Strona główna » Dla dzieci i młodzieży » Chłopak w sukience

Chłopak w sukience

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-62745-19-7

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Chłopak w sukience

Masz szlaban. Siedzisz w domu, a reprezentacja szkoły właśnie przegrywa najważniejszy mecz.

Dlaczego? Bo dyrektor wyrzucił najlepszego napastnika.

 

Ciebie!

Wiem, cała afera to miał być tylko żart. Teraz już nic nie możesz zrobić.

 

Ale twoja drużyna – tak! Przecież was wszystkich nie skreśli z listy uczniów.

Zostało tylko i aż czterdzieści pięć minut!

 

Pierwszy gol za przyjaźń!

Drugi za lojalność!

 

Trzeci za tolerancję!

Polecane książki

Jak powstało nasze państwo? Jak było rządzone? Jak zmieniało się przez wieki? Czy zmieniało się na lepsze czy gorsze? Jaką odegrało rolę w rozwoju cywilizacji europejskiej?Może się wydawać, że historycy po wielokroć odpowiedzieli już na te i podobne pytania. Wszystkich jednak, którzy tak myślą, ten ...
Książka zawiera treści o tematyce judeochrześcijańskiej, mogące obrażać uczucia religijne i estetyczne niektórych osób. Jeśli jesteś jedną z nich nie czytaj jej.Czy zastanawialiście się Państwo nad religią chrześcijańską? Nad jej genezą i skutkiem na religie rodzime (sądy boże, inkwizycje, wyprawy k...
Opowiadanie oparte na motywach scenariusza serialu „07 zgłoś się”. Z pewnością przypomni przygody przystojnego porucznika Borewicza, przed którym drżał świat przestępczy PRL-u....
Za motto powieści dla dorastających nastolatek mogą posłużyć słowa  wypowiedziane w lecznicy dla zwierząt przez weterynarza: "Ukochane przez nas istotki dostarczają nam nie tylko przyjemności, ale i przysparzają nieraz sporo obowiązków. Dla naszej wygody byłoby nieludzkie próbowanie uwolnienie s...
Pierwszy tom Historii zimnej wojny skupia się na genezie oraz pierwszych latach konfliktu. W pierwszej wszechstronnej, historycznej analizie tego okresu dziejów zespół czołowych naukowców pokazuje, jak zimna wojna wyewoluowała z geopolitycznego, ideologicznego, gospodarczego i społeczno-politycz...
Irlandka Rose O’Malley bardzo potrzebuje pieniędzy. Godzi się wziąć udział w intrydze swojej pracodawczyni, która obiecuje jej pomóc, jeśli Rose uwiedzie jej wnuka, milionera Zaca Valentiego. Rose nie wierzy, że uda jej się zwrócić na siebie uwagę najatrakcyjniejszego mężc...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa David Walliams

Strona redakcyjna

Originally published by HarperCollins Publishers under
the title

”The Boy In The Dress”.

Text copyright © David Walliams 2008

Illustrations copyright © Quentin Blake 2008

David Walliams and Quentin Blake assert the moral
right to be identified as the author and illustrator of this work.

Copyright © for the Polish Edition by Dom Wydawniczy
MAŁA KURKA,

Piastów 2015

Copyright © for the Polish translation by Karolina
Zaremba

Wydanie pierwsze, marzec 2015

Korekta:

Małgorzata Majewska

Skład i łamanie:

Trevo, Grażyna Martins

Przygotowanie do druku okładki i stron tytułowych:

Czartart, Magdalena Muszyńska, Izabela Surdykowska-Jurek

Druk i oprawa: Opolgraf S.A.

www.opolgraf.com.pl

Wydawca:

Dom Wydawniczy MAŁA KURKA

wydawnictwo@malakurka.pl

www.malakurka.pl

ISBN 978-83-62745-19-7

Publikację elektroniczną przygotował:

Dla Eddiego,

za ogromną radość, którą
nam dał

1. Żadnego przytulania

1

Żadnego przytulania

Dennis był inny.

Kiedy spoglądał w lustro, widział zwyczajnego
dwunastoletniego chłopca. Ale czuł się inny — jego myśli przepełniały
kolory i poezja, chociaż życie bywało nudne.

