Co słonko widziało
- Wydawca:
- Siedmioróg
- Kategoria:
- Edukacja
- Język:
- polski
- ISBN:
- 978-83-7791-549-3
- Rok wydania:
- 2016
- Słowa kluczowe:
- dzieci
- lekturę
- namalował
- niebie
- patataj
- pojedziemy
- przyrody
- słonko
- szkoły
- widziało
- zrozumiały
- mobi
- kindle
- azw3
- epub
Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).
Kilka słów o książce pt. “Co słonko widziało”
"Patataj, patataj, pojedziemy w cudny kraj...", a w trakcie tej podróży dowiemy się, co widziało słonko, wędrując po niebie, i kto namalował tęczę... Tajemniczy świat przyrody stanie się w ten sposób bliższy i bardziej zrozumiały dla każdego młodego czytelnika, a o dobrą zabawę zatroszczy się sam Stefek Burczymucha. Co słonko widziało to zbiór wierszy dla dzieci, stanowiących lekturę obowiązkową dla uczniów szkół podstawowych. Opowiadają o życiu na wsi, o przyrodzie i różnych sytuacjach z nią związanych.
Lektura dla klasy I Szkoły Podstawowej
Polecane książki
Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Maria Konopnicka
Projekt okładki i ilustracje:
Jarosław Żukowski
Skład:
Barbara Wieczorek
Korekta:
Marta Hatalska, Teresa Warzecha
© Copyright by Siedmioróg
ISBN 978-83-7791-549-3
Wydawnictwo Siedmioróg
ul. Krakowska 90, 50-427 Wrocław
Księgarnia wysyłkowa Wydawnictwa Siedmioróg
www.siedmioróg.pl
Wrocław 2016
Przygotowanie wydania elektronicznego: Magdalena Wojtas, 88em
PATATAJ, PATATAJ, POJEDZIEMY W CUDNY KRAJ…
Pojedziemy w cudny kraj
Patataj, patataj,
Pojedziemy w cudny kraj!
Tam gdzie Wisła modra płynie,
Szumią zboża na równinie,
Pojedziemy, patataj…
A jak zowie się ten kraj?
Podróż na bocianie
Daneczkowi, choć tak mały,
Dziwnie ciasne się zdawały
Bielonego domku ściany,
Dziwnie niski dach słomiany,
Więc pomyślał: „Wiem, co zrobię,
Podróżnikiem będę sobie!”
No i poszedł. – Stał nad rzeką
Domek Danka niedaleko,
A że zwykle do podróży
Jest potrzebny statek duży,
O czym łatwo z Robinsona
Każdy, kto chce, się przekona,
Więc skierował Danek kroki
Nad brzeg stromy i wysoki.
Tutaj wszakże niespodzianie
Osobliwsze miał spotkanie
Z boćkiem w własnej swej osobie,
Który trzymał kiełbia w dziobie.
Danek w prośby: – Mój bocianie,
Gdzie okrętów tu dostanie?
– Statków nie ma tu ni łodzi,
Ale jeśli o to chodzi,
To po dawnej znajomości
Grzbietem służę jegomości.
Tu zatrzepał w wielkie loty.
No, cóż było do roboty?
Danek skoczył jak na konia
I pomknęli het, nad błonia!
Szczerze powiem moje zdanie:
Licha podróż na bocianie!
Ledwie rzekę przelecieli,
Ledwo wioska się zabieli,
Ledwie żaby skrzekną w błocie,
Już ustaje bocian w locie
I z klekotem w trawy spada:
– Popas tutaj! Niech pan zsiada!
Bardzo jeszcze wielka łaska,
Jeśli dziobem choć zaklaska
I ostrzeże pierwej o tym,
Że popasać chce nad błotem!
Bo gdy żabie się, niebodze,
Zdarzy spotkać z nim na drodze,
To o jeźdźca ani pyta:
Prosto w moczar brnie, i kwita!
