Strona główna » Literatura faktu, reportaże, biografie » Ocalić od zapomnienia. Anna i Monika Żeromskie

Ocalić od zapomnienia. Anna i Monika Żeromskie

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-63773-58-8

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Ocalić od zapomnienia. Anna i Monika Żeromskie

Ocalić od zapomninia. Anna i Monika Żeromskie. Zebrał, opracował i wstępem opatrzył Jerzy Snopek

 

Bogato ilustrowany zbiór wspomnień, listów, dzienników, wywiadów, pamiętników, opowiadań, notatek o życiu Anny i Moniki Żeromskiej, które były wspaniałymi strażniczkami pamięci i spuścizny Stefana Żeromskiego.


Magdalena Zagórowska "Z zapisków rodzinnych"
Alina Kowalczykowa "Przerwana kariera. Anna Żeromska"
Władysław Grzelak "Pierwsze spotkanie Anny i Stefana"
Barbara Skarga "Z pamiętnika"
Hanna Mortkowicz- Olczakowa  "Żeromscy w naszym życiu"
Alina Winawerowa "List do pani Moniki"
Maria Dąbrowska "Dzienniki"
Julia Hartwig "Monika Żeromska. Wspomnienie"
Joanna Ronikier-Olczakowa "W ogrodzie pamięci"
Izabela Nagórska "Wspomnienia sprzed 40 lat"
Antoni Słonimski "Do córki pisarza"
Tadeusz Różewicz "Listy do Moniki Żeromskiej"
Monika Dzierżawska "Z Moniką Żeromską w Konstancinie i Warszawie"
Alina Kowalczykowa "Wspomnienie o Monice Żeromskiej"
Janusz Odrowąż-Pieniążek "Moje spotkania z Paniami Żeromskimi"
Zdzisław Jerzy Adamczyk "Urzekająca pani Monika"
Kazimiera Zapałowa "Anna i Monika"
Józef Hen "Z dzienników"
Piotr Parandowski "Moniki"
Joanna Żurowska "Syzyfowe prace"
Ewa Sobiech "Monika Żeromska w moich wspomnieniach"
Robert Jarocki "Fajną macie główkę, pani Żeromska"
Andrzej Szczygielski "Dystyngowana dama"
Czesława Gasik "Wspomnienie o Paniach Żeromskich"
Anna Ożarkowa "Pod jednym dachem z Moniką Żeromską. Wspomnienie"
Andrzej Gronczewski "Kotwice pamięci"
Zbigniew Florczak "Z zielnika pamięci"
Jerzy Illg "„NaGłos” i do rozpuku"
Elżbieta i Jerzy Myślińscy "Monika Żeromska opowiada"
Eugeniusz Kabatc "Pani Monika wśród Etrusków"
Krystyna Wątorska "O chwili w życiu Moniki Żeromskiej"
Hanna Market "Wizyta u córki Stefana Żeromskiego"
Grażyna Gronczewska "Spotkanie z Moniką Żeromską"
Grażyna Pawlak "Pani Monika"
Jacek Bocheński "Uroda i świeczka"
Stanisław Falkowski "Dni przedostatnie. Spotkania z Moniką Żeromską – 2001"
Tadeusz Różewicz "Wilga"

Polecane książki

Podręczniki dr Ewy Lipińskiej są bardzo znane i często stosowane na wydziałach polonistycznych we Włoszech; należą one do ważnych materiałów dydaktycznych dla studiujących język polski jako obcy. Do najpopularniejszych tytułów należy pozycja Z polskim na ty, która ukazała się w 2003 roku (drugie...
  Zestaw jest literackim kursem językowym i zawiera 3 ebooki: - „Pies Baskerville’ów” Arthur Conan Doyle (wydanie dwujęzyczne polsko-angielskie). - „Z przygód Sherlocka Holmesa. Tłumacz grecki” Arthur Conan Doyle (wydanie dwujęzyczne polsko-angielskie). - podręcznik z ćwiczeniami: „Nauka języka...
Muza niepewna towarzyszyła autorce podczas studiów w wieloznacznym Krakowie. Czas pełen emocji i doświadczeń przyniósł ciekawe refleksje, ale i dojrzały dystans....
Kogo odnajdziesz po drugiej stronie lustra? Olga Pańkowska to nieśmiała marzycielka, której niezbyt się wiedzie w życiu. Pewnego dnia ratując bezpańskiego kota, trafia do baśniowego świata i zostaje gospodynią w domu czarodzieja. Jednak tak naprawdę ta historia zaczyna się znacznie wcześniej – ...
W tej książce Daniel Siegel rozprawia się z wieloma mitami na temat dorastania. Twierdzi, że zmiany, jakie wtedy zachodzą mają niewiele wspólnego z szalejącymi hormonami, lecz wynikają przede wszystkim z procesów przebudowy mózgu i tworzenia się nowych połączeń. Ten okres od dwunastego do dwudzieste...
Wszystko, co przyszły rodzic powinien wiedzieć na temat wpływu diety na płodność oraz zdrowie przyszłego dziecka. Diety dla płodności to niezbędnik dla kobiet i mężczyzn, którzy: · zmagają się z obniżoną płodnością i niepłodnością · chcą zwiększyć szanse na zajście w ciążę · pragną podarować dziec...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Opracowanie zbiorowe

Pro­jekt okład­ki: Ma­ciej Sa­dow­ski

Re­dak­cja: Je­rzy Sno­pek

Re­dak­cja tech­nicz­na: Jo­an­na My­śli­wiec

Opra­co­wa­nie ma­te­ria­łów ilu­stra­cyj­nych: Ali­na Ko­wal­czy­ko­wa

Co­py­ri­ght © Fun­da­cja na Rzecz Utrzy­ma­nia Spu­ści­zny po Ste­fa­nie Że­rom­skim 2013

Wy­daw­nic­two Stu­dio EMKA 2013

Wszel­kie pra­wa, łącz­nie z pra­wem do re­pro­duk­cji tek­stów w ca­ło­ści lub w czę­ści, w ja­kie­kol­wiek for­mie – za­strze­żo­ne.

Na okład­ce Anna Że­rom­ska z małą Mo­ni­ką – fo­to­gra­fia ze zbio­rów Mo­ni­ki Że­rom­skiej.

Na s. 4 okład­ki Anna i Mo­ni­ka Że­rom­skie na tle ruin Zam­ku Kró­lew­skie­go – fo­to­gra­fia ze zbio­rów Mo­ni­ki Że­rom­skiej.

Wszel­kich in­for­ma­cji udzie­la

Wy­daw­nic­twa Stu­dio EMKA

ul. Kró­lo­wej Al­do­ny 6, 03-928 War­sza­wa

tel./faks 22 628 08 38, 616 00 67

wy­daw­nic­two@stu­dio­em­ka.com.pl

www.stu­dio­em­ka.com.pl

Książ­ka zo­sta­ła wy­da­na przy wspar­ciu Urzę­du Mia­sta i Gmi­ny Kon­stan­cin-Je­zior­na

ISBN 978-83-63773-58-8

Skład: www.pa­ge­graph.pl

Fo­to­gra­fia na s. 149 ze zbio­rów Anny i Bro­ni­sła­wa Ożar­ków; ilu­stra­cje na s. 33, 36 ze zbio­rów Cze­sła­wy Ga­sik; na s. 98 ze zbio­rów Ali­ny Ko­wal­czy­ko­wej, na s. 145 ze zbio­rów Ka­ro­la Ko­wal­czy­ka. Po­zo­sta­łe ilu­stra­cje ze zbio­rów Mo­ni­ki Że­rom­skiej. Opra­co­wa­nie tech­nicz­ne ilu­stra­cji: Agniesz­ka Ko­wal­czyk.

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. z o.o.

Wstęp

Sto lat temu przy­szła na świat Mo­ni­ka Że­rom­ska. We­dle za­pi­su w te­sta­men­cie jej ojca, sta­ło się to 31 maja, we­dług me­try­ki – dzień wcze­śniej. Tyle że me­try­ka nie jest w tym przy­pad­ku god­na za­ufa­nia. Za­wie­ra in­for­ma­cje naj­oczy­wi­ściej fał­szy­we. Na przy­kład taką, że uro­dzi­ła się w War­sza­wie, a jej ro­dzi­ca­mi są mał­żon­ko­wie Anna i Ste­fan Że­rom­scy. Tym­cza­sem, jak wia­do­mo, żyli oni w związ­ku nie­for­mal­nym, a na­ro­dzin có­recz­ki do­cze­ka­li się we Flo­ren­cji. Ce­lem nad­rzęd­nym, któ­re­mu pod­po­rząd­ko­wa­no za­pi­sy me­try­kal­ne, było to, by dziec­ko mo­gło otrzy­mać na­zwi­sko ojca.

Sy­tu­acja ro­dzin­na Ste­fa­na Że­rom­skie­go była wów­czas bo­le­śnie za­wi­kła­na. Wy­pa­la­ją­ca się zwol­na, już od pierw­szych lat dwu­dzie­ste­go wie­ku, jego mi­łość do żony, Okta­wii, mat­ki ich syn­ka, Ada­sia, uro­dzo­ne­go w 1899 roku, stra­ci­ła szan­se na prze­trwa­nie z chwi­lą, gdy na­gle spa­dło na czter­dzie­sto­kil­ku­let­nie­go pi­sa­rza na­mięt­ne uczu­cie do młod­szej o dwa­dzie­ścia czte­ry lata, pięk­nej i uta­len­to­wa­nej Anny Za­wadz­kiej.

