Strona główna » Obyczajowe i romanse » Życie jest piękne niestety

Życie jest piękne niestety

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-7386-853-3

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Życie jest piękne niestety

Wraz z głównym bohaterem wędrujemy poprzez lunatyczny Wrocław. Miasto, w którym smoki zmieniają się w skarlałe psy, zwykłe nożyczki mogą stać się artefaktem, a przypadkowe spotkania nigdy nie są przypadkowe. Wszystko po to, by przekonać się dlaczego życie potrafi być piękne... niestety.

Polecane książki

Od 27 czerwca 2013 r. obowiązuje rozporządzenie ministra zdrowia z 6 czerwca 2013 r. w sprawie bezpieczeństwa i higieny pracy przy wykonywaniu prac związanych z narażeniem na zranienie ostrymi narzędziami używanymi przy udzielaniu świadczeń zdrowotnych. Nakłada ono na menedżera placówki medycznej sz...
Oddajemy w ręce czytelników nowe, pełne wydanie prac generała Giulio Douheta, teoretyka którego prace wywarły (i wciąż wywierają) ważki wpływ na rozwój doktrynalny lotnictwa wojskowego. Można by rzec, że są kamieniem węgielnym, fundamentem na którym budowały kolejne pokolenia lotników. Bez znajomośc...
W książce znalazł się wybór źródeł zgromadzonych w Podziemnym Archiwum Getta Warszawskiego, zwanego Archiwum Ringelbluma: relacji, sprawozdań, osobistych listów, urzędowych obwieszczeń. Dokumenty przedstawione zostały z zachowaniem chronologii, tak by poszczególne teksty układały się w opowi...
W publikacji kompleksowo omawiamy zasady rozliczenia ulgi na złe długi zarówno po stronie sprzedawcy jak i nabywcy. Uwzględniamy zmiany, które obowiązują od 2019 r. Czytelnik znajdzie odpowiedź na m.in. na pytania: • Kiedy przesunięcie terminu płatności zwalnia z obowiązku korekty odliczone...
Bardzo dowcipne i pouczające krótkie opowiadania, dotyczące codziennych problemów ludzkich: braku pieniędzy, zadłużenia, bankructwa, zdrady małżeńskiej, miłości, rywalizacji o zaszczyty, zazdrości, przyjaźni, lecz także pytań o egzystencję człowieka i sens życia. Uwagę czytelnika powinny przyci...
Mateusz Brosman, znany aktor i komik, zostaje wiceministrem kultury. Tym samym wydaje się, że powinien porzucić dotychczasowe, dla wielu ludzi niepoważne życie i stać się odpowiedzialnym człowiekiem. Okazuje się jednak, że z roli komika nie wychodzi się tak łatwo. Tym bardziej że Mateusz zupełni...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Piotr Lenarczyk

Piotr Lenarczyk

życie jest piękne niestety

Wydawnictwo Nowy Świat

© Copyright by Piotr Lenarczyk, 2015

© Copyright by Wydawnictwo Nowy Świat, 2015

Fotografia na okładce:

Maciej Boryna

Zdjęcie Autora na IV str. okładki:

Łukasz Krzywda

druk ISBN 978-83-7386-583-9

ebook ISBN 978-83-7386-853-3

Wydanie I Warszawa 2015

Wydawnictwo Nowy Świat

ul. Kopernika 30, 00-336 Warszawa

tel. 22 826 25 43, faks 22 826 25 47

Wszyscy jesteśmy na skraju rozpaczy. Jedyne, co możemy zrobić to spojrzeć sobie w oczy, dotrzymać towarzystwa i trochę pożartować…

Wielkie Piękno

23:36

Tamtej nocy zaprzątały mnie sprawy małe. Czymże jest bowiem wygrana jakiejkolwiek drużyny piłkarskiej wobec tragedii głodu, malarii, czy drugiej wojny światowej? Ba, czymże jest wobec tragedii niesprawnego systemu emerytalnego, albo chociażby zepsutej windy, która stanowi szczególny przypadek tragedii pod warunkiem, że mieszka się na siódmym albo ósmym piętrze.

Niczym, zaprawdę niczym.

A jednak właśnie to nic absolutne, ten mecz totalny, te karne bezwzględne, dzięki którym moja ulubiona Argentyna wykopała z Mistrzostw Świata nadętych Holendrów, to wszystko razem wzięte sprawiło, że siedziałem na kanapie nawet smutniejszy niż zazwyczaj siedzę.

– Jak to? – zapyta ktoś. – Przecież wygrali.

