Strona główna » Edukacja » W małym dworku

W małym dworku

4.00 / 5.00
  • ISBN:

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “W małym dworku

Polecane książki

A gdyby pogłoski o tajnej broni, która może zmienić losy wojny, okazały się prawdą?– Oj, czemu pan przywiązuję aż tak wielką wagę do tego utopijnego projektu! Himmler trwoni na to pieniądze i czas – z miernym rezultatem. Te całe gadanie o sile Vril, wewnętrznej ziemi i innych bzdetach...Lang spojrza...
On - przewlekle chory neurotyk. Ona - bezinteresownie zakochana idiotka, dająca z siebie wszystko. Toksyczny związek i układ, który oboje wyniszcza. Prawdziwe życie, bez happy endu....
Przewodnik turystyczny Kuala Lumpur. Przewodnik zawiera wszystkie niezbędne informacje jakie powinien posiadać turysta m.in. opis historii, kultury, architektury, lokalnych specjałów, użytecznych miejsc, a także co istotniejsze zabytki i atrakcje, które warto zobaczyć. Z przewodnikiem Colorful Books...
Każdy kontynent na Ziemi jest inny – inaczej zbudowany, zamieszkiwany przez różniących się od siebie wyglądem i zwyczajami ludzi, na każdym żyją inne zwierzęta i rosną charakterystyczne dla danego obszaru rośliny. To właśnie ta odmienność i różnorodność składa się na wspaniałą opowieść o świecie i j...
„Monografia ma charakter nowatorski i kompleksowy, bowiem uwzględnia wszystkie poziomy prawnej regulacji statusu uchodźcy i jego (proceduralnej) ochrony oraz opisuje formy i sposoby wpływu standardów uniwersalnych i regionalnych na poszczególne instytucje postępowania administracyjnego i postępowani...
Książka zawiera opis wzorów człowieka dobrego. Podstawą ich wyodrębnienia jest rodzaj pozytywnego udziału człowieka w tworzeniu konkretnych warunków określających przebieg życia innych ludzi. Rejestr tych wzorów wzmocniony jest analizą różnic między nimi oraz relacji ich do postulatu usamodzielniani...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Stanisław Ignacy Witkiewicz

Sta­ni­sław Wit­kie­wiczW ma­łym dwor­kuSztu­ka w trzech ak­tach1921W ma­łym dwor­kuSztu­ka w trzech ak­tach1921

Mot­to:

„A te­raz idę do czu­cio­wej,

do prze­po­tęż­nej ma­chi­ny

me­go ro­zu­mu.”

