Strona główna » Literatura faktu, reportaże, biografie » Życie codzienne w Delhi

Życie codzienne w Delhi

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-8002-577-6

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Życie codzienne w Delhi

Książka stanowi doskonałe, bogato ilustrowane fotografiami wprowadzenie do historii, topografii i kultury współczesnego Delhi. Opowiada o najróżniejszych aspektach życia codziennego jego mieszkańców i problemach, z którymi się borykają. Autorka, znająca Delhi od podszewki, kreśli fascynującą panoramę jego różnorodności społecznej, wyznaniowej i obyczajowej, starając się pokazać, jak wszechobecność wielu religii wpływa na charakter miasta i światopogląd delhijczyków. Barwny język, w którym pobrzmiewają osobiste nuty, sprawia, że "Życie codzienne w Delhi" to lektura, od której trudno się oderwać.

Maria Skakuj-Puri (ur. 1955) jest absolwentką indologii na Wydziale Orientalistycznym Uniwersytetu Warszawskiego i islamistyki na Wydziale Islamistyki uniwersytetu Dźami’a Millija Islamija w New Delhi. Jej zainteresowania naukowe obejmują religie Indii, a także współczesną literaturę indyjską. Od ponad dwudziestu lat mieszka w Delhi.

Polecane książki

Wszystko co się w życiu dzieje, Można ująć w pewne ramy, Kochanka się z żony śmieje, Bo je różnią kilogramy.   A wyraźna jest różnica, Bo choć waga wszystko zmieści, Ale zwykle kochanica, Lżejsza kilo jest trzydzieści.   Weźmy męża i kochanka, Choć wygląda to na kpiny, Lecz różnicy widzi fanka, Zwyk...
Polski podatnik, który sprzedaje towar zagranicznym kontrahentom, jest zazwyczaj uprawniony do rozliczenia WDT, gdy towar jest transportowany do UE, lub eksportu, gdy towar jest transportowany poza UE, i może zastosować stawkę 0%. Nie zawsze sytuacja jest tak prosta, szczególnie gdy mamy do ...
Media co rusz atakują biedne mamy radami bardzo poważnymi i wywołującymi bardzo wielkie poczucie winy!Ta książka atakuje przeciwstawieniami: Perfekcyjna matka w mig rozszyfrowuje płacz dziecka.Normalna matka nic nie rozumie i płacze razem z nim. Perfekcyjna matka gratuluje sobie wzorowego zachowan...
Książka Byrona L. Sherwina będzie z pewnością dla wielu chrześcijan dużym zaskoczeniem i zmieni ich myślenie o Żydach i judaizmie. Jako chrześcijanie przyzwyczailiśmy się bowiem do myślenia o Żydach w kategoriach dość standardowych. Postrzeganie tego narodu przez pryzmat Biblii jest, wobec współ...
Wypracowania - Sławomir Mrożek „Tango” Opisy wypracowań: Geneza, czas i miejsce utworu. Tekst zawiera najważniejsze informacje na temat okoliczności powstania utworu. Czasu i miejsca zaprezentowanej w nim akcji. Wypracowanie zawiera 162 słowa. Analiza społeczeństwa w "Tangu".&nb...
Relacja dramatycznych przeżyć wojennych — opis ucieczki z getta w Końskich jesienią 1942 i ukrywanie się u polskiej rodziny w Starachowicach. Sugestywny, plastyczny zapis okupacyjnej codzienności, a także bezkompromisowe studium relacji polsko-żydowskich w okresie Holokaustu. We wspomnieniach...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Maria Skakuj-Puri

Copyright ©by Maria Skakuj-Puri and Wydawnictwo Akademickie DIALOG 2011

Redakcja i korekta

Magdalena Pluta

Konsultacja terminologiczna

Anna Sieklucka

Projekt okładki

Anna Gogolewska

W książce wykorzystano fotografie ze zbiorów Autorki.

ISBN (ePub) 978-83-8002-577-6

ISBN (Mobi) 978-83-8002-581-3

Wydawnictwo Akademickie Dialog

00-112 Warszawa, ul. Bagno 3/218

tel./faks 620 87 03

e-mail: redakcja@wydawnictwodialog.pl

http://www.wydawnictwodialog.pl/

Wydanie elektroniczne, Warszawa 2016

Skład wersji elektronicznej:Tomasz Szymański

konwersja.virtualo.pl

ZAMIAST WSTĘPU

Mieszkam w Delhi już od ponad dwudziestu pięciu lat, ale wciąż doskonale pamiętam swój pierwszy przyjazd. Był rok 1974. Po dłuższym pobycie w Indiach wracaliśmy całą rodziną do Polski i na parę dni zatrzymaliśmy się w Delhi. Hotel też pamiętam. Lodhi Hotel. Budynek stoi nadal. Hotel nieczynny. Coś przebudowują. Przyjechaliśmy z prowincji, z południa, z Wiśakhapatnam. Wiśakhapatnam to było wtedy małe miasto nad morzem. Wokół pojedyncze, zawsze zielone, wysokie wzgórza, na jednym z nich latarnia morska, nad morzem piaszczyste plaże, w mieście białe wille w ogródkach, płaskie dachy, palmy, którym cyklon obrywał korony, stocznia, baza marynarki wojennej, lotnisko.

Cyklon w Wiśakhapatnam, 1969 (fot. Z. Skakuj)

Tu spędziłam cztery lata, tu chodziłam do szkoły i tu zdałam maturę. Dla nas, uczennic prowincjonalnej szkoły żeńskiej prowadzonej przez zakonnice, Delhi było odległą stolicą, którą znałyśmy jedynie z podręczników historii i z kolorowych pocztówek: Kutub Minar, Tughlakabad, Stary Fort, Czerwony Fort, Pałac Prezydencki, Brama Indii. Dopiero na miejscu okazało się, że zabytki te dzielą ogromne puste przestrzenie. Z pierwszego pobytu zapamiętałam Delhi jako miasto o niskiej zabudowie, ciągnące się kilometrami między zakurzonymi szpalerami drzew. Był maj, a więc pełnia lata, powietrze gorące i suche. Ulice buchały żarem jak z pieca, a od czasu do czasu zrywał się podnoszący tumany kurzu wiatr – słynny delhijski lu.

Cztery lata później przyjechałam tu ponownie jako studentka Instytutu Orientalistycznego Uniwersytetu Warszawskiego. Było nas razem siedem osób, dwie z Krakowa i pięć z Warszawy, i byliśmy pierwszą grupą polskich studentów, która dostała stypendium, aby się uczyć hindi. Po dwuletnim pobycie wróciłam do kraju, skończyłam studia. Był czerwiec 1981 roku. Jak zwykle brakowało etatów, więc mój promotor, prof. M.K. Byrski, doradził wyjazd do Indii i zebranie materiałów do pracy doktorskiej. Wyleciałam z Polski we wrześniu. Podjęłam studia na Uniwersytecie im. Jawaharlala Nehru w Delhi, zaczęłam zbierać materiały i marzyć o karierze naukowej. Nie było telefonów komórkowych, nie było Internetu, międzynarodowe połączenia telefoniczne praktycznie nie działały. O wprowadzeniu stanu wojennego w grudniu 1981 roku przeczytałam w gazecie. Z rodziną nie miałam kontaktu przez prawie sześć miesięcy. W październiku 1982 roku wyszłam za mąż za sikha i zostałam w Indiach na stałe.

I tak spędziłam w Delhi ponad dwadzieścia pięć lat, najpierw na stypendium, ucząc się języka hindi, a później jako żona Indusa. Nie myślałam, że pewnego dnia będę pisała o tym mieście książkę, zwłaszcza po polsku dla polskiego czytelnika. Pomysł zrodził się w Wydawnictwie Akademickim Dialog. Pani dr Elżbieta Walter, która pamiętała mnie jako studentkę, zaproponowała mi realizację tego projektu, a następniez ogromną cierpliwością i serdecznością wspierała mnie swoją radą.

Gdy usiadłam do pisania, zdałam sobie sprawę, że miasto, w którym spędziłam ponad połowę życia, stało się integralną częścią mojego osobistego życiorysu. Mój stosunek do Delhi oddaje najlepiej angielskie określenie: love and hate relationship – związek miłości i nienawiści. Z jednej strony, jak większość mieszkańców Delhi, nieustannie narzekam na upały, kurz, częsty brak prądu i wody, okropną biurokrację, tłumy, paraliżujące korki, długie godziny pracy, męczące tempo życia, a z drugiej, każdy powrót do Delhi to ogromne westchnienie ulgi, że znowu jestem w domu. To ambiwalentne odczucie doskonale oddała znana, dziś już nieżyjąca, indyjska dziennikarka, Amita Maik i dlatego przytaczam tu fragment jej artykułu „Mimo wszystko kocham moje Delhi”1, który jest swego rodzaju kwintesencją delhijskiej codzienności:

Moje kochające siostry i cała brygada siostrzenic, siostrzeńców i kuzynów zajmowali się mną w Kalkucie, nie skąpiąc miłości, oddania, rybnych przysmaków i curry z krewetek. Nie ma to jednak jak własny dom – pocieszałam się, gdy samolot podchodził do lądowania, a pod nami rozpostarła się znajoma chmura kurzu. Zwykłe powitanie powracających do stolicy.

