Strona główna » Edukacja » Antygona, Król Edyp

Antygona, Król Edyp

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-7895-152-0

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Antygona, Król Edyp

Sofokles ujął w Królu Edypie najbardziej tragiczny moment mitu, kiedy Edyp - szczęśliwy władca, mąż i ojciec dowiaduje się, że w rzeczywistości jest najnieszczęśliwszym z ludzi: zamordował swego ojca, poślubił matkę, jego dzieci pochodzą z przeklętego przez bogów i ludzi związku, zaś on sam, próbując uciec przed przeznaczeniem, w rzeczywistości dopomógł realizacji wszystkich złych wróżb. W Antygonie opisane zostały losy dzieci Edypa: synowie Eteokles i Polinejkes zginęli w bratobójczej walce, a Kreon, sprawujący obecnie władzę w Tebach, zakazał pod karą śmierci grzebania zwłok Polinejkesa jako zdrajcy ojczyzny. Siostry są zrozpaczone, Isme-na godzi się z rozkazem króla, ale Antygona postanawia pochować brata... Tragedie opowiadające dzieje rodu Labdakidów pokazują postacie samotne i tragiczne w swoim, skazanym z góry na niepowodzenie, zmaganiu się z Fatum.

Polecane książki

Dzisiaj ja przynoszę sobie ocalenie i wolność. Nie czekam na wróżkę ani na księcia z bajki. Moje życie zależy ode mnie, a ja najzwyczajniej w świecie mam prawo urządzić je tak, jak pragnę. Wstaję z kolan i wychodzę z kąta. Nie czekam aż „coś” się zmieni i „ktoś&rd...
Seria tajemniczych zaginięć nastoletnich chłopców, którzy zniknęli pod koniec lat 90. w Zachodniopomorskiem. Co łączy te dramaty? Czy chłopców ktoś porwał? Czy zamordował seryjny zabójca? Czy może to wszystko jest jednak dziełem przypadku? Marcowe dzieci. Chłopcy, kt&oac...
„Miłość” to kolejny, po debiutanckim „Skoku w przepaść” zbiór opowiadań Marcina Radwańskiego. Tym razem autor skupia się przede wszystkim na emocjach postaci występujących w książce. Przeczytamy tu między innymi o miłości, nienawiści, szaleństwie i sytuacjach, które mogą przydarzyć się w życiu r...
Nauczycielka i gwiazdor filmowy, za którym szaleją kobiety.On odważył się ujawnić swoje pragnienia. Ona odważyła się je spełnić…Dwa pragnienia. To wystarczy do szaleństwa zmysłów. Ale czy wystarczy do miłości?Kiedy Natalie, skromna nauczycielka, spotkała Flynna, wielkiego gwiazdora filmowego, który ...
Poradnik ten to szczegółowy opis przejścia czterech historycznych kampanii single player jednej z najpopularniejszych strategii czasu rzeczywistego - Age of Empires II: The Age of Kings.Age of Empires II: The Age of the Kings - Single Player - poradnik do gry zawiera poszukiwane przez graczy tematy ...
Podatnicy dokonujący sprzedaży na rzecz osób fizycznych nieprowadzących działalności gospodarczej oraz rolników ryczałtowych mają możliwość korzystania (w zależności od profilu i rozmiarów prowadzonej działalności) z wielu zwolnień z obowiązku ewidencjonowania w kasie fiskalnej. Jednak w praktyce na...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Sofokles

Tłumaczył

Kazimierz Morawski

Opracowała

Elżbieta Zarych

Tytuły oryginałów:

Antigone

Oidípous týrannos

Projekt graficzny serii:

Sewer Salamon

Opracowanie graficzne okładki:

Anna Kubacka

Na okładce wykorzystano obraz Antoniego Brodawskiego Edyp i Antygona (1828)

ISBN 978-83-7895-151-3

© Copyright by Wydawnictwo Zielona Sowa Sp. z o.o., Kraków 2008

Wydawnictwo Zielona Sowa Sp. z o.o.

30-404 Kraków, ul. Cegielniana 4A

tel./fax (012) 266-62-94, tel. (012) 266-62-92

www.zielonasowa.pl

wydawnictwo@zielonasowa.pl

Antygona

OSOBY DRAMATU:

ANTYGONA, córka Edypa

ISMENA, jej siostra

KREON, król Teb

HAJMON, syn Kreona

TYREZJASZ, wróżbita

EURYDYKA, żona Kreona

STRAŻNIK

POSŁANIEC

POSLANIEC drugi

CHÓR tebańskich starców

Rzecz dzieje się przed pałacem królewskim w Tebach.

