Strona główna » Literatura faktu, reportaże, biografie » 1956. Rok rewolty

1956. Rok rewolty

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-7976-548-5

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “1956. Rok rewolty

Jest rok 1956. Świat powoli otrząsa się z powojennych traum. Nikita Chruszczow podczas XX Zjazdu KPZPR wygłasza słynny, wymierzony w nieżyjącego od trzech lat Stalina, referat „O kulcie jednostki i jego następstwach”, a Adolf Hitler zostaje urzędowo uznany za zmarłego. Barwne kontrkulturowe lata 60. dopiero mają nadejść, ale już teraz świat ogarnia niepokój i bunt. Imre Nagy ogłasza wystąpienie Węgier z Układu Warszawskiego, Egipt nacjonalizuje Kanał Sueski, a w Poznaniu dochodzi do krwawo stłumionych demonstracji robotników. W tym samym roku ukazuje się debiutancki album Elvisa Presleya, firma IBM prezentuje pierwszy komercyjny komputer z dyskiem magnetycznym, a niespełna 16-letni Pelé debiutuje w barwach Santos FC. Oddział Fidela Castro ląduje na Kubie, a w Lugano odbywa się pierwszy Konkurs Piosenki Eurowizji.

W połowie lat 50. zeszłego stulecia świat znajduje się na krawędzi dramatycznych zmian. Dziesięć lat po zakończeniu II wojny światowej ideały, w imię których walczono z nazistowskimi Niemcami, dla wielu ostatecznie straciły swoją wiarygodność i aktualność. Ludzie na całym globie zaczynają otwarcie wyrażać swój sprzeciw, wychodząc na ulice i chwytając za broń. Obrońcy „starego porządku”, których władza nagle została zagrożona, stają do bezwzględnej walki w jej obronie.

Polecane książki

„Risztau. Pustelnia w górach – Czukcze” to zbiór trzech powieści autorstwa Wacława Sieroszewskiego.   „Risztau” została napisana wkrótce po podróży pisarza na Kaukaz, przedstawia żyjącą tam polską rodzinę Strasiewiczów: wdowę ...
  Monografia dotyczy szeroko rozumianej ochrony rodziny na gruncie przepisów prawa pracy. Analiza regulacji prawnych wskazuje na złożoność i wieloaspektowość tej problematyki. Autorka wyodrębnia trzy główne płaszczyzny funkcjonowania rodziny - biologiczną, społeczną i ekonomiczną, do których odnoszą...
Trzecie wydanie niemieckiego tłumaczenia polskiego Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, ukazujące się w nowej serii tłumaczeń polskich ustaw na języki europejskie. Tekst ustawy uwzględnia zmiany, które weszły w życie w kwietniu 2016....
"Smutki tropików" to ambitna i pwciągająca podróż po życu społecznym i politycznym Ameryki Łacińskiej widzianym przez pryzmat najlepszych latynoskich flmów ostatnich dwóch dekad. Autor zaczyna od obrazów ukazujących zamach stanu i terror Pichocheta w Chile w 1973 r., a kończy na czasach współczesnyc...
Jeździectwo to wspaniały rodzaj rekreacji, sportu i pasji. Warto zdać sobie sprawę z faktu, że nigdy nie jest za późno na tę przygodę. Dyscyplina staje się z roku na rok bardziej popularna i coraz młodsi adepci przychodzą do szkół jeździectwa, by obcować z końmi i w ich towarzystwie odnajdywać przyj...
Alfred de Musset. Spowiedź dziecięcia wieku. La Confession d’un enfant du siècle. Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i francuskiej. Version bilingue: polonaise et française.Spowiedź dziecięcia wieku (Confession d’un enfant du siècle, 1836) – francuska powieść romantyczna autorstwa Alfreda...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Simon Hall

Tytuł oryginału: 1956: The World in Revolt

Copyright © Simon Hall, 2016

Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2016

Copyright © for the Polish translation by Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2016

Redaktor prowadzący: Filip Karpow

Redakcja: Krzysztof Krzemień

Korekta: Paulina Wierzbicka

Pro­jekt okład­ki: Dawid Czarczyński

ISBN 978-83-7976-548-5

Wy­daw­nic­two Po­znań­skie sp. z o.o.

ul. Fre­dry 8, 61-701 Po­znań

tel.: 61 853-99-10

fax: 61 853-80-75

re­dak­cja@wy­daw­nic­two­po­znan­skie.com

www.wy­daw­nic­two­po­znan­skie.com

Przedmowa

Można wręcz powiedzieć, że w tym roku, w większym jeszcze stopniu niż kiedykolwiek wcześniej, przyszłość zależy od męstwa, determinacji i energii człowieka demokratycznego.

„New York Times” 1 stycznia 1956 r.

W Sylwestra 1955 roku na nowojorskim Times Square zebrało się czterysta tysięcy mieszkańców. Tuż przed północą spojrzenia wszystkich powędrowały ku dachowi drapacza chmur, zwanego Times Tower, na którym umieszczono specjalny, liczący ponad dwadzieścia metrów maszt. Dwadzieścia sekund przed północą umieszczona na jego szczycie świetlna kula zaczęła majestatycznie zsuwać się w dół, wzbudzając aplauz tłumów zgromadzonych na ulicach — nowojorczycy wznosili okrzyki i dęli w trąbki w oczekiwaniu na nadejście Nowego Roku. Po upływie mniej więcej ośmiu sekund, kiedy wrzawa była już nie do wytrzymania, wszystkie sto osiemdziesiąt lamp tworzących świetlną konstrukcję nagle zgasło, a kula dokończyła swoją podróż w ciemności. W tym samym momencie zgasły również lampy na wysokiej na blisko dwa metry tablicy numerycznej wyświetlającej zapis cyfrowy kończącego się, i mającego nadejść, roku. Sprawcą zamieszania okazał się wadliwy wyłącznik automatyczny. Zanim udało się zaradzić awarii i ze wszystkich stron wieżowca rozbłysły światła witające 1956 rok, był już kwadrans po północy1.

Podczas gdy obchody Sylwestra w Nowym Jorku przerodziły się w farsę, podobne uroczystości w Japonii zostały naznaczone tragedią. Do wypadku doszło w trakcie shintoistycznej ceremonii w chramie Yahiko, oddalonym o około 240 kilometrów na północ od Tokio. Zgromadziło się tam trzydzieści tysięcy wyznawców shintoizmu, a kiedy prowadzący ceremonię zaczęli wśród zgromadzonych rozrzucać mochi, czyli tradycyjne kluski z klejącego się ryżu, sytuacja wymknęła się spod kontroli. W wyniku stratowania śmierć poniosło ponad sto osób, a siedemdziesiąt pięć odniosło obrażenia. Naoczny świadek tych wydarzeń wspominał, że wierni stojący najbliżej ołtarza „rzucili się tłumnie do tyłu”, zbiegając w dół kamiennych schodów, gdzie „wpadali prosto na świeżo przybyłych uczestników uroczystości”. Niektórzy z wiernych „spadali ze schodów, inni byli miażdżeni przez nadciągającą falę ludzkich ciał”. Ponieważ do zabezpieczenia uroczystości oddelegowano tylko jedenastu policjantów, wśród tłumu wybuchła panika: „mężczyźni, kobiety i dzieci upadali na ziemię i byli zadeptywani przez najbliższych sąsiadów; zewsząd dobiegały przeraźliwe wrzaski”. Pod naciskiem napierającego tłumu runęła dwumetrowa ściana, grzebiąc kolejne ofiary. Reporter „New York Timesa” donosił, że „owinięte w płótna ciała ofiar ułożono przy wejściach do świątyni, skąd odbierały je pogrążone w rozpaczy rodziny zabitych”2.

Oba te wydarzenia naznaczyły złowieszczo początek roku, który zdaniem wielu miał być wyjątkowo trudny. W Madrycie generał Francisco Franco, który w 1956 roku miał już osiemnasty rok z rzędu sprawować dyktatorskie rządy w Hiszpanii, w noworocznym orędziu ostrzegał rodaków, że „świat mierzy się dziś z poważniejszymi niż kiedykolwiek wcześniej zagrożeniami”3. W podobnym tonie wypowiadał się londyński „The Times”, w noworocznym wstępniaku wzywał czytelników do „odwagi” w obliczu „kryzysów”, które „niewątpliwie nadejdą”. Brytyjski premier Anthony Eden zapewniał natomiast obywateli: „o każdej porze i przy każdej nadarzającej się okazji będziemy dokładać wszelkich starań, aby zmniejszyć napięcia na arenie międzynarodowej”4. Dodał też, że z niecierpliwością oczekuje na spotkanie na szczycie z amerykańskim prezydentem Dwightem Eisenhowerem, które, jak sądzi, „przyczyni się do zapewnienia pokoju na świecie”5.

Nowy Rok dawał też pewne powody do spoglądania z nadzieją w przyszłość. 1 stycznia na ambonę kościoła baptystów przy Dexter Avenue w Montgomery, w stanie Alabama (USA), wszedł pastor Martin Luther King Jr, który, zwracając się do swych wiernych, rzekł, iż „nie ma lepszego sposobu” wejścia w Nowy Rok niż wierząc w potężnego Boga, który „umie pognębić wielkich niczym góry przeciwników i zrównać z ziemią wzgórza zła”. King był wówczas młodym, zyskującym popularność przywódcą amerykańskiego ruchu na rzecz praw obywatelskich. W mowie do współwyznawców przyznał, że bestialstwo, z jakim traktowani są jego bliźni, a także straszliwe oblicze nowoczesnej wojny każą „wszystkim nam (…) wątpić we wszechmoc Najwyższego”. Jednak przypomniał, że to właśnie przekonanie o tym, iż ostatecznie w zmaganiach ze złem górę weźmie dobro, legło u podstaw wiary chrześcijańskiej. Drugi już miesiąc trwał bojkot autobusów miejskich, w których obowiązywała segregacja rasowa. Młody pastor w tej sytuacji wzywał wiernych, aby ci nie ustawali w zmaganiach ze złem. Zapewniał, że nie mają powodu do obaw, gdyż „Bóg jest wszechmocny. Nie mart­wcie się segregacją. W końcu i ona przeminie, ponieważ nie podoba się Najwyższemu”6.

W Nowy Rok świat powitał również narodziny nowego, niepodleg­łego państwa, tego dnia bowiem po ponad półwieczu dobiegło kresu angielsko-egipskie panowanie nad Sudanem. W uroczystościach na trawiastym dziedzińcu pałacu w Chartumie wzięło udział dwa tysiące znakomitych gości. Nowo wybrany premier, Ismail al-Azhari, oświadczył wówczas, że „w całej historii Sudanu i dziejach jego narodu nie było nigdy wspanialszego dnia. (…) Dzisiaj swój koniec ma nasza walka o niepodległość, lecz rozpoczynają się nowe zmagania (…), mianowicie walka o przyszły rozwój”. Orkiestra odegrała hymn narodowy, oddano salwę honorową z armat, a al-Azhari wspólnie z przywódcą opozycji wciągnął na maszt trójkolorową, niebiesko-żółto-zieloną flagę narodową nowo utworzonego państwa. Równocześnie oficerowie armii sudańskiej opuścili flagi brytyjską i egipską7.

