polsko-litewskiej cennym wkładem były ostatnio prace Henryka Lulewicza[20] i Ewy Dubas-Urwanowicz[21]. Nie sposób przy tym nie zaznaczyć, iż fundament dla tych osiągnięć historiografii początku XXI wieku stanowił dorobek dwojga wybitnych wcześniejszych badaczy – Anny Sucheni-Grabowskiej, która stworzyła porządkujący naszą wiedzę o epoce wizerunek Zygmunta Augusta[22], oraz Juliusza Bardacha, twórcy wyważonej, opartej na chłodnej prawniczej analizie polskiej narracji o unii jagiellońskiej[23]. Wspomnieć też trzeba o dorobku historiografii białoruskiej, której ważny głos, a zarazem podsumowanie dorobku ostatnich dwudziestu – trzydziestu lat stanowi niedawno wydana książka Uładzimira Padalińskiego o sejmie lubelskim[24]. Na ukraińskim rynku historycznego pisarstwa naukowego dominuje obecnie szkoła Natalii Jakowenko, w ramach której obserwujemy dystansowanie się od politycznego ukierunkowania starszej historiografii spod znaku Mychajły Hruszewskiego[25]. Obejmująca niezliczone prace literatura przedmiotu będzie jeszcze komentowana niżej w przypisach, szczególnie tych o charakterze zbiorowym.

Pozostaje jeszcze nieco wyjaśnień dotyczących aparatu naukowego i transliteracji. Jak już wspomniano, w pracy zastosowane zostaną przypisy w tekście głównym, odnoszące się do trzech najczęściej wykorzystywanych źródeł. Klasyczne odnośniki źródłowe i do literatury przedmiotu zostaną ujęte jako przypisy końcowe. Przypisy dolne zawierać będą oryginalne cytaty z łaciny i ruskiego w zapisie źródłowym; w tekście wykorzystane będą tłumaczenia na język polski, przygotowane przez niżej podpisanego. Cytaty przytaczane w języku ruskim będą występowały w transliteracji polskiej.

Przyjęto także zasadę stosowania w cytatach ortografii właściwej dla danej edycji, nie modernizując jej. Liczne cytaty polskiego tekstu z rosyjskiego dziewiętnastowiecznego wydania diariusza sejmu 1569 roku mogą w tej sytuacji nieco niecierpliwić Szanownego Czytelnika, jednak modernizacja ortografii byłaby oczywistym nadużyciem. Wyjaśnienia wymaga też kwestia pisowni imion i nazwisk szlachty wołyńskiej. Historycy ukraińscy stosują w tych przypadkach zapis uwspółcześniony, a zatem np. imię Fedir, choć nie występowało ono w ruszczyźnie szesnastowiecznej, która znała tylko formę Fedor. Historycy polscy używają z kolei z zasady nazwisk w wersji spolszczonej i też współczesnej, np. Ledóchowski, choć w źródłach szesnastowiecznych – także podpisach osób z tej rodziny – obowiązywał zapis Liduchowskij. Dane osobowe ówczesnej szlachty wołyńskiej poznajemy ze źródeł ruskojęzycznych, w tym często z podpisów. Tylko taki zapis możemy zresztą traktować jako oficjalny, w końcu językiem urzędowym na Wołyniu był i przed 1569 rokiem, i po nim właśnie ruski. Z tego powodu imiona i nazwiska wołyńskich bohaterów niniejszej opowieści podaję w transliteracji polskiej, ale w brzmieniu autentycznym, stanowiącym fonetyczne odczytanie zapisu ruskiego. Dlatego Aleksander Żórawnicki to w tej książce Aleksandro Żorawnickij, imię Wasyl występuje najczęściej w wersji Wasylej, a nazwisko Wiśniowiecki brzmi jeszcze Wiszniewieckij. Niżej podpisany starał się stosować tę zasadę konsekwentnie i z wiernością wobec źródeł. Jeśli więc natrafimy w tekście na kogoś, kto nazywał się Jan Żórawnicki, to będzie oznaczało, że tak właśnie zapisywano imię i nazwisko tej osoby w źródłach, choć to brat innego bohatera książki, który podpisywał się cyrylicą Aleksandro Żorawnickij.

Rzecz jasna nie obciążam nikogo odpowiedzialnością za własne pomysły i niekoniecznie trafne osądy, ale przystępując do opowieści chciałbym podziękować tym, których prace były dla mnie zachętą do podjęcia własnych poszukiwań, a więc Karolowi Mazurowi, Tomaszowi Kempie i Natalii Starczenko. Tej ostatniej dziękuję również za pomoc w wydobyciu kopii niektórych źródeł rękopiśmiennych. Chciałbym także wspomnieć o „filarach” badań nad dziejami „ziem inkorporowanych” w XVI i XVII wieku: Franku Sysynie, Natalii Starczenko i Teresie Chynczewskiej-Hennel, których dorobek jest wyzwaniem i zachętą do pracy. Dziękuję też recenzentom, Henrykowi Wisnerowi i Karolowi Mazurowi za wnikliwe uwagi. Mam nadzieję, że usatysfakcjonuje ich sposób, w jaki je wykorzystałem.

Rozdział 1

DRAMATIS LOCUM ET PERSONAE

W pierwszych dniach stycznia 1569 roku Lublin stał się politycznym centrum nie tylko Korony Królestwa Polskiego, ale i Wielkiego Księstwa Litewskiego, a właściwie całej wschodniej Europy. Na sejm, który został zwołany dla zawarcia unii polsko-litewskiej, przybyli król Zygmunt II August, senat i posłowie koronni oraz litewscy „panowie rada” i reprezentanci szlachty, a także przedstawiciele Inflant i Kurlandii. W czasie trwania sejmu pojawili się jeszcze książę pruski Albrecht Fryderyk Hohenzollern oraz książę legnicki Henryk Piastowic. Specyficznym gościem był książę meklemburski Krzysztof, administrator protestancki biskupstwa Ratzburg i niedoszły arcybiskup Rygi, który trafił do polskiej niewoli i właśnie w czasie sejmu lubelskiego został uwolniony. Na miejsce ważnych wydarzeń przybył rzecz jasna ówczesny nuncjusz papieski w Polsce Vincenzo dal Portico, a obecność poselstw zagranicznych uzupełnili potem dyplomaci cesarscy, moskiewscy, tureccy, tatarscy, szwedzcy, pomorscy, meklemburscy i inni, wspominani w źródłach jako przedstawiciele licznych „książąt i panów cudzoziemskich”.

Miasto przywykło do goszczenia licznych przybyszów. Ówczesny Lublin leżał na skrzyżowaniu ważnych szlaków handlowych i cztery razy w roku odbywały się tu znane w całej Europie i sporej części Azji jarmarki, na które przybywali kupcy z wielu krajów od Moskwy i Turcji po Anglię[26]. Z południa przez Lwów i Krasnystaw przybywali kupcy z towarami orientalnymi – tkaninami, bronią, bakaliami, przyprawami i innym luksusowym asortymentem, ze wschodu przez Włodzimierz Wołyński i Chełm przepędzano bydło, przywożono potaż, czerwiec i inne produkty leśne. Z północnego wschodu biegła droga z Brześcia Litewskiego łącząca trakty z Wilna i Moskwy, którymi transportowano przede wszystkim futra. Z południowego zachodu wiódł przez Sandomierz i Zawichost gościniec krakowski, który prowadził do Lublina kupców węgierskich i ich małopolskich pośredników, wożących różnego rodzaju wina. Przybysze ze Śląska obsługujący w znacznej mierze handel tkaninami zachodnioeuropejskiej produkcji starali się omijać Kraków i konsekwencje jego prawa składu[1*], więc przez Bolesławiec i Kazimierz nad Wisłą przybywali tu wprost z zachodu. Ich szlak łączył się pod Opocznem z innym, biegnącym z Poznania. Tą drogą przybywały towary nie tylko z Wielkopolski, ale i Frankfurtu, Norymbergi i Gdańska, w tym bursztyn kupowany potem w Lublinie przez nabywców ze wschodu i południa. Cztery razy w roku miasto gościło różnojęzyczny i barwny tłum gości, w którym brodaci Moskwicini mieszali się z ciemnookimi Arabami, wyniośli Anglicy z wielomównymi Wołochami, nie brak też było Włochów, Węgrów, Greków, Ślązaków, Czechów i Niemców z różnych zakątków cesarstwa. Miejscowi kupcy i ich sąsiedzi z niedalekich polskich ośrodków handlowych – Polacy, Rusini, Niemcy, Ormianie, Żydzi, Włosi, Grecy, Francuzi, Holendrzy, Szkoci – uwijali się wśród przybyszów, dbając, by jarmarki przynosiły zysk przede wszystkim ich gospodarzom. Lubelskie jarmarki zostały nawet uwiecznione w poezji. Sebastian Klonowic tak opisywał je w swoim łacińskim poemacie Roxolania:

Omnia Lublinum vendenda vehuntur in urbem,

Moschi cum Litavis hic sua dona vehunt.

