Strona główna » Obyczajowe i romanse » Żyj szybko, kochaj głęboko

Żyj szybko, kochaj głęboko

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-8053-156-7

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Żyj szybko, kochaj głęboko

Czy można przyjaźnić się z kimś, kto był miłością twojego życia?

Ona była najfajniejszą dziewczyną w mieście, on właśnie się sprowadził z rodzicami i szybko zdążył złamać niejedno serce.

Charley i Jake. Zakochali się w sobie niemal od pierwszego wejrzenia. Byli dla siebie stworzeni, snuli wielkie plany. Aż do tamtego feralnego dnia…

Na urodzinowym przyjęciu byłego chłopaka Charley dochodzi do tragedii. Niektórzy zrzucają winę na Jake’a. Po tym zdarzeniu chłopak zrywa związek i razem z rodziną wyjeżdża na zawsze z miasta.

Dała mu wszystko, każdą cząstkę siebie. A on… od niej odszedł.

Przez kolejne cztery lata Charley stara się zapomnieć o Jake’u, ale los postanawia z niej zażartować. Dziewczyna wyjeżdża na studia do Szkocji, a tam na imprezie trafia na Jake’a i jego dziewczynę. Zranione serce daje znać o sobie z ogromną siłą. Mimo że Charley stara się unikać dawnego ukochanego jak ognia, on cały czas próbuje się do niej zbliżyć.

Ale czy można zaufać komuś, kto wcześniej tak bardzo zranił?

Żyj szybko, kochaj głęboko to książka o miłości niewinnej i szalonej. Takiej, o której się marzy i tak naprawdę nigdy nie zapomina.

Polecane książki

Publikacja stanowi wieloaspektowe opracowanie z zakresu psychologii pracy oraz psychologii organizacji i zarządzania, dotyczące problematyki różnorodności pokoleniowej. Autorka omówiła podjęte zagadnienia z uwzględnieniem wymiaru indywidualnego i organizacyjnego, a także ukazała je z dwóch perspekty...
Pewnego dnia do Akademii FBI w Quantico trafia pudełko z pączkami, a w nim list z pogróżkami terrorysty. Maggie O’Dell, i dyrektor Cunningham natychmiast przystępują do akcji i… wpadają w pułapkę zastawioną przez zbrodniarza.Sadząc z taktyki mordercy, jest on zafascynowany zbrodnią doskonałą, pała ż...
Mało która wojna była taka jak ta. Mało która była tak krwawa, miała tak daleko idące następstwa i zostawiła w pamięci tak głębokie ślady jak ta, którą od 1941 do 1945 roku toczyły ze sobą hitlerowskie Niemcy i stalinowski Związek Radziecki. Chodzi nie tylko o to, że wszystko w tej wojnie było na ...
Niniejszy zbiór, wydany w nowej serii tłumaczeń polskich ustaw na język angielski, niemiecki i francuski, zawiera angielskie tłumaczenie Prawa farmaceutycznego i ustawy o refundacji leków, środków spożywczych specjalnego przeznaczenia żywieniowego oraz wyrobów medycznych. Teksty ustaw uwzględniają z...
Druga część cyklu "Niebezpieczne Przygody Trzech Francuzów w Krainie Diamentów" Aleksander, Albert i Joseph, rozłączeni na skutek dramatycznych wypadków, odnajdują się na Złotym Polu nieopodal Wodospadów Wiktorii, gdzie Joseph pokonuje w pojedynku potężnej postury Amerykanina. Gdy jeden z górników b...
Złoto Wrocławia to kolejna powieść Jolanty Marii Kalety, wrocławskiej pisarki, która w swojej twórczości sięga do zagadkowych i niewyjaśnionych wydarzeń z niezbyt odległej przeszłości. Jednak celem tych powieści nie jest wyjaśnienie czy odkrycie tajemnic i zagadek, lecz ukazanie postaw...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Samantha Young

Tytuł oryginału: Into the Deep

Copyright © 2013 by Samantha Young

Copyright for the Polish edition © 2016 by Burda Publishing Polska Sp. z o.o.

02-674 Warszawa, ul. Marynarska 15

Dział handlowy: tel. 22 360 38 42

Sprzedaż wysyłkowa: tel. 22 360 37 77

Redaktor prowadzący: Marcin Kicki

Tłumaczenie: Danuta Śmierzchalska

Redakcja: Joanna Zioło

Korekta: Marzena Kłos, Joanna Morawska

Skład i łamanie: Beata Rukat/Katka

Redakcja techniczna: Mariusz Teler

Projekt okładki: Katarzyna Ewa Legendź

Zdjęcie na okładce: Joseph O. Holmes/portfolio.streetnine.com/Getty Images, Tom Merton/Getty Images, DigiPub/Getty Images

ISBN: 978-83-8053-156-7

Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kopiowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych – również częściowe – tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw autorskich.

www.burdaksiazki.pl

Skład wersji elektronicznej:

Dla Whitney, Henny, Lizy i Steph,moich amerykańskich współlokatorek.To wasza zasługa, że mój pierwszy rok studiówna uniwersytecie w Edynburgu okazał sięwielką przyjemnością. Spędziłam z wami wspaniały czas.Dziękuję wam za wspomnienia.I zabawne zdjęcia, które je utrwaliły…

Rozdział pierwszy

Edynburg, wrzesień 2012

– Byłaś już na zakupach? Jedzenie jest drogie? Czy przynajmniej wiesz, co zjadasz?

Powstrzymałam wybuch śmiechu.

– Mamo, jestem w Szkocji, nie w Amazonii.

– Wiem, ale oni tam jedzą rzeczy, których my nie odważylibyśmy się wziąć do ust.

W jej głosie słychać było taką zgrozę, że nie mogłam się powstrzymać od ironii.

– Nie są kanibalami.

Kątem oka dostrzegłam rozprysk i gdy się odwróciłam, zobaczyłam, że moja najlepsza przyjaciółka Claudia krztusi się ze śmiechu nad puszką dietetycznej coli, przysłuchując się mojej rozmowie. Siedziałyśmy w kuchni w naszym studenckim mieszkaniu na wygodnych, chociaż trochę dziwacznych – jak z poczekalni – krzesłach, które stanowiły wyposażenie wspólnej jadalni. Za plecami miałyśmy wysokie od podłogi do sufitu okno, które wychodziło na dziedziniec przed budynkiem; żar wpadających przez szyby słonecznych promieni drażnił skórę. Wszystko w tym pomieszczeniu było czyste, nowe i nie do zdarcia. Wyposażenie mieszkania ograniczało się do najniezbędniejszych mebli i przedmiotów, ale było tu ciepło, bezpiecznie i milion razy lepiej, niż się spodziewałam po tym, co słyszałam.

– Nie uderzaj w dramatyczny ton, Charley. Po prostu mówię, że jedzenie jest tam trochę inne – ciągnęła mama. – Chcę być pewna, że dobrze się odżywiasz.

Niezależnie od tego, czy byłam w Edynburgu, czy wracałam do domu, do Indiany, mama zawsze chciała być pewna, że dobrze się odżywiam. A to dlatego, że nie umiałam gotować. Delia Redford była znakomitą kucharką i piekła wspaniałe ciasta, tak jak jej starsza córka Andrea, więc to, że młodsza (czyli ja) potrafi co najwyżej ugotować makaron, tak by go nie schrzanić, traktowała jak osobistą porażkę. Na szczęście umiałam czytać informacje na opakowaniach i włączyć piekarnik, więc dzięki mrożonym obiadom unikałam śmierci głodowej.

– Mamo, oni tu jedzą mniej więcej to samo, co my, bo… rozumiesz… są ludźmi.

– Poza tym mają lepszą czekoladę – mruknęła Claudia, pogryzając tabliczkę dairy milk.

Rzuciłam jej groźne spojrzenie.

– To rzecz dyskusyjna.

– Co jest dyskusyjne? – zaciekawiła się mama. – Jest tam Claudia? A czy ona odpowiednio się odżywia?

Usta drgnęły mi w uśmiechu.

– Mama chce wiedzieć, czy odpowiednio się odżywiasz.

Claudia pokiwała głową i mruknęła z ustami pełnymi czekolady:

– Jak nigdy. – Pomachała palcami i przełknęła. – Cześć, mamo Delio!

Mama się roześmiała.

– Powiedz jej, że też ją pozdrawiam.

– Mama cię pozdrawia.

– Twój ojciec powiedział, że obie macie meldować się codziennie.

Skrzywiłam się.

– Kiedy Andie była w Dublinie, nie zmuszaliście jej, żeby codziennie się meldowała.

– Nie musieliśmy jej do tego zmuszać. Jednak u ciebie zawsze tyle się dzieje, że to cud, że w ogóle się do nas odzywasz.

