Strona główna » Obyczajowe i romanse » Zrządzenie losu

Zrządzenie losu

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-276-1107-9

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Zrządzenie losu

Pewna, ukrywająca swoją tożsamość zamożna dama, zamieściła w gazecie anons, że poszukuje kandydata na męża. Wicehrabia Alex Blackthorne udaje się na spotkanie z tajemniczą nieznajomą. Poznaje skromną pannę Elise Dewey i dowiaduje się, że list napisała dla żartu jej siostra, a Elise przyszła, aby usprawiedliwić ten lekkomyślny wybryk. Nie wiedzą, że śledzi ich wróg Aleksa gotów skompromitować młodą damę, aby tylko odegrać się na szlachetnym wicehrabim...

Polecane książki

„Draconia: Zew upadłych” Adriana Wojdaka to powieść fantastyczna. Akcja dzieje się w tytułowej Draconii, która jest jednym z sześciu krajów znajdujących się na kontynencie Ardanii. Karty historii przeplatają się mniej lub bardziej istotnymi wydarzeniami jak bitwy, wojny,...
„Wiesław Wernic – Klasyk Powieści Westernowej”, część 7 Rok 1886. Dwaj zaprzyjaźnieni traperzy doktor Jan i Karol Gordon wyruszają do Montany. Oczekuje ich bogaty hodowca bydła Paddy Warren. Ten znany z gospodarności farmer z Canyon Creek jest szantażowany przez tajemniczą szajkę....
Zielona dusza jest pełna różnych nastrojów i przeżyć. Ponieważ jest zielona gdzieś w najgłębszych zakamarkach zawsze przemawia przez nią optymizm i gra szczęście. Po smutnych wydarzeniach zazwyczaj następują te weselsze, które znakomicie równoważą się z nimi, a nawet pozostawiają w czytelniku odrobi...
Nazwisko Warrena Buffetta jest w świecie biznesu równoznaczne z sukcesem i pomyślnością. Wiele książek opisuje strategię inwestowania Buffetta, zarazem doradzając, jak każdy może inwestować tak jak on – jednak to nie jest jeszcze jedna książka na ten temat. Książka nie opisuje Buffetta ...
    Koniec XXI wieku na wschodnich krańcach monarchii austro-węgierskiej. Pionierskie czasy przemysłu naftowego. W tej scenerii toczą się losy Borysa Pasternaka. Poznaliśmy go kilka lat temu w intrygującej powieści „Złoty wilk” . Teraz ciąg dalszy. Borys zostawia całe swoje dotychczasowe życie i rus...
Niebanalne dziewczyny wybierają trudne, bezkompromisowe drogi, przekonane, że ich wybory są słuszne. Czy jednak potrafią nimi podążać bez ranienia siebie i innych? Nieraz będą musiały zatrzymać się na moment, by pomyśleć: "Gdzie jestem?". Jeśli jednak tachwila refleksji nie wystarczy, by rozwiązać p...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Mary Brendan

Mary BrendanZrządzenie losu

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Na Boga, człowieku, odłóż to wreszcie! Nie rozumiesz, jakie to prostackie?

Dżentelmen, do którego skierowana była ta wygłoszona znużonym tonem uwaga, w odpowiedzi tylko ściągnął brwi. Oparł podbródek na splecionych dłoniach i pochylił się nad stołem, bez reszty zaabsorbowany tym, co czytał.

Wicehrabia Blackthorne zerknął w swoje odbicie w szybie i zręcznymi palcami poprawił żabot, ale gdy w tej samej szybie dostrzegł, że jego przyjaciel wciąż marszczy czoło nad gazetą, odwrócił się niecierpliwie, wyciągnął mu ją spod łokci, zwinął i rzucił na krzesło.

Hugh Kendrick podniósł głowę, sapiąc z oburzenia.

– No cóż, Alex, należy coś przedsięwziąć – stwierdził ponuro. – Jeśli wkrótce nie spłacę Whittikera, ten odrażający liczykrupa pójdzie do sądu, a w ślad za nim inni wierzyciele. Ruszy lawina i moje biurko załamie się pod ciężarem sądowych nakazów zapłaty. Gdybym trafił do więzienia i splamił rodowe nazwisko, moja matka dostałaby ataku szału, a Toby… – Na wzmiankę o starszym bracie skrzywił się ponuro. – Toby bez wątpienia zechciałby się spotkać ze mną o świcie na błoniach w Clapham.

– Nie bądź taki melodramatyczny. – Ton Aleksa Blackthorne’a wyrażał rozbawienie i zupełny brak współczucia. Wicehrabia znów wpatrzył się w swoje odbicie, długimi palcami strzepując niewidoczne pyłki kurzu z ramion obleczonych grafitowym płaszczem z najlepszej wełny. – Nie jesteś pierwszym mężczyzną, którego kobieta doprowadziła do ruiny.

– Ty byś na to nigdy nie pozwolił – rzekł Hugh z niechętnym podziwem.

– Nie, raczej nie. – Alex uśmiechnął się krzywo do swojego odbicia, ale wolał nie drążyć tematu, by nie rozdrapywać ran przyjaciela. Niejeden już raz mówił mu, co sądzi o idiotach, którzy pozwalają, by kurtyzany wyczyściły ich do ostatniej koszuli.

Hugh zerwał się na nogi i znów sięgnął po gazetę.

– Moim zdaniem to dobry pomysł. Znalazłem coś, co wydaje się odpowiednie. Zaraz, przeczytam ci.

Alex wzniósł ciemnobrązowe oczy do nieba i wymamrotał coś pod nosem. Ignorując przekleństwa przyjaciela, Hugh zaczął czytać:

– Samotna Dama, desperacko pragnąca uwolnić się od okrutnego strażnika, szuka wielkodusznego dżentelmena, który zechciałby zapewnić jej ochronę przed…

Przerwał mu wybuch śmiechu Aleksa.

– Odnoszę wrażenie, że tej Samotnej Damie bardziej zależy na grubym portfelu niż na wielkodusznym dżentelmenie. W pewien sposób pasujecie do siebie. Ona szuka tego samego co ty.