PROLOGOS

ANTYGONA

O ukochana siostro ma, Ismeno!

Czyż ty nie widzisz, że z klęsk Edypowych

Żadnej za życia los nam nie oszczędza?

Bo nie ma cierpień i nie ma ohydy,

Nie ma niesławy i hańby, które by

Nas pośród nieszczęść pasma nie dotknęły.

Cóż to za rozkaz znów obwieścił miastu

Ten, który teraz władzę w ręku dzierży?

Czyś zasłyszała? Czy uszło twej wiedzy,

Że znów wrogowie godzą w naszych miłych?

ISMENA

O Antygono, żadna wieść nie doszła

Do mnie ni słodka, ni goryczy pełna,

Od dnia, gdy braci straciłyśmy obu,

W bratnim zabitych razem pojedynku.

Odkąd tej nocy odeszły Argiwów

Hufce*, niczego więcej nie zaznałam

Ni ku pociesze, ni ku większej trosce.

* Argiwów hufce – hufce Greków; Polinik zebrał swe zastępy w Argosie.

ANTYGONA

Lecz mnie wieść doszła i dlatego z domu

Cię wywołałam, by rzecz ci powierzyć.

ISMENA

Cóż to? Ty jakieś ciężkie ważysz słowa.

ANTYGONA

O tak! Czyż nie wiesz, że z poległych braci

Kreon jednemu wręcz odmówił grobu?

Że Eteokla, jak czynić przystoi,

Pogrzebał w ziemi wśród umarłych rzeszy,

A zaś obwieścił, aby Polinika

Nieszczęsne zwłoki bez czci pozostały,

By nikt ich płakać, nikt grześć1 się nie ważył;

Mają więc leżeć bez łez i bez grobu,

Na pastwę ptakom żarłocznym i strawę.

Słychać, że Kreon czcigodny dla ciebie,

Co mówię, dla mnie też wydał ten ukaz

I że tu przyjdzie, by tym go ogłosić,

Co go nie znają, nie na wiatr zaiste

Rzecz tę stanowiąc, lecz grożąc zarazem

Kamienowaniem ukazu przestępcom.

Tak się ma sprawa, teraz wraz ukażesz,

Czyś godną rodu, czy wyrodną córką.

* Grześć – chować, grzebać, urządzać pochówek.

ISMENA

Gdy taka dola, to cóż, o nieszczęsna,

Prując czy snując bym mogła tu przydać?

ANTYGONA

Patrz, byś wspomogła i poparła siostrę.

ISMENA

W jakimże dziele? Dokąd myśl twa mierzy?

ANTYGONA

Ze mną masz zwłoki opatrzyć braterskie.

ISMENA

Więc ty zamierzasz grzebać wbrew ukazom?

ANTYGONA

Tak, brata mego, a dodam… i twego;

Bo wiarołomstwem nie myślę się kalać.

ISMENA

Niczym dla ciebie więc zakaz Kreona?

ANTYGONA

Niczym, on nie ma nad moimi prawami.

ISMENA

Biada! O rozważ, siostro, jak nam ojciec

Zginął wśród sromu* i pośród niesławy,

Kiedy się jemu błędy ujawniły,

A on się targnął na własne swe oczy;

Żona i matka** – dwuznaczne to miano –

Splecionym węzłem swe życie ukróca;

Wreszcie i bracia przy jednym dnia słońcu

Godzą na siebie i morderczą ręką

Jeden drugiemu śmierć srogą zadaje.

Zważ więc, że teraz i my pozostałe

Zginiemy marnie, jeżeli wbrew prawu

Złamiemy wolę i rozkaz tyrana.

Baczyć to trzeba, że my przecie słabe,

Do walk z mężczyzną niezdolne niewiasty;

Że nam ulegać silniejszym należy,

Tych słuchać, nawet i sroższych rozkazów.

Ja więc, błagając o wyrozumienie

Zmarłych, że muszę tak ulec przemocy,

Posłuszną będę władcom tego świata,

Bo próżny opór urąga rozwadze.

