Strona główna » Edukacja » Fraszki

Fraszki

4.00 / 5.00
  • ISBN:

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Fraszki

Jedne z najważniejszych utworów dla polskiej kultury - “Fraszki” Jana Kochanowksiego są dostępne w Legimi za darmo w formie ebooka, zarówno w formacie epub jak i mobi.

 

Pojęcie Fraszki do języka polskiego wprowadził właśnie Kochanowski. W potocznej formie oznaczało ono coś błahego, zabawnego, żart. I właśnie tym są te tekściki literackie. Fraszki to krótkie, zabawne utwory, które inteligentny i żartobliwy sposób  podejmują różne tematy.

 

W swoich fraszkach Kochanowskiemu udało się zawrzeć portret ludzi renesansu. Wykształconych, inteligentnych, podchądzących do życia z humorem i dystansem. Jego teksty są skarbnicą wiedzy o renesansowym humanizmie polskim. Przekazują także wiedzę o obyczajach jakie ówcześnie panowały.


Fraszki” to wyjątkowy zbiór różnorodnych utworów. Wśród wielu tekstów znajdziemy erotyki, satyry, sceny dworskie. Wszystko ujęte w sposób zabawny i kulturalny. Kochanowski używa wielu środków stylistycznych, które na stałe weszły do polskiego języka literackiego.

Polecane książki

Pełne ciepła i humoru wierszyki dla dzieci, które otwierają Czytelnika na piękno otaczającego świata i zapraszają do krainy, gdzie przenikają się rzeczywistość i fantazja. Znajdziemy tu rozmaite zwierzęta: słowika, co przędzie marzenia, kota, psa, nietoperze, a także krowy ze skrzydłami na grzbi...
Książka podejmuje pogłębioną, jednak syntetyczną refleksję nad koncepcją, strukturą i uwarunkowaniami zarządzania przedsiębiorstwem międzynarodowym. Stanowi próbę zaprezentowania podstawowych zagadnień problematyki internacjonalizacji firmy w postaci swoistej integracji różnorodności – integracji po...
Kobieta i jej... dusza. Niezwykła opowieść, której bohaterka – Hania pragnie miłości, tolerancji, szczęścia i spełnienia. Zastanawiasz się, czy możesz być postacią z tej opowieści? A czy zależy Ci na tym, by pokochać  siebie  i  swoje  życie...? Niesamowita historia o kobiecie i mężczyźnie, dzięki k...
Ocalona została pamięć… Zosia, bohaterka tej książki, opowiada o swoim świecie, wokół którego toczy się historia. Lata siedemdziesiąte i początek lat osiemdziesiątych. Opresyjny i siermiężny PRL a wpływ papieża na czas polskiej zmiany. A także świat zza żelaznej kurtyny – Paryż z całym jego powabem ...
Najobszerniejsza na rynku wydawniczym prezentacja angielskich okoliczników czasu.Liczne przykłady zaczerpnięte z życia codziennego, np.:A: What’s the time? B: I make it 5.A: Którą masz godzinę? B: U mnie jest piąta.Zestawienie okoliczników obok siebie w ćwiczeniach kontrastujących, np.:at Tom’s birt...
Mia Saunders musi zdobyć MILION DOLARÓW. Taką sumę pożyczył jej ojciec, a teraz został pobity i zapadł w śpiączkę. Mia musi spłacić ten dług, żeby uratować swoją rodzinę przed wierzycielami. Aby mieć pieniądze na kolejne raty, zatrudnia się jako ekskluzywna dziewczyna do towarzystwa. Co o...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Jan Kochanowski

Jan KochanowskiFraszki[De­dy­ka­cja]
Frasz­ki tym książ­kom dzie­ją: kto się pu­ści na nie  
Księgi pierwszeDo Bal­ta­ze­ra
Nie dziw, żeć gło­wa, Bal­ta­za­rze, cho­ra;  
Do Chmu­ry[1]
Mó­wi­łem ja to­bie, Chmu­ra,  

Że przy kuch­ni by­wa dziu­ra;  
O tym­że[2]
Wie­rzę, od po­cząt­ku świa­ta  

Nie by­ły tak su­che la­ta;  

Oczy na­sze to wi­dzia­ły:  
Do go­spo­dy­niej
Cie­bie zła lwi­ca w ogrom­nej ja­ski­ni  

Nie uro­dzi­ła, mo­ja go­spo­dy­ni,  

Ani swym mle­kiem ty­grys na­pa­wa­ła;  

Gdzie­żeś się wżdy tak sro­ga ucho­wa­ła,  

Że nie chcesz ba­czyć na me po­wol­no­ści  

Ani mię wspo­móc w mej wiel­kiej trud­no­ści?  