Ty­tus Czy­żew­ski Elek­trycz­ne wi­zje

Po­świę­co­ne mat­ce

OSO­BY:Oj­ciec – Dy­apa­na­zy Ni­bek, dzier­żaw­ca ma­łe­go ma­ją­tecz­ku w San­do­mier­skiem. Lat 50. Ubra­ny ta­bacz­ko­wo z czar­ną, ża­łob­ną prze­pa­ską. Bru­net, sil­nie si­wa­wy. Bro­da ogo­lo­na. Wą­sy.Je­go cór­ki – Zo­sia i Amel­kaNi­be­ków­ny. Zo­sia – 12 lat, blon­dyn­ka. Amel­ka – 13 lat, bru­net­ka. Ubra­ne ró­żo­wo, z bla­do­błę­kit­ny­mi szar­fa­mi i ko­kar­da­mi we wło­sach.Ku­zyn – Ję­zo­ry Pa­siu­kow­ski. Po­eta, lat 28. Bru­net. Ogo­lo­ny. Ubra­ny czar­no.Je­go i Nib­ków ku­zyn­ka – Ane­ta Wa­sie­wi­czów­na. Lat 26. Na­uczy­ciel­ka mu­zy­ki. Ład­na. Kasz­ta­no­wa­te wło­sy.Wid­mo mat­ki – Ana­sta­zji Ni­bek, z do­mu Wa­sie­wicz. Lat 30. Bar­dzo ład­na blon­dyn­ka o ciem­nych oczach. Ubra­na bia­ło, po­włó­czy­ście, z wian­kiem ru­mian­ków na gło­wie. Mó­wi uro­czy­ście (chy­ba że zmia­na to­nu jest spe­cjal­nie wy­szcze­gól­nio­na). Cho­dzi kro­kiem po­su­wi­stym.Dwóch ofi­cja­li­stów – fa­ce­ci oko­ło lat 35.a) Igna­cy Koz­droń – bru­net ogo­lo­ny. W pierw­szym ak­cie ubra­ny ta­bacz­ko­wo, w dru­gim bia­ło-żół­to, w trze­cim ta­bacz­ko­wo. Dłu­gie bu­ty.b) Jó­zef Ma­szej­ko – blon­dyn z bród­ką. W pierw­szym ak­cie ubra­ny sza­ro, jak do kon­nej jaz­dy. W dru­gim i trze­cim – żół­ty nan­kin i dłu­gie bu­ty.Ku­char­ka – Ur­szu­la Ste­chło. Lat 45. Ubra­na w sza­rą bluz­kę i spód­ni­cę. Na gło­wie czer­wo­na chust­ka. Gru­ba.Chło­piec ku­chen­ny – Mar­ce­li Stę­po­rek. Lat 15.
Rzecz dzie­je się w Ko­złów­kach, w po­wie­cie san­do­mier­skim.
AKT PIERW­SZY
Ma­ły sa­lo­nik w dwor­ku Nib­ków. Za­pa­da sza­ry mrok. Dwa okna wprost. Na pra­wo i na le­wo drzwi. Bie­lo­ne ścia­ny za­wie­szo­ne dy­wa­na­mi. Mię­dzy okna­mi gar­ni­tur me­bli czer­wo­nych, dość wy­tar­tych. Na le­wo ma­ły, trój­noż­ny sto­lik.
SCE­NA PIERW­SZA
Na ka­na­pie pod okna­mi sie­dzi Dy­apa­na­zy Ni­bek, pa­ląc faj­kę. Przy nim na le­wo na fo­te­lu Ane­ta w ka­pe­lu­szu, ubra­na w sza­ry ko­stium. To­reb­ka w rę­ku.
ANE­TA

No – wu­ju. Opo­wiedz, jak to by­ło.

NI­BEK
we­so­ło

A więc po pro­stu zro­bi­my nor­mal­ną eks­po­zy­cję. Uwa­żaj­my to wszyst­ko za dra­mat, za po­czą­tek dra­ma­tu, (py­ka z faj­ki) Świet­ny ty­toń. A więc, po pro­stu, by­ło to tak: mo­ja żo­na, a two­ja ciot­ka, Ana­sta­zja, umar­ła. (zry­wa się i wy­trzą­sa po­piół z faj­ki o but) I na tym ko­niec! Ro­zu­miesz? I ni­g­dy że­byś nie śmia­ła wię­cej o to py­tać. (stu­ka faj­ką o stół i wy­la­tu­je na le­wo. Sły­chać je­go krzy­ki) Zo­sia! Amel­ka! A tej chwi­li do sa­lo­nu ba­wić star­szą ku­zyn­kę!

ANE­TA
sie­dzi za­my­ślo­na. Pau­za.
SCE­NA DRU­GA
Z le­wej stro­ny wcho­dzą, jak­by się wśli­zgu­ją: Zo­sia i Amel­ka. Pod­cho­dzą do Ane­ty. Amel­ka ude­rza ją w ra­mię.
ANE­TA
pod­ska­ku­je prze­ra­żo­na i za­raz obej­mu­je Amel­kę pra­wą rę­ką. Zo­sia prze­bie­ga na pra­wo i Ane­ta obej­mu­je ją le­wą rę­ką.

Przy­je­cha­łam za­stą­pić wam mat­kę, (z pa­to­sem) bied­ną wa­szą ma­mę, a mo­ją cio­cię. Bę­dę was uczyć gry na for­te­pia­nie, o ile nie pój­dzie­cie zno­wu do klasz­to­ru. Tyl­ko co skoń­czy­łam kon­ser­wa­to­rium z me­da­lem.

AMEL­KA

To nam wszyst­ko jed­no, czy z me­da­lem, czy bez. A ma­my nikt nam nie po­trze­bu­je za­stę­po­wać, bo my tak jej nie ża­łu­je­my, a zu­peł­nie ina­czej.

ANE­TA
z czu­ło­ścią

Jak­że to ża­łu­je­cie jej? Po­wiedz­cie.

AMEL­KA
śmie­jąc się z za­kło­po­ta­niem

To niech już Zo­sia po­wie, bo ja nie umiem te­go wy­ra­zić.