– Ach! – wykrzyknął Hugh z triumfem. – I tu się właśnie mylisz! Gdybyś pozwolił mi skończyć… – Z emfazą potrząsnął gazetą i wrócił do czytania. – …szuka wielkodusznego dżentelmena, który zechciałby zapewnić jej ochronę – nastąpiła dramatyczna pauza – przed łowcami posagów. Dochód w wysokości dwóch tysięcy funtów rocznie przypadnie chętnemu, który zdoła ją przekonać, że ma szczere intencje, pragnienie i umiejętności, by stać się troskliwym mężem i ojcem. – Hugh podniósł wzrok z wyczekującym uśmiechem. – Wydaje się, że to miła kobieta i…

– I wydaje się, że jest w ciąży.

Podniecenie Hugh wygasło.

– Tak sądzisz? Dlatego że chce, by kandydat miał zadatki na dobrego ojca?

Alex wzruszył ramionami.

– Nie byłby to pierwszy przypadek w historii, gdy zdesperowani rodzice próbują ratować utraconą cześć córki, zmuszając ją do założenia obrączki na palec. – Zaśmiał się na widok zdumienia na twarzy przyjaciela. – Dajże spokój, Hugh, ty sam powinieneś to wiedzieć najlepiej. – Policzki tamtego poczerwieniały, ale Alex nie miał wyrzutów sumienia. Hugh był dobrym przyjacielem, ale nadszedł czas, by nieco stwardniał. Alex wiedział, że nie będzie mógł przez całe życie chronić go przed konsekwencjami miękkiego serca i naiwności.

Przed rokiem na barki Hugh spadła odpowiedzialność, a także koszty ocalenia reputacji siostry, która pozwoliła, by czarujący, lecz nikczemnego charakteru uwodziciel zrujnował jej dobre imię. Toby, jej brat i opiekun prawny, nie chciał dołożyć ani grosza, by chronić owdowiałą matkę przed wstydem, który spadłby na całą rodzinę, gdyby skandal przedostał się do wiadomości publicznej.

– Mniejsza o to. Pieniądze tej Samotnej Damy bardzo się przydadzą. – Alex kpiąco poklepał przyjaciela po ramieniu, ale jego samego również zaczęło to wszystko intrygować. Wyjął gazetę z rąk Hugh i przeczytał wymagania dotyczące kandydata.

– Na litość boską, dlaczego musi szukać męża przez ogłoszenie, skoro ma całkiem ładny spadek? – Popatrzył na przyjaciela z błyskiem humoru w ciemnych oczach. – Jeśli nie jest kobietą upadłą, to może ma już za sobą najlepsze lata, jest gruba i siwa?

– Nie dbam o to zanadto – odrzekł Hugh ponuro. – Może być gruba i siwa, interesuje mnie tylko kolor jej pieniędzy.

– Podobnie jak setkę innych dżentelmenów z pustymi kieszeniami. – Alex oddał mu gazetę i dodał poważniej: – Mówiłem przecież, że mogę ci pożyczyć te pieniądze. Nie jesteś jeszcze w tak rozpaczliwej sytuacji, byś musiał wychowywać bękarta innego mężczyzny lub przykuwać się łańcuchem do jakiejś starej wrony tylko dlatego, że ma parę funtów w banku.

– A ja powiedziałem, że tym razem już nie przyjmę od ciebie pieniędzy. – Hugh odwrócił głowę, by ukryć rumieniec. Alex raz już spłacił jego długi, gdy ten padł ofiarą głupoty swojej siostry. Sarah znalazła sobie męża, osiadła w Cheshire i Hugh uważał, że jego pieniądze, a właściwie pieniądze Aleksa, zostały bardzo dobrze spożytkowane. Przysiągł jednak, że nigdy więcej nie będzie korzystał z majątku i wielkoduszności przyjaciela, i nie zamierzał złamać tej obietnicy. Poza tym miał dwadzieścia dziewięć lat i od jakiegoś już czasu zastanawiał się nad ożenkiem. Miał nadzieję, że żona i dzieci mogłyby wypełnić pustkę w jego życiu.

– Może jest szczera i miła? – zastanawiał się z optymizmem, znów spoglądając na ogłoszenie. Nie traktował żony tylko jako ładnego dodatku do mężczyzny; zaczynał już cenić zalety dobrego małżeństwa i towarzystwa na całe życie.

– Może. A ja może jestem księciem regentem – mruknął wicehrabia Blackthorne.

Twarz Elise Dewey upodobniła się kolorem do papieru, na którym dziewczyna pisała list do swojej przyjaciółki Verity. Przywykła już do idiotycznych pomysłów swojej starszej siostry, która wciąż wymyślała niestworzone intrygi, by się wzbogacić albo wyjść za mąż, ale do tej pory Beatrice żadnego z tych pomysłów nie próbowała wprowadzić w życie. Zajęta pisaniem Elise słuchała gadaniny siostry jednym uchem, ale gdy Bea pomachała jej przed nosem gazetą, dotarło do niej, że tym razem nie są to próżne przechwałki.

– Mam nadzieję, że żartujesz – szepnęła, patrząc na gazetę z przerażeniem.

– Wcale nie żartuję. – Bea rzuciła gazetę na stół. – To jedyny sposób, żeby się stąd wydostać. To nie moja wina, że rodzice wpakowali nas w tę rozpaczliwą sytuację. Niedługo skończę dwadzieścia trzy lata i chcę wyjść za mąż, zanim się całkiem zestarzeję. Bez posagu i bez żadnych perspektyw na życie towarzyskie na tej okropnej prowincji to jest jedyny sposób. Jak mamy poznać dżentelmenów, skoro nie stać nas na to, by gdziekolwiek bywać?

Elise zerwała się z miejsca i podeszła do siostry.

– A jak wyjaśnisz tym dżentelmenom fakt, że nie możesz im zaoferować nawet dwustu funtów, a cóż dopiero dwóch tysięcy? Ty chyba zupełnie oszalałaś! Czy nie przyszło ci do głowy, że takie ogłoszenie może przyciągnąć do domu złoczyńców albo zboczeńców?

– Nie jestem na tyle głupia, by podawać dokładne wskazówki. Każdemu, kto odpowie na numer skrytki pocztowej, napiszę, że musimy się gdzieś spotkać. – Bea unikała rozzłoszczonego spojrzenia siostry, z wymuszoną swobodą obracając na palcu pierścionek z perełką. Elise widziała jednak, że jej siostra nie jest tak spokojna, jak chciałaby się wydawać.

– A jak sądzisz, Samotna Damo, co zrobią ci zaprawieni w bojach łowcy fortun, gdy się przekonają, że kłamiesz i nie masz im nic do zaoferowania?