O któ­rą sa­ma­żeś mię przy­pra­wi­ła,  

Że cho­dzę ma­ło nie tak ja­ko wi­ła.  

Wpraw­dzie żeć się już nie wczas odej­mo­wać;  

Ja cie­bie mu­szę rad nie­rad mi­ło­wać.  
Do go­ścia[3]
Je­śli dar­mo masz te książ­ki,  

A speł­na w wac­ku[4] pie­niąż­ki,  

Chwa­lę twą rzecz, go­ściu-bra­cie,  

Bo nie przy­dziesz ku utra­cie;  

Ale je­sliś dał co z tasz­ki[5]Do go­ścia
Nie pieść się dłu­go z my­mi ksią­żecz­ka­mi,  
Do Han­ny
Chy­ba­by nie wie­dzia­ła, co zna­czy twarz bla­da  

I kie­dy kto nie g’rze­czy, Han­no, od­po­wia­da,  

Czę­sto wzdy­cha, a rzad­ko kie­dy się roz­śmie­je –  
Do Ja­ku­ba
Że krót­kie frasz­ki czy­nię, to, Ja­ku­bie, wi­nisz?  
Do Ja­na[6]
Ra­dzę, Ja­nie, daj po­kój przed­się­wzię­ciu swe­mu,  

Bo bądź krót­ko, bądź dłu­go, przed­się przy­dzie k’te­mu,  

Że się czło­wiek oba­czy, a co mu dziś mi­ło,  

To mu bę­dzie za cza­sem wstyd w oczu mno­ży­ło.  

Tę roz­kosz, któ­rą te­raz tak dro­go sza­cu­jesz,  

Pu­ścisz ta­niej po chwi­li, gdy praw­dę po­czu­jesz.  

A tak, co ma czas przy­nieść, uprzedź go ty ra­czej,  

Od­mień swój bieg, a ża­gle na­kręć w czas ina­czej!  

Świa­do­meś słów ła­ska­wych i pięk­nej po­sta­wy,  

Zdra­dę wi­dzisz, znaj­że więc, co przy­ja­ciel pra­wy!  
Do Jó­sta
Wiesz, coś mi wi­nien; miej­że się do tasz­ki[7],  
Do Kach­ny
Pew­nie cię mo­je zwier­cia­dło za­wsty­dzi,  
Do Mar­ci­na
A więc by ty, Mar­ci­nie, przed tym nie ugo­nił,  

Co to sie­dzi ja­ko wróbl, a oczy za­sło­nił;  

Niech on chwa­li Żmu­dzin­ki, że by­wa­ją trwa­łe;  
Do Mikołaja Firleja
Jesliby w moich książkach co takiego było,  

Czego by się przed panną czytać nie godziło,  

Odpuść, mój Mikołaju, bo ma być stateczny  
Do Mi­ko­ła­ja Mie­lec­kie­go[8]
Nie dar ja­ki kosz­tow­ny, ale co prze­mo­gę,  

Dam ci pa­rę wir­szy­ków, Mie­lec­ki, na dro­gę:  

Bo­że daj, być się do­brze na wszyt­kim wo­dzi­ło,  

Byś we zdro­wiu oglą­dał, na co pa­trzać mi­ło.  

Na mię bądź ła­skaw, ja­koś za­wż­dy oka­zo­wał;  
Do mi­ło­ści
Chy­ba w ser­ce, Mi­ło­ści, pro­szę, nie ude­rzaj,  
Do pa­niej
Co usty mó­wisz, byś w ser­cu my­śli­ła,  

Ba­rzo byś mię tym, pa­ni, znie­wo­li­ła;  

Ale kie­dy mię swym mi­łym mia­nu­jesz,  
Do pa­niej
Imię twe, pa­ni, któ­re rad mia­nu­ję,  

Naj­dziesz w mych ry­miech czę­sto na­pi­sa­ne,  

A kie­dy bę­dzie od lu­dzi czy­ta­ne,  

Masz przed in­szy­mi, je­sli ja co czu­ję[9].  

