Strona główna » Humanistyka » Polski wir I wojny

Polski wir I wojny

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-64476-21-1

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Polski wir I wojny

Sto lat temu europejską wojnę nasi przodkowie przyjęli jako szansę. Jej etapy niosły Polsce nieszczęścia, ale finał drogi - od niebytu do samostanowienia - okazał się radosny. Piłsudski wskrzeszał kraj, tworząc jego wojsko, każdy sojusz z czasów wojny mógł skończyć się tragicznie. Rok 1918 przyniósł jednak niepodległość. Przedstawiamy polskie dążenie i determinację w odzyskiwaniu podmiotowości narodowej.

Polecane książki

W poradniku znajdziecie uwagi dotyczące infrastruktury kolejowej w Railroad Tycoon 3, skierowane do początkujących użytkowników gry, jak również szczegółowy opis lokomotyw, pozwalający porównać maszyny pod względem osiągów w tych samych warunkach. Railroad Tycoon 3 - poradnik do gry zawiera poszukiw...
Ich obopólnie korzystna umowa była jasna. Desmond, bogaty wynalazca, marzył o dziecku i samotnym ojcostwie. McKenna, która potrzebowała pieniędzy na opłacenie studiów, urodziła je jako surogatka. Oboje mieli nigdy się nie spotkać. Sytuacja zmusiła ich jednak do umówienia ...
Dawid to przeciętny facet o nieprzeciętnych umiejętnościach. Jak mało kto czaruje, zwodzi i wykorzystuje kobiety. Jest uwodzicielem, łowcą, dobrze zna Twoje pragnienia. Wiesz, że to nie jest grzeczny facet, ale masz nadzieję, że dla Ciebie się zmieni. Chcesz podejść bliżej, poznać go. To tylko j...
Monografia stanowiąca  próbę ujęcia w jednym opracowaniu zagadnień dotyczących kontroli i nadzoru nad działalnością samorządu terytorialnego w znaczeniu szerokim przez pryzmat ewolucji nadzoru i kontroli z perspektywy 25 lat funkcjonowania samorządu terytorialnego, ocena dokonywana z perspektywy pra...
Napisana z epickim rozmachem, trzymająca w napięciu saga rodzinna! Poruszająca opowieść o zawiłych losach polskiej nauczycielki i niemieckiego oficera SS oraz ich potomków. Pełna dramatycznych momentów historia rozgrywa się na przestrzeni niemal osiemdziesięciu lat, przenosząc czytelnika z przedwoje...
Między światłem a ciemnością.Nowa, jeszcze mroczniejsza i bardziej zmysłowa odsłona bestsellerowej serii "Dwór cierni i róż".Po tym, jak ocaliła Prythian, Feyrę czeka długie i szczęśliwe życie u boku ukochanego Tamlina. Do czasu, gdy o spłatę długu nie upomni się najniebezpieczniejszy z fae – Rhysan...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Opracowanie zbiorowe

XX WIEK. ZBLIŻENIA

POL­SKI WIR I WOJ­NY

1914–1918

OPRA­CO­WAŁA

Agniesz­ka Dębska

WAR­SZA­WA 2014

Co­py­ri­ght by Ośro­dek KAR­TA, 2014

ISBN 978-83-64476-21-1

WYBÓR I OPRA­CO­WA­NIE, KO­OR­DY­NA­CJA: Agniesz­ka Dębska

WSPÓŁPRA­CA RE­DAK­CYJ­NA: Mar­ta Mar­kow­ska, Mar­cin Czaj­kow­ski

KON­SUL­TA­CJA HI­STO­RYCZ­NA: prof. dr hab. An­drzej Choj­now­ski

KWE­REN­DY TEK­STO­WE: Mar­cin Czaj­kow­ski, Ar­tur Kłus, Do­ro­ta Kruk, Małgo­rza­ta Ku­dosz, Pa­tryk Ma­kul­ski, Emi­lia Ma­tu­szew­ska, Emi­lia Wileńska-Skwa­rzec, Mo­ni­ka Żyła oraz zespół al­bu­mu Rok 1918. Od­zy­ski­wa­nie Nie­pod­ległej (2008)

IKO­NO­GRA­FIA: Ka­ro­li­na An­drze­jew­ska

PRO­JEKT OKŁADKI I OPRA­CO­WA­NIE TY­PO­GRA­FICZ­NE: to/stu­dio

SKŁAD: Tan­dem Stu­dio Piotr Suwiński

ZDJĘCIA NA OKŁADCE: s. I – Pa­trol 1 Pułku Ułanów Le­gionów Pol­skich, 1915. Fot. Cen­tral­ne Ar­chi­wum Woj­sko­we; s. IV – Ułan z 1 Pułku Ułanów, 1915. Fot. Bi­blio­te­ka Na­ro­do­wa

OŚRO­DEK KAR­TA: ul. Na­rbut­ta 29, 02-536 War­sza­wa, tel.: (+48) 22-848-07-12, fax: (+48) 22-646-65-11, e-mail: ok@kar­ta.org.pl, www.kar­ta.org.pl

DO­FI­NAN­SO­WA­NO ZE ŚRODKÓW MI­NI­STRA KUL­TU­RY I DZIE­DZIC­TWA NA­RO­DO­WE­GO

PART­NER PRO­JEK­TU:

PRO­JEKT WSPAR­LI: Zbi­gniew Ja­necz­ko, Ar­ka­diusz Piotr Le­nar­to­wicz, Ma­ciej Pi­li­chow­ski, Ja­nusz Pru­siński, Kan­ce­la­ria Ad­wo­kac­ka Sta­nisław Gawiński

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. z o.o.

Od Wy­daw­cy

Pierw­sza woj­na to nie pre­hi­sto­ria. Cho­ciaż nikt z nas jej nie pamięta, wy­ra­sta­my wprost z jej dy­le­matów i roz­strzy­gnięć. Przed stu laty zaczęliśmy zbio­ro­wo określać swój sto­su­nek do po­ten­cjal­ne­go państwa; do sąsiadów-za­borców – w sy­tu­acji, gdy fakt, że byli najeźdźcami, zda­wał się już nie­co blednąć; do własnych wi­zji lep­szej przyszłości. Po­la­cy go­to­wi byli się wte­dy zgo­dzić, że bez woj­ny nie będzie Rzecz­po­spo­li­tej, a za­tem – że woj­na nie jest tyl­ko złem. Stanęli jed­nak wo­bec naj­cięższe­go doświad­cze­nia.

Ta woj­na to przełom pol­skie­go losu. Wcześniej prze­mie­la­ny na drob­ne, in­a­czej przez każdego z za­borców, po jej zakończe­niu – ru­szył po po­nad stu­le­ciu, gwałtow­nie zbie­rając swe dro­bi­ny w spójną całość. Gdy te­raz, od 25 lat, Pol­ska nie­pod­legła może w nie­skrępo­wa­ny sposób do­określać swą tożsamość, po­win­na wra­cać do po­przed­nie­go ćwierćwie­cza (1914–39), w którym nasi przod­ko­wie wy­ku­wa­li ją z za­borczej nie­rze­czy­wi­stości. Wy­ku­li tak, że prze­trwała i II wojnę, i Pe­erel – długie półwie­cze osłabiających ją ide­olo­gii.

W sen­sie mi­li­tar­nym I woj­na dla Pol­ski była wyłącznie nieszczęściem – niosła ka­ta­klizm: śmierć, wypędze­nie, ruinę. Pol­ski żołnierz, nowa jakość po po­przed­nim stu­le­ciu, to – przy na­wet wzor­co­wej wa­lecz­ności – byt ra­czej sym­bo­licz­ny. Choć każdy ówcze­sny so­jusz, w imię którego wal­czył, był dwu­znacz­ny, sku­tecz­ność bi­tew­na działała jed­nak na rzecz po­stu­lo­wa­nej państwo­wości. Fi­nal­nie roz­strzy­gał o niej wy­miar społecz­ny i po­li­tycz­ny woj­ny – de­ter­mi­na­cja w zbio­ro­wym zdo­by­wa­niu pod­mio­to­wości na­ro­do­wej. Z niej na­ro­dziło się państwo.

Przed­sta­wia­my klu­czo­we dla współcze­snej Pol­ski lata 1914–18, wi­dzia­ne przez tych, którzy określili na­stające po­tem, na­sze wspólne stu­le­cie. Zbio­ro­wy pol­ski dzien­nik tam­te­go cza­su pro­wa­dzi przez ko­lej­ne eta­py rze­czy­wi­stości wo­jen­nej; na na­szych zie­miach wy­zna­czała swe pola bi­tew­ne, ale też – w następujących po so­bie odsłonach – in­a­czej za­po­wia­dała możliwe od­ro­dze­nie kra­ju. To, jak prze­szliśmy przez te eta­py i w ja­kiej kon­dy­cji za­mknęliśmy tę zwy­cięską dla nas wojnę, przesądziło i o dwóch de­ka­dach wol­ności, i o następnych – znie­wo­le­nia.

Pol­ska wra­cająca do nie­pod­ległego bytu, jako so­jusz­nik zwy­cięzców w 1918 roku – to nie była sy­tu­acja oczy­wi­sta ani na­wet praw­do­po­dob­na. De­cy­do­wały i wa­run­ki zewnętrzne, na które umie­li wpłynąć pol­scy przed­sta­wi­cie­le na Za­cho­dzie, i de­ter­mi­na­cja w kra­ju, gdzie wymęcze­nie wojną nie osłabiło woli sa­mo­sta­no­wie­nia. Wiel­kie za­wi­ro­wa­nie lat wo­jen­nych, w którym mie­szały się pol­skie ra­cje i które sta­wiało Po­laków nie tyl­ko z bro­nią po prze­ciw­nych stro­nach frontów, ale też w nie­jed­nym kon­flik­cie ide­owym czy po­li­tycz­nym – przy­niosło w końcu wspólne for­mo­wa­nie Nie­pod­ległej.

Dzi­siaj I woj­na świa­to­wa, jak zresztą każda woj­na przeszła lub możliwa, jawi się nam, współcze­snym, jako skończo­ne zło. Po­la­cy w III Rzecz­po­spo­li­tej nie mo­gli­by ra­czej do­strzec w ja­kiej­kol­wiek po­ten­cjal­nej woj­nie cze­goś do­bre­go. Żyje­my w po­ko­ju, co­raz bar­dziej do­ce­niając za­ni­ka­nie (mimo pa­to­lo­gicz­nych epi­gonów) wście­kle-agre­syw­ne­go ob­li­cza ludz­kości. War­to pojąć, dlacze­go sto lat temu – przed II Rzecz­po­spo­litą – było in­a­czej, a w eu­ro­pej­skiej woj­nie przod­ko­wie wi­dzie­li szansę także dla nas, po­tom­nych.