Omnia totus habet si quae venalia mundus,

Lublini invenies moenibus illa sacris.

Munera quae tellus vel quae maria omnia mittunt,

proponuntur in hac urbe paranda tibi.

India cum Turcis, mittunt sua dona Sabaei,

hic simul Armenicae repperiuntur opes.

Istuc Eoi mittunt sua stamina Seres,

filiferus bombyx quas ibi nevit opes.

Ipsa Britannia, quae toto secessit ab orbe,

dives velivolum per mare vectat onus,

et sita sub septem Borealia regna Trione

et quae perpetuo diriguere gelu.

Lublini coemunt calidis venientia terris

atque peregrino munera vecta solo.

Advehitur tepida crescens regione Falernum,

advenit Ungaricum Graiugenumque merum.

Wszystko, co na sprzedaż, przywozi się do Lublina,

tu towar Moschowie, Litwini wiozą.

Wszystko, co tylko świat do sprzedania ofiaruje,

znajdziesz w Lublinie, w miasta świętych murach.

Skarby wszelkie, które ziemia oraz morze dają,

tu wystawione do kupna dla ciebie:

z Indii, z Turcji, z Arabii przysyłają towary,

tutaj znajdziesz także z Armenii skarby.

Tutaj też ze wschodu Chińczyk przysyła tkaniny,

które jedwabnik tka, nici snujący.

Nawet Anglia, odcięta wszak od lądu stałego,

morzem żeglonośnym przysyła bogactwa,

także ziemie, które widzą siedem gwiazd Północy

i te ścięte wiecznego lodu pokrywą,

dobra z gorących krajów w Lublinie kupują

i z dalekich ziem bogactwa zwiezione.

Falern sprowadzają, co w ciepłym kraju dojrzewa,

także wina z Węgier i od Greków starych[27].

O zasobności tego rynku może świadczyć taryfa miejscowej komory celnej, w której zapisano opłaty wwozowe za różne towary. Tylko w dziale „sukna” (a zatem z pominięciem jedwabi) wymienione są następujące pozycje i stawki cła, liczone w groszach od postawu: „purpurian (barwione sukno wysokiej jakości) 6, włoskie 6, luńskie (cienkie sukno angielskie) 4, uterfin (sukno angielskie) 4, swobodzińskie (świebodzińskie), morawskie, czeskie po 2, gierlickie (zgorzeleckie), bukowskie (z miasta Buk w Wiekopolsce?), bumsławskie (?), szamotulskie po 1, czarne mazowieckie, mogilickie (z Mogielnicy na Mazowszu rawskim) po 1, płótna koleńskie (kolońskie), galerowe (?)[28], olenderskie po 2, flamskie (flamandzkie) 3”[29], że nie wspomnimy już o uwzględnionych tu także tańszych tkaninach wełnianych jak czamlet i harasz (harras), sprowadzanych z zachodniej Europy, czy muchajer turecki bądź ormiański. Różnorodność towarów, dla których przewidziano specjalne stawki cła, pokazuje szeroki zasięg geograficzny kontaktów handlowych Lublina.

W styczniu 1569 roku mieszczanie lubelscy z pewnością także obiecywali sobie wielki ruch w interesie, choć jednocześnie obawiać się musieli wielkiego zjazdu gości oraz ich służby i nieuchronnie związanych z tym nieporządków. Do miasta wiodły tylko dwie bramy. W północno-wschodniej części murów obronnych, zbudowanych w czasach Kazimierza Wielkiego i wielokrotnie potem poprawianych i umacnianych, otwierała się Brama Grodzka. Przez nią wjeżdżali do miasta podróżni przybywający gościńcami z Brześcia, Chełma, Krasnegostawu i lokalnymi szlakami z południa. Opływająca miasto z tej strony Bystrzyca i jej bagniste brzegi utrudniały dostęp do Lublina i zmuszały podróżnych do korzystania z jedynej w okolicy przeprawy na rzece niedaleko wsi Tatary. Z tego powodu przybywający z północy, wschodu i południa przybysze spotykali się przy tych samych wrotach do miasta. Drogi biegnące z Krakowa, Wrocławia i Poznania prowadziły z kolei do Bramy Krakowskiej.

Podróżni zmierzający do Bramy Grodzkiej mijali po drodze drewnianą w tym czasie cerkiew prawosławną znajdującą się „na Czwartku”, wówczas przedmieściu lubelskim, a także kościół Świętego Mikołaja, uważany za najstarszy w Lublinie, choć położony poza obrębem murów. Między drogą do Bramy Grodzkiej a zamkiem rozpościerała się dzielnica żydowska, pyszniącą się nowo zbudowaną, murowaną synagogą. Z przeciwległej strony miasta, na przedmieściu krakowskim w oczy przyjezdnych rzucała się najpierw stojąca tamże miejska szubienica, obok której wznosił się drewniany wówczas kościół Świętego Krzyża. Jadąc stąd ku murom obronnym, trafiało się na klasztor brygidek, a potem kościół Matki Boskiej Zwycięskiej, ufundowany przez Władysława Jagiełłę jako wotum dziękczynne po bitwie grunwaldzkiej. Przy nim mieścił się sąsiadujący z murami miasta klasztor bernardynów z kościołem pod wezwaniem Nawrócenia Świętego Pawła. Obie świątynie, świeżo odremontowane, zdobione były renesansową ornamentyką. Nieco dalej na północ, przy samych murach mieścił się przy kościele Świętego Ducha szpital miejski, czyli przytułek dla ubogich starców. Pobliska Brama Krakowska była imponującym założeniem architektonicznym. Już z daleka przyciągała wzrok lśniącą złotą kulą zwieńczającą jej kopułę. Ulice biegnące od obu bram prowadziły wprost na rynek. Centralne miejsce zajmował tu renesansowy ratusz, zbudowany około przed 1550 roku. Zdobiła go attyka i wysoka wieża (nieco niższa niż ta przy kościele farnym), zwieńczona pięknym hełmem, krytym miedzianą blachą, która w 1569 roku zapewne zdążyła się już pokryć patyną. Wokół ratusza stały należące do zamożnych mieszczan domy, o których wyglądzie daje pojęcie istniejąca do dziś kamienica Lubomelskich. Po drodze od Bramy Grodzkiej podróżni mijali najpierw kościół farny pod wezwaniem Świętego Michała z wieżą górującą nad całym miastem, wyposażoną w zegar, a potem kościół Świętego Stanisława, obsługiwany przez dominikanów, niedawno odremontowany, bogato wyposażony i na tyle przestronny, że odbywały się w nim sejmiki szlachty województwa lubelskiego. Było też w mieście protestanckie miejsce kultu. Zbór „helwecki” mieścił się w położonej przy murach w południowej części miasta kamienicy Jana Baptysty Tęczyńskiego, kasztelana lubelskiego, zmarłego w 1563 roku. Trudno tu powstrzymać się przed dygresją przypominającą tego bohatera głośnej w owych czasach „romansowej” przygody, opisywanej przez poetów – między innymi Jana Kochanowskiego – i wyciskającej łzy słuchaczy dworskich opowieści. Tęczyński zakochał się bowiem w słynącej z urody królewnie Cecylii, córce Gustawa I Wazy, kiedy przebywał na dworze szwedzkim jako poseł negocjujący warunki umowy małżeńskiej księcia Jana Wazy i Katarzyny Jagiellonki (1561). Oświadczył się i uzyskał nawet zgodę brata Cecylii, króla Eryka XIV, na ślub. Kiedy w roku 1563 wybrał się ponownie w drogę do Szwecji, by uwieńczyć własne starania sukcesem, w czasie podróży morskiej został wzięty do niewoli przez Duńczyków; zmarł w kopenhaskim więzieniu na skutek panującej tam epidemii.