Bych cię z dro­gie­go mar­mo­ru po­sta­wił,  

Bych cię dał ulać i z szcze­re­go zło­ta  

(Cze­go uro­da i twa god­na cno­ta),  

Jesz­cze bych cię czci trwa­łej nie na­ba­wił.  

I mau­zo­lea, i egipt­skie gro­dy  

Ostat­niej śmier­ci próż­ne być nie mo­gą[10];  

Al­bo je ogień, al­bo na­głe wo­dy,  

Al­bo je la­ta za­zdro­ści­we zmo­gą;  
Do pa­niej
Pa­ni ja­ko na­dob­na, tak też i uczci­wa!  

Pa­trząc na twą wdzięcz­ną twarz, ry­mów mi przy­by­wa,  

Któ­re je­śli się lu­dziom kie­dy spodo­ba­ją,  
Do Pa­weł­ka
Kie­dy żo­ra­wie po­le­cą za mo­rze,  

Nie by­waj czę­sto, Pa­weł­ku, na dwo­rze,  

Aby na to­bie nie po­klwa­li[12] skó­ry,  
Do Paw­ła
Do­bra to, Paw­le (mo­żesz wie­rzyć), szko­ła,  

Gdzie ka­żą pa­trzać na po­śled­nie ko­ła.  

Czło­wiek, gdy mu się we­dle my­śli wo­dzi,  

Mni­ma, że pro­sto nie po zie­mi cho­dzi;  
Do Paw­ła
Paw­le, rzecz pew­na, u twe­go są­sia­da  

Mo­żesz dłu­gie­go nie cze­kać obia­da,  

Bo w mej ko­mo­rze szcze­ra pa­ję­czy­na,  

W piw­ni­cy tak­że coś na schył­ku wi­na.  

Ale chleb (we­dług przy­po­wie­ści) z so­lą  

Ka­żę po­ło­żyć prze cię z do­brą wo­lą.  

Mu­zy­ka Mu­zy­ka bę­dzie, pie­śni też do­sta­nie,  

A k’te­mu pła­cić nie po­trze­ba za nie,  

Bo się tu ten żmij ro­dzi tak okwi­to,  

Le­piej da­le­ko niż jęcz­mień, niż ży­to.  

Prze­to siądź za stół, mój do­bry są­sie­dzie,  
Do Paw­ła Stę­pow­skie­go[14]
Sam pan­nę ści­skasz, sam się za­ka­zu­jesz[15],  

Sam w ucho szep­cesz, sam, Paw­le, ca­łu­jesz,  

Wszyt­koś sam za­brał, ani się dasz po­żyć[16] –  
Do Sta­ni­sła­wa
Co mi Sy­bil­la pro­ro­ku­je ni­nie?  

„Źle trzem – po­wia­da – o jed­nej pie­rzy­nie.”  

Znać, Sta­ni­sła­wie, że się ta pieśń by­ła  

Mym to­wa­rzy­szom do­brze w gło­wę wbi­ła.  

Bom ja sam je­den zo­stał z tej dru­ży­ny,  

Co po­cią­ga­li na się tej pie­rzy­ny.  
Do Wal­ka
Wal­ku mój, tym mię nie roz­gnie­wasz so­bie,  

Że się me frasz­ki kiep­stwem zda­dzą to­bie.  

Bych ja też w nich był ba­czył sta­tek ja­ki,  
Epi­ta­fium dzie­cię­ciu
By­łem oj­cem nie­daw­no, dziś nie mam ni­ko­go,  

Co by mię tak zwał, ta­kem w dzie­ci znisz­czał sro­go.  