Sytuacja we francuskiej części Afryki Północnej przedstawiała się mniej obiecująco. Po serii ataków bojowników marokańskich, pod koniec grudnia francuskie siły zbrojne rozpoczęły szeroko zakrojoną operację w rejonie łańcucha górskiego Rif, zabijając ponad pięćdziesięciu bojowników. Francuzi sprawnie odpowiedzieli też na akty sabotażu i terroru w Algierii. Prasa donosiła, że w piątek 30 grudnia 1955 roku w walkach na terenie tylko jednej prowincji zginęło ponad dwudziestu rebeliantów (kilka tygodni po tych wydarzeniach Albert Camus przestrzegł, że jeśli społeczność europejska i muzułmańska nie nauczą się żyć wspólnie w pokoju i wzajemnym szacunku, wówczas „skazane będą na wspólną śmierć, a umierając, serca wypełnione będą miały złością”)8. Przebywający z wizytą w Kairze u egipskiego prezydenta, Gamala Abdel Nasera, przywódca Jugosławii Josip Broz Tito w noworocznym orędziu dowodził, iż narody afrykańskie „walczą o utrwalenie swej niepodległości i prawo do niezależnych rządów”; potępił równocześnie europejskich imperialistów, którzy pod płaszczykiem realizowania „misji cywilizacyjnej” dążyli do „podporządkowania sobie słabych i zacofanych krajów”. Orędzie zakończył jednak optymistycznym akcentem, dowodząc, iż „nastała era, w której problemy na arenie międzynarodowej rozwiązuje się przy pomocy metod pokojowych”, natomiast „wojna nie będzie już uważana za sposób rozstrzygania sporów między państwami”9.

Również w Moskwie mówiono o pokoju. W Sylwestra premier ZSRR Nikołaj Bułganin oświadczył, że w 1956 roku „możemy się doczekać kresu zimnej wojny”, o ile tylko zainteresowanym stronom wystarczy dobrej woli i zrozumienia10. Wieczorem tego samego dnia Bułganin wraz z I sekretarzem KC Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, Nikitą Chruszczowem, urządzili uroczystą oficjalną kolację, na którą zaproszono około 1200 gości. Wśród przybyłych znaleźli się między innymi zagraniczni dyplomaci, imprezę urządzono w gigantycznej sali św. Jerzego na Kremlu, a zabawa przeciągnęła się do świtu. Jedzono, raczono się szampanem, wygłaszano mowy, wznoszono liczne toasty, a nawet pozwalano sobie na entuzjastyczne pokazy taneczne, w których prym wiedli dygnitarze z samej komunistycznej wierchuszki. Korespondent „New York Timesa” bardzo sugestywnie odmalował dla swych czytelników obraz Bułganina, który „paradował po sali w otoczeniu wianuszka dziewcząt”11. Zupełnie inne nastroje panowały w Key West na Florydzie, gdzie prezydent Eisenhower powracał do sił po wrześ­niowym zawale, czas rekonwalescencji dzieląc między malowanie, grę w golfa i sporadyczne spacery. Planowano wprawdzie „rodzinną kolację i uroczystość”, jednak nie było „pewności, czy prezydent wytrzyma na nogach do północy, żeby powitać Nowy Rok”12.

Mężowie stanu w noworocznych wystąpieniach ostrzegali przed trudnościami, jakie kryła przyszłość, wyrażali pragnienie „pokoju” lub obiecywali lepsze jutro, jednak już wkrótce wszyscy mieli zostać porwani, a niektórzy zepchnięci na boczny tor, przez nadzwyczajną serię wypadków o wielkiej doniosłości. Wydarzeń owych, nierzadko o dramatycznym, szokującym i przełomowym charakterze, nie byli w stanie przewidzieć nawet najbystrzejsi i najbardziej przenikliwi obserwatorzy.

Już w 1916 roku wybitny włoski myśliciel marksistowski Antonio Gramsci z ubolewaniem zauważył, że przywiązując przesadną wagę do chronologii, historycy wytworzyli złudne wrażenie, jakoby niektóre lata w historii ludzkiej były „niczym góry, które pokonawszy, ludzkość nagle znalazła się w nowym świecie, wstąpiła w nowe życie”13. Można jednak odnieść wrażenie, że jego słowa trafiły w próżnię, bowiem wśród historyków zwyczaj, by pewny rok postrzegać jako szczególnie znaczący czy wart uwagi, nie tylko utrzymał się, ale wręcz zyskał wielką popularność. Choćby w ostatnim dziesięcioleciu ukazało się kilkadziesiąt rozpraw, których naczelną ambicją jest uchwycenie istoty danej epoki, przedstawienie ogólniejszych politycznych, ekonomicznych i kulturowych procesów czy też analiza zwrotnych punktów w ludzkich dziejach właśnie przez pryzmat opowieści o danym roku14. Wprawdzie badacze w sugestywny sposób przedstawiali już rozmaite poszczególne aspekty 1956 roku, jednak nikt dotychczas nie pokusił się o ukazanie całościowego obrazu, a przy tym takiego, który nie zapominałby o sposobie odczuwania świata przez ludzi żyjących w tym przełomowym czasie. Uderzający jest w tym kontekście kontrast z rokiem 1968, który wszem i wobec okrzyknięto międzynarodowym „rokiem rewolucji”. Pewna obojętność historyków względem roku 1956 stanowi zresztą odbicie szerszej tendencji, by lata 50. XX wieku postrzegać jako okres raczej nudny. W tym duchu wmawia się nam, że w okresie tym wyczerpana wojenną zawieruchą ludność Europy Zachodniej skupiła się na odbudowie i zmagała z trudnościami gospodarczymi, podczas gdy społeczeństwo amerykańskie jakoby utkwiło w dusznej kulturze konformizmu. Kiedy zestawi się tak przedstawioną dekadę, z jednej strony, ze wzniosłą walką z faszyzmem, z drugiej natomiast — z barwną epoką kontrkulturową i pełnymi życia ruchami protestu lat 60., przestanie dziwić, że „drętwe” lata 50. chętnie spychano na margines15.

W połowie lat 50. XX wieku świat znalazł się na krawędzi dramatycznych zmian. Frustracja zrodzona przez powojenny ład oraz tlące się napięcia społeczne, gospodarcze i polityczne stanowiły mieszankę wybuchową. Dziesięć lat po zakończeniu drugiej wojny światowej ideały, dla których Alianci rzekomo walczyli z nazistowskim reżimem w Niemczech, dla wielu osób straciły swoją wiarygodność. Zgodnie z podpisaną w sierpniu 1941 roku przez brytyjskiego premiera Winstona Churchilla oraz amerykańskiego prezydenta Franklina Roosevelta Kartą Atlantycką, którą następnie poparła również Francja i ZSRR, powojenny ład miał wspierać się na następujących zasadach: zagwarantowania prawa do samostanowienia, współpracy między narodami oraz „wolności od lęku i nędzy”16. Jednakże niechęć europejskich mocarstw do wyrzeczenia się swych imperialistycznych ambicji, terror jako faworyzowana przez komunistów metoda ustanawiania tzw. demokracji ludowych na terenie Europy Wschodniej, a także determinacja, z jaką zwolennicy supremacji białych w Stanach Zjednoczonych i Afryce Południowej walczyli o zachowanie systemu kontroli rasowej — wszystkie te zjawiska sprawiały, że wzniosłe ideały zapisane w Karcie Atlantyckiej zdawały się martwą literą. Masy zniewolonych, zmarginalizowanych i poddawanych opresji, mające za sobą dziesięciolecie rozczarowań i zawiedzionych nadziei, znalazły się na skraju rewolty.

Rok 1956 miał okazać się czasem, kiedy to ludzie na całym globie zaczęli otwarcie wyrażać swój sprzeciw, wylegali na ulice i place, ryzykowali więzienie, chwytali za broń, a nierzadko też poświęcali życie w walce o wolność i bardziej sprawiedliwy świat. Obrońcy „starego porządku”, których władza nagle została zagrożona, stanęli do bezwzględnej walki w jej obronie. Batalia, do której doszło, przybrała zawrotną skalę i odmieniła powojenny świat. Najwyższa pora, aby opowiedzieć historię tego niezwykłego roku.

1Flagpole Lights in Times Sq. Fail, „New York Times”, 1 stycznia 1956 r., s. 43 [używane w przypisach w dalszej części książki skróty ADM, CAB, CO, FO, HO, LAB, PREM oraz WO odnoszą do materiałów ze zbiorów brytyjskiego Archiwum Narodowego w Kew].

2112 Japanese Die in Panic in Shrine, „New York Times”, 1 stycznia 1956 r., s. 1, 3; Japanese Shrine Disaster, „The Times”, 2 stycznia 1956 r., s. 8.

3Franco’s New Year Message of 1956, cyt. za: Sebastian Balfour, Dictatorship, Workers, and the City: Labour in Greater Barcelona Since 1939, Clarendon Press, Oxford 1989, s. 41.

4A Time for Courage, „The Times”, 2 stycznia 1956 r., s. 9; The Premier’s Message for 1956, www.britishpathe.com/video/premiers-message-for-1956-aka-edens-new-years-speec; Thomas J. Hamilton, Difficult Year Ahead in U.S Foreign Policy, „New York Times”, 1 stycznia 1956 r., E3.

5The Premier’s Message for 1956, dz. cyt.

6 Martin Luther King Jr, Our God is Able, 1 stycznia 1956 r., Dexter Avenue Baptist Church, Montgomery, Alabama, cyt. za: Clayborne Carson (red.), The Papers of Martin Luther King, Jr., Volume VI: Advocate of the Social Gospel, September 1948-March 1963, University of California Press, Berkeley 2007, s. 243–246.

7The Sudan as a Republic, „The Times”, 2 stycznia 1956 r., s. 7.

8Regional Powers in Gold Coast, „The Times”, 2 stycznia 1956 r., s. 8; 58 Moroccan Rebels Killed, tamże; French Kill 56 Rebels in Riff Mountains, „Observer”, 1 stycznia 1956 r., 1A; Albert Camus, Call for a Civilian Truce in Algeria, 22 stycznia 1956 r., w: tegoż, The Algerian Chronicles, edited by Alice Kaplan, translated by Arthur Goldhammer, Belknap, Cambridge, MA 2013, s. 153.

9 Jack Raymond, Tito is Optimistic on Peace Outlook, „New York Times”, 1 stycznia 1956 r.; Tito’s Attack on Colonial Powers, „The Observer”, 1 stycznia 1956, s. 1.

10New Summit Talks Could Be Fruitful — Bulganin, „Observer”, 1 stycznia 1956 r., s. 1.

11Russians Interrupt New Year’s Supper to See What Latest Pravda Has to Say, „New York Times”, 1 stycznia 1956 r., s. 5; Marshal Bulganin on Peace Hopes, tamże.

12 W.H. Lawrence, Mrs Eisenhower Flies to Key West, „New York Times”, 1 stycznia 1956 r., s. 36; tenże, Two Presidents: A Key West View, tamże, F4.

13 Antonio Gramsci, I Hate New Year’s Day, „Viewpoint Magazine”, 1 stycznia 2015 r. (wyd. oryg. w „Avanti!”, 1 stycznia 1916), https://viewpointmag.com/2015/01/01/i-hate-new-years-day/.