ZO­SIA
od­waż­nie

Ja w ten dzień, kie­dy po­cho­wa­li ma­mę na cmen­ta­rzu, za­ko­pa­łam do gro­bu wszyst­kie mo­je lal­ki – o tam, w ogro­dzie (po­ka­zu­je okna). Ona (wska­zu­je na Amel­kę) już od ro­ku nie ba­wi się lal­ka­mi. Ma już trzy­na­ście lat. A ma­ma to by­ła mo­ja naj­więk­sza lal­ka. Ta­tuś z nią się też ba­wił jak z lal­ką – to by­ła na­sza wspól­na lal­ka. Ma­ma mó­wi­ła, że u nas w ro­dzi­nie wszyst­kie pa­nien­ki w dwu­na­stym ro­ku prze­sta­ją się ba­wić lal­ka­mi. Ja skoń­czy­łam dwa­na­ście lat i ma­ma umar­ła. Ma­mę za­ko­pa­li gra­ba­rze, a ja za­ko­pa­łam lal­ki. Wię­cej niech pa­ni nie py­ta, bo nie po­wiem.

AMEL­KA

Tak, to praw­da – to jest u nas dzie­dzicz­ne.

ANE­TA

A cze­mu nie no­si­cie ża­ło­by? Cze­mu je­ste­ście ja­sno ubra­ne?

ZO­SIA

Bo ma­ma tak chcia­ła. Za­wsze to mó­wi­ła. Już od ro­ku.

ANE­TA
wsta­jąc

Już wiem, ra­czej do­my­ślam się wszyst­kie­go. Zo­stań­cie tu sa­me. Po­tem, jak się ściem­ni, opo­wiem wam bar­dzo dziw­ne rze­czy. Te­raz mu­szę iść.

Wy­cho­dzi na le­wo.
SCE­NA TRZE­CIA
Dziew­czyn­ki sia­da­ją. Amel­ka na ka­na­pie, Zo­sia na fo­te­lu na le­wo.
AMEL­KA

Ja­ka ona głu­pia. Hi, hi! Ona my­śli, że ona nam coś dziw­ne­go opo­wie. Wi­dzę przed so­bą czer­wo­ne oczy – tam, za pie­cem. Ja­kiś po­twór prze­su­wa się tuż ko­ło mnie. Sia­da ci na ko­la­nach, Zo­sia. Nie bo­ję się nic.

ZO­SIA

Ani ja tak­że. Wiesz co? Za­baw­my się w se­ans.

Nie­po­strze­żo­ny sta­je we drzwiach na pra­wo Ku­zyn, Ję­zo­ry Pa­siu­kow­ski, i przy­pa­tru­je się tej sce­nie.
SCE­NA CZWAR­TA
Ciż sa­mi plus Ję­zo­ry.
AMEL­KA

Do­brze (wsta­je i bie­rze sto­lik, usta­wia go mię­dzy ka­na­pą, sto­łem i fo­te­lem, na któ­rym sie­dzi Zo­sia) Tyl­ko bądź cier­pli­wa. Ściem­nia się co­raz wię­cej.

ZO­SIA

Do­brze – tyl­ko nie za­cznij bać się za wcze­śnie.

AMEL­KA

Nie­praw­da. Nie bo­ję się ni­cze­go.

KU­ZYN
po­su­wa­jąc się ci­cho na śro­dek po­ko­ju

Tyl­ko mnie się bo­isz, Ame­lio.

AMEL­KA
drgnę­ła, ale się opa­no­wu­je

I cie­bie też się nie bo­ję, mój Je­ziu.

ZO­SIA
do Ku­zy­na

Sia­daj z na­mi do se­an­su.

KU­ZYN

Do­brze, ale pod wa­run­kiem, że bę­dzie­cie mi po­tem po­ma­gać w wy­trzy­ma­niu te­go wie­czo­ru. Nie pój­dzie­cie dziś spać tak wcze­śnie. Je­stem sza­le­nie opusz­czo­ny, a nie mam pie­nię­dzy, że­by wy­je­chać.

AMEL­KA

Do­brze, do­brze. Sia­daj.

Ku­zyn sia­da na fo­te­lu ty­łem do wi­dow­ni, od­su­wa­jąc stół tro­chę na pra­wo. Pau­za. Sto­lik za­czy­na się ru­szać.
SCE­NA PIĄ­TA
Ci­cho, bez sze­le­stu wcho­dzi le­wy­mi drzwia­mi Wid­mo Mat­ki i prze­cho­dzi mil­cząc na pra­wo. Sto­lik ska­cze pa­rę ra­zy i za­trzy­mu­je się.
AMEL­KA

O! Ma­ma już przy­szła.