W 1913 roku, w ostat­nich mie­sią­cach przed przyj­ściem na świat ich dziec­ka, a tak­że dłu­go po­tem, miesz­ka­li ra­zem we Wło­szech (z nie­wiel­ki­mi prze­rwa­mi), na­to­miast Okta­wia z sy­nem – w Za­ko­pa­nem. Ko­re­spon­den­cja pań­stwa Że­rom­skich z tego okre­su to ci­chy dra­mat. Li­sty Ste­fa­na z wio­sny tam­te­go pa­mięt­ne­go roku, pi­sa­ne nie­mal co­dzien­nie do żony lub do syna, peł­ne mi­ło­ści, czu­ło­ści i tro­ski, nie na­su­wa­ły­by żad­nych po­dej­rzeń co do sta­nu, w ja­kim zna­la­zło się jego mał­żeń­stwo, gdy­by­śmy nie wie­dzie­li, że w tym sa­mym cza­sie żyje on w in­nym związ­ku uczu­cio­wym i ro­dzin­nym, że wraz z Anną ocze­ku­je w na­pię­ciu przyj­ścia na świat ich wspól­ne­go dziec­ka. Ale oni wszy­scy byli tego świa­do­mi. Dla­te­go kon­se­kwent­ne mil­cze­nie Że­rom­skie­go na te­mat tej stro­ny jego ów­cze­snej sy­tu­acji – i jego ży­cia – tak krzy­czy z jego li­stów do syna i żony, do „Adziu­sia” i „Tusi”. Pi­sze, jak­by żył sam w tej Flo­ren­cji, nie wspo­mi­na Ada­sio­wi choć­by jed­nym sło­wem o tym, że uro­dzi­ła się jego przy­rod­nia sio­strzycz­ka. A oni – mat­ka i syn – sza­nu­ją to roz­dzie­ra­ją­ce mil­cze­nie, wy­strze­ga­jąc się już nie tyl­ko py­tań, lecz tak­że – ja­kich­kol­wiek alu­zji i na­po­mknień. Spę­dza­ją ra­zem, jak daw­niej we tro­je, tro­chę let­nich dni tego roku, po­tem świę­ta Bo­że­go Na­ro­dze­nia i do­pie­ro w mar­cu 1914 roku po­ja­wia się w ko­re­spon­den­cji pierw­szy ślad alu­zji do ich rze­czy­wi­stej sy­tu­acji uczu­cio­wej i ro­dzin­nej, kie­dy Ste­fan, skła­da­jąc Okta­wii ży­cze­nia imie­ni­no­we, wy­zna­je ze skru­chą, że nie jest tego go­dzien.

Nie­wąt­pli­wie przy ca­łej wie­rze, na­dziei i mi­ło­ści, z jaką ukła­dał swo­je nowe ży­cie, po­czu­cie winy nie od­stę­po­wa­ło go ani na chwi­lę. Dźwi­gał to brze­mię przez lata. Mu­siał do­znać jesz­cze więk­szej stra­ty, aby ła­twiej ze­rwać z prze­szło­ścią i roz­po­cząć nowy roz­dział w swym ży­ciu, zwią­za­ny z Anną, Mo­ni­ką i Kon­stan­ci­nem, pod­czas gdy tam­ten po­przed­ni ko­ja­rzo­ny był, na­tu­ral­nie, z Okta­wią, Ada­siem i Na­łę­czo­wem. To wła­śnie śmierć syna w lip­cu 1918 roku, naj­bar­dziej trau­ma­tycz­ne do­świad­cze­nie, ja­kie spo­tka­ło Że­rom­skie­go, sta­ła się tym zda­rze­niem prze­ło­mo­wym w jego ży­ciu oso­bi­stym.

Zo­sta­ło mu sie­dem lat. Był to okres pe­łen wzlo­tów i upad­ków na wszyst­kich po­lach dzia­łal­no­ści i eg­zy­sten­cji, czas ro­dzin­ne­go szczę­ścia, zna­czo­ne­go mi­ło­ścią do żony i cór­ki, mi­ło­ścią z peł­nym od­da­niem od­wza­jem­nio­ną, czas in­ten­syw­nej twór­czo­ści, do­wo­dów uwiel­bie­nia ze stro­ny czy­tel­ni­ków, ale też – na­pa­ści ze stro­ny czę­ści (prze­waż­nie mo­ty­wo­wa­nej po­li­tycz­nie) kry­ty­ki, czas ra­do­ści z od­zy­ska­nej nie­pod­le­gło­ści i sta­rań, aby ży­cie w wol­nej oj­czyź­nie było urzą­dzo­ne naj­le­piej i naj­spra­wie­dli­wiej, wresz­cie czas dumy i sa­tys­fak­cji z fak­tu, że ma w tej nie­pod­le­głej Pol­sce wła­sne „miej­sce na zie­mi”, swój „punkt opar­cia” – dom w Kon­stan­ci­nie, ku­pio­ny w 1920 roku. Ale był to rów­nież okres na­wro­tów cho­ro­by i po­stę­pu­ją­ce­go upad­ku sił fi­zycz­nych, co do­pro­wa­dzi­ło go – pięć lat póź­niej – do śmier­ci.

W ta­kich ra­mach kwi­tło przez tych kil­ka lat ży­cie ro­dzin­ne, któ­re­go cen­trum sta­no­wi­ła mała Mo­ni­ka – „Muma”, co­raz pięk­niej­sza, co­raz mą­drzej­sza, w chwi­li śmier­ci ojca dwu­na­sto­ipół­let­nia. To o niej my­ślał, spi­su­jąc te­sta­ment i za­zna­cza­jąc w nim, że kon­stan­ciń­skie­go domu nie wol­no sprze­da­wać, aże­by Mo­ni­ka „mia­ła schro­nie­nie na świe­cie”. A ona, osie­ro­co­na u pro­gu ży­cia, nig­dy aż do 2001 roku, w któ­rym do­bie­gło ono kre­su, nie za­po­mnia­ła o swej mi­sji nad­rzęd­nej – oca­la­niu od za­po­mnie­nia po­sta­ci ojca i jego dzie­ła. Wspól­nie z mat­ką ra­to­wa­ły od znisz­cze­nia rę­ko­pi­sy jego utwo­rów w la­tach II woj­ny świa­to­wej, a póź­niej kul­ty­wo­wa­ły jego pa­mięć i dba­ły o jego dzie­dzic­two na wszel­kie moż­li­we spo­so­by. Ich miej­scem na zie­mi po­zo­stał, zgod­nie z wolą męża i ojca, dom w Kon­stan­ci­nie, ale w swym dłu­gim ży­ciu (Anna zmar­ła w 1983 roku w wie­ku 95 lat) prze­by­wa­ły, dłu­żej bądź kró­cej, w War­sza­wie, nad Bał­ty­kiem (prze­waż­nie w Or­ło­wie), a tak­że za­gra­ni­cą. Zwłasz­cza cór­ka, któ­ra uwiel­bia­ła po­dró­żo­wać i zwie­dzać świat, bo mat­ka z cza­sem sta­wa­ła się co­raz bar­dziej do­ma­tor­ką. Przy­jaź­ni­ły się z wie­lo­ma oso­ba­mi, były oto­czo­ne przez set­ki zna­jo­mych i trud­no po­wstrzy­mać żal, że dziś, kie­dy zbie­ra­my wspo­mnie­nia o pa­niach Że­rom­skich, nie mo­że­my od­wo­łać się do pa­mię­ci tylu naj­bliż­szych im osób, od przy­ja­ció­łek „Mumy” z dzie­ciń­stwa i wcze­snej mło­do­ści – Ma­ry­si Sko­czy­la­sów­ny czy El­żu­ni Oster­wian­ki – po­czy­na­jąc. Z lat naj­wcze­śniej­szych za­cho­wa­ły się je­dy­nie wspo­mnie­nia Han­ny Mort­ko­wicz-Ol­cza­ko­wej i Bar­ba­ry Skar­gi, wzmian­ki w ko­re­spon­den­cji Ju­liu­sza Oster­wy i nie­wie­le wię­cej. Mamy jesz­cze pięk­ne wspo­mnie­nie o obu pa­niach Że­rom­skich, uka­zu­ją­ce je w sce­ne­rii wo­jen­nej, nie­licz­ne sce­ny z lat pięć­dzie­sią­tych, do któ­rych się­ga­ją pa­mię­cią rów­nież oso­by ży­ją­ce, ale więk­szość re­la­cji za­miesz­czo­nych w tej książ­ce od­no­si się do cza­sów po­źniej­szych. Prze­waż­nie uka­zu­ją Mo­ni­kę już jako star­szą, lecz wciąż pięk­ną damę, „dys­tyn­go­wa­ną”, peł­ną ener­gii i uro­ku, ob­da­rzo­ną nie­zwy­kłym ta­len­tem ga­wę­dziar­skim. Czę­sto pod­kre­śla się też jej mi­łość do ro­dzi­ców i dba­łość o za­cho­wa­nie ich w „zbio­ro­wej pa­mię­ci”.

Mo­ni­ka dała temu wy­raz bez­po­śred­ni, wy­da­jąc w ostat­niej de­ka­dzie ży­cia pięć to­mów wspo­mnień, któ­re spo­tka­ły się z go­rą­cym przy­ję­ciem ze stro­ny ty­się­cy czy­tel­ni­ków (o czym świad­czą set­ki li­stów, ja­kie od nich do­sta­ła i inne wy­ra­zy wdzięcz­no­ści) oraz z du­żym uzna­niem kry­ty­ków, wy­róż­nia­ją­cych zwłasz­cza dwa pierw­sze tomy jej dzie­ła pi­sar­skie­go. Oka­za­ła się rze­tel­ną, su­we­ren­ną pi­sar­ką, ob­da­rzo­ną ogrom­nym ta­len­tem nar­ra­cyj­nym, za­dzi­wia­ją­cą ła­ską szcze­gó­łu i kon­kre­tu, wresz­cie – przy­wo­łu­ją­cym sko­ja­rze­nia z oj­cem – bo­gac­twem słow­nic­twa.

W tej książ­ce za­miesz­cza­my nie­któ­re gło­sy kry­tycz­ne, do­peł­nio­ne przez au­to­rów re­flek­sa­mi wspo­mnień, aże­by od­dać spra­wie­dli­wość jej twór­czej su­we­ren­no­ści. Do­daj­my za­ra­zem, że w kry­ty­ce po­ja­wi­ła się na­wet opi­nia, iż re­la­cja Mo­ni­ki z po­wsta­nia prze­wyż­sza pod wie­lo­ma wzglę­da­mi Pa­mięt­nik z po­wsta­nia war­szaw­skie­go Mi­ro­na Bia­ło­szew­skie­go.