Wszyt­ki mi śmierć po­żar­ła; jed­no śmierć po­łknę­ło,  
Epi­ta­fium dzie­cię­ciu
Oj­cze, na­de mną pła­kać nie po­trze­ba,  

Mo­ja nie­win­ność wnio­sła mię do nie­ba;  

Bo­daj tak wie­le to­bie przy­czy­ni­ła,  
Epi­ta­fium Ję­drze­jo­wi Że­li­sław­skie­mu
W je­goż go­spo­dzie o wie­czor­nej chwi­li  

Że­li­sław­skie­go nie­win­nie za­bi­li  

Swo­wol­ni lu­dzie; kto chce sło­wo mi­łe  
Epi­ta­fium Ko­so­wi[17]
Z ża­lem i z pła­czem, acz za twe nie stoi,  

Mój do­bry Ko­sie, to­wa­rzy­sze twoi  

W ten grób twe cia­ło umar­łe wło­ży­li,  

Któ­rzy we­se­li wczo­ra z to­bą by­li.  

Śmierć za czło­wie­kiem na wszel­ki czas cho­dzi;  

Niech zdro­wie, niech nas mło­dość nie uwo­dzi,  

Bo ani wzwie­my, kie­dy wsia­dać ka­żą[18],  
O tym­że[19]
Wczo­ra pił z na­mi, a dziś go cho­wa­my;  

Ani wiem, cze­mu tak har­dzie stą­pa­my?  

Śmierć nie zna zło­ta i dro­giej pur­pu­ry,  
Epi­ta­fium Krysz­to­fo­wi Sie­nień­skie­mu
Tyl­ko cię tu na zie­mię szczę­ście uka­za­ło,  

Da­lej cię mieć, Krysz­to­fie, na świe­cie nie chcia­ło.  

Czy to go­rzej, czy le­piej? – Wy sa­mi wi­dzi­cie,  
Epi­ta­fium Woj­cie­cho­wi Kry­skie­mu[20]
Pła­czą cię sta­rzy, pła­czą cię i mło­dzi,  

Dwór wszy­stek w czer­ni prze cię, Kry­ski, cho­dzi,  

Abo­wiem ludz­kość i dwor­stwo przy to­bie  
Dru­gie Te­muż[21]
Hisz­pa­ny, Wło­chy i Niem­ce zwie­dziw­szy,  

Kró­lo­wi swe­mu cno­tli­wie słu­żyw­szy  

Umar­łeś, Kry­ski, i le­żysz w tym gro­bie;  

Mnieś wiel­ki smu­tek zo­sta­wił po so­bie.  

A iż płacz próż­ny i ża­łość w tej mie­rze,  
Epi­ta­fium Wy­soc­kie­mu[22]
Uro­dzi­łem się w Pru­siech, Wy­soc­kim mię zwa­no,  

Umar­łem w mło­dym wie­ku i tu mię scho­wa­no.  

U śmier­ci w tej­że ce­nie mło­dy co i sta­ry,  
Na Bar­ba­rę[23]
Ja­koś mi już ska­czesz sła­bo,  

Fol­guj so­bie, mi­ła Bar­ba­ro, pro­szę cię.  

Czart roz­ska­kał te­go swa­ta,  

Nie dba nic, choć kto ma la­da co przed so­bą.  

Oka­zu­je swo­je sztu­ki,  

Al­boć nie wie, że masz w Nu­rem­ber­ku[24] to­war?  

Ale ty wżdy nie bądź głu­pia,  

Nie­zna­jo­mym nie daj dud­ko­wać przed so­bą.  

Nie zwie­rzaj się le­da ko­mu,  

Nie pusz­czaj mni­chów do do­bre­go miesz­ka­nia  
.

I ka­pła­nów się wy­strze­gaj,  

Ra­czej sa­ma za­wż­dy le­ta­ni­je śpie­waj!  

A chcesz li mię słu­chać da­lej,  

Mo­ja Bar­ba­ro, nie sza­cuj do­brych lu­dzi!  

Za­wż­dy ra­czej szu­kaj zgo­dy,  

Niech za cię ska­cze, kto mło­tem do­brze ro­bi.  

Mo­żesz od­pruć i te wzor­ki,  

Czy­ście tak na­ma z pa­cior­ko­wym bi­czy­kiem.  

A nie du­faj w żad­ne cza­ry,  
Na but­ne­go
Już mi go nie chwal, co to przy bie­sie­dzie  

Z zwy­cię­stwy na plac i z wal­ka­mi je­dzie;  

Ta­kie­go wo­lę, co za­śpie­wać mo­że  
Na For­tu­nę[26]
W tym się For­tu­ny ra­dzić nie po­trze­ba:  

Cho­waj swe do­brze, coć Bóg ży­czył[27] z nie­ba;  

A kie­dy bę­dziesz miał po­go­dę na co,  
Na fra­sow­ne
Przy jed­nym szczę­ściu dwie szko­dzie Bóg da­je.  