Historia, którą ci opowiem, zaczyna się właśnie tutaj,
w zwyczajnym domu Dennisa, przy zwyczajnej ulicy i w zwyczajnym mieście.
Jego dom był taki sam jak wszystkie dookoła. Jeden miał podwójne szyby w
oknach, drugi nie. Inny miał żwirowy podjazd, a kolejny ścieżki w
esy-floresy. Na jednym z podjazdów zaparkowano vauxhalla[1] cavaliera, a
przy innym vauxhalla astrę. Ale minimalne różnice tylko podkreślały
monotonię otoczenia.

Było tak normalnie, że musiało się wreszcie zdarzyć
coś niezwykłego.

Dennis mieszkał z tatą (a że mówił do niego po prostu
„Tato”, to i ja będę go tak nazywał) oraz ze starszym bratem,
czternastoletnim Johnem. Dennisa drażniło to, że jego brat zawsze będzie
od niego o dwa lata starszy, a do tego większy i silniejszy.

Mama chłopców odeszła z domu kilka lat wcześniej.
Zanim to się stało, Dennis często wymykał się ze swojego pokoju, siadał na
schodach i słuchał, jak Mama i Tata krzyczą na siebie, aż któregoś dnia
krzyki ucichły.

Mamy już nie było.

Tata zabronił synom o niej wspominać. A wkrótce po
tym, jak ich opuściła, obszedł cały dom, zdjął ze ścian wszystkie jej
zdjęcia i spalił w wielkim ognisku.

Dennisowi udało się uratować tylko jedno. Samotna
fotografia umknęła przed płomieniami, bo

tańcząc na falach gorącego powietrza, w kłębach dymu
opadła na żywopłot.

Chłopiec ukradkiem zabrał zdjęcie, gdy zapadł
zmierzch. Z początku serce mu zadrżało, kiedy zobaczył nadpalone i
poczerniałe brzegi, ale w blasku światła przekonał się, że wizerunek
pozostał jasny i wyraźny. Zdjęcie przedstawiało radosną scenę: młodszych
Johna i Dennisa wraz z Mamą na plaży. Mama ubrana była w żółtą sukienkę w
kwiaty. Dennis uwielbiał tę sukienkę, miękką w dotyku, pełną barw i życia.
Kiedy Mama ją zakładała, wiadomo było, że nadeszło lato.

Gdy ich porzuciła, na dworze też było ciepło, ale w
ich domu już nigdy nie nastało prawdziwe lato.

Na fotografii chłopcy mieli na sobie kąpielówki, a w
rękach trzymali lody waniliowe, którymi usmarowane były ich rozpromienione
buzie. Dennis nosił to zdjęcie w kieszeni i codziennie po kryjomu na nie
spoglądał. A chociaż jego Mama uśmiechała się tam raczej niepewnie,
wyglądała tak pięknie, że za każdym razem czuł w sercu bolesne ukłucie.
Wpatrywał się w nie godzinami, usiłując wyobrazić sobie, co mogła myśleć w
chwili, gdy pstryknęła migawka.

Po odejściu Mamy Tata rzadko się odzywał, a kiedy już,
to przeważnie krzyczał. Dlatego skończyło się na tym, że Dennis ciągle
siedział przed telewizorem. Najbardziej podobał mu się talk-show „Rozmowy
z Trishą”, wręcz go uwielbiał. Na przykład odcinek o ludziach chorych na
depresję — dzięki niemu zdiagnozował u Taty wyraźne objawy. W „Rozmowach z
Trishą” zwykli ludzie mogli opowiadać o swoich problemach albo zwymyślać
krewnych, a nad wszystkim czuwała poczciwie wyglądająca, ale surowa w
opiniach kobieta o imieniu — a jakżeby inaczej — Trisha.

Przez pewien czas Dennis sądził, że życie bez Mamy
będzie swego rodzaju przygodą. Będzie późno chodził spać, jadł żarcie na
wynos i oglądał głupawe seriale komediowe. Jednak kiedy dni zmieniły się w
tygodnie, tygodnie w miesiące, a miesiące w lata, zdał sobie sprawę, że to
żadna przygoda.

Było po prostu smutno.

Dennis kochał Johna, a John kochał Dennisa, ale
głównie dlatego, że nie mieli wyboru — byli braćmi. John często wystawiał
tę miłość na próbę, robiąc rzeczy, które wydawały mu się zabawne, jak na
przykład siadanie Dennisowi na twarzy i pierdzenie. Gdyby pierdzenie
należało do sportów olimpijskich (nie jest nim w chwili, kiedy to piszę, a
szkoda) zdobyłby niejeden złoty medal i prawdopodobnie otrzymałby od
królowej tytuł szlachecki.

