Strona główna » Dla dzieci i młodzieży » Biały Puchaty Króliczek

Biały Puchaty Króliczek

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-955399-1-6

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Biały Puchaty Króliczek

Biały Puchaty Króliczek” to współczesna baśń, odwracający perspektywę, surrealistyczny sen zwierzęcia, które nie jest w stanie pojąć ludzkiej cywilizacji. Zbrodnie i głupoty ludzkości, siła przyjaźni i sojuszu pomiędzy zupełnie różnymi od siebie istotami. Opowieść z cuchnących kanałów, zaśmieconych ulic i mieszkań kochających puchate stworzenia dziewczynek. Czy jesteś gotowy przejrzeć się w krzywym zwierciadle?

Polecane książki

Dbanie o siebie to nie tylko wizyta u kosmetyczki czy zrobione paznokcie. Osiędbanie w każdym wymiarze jest podstawą, bez której śmiałe kobiece plany i odważne projekty mogą lec w gruzach. Zatroszczenie się o swoje potrzeby jest jak tankowanie paliwa. Tylko z pełnym bakiem możemy pojechać w romantyc...
Powieść kryminalna z mocnym tłem obyczajowym. „Żabeł Trojański” to historia dwóch inteligentów na samym dnie drabiny społecznej. Wygadany Żabeł i ambitny Maryśka zostają wyrobnikami na obczyźnie. Muszą się przystosować nie tylko do walijskich realiów i ciężkiej pracy fizycznej, ale i do stylu życia...
Panchatantra — („pięć traktatów”) to starożytna indyjska kolekcja powiązanych ze sobą bajek zwierzęcych z morałem, cieszących się do dziś w wielu krajach dużym powodzeniem. Opowieści Panchatantry doczekały się również animowanych ekranizacji w wielu językach. IndiaEuroStory wraz z dziećmi z Przedszk...
Dziwolągi heraldyczne. W studium niniejszym obejmujemy tym mianem wszystko to, co w zakresie heraldyki rażąco jest sprzeczne z jej zasadami. Każdy więc słowny (blason) czy piśmienny, z prawami i regułami nauki i sztuki heraldycznej wyraźnie niezgodny opis herbu, każdy graficzny czy plastyczny jego o...
Rodzina Decimy Ross od dawna próbuje bezskutecznie znaleźć kandydata do jej ręki. Kiedy panna Ross kończy dwadzieścia siedem lat i nabywa pełnię praw do majątku, postanawia sama o sobie decydować. Gdy zostaje zaproszona na przyjęcie do znajomych brata, odmawia, spodziewając się kolejnej próby swatan...
Bankowiec Luke de Rossi chce sprzedać dom otrzymany w spadku po krewnym. Dom ma jednak lokatorkę, Beth Jones. Kim ona jest? Prawowitą najemczynią, ścigającą go reporterką, kochanką wuja? Luke szuka odpowiedzi, lecz niespodziewanie dla siebie zaczyna pragnąć Beth......

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Lis W. A. Mikulska

Lis W. A. Mikulska

Biały Puchaty Króliczek

Poznań, 2019

© Wiktoria Mikulska

ISBN 978-83-955399-1-6

Projekt okładki: Marta Fuczyk Ilustracje: Weronika Żołędziowska

Skład: Andrzej Przewoźny

Przygotowanie do druku: BUK Korekta: Ryszard Biberstajn

Wydawca: Wiktoria Mikulska

Druk: Drukarnia Polish Druk

85-758 Bydgoszcz, ul. Przemysłowa 34

Konwersja do epub A3M Agencja Internetowa

Spis treściWSTĘPBiały Puchaty KróliczekOD AUTORAINFORMACJA O AUTORZEPODZIĘKOWANIAPATRONI MEDIALNIWSTĘP

Nieczęsto w literaturze spotykamy teksty utrzymane w konwencji bajki (takiej klasycznej, z upersonifikowanymi zwierzętami), które wymykałyby się okowom utartych schematów.