Bea zerwała się z krzesła i w lustrze nad kominkiem napotkała wzrok siostry.

– Nie powiedziałabym, że nie mam nic do zaoferowania. Gdy mnie zobaczą, to może zapomną o pieniądzach. – Uśmiechnęła się, dumnie unosząc głowę.

Elise musiała przyznać, że ta próżność nie jest bezpodstawna. Według standardów towarzystwa jej siostra najlepsze lata miała już za sobą, ale wciąż była urocza. Długie, czarne jak inkaust rzęsy ocieniały oczy niebieskie jak bławatki, jasnozłote loki nad twarzą w kształcie serca zawsze były nienagannie uczesane. Włosy Elise miały ciemniejszy odcień i opierały się wszelkim wysiłkom pokojówek, by je ułożyć. Oczywiście teraz już nie miały pokojówek, zostali tylko państwo Francis, starzy dzierżawcy, którzy pod opieką rodziny Dewey doczekali wieku emerytalnego i teraz jak mogli, starali się wypełniać obowiązki całej służby.

– Gdyby mama zabrała mnie ze sobą do Londynu, to byłabym już mężatką – westchnęła Beatrice. – Ktoś na pewno by mi się oświadczył. Wszystko jedno kto, mógłby być nawet stary i brzydki, byle tylko miał odpowiednią pozycję i pozwolił mi użyć nieco życia, zanim umrę.

– Ale nie zabrała cię ze sobą – odrzekła Elise krótko. – Mama nas nie chciała. Wolała swojego kochanka, a teraz już nie żyje. Papa ma swoje wady, ale on nas przynajmniej nie opuścił – dodała drżącym głosem.

– Czasem żałuję, że tego nie zrobił – westchnęła Beatrice, odwracając się od lustra. – Nie chciałam, żeby ciągnął nas na to odludzie i żebyśmy tu spleśniały jako stare panny. Wolałabym się zdać na łaskę i niełaskę jakiegoś bogatego dżentelmena.

– Chyba nie mówisz poważnie! – obruszyła się Elise, zirytowana sugestią siostry, że wolałaby być metresą niż cierpieć nudę.

Beatrice zarumieniła się, ale buntowniczo zacisnęła usta.

– Módl się lepiej, żeby papa się nie dowiedział, co robisz i co mówisz – ostrzegła ją siostra. – Jeśli się dowie, że w ogłoszeniu nazwałaś go okrutnym strażnikiem i że wystawiasz się na sprzedaż, to zamknie cię w klasztorze. – To była ulubiona groźba pana Deweya, używana w chwilach, gdy zachowanie córek doprowadzało go do desperacji.

– Nawet klasztor byłby lepszy niż życie tutaj! – wykrzyknęła Bea teatralnie.

– Nie mów głupstw. – Elise sięgnęła po gazetę i wrzuciła ją do kominka, w którym żarzył się ogień. Papier natychmiast skurczył się i poczerniał. Bea rzuciła się w tę stronę z głośnym westchnieniem, ale zdążyła tylko oparzyć palec, zanim Elise odciągnęła ją od kominka.

– Nie bądź głupia! Przynajmniej będzie z tego jakaś korzyść. Ta gazeta, płonąc, da nam odrobinę ciepła.

– Zwrócę ci cały dług co do pensa.

– Naturalnie, że zwrócisz. – James Whittiker krążył dokoła karcianego stolika, spod wpółprzymkniętych powiek wpatrując się w leżące na środku pieniądze. – Bo jak nie, to osobiście wyciągnę ci te pieniądze z gardła, Kendrick.

Ta groźba nie brzmiała przekonująco. James Whittiker, choć zaledwie dwudziestopięcioletni, miał nadwagę i był w kiepskiej kondycji. Tymczasem Hugh Kendrick był pięknie zbudowany i regularnie ćwiczył w klubie. Whittiker nie miałby z nim szans w żadnym pojedynku, chyba że wysłałby kogoś w swoim zastępstwie. Wszyscy o tym wiedzieli, dlatego przy stoliku rozległy się wybuchy śmiechu. Policzki Whittikera poczerwieniały.

– Chcę tylko wiedzieć, kiedy mi je oddasz. – James wskazał palcem na pulę. – Czy jest jakaś szansa, że wygrasz choć część z tego? Bo jeśli tak, to zaczekam i od razu uwolnię cię od tego ciężaru.

Jego sarkazm wzbudził kolejną falę rozbawienia. Ci, którzy obserwowali grę, wiedzieli, że Hugh przegrywa.

– Wydajesz się zdesperowany, James. – Alex Blackthorne rzucił kartę na zielone sukno i wyciągnął przed siebie nogi w długich butach. – Widzę, że sprzedaż Grantham Place nie idzie ci najlepiej. – Leniwie podniósł brązowe oczy na okrągłą różową twarz. – Moja oferta wciąż jest aktualna.

– Możesz ją wycofać. Taka nędzna suma na nic mi się nie przyda – parsknął James.

– To najlepsza oferta ze wszystkich sześciu, które dostałeś – odrzekł Alex spokojnie. – To ci powinno coś powiedzieć na temat twoich oczekiwań.

– To mi mówi, że jesteś oszustem i naciągaczem, tak jak wcześniej twój ojciec. – Whittiker rozejrzał się i natychmiast pożałował, że z frustracji zapomniał o ostrożności. Wszystkie oczy utkwione były w jego twarzy, w niektórych błyszczało złośliwe rozbawienie. Klientela klubu White’a niejeden już raz była świadkiem sprzeczek między dżentelmenami. Czasami, gdy wymiana obelg eskalowała i atmosfera stawała się zbyt gorąca, kłótnie kończyły się spotkaniem o świcie na pobliskich błoniach. Kilku dżentelmenów przestało się pojawiać w tym klubie, a także w innych, bo musieli uciekać za granicę, by uniknąć aresztowania. Ci, dla których walki o honor zakończyły się mniej szczęśliwie, porastali już trawą.

James wiedział, że jeśli Alex Blackthorne wstanie teraz zza stolika i każe mu podać nazwiska sekundantów, będzie musiał pokornie przeprosić. Wicehrabia doskonale strzelał i władał białą bronią jak fechtmistrz. James nie zamierzał podejmować takiego ryzyka z powodu jednej chwili słabości. Wbił wściekłe spojrzenie w Kendricka. Wicehrabia wtrącił uwagę na temat Grantham tylko po to, by wesprzeć w sporze ubogiego przyjaciela.