Zbi­gniew Glu­za

Nie­pod­ległość Pol­ski nie jest chi­merą poetów i nie jest punk­tem par­tyj­ne­go pro­gra­mu, lecz jest po­wie­trzem żywotwórczym, bez którego płuca pol­skie nie mogą od­dy­chać […]. Mu­si­my wszy­scy […] odwrócić się od myśli, że sprawę Pol­ski można wyżebrać, wy­sza­chro­wać, wy­cze­kać.

Ste­fan Żerom­ski

Przed­woj­nie

LICZ­NE KRY­ZY­SY, KTÓRE WSTRZĄSAŁY EU­ROPĄ W PIERW­SZYCH LA­TACH XX WIE­KU (W TYM – DWIE WOJ­NY BAŁKAŃSKIE, W 1912 I 1913 ROKU), ZA­PO­WIA­DAŁY NA­DEJŚCIE POWAŻNIEJ­SZE­GO PRZE­SI­LE­NIA. NA ZIE­MIACH POL­SKICH – PO­DZIE­LO­NYCH NA RO­SYJ­SKIE KRÓLE­STWO POL­SKIE, AU­STRIACKĄ GA­LICJĘ I NALEŻĄCĄ DO PRUS WIEL­KO­POLSKĘ – OCZE­KI­WA­NO GO Z NIE­PO­KO­JEM, ALE I NA­DZIEJĄ, ŻE KON­FLIKT POMIĘDZY DO­TYCH­CZA­SO­WY­MI ZA­BOR­CA­MI STWO­RZY WA­RUN­KI DO OD­BU­DO­WY NIE­POD­LEGŁEGO PAŃSTWA. TO, W OPAR­CIU O KTÓREGO Z ZA­BORCÓW TEJ OD­BU­DO­WY BĘDZIE MOŻNA DO­KO­NAĆ, STA­NO­WIŁO PRZED­MIOT PO­LI­TYCZ­NYCH SPORÓW POMIĘDZY PRO­RO­SYJ­SKO NA­STA­WIO­NY­MI NA­RO­DO­WY­MI DE­MO­KRA­TA­MI, A PROAU­STRIACKĄ LE­WICĄ NIE­POD­LEGŁOŚCIOWĄ. Z TĄ OSTAT­NIĄ POWIĄZANE BYŁY DZIAŁAJĄCE W GA­LICJI OR­GA­NI­ZA­CJE PA­RA­MI­LI­TAR­NE (LICZĄCE KIL­KA­NAŚCIE TYSIĘCY CZŁONKÓW) – W TYM ZWIĄZEK STRZE­LEC­KI POD WODZĄ JÓZEFA PIŁSUD­SKIE­GO.

ˆˇˆˇ

Ja­nusz No­wi­na w ar­ty­ku­le Nie­pod­ległość i całokształt prac dla niej w mie­sięczni­ku „Rzecz­po­spo­li­ta”:

Jest już mo­ment ku temu ostat­ni, że w między­ak­cie tra­ge­dii dzie­jo­wej, który przeżywa­my obec­nie, nim za­grzmi zno­wu huk dział, podjąć win­niśmy trudną, ale ko­nieczną pracę myśli, spoj­rzeć w oczy pro­ble­mo­wi, który jest pro­ble­mem bytu lub nie­by­tu na­ro­du pol­skie­go i sta­rać się go roz­wiązać myślowo, za­nim przystąpimy do sze­ro­ko ujętej i poważnej ak­cji.

[…]

Idea nie­pod­ległości win­na być du­chem prze­ni­kającym i ożywiającym wszyst­ko, co na zie­mi pol­skiej ist­nie­je. In­a­czej po­je­dyn­cze gałązki prze­jawów życio­wych schnąć muszą lub wy­krzy­wiać się w kie­run­ku zgub­nych kom­pro­misów.

War­sza­wa, sty­czeń [179]

Płk Ju­liusz Rómmel (Po­lak, ofi­cer ar­mii ro­syj­skiej):

Początek roku 1914 był pod względem po­li­tycz­nym bar­dzo nie­spo­koj­ny. Na Bałka­nach zbie­rały się chmu­ry, cała Eu­ro­pa przysłuchi­wała się i od­czu­wała zbliżającą się burzę. Dy­plo­ma­cja au­striac­ka szła na całego, aby móc zna­leźć ja­kieś po­wo­dy do za­gar­nięcia całej Ser­bii, li­czyła na to, że Ro­sja nie odważy się na wojnę, wiedząc, że za Au­strią stoją Niem­cy, związane z nią so­ju­szem woj­sko­wym.

Pe­ters­burg [178]

Z ar­ty­kułu w „Ku­rie­rze Po­znańskim”:

„Ide­olo­gia” p. [Władysława] Stud­nic­kie­go i Ko­mi­sji Tym­cza­so­wej* orze­ka, że je­dy­nym na­szym od­wiecz­nym wro­giem – Ro­sja; z Pru­sa­mi należy za­wrzeć przy­mie­rze, od­wra­cając ich in­stynk­ty za­bor­cze od ziem pol­skich, a skie­ro­wując ich eks­pansję ku za­gad­nie­niom tzw. bli­skie­go wscho­du. Kto tej ide­olo­gii nie uzna­je, ten mo­ska­lo­fil, ten zdraj­ca i z tym załatwi się Ko­mi­sja Tym­cza­so­wa, sko­ro wy­bi­je go­dzi­na.

Za­prawdę, nie od­da­wa­liśmy i nie od­da­je­my się złudze­niom co do Ro­sji, jej ro­zu­mu po­li­tycz­ne­go i jej in­ten­cji wo­bec na­ro­du pol­skie­go. Ale nie­za­leżnie od tego mu­si­my orien­tację Ko­mi­sji Tym­cza­so­wej i jej „hi­sto­ry­ka” p. Stud­nic­kie­go na­zwać bez­myślnym nie­uc­twem.

Dziec­ko, uczące się po raz pierw­szy dziejów Pol­ski – Pol­ski przed­hi­sto­rycz­nej, państwo­wej i po­roz­bio­ro­wej, musi od­czuć i zro­zu­mieć, że od­wiecz­nym wro­giem pol­skości jest przede wszyst­kim świat ger­mański; wro­giem czy­hającym od za­cho­du na naszą zagładę już wówczas od daw­na, gdy nie­bez­pie­czeństwo wschod­nie w ogóle jesz­cze nie ist­niało, wro­giem sto­kroć mędrszym, sys­te­ma­tycz­niej­szym i, nie wa­haj­my się po­wie­dzieć, groźniej­szym, wro­giem ota­czającym nas ze wszech stron moc­nym ko­li­skiem in­tryg i czu­wającym bez wy­tchnie­nia nad tym, by w klesz­cze ujęty był nie tyl­ko żywioł pol­ski w państwie pru­skim, lecz cały naród pol­ski, gdzie­kol­wiek od­dy­cha, pra­cu­je, żyje.

Po­znań, 10 stycz­nia [109]

Józef Piłsud­ski, „Mie­czysław” (Ko­men­dant Główny Związku Strze­lec­kie­go) w roz­ka­zie do ko­mend miej­sco­wych Związku Strze­lec­kie­go:

Pięćdzie­siąt [51] lat temu oj­co­wie nasi w ciemną noc stycz­niową ze­rwa­li się do tej wal­ki, do której i my, ich sy­no­wie, się spo­so­bi­my. Rocz­ni­ca naj­bliższe­go w cza­sie i tym droższe­go na­sze­mu ser­cu, że przez tchórzo­stwo pol­skie tyle hańbio­ne­go i ośmie­szo­ne­go boju, nie po­win­na w na­szych sze­re­gach minąć bez śladu.

Roz­ka­zuję prze­to, co następuje:

1. Wszyst­kie podwładne mi or­ga­ni­za­cje strze­lec­kie mają w ciągu ty­go­dnia, w którym przy­pa­da dzień 22 stycz­nia, odbyć noc­ne ćwi­cze­nia stycz­nio­we.

2. Zbiórka win­na być wszędzie prze­pro­wa­dzo­na w sposób mo­bi­li­za­cyj­ny, czy­li że w noc wy­braną przez ko­mendę miej­scową od­dział ma być nie­spo­dzia­nie zmo­bi­li­zo­wa­ny dla ćwi­cze­nia.

3. Spe­cjal­na uwa­ga win­na być zwrócona na szyb­kość i spraw­ność mo­bi­li­za­cyjną. Pamiętać należy, iż od ta­kiej właśnie spraw­ności zależy najczęściej po­wo­dze­nie przed­sięwzięć po­wstańczych. Pamiętać należy, iż w noc, której pamięć czcić mamy, nie­udały wy­nik działań zbroj­nych spo­wo­do­wa­ny zo­stał w znacz­nej mie­rze niespraw­nością mo­bi­li­za­cyjną spi­sko­wych, których czwar­ta część za­le­d­wie sta­wiła się na punk­ty zbor­ne!

Lwów, 12 stycz­nia [165]

Z ar­ty­kułu w „Ku­rie­rze Lwow­skim”:

Naj­większym bra­kiem współcze­snej Pol­ski jest brak lu­dzi czy­nu, to jest sa­mo­dziel­nych, twórczych or­ga­ni­za­torów życia pol­skie­go w różnych dzie­dzi­nach. […]

Brak lu­dzi czy­nu ściśle się łączy z bra­kiem własnej or­ga­ni­za­cji państwo­wej, bo tyl­ko własne państwo może być ko­lebką nor­mal­nie roz­wi­jającego się społeczeństwa. Naszą nie­wolę po­li­tyczną może każdy wy­czy­tać z twa­rzy Po­la­ka, która nie jest ob­li­czem wol­ne­go człowie­ka. Piętno nie­woli od­bi­ja się na na­szej twa­rzy, w tem­pie na­sze­go życia, w spo­so­bie myśle­nia i od­czu­wa­nia. Nie­wo­la za­bi­ja, dez­or­ga­ni­zu­je i pod­li, nie­wola wy­cho­wu­je prze­ciętny typ człowie­ka bier­ne­go, uległego, skarżącego się, a taki typ jest an­ty­tezą człowie­ka czy­nu, który musi mieć sze­ro­ki od­dech i sze­ro­ki ob­szar działania. […]

Jedną z naj­większych wad na­sze­go wy­cho­wa­nia, nie tyl­ko szkol­ne­go, ale i oby­wa­tel­skie­go, jest zbyt da­le­ko po­su­nięta ku­ra­te­la nad człowie­kiem. U nas roz­wi­jająca się in­dy­wi­du­al­ność człowie­ka musi być od sa­me­go początku wtłoczo­na w pe­wien ściśle określony sza­blon, poza który wyjść nie wol­no, bo in­a­czej popełnia się grzech śmier­tel­ny prze­ciw „prze­pi­som” szkol­nym, kościel­nym, urzędo­wym… […]

Ta nieszczęsna ku­ra­te­la, ciążąca nad całym na­szym życiem, za­bi­ja nam lu­dzi czy­nu jesz­cze w wie­ku młodzieńczym. Ulu­bio­nym ty­pem w na­szych szkołach jest isto­ta po­kor­na, bier­nie spełniająca wolę „przełożonych”, mier­nie zdol­na, ale za to ide­al­nie „pod­ku­ta” i mająca wszel­kie kwa­li­fi­ka­cje na przyszłą mier­notę życiową, dla której ide­alną formą bytu będzie „au­to­ma­tycz­ny awans”.