Tymczasem Wiktoria Mikulska proponuje utwór, jaki takim właśnie stereotypom przeczy. Mamy bowiem tu do czynienia z opowieścią, która wcale nie przedstawia peregrynacji bohatera jako budującej nauki o świecie. Wiedza, jaką zdobywa tytułowy Króliczek, nie prowadzi do wzbogacania jego zasobów chroniących w przyszłości przed przeciwnościami losu. Utwór ten nie ma nic wspólnego z gatunkiem bajki terapeutycznej (którego prekursorką na rynku polskim jest Maria Molicka).

Czymże zatem jest historia Króliczka? Z całą pewnością przynosi ona gorzką wiedzę o nas samych. Wszak emocje i relacje między bohaterami są naszymi. Lęki egzystencjalne, postawy przyjmowane w sytuacjach zagrożenia, zdolność do przyjaźni i poświęcenia – to lustro, w którym czytelnik może się przejrzeć. Ponadto autorka kreując rzeczywistość pokazuje, jak duży wpływ na powolna utratę tożsamości ma zło. Wspomnieć tu wypada finezyjnie sygnalizowany motyw utraty przez Króliczka poszczególnych członów jego imienia.

Byłoby znacznym uproszczeniem traktowanie tej bajki jako propagowanie wegetarianizmu, chociaż czytelnik może również takie uzasadnienie dla dziejów Króliczka odnaleźć. Chodzi tu raczej o szerszą perspektywę widzenia spraw ogólnoludzkich.

Mechanizmy zabiegów o przetrwanie, narodziny przyjaźni i wystawienie jej na ciężką próbę, lęk przed nieznanym i w końcu przed śmiercią – to wszystko problemy bliskie przecież ludzkiej egzystencji.

W takim duchu czytając to opowiadanie dotykamy trudnych spraw związanych z życiem każdego z nas. Śmiem twierdzić, że spraw fundamen- talnych, a zatem najważniejszych.

Ryszard Biberstajn

Biały Puchaty Króliczek

Ludzie śmierdzą.

Ta myśl zawitała w umyśle Białego Puchatego Króliczka, nim jeszcze dobrze poznał człowieka. Zniknęło mu kilka wspomnień. Zupełnie, jakby pewnego dnia obudził się z pięknego snu o Łące. Uciekł mu moment między życiem na zielonej trawie, a turlaniem się wśród trocin. Dosłownie moment.

Nieufnie przyglądał się szklanym ścianom wytyczającym jasne granice nowej „łąki” wyściełanej trocinami, które chłonęły odchody i mocz. Inne króliki zdawały się całkowicie obojętne na fakt, że zostały zamknięte w miejscu, gdzie miały dozowane paskudne jedzenie i zmuszano je do robienia pod siebie. Na ich pyszczkach malowała się słodka niewiedza skropiona tępotą, a nade wszystko Biały Puchaty Króliczek odnosił wrażenie, że ich głowy w środku również są wypełnione trocinami.

Tylko jeden z mieszkańców szklanego więzienia zdawał się mieć między uszami coś więcej, niż komunikaty „jeść” i „spać”. Sędziwy królik o brązowym i gdzieniegdzie łysiejącym futerku pewnego razu zdecydował się spotkać z Białym Puchatym Króliczkiem pyszczkiem w pyszczek.

Zdarzyło się to nieoczekiwanie. Króliczek stał właśnie przy wodopoju i marszcząc nosek oddawał się swojemu ulubionemu zajęciu – obserwowaniu. Stary Sędziwy Królik nie mówiąc nic stanął naprzeciwko niego i przechylił głowę na bok. Spojrzał na Białego Puchatego czarnym okiem, z którego w jednej chwili wylało się tyle współczucia i zrozumienia, jakiego nie oddadzą żadne słowa. Zamarł w bezruchu na moment, do chwili, aż mniejszy królik nie poczuł się niekomfortowo i pokicał dalej.