Weszłam do mieszkania, otworzyłam drzwi i okna, a następnie podniosłam słuchawkę telefonu, aby obwieścić znajomym swój powrót. Powitał mnie chłodny głos nagrany na taśmę magnetofonową: „Telefon został czasowo wyłączony, Proszę zadzwonić pod numer xyz”. Głupia prośba, biorąc pod uwagę fakt, że telefon był wyłączony. Przerwałam więc popołudniową sjestę mojej wielce uczynnej sąsiadce, żeby zapytać, czy mogę skorzystać z telefonu.

Kiedy zadzwoniłam pod wskazany numer, poinformowano mnie surowym tonem, że telefon wyłączono, ponieważ nie zapłaciłam rachunku. Próbowałam wyjaśnić, że nie otrzymałam żadnego rachunku. W odpowiedzi dowiedziałam się, że w takim razie zostanę potraktowana wyjątkowo: będę mogła odbierać telefony, ale sama nie będę mogła dzwonić, dopóki nie zdobędę kopii rachunku i nie uiszczę zaległych opłat oraz abonamentu za przyszły miesiąc z góry. Mój współpracownik stracił cały dzień w urzędach, próbując wyjaśnić tę sprawę. Po dwóch dniach aparat zaczął działać, ale dopiero po nerwowym telefonie do kierownika wydziału telekomunikacji.

Kiedy weszłam do łazienki, by umyć ręce, okazało się, że w kranie nie ma wody. Dochodzenie przeprowadzone z iście dziennikarskim zacięciem wykazało, że podczas mojej nieobecności młoda przesympatyczna sąsiadka z piętra wyżej urządziła na tarasie piękny ogród. W tym celu zatrudniła nowych, nieznających się na rzeczy hydraulików, którzy podłączyli węże do podlewania kwiatów do mojego zbiornika na wodę. To wyjaśniało, dlaczego u mnie nie było wody.

Pozbawiona łączności telefonicznej, zmęczona, wsiadłam do samochodu, by udać się do biura administracji. Tamtejsi hydraulicy zjawili się następnego dnia rano. Tak więc po 24 godzinach udało mi się wreszcie wykąpać, bo woda do picia, z butelek w lodówce, wystarczyła zaledwie na przemycie rąk i twarzy. W międzyczasie odkryłam, że niesforne dzieciaki mieszkającej w pobliżu służby rozsunęły druty siatki ogradzającej mój ogródek i wykradły z trudem wyhodowane kalafiory, szpinak, kabaczki i pozostałe warzywa.

W tej samej chwili zadzwonił dzwonek u drzwi. To była moja pomoc domowa, przychodząca na parę godzin dziennie. „Moja siostrzenica wychodzi za mąż. Jadę na wieś po raz pierwszy od dwudziestu lat. Proszę wypłacić mi pensję” – obwieściła, wyciągając dłoń, jakby się spodziewała, że natychmiast wręczę jej należną sumę. Po pięciu minutach, bo tyle zajęło mi wyjęcie i odliczenie pieniędzy, wyszła, nie zaszczycając mnie nawet jednym spojrzeniem.

Minęło 25 dni. Jeszcze nie wróciła. Nie wrócił też ogrodnik, który pojechał na wieś, żeby pomóc przy żniwach. Pomagał mi w zmywaniu naczyń pod nieobecność służącej. Wygląda na to, że zabrał ze sobą mój najlepszy kuchcimy nóż.

Dziwne, ale nadal kocham Delhi. Nawet po tym, jak wczoraj, po wyjściu ze sklepu na Khan Market, odkryłam, że mam mocno wgnieciony lewy błotnik samochodu. Ktoś na parkingu stuknął mnie, a następnie się ulotnił. No cóż…

Nie wiem, czy udało mi się w tej książce przedstawić Delhi, miasto, w którym historia przeplata się z teraźniejszością, tradycja ze współczesnością, a polityka wyciska swoje piętno na codziennym życiu mieszkańców z siłą niewyobrażalną dla przeciętnego Europejczyka; miasto, w którym indywidualne życie jednostki podporządkowane jest reżimowi grupy społecznej i w którym religia, wspólnota rodzinna, klasa społeczna, przynależność regionalna czy etniczna oraz język ojczysty mają o wiele większe znaczenie niż w Polsce. Wszystkie czynniki razem i każdy z osobna są ostatecznymi, niekwestionowanymi parametrami, które dokładnie określają miejsce człowieka w społecznej hierarchii. Człowiek nie jest postrzegany jako niezależna jednostka, ale jedynie jako członek danej grupy. Ubranie i sposób bycia, nie mówiąc o imieniu i nazwisku, zawierają zakodowane informacje, które bezbłędnie zdradzają przynależność grupową – społeczną, kastową, religijną, regionalną, etniczną. Każdy, nawet przypadkowy, kontakt automatycznie uruchamia mechanizm błyskawicznego zbierania i przetwarzania informacji, co dopiero umożliwia właściwe zachowanie. Urbanizacja, wbrew pozorom, wcale tych tendencji nie osłabia. Często, wprost przeciwnie, umacnia je. Powstają jako produkt uboczny działań samoobronnych mających na celu zachowanie własnej tożsamości i zakreślenie jej granic, działań podejmowanych przez ludzi, którzy po prostu czują się całkowicie zagubieni w nowych i obcych warunkach. Ponieważ jedynym stabilnym punktem odniesienia jest tradycja, wzrasta przywiązanie do tradycyjnych, często coraz bardziej idealizowanych, wzorców. Przekłada się to dalej na poparcie dla fundamentalistycznych modeli rzeczywistości jako jedynych uporządkowanych wartości, dzięki którym można się otrząsnąć z poczucia zagubienia w nowych, nieprzyjaznych i ciężkich warunkach.

Moje osobiste kontakty w Indiach nie ograniczają się do jednej, określonej grupy społecznej. Studia w Zakładzie Azji Południowej w Instytucie (obecnie Wydziale) Orientalistycznym UW kształcą absolwentów przede wszystkim w zakresie znajomości tzw. klasycznych tradycji indyjskich, a więc hinduizmu, ewentualnie buddyzmu i dźinizmu. Ja też byłam wychowana w tej tradycji. Jednakże małżeństwo z wyznawcą sikhizmu otwarło mi furtkę do jeszcze jednej religii i jeszcze jednego języka, mianowicie pendżabskiego, którym posługują się sikhowie. Z kolei zainteresowanie poezją w języku urdu skierowało moją uwagę na islam. Kurs urdu na Uniwersytecie Delhijskim oraz studia islamistyczne na uniwersytecie Dżami’aa Millija Isiamija nie tylko dały mi nową wiedzę, lecz także pomogły w nawiązaniu wielu kontaktów i przyjaźni z profesorami i studentami. Z nielicznymi wyjątkami byli to muzułmanie. Fakt mojego pochodzenia z kraju leżącego daleko od Indii, o którym mało kto coś wie, oraz na pierwszy rzut oka trudna do określenia przynależność religijna często pomagały mi w zachowaniu neutralnej pozycji i swobodnym poruszaniu się w poszczególnych kręgach społeczno-religijnych. Poznałam szereg osób należących do rozmaitych grup wyznaniowych i wywodzących się z najróżniejszych kręgów społecznych, stojących i niżej, i wyżej od grupy, do której należę z racji mojego małżeństwa. Praca i kontakty z niewykwalifikowanymi rzemieślnikami-analfabetami i ich rodzinami w trakcie prowadzenia własnego przedsiębiorstwa odsłoniły mi ich życie: trapiące ich problemy, brak poczucia stabilności, lęk i ból rozłąki. Koligacje rodzinne wprowadziły mnie w pendżabskie realia zamożnej, wyższej klasy średniej zajmującej się przede wszystkim biznesem, w której kobiety na ogół nie pracują, a głównym celem życiowym większości młodych dziewcząt jest zamążpójście. Natomiast kontakty uniwersyteckie i przyjaźnie z dzieciństwa (szkołę średnią, jak wspominałam, skończyłam w Indiach) dały mi dostęp do tzw. inteligencji. Tego rodzaju mobilność – niedostępna w Indiach wszystkim, zwłaszcza kobietom – okazała się bezcenna, gdy zaczęłam pisać o Delhi.

Nie ulega wątpliwości, że Delhi jest ogromną aglomeracją, która w pierwszej chwili całkowicie oszałamia i wytrąca z równowagi każdego przybysza, niekoniecznie zza granicy. Podobnie zagubieni i przytłoczeni czują, się stawiający pierwsze kroki w stolicy Indusi z prowincji. Dominuje zgiełk i chaos, wszędzie się kłębią tłumy. W pierwszej chwili trudno znaleźć punkt odniesienia, który pozwoliłby ująć całe to widowisko w jakieś rozsądne ramy, wyjaśnić, co się tu dzieje, przełożyć to dalej na wcześniej znane doświadczenia, wyprowadzić ze stanu szoku i zagubienia. Do tego celu niezbędny jest pewien zasób informacji, które posłużyć by mogły za podstawę dalszego poznania. Książka ta stawia sobie za cel stworzenie takiej zupełnie roboczej bazy.