* Srom – wstyd, hańba.

** Żona i matka – odnosi się do Jokasty, matki i żony Edypa, która po odkryciu prawdy powiesiła się z rozpaczy.

ANTYGONA

Ja ci nie każę niczego, ni choćbyś

Pomóc mi chciała, wdzięcznym by mi było,

Lecz stój przy twojej myśli, a ja brata

Pogrzebię sama, potem zginę z chlubą.

Niechaj się zbratam z mym kochanym w śmierci

Po świętej zbrodni. A dłużej mi zmarłym

Miłą być trzeba niż ziemi mieszkańcom,

Bo tam zostanę na wieki; tymczasem

Ty tu znieważaj święte prawa bogów.

ISMENA

Ja nie znieważam ich, nie będąc w mocy

Działać na przekór stanowieniom władców.

ANTYGONA

Rób po twej myśli; ja zaś wnet podążę,

By kochanemu bratu grób usypać.

ISMENA

O, ty nieszczęsna! Serce drży o ciebie.

ANTYGONA

Nie troszcz się o mnie; nad twoim radź losem.

ISMENA

Ale nie zdradzaj twej myśli nikomu,

Kryj twe zamiary, ja też je zataję.

ANTYGONA

O nie! Mów głośno, bo ciężkie ty kaźnie

Ściągnąć byś mogła milczeniem na siebie.

ISMENA

Z żarów twej duszy mroźne mieciesz słowa.

ANTYGONA

Lecz miła jestem tym, o których stoję.

ISMENA

Jeśli podołasz w trudnym mar pościgu.

ANTYGONA

Jak nie podołam, to zaniecham dzieła.

ISMENA

Nie trza się z góry porywać na mary.

ANTYGONA

Kiedy tak mówisz, wstręt budzisz w mym sercu

I słusznie zmierzisz się także zmarłemu.

Pozwól, bym ja wraz z moim zaślepieniem

Spojrzała w oczy grozie; bo ta groza

Chlubnej mi śmierci przenigdy nie wydrze.

ISMENA

Jeśli tak mniemasz, idź, lecz wiedz zarazem,

Żeś nierozważna, choć miłym tyś miła.

(Rozchodzą się. Wchodzi CHÓR.)

PARODOS

CHÓR

O słońca grocie, coś jasno znów Tebom

Błysnął po trudach i znoju,

Złote dnia oko, przyświecasz ty niebom

I w Dirki* nurzasz się zdroju.

Witaj! Tyś sprawił, że wrogów mych krocie

W dzikim pierzchnęły odwrocie.

* Dirke – źródło pod Tebami.

Bo Polinika gniewny spór

Krwawy zażegł w ziemi bój,

Z chrzęstem zapadł, z szumem piór

Śnieżnych orłów* lotny rój

I zbroice liczne błysły,

I z szyszaków pióra trysły.

* Śnieżne orły – wojownicy argejscy mieli białe tarcze.

I wróg już wieńcem dzid groźnych otoczył

Siedmiu bram miasta gardziele,

Lecz pierzchł, nim w mojej krwi strugach się zbroczył,

Zanim Hefajstos* ognisty w popiele

Pogrążył mury, bo z tyłu nawałem

Runął na smoka** Ares*** z wojny szałem.

* Hefajstos – w mitologii greckiej bóg ognia.

** Smok – symbol Teb.

*** Ares – grecki bóg wojny.

Bo Zeus nie cierpi dumnych głów,

A widząc ich wyniosły lot

I złota chrzęst, i pychę słów,

Wypuścił swój piorunny grot

I w zwycięstwa samym progu

Skarcił butę w dumnym wrogu.

A ugodzony wznak na ziemię runie

Ten, który w namiętnym gniewie

Miasto pogrzebać chciał w ognia całunie

I jak wicher dął w zarzewie.

Legł on od Zeusa gromu powalony;

Innym znów Ares inne znaczy zgony.

Bo siedmiu – siedmiu strzegło wrót,

Na męża mąż wymierzył dłoń;

Dziś w stosach lśni za zwycięstw trud

Ku Zeusa czci pobitych broń.

Ale przy jednej miasta bramie

Nie błyszczy żaden chwały łup,

Gdzie brat na brata podniósł ramię,

Tam obok trupa poległ trup.

