Strona główna » Literatura faktu, reportaże, biografie » Brzemię odpowiedzialności: Blum, Camus, Aron, i francuski wiek dwudziesty

Brzemię odpowiedzialności: Blum, Camus, Aron, i francuski wiek dwudziesty

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-65369-79-6

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Brzemię odpowiedzialności: Blum, Camus, Aron, i francuski wiek dwudziesty

Léon Blum był przywódcą Francuskiej Partii Socjalistycznej w okresie międzywojennym. Dwukrotnie, w latach 1936 i 1938, był też premierem rządu sformowanego przez Front Ludowy i najbardziej znaczącym politycznym przeciwnikiem rządu w Vichy — za co uwięziono go, wytoczono mu proces i deportowano. Raymond Aron w latach 20. ubiegłego wieku przyćmiewał intelektem innych absolwentów Ecole Normale Supérieure (wśród nich Jeana-Paula Sartre’a) i był najbardziej obiecującym młodym francuskim filozofem swego pokolenia. Albert Camus, mimo swego skromnego „kolonialnego” pochodzenia i prowincjonalnej edukacji, w powojennej Francji wybił się z niebytu na pozycję gwiazdy politycznej, powszechnie rozpoznawany jako partner, kolega, i rywal intelektualny Sartre’a i Simone de Beauvoir.

 

Oto trzej bohaterowie Brzemienia odpowiedzialności Tony’ego Judta. Opowiadając ich skomplikowane historie, znakomity amerykański historyk pokazuje, jak intelektualiści powinni uczestniczyć w życiu publicznym: bez oglądania się na polityczną modę i bez zaślepienia ideologią.

Pouczający i elokwentny esej o intelektualnej odwadze w okresie — według określenia autora — intelektualnej nieodpowiedzialności.
„New York Times”

 

Tony Judt (1948—2010) — wybitny znawca historii Francji i Europy Środkowej, eseista. Regularnie publikował m.in. na łamach „The New Republic” i „New York Review of Books”. Autor licznych książek, w tym syntezy najnowszej historii Europy pt. Powojnie (2005), wyborów tekstówZapomniany wiek dwudziesty (2008) i Pensjonat pamięci (2010) oraz manifestu Źle ma się kraj (2010). Nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej ukała się jego kontrowersyjna książka Historia niedokończona. Francuscy intelektualiści 1944—1956 (2012).

Polecane książki

Pisania, jak każdego zawodu, można się nauczyć. Kurs kreatywnego pisania Katarzyny Bondy, królowej polskiego kryminału, da początkującym pisarzom narzędzia, by mogli swoje pisarskie pomysły realizować pewnie, świadomie i coraz doskonałej. Wyjaśni, jak wygląda struktura powieści i w przystępny...
Zabawny zbiór krótkich historyjek z życia znanych ludzi. Autor zestawił je w grupy związane z zawodem czy rolą, jaką dana osoba odegrała w historii świata. Są wśród nich władcy i politycy, wodzowie i wojskowi, duchowni i święci, uczeni i wynalazcy, filozofowie, pisarze, poeci i dziennikarze, malarze...
Nagrodzony Oscarem aktor Jeff Bridges i jego buddyjski nauczyciel Rosi Bernie Glassman przyjaźnią się od ponad dziesięciu lat. W sierpniu 2013 r. opublikowali książkę „The Dude and the Zen Master”, rozmowę dwojga przyjaciół o tym, co robić w życiu, o spokoju ducha, prawdach życiowych, medytacji i, o...
Matka. Słowo odmieniane na różne sposoby, niosące ogromny ładunek emocjonalny. Przywołuje w pamięci sentymentalne wspomnienia oraz rozmaite odczucia.Trzynastu autorów, trzynaście sylwetek matek. Każdy z nas nakreślił odmienny charakterologicznie portret matki, z uwzględnieniem aspektów psycholog...
Jest to zaledwie nikły szczątek niezmiernie obfitych zbiorów epistolograficznych, które bezpowrotnie zaginęły, a które Schulz pieczołowicie przez całe lata segregował i gromadził. Zachowana resztka nie daje o tej kolekcji wyobrażenia, ale przez sam fakt przetrwania jest szczególnie cenna jako ni...
Książka stanowi zbiór szkiców poświęconych reprezentacji (męskiego) homoseksualizmu w literaturze polskiej. Ramy chronologiczne pracy obejmują niemal cały wiek XX. Podobnie szeroko nakreślone są granice genologiczne – autora interesuje proza, liryka, ale też zagadnienie recepcji twórczości liter...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Tony Judt

Tony Judt, Brze­mię od­po­wie­dzial­ności: Blum, Ca­mus, Aron i fran­cu­ski wiek dwu­dzie­sty

Tytuł ory­gi­nału: The Bur­den of Re­spon­si­bi­li­ty: Blum, Ca­mus, Aron, and the French Twen­tieth Cen­tu­ry

War­sza­wa 2013

Co­py­ri­ght © 1998 by Tony Judt. All ri­ghts re­se­rved.

Co­py­ri­ght © for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Kry­ty­ki Po­li­tycz­nej, 2013

Wy­da­nie pierw­sze

ISBN 978-83-63855-77-2

Do­fi­nan­so­wa­no ze środków Mi­ni­stra Kul­tu­ry i Dzie­dzic­twa Na­ro­do­we­go.

Wy­daw­nic­two Kry­ty­ki Po­li­tycz­nej

Se­ria Hi­sto­rycz­na [13]

War­sza­wa 2013

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. z o.o.

PRZED­MO­WA

Eseje te pier­wot­nie wygłoszo­ne były jako wykłady w ra­mach Bra­dley Lec­tu­res na Uni­wer­sy­te­cie Chi­ca­gow­skim. Chciałbym wy­ra­zić swoją wdzięczność Bra­dley Fo­un­da­tion oraz pro­fe­so­ro­wi Ro­ber­to­wi Pip­pi­no­wi, pre­ze­so­wi Com­mit­tee on So­cial Tho­ught Uni­wer­sy­te­tu Chi­ca­gow­skie­go – za to, że dzięki nie­mu miałem spo­sob­ność roz­wi­nięcia pew­nych myśli na te­mat Fran­cji oraz fran­cu­skich in­te­lek­tu­alistów.

Na Uni­wer­sy­te­cie No­wo­jor­skim wspa­niałomyślnie udzie­lo­no mi urlo­pu umożli­wiającego pracę nad tym oraz in­ny­mi pro­jek­ta­mi; część tego okre­su, w roku 1995, spędziłem goszcząc w In­sty­tu­cie Nauk o Człowie­ku (IWM) w Wied­niu, w którym mój po­byt możliwy był po części dzięki gran­to­wi przy­zna­ne­mu przez Fun­dację Volks­wa­ge­na. Za udzie­lo­ne mi wspar­cie wdzięczny je­stem tym in­sty­tu­cjom, jak również dy­rek­to­ro­wi IWM, pro­fe­so­ro­wi Krzysz­to­fo­wi Mi­chal­skie­mu – za jego nie­ustającą gościn­ność; mo­je­mu wy­daw­cy z Uni­wer­sy­te­tu Chi­ca­gow­skie­go, T. Da­vi­do­wi Bren­to­wi, który oka­zał mi wy­ro­zu­miałość i wspar­cie, mimo że mu­siał cze­kać na tę książkę nie­co dłużej niż prze­wi­dy­wa­no na początku.

Różne wer­sje esejów poświęco­nych Al­ber­to­wi Ca­mu­so­wi i Ray­mon­do­wi Aro­no­wi przed­sta­wio­ne były na Nor­th­we­stern Uni­ver­si­ty, na Uni­wer­sy­te­cie Sta­no­wym Mi­chi­gan, na Uni­wer­sy­te­cie McGill oraz na Uni­wer­sy­te­cie Wie­deńskim, a także na sa­mym Uni­wer­sy­te­cie Chi­ca­gow­skim w cza­sie wykładów pu­blicz­nych oraz se­mi­na­riów. Ich słucha­cze i uczest­ni­cy, a także moi stu­den­ci z In­sti­tu­te of French Stu­dies Uni­wer­sy­te­tu No­wo­jor­skie­go przed­sta­wi­li wie­le kry­tycz­nych uwag i su­ge­stii; ich wkład bar­dzo wzbo­ga­cił ni­niejszą książkę. Za jej błędy i oso­bli­wości od­po­wie­dzial­ność po­noszę, rzecz ja­sna, ja sam.

Za­miesz­czając cy­ta­ty z dzieł mo­ich trzech pro­ta­go­nistów, nie­mal w każdym przy­pad­ku po­zwo­liłem so­bie tłuma­czyć na nowo, za­miast ko­rzy­stać z ist­niejących przekładów an­giel­skich1. Ile­kroć jest in­a­czej, źródło cy­ta­tu po­daję w przy­pi­sach. Pełne od­nie­sie­nie do wer­sji ory­gi­nal­nej oraz su­ge­stie do­tyczące lek­tu­ry uzu­pełniającej zna­leźć można w przy­pi­sach oraz w krótkiej „No­cie bi­blio­gra­ficz­nej” na końcu książki.

Książkę tę poświęcam pamięci François Fu­re­ta. To właśnie w od­po­wie­dzi na jego pro­po­zycję wstępnie zgo­dziłem się przy­go­to­wać ni­niej­sze wykłady i to on en­tu­zja­stycz­nie mnie zachęcał, bym poświęcił je Blu­mo­wi, Ca­mu­so­wi i Aro­no­wi. Fu­ret był ad­mi­ra­to­rem wszyst­kich tych trzech po­sta­ci, choć jeśli cho­dzi o więzy na­tu­ry in­te­lek­tu­al­nej i oso­bi­stej, naj­bliższy mu był, rzecz ja­sna, Ray­mond Aron. Fu­ret kie­ro­wał w Paryżu in­sty­tu­tem na­zwa­nym jego imie­niem, zaś umie­rając był w trak­cie pi­sa­nia stu­dium poświęco­ne­go Ale­xi­so­wi de To­cqu­evil­le’owi, praw­do­po­dob­nie ulu­bio­ne­mu fran­cu­skie­mu myśli­cie­lo­wi Aro­na. Wsze­la­ko Fu­ret był po­niekąd na­tu­ral­nym spad­ko­biercą również Blu-ma i Ca­mu­sa. Jego uczo­ne dzieło poświęcone hi­sto­rii re­wo­lu­cji fran­cu­skiej, w którym naj­pierw od­rzu­ca in­ter­pre­tację mark­si­stowską, a następnie nową kon­wencję „hi­sto­rii kul­tu­ro­wej”, przy­spo­rzyły mu prze­ciw­ników wśród uczo­nych po obu stro­nach Atlan­ty­ku. Odważne potępie­nie po­li­tycz­ne­go od­chy­le­nia jego czasów, czy to „anty-an­ty­ko­mu­ni­zmu”, czy też „mul­ti­kul­tu­ra­li­zmu”, przy­spo­rzyły mu wrogów po­li­tycz­nych we Fran­cji i poza jej gra­ni­ca­mi. Z ko­lei jego rosnący wpływ na pu­bliczną per­cepcję przeszłości Fran­cji do­pro­wa­dzał jego opo­nentów do pa­rok­syzmów wściekłości – zwłasz­cza w rocz­nicę dwóchset­le­cia re­wo­lu­cji, kie­dy to ata­ki przy­pusz­cza­ne na Fu­re­ta i jego „szkołę” przy­brały cha­rak­ter wyraźnie oso­bi­sty.