Nie­za­leż­nie od pi­sar­stwa, speł­ni­ła się rów­nież jako ma­lar­ka, choć na tym polu nie do­rów­na­ła jed­nak swej mat­ce.

Jesz­cze uwa­ga o ty­tu­le tej książ­ki. Za­czerp­ną­łem go, oczy­wi­ście, od Gał­czyń­skie­go. Z jed­nej stro­ny dla­te­go, że naj­traf­niej wska­zu­je na­sze in­ten­cje od­no­śnie do Anny i Mo­ni­ki Że­rom­skich oraz okre­śla ich mi­sję ży­cio­wą, zwią­za­ną z dzie­łem Ste­fa­na Że­rom­skie­go, z dru­giej zaś – aby za­dość­uczy­nić sa­me­mu Gał­czyń­skie­mu, któ­re­go po­ezję Mo­ni­ka ce­ni­ła i lu­bi­ła, a któ­ry w ni­niej­szym to­mie zo­stał uka­za­ny (pió­rem Ma­rii Dą­brow­skiej) od stro­ny mniej istot­nej.

Na ko­niec chciał­bym zło­żyć wy­ra­zy hoł­du i wdzięcz­no­ści dla wszyst­kich au­to­rów oraz ser­decz­ne po­dzię­ko­wa­nie prof. Ali­nie Ko­wal­czy­ko­wej i mo­jej żo­nie Mar­cie Ge­de­on-Sno­pek, któ­re wspie­ra­ły mnie na wszyst­kich eta­pach pra­cy nad tą książ­ką.

Je­rzy Sno­pek

Magdalena ZagórowskaZ zapisków rodzinnych

Pozna­jąc ko­rze­nie Anny i Mo­ni­ki Że­rom­skich, w do­ku­men­tach ro­dzin­nych zna­la­złam ne­kro­log, za­wie­ra­ją­cy cha­rak­te­ry­sty­kę ro­dzi­ny Ro­ga­la-Za­wadz­kich, z któ­rej wy­wo­dził się oj­ciec Anny. Ne­kro­log do­ty­czy ś.p. Anny Da­lec­kiej – sio­stry ojca Anny Że­rom­skiej.

Tekst ne­kro­lo­gu:

„Ty­go­dnik Ilu­stro­wa­ny” z dn. 20 VIII 1916 r. Nr 35

Ś.p. Anna Da­lec­ka

„W po­ło­wie sierp­nia r.b. zmar­ła w 72 roku ży­cia i po­cho­wa­na zo­sta­ła w Miń­sku Maz. Anna z Za­wadz­kich Da­lec­ka, wdo­wa po ś.p. Fe­lik­sie, dok­to­rze me­dy­cy­ny, cór­ka Da­wi­da i Alo­izy z Odyń­ców mał­żon­ków Za­wadz­kich, oby­wa­te­li ziem­skich po­wia­tu oszmiań­skie­go. Po stra­cie oboj­ga ro­dzi­ców, od wcze­sne­go dzie­ciń­stwa wzra­sta­ła w domu wu­jo­stwa swo­ich Ada­ma i Ka­ro­li­ny z Odyń­ców mał­żon­ków Su­zi­nów, w Bia­łej Pod­la­skiej, gdzie otrzy­ma­ła praw­dzi­wie chrze­ści­jań­skie i oby­wa­tel­skie wy­cho­wa­nie. At­mos­fe­ra tra­dy­cji na­ro­do­wej, pa­nu­ją­ca w tym domu, oraz cza­sy wal­ki oręż­nej o nie­pod­le­głość w r. 1863 wpły­nę­ły na ukształ­to­wa­nie jej cha­rak­te­ru i prze­ko­nań, któ­rym po­zo­sta­ła wier­na przez całe ży­cie, bę­dąc wzo­rem żony, mat­ki i oby­wa­tel­ki kra­ju. Cały swój ma­ją­tek prze­zna­czy­ła na cele oświa­ty. Osie­ro­ci­ła je­dy­ne­go syna, dok­to­ra, i pięć có­rek. Cześć Jej pa­mię­ci”.

Ne­kro­log do­ty­czy oso­by mo­jej pra­bab­ki, sio­stry ojca Anny Że­rom­skiej. Daje on ob­raz at­mos­fe­ry domu ro­dzin­ne­go ro­dzi­ny Za­wadz­kich.

Oj­ciec Anny Że­rom­skiej, An­to­ni Ro­ga­la-Za­wadz­ki, ad­wo­kat, miesz­kał w Sie­dl­cach. Mat­ka, Ma­ria Wrot­now­ska, pięk­nie gra­ła na for­te­pia­nie.

To ona prze­ka­za­ła swo­im trzem cór­kom – Anie­li, Na­ta­lii i An­nie – za­in­te­re­so­wa­nia i za­mi­ło­wa­nia ar­ty­stycz­ne. Naj­star­sza z sióstr, Anie­la, ak­tor­ka te­atru Re­du­ty, wy­szła za mąż za Jana Kle­czyń­skie­go, kry­ty­ka mu­zycz­ne­go, kon­cer­tu­ją­ce­go pia­ni­stę i jed­no­cze­śnie pe­da­go­ga In­sty­tu­tu Mu­zycz­ne­go w War­sza­wie. Mo­ni­ka Że­rom­ska po­świę­ci­ła wie­le miej­sca ciot­ce Anie­li w swo­ich Wspo­mnie­niach. Dru­ga z sióstr, Na­ta­lia Strzel­bic­ka, miesz­ka­ła przez dłu­gie lata we Wło­szech. Wło­chy były w tej ro­dzi­nie miej­scem szcze­gól­nie lu­bia­nym, do­kąd chęt­nie się wy­jeż­dża­ło. Być może do tego za­chę­cił pra­dziad An­to­ni Edward Ody­niec, opi­su­jąc swo­je po­dró­że po Wło­szech z Ada­mem Mic­kie­wi­czem.

Anna Że­rom­ska, już jako bar­dzo mło­da ma­lar­ka, osią­gnę­ła suk­ces ar­ty­stycz­ny w Pa­ry­żu. Po przyj­ściu na świat cór­ki Mo­ni­ki we Flo­ren­cji po­chło­nę­ło ją cał­ko­wi­cie ży­cie ro­dzin­ne. Prze­sta­ła ma­lo­wać i zre­zy­gno­wa­ła z ka­rie­ry ar­ty­stycz­nej. W przy­szło­ści sta­ła się su­ro­wym i życz­li­wym kry­ty­kiem twór­czo­ści ma­lar­skiej Mo­ni­ki, któ­ra bar­dzo się ze zda­niem Mat­ki li­czy­ła. Na co dzień ich wza­jem­na tro­ska o sie­bie była bar­dzo wzru­sza­ją­ca. Ich dom stał się dla mnie, po śmier­ci mo­ich ro­dzi­ców, szcze­gól­nie bli­ski. By­łam wów­czas mło­dą dziew­czy­ną i ser­decz­na tro­ska Anny Że­rom­skiej była mi dużą pod­po­rą. Moim ślu­bem za­ję­ły się oby­dwie, Anna z Mo­ni­ką, w za­stęp­stwie mo­ich ro­dzi­ców. Dys­kre­cja i dys­tynk­cja były ce­chą cha­rak­te­ru Anny. Nig­dy nie po­zwo­li­ła na pu­bli­ka­cję swo­ich li­stów do Ste­fa­na Że­rom­skie­go ani jego do niej. Ce­ni­ła ży­cie pry­wat­ne. Od cza­su śmier­ci Ste­fa­na Że­rom­skie­go w miej­scach pu­blicz­nych mat­kę re­pre­zen­to­wa­ła za­wsze Mo­ni­ka.

Z wiel­ką przy­jem­no­ścią przy­jeż­dża­łam i po­miesz­ki­wa­łam w Kon­stan­ci­nie. Pa­trząc z per­spek­ty­wy cza­su, roz­mo­wy z Anną i Mo­ni­ką, a po­tem tyl­ko z Mo­ni­ką, były dla mnie bar­dzo war­to­ścio­we i nig­dy ich nie za­po­mnę.

Gio­van­ni Acer­bo­ni – ita­lia­ni­sta, był pod wra­że­niem do­sko­na­łej i wszech­stron­nej zna­jo­mo­ści kul­tu­ry i hi­sto­rii Włoch, któ­rą mia­ła Mo­ni­ka. Mogę się cie­szyć, że Li­sty z po­dró­ży do Włoch A.E. Odyń­ca orazWspo­mnie­nia Mo­ni­ki Że­rom­skiej, po­da­ro­wa­ne mo­jej cór­ce, bę­dzie mo­gła czy­tać moja wnucz­ka, pół-Włosz­ka, po­zna­jąc swo­je pol­skie ko­rze­nie.

Zdję­cie z ob­szer­nej se­rii fo­to­gra­fii po­zo­wa­nych(Au­tor­ką wszyst­kich zdjęć sprzed koń­ca 1908 r. jest Wan­da Wo­je­wódz­ka)

Mo­ni­ka Że­rom­ska z ku­zyn­ką Mag­da­le­ną Za­gó­row­ską i jej cór­ką Mar­tą

Alina KowalczykowaPrzerwana kariera – Anna Żeromska

Anna Za­wadz­ka, przy­szła żona Ste­fa­na Że­rom­skie­go, uro­dzi­ła się w Sie­dl­cach w 1888 roku. Gdy mia­ła trzy lata, zmarł jej oj­ciec, re­jent An­to­ni Za­wadz­ki. Wdo­wa, Ma­ria Za­wadz­ka z Wrot­now­skich, prze­nio­sła się z cór­ka­mi do War­sza­wy, do za­ku­pio­ne­go ze spad­ku miesz­ka­nia przy uli­cy Wspól­nej. W Sie­dl­cach po­zo­sta­li krew­ni i przy­ja­cie­le, a za­cho­wa­ne fo­to­gra­fie świad­czą o tym, że spo­ty­ka­no się tam i w nad­bu­żań­skiej Mierz­wi­cy w mie­sią­cach let­nich.