– To nie znaczy, że palę crack, mamo. Uczę się i załatwiam różne pieprz… sprawy.

– Chciałaś powiedzieć „pieprzone”? – Ton jej głosu stał się ostry.

– Czy ja, dorosła, dwudziestoletnia kobieta, ośmieliłabym się zakląć przy matce?

Chrząknęła z dezaprobatą.

– Mamo. – Westchnęłam. – Nie będziemy dzwonić do was codziennie. To zbyt dużo kosztuje. I nie mam czasu codziennie rozmawiać przez Skype’a. Kiedy będę mogła, będę pisać mejle w tygodniu, a raz na tydzień umówimy się na Skype’a, okej?

– Nie musisz mówić o tym tak, jakby to był obowiązek.

– Mamo, kocham cię. To nie jest obowiązek. Ja też będę bardzo tęsknić za tobą… ale wyjechałam dwa dni temu. Proszę, daj mi szansę, żebym mogła za tobą zatęsknić.

Odetchnęłam, słysząc jej cichy śmiech.

– Po prostu się martwię. Jesteś moją córką, a Claud jest moim przyszywanym dzieckiem.

– Wszystko będzie dobrze. Ale musimy już iść. To jest tydzień wprowadzający i mamy z Claudią coś do zrobienia, zanim rozpoczną się zajęcia. Wkrótce do ciebie napiszę.

– Nie odpowiedziałaś mi na pytanie o jedzenie.

– Byłyśmy na zakupach. Lodówka, zamrażarka i szafki są wypełnione po brzegi.

– Czym?

– Jedzeniem, mamo.

– Jakim?

Rzuciłam Claudii pełne rozpaczy spojrzenie „ratuj”, a ona natychmiast krzyknęła z udawanym cierpieniem.

– Co to było?

– Musimy iść, mamo. Claudia ma szok cukrowy. – Rozłączyłam się i uśmiechnęłam do roześmianej przyjaciółki. – Powinnam wyłączyć telefon, zanim znów zadzwoni.

Podskoczyłyśmy, gdy aparat zabrzęczał w mojej dłoni, ale na wyświetlaczu pojawiło się imię Andie.

– Nie mam chwili, żeby odetchnąć. Cześć – powiedziałam.

– Cześć – odrzekła Andie. – Od dwóch dni nie piszesz, nie dzwonisz…

– Przed sekundą skończyłam rozmowę z mamą.

– No tak. I jak poszło? Zafundowała ci gadkę o jedzeniu?

– Też tak miałaś?

– Kiedy studiowałam za granicą? Tak. Ona chyba uważa, że nie-Amerykanie to kosmici i udaje im się przeżyć dzięki dziwacznej żywności, której nie jesteśmy w stanie strawić.

– Chyba tak.

– No więc? Podoba ci się Edynburg?

– Na razie tak. Dziwnie się czuję, będąc tak daleko od domu, ale to piękne miasto.

– A jak Claudia?

– Zajada się czekoladą.

– Nie jest tak dobra jak nasza.

– Powiedziałam to samo!

– Obie się mylicie – wtrąciła Claudia, wstając, żeby wrzucić do kosza opakowanie. – Czy możesz powiedzieć siostrze, że do niej oddzwonisz? Jeżeli zaraz nie wyjdziemy, rozwalę twój telefon.

– Wszystko słyszałam – powiedziała Andie. Niemal widziałam, jak przewraca oczami. – W każdym razie muszę iść do pracy. Pamiętaj, że u nas jest kilka godzin wcześniej. Jest blady świt, a ja zaczynam dzień od telefonu do siostrzyczki, żeby się dowiedzieć, jak się miewa. I jest to rozmowa międzynarodowa, która dużo kosztuje, ale czy ją to obchodzi?

– Obchodzi. – Roześmiałam się. – Naprawdę. Po prostu nie mam czasu, żeby to w pełni docenić. Claudia z jakiegoś powodu nie cierpi naszego całkiem miłego mieszkania, a ja przyprowadziłam ją tu na lunch. Jestem pewna, że zaraz dostanie alergicznej wysypki.

– Cóż, nie możemy do tego dopuścić. Do usłyszenia wkrótce, Supermenko.

– Albo trochę później. – Wyłączyłam telefon i spojrzałam na Claudię. – To było niegrzeczne.

– To nie jest mieszkanie. – Zrobiła gest w stronę pokoju. – Tylko pokój z korytarzem na zewnątrz, który prowadzi do pięciu identycznych pokoi z drzwiami przeciwpożarowymi zamykanymi na klucz.

– Jest też zamykana łazienka. Uważam, że to lepiej niż w większości studenckich kwater.

– Jesteś zabawna.

– A ty zepsuta.

Claudia spojrzała spod zmrużonych powiek.

– Brakuje mi naszego mieszkania. Jest jasne i przestronne. Z balkonem. I mieszkamy w nim tylko we dwie.

Słyszałam te słowa za każdym razem, gdy Claudia oglądała nowe miejsce, puściłam je więc mimo uszu i wyprowadziłam przyjaciółkę z kuchni, zatrzymując się przy drzwiach do swojej sypialni, żeby się upewnić, czy są zamknięte.

W Stanach zaczęłyśmy studia na uniwersytecie w Purdue w Indianapolis, a ponieważ rodzice Claudii byli nadziani, mieszkałyśmy w ładnym apartamencie w dzielnicy West Lafayette, dziesięć minut jazdy od kampusu. Nie stać by mnie było na coś takiego, gdyby nie Claud. Żartowałam, że jest zepsuta, ale tylko pod względem materialnym. Owszem, miała ładne rzeczy, lecz jej życie bogatego dzieciaka było stereotypowe – stale nieobecni rodzice mieli gdzieś to, co robiła. Zamiast dawać miłość, pakowali w nią pieniądze i oczekiwali wdzięczności. Claudia nie pozwoliła jednak, by ją to zżerało, tylko lgnęła do ludzi, którzy okazywali jej prawdziwe uczucie i w zamian ofiarowywała niezłomną lojalność.

Poznałyśmy się na pierwszym roku studiów i szybko zaprzyjaźniłyśmy. Polubiłam ją nie z powodu jej pieniędzy, a ona polubiła mnie; powiedziała, że jestem najbardziej szczerą i uczciwą osobą, jaką kiedykolwiek spotkała. Zaproszenie jej do mojego domu na Święto Dziękczynienia scementowało naszą przyjaźń. Mama i tata potraktowali ją jak własne dziecko i skakali koło niej (co w skrytości ducha uwielbiała). A Andie wykazała się wobec niej apodyktyczną opiekuńczością starszej siostry (co Claudia również po cichu uwielbiała).

Moja rodzina nie była zamożna. Mieszkaliśmy w Lanton, niewielkim mieście oddalonym ponad dwie godziny jazdy na północny zachód od Indianapolis. Tata był właścicielem warsztatu samochodowego, a mama miała kwiaciarnię. Nie było źle. To, że mogli pozwolić sobie na wysłanie córek do dobrych szkół, a nawet dać im szansę studiowania za granicą, zawdzięczaliśmy cioci mojej mamy, Cecylii. Wyszła za mąż za bardzo bogatego faceta z branży farmaceutycznej, a kiedy umarł, odziedziczyła po nim wszystkie pieniądze. Lubiła je wydawać, więc gdy zmarła, nie zostawiła ich dużo. Ale ponieważ przepadała za mną i Andie, zaoszczędziła nieco w funduszu powierniczym na naszą edukację.

Domyślałam się, że marudzeniem na temat naszego mieszkania Claudia tuszowała zdenerwowanie. Byłyśmy podekscytowane, ale również trochę przestraszone, ponieważ znalazłyśmy się same w obcym kraju, gdzie czekał nas rok nauki. Podczas gdy ja zaakceptowałam tę sytuację, Claudia znalazła coś, co mogła krytykować i dzięki temu nie myśleć o obawach.

Byłyśmy starszymi studentkami, ale czekały nas zajęcia z pierwszym rokiem, dlatego zakwaterowano nas z trzema Brytyjkami w naszym wieku, które dopiero rozpoczynały naukę w college’u. Nasze współlokatorki poznały się dzień przed naszym przyjazdem i zdążyły zbliżyć się do siebie, więc zdawałyśmy sobie sprawę, że trzeba będzie się postarać, by się z nimi zaprzyjaźnić. Miałyśmy nadzieję, że wreszcie uda nam się tym zająć. Na razie jednak wciąż próbowałyśmy zorganizować się przed rozpoczęciem zajęć i chciałyśmy jak najszybciej poznać miasto.

– Będzie lepiej, gdy się tu zadomowimy i poznamy więcej ludzi – obiecałam Claudii, kiedy wychodziłyśmy z mieszkania. – Kilka osób z Purdue mieszka po drugiej stronie dziedzińca. Mogłybyśmy je poznać.