Nikt się nie ru­sza. Wid­mo sia­da na ka­na­pie po le­wej rę­ce Amel­ki i sie­dzi sztyw­ne.
KU­ZYN

Znam ja­ski­nie, w któ­rych się ry­je – ani wzdłuż, ani wszerz, ani wprost, ani w po­przek, tyl­ko w sa­mą Praw­dę – ma­lut­ki otwo­rek, przez któ­ry Bóg usi­łu­je po­dać rę­kę czło­wie­ko­wi.

WID­MO
gło­sem uro­czy­stym

Masz ra­cję. Ję­zo­ry, mój ku­zy­nie. Ale cze­mu On usi­łu­je tyl­ko, cze­mu te­go nie wy­ko­na?

ZO­SIA

Nie py­taj o ta­kie rze­czy, ma­mo. To grzech.

AMEL­KA

Ci­cho, Zo­sia. Daj mó­wić ma­mie, co ze­chce.

WID­MO

Umar­łam z wła­snej wo­li. Nie za­bi­łam się ani nikt mnie nie za­bił. Chcia­łam umrzeć i umar­łam. Zro­bił mi się rak w wą­tro­bie. O tym nikt z was nie wie­dział, bo ukry­wa­łam sta­ran­nie mo­je bo­le­ści.

ZO­SIA

A tak ba­wi­łaś się z na­mi i z ta­tu­siem!

WID­MO

W okrop­nych ży­łam mę­czar­niach.

KU­ZYN

A mnie się zda­je, że to wca­le nie jest duch. Ku­zyn­ka ży­je, ale jest za­hip­no­ty­zo­wa­na.

WID­MO

Nie mo­gę w przed­mio­cie tym nic po­wie­dzieć. Nie mam swo­je­go zda­nia.

Za­my­ka oczy.
ZO­SIA

Ma­ma śpi. Patrz, Amel­ka.

KU­ZYN
wsta­je, pod­cho­dzi do Wid­ma i bie­rze je za rę­kę

To jest bar­dzo nie­zwy­kły wy­pa­dek. A jed­nak ona jest wid­mem i tyl­ko wid­mem. Ta rę­ka nie ma cię­ża­ru. A mo­że mi się to tyl­ko wy­da­je. (od­cho­dzi od niej) Czu­ję, że bę­dę dziś strasz­nie sa­mot­ny o dzie­sią­tej. (do dziew­czy­nek) Na mi­ło­sier­dzie bo­skie nie opusz­czaj­cie mnie dzi­siaj.

ZO­SIA

Przy­je­cha­ła star­sza ku­zyn­ka. Ona za­ba­wi cię po dzie­sią­tej. O tej po­rze mu­si­my już spać.

KU­ZYN

Ja­ka ku­zyn­ka? Czy nie ma­ła Ane­ta, z któ­rą ba­wi­łem się w dzie­ciń­stwie?

WID­MO
nie otwie­ra­jąc oczu

Ona sa­ma. Zo­ba­czysz, co za okrop­ne rze­czy stąd wy­nik­ną. Tak się cie­szę, tak się cie­szę.

KU­ZYN
nie­cier­pli­wie cho­dząc po po­ko­ju

Nie ma żad­nych okrop­nych rze­czy. Znam woj­nę, re­wo­lu­cję, śmierć uko­cha­nych osób i tor­tu­ry. To wszyst­ko jest głup­stwo. Okrop­ną rze­czą jest tyl­ko nu­da i to, je­śli ża­den wiersz do gło­wy nie przy­cho­dzi i je­śli przy tym chce się coś pi­sać, coś, o czym się jesz­cze nie ma po­ję­cia – tak jak mnie te­raz. A! To jest praw­dzi­wa mę­ka.

WID­MO
otwie­ra­jąc oczy z drgnie­niem ca­łe­go cia­ła

Naj­gor­szą rze­czą jest ból fi­zycz­ny, a szcze­gól­nie rak w wą­tro­bie. Ale nie je­stem po­et­ką. Nie znam tych wa­szych mę­czar­ni.