Anna uczy­ła się na pen­sji Na­ta­lii Po­ra­ziń­skiej, ulo­ko­wa­nej w War­sza­wie przy Pla­cu Alek­san­dra [dziś: Plac Trzech Krzy­ży]. War­szaw­skie śro­do­wi­sko ar­ty­stycz­ne nie było jej obce. Jej krew­ni, Lu­cjan, a po jego śmier­ci Mak­sy­mi­lian Wrot­now­scy byli ko­lej­no w za­rzą­dzie To­wa­rzy­stwa Za­chę­ty Sztuk Pięk­nych, star­sza sio­stra była ak­tor­ką, ku­zyn­ka – Wan­da Wo­je­wódz­ka – pro­fe­sjo­nal­ną fo­to­graf­ką, a mat­ka ukoń­czy­ła kon­ser­wa­to­rium, była pia­nist­ką.

W 1904 roku Anna, skoń­czyw­szy 16 lat, zo­sta­ła przy­ję­ta do nowo otwar­tej Szko­ły Sztuk Pięk­nych. Otwar­cie wyż­szej uczel­ni ar­ty­stycz­nej w War­sza­wie pla­no­wa­no już od kil­ku lat, na prze­szko­dzie sta­ły jed­nak brak fun­du­szy oraz ko­niecz­ność uzy­ska­nia urzę­do­we­go za­twier­dze­nia pro­gra­mu po­wsta­ją­cej in­sty­tu­cji. Dwa jego ele­men­ty były zde­cy­do­wa­ną no­wo­ścią: wszyst­kie za­ję­cia mia­ły być pro­wa­dzo­ne w ję­zy­ku pol­skim (by uchro­nić Szko­łę przed nie­bez­pie­czeń­stwem ru­sy­fi­ka­cji), a po­nad­to Szko­ła mia­ła być w peł­ni otwar­ta dla ko­biet. Wła­dze uczel­ni wy­raź­nie ak­cep­to­wa­ły dą­że­nia eman­cy­pa­cyj­ne. Świad­czył o tym rów­nież fakt, że już po roku wśród stu­den­tów wię­cej było ko­biet niż męż­czyzn. Wy­so­ki po­ziom na­ucza­nia za­pew­nia­ło zna­ko­mi­te gro­no pro­fe­so­rów: prze­wi­ja­li się wśród nich ma­la­rze i rzeź­bia­rze tej mia­ry, co Ksa­we­ry Du­ni­kow­ski, Wła­dy­sław Śle­wiń­ski, Fer­dy­nand Rusz­czyc, Kon­rad Krzy­ża­now­ski.

Z wcze­snych lat Anny za­cho­wa­ło się nie­wie­le do­ku­men­tów. Cza­sem gdzieś po­ja­wia­ją się ja­kieś wzmian­ki, któ­re mo­gły­by pro­wa­dzić do in­for­ma­cji istot­niej­szych, ale śla­dy ury­wa­ją się, za­ni­ka­ją. Nie­pod­wa­żal­ne jest na­to­miast świa­dec­two za­cho­wa­nych fo­to­gra­fii. Skrom­na do­ku­men­ta­cja ży­cia: na kil­ku zdję­ciach wi­dać ją z mat­ką oraz dal­szą ro­dzi­ną w Sie­dl­cach i nie­opo­dal, w Mierz­wi­cy Sta­rej nad Bu­giem. Na jed­nym zdję­ciu jest w szkol­nym mun­dur­ku; zro­bio­no je praw­do­po­dob­nie w War­sza­wie.

Naj­cie­kaw­sza jest jed­nak se­ria ob­raz­ków, na któ­rych Anna po­zu­je do zdjęć ro­bio­nych przez ró­wie­śną ku­zyn­kę, ar­tyst­kę-fo­to­graf­kę Wan­dę Wo­je­wódz­ką, praw­do­po­dob­nie jesz­cze w Sie­dl­cach. Po­wsta­ły po­dob­no „przed 1908 ro­kiem”. Uka­zu­ją Annę taką, w ja­kiej za­ko­chał się Ste­fan Że­rom­ski: dziew­czy­nę ka­pry­śną i zmien­ną, o róż­nie skrzą­cej się uro­dzie i nie­po­kor­nym cha­rak­te­rze. Oso­bli­wa au­to­pre­zen­ta­cja: ze­rwa­nie z kon­we­nan­sem na­ka­zu­ją­cym, by pan­ny z do­brych miesz­czań­skich do­mów pre­zen­to­wa­ły się za­wsze skrom­nie i no­bli­wie. Ude­rza, prze­ciw­nie, nie­kon­wen­cjo­nal­na śmia­łość oczu, uśmie­chu, za­cho­wań, stro­jów i wy­ra­zu twa­rzy (ale, trze­ba do­dać, te zdję­cia nie były prze­zna­czo­ne do roz­po­wszech­nia­nia!). Wy­ra­zi­stość li­czy się zde­cy­do­wa­nie bar­dziej niż dys­tynk­cja: oto bia­ła płó­cien­na blu­za i jak­by chłop­ska chu­s­ta owi­ja­ją­ca gło­wę. Oto ele­ganc­ko udra­po­wa­na ciem­na suk­nia i fry­zu­ra gład­ka, ide­al­nie uło­żo­na, i czu­ły gest przy­trzy­mu­ją­cy kot­ka; oto wy­zy­wa­ją­ca cy­ga­ni­cha, oto na­zbyt głę­bo­ki de­kolt. Ma­te­rie stro­jów wska­zu­ją, że nie szło o wzbu­dza­nie po­dzi­wu, lecz ra­czej o pro­wo­ka­cję: dziew­czy­na po­zu­je owi­nię­ta w fi­ran­kę, w – bo­daj – kapę z łóż­ka, prze­dziw­ne ma te ubio­ry i uśmiech – pro­wo­ku­ją­cy? per­wer­syj­ny? – któ­ry nie­zbyt pa­su­je do wi­ze­run­ku mło­dej damy.

Przy­bie­ra­ne pozy, ko­stiu­my, wy­trą­ca­ją wi­ze­run­ki Anny ze zwy­cza­jo­wych ram fo­to­gra­fii por­tre­to­wej, zmie­rza­ją­cej do prze­sła­nia wi­dzo­wi wier­nej (cho­ciaż w mia­rę moż­li­wo­ści ide­ali­zo­wa­nej) po­do­bi­zny. W tym przy­pad­ku wy­ła­nia się ona z kil­ku czy kil­ku­na­stu przed­sta­wień niby uzu­peł­nia­ją­cych się, lecz jed­no­cze­śnie roz­bi­ja­ją­cych (per­fid­nie!) po­rzą­dek ca­ło­ści. Każ­de zdję­cie z osob­na coś o niej mówi; złą­czo­ne ra­zem – dez­orien­tu­ją. Sy­gna­ły z nich wy­sy­ła­ne są bo­wiem sprzecz­ne, nie­spój­ne, two­rzą wo­kół Anny nie­po­ko­ją­cą at­mos­fe­rę nie­do­po­wie­dzeń i dwu­znacz­no­ści.

Fo­to­gra­fia ob­ja­wia rysy uro­dy, ale tak­że oso­bo­wo­ści czło­wie­ka. Każ­de zdję­cie z tej se­rii su­ge­ru­je jed­nak od­mien­ne ce­chy cha­rak­te­ru dziew­czy­ny, każ­de kwe­stio­nu­je to, co mó­wi­ły po­przed­nie, i nie roz­pra­sza, lecz wzma­ga wąt­pli­wo­ści i nie­po­kój. Fo­to­gra­fie uka­zu­ją nie tyl­ko zmien­ność na­stro­jów, lecz tak­że oso­bli­wą nie­uchwyt­ność isto­ty.

Ten cykl fo­to­gra­fii otwie­ra naj­bar­dziej in­te­re­su­ją­cy i, nie­ste­ty, krót­ki okres ży­cia Anny: czas roz­kwi­ta­ją­cej mi­ło­ści i pra­cy twór­czej, obej­mu­ją­cy lata 1908-1912, w któ­rych zdo­by­ła lau­ry wy­bi­ja­ją­cej się ma­lar­ki, od­nio­sła osza­ła­mia­ją­cy suk­ces i w jego szczy­to­wym mo­men­cie na­gle po­rzu­ci­ła pę­dzel, wy­co­fa­ła się w cień.

Fo­to­gra­fie póź­niej­sze są wy­ra­zi­stym świa­dec­twem do­ko­nu­ją­cej się prze­mia­ny. Uka­zu­ją no­bli­wie wy­glą­da­ją­cą mło­dą mat­kę z nie­mow­lę­ciem w ra­mio­nach, wie­le­kroć re­pro­du­ko­wa­ną scen­kę ro­dzin­ną – łysą Mo­ni­kę trzy­ma­ną przez obo­je ro­dzi­ców, mniej wię­cej trzy­let­nią dziew­czyn­kę przy ko­la­nach mamy… Ja­koś jed­nak też się wy­róż­nia­ją: bra­kiem cha­rak­te­ry­stycz­ne­go sztyw­ne­go upo­zo­wa­nia. Oto scen­ka uchwy­co­na w sy­pial­ni, dziec­ko w luź­no opa­da­ją­cej ko­szul­ce, z go­łym ra­mion­kiem; mat­ka z opa­da­ją­cym dłu­gim war­ko­czem. W „do­mo­wej” fo­to­gra­fii z cór­ką ude­rza cie­pła in­tym­ność.