Głu­pi nie wi­dzi, więc For­tu­nie ła­je;  

Bacz­ny, co do­brze, to na wirzch wy­kła­da,  
Na fra­sow­ne­go
Nie fra­suj się na słu­gi, żeć się po­żar­li;  
Na go­spo­da­rza
Po­sa­dzi­łeś mię wpraw­dzie nie na­go­rzej[28],  

Ale by trze­ba mię­sa da­wać spo­rzej;  

Przed to­bą wi­dzę pół­mi­sków nie­ma­ło,  

A mnie się le­d­wie po­lew­ki do­sta­ło.  
Na grze­bień
No­wy to for­tel a ma­ło sły­cha­ny:  

Na śrebr­ną bro­dę grze­bień oło­wia­ny[29]Na har­de­go
Nie bądź mi har­dym, cho­ciaś wiel­kim pa­nem,  

Jam nie sta­ro­stą ani ka­stel­la­nem,  

Ale gdy na­mniej pod­we­se­lę so­bie,  
Na har­de­go
Nie chcę w tej mie­rze gło­wy pso­wać so­bie,  

Bych się, mój pa­nie, miał po­do­bać to­bie;  

Wi­dzę, żeś har­dy – mnie też na tym ma­ło[30],  
Na ko­goś
Wy­ga­niasz psa z pie­kar­niej – ba, ra­czej sam wy­nidź,  

Bo tu jed­nak masz dia­bła[31] u ku­cha­rek czy­nić.  
Na Kon­ra­ta
Mil­czy­cie w obiad, mój pa­nie Kon­ra­cie;  
Na ła­ko­me
Na umy­śle praw­dzi­we bo­gac­twa za­le­żą;  

Pod nim sre­bro i zło­to, i pie­nią­dze le­żą;  

A te­mu bo­ga­te­go imię bę­dzie słu­żyć,  

Któ­ry szczę­ścia swo­je­go umie do­brze użyć.  

Ale kto usta­wicz­nie le­ży nad licz­ma­ny,  

Tyl­ko te­go słu­cha­jąc, gdzie przedaj­ne ła­ny,  
Na ma­te­ma­ty­ka
Zie­mię po­mie­rzył i głę­bo­kie mo­rze,  

Wie, ja­ko wsta­ją i za­cho­dzą zo­rze;  

Wia­trom ro­zu­mie[32], prak­ty­ku­je ko­mu[33],  
Na Ma­tu­sza
„Ma­tusz wą­sów” le­piej rzec; bo wiel­ką kła­dzie­my  
Na mier­ni­ka
Kie­dy­ście się tych po­mia­rów tak do­brze uczy­li,  

Że wie­cie, ile­kroć ko­ło ob­ró­ci się w mi­li,  

Zgad­ni­cież mi, wie­le ra­zów, niż je­den raz mi­nie,  

Mag­da­le­na pod na­mio­tem ży­wymNa mło­dość
Ja­ko­by też rok bez wio­sny mieć chcie­li,  
Na na­boż­ną
Je­sli nie grze­szysz, ja­ko mi po­wia­dasz,  
Na nie­od­po­wied­ną
Od­mów, je­ślić nie po my­śli; daj, masz li dać wo­lą;  
Na nie­słow­ną
Mia­łem na­dzie­ję, że mi zy­ścić mia­no,  

Tak ja­ko by­ło z chu­cią[36] obie­ca­no;  

Ale co ko­mu rze­cze bia­ła­gło­wa,  
Na nie­słow­ne­go
Po­wiem ci praw­dę, że rad obie­cu­jesz,  

A obie­caw­szy, po­tym się nie czu­jesz;  

Frasz­ką by cię zwać, lecz to jesz­cze mniej­sza:  
Na pa­ny
Cięż­ko mi na te te­raź­niej­sze pa­ny:  

Sie­bie nie ba­czą, a ga­nią dwo­rza­ny.  