14 Na temat książek poświęconych konkretnym latom zob. choćby: Books of year(s), „Times Literary Supplement”, 9 lipca 2014 r.; Louis Menand, Thinking Sideways: The one-dot theory of history, „The New Yorker”, 30 marca 2015 r. A oto ostatnio wydane rozprawy poświęcone pojedynczym latom (ułożone w porządku chronologicznym, zgodnie z następstwem lat, których dotyczą): Felipe Fernandez-Armesto, 1492: The Year Our World Began, Bloomsbury, 2011; Suzannah Lipscomb, 1536: The Year That Changed Henry VIII, Lion Books, 2006; David Andress, 1789: The Revolutions that Shook the World, Abacus, 2010; Malcolm Chase, 1820: Disorder and Stability in the United Kingdom, Manchester University Press, 2015; Mike Rapport, 1848: A Year of Revolution, Abacus 2009; Charles Emmerson, 1913: The Year Before the Great War, Vintage, 2014; Florian Illies, 1913: The Year Before the Storm, Clerkenwell Press, 2013; Victor Sebestyn, 1946: The Making of the Modern World, Macmillan, 2014; Fred Kaplan, 1959: The Year Everything Changed, John Wiley and Sons, 2010; Robin Morgan, Ariel Leve, 1963: The Year of the Revolution: How Youth Changed the World with Music, Art, and Fashion, Dey Street Books, 2014; Christopher Bray, 1956: The Year Modern Britain Was Born, Simon and Schuster, 2015; Mark Kurlansky, 1968: The Year that Rocked the World, Ballantine Books, New York 2004; Christian Caryl, Strange Rebels: 1979 and the Birth of the 21st Century, Basic Books, 2014; Michael Meyer, 1989: The Year That Changed the World, Simon and Schuster, 2009; W. Joseph Campbell, 1995: The Year the Future Began, University of California Press, 2014.

15 William Chafe, The Unfinished Journey: America Since World War II, Oxford University Press, II wyd., New York 1991, s. 111–115; Mark Kurlansky, 1968: The Year That Rocked the World, Ballantine Books, New York 2004; John Patrick Diggins, The Proud Decades: America in War and Peace, 1941–1960, W.W. Norton, New York 1989, s. 178.

16 Karta Atlantycka, 14 sierpnia 1941 r., http://avalon.law.yale.edu/wwii/atlantic.asp; zob. też. http://www.atlanticcharter.ca/backgroundinfo.php.

ZIMA

rysy na starym porządku

Na zdjęciu:

Masakra pod Palestro stała się pretekstem dla władz francuskich do nawoływania o patriotyczną jedność w obliczu „barbarzyństwa” FLN. Nowo powołany stały przedstawiciel dyplomatyczny w Algierii, Robert Lacoste, jasno dawał do zrozumienia, „która ze stron konfliktu stosuje eksterminację przeciwników”. Ten 57-letni socjalista nie zawahał się przed wykorzystaniem społecznego oburzenia do uderzenia w FLN; oświadczył, że „wojna, którą prowadzimy, jest starciem świata zachodniego, świata cywilizacji, z anarchią; demokracji z dyktaturą”. Wprawdzie jego celem było przeprowadzenie reform w Algierii – i stworzenie nowego francusko-muzułmańskiego społeczeństwa na bazie tolerancji, wzajemnego poszanowania i politycznej równości – to jednak podobnie jak większość jego kolegów Lacoste przekonany był, że pokonanie „ekstremistów” z FLN powinno być priorytetem. U schyłku wiosny Francja została już wciągnięta w wojnę na pełną skalę – na front posłano 350 tysięcy żołnierzy, których rzucono do walki przeciwko około 20 tysiącom bojowników FLN. Działania wojenne pochłaniały astronomiczne sumy – rząd francuski musiał każdego dnia przeznaczać na ten cel 1,7 miliona franków.

Fot. © Francois Pages/Paris Match via Getty Images

1. Montgomery

Pewnego dnia któryś z historyków opisujących nasze czasy powie, że właśnie tutaj, w Montgomery, „żyli ludzie określonej rasy, czarni, o puszystych włosach i czarnej skórze, którzy mieli moralną odwagę domagać się swoich praw i którzy z rezultacie swojej walki wzbogacili historię i cywilizację o nowe znaczenie”.

Martin Luther King Jr

Dochodziła godzina dwudziesta pierwsza trzydzieści, w poniedziałek 30 stycznia 1956 roku, kiedy pod wymalowaną na biało drewnianą plebanię przy South Jackson Street 309 w Montgomery, w stanie Alabama (USA), podjechał samochód. Niezbyt okazały budynek, postawiony w 1912 roku, zajmował młody, dwudziestosiedmioletni pastor parafii Dexter Avenue Baptist Church, niejaki wielebny dr Martin Luther King Jr, jego małżonka Coretta oraz ich dwumiesięczna córeczka Yolanda. Zdaniem jednego z naocznych świadków zajścia, samochód przystanął tylko na krótką chwilę, po czym odjechał „w wielkim pośpiechu”17. Coretta przebywała w dużym pokoju, gdzie gawędziła z przyjaciółką, kiedy nagle usłyszała, jak „coś ciężkiego upadło na wybetonowaną podłogę werandy”. Ponieważ pastor od pewnego już czasu dostawał anonimowe telefony z pogróżkami, zaniepokojona pani King natychmiast poprosiła przyjaciółkę, aby ukryły się na tyłach domu. Kilka sekund później rozległ się „ogłuszający huk”, po którym w powietrze „uniósł się dym i dobiegł dźwięk tłuczonego szkła”18. W południowej części ganku eksplodowała krótka laska dynamitu. Wybuch był potężny — wyrwał dziurę w podłodze i uszkodził dach. Fala uderzeniowa wybiła szyby w oknach od frontu, a kawałki szkła zasypały salon, gabinet i pokój przeznaczony do gry na instrumentach19.

Kiedy nadbiegli przestraszeni sąsiedzi, Coretta podniosła słuchawkę i wybrała numer do siedziby First Baptist Church, gdzie jej mąż, jeden z przywódców trwającego już osiem tygodni bojkotu autobusów miejskich, w których obowiązywała segregacja rasowa, wygłosił przed chwilą kazanie do wiernych zgromadzonych w kościele. Coretta poinformowała pastora, że przeprowadzono zamach bombowy na ich dom, i poprosiła, aby jak najszybciej przysłano na miejsce ludzi z kościoła. Ze zdenerwowania zapomniała wspomnieć, że w ataku nikt nie ucierpiał20. Nieco wcześ­niej tego wieczoru Martin Luther King Jr, przewodniczący niedawno powołanego Stowarzyszenia na Rzecz Ulepszeń w Montgomery (Montgomery Improvement Association, w skrócie MIA), wygłosił przemówienie dla dwutysięcznego audytorium. Kiedy nabożeństwo dobiegało końca, King stanął na podwyższeniu w centralnej części kościoła, przewodnicząc zbiórce na tacę21. W pewnym momencie zauważył, że do Ralpha Abernathy’ego, miejscowego pastora i serdecznego przyjaciela Kinga, podszedł kościelny i obaj panowie wdali się w żywą dyskusję. Zaraz po tej rozmowie Abernathy wybiegł ze świątyni, a kiedy po kilku minutach wrócił, na jego twarzy malował się wielki niepokój. Było jasne, że coś się stało. Kiedy King przywołał Abernathy’ego, ten oświadczył: „W twoim domu wybuchła bomba”. Na pytania Kinga, czy nic nie stało się jego rodzinie, Abernathy odparł ponuro: „Właśnie próbujemy się tego dowiedzieć”22.

Kilka dni przed tymi wydarzeniami King doświadczył wielkiego kryzysu osobistego i duchowego. W czwartek, 26 stycznia, został zatrzymany przez dwóch policjantów na motorach za rzekome przekroczenie prędkości — zdaniem policji King jechał z prędkością około 50 kilometrów na godzinę w strefie, gdzie dozwolona prędkość to 40 kilometrów na godzinę. Pastor trafił do obskurnego aresztu, skąd wypuszczono go po kilku godzinach, jednak doświadczenie to mocno go poruszyło. Kiedy wieziono go do aresztu, po raz pierwszy, na krótką chwilę, przestraszył się, że może paść ofiarą linczu23. Nazajutrz, gdy po spotkaniu MIA wrócił do domu, odebrał kolejny anonimowy telefon z groźbą: „Czarnuchu, mamy już dość ciebie i zamętu, który siejesz. Jeśli w ciągu trzech dni nie znikniesz z miasta, rozwalimy ci łeb i wysadzimy w powietrze twój dom”24. W nocy nie mógł zmrużyć oka. Zrozpaczony usiadł przy stole w kuchni i, jak przyznał później, był o krok od kapitulacji: „Przede mną na stole stała nienapoczęta kawa, a ja obmyślałem, w jaki sposób niepostrzeżenie się wycofać, tak by nie wyjść na tchórza”. Około północy, wyczerpany i niespokojny, ukrył twarz w dłoniach i zaczął się modlić na głos. King zanotował potem:

(…) słowa, którymi zwracałem się tamtej nocy do Boga, nadal są żywe w mej pamięci: „Walczę o sprawę, którą uważam za słuszną. Jednak lękam się, a wiem, że gdy słaby i wyzbyty odwagi stanę przed ludźmi, którzy oczekują, że ich poprowadzę, również w nich zachwieje się wiara. Doszedłem do kresu sił. Nic mi już nie zostało. Dotarłem do punktu, w którym sam już nie dam sobie rady”. I właśnie w tym momencie doświadczyłem Boskiej obecności w sposób, którego nigdy dotychczas nie zaznałem. Mógłbym przysiąc, że jakiś cichy wewnętrzny głos podpowiedział mi wtedy: „Walcz o prawość, walcz o prawdę, a wtedy Bóg na zawsze będzie u twego boku”. I niemal natychmiast z oczu popłynęły mi łzy, a cała niepewność zniknęła. Byłem gotów stawić czoła każdemu wyzwaniu25.

Jednak już trzy dni później, kiedy bomba eksplodowała na werandzie jego domu, nowo zdobyta determinacja Kinga wystawiona została ponownie na próbę. Zaraz po otrzymaniu informacji o ataku pastor przekazał wieści słuchaczom. Oznajmił, że musi natychmiast tam jechać, a wiernym nakazał spokojne rozejście się do domów. Na odchodnym dał im następujące przykazanie: „Nie ustawajmy w naszych wysiłkach, ufając, że działamy w słusznej sprawie, a jeszcze większą wiarę pokładając w tym, że w naszej walce wspiera nas sam Bóg”26. Jadąc do domu, King nadal nie był pewny, czy jego żona i córka żyją. Po przybyciu na miejsce zastał chaos — w okolicy wstrzymano ruch uliczny, jego dom otoczył kilkusetosobowy tłum czarnych Amerykanów, a ściągnięte siły policyjne starały się nie dopuścić do zamieszek. Nauczycielka języka angielskiego w Alabama State College i miejscowa działaczka społeczna Jo Ann Robinson wspominała, jak policja „bez powodzenia starała się odsunąć tłum od miejsca eksplozji. Zgromadzeni ludzie zachowywali złowrogie milczenie, atmosfera się zagęszczała. W pewnym momencie jeden z policjantów zawołał: »Ludzie, wracajcie do domów, nikomu nic się nie stało«. Nikt jednak nie ruszył się na krok; nikt się też nie odezwał. Złowieszcza cisza, w jakiej stali ci ludzie, nabrzmiała oskarżeniami i groźbą”27. Pewien czarnoskóry mężczyzna zagroził nawet, że zacznie strzelać. Zwracając się do policjanta, stwierdził: „Nigdzie się stąd nie ruszę. Wy, biali, zawsze nami pomiatacie; na tym właśnie polega problem. Masz rewolwer kalibru .38, ale ja też mam broń. Zmierzmy się”. Ponieważ część zgromadzonych mężczyzn i wyrostków uzbrojona była w noże i „tulipany” ze stłuczonych butelek, widmo zamieszek stawało się coraz bardziej realne. Nic zatem dziwnego, że burmistrz Montgomery W.A. Gayle oraz naczelnik policji Clyde Sellers, którzy zjawili się pod plebanią zaraz po wybuchu, byli „bladzi jak ściana”.