Zaczynam więc od opisu Delhi jako jednostki urbanistycznej, starając się jednocześnie uwypuklić jej historyczny rozwój, co ewentualnemu czytelnikowi i osobie przyjezdnej ułatwi dostrzeżenie pewnego logicznego podziału i pewnych naturalnych granic w chaosie zabudowy. Gdy w następnym rozdziale poruszam kwestię ludności, chodzi mi przede wszystkim o zwrócenie uwagi na sam fakt przytłaczającej liczby ludzi. Dopiero dalej piszę o tym, skąd pochodzą i jakimi językami się posługują, gdzie i jak w Delhi mieszkają. Następnie przechodzę do religii i tu moim jedynym celem jest przybliżenie zróżnicowania religijnego mieszkańców Delhi, jak również całych Indii, fakt ten bowiem umyka uwagi Polaka przyzwyczajonego do widzenia wokół siebie praktycznie jednolitej praktyki religijnej połączonej z daleko posuniętą laicyzacją życia społecznego. Wspominam ponadto o tym, jak tradycyjne pojmowanie rzeczywistości wpływa na kształtowanie trybu życia, i dzielę swoja narrację na opis cyklu rocznego pozostającego pod dużym wpływem pór roku i świąt religijnych, oraz opis cyklu dziennego – gdzie pokrótce przedstawiam pewne typowe zachowania i rytuały, które przydają znaczenia codziennemu życiu. Ponieważ nie można tak naprawdę opisać życia codziennego i hindusa, i muzułmanina, i sikha na kilkunastu stronicach, każdy krótki opis jest pewnym uproszczeniem. Poruszając zagadnienie kultury, piszę przede wszystkim o praktyce kulturalnej i rozrywce, a nie dorobku kultury czy jej historii. Ostatni krótki rozdział poświęcam problem om, z którymi delhijczycy borykają się na co dzień; zostały one ujęte z punktu widzenia osoby, która na stałe mieszka w Delhi.

Na zakończenie jeszcze raz pragnę podkreślić, że Delhi jest miastem, które rozrasta się w niesamowitym tempie. Jest to miasto, które w chwili odzyskania niepodległości przez Indie w 1947 roku liczyło niewiele ponad milion mieszkańców. Obecnie, sześćdziesiąt parę lat później, jest ich w Delhi ponad 16 mln. Jeśli natomiast uwzględni się leżące w pobliżu miasta satelitarne, w 2009 roku łączna liczba mieszkańców stolicy i okolic przekroczyła 22 mln. Niewątpliwie jest to miasto o wielowiekowej historii, ale także, o czym często zapominają spragnieni Orientu turyści, nowoczesna, pulsująca życiem, drapieżna metropolia. Potwierdzają to suche dane statystyczne, za którymi jednakże kryją się ludzie z krwi i kości. Ich życiu codziennemu poświęcona jest większa część tej pracy.

Jeśli chodzi o terminologię: Indus to zawsze mieszkaniec Indii, bez względu na przynależność religijną, a hindus to wyznawca hinduizmu.

*

Obecna książka zawdzięcza wiele osobom, które służyły mi radą, konstruktywną krytyką i pomocą. Chciałabym tu przede wszystkim podziękować prof. Danucie Stasik z Wydziału Orientalistycznego UW, za przeczytanie pierwszej wersji tej książki. Jej wnikliwe uwagi pomogły mi wprowadzić pewne korekty oraz uniknąć wielu błędów i nieścisłości. Słowa podziękowania należą się także dr. Krzysztofowi Strońskiemu z UAM, za przejrzenie fragmentów dotyczących sytuacji językowej w Delhi; mgr Ewie Borek i mgr. Piotrowi Borkowi z UJ, za konstruktywną krytykę; dr Monice Browarczyk z UAM, za nieustające wsparcie moralne; pani dr Elżbiecie Walter za pomysł i zaufanie; pani Joannie Siemińskiej za cierpliwość i pani Magdalenie Plucie za opracowanie redakcyjne tekstu.

*

Zdjęcia do książki zrobili w większości Benoit Dillet (który odwiedził Indie w lecie 2008 roku), mój mąż Tejinder oraz moja córka Surasti i jej koleżanka Shelly Sharma. Część fotografii autorstwa Surasti i Shelly powstała na jesieni 2007 roku, gdy obie były w jedenastej klasie i nakręciły krótki film dokumentalny o zapomnianych mieszkańcach Delhi. Za film ten, zatytułowany Samotność (Tanim), zdobyły pierwszą nagrodę w międzyszkolnym konkursie filmowym. Fotografia we wprowadzeniu pochodzi ze zbiorów mojego ojca. Wszystkie zdjęcia zamieszczono za zgodą ich autorów.

Uwagi o zapisie wyrazów indyjskich

Indyjskie terminy, nazwy i imiona własne podano w polskiej transkrypcji popularnej (PTP), stosowanej w publikacjach warszawskich indologów i w wydawnictwach Zespołu Encyklopedii PWN. Nazwiska znanych Indusów (z XX i XIX wieku) podano w zapisie, jakiego używają oni sami: anglojęzycznym lub – w wypadku pisarzy – transkrybowanym zgodnie z zasadami FTP. dodając w nawiasie wersję angielską.

MIASTO

POŁOŻENIE GEOGRAFICZNE

Delhi leży w północnej części subkontynentu indyjskiego, dokładnie w miejscu, gdzie naturalny, szeroki i dogodny trakt wiodący od gorskich przełęczy północnego zachodu, dziś na granicy Pakistanu i Afganistanu, przez dolinę Indusu, styka się z rzeką Jamuną. Na północ od owego traktu piętrzą się Himalaje, a na południe ciągną się gorące i nieprzyjazne pustynie Radźasthanu. Właśnie z tego powodu w ciągu wieków wszyscy, którym udało się pokonać bariery Hindukuszu i Karakorum i dotrzeć do Indii drogą lądową, a więc zarówno przygodni wędrowcy, jak i zuchwali najeźdźcy, łatwo ulegali czarowi drogi zdającej się wieść prosto w głąb kraju. W swojej wędrówce zatrzymywali się, by odetchnąć, dopiero na brzegu Jamuny. Tu rzeźba terenu otwierała przed nimi nowe możliwości: na wschód aż po Zatokę Bengalską rozciągały się równiny Gangesu, a na południe – wyżyny środkowej części subkontynentu, którędy prowadziły szlaki do Dekanu, Maharasztry i Gudźaratu. Ponieważ od najdawniejszych czasów właśnie tu, nad Jamuną, krzyżowały się drogi handlowe, zarówno okoliczni mieszkańcy, jak i najeźdźcy doskonale zdawali sobie sprawę, że właśnie stąd najskuteczniej kontrolować można dostęp do wszystkich prowincji Indii. Innymi słowy, było to idealne miejsce na obóz wojskowy, ośrodek władzy czy ewentualną stolicę. Indie należały do władcy, do którego należało Delhi.

Współczesne Delhi położone jest na szeregu niskich, skalistych wzgórz, które są częścią starych gór, Arawali. Zabudowa, erozja i degradacja środowiska zmieniły ich charakter i w tej chwili są one prawie niewidoczne. Najwyższe pasmo, zwane z angielskiego Ridge Grań – jest w dużej części wyłączone spod zabudowy i objęte ochroną jako tereny zielone. W średniowieczu cesarze i arystokracja, a w okresie późniejszym Anglicy z zapałem polowali na jego zboczach. Ruiny pawilonów łowieckich zachowały się po dziś dzień.

Od zarania historii największy wpływ na powstanie i charakter miasta wywierała rzeka Jamuna. Była drogą komunikacyjną i źródłem wody. Wszystkie ośrodki miejskie określane mianem Delhi, poczynając od najstarszego, Indraprasthy, wyrosły na jej zachodnim brzegu, a również obecnie zachodnie, prawobrzeżne Delhi jest główną częścią stolicy. Lewobrzeżne Delhi powstało dużo później jako osiedle ludności biedniejszej, napływowej, przybywającej najczęściej z terenów na wschodzie. Niższy status zarzecza odzwierciedla potoczna i lekko pogardliwa nazwa „Jamuna par” – „Za Jamuną”. Sami mieszkańcy wschodniego Delhi często używają określenia „Delhi”, mając na myśli część miasta położoną na zachodnim brzegu. Mówią więc: „Idziemy do Delhi”. Od Jamuny zaczyna się więc opowieść o Delhi.

RZEKA

Jamuna wpływa na terytorium Delhi od północy i leniwie toczy swoje w tej chwili bardzo brudne wody przez następne 40 km, by opuścić miasto na południowym wschodzie. Szerokość jej koryta waha się od 1 do 3 km, ale średnio wynosi około 500 m. Przez większą część roku rzeka jest spokojna i niegroźna, a jej głębokość nie przekracza 1,1 m. W połowie lipca, wraz z początkiem monsunu i opadami deszczu, poziom wody zaczyna się powoli, ale nieustannie podnosić, i wkrótce niżej położone tereny przybrzeżne nikną pod jej powierzchnią. Co roku władze miejskie ewakuują mieszkańców nielegalnych slumsów wzniesionych na piaszczystych plażach nad samym brzegiem rzeki, ale ci uparcie wracają na stare miejsce zaraz po ustąpieniu wody.

Regularnie co parę lat, na ogół we wrześniu, dochodzi do stanu powodziowego. Spowodowane jest to, oprócz deszczów monsunowych, planowanym spuszczaniem wody ze znajdujących się w górnym biegu rzeki, w stanach Pendżab i Himaćal Pradés, rezerwuarów wodnych zasilanych przez górskie potoki, które wzbierają, gdy topnieją śniegi w Himalajach. Fala powodziowa dociera do Delhi mniej więcej 24 godziny po otwarciu śluz w górnym biegu rzeki. Mimo środków zapobiegawczych, takich jak stopniowa regulacja koryta i umocnienie nadbrzeży oraz doraźna blokada kanałów ściekowych, którymi woda Jamuny dostać by się mogła do niżej położonych części miasta, często dochodzi do niedającej się opanować powodzi. Regularnie zagrożone są najbiedniejsze osiedla na wschodnim brzegu oraz tereny nadbrzeżne leżące po obu stronach wewnętrznej, starej obwodnicy Ring Road, ale poniżej jej poziomu.