A cóż! Każdy ma gospodę:
Dom – kto dom, a bocian wodę.
Sprzykrzył Danek te reduty:
Mokre nogi, mokre buty…
Gdy więc bocian krąg zatoczył,
Puścił go się, z grzbietu skoczył
I zmęczony długim lotem
Za domowym stoi płotem.
Parasol
Wuj parasol sobie sprawił,
Ledwo w kątku go postawił,
Zaraz Julka, mały Janek
Cap! za niego, smyk! na ganek.
Z ganku w ogród i przez pola
Het, używać parasola!
Idą pełni animuszu:
Janek, zamiast w kapeluszu,
W barankowej ojca czapce,
Julka w czepku po prababce,
Do wiatraka pana Mola!…
A wuj szuka parasola.
Już w ogrodzie żabka mała
Spod krzaczka ich przestrzegała:
– Deszcz, deszcz idzie! Deszcz, deszcz leci!
Więc do domu wracać, dzieci!
Mała żabka, ta na czasie
Jak ekonom stary zna się
I jak krzyknie: – Deszcz! – to hola!
Trza tęgiego parasola!
Lecz kompania nasza miła
Wcale żabce nie wierzyła.
– Deszcz, deszcz idzie! Deszcz, deszcz leci!
Taka żaba!… Wielkie rzeczy!
Co nam wracać za niewola!
Czy nie mamy parasola?
Wtem się wicher zerwie srogi,
Dzieci w krzyk i dalej w nogi…
Szumią trawy, gną się drzewa,
To już nie deszcz, to ulewa;
A najgorsza teraz dola
Nieszczęsnego parasola.
W górę gną się jego żebra,
Deszcz nań chlusta jakby z cebra,
Pękł materiał… Aż pod chmury
Wzniósł parasol pęd wichury.
Darmo dzieci krzyczą: – Hola!
Łapaj! Trzymaj parasola!
Nie wiem, jak się to skończyło,
Lecz podobno niezbyt miło;
Żabki o tym może wiedzą,
Co pod grzybkiem sobie siedzą.
– Prosim państwa, jeśli wola,
Do naszego parasola!
Prośba Filusia
Puść mnie, puść mnie, panno miła!
Jeszcze we mnie słaba siła,
Jeszcze w nóżkach czuję drżenie,
Jeszcze jestem małe szczenię!
Tu śniadanie czeka z dala,
Tu jeść panna nie pozwala…
Od tej całej edukacji
Już mi blisko do wariacji!
Na tom psiakiem jest na świecie,
Żebym chodził na czworaka…
Moja panno! Puść mnie przecie!
Nie róbże ze mnie cudaka!
W ogrodzie
Pójdź, laleczko, do ogrodu,
Słonko cudnie dziś przygrzewa!
Znać i kochać trzeba z młodu
Nasze kwiaty, nasze drzewa!
To jest, widzisz, śliczna róża;
Masz, powąchaj! Hop do góry!
Jak urośniesz, będziesz duża,
To dostaniesz kwiatek który.
Tutaj pod nią stokroć świeci
I fiołki patrzą w trawki;
Bardzo brzydko, kiedy dzieci
Depcą kwiaty dla zabawki!
One wszystkie czują, żyją,
A ten zapach – to ich dusza.
Taką łapkę zaraz biją,
Co to każdy kwiatek rusza.
Patrz, tu rosną tulipany,
A tam znów narcyzy kwitną,
A tu bratek główkę wznosi,
Główkę śliczną, aksamitną.
Dalej w sadzie jabłoń stoi,
Stoją grusze w białym kwiecie,
Nasza wiosna je tak stroi,
Najpiękniejsza wiosna w świecie.
Zapamiętaj dobrze sobie,
Na co patrzysz, lalko miła,
Żebyś mi też potem w mieście
Wstydu kiedy nie zrobiła!