King wkroczył na zniszczoną przez wybuch werandę, wszedł do domu i ruszył w kierunku sypialni. Kiedy odnalazł tam żonę oraz córeczkę całe i zdrowe, poczuł przemożną ulgę28. Młody pastor wrócił na werandę i przemówił do zgromadzonych, apelując o zachowanie spokoju. Wspominał później, że „niemal momentalnie zapadła absolutna cisza”. Poinformował zebranych, że jego żona i córka nie ucierpiały w zamachu, po czym napomniał: „Wierzymy w prawo i porządek. Nie dajcie się ponieść panice… Nie sięgajcie po broń. Pamiętajcie słowo Boże: Kto mieczem wojuje, od miecza zginie. Nie pochwalamy przemocy. Prag­niemy darzyć naszych nieprzyjaciół miłością. To nie ja zainicjowałem trwający bojkot. Poprosiliście mnie, bym wystąpił w charakterze waszego rzecznika. Pragnę przy tej okazji zapowiedzieć wszem i wobec, że nawet jeśli ktoś mnie powstrzyma, całego ruchu powstrzymać już nie zdoła. Nawet jeśli ja przestanę działać, nasze dzieło nadal będzie realizowane. A to dlatego, że to, co robimy, jest słuszne, a Bóg jest z nami”. Odpowiedziało mu chóralne „Amen” oraz słowa „Bracie King, niechaj cię Bóg błogosławi”. Wiele lat później Coretta w następujący sposób opisała reakcję słuchaczy na nadzwyczajne wystąpienie jej męża: „Wielu ludzi płakało. Widziałam, że twarze mieli mokre od łez (…). Byli poruszeni, jakby opanowało ich jakieś religijne uniesienie”. Niewątpliwie ludzie ci byli wówczas świadkami niezwykłej przemowy, wygłoszonej w sytuacji nadzwyczajnego napięcia. Kiedy do tłumu zwrócił się następnie Clyde Sellers, odpowiedziało mu gniewne buczenie. Interweniować musiał znów King: „Pamiętajcie, o czym przed chwilą mówiłem. Wysłuchajcie, co ma do powiedzenia naczelnik policji”. Sellers zapewnił, że „rodzina Kingów może liczyć na policyjną ochronę”, a także potępił zamach. Po nim wystąpił burmistrz Gayle, który oświadczył, że „nie spocznie, dopóki nie odnajdzie i nie postawi przed sądem winnych dzisiejszego zajścia”. Wyznaczył też nagrodę w wysokości 500 dolarów za pomoc w ujęciu sprawców. King następnie polecił zgromadzonym, aby „rozeszli się do domów i poszli spokojnie spać”. „Idźcie do domu i o nic się nie martwcie. Bądźcie tak samo spokojni jak ja i moja rodzina. Nic nam się nie stało; pamiętajcie jednak, że nawet jeśli przydarzy mi się coś złego, inni zaraz zajmą moje miejsce”29. Robinson wspominał później, że kiedy tylko King skończył przemawiać, ludzie zaczęli się rozchodzić, „niczym woda, która cicho, spokojnie i posłusznie płynie w dół rzeki”. W pewnym momencie dał się słyszeć komentarz wypowiedziany przez jednego z białych policjantów: „Gdyby nie ten czarnuch, byłoby już po nas”30.

W 1956 roku Stany Zjednoczone były najpotężniejszym i najzamożniejszym krajem świata. Wskaźnik Produktu Krajowego Brutto zanotował wzrost na niespotykaną dotychczas skalę, co było efektem powojennego boomu gospodarczego napędzanego przez konsumeryzm, wydatki na zbrojenia oraz postępy w dziedzinie technologii (w latach 1950–1959 amerykańskie PKB wzrosło o 72 procent). W okresie tym wszyscy obywatele USA znajdowali zatrudnienie, a standard życia znacznie się podniósł. Amerykanie chętnie wydawali pieniądze na wypuszczane na rynek nowe produkty: samochody, lodówki, telewizory czy pralki. Dla milionów rodzin z klasy średniej nowym ideałem życia stał się domek na podmiejskim osiedlu, które jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać w całym kraju. Automatyzacja, wzrost wydajności produkcji, a także rozwój sektora usługowego sprawiły, że Stany stały się pierwszym państwem z modelem gospodarki postindustrialnej. W 1956 roku po raz pierwszy w historii liczbę pracowników fizycznych przewyższyła liczba pracowników umysłowych (w tym fachowców, członków kadry dyrektorskiej i personelu administracyjnego)31. Stany Zjednoczone odrzuciły też politykę izolacjonizmu lat 30., stając się tym samym pierwszym światowym supermocarstwem. Przy wsparciu potężnej armii (między innymi rozległej siatki baz wojskowych ulokowanych poza granicami kraju oraz pokaźnej floty samolotów mogących przenosić ładunki nuklearne) USA wystąpiły w roli strażnika demokracji na świecie i u zarania Zimnej Wojny stanęły na czele koalicji wolnych państw, które chciały odpowiedzieć na międzynarodowe zagrożenie ze strony komunizmu32. Za potęgą, bogactwem i przechwałkami Stany Zjednoczone skrywały jednak pewien mroczny sekret: miliony Amerykanów wiodły żywot obywateli drugiej kategorii, nie mogąc korzystać z darów gospodarczej prosperity ani obietnic składanych przez demokrację. Na południu kraju nadal istniał głęboko zakorzeniony system regulacji prawnych, tzw. Prawa Jima Crowa, który przyznawał wyższość białym mieszkańcom, skazując czarnoskórych mężczyzn, kobiety i dzieci na niezliczone drobne niesprawiedliwości i upokorzenia. Nigdzie w całych Stanach ludność czarnoskóra nie nienawidziła tych wszystkich codziennych zniewag bardziej niż właśnie w Montgomery w stanie Alabama.

Leżące w samym sercu żyznej krainy na terenie stanu Alabama, zwanej Czarnym Pasem, na brzegu rzeki Alabama, Montgomery stanowiło niegdyś tętniące życiem centrum handlu bawełną i niewolnikami. W czasie wojny secesyjnej to właśnie tutaj konfederaci ustanowili swoją pierwszą stolicę; 18 lutego 1861 roku na portyku okazałego gmachu zgromadzenia stanowego w Montgomery Jefferson Davis został zaprzysiężony na urząd prezydenta Konfederacji33. W połowie XX wieku budżet miasta bazował w znacznym stopniu na produkcji otaczających je rolniczych hrabstw (w których trudniono się przemysłem drzewnym, meblarskim i produkcją nawozów) oraz korzystał z sąsiedztwa dwóch baz lotniczych sił zbrojnych armii amerykańskiej34. Czarnoskórzy mieszkańcy Montgomery, podobnie jak ich ziomkowie na całym amerykańskim Południu, pozbawieni byli praw obywatelskich i poddawani upokarzającym praktykom segregacji rasowej. Mimo że według statystyk z 1955 r. Afroamerykanie stanowili ponad jedną trzecią liczącej 120 tysięcy mieszkańców populacji miasta, tworzyli zaledwie 8 procent elektoratu. Tysiącom potencjalnych czarnych wyborców głosowanie uniemożliwiały specjalne regulacje prawne (przykładowo, ważny głos mógł oddać wyłącznie wyborca posiadający majątek co najmniej o wartości 500 dolarów), wymóg piśmienności (wprowadzony bezprawnie przez białych urzędników), a także groźba sankcji ekonomicznych i zastraszanie35. Czarnoskórzy Amerykanie zamieszkujący Montgomery znajdowali się też w fatalnej sytuacji materialnej — średni roczny dochód w „czarnej” rodzinie, wynoszący około tysiąca dolarów, stanowił połowę średniej notowanej dla miasta; większość dorosłych czarnoskórych zaliczała się do grupy „pracujących biedaków”. Prawie wszyscy mężczyźni zatrudniali się w charakterze pracowników rolnych, a ponad połowa pracujących czarnoskórych kobiet znajdowała zatrudnienie jako pomoc domowa w domach zamożnych białych36.

Sztywny i rozbudowany system segregacji rasowej, wzmacniany przez prawo i uświęcony przez tradycję amerykańskiego Południa, oddziaływał na wszystkie sfery życia czarnych. Segregacja ze względu na rasę obowiązywała w szkołach, szpitalach, parkach miejskich, toaletach publicznych, hotelach, teatrach, restauracjach, pojazdach komunikacji publicznej, a nawet przy publicznych kranach z wodą pitną37. Co prawda w 1896 r. Sąd Najwyższy uchwalił zasadę separate but equal [„rozdzieleni, ale równi”], tym niemniej Prawa Jima Crowa wymierzone były przeciwko ludności czarnoskórej i służyły umocnieniu przewagi białych. Przeznaczone dla czarnych miejsca użyteczności publicznej, o ile w ogóle takowe istniały, nie dorównywały tym przeznaczonym dla białych, a Afroamerykanie byli regularnie poddawani szykanom. Pewna czarnoskóra kobieta, która wychowywała się w Montgomery w latach 40. i 50., wspominała, że kiedy miała usuwane migdałki, oddział dla czarnych pacjentów przy szpitalu św. Małgorzaty mieścił się w niewielkiej przybudówce na tyłach głównego gmachu. Przychodząc na wizyty kontrolne po zabiegu, odkryła, że poczekalnię dla „kolorowych” zorganizowano w pomieszczeniu służącym równocześnie jako pawlacz dla woźnego38.

System segregacji rasowej w autobusach jeżdżących po Montgomery był rażąco niesprawiedliwy. Firma przewozowa, Montgomery City Lines, zadbała, aby pierwszych dziesięć foteli w jej pojazdach przeznaczone było tylko dla białych pasażerów, natomiast dziesięć ostatnich (usytuowanych bezpośrednio nad silnikiem) dla Afroamerykanów. Szesnaście pozostałych miejsc, znajdujących się pomiędzy tymi sektorami, rozdysponowywano zgodnie z aktualnymi potrzebami danego kursu. W sytuacji gdy brakowało miejsc w sekcji dla białych, kierowca mógł nakazać czarnoskórym pasażerom zajmującym te fotele, a nawet cały rząd, zwolnienie ich, tak by mógł usiąść tam biały. Oznaczało to, że niekiedy czterech czarnoskórych musiało stać tylko po to, aby siedzieć mógł jeden biały pasażer. Co więcej, „biała sekcja” z przodu autobusu była całkowicie niedostępna dla czarnych — to znaczy, nie mieli prawa usiąść tam, nawet jeśli pozostała cześć autobusu była wypełniona pasażerami, a w sekcji dla białych nie siedział nikt. Nie wolno im było nawet przechodzić obok miejsc dla białych. Po uiszczeniu opłaty u kierowcy z przodu pojazdu czarni pasażerowie, nierzadko objuczeni ciężkimi torbami z zakupami, musieli, nie zważając na pogodę, wysiąść, przejść na tył i skorzystać z tylnych drzwi. Nierzadko bardziej złośliwi kierowcy potrafili w takiej chwili odjechać z przystanku, zanim czarnoskórzy pasażerowie zdążyli ponownie wsiąść do pojazdu39. Zdaniem Jo Ann Robinson „tysiące razy Murzyni zmuszeni byli spędzać podróż na stojąco, tuż obok foteli »zarezerwowanych« dla białych. W wielu takich sytuacjach w pojeździe nie znajdował się ani jeden biały. (…) A mimo to trzydziestu albo czterdziestu pasażerów czarnych przez całą drogę musiało tłoczyć się w przejściu między fotelami: kobiety i mężczyźni, starzy i młodzi, matki z dziećmi na rękach oraz kobiety z wielkimi tobołami, które na zakrętach zataczały się i upadały na te puste fotele (…)”40. Biali kierowcy autobusów do czarnych pasażerów zwracali się w sposób niegrzeczny i obraźliwy. Jak wspominała pewna czarnoskóra kobieta, czarnych traktowano „skrajnie źle. Tak, jakbyśmy nie byli ludźmi, tylko zwierzętami”41.