A może sądziłeś, Czytelniku, że po odejściu Mamy
bracia staną się sobie bliżsi?

Niestety, to ich jedynie poróżniło.

W przeciwieństwie do Dennisa, Johna trawił cichy gniew
na matkę za to, że ich zostawiła i zgadzał się z Tatą, że najlepiej nigdy
więcej o niej nie wspominać. To była jedna z ich wielu domowych zasad:

Żadnych rozmów o Mamie.

Żadnego płaczu.

A co najgorsze — żadnego przytulania.

Z kolei Dennisa dręczył żal. Czasem tęsknił za Mamą
tak bardzo, że nocą płakał do poduszki. Starał się łkać najciszej jak się
dało, bo dzielił z bratem pokój i nie chciał, żeby John go usłyszał.

Ale którejś nocy Johna zbudził szloch.

— Dennis? Dennis? Czemu beczysz? — zawołał John
ze swojego łóżka.

— Nie wiem. Ja tylko… po prostu chciałbym, żeby
Mama z nami była i w ogóle — odpowiedział Dennis.

— No to nie rycz, bo jej nie ma i nie wróci.

— Tego nie wiesz…

— Ona już nigdy nie wróci. A teraz przestań się
mazać. Płaczą tylko dziewczyny.

Tyle że Dennis NIE POTRAFIŁ
przestać płakać. Ból raz po raz zalewał go falami, niemal topiąc w morzu
łez. Ale nie chciał denerwować brata, więc tylko pochlipywał cichuteńko.

A teraz pewnie spytasz, niby dlaczego Dennis był inny.
Przecież to chłopiec ze zwyczajnego domu, przy zwyczajnej ulicy, w
zwyczajnym mieście.

Tego ci jeszcze nie powiem, ale tytuł książki trochę
to podpowiada…

2. Gruby Tata

2

Gruby Tata

Tata Dennisa podskoczył i
krzyknął z radości, a potem mocno objął syna.

— Dwa do zera! — powiedział. — Pokazaliśmy im, co nie,
synu?

Wiem, wiem, mówiłem, że w tym domu uściski były
zabronione, ale tym razem to co innego.

Tu chodziło o piłkę nożną.

W rodzinie Dennisa łatwiej rozmawiało się o futbolu
niż o uczuciach. Wszyscy trzej kochali piłkę nożną i dzielili wzloty i
(znacznie częstsze) upadki wynikające z kibicowania miejscowej
trzecioligowej drużynie.

Ale gwizdek sędziego oznajmiający koniec meczu
sygnalizował również, że kategoryczny zakaz wymiany uścisków znowu
obowiązuje.

A Dennis tęsknił za przytulaniem. Mama zawsze go
przytulała. Była tak ciepła i delikatna, że uwielbiał jej objęcia.
Większość dzieci nie może się doczekać, kiedy dorosną i wreszcie będą
większe, ale Dennisowi brakowało bycia maluchem tulonym przez Mamę. To w
jej ramionach czuł się naprawdę bezpiecznie.

Wielka szkoda, że Tata prawie nigdy Dennisa nie
przytulał. Pulchne osoby są do tego stworzone, tak przyjemnie miękkie, jak
duża wygodna kanapa.

Ach, prawda, chyba zapomniałem wspomnieć — Tata był
gruby.

Naprawdę grubaśny.

Pracował jako kierowca tira. Długie godziny spędzone
za kółkiem robiły swoje. Rozprostowywał nogi, tylko kiedy wpadał wypić
kawę na stacji benzynowej oraz zjeść dowolną kombinację jaj, kiełbasy,
bekonu, fasoli i frytek.

Czasami, po śniadaniu, Tata zjadał sobie jeszcze dwie
paczki chipsów. Po odejściu Mamy pęczniał coraz bardziej. Dennis widział
kiedyś odcinek „Rozmów z Trishą” o mężczyźnie imieniem Barry, który utył
tak bardzo, że nie był w stanie sięgnąć papierem toaletowym do własnego
zadka. Zapoznawszy się z jego codziennym jadłospisem, zgromadzona w studiu
widownia wydawała z siebie pełne zgrozy, ale i radosnej fascynacji, ochy i
achy. A potem Trisha spytała: „Barry, czy to, że musisz wołać mamę lub
tatę do pomocy przy… podcieraniu się… nie motywuje cię do tego, żeby
spróbować zrzucić zbędne kilogramy?”. Na co Barry z uśmieszkiem
odpowiedział: „Ale ja kocham jeść”.