Wracając do spaceru po szesnastowiecznym Lublinie, spoglądamy znowu na siedzibę protestanckiego zboru. W epoce przedunijnej proces kształtowania się podziałów w środowiskach ewangelików reformowanych nie był jeszcze zakończony. Lubelski zbór był tego dobrym przykładem. Ortodoksyjni kalwiniści spotykali się tu z braćmi polskimi, a w roku unii duchowe przewodnictwo zboru sprawowali akurat judaizanci. Protestantyzm polski był jeszcze wówczas w epoce ekspansji, a jego wyznawcy czuli się pewnie i nie unikali agresywnych zachowań. Lublin był zresztą świadkiem jednej z najbardziej spektakularnych manifestacji poglądów wyznaniowych w państwie Jagiellonów. W roku 1564 w czasie procesji Bożego Ciała uroczysty pochód przerwał Erazm Otwinowski, zamożny szlachcic będący wówczas wyznawcą kalwinizmu (potem przyłączył się do braci polskich). Wyrwał prowadzącemu procesję księdzu monstrancję i podeptał ją, protestując w ten sposób przeciw aktowi, jak to widział, bałwochwalstwa, co objaśnił wygłoszoną wtedy opinią: „Bóg jest w niebie, a więc nie ma go w chlebie, nie ma w twojej puszce”. Ta napaść wywołała wzburzenie wiernych uczestniczących w procesji, ale ich reakcja nie była zbyt szybka, gdyż Otwinowski zdołał się z tłumu wycofać i schronić w domu znajomego – podstarościego lubelskiego Piotra Suchodolskiego, które to schronienie okazało się wystarczająco pewnym azylem. Niebawem potajemnie wyjechał z miasta, co nie uchroniło go jednak przed wytoczonym przed sądem nadwornym procesem sądowym, który odbył się w czasie sejmu w Parczewie w tym samym 1564 roku. Obrońcą w procesie został niezwykle wówczas popularny i szanowany współwyznawca Otwinowskiego, Mikołaj Rej. Zapewne jego działaniom przypisać można łagodny wyrok sądu, który nakazał wypłatę odszkodowania za zniszczone mienie i zawierał uwagę o konieczności poszanowania przekonań i ceremonii w stosunkach międzywyznaniowych.

Jak widzimy, Lublin bywał w owym czasie miejscem, na które zwracały się oczy całego królestwa. Miasto zamykające się w obrębie murów obronnych nie było wprawdzie wielkie, ale dobre zagospodarowanie robiło wrażenie. Ulice były pokryte ubitą ziemią, a dla pieszych ułożono drewniane chodniki. Większość budynków stanowiły murowane kamienice, najczęściej trzykondygnacyjne. W latach sześćdziesiątych XVI wieku przeważał jeszcze gotycki wystrój architektoniczny. Miasto było także wyposażone w wodociąg, zbudowany na początku XVI wieku. Ta instalacja zyskała sobie niezwykłą jak na tak prozaiczne urządzenie sławę, a to dzięki poecie – Sebastianowi Klonowicowi, który opiewał ją w poemacie Roxolania:

Bistricius captus qui praeterlabitur urbem,

Lublino dulces atque ministrat aquas,

pars ruit in stagnum, pars alluit altera turrim,

turrim, quae sursum sorpta fluenta vomit,

influit in muros, cannalibus intrat ahenis,

affabre factis unda coacta rotis.

Ujarzmiona Bystrzyca, która opływa miasto,

dostarcza Lublinowi słodkiej wody;

część wpływa do stawów, część zaś otacza wieżę –

wieżę, która pcha w górę wchłonięte wody –

wpływa do miasta, miedzianymi biegnie rurami

zmyślnie kołami w wieży popchnięta[30].

Wodociąg, zbudowany z rur drewnianych, w niektórych miejscach miedzianych, prowadził wodę z Bystrzycy do wieży przy klasztorze brygidek, która pełniła rolę wieży ciśnień i zasilała w wodę krakowskie przedmieście i zabudowę w obrębie murów obronnych. Z poezji Sebastiana Klonowica wiemy, że część systemu wodnego stanowiła miejska fontanna, nie ma jednak żadnych informacji na temat jej lokalizacji. Można założyć, że była umiejscowiona na rynku. Tam właśnie, rzecz jasna, stały liczne kramy lubelskich rzemieślników. Zapewne mieściły się tu także ówczesne lokale gastronomiczne. Do dzisiaj zachowały się ślady po winiarni, jaka funkcjonowała w kamienicy Lubomelskich, pod numerem 8. Na nieco mniejszym Rynku Rybnym handlowano towarem zgodnym z nazwą miejsca. Był to ważny punkt w mieście ze względu na usytuowanie dwóch znaczących instytucji: łaźni miejskiej, która dzierżawiona była przez magistrat kolejnym arendarzom–łaziebnikom, oraz nadzorowanego z urzędu przez municypalnego kata zamtuzu. Co ciekawe, z tych dwóch przybytków więcej dochodów przynosił miastu czynsz dzierżawny z łaźni niż podatek od domu publicznego.

Lublin w czasach unii był bogaty w liczne przedsiębiorstwa produkcyjne. Istniała tu w podmiejskich Tatarach należąca do starostwa wielka papiernia – nowoczesny wtedy zakład, murowany, składający się z kilku budynków, według lustracji z 1565 roku płacący czynsz w wysokości dwudziestu grzywien i czterech ryz papieru. Miasto prowadziło także postrzygalnie i albatorium, czyli zakłady obsługujące kolejne etapy produkcji tkanin. Była tu też kapnica, w której przetapiano wosk, i tłocząca świece woskobojnia. Na przedmieściach funkcjonowało kilka browarów, kilka cegielni i cztery młyny. Po jednym z tych przedsiębiorstw należało do miasta. Warto wreszcie zauważyć, że lubelską specjalnością tej epoki były usługi transportowe. Tutejsi furmani oferowali „dalekobieżne” przewozy towarów na wschód i południowy wschód.

W XVI wieku zabudowa na przedmieściach Lublina gęstniała. Powstawały tu liczne jurydyki, czyli stanowiące prywatną własność, wyłączone spod jurysdykcji miejskiej osiedla, w których rozwijała się produkcja, rzemiosło i handel. W epoce unii lubelskiej przeważały jurydyki będące własnością instytucji kościelnych; istnieją zapiski potwierdzające, że istniały wówczas jurydyki brygidkowska, Świętego Michała, Świętego Ducha, Świętego Mikołaja. Między jurydykami pojawiały się dwory szlachty lubelskiej. W 1569 roku istniały już na pewno podmiejskie magnackie rezydencje Firlejów, Tęczyńskich i Myszkowskich. Obok nich pojawiały się dwory zamożnej szlachty Sobieskich, Lasotów, Ostrowskich, Suchodolskich, Rejów, Orzechowskich, Osmólskich, Kijańskich. W czasie sejmu gościli w nich z pewnością liczni przybysze. Osobnym osiedlem była sąsiadująca z podzamczem dzielnica żydowska. Oprócz wspomnianej synagogi szczyciła się znaną w całej Koronie jesziwą, czyli uczelnią talmudyczną, oraz drukarnią, wydającą liczne hebrajskie księgi.

Lublin był nie tylko liczącym się rynkiem międzynarodowego handlu, ośrodkiem wytwórczym, miejscem politycznych kontaktów, areną wyznaniowych dyskusji i sporów, lecz także centrum kulturalnym. Prawdopodobnie w 1567 roku ukazały się tu pierwsze wydania prasy polskiej w postaci Nowin Lubelskich. Nie zachowały się żadne egzemplarze tego tytułu, znanego dziś jedynie ze wzmianek dziewiętnastowiecznych autorów – Michała Wiszniewskiego i Karola Estreichera. Trudno jednak podważać autorytet tak wybitnych badaczy, możemy zatem przyjąć, że pierwsze polskie czasopismo pojawiło się właśnie w Lublinie. Niestety wiąże się z tym więcej zagadek niż konkretnych informacji. Z podobną sytuacją mamy do czynienia w przypadku towarzystwa literackiego, które w czasach unii istniało w mieście nad Bystrzycą. Wiemy o nim dzięki dedykacji Sebastiana Klonowica z jego poematu Philtron, który poeta poświęcił kilku seniorom „contubernii literatorum in civitate Regia Lublinensi”, co chyba najwłaściwiej przetłumaczyć by można jako „bractwo literackie”. Dedykacja wybitnego poety stanowi znakomitą rekomendację i możemy założyć, że mamy tu do czynienia z grupą znawców, a zapewne i twórców rekrutujących się najwyraźniej ze środowiska lubelskich mieszczan. O tym, że śmietanka kulturalna w ówczesnym Lublinie istniała i zapewne łączyła szlachtę i mieszczan, świadczy ciekawy zabytek sztuki renesansowej zachowany w mieście nad Bystrzycą – polichromie z kamienicy Lubomelskich, mieszczącej się przy rynku, pod numerem 8. Malowidła ścienne z parteru tego budynku są jedynym znanym portretem miasta z okresu przed wielkim pożarem 1575 roku, który zniszczył późnogotycki wygląd Lublina, ten, który mogli zapamiętać uczestnicy sejmu lubelskiego.

