Strona główna » Dla dzieci i młodzieży » Na ratunek Rufiemu

Na ratunek Rufiemu

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-265-0538-6

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Na ratunek Rufiemu

Bliźnięta, Patrycja i Adam, nie mogą się doczekać wakacji, zwłaszcza że planują wyjazd nad morze. Bardzo cieszą się również z tego, że na wakacje będą mogli zabrać z sobą swojego ukochanego szczeniaczka. Szczeniak uwielbia długie spacery po plaży, szczególnie cieszy go wskakiwanie do morza oraz kopanie w piasku. Na spacerach poznaje również nowe zwierzątka - interesują go wiewiórki, które bardzo lubi gonić. Pewnego razu po raz pierwszy sam wybiera się na długi spacer, a dzieci martwą się jego zniknięciem i niecierpliwie go wyczekują. Po długich godzinach oczekiwania postanawiają wyruszyć na poszukiwania. Szukają go na plaży. Idą wzdłuż klifu, tam spotyka ich coś zupełnie nieoczekiwanego…

Wszystkich fanów książek Holly Webb i miłośników czworonogów zapraszamy na stronę:

www.zaopiekujsiemna.com.pl

Świetna zabawa dla wirtualnych opiekunów, forum i wiele konkursów!

Polecane książki

Lord Renford Dryden po śmierci ojca musi utrzymać chorą matkę i troje młodszego rodzeństwa, a rodzinna posiadłość jest poważnie zadłużona. Kiedy więc dowiaduje się o otrzymaniu w spadku plantacji na wyspie Barbados, postanawia od razu wyjechać, aby przejąć majątek. Na miejscu okazuje się, że Ren...
W 2006 roku na Osiedlu Kombatantów w Nowej Hucie doszło do makabrycznej zbrodni. Krzysztof S. zamordował młodego mężczyznę. Po kilku dniach funkcjonariusze znaleźli i zaaresztowali zabójcę, którego sąd skazał na 25 lat pozbawienia wolności. Tyle faktów. Jednak nie tłumaczą one, dlaczego do tego d...
Która cywilizacja jako pierwsza użyła do żeglowania łodzi? Kto wynalazł sposób mierzenia odległości i wyznaczania kursu na morzu? Dlaczego zwykła cytryna odegrała tak istotną rolę w diecie żeglarzy? Opisująca setkę obiektów, mających kluczowe znaczenie dla rozwoju żeglarstwa i sztuki budowy łodzi ża...
Kraków, rok 1273. Na brzegu Wisły zostaje odnalezione ciało brutalnie zamordowanego mężczyzny. W śledztwo angażuje się brat Gotfryd, doświadczony inkwizytor, mający za sobą dochodzenia w Prowansji oraz Italii przeciwko katarom i waldensom. U boku mnicha staje dwóch rycerzy z Małopolski − Jaksa, pogr...
Trzymasz w ręku udoskonalone (poprawione i rozszerzone) drugie wydanie książki „Wywieranie wpływu na siebie”, która w pierwszej wersji sprzedana została w kilkunastu tysiącach egzemplarzy. "Zapraszając Cię do czytania tej książki, chcę przekazać Ci możliwie najbardziej użyteczne i efektywne metody d...
W brutalnym świecie Złość. Każdy jej czasem doświadcza. Ale bohaterka powieści – mimo młodego jeszcze wieku – funkcjonuje w rzeczywistości, w której gniew i agresja dominują nad wszystkimi innymi emocjami. Jej dziecięcy świat, chociaż powinien być beztroski, częściej bywa brutalny i bolesny. W ...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Holly Webb

Tytuł oryginału: The Re­scu­ed Pup­py

Prze­kład: Ja­cek Drew­now­ski

Re­dak­tor pro­wa­dzą­ca: Syl­wia Bur­dek

Ko­rek­ta: Te­re­sa La­chow­ska

Ty­po­gra­fia: Ste­fan Ła­ska­wiec

Skład i ła­ma­nie: ME­DIA SPEK­TRUM

Co­py­ri­ght © for the Po­lish edi­tion by Wy­daw­nic­two Zie­lo­na Sowa, Kra­ków 2012

Wszyst­kie pra­wa za­strze­żo­ne.