Trisha uświadomiła Barry’emu, że „zajadał stres”. Była
dobra w tego typu sformułowaniach. W końcu sama niejedno w życiu przeżyła.
Barry rozpłakał się pod koniec wywiadu, a gdy pojawiły się napisy końcowe,
prezenterka uśmiechnęła się smutno i usiłowała go przytulić. Tyle że
trudno

było go objąć, bo rozmiarem przypominał parterowy
domek.

Dennis zastanawiał się, czy i jego Tata zajadał stres,
gdy dokładał sobie przy śniadaniu kolejne porcje kiełbasy lub kromki
chleba, żeby — jak mówiła Trisha — „zapełnić trawiącą go od środka
pustkę”. Ale nie ośmielił się zdradzić ojcu tej teorii. Tacie i tak nie bardzo podobało się, że Dennis
ogląda talk-show. Uważał, że „to przecież dla dziewczyn”.

Dennis zaś marzył, by któregoś dnia powstał odcinek
„Rozmów z Trishą” zatytułowany „Pierdnięcia mojego brata śmierdzą jak nie
wiem co” albo „Mój tata jest uzależniony od ciasteczek

HobNob z czekoladą”. (Codziennie po powrocie z pracy
Tata zjadał całą paczkę tych zniewalających herbatników).

Dlatego kiedy Dennis i John grali z ojcem w piłkę, Tata zawsze stawał na bramce — taki był
gruby. Podobał mu się ten układ, bo nie musiał się za dużo ruszać. Bramkę
wyznaczały ustawione do góry dnem wiadro i pusta beczka po piwie, pozostałość dawno już zapomnianego
grillowania, które urządzali sobie, kiedy jeszcze mieszkała z nimi Mama.

Bez niej już nie grillowali. Teraz były tylko kiełbasy
w cieście z pobliskiego baru albo płatki z mlekiem, nie tylko w porze
śniadaniowej.

W rodzinnej grze w piłkę Dennisowi najbardziej
podobało się to, że nie miał sobie równych. Brat był od niego dwa lata
starszy, ale Dennis bez problemu biegał wokół niego po ogrodzie,
dryblował, atakował i trafiał do bramki z mistrzowską wprawą. A trafić do
bramki, której bronił Tata, to nie lada SZTUKA. Nie
dlatego że Tata był dobrym bramkarzem, tylko dlatego, że był taki WIELKI…

W niedzielne poranki Dennis grywał w miejscowym klubie
piłkarskim. Śnił o tym, żeby zostać zawodowym piłkarzem, ale przestał tam
chodzić po tym, jak rodzice się rozeszli. To Mama zawsze podwoziła go na
treningi. Tata nie mógł go zabierać, bo nieustannie objeżdżał kraj wzdłuż
i wszerz swoją ciężarówką, żeby jakoś związać koniec z końcem.

Dlatego marzenie chłopca rozwiało się jak poranna
mgła.

Dennis grał za to w nogę w szkolnej drużynie i był ich
najlepszym… snajperem?

Wybacz, Czytelniku, ale muszę to sprawdzić.

A, NAPASTNIKIEM.

Tak, Dennis był najlepszym napastnikiem i zdobywał dla
szkoły ponad milion bramek rocznie.

Jeszcze raz cię przepraszam, drogi Czytelniku, ale nie
znam się na piłce nożnej, więc może milion to jednak trochę za dużo.
Tysiąc? Sto? Dwie?

Tak czy owak, strzelał ich mnóstwo.

Dlatego inni zawodnicy bardzo go lubili. Wszyscy z
wyjątkiem kapitana drużyny, Garetha, który wypominał Dennisowi każdy nawet
najmniejszy błąd. Dennis przypuszczał, że Gareth zazdrościł mu talentu.
Był jednym z tych chłopaków, którzy są dziwnie wyrośnięci jak na swój
wiek. Właściwie nikogo nie zdziwiłoby, gdyby okazało się, że tak naprawdę
jest o kilka lat starszy od reszty klasy, bo parę razy nie zdał.