W czasach panowania Mogołów, to znaczy w wiekach XVII-XIX, Jamuna płynęła tuż pod wschodnimi murami Czerwonego Fortu, w którym mieściła się rezydencja cesarska, i stanowiła istotną część systemu obronnego miasta. Po stłumieniu antybrytyjskiego powstania w 1857 roku i przejęciu władzy przez Anglików bieg rzeki celowo zmieniono, a koryto oddalono od murów i przesunięto w kierunku wschodnim. Działania te podyktowane były przede wszystkim racją stanu – Anglikom chodziło o umniejszenie rangi Czerwonego Fortu, postrzeganego przez Indusów jako symbol rodzimej władzy cesarskiej. Samego cesarza zesłano do Birmy, dopływ wody z Jamuny do otaczającej fort fosy ograniczono, mieszkańców fortu wysiedlono, większość zabudowań pałacowych wysadzono w powietrze, by zrobić miejsce na koszary, a w forcie ulokowano wojska brytyjskie. Wschodnie mury fortu pozbawiono ochrony rzeki, zmieniając jej bieg, a starym korytem poprowadzono drogę, która i dziś biegnie pod samymi murami i zwie się Ring Road (Obwodnica). Wszystkie te posunięcia nie ujarzmiły jednak samej rzeki. Nadal, tak jak i dawniej, potrafiła się zbuntować i wystąpić z brzegów. Nie zapominali o tym nigdy mieszkańcy Delhi i z tego względu nadrzeczne rezydencje i świątynie we wzniesionej na przełomie XIX i XX wieku dzielnicy Civil Lines, pierwszej położonej poza murami miasta i całkowicie zdanej na kaprysy rzeki, wybudowano na kilkumetrowej wysokości murowanych tarasach. Przydają się one i teraz, ponieważ po przekroczeniu pewnego poziomu woda Jamuny wpływa do kanałów ściekowych, przedostaje się pod obwodnicą, zatapia drogi dojazdowe, wpływa do piwnic i zalewa partery domów mieszkalnych. Powtarza się to mimo wieloletnich rób uregulowania rzeki. Wprawdzie nie zmienia ona już swojego koryta w tak drastyczny sposób jak dawniej, ale nadal potrafi zagrozić miastu.

Obie części miasta, zachodnia i wschodnia, spięte są klamrami jedenastu mostów. Są to, idąc od północy: 1) most i śluza w Wazirabadzie; 2) stosunkowo nowy, bo pochodzący z lat 80. ubiegłego stulecia, most usytuowany naprzeciwko głównej stacji autobusowej przy Bramie Kaszmirskiej i, zaraz obok, 3) most, którym biegnie a nadziemnego metra; dalej, 4) stary żelazny most, którego górna kondygnacja przeznaczona jest dla kolei, a dolna dla ruchu pieszego i zmotoryzowanego, oraz 5) leżący kilkaset metrów poniżej najnowszy most stolicy, oddany do użytku zaledwie w połowie 2008 roku. Ten ostatni powstał w miejscu, gdzie jeszcze do niedawna funkcjonował most pontonowy, przeznaczony dla lekkiego ruchu zmotoryzowanego oraz rowerzystów. Mieścił się w okolicach, gdzie i w czasach średniowiecza budowano mosty dla przeprawy armii cesarskiej, opierając je na związanych razem łodziach. Bywało, że przed nadejściem monsunu i podniesieniem się poziomu wody most pontonowy rozmontowywano. W czasie powodzi zamknięty dla ruchu bywa często stary most kolejowy, w pobliżu którego mieści się stacja gospodarki wodnej, gdzie przeprowadza się oficjalne pomiary stanu wody w stolicy.

Dalej, na południe od nowego mostu i mauzoleum Gandhiego, wznoszą się kolejne mosty stolicy: 6) ITO Bridge (od wydziału skarbowego – Income Tax Office. który znajduje sic w pobliżu). kilka lat temu poszerzony; 7) nowy most kolejowy; 8) most Nizamuddin i 9) jeszcze nowszy, bo otwarty zaledwie przed paroma laty, most zwany Noida Bridge; oraz 10) most i śluza Madanpur Khadar, koło Kalindi Kuńdźu. Ponadto w maju 2009 roku ukończono budowę 11) mostu na nowej linii metra, która połączyła centrum miasta z dzielnicami Anand Wihar i Noida (New Okhla Industrial Development Authority). Rozpoczęto również przebudowę mostu przy śluzie w Wazirabadzie, który od dawna pęka w szwach, jako że tędy właśnie prowadzi główna trasa łącząca Pendżab ze stanami Uttar Pradeś, Biharem i Bengalem Zachodnim.

Wazirabad, gdzie mieści się śluza, był jeszcze do niedawna małą, senną osadą wyznaczającą północne granice miasta. Dalej ciągnęły się tereny uprawne, niewielkie wioski i przysiółki rybackie. Muł rzeki nawoził pola, na których w lecie, przed nastaniem pory deszczowej, rosły arbuzy, melony, dynie i kabaczki. Ogromny rezerwuar, główne źródło wody pitnej w stolicy, stanowił podstawę utrzymania dla tysięcy rybaków i największą oazę dla ptactwa wodnego w Delhi. W zimie i teraz zatrzymują się tu ptaki przylatujące z północy. Bywają tu i czaple syberyjskie w drodze do zalewisk leżącego około 200 km na południe parku narodowego w Bharatpurze. W ostatnich latach krajobraz wokół Wazirabadu bardzo się zmienił. Ponieważ górny bieg rzeki został już zanieczyszczony, woda wpływająca do Delhi także jest brudna i ryb jest coraz mniej. Rybacy coraz częściej chwytają się innych zajęć. Ponadto pola leżące między nadbrzeżnymi wioskami zamieniły się w gigantyczne osady ubogich szałasów, chatynek, lepianek, gdzie mieszkają najbiedniejsi. Osady te leżą na nisko położonych terenach, którym co roku grożą powodzie, ponadto nie mają kanalizacji, wody pitnej, elektryczności. Nie ma tam szkół, przychodni lekarskich, szpitali. Władze przypominają sobie o tych miejscach jedynie, gdy się zbliżają wybory lub wybucha tam jakaś epidemia, która mogłaby zagrozić miastu. Są to w większości osady założone nielegalnie, zamieszkane przez setki tysięcy ludzi, którym udało się zebrać pieniądze na własne lokum – ale dzięki ogromnym wyrzeczeniom – i którzy gotowi są walczyć do ostatniej kropli krwi, gdyby zechciano zrównać ich domy z ziemią.

Parę kilometrów na południe od Wazirabadu wznosi się wspomniany już nowy wielopasmowy most leżący tuż obok dworca autobusowego i stacji metra. Most ten odciążył usytuowany kilkaset metrów poniżej stary żelazny most kolejowo-drogowy, którym prowadził udoskonalony przez Anglików średniowieczny gościniec – Grand Trunk Road – łączący Kabul w Afganistanie z Bengalem w Indiach.

Ów most żelazny jest najstarszym mostem w mieście. Zbudowany został przez Anglików w drugiej połowie XIX wieku, gdy postanowiono połączyć Pendżab linią kolejową z Kalkutą, centrum władz brytyjskich i drugim obok Bombaju największym portem Indii. W dużym stopniu sfinansowali go bogaci kupcy ze stolicy, którzy udzielili Anglikom pożyczki na ten cel. Początkowo Anglicy planowali pominąć Delhi i poprowadzić kolej bezpośrednio z leżącej nad Zatoką Bengalską Kalkuty, która w międzyczasie stała się stolicą imperium, do Lahauru w Pendżabie. Jednakże planom tym oparli się delhijscy kupcy, którzy doskonale zdawali sobie sprawę, że jedynie połączenie kolejowe jest w stanie utrzymać, czy wręcz umocnić, pozycję Delhi jako głównego ośrodka handlowego północnych Indii. Stąd ta pożyczka. Na miejsce budowy wybrano punkt, gdzie tradycyjnie mieścił się most oparty na związanych ze sobą łodziach, który umożliwiał przemieszczanie ludzi, wojska i towarów do i ze stolicy. Most ten znajdował się zaraz na północ od Czerwonego Fortu i sąsiedniego bastionu Salimgarh. Nowy żelazny most praktycznie oparł się o bastion, a linia kolejowa, której inauguracja odbyła się ostatniego dnia 1866 roku, strategicznie przecinała fortyfikacje Salimgarh i ocerała się o Czerwony Fort, w którym po upadku dynastii mogołskiej w 1857 roku ulokował się brytyjski garnizon.