Lwów, 24 stycz­nia [96]

Alek­san­der Skar­bek (wi­ce­pre­zes Koła Pol­skie­go** w par­la­men­cie au­striac­kim) w wy­wia­dzie dla ber­lińskie­go dzien­ni­ka „Die Zeit”:

Obec­nie po­li­ty­ka rządu ro­syj­skie­go żadną miarą nie wska­zu­je, ja­ko­by mia­no w ja­ki­kol­wiek sposób zmie­nić kurs do­tych­cza­so­wy, zmie­rzający do uci­ska­nia Po­laków. […] Dążność zru­sy­fi­ko­wa­nia wszyst­kie­go od­bi­ja się naj­wy­raźniej w szkol­nic­twie. W Króle­stwie Pol­skim nie ma uni­wer­sy­te­tu pol­skie­go. Nie ma gim­nazjów państwo­wych z języ­kiem wykłado­wym pol­skim. Szkoły lu­do­we są ro­syj­skie. […] Na Li­twie i w gu­ber­niach małoru­skich za­ka­za­no udzie­la­nia pry­wat­nej na­uki pol­skiej. Każdy, kto prze­kra­cza ten za­kaz, ule­ga su­ro­wym ka­rom. Także w dzie­dzi­nie kościel­nej po­wta­rzają się licz­ne prześla­do­wa­nia. Rząd ro­syj­ski dąży do szko­dze­nia żywiołowi pol­skie­mu na każdy możliwy sposób pod względem go­spo­dar­czym. […]

O ja­kiej­kol­wiek au­to­no­mii w Króle­stwie Pol­skim nie można mówić. Praw­da, że ist­nie­je za­miar udzie­le­nia sa­morządu mia­stom, ale języ­kiem urzędo­wym ma być wyłącznie ro­syj­ski. […] Au­stria po­sia­da sym­pa­tie wszyst­kich Po­laków, Ro­sja na­to­miast ta­kich sym­pa­tii nie po­sia­da. Sym­pa­tie dla Au­strii były w Króle­stwie Pol­skim na­wet bar­dzo wiel­kie. Nie­ste­ty po­li­ty­ka pru­ska prze­ciw­ko Po­lakom w Po­znańskiem do­pro­wa­dziła do tego, że sym­pa­tie w Króle­stwie Pol­skim odnośnie do sprzy­mie­rzo­nej z Pru­sa­mi Au­strii także nie­co ochłodły. Po­la­cy w Ga­li­cji umieją do­sko­na­le cenić war­tość państwa kon­sty­tu­cyj­ne­go, opie­rającego się na spra­wie­dli­wości i uzna­niu praw na­ro­do­wych. Nie ma żad­ne­go stron­nic­twa, które mogłoby wzdy­chać do państwa tak nie­spra­wie­dli­wie rządzo­ne­go, jak Ro­sja.

Wie­deń, 4 lu­te­go [110]

Z ar­ty­kułu w „Ilu­stro­wa­nym Ku­rie­rze Co­dzien­nym”:

Naprężenie nie­miec­ko-ro­syj­skie! Tym alar­mem roz­brzmie­wają dziś nie­miec­kie dzien­ni­ki, a alarm ten bu­dzi w świe­cie po­li­tycz­nym, przede wszyst­kim w Niem­czech, wiel­ki nie­pokój. Nie­pokój uza­sad­nio­ny. Gdy się zważy na nad­zwy­czaj zażyłe sto­sun­ki ro­syj­sko-nie­miec­kie, wzmoc­nio­ne na­wet po­kre­wieństwem dy­na­stii; gdy zwróci się uwagę na kie­row­niczą rolę, jaką w po­li­ty­ce ro­syj­skiej od­gry­wał Ber­lin, to na­wet wieść o oziębie­niu pomiędzy Niem­ca­mi a Rosją mogłaby bu­dzić uza­sad­nio­ne zdu­mie­nie. Obec­nie zaś nie ma już mowy o oziębie­niu, lecz o – naprężeniu wza­jem­nych sto­sunków dwóch przy­ja­ciół ser­decz­nych, cara Mikołaja i ce­sa­rza Wil­hel­ma.

[…] Tam zaś, gdzie star­cie ta­kie ist­nie­je, można ocze­ki­wać rze­czy naj­gor­szych, naj­nie­bez­piecz­niej­szych, nie wyłączając na­wet możliwości kon­flik­tu zbroj­ne­go. Taki kon­flikt pomiędzy Rosją a Niem­ca­mi nie mógłby nie pod­ważyć po­ko­ju ogólno­eu­ro­pej­skie­go. […]

Ro­zu­mie się, o ile by star­cie to nastąpiło, byłoby ono wiel­kim po­stra­chem, wiel­kim nie­bez­pie­czeństwem dla zbrojącej się od stóp do głów Eu­ro­py. Byłaby to jed­na z tych groźnych he­ka­tomb, które po­zo­sta­wiają głęboki ślad w hi­sto­rii świa­ta. Dla nas jed­nak byłaby ona mniej strasz­na. Prze­ciw­nie – otwo­rzyłaby ona przed nami nowe ho­ry­zon­ty na­dziei, gdyż nie uścisk ser­decz­ny dwóch za­borców, ale ich jak naj­ostrzej­sze star­cie daje nam szan­se za­bra­nia głosu w na­szej spra­wie, podjęcia od­bu­do­wy Pol­ski nie­pod­ległej.

Kraków, 7 lu­te­go [187]

Józef Piłsud­ski pod­czas od­czy­tu O pol­skim ru­chu strze­lec­kim:

Naród pol­ski wi­dzi w całej roz­ciągłości swą bez­sil­ność wo­bec per­spek­ty­wy woj­ny, która miała być sto­czo­na na jego zie­mi i która wydać go miała na łup Au­strii i Ro­sji. Tra­ge­dia jego prze­zna­czeń, ska­zująca go na pokaźne zwiększe­nie sze­regów woj­sko­wych trzech za­borców, może także po­sta­wić jego synów na­prze­ciw sie­bie we wro­gich sze­regach. Okrop­ność tej wi­zji, w sposób o wie­le dra­stycz­niej­szy niż wszel­kie ar­gu­men­ty lo­gicz­ne, roz­strzy­ga o roz­wo­ju or­ga­ni­za­cji woj­sko­wych. Licz­ba ich szyb­ko wzra­sta, a zna­cze­nie uwy­dat­nia się co­raz bar­dziej. Jeśli z początku opie­rały się one prze­ważnie na młodzieży in­te­li­genc­kiej, to obec­nie znaj­dują zwo­len­ników we wszyst­kich odłamach społeczeństwa, zwłasz­cza wśród lud­ności ro­bot­ni­czej i wiej­skiej. Zy­skując dla swej spra­wy te ele­men­ty, sta­no­wiące 7/8 członków, zdo­były pod­sta­wy moc­ne i pew­ne – i stają się siłą, z którą odtąd trze­ba się będzie li­czyć.

[…] Rozwój przy­go­to­wań woj­sko­wych dał już efek­ty po­zy­tyw­ne, nie­ule­gające wątpli­wości: sta­no­wi dla na­sze­go kra­ju pewną war­tość na ryn­ku po­li­tycz­nym Eu­ro­py, z którego kwe­stię polską po upad­ku po­wsta­nia 1863 roku bez­li­tośnie wy­kreślono. […] Je­dy­nie miecz waży dziś coś na sza­li losu na­rodów. Naród, który chciałby przy­mknąć oczy na tę oczy­wi­stość, prze­kreśliłby bez­pow­rot­nie swą przyszłość. Nie wol­no nam być ta­kim właśnie na­rodem. Ini­cja­to­rzy ru­chu woj­sko­we­go wska­za­li kra­jo­wi drogę, którą należy kro­czyć. Lecz osta­tecz­ny re­zul­tat zależy całko­wi­cie od in­ten­syw­ności zbio­ro­we­go wysiłku, od czyn­ne­go i upo­rczy­we­go współdziałania całego na­rodu.

Paryż, 21 lu­te­go [161]

Z ko­re­spon­den­cji z Wied­nia w „Dzien­ni­ku Po­znańskim”:

Wia­do­mości o próbnej mo­bi­li­za­cji w Ro­sji wywołują tu głębo­kie za­nie­po­ko­je­nie. Już oneg­daj w „Kölni­sche Ze­itung” ogłoszo­ny ar­ty­kuł wy­warł nie­zwykłe wrażenie, bo po raz pierw­szy – jak za­uważono – in­spi­ro­wa­ny or­gan nie­miec­ki wyraźnie wy­po­wie­dział, że zbro­je­nia ro­syj­skie kie­rują się prze­ciw Niem­com. Dotąd tak­ty­ka pra­sy nie­miec­kiej bywała kon­se­kwent­nie inna. Niem­cy sta­wały za­wsze w po­zie opie­ku­na Au­stro-Węgier, utrzy­my­wały fikcję, że ich własny sto­su­nek do Ro­sji jest jak naj­lep­szy, a wszyst­kie ro­syj­skie zbro­je­nia godzą tyl­ko w Au­strię. […] Dzien­nik nie­miec­ki przy­znał, że Niem­cy bro­nić muszą własnej skóry.