Ów konterfekt nie jest podporządkowaną regułom perspektywy podobizną miasta, a raczej czymś w rodzaju wizerunku podzielonego na dwie odrębne części, na których pojawiają się części miasta obserwowane z trzech punktów widzenia. Nie możemy na jego podstawie ustalić położenia poszczególnych obiektów, ale jesteśmy w stanie rozpoznać kilka z nich. Na najlepiej zachowanym fragmencie widzimy farę z zegarem i ratusz. Kościół częściowo przysłonięty przez farę z uwagi na umiejscowienie względem niej musi być świątynią dominikanów. Można się domyślać, że widać tu także nieco przesłoniętą Bramę Grodzką. W oddali rysuje się zamek z kaplicą Świętej Trójcy i donżonem, czyli dawną cylindryczną budowlą mieszkalno-obronną, która w XVI wieku była „wieżą”, a zatem więzieniem dla szlachty. Widać obszerne mury obronne z licznymi basztami i dwie słabo zarysowane wieże kościelne. Poniżej wre bitwa, a postacią centralną jest rycerz-mieszczanin Mikołaj Lubomelski.

Inny fragment malowidła przedstawia Bramę Krakowską. Historycy sztuki i znawcy dziejów Lublina skłonni są uważać, że jest to wizerunek nieco podkoloryzowany. Możliwe. Jednak warto podkreślić, że nie dysponujemy precyzyjnymi opisami wyglądu poszczególnych obiektów w okresie przed pożarem 1575. Dlaczego zatem nie mielibyśmy uznać fresku z z kamienicy Lubomelskich za wiarygodny portret miejskich budynków?

Trzeci punkt widzenia otwiera widok za inną część miasta, trudno tu jednak zidentyfikować konkretne obiekty. Nie mamy jednak wątpliwości, że jest to wizerunek dużego miasta otoczonego silnymi murami, a w zabudowie wyróżniają się wieże licznych kościołów.

Przy okazji warto zwrócić uwagę na wspomniane wyeksponowanie na malowidle mieszczanina-rycerza. Miało to manifestować społeczne ambicje patrycjatu lubelskiego, który cieszył się przywilejem służby wojskowej na prawie rycerskim, brał udział w sejmach przez osobne deputacje i nie miał jak widać kompleksu niższości wobec szlachty. Miasto miasto uzyskało wiele przywilejów. Zachowana lustracja województwa lubelskiego z roku 1565 w rozdziale Civitas Lublinensis odnotowuje liczne odwołania rajców miejskich do posiadanych uprawnień. Lublinianie uważali na przykład, że nie są zobowiązani do płacenia czynszu z kamienic i domów oraz działek ziemskich na przedmieściu. Kiedy rewizorzy zapytali, czy uiszczają takie opłaty, „jako insze miasta zwykły dawać”, ci oświadczyli, że „starodawna czynszu domowego ani wybierają nigdy, ani też nikomu dawają, ani na zamek, ani na ratusz”[31]. Potwierdza to, że mieszczanie lubelscy przypisywali sobie pozycję równą szlachcie.

Piwnica wspomnianej kamienicy Lubomelskich była zapewne miejscem spotkań, które także łączyło zamożne mieszczaństwo ze szlachtą. Znajdowała się tam winiarnia. Jedna z jej sal ozdobiona została serią niezwykle ciekawych polichromii z połowy XVI wieku, które zachowały się do dziś. Historycy sztuki spierają się o ich interpretacje, dopatrując się akcentów frywolnych, epikurejskich, a nawet oznak antymagnackiej satyry społecznej. Dla historyka owa seria malowideł opatrzonych obficie cytatami z Horacego i aluzjami do mitologii oraz literatury antycznej jest jednak przede wszystkim dowodem na to, że spotykali się tu ludzie oczytani i znakomicie poruszający się w świecie humanistycznych dyskusji o naturze ludzkiej, zdolni odczytywać literackie aluzje i niuanse. Idee wiodące tej serii polichromii pozostaną nieznane. Czytelne jest horacjańskie przesłanie nawołujące do umiaru i poszukiwania złotego środka, ale dostrzegamy także sprzeciw wobec hipokryzji i akcentowanie dominującej roli miłości „ziemskiej” w życiu człowieka. Wszystko to wskazuje, iż spotykała się tu, jak już wspominałem, towarzyska śmietanka, intelektualiści, ludzie sztuki, wolne umysły. Mogli tu wieść dysputy Klonowic, Kochanowski, Rej, członkowie bractwa literackiego, wykształceni szlacheccy „statyści”, jak zwano wówczas wytrawnych polityków, i rajcy miejscy, choć niewykluczone, że działo się to w „profesjonalnym” damskim towarzystwie.

Lublin w roku 1569 stał się siedzibą jakże licznych uczestników i gości sejmu unijnego. Wiadomo, że Litwini stanęli obozem na rozległym placu przy kościele Świętego Krzyża na przedmieściu krakowskim. Szlachta z ziem ruskich Korony obozowała pod zamkiem, nad brzegiem Bystrzycy. Pozostali zajęli kwatery w mieście, dworach szlacheckich na przedmieściach i w klasztorach. Nuncjusz i kardynał Stanisław Hozjusz mieszkali u brygidek. Szwedzcy dyplomaci kwaterowali przy kościele Świętego Wojciecha, w obrębie murów miejskich, pod zamkiem. Henryk, książę legnicki gościł u Świętego Mikołaja na Czwartku, czyli na przedmieściu od wschodniej strony miasta, zaś książę pruski Albrecht Fryderyk w dworze Sobieskich na przedmieściu krakowskim. Na rynku miejskim odbył się zaś 19 lipca 1569 roku hołd pruski.

Lublin szesnastowieczny był miejscem intensywnego życia politycznego, religijnego, kulturalnego i społecznego. W czasie sejmu unijnego wszystkie jego atrakcje musiały się roziskrzyć wyjątkowym blaskiem. Sejmowe dyskusje i spory toczyły się jednak w innych, choć pobliskich murach zamku królewskiego, który górował nad miastem. W czasach unijnych zamek był już przebudowany i ozdobiony zgodnie z renesansową modą.

Zarys budowli zamkowych jest widoczny na polichromii z kamienicy Lubomelskich. Na tej podstawie jednak niewiele można powiedzieć o wyglądzie tego miejsca. Dysponujemy na szczęście dokładniejszym wizerunkiem, który, choć pochodzi z księgi wydanej w roku 1618, może być pomocny do zrekonstruowania opisu lubelskiej twierdzy z czasów unii lubelskiej. Pochodzi z dzieła Civitates orbis terrarum Jerzego Brauna i Abrahama Hogenberga[32]. Choć został wykonany na podstawie obserwacji z natury dokonanej w drugiej dekadzie XVII wieku, przedstawia zamek w wyglądzie podobnym do tego z 1569 roku. Tego miejsca nie objął bowiem pożar Lublina z 1575 roku, o którym wspominałem wcześniej. Zamek królewski w Lublinie przetrwał nietknięty od czasów renesansowej przebudowy w połowie XVI wieku aż do czasów potopu szwedzkiego, kiedy uległ prawie kompletnemu zniszczeniu, jak wiele innych pięknych budowli na terenie Rzeczypospolitej. Na sztychu widzimy budynek nadbramny, zbudowany jeszcze w XIV wieku, a przebudowany w połowie XVI, oraz jeszcze starszy, bo pochodzący z XIII wieku donżon, a także kaplicę Świętej Trójcy zbudowaną w drugiej połowie XIV wieku, gdzie na początku kolejnego stulecia wykonano istniejące do dzisiaj ścienne malowidła w stylu bizantyjsko-ruskim, i wreszcie budynek urzędu grodzkiego, będący zarazem – w razie potrzeby – siedzibą królewską, wzniesiony na starych fundamentach w XVI wieku, na rozkaz (i koszt) miejscowego starosty Jana Tęczyńskiego. Cały zamek został poddany renowacji i przebudowie w czasach Zygmunta Starego, a w pracach tych mógł brać udział twórca Kaplicy Zygmuntowskiej na Wawelu Bartolomeo Berecci.