Po drugiej wojnie światowej sytuacja Afroamerykanów zamieszkujących Montgomery uległa nieznacznej poprawie: mieli łatwiejszy dostęp do szkół; działalność rozpoczął przeznaczony wyłącznie dla nich szpital i biblioteka; podwoiła się (choć nadal pozostała nieznaczna) liczba czarnych wyborców, a dzięki kampanii będącej wspólnym dziełem największych miejskich organizacji zrzeszających ludność czarnoskórą dopuszczono kilku Afroamerykanów do służby w policji (zostali włączeni do jednostki, która wsławiła się aktami przemocy i gwałtu wobec czarnych obywateli)42. Znienawidzony system segregacji rasowej w środkach komunikacji miejskiej nadal jednak pozostał nienaruszony. W październiku 1952 roku przywódcy czarnej społeczności wystąpili z propozycją, aby władze miejskie wykorzystały system wprowadzony w Mobile, mieście leżącym około 250 kilometrów na południowy zachód od Montgomery. Czarni pasażerowie autobusów miejskich w Mobile sadzani byli z tyłu, biali z przodu, a linię podziału między dwoma sektorami wyznaczała każdorazowo liczba pasażerów podróżujących w danym kursie43. W 1953 oraz na początku 1954 roku doszło do serii spotkań między radą miejską Montgomery a przedstawicielkami Women’s Political Council [Polityczna Rada Kobiet, w skrócie WPC] — obywatelskiej organizacji zrzeszającej klasę średnią i cieszącej się coraz większą popularnością ze względu na upominanie się o prawa czarnych. Przy wsparciu innych organizacji zrzeszających ludność czarnoskórą WPC domagało się uelastycznienia systemu segregacji rasowej44. Działaczki przedstawiły podczas posiedzeń rady miejskiej skargi na złe traktowanie czarnych pasażerów oraz zwróciły uwagę na fakt, że w dzielnicach zamieszkanych przez ludność afroamerykańską autobusy zatrzymują się rzadziej. Władze miejskie zobowiązały się do utworzenia większej liczby przystanków w tych dzielnicach; ponadto po ingerencji burmistrza poprawiło się też, choć tylko na pewien czas, zachowanie kierowców. Nie wywalczono natomiast żadnych ustępstw w kwestii podziału miejsc siedzących między pasażerów dwu ras45.

21 maja 1954 roku, cztery dni po historycznej decyzji Sądu Najwyższego w sprawie Brown vs Wydział Edukacji w Topeka, w stanie Kansas, iż segregacja rasowa w szkołach jest „ze swej natury niekonstytucyjna”, Robinson w imieniu WPC wystosowała pismo do burmistrza Gayle’a, w którym powtórzyły się żądania o bardziej elastyczne zasady rozdziału miejsc w autobusach; domagano się też umożliwienia czarnym pasażerom wsiadania do pojazdu przednimi drzwiami. Robinson zwracała w swym liście uwagę, że Afroamerykanie stanowią trzy czwarte ogólnej liczby pasażerów miejskiej komunikacji i tym samym są grupą kluczową dla opłacalnej działalności firmy przewozowej. Zauważyła przy tym, że „coraz więcej naszych ludzi, aby nie narażać się na zniewagi i upokorzenia ze strony kierowców autobusów miejskich, umawia się z sąsiadami i znajomymi, którzy podwożą ich samochodami”. Wprawdzie Robinson zapewniała burmistrza, że jej priorytetem nadal jest poszukiwanie „w sposób spokojny i wyważony” rozwiązania „na dających się zaakceptować warunkach”, jednak równocześnie zawarła w swym piśmie ostrzeżenie, że „przygotowywane są plany stopniowego, lub nawet całkowitego, ograniczenia korzystania z komunikacji miejskiej”46.

Włączenie w skład rady miasta Clyde’a Sellersa wiosną 1955 roku pogrzebało nadzieje Robinson na postęp w rokowaniach. Sellers, przedsiębiorca i były naczelnik Stanowej Policji Drogowej, uznał, że może pokonać swego rywala, wybranego na urząd przed dwoma laty i skłaniającego się ku umiarkowanym rozwiązaniom w rokowaniach z czarnymi. Zwycięstwo miało zapewnić Sellersowi odwołanie się do rasowych uprzedzeń żywionych przez białych47. Przeciwstawiając się dalszym ustępstwom na rzecz Afroamerykanów, wszelkie dyskusje o modyfikacji systemu segregacyjnego uznał za niezgodne z prawem. Jak oświadczył: „Nie wyrzeknę się moich zasad (…) ani nie pogwałcę praw, które należą mi się od urodzenia jako człowiekowi Południa. (…) Nie dam się zastraszyć paru czarnym wyborcom”48. Strategia taka okazała się strzałem w dziesiątkę, a Sellers odniósł wielkie zwycięstwo w wyborach49.

Wygrana Sellersa zbiegła się w czasie z kolejnym kontrowersyjnym wypadkiem związanym z komunikacją miejską w Montgomery. 2 marca policja aresztowała piętnastoletnią uczennicę liceum Booker T. Washingtona i członkinię National Association of the Advancement of Colored People [Krajowe Stowarzyszenie Postępu Ludzi Kolorowych, w skrócie NAACP], Claudette Colvin, która odmówiła ustąpienia miejsca w autobusie50. Colvin wspominała później, że w rozmowie z kierowcą stwierdziła, iż „nie jest w żaden sposób gorsza od białego pasażera i że nie zamierza zwolnić miejsca”51. Nawet po przyjeździe policji Colvin nadal nie chciała wstać z fotela, ostatecznie została siłą wywleczona z autobusu, a podczas interwencji kopała i próbowała podrapać policjantów52. Kiedy wiadomość o uwięzieniu Colvin dotarła do Robinson i E.D. Nixona (organizatora murzyńskiego związku zawodowego oraz czarnoskórego działacza), zaczęto się zastanawiać, czy wykorzystać tę sprawę jako pretekst do podważenia na drodze sądowej segregacji rasowej w autobusach. Ostatecznie pomysł ten zarzucono, kiedy Colvin została pomówiona o stawianie oporu przy zatrzymaniu i gdy po jakimś czasie wyszło na jaw, że była w zaawansowanej ciąży53. 18 marca zapadł wyrok skazujący w sprawie Colvin, który doprowadził do spontanicznych protestów — przez kilka dni wielu Afroamerykanów unikało korzystania z komunikacji miejskiej54.

W czwartek 1 grudnia 1955 roku około godziny siedemnastej trzydzieści czarna kobieta w średnim wieku wyszła z domu towarowego Montgomery Fair, w którym pracowała jako młodsza krawcowa. Zajrzała do drogerii, gdzie kupiła aspirynę, pastę do zębów i kilka drobnych upominków świątecznych, po czym z zakupami wsiadła do autobusu, który miał zawieźć ją do domu. Rosa Parks zajęła jedno z wolnych miejsc tuż za granicą oddzielającą sektor czarnych od sektora białych. Po kilku przystankach kierowca zorientował się, że w przejściu stoi już spora grupka białych pasażerów. Zażądał wówczas, aby czarni zwolnili zajmowane miejsca. Jak wspominała Parks, „żaden z nas się nie ruszył”. Kierowca zawołał w końcu: „Jeśli nie chcecie ściągnąć sobie na głowę kłopotów, lepiej zwolnijcie natychmiast te fotele!”, a wtedy czarny mężczyzna siedzący obok Parks, a także dwie czarnoskóre kobiety siedzące naprzeciw, wstali. Parks nie ruszyła się jednak ze swojego miejsca. Zapytana, czy zamierza zwolnić fotel, odparła: „Nie, nie zamierzam”. Kierowca zagroził, że zaraz wezwie policję, jednak Parks nie zmieniła zdania. Po kilku minutach do pojazdu weszło dwóch funkcjonariuszy. Parks została aresztowana i zaprowadzona na komendę, a tam spisano jej dane i wtrącono do celi55.

Rosa Parks przyszła na świat w 1913 roku w Tuskegee, w rodzinie cieśli i nauczycielki. Wychowywała się na farmie dzierżawionej przez dziadków, położonej na południe od Montgomery. W 1924 roku przeprowadziła się do miasta i zamieszkała z kuzynostwem, dzięki czemu mogła rozpocząć naukę w Technikum dla Murzyńskich Dziewcząt w Montgomery (zwanym „Szkołą Panny White” od imienia jego założycielki). Rosa opanowała w szkole sztukę stenografii, maszynopisanie i szycie, a przy okazji wzbudziła w sobie poczucie rasowej dumy i przeświadczenie o własnej wartości. Po ukończeniu nauki w „Szkole Panny White” kontynuowała edukację w liceum działającym przy Alabama State College, które ukończyła w 1933 roku (po przerwie w nauce spowodowanej problemami zdrowotnymi jej matki). Rok wcześniej poślubiła dziesięć lat starszego od siebie fryzjera, Raymonda Parksa. W momencie aresztowania Rosa Parks była czterdziestodwuletnią kobietą i czołową aktywistką ruchu murzyńskiego w Montgomery. W 1943 roku przystąpiła do lokalnego oddziału NAACP i została jego sekretarzem, a rok później poprowadziła kampanię nawołującą do przeprowadzenia śledztwa w sprawie zbiorowego gwałtu, jakiego na młodej czarnoskórej kobiecie dopuściło się sześciu białych mężczyzn56. W 1948 roku została wybrana na sekretarza ogólnokrajowej konferencji, a cztery lata później objęła funkcję dorosłego doradcy przy radzie młodzieży NAACP. Za sprawą swej działalności na rzecz praw obywatelskich Rosa Parks poznała kluczowe postaci tego ruchu, m.in. E.D. Nixona, Ellę J. Baker, koordynującą działania poszczególnych ośrodków NAACP, Roberta L. Cartera, jednego z najlepszych prawników działających w Stowarzyszeniu, a także dwoje białych działaczy o postępowych poglądach — Clifforda i Virgnię Durr — zamieszkałych w Montgomery zwolenników Franklina Roosevelta57. I to właśnie państwo Durr, z którymi Rosa bardzo się zaprzyjaźniła, nakłonili ją do wzięcia udziału w warsztatach zapoznawczych ludzi różnych ras, organizowanych w sierpniu 1955 roku w Highlander Folk School w Montegale, w stanie Tennessee. Na Rosie, która czynnie angażowała się w rozwój demokratycznego dialogu międzyrasowego oraz inicjatywy oddolne, doświadczenie to zrobiło wielkie wrażenie. W rozmowie z dyrektorem szkoły, Mylesem Hortonem, przyznała: „pierwszy raz w dorosłym życiu zrozumiałam, że możemy wszyscy tworzyć zjednoczone społeczeństwo; zobaczyłam, że możliwe jest zgromadzenie na warsztatach ludzi różnych ras i wywodzących się z różnych środowisk, którzy są w stanie spotykać się ze sobą pokojowo i żyć w harmonii”. Nadal wprawdzie nie miała złudzeń co do możliwości poprawy sytuacji w Montgomery, gdyż uważała lokalną czarną społeczność za „nieśmiałą” i niezdolną do „zjednoczenia”, jednak uczestnictwo w warsztatach dało jej „siłę, by wytrwać w walce o wolność”58.