Text co­py­ri­ght © Hol­ly Webb 2011

Il­lu­stra­tions co­py­ri­ght © So­phy Wil­liams, 2011

ISBN 978-83-265-0357-3

Wy­daw­nic­two Zie­lo­na Sowa Sp. z o.o.

ul. Ce­giel­nia­na 4A, 30-404 Kra­ków

tel./fax 12-266-62-94, tel. 12-266-62-92

www.zielonasowa.pl

wydawnictwo@zielonasowa.pl

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. z o.o.

Dla Etha­na i Har­ry’ego

Roz­dział pierw­szy

– Nadal uwa­żam, że nie­bie­ska smycz była lep­sza – po­wie­dział Adam, spo­glą­da­jąc na nową smycz Ru­fu­sa, ze skrzy­żo­wa­ny­mi rę­ka­mi i na­dą­sa­ną miną.

– Nie, czer­wo­ny świet­nie pa­su­je do jego sier­ści. Gdy­byś nie wy­dał ca­łe­go kie­szon­ko­we­go na sło­dy­cze, mógł­byś ku­pić nową smycz! – za­uwa­ży­ła Go­sia. – To jego pierw­szy praw­dzi­wy spa­cer. Chcesz, żeby mama nie po­zwo­li­ła nam wyjść z psem, bo się kłó­ci­my? Wiesz, że tak zro­bi!

– No do­bra… – mruk­nął. Po­tem uśmiech­nął się do swo­jej bliź­nia­czej sio­stry. – Pew­nie i tak nie uda ci się za­ło­żyć mu smy­czy!

Ru­fus, szcze­nię coc­ker spa­nie­la, tań­czył wo­kół nóg Gosi, pisz­cząc i szcze­ka­jąc z pod­nie­ce­nia.

– Rufi, spo­kój! – za­chi­cho­ta­ła dziew­czyn­ka, pró­bu­jąc za­piąć smycz na ob­ro­ży pie­ska. – Słu­chaj, nig­dy nie wyj­dzie­my na ten spa­cer, je­śli nie po­zwo­lisz mi tego przy­piąć!

– Je­ste­ście go­to­wi? – Mama wy­szła do przed­po­ko­ju. – Do­kąd pój­dzie­my na ten szcze­gól­ny spa­cer?

– Do par­ku!

– Do lasu!

Go­sia i Adam ode­zwa­li się w tej sa­mej chwi­li i mama wes­tchnę­ła.

– Chy­ba Adaś ma tym ra­zem lep­szy po­mysł, Go­siu. Las może być tro­chę zbyt mę­czą­cy dla Ru­fu­sa na pierw­szy duży spa­cer. Ścież­ki są wą­skie, trze­ba się gra­mo­lić przez po­wa­lo­ne drze­wa i w ogó­le. Niech pies naj­pierw przy­wyk­nie do cze­goś ła­twiej­sze­go.

Go­sia wes­tchnę­ła.

– Chy­ba ma­cie ra­cję. Ale jak pod­ro­śnie, las na pew­no mu się spodo­ba. Ooo, już! – Szyb­ko za­pię­ła smycz, wy­ko­rzy­stu­jąc chwi­lę nie­uwa­gi szcze­nia­ka, któ­ry pa­trzył na mamę. – Już! Te­raz je­ste­śmy go­to­wi!

Roz­e­mo­cjo­no­wa­ny Ru­fus szarp­nął nową smycz, ocie­ra­jąc się o kost­ki dziew­czyn­ki. Już wcze­śniej cho­dził na smy­czy – i do we­te­ry­na­rza, i na spo­tka­nia z in­ny­mi szcze­nię­ta­mi, na któ­rych miał się przy­zwy­cza­jać do to­wa­rzy­stwa psów, ale te­raz i tak bar­dzo go to eks­cy­to­wa­ło. Wy­czu­wał, że Go­sia i Adam też są czymś pod­eks­cy­to­wa­ni, i nie mógł się po­wstrzy­mać od pod­ska­ki­wa­nia.