Wszyst­ko to bar­dzo przy­po­mi­na sy­tu­ację po­sta­ci, którym poświęcone są ni­niej­sze ese­je. Po­dob­nie jak one, również i François Fu­ret był in­te­lek­tu­alistą ak­tyw­nym pu­blicz­nie; a choć był „in­si­de­rem”, nie prze­szka­dzało to, by w różnych okre­sach i kręgach trak­to­wa­no go jako out­si­de­ra, czy wręcz re­ne­ga­ta. Po­dob­nie jak tam­ci trzej, Fu­ret płynął pod prąd epo­ki, dwu­krot­nie występując prze­ciw jej du­cho­wi: po raz pierw­szy, gdy za­kwe­stio­no­wał obo­wiązującą – a uka­zał praw­dziwą – hi­sto­rię re­wo­lu­cji, na­ro­do­we­go „mitu założyciel­skie­go” Fran­cuzów; następnie zaś – pu­bli­kując pod ko­niec życia nie­by­wa­le wpływo­wy esej o ko­mu­ni­zmie, tym mi­cie (czy też, we­dle słów sa­me­go Fu­reta, ilu­zji) XX wie­ku. Po­dob­nie jak tam­tych trzech, również i jego nie­kie­dy bar­dziej do­ce­nia­no za gra­nicą niż w kra­ju. I tak samo jak w przy­pad­ku wpływu oraz idei tam­tych in­te­lek­tu­alistów, również i jego wpływ oraz idee za­mknęły usta kry­ty­kom, bez wątpie­nia też wy­trzy­mają wszelką kry­tykę. Jest ogólnie zna­nym fak­tem, że nie ist­niała i nie ist­nie­je żadna ba­dająca dzie­je Fran­cji szkoła hi­sto­rycz­na Fu­reta. Tak samo jed­nak nie ist­nie­je szkoła Aro­na we fran­cu­skiej myśli społecz­nej; szkoła fran­cu­skiej myśli mo­ral­nej, którą założyłby Ca­mus, ani też szkoła fran­cu­skiej so­cjal­de­mo­kra­cji, którą stwo­rzyłby Blum. Lu­dzie ci nie re­pre­zen­to­wa­li ja­kiejś aspi­rującej do słuszności wer­sji in­te­lek­tu­al­ne­go czy po­li­tycz­ne­go za­an­gażowa­nia Fran­cuzów; re­pre­zen­to­wa­li w osta­tecz­nym roz­ra­chun­ku je­dy­nie sa­mych sie­bie oraz to, w co wie­rzy­li. I właśnie dla­te­go z cza­sem sta­li się uoso­bie­niem naj­lep­szej cząstki du­cha Fran­cji.

„Le ro­man­ti­sme française”, dit Go­ethe,

„est né de la Révo­lu­tion et de l’Em­pi­re:

Glo­ire et Li­ber­te! Du mo­uve­ment so­cia­li­ste

nous ver­rons naître un no­uve­au ly­ri­sme:

Ju­sti­ce et Bon­heur!”.

Léon Blum

„S’il exi­sta­it un par­ti de ceux qui ne sont

pas sûrs d’avo­ir ra­ison, j’en se­ra­is”.

Al­bert Ca­mus

„Ce n’est ja­ma­is la lut­te en­tre le bien et le mal,

c’est le préféra­ble con­tre le déte­sta­ble”.

Ray­mond Aron

WSTĘP

BŁĘDNA OPI­NIA PARYŻA

Histo­ria nie jest i nie po­win­na być pi­sa­na tak, jak jest przeżywa­na. Lu­dzie za­nu­rze­ni w przeszłości wiedzą le­piej niż my, co zna­czyło żyć w da­nym miej­scu i cza­sie, jed­nak położenie większości z nich nie było na tyle do­god­ne, by mo­gli zro­zu­mieć, co się im przy­da­rza – i dla­cze­go. Wszel­kie na­sze, jakże da­le­kie od do­sko­nałości, wyjaśnie­nia zda­rzeń z przeszłości wypływają z ko­rzyści, ja­kie nie­sie od­da­le­nie w cza­sie, na­wet jeśli samo to od­da­le­nie sta­no­wi nie­prze­zwy­ciężalną trud­ność w osiągnięciu em­pa­tii z hi­sto­rią, którą sta­ra­my się zro­zu­mieć. Kształt mi­nio­nych zda­rzeń zależy od da­nej per­spek­ty­wy, za­wsze uwa­run­ko­wa­nej miej­scem i cza­sem; każdy z owych kształtów to praw­da połowicz­na, choć niektóre z nich stają się wia­ry­god­ne na dłużej.

Ro­zu­mie­my to in­tu­icyj­nie, gdyż owo zja­wi­sko naj­pełniej występuje w od­nie­sie­niu do pro­te­uszo­wej for­my na­szych czasów. Jed­nakże z chwilą uświa­do­mie­nia so­bie, że jest tak również w przy­pad­ku in­nych lu­dzi i że  i c h  wer­sja  n a s z e g o  życia także jest częścio­wo wia­ry­god­na, je­steśmy zmu­sze­ni uznać, że ist­nie­je nie­skończo­ność możli­wych wyjaśnień wie­lo­krot­nie krzyżujących się i za­chodzących na sie­bie in­dy­wi­du­al­nych hi­sto­rii. Przez wzgląd na wy­godę, w wy­mia­rze społecz­nym i psy­cho­lo­gicz­nym, przyj­mu­je­my uznaną wspólną wersję tra­jek­to­rii in­dy­wi­du­al­nych losów – na­szych własnych i losów na­szych przy­ja­ciół, ko­legów oraz zna­jo­mych. Ale ten naj­mniej­szy wspólny mia­now­nik tożsamości spraw­dza się w znacz­nym stop­niu dla­te­go, że na ogół nie mamy uza­sad­nio­nych po­wodów, by za­da­wać py­ta­nia nar­ra­cji, jaką wy­zna­czy­liśmy dla sie­bie i in­nych. Po­mi­jając chwi­le głębo­kie­go kry­zy­su, nie angażuje­my się w ra­dy­kal­ne kwe­stio­no­wa­nie – me­todą eks­pe­ry­men­talną – na­szej obec­nej re­la­cji z osobą, którą byliśmy kie­dyś; dla większości z nas ta­kie wysiłki mające na celu zgłębie­nie na­tu­ry i sen­su na­szej przeszłości mają zni­ko­my udział w na­szym świa­do­mym życiu. O wie­le łatwiej i bez­piecz­niej jest postępować tak, jak­by spra­wy te były przesądzo­ne. I na­wet gdy­byśmy zaczęli nie­prze­rwa­nie i cho­ro­bli­wie roz­myślać nad tym, kim byliśmy, kim je­steśmy, jak się kimś ta­kim sta­liśmy oraz co po­win­niśmy uczy­nić w świe­tle wniosków płynących z ta­kich au­to­ana­liz – w zni­ko­mym stop­niu zmie­niłoby to na­sze re­la­cje z większością lu­dzi, których świa­ty za­sad­ni­czo nie uległyby wpływo­wi tych na­szych nar­cy­stycz­nych roz­myślań.

Jed­nak to, co jest prawdą w od­nie­sie­niu do jed­no­stek, nie jest nią w od­nie­sie­niu do na­rodów. Zna­cze­nie, ja­kie należy przy­pi­sać ja­kiejś wspólnej hi­sto­rii, jej im­pli­ka­cje dla obu­stron­nych re­la­cji wewnątrz państw oraz między nimi w chwi­li obec­nej, mo­ral­ne i ide­olo­gicz­ne ugrun­to­wa­nie al­ter­na­tyw­nych i wza­jem­nie się wy­klu­czających opisów zbio­ro­wych za­cho­wań oraz de­cy­zji podjętych w od­ległej lub nie­da­le­kiej przeszłości – są najżyw­szy­mi z kon­tro­wer­sji dzielących dany naród. To właśnie przeszłość jest pra­wie za­wsze kwe­stią sporną, na­wet jeśli z po­zo­ru dys­ku­sja do­ty­czy teraźniej­szości czy przyszłości. W wie­lu przy­pad­kach sam naród w znacz­nym stop­niu za­wdzięcza swe ist­nie­nie ta­kim właśnie spo­rom; nie ist­nie­je jed­na wspólna czy nie­kon­tro­wer­syj­na wer­sja zbio­ro­wej przeszłości mogąca wy­niknąć z prób zin­stru­men­ta­li­zo­wa­nia tejże przeszłości, gdyż same te spo­ry kon­sty­tu­ują fun­da­men­talną tożsamość wspólno­ty.

Sy­tu­acja ta jest cha­rak­te­ry­stycz­na dla współcze­sności. W im­pe­riach, państwach i wspólno­tach z epok bar­dziej od­ległych w cza­sie nie ist­niały za­zwy­czaj kon­ku­ren­cyj­ne źródła władzy po­li­tycz­nej ani też nie­współmier­ne uza­sad­nie­nia tego, kto i dla­cze­go ma władzę spra­wo­wać. Hi­sto­ria, jako źródło le­gi­ty­mi­za­cji władzy obec­nej, sta­no­wiła jed­ność – i dla­te­go też, w sen­sie, w ja­kim doświad­cza­my jej dzi­siaj, w ogóle nie była hi­sto­rią. Większość lu­dzi za­miesz­kujących nie­gdyś tę pla­netę nie po­sia­dała nie­za­leżnego dostępu do własnej hi­sto­rii. Ich własną wersję tego, jak sta­li się tym, kim byli, ce­cho­wała zaścian­ko­wość i funk­cjo­na­lizm; wer­sja ta była nie­odłączną częścią większej nar­ra­cji przy­ta­cza­nej przez tych, którzy nimi rządzi­li – nar­ra­cji, którą ta większość je­dy­nie mgliście so­bie uświa­da­miała. Dopóki władza i au­to­ry­tet po­zo­sta­wały mo­no­po­lem ja­kiejś ro­dzi­ny, ka­sty, sta­nu czy teo­kra­tycz­nej eli­ty, roz­cza­ro­wa­nie teraźniej­szością, a na­wet ocze­ki­wa­nia wo­bec przyszłości były zakład­ni­ka­mi pew­nej wer­sji wspólnej przeszłości, która nie­raz mogła wzbu­dzać fru­strację, lecz nie miała kwe­stio­nującej ją kon­ku­ren­cji.