Alex czuł, że atmosfera dokoła nich gęstnieje i pojawia się niezdrowe podniecenie. Dżentelmeni reagowali na każdą wzmiankę o pojedynku jak stado hien na zapach padliny. Kilku już podniosło się zza stołów i niespostrzeżenie stanęło za jego krzesłem. Stareńki lord Brentley, który wcześniej drzemał za gazetą, teraz zerwał się żwawo z zapadniętej sofy i również zmierzał w jego stronę.

Odłożył karty na stół, podniósł się leniwie i oparł dużą dłoń na pulchnym ramieniu Whittikera.

– Myślę, że nie chciałeś tego powiedzieć. James?

Whittiker oblizał spierzchnięte usta. Gdyby skorzystał z furtki, którą oferował mu wicehrabia, okazałby się jeszcze większym tchórzem, gotowym zniesławić rodowe nazwisko tylko po to, by ocalić własną skórę.

Alex pochylił ciemną głowę, czekając na odpowiedź. Przeciągające się milczenie przerwał naraz brzęk tłuczonego szkła. Kelner, który wniósł do sali tacę zastawioną karafkami, tak mocno wykręcał głowę, by dostrzec, dlaczego wszyscy dżentelmeni zgromadzili się wokół kominka, że wpadł na stół.

– Przepraszam, Blackthorne. Powiedziałem, zanim pomyślałem – wymamrotał Whittiker, korzystając z zamieszania.

Alex zdawał sobie sprawę, że te przeprosiny nie są szczere. Whittiker nawet nie patrzył mu w oczy. Mimo to poklepał go po ramieniu i odwrócił się.

James przepchnął się w stronę wyjścia, czując na plecach pogardliwe spojrzenia zgromadzonych.

ROZDZIAŁ DRUGI

– Nie będę błagać Chapmanów o zaproszenie, więc proszę, nie nalegaj.

– Ale dlaczego? – zapytała Bea z desperacją. – Verity ciągle zaprasza cię do Londynu, ale ty rzadko tam jeździsz. Za to Verity przyjeżdża tutaj i papa musi ją utrzymywać, choć nie może sobie na to pozwolić. Wystarczyłoby jedno twoje słowo, a za parę dni mogłybyśmy zamawiać miejsca w dyliżansie pocztowym.

Prywatnie Elise zgadzała się z wywodami siostry. Verity, jej bliska przyjaciółka ze szkoły, natychmiast wystosowałaby zaproszenie, gdyby Elise dała jej do zrozumienia, że tego właśnie oczekuje. Verity nie odwróciła się od niej po skandalu wywołanym przez matkę. Również jej rodzice, państwo Chapmanowie, nie zerwali z nimi stosunków.

– Nie chcę tego zrobić i powinnaś to zrozumieć – westchnęła. – Podczas ostatniej wizyty przyniosłaś nam obu wstyd, upierając się, by zostać dłużej, niż planowałyśmy, choć dobrze wiesz, że państwo Chapmanowie nie są bogaci. Musiałam cię zaciągnąć do domu niemal siłą.

– Pan Vaughan zaczął mnie adorować. Byłabym głupia, wyjeżdżając w takiej chwili! – oburzyła się Beatrice, wystarczyło jej jednak przyzwoitości, żeby się zarumienić.

– Pan Vaughan doskonale wiedział, że mieszkasz w Hertfordshire. Przypominam sobie, że wspominałaś o tym kilkakrotnie – odrzekła Elise sucho. – Gdyby jego zamiary były tak poważne, jak sobie wyobrażałaś, z pewnością by cię tu odnalazł.

– Podobałam mu się! – Upór w tonie Bei nie był w stanie zamaskować urazy.

– Wiem o tym – zgodziła się Elise łagodnie. – Niestety, narzeczona trzymała go krótko. Teraz są już po ślubie.

– Powiedział mi, że oświadczyłby mi się w mgnieniu oka, gdyby papa miał choć trochę pieniędzy. Zaręczył się z nią tylko dlatego, że jej ojciec machał mu gotówką przed nosem.

– I na tym właśnie polega różnica – stwierdziła Elise z westchnieniem. – Dlatego bardzo się dziwię, że sądzisz, że cokolwiek może wyniknąć z twojego idiotycznego pomysłu. Pan Vaughan bardzo cię lubił, ale nie mógł ożenić się z kobietą bez koneksji i posagu. – Zmarszczyła brwi widząc, że Bea wpatruje się rozmarzonym wzrokiem w przestrzeń.

– Czy napiszesz do Verity i zapytasz, czy mogłybyśmy się zatrzymać u niej na tydzień? – zapytała Beatrice, jakby nie dotarło do niej ani jedno słowo z tego, co jej siostra dotychczas mówiła.

– Powiedz mi szczerze – zażądała Elise – czy otrzymałaś jakąś odpowiedź na swoje ogłoszenie? Czy po to chcesz pojechać do miasta, by móc się spotkać z łowcami fortun na neutralnym terenie?

Beatrice zaprzeczyła, ale wahała się odrobinę zbyt długo.

– Wiedziałam – westchnęła Elise. – Chcesz się spotkać z jakimś dżentelmenem i błagać go, żeby się z tobą ożenił.

– Nie będę musiała błagać – odrzekła Bea lekko. – Otrzymałam jakiś tuzin odpowiedzi, ale tylko dwie wydały mi się godne uwagi. Niektórzy przysięgali, że pieniądze nie mają dla nich znaczenia i po prostu padli urokiem mojej osoby po przeczytaniu tak ujmującego ogłoszenia… Co za bzdury! Potrafię wyczuć kłamcę na milę.

Elise zaśmiała się bez humoru.

– Nie sądzisz, że ci dwaj dżentelmeni, z którymi wiążesz nadzieje, niczym się nie różnią od pozostałych? Z pewnością nie są tak naiwni ani tak bogaci, jak ci się wydaje.

– Nie jestem naiwna – zapewniła ją Beatrice. – Chcę dżentelmena, który potrafi przyznać wprost, że moje pieniądze stanowią dla niego pokusę. Oczywiście musi mieć również wystarczający własny dochód i muszę mu się spodobać na tyle, żeby mimo wszystko oświadczył mi się, gdy już się dowie, że nic nie mam. A potem obydwoje będziemy musieli jakoś sobie radzić. Ale potrafię się obejść bez luksusów. Przywykłam do tego – zakończyła kwaśno.