Wie­deń, 4 mar­ca [37]

Mi­chał So­kol­nic­ki (członek władz Związku Strze­lec­kie­go, współpra­cow­nik Józefa Piłsud­skie­go):

Opi­nia w Au­strii pragnęła po­ko­ju i – na­stra­ja­na umyślnym tu­ma­nie­niem pra­sy – jesz­cze bar­dziej łudziła sie­bie samą sztucz­nym pa­cy­fi­zmem; opi­nia pol­ska w Ga­li­cji szła na ogół za opi­nią Wied­nia. Opi­nia pol­ska w za­bo­rze ro­syj­skim chciała za wszelką cenę po­ko­ju i mo­dliła się o pokój, mając so­bie wmówio­ne przez de­kla­ma­torów ro­dzi­mych i przez ce­lo­we pod­szep­ty obce, że woj­na ozna­cza nowe po­działy i osta­teczną zgubę Pol­ski. Co gor­sza, ta­kież przed­wcze­sne po­ko­jo­we za­po­wie­dzi, sztucz­ne na­stro­je, opar­te na fałszy­wych da­nych, sze­rzo­ne były przez Wie­deń na użytek kół po­li­tycz­nych pol­skich. W ten sposób większość źródeł, z ja­kich się czer­pało in­for­ma­cje czy wy­mie­rzało ozna­ki nad­chodzącego cza­su, myliła i na­sta­wiała fałszy­wie. Na­stro­je tej zdra­dli­wej nie­praw­dy udzie­liły się kie­row­nic­twu or­ga­ni­za­cji woj­sko­wych. Ani Piłsud­ski, ani jego naj­bliżsi do­rad­cy po­li­tycz­ni wiosną 1914 nie ocze­ki­wa­li prędkie­go wy­bu­chu woj­ny.

Kraków, wio­sna [187]

Z ar­ty­kułu w „Ilu­stro­wa­nym Ku­rie­rze Co­dzien­nym”

Lat sto dwa­dzieścia mija od chwi­li, kie­dy Eu­ro­pa wy­kreśliła nas z mapy po­li­tycz­nej. Chwilę tę za­pi­sała w swej księdze Ne­me­zis [bo­gi­ni ze­msty] dzie­jo­wa jako jedną z naj­ohyd­niej­szych zbrod­ni, do­ko­na­nych w no­wo­cze­snych wie­kach.

Wiek upłynął, a kon­se­kwen­cje tego mor­du po­li­tycz­ne­go […] mszczą się na Eu­ro­pie. Hy­dra zbro­jeń nie­ustan­nych, mi­lio­ny lu­dzi stojących pod bro­nią, krwiożer­cze wyścigi, kto będzie mógł z ar­mat wy­rzu­cać cięższe po­ci­ski, ru­ina eko­no­micz­na i strach przed nad­chodzącym cza­sem, wstrząsający państwa­mi eu­ro­pej­ski­mi – oto ob­raz współcze­snej kul­tu­ry eu­ro­pej­skiej.

I nie na próżno strach ów łomo­ta w pier­siach gra­bieżców na­sze­go bytu państwo­we­go. Z gardła Ne­me­zis dzie­jo­wej bie­gnie oszałamiający, tra­gicz­ny okrzyk: „Czas i na was…”. […]

„Pol­ska zmar­twych­wsta­nie” – oto sa­kra­men­tal­ne słowa.

Kraków, 12 kwiet­nia [61]

Z ar­ty­kułu w „Ku­rie­rze Lwow­skim”:

Jeżeli nam na­sza szkoła i śro­do­wi­sko społecz­ne nie wy­cho­wa tward­szych cha­rak­terów i kon­se­kwent­nych, har­tow­nych, a nie­ustępli­wych twórców i or­ga­ni­za­torów życia – to my nig­dy nie sta­nie­my się na­ro­dem sa­mo­dziel­nym. Nie zbu­du­je nie­pod­ległej Pol­ski ten, kto nie umie silną wolą kie­ro­wać się w co­dzien­nym życiu, bo­wiem bu­do­wa­nie Pol­ski wy­ma­ga bo­ha­ter­stwa trwałego, a nas często nie stać na drob­ny choćby, ale kon­se­kwent­ny wysiłek.

Lwów, 17 kwiet­nia [97]

Sta­nisław Grab­ski (po­li­tyk ru­chu na­ro­do­we­go):

[Na zjeździe Rady Głównej Ligi Na­ro­do­wej***] Usta­li­liśmy so­bie de­fi­ni­tyw­nie, że zro­bi­my wszyst­ko, co będzie w na­szej mocy, by społeczeństwo pol­skie w zna­ko­mi­tej swej większości stanęło bez za­strzeżeń prze­ciw­ko Niem­com po stro­nie Trójpo­ro­zu­mie­nia****, łącznie z Rosją, wy­su­wając na front zadań po­li­ty­ki na­ro­do­wej ze­spo­le­nie trzech za­borów. Wy­cho­dzi­liśmy przy tym z założenia, że je­dy­nie prze­kreśle­nie dzieła roz­biorów i zjed­no­cze­nie wszyst­kich ziem Pol­ski, choćby na ra­zie pod rządami sa­mowład­nych carów, da na­ro­do­wi na­sze­mu do­sta­teczną siłę dla sku­tecz­nej wal­ki o od­zy­ska­nie z cza­sem sa­mo­dziel­ności państwo­wej.

[…] Re­al­nie zaś dać nam może zjed­no­cze­nie Pol­ski tyl­ko zwy­cięstwo Ro­sji nad Niem­ca­mi i Au­stro-Węgra­mi. Więc w każdym ra­zie trze­ba temu zwy­cięstwu po­ma­gać i na ra­zie głośno się tyl­ko jed­ne­go do­ma­gać: ze­spo­le­nia wszyst­kich ziem pol­skich. Przed­wcze­sne wy­su­wa­nie przez obóz an­ty­nie­miec­ki hasła nie­pod­ległości może je­dy­nie odstręczyć Rosję.

Wie­deń, 23 kwiet­nia [53]

Mi­chał So­kol­nic­ki:

Aż po mie­siące wio­sen­ne 1914 roku nie mie­li strzel­cy w zwy­cza­ju cho­dzić gro­mad­nie do kościoła. Nie żeby bez­bożnicy, ale z pew­nej prze­ko­ry. Woj­sko „od święta” po­zo­sta­wi­liśmy Drużynom Bar­to­szo­wym czy Sokołom, w ogóle lu­dziom bo­go­boj­nym. Po co się zbyt­nio na­przy­krzać Panu Bogu… Woj­sko ro­bi­liśmy dla woj­ska, dla woj­ny. Ta ro­bo­ta, częścio­wo za­kon­spi­ro­wa­na, nie lu­bo­wała się jesz­cze w świe­tle dnia i z rzad­ka tyl­ko, da­le­ko, na dy­stans od zbyt­niej cie­ka­wości bliźnich, pa­no­szyła się słonecz­na wesołość: uro­czy­stości za­cho­wa­my na czas, gdy będzie­my bić i zwy­ciężać.

Pierw­szy raz wte­dy w koście­le wiej­skim w oko­li­cach Wa­do­wic byliśmy zbio­ro­wo, tłumnie […]. Sta­liśmy na cze­le z Ga­licą [ko­men­dan­tem okręgo­wym], śpie­wa­liśmy po­tem wszy­scy Boże, coś Polskę i rzecz odbyła się pięknie. W ma­jo­wym słońcu, w rozbłysz­czo­nych do­li­nach, w po­wo­dzi słonecz­ne­go wcze­sne­go ciepła odbyły się po­tem kom­pa­nij­ne ćwi­cze­nia.

Wa­do­wi­ce, 3 maja [187]

Win­cen­ty Wi­tos (działacz ru­chu lu­do­we­go, poseł do ga­li­cyj­skie­go Sej­mu Kra­jo­we­go*****):

W Ga­li­cji roz­wi­jało się pra­wie bez prze­szko­dy pol­skie życie na­ro­do­we i to nie tyl­ko tej dziel­ni­cy, lecz nie­mal całej Pol­ski, gdyż kryjąc się przed prześla­do­wa­niem w in­nych dziel­ni­cach, zna­lazło tu bez­piecz­ne schro­nie­nie. W Ga­li­cji mo­gli się schro­nić różni prześla­do­wa­ni po­li­tycz­ni i na­ro­do­wi działacze, pro­wadząc swoją ro­botę nie­pod­ległościową bez przeszkód, a na­wet przy po­mo­cy rządu au­striac­kie­go. Oczy­wiście, że rząd to­le­ro­wał ją, a na­wet po­pie­rał tyl­ko wten­czas, jeśli mu szła na rękę i była prze­ciw Ro­sji skie­ro­wa­na. Do utrwa­le­nia zmia­ny w tych poglądach, a także roz­pa­le­nia nie­na­wiści do Ro­sji aż do białości po­su­niętej, przy­czy­ni­li się też w niektórych oko­li­cach emi­sa­riu­sze z Króle­stwa, prze­ważnie so­cja­liści, którzy w dużej ilości przy­by­wa­li do Ga­li­cji. Wszy­scy oni nie­mal ucho­dzi­li za męczen­ników i ofia­ry car­skich rządów, opo­wia­da­li sze­ro­ko o swo­ich strasz­nych przejściach i męczar­niach. Mówili o prześla­do­wa­niu wia­ry i na­ro­do­wości, więzie­niach, ka­za­ma­tach, bi­ciu, mor­do­wa­niu, wysyłce na Sy­bir.

Przy każdej spo­sob­ności usiłowa­li prze­ko­nać słucha­czy, że Ro­sja obec­na to tyl­ko po­zor­na potęga i ko­los na gli­nia­nych no­gach, który się może roz­bić przy pierw­szym ude­rze­niu. Że woj­sko tam­tej­sze zde­mo­ra­li­zo­wa­ne i roz­bite, poza tym nie po­sia­da pra­wie zupełnie ka­ra­binów, mun­durów ani też żad­nych za­pasów, bo to wszyst­ko zo­stało roz­kra­dzio­ne. Ge­ne­rałowie i większość ofi­cerów pozo­staje na żołdzie nie­miec­kim, go­to­wa każdej chwi­li do zdra­dy. Cara i jego ro­dzinę trzy­ma w swo­im ręku pop Ra­spu­tin, także przez Niemców opłaca­ny.