Widok z najstarszego, drogowo-kolejowego mostu na osadę rikszarzy poniżej i rowerowe riksze (fot. S. Puri, 2009)

Dzisiaj, tak jak i dawniej, górną kondygnacją mostu biegnie linia kolejowa. Niższa przeznaczona jest dla ruchu zmotoryzowanego i pieszego. Od czasu gdy w pobliżu powstały dwa nowe mosty, jeden naprzeciwko stacji autobusowej, a drugi w okolicach mauzoleum Gandhiego, zarówno większość autobusów, jak i ruch ciężki skierowano właśnie na nie. Stary most natomiast służy jedynie samochodom osobowym, autorikszom i cyklistom, a także konnym pojazdom zwanym tanga lub ikka, przewożącym pasażerów ze Starego Delhi do osiedli na wschodnim brzegu. Rikszom rowerowym, w zasadzie przypisanym do jednej okolicy, nie wolno przemieszczać się z jednego brzegu rzeki na drugi, ale na tym moście nie jest to tak ściśle przestrzegane. Zaraz pod murami cytadeli Salimgarh, dosłownie w cieniu przęseł starego mostu, na nisko położonym brzegu Jamuny, przez dziesiątki lat skupiały się chatki i lepianki zamieszkane przez rikszarzy, żebraków, prostytutki, handlarzy narkotyków. Osadę tę co roku zalewała występująca z brzegów rzeka, a mieszkańcy przenosili się na okres powodzi na wyżej położone ziemie, by powrócić natychmiast po jej zakończeniu. W 2005 roku władze miasta zlikwidowały osadę, a ludność przesiedlono na zachodnie przedmieścia.

Większość wody na potrzeby miasta pochodzi z Jamuny. Największe ujęcie wody pitnej znajduje się na północy w Wazirabadzie, powyżej śluzy, ale część wody, w dużej mierze niewystarczająco filtrowanej, pompowana jest w okolicach Radź Ghatu mauzoleum Gandhiego. Zdarza się, że Jamuna jest już tak zanieczyszczona przez ścieki przemysłowe w Pendżabie i w Harijanie, że woda wpływająca do Delhi w Wazirabadzie nie nadaje się nawet do uzdatniania. Wówczas wodociągi zaprzestają pobierania jej z rzeki, a w kranach po prostu nie ma wody niekiedy przez parę dni, to znaczy dopóki zanieczyszczenia przemysłowe nie spłyną w kierunku Agry – gdzie oczywiście sytuacja się powtarza. Ze względu na niedobór wody w Delhi, od kilkunastu lat osiedla znajdujące się na wschodnim brzegu zaopatrywane są w wodę z wodociągu poprowadzonego aż z Gangesu.

Jamuna jest wprawdzie głównym źródłem wody pitnej w Delhi, ale w ostatnich latach coraz bardziej przypomina gigantyczny rynsztok. Opróżnia się do niej 17 miejskich kanałów ściekowych, pamiętających jeszcze czasy brytyjskie, a wpadających do rzeki na odcinku między śluzami w Wazirabadzie i Okhlą. Zanieczyszczone są także prawie wszystkie jeziora i stawy, jak i cała sieć średniowiecznych jeszcze kanałów, które zaopatrywały miasto w wodę pobieraną w górnym biegu rzeki, około 60 km na północ od stolicy. Kanały te nawadniały tereny po obu stronach rzeki, a w razie potrzeby chroniły miasto od powodzi, odprowadzając wezbranewody Jamuny do okolicznych stawów i na podmiejskie łąki. Dziś dawnymi kanałami nawadniającymi, takimi jak kanał wazirabadzki w północnym Delhi, kanał w dzielnicy Śahadra we wschodniej części miasta czy kanał Nadźafgarh w części zachodniej, płyną jedynie ścieki. Ponieważ miejskie oczyszczalnie ścieków albo w ogóle nie działają, albo funkcjonują połowicznie, nikt, łącznie z rządem, nie twierdzi, że spływające do rzeki ścieki w ogóle są oczyszczane. Stąd stan Harijana coraz głośniej protestuje, jako że zaopatruje Delhi we względnie czystą wodę, a w zamian dostaje jedynie ścieki. Rzeka rzeczywiście cuchnie fekaliami. Na powierzchni całymi dniami utrzymuje się biała piana. Dawno zamarło w niej wszelkie życie i zwyczajnie się dusi: dopuszczalny poziom tlenu w wodzie szacuje się zazwyczaj na 4 mg na Litr, ale w Jamunie wskaźnik ten graniczy z zerem. Ostatnio stan zanieczyszczenia stał się tak alarmujący, że rząd przy pomocy organizacji pozarządowych i japońskich funduszy próbuje ratować zagrożoną rzekę, lecz jak dotąd z miernymi rezultatami.

Okazuje się, że oprócz ścieków ogromnym źródłem zanieczyszczenia są girlandy kwiatowe i inne pozostałości po odprawianych w domu ceremoniach (pudźa) oraz posągi bóstw wrzucane do rzeki. W święto Daśahra, przy wyznaczonych nadbrzeżach od samego rana ustawiają się kolejki furgonetek i ciężarówek z całego miasta z kilkumetrowymi posągami Durgi. Towarzyszą im rzesze wiernych. Przy ich udziale kilkaset wyobrażeń bogini zostaje ceremonialnie i z wielkim entuzjazmem powierzone nurtom rzeki.

Należy wyjaśnić, że hindusi wierzą w oczyszczającą moc wody i traktują rzeki jako święte. Oczywiście najważniejszą ich świętą rzeką jest Ganges, ale dużą czcią otacza się również inne rzeki, między innymi Jamunę. Hindusi wierzą bowiem, że każda rzeka w końcu wpada do spływającego z niebios Gangesu lub nie mniej świętego oceanu, stąd jest to najodpowiedniejsze miejsce na rytualną kąpiel oraz pozbycie się pozostałości wszelkich religijnych ceremonii, poczynając od girland kwiatowych, a kończąc na posągach bóstw, a nawet spopielonych ludzkich szczątkach czy zwłokach niemowląt, które tradycja religijna zabrania spalać na stosach, a nakazuje powierzyć falom rzeki lub ewentualnie pochować w ziemi. W Indiach brzeg rzeki jest tradycyjnym miejscem kremacji, dlatego i w Delhi największe otwarte krematoria, takie jak Nigambodh Ghat, gdzie zawsze płonie kilkadziesiąt stosów pogrzebowych, znajdują się tuż nad wodą.

Posągi Durgi nad Jamuną (fot. T.S. Puri, październik 2009 r.)

Jak wielkim problemem jest w tej chwili zanieczyszczenie Jamuny związane z wrzucaniem do niej najróżniejszych przedmiotów, może świadczyć fakt, że parę lat temu władze miejskie zamontowały na wszystkich mostach wysokie siatki, które mają uniemożliwić pieszym usuwanie śmieci do rzeki. Siatki są na tyle wysokie, że nawet pasażerowie autobusów nie są w stanie wrzucić czegokolwiek przez okno do wody. Mówi się również o stworzeniu specjalnych zatok, gdzie wierni mogliby spokojnie pozbywać się posągów bóstw czy zwiędłych girland, które następnie można by łatwo wylowić i bezceremonialnie wywieźć na wysypisko. Wydano również rozporządzenie, które próbuje przełamać tradycję hinduską i nakazuje krematoriom przyjmowanie do spalenia na stosie również zwłok małych dzieci.

KLIMAT

Wykres temperatur i opadów w Delhi w skali rocznej

Klimat Delhi uzależniony jest w dużym stopniu od położenia geograficznego. Mają na niego wpływ leżące na północ Himalaje oraz pustynie Radźasthanu na południowym zachodzie. Charakteryzuje się chłodną zimą i gorącym latem. Nie ma gwałtownych zmian temperatur czy załamań pogody. Ponieważ łatwo przewidzieć aurę na następny dzień, mało kto ogląda prognozę, najwyżej po to, jeśli to akurat pełnia lata, aby zobaczyć, ile wynosiła temperatura w danym dniu i czy jest już goręcej niż w analogicznym okresie roku poprzedniego.

Praktycznie istnieją dwie pory roku, dłuższa – sucha oraz krótsza – deszczowa. Średni opad roczny wynosi około 60 cm, z czego większość przypada na trzy miesiące deszczowe. Przez pozostałe dziewięć miesięcy, od października aż do czerwca, przeważa klimat suchy z bardzo małą ilością opadów. Czasami zdarzają się krótkie przelotne deszcze, ale nie stanowi to reguły. Najchłodniej jest na przełomie grudnia i stycznia, gdy temperatura w dzień spada do kilkunastu, a w nocy do kilku stopni. Od połowy stycznia temperatura zaczyna stopniowo wzrastać. Najprzyjemniej jest w lutym w październiku, kiedy w dzień nie przekracza ona 30°C, a w nocy kilkunastu stopni. Jest czym oddychać. W marcu zaczyna się ocieplać i pod koniec miesiąca ci, którzy mogą sobie na to pozwolić, włączają klimatyzację. W czerwcu temperatura sięga 45°C, oczywiście w cieniu, i zarówno dnie, jak i noce są bardzo gorące. Zdarzają się lata, gdy temperatura dochodzi nawet do 50°C. Wraz z upałami pojawiają się wiejące od Radźasthanu gorące pustynne wiatry lu. Im bliżej pory deszczowej – monsunu, tym częściej dochodzi do burz piaskowych, andhi. Piasek niesiony silnymi podmuchami wiatru wciska się w każdą szczelinę i potrafi w ciągu paru minut przesłonić całe miasto. Burze piaskowe zanikają wraz z początkiem monsunu.