– Mimo wszystko sądzę, że oczekujesz zbyt wiele – odrzekła siostra. – Ci dwaj wybrańcy być może uznali, że jesteś kobietą lekkich obyczajów, która szuka nowych klientów. Wpadniesz w poważne kłopoty, bo żaden z nich ani się w tobie nie zakocha, ani nie będzie dążył do małżeństwa.

Beatrice zwiesiła głowę i kaskada jasnych loków opadła jej na twarz.

– Nie muszą się we mnie zakochiwać. Chcę mieć tylko dobrego męża i własną rodzinę. Czy żądam zbyt wiele?

Elise poczuła ściskanie w gardle i do jej oczu napłynęły łzy. Naturalnie, to nie były wygórowane marzenia – ona również pragnęła tego samego – ale bolesne wspomnienia nieszczęśliwego małżeństwa rodziców zniszczyły dla niej ideał romantycznej miłości. Wiedziała, że pożądanie ma drugą, egoistyczną stronę.

– Dlaczego zachowujesz się tak głupio? – zapytała z frustracją. – Jeśli nie przestaniesz, to ściągniesz katastrofę na nas wszystkich. – Podeszła do siostry, błagalnie składając ręce. – Porozmawiam z papą i poproszę go, żeby załatwił nam gościnę u ciotki Dolly w Hammersmith. Ciotka zna dobre rodziny. Może zorganizuje kilka spotkań towarzyskich. Poznasz kogoś w zwykły sposób i nie będziesz się musiała uciekać do takich…

– Już pytałam papę – przerwała jej Bea ponuro. – Twierdzi, że nie może sobie pozwolić na takie fanaberie jak odwiedziny u cioci Dolly. Mówi, że jego siostra jest skąpa i liczy każdy grosz i że będzie nas karmiła baraniną i kapustą. – Podniosła na Elise pochmurne spojrzenie. – I ma rację. Ostatnim razem, kiedy tam byłyśmy, dawała nam do jedzenia jakieś resztki. Papa powiedział, że powinnaś zapytać swoją przyjaciółkę Verity, czy możemy do niej przyjechać. Mówi, że to byłoby znacznie przyjemniejsze i tańsze.

Elise zmarszczyła brwi, widząc, że nie uda jej się odwieść siostry od poszukiwania męża. Beatrice potrzebowała się oderwać od nudnego życia na wsi, które czasem bardzo ją przygnębiało. Od prawie siedmiu lat dzieliły sypialnię w domku, który wynajmował ich ojciec i Elise często budziła się w nocy, słysząc, jak jej siostra szlocha w poduszkę. A teraz melancholia zaczęła ją ogarniać również w ciągu dnia i Elise obawiała się, by nie odbiło się to na jej zdrowiu.

W chwilach, gdy odrywał się od papierów i ksiąg rachunkowych, by sprawdzić, co się dzieje w domu, Walter Dewey już kilkakrotnie pytał Elise, co dolega jego starszej córce. Zwykle okazja po temu pojawiała się przy kolacji. Słysząc wyjaśnienia, wpadał w zniecierpliwienie i postukując sztućcami dla większego efektu, zaczynał tłumaczyć córkom, że wielu ludzi znajduje się w jeszcze gorszej sytuacji, on zaś czuje się dumny, że jako mężczyzna opuszczony przez żonę jest w stanie utrzymać swoje córki na jako takim poziomie. Tym bardziej że z trudem wiąże koniec z końcem.

Elise popatrzyła na nieszczęśliwą twarz siostry. Może w domu Verity Beatrice udałoby się poznać jakiegoś przyzwoitego kawalera, któremu wpadłaby w oko i który zechciałby się jej oświadczyć. Wówczas ojciec miałby starszą córkę z głowy, a jego obciążenia finansowe również by się zmniejszyły.

– Napiszę do Verity, ale pod jednym warunkiem – oświadczyła. – Obiecaj mi, że nie będziesz się kontaktować z żadnym z tych nieudaczników, którzy odpowiedzieli na twoje ogłoszenie.

Bea wstrzymała oddech i szybko skinęła głową.

– Nie będę nalegać na zaproszenie, jeśli nie otrzymam jednoznacznej odpowiedzi – ciągnęła Elise. – Dobrze wiesz, że wiedzie im się niewiele lepiej niż nam. A teraz, gdy Fiona ma adoratora, pana Chapmana mogą wkrótce czekać wydatki na ślub.

Verity pisała niedawno, że jej starsza siostra znalazła wielbiciela. Fiona była dość ładną młodą kobietą i nie sprawiała wrażenia romantyczki. Nawet gdy debiutowała w towarzystwie, wolała siedzieć w domu i szkicować pejzaże niż szukać męża. Z zabawnego listu przyjaciółki Elise wywnioskowała, że ów wielbiciel nie jest szczególnie atrakcyjny ani z wyglądu, ani z charakteru i zdaniem Verity jej siostra powinna pozostać przy swoich akwarelkach.

Zdała sobie sprawę, że Beatrice wciąż czeka na jej odpowiedź.

– Postaram się spełnić twoje życzenie…

Nie udało jej się skończyć zdania, bo siostra rzuciła się w jej stronę i zdusiła ją w uścisku.

– O, jest już pan Chapman! – zawołała Elise z ulgą i pociągnęła za rękę Beę, która szarpała się z dużą walizką. Przyjechały do Londynu dyliżansem pocztowym i już od dłuższej chwili wypatrywały ojca Verity, który miał je zabrać do swojego domu w Marylebone.

– Niezmiernie przepraszam za spóźnienie – sumitował się Anthony Chapman, schodząc z ławki powozu. – Wóz sprzedawcy owoców przewrócił się i zablokował ulicę. Trudno się było przepchnąć między powozami. Dwóch woźniców omal się nie pobiło. Mam nadzieję, że droga jest już oczyszczona i uda nam się dotrzeć do domu bez opóźnień.

– Absolutnie nic się nie stało. Czekałyśmy zaledwie kilka minut – odrzekła Elise uspokajająco. – To bardzo miło z pana strony, że zechciał pan po nas wyjechać. Mogłyśmy przecież wziąć dorożkę i zaoszczędzić panu podróży.

Pan Chapman uniósł mocną dłoń.