„W on czas – pry – czy­stych za­pa­śni­ków by­ło,  

Szer­mie­rzów, goń­ców, aż i wspo­mnieć mi­ło.  

A dziś co mło­dzi pa­choł­cy umie­ją?  

Jed­no w się wi­no ja­ko w becz­kę le­ją.”  

Praw­da, że wiel­ka w słu­gach dziś od­mia­na,  

Ale też trud­no o ta­kie­go pa­na,  

O ja­kich nam więc star­szy po­wia­da­li;  

Oni się w mę­stwie, w dziel­no­ści ko­cha­li,  

Dziś le­da Ży­da z wor­kiem pie­przu wo­lą –  
Na piesz­czo­ne zie­mia­ny
Gnie­wam się na te piesz­czo­ne zie­mia­ny,  

Co pi­wu ra­dzi szu­ka­ją przy­ga­ny.  

Nie pij, aż ci się pier­wej bę­dzie chcia­ło,  
Na pi­ja­ne­go
Nie dar­mo Bak­cha[37] z ro­ga­mi ma­lu­ją,  

Bo pi­ja­ne­go i dzie­ci po­czu­ją.  

Niech gło­wa, niech mu słu­żą do­brze no­gi –  
Na po­dusz­kę
Szla­chet­ne płót­no, na któ­rym le­ża­ło  

Owo tak pięk­ne w oczu mo­ich cia­ło,  

Przecz[39] te­go smut­ny u For­tu­ny so­bie  

Zjed­nać nie mo­gę, aby gło­wie obie  

Po­spo­łu[40] na twym wdzięcz­nym mchu le­ża­ły,  

A zo­bo­pól­nych[41] roz­mów uży­wa­ły?  
Na po­sła pa­pie­skie­go
Po­śle pa­pie­ski rzym­skie­go na­ro­du,  

Uczysz nas dro­gi, a sam chy­biasz bro­du.  

Na­wra­caj[42] le­piej niż­li twój woź­ni­ca,  
Na So­kal­skie mo­gi­ły
Tu­śmy[44] się męż­nie prze oj­czy­znę bi­li  

I na osta­tek gar­dła po­ło­ży­li.  

Nie masz przecz, go­ściu, złez nad na­mi tra­cić,  
Na sta­rą
Te­raz by ze mną zy­gry­wać[45] się chcia­ła,  

Kie­dyś, nie­bo­go, so­bie pod­sta­rza­ła.  

Daj po­kój, prze Bóg![46] Sa­ma ba­czysz snad­nie[47],  
Na sta­rość
Bied­na sta­ro­ści, wszy­scy cię żą­da­my,  
Na stry­ja[48]
Nie bądź mi stry­jem[49], Rzy­mia­nie ma­wia­li,  

Kie­dy się ko­mu ka­rać nie da­wa­li.  

Bądź ty mnie Stry­jem przed­się po sta­re­mu,  
Na swo­je księ­gi
Nie dba­ją mo­je pa­pie­ry  

O prze­waż­ne[50] bo­ha­te­ry;  

Nic u nich Mars, cho­cia sro­gi,  

I Achil­les pręd­ko­no­gi[51];  

Ale śmie­chy, ale żar­ty  

Zwy­kły zbie­rać mo­je kar­ty.  

Pie­śni, tań­ce i bie­sia­dy  

Scha­dza­ją się do nich ra­dy[52].  

Sta­tek tych cza­sów nie pła­ci[53],  
Na Śla­sę
Stań ku słoń­cu, a roz­dziew gę­bę, pa­nie Śla­sa,  

A już nie bę­dziem szu­kać in­sze­go kom­pa­sa[54]:  

Bo ten nos, coć to gę­by już le­d­we nie mi­nie,  
Na śmierć
Ob­łud­ny świe­cie, ja­koć się tu wi­dzi,  
Na Świę­te­go Oj­ca[55]
Świę­tym cię zwać nie mo­gę, oj­cem się nie wsty­dzę,  
Na ucztę
Sze­ląg[56] dam od wy­cho­du[57], nie zjem, je­no ja­je[58]:  
Na utrat­ne[59]
Na przy­krej ska­le, gdzie nikt nie do­cho­dzi,  

Zie­lo­ne drze­wo słod­kie fi­gi ro­dzi,  

Któ­rych z wro­na­mi kru­cy za­ży­wa­ją,  

Lu­dzie żad­ne­go po­żyt­ku nie ma­ją;  

Tak­żeć nie wiem, z kim wszyt­ko dru­dzy zje­dzą,  
O chłop­cu
Pan so­bie ka­zał przy­wieść bia­łą­gło­wę,  

Aby z nią mógł mieć ta­jem­ną roz­mo­wę.  