– Jeśli nie poznałyśmy ich tam, dlaczego miałybyśmy poznawać tutaj?

– To wyborne nastawienie.

– Wyborne? Naprawdę?

Zaśmiałam się do siebie, schodząc na dół, ale kiedy dotarłyśmy na drugie piętro, zamilkłam. Claudia nie zapytała, co mi się stało. W rzeczy samej za moimi plecami zapadła kompletna cisza, więc odgadłam, że i ona gapi się w zachwycie.

Na półpiętrze, przyklejając wysoko na ścianie skserowany plakat, stał prawdziwy przystojniak. Kiedy uniósł ręce nad głową, jego koszula podwinęła się, odsłaniając fragment złocistej skóry i wspaniale wyrzeźbionych mięśni brzucha. Pod koszulą krył się idealny tors w kształcie litery V: szerokie ramiona i wąska talia, a złachane dżinsy osłaniały doskonały tyłek. Modny plemienny tatuaż pokrywał muskularne przedramię, a gdy jego właściciel spostrzegł nas kątem oka, westchnęłam w myślach. Wspaniały uśmiech, nieco krzywy, zdecydowanie flirciarski, wywoływał mrowienie w dole brzucha. Znakomicie współgrał z pięknymi jasnoszarymi oczami, rzeźbioną linią szczęki pokrytej seksownym kilkudniowym zarostem, gęstymi, zwichrzonymi ciemnoblond włosami, które tylko czekały na dotyk kobiecych palców.

– Cześć, dziewczyny – powitał nas niskim, lekko ochrypłym głosem. Jego amerykański akcent brzmiał swojsko i miło.

Claudia przecisnęła się obok mnie i jakby od niechcenia ruszyła w jego stronę. Uśmiechnęłam się, widząc, jak kołysze biodrami, gdy się do niego zbliżała. On też się uśmiechnął zafascynowany jej widokiem.

Moja przyjaciółka była zachwycająca, a przy tym miała niewiarygodną klasę, która kazała myśleć, że jest dziewczyną stworzoną do wyższych celów. W Stanach onieśmielała wielu facetów, a niektórzy z góry zakładali, że jest kimś innym, niż była w rzeczywistości. Traktowali ją jak panienkę z towarzystwa, na której łatwiej wywrzeć wrażenie wysokością funduszu powierniczego, a którą trudniej rozbawić. Dlatego, niestety, mimo wyjątkowej urody w świecie romansów Claudia wciąż pozostawała sama.

Patrzyłam, jak wytatuowany przystojniak w stylu buntownika bez powodu przygląda się jej z uznaniem. Claudia miała długie ciemne włosy i oliwkową karnację, którą odziedziczyła po matce Portugalce, tak jak wąską talię, długie nogi, jędrne cycki i tyłek. Była typem dziewczyny, jakiego inne przedstawicielki płci pięknej serdecznie nienawidzą.

Miała na sobie designerskie dżinsy rurki, tenisówki Lacoste i słodką białą bluzkę Ralpha Laurena z krótkimi rękawkami, dopasowaną w talii. Wyglądała, jakby wybierała się do ekskluzywnego klubu na golfa. Zauważyłam, że nasz zajęty wieszaniem plakatu przystojniak jest tym rozbawiony.

Claudia skinęła głową w stronę plakatu.

– Jest impreza?

– Tak. – Spojrzał na nią z uśmiechem, który, gdy się zbliżyłam, stał się jeszcze szerszy. – Wieszam to w imieniu przyjaciela, który mieszka w sąsiedniej klatce. Oczywiście powinnyście przyjść. A tak przy okazji, jestem Beck.

– Claudia. A to moja przyjaciółka Charley – dodała, wskazując na mnie.

– Cześć, Charley. – Flirciarski uśmiech nie zniknął z twarzy Becka, gdy studiował mnie wzrokiem z góry do dołu.

W przeciwieństwie do Claudii byłam ubrana tak, że najpewniej wyrzucono by mnie z jej elitarnego klubu – w moje ulubione opinające tyłek dżinsy rurki z dziurą na kolanie, sprane tak, że stały się mięciutkie jak dla niemowlęcia, a do tego koszulkę oversize z biegnącym przez pierś napisem „Mól książkowy”. Trzy lata temu rozjaśniłam długie jasne włosy na platynowo, sądząc, że dzięki temu moje orzechowe oczy będą wyglądać bardziej interesująco. Teraz zgarnęłam je do tyłu i związałam w luźny koński ogon. Jak zwykle miałam na sobie mnóstwo srebra – dwa długie naszyjniki, trzy pierścionki na jednej ręce, dwa na drugiej, a na obu nadgarstkach plątaninę bransoletek ze zdobionej srebrem skóry.

Claudia uważała, że powinnam ubierać się bardziej elegancko. Ja byłam zdania, że ona powinna nosić się bardziej w stylu grunge.

Kiwnęłam mu głową w odpowiedzi, czując, że policzki płoną mi pod jego spojrzeniem. Było w nim tyle żaru, że gdybym polizała palec i przytknęła do jego skóry, z pewnością z sykiem uniosłaby się para. Jednak po doświadczeniach z niegrzecznymi chłopakami w szkole średniej zdecydowanie wyleczyłam się z tych spraw. Posłałam Claudii spojrzenie dające jej do zrozumienia, że powinna wykorzystać szansę.

Uśmiechnęła się znacząco i popatrzyła na plakat. Podążyłam za jej wzrokiem.

IMPREZA WIECZOREM

13 września, godz. 21.00

I piętro, mieszkanie nr 3

DARMOWA GORZAŁA

I zagryha!

– Hm… – Claudia zwróciła się do Becka, marszcząc brwi. – Czy twój przyjaciel zdaje sobie sprawę, że zrobił błąd w słowie „zagrycha”?

Beck prychnął.

– Skarbie, tu jest napisane „Darmowa gorzała”. Naprawdę uważasz, że ktokolwiek będzie czytał następne zdanie na tym pieprzonym plakacie?

– Tu cię ma – mruknęłam pod nosem.

Puściła mimo uszu moją uwagę.

– Nie obchodzi cię to? Przyklejasz plakat, a jeśli ludzie go przeczytają, pomyślą, że jesteś kretynem, który nie umie prawidłowo napisać słowa „zagrycha”.

Beck wzruszył ramionami i przeszedł obok nas, kierując się piętro wyżej.

– Mam gdzieś, co ludzie myślą. Pieprzę to.

– Dość oryginalne podejście. – Claudia obróciła się na pięcie i posłała mu uśmiech, który stopiłby serce każdego faceta. – Może nauczyłbyś mnie takiego nietypowego myślenia? Znalazłabym trochę czasu.

Zauważyłam, że Beck zachwiał się lekko na pierwszym stopniu zaskoczony tym kokieteryjnym pytaniem. Szybko zamaskował swoją reakcję, ponownie posyłając Claudii seksowne spojrzenie, a potem z uśmiechem popatrzył jej w oczy.

– Do zobaczenia na imprezie, dziecinko.

– Przyjdziemy – odpowiedziała.

Chwyciła mnie za rękę, pociągając za sobą w dół po schodach. Kiedy tylko wypadłyśmy z betonowej klatki schodowej na rozgrzany słońcem dziedziniec, oparła się o stojak na rowery.

– Na sam jego widok mogłabym przeżyć orgazm – jęknęła i odwróciła się, spoglądając tęsknie w stronę budynku.

Zmarszczyłam nos.

– Oszczędź mi szczegółów.

– Daj spokój. Zanurz tego chłopaka w zimnym jeziorze, a zamieni je w gorące źródło.

– Opowiadasz głupstwa – odparłam ze śmiechem, po czym chwyciłam Claudię za rękę i ruszyłyśmy w stronę Guthrie Street.

Mieszkałyśmy tuż przy Cowgate, na wschodnim krańcu Grassmarket, który, jak odkryłyśmy, za sprawą licznych pubów i pobliskiego klubu był modnym miejscem spotkań. Okna naszych sypialni wychodziły na Cowgate, więc zarówno Claud, jak i ja zainwestowałyśmy w zatyczki do uszu, żeby móc spać w nocy.

Nasz dom znajdował się o kilka ulic z dala od głównego kampusu, na terenie wznoszącym się w stronę Uniwersytetu Edynburskiego. Ruszyłyśmy tam, żeby w centrum informacyjnym odebrać legitymacje. Były nam potrzebne – bez nich nie mogłybyśmy korzystać z biblioteki ani uczestniczyć w spotkaniach zrzeszenia studentów.