Anna z małą Mo­ni­ką. Li­piec 1913, Wło­chy

Z se­rii fo­to­gra­fii po­zo­wa­nych: Mło­da dama z kot­kiem

Z se­rii fo­to­gra­fii po­zo­wa­nych

Z se­rii fo­to­gra­fii po­zo­wa­nych

Z se­rii fo­to­gra­fii po­zo­wa­nych

Z se­rii fo­to­gra­fii po­zo­wa­nych

Z se­rii fo­to­gra­fii po­zo­wa­nych

Z se­rii fo­to­gra­fii po­zo­wa­nych

* * *

Chro­no­lo­gia wy­da­rzeń. Ste­fan Że­rom­ski przy­był z Na­łę­czo­wa do War­sza­wy pod ko­niec wrze­śnia lub w pierw­szych dniach paź­dzier­ni­ka 1908 roku. Po­znał mło­dą, wy­bit­nie uta­len­to­wa­ną i pięk­ną Annę Za­wadz­ką; ona mia­ła lat dwa­dzie­ścia, on – czter­dzie­ści czte­ry.

Wkrót­ce, 25 paź­dzier­ni­ka, pi­sarz zo­stał w War­sza­wie aresz­to­wa­ny (na pod­sta­wie po­dej­rzeń o po­li­tycz­ne spi­sko­wa­nie) i „wy­da­lo­ny z pań­stwa ro­syj­skie­go”. Prze­niósł się do Za­ko­pa­ne­go, by­wał w Kra­ko­wie. Anna praw­do­po­dob­nie kil­ka dni przed jego za­trzy­ma­niem wy­je­cha­ła do Włoch. 28 grud­nia 1908 wraz z mat­ką prze­ży­ła we Flo­ren­cji trzę­sie­nie zie­mi, a 22 lu­te­go 1909 roku „uzy­ska­ła we wło­skim Mi­ni­ster­stwie Kul­tu­ry w Rzy­mie kar­tę bez­płat­ne­go wstę­pu do mu­ze­ów”. To jest je­dy­ne for­mal­ne po­twier­dze­nie, że stu­dio­wa­ła ma­lar­stwo; dar­mo­wych kart wstę­pu do mu­ze­ów bez sen­sow­ne­go uza­sad­nie­nia nie roz­da­wa­no.

Nie wia­do­mo do­kład­nie, kie­dy Anna wró­ci­ła z Włoch do kra­ju. Brak for­mal­nych świa­dectw, do­ty­czą­cych tego okre­su jej ży­cia. A szcze­gó­ły bio­gra­fii waż­ne są po­dwój­nie: sta­no­wi­ły istot­ny kon­tekst twór­czo­ści Że­rom­skie­go, a przede wszyst­kim spra­wia­ły, że Ste­fan Że­rom­ski ob­da­rzał bo­ha­ter­ki swo­ich ksią­żek, po­wsta­ją­cych w tam­tych wła­śnie la­tach (1909-1912), uro­dą Anny: Kry­sty­nę z dra­ma­tu Róża, Xe­nię z Na­wra­ca­nia Ju­da­sza, Ta­tia­nę z Uro­dy ży­cia, Sa­lo­meę z Wier­nej rze­ki… A z ko­lei po­świę­co­ne jej twór­czo­ści szki­ce kry­ty­ków sztu­ki by­wa­ją bez­cen­ne jako źró­dło in­for­ma­cji o tych jej pra­cach, któ­re znik­nę­ły bez śla­du.

Data po­cząt­ko­wa in­ten­syw­ne­go roz­wo­ju pra­cy twór­czej – rok 1908 – jest umow­na, wy­zna­czo­na przez ukoń­cze­nie na­uki w Szko­le Sztuk Pięk­nych, wy­jazd Anny do Pa­ry­ża oraz list Jana Kle­czyń­skie­go z 20 wrze­śnia, w któ­rym do­no­sił Ste­fa­no­wi Że­rom­skie­mu, że „Ha­nia była te­raz na wsi i na­ry­so­wa­ła z dzie­sięć ar­cy­dzieł – kra­jo­bra­zy – ma­rze­nia – po­sta­ci jak ze snu. Cu­dow­ne. Za mie­siąc wy­jeż­dża do Pa­ry­ża”.

W 1911 roku wy­sta­wia­ła ry­sun­ki – z suk­ce­sem – na do­rocz­nym Sa­lon des Arts Déco­ra­tifs w Pa­ry­żu, a przez 3 mie­sią­ce na prze­ło­mie 1911/1912 – pięt­na­ście prac na wy­sta­wie To­wa­rzy­stwa Przy­ja­ciół Sztuk Pięk­nych w Kra­ko­wie, z rów­nym po­wo­dze­niem. Za­zna­czo­ne w ka­ta­lo­gu To­wa­rzy­stwa przy każ­dej z nich ceny świad­czą, że trak­to­wa­ła już swo­ją twór­czość pro­fe­sjo­nal­nie, że je sprze­da­wa­ła. Datę nie­ocze­ki­wa­nie za­my­ka­ją­cą ów twór­czy okres – rok 1912 – wy­zna­cza to, że z lat póź­niej­szych nie za­cho­wa­ły się jej pra­ce ma­lar­skie ani ry­sun­ko­we, ani żad­ne inne świa­dec­twa, któ­re by świad­czy­ły o jej twór­czo­ści. Za­miast no­wych dzieł po­ja­wił się w jej ży­ciu Ste­fan Że­rom­ski, a w maju 1913 – cór­ka Mo­ni­ka.

Kie­dy Anna od­rzu­ci­ła pę­dzel i zre­zy­gno­wa­ła z aspi­ra­cji ar­ty­stycz­nych, mia­ła za­le­d­wie dwa­dzie­ścia czte­ry lata.

* * *

Przy bra­ku do­ku­men­tów, któ­re by za­wie­ra­ły kon­kret­ne in­for­ma­cje do­ty­czą­ce jej ów­cze­sne­go ży­cia, war­to się­gać do in­nych źró­deł – do fo­to­gra­fii, do dzieł Że­rom­skie­go (bar­dzo ostroż­nie!). I do kry­ty­ki ar­ty­stycz­nej – gdyż wo­bec znik­nię­cia bez śla­du więk­szo­ści jej prac, cza­sem tyl­ko ta po­śred­nia dro­ga za­wie­ra ja­kieś in­for­ma­cje o nich.

Ze­sta­wie­nie wi­ze­run­ku, uka­zu­ją­ce­go się na upo­zo­wa­nych fo­to­gra­fiach z lat mło­dzień­czych oraz opi­sów uro­dy bo­ha­te­rek z ksią­żek Że­rom­skie­go, dla któ­rych była ży­wym pier­wo­wzo­rem, wy­da­je się waż­ne: tak wi­dział ją Że­rom­ski. Jed­nak bar­dzo to wszyst­ko nie­pew­ne.

A je­śli nie­pew­ne – to moż­na hi­po­te­tycz­nie do­peł­niać i pro­sto­wać luki, wska­zy­wa­ne przez prof. Adam­czy­ka. Szcze­gól­nie te, któ­re po­wsta­ły jako sku­tek ma­ni­pu­la­cji nie­chęt­nych tej no­wej mi­ło­ści ba­da­czy.

Brak ja­kich­kol­wiek su­ge­stii, do­ty­czą­cych tego, gdzie prze­by­wa­ła w lip­cu i sierp­niu. A waż­ne to dla­te­go, że je­śli rze­czy­wi­ście przez rok się nie wi­dy­wa­li, trud­no by­ło­by zro­zu­mieć, skąd na­gle w tym cza­sie za­lud­nia­ją książ­ki Że­rom­skie­go po­sta­cie ko­bie­ce tak do Anny po­dob­ne, skąd ten od­mła­dza­ją­cy en­tu­zjazm na myśl o prze­no­si­nach do Pa­ry­ża: „Rad je­stem, że wy­ja­dę […] Ma­rzę o no­wej po­wie­ści, któ­rą chcę za­cząć pi­sać w Pa­ry­żu z całą fu­rią mło­do­ści”1. Może więc spo­tka­li się we Wło­szech, może Anna z mat­ką część wa­ka­cji spę­dzi­ły w Za­ko­pa­nem? Są pew­ne po­szla­ki, któ­re su­ge­ru­ją ta­kie moż­li­wo­ści.

Z pol­skich źró­deł nie­wie­le moż­na się do­wie­dzieć o stu­diach ar­ty­stycz­nych Anny i o jej pro­fe­sjo­nal­nych suk­ce­sach. Do­ku­men­ty po­świad­cza­ją, że w 1904 roku za­pi­sa­ła się do nowo otwar­tej Szko­ły Sztuk Pięk­nych w War­sza­wie. Dal­sze wie­ści na ten te­mat dłu­go były pre­zen­to­wa­ne jako hi­po­te­tycz­ne, po­twier­dzo­ne tyl­ko ulot­ny­mi sło­wa­mi: że po­dob­no uczy­ła się ma­lar­stwa we Wło­szech, że była po­tem w Pa­ry­żu…2. Jak­by była tyl­ko ry­su­ją­cą dla przy­jem­no­ści pa­nien­ką z pro­win­cji, ar­tyst­ką do­mo­ro­słą, dla któ­rej stra­cił gło­wę sław­ny pi­sarz. Okry­ła dys­kre­cją wła­sną mło­dość, strze­gąc pry­wat­no­ści znisz­czy­ła wszyst­kie otrzy­ma­ne od Że­rom­skie­go li­sty; hi­sto­ry­cy li­te­ra­tu­ry zgod­nie po­mniej­sza­li ran­gę Anny w jego ży­ciu, to­też w li­te­ra­tu­rze przed­mio­tu po­zo­sta­je w głę­bo­kim cie­niu.

Jak­że nie­słusz­nie! Stu­dio­wa­ła w kra­ju i za gra­ni­cą, i kie­dy zna­la­zła się w Pa­ry­żu, ob­ra­ca­ła się w śro­do­wi­sku ar­ty­stycz­nym, wy­sta­wia­ła swe pra­ce, ce­nio­no je i po­dzi­wia­no jej uro­dę; nie na­le­ży jako baj­ki trak­to­wać wie­ści, że Pi­cas­so dwu­krot­nie ją ry­so­wał, że je­den z tych por­tre­ci­ków po­wę­dro­wał do Chi­ca­go. Może tak było, a może na­wet nie, ale jed­no wia­do­mo na pew­no: pa­ry­skie lata były okre­sem roz­kwi­tu jej ta­len­tu. Ry­sun­ki, eks­po­no­wa­ne na wy­sta­wie pa­ry­skiej w mar­cu 1911 roku, zo­sta­ły nie­by­wa­le wy­so­ko oce­nio­ne.

