Strona główna » Religia i duchowość » Czterej jeźdźcy Apokalipsy

Czterej jeźdźcy Apokalipsy

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 9788361710738

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Czterej jeźdźcy Apokalipsy

We wrześniu 2007 w waszyngtońskim mieszkaniu Christophera Hitchensa odbyła się dwugodzinna rozmowa, w której udział obok gospodarza wzięli Richard Dawkins, Sam Harris i Daniel Dennett. Ta dyskusja „Czterech Jeźdźców Apokalipsy”, jak już wówczas nazywali ich dziennikarze, zo-stała nagrana i sfilmowana. Było to pierwsze i jedyne w tym gronie spotkanie czterech autorów, których przetłu-maczone na dziesiątki języków i wydawane w milionowych nakładach książki stały się zarzewiem NOWEGO ATEIZMU.

Nagranie trafiło do Internetu – między innymi na YouTube oraz na witrynę fundacji Richarda Dawkinsa, która je reali-zowała – i miało miliony odsłon.

Dziś po raz pierwszy ta dyskusja, która w niczym nie straciła na aktualności, ukazuje się w druku. Publikacji towarzyszą specjalnie na tę okoliczność przygotowane teksty jej uczestników. Niestety tylko trzech, bo gospodarz spotkania, Christopher Hitchens, umarł na raka w grudniu 2011 roku.

Książka poprzedzona jest wstępem pióra Stephena Fry, znanego brytyjskiego aktora, komika, pisarza i reżysera, a także – o czym już nie wszyscy wiedzą – ateisty.

Polecane książki

„A jednak coś po nas zostało…(nie)zapomniane historie toruńskich zespołów okresu przełomu” to próba ocalenia ze zbiorowej pamięci torunian zespołów, które tworzyły niezwykły koloryt miasta. Nie jest to historia o największych czyli Republice czy zespole Kobranocka. To opowieść o cichych bohaterach, ...
Dalsze losy Niepowszednich. Weles zjawia się w Ferretum jako poseł i rzucając fałszywe oskarżenia, żąda ich wydania. Z pomocą zdrajcy z Kamiennych Kości zrobi wszystko, by nie dowiedli swej niewinności. Czasu ubywa, a nowi sojusznicy Niepowszednich mają własne niepokojące tajemnice....
Amerykanin Don Wallace i jego żona Mindy kupują dom na francuskiej wsi, który okazuje się kompletną ruiną. Nieustanny remont, krach na giełdzie i walka z przeciwnościami sprawiają, że wkrótce ruinę zaczyna przypominać całe ich życie...Bestsellerowa, pełna uroku  opowieść o parze, ...
Fascynująca opowieść o losach rodu Czartoryskich na tle wydarzeń XX w. uporządkowana przez wnuczkę Adama i Jadwigi Czartoryskich Barbarę Caillot-Dubus i historyka Marcina Brzezińskiego, wzbogacona unikatowym materiałem fotograficznym z rodzinnego archiwum. Niesamowita historia pokolenia jednego z wa...
Pionierskie studium języka ideologii panującej w dzisiejszych społeczeństwach kapitalistycznych. Francuski socjolog przekonuje, że zdemaskowanie nowomowy neoliberalnej jest jednym z warunków odrzucenia neoliberalnej polityki....
Nazwiska, adresy, telefony wampirów i wilkołaków... To na pewno nie są informacje, które można przeczytać w gazetach. Na myśl, że mogą wpaść w ręce policji, wilkołakom jeżą się włosy a wampiry bledną jeszcze bardziej o ile to w ogóle możliwe. Na szczęście, pewien przedstawiciel bledszej społeczności...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Richard Dawkins, Daniel C. Dennett, Sam Harris, Christpher Hitchens

Czterej jeźdźcy Apokalipsy

Dyskusja, która wznieciła ateistyczną rewolucję

Dawkins, Dennett, Harris, Hitchens

Wstęp — Stephen Fry

Przekład: Piotr J. Szwajcer

Copyright © 2019 by Center for Inquiry

Przekład: Piotr J. Szwajcer

Copyright © 2019 for this edition

and for Polish translation by Wydawnictwo CiS

Projekt okładki: Studio Gonzo & Co.

na podstawie wydania amerykańskiego.

Na okładce wykorzystano reprodukcję obrazu Wiktora
Wasniecowa

Czterej Jeźdźcy Apokalipsy (1887)

Korekta: zespół

Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kodowanie
w urządzeniach do przetwarzania danych, przesyłanie drogą elektroniczną
(przewodowo i bezprzewodowo), odtwarzanie w jakiejkolwiek formie w
wystąpieniach publicznych w całości lub w części tylko za wyłącznym,
pisemnym zezwoleniem właściciela praw autorskich.

Wydanie I

Stare Groszki 2019

Wydawnictwo CiS

Opoczyńska 2A/5

02-526 Warszawa

e-mail: CiS@CiS.pl

www.cis.pl

ISBN 978-83-61710-30-1

ISBN (e-book) 978-83-61710-73-8

Publikację elektroniczną przygotował:

Dla Hitcha

Stephen Fry

WPROWADZENIE

Czy wierzysz w Boga?