De­kla­ro­wa­li, że cała lud­ność Króle­stwa po pro­stu dy­szy nie­na­wiścią prze­ciw Ro­sji i ca­ra­to­wi, że mo­bi­li­za­cja się tam rządowi nie uda, a na dany znak wszyst­ko sta­nie pod bro­nią, ale w sze­re­gach po­wstańczych prze­ciw Ro­sji. Opo­wia­da­li o ma­sach bro­ni prze­my­ca­nej przez lata z Au­strii i Nie­miec, a po­cho­wa­nej w piw­ni­cach domów, w kościołach, la­sach lub też za­ko­pa­nej w zie­mi. Wszy­scy Po­la­cy cze­kają tam nie­cier­pli­wie, ażeby ją tyl­ko wziąć do rąk. Cała zaś ta ol­brzy­mia ak­cja zo­stała prze­pro­wa­dzo­na przez nich tak spraw­nie, że Mo­ska­le […] nic o niej nie wiedzą. Jeżeli woj­ska au­striac­kie wkroczą do Króle­stwa, to się cały naród na­tych­miast do nich przyłączy. Woj­na ro­ze­gra się bar­dzo szyb­ko, bo lud­ność ro­syj­ska wystąpi także prze­ciw ca­ra­to­wi.

Wsku­tek tej agi­ta­cji wie­lu lu­dzi, szczególnie młodych, za­po­mniało o tym, co woj­na nie­sie złego, a wi­działo tyl­ko jej do­bre stro­ny.

Wierz­chosławi­ce (Ga­li­cja), wio­sna [204]

Mi­chał So­kol­nic­ki:

Jeżeli, po­rzu­cając łatwą polską nie­przy­jaźń ludzką, za­po­mi­nając na chwilę kwasów i swarów, ro­zej­rzeć się było wkoło, stwier­dzało się, że ruch woj­sko­wy wzra­stał, że sta­wał się siłą. Kil­ka tysięcy młodzieńców kształciło się i ćwi­czyło z bro­nią na te­re­nie Ga­li­cji. Pa­ru­set ofi­cerów i kan­dy­datów na ofi­cerów od­da­wało się zażar­tej pra­cy przy­go­to­waw­czej. Sztab opra­co­wy­wał pla­ny i za­da­nia na bliską przyszłość. Poza tą siłą wi­dzialną i ob­li­czalną stała ta­jem­ni­ca Króle­stwa, znaj­do­wały się re­zer­wy, siły nie­zmie­rzo­ne. Je­dy­nie Piłsud­ski i jego naj­bliżsi współpra­cow­ni­cy wie­dzie­li w przy­bliżeniu, co fak­tycz­nie była war­ta i ile wy­no­siła ta po­zy­cja nie­wia­do­ma na­sze­go ra­chun­ku.

Z zewnątrz można było przy­pusz­czać, że za tysiącami zor­ga­ni­zo­wa­ny­mi w Ga­li­cji stoją dzie­siątki tysięcy go­to­we do boju w za­bo­rze ro­syj­skim. Te siły, zarówno wia­do­me, jak niewia­do­me, sze­rzyły nie­pokój we wro­giej, ota­czającej nas at­mos­fe­rze; jak ma­gnes przy­ciągały nie­bez­pie­czeństwo.

Kraków, wio­sna [187]

Bar­ba­ra Kos­suthówna (człon­ki­ni od­działu ko­bie­ce­go Strzel­ca):

Na wiosnę 1914, w Zie­lo­ne Świątki, na­zna­czo­no ćwi­cze­nia strze­lec­kie. Hur­ra, hur­ra! I od­działy żeńskie też pójdą. „I nie­wia­sty pójdą z nami – będą wal­czyć z Mo­ska­la­mi” – śpie­wa rozgłośnie je­den z plu­tonów strze­lec­kich na wia­do­mość o ko­bie­tach.

[…] Jakaś mała sta­cyj­ka… „Wysiąść.” Stoją w sze­re­gu bez ple­caków, które jadą na fu­rze. Piękny rześki ra­nek, do­bra dro­ga wie­dzie wśród opłotków […]. Kręte drożyny po­lne schodzą do brze­gu Wisły […]. Chwi­la jesz­cze, a cały od­dział żeński jest już umiesz­czo­ny w długiej wąziut­kiej łodzi, pierw­sze­go od­działu woj­sko­we­go przyszłej pol­skiej flo­tyl­li. […]

Hej, gdzie woj­na? Toż o niej nic się nie mówi. Mówią może tyl­ko baby ze wsi, które spo­tkaw­szy od­dział na dro­dze już na prze­ciw­nym brze­gu i zmiar­ko­waw­szy, że to te „ko­bi­ty-żołnie­rki”, co to w Kra­ko­wie uczą się „ma­sie­run­ku”, wołają do nas radośnie i z mocą: „A wy­wo­juj­ta że nam Polskę!”. – „Niedługo!” – od­po­wia­da­my ocho­czo, nie myśląc wte­dy w żar­tach, że istot­nie będzie to… niedługo.

Oko­li­ce Czer­ni­cho­wa, 31 maja [202]

Z ko­re­spon­den­cji z Wied­nia w „Ilu­stro­wa­nym Ku­rie­rze Co­dzien­nym”:

Wul­kan bałkański znów hu­czy, znów zio­nie ogniem i dy­mem. Roz­le­gają się też jak­by grzmo­ty pod­ziem­ne, świadcząc, iż je­steśmy do­pie­ro na pro­gu wiel­kich wy­padków, które w dal­szym ciągu ro­ze­grać się mają. At­mos­fe­ra na Bałka­nach, którą zda­wały się oczyścić ostat­nie woj­ny bałkańskie, zgęszcza się co­raz bar­dziej.

[…] Wszyst­ko to nie może bu­dzić różowych na­dziei co do naj­bliższej przyszłości, prze­ciw­nie – sta­no­wi groźbę no­wych za­wikłań między­na­ro­do­wych, które przy dzi­siej­szej gorączce zbro­je­nio­wej łatwo za­mie­nić się mogą w wiel­kie po­bo­jo­wi­sko państw i na­rodów.

Wie­deń, 17 czerw­ca [62]

Z ko­re­spon­den­cji z Wied­nia w „Ilu­stro­wa­nym Ku­rie­rze Co­dzien­nym”:

Wbrew ofi­cjal­nym uspo­ka­jającym za­pew­nie­niom, naprężenie między Wied­niem a Pe­ters­bur­giem nie­ustan­nie postępuje. […] Au­stria i Ro­sja […] żyją obec­nie jako sąsie­dzi na sto­pie nie­przy­ja­ciel­skiej. Oba te mo­car­stwa nie­na­widzą się ser­decz­nie, nie pomnąc daw­niej­szych czasów, kie­dy to ramię przy ra­mie­niu zwy­cięskie sta­cza­no boje i dyk­to­wa­no swą wolę Eu­ro­pie na kon­gre­sach. Ta dzi­siej­sza nie­na­wiść jest fak­tem, nie­pod­le­gającym naj­mniej­szej wątpli­wości.

[…] Woj­na wpływu na Bałka­nie roz­poczęła się strasz­na – na noże! Na wszyst­kich punk­tach. Po jed­nej stro­nie Au­stria ze swy­mi so­jusz­ni­ka­mi, a po dru­giej Ro­sja z po­mocą Fran­cji i An­glii. Pod taką oto per­spek­tywą szy­ku­je się naj­bliższa wiel­ka woj­na w Eu­ro­pie.

Wie­deń, 23 czerw­ca [63]

Z in­for­ma­cji w „Ku­rie­rze Lwow­skim”:

Dziś roz­po­czy­nają się w Bośni wiel­kie ćwi­cze­nia górskie. Licz­ba skon­cen­tro­wa­nych wojsk wy­no­si 26 tysięcy. Ar­cy­książę Fran­ci­szek Fer­dy­nand, który tu przy­był, zo­stał uro­czyście po­wi­ta­ny.

Lwów, 26 czerw­ca [98]

Mi­chał So­kol­nic­ki:

Zjazd strze­lec­ki od­by­wał się 27 i 28 czerw­ca. Brałem w nim udział jako kon­tro­ler Związków Woj­sko­wych i w tym cha­rak­te­rze składałem spra­woz­da­nia z na­szych in­spek­cji. […] Piłsud­ski, którego wi­ta­no na bacz­ność, z chwilą roz­poczęcia Rady zdał sprawę ze swej działalności, przed­sta­wił z żołnie­rską otwar­tością plu­sy i mi­nu­sy, bla­ski i cie­nie swej działalności i sy­tu­acji, po czym złożył swój urząd Ko­men­dan­ta Główne­go w ręce Rady.

Na zakończe­nie odbyły się wy­bo­ry Ko­men­dan­ta Główne­go, którym jed­no­myślnie zo­stał po­now­nie ob­ra­ny Piłsud­ski, ale cały prze­bieg Rady i for­ma wy­bo­ru prze­ko­nały mnie, że to wszyst­ko nie było czczym po­zo­rem, że w tym spo­so­bie postępo­wa­nia kryła się głębsza treść, że właści­wie jesz­cze nie wy­szliśmy z form po­li­tycz­nych, że nie ze­rwa­liśmy z przy­wi­le­jem głosującej de­mo­kra­cji. Potężne władz­two nad ludźmi i ich du­sza­mi, ja­kie po­sia­dał wśród nas Piłsud­ski, opar­te było na do­bro­wol­nie da­nym, zbio­ro­wym ak­cep­cie.

Lwów, 28 czerw­ca [187]

Z in­for­ma­cji w „Ilu­stro­wa­nym Ku­rie­rze Co­dzien­nym”:

O go­dzi­nie dru­giej po południu otrzy­ma­liśmy te­le­fo­niczną wia­do­mość od na­sze­go ko­re­spon­den­ta z Wied­nia. Po­twier­dze­nie zaś wia­do­mości o trze­ciej po południu. Na­tych­miast wy­da­liśmy za­wia­do­mie­nie o za­ma­chu [na ar­cy­księcia Fer­dy­nan­da] na kart­kach. Mimo dnia świątecz­ne­go, a za­tem bra­ku ze­cerów, zdołaliśmy już o go­dzi­nie ósmej wydać nad­zwy­czaj­ne wy­da­nie.