Lipiec, sierpień i wrzesień to pora deszczowa, ale nie znaczy to wcale, że pada przez cały czas. Statystyki mówią jedynie o 32 dniach deszczowych w tym okresie, chociaż czasami opady bywają bardzo gwałtowne. Wówczas temperatura w ciągu dnia spada do około 30°C, a wilgotność wzrasta do 90%. Zbliżanie się monsunu, który przybywa do Delhi z południa i południowego zachodu, znad Zatoki Bengalskiej i Morza Arabskiego, oczekiwane jest z utęsknieniem i bardzo pilnie śledzone w środkach masowego przekazu. Najpierw pojawia się wietrzyk, którego orzeźwiające podmuchy magicznie poprawiają mieszkańcom humor, a następnie nadciągają ciężkie stalowe chmury. Nad dachami miasta zaczynają krążyć setki latawców, a na rogach ulic rozkładają towar ich sprzedawcy, wokół których kręcą się tłumy dzieciarni.

Ponieważ temperatura nigdy nie spada poniżej zera, Delhi jest zielone przez cały rok, chociaż w lecie zieleń ta staje się mocno przykurzona. Najpiękniejsze pory roku to zima i wczesna wiosna, czyli miesiące od listopada do lutego, gdy kwitnie najwięcej kwiatów. Sierpień, na który przypada pora deszczowa, i wczesny marzec, gdy przyroda się budzi do życia, to dwa najlepsze okresy do porządkowania ogrodów i parków. W sierpniu rozsadza się chryzantemy i begonie, przesadza róże, sieje kwiaty zimowe, takie jak u nas w lecie: bratki, lwie paszcze, margerytki. A także sadzi się nowe drzewa i krzewy, które doskonale się przyjmują ze względu na deszcz i wilgoć, tak więc w zimie można je już przycinać. Na wiosnę, w marcu, po raz drugi można je znowu przesadzać, a także siać kwiaty, które nie boją się upałów: słoneczniki, cynie i aksamitki.

Życie miasta jest bardzo uzależnione od regularnego następowania po sobie pór roku, co najlepiej widać, gdy opóźnia się monsun. Długotrwałe, nieustające upały stają się nie do zniesienia. Zmierzch nie przynosi żadnej ochłody. Brakuje wody i prądu. Ludzie stają się coraz bardziej drażliwi i niecierpliwi. Wszyscy, poczynając od rządu i władz miejskich, a na zwykłych obywatelach kończąc, oczekują monsunu jak wybawienia.

Monsun potrafi być bardzo kapryśny i często się spóźnia. Nadchodzi lipiec, kończą się letnie wakacje w szkołach, a deszczu nadal ani śladu. Nastaje susza. Czasem zaczyna padać dopiero w połowie sierpnia. Niekiedy opady są tak intensywne, że już po paru minutach ulice toną w wodzie i stają się nieprzejezdne. Bywa, że w ciągu paru godzin dochodzi do poważnych powodzi. Zima też potrafi się spóźnić i czasami w grudniu jest nadal stosunkowo ciepło. Ale wystarczy nawet niewielki opad śniegu w niższych partiach Himalajów, żeby temperatura w Delhi spadła prawie do zera w nocy i około 10°C w dzień. Zachmurzone niebo, lekkie opady, zimne podmuchy wiatru oraz gęsta mgła w nocy i nad ranem dopełniają obrazu.

Na ogół w zimie, nawet jeśli temperatura spada w nocy do kilku stopni, w dzień bywa 15-20°C, a do tego świeci słońce. Jednakże domy i mieszkania są nieogrzewane i na dodatek wyposażone w kamienne podłogi i nieuszczelnione okna, stąd też bardzo chłodne zimą. Na szczęście takie bardzo chłodne dni nie utrzymują się dłużej niż trzy-cztery tygodnie i mieszkańcy Delhi jakoś się godzą z losem. Owinięci w szale i koce cierpliwie czekają na ocieplenie. Europejczycy przyzwyczajeni do większych komfortów i lepiej ogrzanych pomieszczeń na ogół narzekają, że nigdy nie zmarzli u siebie tak jak w stolicy tropikalnych Indii na przełomie grudnia i stycznia.

DOJAZD DO DELHI

Jeszcze w połowie XIX wieku do Delhi najłatwiej było dopłynąć łodzią (Jamuna była ważnym szlakiem wodnym) albo przyjechać konno lub na wozie ciągniętym przez woły (który i dzisiaj spotkać można na przedmieściach stolicy, a czasami również na większych arteriach).

Na Starym Mieście (fot. S. Puri, 2009)

Pierwszy pociąg wjechał do Delhi dokładnie o dwunastej w nocy 31 grudnia 1866 roku. Wydarzenie to poprzedzone było trwającą parę lat przebudową cesarskiej stolicy Śandźahanabadu. Część miasta między Czerwonym Fortem a Bramą Kaszmirską wyburzono, aby poprowadzić linię kolejową oraz postawić dworzec, zwany dzisiaj starym (Old Delhi Railway Station), dla odróżnienia od nowego (New Delhi Railway Station), powstałego później w pobliżu Connaught Place, już w nowej stolicy brytyjskiego imperium, New Delhi. Z obu tych dworców odjeżdżają pociągi do wszystkich części Indii. Jest i trzeci dworzec, zwany Hazrat Nizamuddin, na południu Delhi, w okolicach grobowca mistyka sufickiego o tym imieniu. Wyruszają z niego niektóre pociągi do środkowych i południowych Indii. Prawie wszystkie pociągi dalekobieżne odjeżdżają z jednego z tych trzech wyżej wspomnianych dworców. Sarai Rohila w zachodnim Delhi jest już dużo mniejszym węzłem kolejowym i ruszają stąd w trasę niektóre pociągi udające się w kierunku południowo-zachodnim, do Radźasthanu i Gudźaratu, a ostatnio także parę nowo wprowadzonych pociągów do południowych Indii. Rozstaw torów na linii zachodniej jest tu mniejszy niż standardowy w Indiach, który notabene jest szerszy niż w Europie.

Na ukończeniu znajduje się również budowa jeszcze jednego dworca kolejowego, w dzielnicy Anand Wihar. Pierwszy peron oddany został do użytku w październiku 2009 roku, a pierwszy pociąg ruszył stąd na Diwali. Usytuowany na wschodnim krańcu miasta dworzec obsługiwać ma wschodnie stany Indii. Pociągi w tym kierunku odjeżdżają obecnie z Nowego albo Starego Delhi. Na jesieni 2004 roku doszło na Nowym Delhi do tragicznego wypadku. Akurat zbiegły się trzy wielkie święta: Diwali, Id i Ćhath Pudźa. Na stacji pojawiły się wielotysięczne tłumy i stratowano na śmierć parę kobiet i dzieci. Stąd przyspieszona decyzja o budowie nowego dworca. Władze miasta wydały nawet bezprecedensowe pozwolenie na wycięcie lasu w tym celu, mimo że w Delhi obowiązuje całkowity zakaz karczowania drzew, nawet na terenie prywatnych posesji. Jednocześnie zarząd kolei zaczął sadzić drzewa na przyległych terenach, aby wyrównać stratę w drzewostanie.

Podróżny przybywający do Delhi pociągiem obowiązkowo trafi na jedną z powyższych stacji, chyba że przybywa z miejscowości leżącej w pobliżu, w zasięgu kolei podmiejskiej, lub samolotem.

Można też dojechać do Delhi autobusem. W tej chwili działają trzy główne dworce autobusowe: Międzystanowy Terminal Autobusowy (Inter State Bus Terminal – ISBT) przy Bramie Kaszmirskiej, Sarai Kale Chan przy obwodnicy Ring Road w okolicach nowo założonego Parku Indraprastha oraz dworzec w Anand Wiharze, we wschodnim Delhi. Dwa pierwsze leżą na zachodnim brzegu Jamuny i obsługują trasy usytuowane na północ i północny zachód (Brama Kaszmirska) oraz na południe od stolicy (Sarai Kale Chan). Autobusy przyjeżdżające ze wschodu, przede wszystkim ze stanu Uttar Pradeś, zatrzymują się w Anand Wiharze. Każdy z tych trzech dworców autobusowych znajduje się w pobliżu jednej z głównych stacji kolejowych: z tego przy Bramie Kaszmirskiej blisko jest do stacji kolejowej Old Delhi (jeden przystanek metrem), z Sarai Kale Chan – do stacji Nizamuddin, a z Anand Wiharu będzie niedaleko do powstającego w okolicy nowego dworca kolejowego. Mają również zostać wybudowane dwa nowe, międzystanowe dworce autobusowe w pobliżu stacji metra w Dwarce w zachodnim i w Nareli w północno-zachodnim Delhi, które odciążą Międzystanowy Terminal Autobusowy przy Bramie Kaszmirskiej.

Oprócz tego działa szereg linii autobusowych utrzymywanych przez poszczególne stany. Mają one swoje kasy i przystanki w różnych częściach Delhi. Dla przykładu stan Dźammu i Kaszmir ma przystanek w pobliżu stacji metra na skraju dzielnicy Civil Lines, a Radźasthan – w Bikaner House w okolicach Bramy Indii (India Gate).

Oczywiście większość osób przybywających do Delhi z zagranicy ląduje na Lotnisku Międzynarodowym im. Indiry Gandhi, które powstało w latach 80. XX wieku. Leży ono kilkanaście kilometrów na południe od centrum, na granicy ze stanem Harijana. W pobliżu znajduje się też lotnisko krajowe, ale przemieszczenie się z jednego na drugie nie jest tak proste, jak by się mogło wydawać, i wymaga pewnego nakładu czasu oraz cierpliwości. Przesiadka może zająć parę godzin, jeśli włączy się w to odebranie bagażu, na który czasami czeka się bardzo długo. Wzrost liczby połączeń lotniczych, związany w dużym stopniu z powstaniem wielu tanich prywatnych linii krajowych, zaskoczył zarząd lotniska, które nie było w stanie obsłużyć coraz większych tłumów, dlatego też modernizację i rozbudowę lotniska w Delhi powierzono wyłonionej w drodze przetargu prywatnej firmie. W 2009 roku zaczął działać terminal 2, a w roku 2010 oddany został do użytku terminal 3.