Więc teraz Nike*, czci syta i sławy,

Zwraca ku Tebom radosne swe oczy,

Po twardym znoju i po walce krwawej

Rzezi wspomnienie niech serca nie mroczy:

Idźmy do świątyń, a niechaj na przedzie

Teb skoczny Bachus** korowody wiedzie.

* Nike – bogini zwycięstwa.

** Bachus – odpowiednik greckiego Dionizosa, rzymski bóg wina, plonów i płodnych sił natury.

PRZODOWNIK CHÓRU

Lecz otóż widzę, jak do nas tu zdąża,

Kreon, co ziemią tą włada;

Nowy bóstw wyrok go w myślach pogrąża,

Ważne on plany waży i układa.

Widno, że zbadać chciałby nasze zdanie,

Skoro tu starców wezwał na zebranie.

(Wchodzi KREON.)

EPEJSODION I KREON

O Tebańczycy, nareszcie bogowie

Z burzy i wstrząśnień wyrwali to miasto,

A jam was zwołał tutaj przed innymi,

Boście to wy byli podporami tronu

Za Lajosa i Edypa rządów

I po Edypa zgonie młodzieniaszkom

Pewną swą radą służyliście chętnie.

Kiedy zaś oni za losu wyrokiem

Polegli obaj w bratobójczej walce,

Krwią pokalawszy braterskie prawice,

Wtedy ja władzę i tron ten objąłem,

Który mi z prawa po zmarłych przypada.

Trudno jest duszę przeniknąć człowieka,

Jego zamysły i pragnienia, zanim

On ich na szerszym nie odsłoni polu.

Ja tedy władcę, co by rządząc miastem,

Wnet się najlepszych nie imał zamysłów

I śmiało woli swej nie śmiał ujawnić,

Za najgorszego uważałbym pana.

A gdyby wyżej nad dobro publiczne

Kładł zysk przyjaciół, za nic bym go ważył.

I nie milczałbym, na Zeusa przysięgam

Wszechwidzącego, gdybym spostrzegł zgubę

Zamiast zbawienia kroczącą ku miastu.

Nigdy też wroga nie chciałbym ojczyzny

Mieć przyjacielem, o tym przeświadczony,

Że nasze szczęście w szczęściu miasta leży

I jego dobro przyjaciół ma raić.

Przez te zasady podnoszę to miasto

I tym zasadom wierny obwieściłem

Ukaz ostatni na Edypa synów:

Aby dzielnego w walce Eteokla,

Który w obronie poległ tego miasta,

W grobie pochować i uczcić ofiarą,

Która w kraj zmarłych za zacnymi idzie;

Brata zaś jego – Polinika mniemam –

Który to bogów i ziemię ojczystą

Naszedł z wygnania i ognia pożogą

Zamierzał zniszczyć, i swoich rodaków

Krwią się napoić, a w pęta wziąć drugich,

Wydałem rozkaz, by chować ni płakać

Nikt się nie ważył, lecz zostawił ciało

Przez psy i ptaki w polu poszarpane.

Taka ma wola, a nie ścierpię nigdy,

By źli w nagrodzie wyprzedzili prawych.

Kto za to miastu temu dobrze życzy,

W zgonie i w życiu dozna mej opieki.

PRZODOWNIK CHÓRU

Tak więc, Kreonie, raczysz rozporządzać

Ty co do wrogów i przyjaciół grodu.

A wszelka władza zaprawdę ci służy

I nad zmarłymi, i nami, co żyjem.

KREON

A więc czuwajcie nad mymi rozkazy.

PRZODOWNIK CHÓRU

Poleć młodszemu straż nad tym i pieczę.

KREON

Przecież tam stoją straże w pogotowiu.

PRZODOWNIK CHÓRU

Czegoż byś tedy od nas jeszcze żądał?

KREON

Byście niesfornym stanęli oporem.

PRZODOWNIK CHÓRU

Głupi ten, kto by na śmierć się narażał.

KREON

Tak, śmierć go czeka! Lecz wielu do zguby

Popchnęła żądza i zysku rachuby.

(Wchodzi STRAŻNIK.)

STRAŻNIK

O najjaśniejszy, nie powiem, że w biegu

Śpiesząc ja tutaj tak się zadyszałem;

Bom ja raz po raz przystawał po drodze

I chciałem nazad zawrócić z powrotem.