W nu­me­rze kwiet­nio­wym re­no­mo­wa­ne­go mie­sięcz­ni­ka „L’Art Déco­ra­tif. Re­vue de l’art An­cien & de la vie ar­ti­sti­qua mo­der­ne” oma­wia­no do­rocz­ną pa­ry­ską wy­sta­wę. Tyl­ko dwoj­gu ar­ty­stom po­świę­co­no osob­ne, ob­szer­ne ar­ty­ku­ły: Pau­lo­wi Gau­gu­in i An­nie Za­wadz­kiej. Au­to­rem szki­cu o nie­zwy­kłej mło­dej Po­lce był re­dak­tor cza­so­pi­sma, Fer­nand Ro­ches3.

Spójrz­my, na co zwró­cił uwa­gę i jak oce­niał twór­czość mło­dej ar­tyst­ki (ra­żą­ca dziś nie­co eg­zal­ta­cja ję­zy­ka ar­ty­ku­łu ma swe źró­dło w sty­lu li­te­ra­tu­ry mo­der­ni­zmu). W jej ry­sun­kach Ro­ches doj­rzał wstrzą­sa­ją­cy wy­raz sło­wiań­skiej du­szy, nie­prze­nik­nio­nej, „dzi­kiej i wy­ra­fi­no­wa­nej”, nie­po­ko­ją­ce od­bi­cie „sztu­ki sło­wiań­skiej, któ­ra może być tyl­ko bo­le­sną lub na­mięt­ną, któ­ra umie tyl­ko śmiać się dzi­ko lub łkać, z nie­zwy­kłą sub­tel­no­ścią nie­po­ko­jąc na­sze umy­sły”. […]

„Słod­ka kan­ty­le­na ema­nu­je z jej ry­sun­ków, znie­wa­la­jąc wszyst­ko, co się na nich uka­zu­je. Po­przez nią i dzię­ki niej tra­gizm sta­je się ko­micz­ny, a ko­mizm tra­gicz­ny. Żyje się w tym śnie, w śnie ma­łych Hisz­pa­nów, uczo­nych przez księ­dza tań­ca na świę­to Wiel­kiej­no­cy.

Sztu­ka pan­ny Za­wadz­kiej ude­rza pro­sto­tą, szcze­gól­nie w kom­po­zy­cji i sto­so­wa­nych środ­kach warsz­ta­to­wych. Wy­star­cza jej zwy­kły gra­fit i ja­ka­kol­wiek kart­ka bia­łe­go pa­pie­ru, by uka­zać naj­bar­dziej skom­pli­ko­wa­ne fan­ta­sma­go­rie. Jej ry­su­nek jest pre­cy­zyj­ny, bez­błęd­ny, sub­tel­ny, zdu­mie­wa efek­ta­mi, osią­gnię­ty­mi nie­wy­uczo­ną kunsz­tow­no­ścią. Ton dzie­cię­cej na­iw­no­ści pod­no­si moc wra­żeń. Naj­drob­niej­sze szcze­gó­ły są prze­my­śla­ne, zna­ko­mi­cie roz­pla­no­wa­ne. To są utwo­ry fan­ta­zji. Mają war­tość dzie­ła bar­dzo oso­bi­ste­go, a prze­bi­ja­ją­ca z nich szcze­rość ro­ku­je im trwa­łe miej­sce w przy­szło­ści”.

Te frag­men­ty ob­szer­ne­go ar­ty­ku­łu uka­zu­ją za­uro­cze­nie re­no­mo­wa­ne­go pa­ry­skie­go kry­ty­ka oso­bą i twór­czo­ścią mło­dej de­biu­tant­ki. Wy­war­ła na nim wra­że­nie eg­zo­tycz­ność, któ­rą kładł na karb jej „sło­wiań­skiej du­szy”, ale przede wszyst­kim nie­zwy­kłość ta­len­tu, któ­ry po­zwo­lił ująć ta­jem­ni­cze fan­ta­sma­go­rie w świet­nie zdy­scy­pli­no­wa­ną ca­łość.

Spo­śród eks­po­no­wa­nych w Pa­ry­żu gra­fik Anny Za­wadz­kiej pięć wy­mie­nio­no w ka­ta­lo­gu przy wspo­mnia­nym ar­ty­ku­le Ro­che­sa (dwie z nich re­pro­du­ko­wa­no). Nie­wie­le in­nych się za­cho­wa­ło.

Ko­lej­nym kry­ty­kiem, za­uro­czo­nym jej twór­czo­ścią, był wy­bit­ny mo­der­ni­stycz­ny pi­sarz, Ta­de­usz Mi­ciń­ski. Jego szkic Ma­lar­stwo wi­zyj­ne4 opu­bli­ko­wa­no w mie­sięcz­ni­ku „Sztu­ka” w grud­niu 1912 roku. Pi­sarz od­na­lazł w ry­sun­kach Anny Za­wadz­kiej od­bi­cie bli­skich mu idei fi­lo­zo­ficz­nych i fan­ta­sma­go­rii wy­obraź­ni, wy­kwi­ty de­ka­den­ty­zmu. To, co gdzie in­dziej bywa prze­ciw­sta­wia­ne, tu współ­ist­nie­je w ot­chła­niach prze­strze­ni i cza­su: prze­ni­ka­ją się wza­jem­nie ni­cość i nie­byt, za­ni­ka­ją kon­tu­ry, z de­mo­nicz­ne­go mro­ku ema­nu­je „po­twor­na zmy­sło­wość”, wy­ła­nia­ją się ele­men­ty roz­świe­tlo­ne, ta­jem­ni­czo do­cie­ra­ją­ce z ciem­no­ści.

Anna Za­wadz­ka (ry­su­nek bez ty­tu­łu)

Anna Za­wadz­ka, W par­ku

Anna Za­wadz­ka, Li­lia

Anna Za­wadz­ka, Ta­niec

Mo­ni­ka Że­rom­ska, Mar­twa na­tu­ra z me­lo­nem, olej

Mo­ni­ka Że­rom­ska, Mar­twa na­tu­ra ze szkla­nym dzban­kiem, olej

Mo­ni­ka Że­rom­ska, Dzba­nek z sza­fi­ro­wy­mi kwia­ta­mi, olej

Mo­ni­ka Że­rom­ska, Mar­twa na­tu­ra z wy­pla­ta­nym ko­szem, olej

Cy­tu­ję frag­men­ty szki­cu Mi­ciń­skie­go, od­no­szą­ce się do re­pro­du­ko­wa­nych tu ry­sun­ków:

„Skąd­że jest In­tu­icja me­ta­fi­zy­ki mi­ło­snej w nie­śmia­łej 17-let­niej pen­sjo­nar­ce, jaką po­zna­łem lat temu czte­ry, wie­rzyć nie chcąc, iż […] te świą­ty­nie Pięk­na – wszyst­ko nad­ludz­ko strasz­ne w swej ludz­kiej pod­ziem­no-gwiezd­nej na­tu­rze… są utwo­ra­mi uro­czo na­iw­nej dzie­wecz­ki? […] Ude­rza przede wszyst­kim – Tra­ge­dia ko­bie­ty. […] Kie­dy tę­sk­no­ta zbu­dzi się w mor­der­cy – wra­ca o brza­sku? czy w peł­ni księ­ży­co­wej tak moc­nej, że zda się two­rzyć jako dzień upior­ny na wzgó­rzach dzi­kich, za­ro­słych kol­cza­sty­mi krze­wa­mi – wra­ca na ko­niu ów zbroj­ny ktoś – i pa­trzy, po­chy­lił się z ko­nia – tam nad brze­giem mrocz­nej głę­bo­kiej wody lśni naga ko­bie­ta.

Jest że to owa, któ­ra tak tra­gicz­nie zga­sła, jak du­sza dziec­ka po­grze­ba­ne­go przed­wcze­śnie w gro­bow­cu? – jest że to istot­nie nie­szczę­sna ofia­ra, je­śli są­dzić po ręce za­nu­rzo­nej w wo­dzie?

Ale strzeż się ty zbroj­ny Gau­czo­sie, za­rzu­ca­ją­cy swe oło­wia­ne kule las­sa, oczy tej Li­lii iskrzą zło­wro­go – to nie li­lia – to Li­lith, kró­lo­wa noc­nych sa­ba­tów, mor­der­czy­ni dzie­ci, het­man­ka strzyg.

Nie dar­mo Koń twój cofa się w gro­zie – te­raz się strzeż!… […] Dział dru­gi tego wiel­kie­go kon­cer­tu sta­no­wi – Try­umf ko­bie­ty: […] Ala­ba­stro­wa ko­bie­ta, któ­ra wstrzy­mu­je ogie­ra, ten idzie za nią po­słusz­ny, wspa­nia­ły – an­tycz­ny, jak z Etru­skich waz – Na zie­mi leży nie­szczę­sny bie­dak, ja­kiś sym­pa­tycz­ny dzia­łacz lu­do­wy, lub może fo­to­graf z Dzi­kiej Kacz­ki… Zdru­zgo­ta­ny, twarz wbi­ta w zie­mię, de­li­kat­na ręka wy­su­wa się z rę­ka­wa ko­szu­li. Ale jak mógł do­sia­dać, za­miast tram­wa­ju – Bu­ce­fa­ła, i to wo­bec tej na­giej ko­bie­ty, któ­ra jest tyl­ko po­zor­nie ci­chą, na­iw­ną – bo z isto­ty swej jest We­zu­wiu­szem spię­trzo­nym na Et­nie, jest strasz­niej­sza niż wul­kan Kra­ka­tau, któ­ry zmió­tł­by mia­sta na prze­strze­ni ty­sią­ca mil […] a te­raz baj­ka Wil­de’a o kar­le i Ksią­żę­tach. Oto ogród Buen Re­ti­ro – pło­ną ma­gno­lie na drze­wach, po­są­gi. Róże ja­do­wi­te, i ja­kieś ro­sicz­ki czy kak­tu­sy!… Wtem idzie Księż­nicz­ka z In­fan­tem – dum­ni, mło­dzi, na­dę­ci.