Cze­kaw­szy chłop­ca do­brze dłu­gą chwi­lę,  

Tak że­by dru­gi uszedł był i mi­lę,  

Poj­źrzy pod okno, a ci so­bie ra­dzi!  

I rze­cze z gó­ry do onej cze­la­dzi:  

„Po dia­ble, syn­ku, fol­gu­jesz tej pa­niej:  
O chmie­lu
Co to za sa­ła­ta ra­na,  

Ró­zyn­ka­mi po­sy­pa­na?[60]
Chmiel, je­śli do­brze sma­ku­ję;  
O do­brym pa­nie
Do­bry pan ja­kiś, ja­dąc so­bie w dro­gę,  

Uj­źrzał u dziew­ki w po­lu bos­są no­gę.  

„Nie chodź – po­wia­da – bez bu­tów, ma ra­da,  

Bo ma­cie­rzy­zna tak zwie­trze­je ra­da.”  

„Ła­ska­wy pa­nie, nic jej to nie wa­dzi,  
O Dok­to­rze Hisz­pa­nie[61]
„Nasz do­bry dok­tor spać się od nas bie­rze[62],  

Ani chce z na­mi do­cze­kać wie­cze­rze.”  

„Daj­cie mu po­kój! naj­dziem go w po­ście­li,  

A sa­mi przed­się by­waj­my we­se­li!”  

„Już po wie­cze­rzy, pódź­my do Hisz­pa­na!”  

„Ba, wie­rę, pódź­my, ale nie bez dzba­na.”  

„Pusz­czaj, dok­to­rze, to­wa­rzy­szu mi­ły!”  

Dok­tor nie pu­ścił, ale drzwi pu­ści­ły[63].  

„Jed­na nie wa­dzi, daj ci Bo­że zdro­wie!”  

„By je­no jed­na” – dok­tor na to po­wie.  

Od jed­nej przy­szło aż więc do dzie­wią­ci,  

A dok­to­ro­wi mózg się we łbie mą­ci.  
Ofia­ra
Łuk i saj­dak twój, Fe­be[64], niech bę­dzie, lecz strza­ły  

W ser­cach nie­przy­ja­ciel­skich w dzień bo­ju zo­sta­ły.  
O frasz­kach
Ko­mu sto fra­szek zda się prze­czyść[65] ma­ło,  
O frasz­kach
Naj­dziesz tu frasz­kę do­brą, naj­dziesz złą i śrzed­nią,  

Nie wszyt­koć mu­ry wio­dą ma­te­ry­ją przed­nią;  

Z bo­ków ce­głę ru­mień­szą i ka­mień cio­sa­ny,  
O go­spo­dy­niej[66]
Pro­szo­no jed­nej wiel­ki­mi proś­ba­mi,  

Nie po­wiem o co, zgad­nie­cie to sa­mi[67].  

A iż sta­tecz­na[68] by­ła bia­ła­gło­wa[69],  

Nie wda­wa­ła się z go­ściem w dłu­gie sło­wa,  

Ale mu z mę­żem do łaź­niej ka­za­ła,  

Aby mu swo­ję myśl ro­zu­mieć da­ła.  

Wni­dą do łaź­niej, a go­spo­darz mi­ły  

Cho­dzi by w ra­ju[70], nie za­kryw­szy ży­ły[71].  

A słusz­nie, bo miał bin­dasz[72] tak do­sta­ły,  

Że­by był nie wlazł w żad­ne fa­mu­ra­ły[73].  

Gość po­glą­da­jąc do­brze żyw[74], a ono[75]
Ba­rzo nie­rów­no pa­ny po­dzie­lo­no[76].  