A dusza tak mi mówiła co chwila:

Czemuż to, głupi, ty karku nadstawiasz?

Czemuż tak lecisz? Przecież może inny

Donieść to księciu; na cóż ty masz skomleć?

Tak sobie myśląc, śpieszyłem powolnie,

A krótka droga wraz mi się wzdłużała.

Na koniec, myślę: niech będzie, co będzie,

I staję, książę, przed tobą i powiem,

Choć tak po prawdzie sam nie wiem zbyt wiele.

A zresztą tuszę*, że nic mnie nie czeka,

Chyba, co w górze było mi pisane.

* Tuszę – mam nadzieję, spodziewam się.

KREON

Cóż więc nadmierną przejmuje cię trwogą?

STRAŻNIK

Zacznę od siebie, żem nie zrobił tego,

Co się zdarzyło, anim widział sprawcy,

Żem więc na żadną nie zarobił karę.

KREON

Dzielnie warujesz i wałujesz sprawę;

Lecz jasne, że coś przynosisz nowego.

STRAŻNIK

Bo to niesporo* na plac ze złą wieścią.

* Niesporo – niełatwo, ciężko.

KREON

Lecz mów już w końcu i wynoś się potem!

STRAŻNIK

A więc już powiem. Trupa ktoś co tylko

Pogrzebał skrycie i wyniósł się chyłkiem;

Rzucił garść ziemi i uczcił to ciało.

KREON

Co mówisz? Któż był tak bardzo bezczelny?

STRAŻNIK

Tego ja nie wiem, bo żadnego znaku,

Ani topora, motyki nie było.

Ziemia wokoło była gładka, zwarta,

Ani w niej stopy, ni żadnych kolein,

Lecz, krótko mówiąc, sprawca znikł bez śladu.

Skoro też jeden ze straży rzecz wskazał,

Zaraz nam w myśli, że w tym jakieś licho.

Trup znikł, a leżał nie pod grubą zaspą,

Lecz przyprószony, jak czynią, co winy

Się wobec zmarłych lękają, i zwierza

Lub psów szarpiących trupy ani śladu.

Więc zaczął jeden wyrzekać na drugich,

Jeden drugiego winować i było

Blisko już bójki, bo któż by ich zgodził?

W każdym ze straży wietrzyliśmy sprawcę,

Lecz tak na oślep, bo nikt się nie przyznał.

I my gotowi i żary brać w ręce,

I w ogień skoczyć, i przysiąc na bogów,

Że nie my winni, ani byli w spółce

Z tym, co obmyślił tę rzecz i wykonał.

Więc koniec końcem, gdy dalej tak nie szło,

Jeden rzekł słowo, które wszystkim oczy

Zaryło w ziemię; bośmy nie wiedzieli,

Co na to odrzec, a strach nas zdjął wielki,

Co z tego będzie. Rzekł więc na ten sposób,

Że tobie wszystko to donieść należy.

I tak stanęło, a mnie nieszczęsnemu

Los kazał zażyć tej przyjemnej służby.

Więc po niewoli sobie i wam staję,

Bo nikt nie lubi złych nowin zwiastuna.

PRZODOWNIK CHÓRU

O panie, mnie już od dawna się roi,

Że się bez bogów przy tym nie obeszło.

KREON

Milcz, jeśli nie chcesz wzbudzić mego gniewu,

I prócz starości ukazać głupoty!

Bo brednie pleciesz, mówiąc, że bogowie

O tego trupa na ziemi się troszczą.

Czyżby z szacunku, jako dobroczyńcę

Jego pogrzebli, jego, co tu wtargnął,

Aby świątynie i ofiarne dary

Zburzyć, spustoszyć ich ziemię i prawa?

Czyż według ciebie bóstwa czczą zbrodniarzy?

O nie, przenigdy! Lecz tego tu miasta

Ludzie już dawno, przeciw mnie szemrając,

Głową wstrząsali i jarzmem ukrycie

Przeciw mym rządom i mojej osobie.

Wiem ja to dobrze, że za ich pieniądze

Straże się tego dopuściły czynu.

Bo nie ma gorszej dla ludzi potęgi

Jak pieniądz: on to i miasta rozburza,

On to wypiera ze zagród i domu,

On prawe dusze krzywi1 i popycha

Do szpetnych kroków i nieprawych czynów.