– Zgadzam się, że jest atrakcyjny, ale nie chcę mieć więcej do czynienia z niegrzecznymi chłopcami. – Zignorowałam znajome bolesne ukłucie w piersi i zacisnęłam szczęki, udając obojętność. – Nie sądziłam, że kiedykolwiek miałaś na to ochotę.

– Naprawdę chcę zrobić wyjątek dla Becka. – Claudia zatrzepotała rzęsami i ponownie jęknęła. – Beck. Nawet to jego cholerne imię jest seksowne.

– Mojej mamie by się nie spodobał. Dwukrotnie w odstępie kilku sekund użył słowa „pieprzyć”.

– Zerżnęłabym go dwa razy w ciągu kilku sekund.

Zaszokowana wybuchnęłam śmiechem.

– Nie żartuję.

Kiedy spojrzałam na twarz Claudii stwierdziłam, że mówi prawdę. Natychmiast otrzeźwiałam.

– Proszę, nie rób niczego, czego byś potem żałowała.

Machnęła ręką, lekceważąc mój niepokój.

– Nie jestem głupia. Jeśli zechce dobrać mi się do majtek, będzie musiał na to zasłużyć. – Zatarła dłonie z radością. – I zamierzam świetnie się bawić, zmuszając go, żeby na to zapracował.

Nie byłam zachwycona perspektywą uczestniczenia w imprezie, na której zostawiono by mnie samą, podczas gdy najlepsza przyjaciółka próbowałaby owijać sobie Becka dookoła palca. Ale… to była Claudia, a ja ją kochałam i nigdy jeszcze nie widziałam, żeby jakiś facet od pierwszej chwili tak bardzo ją zafascynował. Przeboleję to ze względu na nią.

– To znaczy, że naprawdę idziemy dziś na tę imprezę. Może powinnyśmy zaprosić nasze współlokatorki?

– Przypomnij mi, jak mają na imię.

Próbowałam sobie przypomnieć.

– Maggie, Gemma i Lisa… Chyba tak?

– Myślałam, że Maggie, Jemima i Lauren.

– Jemima? Zapamiętałabym takie imię.

– Jesteśmy okropnymi współlokatorkami.

– To prawda. Mam zamiar zorganizować dla nas coś w rodzaju towarzyskiego spotkania.

Oczy Claudii zabłysły.

– Ooch, a możemy zaprosić Becka?

Cholera. Już po niej.

– Może powinnam włożyć sukienkę? – Claudia wymamrotała pod nosem już pięćdziesiąty raz, gdy wchodziłyśmy na pierwsze piętro, zmierzając do mieszkania numer trzy.

Z wnętrza dobiegała pulsująca rytmicznie muzyka, a na dziedzińcu minęłyśmy kilku pijanych studentów pierwszego roku. Westchnęłam, przyciskając się plecami do ściany, by zrobić przejście dla chłopaka, który zbiegał ze schodów w stronę wyjścia. Wyglądał na poirytowanego.

– Mówiłam ci, że przesadziłabyś z sukienką. To jest zwykła studencka impreza, Claud, nic formalnego.

Kiedy znalazłyśmy się na pierwszym piętrze, przekonała się, że miałam rację. Drzwi do mieszkania numer trzy były otwarte na oścież, a studenci kotłowali się przy nich, popijając z czerwonych plastikowych kubków. Kilka dziewczyn uśmiechnęło się do nas, a chłopcy kiwnęli nam głowami, kiedy ich mijałyśmy, wchodząc do środka. Wszyscy byli swobodnie ubrani i cieszyłam się, że przekonałam Claudię do dżinsów i koszulki na ramiączkach.

– To mieszkanie jest dużo większe od naszego – powiedziałam, gdy rozejrzałyśmy się po zatłoczonym salonie i kuchni.

– Tam jest więcej pokoi. – Claudia wskazała korytarz z lewej strony.

Zauważyłam, że na końcu zakręcał pod kątem prostym. Naliczyłam pięcioro drzwi po jednej stronie i pomyślałam, że Claud ma rację, mówiąc, że w ukrytym korytarzu są kolejne.

– Przyszłyście. – Beck wyrósł przed nami jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, z dwoma piwami w dłoniach. – Miło panie znów widzieć.

Wyglądał prawie tak jak po południu – może nawet ponętniej – i na jego widok przez chwilę odebrało nam mowę.

W jego uśmiechu była pewność siebie kogoś świadomego, jaką reakcję wywołuje u przedstawicielek płci przeciwnej. Wyciągnął butelki piwa w naszą stronę.

– Chcecie?

Sięgnęłam po jedną.

– Dzięki. Nieźle to wygląda. – Wskazałam balangujący tłum.

– Mówiłem? Wystarczy „darmowa gorzała” na plakacie i voilà. – Uśmiechnął się do Claudii, gdy w końcu wyszła z odrętwienia i sięgnęła po piwo. Zerknął znów na mnie i moje piersi. – Fajna koszulka.

Mój T-shirt vintage z logo Pearl Jam był spłowiały i znoszony, nieco obcisły, ale kiedy go zobaczyłam w sklepie z używanymi ubraniami, natychmiast zapragnęłam go mieć. Na szczęście dzięki temu, że był dopasowany, wyglądałam w nim seksownie. Nie pierwszy raz facet mówił mi komplement, gdy miałam tę koszulkę na sobie, i wciąż nie wiedziałam, czy dlatego, że była z Pearl Jam, czy dlatego, że ciasno opinała biust.

Zapewne trochę z pierwszego powodu i dużo bardziej z drugiego.

– Dzięki – mruknęłam i rozglądając się po pokoju, „przypadkiem” trąciłam Claudię łokciem.

Zrozumiała aluzję.

– A więc, Beck – powiedziała, podchodząc do niego bliżej – studiujesz za granicą przez semestr czy przez rok, jak my?

– Przez rok – usłyszałam, udając, że bardziej interesuje mnie pokój, w którym się znajdujemy, niż konwersacja między nim a najlepszą przyjaciółką. – Przyjechałem z Northwestern. A wy?

– Z Purdue, to nie tak daleko od ciebie.

– Wydaje mi się, że parę osób, które tu mieszkają, też stamtąd pochodzi. Znacie ich? To Alan i Joey. Poznaliśmy się pierwszego wieczoru.

Odwróciłam się teraz, upijając kolejny łyk piwa, i pokręciłam głową, kiedy Claudia odparła:

– Nie. Ty też tu mieszkasz?

– Nie, niedaleko, w College Wynd, z moim kumplem Jakiem.

Wzdrygnęłam się na dźwięk tego imienia, serce zaczęło mi szybciej bić, jak zawsze, gdy je słyszałam. Na szczęście żadne z tych dwojga tego nie zauważyło i kiedy ze sobą gawędzili, zaczęłam powoli, głęboko oddychać, żeby się uspokoić. Minęło już trzy i pół roku, a na samą myśl o nim serce podchodziło mi do gardła. Kiedy doszłam do siebie, zauważyłam, że Claudia rzuca mi ukradkowe spojrzenia mówiące „spadaj”. Butelką z piwem wskazałam stronę za ich plecami.

– Mam zamiar pójść… i sprawdzić, czy kogoś tu znam.

Po drgnięciu ust Becka widać było, że ani Claudia, ani ja nie zachowujemy się subtelnie, ale to nie ja chciałam zrobić na nim wrażenie. Weszłam między tłoczących się ludzi i skierowałam do środka pomieszczenia, gdzie na dużym stole trwał turniej piwnego ping-ponga. Gracze rzucali piłeczkami do kubków z piwem ustawionych po drugiej stronie. Już sama myśl o tym wydała mi się potwornie nudna i zawróciłam w stronę kuchni, gdzie ludzie gawędzili oparci o kuchenne blaty. Przecisnęłam się obok niskiego faceta z twarzą na wysokości moich cycków.

– Fajna koszulka. – Uśmiechnął się do mnie, spoglądając w górę.

Co mówiłam? To czarodziejska koszulka. Mruknęłam „dziękuję” i ruszyłam do kuchni.

– Charley!

Zdziwiłam się, słysząc swoje imię wykrzyczane na całe pomieszczenie, i otworzyłam szeroko oczy na widok naszej współlokatorki Maggie, która z entuzjazmem machała do mnie z kuchni. Zaskoczona jej wylewną reakcją na mój widok i nieco skonsternowana, posłałam jej uśmiech i rozejrzałam się.

– Cześć, Maggie.

– Przyszłaś, cudowna dziewczyno. Chodź, ukochaj mnie! – Zarzuciła mi ramiona na szyję i kiedy się zderzyłyśmy, jej gęste rude włosy stłumiły moje słowa. Była całkiem pijana i trochę mamrotała, mimo to jej angielski akcent pozostał fantastyczny. Odsunęła mnie od siebie silnym ruchem. – Claudia też tu jest?

– Tak, rozmawia z facetem, którego poznałyśmy dziś po południu.