Parks, podobnie jak wielu jej sąsiadów, odczuwała głęboko zakorzenioną niechęć do systemu segregacji rasowej w autobusach Montgomery City Lines. Wspominała, że „konieczność zajmowania miejsc w specjalnie wydzielonej sekcji pojazdu ze względu na kolor skóry była upokarzająca, jednak w moim odczuciu prawdziwie nieludzkim zachowaniem wykazywał się kierowca, który zmuszał czarnego do stania po to, by usiąść mógł biały pasażer”59. Na przestrzeni lat Parks wdała się w kilka awantur z kierowcami; zimą 1943 roku została nawet wyrzucona z pojazdu przez Freda Blake’a — był to ten sam kierowca, który po wielu latach, 1 grudnia 1955 roku, nakazał jej zwolnić miejsce białemu60.

Rosa Parks nie planowała żadnej akcji protestacyjnej w ten chłodny, mroczny wieczór. Była zmęczona, po pracy i czuła się niezbyt dobrze, i właśnie dlatego, jak potem tłumaczyła, „postanowiła, że po prostu nie wstanie z fotela”. Przede wszystkim jednak kierowało nią poczucie niesprawiedliwości. W wywiadzie udzielonym w kwietniu 1956 roku stwierdziła: „byłam u kresu swoich możliwości…”61.

Bunt Rosy dał przywódcom miejskich organizacji walczących o prawa czarnych sposobność do ogłoszenia od dawna planowanego bojkotu autobusów. Kiedy tylko wieści o aresztowaniu Parks dotarły do E.D. Nixona, ten skontaktował się z komendą policji, gdzie powiedziano mu, że to nie jego sprawa. Zwrócił się wówczas do Clifforda Durra, który jako zawodowy adwokat wiedział, jak ustalić szczegóły związane z jej zatrzymaniem. Następnie Nixon, w towarzystwie Clifforda i jego żony Virginii, udali się do aresztu, aby wpłacić kaucję w wysokości 100 dolarów umożliwiającą zwolnienie Parks. Po drodze omawiali możliwość wykorzystania tej sprawy do nagłośnienia kwestii segregacji rasowej w autobusach. Pewność siebie, opanowanie i wysoka pozycja w lokalnej społeczności czyniły z Rosy idealną kandydatkę. Po załatwieniu formalności w areszcie Rosa została zwolniona, następnie cała grupa udała się do jej domu i tam, przy kawie, wrócono do omawiania tego tematu. Z początku Parks podchodziła do pomysłu z rezerwą, natomiast jej mąż obawiał się zemsty ze strony białych. Ostatecznie jednak Rosa wyraziła zgodę: „Jeżeli uważacie, że tak należy postąpić, zrobię, co powiecie”62. Tymczasem najbardziej znany czarnoskóry prawnik w Montgomery, Fred Gray, skontaktował się z Jo Ann Robinson, żeby rozważyć przeprowadzenie w poniedziałek, 5 grudnia, bojkotu autobusów. Datę bojkotu wyznaczono na dzień, w którym miał odbyć się proces Rosy Parks. Po naradach uzgodniono, że Robinson zadba o nagłośnienie planowanego protestu, natomiast Nixon zwoła posiedzenie przywódców czarnej społeczności Montgomery63.

Tej nocy Robinson nie mogła zmrużyć oka. Zamiast spać, przygotowała tekst ulotki i zdołała nakłonić znajomego pracującego w Alabama State College, żeby wpuścił ją w nocy do sali, w której znajdował się powielacz. Tam, razem z dwojgiem swoich najbardziej zaufanych studentów, do czwartej nad ranem odbiła kilkadziesiąt tysięcy ulotek. Można było się z nich dowiedzieć, że „kolejna Murzynka została zatrzymana przez policję i wtrącona do więzienia tylko dlatego, że odmówiła ustąpienia miejsca białemu w autobusie”. Dalej przestrzegano, że „jeśli czegoś nie zrobimy, żeby powstrzymać te aresztowania, nie będzie temu końca. Następny możesz być ty albo twoja córka lub matka”. Ulotki wzywały na koniec, aby w poniedziałek powstrzymać się przed korzystaniem z autobusów miejskich64.

Kiedy ulotki były już wydrukowane, Robinson wraz ze swoimi studentami przez kilka godzin przygotowywała plan dystrybucji. Po przeprowadzeniu lekcji o godzinie 8 rano, zadzwoniła do ponad dwudziestu osób, które miały zająć się rozrzuceniem ulotek. Przedstawiła im plan i zwerbowała ochotników. W ciągu następnych kilku godzin dziesiątki tysięcy ulotek trafiły do szkół i zakładów prowadzonych przez czarnych (m.in. salonów piękności, salonów fryzjerskich i sklepów). Robinson wspominała później, że „do godziny czternastej praktycznie każdy czarny mężczyzna, kobieta i dziecko w Montgomery wiedzieli już o szykowanej akcji i przekazywali wiadomość dalej”65.

Tymczasem Nixon zwołał naradę około siedemdziesięciu najbardziej wpływowych czarnych kaznodziejów w podziemiach kościoła baptystów przy Dexter Avenue. Jednak spotkanie nie udało się. O objęcie przewodnictwa nad obradami poproszono wielebnego L. Roya Bennetta, którego długa i monotonna przemowa do tego stopnia zniechęciła zebranych, że zaczęli wychodzić ze spotkania. W końcu dwudziestodziewięcioletni pastor z First Baptist Church nakłonił Bennetta, by zwolnił mównicę i dopuś­cił do otwartej dyskusji. Część zgromadzonych do pomysłu bojkotu podchodziła nieufnie, jednak ostatecznie oficjalnie zatwierdzono jego projekt. Postanowiono również, że wieczorem 5 grudnia odbędzie się spotkanie po mszy świętej, na którym omówione zostanie ewentualne przedłużenie protestu66. Na koniec Martin Luther King oraz Abernathy przygotowali tekst nowych ulotek dotyczących bojkotu i planowanego spotkania po mszy:

W poniedziałek, 5 grudnia, jadąc do pracy, do miasta, do szkoły ani w żadne inne miejsce, nie wsiadajcie do autobusów.

Zatrzymano i wtrącono do więzienia następną Murzynkę, która nie ustąpiła miejsca w autobusie.

Dlatego w poniedziałek nie wsiadajcie do autobusów, żeby dostać się do pracy, do miasta, do szkoły czy dokądkolwiek. Jeśli musicie dojechać do pracy, weźcie taksówkę, zabierzcie się ze znajomymi samochodem albo udajcie się tam pieszo.

W poniedziałek o godzinie 19 po dalsze instrukcje przyjdźcie na mszę św. do kościoła baptystów przy Holt Street67.

Przez weekend rozdano tysiące ulotek, komitet organizacyjny bojkotu zdołał też nakłonić „czarne” miejskie firmy taksówkarskie, aby w poniedziałek pobierały od klientów opłatę równą wartości biletu autobusowego, to znaczy tylko dziesięć centów68. W sobotę wieczorem King wraz z innymi pastorami, szukając poparcia, przeszli się po okolicznych barach i klubach nocnych, a rankiem nazajutrz w kościołach dla Afroamerykanów w kazaniach pastorzy nakłaniali swych wiernych do uczestnictwa w bojkocie, a także wieczornej mszy poniedziałkowej69.

W rozpowszechnianie informacji o planowanym proteście zaangażowała się też biała prasa. W piątek, 2 grudnia, doszło do potajemnego spotkania Nixona z dziennikarzem „Montgomery Advertiser” Joe Azbellem. „Z wyglądu był to chudzielec o patykowatych ramionach, urodzony w Vernon, w stanie Teksas (…), przypominał typowego twardego reportera, jakich rysunki widywało się na okładkach tanich powieści sensacyjnych w latach 50.”. Zanim w 1948 roku dołączył do redakcji „Montgomery Advertiser”, Azbell nabywał dziennikarskiego doświadczenia w miejscowej gazecie w Vernon70. Nixon poinformował go o planowanym bojkocie i mszy, a także zapowiedział, że poniedziałek 5 grudnia przejdzie do historii71. W niedzielę, 4 grudnia, na pierwszej stronie „Montgomery Advertiser” ukazał się artykuł, w którym Azbell donosił, iż na poniedziałkowy wieczór planowane jest „nadzwyczaj tajne” spotkanie, na którym omawiana będzie „odwetowa akcja ekonomiczna” wymierzona w segregację rasową w autobusach. Dziennikarz stwierdzał w swoim tekście, że „w murzyńskich dzielnicach rozrzucono tysiące ulotek wzywających czarnych mieszkańców, by powstrzymali się w poniedziałek od korzystania z autobusów miejskich”72. Sprawą szybko zainteresowały się lokalne stacje telewizyjne i radiowe serwisy informacyjne, a w rezultacie doniesienia o szykowanej akcji dotarły do czarnych mieszkańców, którzy dotychczas o niej nie słyszeli. Do sprawy odniosły się także władze miejskie: naczelnik policji Clyde Sellers na antenie radiowej zapowiedział, że policja zapewni bezpieczeństwo czarnym pasażerom, którym zagrażać miały „bandy zbirów” zwoływane rzekomo w celu wymuszenia na obywatelach uczestnictwa w bojkocie73.

W niedzielę wieczorem Martin Luther King omawiał z żoną szanse powodzenia akcji. Doniesienia o planowanym proteście przeniknęły wprawdzie do wszystkich zakątków miasta, a pastorzy zobowiązali się pomóc, jednak King „i tak martwił się, czy mieszkańcy wykażą się odwagą wystarczającą do przeprowadzenia protestu”. Kiedy zasypiał tej nocy, przepełniała go „dziwna mieszanina nadziei i niepokoju”74. Nazajutrz, o pół do szóstej, państwo King byli już ubrani i przygotowani do obserwowania porannych autobusów. W trzech pierwszych pojazdach mijających plebanię, które zazwyczaj wyładowane były czarnoskórymi miejscowymi, nie dostrzegli ani jednego Afroamerykanina. King wskoczył do samochodu i objechał całe miasto, przyglądając się badawczo wszystkim mijanym autobusom. W ciągu kilku następnych godzin, w okresie największego porannego ruchu drogowego, wypatrzył „najwyżej ośmiu murzyńskich pasażerów autobusów. Przepełniała mnie już wtedy radość”75. W całym mieście sytuacja była taka sama. Robinson wspominała potem, że „przez cały dzień po ulicach krążyły puste autobusy, za którymi jeździli policjanci”, i to zapewne ich widok odstraszał ewentualnych czarnych pasażerów, którzy wahali się, czy może jednak skorzystać z autobusów. Ogółem protest spotkał się z poparciem 90 procent czarnych pasażerów76. W geście poparcia dla Rosy Parks kilkusetosobowy tłum Afroamerykanów, wśród których byli też King i Abernathy, zebrał się rankiem tego samego dnia w sali sądowej, w której miała się odbyć jej rozprawa. Sąd uznał Rosę winną zarzucanych czynów i skazał na karę pieniężną w wysokości 10 dolarów. Reprezentujący ją obrońca Fred Gray natychmiast zapowiedział apelację77.