Wszyst­ko to uległo zmia­nie z chwilą, gdy re­wo­lu­cyj­ne prze­mia­ny dały początek po­li­ty­ce ta­kiej, jaką zna­my dzi­siaj. Aby uwia­ry­god­nić i upra­wo­moc­nić rosz­cze­nia i obiet­ni­ce związane z po­re­wo­lu­cyj­nym porządkiem, ko­niecz­ne było założenie, że po­dob­nie jak ich po­przed­ni­cy wraz z usta­no­wio­nym przez sie­bie porządkiem, również i przy­by­sze po­sia­dają własną wersję hi­sto­rii społeczeństwa i państwa, którymi za­pragnęli rządzić. A po­nie­waż nar­ra­cja ta miała przede wszyst­kim uza­sad­nić wyjątko­wo gwałtow­ny ciąg wy­padków, ja­kie do­pro­wa­dziły do owej zmia­ny, mu­siała nie tyl­ko utwier­dzić swo­je własne rosz­cze­nia, lecz również osta­tecz­nie zdys­kwa­li­fi­ko­wać te wy­su­wa­ne w imie­niu daw­ne­go porządku. Tak oto współcze­sna władza po­li­tycz­na ufun­do­wa­na zo­stała na szczególnym spo­so­bie poj­mo­wa­nia hi­sto­rii; ta zaś w re­zul­ta­cie uległa po­li­ty­za­cji.

Pro­ces ten za­zwy­czaj – i słusznie – łączo­ny jest z epoką re­wo­lu­cji fran­cu­skiej, a mówiąc bar­dziej pre­cy­zyj­nie – z samą re­wo­lucją. Nie tyl­ko bo­wiem sami re­wo­lucjoniści do­brze ro­zu­mie­li fun­da­men­tal­nie wy­wro­tową na­turę własne­go przed­sięwzięcia; również ich spad­ko­bier­cy i prze­ciw­ni­cy usza­no­wa­li tę in­tu­icję, trak­tując samą re­wo­lucję jako właściwy i za­sad­ni­czy ob­szar dys­pu­ty hi­sto­rycz­nej. I ten, kto „zawłasz­czył” sposób poj­mo­wa­nia re­wo­lu­cji fran­cu­skiej, zawłasz­czał też i Francję, a w każdym ra­zie znaj­do­wał się na po­zy­cji umożli­wiającej na­rzu­ca­nie ka­te­go­rii, w ja­kich to­czo­no spo­ry wokół po­li­tycz­nej le­gi­ty­mi­za­cji w po­re­wo­lu­cyj­nej Fran­cji. W ciągu de­ka­dy, jaka nastąpiła po „zdo­by­ciu” Ba­sty­lii w roku 1789, sens hi­sto­rii Fran­cji do­star­czał za­sad­ni­czych wy­znacz­ników teo­rii i prak­ty­ki po­li­tycz­nej nie tyl­ko Mark­so­wi i jego spad­ko­bier­com, lecz także To­cqu­evil­le’owi i jego li­be­ral­nym następcom oraz de Ma­istre’owi i jego kontr­re­wo­lu­cyj­nym kon­ty­nu­ato­rom. I nie tyl­ko we Fran­cji – na całym świe­cie „właściwa” in­ter­pre­ta­cja re­wo­lu­cji fran­cu­skiej od­gry­wała prio­ry­te­tową rolę w ide­olo­gicz­nych spe­ku­la­cjach ra­dy­kałów oraz re­ak­cjo­nistów przez większą część dwóch następnych stu­le­ci.

Wsze­la­ko re­wo­lu­cja miała miej­sce we Fran­cji i nie jest wyłącznie dziełem przy­pad­ku, że jej naj­trwal­szych i rodzących najgłębsze po­działy kon­se­kwen­cji w sfe­rze prak­ty­ki po­li­tycz­nej i życia pu­blicz­ne­go doświad­czo­no w kra­ju, który był jej ko­lebką. Fran­cja jest naj­star­szym jed­no­li­tym państwem na­ro­do­wym Eu­ro­py. Re­wo­lu­cjo­niści końca XVIII wie­ku mo­gli więc już wówczas próbować zawłasz­czyć wiel­kie ob­sza­ry hi­sto­rii. Po­tem zaś wy­da­rze­nia sa­mej re­wo­lu­cji oraz jej kon­se­kwen­cje w oj­czyźnie do­star­czyły wyjątko­wo bo­ga­te­go ma­te­riału będącego po­ten­cjal­nym źródłem nie­po­ro­zu­mień, roz­bieżności i po­działów; ma­te­riału, którego kon­tro­wer­syj­ność i kon­flik­to­gen­ność pogłębiał fakt, iż wszyst­kie owe spo­ry to­czo­no na ob­sza­rze za­miesz­kałym przez lud­ność, której tożsamość – w wy­mia­rze geo­gra­ficz­nym, in­sty­tu­cjo­nal­nym i języ­ko­wym – na długo przed re­wo­lucją była czymś trwałym i nie­kwe­stio­no­wa­nym.

Ude­rzający jest kon­trast pomiędzy Francją a jej eu­ro­pej­ski­mi sąsia­da­mi. Ist­niejące w Niem­czech czy we Włoszech po­działy i an­ta­go­ni­zmy, które do­pro­wa­dziły do kon­fliktów społecz­nych i po­li­tycz­nych ka­ta­strof albo po­prze­dzały po­wsta­nie państwa na­ro­do­we­go lub też sta­no­wiły pa­to­lo­gie wcze­sne­go eta­pu państwo­wości. Rzecz ja­sna, również w Niem­czech i we Włoszech toczą się spo­ry wokół sta­tu­su oraz in­ter­pre­ta­cji wspólnej przeszłości, a niektóre z nich przy­po­mi­nają kon­tro­wer­sje, do ja­kich do­cho­dzi we Fran­cji. Jed­nakże owe spo­ry często­kroć mają związek nie tyle z przeszłością sa­mych Niemców czy Włochów, ile ra­czej z roz­bieżnymi in­ter­pre­ta­cja­mi hi­sto­rii lo­kal­nej czy re­gio­nal­nej, które do­pie­ro nie­daw­no stały się częścią wspólnej hi­sto­rii Niemców czy też Włochów (co w niektórych przy­pad­kach na­prawdę god­ne jest ubo­le­wa­nia). Przeszłość państw położonych nie­co da­lej na wscho­dzie i na południo­wym wscho­dzie, przed ro­kiem 1939, 1919 czy 1878 często­kroć miała i ma cha­rak­ter je­dy­nie „wir­tu­al­ny”, zaś kon­flikty hi­sto­rycz­ne pro­wa­dzi się tam na ob­sza­rach nie tyle po­li­tycz­nych, co ra­czej mi­tycz­nych, choć nie są one przez to mniej krwa­we.

Fran­cja jest więc przy­pad­kiem szczególnym. Symp­to­ma­tycz­ne jest to, iż sta­no­wi ona je­dy­ny kraj, w ja­kim doszło do wy­da­nia większe­go cy­klu pu­bli­ka­cji na­uko­wych poświęco­nych jej własnym lieux de mémo­ire – owym miej­scom pamięci, które są wy­ra­zem ko­lek­tyw­ne­go poj­mo­wa­nia własne­go dzie­dzic­twa na­ro­do­we­go. Jesz­cze większe sym­bo­licz­ne zna­cze­nie ma fakt, że o ile pro­ble­ma­ty­ce La Répu­bli­que i La Na­tion poświęcono czte­ry tomy śred­niej wiel­kości, o tyle te­ma­ty­ce La Fran­ce wy­daw­ca po­czuł się w obo­wiązku poświęcić trzy sążni­ste to­misz­cza, w których naj­więcej miej­sca prze­zna­czo­no na omówie­nie „kon­fliktów i po­działów”. Trud­no byłoby so­bie wy­obra­zić po­dob­ne na­uko­we świa­dec­two wspólnej pamięci w którym­kol­wiek spośród in­nych państw na­ro­do­wych Eu­ro­py; trud­no też so­bie wy­obra­zić, by ta­kie ana­lo­gicz­ne świa­dec­two mu­siało li­czyć aż sześć tysięcy stron, aby osiągnąć swój cel, a wresz­cie – jest wy­so­ce nieprawdopo­dob­ne, by aż tak wie­le miej­sca mu­siano w nim prze­zna­czyć na objaśnia­nie wer­sji przeszłości dzielących oby­wa­te­li tego państwa2. To właśnie owo napięcie ist­niejące pomiędzy in­tu­icyjną oczy­wi­stością jed­ności Fran­cji oraz głębią i trwałością sporów dzielących ten kraj w cza­sach współcze­snych jest naj­bar­dziej cha­rak­te­ry­styczną oso­bli­wością Fran­cji i jej przeszłości.

W wie­ku XX trze­ma naj­sze­rzej roz­po­zna­wa­ny­mi symp­to­ma­mi wewnętrznej dez­in­te­gra­cji Fran­cji były nie­kończące się spo­ry to­czo­ne pomiędzy obo­za­mi po­li­tycz­ny­mi le­wi­cy i pra­wi­cy oraz wewnątrz każdego z nich; reżim Vi­chy i jego ne­ga­tyw­ny, trwający przez ko­lej­ne de­ka­dy wpływ na na­ro­do­we mo­ra­le oraz chro­nicz­na nie­sta­bil­ność in­sty­tu­cji po­li­tycz­nych, będąca po­wie­le­niem ana­lo­gicz­nej słabości z wcześniej­sze­go stu­le­cia, która z ko­lei była od­zwier­cie­dle­niem i wy­ra­zem po­li­tycz­nych oraz kon­sty­tu­cyj­nych sporów de­ka­dy sa­mej re­wo­lu­cji. W ciągu czter­dzie­stu lat od­dzie­lających zakończe­nie I woj­ny świa­to­wej od woj­ny al­gier­skiej Fran­cja miała czte­ry różne reżimy kon­sty­tu­cyj­ne, za­czy­nając od re­pu­bli­ki par­la­men­tar­nej, a kończąc na au­to­ry­tar­nej ge­ron­to­kra­cji; w ra­mach trze­cie­go spośród owych reżimów, w okre­sie Czwar­tej Re­pu­bli­ki, na każde sześć mie­sięcy jej krótko­tr­wałego, czter­na­sto­let­nie­go ist­nie­nia przy­pa­dał śred­nio je­den rząd.