Maggie kiwnęła głową. Jej piękne oczy były przekrwione.

– Zgubiłam Gemmę i Laurę. Nie wiem, gdzie poszły, ale ja spotkałam tych chłopaków. – Odwróciła się do jednego z nich, średniej budowy ciała, z jasnymi kręconymi włosami i dziecięcym spojrzeniem błękitnych oczu. Towarzyszyli mu wysoki, chudy facet w modnych okularach bez oprawek, z tatuażami na ramionach i z kolczykiem w wardze oraz niska, krągła dziewczyna o włosach w odcieniu jasnego fioletu. – To Matt, Lowe i Rowena.

Przywitałam się z nimi, unosząc butelkę z piwem.

– Cześć. Jestem Charley.

Lowe, ten wysoki, chudy facet, uniósł swoje piwo i na jego paznokciach pomalowanych czarnym lakierem zauważyłam odpryski.

– Fajna koszulka.

– Też jesteś Amerykaninem?

– Z Northwestern.

– Purdue.

Nagle spojrzał na mnie z większym zainteresowaniem. Kiedy jego wzrok wędrował w górę i w dół po moim ciele, zauważyłam, że nie był chudy. Był szczupły, muskularny… i uroczy. Naprawdę uroczy.

– Grałem w drużynie Boilermakers. Praktycznie jesteśmy sąsiadami. – Bardzo, bardzo uroczy.

Był również kolejnym niegrzecznym Beckiem. Mogłabym się założyć, że się przyjaźnili.

– Jeśli przyjaciel musi jechać kilka godzin, żeby wpaść do ciebie na ciasto, to rzeczywiście jesteśmy sąsiadami.

Lowe uśmiechnął się, a Matt i Rowena zachichotali.

Maggie wyglądała na zdezorientowaną. Próbując zmienić temat, zapytała:

– To znaczy, że widziałyście plakat, ten o imprezie?

– Tak. I Beck nas zaprosił.

Lowe zmarszczył brwi.

– Poznałyście Becka?

Spojrzałam przez ramię na tłum gości i wskazałam na niego. Beck i Claudia wciąż rozmawiali, ale ona nie wydawała się zachwycona jego słowami.

– Rozmawia z moją przyjaciółką Claudią.

Odwróciłam się znów w stronę moich rozmówców i dostrzegłam w tłumie profil, na którego widok krew uderzyła mi do głowy. Zmroziło mnie, gdy obejmowałam wzrokiem znajomy zarys szczęki i prosty rzymski nos. Znajome usta całowały czyjeś czoło.

To nie mógł być on.

Serce zaczęło mi szybciej bić, gdy patrzyłam, jak profil się odwraca. Więcej niż znajomy piękny uśmiech pozbawił mnie tchu.

Przez chwilę, która wydawała się wiecznością, czułam na sobie wzrok Jacoba Caplina – chłopaka, który był moją pierwszą miłością.

Nie widziałam go od trzech i pół roku.

I oto stał tutaj, wysoki i dobrze zbudowany, ubrany porządniej niż kiedyś, w koszulkę z długimi rękawami i czarne dżinsy. Ciemne włosy miał krótsze niż dawniej, ale pasowały do owalu jego przystojnej, szczupłej twarzy. Nie chciałam nawet spojrzeć w jego ciemne oczy, wiedząc, że sprawiłoby mi to ból jeszcze większy niż ten, który dotąd czułam. Cierpienie stało się dotkliwsze, gdy patrzyłam, jak obejmuje ramieniem wtuloną w niego ciemnowłosą dziewczynę, która opierała dłoń na jego piersi. Miałam ponad metr siedemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu. Ona była wyższa. Zgrabniejsza. O wiele, wiele ładniejsza. Z ciemnymi włosami i oliwkową cerą wyglądała przy nim idealnie.

Nienawidziłam jej.

Nienawidziłam jego.

Trzy i pół roku wciąż nie zagoiło ran.

– Charley! Halo, Charley! – Maggie wykrzyknęła pijackim głosem i dostrzegłam, że dźwięk mojego imienia dotarł do jego uszu. Zesztywniał, podczas gdy drżącymi palcami ściskałam szyjkę butelki.

Błyskawiczne uniósł wzrok i przebiegł nim przez wypełniony ludźmi pokój. Drgnął, gdy jego spojrzenie zetknęło się z moim, i opuścił ramię obejmujące przytuloną dziewczynę. Rozchylił usta, jego piękne rysy zelżały pod wpływem szoku i zobaczyłam, że bezgłośnie wymawia moje imię.

Kiedy nasze oczy spotkały się po raz pierwszy od lat, nagle wszyscy wokół mnie zniknęli. Muzyka zmieniła się w głuche pulsowanie, rozmowy w stłumiony gwar i słyszałam jedynie bicie serca. Pragnęłam stamtąd wyjść. Znaleźć się jak najdalej od niego, ale gdy przecisnął się obok swoich zaciekawionych przyjaciół i ruszył w moją stronę, poczułam się, jakbym była przyklejona do podłogi, i kiedy stanął przede mną, policzki płonęły mi z emocji.

– Jake – ciepło pozdrowił go Lowe.

Jake skinął mu głową w znajomy sposób, który przeszył mi serce.

– Lowe.

Szybko przeniósł wzrok z przyjaciela na mnie, a ból wybuchł we mnie płomieniem. Kochałam oczy Jake’a. Ciemne, w kolorze głębokiego brązu, były tak inteligentne i ciepłe, tak głębokie, że mogłabym szczęśliwie spędzić resztę życia, zatracając się w nich.

Byłam młoda.

Byłam idiotką.

– Charley – powiedział cicho niskim, głębokim głosem, który wciąż potrafił wywołać rozkoszny, lecz niepożądany dreszcz w dole pleców. – Nie mogę uwierzyć, że to ty. – Drżącą dłonią przeciągnął po włosach, czekając, aż coś powiem. Cokolwiek.

Chciałam być chłodna. Nieporuszona. Obojętna.

Niestety nie udało mi się. Wręczyłam swoje piwo zbitej z tropu Maggie i przeszłam obok Jake’a bez słowa.

Używał wciąż tej samej wody toaletowej, tej, którą mu kupiłam. Tej, która pachniała na nim tak cudownie, że sporo czasu spędziłam z nosem wtulonym w jego szyję.

Również to wspomnienie bolało.

Idąc szybko korytarzem, dostrzegłam, że Claudia rozmawia z facetem, którego nie znałam. Nie miałam czasu zastanawiać się, co się stało z Beckiem, bo Jake wykrzykiwał moje imię. Słysząc to, Claudia podniosła wzrok i zrobiła wielkie oczy, gdy ujrzała moją twarz.

– Wychodzę – oznajmiłam kategorycznie, mijając ją.

Natychmiast ruszyła za mną. Popędziłam po schodach i przez dziedziniec, wpadłam do naszej klatki schodowej i szybko zamknęłam ją za Claud.

– Co się dzieje, do cholery? – Jej oczy błyszczały z niepokoju, kiedy przecisnęłam się obok i wbiegłam na schody.

Dopiero gdy znalazłyśmy się w mojej sypialni i zamknęłyśmy drzwi, obróciłam się i stanęłam przed nią. Drżałam na całym ciele, a ból, który starałam się stłumić, eksplodował. Claudia chwyciła mnie w objęcia i trzymała mocno, cicho mówiąc do ucha uspokajające słowa, tymczasem ja, szlochając, szeptałam wyjaśnienie w jej włosy.

Rozdział drugi

Indiana, wrzesień 2008

– Będziemy mieli przez to kłopoty – mruknęłam, rozglądając się wśród uczniów mojej klasy, których twarze raz po raz pojawiały się w blasku rzucanym przez płomień wielkiego ogniska. Wiedziałam, że trzeba go pilnować.

Wróciłam do domu po letnich wakacjach, które spędziłam ze swoimi kuzynami z Florydy, a moje przyjaciółki Lacey i Rose zmówiły się z moim byłym chłopakiem Alexem i urządziły mi przyjęcie powitalne w lesie, w położonej na przedmieściu posiadłości jego rodziców. W otoczeniu rozpadających się betonowych siedzisk porośniętych chwastami stała tam ogromna stara altana. Teraz wypełniali ją nieletni pijacy, a ponadto puszki po piwie, chrust na ognisko i sprzęt grający. Lacey poklepała mnie żartobliwie.

– Kogo to obchodzi? Po prostu się bawmy. Nie sądzę, żeby zrobili nam nalot. Jutro jest Święto Pracy, są zbyt zajęci przygotowaniami do festynu, żeby przejmować się tym, co tu kombinujemy. – Wręczyła mi piwo.

– Nie musiałaś tego robić.

Rose przytaknęła.