Choć istnieje bardzo dokładny opis zamku w postaci Inwentarza starostwa lubelskiego z 1564 roku[33], nie możemy precyzyjnie ustalić miejsc, w których odbywały się obrady sejmowe. Wzmianki na ten temat w diariuszach są bardzo lakoniczne i ograniczają się do informacji, że posłowie koronni na wspólne posiedzenia z senatem w obecności króla chodzili „na górę”, zaś Litwini obradowali osobno (D 337, 354, 355). Pomieszczenia, w których toczyły się obrady, musiały być obszerne, gdyż sama koronna izba poselska liczyła dziewięćdziesięciu czterech debatujących. W obradach w różnych momentach uczestniczyło ponad czterdziestu pięciu senatorów koronnych. Posłowie i senatorowie często spotykali się na wspólnych sesjach i w takich momentach sale musiały pomieścić ponad sto pięćdziesiąt osób, w tym królewskich sekretarzy i ekspertów obu izb. Pamiętajmy też, że odbywały się sesje wspólne z Litwinami, o których liczebności w pierwszym okresie prac sejmu unijnego (styczeń – luty 1569 roku) nie mamy dokładnych danych, ale bez wątpienia było to liczne zgromadzenie, bowiem „panów rady” w pełnym składzie mogło być ponad czterdziestu, a reprezentantów sejmików drugie tyle. Na obradach pojawiali się też przedstawiciele Prus Królewskich, Inflant, Kurlandii, deputacje miast koronnych. Maksymalna ilość uczestników najbardziej „ludnych” sesji mogła zatem sięgać dwustu pięćdziesięciu osób. Historycy najczęściej umiejscawiają prace sejmowe w siedzibie sądu grodzkiego lubelskiego, który na rycinie Brauna i Hogenberga przedstawiony jest po lewej stronie donżonu. W istocie jednak nie mamy całkowitej pewności, czy obrady nie toczyły się w budynku nadbramnym, czasem nazywanym też pałacowym. Tam także była dostateczna liczba dużych pomieszczeń, a na wspomnianej rycinie oraz opracowanej niegdyś przez Stanisława Wojciechowskiego rekonstrukcji (zob. rysunek)[34] wygląda on na wyraźnie większy od gmachu sądu. Wspomniany inwentarz opisuje tu obszerną, sklepioną komnatę na pierwszej kondygnacji oraz dwie wielkie sale na piętrze, w tym jedną nazywaną królewską, wymienia także szereg innych pomieszczeń. Wyposażenie opisane przez inwentaryzatorów oraz zdobienia pomieszczeń na piętrze gmachu nadbramnego – choćby witrażowe okna czy malowidła ścienne – świadczą, że była to przestrzeń reprezentacyjna, przygotowana dla króla.

S. Wojciechowski, Renesansowy zamek lubelski, „Ochrona Zabytków”, 7/3 (26), 1954, s. 179.

W budynku sądu grodzkiego także istniały jednak sale, których wielkość odpowiadała potrzebom obrad sejmowych. W przyziemiu znajdowały się dwa wielkie sklepione pomieszczenia; jedno z nich było salą urzędowania sądu grodzkiego, którego „roczki” bywały bardzo tłumne. Na piętrze znajdowała się sala „królewska”. Na podstawie opisu inwentaryzatorów trudno jednak ocenić jej obszerność, podobnie jak wielkość innych pomieszczeń na tej kondygnacji.

Istnieje jeszcze jeden argument w sporze o dokładną lokalizację miejsca historycznych obrad. Jest nim drzeworyt przedstawiający sejm unijny w składzie obu być może już połączonych izb, opublikowany w dziele, które światło dzienne ujrzało w roku 1570 w Krakowie. Chodzi mianowicie o grafikę z księgi Jana Herburta Statuta y przywileje koronne, której autor był uczestnikiem lubelskich obrad 1569 roku. Przez okna wyobrażonej tu sali sejmowej widzimy fragmenty panoramy Lublina z rozpoznawalną wieżą kościoła farnego. Taki widok mógł się rozpościerać jedynie z pomieszczeń w budynku nadbramnym, który przesłaniałby widok na miasto patrzącym z gmachu sądu grodzkiego. Nie mamy jednak pewności, czy obraz sejmu opublikowany w 1570 roku nie jest fantazją autora – wizerunkiem idealnym, który pomaga widzowi zlokalizować wydarzenia w Lublinie, ale niekoniecznie odtwarza scenerię sali, w której toczyły się obrady i zawierano unię.

Nie rozstrzygniemy zatem kwestii ostatecznego ustalenia miejsca obrad sejmowych. Jak już wspomniano, historycy opowiadają się zwykle za budynkiem sądu grodzkiego, ale tezy tej nie można uznać za udowodnioną. Niżej podpisany opowiadałby się raczej za wersją wskazującą budynek nadbramny. Funkcjonująca w lokalnej, lubelskiej tradycji opowieść, iż miejscem zawarcia unii lubelskiej był refektarz klasztoru dominikanów w Lublinie, nie znajduje oparcia w źródłach. Relacja niemieckiego duchownego i dyplomaty Marcina Gerstmana, późniejszego biskupa wrocławskiego, wskazuje, że 1 lipca 1569 roku po podpisaniu aktu unii król przeszedł z zamku do kościoła dominikanów[35]. Nie pozostawia to wątpliwości co do faktu, że unię zawarto na zamku, zaś w kościele dominikanów odprawiono mszę dziękczynną, w czasie której Zygmunt August odśpiewał Te Deum laudamus. Zaś już 29 czerwca po zakończeniu negocjacji unijnych pierwsze nabożeństwo dziękczynne odbyło się w zamkowym kościele Świętej Trójcy, jedynym obiekcie architektonicznym w Lublinie, gdzie możemy jeszcze dziś znaleźć się w otoczeniu, w znacznym stopniu podobnym do tego, jakie oglądali uczestnicy sejmu unijnego. Możemy tu nawet podziwiać piętnastowieczne malowidła ścienne w stylu bizantyjskim, czy raczej ruskim, które 29 czerwca 1569 roku spoglądały na tłum senatorów i posłów zgromadzonych w świątyni. Liczni wśród obecnych prawosławni, w tym senatorowie i posłowie z Kijowszczyzny, Wołynia i Bracławszczyzny, mogli się tu poczuć naprawdę swojsko.

Wschodniochrześcijański powiew tchnący z lubelskich fresków nie był zresztą niczym obcym dla nikogo ze zgromadzonych uczestników sejmu, od króla począwszy. Zygmunt August wywodził się w końcu od praprapradziada Olgierda i jego małżonki Julianny, księżniczki twerskiej. Większą część życia spędził na Litwie w otoczeniu, którego znaczną część stanowili Rusini. Wprawdzie ukochana małżonka monarchy, Barbara z Radziwiłłów, mawiała ponoć, że „wilk chowany a Rusin krczony diabłu się godzi”[36], ale on sam z pewnością miał inny stosunek do „Rusinów krczonych”, którym przywilejem z 1568 roku oferował pełną równość polityczną z katolikami i równy z nimi dostęp do urzędów. Zygmunt August był bez wątpienia głównych bohaterem dramatu historycznego rozgrywającego się na sejmie unijnym[37]. Od dziecka trwał w zawieszeniu między Litwą a Polską. Przez długie lata bez wątpienia był znacznie bardziej związany emocjonalnie z Wielkim Księstwem, choć trzeba pamiętać, że przede wszystkim liczyło się dla niego monarsze powołanie i dynastyczna duma. Jeszcze jednak na początku swego niepodzielnego panowania w obu krajach – po śmierci ojca, Zygmunta Starego (1548) – Zygmunt August był zdecydowanym rzecznikiem litewskiej suwerenności i stanowczym krytykiem polskich planów unijnych. Na powolną zmianę jego poglądu w tej sprawie wpłynęło podjęcie „projektu inflanckiego”. Ostatni z Jagiellonów zaangażował się w zabiegi o przejęcie kontroli nad upadającym państwem zakonu Kawalerów Mieczowych (Inflantami) i uczynienie ze swej polsko-litewskiej monarchii „państwa morskiego”, które mogłoby zająć czołowe miejsce w rywalizacji o dominację na Bałtyku. W końcu lat pięćdziesiątych XVI wieku próbował jeszcze realizować ten plan w oparciu o zasoby Litwy i na jej użytek. Okazało się jednak, że był to potencjał niewystarczający, gdy do rywalizacji włączył się Iwan IV Groźny i nie tylko zajął część Inflant, ale poważnie zagroził bezpieczeństwu Wielkiego Księstwa. Zygmunt August uznał wówczas, że zasoby Korony będą niezbędne nie tylko do prowadzenia aktywnej polityki inflanckiej, lecz także do skutecznej ochrony Litwy. A że jednocześnie rozstawał się już w tym czasie (początek lat sześćdziesiątych XVI wieku) z marzeniem o posiadaniu potomka, dostrzegał konieczność wprowadzenia rozwiązań strukturalnych, które gwarantowałyby trwałość polsko-litewskiego związku państwowego. Klęski Litwy w walkach z Moskwą, a przede wszystkim utrata Połocka w 1563 roku, niezrekompensowana chwalebnymi, ale nieprzynoszącymi zysków terytorialnych zwycięstwami w polu, upewniła króla i zarazem wielkiego księcia, że polsko-litewska unia realna jest projektem, który trzeba zrealizować. Już korespondencja Zygmunta Augusta z Radziwiłłami z 1561 roku wskazuje na wyraźną ewolucję jego poglądu na unię. Pod koniec dziesięciolecia król był już zdeterminowany, by doprowadzić do powstania wspólnego państwa Polaków i Litwinów, choć zachował szacunek dla litewskich tradycji i z całą pewnością nie chciał całkowitej likwidacji odrębności Wielkiego Księstwa. W swych dążeniach zetknął się z doktrynerską postawą ruchu egzekucyjnego, który dążył do pełnej unifikacji obu państw w przekonaniu, że doskonałość wolnościowego, polskiego ustroju stanowi wystarczającą gwarancję zachowania przez Litwinów własnej wolności. Nie mógł też liczyć na zrozumienie ze strony swych litewskich poddanych i przyjaciół, z Mikołajem „Rudym” Radziwiłłem na czele, którzy wątpili w szczerość unijnych intencji hospodara i gotowi byli bronić suwerenności Wielkiego Księstwa do ostatka, licząc, że Zygmunt August ostatecznie opowie po się po ich stronie. Tylko część senatu koronnego wspierała króla w jego dążeniach. Zrealizowanie projektu wymagało zatem wielu starań i manewrów. Kluczowa okazała się inkorporacja Wołynia, a potem także Kijowszczyzny. W tej sprawie monarcha także wykazał konsekwencję i determinację, choć, jak zobaczymy, nie zaniechał też koniecznej ostrożności.