Wszyst­kie te trzy symp­to­my cze­goś, co ob­ser­wa­to­rzy i hi­sto­ry­cy na­zwa­li „cho­robą fran­cuską”, wy­ni­kały bez­pośred­nio ze sporów wokół poj­mo­wa­nia przeszłości w ogóle, zaś dzie­dzic­twa re­wo­lu­cji fran­cuskiej w szczególności.  L e w i c a   i   p r a w i c a  sta­no­wiły ka­te­go­rie, których używa­nie i sto­so­wa­nie w prak­ty­ce biorą swój początek w ide­olo­gicz­nej to­po­gra­fii re­wo­lu­cyj­nych zgro­ma­dzeń; po­działy w obrębie tych dwóch obozów znaj­do­wały się w or­bi­cie roz­ma­itych in­ter­pre­ta­cji wniosków, ja­kie należało wyciągnąć z tejże re­wo­lu­cji, były też funkcją stop­nia in­dy­wi­du­al­ne­go en­tu­zja­zmu bądź niechęci wo­bec niej. Za­zwy­czaj osią spo­ru między so­cja­li­sta­mi i ko­mu­ni­sta­mi we Fran­cji były wza­jem­nie wy­klu­czające się próby zawłasz­cze­nia dzie­dzic­twa i obo­wiązków związa­nych z „nie­do­kończoną” sprawą re­wo­lu­cji burżuazyj­nej. Nie dzi­wi za­tem fakt, iż jedną z kil­ku kwe­stii, w których rzecz­ni­cy „na­ro­do­wej re­wo­lu­cji” Péta­ina mo­gli się na wstępie ze sobą zgo­dzić, była chęć prze­kreśle­nia re­wo­lu­cji i jej dzie­dzic­twa. Jeśli cho­dzi o ty­po­wo fran­cuską nie­zdol­ność skon­stru­owa­nia sta­bil­ne­go i mającego sze­roką ak­cep­tację sys­te­mu władzy par­la­men­tar­nej i pre­zy­denc­kiej, to miała ona bar­dzo nie­wie­le wspólne­go z na­turą fran­cuskiego społeczeństwa, które przez większą część tego okre­su ce­cho­wały sa­mo­wy­star­czal­ność i kon­ser­wa­tyw­na sta­bil­ność. Nie­sta­bil­ny zaś był kon­sen­sus do­tyczący tego, jak należy rządzić owym społeczeństwem, będący re­zul­ta­tem nie­prze­rwa­ne­go pro­ce­su dys­kre­dy­to­wa­nia al­ter­na­tyw­nych mo­de­li kon­sty­tu­cyj­nych oraz form władzy po­li­tycz­nej ist­niejących w okre­sie pomiędzy ro­kiem 1789 a na­sta­niem, wiek później, Trze­ciej Re­pu­bli­ki.

Spo­ry le­wi­cy z pra­wicą oraz związany z tym pro­blem po­li­tycz­nej nie­sta­bil­ności jesz­cze w la­tach 60. XX wie­ku wy­da­wały się wie­lu ob­ser­wa­to­rom naj­istot­niej­szy­mi i naj­pil­niej do­ma­gającymi się roz­strzy­gnięcia trud­nościa­mi, przed ja­ki­mi stanęła Fran­cja – tak głęboko były one za­ko­rze­nio­ne w an­ta­go­ni­stycz­nych wer­sjach po­li­tycz­nej pamięci „praw­dzi­wej” dro­gi, którą kro­czył kraj. Rzecz ja­sna, w oczach sa­mych uczest­ników owych sporów przy­czyną kłopotów nie była nie­sta­bil­ność czy kon­flik­ty w sfe­rze po­li­tycz­nej, lecz ra­czej nie­ustępli­wość ich po­li­tycz­nych opo­nentów, którzy nie chcie­li wi­dzieć świa­ta ta­kim, ja­kim po­strze­ga­li go ich ad­wer­sa­rze. Co się ty­czy sporów ide­olo­gicz­nych, to ich do­niosłość wy­da­wała się pro­ta­go­ni­stom skon­flik­to­wa­nych ra­cji czymś tak oczy­wi­stym, że tyl­ko prze­lot­nie i in­cy­den­tal­nie poświęcali oni uwagę in­nym spra­wom. Dzi­siaj wy­da­je się to oso­bliwą cie­ka­wostką czasów daw­no mi­nio­nych. Jed­nak za­le­d­wie przed kil­ko­ma de­ka­da­mi fran­cu­skie życie pu­blicz­ne wypełniał język dok­tryn i dok­trynalne spo­ry – oraz za­ab­sor­bo­wa­nie nimi – wy­klu­czające nie­mal całko­wi­cie wszel­kie inne kwe­stie. Było tak zarówno w przy­pad­ku ide­olo­gicz­nej pra­wicy aż do chwi­li zupełnego jej zdys­kre­dy­to­wa­nia w otchłaniach Vi­chy, jak i w przy­pad­ku le­wi­cy jesz­cze w la­tach 70.

Jed­nak naj­nowszą hi­sto­rię Fran­cji można uj­mo­wać na inne jesz­cze spo­so­by, w mniej­szym stop­niu zależne od opty­ki i języka jej re­wo­lu­cyj­nej przeszłości. Kon­wen­cjo­nal­na chro­no­lo­gia in­sty­tu­cji, z jej punk­ta­mi zwrot­ny­mi w la­tach 1940, 1944-1946 oraz 1958, po­dat­na jest na za­rzut nie­do­sta­tecz­ne­go uwzględnia­nia kie­run­ku i prze­bie­gu społecz­nej i eko­no­micz­nej trans­for­ma­cji. Nar­ra­cja al­ter­na­tyw­na mu­siałaby kłaść na­cisk na za­dzi­wiającą społeczną ciągłość – i to­wa­rzyszącą jej go­spo­darczą sta­gnację – będące fak­tem począwszy od połowy wie­ku XIX, na początkach lat 50. wie­ku XX skończyw­szy. Fran­cja po­zo­stała – przede wszyst­kim w oczach sa­mych jej oby­wa­te­li – społeczeństwem wiej­skim, rol­ni­czym, ce­chującym się nie­zwy­kle ni­skim tem­pem wzro­stu za­lud­nie­nia, wyraźną skłonnością do za­cho­wy­wa­nia ciągłości oraz niechęcią do wszel­kich zmian, którym pod­le­ga­li w tym sa­mym cza­sie jej sąsie­dzi.

Patrząc z określo­nej per­spek­ty­wy, od­no­si się wrażenie, że owa skłonność do kon­ser­wo­wa­nia przeszłości w ob­li­czu za­grożenia teraźniej­szością – wzmoc­nio­na doświad­cze­niem I woj­ny świa­to­wej za­początko­wującym we Fran­cji dwie de­ka­dy no­stal­gicz­nych ne­ga­cji – przysłużyła się kra­jo­wi. Fran­cja prze­trwała kry­zys okre­su między­wo­jen­ne­go, nie doświad­czając go­spo­dar­czej ka­ta­stro­fy i to­wa­rzyszących jej pa­rok­syzmów po­li­tycz­nych będących udziałem in­nych państw kon­ty­nen­tu. Z dru­giej jed­nak stro­ny skłonność tego na­ro­du do śle­pe­go ar­cha­izmu oraz od­ra­za do mo­der­ni­za­cji i re­form przy­czy­niły się do po­wsta­nia rządu w Vi­chy, którego obiet­ni­ce po­wro­tu do war­tości i in­sty­tu­cji po­prze­dzających no­wo­cze­sność na­der krze­piąco współbrzmiały z ciągo­ta­mi zarówno kla­sy po­li­tycz­nej, jak i sa­mych wy­borców. I by­najm­niej nie Czwar­ta Re­pu­bli­ka per se, lecz nowe re­alia i możliwości w sfe­rze między­na­ro­do­wej roz­po­zna­ne przez młod­sze po­ko­le­nie biu­ro­kratów i ad­mi­ni­stra­torów mimo igno­ran­cji ich po­li­tycz­nych zwierzch­ników, były tym, co w dru­giej połowie lat 50. wywołało we Fran­cji bez­pre­ce­den­so­wy wzrost go­spo­dar­czy i de­mo­gra­ficz­ny, jak również zmia­ny społecz­ne.

We­dle in­nej wer­sji wy­da­rzeń, w la­tach 1930-1970 Fran­cja pogrążona była w toczącej się na trzech fron­tach wal­ce między nie­pew­nym swych możliwości, niechętnym wszel­kim wy­zwa­niom społeczeństwem, nie­kom­pe­tentną i po­dzie­loną klasą po­li­tyczną oraz nie­liczną grupą urzędników cy­wil­nej służby państwo­wej, uczo­nych i przed­siębiorców sfru­stro­wa­nych sta­gnacją i słabością kra­ju. W ta­kim ujęciu Front Lu­do­wy w roku 1936, nie­za­leżnie od swych wyświech­ta­nych ide­olo­gicz­nych haseł, był nade wszyst­ko pierw­szym nieśmiałym kro­kiem w kie­run­ku uzdro­wie­nia in­sty­tu­cji eko­no­micz­nych kra­ju i jego sys­te­mu rządów. Ska­za­ny na nie­po­wo­dze­nie w napiętej at­mos­fe­rze po­li­tycznej lat 30. pęd do zmian, co pa­ra­dok­sal­ne, na­brał im­pe­tu dzięki niektórym mniej istot­nym uczest­ni­kom „eks­pe­ry­men­tu” Vi­chy. Pod hasłem „re­wo­lu­cji na­ro­do­wej” oraz znie­sie­nia ogra­ni­czeń nakłada­nych przez par­la­men­ta­ryzm ini­cja­ty­wie w sfe­rze ad­mi­ni­stra­cji, udo­sko­na­lo­no wówczas ele­men­ty apa­ra­tu władzy na szcze­blu lo­kal­nym i ogólno­kra­jo­wym – wysiłki te przy­niosły nie­do­ce­nio­ny owoc w po­sta­ci osiągnięć zmo­der­ni­zo­wa­nych mi­ni­sterstw, od­no­to­wa­nych w ko­lej­nej de­ka­dzie. Do­pie­ro po roku 1958, z na­sta­niem Piątej Re­pu­bli­ki – a cza­sa­mi na­wet wbrew życze­niom jej założycie­la – zmia­ny społecz­ne, od­no­wa sfe­ry ad­mi­ni­stra­cyj­nej oraz in­sty­tu­cje po­li­tyczne zaczęły ze sobą har­mo­ni­zo­wać, w re­zul­ta­cie cze­go Fran­cja była w sta­nie po­ko­nać toczącą ją „cho­robę”, ciesząc się odtąd „nor­mal­nym” życiem go­spo­dar­czym i po­li­tycznym.

Tym, co naj­bar­dziej ude­rza dzi­siej­sze­go hi­sto­ry­ka, jest to, że na dy­le­ma­ty i wy­bo­ry, przed ja­ki­mi  w s p ó ł c z e s n a  Fran­cja sta­wała jesz­cze w la­tach 60. XX wie­ku, tak zni­ko­my wpływ miała która­kol­wiek z powyższych al­ter­na­tyw­nych nar­ra­cji. Kon­trast pomiędzy ar­cha­icz­nością i no­wo­cze­snością, będący jed­nym z te­matów na­uko­wych ana­liz (do­ko­ny­wa­nych zwłasz­cza przez cu­dzo­ziemców) począwszy od końca lat 40. XX wie­ku, rzad­ko bywał wspo­mi­na­ny przez fran­cu­skich po­li­tyków czy ko­men­ta­torów spraw pu­blicz­nych. A gdy już go przy­woływa­no, często­kroć czy­nio­no to, aby po­chwa­lić kraj i jego oby­wa­te­li za to, że uniknęli per­tur­ba­cji, które przy­spo­rzyły tylu zmar­twień sąsia­dom Fran­cji i których kon­se­kwen­cje oraz związane z nimi za­grożenia do­strze­ga­no w całej ich złowro­giej wy­ra­zi­stości z prze­ciw­ległego brze­gu Atlan­ty­ku.