– Ja podsunęłam pomysł, żebyśmy urządziły imprezę, zanim wrócimy do szkoły. A Alex zaproponował, żeby była na twoją cześć.

Lacey prychnęła.

– Bardziej jednoznacznie nie mógł się zachować.

Śledząc jej spojrzenie, ujrzałam Alexa w towarzystwie dziewczyny z drugiej klasy. Wydawało się, że chłopak nie słucha tego, co ona mówi, kiedy przyglądał się naszej grupce.

– Wie, że nie mamy po co do tego wracać. Przed wakacjami spotykaliśmy się przez trzy miesiące i nic z tego nie wyszło.

– Twoim zdaniem. – Rose westchnęła ze smutkiem. – On ciągle o tobie myśli, Charley. Jest taki słodki. I gra w futbol. To jest super.

– Alex jest miły i w ogóle, ale nie jest dla mnie.

Alex rzeczywiście był bardzo miły, ale przez trzy miesiące, gdy ze sobą chodziliśmy, wciąż czekałam na coś, co sprawi, że doznam olśnienia. Kiedy się całowaliśmy, było po prostu… miło. A skoro całowanie się było miłe, lecz nic poza tym, nie chciałam robić z nim nic więcej, przez co wydawałam się oziębła. Tak czy siak, za bardzo się różniliśmy. Alexa interesował głównie futbol i zachowanie pozorów wobec rodziny, zwłaszcza że jego mama była burmistrzem.

Szczerze mówiąc, nie wiem, co Alex we mnie widział. Jestem pewna, że jego matka też się nad tym zastanawiała. Moja siostra Andrea pasowałaby do niego idealnie, gdyby mieli tyle samo lat. Była trochę sztywna i nieskazitelna od stóp do głów. Z kolei ja stale byłam czymś pochłonięta, miałam obsesję na punkcie muzyki, ubierałam się tak, jak mi podpowiadał nastrój, i mówiłam to, co naprawdę myślałam.

Jedyne, co pani burmistrz Roster uznawała za odpowiednie w odniesieniu do mnie, dotyczyło mojej siostry. Sądzę, że miała nadzieję, że pewnego dnia nagle przeistoczę się w miniwersję Andie.

– Zapomnij o Alexie. – Lacey obróciła się do mnie, a jej oczy jaśniały w blasku ogniska. – Zdecydowałam, że idealny dla ciebie będzie Jake Caplin.

– Ach, tajemniczy Jake – zaśmiałam się.

Całe lato przyjaciółki wydzwaniały do mnie rozemocjonowane. Najpierw donosiły, że do Lanton sprowadziła się nowa rodzina. Była to nowina, ponieważ pan Caplin otwierał kancelarię prawną, co wywołało niepokój w miejscowej kancelarii Brackett & Sons. Była to nowina również z tego powodu, że Caplinowie mieli dwóch synów – Jacoba i młodszego Lukasa, ucznia pierwszej klasy. Obaj podobno byli uroczy.

Przez lato nawiązali sporo znajomości. A przynajmniej Jake. Szybko znalazł przyjaciół, podobno umiał się odnaleźć w każdej grupie, jak twierdziła Lacey. Spędzał czas z muzykami, z wszelkiego rodzaju maniakami, z tymi, którzy palili zioło, ale równie dobrze bawił się w towarzystwie sportowców. I, co ważniejsze, powiedziała Lacey, przespał się już z całym gronem młodszych i starszych dziewczyn. Plotka głosiła, że zaliczył też Stacy Sullivan, seksowną laskę ze starszej klasy, która pracowała w barze u Huba, popularnej knajpce na Main Street. To rzeczywiście była nowina, bo Stacy umawiała się tylko z facetami z college’u. Seks ze Stacy uczynił z Jake’a postać niemal legendarną wśród naszych szkolnych kolegów.

Wziąwszy to wszystko po uwagę, zastanawiałam się, dlaczego, u licha, Lacey chciała, żebym się z nim związała.

– O Boże, on tu jest – wyszeptała bez tchu, jakby sam Batman właśnie zjawił się na imprezie.

Odwróciłam głowę i poprzez płomień ogniska spojrzałam w ciemne oczy Jake’a Caplina.

Poczułam, że zatrzymał na mnie wzrok i z wrażenia zaniemówiłam.

Był piękny.

Nie wiem, jak inaczej mogłabym go opisać. Kiedy przechodził przez tłum ze wzrokiem utkwionym we mnie, a przyjaciółki szeptały z niedowierzaniem, że zmierza w naszą stronę, zdecydowałam nic sobie nie robić z plotek. Było coś w sposobie, w jaki poruszało się jego wysokie, dobrze zbudowane ciało – pewne siebie i silne, ale zarazem dzikie i nieposkromione. Patrzyłam, jak kąciki ust Jake’a unoszą się w półuśmiechu, i z wyrazu jego twarzy wyczytałam milion rzeczy. Milion opowieści, żartów, marzeń…

W głębi duszy wiedziałam, że Jake Caplin nigdy, przenigdy mnie nie znudzi. Wydawało się to szalone, ponieważ nigdy nie zamieniliśmy ze sobą słowa, ale nie miałam co do tego wątpliwości.

– Więc to ty jesteś tą tajemniczą dziewczyną, która zniknęła na całe lato. – Przystanął na wprost mnie, swobodny, z piwem w ręce.

Przechyliłam głowę, by spojrzeć mu w oczy, i poczułam mrowienie w ciele. Nagle do mnie dotarło, że komuś tak pięknemu jak Jake dziewczyny cały czas się narzucają. Wyczytałam to z jego podszytej próżnością pewności siebie. Ze swobody, z jaką do mnie mówił, kompletnie nieznajomy, podczas gdy faceci, których znałam, jąkali się, próbując flirtować.

– A ty jesteś tym tajemniczym nowym – odparłam, wzruszając ramionami.

Uśmiechnął się i wyciągnął do mnie rękę.

– Jake.

Z wahaniem pozwoliłam mu ująć dłoń, nie zważając na napięcie w dole brzucha, które pojawiło się od dotyku jego skóry.

– Charley.

– Wiem. Jesteś sławna. Supermenka – powiedział z szelmowskim uśmiechem, a ja rzuciłam przyjaciółkom krzywe spojrzenie. Nie mogłam uwierzyć, że opowiedziały mu tę historię.

Nie, właściwie mogłam uwierzyć.

Dwa lata temu pojechałam do miasta z Lacey i Rose. Właśnie wychodziłyśmy z knajpki Huba, kiedy usłyszałyśmy krzyk mojej siostry Andie. To było do niej tak niepodobne, że przystanęłyśmy, by sprawdzić, co się dzieje. Andie, wtedy uczennica ostatniej klasy, i jej chłopak Pete, z którym od lat była w związku, przeżywali problemy. Tego dnia sytuacja zaostrzyła się tak bardzo, że moja siostra – która stanowiła wzór dobrych manier – zaczęła krzyczeć na Pete’a na środku placu. Odkrzyknął coś, gdy odchodziła, na co Andie bezmyślnie przystanęła na środku jezdni i odwróciła się, by jeszcze coś mu odpowiedzieć.

Zobaczyłam, jak pan Finnegan z rykiem silnika wyjeżdża swoim SUV-em zza zakrętu, i dostrzegłam, że jest zbyt zajęty manipulowaniem przy desce rozdzielczej, by zauważyć moją siostrę. Nie zastanawiałam się nawet przez sekundę. Przedarłam się przez ulicę i wypchnęłam Andie z jezdni w samą porę, zanim Finnegan zdał sobie sprawę, co się dzieje, i nacisnął hamulec. Niestety zbyt późno zahamował i samochód uderzył we mnie. Nie tak mocno, żebym została poważnie ranna, niemniej skończyło się na wstrząśnieniu, pękniętych żebrach i złamanej kości strzałkowej.

Przez pewien czas leżałam przykuta do łóżka. Wystarczająco długo, by miasto obwołało mnie lokalną bohaterką i wszyscy, włącznie z siostrą, nazywali mnie czule „Supermenką”.

– Nienawidzę życia w małym miasteczku – burknęłam, pociągając kolejny łyk piwa.

Jake roześmiał się szeroko, głębokim głosem, który przykuł moją uwagę. Kiedy spojrzeliśmy na siebie, serce znów zaczęło mi szybciej bić.

– Nie przejmuj się. Jeśli chciałabyś przyjąć jakieś przezwisko, mógłbym sobie wyobrazić gorsze i zdecydowanie nie tak zasłużone.

– Idziemy po więcej piwa – radośnie oznajmiła Lacey i w mało subtelny sposób chwyciła Rose, i odciągnęła ją, pozostawiając mnie i Jake’a sam na sam.

Skrzywiłam się na tak oczywiste zachowanie.