Zygmunt August znany był wśród współczesnych mu jako „król dojutrek”. Tę ocenę przejęła część historyków. Właściwie można się zgodzić z tym określeniem, ale pod warunkiem, że dostrzeżemy jego właściwą treść. Ostatni Jagiellon w istocie często zwlekał z konkretnymi decyzjami i odkładał na później ostateczne rozstrzygnięcia. Jednak czy nie było to słuszne rozwiązanie w sytuacji politycznej w połowie XVI wieku? Czy mogło przynieść dobre skutki jednoznaczne zaangażowanie się króla w wielkim sporze wyznaniowym tej epoki? Czy odkładanie decyzji i oczekiwanie na wyklarowanie się bilansu sił nie było jedynym sposobem uniknięcia wojny religijnej w Polsce? Podobnie możemy zapytać w kwestii unii: czy odwlekanie stanowczych rozstrzygnięć nie okazało się w ostatecznym rozrachunku skuteczne? Czyż nie doprowadziło do powrotu Litwinów za stół obrad i podjęcia ustaleń, które były dalekie od pierwotnych założeń koronnej izby poselskiej z jednej, a litewskich panów rady z drugiej strony, ale odpowiadały całkowicie wstępnym założeniom króla? W każdym razie rola Zygmunta Augusta w zawarciu unii polsko-litewskiej została dostrzeżona natychmiast i była eksponowana przez współczesnych mu obserwatorów, zwłaszcza patrzących na sprawy polsko-litewskie z zewnątrz dyplomatów „postronnych panów”[38].

Zygmunt August był niewątpliwą gwiazdą na firmamencie polsko-litewskiego parlamentaryzmu połowy XVI wieku. Robił wrażenie jako świetny mówca, który często nie szukał zastępstwa kanclerza lub podkanclerzego i osobiście brał udział w obradach, zyskując uznanie wyrafinowaniem używanego przez siebie języka polskiego. Parlament polski w latach sześćdziesiątych XVI wieku był jednak miejscem spotkań wielu wybitnych ludzi, którzy pojawiali się tu w roli senatorów, posłów, „arbitrów” lub pracowników kancelarii koronnej, poważnie zaangażowanej w obrady każdego sejmu i jego prace legislacyjne. Wśród członków rady królewskiej prym wiedli – przynajmniej formalnie – zajmujący pierwsze krzesła senatorskie biskupi. W epoce unii lubelskiej wśród ordynariuszy diecezji koronnych można było wyróżnić dwie grupy. Historycy często pisali w tym kontekście o biskupach „renesansowych” i „kontrreformacyjnych”[39]. Do pierwszej grupy zaliczano duchownych ukształtowanych na „włoskim” dworze Zygmunta I i Bony oraz w środowisku Piotra Tomickiego, iście „renesansowego księcia” i mecenasa, biskupa krakowskiego i podkanclerzego koronnego. Wśród nich można wymienić Filipa Padniewskiego, Piotra Myszkowskiego, Franciszka Krasińskiego, a także prymasa Jakuba Uchańskiego. Drugą grupę tworzyli uosabiający katolicyzm potrydencki Stanisław Hozjusz oraz jego protegowani i kontynuatorzy – Stanisław Karnkowski i Adam Konarski.

„Renesansowi” biskupi polscy byli zbiorowością mocno specyficzną[40]. Kształcili się w luterańskich i katolickich uczelniach Niemiec i Włoch. Nosili dumne tytuły doktora utriusque iuris. Wykazywali większe zainteresowanie kontaktami ze znakomitymi humanistami niż z kanonikami katedralnych kapituł, choć i tu zdołali umieścić wielu wybitnych zwolenników Erazma z Roterdamu. Zarzucano im skłonności do nowinkarstwa, a czasami nawet ateizm, choć przyznać trzeba, że zarzuty te płynęły z przeciwnej strony barykady wyznaniowego sporu i mogły być bardzo stronnicze. Najbardziej osławiony był arcybiskup gnieźnieński Jakub Uchański (1502–1581), który przeżył wiele zakrętów na swej duchowej drodze i był wielokrotnie oskarżany o herezję, a jednak zrobił wielką karierę kościelną, sięgając pozycji prymasa i „urodzonego legata” papieskiego. Jemu jedynemu w gronie „renesansowych” polskich biskupów brakowało zagranicznego wykształcenia. Był natomiast w pewnym okresie swego życia zwolennikiem „kościoła narodowego” – polskiej, niezrealizowanej odmiany anglikanizmu. W sprawie unii i inkorporacji Uchański zajął stanowisko tak bliskie monarszemu, jak to tylko było możliwe, i wielokrotnie występował na forum sejmowym z poparciem dla działań Zygmunta Augusta. Warto pamiętać, że prymas ze zrozumieniem odniósł się do postulatów szlachty wołyńskiej i był jedynym spośród senatorów koronnych, który postulował „zwołanie sejmu” dla Wołynian i Podlasian.

Do tego samego środowiska należał biskup krakowski Filip Padniewski, były podkanclerzy koronny (1510–1572). W młodości studiował w Ingolstadt, Padwie i Rzymie. To właśnie on był twórcą koncepcji inkorporacji Wołynia i Podlasia jako instrumentu nacisku na Litwę w sprawie unii. Wystąpił z tą koncepcją jeszcze na sejmie 1563–1564 roku. W 1569 roku w Lublinie przypomniał swój pomysł w czasie styczniowych dyskusji z Litwinami. Był zatem inicjatorem inkorporacji. W jego wizji był to jednak tylko sposób wywierania presji na Wielkie Księstwo, bowiem w dyskusji o przyłączeniu Kijowszczyzny biskup krakowski wypowiedział się stanowczo przeciw „restytucji”, argumentując swoje stanowisko szkodliwością takiego rozszerzenia granic koronnych dla obronności kraju. Był zwolennikiem ustępstw wobec Litwinów i faktycznie sprzyjał federacyjnej koncepcji unii. Jako biskup słabo realizował zalecenia soboru trydenckiego. Rozdawał beneficja osobom świeckim i realizował się bardziej poprzez udział w intelektualnych dyskusjach niż przez modlitwę. Słynął z erudycji, biegłości w łacinie i grece oraz działalności pisarskiej, w ramach której tworzył kronikarskie portrety wybitnych humanistów.

Jego następcą na biskupstwie krakowskim stał się Franciszek Krasiński, kolejny katolicki hierarcha o „renesansowym profilu”. Studiował w „stolicy luteranizmu” – Wittenberdze – oraz katolickich uczelniach Bolonii i Rzymu. W czasie sejmu unijnego został mianowany podkanclerzym koronnym i był współautorem koncepcji unii realnej i inkorporacji Wołynia i Kijowszczyzny. To pod jego kierownictwem tworzono dokumenty unijne i inkorporacyjne. Trudno przecenić wkład Franciszka Krasińskiego w wielkie dzieła epoki, a podkreślić należy, iż był współtwórcą i jako jedyny biskup sygnatariuszem „wielkiej karty” swobód wyznaniowych w Rzeczypospolitej – konfederacji warszawskiej.

Spadkobiercą Krasińskiego na biskupstwie krakowskim był Piotr Myszkowski (1505–1591). Ten absolwent uczelni w Krakowie i Padwie został podkanclerzym koronnym w roku 1559. Pozostawał w bliskich stosunkach z krewnym, wojewodą krakowskim Piotrem Myszkowskim, liderem małopolskich kalwinistów. W czasie sejmu unijnego Myszkowski był biskupem płockim. Brał czynny udział w pertraktacjach unijnych i należał do skrzydła „umiarkowanych” senatorów, przestrzegających przed nadmiernymi żądaniami w stosunku do Litwinów. Wsparł króla w dążeniach do unii realnej i poparł inkorporację Kijowszczyzny. Ubiegał się o biskupstwo krakowskie po Padniewskim, ale otrzymał je dopiero po Krasińskim (od 1577). Był ostatnim z biskupów krakowskich reprezentujących późnorenesansowy model polskiego biskupa – protektora humanistów i mecenasa poetów i filozofów.