Również bar­dzo nie­licz­ne po­sta­cie fran­cu­skie­go życia pu­blicz­ne­go od­da­wały się spe­ku­la­cjom do­tyczącym roz­wiązań al­ter­na­tyw­nych wo­bec kon­wen­cjo­nal­nych po­działów: le­wi­ca/pra­wi­ca oraz re­pu­bli­ka­nizm/au­to­ry­ta­ryzm w sfe­rze przeszłości i teraźniej­szości Fran­cji. Działo się tak po części z po­wo­du nie­do­statków ludz­kiej wy­obraźni, głównie jed­nak dla­te­go, że oso­by po­zwa­lające so­bie na ta­kie re­flek­sje za­zwy­czaj mar­nie kończyły. Na­wet ob­da­rze­ni naj­większą wy­obraźnią i naj­bar­dziej kry­tycz­ni re­pu­bli­ka­nie końca XIX wie­ku niechętnie myśleli o zmia­nach w kon­sty­tu­cji – po­mi­mo oczy­wi­stych wad sys­te­mu władzy po­li­tycz­nej Trze­ciej Re­pu­bli­ki – z oba­wy, by nie sko­ja­rzo­no ich z pre­to­riański­mi ce­la­mi wy­su­wa­ny­mi przez mar­szałka Mac­Ma­ho­na, ge­ne­rała Bo­ulan­ge­ra oraz Lu­dwi­ka Na­po­le­ona Bo­na­par­te, wspo­mnie­nie o którym wciąż było żywe. Ich oba­wy po­twier­dziły się po roku 1918: wie­lu spośród naj­bar­dziej in­te­li­gent­nych (i po­li­tycz­nie sfru­stro­wa­nych) kry­tyków dok­try­nal­ne­go i po­li­tycz­ne­go do­gma­ty­zmu zarówno we Fran­cji, jak i w in­nych kra­jach między­woj­nia, na­gmin­nie kończyło w obo­zach fa­szy­stow­skich lub neofa­szy­stow­skich.

In­te­lek­tu­aliści i po­li­ty­cy pra­wi­cy, na pod­sta­wie po­dob­ne­go ro­zu­mo­wa­nia, nie­mal każde ustępstwo wo­bec przed­sta­wi­cie­li ra­dy­kal­nej tra­dy­cji re­pu­bli­kańskiej trak­to­wa­li jako za­po­wiedź kom­pro­mi­su z eks­tre­mal­nym ja­ko­bi­ni­zmem, a za­tem jako zdradę własnych wcześniej­szych zo­bo­wiązań. W tej ilu­zji utwier­dza­li ich zarówno umiar­ko­wa­ni so­cja­liści, przy­bie­rając pozy praw­dzi­wych re­wo­lu­cjo­nistów, jak i ko­mu­niści, których le­gi­ty­mi­za­cja uza­leżnio­na była od agre­syw­nych rosz­czeń do dzie­dzic­twa, ja­kie sta­no­wiły wszel­kie skraj­ności w sfe­rze języka i am­bi­cji wy­znawców tra­dy­cji re­wo­lu­cyj­nej. Na­wet po okre­sie oku­pa­cji lat 1940-1944 i zdys­kre­dy­to­wa­niu znacz­nej części dzie­dzic­twa kon­ser­wa­tyw­nej po­li­ty­ki, również po­li­tycz­na le­wi­ca nie znaj­do­wała się w położeniu bar­dziej sprzy­jającym do­ko­na­niu nad nim eg­zor­cyzmów. Kie­dy za sprawą Péta­ina i Vi­chy odżyły wspo­mnie­nia do­tyczące za­grożeń płynących z nie­ogra­ni­czo­nej władzy pre­zy­denc­kiej, zwłasz­cza spra­wo­wa­nej przez byłych ge­ne­rałów, mu­siało prze­minąć po­ko­le­nie za­nim większość fran­cu­skich po­li­tyków i ana­li­tyków po­li­ty­ki była w sta­nie trzeźwo myśleć na te­mat za­let sku­tecz­nej władzy wy­ko­naw­czej oraz na­uczyć się ją odróżniać od per­ma­nent­ne­go za­ma­chu sta­nu.

W XX-wiecz­nej Fran­cji hi­sto­ria i pamięć sprzy­sięgły się więc ze sobą, unie­możli­wiając wszel­ki głębszy na­mysł nad tym, co obec­nie jawi się jako rze­czy­wi­ste dy­le­ma­ty, przed którymi sta­wał kraj – jed­nym z nich było właśnie nie­znośne brze­mię skon­flik­to­wa­nych wer­sji przeszłości. In­te­lek­tu­aliści znacząco przy­czy­ni­li się do tej sy­tu­acji. Nie ma tu­taj po­trze­by po raz ko­lej­ny roz­pi­sy­wać się na te­mat ich do­niosłej roli w życiu pu­blicz­nym XX-wiecz­nej Fran­cji; spra­wa ta była do­sta­tecz­nie często i w sposób wy­czer­pujący opi­sy­wa­na przez sa­mych in­te­lek­tu­alistów, którzy w ostat­nich la­tach sta­li się naj­bar­dziej su­mien­ny­mi i en­tu­zja­stycz­ny­mi piew­ca­mi własne­go wkładu w nar­rację do­tyczącą ich na­ro­du. Jed­nakże nie przy­pad­kiem naj­więcej hi­sto­rycz­nych ujęć życia in­te­lek­tu­al­ne­go oraz in­te­lek­tu­al­ne­go do­rob­ku Fran­cuzów za­sad­ni­czo wy­ka­zu­je zbieżność z kon­wen­cjo­nalną nar­racją ofe­ro­waną przez hi­sto­rię po­li­tyczną: gdyż to właśnie in­te­lek­tu­aliści bar­dziej niż kto­kol­wiek przy­czy­ni­li się do osiągnięcia przez współczesną Francję samoświa­do­mości w tych kon­wen­cjo­nalnych ka­te­go­riach.

Jed­nym z po­wodów powyższe­go jest to, że hi­sto­rię in­te­lek­tu­al­ne­go wy­mia­ru życia pu­blicz­ne­go kon­sty­tu­owały oko­licz­ności, w których to właśnie pi­sa­rze, na­uczy­cie­le na­ro­du i jego myśli­cie­le mu­sie­li wy­bie­rać obo­zy, opo­wia­dając się po jed­nej lub dru­giej stro­nie w cza­sie wiel­kich kon­fliktów na­ro­do­wych. Opo­wie­dze­nie się za Drey­fu­sem czy prze­ciw nie­mu; przystąpie­nie do między­na­rodówki so­cja­li­stycz­nej czy do kon­se­kwent­nych na­cjo­na­listów w la­tach po­prze­dzających I wojnę świa­tową; dołącze­nie do fa­szystów czy też do antyfa­szystów w la­tach 30.; do ru­chu opo­ru czy do ko­la­bo­rantów w cza­sie oku­pa­cji; wybór między ko­mu­ni­zmem a „ka­pi­ta­li­zmem”, Wscho­dem a Za­cho­dem pod­czas zim­nej woj­ny; sprzy­ja­nie de­ko­lo­ni­za­cji czy obro­na im­pe­rium; po­pie­ra­nie ra­dy­kal­nej po­li­ty­ki wy­mie­rzo­nej w au­to­ry­ta­ryzm (w kra­ju i za gra­nicą) czy też sil­nej władzy pre­zy­denc­kiej; zaś za­wsze i wszędzie – sy­tu­owa­nie się na le­wi­cy czy też na pra­wi­cy – oto ka­te­go­rie, w ja­kich in­te­lek­tu­aliści de­fi­nio­wa­li sa­mych sie­bie, przy­czy­niając się do zde­fi­nio­wa­nia i ożywie­nia de­ba­ty pu­blicz­nej we Fran­cji przez większą część mi­nio­ne­go stu­le­cia. Już samo pojęcie  i n t e l e k t u a l i s t y,  który nie myślał w ta­kich ka­te­go­riach, po­sta­no­wił poza nie wy­kro­czyć, bądź też zupełnie dy­stan­so­wał się od ta­kich iden­ty­fi­ka­cji obec­nych w sfe­rze pu­blicz­nej, wy­da­wało się wewnętrznie sprzecz­ne.

Na­wet naj­le­piej zna­na kry­ty­ka za­an­gażowa­nia in­te­lek­tu­alistów, Zdra­da klerków3, na­pi­sa­ny w roku 1927 esej Ju­lia­na Ben­dy, jest pod tym względem dys­ku­syj­ny. Głównym ce­lem ata­ku Ben­dy byli na­cjo­na­li­stycz­ni pi­sa­rze i pu­bli­cyści związani z Akcją Fran­cuską [Ac­tion française] Char­les’a Maur­ra­sa. Dzi­siaj skłonni je­steśmy za­po­mi­nać o tym, jak ważna była ta szkoła myśle­nia, funk­cjo­nująca od początku XX wie­ku do końca lat 40., i że właśnie dla­te­go Ben­da był tak da­le­ce prze­ko­na­ny, iż atak na in­te­lek­tu­alistów za to, że zdra­dzi­li swo­je powołanie obiek­tyw­nych po­szu­ki­wa­czy praw­dy – należy roz­począć od czołowych myśli­cie­li pra­wi­cy. Jed­nak Ben­da nie chciał przez to su­ge­ro­wać, że pu­blicz­ne za­an­gażowa­nie samo przez się jest czymś na­gan­nym, uważając je­dy­nie, iż po­win­no ono być re­zul­ta­tem podjętego w do­brej wie­rze obiek­tyw­ne­go na­mysłu.

Błąd Maur­ra­sa i jego zwo­len­ników po­le­gał na tym, że ich punk­tem wyjścia była hi­po­te­za, we­dle której Fran­cja oraz naród fran­cu­ski po­ja­wi­li się jako pierw­si i dla­te­go za­wsze należy ich sta­wiać na pierw­szym miej­scu – przesłanka ta (w opi­nii Ben­dy) prze­kreślała wszelką bez­na­miętną re­fleksję i wszel­ki wybór mo­ral­ny. Za­wsze mając w pamięci żywe wspo­mnie­nie afe­ry Drey­fu­sa, Ben­da ar­gu­men­to­wał, że za­da­niem in­te­lek­tu­ali­sty jest po­szu­ki­wa­nie spra­wie­dli­wości i praw­dy w celu obro­ny praw jed­no­stek – by móc po­tem sto­sow­nie postąpić, gdy przyj­dzie się opo­wie­dzieć po którejś ze stron wiel­kich dy­le­matów epo­ki.

Jed­nakże z chwilą, gdy w la­tach 30. same  s p r a w i e d l i w o ś ć,   p r a w d a   i   p r a w o  padły ofiarą ide­olo­gicz­nych de­fi­ni­cji, rozróżnie­nia Ben­dy stra­ciły sens i ja­ki­kol­wiek punkt od­nie­sie­nia – o czym świad­czy przykład sa­me­go au­to­ra, który po wy­zwo­le­niu ocho­czo wystąpił w roli le­wi­co­we­go sym­pa­ty­ka ko­mu­ni­zmu bro­niącego sta­li­now­skich pro­cesów po­ka­zo­wych or­ga­ni­zo­wa­nych w Eu­ro­pie Wschod­niej na pod­sta­wie dokład­nie tych sa­mych przesłanek, które wcześniej potępiał u mo­ral­nych „re­la­ty­wistów” na­cjo­na­li­stycz­nej pra­wi­cy. Coś, co wówczas wy­da­wało się szczy­tem cy­ni­zmu i bra­ku od­po­wie­dzial­ności – to zna­czy po­par­cie przez niektórych spośród naj­bar­dziej zna­nych pi­sa­rzy fran­cu­skich spra­wy na­cjo­na­li­stycz­nej pra­wi­cy bez ogląda­nia się na kwe­stię praw­dy o in­dy­wi­du­al­nych przy­pad­kach – te­raz stało się wręcz sy­no­ni­mem od­po­wie­dzial­ne­go za­an­gażowa­nia w od­nie­sie­niu do po­dob­nie wybiórcze­go powoływa­nia się na ko­lek­tyw­ny au­to­ry­tet, po­stu­lo­wa­ny obec­nie przez in­ter­na­cjo­na­li­styczną le­wicę.