Nadzwyczajne masowe poparcie udzielone Parks przez czarną społeczność utwierdziło wielu jej przywódców w przekonaniu, że protest należy kontynuować do chwili, aż władze miejskie pójdą na znaczące ustępstwa. Na spotkaniu, na którym planowano omówić szczegóły zapowiadanego na godzinę dziewiętnastą zgromadzenia w kościele baptystów przy Holt Street, uzgodniono powołanie nowej organizacji — Montgomery Improvement Association [Stowarzyszenie na rzecz Ulepszeń w Montgomery, w skrócie MIA]. Miało się ono zająć opracowaniem szczegółowego planu, który umożliwiłby przedłużenie bojkotu. Kiedy zaczęto się zastanawiać, kto obejmie przewodnictwo nad nowo utworzonym stowarzyszeniem, Rufus Lewis — weteran drugiej wojny światowej i trener drużyny futbolu amerykańskiego Alabama State College — natychmiast zgłosił kandydaturę Martina Luthera Kinga, który był proboszczem w jego parafii. Lewisem kierowała po części chęć zablokowania kandydatury rywala Kinga, E.D. Nixona, ale równocześnie rozumiał on, że King jako ucieleśnienie ideału czarnoskórego szanowanego przedstawiciela klasy średniej — dobrze wykształconego, elokwentnego, a przy tym pełniącego obowiązki pastora — ma szanse zdobyć poparcie również bardziej umiarkowanej grupy Afroamerykanów. Jako że King działał tu od niedawna (na Dexter Avenue wprowadził się 1 września 1954 roku), nie dał się jeszcze wciągnąć we frakcyjne gierki i personalne walki, które nękały przywódcze kręgi czarnych organizacji w Montgomery. Kandydaturę Kinga poparto jednogłośnie i został on mianowany przewodniczącym MIA. Po chwili namysłu King stwierdził ostrożnie: „Jeżeli uważacie, że będę pomocny, obejmę tę funkcję”. Wspominał później: „Wszystko potoczyło się tak szybko, że nie miałem nawet okazji porządnie przemyśleć swojej decyzji. Możliwe, że gdybym lepiej się zastanowił, odrzuciłbym tę propozycję”. Kilka tygodni wcześniej zrzekł się kandydowania na urząd przewodniczącego miejscowego oddziału NAACP, tłumacząc swoją decyzję chęcią skupienia się na pracy pastora w kościele przy Dexter Avenue oraz obowiązkach rodzicielskich. Następnie wybrano pozostałych członków zarządu MIA i zatwierdzono plan wieczornego zgromadzenia. Postanowiono też, że decyzja o ewentualnym przedłużeniu bojkotu zostanie poddana pod powszechne głosowanie. Mowę programową podczas zgromadzenia wygłosić miał King78.

Po naradzie King pojechał do domu, gdzie poinformował zaskoczoną Corettę o objęciu nowej funkcji, po czym udał się do swojego gabinetu. Zazwyczaj napisanie kazania na cotygodniową mszę zajmowało mu około piętnastu godzin. Teraz przygotować się musiał do swojego pierwszego ważnego publicznego wystąpienia, a do dyspozycji miał niespełna dwadzieścia pięć minut. Czując się przytłoczony tym zadaniem, King zaczął się modlić. Modlitwa przyniosła efekt — uspokojony, zaczął szkicować plan przemowy, jednak wkrótce uświadomił sobie kolejny dylemat: w jaki sposób pobudzić ludzi do działania, a równocześnie dopilnować, aby ich czyny nie wykraczały poza dające się zaakceptować ramy ani nie zaprzeczały zasadom chrześcijańskim. Gdy wychodził z domu, udając się do kościoła, w głowie miał zaledwie ogólny zarys swojego wystąpienia79. Po przybyciu na miejsce od razu zorientował się, że na ich apele odpowiedziała cała czarna społeczność Montgomery — w okolicach kościoła, wzdłuż całej ulicy po obu jej stronach jak okiem sięgnąć zaparkowane były samochody przybyłych wiernych80. W reportażu dla „Montgomery Advertiser” Joe Azbell wspominał: „(…) kiedy szedłem Cleveland Avenue w kierunku kościoła baptystów przy Holt Street (…), widziałem, jak Murzyni wielkimi grupami, karnie niczym w wojsku, ustawiają się w równym rzędzie na chodniku”81. Na długo przed zapowiadanym na godzinę dziewiętnastą rozpoczęciem zgromadzenia kościół był pełen ludzi, a wokół gmachu zebrały się tysiące zwolenników bojkotu. Rozstawiono głośniki, tak by ci stojący na zewnątrz mogli słyszeć, co dzieje się w środku. Ściągnięte na miejsce siły policyjne starały się nie dopuścić do wybuchu zamieszek82. Przedarcie się przez tłum do świątyni zabrało Kingowi 15 minut, a zgromadzenie rozpoczęło się z półgodzinnym opóźnieniem. Jak wspominał King, było jasne, że „odwołanie protestu nie wchodzi już w grę. Entuzjazm tysięcy zgromadzonych zmiótł wszystkie nasze wątpliwości niczym potężna fala przypływu”83.

Po krótkim wprowadzeniu odśpiewano głośno pieśń Naprzód, żołnierze Chrystusa84. King wspominał, że „tłumy zgromadzonych powstały, żeby odśpiewać pieśń, a chóralny śpiew tych wewnątrz świątyni został zagłuszony przez ryk tysięcy gardeł ludzi stojących na zewnątrz; śpiew był potężny niczym echo muzyki samych niebios”85. Po modłach i odczytaniu fragmentu z Ewangelii na mównicę wyszedł King. Nie pomagając sobie żadnymi notatkami, rozpoczął swą przemowę od zwrócenia uwagi, że zebrali się tu wszyscy „w bardzo doniosłej sprawie”: „Przede wszystkim jesteśmy obywatelami amerykańskimi i chcemy w pełni skorzystać z przysługujących nam z tej racji praw”. King świadomy był szerszego kontekstu międzynarodowego, w jakim odbywał się ów protest — trwała zimna wojna, w której USA objęły rolę przywódcy „wolnego świata” w walce z tyranią komunistów. Za wszelką cenę należało zatem uniknąć posądzeń o to, że bojkot organizowany jest z inspiracji komunistycznej. Dlatego King oznajmił wprost, że zebrali się „tutaj kierowani miłością do demokracji i głęboko zakorzenioną wiarą, że demokracja nie na papierze, lecz wcielana w życie, jest najwspanialszą formą ziemskich rządów”. Następnie, pokrótce przedstawiwszy długotrwałe problemy z komunikacją miejską i nazwawszy Rosę Parks jednym z najświetniejszych mieszkańców Montgomery, „wspaniałą chrześcijanką wielkiej uczciwości i charakteru”, King oświadczył:

Nadchodzi taki czas, kiedy ludzie mają dość życia w ucisku. Nadchodzi moment, moi przyjaciele, gdy ludzie mają dość bycia spychanymi w otchłań upokorzenia. (…) Nadchodzi taka chwila, kiedy ludzie nie chcą już godzić się, aby pozbawiano ich miejsca w ciepłych promieniach lipcowego słońca i kazano stać na przenikliwym chłodzie najsroższej zimy.

W swoim wystąpieniu wielokrotnie podkreślał, że ich ruch ma charakter pokojowy i że odżegnują się od wszelkich form przemocy: „Pragnę, by w całym Montgomery i w całym narodzie wszyscy zrozumieli, iż (…) wierzymy w nauczanie Jezusa, a jedyną naszą bronią jest broń pokojowego protestu”. Było to niezwykłe przemówienie, przerywane tylko przez entuzjastyczne okrzyki słuchaczy: „Tak jest!”, „Właśnie tak!”, „Ucz nas!” oraz zrywające się co chwila burzliwe oklaski86. Jak wspominał jeden ze świadków, „wielebny King modlił się tamtego wieczoru z tak wielką żarliwością, (…) że trzeba było powstrzymywać wiernych, którzy sami się do niego garnęli”87.

Po owacji na stojąco dla Rosy Parks głos zabrał Abernathy, który przedstawił słuchaczom uchwały zarządu ruchu. Wzywały one „wszystkich mieszkańców Montgomery do powstrzymania się od korzystania” z autobusów „do momentu osiągnięcia porozumienia” między MIA a firmą autobusową. Azbell pisał w swoim sprawozdaniu, że po odczytaniu tego apelu wszyscy słuchacze wstali z ławek, udzielając jednogłośnego poparcia rezolucji. Równocześnie dały się słyszeć „radosne okrzyki. Wielu wiernych oświadczyło, że nigdy więcej ich noga nie postanie w żadnym autobusie miejskim”. Swoje sprawozdanie Azbell zakończył stwierdzeniem, że zgromadzenie dowiodło „bez cienia wątpliwości, iż Murzyni zdolni są do zachowania dyscypliny, w którą powątpiewało dotychczas wielu białych. Dyscyplina ta miała niemal wojskowy charakter, choć równocześnie zgromadzeni przejawiali wielkie emocje”88.

Podniesieni na duchu powodzeniem jednodniowego bojkotu oraz scenami, jakie rozegrały się podczas wieczornego zgromadzenia w kościele, przywódcy MIA postanowili iść za ciosem. W piśmie przesłanym do rady miejskiej oraz władz firmy autobusowej przedstawili trzy główne żądania:

Uprzejme traktowanie przez kierowców.

Wprowadzenie zasady, że pasażerowie murzyńscy zajmują kolejno miejsca w rzędach od tyłu ku przodowi pojazdu, natomiast biali pasażerowie od przodu ku tyłowi, przy czym tym, którzy wsiądą pierwsi, przysługuje prawo zajęcia miejsca; równocześnie zniesienie rezerwacji miejsc ze względu na rasę.

Zatrudnienie Murzynów w charakterze kierowców tych autobusów, które jeżdżą po dzielnicach zamieszkanych głównie przez ludność murzyńską89.

Po spotkaniu w czwartek, 8 grudnia, między przywódcami MIA, władzami miasta a przedstawicielami firmy przewozowej reprezentanci czarnej społeczności przekonani byli, że w ciągu kilku dni osiągnięte zostanie zadowalające porozumienie90. Ich optymizm był jednak przedwczesny — władze wprawdzie przystały na warunek dotyczący bardziej uprzejmego traktowania czarnoskórych pasażerów przez kierowców, jednakże nie godziły się na ustępstwa w istotniejszych kwestiach. Najbardziej nieprzejednaną postawę zajmował prawnik reprezentujący Montgomery City Lines, który wprost oznajmił, że czarni kierowcy nie znajdą zatrudnienia w jego firmie. Dowodził też z wielkim przekonaniem, że wszelkie zmiany dotyczące systemu podziału miejsc w autobusach miejskich stanowiłyby pogwałcenie prawa stanowego91. W swojej przemowie zawarł też wiele mówiące ostrzeżenie: „Jeśli przystaniemy na żądania tych Murzynów, zaczną się chlubić tym, że odnieśli zwycięstwo nad białymi; a na to nie może być naszej zgody”92. Czterogodzinne rozmowy nie przyniosły rozwiązania; równie zniechęcające okazały się późniejsze spotkania93.