Ka­rzeł smęt­ny jawi się z różą przed nimi w tym stor­tu­ro­wa­nym ogro­dzie […] Ob­raz inny: klasz­tor. Kra­ty w oknie ol­brzy­mim, pod nim or­ga­ny, na któ­rych gra sta­ry ksiądz.

W sali tej, gdzie tyl­ko iskrzy mo­zai­ka, ksiądz mło­dy o twa­rzy prze­wrot­nej, su­chej, mą­drej – jako metr tań­ców uczy ko­ro­wód dziew­czyn. Te w hisz­pań­skich kry­zach, w ka­pe­lu­szach sze­ro­kich, za­czy­na­jąc od ma­leń­kiej dzie­wecz­ki – koń­cząc na do­ro­słej, któ­ra pa­trzy wy­zy­wa­ją­co. Lecz jed­na ze środ­ko­wych może naj­dziw­niej­sza.

Ślicz­ne po­sta­cie, wy­twor­ne, zmy­sło­wo sa­mi­cze, per­wer­syj­no-nie­win­ne – w czar­ny ak­sa­mit ubra­ny typ no­wo­cze­snych cór Ewy. W akor­dzie wę­żo­wym lu­cy­fe­rycz­nym pły­ną ich wę­żo­we cia­ła, jak­by z wi­zji XVIII-wiecz­nej hisz­pań­skie­go Esku­ria­lu. […] Wy­po­wie­dzieć jesz­cze mu­szę mą tro­skę: te­ren, na któ­rym ta­lent ten się krze­wi jest zbyt za­tru­ty, aby nie mu­sia­ła wy­ro­snąć mon­stru­al­ność. W ot­chłan­nej bez­dog­ma­to­wo­ści du­sza za­cze­pi się o ja­kiś pu­sty ko­mu­nał. Wszak wi­dzi­my to wiecz­ne Dżiu dżit­su ży­cia, że naj­słab­sze po­wa­li naj­sil­niej­sze pra­wem roz­pę­du nie­wstrzy­mal­nej siły.

Gdy­by Anna Za­wadz­ka prze­by­ła sie­dem lat w In­diach du­cho­wych, nie spa­la­jąc się w wi­zjach ero­ty­zmu War­sza­wy lub Pa­ry­ża, gdy­by mia­ła do roz­po­rzą­dze­nia ma­lo­wać fre­ska­mi świą­ty­nię Pol­skie­go pie­kła, czyść­ca i raju – gdy­by nie pra­wo okrut­ne, któ­re każe or­chi­dei kwit­nąć, do­pó­ki nie upad­nie na nią py­łek… a wte­dy fi­ni­ta Com­me­dia, fa­cia­no i Bal­bi­ni!… gdy­by nie to, że jest ko­bie­tą – to jest w dzi­siej­szej kul­tu­rze isto­tą ska­za­ną tyl­ko na pa­no­wa­nie tyl­ko przez ero­tyzm, a nie przez Sy­bil­licz­ne ja­sno­widz­two – […] nie lę­kał­bym się o tę świet­ną lam­pę Ala­dy­na.

Ale pło­nąc świa­tłem bez Świa­tła, ja­sno­widz­twem bez Wie­dzy, twór­czo­ścią bez czci dla niej, tę­sk­no­tą nie­skoń­czo­no­ści, od­bi­tą w dwóch na­prze­ciw sie­bie sto­ją­cych lu­strach ka­wiar­ni – Anna Za­wadz­ka może zga­snąć, jak me­te­or”.

Ko­men­ta­rze Ta­de­usza Mi­ciń­skie­go wpro­wa­dza­ły w at­mos­fe­rę ema­nu­ją­cą z tych ry­sun­ków, kształ­tu­ją­cą jed­no­li­ty wir­tu­al­ny świat. Ob­sza­ry oto­czo­ne ska­li­sty­mi gó­ra­mi, mar­twe, mia­sta bez­lud­ne, jak na ob­ra­zach Gior­gia de Chi­ri­co czy Pau­la De­lvaux. Pej­za­że po­zba­wio­ne ro­ślin­no­ści. Świat prze­strze­ni nie­przy­ja­znych, ogra­ni­cza­nych cięż­ki­mi mu­ra­mi dzie­dziń­ca, gma­chem ko­ścio­ła, kra­ta­mi w oknach, za­pa­da­ją­cą ciem­no­ścią dal­sze­go pla­nu. Po­sta­cie są ta­jem­ni­cze, wy­ob­co­wa­ne, ry­so­wa­ne si­nu­so­idal­ny­mi li­nia­mi. Roz­ta­pia­ją się kon­tu­ry, z de­mo­nicz­ne­go mro­ku ema­nu­je – jak pi­sał Mi­ciń­ski – „po­twor­na zmy­sło­wość”, wy­ła­nia­ją się punk­ty roz­świe­tlo­ne, do­cie­ra­ją­ce z roz­prze­strze­nia­ją­cej się ciem­no­ści. Sierp księ­ży­ca i na­gie syl­wet­ki, wy­zby­te sek­sa­pi­lu (znów jak u De­lvaux), i na pierw­szym pla­nie nad wodą leży Li­li­ja, żywa czy już umar­ła? Gro­zę po­tę­gu­ją kon­tra­sty, brzy­do­ta kontr­uje prze­pych, po­kracz­ny ka­rzeł za­bie­ga dro­gę Księ­ciu i In­fant­ce. Spo­za mar­two­ty bije dy­na­mizm: sta­ją­ce dęba ko­nie, naga dziew­czy­na po­skra­mia sza­le­ją­ce zwie­rzę, ta­necz­ny ko­ro­wód i prze­ra­żo­na ucie­ki­nier­ka na ścież­ce skal­ne­go urwi­ska. Wszę­dzie czai się Zło na­peł­nia­ją­ce du­szę ir­ra­cjo­nal­nym lę­kiem. Tym bar­dziej prze­ra­ża­ją­ce, że wy­czu­wal­ne, ale jesz­cze nie­do­peł­nio­ne, do­pie­ro się zbli­ża, nad­cho­dzi. Nie­zna­ne prze­ra­ża naj­moc­niej.

Nie­zwy­kłe sko­ja­rze­nia roz­bu­dza­ły te ry­sun­ki i pro­po­zy­cje ich od­czy­ty­wa­nia. Mi­ciń­ski opi­su­je swo­ją wi­zję, Ro­ches swo­ją – są od­mien­ne, zro­dzo­ne jak gdy­by pod ką­tem wła­snych prze­żyć i wy­zwa­la­nia wła­snych lę­ków i nie­po­ko­jów. Wy­obraź­nia Ro­che­sa uru­cho­mi­ła prze­stwór mrocz­nych ba­śni, wiel­kiej sztu­ki, ma­gów i cza­ro­dzie­jek; Mi­ciń­skie­go – lu­cy­fe­rycz­ny świat zbrod­ni, sa­dy­zmu, śmier­ci i na­mięt­no­ści, za­ska­ku­ją­cy u tak mło­dej ar­tyst­ki. Obaj pi­szą nie tyl­ko o sztu­ce, ale – na tej pod­sta­wie – o An­nie, ich kre­ator­ce.

* * *

„Od lata 1912 roku wia­do­mo o An­nie tro­chę wię­cej, gdyż od tego cza­su jej bio­gra­fia jest ele­men­tem bio­gra­fii Że­rom­skie­go” – pi­sze Adam­czyk. I po­wo­łu­jąc się na fak­ty, któ­rych brak w ka­len­da­rium Sta­ni­sła­wa Eile­go, ma­lu­je cał­ko­wi­cie od­mien­ny ob­raz wy­da­rzeń tam­te­go lata. Że­rom­ski opu­ścił Pa­ryż w czerw­cu; za­trzy­mał się w Kra­ko­wie. Anna i jej mat­ka przy­by­ły do Kra­ko­wa; „w lip­cu po­je­cha­li we tro­je do Za­ko­pa­ne­go, i za­miesz­ka­li w wil­li Ob­roch­tów­ka. Za­czę­li pu­blicz­nie po­ka­zy­wać się ra­zem. Jego obec­ność na od­czy­tach, wie­cach, cha­ry­ta­tyw­nych ba­lach i in­nych im­pre­zach tego ro­dza­ju skwa­pli­wie od­no­to­wy­wa­ły ga­ze­ty, jej obec­ność u boku Że­rom­skie­go sta­ła się te­ma­tem plo­tek i sen­sa­cją to­wa­rzy­ską – prze­ka­zy­wa­ną w li­stach i od­no­to­wy­wa­ną we wspo­mnie­niach. […] Za­ko­pa­ne trzę­sło się od plo­tek”5.

W kwiet­niu 1913 roku Że­rom­ski udał się do Flo­ren­cji, do Anny ocze­ku­ją­cej na­ro­dzin dziec­ka, za­miesz­kał ra­zem z pa­nia­mi przy Piaz­za d’Aze­glio. Mo­ni­ka uro­dzi­ła się 30 maja.

* * *

Ka­mu­fla­że i nie­ja­sno­ści, to­wa­rzy­szą­ce dzie­jom tej bu­rzą­cej to­wa­rzy­skie kon­we­nan­se mi­ło­ści spra­wi­ły, że do­cho­wa­ło się nie­wie­le do­ku­men­tów do­ty­czą­cych ży­cia pry­wat­ne­go. I nie by­ło­by po­trze­by wra­cać do tego te­ma­tu, gdy­by ów brak świa­dectw nie stał się po­żyw­ką dla bio­gra­ficz­nych ma­ni­pu­la­cji hi­sto­ry­ków li­te­ra­tu­ry.