Któregoś razu Dennis nie poszedł do szkoły w dniu
meczu, bo dopadło go paskudne przeziębienie. Kończył właśnie oglądać
„Rozmowy z Trishą”, fascynujący odcinek o kobiecie, która odkryła, że
romansowała z własnym mężem. Miał zamiar podgrzać sobie trochę pomidorówki
i obejrzeć drugi ulubiony program „Oczami kobiet”, w którym grupa
gniewnych pań rozprawiała o najważniejszych tematach dnia — takich jak
diety i legginsy.

Ale gdy tylko zabrzmiała czołówka, ktoś zapukał do
drzwi. Dennis wstał niechętnie, żeby otworzyć. To był Darvesh, jego
najlepszy kumpel ze szkoły.

— Dennis, potrzebujemy cię, koniecznie musisz
dzisiaj zagrać — błagał Darvesh.

— Przykro mi, Darvesh, ale źle się czuję. Nie
mogę przestać kichać i kaszleć. Aaaaaaapsik! Sam widzisz — odparł Dennis.

— Ale dziś są ćwierćfinały. Do tej pory za każdym
razem odpadaliśmy w ćwierćfinałach. Proszę cię.

Dennis znowu kichnął.

— Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa

pppppppppssssssssss

iiiiiiiiiiiiiiiikkk!

To było tak potężne kichnięcie, że myślał, że wywinie
go na lewą stronę.

— No, błagam cięęęę — powtórzył z nadzieją
Darvesh, ukradkiem ścierając z krawata odrobinę zbłąkanych smarków
Dennisa.

— No dobra, postaram się. — Dennis zakaszlał.

— Super! — zawołał Darvesh, jakby już wygrali.

Dennis przełknął kilka łyków zupy, złapał strój i
wybiegł z domu. Na zewnątrz czekała mama Darvesha w czerwonej fieście, z
włączonym silnikiem. Pracowała jako kasjerka

w sklepie sieci Sainsbury’s, ale jej życie kręciło się
wokół meczów piłki nożnej, w których grał ukochany syn. Rozpierała ją duma
tak wielka, że chłopak za każdym razem aż wił się z zakłopotania.

— Całe szczęście, że się zgodziłeś, Dennisie! —
powiedziała, kiedy wgramolił się na tylne siedzenie. — Drużyna cię
potrzebuje w tak ważnym meczu. To bez wątpienia najważniejszy mecz sezonu!

— Mamo, jedź już, proszę! — ponaglił Darvesh.

— W porządku! Jedziemy! Nie tym tonem, Darveshu!
— oznajmiła, udając, że jest bardziej rozgniewana niż była naprawdę.
Wcisnęła pedał gazu i samochód niepewnie ruszył w stronę szkolnego boiska.

— A jednak postanowiłeś się pojawić, co? — warknął
Gareth, kiedy dojechali na miejsce. Nie tylko był od wszystkich większy,
miał też niższy głos i niepokojąco bujne owłosienie, jak na chłopca w jego
wieku.

Pod prysznicem przypominał wielką włochatą małpę.

— Wybacz, Gareth, źle się czułem. Mam straszny…

Zanim Dennis zdążył powiedzieć „katar”, kichnął
jeszcze gwałtowniej niż poprzednio.

— Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa

a

ppppppppppppppppppppppppppp

ssssssssssssssssssssssssssss

ssssssssssssss

iiiiiiiiiiiiiiiiiiiii

iiiiiiiiiiiiiiiikkkkkkkkk!

— Sorka, Gareth — powiedział Dennis i starł mu
chusteczką gluty z ucha.

— Zacznijmy wreszcie mecz — rzucił Gareth.

Osłabiony chorobą Dennis wybiegł z drużyną na boisko, nie przestając kaszleć i prychać.

— Powodzenia, chłopcy! Niech szczęście sprzyja
mojemu synowi, Darveshowi, i oczywiście jego przyjacielowi, Dennisowi!
Odnieśmy zwycięstwo dla naszej szkoły! — krzyczała mama Darvesha zza
linii bocznej boiska.

— Moja mama robi nam taką siarę — mruknął
Darvesh.

— Coś ty, to fajnie, że przychodzi na mecze —
skomentował Dennis. — Mój Tata nigdy żadnego nie widział.

— Proszę, strzel nam dziś ładną bramkę, synku! —
Usłyszeli chłopcy.

— No może faktycznie robi TROCHĘ siary — zgodził się Dennis.

Tego