[…] Wia­do­mość o za­ma­chu wy­warła na pu­blicz­ności kra­kow­skiej ol­brzy­mie wrażenie. W ka­wiar­ni na plan­tach „Wiel­ki Kraków” […] mu­zy­ka woj­sko­wa prze­stała grać i udała się do ko­szar. Wspa­niała po­go­da zgro­ma­dziła tysiączne tłumy na tor wyści­go­wy, […] za­uważyliśmy naj­wyższą ge­ne­ra­licję, jak ko­men­dan­ta kor­pu­su [Edu­ar­da von] Böhm-Er­mol­le­go, ko­men­dan­ta twier­dzy gen. [Kar­la] Kuka, hr. [Kar­la von] Stürgkha oraz licz­nych przed­sta­wi­cie­li władz rządo­wych i au­to­no­micz­nych. Na wia­do­mość o za­mor­do­wa­niu ar­cy­księcia ko­men­dant kor­pu­su opuścił wraz z ge­ne­ra­licją tor wyści­go­wy, a ofi­ce­ro­wie – którzy mie­li wziąć udział w bie­gach – wy­co­fa­li się z nich. Przed­sta­wie­nia w te­atrach zo­stały odwołane. Z gmachów rządo­wych po­wie­wają na znak żałoby czar­ne chorągwie.

Kraków, 28 czerw­ca [64]

Z in­for­ma­cji w „Ilu­stro­wa­nym Ku­rie­rze Co­dzien­nym”:

Te­le­gra­my o za­ma­chu na ar­cy­księcia wywołały w Kra­ko­wie wrażenie, ja­kie­go daw­no na­sze mia­sto nie pamięta. Pu­blicz­ność tłoczyła się do późnej nocy przed re­dak­cja­mi pism, ko­men­tując z ożywie­niem wia­do­mości, na­deszłe po południu i z wie­czo­ra.

We wszyst­kich ki­no­te­kach prze­rwa­no przed­sta­wie­nia, po­dob­nie jak w obu te­atrach. W te­atrze lu­do­wym, w trak­cie aktu pierw­sze­go Królo­wej przed­mieścia, wy­szedł na scenę ko­mi­sarz To­ma­sik, do­nosząc o po­wo­dach prze­rwa­nia wi­do­wi­ska. […]

Ka­wiar­nie i re­stau­ra­cje były prze­pełnio­ne pu­blicz­nością, oma­wiającą szczegóły za­ma­chu do późnej nocy.

Kraków, 28 czerw­ca [65]

Ro­man Sta­rzyński (członek Związku Strze­lec­kie­go):

W strasz­li­wie upal­ny dzień wra­całem właśnie z sekcją in­struk­torską z ćwi­czeń strze­lec­kich od­działu miej­sco­we­go w To­niach, kie­dy na ob­szer­nej we­ran­dzie „Strzel­ca” w Par­ku Kra­kow­skim spo­strzegłem grupę ofi­cerów strze­lec­kich. Oddałem im wraz z całym od­działem prze­pi­so­we ho­no­ry, ale nikt mi nie od­po­wie­dział. Wszy­scy za­ab­sor­bo­wa­ni byli czy­ta­niem do­dat­ku nad­zwy­czaj­ne­go „Ilu­stro­wa­ne­go Ku­rie­ra Co­dzien­ne­go”.

Po­biegłem do­wie­dzieć się, co się stało. „Jak to? Nic nie wie­cie jesz­cze? – zawołano. – W Sa­ra­je­wie za­mor­do­wa­no następcę tro­nu, ar­cy­księcia Fran­cisz­ka Fer­dy­nan­da. Będzie woj­na! Naj­pierw z Ser­bią, a po­tem z Rosją.”

Dreszcz mnie prze­szedł, ale nie był to by­najm­niej dreszcz trwo­gi! Woj­na! Ileż gro­zy, ale za­ra­zem i radości brzmiało dla nas w tym wy­ra­zie! Od tylu lat wy­cze­ki­wa­na, spo­dzie­wa­na, upra­gnio­na woj­na sta­je się rze­czy­wi­stością. „Woj­na, woj­na z Mo­ska­la­mi, w Pol­sce – wiel­kie święto!”

Kraków, 28 czerw­ca [189]

* Ko­mi­sja Tym­cza­so­wa Skon­fe­de­ro­wa­nych Stron­nictw Nie­pod­ległościo­wych (od 1913 KSSN) – po­ro­zu­mie­nie par­tii po­li­tycz­nych, działające w Ga­li­cji od li­sto­pa­da 1912, którego ce­lem było podjęcie na wy­pa­dek woj­ny działań nie­pod­ległościo­wych w opar­ciu o Au­stro-Węgry.

** Koła Pol­skie gru­po­wały pol­skich przed­sta­wi­cie­li w par­la­men­tach państw za­bor­czych, ist­niały we wszyst­kich trzech za­bo­rach.

*** Liga Na­ro­do­wa – taj­na or­ga­ni­za­cja po­li­tycz­na kie­rująca ru­chem na­ro­do­wo­de­mo­kra­tycz­nym, jej przywódcą był Ro­man Dmow­ski.

**** Trójpo­ro­zu­mie­nie (En­ten­ta) – so­jusz Wiel­kiej Bry­ta­nii, Fran­cji i Ro­sji.

***** Ga­li­cja, ob­szar o sta­tu­sie au­to­no­micz­nym, po­sia­dała własny sejm i rząd o ogra­ni­czo­nych kom­pe­ten­cjach, do­tyczących spraw wewnętrznych. Dzięki temu za­kres swobód dla Po­laków był tu znacz­nie większy niż w po­zo­stałych za­bo­rach.

Nie py­ta­liśmy ni­ko­go, po czy­jej stro­nie w tym kon­flik­cie sta­nie Pol­ska. Wy­star­czyło nam, że zbliża się bu­rza, o którą mo­dliły się po­ko­le­nia pol­skie.

Ta­de­usz Ka­tel­bach

Wy­marsz

WY­BUCH WOJ­NY, KTÓRA LA­TEM 1914 Z DNIA NA DZIEŃ STA­JE SIĘ KON­FLIK­TEM OGÓLNO­EU­RO­PEJ­SKIM I PO­LEM STAR­CIA DWÓCH BLOKÓW PO­LI­TYCZ­NO-MI­LI­TAR­NYCH: TRÓJPO­RO­ZU­MIE­NIA (EN­TEN­TY), ŁĄCZĄCEGO WIELKĄ BRY­TA­NIĘ, FRANCJĘ I ROSJĘ, ORAZ TRÓJPRZY­MIE­RZA, CZY­LI ZWIĄZKU PAŃSTW CEN­TRAL­NYCH – NIE­MIEC, WŁOCH I AU­STRO-WĘGIER, WYWOŁUJE W SPOŁECZEŃSTWACH PAŃSTW ZA­BOR­CZYCH WIE­LE RADOŚCI POŁĄCZO­NEJ Z NIE­PO­KO­JEM. MO­BI­LI­ZA­CJA OBEJ­MU­JE RÓWNIEŻ PO­LAKÓW – ZNAJDĄ SIĘ ONI W SZE­RE­GACH AR­MII WSZYST­KICH TRZECH ZA­BORCÓW. JÓZEF PIŁSUD­SKI, ZA ZGODĄ WŁADZ AU­STRIAC­KICH, DO­KO­NU­JE MO­BI­LI­ZA­CJI OR­GA­NI­ZA­CJI STRZE­LEC­KICH I WKRA­CZA Z NIMI DO KRÓLE­STWA Z ZA­MIA­REM WYWOŁANIA TAM AN­TY­RO­SYJ­SKIE­GO PO­WSTA­NIA.

ˆˇˆˇ

Je­rzy Ban­drow­ski (dzien­ni­karz):

Wrażenie, ja­kie we Lwo­wie wywołała wieść o za­bi­ciu następcy tro­nu i jego żony, nie należało do głębo­kich. […] Ni­ko­go to nie wstrzy­mało od wy­jaz­du na lato. W dal­szym ciągu prze­sy­py­wa­no naf­ta­liną fu­tra i zi­mo­we ubra­nia, cho­wa­no do pieców słoiki z kon­fi­tu­ra­mi, obciągano po­krow­ca­mi co pa­rad­niej­sze me­ble i pa­ko­wa­no się. Łańcu­chy dorożek od wcze­sne­go rana je­chały na dwo­rzec ko­le­jo­wy, wioząc ku­fry, tłumo­ki, wózki dzie­cin­ne, ma­te­ra­ce i ro­dzi­ny, nad którymi roz­wie­wały się zie­lo­ne siat­ki na mo­ty­le.

Do ostat­niej chwi­li nikt nie wie­rzył w możliwość wy­bu­chu woj­ny, zwłasz­cza – ogólno­eu­ro­pej­skiej.

Lwów, li­piec [4]

Z in­for­ma­cji w „Ku­rie­rze Lwow­skim”:

Nota, która ma być wy­sto­so­wa­na do rządu serb­skie­go, wy­zna­czy Ser­bii 48-go­dzin­ny ter­min na od­po­wiedź […].

Wyłania się więc ko­niecz­ność za­sta­no­wie­nia się nad py­ta­niem, co się sta­nie, jeżeli mo­nar­chia nie znaj­dzie posłuchu w Bel­gra­dzie. Ce­sarz wte­dy, mimo swo­ich 85 lat, nie za­wa­ha się w za­ufa­niu do słuszności swej spra­wy zwrócić się do ar­mii ze słowem, którego nie spo­dzie­wał się więcej wy­po­wie­dzieć, z poważnym słowem: woj­na.

Lwów, 22 lip­ca [99]

Z in­for­ma­cji w „Ku­rie­rze Lwow­skim”:

We Lwo­wie pa­no­wało od go­dzi­ny szóstej [wie­czo­rem] zde­ner­wo­wa­nie i roz­gorączko­wa­nie. Do re­dak­cji te­le­fo­no­wa­no co chwi­la z za­py­ta­niem, czy Ser­bia dała już od­po­wiedź na ul­ti­ma­tum. […] Po go­dzi­nie siódmej zaczęła się pu­blicz­ność lwow­ska nie­cier­pli­wić i nie­po­koić – wszyst­kie re­dak­cje były ob­le­ga­ne… Po­nie­waż nie nad­cho­dziło z Wied­nia po­twier­dze­nie o ka­pi­tu­la­cji Ser­bii – zaczęto wątpić, aza­li wia­do­mość ta się spraw­dzi.

Do­pie­ro około go­dzi­ny ósmej na­deszła z Bel­gra­du przez Wie­deń urzędowa wia­do­mość o tym, że mi­ni­ster [Ni­ko­la] Pašić [serb­ski pre­mier] dał na ul­ti­ma­tum od­po­wiedź nie­za­do­wa­lającą i że [am­ba­sa­dor Au­strii] ba­ron [Wla­di­mir] Giesl po ze­rwa­niu sto­sunków dy­plo­ma­tycz­nych wy­je­chał z Bel­gra­du […].