Czas woj­ny Że­rom­scy spę­dzi­li w Za­ko­pa­nem, po jej za­koń­cze­niu prze­nie­śli się do War­sza­wy. Wresz­cie, w lip­cu 1920 roku, Ste­fan Że­rom­ski na­był wil­lę „Świt” w Kon­stan­ci­nie pod War­sza­wą. Tam, we tro­je6, miesz­ka­li przez sześć naj­pięk­niej­szych lat swe­go ży­cia (zimy spę­dza­li jed­nak w War­sza­wie). A po­tem, po śmier­ci Ste­fa­na Że­rom­skie­go, Kon­stan­cin był uko­cha­nym do­mem Anny i Mo­ni­ki.

Nie tyl­ko dla­te­go, że był ich pierw­szą – i je­dy­ną – wła­sną sie­dzi­bą. Kon­stan­cin był rze­czy­wi­ście osa­dą nie­zwy­kłą. Po­wstał tuż przed 1900 ro­kiem, przez wy­dzie­le­nie czę­ści obor­skich dóbr ro­dzi­ny Po­tu­lic­kich, od razu z za­ło­że­niem, że ma być i po­zo­stać „luk­su­so­wym let­ni­skiem”. Ukoń­czo­no wte­dy bu­do­wę wą­sko­to­ro­wej ko­lej­ki z War­sza­wy, miej­sco­wość roz­ra­sta­ła się w wiel­kim tem­pie; do wy­bu­chu woj­ny w 1914 roku (w któ­rym ukoń­czo­no bu­do­wę przy­szłe­go domu Że­rom­skich) cen­trum Kon­stan­ci­na było nie­mal go­to­we. I było rze­czy­wi­ście luk­su­so­we: duże, dro­gie po­se­sje, kosz­tow­ne domy, pro­jek­to­wa­ne przez zna­ko­mi­tych ar­chi­tek­tów i bar­dzo za­moż­ni miesz­kań­cy, wy­wo­dzą­cy się z fi­nan­so­wej i kul­tu­ral­nej eli­ty War­sza­wy. Gdy po za­koń­cze­niu woj­ny Kon­stan­cin znów bu­dził się do ży­cia, bra­ko­wa­ło w nim wpraw­dzie nadal nie­zbęd­nych wy­gód (skle­pów, pie­lę­gniar­ki, le­ka­rza – co szcze­gól­nie do­skwie­ra­ło za­pa­da­ją­ce­mu na zdro­wiu Że­rom­skie­mu), ale była pięk­na, za­pra­sza­ją­ca do spa­ce­rów oko­li­ca (wpi­sa­na w opo­wia­da­nie Że­rom­skie­go Po­mył­ki).

Mo­ni­ka z Ro­dzi­ca­mi we Wło­szech, 1913

Zna­ko­mi­ta była wów­czas at­mos­fe­ra in­te­lek­tu­al­na Kon­stan­ci­na. Sku­pia­li się tu lu­dzie, sko­li­ga­ce­ni wię­za­mi ro­dzin­ny­mi (Ulri­cho­wie, Ma­chlej­do­wie, Her­so­wie, He­ni­szo­wie…) i przy­ja­ciel­ski­mi. Świet­nie wy­kształ­ce­ni i ma­jęt­ni, o roz­wi­nię­tej żył­ce spo­łecz­ni­kow­skiej, an­ga­żu­ją­cy się w roz­ma­itą dzia­łal­ność na rzecz War­sza­wy i Kon­stan­ci­na – rzec moż­na, że na­le­żą­cy do tej sa­mej for­ma­cji du­cho­wej, co Że­rom­ski. Żyli tu lu­dzie wy­bit­ni, ar­ty­ści, lu­dzie pió­ra, ma­la­rze – i przed­się­bior­cy, wy­bi­ja­ją­cy się w swych dzie­dzi­nach. Byli nad­to spo­łecz­ni­ka­mi, udzie­la­ją­cy­mi się na rzecz Kon­stan­ci­na – jak pa­stor Ju­lian Ma­chlejd – rzut­ki war­szaw­ski przed­się­bior­ca i pre­zes Rady Oby­wa­tel­skiej Kon­stan­ci­na.

W naj­bliż­szym oto­cze­niu wil­li „Świt” każ­dy dom ja­koś się wy­róż­niał po­śród in­nych, świad­czył o upodo­ba­niach i ta­len­tach wła­ści­cie­li i o ich za­moż­no­ści, ze­zwa­la­ją­cej na re­ali­za­cję wszel­kich ar­chi­tek­to­nicz­nych fan­ta­zji. Se­ce­sja obok pseu­do-neo­go­ty­ku, wie­życz­ki, pła­sko­rzeź­by na fa­sa­dach, ele­men­ty ba­ro­ku i kla­sycz­ny po­rzą­dek, fon­tan­ny i rzeź­by w ogro­dach. Wiel­ka róż­no­rod­ność wy­glą­dów i roz­mia­rów, a jed­no­cze­śnie żad­ne­go cha­osu, jak­by wszyst­ko było pod­po­rząd­ko­wa­ne wspól­nej, swo­bod­nej, lecz prze­my­śla­nej kon­cep­cji. Wil­le, bu­do­wa­ne pod ką­tem gu­stów i po­trzeb wła­ści­cie­li, sta­wa­ły się dzie­dzic­twem na­stęp­nych po­ko­leń, rody były za­sie­dzia­łe, do­brze się zna­no. Na­wet w pen­sjo­na­tach by­wa­li la­ta­mi (lub przy­jeż­dża­li na od­po­czy­nek) ci sami go­ście. Przy­jaź­nie, wte­dy na­wią­zy­wa­ne, prze­trwa­ły na­wet czas dru­giej woj­ny świa­to­wej i PRL-u – u Anny i Mo­ni­ki Że­rom­skich by­wa­ły czę­sto pa­nie Ha­li­na Her­se i Kry­sty­na He­ni­szo­wa, po­tom­ki­nie Ma­chlej­dów i Ulri­chów.

Po­zna­nie bli­skich i nie­co dal­szych są­sia­dów pań­stwa Że­rom­skich (wśród nich za­przy­jaź­nio­ny Mi­riam-Ze­non Prze­smyc­ki w Chy­li­cach) uła­twia wy­obra­że­nie so­bie at­mos­fe­ry in­te­lek­tu­al­nej i kul­tu­ral­nej, któ­ra im – pi­sa­rzo­wi, jego żo­nie i cór­ce – to­wa­rzy­szy­ła do koń­ca ży­cia7.

Wspo­mnieć war­to, jako cie­ka­wost­kę, że przy uli­cy So­bie­skie­go, nie­opo­dal wil­li „Świt”, po­wsta­wa­ło (nie­ofi­cjal­ne!) ogni­sko pol­skie­go fe­mi­ni­zmu. Pa­tro­no­wa­ła mu wła­ści­ciel­ka wil­li „Gryf” (z mod­nym pen­sjo­na­tem), pani Jó­ze­fa Jaxa Bą­kow­ska, li­te­rat­ka i dzia­łacz­ka or­ga­ni­za­cji ko­bie­cych. Przy­jaź­ni­ła się z nią i wie­le cza­su spę­dza­ła u niej Pau­li­na Ku­czal­ska-Re­in­sch­mit – zna­ko­mi­cie wy­kształ­co­na, nie­stru­dzo­na dzia­łacz­ka mię­dzy­na­ro­do­we­go ru­chu ko­bie­ce­go; wal­czy­ła o wy­bor­cze pra­wa ko­biet, była za­ło­ży­ciel­ką kon­spi­ra­cyj­nej Mię­dzy­na­ro­do­wej Or­ga­ni­za­cji Ko­biet „Unia”. Są­sia­do­wa­ła z nimi Le­onia Rudz­ka, pe­da­gog, dzia­łacz­ka spo­łecz­na, twór­czy­ni no­wo­cze­snych kon­cep­cji na­ucza­nia i wła­ści­ciel­ka szko­ły dla dziew­cząt, ulo­ko­wa­nej obok, w wil­li „Le­onów­ka”. Przy­po­mi­nam te przy­kła­dy, bo świet­ną ar­tyst­ką, z po­wo­dze­niem kon­ku­ru­ją­cą na ryn­ku sztu­ki, była prze­cież Anna Że­rom­ska, i cho­ciaż w la­tach kon­stan­ciń­skich z tych mło­dzień­czych po­ry­wów i am­bi­cji już zre­zy­gno­wa­ła, to prze­cież tam­te za­in­te­re­so­wa­nia mu­sia­ły po­zo­sta­wić ja­kieś śla­dy. Choć­by w po­sta­ci są­siedz­kich re­la­cji czy za­pi­su wpa­da­ją­cej w Kon­stan­ci­nie do Że­rom­skich Ste­fa­nii Sem­po­łow­skiej.

A przy uli­cy Sien­kie­wi­cza, po dro­dze do par­ku i do sta­cji ko­lej­ki, wil­la „Bi­ru­ta” na­le­ża­ła do Hut­ten-Czap­skich, a są­sied­nia po­se­sja – do Ma­ria­na i Ire­ny Zyn­dram-Ko­ściał­kow­skich; tu tak­że prze­trwa­ły do ostat­nich lat ży­cia wię­zy przy­jaź­ni, łą­czą­ce pa­nie Że­rom­skie z pa­nią Ire­ną Ko­ściał­kow­ską.

* * *

Anna Że­rom­ska spę­dzi­ła w Kon­stan­ci­nie sześć­dzie­siąt trzy lata. Zimą prze­by­wa­ła w War­sza­wie, a od kwiet­nia co naj­mniej do koń­ca paź­dzier­ni­ka – w Kon­stan­ci­nie.

Władysław GrzelakPierwsze spotkanie Anny i Stefana

Z wiel­kich pi­sa­rzy w miej­scu spo­tkań cy­ga­ne­rii zja­wia­li się Rey­mont – czę­sto, Że­rom­ski – rza­dziej. Au­to­ra Lu­dzi bez­dom­nych wią­za­ły to­wa­rzy­skie nici z ro­dzi­ną Kle­czyń­skich; Ja­nem, li­te­ra­tem, au­to­rem po­wie­ści Zie­mia snu