Zbrodni on wszelkiej ludzkości jest mistrzem

I drogowskazem we wszelkiej sromocie.

A ci, co czyn ten za pieniądz spełnili,

Dopięli swego: spadną na nich kaźnie.

Bo jako Zeusa czczę i hołd mu składam,

– Miarkuj to dobrze, a klnę się przysięgą –

Tak jeśli zaraz schwytanego sprawcy

Nie dostawicie przed moje oblicze,

To jednej śmierci nie będzie wam dosyć,

Lecz wprzódy, wisząc, będziecie zeznawać,

Byście w przyszłości wiedzieli, skąd grabić

I ciągnąć zyski, i mieli naukę,

Że nie na wszelki zysk godzić należy.

Bo to jest pewne, że brudne dorobki

Częściej do zguby prowadzą niż szczęścia.

* Prawe dusze krzywi – psuje szlachetne dusze.

STRAŻNIK

Wolnoż mi mówić? Czy pójść mam w milczeniu?

KREON

Czyż nie wiesz jeszcze, jak głos twój mi wstrętny?

STRAŻNIK

Uszy ci rani, czy też duszę twoją?

KREON

Cóż to? Chcesz badać, skąd idą me gniewy?

STRAŻNIK

Sprawca ci duszę, a ja uszy trapię.

KREON

Cóż to za urwis z niego jest wierutny!

STRAŻNIK

A przecież nie ja ten czyn popełniłem.

KREON

Ty! – swoją duszą frymarcząc* w dodatku.

* * Frymarczyć – handlować, kupczyć, sprzedawać.

STRAŻNIK

O nie! Próżne to myśli, próżniejsze domysły.

KREON

Zmyślne twe słowa, lecz jeżeli winnych

Mi nie stawicie, to wnet wam zaświta,

Że brudne zyski sprowadzają kaźnie.

STRAŻNIK

O, niech go ujmą, owszem, lecz cokolwiek

Teraz się stanie za dopustem losu,

Ty mnie już tutaj nie zobaczysz więcej,

Bo już i teraz dziękuję ja bogom,

Żem wbrew nadziei stąd wyszedł bez szwanku.

(Odchodzi. KREON wchodzi do pałacu)

STASIMON I

CHÓR

Siła jest dziwów, lecz nad wszystkie sięga

Dziwy człowieka potęga.

Bo on prze śmiało poza sine morze,

Gdy toń się wzdyma i kłębi,

I z roku na rok swym lemieszem orze

Matkę ziemicę do głębi.

Lotny ród ptaków i stepu zwierzęta

I dzieci fali usidla on w pęta,

Wszystko rozumem zwycięży.

Dzikiego zwierza z gór ściągnie na błonie,

Krnąbrny kark tura i grzywiaste konie

Ujarzmi w swojej uprzęży.

Wynalazł mowę i myśli dał skrzydła

I życie ujął w porządku prawidła,

Od mroźnych wichrów na deszcze i gromy

Zbudował sobie schroniska i domy,

Na wszystko z radą on gotów.

Lecz choćby śmiało patrzał w wiek daleki,

Choć ma na bóle i cierpienia leki,

Śmierci nie ujdzie on grotów.

A sił potęgę, które w duszy tleją,

Popchnie on zbrodni lub cnoty koleją;

Jeżeli prawa i bogów cześć wyzna,

To hołd mu odda ojczyzna;

A będzie jej wrogiem ten, który nie z bogiem

Na cześć i prawość się ciska;

Niechajby on sromu mi nie wniósł do domu,

Nie skalał mego ogniska!

PRZODOWNIK CHÓRU

Lecz jakiż widok uderza me oczy?

Czyż ja zdołałbym wbrew prawdzie zaprzeczyć,

Że to dzieweczka idzie, Antygona?

O, ty nieszczęsna, równie nieszczęsnego

Edypa córo!

Cóżże się stało? Czy cię na przestępstwie

Ukazu króla schwytano i teraz

Wskutek tej zbrodni prowadzą jak brankę?

(Wchodzi STRAŻNIK, prowadząc ANTYGONĘ.)

EPEJSODION II

STRAŻNIK

Oto jest dziewka, co to popełniła.

Tę schwytaliśmy. Lecz gdzieżeż jest Kreon?

(Wchodzi KREON.)

PRZODOWNIK CHÓRU

Wychodzi oto z domu w samą porę.