Wia­do­mość ta od­działała pio­ru­nująco – prysła na­dzie­ja na utrzy­ma­nie po­ko­ju.

Lwów, 25 lip­ca [100]

Z ar­ty­kułu w „Ga­ze­cie War­szaw­skiej”:

25 lip­ca będzie wielką datą hi­sto­ryczną. Dzień ten roz­po­czy­na nowy okres w dzie­jach Eu­ro­py Wschod­niej. Kon­se­kwen­cje woj­ny serb­sko-au­striac­kiej mogą być po­wstrzy­ma­ne na ra­zie, pra­gnie­nie po­ko­ju, i to jest praw­do­po­dob­ne, może zwy­ciężyć, nie­mniej prze­to stwier­dzić można z całą sta­now­czością, że nie tyl­ko w hi­sto­rii wiel­kich mo­carstw, lecz w dzie­jach na­ro­du pol­skie­go roz­po­czy­na się okres de­cy­dujący o jego dal­szych lo­sach.

Mamy to niezłomne przeświad­cze­nie, że zbroj­ni w doświad­cze­nie po­li­tycz­ne, roz­wagę i wiarę sta­nie­my na wy­so­kości zadań, które stoją przed nami.

War­sza­wa, 26 lip­ca [43]

Zo­fia Ro­ma­no­wiczówna (działacz­ka społecz­na) w dzien­ni­ku:

Woj­na! Czy to praw­da, czy sen ciężki? To, co przed półtora ro­kiem było wid­mem groźnym, dziś zisz­cza się. Na ra­zie woj­na Au­strii z Ser­bią, ale są wiel­kie oba­wy (czy też na­dzie­je?), że może być eu­ro­pej­ska. A my, my? Jaka w niej będzie na­sza rola i na­sze losy? Strach myśleć, a zno­wu któż wie, czy to nie zo­rza wol­ności?

Lwów, 26 lip­ca [176]

Al­fred Wy­soc­ki (dy­plo­ma­ta w służbie au­striac­kiej):

Nie za­pomnę nig­dy wi­do­ku, jaki miałem przed oczy­ma. Pociągi spóźniały się ogrom­nie, spędziłem więc na sta­cji dwie czy trzy go­dzi­ny. Przez cały ten czas je­chały bez prze­rwy dzie­siątki wa­gonów, zapełnio­nych powołany­mi pod broń re­zer­wi­sta­mi, którzy śpie­wając na całe gardło – wy­ma­chi­wa­li czap­ka­mi i byli pełni otu­chy i we­se­la. Nie wi­działem ani jed­nej twa­rzy smut­nej czy za­nie­po­ko­jo­nej. Mijały bez końca działa i ka­ra­bi­ny ma­szy­no­we, wa­gony stro­jo­ne w zie­leń i oleo­dru­ki przed­sta­wiające ce­sa­rza, cza­sem do­strze­gało się także jakiś skrom­ny ob­ra­zek święty, a ar­ty­le­rzyści często­wa­li wi­nem, które w dużych bu­tlach wieźli ze sobą. Tego na­stro­ju nie można było stwo­rzyć sztucz­nie. On był praw­dzi­wym od­zwier­cie­dle­niem ogólnej opi­nii. Po­bi­je się Serbów i wróci się za mie­siąc czy dwa do domu, aby wy­ko­rzy­stać w pełni od­nie­sio­ne zwy­cięstwo. Tak myślał prze­ciętny oby­wa­tel au­stro-węgier­skiej mo­nar­chii.

Wie­deń, 26 lip­ca [208]

Ste­fa­nia Ku­del­ska (człon­ki­ni Strzel­ca):

W Kra­ko­wie roz­poczęła się gorączko­wa, wytężona pra­ca. W szko­le let­niej od­by­wały się ćwi­cze­nia, ale obok nich szła pra­ca inna. W Pol­skim Skar­bie Woj­sko­wym zaj­mo­wały się stron­nic­twa nie­pod­ległościo­we gro­ma­dze­niem fun­duszów i pro­pa­gandą. My, nie­wia­sty, in­stynk­tow­nie jakoś wy­czułyśmy, że nie czas cze­kać, aż nas za­wezwą, nie czas oglądać się za jakąś funkcją w za­kre­sie swej spe­cjal­ności, ale trze­ba szu­kać pra­cy i robić to, co jest w da­nej chwi­li naj­pil­niej­sze. Toteż pra­co­wałyśmy w Skar­bie Woj­sko­wym przy sor­to­wa­niu i pa­ko­wa­niu bibuły pro­pa­gandowej i prze­wo­ziłyśmy ją do nad­gra­nicz­nych miej­sco­wości Króle­stwa Kon­gre­so­we­go.

Kraków, ko­niec lip­ca [202]

Wacław Sie­ro­szew­ski (działacz Związku Strze­lec­kie­go):

Or­ga­ni­za­cje strze­lec­kie zo­stały za­sko­czo­ne […] tak nie­spo­dzie­wa­nie, że do dal­szych miej­sco­wości, szczególniej za gra­nicę, już nie zdążyły dojść powołania mo­bi­li­za­cyj­ne. Młodzież uni­wer­sy­tec­ka i kie­row­ni­cy byli w roz­pro­sze­niu, pie­niędzy w Skar­bie było mało, bro­ni i amu­ni­cji tyle co nic. Przyszła chwi­la „im­pro­wi­za­cji” sił z ni­cze­go.

Na szczęście w bu­dyn­kach po­wy­sta­wo­wych w Kra­ko­wie, w tzw. Ole­an­drach, zaczęły się gro­ma­dzić ka­dry let­niej szkoły woj­sko­wej. Tam też na­zna­czo­ny zo­stał punkt zbor­ny szyb­ko ściągniętych od­działów strze­lec­kich. Przy­je­chał ze Lwo­wa szef szta­bu [Związku Strze­lec­kie­go], Ka­zi­mierz Sosn­kow­ski, i zaczęła się gorączko­wa ro­bo­ta, kon­fe­ren­cje z ofi­ce­ra­mi strze­lec­ki­mi, per­trak­ta­cje z au­striac­ki­mi władza­mi. Wszyst­ko gma­twało się nie­zmier­nie i szło jak z ka­mie­nia. Początko­wo nie wol­no było strzel­com na­wet cho­dzić gru­pa­mi po mieście i nosić bro­ni. Mimo to ze­wsząd napływa­li powołani i gęsto zabłękit­niały mun­du­ry strzelców na uli­cach Kra­ko­wa. W Ole­an­drach, w strze­lec­kiej Ko­men­dzie Pla­cu (na Ko­cha­now­skie­go), w Głównej Ko­men­dzie (w Par­ku Kra­kow­skim) roiło się od młodzieży i szła ener­gicz­na ro­bo­ta or­ga­ni­za­cyj­na. Szy­to mun­du­ry, pasy, przy­spo­sa­bia­no tor­ni­stry i ple­ca­ki.

Kraków, ko­niec lip­ca [173]

Ste­fa­nia Ku­del­ska:

Na dwor­cu w Kra­ko­wie nie­sa­mo­wi­ty ruch, roz­le­pio­ne pla­ka­ty mo­bi­li­za­cyj­ne. […] Pamiętam scenę, która ro­ze­grała się na pla­cu Szcze­pańskim. Na śro­dek pla­cu pędem wje­chał wóz, na którym stał jakiś człowiek w białej suk­ma­nie. Za­trzy­mał on gwałtow­nie ko­nie, ze­sko­czył z wozu, runął na ko­la­na na bruk i przy­warł głową do ka­mie­ni. Po chwi­li wy­pro­sto­wał się i, klęcząc tak z roz­krzyżowa­ny­mi rękami, ze wznie­sioną w górę, za­laną łzami twarzą, zaczął krzy­czeć głosem, w którym było zdu­mie­nie, radość i unie­sie­nie: „O Jezu Najświętszy, o Mat­ko Bo­ska! Mo­ska­li już na gra­ni­cy nie ma ani jed­ne­go! Z gra­ni­cy precz ode­szli!”.

Nie on je­den płakał; płaka­li wszy­scy koło nie­go, cisnęli się dokoła, do­py­tując, skąd i co… Był to włościa­nin z po­wia­tu mie­chow­skie­go. Wy­brał się, jak zwy­kle, do Kra­ko­wa na targ za prze­pustką gra­niczną i – nie miał jej komu oka­zać, bo straży już nie było.

Kraków, ko­niec lip­ca [202]

Zo­fia Nałkow­ska (pi­sar­ka) w dzien­ni­ku:

Wresz­cie „woj­na”, której pełne są od cza­su nie­ja­kie­go pi­sma, stała się do­sko­na­le wy­czu­waną rze­czy­wi­stością. Mo­bi­li­za­cja, ogra­ni­cze­nia pociągów i wresz­cie za­mknięcie banków. Właśnie po sta­ra­niach zażar­tych mat­ka otrzy­mała dziś z Kasy im. Mia­now­skie­go czek na 300 ru­bli. I powróciła tu na wieś bez ni­cze­go.

Górki k. War­sza­wy, 31 lip­ca [143]

Zyg­munt Jasiński (na­czel­nik ko­lei we Lwo­wie):

Ogłoszo­na zo­sta­je ogólna mo­bi­li­za­cja. Zda­wałoby się, że zarządze­nie to wywoła przygnębie­nie i kon­ster­nację. Stało się jed­nak całkiem prze­ciw­nie. Wie­czo­rem cała lud­ność wy­legła na mia­sto. Cu­kier­nie, ka­wiar­nie i re­stau­ra­cje były prze­pełnio­ne. Ofi­cerów Po­laków po­ry­wa­no na uli­cach na ręce i ob­no­szo­no z okrzy­ka­mi „Niech żyje Pol­ska!”. Wszyst­kie mu­zy­ki woj­sko­we i cy­wil­ne po lo­ka­lach pu­blicz­nych grały hymn au­striac­ki, a bez­pośred­nio po nim „Jesz­cze Pol­ska nie zginęła”! […] Lwów ra­do­wał się, że przyj­dzie do orężnego star­cia z od­wiecz­nym wro­giem Pol­ski, prze­czu­wając, że woj­na ta może nam przy­nieść zmar­twych­wsta­nie na­szej Oj­czy­zny.