Większości XX-wiecz­nych in­te­lek­tu­alistów fran­cu­skich nie można więc uznać za szczególnie po­uczający prze­wod­nik, jeśli cho­dzi o wy­da­rze­nia mające miej­sce we Fran­cji owych czasów, gdyż znacz­na część ich własnej spuści­zny je­dy­nie od­zwier­cie­dla w sfe­rze pu­blicz­nej ist­niejące w kra­ju od daw­na po­działy po­li­tycz­ne. Wsze­la­ko, posiłkując się nie­wolną od de­fektów per­spek­tywą cza­su, być może zdołali­byśmy usta­lić nową po­li­tyczną chro­no­lo­gię wy­da­rzeń i po­now­nie wpi­sać w nią in­te­lek­tu­alistów, wy­ko­rzy­stując pojęcie od­po­wie­dzial­ności, które tym in­te­lek­tu­alistom, od Zoli po Sar­tre’a, było do­brze zna­ne – jed­nakże przy­pi­sując mu za­sad­ni­czo od­mien­ne, bar­dziej na­ce­cho­wa­ne nor­ma­tyw­nie zna­cze­nie aniżeli to, z którego za­zwy­czaj czy­ni się użytek w podręczni­kach hi­sto­rii in­te­lek­tu­al­nej, w których pojęcie to funk­cjo­nu­je jako sy­no­nim „za­an­gażowa­nia”4.

***

Od zakończe­nia I woj­ny świa­to­wej aż do połowy lat 70. życie pu­blicz­ne Fran­cji było kształto­wa­ne – i znie­kształcane – przez trzy nakładające się na sie­bie i wza­jem­nie się krzyżujące for­my ko­lek­tyw­nej i in­dy­wi­du­al­nej nie­od­po­wie­dzial­ności. Pierwszą z nich była nie­od­po­wie­dzial­ność po­li­tycz­na. Czy­tel­ni­ka stu­diującego hi­sto­rię między­wo­jen­nej Fran­cji raz po raz ude­rza brak kom­pe­ten­cji, nie­fra­so­bli­wość (in­so­ucian­ce) oraz ka­ry­god­ne nie­dbal­stwo lu­dzi, którzy rządzi­li kra­jem i re­pre­zen­to­wa­li jego oby­wa­te­li. Nie jest to ob­ser­wa­cja po­li­tycz­na, wypływająca z po­li­tycz­ne­go za­an­gażowa­nia, lecz ra­czej ob­ser­wa­cja na­tu­ry kul­tu­ro­znaw­czej. Députés i se­na­to­ro­wie wszyst­kich par­tii, pre­zy­den­ci, pre­mie­rzy, mi­ni­stro­wie, ge­ne­rałowie, urzędni­cy służby cy­wil­nej, bur­mi­strzo­wie i sze­fo­wie par­tii, od ko­mu­nistów po mo­nar­chistów, prze­ja­wia­li ude­rzający brak zro­zu­mie­nia swo­jej epo­ki i własne­go w niej miej­sca. Po­pie­ra­na przez nich po­li­ty­ka – ile­kroć ta­kową mie­li – była po­li­tyką par­tyjną w najwęższym sen­sie tego słowa, to zna­czy re­pre­zen­to­wa­li oni je­dy­nie tra­dy­cje i in­te­re­sy wąskie­go sek­to­ra wspólno­ty na­ro­do­wej, nie po­dej­mując żad­nych poważnych sta­rań mających na celu wy­kro­cze­nie poza ten sek­tor, gdy ubie­ga­li się o elekcję czy objęcie swej funk­cji.

Za­sta­na­wiające, dla­cze­go tak jest – wcześniej wszak nie bra­ko­wało we Fran­cji ob­da­rzo­nych wy­obraźnią i cha­ryzmą przywódców po­li­tycz­nych. Przed ro­kiem 1918 Trze­cia Re­pu­bli­ka wydała Gam­bettę, Fer­ry’ego, Jaurèsa, Po­in­carégo i Cle­men­ce­au. Jed­nak pe­try­fi­ka­cja in­sty­tu­cji po­li­tycz­nych, pogłębio­na przez ogólno­na­ro­dową traumę I woj­ny świa­to­wej, uczy­niła z Re­pu­bli­ki okre­su między­wo­jen­ne­go ustrój skost­niały; była ona ni­czym zając oszołomio­ny i znie­ru­cho­miały w sno­pie światła mknącej hi­sto­rii. Na are­nie po­li­ty­ki wewnętrznej kraj roz­dar­ty był pomiędzy tęsknotą za (znie­kształco­nym we wspo­mnie­niu) do­bro­by­tem i sta­bil­nością lat przed­wo­jen­nych z jed­nej stro­ny, a z dru­giej – obiet­nicą re­for­my i od­no­wy, których kosz­ty miały po­kryć nie­miec­kie kon­try­bu­cje. Po­wo­jen­ne próby ra­dy­kal­nych zmian, czy­nio­ne bez prze­ko­na­nia i pod na­ci­skiem po­wszech­nych żądań po­pra­wy wa­runków pra­cy oraz wzro­stu po­zio­mu usług społecz­nych, padły ofiarą spo­la­ry­zo­wa­nej kul­tu­ry po­li­tycz­nej, w której każda re­for­ma in­sty­tu­cjo­nal­na czy go­spo­dar­cza trak­to­wa­na była jako gra o su­mie ze­ro­wej, z tego też po­wo­du na­tra­fiając na żywiołowy i sku­tecz­ny opór ko­ali­cji grup in­te­resów, które po­czuły się za­grożone. Re­to­ry­ka Fron­tu Lu­do­we­go oraz re­ak­cja, jaką to wywołało u jego ner­wo­wych, łatwo­wier­nych opo­nentów, je­dy­nie do­dat­ko­wo pogłębiały tę po­la­ry­zację.

Jeśli cho­dzi o po­li­tykę za­gra­niczną, to naj­pierw opie­rała się ona na ilu­zji po­wo­jen­nej potęgi Fran­cji (wypływając z równie ilu­zo­rycz­ne­go prze­ko­na­nia, że Fran­cja wyszła z woj­ny jako je­den ze zwy­cięzców); następnie, gdy wsku­tek wy­co­fa­nia się Ame­ry­kanów i Bry­tyj­czyków wyszła na jaw cała słabość fran­cu­skiej dy­plo­ma­cji, na na­iw­nej ufności pokłada­nej w sys­te­mie ko­lek­tyw­ne­go bez­pie­czeństwa gwa­ran­to­wa­ne­go przez Ligę Na­rodów; wresz­cie zaś, gdy Liga oka­zała się słabą pro­tezą, po­li­tyka ta opie­rała się na re­zy­gna­cji Fran­cji ze swe­go mi­li­tar­ne­go i po­li­tycz­ne­go przywództwa oraz na wy­co­fa­niu się nie tyle na po­zy­cje nie­po­zba­wio­nej na­dziei po­li­tyki ustępstw (wy­ma­gającej po­sia­da­nia ja­kichś stra­te­gii i ini­cja­ty­wy), ile ra­czej na po­zy­cje po­zba­wio­ne­go złudzeń po­li­tycz­ne­go pe­sy­mi­zmu, którego naj­bar­dziej wy­mow­nym sym­bo­lem był po­wra­cający z Mo­na­chium w roku 1938 Édo­uard Da­la­dier. Świa­dom tego, iż nie podjął wal­ki o in­te­re­sy na­ro­do­we zarówno Czech, jak i Fran­cji, spo­dzie­wał się kon­fron­ta­cji z falą pa­trio­tycz­ne­go obu­rze­nia, a tym­cza­sem ku swe­mu naj­wyższe­mu zdu­mie­niu, był w kra­ju wi­ta­ny przez wi­wa­tujące tłumy uszczęśli­wio­nych ro­daków. De­fe­ty­stycz­na, pełna cy­ni­zmu i roz­le­ni­wie­nia re­ak­cja fran­cu­skich elit rządzących na zwy­cięstwo mi­li­tar­ne Nie­miec w roku 1940 współgrała ze spo­so­bem, w jaki eli­ty te rządziły kra­jem w ciągu dwóch wcześniej­szych de­kad. Epa­tująca znużeniem ulga, z jaką wie­lu spośród wyłonio­nych w wy­bo­rach jej przed­sta­wi­cie­li opusz­czało Re­pu­blikę w lip­cu roku 1940, u niektórych ob­ser­wa­torów wywołała z początku szok, jed­nak po namyśle nie wy­da­wała im się już czymś aż tak dziw­nym.

Po­li­tycz­na nie­od­po­wie­dzial­ność władców Fran­cji z okre­su Vi­chy jest dziś sprawą do­brze udo­ku­men­to­waną i wy­ni­kającą z ich krnąbrnej niechęci, by uczci­wie skon­fron­to­wać się z własną słabością, z praw­dzi­wy­mi ce­la­mi oku­pan­ta czy z co­raz le­piej dającymi się prze­wi­dzieć kon­se­kwen­cja­mi swej własnej ini­cja­ty­wy i własnych ustępstw. Jed­nak rzeczą nie mniej za­dzi­wiającą była nie­zmien­na in­do­len­cja znaczącej części kla­sy po­li­tycz­nej już po woj­nie, po­mi­mo nie­prze­rwa­nej re­to­ry­ki od­no­wy oraz kil­ku poważnych prób jej urze­czy­wist­nie­nia. Nisz­czy­ciel­ska tak­ty­ka po­li­tycz­na Fran­cu­skiej Par­tii Ko­mu­ni­stycz­nej [Par­ti com­mu­ni­ste français, PCF] była pro­ble­mem szczególnym, gdyż z ra­cji jej na­tu­ry działalność PCF pod­le­gała kry­te­riom od­po­wie­dzial­ności i ra­cjo­nal­ności, których nie de­ter­mi­no­wały ani fran­cu­ski in­te­res na­ro­do­wy, ani lo­kal­ne względy po­li­tycz­ne. Jed­nak nie­zdol­ność so­cja­listów do po­now­ne­go prze­myśle­nia własnej dok­try­ny i pro­gra­mu, po­wszech­na, będąca udziałem wszyst­kich stron, nie­zdol­ność do­strzeżenia no­we­go, mniej po­cze­sne­go miej­sca, ja­kie zajęła Fran­cja w po­wo­jen­nym świe­cie, chro­nicz­ne po­działy i spo­ry w par­la­men­cie, a także ka­ta­stro­fal­nie niewłaściwa re­ak­cja na żąda­nia nie­pod­ległości wy­su­wa­ne we fran­cu­skich ko­lo­niach – wszyst­ko to świad­czy o per­ma­nent­nej po­li­tycz­nej nie­zdol­ności wol­ne­go od par­ty­ku­la­ryzmów myśle­nia o in­te­resie na­ro­do­wym.