AMEL­KA

Ja­ki on jest głu­pi, ten Je­zio. Hi, hi! Nic już się go nie bo­ję. Jak jest ma­ma, nie bo­ję się ni­ko­go.

SCE­NA SZÓ­STA
Wcho­dzi z pra­wej stro­ny Ku­char­ka z za­pa­lo­ną lam­pą z zie­lo­nym aba­żu­rem i sta­wia ją na sto­le.
KU­CHAR­KA

A co? Nie wy­trzy­ma­ła pa­ni na tam­tym świe­cie i przy­szła pa­ni do nas?

WID­MO

Tak. Te­raz nie prze­szka­dzaj­cie nam, Ur­szu­lo. Do kuch­ni przyj­dę póź­niej.

Ku­char­ka wy­cho­dzi.
SCE­NA SIÓD­MA
Wcho­dzi z le­wej stro­ny Dy­apa­na­zy Ni­bek, trzy­ma­jąc pod rę­kę Ane­tę.
NI­BEK
wska­zu­jąc na Ku­zy­na

Ro­zu­miesz? On był ko­chan­kiem Ana­sta­zji. Za to ją za­bi­łem.

WID­MO
nie wsta­jąc

Nie­praw­da. Ko­chan­kiem mo­im był Koz­droń, a umar­łam sa­ma, na ra­ka w wą­tro­bie.

NI­BEK
z roz­pa­czą

Wiecz­nie te sa­me kłam­stwa! Na­wet za gro­bem kła­mie ta nie­szczę­śni­ca.

WID­MO
po raz pierw­szy po­ru­sza się i tra­ci sztyw­ność

Ha! ha! ha! ha! ha!

KU­ZYN
do Wid­ma

Nie śmiej się tak, ku­zyn­ko. Mo­że wuj Dy­apa­na­zy ma słusz­ność. Ja nie rę­czę za nic.

AMEL­KA
nie wsta­jąc

Wstydź się. Je­ziu.

ZO­SIA
nie wsta­jąc

Nie kłam tak.

WID­MO

Ha! ha! Dzię­ku­ję wam, có­recz­ki, że­ście mnie wzię­ły w obro­nę. Ni­g­dy nie ko­cha­łam Je­zia.

KU­ZYN
do Wid­ma

A pa­mię­tasz wte­dy na wio­snę, te­go ro­ku? Pa­mię­tasz na­szą roz­mo­wę w ogro­dzie? Ja ci wszyst­ko przy­po­mnę. By­ła pią­ta po po­łu­dniu. Kwit­nął bez. Czy­ta­łem ci wte­dy ten wiersz. (de­kla­mu­je)

Bez­kr­wi­sta twarz prze­zro­czy­sta.

Śmier­tel­na ma­ska uro­czy­sta.

Pło­ną grom­ni­ce gro­bo­we.

Ktoś mó­wi nud­ną mo­wę.

Chwil stra­co­nych roz­pacz głu­cha.

Pust­ka w do­mu cze­ka du­cha.

Stra­chem mę­czy, wy­rzu­ta­mi.

Cze­mu w ży­ciu za­wsze sa­mi?

A po śmier­ci po­łą­cze­ni!

Już się ni­g­dy to nie zmie­ni.

Strasz­li­we tru­pa mil­cze­nie

I wy­rzu­tów po­twier­dze­nie.

Myśl sza­lo­ne da­je sko­ki,

W za­świa­ty za­czy­na wie­rzyć:

Nie­od­wra­cal­ne wy­ro­ki

Wła­sną nie­mo­cą mie­rzyć… [1]SCE­NA ÓSMA
Wcho­dzi Ku­char­ka.
KU­CHAR­KA

Pa­nie Ni­bek, pan Koz­droń pro­si pa­na do kan­ce­la­rii.

NI­BEK

Pro­sić tu­taj. Wła­śnie mia­łem po­słać po nie­go.

Ku­char­ka wy­cho­dzi.
SCE­NA DZIE­WIĄ­TA
Ciż mi­nus Ku­char­ka.
WID­MO

Tak. Pa­mię­tam ten wiersz. Na tym się wszyst­ko skoń­czy­ło. Mo­gło być coś – te­mu nie prze­czę – ale nic nie by­ło.

NI­BEK
z za­chwy­tem

Ślicz­ny wiersz. Prze­ślicz­ny. Ale nie skoń­czy­ło się na tym. Ja wiem.

KU­ZYN
z wście­kło­ścią