Lwów, 31 lip­ca [76]

Wacław Jędrze­je­wicz (pod­ofi­cer Strzel­ca):

Po dro­dze, na sta­cjach, czuć już było at­mos­ferę wo­jenną. Wszędzie mnóstwo żołnie­rzy i sprzętu woj­sko­we­go, pociągi pasażer­skie kur­sujące nie­re­gu­lar­nie i do­kucz­li­wa pla­ga pierw­sze­go okre­su woj­ny – brak drob­nych. To samo w War­sza­wie. Z tru­dem udało się nam zna­leźć dorożkę na Dwor­cu Brze­skim […].

War­sza­wa przeżywała wówczas okres szału wo­jen­ne­go: nie­na­wiść do Niemców związała się w jedną całość z uwiel­bie­niem do Ro­sji, per­so­ni­fi­ko­wa­nej przez armię ro­syjską. Wro­gie ma­ni­fe­sta­cje 31 lip­ca przed kon­su­la­ta­mi au­striac­kim i nie­miec­kim łączyły się z akcją wyrażania sym­pa­tii dla Ro­sji i wia­ry w jej zwy­cięstwo. Rozróżnia­no tyl­ko dwie stro­ny kon­flik­tu: Ro­sja i Niem­cy. Sprawę Pol­ski po­le­ca­no opie­ce bo­skiej.

War­sza­wa, 31 lip­ca [80]

Ste­fan Jan­kow­ski (działacz społecz­ny):

Bez mała wszy­scy od początku przyjęliśmy za pew­nik, że w woj­nie obec­nej po­win­niśmy życzyć zwy­cięstwa Ro­sji. Nie łudząc się żad­ny­mi re­sen­ty­men­ta­mi słowiański­mi, nie łudząc się tym bar­dziej co do sto­sunków ro­syj­sko-pol­skich w przyszłości, ro­zu­mie­liśmy, że w ra­zie zwy­cięstwa Trójprzy­mie­rza (a właści­wie „dwu­przy­mie­rza” lub jesz­cze właści­wiej: Nie­miec i ich wa­sa­la – Au­strii) los Pol­ski będzie jesz­cze bar­dziej pożałowa­nia god­ny niż dotąd. Na­to­miast w ra­zie zwy­cięstwa Ro­sji i połącze­nia większości ziem pol­skich w tym za­bo­rze, los nasz mu­siałby się po­pra­wić, już choćby dla­te­go, że in­a­czej z nami Ro­sja li­czyć by się mu­siała, gdy­by nas było ra­zem ja­kieś 15 lub 20 mi­lionów.

War­sza­wa [75]

Je­rzy Ban­drow­ski:

Uli­ca­mi zaczęły płynąć rze­ki ludz­kie – powołani pod sztan­da­ry re­zer­wiści. Na ko­niach, pro­sto od pługa czy wozu dra­bi­nia­ste­go wyprzęgniętych, bo prze­cie i ko­nie powoływa­no, oklep jadąc, spie­szy­li chłopi. W czwórkach, długi­mi ko­lum­na­mi szli re­zer­wiści z ku­fer­ka­mi w rękach, z tobołkami na ple­cach, w stro­ju własnym, więc w bu­tach z cho­le­wa­mi, w białych, płócien­nych sza­ra­wa­rach, w czar­nych lub ciem­nych ma­ry­nar­kach, bez kołnie­rzy­ka, ze spinką tyl­ko u ko­szu­li […]. Byli w tych sze­re­gach różni lu­dzie, drob­ni miesz­cza­nie z pro­win­cji, rze­mieślni­cy, ro­bot­ni­cy wszyst­kich branż, kup­cy, in­te­li­gen­ci, ale naj­więcej szło ludu rol­ne­go. Wszy­scy zgłasza­li się na pierw­sze zawołanie, nie­raz nie­po­trzeb­nie, lecz ro­zu­miejąc, że tu żartów nie ma. Szli przez uli­ce ryt­micz­nym kro­kiem, w porządku, jak sta­rzy żołnie­rze. Ni­ko­go nie trze­ba było przy­na­glać, ni­ko­go nie pędzo­no żan­dar­ma­mi, nikt się nie opie­rał.

Lwów [4]

Ste­fa­nia Ku­del­ska:

En­tu­zjazm lud­ności był cza­sa­mi wprost po­ry­wający. Składa­no w ofie­rze wy­tar­te, sta­re obrączki, ostat­nie klej­no­ty i oszczędności. Pamiętam jakąś sta­ruszkę służącą, która przyszła do jed­ne­go z biur skar­bo­wych i, wy­supłując z chu­s­tecz­ki pomiętą dwu­dzie­sto­ko­ronówkę, pro­siła ze łzami, żeby to przyjąć dla woj­ska pol­skie­go, tłumacząc się przy tym, że nie po­sia­da nic więcej.

Kraków [202]

Mi­chał So­kol­nic­ki:

Już za­sy­piałem, późno po północy, gdy roz­legł się przej­mujący głos dzwon­ka. Wy­szedłem otwo­rzyć. […] Przez drzwi padło krótkie, rze­czo­we py­ta­nie: „Czy jest oby­wa­tel «Le­szek»?… We­zwa­nie do oby­wa­tela Ko­men­dan­ta Główne­go… Na­tych­miast się sta­wić”.

Ubrałem się jak na alarm i w nie­wie­le mi­nut po­tem szedłem czy biegłem wraz z przy­byłym po mnie oby­wa­te­lem „An­drze­jem” [Ka­zi­mie­rzem Sa­wic­kim] do „Espla­na­dy”. Tej dziw­nej nocy w ka­wiar­ni „Espla­na­da” roz­począł urzędo­wa­nie Sztab Ar­mii Pol­skiej. Ale „Espla­na­da” trzęsła się za­ra­zem tej nocy od głośnych wi­watów, gorących to­astów w naj­bar­dziej przej­mującej at­mos­fe­rze roz­poczętego przeded­nia. To ofi­ce­ro­wie pol­skich Związków Strze­lec­kich fe­to­wa­li bra­ter­stwo bro­ni z ofi­ce­ra­mi pol­skich Strze­lec­kich Drużyn. Tego dnia Drużyny pod­dały się bez wa­runków pod ko­mendę oby­wa­te­la Ko­men­dan­ta Główne­go.

Ale od hałasu nie­sfor­nej młodej gro­ma­dy jak­by mu­rem nie­prze­nik­nio­nym były od­dzie­lo­ne dwa po­ko­je, za­sta­wio­ne spo­so­bem biu­ro­wym: dwa biur­ka, ma­szy­na do pi­sa­nia, parę krze­seł; po obu stro­nach ofi­ce­ro­wie, pełniący dyżury i do­pusz­czający li tyl­ko we­zwa­nych. Tu­taj urzędował oby­wa­tel Ko­men­dant Główny, Józef Piłsud­ski, z Sze­fem Szta­bu, Ka­zi­mie­rzem Sosn­kow­skim, i stąd w nocy 1/2 sierp­nia 1914, pierw­szej spo­między tylu nie­prze­spa­nych nocy woj­ny, wyszły pierw­sze roz­ka­zy pol­skie­go woj­ska.

Kraków, 2 sierp­nia [187]

Ste­fan Bo­gusław­ski (le­karz):

Z so­bo­ty na nie­dzielę, w piękną księżycową noc sierp­niową, sie­działem na bal­ko­nie wiej­skie­go dwor­ku wraz z całą ro­dziną mego przy­ja­cie­la, u którego w gości­nie byłem, kie­dy usłysze­liśmy naj­pierw dość głośny trzask śmigi [wir­ni­ka] i uj­rze­liśmy w prze­stwo­rzach, wy­nu­rzające się po­nad aleją to­po­li włoskich, ol­brzy­mie cy­ga­ro. Był to pierw­szy nie­miec­ki zep­pe­lin w gra­ni­cach Króle­stwa Pol­skie­go, kie­rujący się od Po­zna­nia w stronę War­sza­wy i roz­rzu­cający pro­kla­mację do na­ro­du pol­skie­go.

Był to pierw­szy zwia­stun woj­ny. Na­za­jutrz włościa­nie przy­nieśli do dwo­ru spo­ro tych pro­kla­ma­cji, na łąkach oko­licz­nych roz­rzu­co­nych, prosząc o ich od­czy­ta­nie. Treść ich, głosząca przy­ja­zne uczu­cia względem Po­laków i oswo­bo­dze­nie Pol­ski spod jarz­ma mo­skiew­skie­go, jakoś nie bar­dzo przemówiła do ro­zu­mu i ser­ca ludu na­sze­go, sko­ro na za­py­ta­nie, co o tym sądzą, ode­zwały się głosy: „Boć-ta Niem­com wie­rzyć można!”.

Oko­li­ce Ka­li­sza, 2 sierp­nia [10]

Bro­nisław Szcze­pan­kie­wicz (miesz­ka­niec Ka­li­sza):

2 sierp­nia o go­dzi­nie piątej rano za­pa­no­wał w Ka­li­szu nie­zwykły ruch: ulicą War­szawską prze­jeżdżał 2. szwa­dron ro­syj­skich dra­gonów, którzy się skie­ro­wa­li na szosę ku Łodzi, za szwa­dronem je­chały licz­ne pod­wo­dy z bagażami i ro­dzi­na­mi, ucie­kającymi ofi­ce­ra­mi i żołnie­rza­mi, którzy nie zdążyli wyje­chać ko­leją. O go­dzi­nie 7.00 opuścił Ka­lisz ostat­ni szwa­dron.

[…]

Nastąpiły trzy sil­ne de­to­na­cje, było to wy­sa­dze­nie dwóch mniej­szych mostków ko­le­jo­wych pomiędzy Ka­li­szem a Szczy­pior­nem oraz mo­stu na Prośnie w Pi­wo­ni­cach. […] Ucie­kający pod­pa­li­li ma­ga­zy­ny ko­le­jo­we […]. Czar­ne chmu­ry dymu z palących się ma­ga­zynów i składu naf­ty za­legły cały ho­ry­zont.

Po uciecz­ce Mo­ska­li oko­licz­ni i miej­sco­wi miesz­kańcy, prze­ważnie chłopi i Żydzi, rzu­ci­li się do ra­bun­ku, za­bie­rając i unosząc w bez­piecz­ne miej­sca całe sztu­ki ma­te­rii je­dwab­nych, suk­na, na­wet mar­mu­ry i me­ble, wszyst­ko, co się dało na rękach unieść, ukry­wa­no w naj­bliższych do­mach, gdzie zajeżdżały fur­man­ki i od­wo­ziły w różne stro­ny.

Ka­lisz, 2 sierp­nia [191]

Ju­liusz Rómmel (ofi­cer w ar­mii ro­syj­skiej):