Scena równie dziwna, na jaką może wyglądać, zapisała się w umyśle Króliczka na zawsze. Wzrok Sędziwego Królika ukazywał jakąś niezrozumiałą dla Króliczka „wyższą prawdę”, tak bolesną i nieodwracalną, że nie dało się jej wypowiedzieć na głos. Jednakże Króliczek kompletnie nic z tego nie rozumiał. Odwrócił pyszczek za sędziwym kicajem i patrzył, jak się oddala.

Po tym zdarzeniu Króliczek wpadł w dekadencki nastrój, przewidując na każdym kroku rychłą śmierć lub koniec świata. Dosłownie w każdym drewnianym wiórze upatrywał nieszczęścia.

Jeszcze niedawno kicał wśród gęstej, zielonej trawy z zaprzyjaźnionymi uszatymi. Słońce głaskało przyjemnie ich puchate grzbiety, a do ich uszu nie docierał żaden podejrzany dźwięk. Serce Króliczka wypełniał żal i tęsknota. Dotykało go poczucie, że nigdy więcej nie poczuje pod łapkami tętniącej życiem ziemi.

Przyszła na niego pora.

Para zimnych i nieczułych dłoni chwyciła go pod boki. Nie zważała na szarpaninę i walkę zwierzątka. Bezdusznie umieściła go w kartonowym pudełku, przez którego drobne otwory widział oddalające się miejsca, o których istnieniu nie wiedział.

Nim przekroczył próg nowego domu, ułożył chyba z dziesięć najczarniejszych scenariuszy, a serce wybijało rytm wyjątkowo mrocznej pieśni, która lada moment mogła się skończyć i rzucić Króliczka w ciemną otchłań.

Gdy otworzono pudełko, by mógł wreszcie ujrzeć światło dzienne, najpierw ogłuszył go krzyk, później zalała fala kwiatkowego różu… A później świat zaczął wirować. I nie przestawał, dopóki jeden z dorosłych nie odebrał rozradowanej dziewczynce królika i upomniał, że to nie jest pluszak i że się boi. Miał rację, Króliczek się bał, ale znacznie mniej, niż w ciemnym kartonie.

Dziewczynka opiekowała się nim troskliwie, spędzała z nim całe dnie, a zwierzątko poczuło się znowu szczęśliwe. Mała ludzka istotka pozwoliła mu wyjść z grobowego nastroju, który dotknął go w nieznanym miejscu. Tym razem czuł, że komuś leżało na sercu jego dobro.

Zdarzało się, że wychodził ze swojego drucianego domku, by pokicać na zupełnie nowym rodzaju „trawy”. Średnio przyjemnej w dotyku, ale czystej. Dziewczynka stawiała wokół niego krąg lalek, przedstawiała mu je. Czesała bardzo delikatnie jego milutkie futerko, przyczepiała różnokolorowe kokardy, karmiła krojoną marchewką. Ze zmętniałej tafli jednego z plastikowych zwierciadełek spoglądał na niego wyjątkowo puchaty i idealnie bielutki królik. Wyglądał na szczęśliwego, chociaż nieco wymęczonego zabawą. Dodatkowo uważał, że mała istotka miała wyjątkowo dobry gust, jeśli chodzi o dobór kokardek.

Nigdy nie próbował uciec. Wierzył, że będzie w tym miejscu szczęśliwy. Nawet jeśli łapki dziecka były często spocone i klejące, to przyjemnie głaskały jego futerko.

Każdego ranka dziewczynka stawała przed komodą z klatką Króliczka, by powiedzieć mu „dzień dobry” i każdego wieczoru żegnała się z nim, mówiąc „dobranoc”. Swoim zwyczajem wkładała maleńką rączkę do klatki, by pogłaskać grzbiet zwierzątka.