Jest i stare lotnisko, jeszcze z okresu II wojny światowej, Safdarjang Airport (wcześniej im. Willingdona), które do niedawna służyło jako lądowisko dla maszyn sportowych. Parę lat temu aeroklub przeniesiono poza Delhi, ponieważ ruch powietrzny w tej okolicy zagrażał wymogom bezpieczeństwa państwowego – w pobliżu mieszczą się rezydencje zarówno premiera, jak i prezydenta Indii. Samo lotnisko znalazło się prawie w centrum miasta, na skraju dzielnicy wzniesionej niegdyś dla elity brytyjskiej, a obecnie zamieszkanej przez elitę indyjską i korpus dyplomatyczny. Na okres Igrzysk Sportowych Krajów Wspólnoty Brytyjskiej na jesieni 2010 roku planowano przekształcić lotnisko w ogromny, tymczasowy parking oraz wykorzystać go jako lądowisko dla helikopterów pogotowia ratunkowego. Właśnie z tego lotniska wystartowała po raz ostatni, we wrześniu 1981 roku, maszyna pilotowana przez Sanjaya Gandhiego, młodszego i ulubionego syna Indiry Gandhi, który w latach 70. ubiegłego wieku odegrał ogromną rolę w życiu politycznym kraju. Jego śmierć była wielkim ciosem dla Indiry Gandhi i zniweczyła jej plany dynastyczne. Otworzyła też drogę do kariery politycznej starszego syna Indiry, Rajiva, który do tej pory nie interesował się polityką. Po zabójstwie matki 31 października 1984 roku, został on mianowany premierem Indii i pełnił tę funkcję do roku 1991, kiedy sam zginął w zamachu bombowym.

WSPÓŁCZESNE DELHI W PERSPEKTYWIE HISTORYCZNEJ

Główne zabytki Delhi

Delhi jest stolicą Republiki Indii od chwili jej powstania w roku 1947 i obejmuje tereny, na których znajdują się pozostałości wcześniejszych miast. Na ogół wymienia się ich osiem, uważając obecne Delhi za dziewiąte, ale nie jest to precyzyjna lista, bo można się z łatwością doliczyć paru dodatkowych ośrodków miejskich. Większość z nich, z małymi wyjątkami, ulokowana została obok siebie, a budowa następnego miasta nie wiązała się ze zburzeniem poprzedniego. Kolejni władcy po prostu wznosili nowe forty lub pałace, otaczali je murami i zasiedlali według własnych potrzeb. Wcześniejsza siedziba królewska stawała się wówczas zbyteczna i powoli popadała w ruinę.

Najwcześniejsza osada, Indraprastha (X wiek p.n.e.), uważana jest za pierwsze historyczne Delhi. Następne to Lal Kot (1052), Siri (1304), Tughlakabad (1321), Dźahanpanah (1326-1327), Firozabad (1334), Purana Kila (1530), Śandźahanabad (1648) oraz Nowe Delhi: brytyjskie, wzniesione po 1911 roku, gdy Delhi stało się stolicą imperium brytyjskiego w Indiach, i najnowsze, współczesne. Obecne Delhi jest miastem, które wchłonęło i otoczyło nowoczesną zabudową wcześniejsze kompleksy architektoniczne. Oprócz centrum władzy, zaplanowanego i wzniesionego przez Anglików, obejmuje ono Stare Miasto cesarza Śandźahana (zwane także Śandźahanabadem) oraz Tymczasową Stolicę zamieszkaną przez Anglików podczas budowy właściwej stolicy, jak również niezliczone dzielnice i osiedla, które powstały po 1947 roku. Wszystkie historyczne ośrodki miejskie łącznie z kolonialnym Delhi znajdują się na zachodnim brzegu. Jamuny, gdzie wznoszą się też wszystkie średniowieczne forty. Niektóre zbudowano na wzgórzach (Lal Kot, Tughlakabad), inne bezpośrednio nad rzeką (Salimgarh, Czerwony Fort, Firozabad, Purana Kila), ale gdy zmieniła ona swój bieg, wszystkie znalazły się z dala od brzegu, a z czasem otoczyła je późniejsza zabudowa.

Na ogół uważa się, że sarna nazwa Delhi (w hindi Dilli albo Dehli) wywodzi się od imienia jednego z półlegendarnych władców, radży Dillu, który żył w I wieku n.e. i nazwał swą stolicę Dillu. Jednakże istnieje też pogląd łączący etymologię nazwy stolicy ze słowami dehri lub dehali, znaczącymi „próg”.

Indraprastha

Indraprastha to ośrodek miejski, który powstał prawdopodobnie w X wieku p.n.e., w okresie wedyjskim, a jego założenie opisane jest w Mahabharacie, poemacie epickim (III wiek p.n.e.-III wiek n.e.) poświęconym wojnie między rodami Pandawów a Kaurawów. Judhiszthira, władca Pandawów, pozbawiony przez Kaurawów swej dotychczasowej stolicy, Hastinapury, założył na zachodnim brzegu rzeki Jamuny nową stolicę, Indraprasthę.

Tradycja oparta na wątkach epickich i hinduskich legendach umieszcza Indraprasthę w miejscu, gdzie wznosi się Purana Kila (Stary Fort). Wykopaliska rzeczywiście potwierdzają istnienie od III wieku p.n.e. osadnictwa na tym terenie, nie ma jednak przekonujących dowodów, które pozwalałyby identyfikować je z Indraprasthą z Mahabharaty. Oczywiście nie wyklucza to hipotezy, że miasto faktycznie leżało tam, gdzie umieszcza je tradycja, i po prostu nie zachowały się po nim żadne konkretne pozostałości, ponieważ głównym materiałem budowlanym w owym okresie były glina i drewno. Najwcześniejsze, bezsporne zabytki archeologiczne, świadczące o obecności większego ośrodka miejskiego, pochodzą dopiero z czasów dynastii Guptów z VI wieku, tzn. z tego samego okresu, co żelazna kolumna znajdująca się w kompleksie Kutub Minar.

Suradź Kuńdź i Lal Kot

Niewątpliwie pierwsze miasto i twierdza, których istnienie potwierdzają rozległe ruiny, powstały w XI wieku. Leżą one około 3 km na południowy wschód od późniejszego Tughlakabadu, ale już w stanie Harijana, i przypisywane są Anangpalowi, władcy radźpuckiemu z dynastii Tomarów. Do dnia dzisiejszego zachowały się resztki rozległych fortyfikacji, zapora wodna oraz pokaźny rezerwuar, gdzie się wznosiła świątynia poświęcona bogowi słońca, Surji. Miejsce to znane jest dzisiaj jako Suradź Kuńdź – Sadzawka Słońca.

Kilka lat później ten sam władca, Anangpal, przeniósł swoją stolicę z Suradź Kuńdźu do osady położonej parę kilometrów dalej na północny zachód, czyli na tereny obecnego Delhi. Początki owej osady datowane są wprawdzie na VIII wiek, ale dopiero w okresie panowania Anangpala uzyskała ona rangę siedziby królewskiej. Ruiny wzniesionej przez Anangpala cytadeli zwanej Czerwoną – Lal Kot – zachowały się do czasów obecnych.

Około stu lat po wzniesieniu Lal Kot Tomarowie zostali pokonani przez Ćauhanów, których siedzibą był Adźmer w Radźasthanie. Mimo że stolicą nadal pozostał Adźmer, rozbudowali oni znacznie cytadelę Lal Kot i leżące wokół miasto. Stąd w okresie późniejszym warownia ta występuje również pod nazwą Kila Rai Pithora – twierdza Rai Pithory – od imienia ostatniego hinduskiego władcy na tym terenie, Prythwiradźa Cauhana (znanego też jako Rai Pithora).

Okres panowania Prythwiradźa naznaczyły najazdy muzułmańskie na północno-zachodnie Indie, podejmowane przez władców rządzących na obszarach obecnego Afganistanu. W roku 1192 Kutubuddin Ajbak, muzułmański generał i niewolnik afgańskiego sułtana, Muhammada Ghoriego z Ghazny, pokonał Prythwiradźa i zapoczątkował panowanie muzułmańskie na tych ziemiach. W 1206 roku, po śmierci swego pana, Kutubuddin Ajbak uniezależnił się i sam przyjął tytuł sułtana, dając w ten sposób początek nowej dynastii zwanej Dynastią Niewolników (1206-1290), jako że większość jej władców, wcale niespokrewnionych ze sobą, była w rzeczywistości sułtańskimi niewolnikami obdarzonymi jednakże wysokimi stanowiskami i zaszczytami. Wkrótce po odniesieniu zwycięstwa Kutubuddin Ajbak przebudował Lal Kot na własną stolicę. Jedną z pierwszych nowo wzniesionych budowli był meczet, nazwany później Kuwwat ul-Islam (Potęga Islamu), któy powstał jeszcze za jego życia, a zbudowany został z materiałów uzyskanych z rozebranych świątyń hinduskich i dźinijskich. Świadczą o tym liczne płaskorzeźby przedstawiające postacie ludzkie, choć często z odbitymi twarzami, zwłaszcza w niższych partiach konstrukcji, jako że islam kategorycznie zabrania wykonywania jakichkolwiek wizerunków ludzkich czy zwierzęcych.