Na drugim biegunie konstelacji polskich hierarchów XVI stulecia znajdowali się biskupi spod znaku Trydentu, konsekwentni kontynuatorzy wielkiej postaci polskiej kontrreformacji – Stanisława Hozjusza (1504–1579). On także po naukach w Krakowie odbierał wykształcenie w znakomitych uczelniach Padwy i Bolonii. On także przeszedł okres fascynacji pismami Erazma z Rotterdamu. Erudycja poprowadziła go jednak ku postawie antyluterańskiej i uczyniła zeń jednego z ojców soboru trydenckiego. W Polsce biskup warmiński (od 1551) był niewątpliwym przywódcą kontrreformacji. Na sejmie unijnym pojawił się już w styczniu, ale w sprawach związków polski z Litwą i inkorporacji Wołynia nie zajął wyraźnego stanowiska, a zanim nastapiły konkluzje lubelskiego sejmu, wyjechał z misją dyplomatyczną do Rzymu.

W Lublinie zastąpił go energiczny biskup kujawski Stanisław Karnkowski (1520–1603), przyszły prymas. Studiował w Wittenberdze, ale nie uległ protestanckim wpływom. Powrócił do Polski i działał w stronnictwie kontrreformacyjnym. Był bliskim współpracownikiem Zygmunta Augusta, sekretarzem królewskim w 1555 roku, referendarzem koronnym trzy lata później i wreszcie sekretarzem wielkim od 1563 roku. W 1567 roku otrzymał biskupstwo kujawskie. W sprawie unii i inkorporacji Kijowszczyzny poparł króla, podobnie jak później w kwestii polityki morskiej i działaniach wobec Gdańska. W 1569 roku miał jeszcze przed sobą długie i bogate życie hierarchy i polityka. Został zapamiętany jako „szermierz kontrreformacji” i adwersarz Jana Zamoyskiego. W sprawie unii jego działalność jest argumentem na rzecz tezy, że związek Polski z Litwą był kwestią, co do której istniało istniało w Koronie „ponadwyznaniowe” porozumienie.

Kolejnym „kontrreformacyjnym” biskupem z epoki sejmu unijnego był Adam Konarski (1526–1574), biskup poznański (od 1564). Uczeń Akademii Lubrańskiego, Frankfurtu nad Odrą, Wittenbergi i Padwy. W czasie sejmu unijnego poparł działania króla. Szczególnie spektakularnie opowiadał się za przyłączeniem Kijowszczyzny do Korony. Zapisał się w dziejach jako przewodniczący poselstwa wysłanego przez Rzeczpospolitą do Paryża po króla Henryka Walezego.

Kościół polski połowy XVI wieku był bez wątpienia w znacznej mierze rozdarty pomiędzy „erazmian” a zwolenników kontrreformacji. W kwestii unii z Litwą kontrowersji jednak nie było. Biskupi jednoznacznie wspierali króla. Różnice między nimi dotyczyły jedynie kwestii taktycznych. Padniewski uważał, że lepiej doprowadzić do unii z całą Litwą, niż inkorporować jej części. Inni biskupi pozostawali jednak zwolennikami inkorporacji jako celu samego w sobie.

Wśród senatorów świeckich nie było w czasie sejmu unijnego tak znaczących postaci, jak wśród biskupów Hozjusz czy Padniewski, ale znaleźć można w tym gronie osoby, które wówczas i w późniejszym okresie były zaangażowane w wielkie dzieła swoich czasów i bez wątpienia zapisały się w annałach jako kluczowi uczestnicy ważnych wydarzeń. Wśród nich szczególnie ważne role odgrywali małopolscy członkowie rady królewskiej: wojewoda lubelski i marszałek wielki koronny Jan Firlej oraz wojewoda sandomierski Piotr Zborowski. Wyżej postawieni w hierarchii senatorskiej byli kasztelan krakowski Sebastian Mielecki i wojewoda krakowski Stanisław Myszkowski, ale nie cieszyli się oni wśród szlachty tak wysokim prestiżem jak wcześniej wymienieni. Wśród Wielkopolan obecnych w Lublinie wyróżniał się wojewoda łęczycki Jan Sierakowski. W kraju znaczącą rolę odgrywali wówczas obaj hetmani: hetman wielki Mikołaj Sieniawski, zarazem wojewoda ruski, oraz hetman polny Jerzy Jazłowiecki, będący jednocześnie wojewodą podolskim. Ich sejmowa aktywność była jednak ograniczona. Między kasztelanami znaleźli się ważni bohaterowie późniejszych wydarzeń, jak na przykład Mikołaj Mielecki, „pan” wojnicki i Jan Kostka – gdański. Obaj przyszli kandydaci na króla-Piasta w dyskusjach unijnych byli mało aktywni. Ważną rolę odgrywał tu natomiast Hieronim Ossoliński, który zapisał się wcześniej chlubnie w księdze dziejów izby poselskiej, a w 1569 roku występował już tylko jako senator – kasztelan sądecki.

Ważna postacią epoki unii lubelskiej i pierwszego bezkrólewia był Jan Firlej (1521–1574), marszałek wielki koronny (od 1563) i wojewoda lubelski (od 1561), a potem krakowski (od 1572). W młodości studiował w Lipsku i Padwie. Podróżował do Rzymu i Ziemi Świętej. W latach 1569–1574 był najbardziej wpływowym świeckim senatorem Korony, a jednocześnie przywódcą małopolskich różnowierców. W czasie sejmu unijnego opowiadał się za unią in toto, a po wyjeździe Litwinów był zwolennikiem szybkiej inkorporacji Wołynia i Podlasia. Poparł też przyłączenie Kijowszczyzny. Pogodził się z koncepcją federacyjną, ale wystąpił jako zwolennik wyższości kompetencji marszałka koronnego nad litewskim, co stanowiło poważną komplikację na drodze do spokojnego zaakceptowania unii. W czasie pierwszego bezkrólewia był przywódcą szlachty małopolskiej, i to nie tylko protestanckiej. Do jego stronnictwa przystąpił także biskup krakowski Franciszek Krasiński. Odegrał niezwykle istotną rolę w pierwszej wolnej elekcji jako przywódca „grochowskich secesjonistów” Był też bohaterem jednej z najsłynniejszych anegdot z dziejów I Rzeczypospolitej: w czasie koronacji Henryka Walezego zażądał zaprzysiężenia pokoju religijnego i wstrzymał ceremonie, mówiąc do króla „przysięgnij królu, obiecałeś”[2*].

W dziejach sejmu unijnego zapisał się jaskrawo także Piotr Myszkowski, wojewoda krakowski (zm. 1570). Do służby publicznej przygotował się na dworze cesarza Ferdynanda I i króla Zygmunta Augusta. Od 1563 roku był senatorem jako kasztelan sandomierski. Jednocześnie odgrywał ważną rolę w małopolskim ruchu reformacyjnym. Wspierał ruch egzekucyjny i był stanowczym zwolennikiem rewizji rozdawnictwa dóbr królewskich. Zaangażował się w działania króla na rzecz unii Polski z Litwą. W 1565 roku został wojewodą krakowskim. Na sejmie lubelskim 1569 roku występował jako zwolennik unii, ale jednocześnie starał się powściągać najbardziej radykalne tendencje inkorporacyjne. Opowiedział się za przyłączeniem Wołynia i Podlasia, ale przeciwstawił się inkorporacji Kijowszczyzny ze względów formalnych i praktycznych. Swój sprzeciw w tej sprawie zaznaczył bardzo radykalnie. Zmarł niebawem po sejmie unijnym.

Kolejnym przywódcą różnowierców małopolskich na sejmie unijnym był Piotr Zborowski, wojewoda sandomierski (zm. 1580), podobnie jak inni świeccy senatorowie tej epoki kalwinista oraz – jak wszyscy wymienieni wcześniej bohaterowie wydarzeń – dyplomata. W czasie sejmu lubelskiego poparł „przymus unijny” wobec Litwinów mimo swoich związków z Wielkim Księstwem – jego siostra Katarzyna była żoną jednego z litewskich liderów Jana Chodkiewicza. W czasie debaty o inkorporacji Zborowski opowiedział się za przyłączeniem Wołynia, twierdząc że tylko taki krok może skłonić Litwinów do unii. Przeciwstawił się jednak inkorporacji Kijowszczyzny, powołując się na względy praktyczne. W czasie wielkiego bezkrólewia był zwolennikiem kandydatury Henryka Walezego, a potem Stefana Batorego. Przypisuje się mu autorstwo koncepcji elekcji viritim, uprawniającej do wyboru króla całą szlachtę.