Adam i Go­sia do­sta­li go dwa mie­sią­ce temu, jako ich wspól­ny pre­zent na dzie­wią­te uro­dzi­ny. Od lat usi­ło­wa­li na­mó­wić ro­dzi­ców na psa, ale mama i tata do­pie­ro te­raz stwier­dzi­li, że dzie­ci są już wy­star­cza­ją­co od­po­wie­dzial­ne. Na szczę­ście ro­dzeń­stwo zgo­dzi­ło się zgod­nie, że bar­dzo chcie­li­by spa­nie­la… Ko­le­ga ze szko­ły, Maks, miał wspa­nia­łe­go czar­ne­go coc­ker spa­nie­la o imie­niu Ga­gat i obo­je uwiel­bia­li się z nim ba­wić, kie­dy mama Mak­sa przy­cho­dzi­ła z psem po syna do szko­ły.

Mama Gosi i Ada­ma spy­ta­ła, skąd wzię­li Ga­ga­ta, a mama Mak­sa po­da­ła jej na­zwi­sko ho­dow­cy coc­ker spa­nie­li. Po­wie­dzia­ła, że szcze­nię­ta oto­czo­ne są tam do­brą opie­ką i są przy­zwy­cza­jo­ne do obec­no­ści dzie­ci. Jed­nak gdy mama bliź­niąt za­dzwo­ni­ła do ho­dow­cy, oka­za­ło się, że zo­stał tyl­ko je­den dzie­się­cio­ty­go­dnio­wy szcze­niak, a w naj­bliż­szym cza­sie nie moż­na się spo­dzie­wać no­we­go mio­tu. Za­tem cała ro­dzi­na od razu po­je­cha­ła do ho­dow­cy, by obej­rzeć pie­ska. Na po­cząt­ku zo­ba­czy­li tyl­ko jego mamę, le­żą­cą na pu­szy­stym kocu. Była prze­pięk­nym, zło­ci­sto-bia­łym spa­nie­lem, z naj­dłuż­szy­mi i naj­bar­dziej je­dwa­bi­sty­mi usza­mi, ja­kie kie­dy­kol­wiek wi­dzie­li.

– Ojej… – wes­tchnę­ła Go­sia. – Mo­że­my ją po­gła­skać?

Lau­ra, ho­dow­czy­ni, ski­nę­ła gło­wą.

– Tyl­ko de­li­kat­nie. Mu­si­cie uwa­żać na sut­ki, któ­ry­mi kar­mi szcze­nię­ta.

Adam zmarsz­czył brwi.

– Ale ona nie ma… Nie wi­dzę żad­ne­go szcze­nia­ka!

Go­sia zła­pa­ła go za rękę.

– Zo­bacz! – wy­szep­ta­ła pod­eks­cy­to­wa­na. – Wła­śnie go za­uwa­ży­łam. Moc­no śpi, tuż przy niej. Jest cu­dow­ny!

Adam na­chy­lił się.

– My­śla­łem, że to jej ogon – przy­znał. – Fak­tycz­nie uro­czy. I ma­leń­ki!

Lau­ra par­sk­nę­ła śmie­chem.

– Po­win­ni­ście go zo­ba­czyć, kie­dy się uro­dził. Wca­le nie jest taki mały, szcze­rze mó­wiąc, zda­je się, że mama na nim sie­dzi.

Go­sia przy­klęk­nę­ła, by po­pa­trzeć z bli­ska.

– To praw­da. Nie prze­szka­dza mu to?

– Nie, jest mu wy­god­nie i cie­pło. Po­do­ba mu się, że zo­stał je­dy­nym szcze­nia­kiem, bo to ozna­cza, że cała uwa­ga jego mamy i nas wszyst­kich sku­pia się na nim. Bę­dzie się do­ma­gał piesz­czot, je­śli za­bie­rze­cie go do domu. Adam i Go­sia wy­mie­ni­li uśmie­chy. Brzmia­ło to bar­dzo za­chę­ca­ją­co.

W tym mo­men­cie pie­sek wes­tchnął, ziew­nął i otwo­rzył oczka. Po­pa­trzył na mat­kę i z obu­rze­niem za­krę­cił za­dkiem, by się z nie­go zsu­nę­ła. Po­tem dźwi­gnął się i ro­zej­rzał, nie­śmia­ło mer­da­jąc ogo­nem. Kim byli wszy­scy ci lu­dzie, któ­rzy na nie­go pa­trzy­li?