– Wybacz.

– Nie przejmuj się. – Jake podszedł krok bliżej. – Miałem nadzieję, że cię tu poznam.

Przechyliłam głowę, posyłając mu porozumiewawcze spojrzenie.

– Och, słyszałam, że poznałeś tu już wiele osób.

Powstrzymał uśmiech.

– Nie powinnaś słuchać plotek.

– Zwłaszcza jeśli to prawda?

Teraz się roześmiał, potrząsając głową.

– Po prostu byłem przyjacielski. Poznawałem nowe miasto. Komuś, kto mieszkał w Chicago, niełatwo jest przeprowadzić się do małego miasteczka. Tam wszystko dzieje się szybciej, a gdy tutaj robisz coś szybko, wywołujesz zgorszenie.

– O tak, wyobrażam sobie, że to ogromna zmiana. – Zmarszczyłam brwi i oparłam się o filar. – Dlaczego się tu przeprowadziłeś?

Jake głośno westchnął i wzruszył ramionami.

– Mama i tata pochodzą z małych miasteczek i tęsknili za czymś takim. Tacie nieźle się wiodło w Chicago, a mamie odpowiadało tamtejsze życie. Ale mój młodszy brat Lukas został napadnięty pewnego wieczoru, kiedy wracał ze szkoły do domu i uciekł mu autobus. Napastnicy wyciągnęli nóż; nie zranili Lukasa, jednak mama i tata tak się przerazili, że postanowili się przeprowadzić.

Pokiwałam głową.

– Wiesz, że okropne rzeczy dzieją się wszędzie.

– W Lanton zdarza się dużo napadów, prawda?

– Tylko wtedy, gdy niewiele się dzieje. Lubię trochę potrząsnąć miastem.

Jake odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się, a w jego oczach pojawiły się ciepłe błyski.

– Kominiarka i tak dalej?

Zaprzeczyłam.

– Opaska na oczach, banan i czarny worek na śmieci.

– Pozwól, że zgadnę. – Zachichotał. – Banan ma trojakie zastosowanie: jako pistolet, jako przekąska w celu nabrania bandyckiej energii, wreszcie jego śliska skórka to doskonałe narzędzie ucieczki.

Otworzyłam szeroko oczy, udając zaskoczenie.

– Stary, widzę, że chwytasz, o co chodzi. Chcesz napadać ze mną? – Nie zamierzałam flirtować, ale to był flirt na całego.

Spojrzenie Jake’a stało się jeszcze cieplejsze, kiedy pochylił lekko głowę i szepnął:

– Zdecydowanie.

Pod wrażeniem intensywności tego, co zaiskrzyło między nami, zaczerwieniłam się i niezdolna powstrzymać uśmiechu, odwróciłam spojrzenie.

– A więc jesteś z Alexem, tak?

Podniosłam wzrok i zobaczyłam, że Jake ogląda się przez ramię w stronę, gdzie stał Alex i nas obserwował. Nie wydawał się zadowolony. Zdecydowanie nie pomagało też to, że jego najlepszy przyjaciel Brett Thomas przyglądał się nam z szyderczym uśmieszkiem i chociaż nie słyszałam, co mówi, było oczywiste, że robi na nasz temat komentarze, które niepokoją Alexa. Nigdy nie mogłam pojąć, dlaczego tak sympatyczny chłopak jak Alex przyjaźni się z Brettem, doskonałym przykładem na to, że niedaleko pada jabłko od jabłoni. Jego ojciec, Trenton Thomas, był dilerem samochodowym. Z pozoru czarującym i skromnym. Niektórzy ludzie go lubili. Ale wielu znało prawdę – że jest mizoginem, despotą i facetem wiecznie nadąsanym jak dziecko. Bywając w domu Thomasów w okresie, gdy spotykałam się z Alexem, widziałam, jak ojciec traktuje syna i żonę. Chciałam go kopnąć w jaja. Moi rodzice chodzili z nim do szkoły średniej i mówili, że zawsze był dupkiem. Brett odziedziczył po swoim drogim tatusiu wszystkie cudowne cechy.

Zaczekałam, aż Jake znów na mnie spojrzy, i odpowiedziałam łagodnie:

– To dobry chłopak, ale zerwaliśmy ze sobą przed wakacjami i tak już zostanie.

– Jego mina świadczy o tym, że chciałby, żeby było inaczej. Trochę się zaprzyjaźniliśmy… Z jego morderczego spojrzenia wnioskuję, że moja rozmowa z tobą zmieni nasze relacje.

– Przykro mi. – Westchnęłam poirytowana. – Jego rodzina jest silna i wpływowa, a Alex jest taki jak oni. Da sobie radę.

– No nie wiem. – Jake spoważniał. – Można zrezygnować z takiej dziewczyny jak ty?

– Miły tekst. – Roześmiałam się cicho.

Jake uśmiechnął się i przeciągnął dłonią po rozwichrzonych ciemnych włosach.

– Nie jestem pewien, czy to był tekst.

– Ależ tak, był. Jesteś świetny we flirtowaniu. Bardzo pewny siebie jak na swój wiek.

– Nic o tym nie wiem. Nigdy nie musiałem…

– Nad tym pracować – dokończyłam za niego, marszcząc brwi. – Pewny siebie i zarozumiały…

Patrzył na mnie, mrużąc roześmiane oczy.

– Wydaje ci się, że jesteś bystra.

– Nie. Wiem, że jestem bystra.

– I kto teraz jest zarozumiały?

Zachichotałam, ale wzruszyłam ramionami.

– Mam ku temu powód. Jestem fantastyczna.

– O cholera. – Jake znów się uśmiechał, oparł rękę o filar nad moją głową i pochylił się ku mnie. – Chciałbym cię pocałować, w tej chwili.

Oblało mnie gorąco, na samą myśl o tym motyle w brzuchu oszalały, ale udało mi się opanować.

– Nie znamy się wystarczająco dobrze.

– Nie zgadzam się. – Pochylił się niżej, a jego zamiar był oczywisty. – Pięć minut z tobą wystarczyło, żebym poczuł, jakbym cię znał od zawsze.

– Jake.

Przerwał, a wyraz twarzy zmienił się, gdy wypowiedziałam jego imię. Nie wiedziałam, co to oznacza, ale poczułam, że pragnę się wtopić w Jake’a. Z trudem się przed tym powstrzymałam.

– Nie mam zamiaru się z tobą całować.

Piękne ciemne oczy rozbłysły.

– Chcesz mnie zmusić, żebym na to zapracował?

Kiwnęłam głową i wyprostowałam się. Staliśmy tak blisko siebie, że niemal czułam dotyk jego ciała.

– Gdybym nie była przekonana, że warto się o mnie starać, dlaczego, u licha, ty miałbyś tak uważać? – Wzruszając lekko ramionami, prześliznęłam się obok niego i ruszyłam w stronę przyjaciółek, które gapiły się na nas wyraźnie zaciekawione, co się dzieje. Nie miałam szansy im tego powiedzieć, bo Jake szybko podążył za mną.

Spędziliśmy wśród moich znajomych resztę wieczoru, wymieniając uwagi, czując przyjemny dreszcz wywołany przez prąd, który między nami przebiegał. Był przyjemny, ale go nie pobudzaliśmy. A właściwie Jake tego nie robił. Nie było już mowy o całowaniu, ale gdy mój tata pojawił się, by zakończyć imprezę, i zaciągnął mnie, Lacey i Rose do samochodu, wiedziałam, że Jake Caplin ma zamiar się o mnie postarać.

Wiedziałam to, ponieważ obserwował mnie cały czas, kiedy odchodziłam. Przyglądał mi się tak, jakby chciał patrzeć na mnie wiecznie.

Wiedziałam to, bo odwróciłam się w jego stronę, czując to samo.

Rozdział trzeci

Edynburg, wrzesień 2012

Usłyszałam pukanie do drzwi sypialni i otworzyłam zapuchnięte powieki. Kąciki oczu i rzęsy miałam sklejone od słonych, obeschłych już łez. Pocierając powieki, stoczyłam się z łóżka i oparłam o wciśnięte obok biurko. Pokój był długi, ale niezbyt szeroki, więc trochę brakowało mi przestrzeni. Potrzebowałam też czasu, by przyzwyczaić się do spania w nowym mieszkaniu.

– Charley, to ja, Maggie. Jesteś tam?

– Idę – wymamrotałam, wzdrygając się na swój widok w lustrze.

Wyglądałam koszmarnie.

Kiedy poprzedniej nocy płakałam w ramionach Claudii, powiedziałam jej, że to przez Jake’a opuściłyśmy imprezę. Wiedziała o nim wszystko. Wiedziała, że to z jego powodu nie udawały mi się kolejne związki.