Z czasem dziewczynka odwiedzała Króliczka coraz rzadziej. Na początku tego nie dostrzegał, dopóki nie zobaczył, że mała istotka przychodziła i tylko przyglądała mu się przez stalowe kraty. Skąd mógł wiedzieć, że jego puchate futerko robiło jej krzywdę. Dla niej był gotów się go wyrzec. Na co komu futro, gdy nie ma się miłości?

Jednak rodzice dziewczynki tego nie rozumieli. Postanowili przenieść go w nowe, „lepsze” miejsce, jak go zapewniano, choć nigdy później nie dano mu się rozkoszować słodyczą niewinnej, dziecięcej miłości.

Trafił do szkoły, do sali biologicznej, gdzie dzieci co przerwę przychodziły, by dotknąć jego milutkie futerko. Niby miał miłości aż nadto, chociaż nigdy nie czuł się taki obserwowany i męczony jak wtedy. Wpierw było to dość sympatyczne uczucie, ale gdy powtarzało się co czterdzieści pięć minut, po osiem razy dziennie, pięć dni w tygodniu, to Króliczek miał dość. Gdy tylko rozbrzmiewał dzwonek, wciskał się w najdalszy róg klatki i, nerwowo marszcząc nosek, starał się przeczekać. Na nic się to zdało, gdyż dzieci otwierały drzwiczki i bez problemu dopadały klejącymi się i brudnymi łapkami do mięciutkiego i śnieżnobiałego futerka Białego Puchatego Króliczka.

Zwierzątko czuło, jak w środku się wszystko skręca i nie potrafiło opanować drżenia. Po raz pierwszy spotkało się ze Strachem; nie jakąś poślednią obawą, ale okropnym przerażeniem, które za cel obrało sobie zamrożenie Króliczka od środka i wytarmoszenie jego puszystego futerka.

Znajomość ze Strachem nie układała się najlepiej. Biały Puchaty Króliczek coraz częściej wyrzucał mu negatywne nawyki, na czym on szczególnie cierpiał. Odejmował mu jedzenie z ust i nie pozwalał po nocach spać, aż w końcu sprowadził na niego chorobę.

Szczęśliwie mądra Nauczycielka spostrzegłszy, że z ich klasowym pupilkiem dzieje się coś złego, zdecydowała, że weźmie zwierzątko do siebie do domu.

Opiekowała się nim czule. Na rękach zaniosła do łazienki i posadziła w lodowatej umywalce, z której Biały Puchaty Króliczek mógł spojrzeć na lustro. Spojrzał w nie i… spoglądał na niego inny Królik! To nie był ten sam Biały Puchaty Króliczek.

Zwierzątko otrząsnęło się z dotychczasowej nostalgii i ospałości. Widok swojego własnego odbicia, jako szkaradnego, poplamionego różnymi substancjami, atramentem i farbkami, sprawiło, że Króliczek stracił jedno ze swoich imion.

— Puchaty Króliczek — powiedział gorzko o krok od ataku histerii.

Czy ktokolwiek widział płaczącego królika? Nie mógł rozpaczać przy kobiecie. Nauczycielka nalała dla niego miseczkę wody, dodała odrobinę płynu dla psów i delikatnie umieściła w niej spłoszone zwierzątko.

Króliczek wierzgnął, rozchlapując wodę dookoła. Nigdy w życiu nie widział tyle wody, do tego ta piana… Przecież jego futerko było już w wystarczająco opłakanym stanie. Kobieta się zaśmiała i chwyciła jego tylne łapki, by bezpiecznie umieścić w misce.

Skulił się, chcąc nagle się skurczyć i zniknąć. Siedział sztywno, udając, że go tutaj wcale nie było i skrywał w swoim małym i przerażonym serduszku nadzieję, że kobieta zostawi go w spokoju. Ale Nauczycielka miała swój cel i zaczęła mięciutką gąbeczką wycierać jego futerko. Nagle podniósł głowę zaskoczony i wyprostował uszy. Czy mu się zdawało, czy właśnie ten człowiek próbował pomóc mu odzyskać imię?