KREON

Cóż to? Jakież tu zeszedłem zdarzenie?

STRAŻNIK

Niczego, panie, nie trza się odrzekać,

Bo myśl późniejsza kłam zada zamysłom.

Ja to dopiero kląłem, że już nigdy

Nie stanę tutaj po groźbach, coś miotał;

Ale ta nowa, wielka niespodzianka

Nie da się zmierzyć z nijaką radością.

Idę więc, chociaż tak się zaklinałem,

Wiodąc tę dziewkę, którą przechwytano,

Gdy grób gładziła; żaden los tym razem

Mnie tu nie przywiódł, lecz własne odkrycie.

Sądź ją i badaj; jam sobie zasłużył,

Bym z tych opałów wydostał się wreszcie.

KREON

Jakim sposobem i gdzieżeś ją schwytał?

STRAŻNIK

Trupa pogrzebła. W dwóch słowach masz wszystko.

KREON

Czy pewny jesteś tego, co tu głosisz?

STRAŻNIK

Na własne oczy przecież ją widziałem

Grzebiącą trupa; chyba jasno mówię.

KREON

Więc na gorącym zszedłeś ją uczynku?

STRAŻNIK

Tak się rzecz miała: kiedyśmy tam przyszli,

Groźbami twymi srodze przepłoszeni,

Zmietliśmy z trupa ziemię i znów, nagie

I już nadpsute zostawiwszy ciało,

Na bliskim wzgórzu siedliśmy, to bacząc,

By nam wiatr nie niósł wstrętnego zaduchu.

A jeden beształ drugiego słowami,

By się nie lenić i nie zaspać sprawy.

To trwało chwilę; a potem na niebie

Zabłysnął w środku ognisty krąg słońca

I grzać poczęło; aż nagle się z ziemi

Wicher poderwał i wśród strasznej trąby

Wył po równinie, drąc liście i korę

Z drzew i zapełnił kurzawą powietrze;

Przymknąwszy oczy, drżeliśmy ze strachu.

A kiedy wreszcie ten szturm się uciszył,

Widzimy dziewkę, która tak boleśnie

Jak ptak zawodzi, gdy znajdzie swe gniazdo,

Obrane z piskląt i opustoszałe.

Tak ona, trupa dojrzawszy nagiego,

Zaczyna jęczeć i przekleństwa miotać

Na tych, co brata obnażyli ciało.

I wnet przynosi garść suchego piasku,

A potem z wiadra, co dźwiga na głowie,

Potrójnym płynem martwe skrapia zwłoki*

My więc rzucimy się na nią i dziewkę

Chwytamy, ona zaś nic się nie lęka.

Badamy dawne i świeże jej winy,

Ona zaś żadnej nie zaprzecza zbrodni;

Co dla mnie miłym, lecz i przykrym było,

Bo że z opałów sam się wydostałem,

Było mi słodkie, lecz żem w nie pogrążył

Znajomych, przykre. Chociaż ostatecznie,

Skorom ja cały, resztę lekko ważę.

* Potrójnym płynem martwe skrapia zwłoki ciało mieszaniną wina, mleka i oliwy.

KREON

Lecz ty, co głowę tak skłaniasz ku ziemi,

Mów, czy to prawda, czy donos kłamliwy?

ANTYGONA

Jam to spełniła, zaprzeczyć nie myślę.

KREON

(do STRAŻNIKA)

Ty więc się wynoś, gdzie ci się podoba,

Wolny od winy i ciężkich podejrzeń.

(STRAŻNIK odchodzi)

A ty odpowiedz mi teraz w dwóch słowach,

Czyżeś wiedziała o moim zakazie?

ANTYGONA

Wiedziałam dobrze. Wszakże nie był tajny.

KREON

I śmiałaś wbrew tym stanowieniom działać?

ANTYGONA

Nie Zeus przecież obwieścił to prawo,

Ni wola Diki*, podziemnych bóstw siostry,

Taką ród ludzki związała ustawą.

A nie mniemałam, by ukaz twój ostry

Tyle miał wagi i siły w człowieku,

Aby mógł łamać święte prawa boże,

Które są wieczne i trwają od wieku,

Że ich początku nikt zbadać nie może.

Ja więc nie chciałam ulęknąć się człeka

I za złamanie praw tych kiedyś bogom

Zdawać tam