– Nie, nie. Nie chcę nawet o tym słyszeć, moja droga. Niezmiernie mi miło was widzieć. Obydwie doskonale wyglądacie. – Odetchnął głęboko i zwrócił w ich stronę rozpromienioną twarz. – Mam nadzieję, że wasz papa jest w dobrym zdrowiu.

– Jak najbardziej, sir. Przesyła serdeczne pozdrowienia panu i pani Chapman.

Anthony dotknął dłoni Elise.

– Verity bardzo się ucieszy na wasz widok. Fiona też, choć głowę ma zaprzątniętą panem Whittikerem – znów westchnął. – Oczywiście, jej mama jest zadowolona, że znalazła adoratora.

Na widok jego zmarszczonych brwi Elise odniosła wrażenie, że panu Chapmanowi myśl o wejściu pana Whittikera do rodziny podoba się jeszcze mniej niż jego córce.

ROZDZIAŁ TRZECI

– Jak na dziewczęta ze wsi, macie całkiem dobre maniery.

– Och, doprawdy? Dziękuję panu. – Elise odpowiedziała na ten wątpliwy komplement chłodnym uśmiechem. Odsunęła się od Whittikera, który stał zbyt blisko niej, i dodała z dygnięciem: – Byłyśmy wychowywane w domu.

Z jego twarzy nie zniknął drwiący uśmieszek. Elise uświadomiła sobie, że nie wychwycił cienkiej ironii w jej odpowiedzi.

– Wychowałyśmy się w Londynie, sir – wyjaśniła pogodnie Beatrice, która najwyraźniej nie poczuła się urażona tą uwagą. – Ale niestety przed kilku laty przeprowadziłyśmy się do Hertfordshire. – Poruszyła się niespokojnie pod ostrzegawczym wzrokiem Elise.

– Może jeszcze herbaty, sir? – Verity podbiegła do Whittikera z imbrykiem w ręku i z zamiarem odciągnięcia go od siostry, za którą chodził po salonie krok w krok. – Próbowałam napisać ci w liście, co o nim myślę – wymamrotała, dolewając herbaty przyjaciółce.

– Obawiam się, że żadne subtelne aluzje nie są w stanie właściwie opisać pana Whittikera – odrzekła Elise cicho. Whittiker rozmawiał teraz z Fioną. Elise zawsze uważała, że starsza siostra Verity jest nieco zbyt miła dla wszystkich, ale z pewnością nie głupia. Teraz jednak zaczęła podejrzewać, że może jest wystarczająco głupia, by zachęcać tego osła do zalotów.

– Ja też nie rozumiem, co w nim może podobać się Fionie. – Verity odpowiednio zrozumiała troskę przyjaciółki. – Ale wiem, co przyciągnęło jego – dodała, zerkając na Jamesa ponuro i zasłaniając usta filiżanką, choć siedziały dość daleko od pozostałych gości. – Nasza babcia niedawno zmarła i zostawiła Fionie całkiem ładny spadek. Ja odziedziczyłam taką samą sumę, ale dostanę te pieniądze dopiero, kiedy skończę dwadzieścia jeden lat. Właściwie bardzo się z tego cieszę, bo w innym wypadku pan Whittiker mógłby skierować uwagę na mnie.

Verity była o sześć miesięcy młodsza od Elise i musiała poczekać jeszcze półtora roku, by móc dysponować tymi pieniędzmi.

– Sądzisz, że pan Whittiker dowiedział się o tym spadku i że jest łowcą posagów?

– Jestem tego prawie pewna. Trzy tysiące funtów to nie jest ogromna suma, ale słyszałam, jak papa mówił mamie, że to wystarczy, by zwabić takiego człowieka jak James Whittiker. Papa bardzo podejrzliwie odnosi się do jego motywów, ale mama chyba czuje tylko ulgę, że któraś z nas wkrótce założy obrączkę – westchnęła. – Upominała już Fionę, żeby postarała się o jakąś dobrą partię. Whittiker ma spore koneksje i przez cały czas chwali się swoim wujem baronetem.

Elise zerknęła na parę pogrążoną w przyjaznej rozmowie.

– Może naprawdę przypadli sobie do gustu?

– Ha! – parsknęła Verity. – On przez cały czas rozbiera mnie wzrokiem i dlatego nie wierzę, że jest tak oczarowany moją siostrą, jak chciałby nas przekonać.

Elise zauważyła już, że Whittiker ma irytujący zwyczaj stawania zbyt blisko kobiety i wpatrywania się w jej piersi. Ledwie przybyły do domu państwa Chapmanów, Verity uprzedziła ją szeptem, że będą musiały znosić obecność pana Whittikera. Wyjaśniła, że odwiedził Fionę poprzedniego dnia i gdy się dowiedział, że oczekują wizyty dwóch młodych dam, wymusił na pani Chapman zaproszenie na herbatę.

– Pan Whittiker zaproponował, że będzie nam towarzyszył w piątek w Vauxhall. Zapowiada się doskonała zabawa, prawda? – zawołała do nich Maude Chapman. Matka Verity zawsze z radością gościła przyjaciółki córek. Jej mąż nie był skąpy, ale musiał ostrożnie obchodzić się z pieniędzmi. Maude zauważyła jednak, że gdy gościli u siebie siostry Dewey, Anthony był bardziej szczodry niż zwykle. Nie miała nic przeciwko temu, że jej korpulentny małżonek próbuje w ten sposób wywrzeć wrażenie na ładnych dziewczętach, bo wszyscy odnosili z tego korzyść.

– Ale Elise i ja mamy inne plany na piątek – powiedziała szybko Verity.

Elise również nie miała ochoty spędzać całego wieczoru w towarzystwie Jamesa Whittikera, ale wyprawa do popularnych ogrodów mogła zaowocować poznaniem odpowiednich dżentelmenów. Pomyślała o Beatrice i energicznie pokiwała głową.

– Bardzo miło byłoby się tam wybrać. Słyszałam, że Vauxhall to urocze miejsce – zawołała, dyskretnie mrugając do przyjaciółki. Miało to oznaczać, że w odpowiedniej chwili wszystko jej wyjaśni.