Pozwolił dokładnie się umyć i wytrzeć, lecz gdy znów spojrzał w lustro, zrozumiał, że nic nie mogło zmyć tej plamy. Pomimo wszelkich starań tej dobrej kobiety, wciąż pozostawał tylko Puchatym Króliczkiem.

Wcale nie uważał, że to próżne z jego strony. Obawiał się pospolitości. Dla ludzi norma jest po prostu normą. Dla królika norma jest równoznaczna z utratą tożsamości. Nawet człowiek byłby przygnębiony faktem, że ktoś odebrał mu imię, jego imię. Coś, co mogło go wyróżniać na tle innych królików, skoro wyglądem były niemal jednakowe. Co się stanie, gdy zostanie całkowicie bezimienny?

Strach po raz kolejny zawitał nocą, ale wyjątkowo krótko, by nie pojawić się na długo potem. Jakby chciał przybyć i poinformować Puchatego Króliczka o wyjeździe na wakacje. Zwierzątko wreszcie mogło odetchnąć pełną piersią i rozkoszować się cudowną i chrupką marchewką podawaną przez nową opiekunkę. Ach… co to był za cudowny smak! Twarde, ale jędrne warzywo, rozpadające się na maleńkie kawałeczki pod wpływem nacisku króliczych siekaczy. Potem orzeźwiający i słodki smak rozdrobnionych marchewkowych granulek i lekka goryczka towarzysząca zjadaniu środka korzenia.

Pomimo cudownego i kleistego szczęścia, które zaznał w domu nauczycielki, wciąż czuł niepokój. Dopiero stawiał pierwsze kroki w prawdziwym życiu, które już nauczyło go swoich kaprysów. Pomimo że Strach nie pojawiał się od wielu dni, to serce zwierzątka przepełniał niepokój i oczekiwanie, aż on wróci. Króliczkowi zdawało się, że wiedział to równie dobrze, jak Sędziwy Królik, którego poznał w sklepie zoologicznym. Jego współczujące spojrzenie przychodziło co noc, jakby ostrzegając, by Króliczek nie stracił czujności.

Nauczycielka podniosła klatkę ze zwierzątkiem i postawiła ją na okrągłym stoliku w salonie, między zielonymi fotelami. Na jednym z nich siedział człowiek, którego fetoru Puchaty Króliczek jeszcze nie znał.

— Oto on — zaanonsowała Nauczycielka i wskazała ręką na klatkę.

Króliczek od razu wyczuł kłopoty. Nie przepadał za zmianami, zwłaszcza że różnie się kończyły.

Mężczyzna oparł łokcie o kolana, by spojrzeć na struchlałe zwierzątko, po czym otworzył klatkę. Króliczek na moment przestał oddychać, gdy Obcy chwycił go za skórę na grzbiecie i usadowił na kolanach. Puchaty nie ruszał się, tylko nerwowo poruszał noskiem, cały się zjeżył i tylko czekał na odpowiednią okazję, by czmychnąć.

Nowy człowiek nie zamierzał zrobić mu krzywdy. Zaczął głaskać Puchatego Króliczka po jego miękkim futerku wielką i szorstką w dotyku dłonią. Zwierzątko czuło neutralny stosunek do tej czynności: nie potrafiło jej określić jako przyjemnej lub nieprzyjemnej. Wciąż gotów do ucieczki, ale myśl o niej przestała być tak natarczywa.

— Postaram się znaleźć mu dobry dom — powiedział Obcy i odłożył Króliczka do jego klatki.

Króliczek podskoczył kilka razy, rozsypując trociny naokoło. Już zapomniał, jaka w dotyku jest prawdziwa trawa.

Jednym okiem spoglądał na Nauczycielkę i Obcego jak na spiskowców.