– O, jest taki uro­czy… – szep­nę­ła Go­sia, po czym od­wró­ci­ła się do mamy i taty. – Po­pa­trz­cie na nie­go. Wspa­nia­ły, praw­da?

Na­praw­dę wy­glą­dał jak do­sko­na­ła mi­ni­wer­sja wła­snej mat­ki: miał ta­kie same za­krę­co­ne uszy i tak da­lej. Był zło­ci­sto-bia­ły, z pięk­ny­mi bia­ły­mi ła­ta­mi na grzbie­cie i uro­czy­mi, brą­zo­wo­zło­ty­mi plam­ka­mi wo­kół lśnią­ce­go, czar­ne­go no­ska. Oczy też miał pra­wie czar­ne, błysz­czą­ce i cie­kaw­skie, zwień­czo­ne dłu­gi­mi, szcze­ci­nia­sty­mi brwia­mi, przez co wy­glą­dał jak mały sta­ru­szek. Wszy­scy się zgo­dzi­li, że to wspa­nia­ły szcze­niak, a Lau­ra po­wie­dzia­ła, że już na­stęp­ne­go dnia mogą wró­cić i za­brać go do domu. Do uro­dzin Gosi i Ada­ma zo­sta­ło jesz­cze parę ty­go­dni, ale nie mie­li nic prze­ciw­ko temu, żeby do­stać pre­zent wcze­śniej. Jak na­stęp­ne­go dnia za­uwa­ży­ła Go­sia – gdy ostroż­nie wy­no­si­li pie­ska z domu Lau­ry, by umie­ścić go w no­wym trans­por­ter­ku w sa­mo­cho­dzie – mo­gli dzię­ko­wać lo­so­wi, że w ogó­le go mie­li. Gdy­by jesz­cze tro­chę zwle­ka­li, mo­gło­by się oka­zać, że już w ogó­le nie bę­dzie szcze­niąt u ho­dow­cy.

– On też ma szczę­ście, że nas ma – od­rzekł Adam. – Za­ło­żę się, że ni­ko­go in­ne­go by tak nie po­lu­bił. Oj! – Ro­ze­śmiał się i starł smu­gę śli­ny po wil­got­nym psim po­ca­łun­ku w pod­bró­dek. Wkrót­ce Adam i Go­sia nie wy­obra­ża­li już so­bie ży­cia bez Ru­fu­sa. Był bar­dzo przy­ja­ciel­ski i bez koń­ca ba­wił się z nimi w ogród­ku w prze­róż­ne po­ści­gi. Tak bar­dzo lu­bił bie­gać, że la­tał w kół­ko, po czym na­gle pa­dał na tra­wę i za­sy­piał, cał­ko­wi­cie wy­czer­pa­ny. Go­sia na­zy­wa­ła to jego „wy­łącz­ni­kiem”. Za każ­dym ra­zem, gdy tak ro­bił, wy­bu­cha­ła śmie­chem.

Cho­ciaż Ru­fus uwiel­biał po­ści­gi w ogród­ku, Adam i Go­sia do­wie­dzie­li się, że coc­ker spa­nie­le nie po­win­ny cho­dzić na praw­dzi­we spa­ce­ry, do­pó­ki nie skoń­czą mi­ni­mum czte­rech mie­się­cy. Adam prze­czy­tał to w książ­ce, któ­rą ku­pi­li, a tak­że na spe­cjal­nej stro­nie in­ter­ne­to­wej po­świę­co­nej coc­ker spa­nie­lom.

– Dla­cze­go nie? – spy­ta­ła.

Wzru­szył ra­mio­na­mi.

– Po­dob­no uwiel­bia­ją dłu­gie spa­ce­ry, bar­dzo dłu­gie spa­ce­ry… jed­nak do­pie­ro, kie­dy są star­sze, nie wol­no ich za bar­dzo mę­czyć, kie­dy są małe. Moż­na je tyl­ko ćwi­czyć i ba­wić się z nimi w ogród­ku.

Gdy