Ano wygrali na złość kontuzjom, sędziom, a co najważniejsze moim sąsiadom z dołu, którzy przez blisko dwie godziny zajadle kibicowali ich rywalom. Tym niemniej zwycięstwo to zasmuciło mnie szczególnie, kiedy zdałem sobie sprawę, że ledwie szesnaście lat wcześniej targały mną emocje zgoła odmienne. Wtedy bowiem, to Holendrzy pokazali środkowy palec Argentyńczykom, a ja pogrążyłem się we łzach, które teraz nadaremno wylewali moi sąsiedzi. Co więcej, oto naszło mnie przekonanie graniczące z pewnością, że za szesnaście kolejnych lat znów zatriumfuje Holandia, a za kolejnych szesnaście będzie dokładnie odwrotnie i jeśli żyłbym dostatecznie długo zobaczyłbym tyle samo zwycięstw, co przegranych każdej z tych drużyn. Idąc dalej tym tropem, skoro wszystkie radości i tak zmienią się w tragedie, a tragedie w radości – zasadniczo zupełnie nie ma po co żyć.

Tak właśnie sobie myślałem owej nocy i jak każdy człowiek, który chwilowo stracił wiarę w sens ziemskiego bytowania rozważałem jedynie trzy możliwości – samobójstwo, hedonizm albo ascezę.

Na zegarku dochodziła północ. Zdecydowanie za późno, by wymyślić właściwy sposób na odebranie sobie życia. Przez „właściwy sposób” rozumiałem rozwiązanie na tyle spektakularne, żeby wzmiankowały o nim ogólnopolskie gazety. A jeśli nie ogólnopolskie, to chociaż lokalne, a jeśli nie gazety, to niechby choć jakiś policyjny detektyw głowił się nad nim tydzień, albo dwa. Trzeba bowiem zrozumieć, że dla człowieka samotnego inteligentne samobójstwo jest jedynym sposobem, aby ktoś o nim pamiętał.

Zatem asceza. Asceza, asceza i jeszcze raz asceza. Dostrzegłem, że im dłużej powtarzam to słowo, tym bardziej wydaje się komiczne i pozbawione znaczenia. Bo jakąż to ascezę można praktykować w tym zapomnianym przez Boga i miejskiego architekta miejscu? W tym szarym bloku, który wychodzi na blok sąsiedni, który wychodzi na sąsiedni blok? A co najważniejsze wszystkie one stoją aż siedem ulic od dworca PKP, a więc miejsca, z którego odjeżdżał pociąg do najbliższego klasztoru.

Siedem ulic. Tyle właśnie dzieliło mnie od zbawienia tamtej nocy. I jak każdej nocy – była to odległość nieskończona.

Co innego monopol. Monopolowy miał tę przewagę nad klasztorem, że znajdował się jakąś minutę drogi od mojego bloku. Co jak co, ale minuta nijak się ma do nieskończoności, choć pewnie mogliby się z tym spierać niektórzy filozofowie. Niestety, żadnego filozofa nie było w pobliżu, ponieważ – jak wiadomo – ani policjantów ani filozofów nigdy nie ma, kiedy są potrzebni.

Wszystko wskazywało więc na to, że szala już nieodwracalnie przesunęła się w kierunku hedonizmu ze szczególnym uwzględnieniem jego menelsko-patologicznego odłamu. Podniosłem się nawet z kanapy i zacząłem wdziewać spodnie, kiedy z ich kieszeni wyleciało na dywan trzynaście złotych i siedemdziesiąt groszy. Tak naprawdę powinienem rzec, że wyleciała z kieszeni cała ich zawartość, ponieważ faktycznie była to jedyna gotówka jaką dysponowałem na tę chwilę. Co więcej była to jedyna gotówka, którą dysponowałem na chwilę następną, setną i tysięczna i wszystkie inne chwile aż do nadejścia jutrzejszego południa. Dwanaście godzin dzieliło mnie bowiem od przelewu, który był w stanie podtrzymać mnie przy życiu przez następne kilkanaście dni. Do tego czasu trzynaście złotych i siedemdziesiąt groszy musiało mi wystarczyć absolutnie na wszystko, czyli na papierosy.

A zatem pozostał mi sen, który miał tylko jedną, jedyną przewagę nad wódką – był całkowicie darmowy. Zdjąłem więc spodnie, które dopiero co włożyłem, pozbierałem z dywanu trzynaście złotych i siedemdziesiąt groszy, po czym przykryłem się kocem i wyłączyłem telewizor.

Wtedy zza okna dobyło się coś na kształt chóralnego śpiewu:

– Jebać! Jebać! I-się-nie-bać!

To łysa młodzież zdawała się świętować zwycięstwo Argentyny. Choć równie prawdopodobne, że świętowała po prostu otwarcie kolejnej butelki.

– Jebać! Jebać! I-się-nie-bać!

Podniosłem się z kanapy z silnym podejrzeniem, że tej nocy już i tak nie zasnę.

– Jebać! Jebać! I-się-nie-bać! Bać się, czy nie bać, oto jest pytanie. Zostać w domu czy wyjść?

– Jebać! Jebać! I-się-nie-bać! No już dobrze, dobrze, niech będzie.