Detal z meczetu Kuwwat ul-Islam w Mahrauli, Początek XIII wieku (fot. B. Dillet, 2008)

W pobliżu wznosi się Kutub Minar (Minaret Kutub), którego budowę ukończył zięć i spadkobierca Kutubuddina Ajbaka, sułtan Iltutmiś. Ruiny murów miejskich z czasów Prythwiradźa, zaadaptowanych przez pierwszych muzułmańskich sułtanów na ich własne potrzeby, przetrwały w dobrym stanie do XIX wieku, do czasów brytyjskich. Obecnie w większości zniknęły pod współczesną zabudową.

Widok na Kutub Minar z daleka… (fot. B. Dillet, 2008)

…i z bliska (fot. B. Dillet, 2008)

Zabytki należące do kompleksu Kutub Minar, obejmujące ruiny Lal Kot, meczet Kuwwat ul-Islam, grobowiec sułtana Iltutmiśa (1235), Alai Darwazę (1310) – bramę wejściową do meczetu, i madrasę (1317) – obie wzniesione przez Alauddina Childźiego – zostały wpisane w 1993 roku na Listę Światowego Dziedzictwa Przyrodniczego i Kulturalnego UNESCO. Podobny status mają w Delhi także grobowiec Humajuna (od 1993 roku) i Czerwony Fort (od 2007 roku).

W okolicach znajduje się również kilkaset mniejszych i większych zabytków leżących poza murami Lal Kot. Najbardziej godne uwagi są grobowiec sułtana Balbana (koniec XIII wieku), rezerwuar na wodę (Hatiz-i Samsi – XIII wiek), meczet Dźamali Kamali (1528-1529) i Dilkuśa („Przyciągająca serce”), rezydencja brytyjskiego ekscentryka sir Thomasa Metcalfe’a, który zaadaptował XVI-wieczny grobowiec mogolskiego arystokraty, Kuli Chana, na swoją letnią siedzibę. W pobliżu, w wiosce Mahrauli, usytuowany jest też grobowiec średniowiecznego sufickiego świętego, Kutubuddina Bachtijara Kakiego, odwiedzany przez wiernych do dziś dnia, a także zrujnowany XIX-wieczny letni pałac ostatnich cesarzy mogolskich, którzy przybywali tu z Czerwonego Fortu, gdy zaczynał się monsun.

Meczet Dźamali Kamali, XVI wiek (fot. B. Dillet, 2008)

Siri

Pierwsza muzułmańska dynastia na tronie Delhi, Dynastia Niewolników, której założycielem był wspomniany wcześniej dowódca afgańskiego władcy, Muhammada Ghoriego, Kutubuddin Ajbak (proklamował się sułtanem w 1206 roku), została pozbawiona władzy przez Childźich (1290-1320). Początkowo siedzibą Childźich pozostawała twierdza Lal Kot. Później, w roku 1304, trzeci sułtan z tej dynastii, Alauddin, jeden z wielkich budowniczych Delhi, który wzniósł także szereg obiektów w Lal Kot, położył kamień węgielny pod budowę nowej stolicy, Siri, która była pierwszym miastem na terenie Indii zbudowanym od podstaw przez muzułmanów. Ruiny Siri istnieją po dziś dzień i mieszczą się między dzielnicami Greater Kailash I i Gulmohar Park. Do najlepiej zachowanych należą meczet Tohfewala Gumbad i kolumnada Baradari. Oba zabytki otoczyła wioska Śahpur Dźat, która powstała w obrębie dawnego fortu.

Tughlakabad

Ghijasuddin Tughlak (1320-1324), założyciel następnej po Childźich dynastii muzułmańskiej, Tughlaków (1320-1413), był kolejnym władcą, który postanowił wznieść nową stolicę, by dowieść swojej potęgi. Na jej budowę wybrał okolice leżące mniej więcej w połowie drogi między Siri i Suradź Kuńdźem. W ciągu zaledwie czterech lat wybudował miasto, które liczyło dwa razy więcej mieszkańców niż średniowieczny Londyn. Jednak życie tego miasta było niezwykle krótkie. Minęło niecałe pięć lat i Ghijasuddin został zamordowany przez swojego syna Muhammada Tughlaka. Ten najpierw przeniósł stolicę sułtanatu na południe Indii do Daulatabadu, a następnie z powrotem do Delhi, z tym że wtedy zamieszkał w okolicach miast Lal Kot i Siri, łącząc je, za pomocą murów miejskich, w jeden ośrodek władzy, który nazwał Dźahanpanah – Schronienie Świata.

Ruiny Tughlakabadu świadczą o niezwykle scentralizowanym, konsekwentnie zrealizowanym planie urbanistycznym, będącym wynikiem niekwestionowanej woli cesarskiej. Całość obwarowano 6,5-kilometrowym murem, wewnątrz którego znajdowały się dwa mniejsze, również ufortyfikowane, kompleksy. Były to cytadela, której zewnętrzna brama jest główną bramą prowadzącą do fortu, oraz kompleks pałacowy, otoczony osobnym murem, z własną studnią i rezerwuarem. Poniżej, na północ, ale wewnątrz murów miejskich, rozciągało się miasto, nad którym górował meczet, Dźama Masdźid.

Tughlakabad jest niewątpliwie największą fortyfikacją w Delhi, a stulecia opuszczenia nie pozbawiły jej monumentalności i uroku. Legenda przypisuje jej upadek klątwie świętego męża sufickiego, Nizamuddina, któremu sułtan Ghijasuddin utrudnił budowę rezerwuaru na wodę (baoli) w okolicach jego własnej siedziby, rekwirując wszystkich robotników i murarzy do pracy przy cesarskim forcie. Nizamuddin przeklął nowo wznoszone miasto, prorokując, że znajdą w nim schronienie jedynie hieny i gudźdźarowie, nieokrzesani miejscowi wieśniacy. Coś w tym jest, bo podczas gdy fort miasto Ghijasuddina porosły chaszcze, grób Nizamuddina pozostaje miejscem tłumnych pielgrzymek. Istnieje też nadal zbiornik na wodę, usytuowany w pobliżu mauzoleum świętego.

Naprzeciwko głównego wejścia do fortu znajduje się elegancki grobowiec Ghijasuddina Tughlaka ufundowany przez jego syna i domniemanego zabójcę, Muhammada Tughlaka, a nieco dalej – przypisywana mu niewielka forteca Adilabad (1324-1351).

Dźahanpanah

Dźahanpanah zaistniało jako aglomeracja miejska i siedziba cesarska, gdy w latach 1326-1327 Muhammad Tughlak połączył murami dwa wcześniejsze kompleksy – Lal Kot i Siri. Według słynnego podróżnika, Ibn Batuty, który odwiedził stolicę Indii w tym czasie, ośrodkiem miejskim pozostawało Lal Kot, Siri służyło za garnizon dla wojska, podczas gdy ufortyfikowane tereny między nimi, czyli Dźahanpanah, funkcjonowały jako rezydencja sułtańska. Z XIV-wiecznych zabytków przetrwała jedynie część murów (w okolicach Press Enclave) oraz Bidźaj Mandal, będący najprawdopodobniej częścią pałacu, a także partie meczetu Begampur. Większość zachowanych średniowiecznych budynków pochodzi z późniejszego okresu. Z braku takich wyznaczników, jak mury miejskie, trudno sobie wyobrazić rozległość Dźahanpanahu, dlatego może warto zwrócić uwagę na to, że słynne z licznych średniowiecznych zabytków wioski Hauz Chas, Adhćini, Begampur, Śahdźi Sarai, Śajch Sarai, Soami Nagar, Ćiragh Delhi oraz Khirki leżą w obrębie dawnych murów.

1 A. Malik, „I still love my Delhi”, Hindustan Times, 8 lipca 2002 r.

Wydawnictwo Akademickie DIALOG

specjalizuje się w publikacji książek dotyczących języków, zwyczajów, wierzeń, kultur, religii, dziejów i współczesności świata Orientu.

Naszymi autorami są znani orientaliści polscy i zagraniczni, wybitni znawcy tematyki Wschodu.

Wydajemy także przekłady bogatej i niezwykłej literatury pięknej krajów Orientu.

Redakcja: 00-112 Warszawa, ul. Bagno 3/219tel. (0 22) 620 32 11, (0 22) 654 01 49e-mail: redakcja@wydawnictwodialog.pl

Biuro handlowe: 00-112 Warszawa, ul. Bagno 3/218tel./faks (0 22) 620 87 03e-mail: biurohandlowe@wydawnictwodialog.plwww.wydawnictwodialog.pl

Serie Wydawnictwa Akademickiego DIALOG:

• Języki orientalne

• Języki Azji i Afryki

• Literatury orientalne

• Skarby Orientu

• Teatr Orientu

• Życie po japońsku

• Sztuka Orientu

• Dzieje Orientu

• Podróże – Kraje – Ludzie

• Mądrość Orientu

• Współczesna Afryka i Azja

• Vicus. Studia Agraria

• Orientalia Polona

• Literatura okresu transformacji

• Literatura frankofońska

• Być kobietą

• Temat dnia

• Życie codzienne w…

Prowadzimy sprzedaż wysyłkową