Owa po­wo­jen­na Fran­cja zo­stała uwol­nio­na od swych po­li­tycz­nych przywódców w sposób, w jaki nie byłoby to możliwe dzie­sięć lat wcześniej, a stało się tak dzięki wiel­kim po­wo­jen­nym zmia­nom w sto­sun­kach między­na­ro­do­wych. Będąca człon­kiem NATO i be­ne­fi­cjen­tem pla­nu Mar­shal­la, co­raz le­piej zin­te­gro­wa­na z rodzącą się eu­ro­pejską wspólnotą w za­kre­sie bez­pie­czeństwa i do­bro­by­tu, Fran­cja nie była już zależna od własnych za­sobów i de­cy­zji, zaś nie­kom­pe­ten­cja i błędy jej elit rządzących kosz­to­wały ją te­raz znacz­nie mniej niż kie­dyś.

O ile epo­ka po­li­tycz­nej nie­od­po­wie­dzial­ności trwała we Fran­cji od 1918 do 1958 roku, o tyle epo­ka nie­od­po­wie­dzial­ności mo­ral­nej, można by rzec, roz­poczęła się w połowie lat 30. i trwała przez większą część czte­rech dzie­sięcio­le­ci. Na pierw­szy rzut oka kon­sta­ta­cja ta może się wydać dziw­na, przy­najm­niej jeśli cho­dzi o in­te­lek­tu­alistów. Z pew­nością biorąc pod uwagę za­an­gażowa­nie an­ty­fa­szy­stow­skie, wo­jen­ny ruch opo­ru, powo­jen­ny ide­alizm po­li­tycz­ny i an­ty­ko­lo­nialną agi­tację Fran­cu­zi, a przy­najm­niej niektórzy z nich, nig­dy nie byli bar­dziej niż w owych la­tach za­an­gażowa­ni mo­ral­nie i od­da­ni spra­wie. Jed­nak trud­ność z taką od­po­wie­dzią po­le­ga na tym, że do­ty­czy ona owej epo­ki „za­an­gażowa­nia” wyłącznie w ka­te­go­riach, w ja­kich było ono doświad­cza­ne, zwłasz­cza przez tych, których pi­sma w owym cza­sie i później do­star­czyły kon­turów umożli­wiających nam zro­zu­mie­nie za­cho­wań owych lu­dzi.

Naj­bar­dziej jed­no­znacz­nym przykładem wyraźnej „od­po­wie­dzial­ności mo­ral­nej” jest an­ty­fa­szy­stow­ska po­sta­wa in­te­lek­tu­alistów w la­tach 30. Z pew­nością sta­no­wiła ona jakiś mo­ment w hi­sto­rii po­li­tycz­ne­go za­an­gażowa­nia po stro­nie sił do­bra zwróco­nym prze­ciw siłom ciem­ności, tak jak poj­mo­wa­li to ci, którzy ta­kie zo­bo­wiąza­nie podjęli.

Ist­niała jed­nak spo­ra licz­ba mężczyzn i ko­biet, nie wyłączając licz­nych in­te­lek­tu­alistów, w równym stop­niu za­an­gażowa­nych w fa­szyzm – czy to we Włoszech, Hisz­pa­nii, czy na­wet w sa­mej Fran­cji – nie­rzad­ko z tych sa­mych przy­czyn. A po­nie­waż niektórzy z nich w cza­sie woj­ny i później prze­pro­gra­mują się, zo­stając in­te­lek­tu­al­ny­mi  p r z e c i w n i k a m i  fa­szy­zmu, po­win­niśmy pamiętać, że naj­bar­dziej cha­rak­te­ry­styczną cechą prze­ja­wia­nej przez eu­ro­pej­skich in­te­lek­tu­alistów „od­po­wie­dzial­ności” przed I wojną świa­tową nie było za­an­gażowa­nie w sprawę le­wi­cy, lecz za­an­gażowa­nie5per se.

Hi­sto­rię piszą zwy­cięzcy, dla­te­go in­ten­syw­ność za­an­gażowa­nia in­te­lek­tu­alistów w in­te­gral­ny na­cjo­na­lizm lub ide­olo­gicz­ny fa­szyzm w okre­sie po­prze­dzającym II wojnę świa­tową w ciągu wie­lu lat, ja­kie upłynęły od klęski fa­szyzmu, uległa na ogół za­po­mnie­niu. Mając na uwa­dze powyższe, jak również skalę po­li­tycz­nych i in­te­lek­tu­al­nych prze­gru­po­wań z obo­zu le­wi­cy do obo­zu pra­wi­cy przed ro­kiem 1940, a po 1942 w prze­ciw­nym kie­run­ku, naj­le­piej postąpimy uj­mując zja­wi­sko po­li­tycz­ne­go za­an­gażowa­nia jako cechę cha­rak­te­ry­styczną całego tego okre­su6.

W powyższym świe­tle sen­su na­bie­ra pojęcie mo­ral­nej  n i e o d p o w i e d z i a l n o ś c i.  Może ona przy­bie­rać różne for­my. W wy­da­niu Je­ana-Pau­la Sar­tre’a, jak czy­ta­my w jego za­pi­skach z okre­su „dziw­nej woj­ny”, lata między­wo­jen­ne przeżył w ka­ry­god­nej nieświa­do­mości tego, co działo się wokół, kur­czo­wo trzy­mając się apo­li­tycz­ne­go pa­cy­fi­zmu zro­dzo­ne­go z doświad­czeń I woj­ny świa­to­wej. Stąd też jego później­sze gorączko­we za­an­gażowa­nie, wy­ni­kające przede wszyst­kim z oba­wy, by po raz ko­lej­ny nie prze­ga­pić stat­ku Hi­sto­rii, przepływającego nie­opo­dal pośród nocy. Po­bud­ki po­wo­dujące Sar­tre’em mogły być na­tu­ry oso­bi­stej, jed­nak sche­mat ten był dość roz­po­wszech­nio­ny. Po­zba­wie­ni punk­tu opar­cia, dry­fujący wśród burz lat 30., niektórzy in­te­lek­tu­aliści i po­sta­cie życia pu­blicz­ne­go nie chcie­li czy też nie byli go­to­wi rzu­cić na szalę swe­go losu, stając w obro­nie de­mo­kra­cji; niektórzy do­ko­ny­wa­li wy­borów, jed­nak wy­borów „błędnych”; inni po­dej­mo­wa­li wy­bory „słuszne”, lecz spóźnio­ne.

W przy­pad­ku każdej z tak podjętych de­cy­zji z pew­nością w grę wcho­dziły kry­te­ria mo­ral­ne. Ko­bie­ty i mężczyźni, którzy mie­ni­li się „obrońcami za­chod­niej cy­wi­li­za­cji”, „an­ty­fa­szy­sta­mi”, „człon­ka­mi ru­chu opo­ru”, „postępo­wca­mi”, „wro­ga­mi im­pe­ria­li­zmu” czy jakoś po­dob­nie – do­ko­ny­wa­li osądu mo­ral­nego nad świa­tem i swoją w nim od­po­wie­dzial­nością, na­wet jeśli kon­kret­na wspólno­ta po­li­tycz­na, do której należeli, wolała le­gi­ty­mi­zo­wać swe rosz­cze­nia w ka­te­go­riach hi­sto­rycz­nych, go­spo­dar­czych czy es­te­tycz­nych, ofi­cjal­nie potępiając „mo­ra­li­zo­wa­nie”. Jed­nakże z chwilą za­pad­nięcia ta­kiej de­cy­zji mo­ral­na ini­cja­ty­wa nie­mal za­wsze była po­rzu­ca­na, przy­najm­niej na jakiś czas. Za­an­gażowa­nie po­li­tycz­ne po której­kol­wiek ze stron miało swoją cenę: był nią obo­wiązek pod­porządko­wa­nia się lo­gi­ce własne­go wy­bo­ru nie tyl­ko w ob­li­czu opo­zy­cji, lecz również nie­pożąda­ne­go to­wa­rzy­stwa, w ja­kim się było po­dej­mując wybór – czy wresz­cie w ob­li­czu kłopo­tli­wości swych własnych działań.

Taka była sy­tu­acja in­te­lek­tu­alistów, którzy po 1936 roku uda­li się do Hisz­pa­nii, by uj­rzeć, może aż na­zbyt szczegółowo, co wy­ra­biają ich ko­mu­ni­stycz­ni czy fran­ki­stow­scy so­jusz­ni­cy; taka była sy­tu­acja ide­alistów pragnących na­ro­do­wej od­no­wy, którzy z bli­ska przyj­rze­li się na­ro­do­wej re­wo­lu­cji La­va­la i Péta­ina; członków ru­chu opo­ru, którzy oglądali po­zo­sta­wiający wie­le do życze­nia pod względem obiek­ty­wi­zmu, a często­kroć sprzecz­ny z wy­mo­ga­mi spra­wie­dli­wości prze­bieg wyrówny­wa­nia ra­chunków po wy­zwo­le­niu Fran­cji; taka była sy­tu­acja sym­pa­tyków ko­mu­ni­zmu, usiłujących przyjąć za dobrą mo­netę ar­gu­men­ty wy­su­wa­ne w obro­nie pro­cesów po­ka­zo­wych oraz gułagów w ich so­cja­li­stycz­nych oj­czy­znach; au­torów o po­sta­wie an­ty­ko­lo­nial­nej uspra­wie­dli­wiających dyk­ta­tor­skie i sko­rum­po­wa­ne reżimy, które zastąpiły oba­lo­nych władców im­pe­rial­nych; taka też była sy­tu­acja tiers-mon­di­stes lat 60. i 70., silących się na zro­zu­mie­nie i uspra­wie­dli­wie­nie re­wo­lu­cji kul­tu­ral­nej Mao oraz Kam­bodży Pol Pota.

Można by oczy­wiście wy­re­cy­to­wać całą li­ta­nię przykładów mężczyzn i ko­biet, którzy wy­ka­za­li się od­wagą in­te­lek­tu­alną i mo­ralną ini­cja­tywą, dzieląc się świa­dec­twem zdra­dy podjętych zo­bo­wiązań. By­li­by to na przykład Geo­r­ges Ber­na­nos, Mar­ga­re­te Bu­ber-Neu­mann, Geo­r­ge Or­well, Ar­thur Ko­estler, Igna­zio Si­lo­ne i Czesław Miłosz – hasła al­ma­na­chu go­taj­skie­go kon­se­kwen­cji eu­ro­pej­skich in­te­lek­tu­alistów na­szych czasów. Trud­no za­ak­cep­to­wać fakt, iż wie­lu spośród zna­nych in­te­lek­tu­alistów fran­cu­skich, nie mówiąc już o tych mniej zna­nych, nig­dy na tę listę nie tra­fiło.