W święta Bożego Narodzenia 1955 roku sfrustrowane władze MIA wykupiły zajmujące pół strony ogłoszenia w niedzielnych wydaniach „Montgomery Advertiser” oraz „Alabama Journal”, w których podawały do publicznej wiadomości swoje skargi, prezentowały swoje propozycje, a także zapewniały czytelników, że ich ruch odżegnuje się od przemocy i ma charakter demokratyczny94. Przywódcy MIA podkreślali w nim, że nie dążą do wyrugowania segregacji: „Nasza propozycja nie oznacza, że przedstawiciele obu ras mieliby zasiadać na tych samych miejscach”95. Kilka dni później Roy Wilkins, sekretarz wykonawczy NAACP, w prywatnym liście stwierdził, iż Stowarzyszenie, które reprezentuje, nie poprze żadnych inicjatyw, których „jednym celem jest bardziej uprzejme traktowanie przy zachowaniu segregacji”96. Mimo tych trudności do końca stycznia 1956 roku bojkotowi autobusów w Montgomery zdołano nadać charakter kampanii przeciwko segregacji rasowej. Stanowiło to z jednej strony efekt żywionych przez czarną społeczność dążeń do równego traktowania; z drugiej natomiast było owocem działań władz miejskich, które konsekwentnie odmawiały pójścia na jakikolwiek znaczący kompromis, oraz nasilającej się stopniowo kampanii białych segregacjonistów zmierzającej do przełamania bojkotu. Kulminacją całej kampanii był zamach bombowy na dom pastora Kinga z 30 stycznia, a także zamach na E.D. Nixona, do którego doszło dwa dni później97.

Jak zobaczymy, zawziętość była cechą charakteru, którą segregacjoniści z południa Stanów Zjednoczonych dzielili ze swymi odpowiednikami w świecie kolonialnym.

17 Joe Azbell, Blast Rocks Residence of Bus Boycott Leader, „Montgomery Advertiser”, 31 stycznia 1956 r.; David Garrow, Bearing the Cross: Martin Luther King, Jr. and the Southern Christian Leadership Conference, vintage, London 1986, s. 59. Zwięzłe omówienie historii budynku czytelnik znajdzie na stronie http://www.dexterkingmemorial.org/tours/parsonage-museum/.

18 Coretta Scott King, My Life with Martin Luther King, Jr., Holt, Rinehart and Winston, New York 1969, s. 126–127.

19 Azbell, Blast Rocks Residence…, dz. cyt.

20 King, My Life with Martin Luther King, Jr., dz. cyt., s. 127.

21 Taylor Branch, Parting the Waters: America in the King Years, 1954–1963, Simon and Schuster, New York 1988, s. 163–164; Garrow, Bearing the Cross…, dz. cyt., s. 60.

22 Martin Luther King, Jr., Stride Toward Freedom: The Montgomery Story, Beacon Press, Boston 1958, s. 126.

23 King, My Life with Martin Luther King, Jr., dz. cyt., s. 125–126; Garrow, Bearing the Cross, dz. cyt., s. 55–56; Peter J. Ling, Martin Luther King, Jr., Routledge, London 2002, s. 45–46; King, Stride Toward Freedom, dz. cyt., s. 118.

24 Garrow, Bearing the Cross, dz. cyt., s. 56–58.

25 King, Stride Toward Freedom, dz. cyt., s. 124–125.

26 Garrow, Bearing the Cross, dz. cyt., s. 60; King, Stride Toward Freedom, dz. cyt., s. 126.

27 Jo Ann Gibson Robinson, The Montgomery Bus Boycott and the Women Who Started It, University of Tennessee Press, 1987, s. 131.

28 King, Stride Toward Freedom, dz. cyt., s. 126–127; Branch, Parting the Waters, dz. cyt., s. 165; Garrow, Bearing the Cross, dz. cyt., s. 60; Azbell, Blast Rocks Residence…, dz. cyt., s. X.

29 Azbell, Blast Rocks Residence…, dz. cyt.; Branch, Parting the Waters, dz. cyt., s. 166; King, Stride Toward Freedom, dz. cyt., s. 128–129; King, My Life with Martin Luther King, Jr., dz. cyt., s. 130.

30 Robinson, The Montgomery Bus Boycott, dz. cyt., s. 133; King, My Life with Martin Luther King, Jr., dz. cyt., s. 130.

31 Table Ca74–90 — Gross domestic product, by major component: 1929–2002, w: Richard Sutch, Susan B. Carter (red.), Historical Statistics of the United States: Millenial Edition Online, Cambridge University Press; Chafe, The Unfinished Journey, dz. cyt., s. 112–119.

32 Callum MacDonald, The Paradox of Power: Eisenhwer and the ‘New Look’, w: Dale Carter (red.), Cracking the Ike Age: Aspects of Fifties America, Aarhus University Press, Aarhus 1992, s. 15.

33 Troy Jackson, Becoming King: Martin Luther King, Jr. and the Making of a National Leader, University Press of Kentucky, 2008, s. 10; Robert Cook, Sweet Land of Liberty? The African-American Struggle for Civil Rights in the Twentieth Century, Longman, 1998, s. 99; Stewart Burns (red.), Daybreak of Freedom: The Montgomery Bus Boycott, University of North Carolina Press, 1997, s. 1; http://www.exploresouthernhistory.com/montgomerycapitol2.html.

34 Cook, Sweet Land of Liberty?, dz. cyt., s. 99; Branch, Parting the Waters, dz. cyt., s. 13; Burns, Daybreak of Freedom, dz. cyt., s. 2.

35 Cook, Sweet Land of Liberty?, dz. cyt., s. 99; J. Mills Thornton, Dividing Lines: Municipal Politics and the Struggle for Civil Rights in Montgomery, Birmingham, and Selma, University of Alabama Press, 2002, s. 27–29.

36 Burns, Daybreak of Freedom, dz. cyt., s. 2.

37 Henry Hampton, Steve Fayer (red.), Voices of Freedom: An Oral History of the Civil Rights Movement from the 1950s through the 1980s, Bantham Books, 1990, s. 19.

38 Jackson, Becoming King…, dz. cyt., s. 12.

39 Ling, Martin Luther King, Jr., dz. cyt., s. 35.

40 Robinson, The Montgomery Bus Boycott, dz. cyt., s. 34–35.

41 ‘SER-DNA. Transcript of Record and Proceedings, Browder v. Gayle, May 11, 1956’, w: Burns, Daybreak of Freedom, dz. cyt., s. 70.

42 Thornton, Dividing Lines, dz. cyt., s. 20–29, 33–39; Danielle L. McGuire, At the Dark End of the Street: Black Women, Rape, and Resistance — a New History of the Civil Rights Movement from Rosa Parks to the Rise of Black Power, Vintage Books, New York 2010, s. 62–69, 71.

43 Thornton, Dividing Lines, dz. cyt., 45, 46.

44 Tamże, s. 41.

45 Tamże, s. 46–47; Garrow, Bearing the Cross, dz. cyt., s. 14–15; Robinson, The Montgomery Bus Boycott, dz. cyt., s. 32.

46 Jo Ann Robinson, Letter from the Women’s Political Council to the Mayor of Montgomery, Alabama, w: Clayborne Carson et al. (red.), The Eyes on the Prize Civil Rights Reader, Penguin Books, 1991, s. 44–45.

47 Thornton, Dividing Lines, dz. cyt., s. 47–50.

48 Tamże, s. 50; hasła z kampanii wyborczej Clyde’a C. Sellersa, „Montgomery Advertiser”, 20 marca 1955 r., cyt. za: Burns, Daybreak of Freedom, dz. cyt., s. 78–80.

49 Thornton, Dividing Lines, dz. cyt., s. 50.

50 Garrow, Bearing the Cross, dz. cyt., s. 15.

51 ‘SER-DNA. Transcript of Record and Proceedings, Browder v. Gayle, May 11, 1956’, w: Burns, Daybreak of Freedom, dz. cyt., s. 75.

52 Thornton, Dividing Lines, dz. cyt., s. 53; Segregation Case Reset for March 18, „Montgomery Advertiser”, 10 marca 1955 r.

53 Garrow, Bearing the Cross, dz. cyt., s. 15–16.

54 Robinson, The Montgomery Bus Boycott, dz. cyt., s. 42; Thornton, Dividing Lines, dz. cyt., s. 55–56.

55 Garrow, Bearing the Cross, dz. cyt., s. 11–12; Voices of Freedom, dz. cyt., s. 19–20; Interview with Rosa Parks, w: Eyes on the Prize, dz. cyt., s. 45–47; Douglas Brinkley, Mine Eyes Have Seen the Glory: The Life of Rosa Parks, Phoenix, London 2001, s. 104–109.

56 McGuire, At the Dark End of the Street, dz. cyt., s. 14–17; Jeanne Theoharis, The Rebellious Life of Mrs. Rosa Parks, Beacon Press, Boston 2013, s. 23–24.

57 Thornton, Dividing Lines, dz. cyt., s. 58–61; Cook, Sweet Land of Liberty?, dz. cyt., s. 100–101; Garrow, Bearing the Cross, dz. cyt., s. 13.

58 Burns, Daybreak of Freedom, dz. cyt., s. 82.

59 Hampton, Fayer, Voices of Freedom, dz. cyt., s. 19.

60 Rosa Parks Radio Interview, by Sidney Rogers, kwiecień 1956 r., Pacifica Radio Archive, Los Angeles, w: Burns, Daybreak of Freedom, dz. cyt., s. 85; Thornton, Dividing Lines, dz. cyt., s. 60–61.

61 Garrow, Bearing the Cross, dz. cyt., s. 11–12; Rosa Parks Radio Interview, by Sidney Rogers, dz. cyt., s. 83.

62 Garrow, Bearing the Cross, dz. cyt., s. 12–14; Ling, Martin Luther King, Jr., dz. cyt., s. 38–39; Thornton, Dividing Lines, dz. cyt., s. 61.

63 Garrow, Bearing the Cross, dz. cyt., s. 16; Thornton, Dividing Lines, dz. cyt., s. 61; Robinson, The Montgomery Bus Boycott, dz. cyt., s. 44–45.

64 Robinson, The Montgomery Bus Boycott, dz. cyt., s. 45–46.

65 Tamże, s. 46–47.

66 Garrow, Bearing the Cross, dz. cyt., s. 17–19; Thornton, Dividing Lines, dz. cyt., s. 61–62; King, Stride Toward Freedom, dz. cyt., s. 34.

67 Clayborne Carson (red.), The Papers of Martin Luther King, Jr., Volume III: Birth of a New Age, December 1955-December 1956, University of California Press, Berkeley 1997, s. 67.

68 Garrow, Bearing the Cross, dz. cyt., s. 19; King, Stride Toward Freedom, dz. cyt., s. 36.

69 Garrow, Bearing the Cross, dz. cyt., s. 19.

70 Donnie Williams, Wayne Greenhaw, Thunder of Angels: The Montgomery Bus Boycott and the People Who Broke the Back of Jim Crow, Lawrence Hill Books, 2006, s. 68–71.

71 Williams, Thunder of Angels, dz. cyt., s. 74–75.

72 Joe Azbell, Negro Groups Ready Boycott of City Lines, „Montgomery Advertiser”, 4 grudnia 1955 r.

73 Garrow, Bearing the Cross, dz. cyt., s. 19–20; Robinson, The Montgomery Bus Boycott, dz. cyt., s. 55.

74 King, Stride Toward Freedom, dz. cyt., s. 40.

75 Tamże, s. 41–42.

76 Robinson, The Montgomery Bus Boycott, dz. cyt., s. 58; Bunny Honicker, Negress Draws Fine in Segregation Case Involving Bus Ride, „Montgomery Advertiser”, 5 grudnia 1955 r.

77 Garrow, Bearing the Cross, dz. cyt., s. 21; Williams, Thunder of Angels, dz. cyt., s. 79; Honicker,