W czasie sejmu unijnego wśród świeckich senatorów lepiej reprezentowani byli Małopolanie. Najważniejsi Wielkopolanie Łukasz Górka, wojewoda poznański, i Jerzy Konarski, wojewoda kaliski, byli nieobecni. Wśród senatorów Poloniae Maior rej wodził w tej sytuacji Jan Sierakowski, wojewoda łęczycki (1498–1589). Zapisał się w dziejach sejmu unijnego jako senator, który w lutym 1569 roku zainfekował izbę poselską ideą inkorporacji Wołynia i Podlasia. W następnych miesiącach nadal działał na rzecz tej koncepcji, wspierał także przyłączenie Kijowszczyzny. Opowiadał się za ścisłą unią z Litwą, ale ostatecznie poparł monarszą koncepcję federacyjną. Sierakowski był bliskim współpracownikiem króla i na jego zlecenie przygotował między innymi kompendium prawa polskiego (1554). Poziom tego dzieła nie pozwala wątpić w prawnicze wykształcenie późniejszego wojewody łęczyckiego. Działał też jako zwolennik egzekucji dóbr królewskich. Jak większość aktywistów tego ruchu należał do obozu reformacji, ale w latach sześćdziesiątych, przed sejmem unijnym powrócił do katolicyzmu.

Aktywnym uczestnikiem prac senatu w czasie sejmu unijnego był wcześniejszy wielokrotny poseł i jeden z przywódców ruchu egzekucyjnego, Hieronim Ossoliński, kasztelan sądecki (później sandomierski, zm. 1575). Wyznawca kalwinizmu, radykalny przeciwnik przywilejów Kościoła katolickiego i krytyk ostrożnej, nakierowanej na zachowanie pokoju religijnego polityki króla w kwestiach wyznaniowych. W czasie sejmu lubelskiego zajął początkowo stanowisko bliskie radykalizmowi izby poselskiej w kwestii unii in toto. Poparł inkorporację Wołynia i Podlasia. Sprzeciwiał się przyłączeniu Kijowszczyzny. W drugiej fazie negocjacji z Litwinami zajął stanowisko bardziej pojednawcze, niż wcześniej i domagał się tworzenia unii, „sercem braterskim” popierając w ten sposób federalistyczną koncepcję króla.

Wśród senatorów można wskazać wielu znaczących uczestników sejmowych debat, ale izba poselska była w epoce unii lubelskiej dosłownie przepełniona parlamentarzystami wielkiego formatu, znanymi jako doświadczeni uczestnicy sejmowych potyczek, znakomici mówcy i poważni „statyści”. Rej wodzili wówczas w parlamencie egzekucjoniści, a wśród nich wyróżniali się zwłaszcza liderzy z Rusi Czerwonej, Małopolski i Wielkopolski – odpowiednio Mikołaj Sienicki, Stanisław Szafraniec i Rafał Leszczyński. Sienicki był wielokrotnym posłem i marszałkiem izby poselskiej. Z powodu wielkich zdolności oratorskich nazywano go Demostenesem polskim. Reprezentował radykalne skrzydło polskiej reformacji jako jeden z liderów pierwszego pokolenia braci polskich, zwanych też arianami lub antytrynitarzami. Jako lider egzekucjonistów potrafił ułożyć sobie przyjazne stosunki z królem. Na sejmie lubelskim po raz pierwszy od kilku sejmów nie pełnił funkcji marszałka izby poselskiej, ale i tak wielokrotnie występował w imieniu posłów wobec króla i senatu, kierował pracami poselskich deputacji i miał poważny wpływ na bieg spraw parlamentarnych. Był zwolennikiem unii inkorporacyjnej i silnych nacisków na Litwinów. Poparł plan inkorporacji Wołynia, potem także Kijowszczyzny. Domagał się stanowczego egzekwowania decyzji w tych sprawach. Wszedł jednak do komisji sejmowej, powołanej do „skorygowania” przywileju dla Wołynian, która pozostawiła go ostatecznie w brzmieniu zaproponowanym przez zainteresowanych. W drugiej fazie negocjacji z Litwinami okazał się skłonny do pragmatycznego kompromisu, stając w ten sposób po stronie króla i jego federalistycznej koncepcji polsko-litewskiego związku państwowego.

Lider małopolskich egzekucjonistów, Stanisław Szafraniec (1527/30–1598), odgrywał na sejmie lubelskim znaczną rolę, ale odnośnie do unii i inkorporacji wykazywał umiarkowaną aktywność. Przywódca Wielkopolan Rafał Leszczyński (1526–1592) był natomiast w tym względzie bardzo aktywny. W kwestii unii zajmował stanowisko radykalne. Opowiadał się za likwidacją odrębności państwowej Litwy. Zachował powściągliwość w kwestii inkorporacji, bowiem obawiał się, że włączenie Podlasia i Wołynia do Korony posłuży do kompromisu w sprawie związku państwowego z Litwą. Pod koniec sejmu uległ najwyraźniej królewskiemu naciskowi w sprawie kompromisu unijnego, ale brak wzmianek o jego wyraźnym poparciu dla takiego rozwiązania. Leszczyński był ważną postacią w obozie reformacji polskiej jako główny opiekun kościoła braci czeskich. Zdobył sobie popularność wśród szlachty, rezygnując z urzędu senatorskiego dla zamanifestowania szacunku wobec prawa oraz przywiązania do mandatu poselskiego. W czasie pierwszych bezkrólewi niespodziewanie opowiedział się za kandydaturą habsburską, ale do końca życia cieszył się autorytetem wśród antyhabsburskiej szlachty wielkopolskiej.

Obok wymienionych liderów stali inni aktywni i liczący się posłowie, niezwiązani tak ściśle ze stronnictwem egzekucyjnym, ale wyznający wraz z nim zasadę dominującego znaczenia izby poselskiej w sejmie: Dobrogost Potworowski z województwa kaliskiego, Walenty Orzechowski z Rusi Czerwonej czy Jakub Ponętowski z łęczyckiego.

Jakub Ponętowski był aktywnym reprezentantem województwa łęczyckiego na sejmach egzekucyjnych. W młodości studiował w Akademii Krakowskiej. W latach sześćdziesiątych pojawił się na sejmiku łęczyckim, gdzie zwrócił na siebie uwagę umiejętnościami oratorskimi. Szybko stał się niemal etatowym posłem. Uczestniczył w sejmach 1563/64, 1566, 1567, a wreszcie w sejmie unijnym. Udzielał się w komisjach rewizyjnych, kontrolujących napływ dochodów z królewszczyzn, i stał się znanym i popularnym parlamentarzystą, sławionym jako „człowiek uczony, k’temu w wymowie alter Cicero”[41]. Wśród sejmowych aktywistów reprezentował obóz katolicki. Na unijne obrady do Lublina przyjechał wraz z bratem Janem, który uważnie śledził ich przebieg i spisał wierszowaną relację z sejmu, wydaną (bez daty rocznej) jako Krótki rzeczy polskich sejmowych godnych komentarz. Także Jakub okazał się potem zdolnym publicystą, wydając napisany piękną polszczyzną niewielkich rozmiarów traktacik moralistyczno-ekonomiczny zatytułowany Ziemianin. Został on wydany jako fragment dzieła Anzelma Gostomskiego Gospodarstwo w roku 1588, już po śmierci autora (1586). Na sejmie lubelskim Ponętowski domagał się unii in toto i sceptycznie oceniał w związku z tym plany inkorporacyjne.

Odmienne były poglądy czołowego posła nie-egzekucjonisty i katolika Walentego Orzechowskiego, wielokrotnie wybieranego na posła na sejmiku ziem ruskich w Sądowej Wiszni. Do służby publicznej przygotowały go studia na krakowskim uniwersytecie i pobyt na dworach możnowładczych Piotra Kmity i Mikołaja Sieniawskiego. W 1562 roku został sędzią ziemskim przemyskim i sprawował tę funkcję przez ponad dwadzieścia pięć lat, zyskując popularność i szacunek lokalnej społeczności. Od sejmu 1563/1564 roku rozpoczęła się parlamentarna kariera Orzechowskiego. W izbie poselskiej zdominowanej przez stronnictwo egzekucyjne stał się wyrazistym krytykiem programu egzekucji zastawionych dóbr królewskich i obrońcą praw ich czasowych posesorów. Na sejmie lubelskim pojawił się jako znany już i doświadczony parlamentarzysta, cieszący się reputacją dobrego mówcy i sprawnego uczestnika rozmaitych komisji i deputacji, powoływanych przez izbę do zajmowania się szczegółowymi sprawami. Było też powszechnie wiadomo, że jest stryjecznym bratem i politycznym przyjacielem Stanisława Orzechowskiego, najbardziej znanego i popularnego pisarza politycznego epoki, co niewątpliwie dodawało sędziemu przemyskiemu powagi i „wziętości”. W czasie sejmu Walenty Orzechowski wykazał wielką aktywność w sprawie inkorporacji, szczególnie w odniesieniu do Kijowszczyzny. W tej sprawie był posłem sprawozdawcą i jako reprezentant izby domagał się szybkich kroków zmierzających do realnego wcielenia województwa do Korony.