– Proszę, Alex, rozejrzyj się w moim imieniu, a ja tymczasem zaopiekuję się Celią. Nie zajmie ci to więcej niż kilka minut. – Hugh przeniósł wzrok z ciemnego profilu przyjaciela na drobną brunetkę uczepioną jego ramienia. Wiedział, że wszyscy mężczyźni w okolicy wpatrują się w jej zgrabne ciało i chętnie zajęliby jego miejsce, ale nie miał żadnych złudzeń co do natury zadania, którego się podejmował. Zabawianie takiej ognistej kusicielki nie było prostą sprawą. Był przekonany, że będzie musiał odpędzać jej wielbicieli, dopóki Alex nie wróci.

Celia Chase ściągnęła pełne czerwone usta, niezadowolona, że kochanek dzieli czas między nią a Hugh. Rozejrzała się z ciężkim westchnieniem, obracając na smukłym palcu pierścionek z kości słoniowej. Wicehrabia Blackthorne odwrócił od niej wzrok i spojrzał na przyjaciela, który już od jakichś pięciu minut czepiał się jego rękawa i szeptał mu coś do ucha.

– Nie ma czasu do stracenia – powtórzył, gdy wreszcie zwrócił na niego uwagę.

Alex odciągnął go od grupy, żeby spokojnie porozmawiać.

– Mam się spotkać z Samotną Damą o dziewiątej. Już jest prawie dziewiąta. – Hugh sięgnął do kieszonki po zegarek.

– Na litość boską, przecież masz oczy – mruknął Alex z irytacją. – Skoro chcesz ciągnąć to wariactwo, to możesz sam się przekonać, czy jest się czego bać.

– No tak, mogę – przyznał Hugh natychmiast. – Ale sam dobrze wiesz, że gdy chodzi o kobiety, nie jestem dobrym sędzią charakterów. – Kąciki jego ust skrzywiły się ironicznie. – Ta Samotna Dama może być czarująco piękna i nic niewarta. Jest ryzyko, że zawróci mi w głowie tak jak Sophia i wpadnę w jeszcze większe kłopoty. Pewnie przygotowała sobie jakąś łzawą historyjkę, a wiesz, że ja mam miękkie serce.

– Raczej miękki umysł – mruknął Alex, wznosząc oczy do nieba. Nie mógł jednak zaprzeczyć, że jego przyjaciel słusznie ocenia swoją niekompetencję w sprawach związanych z płcią piękną. Kilku dżentelmenów, którzy już wcześniej mieli do czynienia z Sophią Sweetman, ostrzegało go, że to bezwzględna materialistka, gotowa ogołocić mężczyznę do ostatniego pensa, on jednak nie słuchał ostrzeżeń i zaspokajał wszystkie jej zachcianki. Zerwał z nią dopiero wtedy, gdy był spłukany niemal do ostatniego szylinga.

– Ale ty masz duże doświadczenie i na milę wyczujesz oszustkę – dodał Hugh z kwaśnym uśmiechem.

Alex obrócił się na pięcie i popatrzył na swoją kochankę, próbując ocenić jej nastrój. Patrzyła w ich stronę, rozmawiając jednocześnie z Sidneyem Roperem. Młody huzar we wspaniałym mundurze odważył się do niej podejść, jeszcze zanim Alex zostawił ją samą. Teraz, widząc, że jest obserwowany, wyraźnie zdenerwowany młody oficer skinął mu głową. Alex leniwie odpowiedział na pozdrowienie i rzucił mu lekki uśmiech, który miał złagodzić obawy chłopca, a potem z szerszym uśmiechem przeniósł wzrok na Celię. Chciał jej pokazać, że nie ma nic przeciwko jej flirtom, bo tak w istocie było, i życzył sobie tylko, by ona pozwoliła mu na to samo. Ich związek trwał zaledwie sześć miesięcy, ale zdaniem Aleksa zaczynał się już wypalać. Celia kilka razy zirytowała go swoją zaborczością i ciągłym wypytywaniem o to, co robi.

– Zaopiekuję się Celią pod twoją nieobecność – obiecał Hugh raz jeszcze, gdy dostrzegł, w którym kierunku powędrowało spojrzenie przyjaciela. Sądził, że Alex jest zauroczony pochmurną pięknością. Była bardzo wybredna, gdy chodziło o dżentelmenów, którym pozwalała się do siebie zbliżyć. Lubiła bogatych i wpływowych kochanków, a Aleksa Blackthorne’a trudno było przewyższyć pod obydwoma względami. Tak przynajmniej sądził Hugh. Do tego jego przyjaciel był wysoki, postawny i przystojny. Na widok jego ciemnej, mrocznej urody kobietom drżały kolana i serca zaczynały bić mocniej.

– Rozejrzę się i porozmawiam przez chwilę z twoją damą, jeśli się pokaże, ale to wszystko, co mogę dla ciebie zrobić. – Obrócił się na pięcie i dodał jeszcze: – Jeśli Celia zacznie cię wypytywać, to powiedz, że zauważyłem moją matkę i poszedłem z nią porozmawiać. – Była to całkiem niezła wymówka. Jakieś dwadzieścia minut wcześniej dostrzegł Susannah Blackthorne w towarzystwie lorda Morningtona i chciał zamienić z nią kilka słów na temat panny Winters. Długie i szczęśliwe małżeństwo jego owdowiałej matki wzbudziło w niej przekonanie, że jedyny syn również powinien zawrzeć podobnie szczęśliwy związek. Alex jednak nie zamierzał tańczyć do muzyki nadopiekuńczej matki i pragnął, by wreszcie przestała go swatać ze wszystkimi córkami jej przyjaciółek.

– Gdzie masz się z nią spotkać? – zapytał, wbijając pięści w kieszenie. Gdyby Hugh nie był jego starym przyjacielem, w tej chwili gotów byłby udusić go za to, że czuł się zobowiązany włączyć w tę farsę.

Hugh podał mu wskazówki i pochwycił go za łokieć.

– Wymyśliłem sobie nazwisko, żeby zwrócić jej uwagę. Pomyślałem, że na pewno dostanie wiele odpowiedzi na swoje ogłoszenie i chciałem się jakoś wyróżnić. – Uśmiechnął się z dumą. – Przedstawiłem jej się jako pan Best – szepnął, wskazując kciukiem na środek własnej piersi.

– Genialne – mruknął Alex drwiąco i odszedł.

– Obiecałaś, że nie będziesz się kontaktować z tymi dżentelmenami! – Zdumiona i rozgniewana Elise z wrażenia zatrzymała się na ścieżce. Kobieta idąca z tyłu zderzyła się z nią i obrzuciła ją rozzłoszczonym spojrzeniem, czekając na przeprosiny.