Na­pi­sałem książkę o in­te­lek­tu­ali­stach, po­nie­waż li­czy­li się oni we Fran­cji i po­nie­waż zo­bo­wiąza­nia mo­ral­ne ist­niejące w następstwie po­li­tycz­ne­go za­an­gażowa­nia najczęściej łączo­no właśnie z in­te­lek­tu­ali­sta­mi, zważyw­szy że oni sami kładli na­cisk na etycz­ny wy­miar własnych wy­borów – oraz przed­sta­wia­li określone de­cy­zje jako wy­bory. Jed­nak wy­rze­cze­nie się in­dy­wi­du­al­ne­go sądu i in­dy­wi­du­al­nej ini­cja­ty­wy w imię po­li­tycz­nej od­po­wie­dzial­ności – na rzecz lo­jal­ności wo­bec ko­lek­ty­wu czy władzy po­li­tycz­nej, która z cza­sem za­czy­na pod­ko­py­wać i kwe­stio­no­wać samą ideę wszel­kiej mającej cha­rak­ter wyłącznie  m o r a l n e j  od­po­wie­dzial­ności – nie­ko­niecz­nie jest atry­bu­tem sa­mych tyl­ko in­te­lek­tu­alistów. Również inne gru­py były w nie mniej­szym stop­niu narażone na ta­kie ry­zy­ko: po­li­ty­cy, urzędni­cy służby cy­wil­nej, żołnie­rze, na­uczy­cie­le, stu­den­ci – wszy­scy oni w oma­wia­nych la­tach narażeni byli na nie w stop­niu być może większym niż kie­dy­kol­wiek wcześniej czy później.

Ist­nie­je wsze­la­ko od­mia­na nie­od­po­wie­dzial­ności właściwa  i n t e l e k t u a l i s t o m,  która od­cisnęła swe piętno na całym roz­ważanym przez nas okre­sie, osiągając apo­geum w de­ka­dach po­wo­jen­nych. Wiąże się ona nie tyle z pu­blicz­ny­mi wy­bo­ra­mi do­ko­ny­wa­ny­mi przez in­te­lek­tu­alistów albo z mo­ral­nym zamętem, w jaki po­pa­da­li z ra­cji tychże wy­borów – ile ra­czej z sa­mym fak­tem by­cia in­te­lek­tu­alistą: z tymi wszyst­ki­mi spra­wa­mi, o których ucze­ni, pi­sa­rze, po­wieściopi­sa­rze, dzien­ni­ka­rze i inni roz­myślają i cze­go zro­zu­mie­niu poświęcają swą ener­gię. To zaś na powrót odsyła nas do mo­jej wcześniej­szej ob­ser­wa­cji do­tyczącej skłonności in­te­lek­tu­alistów XX-wiecz­nej Fran­cji do tego, by w naj­bar­dziej kon­wen­cjo­nal­ny sposób od­twa­rzać i po­wielać po­li­tycz­ne oraz kul­tu­ro­we po­działy i kon­flik­ty w ota­czającej ich rze­czy­wi­stości – za­miast przy­czy­niać się do nada­nia opi­nii pu­blicz­nej ja­kie­goś no­we­go, bar­dziej obie­cującego kie­run­ku.

Pro­ble­my, przed ja­ki­mi Fran­cja stała w XX wie­ku, jesz­cze w la­tach 60. nie były czy­tel­ne dla ogółu z sze­re­gu po­wodów; na niektóre z nich próbowałem wska­zać. Nie były one jed­nak nie­ja­sne same przez się, zaś ich pa­to­lo­gicz­ne symp­to­my były ewi­dent­ne, co po­ka­zu­je każde kon­wen­cjo­nal­ne ujęcie naj­now­szej hi­sto­rii Fran­cji. Po­li­ty­ka za­gra­nicz­na, po­li­ty­ka mi­li­tar­na i go­spo­dar­cza często­kroć dry­fo­wały bez celu, nie­rzad­ko dawały wy­raz nie­kom­pe­ten­cji, przez znaczną część tego okre­su były też przed­mio­tem agre­syw­nej i de­struk­cyj­nej kry­ty­ki. Dy­le­ma­ty wokół kon­sty­tu­cji dez­or­ga­ni­zo­wały życie pu­blicz­ne. Po­działy dok­try­nal­ne – tam gdzie woj­na ide­olo­gicz­na od­wra­cała uwagę ob­ser­wa­torów od lo­kal­nych re­aliów, wsku­tek cze­go wszyst­ko ule­gało upo­li­tycz­nie­niu, pod­czas gdy tyl­ko nie­licz­ni przykłada­li wagę do re­al­nej po­li­ty­ki – ab­sor­bo­wały uwagę ana­li­tyków. Coś, co sta­no­wiło pod­sta­wo­wy błąd – po­le­gający na tym, że po­szu­ki­wa­nia osta­tecz­nych roz­wiązań zastąpiły bacz­ne śle­dze­nie kosztów sta­gna­cji go­spo­dar­czej czy społecz­nej albo kosztów ogra­ni­czeń nakłada­nych na działania po­li­tycz­ne – nie prze­stało przy­ku­wać uwa­gi pi­sa­rzy i po­le­mistów jesz­cze w przed­dzień wy­bo­ru François Mit­ter­ran­da na pre­zy­den­ta w roku 1981.

Dla­cze­go większość in­te­lek­tu­alistów jesz­cze do nie­daw­na zwra­cała tak nie­wie­le uwa­gi na po­dob­ne kwe­stie? Po części, rzecz ja­sna, dla­te­go że większość za­bie­rających pu­blicz­nie głos in­te­lek­tu­alistów pierw­szej połowy XX wie­ku sta­no­wi­li lu­dzie pióra: po­wieścio­pi­sa­rze, po­eci, eseiści i fi­lo­zo­fo­wie, których wkład w de­batę pu­bliczną był często­kroć od­wrot­nie pro­por­cjo­nal­ny do ich wie­dzy na te­ma­ty będące przed­mio­tem dys­ku­sji. Jed­nakże w la­tach 50. in­te­lek­tu­alistów-li­te­ratów stop­nio­wo zaczęli wy­pie­rać spe­cja­liści od nauk społecz­nych – hi­sto­ry­cy, so­cjo­lo­dzy, an­tro­po­lo­dzy, psy­cho­lo­dzy – co jed­nak nie ozna­czało wyraźnej po­pra­wy jakości de­baty pu­blicznej. Wszyst­ko to, co mogła wnieść do niej wie­dza spe­cja­listyczna co­raz sil­niej obec­nych w ta­kiej de­ba­cie eks­pertów z aka­de­mic­ki­mi kwa­li­fi­ka­cja­mi w roz­ma­itych dys­cy­pli­nach, neu­tra­li­zo­wa­ne było przez ocze­ki­wa­nie, że jako in­te­lek­tu­aliści po­win­ni być zdol­ni do roz­ważań na każdy te­mat. Co więcej, ich nie­prze­rwa­ne za­an­gażowa­nie po tej czy in­nej stro­nie w upo­li­tycz­nio­nym i po­dzie­lo­nym spek­trum kul­tu­ry ozna­czało, że nie­za­leżnie od tego, jak bez­na­miętne i ana­li­tycz­ne w swej na­tu­rze byłyby stan­dar­dy sto­so­wa­ne przez nich we własnej pra­cy, ich pu­bliczne de­kla­ra­cje do­stro­jo­ne zo­stały do po­le­mik, w których wie­dza eks­perc­ka od­gry­wała rolę wtórną wo­bec afi­lia­cji po­li­tycz­nych czy ide­olo­gicz­nych.

Świat uczo­nych by­najm­niej nie był od­por­ny na po­le­micz­ne i dok­try­nal­ne alian­se, wsku­tek cze­go naj­bar­dziej wi­docz­ny­mi, a więc i naj­bar­dziej wpływo­wy­mi przed­sta­wi­cie­la­mi świa­ta aka­de­mic­kie­go nie­ko­niecz­nie byli spe­cja­liści naj­sub­tel­niej­si w swo­ich dys­cy­pli­nach. Nisz­czy­ciel­skie skut­ki tego pro­ce­su były naj­bar­dziej oczy­wi­ste w roku 1968, nie­co wcześniej i tuż po­tem, kie­dy to ak­tyw­ność i wpływy niektórych częstych uczest­ników de­bat do­tyczących edu­ka­cji, mediów oraz kon­dy­cji kra­ju sta­no­wiły funkcję po­pu­lar­ności owych uczest­ników oraz ich odwoływa­nia się do mod­nych trendów obec­nych wewnątrz sa­mej upo­li­tycz­nio­nej aka­de­mii.

Kontr­przykłady dla powyższe­go sche­ma­tu – uosa­bia­ne przez zaj­mujących się pro­ble­ma­mi współcze­snej Fran­cji uczo­nych, którzy ko­rzy­sta­li ze swej wie­dzy eks­perc­kiej pod­czas ana­li­zy na­ro­do­wych dy­le­matów czy pro­cesów na­wet nie­zau­ważonych przez in­nych i których pra­ca zo­stała do­strzeżona przez opi­nię pu­bliczną – były czymś na tyle rzad­kim, że naj­bar­dziej wpływo­we pra­ce tych uczo­nych sta­no­wią nie­zwykłe i oso­bli­we ele­men­ty na­ro­do­we­go pej­zażu in­te­lek­tu­al­ne­go, ni­czym ufor­mo­wa­ne przez wiatr men­hi­ry na bre­tońskim wzgórzu: Je­ana-François Gra­vie­ra Pa­ris et le désert français (1947), Hen­rie­go Men­dra­sa La Fin des pay­sans (1967), Mi­che­la Cro­zie­ra La Société blo­quée (1970). Nie jest jed­nak praw­do­po­dob­ne, by powyższe lub porówny­wal­ne dzieła były z uwagą czy­ta­ne przez co bar­dziej zna­nych pa­ry­skich in­te­lek­tu­alistów.

Sy­tu­acja ta zmie­niła się w dru­giej połowie lat 70. Te­ma­ty, które nie­gdyś eks­cy­to­wały in­te­lek­tu­alistów, bez resz­ty kon­cen­trując na so­bie ich uwagę, stra­ciły na zna­cze­niu w no­wej at­mos­fe­rze po­li­tycz­nej, w której próg to­le­ran­cji dla prze­mo­cy i ter­ro­ru znacząco się obniżył w następstwie go­szy­stow­skich fan­ta­zji końca lat 60. Po­tem nastąpiło, rzecz ja­sna, in­ter­lu­dium, w cza­sie którego elek­tro­nicz­ne me­dia na­pa­wały się będącym udziałem in­te­lek­tu­alistów za­ab­sor­bo­wa­niem zbrod­nia­mi i błędami, do ja­kich do­pro­wa­dzi­li lu­dzie i idee nie­gdyś będący obiek­tem bałwo­chwal­czej czci tychże in­te­lek­tu­alistów; jed­nakże przez większą część ostat­nich dwóch de­kad7 co bar­dziej in­te­re­sujący myśli­cie­le we Fran­cji na se­rio angażują się w wy­bo­ry i pro­ble­my, przed ja­ki­mi stanął ich kraj i świat, w którym żyją8.

***

Książka ta