Nie mył się dłu­go[77] i je­chał tym chut­niej[78]:  
O go­spo­dy­niej
Sta­ro­sta jed­nej pa­niej roz­ka­zał ob­ja­wić,  

Że le­ga­ta rzym­skie­go u niej miał po­sta­wić.  

„Ba, toć – pry – le­gat pra­wy, co go sta­wiać trze­ba[81],  
O Han­nie
Ser­ce mi zbie­gło, a nie wiem ina­czej,  

Jed­no do Han­ny, tam by­wa na­ra­czej[82].  

Tom był za­ka­zał, by nie przyj­mo­wa­ła  

W dom te­go zbie­ga, ow­szem, wy­py­cha­ła.  

Pój­dę go szu­kać, lecz się i sam bo­ję  
O Han­nie
Tu gó­ra drze­wy na­tknio­na,  

A pod nią łą­ka zie­lo­na;  

Tu zdrój prze­źro­czy­stej wo­dy  

Po­dróż­ne­mu dla ochło­dy;  

Tu za­chod­ny wiatr po­wie­wa,  

Tu sło­wik przy­jem­nie śpie­wa –  
O Ję­drze­ju
Z ser­cam się roz­śmiał Ję­drze­ja słu­cha­jąc,  

Kie­dy do do­mu przy­szedł na­rze­ka­jąc  

„A kat jej pro­si[84], by się ku mnie mia­ła,  

Te­raz się, mał­pa[85], z pod­chło­pia wy­rwa­ła[86]O Kach­nie
Kach­na się ka­że w łaź­ni przy­pa­tro­wać,  

Je­sli­bych ją chciał na­go wy­ma­lo­wać;  

A ja po­wia­dam: gdzie nas dwo­je się­dzie,  

Tam pew­na łaź­nia[87]O ko­cie
Sły­chał kto kie­dy, ja­ko cią­gną ko­ta?[88]
Nie za­wż­dy szu­ka wo­dy ta ro­bo­ta,  

Cią­gnie go dru­gi na­dob­nie na su­szy.  
O księ­dzu
Z wie­czo­ra na cześć[89] księ­dza za­pro­szo­no,  

Ale mu na noc mał­pę[90] przy­wie­dzio­no.  

Trwa­ła tam chwi­lę ta mi­ła bie­sia­da,  

Aż ksiądz za­miesz­kał[91]O li­ście
Nie wiem, by ta nie­moc by­ła,  

Co by się nie przy­rzu­ci­ła.  

Wczo­ra mi pa­ni pi­sa­ła,  

Że po trzy no­cy nie spa­ła.  
O Ła­zic­kim a Ba­rzym[92]
Ła­zić­ki z Ba­rzym, go­spo­da­rzu mi­ły,  

Je­sliś nie­świa­dom, ja­ko­wej są si­ły,  

Chciej sa­me tyl­ko uwa­żyć[93] imio­na,  
O miłości
Próżno uciec, próżno się przed miłością schronić,  
O pra­ła­cie
I to być mu­si do fra­szek wło­żo­no,  

Ja­ko pra­ła­ta jed­ne­go uczczo­no.  

Bia­łych­głów mło­dych i pa­nów nie­ma­ło  

Za jed­nym sto­łem po­spo­łu sie­dzia­ło.  

Sie­dział też i ten, com go już mia­no­wał,  

Bo do­brej my­śli ni­g­dy nie ze­pso­wał.  

Mnich we­dle nie­go, a po dru­giej rę­ce  

Pa­ni co star­sza. Słu­chaj­że o mę­ce:  

Na pirw­szym miej­scu pan­nę ca­ło­wa­no,  

Tak­że do koń­ca po­da­wać ka­za­no[94].  

Więc te­go nie raz, ale kil­ka by­ło,  

A pra­ła­to­wi by ką­ska nie­mi­ło[95],  

Bo co raz to go ba­ba po­ca­łu­je,  

A on zaś mni­cha; więc mu się sty­sku­je.  
O so­bie
Do­pie­ro chcę pi­sać żar­ty  

Prze­graw­szy pie­nią­dze w kar­ty;  

Ale się i dwor­stwo zmie­ni,  

Kie­dy w py­tlu hro­sza ne­niO Stasz­ku
Gdy co nie g’rze­czy usły­szy mój Sta­szek,  

To mi wnet ka­że przy­pi­sać do fra­szek.