Beatrice pociągnęła siostrę za rękę i ruszyły dalej. W świetle lampionów mrugających między gałęziami drzew czuła na sobie jej kamienne spojrzenie i zaczerwieniła się. Właśnie wyznała, że umówiła się na spotkanie w ogrodach Vauxhall z jednym z mężczyzn, którzy odpowiedzieli na ogłoszenie.

– Wiem, że obiecałam, i przykro mi, że cię zwiodłam, ale muszę dobrze wykorzystać wizytę w mieście. Za kilka dni mamy wrócić do domu, a żaden dżentelmen nie zwrócił na mnie jeszcze uwagi, chociaż codziennie wychodziłyśmy gdzieś z Chapmanami.

Nie była to do końca prawda. Poprzedniego wieczoru u sąsiadów Chapmanów Beatrice zdobyła sobie kilku adoratorów. Elise również przyciągnęła uwagę młodzieńca o świeżej twarzy, który wciąż krążył dokoła jej krzesła i uprzejmie przynosił jej napoje z bufetu. Ale gdy zaczęły się zbierać do wyjścia, żaden z panów nie zgłosił chęci, by przedłużyć znajomość.

Już ponad siedem lat minęło od dnia, gdy ich rodzice rozstali się i ojciec wyjechał z miasta w niesławie, zabierając ze sobą dwie nastoletnie córki. Elise jednak wciąż dostrzegała ostre spojrzenia niektórych ludzi na dźwięk nazwiska Dewey. Ostatniego wieczoru pani Porter i jej przyjaciółka szybko odsunęły się od nich, gdy się dowiedziały, kim są, a potem szeptały coś do siebie, osłaniając usta dłońmi w rękawiczkach i zerkając na siostry ukradkiem.

– Gdzie masz się z nim spotkać?

– Przy pawilonie nad jeziorem.

– A gdzież to jest?

– O ile sobie przypominam, gdzieś tam. – Beatrice zatoczyła ręką szeroki, nieprecyzyjny łuk.

– Nawet nie wiesz dokładnie gdzie? – W głosie Elise zabrzmiała desperacja. Przytrzymała gestykulujące ramię siostry, by nie przyciągać do nich uwagi.

– Nie pamiętam dokładnie. Nie byłam tu od lat – broniła się Bea. – A wcześniej, zanim papa wywiózł nas na wieś, byłam tu tylko raz.

– To nie ma znaczenia. W żadnym razie nie pójdziesz tam i nie spotkasz się z nim. – Elise mocniej ścisnęła palce Beatrice. – Gdyby ktoś zauważył, że kręcisz się tu sama albo jeszcze gorzej, w towarzystwie obcego mężczyzny, to nie tylko pani Porter i jej przyjaciółka rozniosłyby naszą reputację na strzępy. – Ruchem głowy wskazała dwie damy w średnim wieku, które szły o kilka metrów od nich. Pani Porter uniosła do góry dłoń w rękawiczce, dając w ten sposób do zrozumienia, że ma je na oku.

W ogrodach zgromadziły się tłumy ludzi, którzy przyszli posłuchać muzyki, i teraz wszyscy zmierzali w stronę sceny, szukając najlepszego miejsca. Orkiestra już stroiła instrumenty.

– Przecież nie jestem taka głupia – zaprotestowała Beatrice. – Mamy się spotkać, gdy wszyscy będą zajęci słuchaniem koncertu. – Uśmiechnęła się z zadowoleniem i na jej policzku pojawił się dołeczek.

– Nigdzie nie pójdziesz – wycedziła Elise przez zaciśnięte zęby. – To moje ostatnie słowo.

– Chcę móc powiedzieć papie po powrocie do domu, że może się wkrótce spodziewać wizyty jakiegoś dżentelmena – obruszyła się Bea. – Wiem, że twoim zdaniem jestem bezwstydna, uciekając się do takich sposobów. Ale kto wie, może okaże się, że pasujemy do siebie i że coś z tego będzie? – Przycisnęła plecy do żywopłotu, przepuszczając ludzi idących ścieżką, i nie ruszyła się o krok, choć Elise rozpaczliwie ciągnęła ją za rękę. – Aranżowanie małżeństwa przez rodziców ze względu na majątek i pochodzenie jest równie niesmaczne.

– Nie jest takie w oczach dobrego towarzystwa – syknęła Elise z frustracją. – Przecież możesz jeszcze kogoś poznać, nie uciekając się do takich podstępów. Pan Whittiker mówił, że dzisiaj będzie tu wielu jego przyjaciół.

Na twarzy Bei pojawił się wyraz przerażenia, które Elise doskonale rozumiała. Jeśli przyjaciele pana Whittikera byli chociaż odrobinę do niego podobni, to zupełnie obcy człowiek rzeczywiście mógł się okazać lepszy.

Bea w końcu ruszyła dalej.

– Mam nadzieję, że uda mi się poznać kogoś w zwykły sposób. Ale…

– Wiesz chociaż, jak się nazywa ten twój dżentelmen? – przerwała jej siostra.

– Podał mi nazwisko Best – zaśmiała się Bea – ale sądzę, że nie jest prawdziwe.

– Jestem pewna, że nie – zgodziła się Elise lodowato. – A on równie dobrze wie, że ty nie jesteś Samotną Damą.

– To wszystko jest bardzo dramatyczne, prawda? – W oczach Bei znów zabłysły iskierki podniecenia. Elise wbrew sobie rozumiała entuzjazm siostry i jej twarz nieco złagodniała.

– Możliwe, ale jeśli pójdziesz na to spotkanie, ściągniesz katastrofę na nas obydwie. – Popatrzyła na siostrę trzeźwo. – Obiecaj, że tego nie zrobisz. – Bea jednak milczała, toteż Elise powtórzyła bardziej stanowczo: – Obiecaj, Bea, bo inaczej nigdy ci tego nie wybaczę.

– Obiecuję – westchnęła Bea. – Spróbuję umówić się z panem Bestem jakoś inaczej, w ciągu dnia. Ty też możesz pójść ze mną.

– Papa znalazł nam doskonałe miejsce blisko sceny. – Verity, która dotychczas szła przodem w towarzystwie rodziców, zawróciła w stronę przyjaciółek, by podzielić się dobrą wiadomością. Wzięła je pod ręce i pociągnęła za sobą.