Nauczycielka znowu podniosła klatkę. Puchaty odetchnął z ulgą, lecz zrazu zmienił zdanie, gdy Nauczycielka podała druciany pokoik Króliczka Obcemu. Pożegnała się z mężczyzną w drzwiach i pomachała zwierzątku na pożegnanie.

— Czekaj! Gdzie idziemy? Znowu w „Lepsze Miejsce”? — zawołał Króliczek, ale Nauczycielka już zamknęła drzwi, a Obcy zaczął właśnie schodzić po schodach, niemiłosiernie trzęsąc klatką.

Zwierzątku żal byłoby zwrócić być może ostatnią prawdziwą marchewkę i z trudem utrzymywał ją w żołądku. Odetchnąć mógł dopiero, gdy Obcy posadził go na przednim siedzeniu, obok miejsca kierowcy.

Króliczek przyglądał mu się oskarżycielskim spojrzeniem.

— Dlaczego mnie stamtąd zabrałeś? Po co jestem ci potrzebny? Dokąd jedziesz? Zawracaj! Ja chcę wrócić do domu! — wołał Króliczek, ale mężczyzna zdawał się go ignorować.

Obcy uruchomił maszynę, która zamruczała niecierpliwie, gotowa do pędu. Króliczek uderzył grzbietem o ścianę klatki, po raz kolejny będąc skonsternowany. Tak jak nie przepadał za nowościami i nie pokazywały się długo na horyzoncie, tak wtedy pojawiły się chmarą.

Ogromna maszyna poruszała się gładko, niemal jak sama Ziemia, w taki sposób, że Króliczek ledwo odczuwał jej ruch, chyba że Obcy hamował lub skręcał.

Nieoczekiwanie mruczenie silnika rozdarł zdecydowanie zbyt głośny i irytujący dźwięk, zbliżony do dzwonka w szkole. Puchaty wierzgnął na drugi koniec klatki, omal jej nie przewracając i tak jak miał w zwyczaju, będąc w sali biologicznej, wcisnął się w najdalszy jej kąt.

— Halo? — Mężczyzna podniósł przedmiot, który wydał z siebie tę okropną melodyjkę. — Tak, już wracam. Powiedz Amelii, że mam dla niej niespodziankę… Co?

Obcy nie dowiedział się już, o co chodziło. Z oddali dobiegł głośny ryk innego samochodu. Obcy odrzucił telefon i szarpnął za kierownicę, starając się ominąć przeszkodę. Potem krzyknął głośno i zasłonił obiema rękami głowę.

Wszystko działo się tak błyskawicznie, że Króliczek nie był w stanie wszystkiego zarejestrować. Niewidzialna siła rzuciła jego klatką do przodu i obsypała stłuczonym szkłem. Samochód wywrócił się na bok. Gaśnica leżąca nieopodal, wgniotła się w klatkę omal nie miażdżąc zwierzątka. Gdy okropny huk i krzyk ludzi ucichł, zwierzątko postanowiło sprawdzić, co się wydarzyło.

Przecisnął się między wygiętymi prętami klatki i spojrzał na Obcego. Leżał z głową pokrytą świeżą krwią, opartą bezładnie na kierownicy. Nie ruszał się. W chwilach, gdy świat wydawał się Króliczkowi znany i monotonny,

Los płatał mu kolejnego figla, jakby chciał mu udowodnić, jak mało Puchaty wiedział. Za każdym razem, gdy sytuacja wyglądała na najgorszą z możliwych, Los pokazywał mu, że stać go na więcej.

Jedyne, co można ludziom oddać, to fakt, że potrafią się solidaryzować. Wyglądali, jakby żyli w stadzie, choć każdy chciał przekazać innym osobnikom swą odrębność i wyjątkowość, stając się przez to również częścią tego schematu. Wspierać się potrafili tylko w obliczu Śmierci i Strachu, toteż zajęli się ciałem Obcego. Podnieśli samochód do normalnej pozycji. Zabrali Króliczka.

Ogarniało go