Wciąż czułam bolesne napięcie na wspomnienie wieczoru.

Jake był tutaj. W Edynburgu. W college’u. W tym samym mieście co ja.

Zbyt wielkie cierpienie, by o tym myśleć tak wcześnie rano.

Uchyliłam lekko drzwi, a Maggie zrobiła wielkie oczy, gdy ujrzała, w jakim jestem stanie.

– Masz gościa.

Spojrzałam spod przymrużonych powiek.

– Kto to?

– Beck.

Beck przyszedł się ze mną zobaczyć? Po co? Westchnęłam ciężko.

– Powiedz mu, że zaraz przyjdę.

Zamknęłam drzwi i odwróciłam się, żeby poszukać dżinsów. Chwiejąc się, zdjęłam szorty, wciągnęłam dżinsy i bluzę z kapturem i ściągnęłam włosy w koński ogon. Naprawdę miałam gdzieś to, że wyglądam koszmarnie. Owszem, Beck był super, ale nie zamierzałam w to wchodzić. Zwłaszcza że Claudia się w nim durzyła.

Kiedy otwierałam drzwi, żeby wyjść z pokoju, zostałam wepchnięta z powrotem do środka przez swoją najlepszą przyjaciółkę. Claudia pospiesznie przekręciła klucz i ciężko oparła się plecami o drzwi. Obrzuciła mnie wzrokiem i zbladła.

– Nie możesz wyjść w takim stanie.

– To tylko Beck – burknęłam.

Pokręciła głową.

– Uważaj na tego kłamliwego rudzielca.

Zrozumiałam, że robi aluzję do Maggie, ale nie miałam pojęcia, o co jej chodzi. Wyczytała to z mojej twarzy.

– To nie Beck. – Westchnęła. – To Jake.

Wstrzymałam oddech.

– Dlaczego rudzielec kłamał?

– Prawdopodobnie ją o to poprosił.

– Albo widziała, co się działo między nami ostatniej nocy. Była pewna, że nie wyszłabym z pokoju, wiedząc, że to on. – Serce waliło mi w piersi. – I nie wyjdę.

– Szczególnie jeśli będziesz tak wyglądać.

Zlekceważyłam pełne odrazy spojrzenie przyjaciółki i rzuciłam się na łóżko.

– Nigdy w życiu. Powiedz mu, żeby sobie poszedł.

Na szczęście Claudia nie spierała się ze mną. Zniknęła na kilka minut, a gdy wróciła, usiadła obok mnie na łóżku.

– Poszedł. Miał taką minę, jakbym mu powiedziała, że Święty Mikołaj nie istnieje.

– Żal ci go? – Nie byłam pewna, co sama czułam.

– Nie wiem, co myśleć. – Claudia pokręciła głową. – Nie znam go. Wiem tylko, co ci zrobił. Wiem też, że ma za sobą trudne przejścia i potrzeba czasu, żeby dojść do siebie po czymś takim. Może on chce tylko przeprosić.

Odwróciłam głowę, pragnąc z całych sił, żeby ostry jak nóż ból w sercu wreszcie zniknął.

– Nie wiem, czy byłabym w stanie słuchać jego przeprosin. Trochę czasu minęło, zanim to przebolałam, a teraz znów stanął przede mną i o wszystkim mi przypomniał…

Przez chwilę leżałyśmy w ciszy, aż w końcu odwróciłam głowę na kołdrze i spojrzałam na oszałamiająco piękny profil Claudii.

– Co się stało wczoraj wieczorem między tobą a Beckiem?

Kąciki ust Claudii opadły; nie byłam pewna, co znaczy ten grymas, nawet wtedy, gdy odparła:

– Powiedział, że jestem dobrą dziewczyną, a on nie zadaje się z dobrymi dziewczynami, bo nie jest typem faceta, który trzyma się tylko jednej kobiety.

– Tak powiedział? – zdumiałam się.

– Uhm. Powiedział, że mnie lubi, i chce, żebyśmy zostali przyjaciółmi.

– Przynajmniej jest uczciwy, jak sądzę. I co, zamierzasz się z nim zaprzyjaźnić?

Wzruszyła ramionami.

– Pewnie, czemu nie. Nie spotykam się z męskimi dziwkami, choćby nie wiem jak bardzo seksownymi, ale on jest zabawny. Przyjaciele. Coś w tym rodzaju.

– Na pewno nie mam już zapuchniętych oczu? – zapytałam, pochylając głowę, kiedy szłyśmy brukowaną uliczką w stronę college’u.

– Ani śladu opuchlizny czy zaczerwienienia. Wyglądasz super. Zawsze tak wyglądasz – odparła nieco roztargniona Claudia.

– Denerwujesz się, że znów zobaczysz Becka?

– Dlaczego miałabym się denerwować?

Nie odpowiedziałam i szłam dalej za Maggie, Gemmą i Laurą. Słyszały, że wybieramy się do zrzeszenia studentów, gdzie spotkamy się z Beckiem, i wprosiły się. Beck był atrakcją towarzyską.

Podczas kolacji Claudia weszła do kuchni, by mi powiedzieć, że właśnie z nim rozmawiała i że nas zaprosił. Z początku byłam nieufna. Okazało się, że Beck i Jake są najlepszymi przyjaciółmi z Northwestern, więc Beck zadzwonił do Claudii, by zapytać, czy dobrze się czuję. Najwyraźniej Jake opowiedział mu całą naszą historię. Claudia nie wspomniała mu o mojej reakcji na widok Jake’a, ale uprzedziła, że nie jest pewna, czy będziemy miały czas. Beck zrozumiał aluzję i zapewnił ją, że Jake nie przyjdzie.

Siedziby zrzeszenia były rozrzucone po całym terenie uniwersytetu, a my szłyśmy do Teviot. Mieściła się w głównym kampusie na Bristo Square, w pięknym starym budynku w gotyckim stylu. Był tam klub nocny, kilka barów, w tym naprawdę świetny Library Bar, do którego zajrzałyśmy z Claud wcześniej, odbierając legitymacje.

Beck wysłał Claudii esemes, że są w barze Teviot Lounge. Weszłyśmy za naszymi współlokatorkami po schodach, a następnie do zatłoczonego pomieszczenia o wyglądzie typowego brytyjskiego pubu. Wszędzie wokół było ciemne drewno, przyćmione światła, wygodne siedzenia i solidne drewniane meble. W powietrzu wisiała nieco zbyt silna woń zwietrzałego piwa, charakterystyczna dla baru z podłogą pokrytą wykładziną. Przecisnęłyśmy się między studentami zgromadzonymi koło drzwi i ruszyłam za Claudią, która rozglądała się za naszym nowym przyjacielem. Chwyciła mnie za rękę.

– Jest tam.

Nie mogłam go jeszcze dostrzec, ale Claudia pociągnęła mnie w tłum. Przystanęłyśmy przy stole w rogu obok baru. Beck stał z Mattem, podczas gdy Lowe, Rowena i jakiś facet, którego nie rozpoznawałam, siedzieli przy sąsiednim niewielkim stoliku.

Zgubiłyśmy nasze współlokatorki i przez chwilę zastanawiałam się, czy ich nie poszukać. Przyszły z nami specjalnie po to, żeby spotkać się z Beckiem. Ale miały już po dwadzieścia lat… nie potrzebowały przewodnika ani opiekunki.

– Charley, Claudia, cieszę się, że mogłyście przyjść – powitał nas Beck. – Pozwólcie, że przyniosę wam piwo.

Zniknął, zanim zdążyłyśmy odpowiedzieć „tak” albo „nie”, a Matt, blondyn, którego pamiętałam z imprezy, uśmiechnął się do nas.

– Poznaliśmy się wczoraj wieczorem. – Kiwnął do mnie głową, po czym zwrócił się do Claud: – Ale ciebie zdecydowanie bym zapamiętał, gdybyśmy się spotkali. – Uśmiech Matta stał się szerszy.

Odpowiedziała mu uprzejmym uśmiechem.

– Jestem Claudia.

– Claudio, to Lowe. – Lowe puścił do niej oko i pozdrawiającym gestem uniósł piwo w moją stronę. – Rowena. – Pomachała do nas przyjaźnie. – I nasz kumpel Denver. Zeszłej nocy to była jego impreza. Biedak został zakwaterowany w innym miejscu niż my.

Denver miał ciemne włosy w lekkim nieładzie, które opadały mu do podbródka. Nosił mnóstwo srebrnej biżuterii, opiętą koszulkę z logo Black Sabbath, wąskie czarne dżinsy i motocyklowe buty. Wydawało się, że Matt nie pasuje do tej grupy, a jednak było w nich coś…

– Gracie, chłopaki, w zespole?

– Tak. – Matt się uśmiechnął. – Bardzo często w Evanston.