To pytanie nic nie znaczy! W którego boga?
Ganeśę? Ozyrysa? Zeusa? Jehowę? A może w któregoś z tysięcy
animistycznych bogów, do których wciąż modlą się ludzie na całym świecie?

Świetnie! Taki jesteś mądry? Proszę bardzo! No
więc czy wierzysz w

jakiegokolwiek

boga?

Czy wierzę w „jakiegokolwiek boga”?

Sam pomyśl. Rozejrzyj się wokół. Ktoś musiał to
wszystko stworzyć. A zatem musi istnieć jakiś Stwórca. Przecież z niczego
nic nie powstaje. Coś lub ktoś musiało ten proces zainicjować.

Jak widzę, łatwo przychodzi ci używanie takich
pojęć jak „zatem” czy „musiało”. Ale dobrze. Zobaczmy, dokąd nas to
zaprowadzi.

Zatem?

Co zatem?

Czyli zgadzasz się z tym, że musi istnieć jakiś
Stwórca?

Jak dotąd z niczym się nie zgodziłem. Po prostu
śledzę twój tok myślenia. Powiedz mi jednak może, kim jest ów Stwórca,
którego istnienie, jak twierdzisz „musi” wynikać z istnienia świata?

Tego nie potrafię powiedzieć.

A co ważniejsze — kto stworzył Stwórcę?

To po prostu głupie pytanie!

Jak to głupie? Przecież sam powiedziałeś, że z
niczego nic nie powstaje i że ktoś musiał wszystko rozpocząć. Dlaczego tej
samej zasady nie wolno mi zastosować do Stwórcy, o którym mówisz? Zatem
skąd on się wziął?

Ale przecież przyznasz, że nauka nie potrafi
wyjaśnić ani Dobra, ani Miłości, ani Piękna. Czyli musi istnieć…

Jako młodzi ludzie, jeszcze w szkole lub na studiach,
pewnie wszyscy angażowaliśmy się w takie gorące i w sumie zupełnie jałowe
spory, ciągnące się do późna w nocy. Zwykle kończyło się to na polowaniu
na kolejne warstwy stojących na swoich skorupach żółwi i wzajemnych
żądaniach udowodnienia sobie czegoś, czego dowieść się nie da. No i
hektolitrach wina… Doskonale pamiętamy też z takich spotkań skłonność
naszych wierzących rozmówców do zasłaniania się również — nie do końca
kompetentnie — autorytetem nauki: „Przecież fizyka kwantowa dowodzi, że
niczego nie można być pewnym”. Do czego dochodziło jeszcze zwykle: „Poza
tym nauka wciąż nie zna odpowiedzi na najważniejsze pytania. Nie potrafi
nawet wyjaśnić, z czego zbudowany jest Wszechświat. A zresztą to i tak wszystko
tylko teorie!”.

Powszechnie wśród argumentów obrońców wiary pojawiał
się też doskonale znany w logice klasyczny błąd, czyli „argument z
prawdziwego Szkota”. Dziś mogłoby to wyglądać tak:

Nie zaprzeczysz, że od buddystów możemy się
bardzo wiele nauczyć. Udowodniono już, że ta religia ma autentyczne
wartości psychologiczne i poznawcze.

Masz na myśli tych buddyjskich mnichów, którzy
w Mjanmie pomagali birmańskiej armii w etnicznych czystkach. I
uczestniczyli w faktycznym ludobójstwie Rohingya?

To nie byli

prawdziwi

buddyści!

*

Takie spory toczą się nieustannie, pewnie na całym
świecie. No i bardzo dobrze. Czasem idzie na ostro, czasem są nużąco
powtarzalne i jałowe, ale to, że wciąż się w nie angażujemy, nie pozwala
nam zapomnieć, że poruszamy bardzo poważny temat. Że „prawdy”, do których
próbują nas przekonać teiści i rozmaici religianci, są naprawdę ważne w
tym sensie, iż dotyczą spraw fundamentalnych. Istotnych dla każdego, a
przynajmniej dla tak wielu, że chętnych do kłótni nigdy nie zabraknie.
Najwyraźniej, by mieć na temat Boga i religii coś do powiedzenia, nie
trzeba ani studiów, ani lektury dzieł Akwinaty czy Koranu lub Księgi
Mormona (a już na pewno niepotrzebna jest znajomość O powstawaniu gatunków ani
Principia Mathematica).

Z drugiej strony czy nie byłoby, Panie i Panowie,
ciekawie posłuchać, jak taka dyskusja wygląda w wykonaniu czterech osób,
które nie tylko skończyły studia i zdążyły już zrobić (co najmniej)
doktorat, ale i wszystkie wymienione lektury mają w małym palcu. Polecam —
naprawdę serce rośnie i odpalają synapsy. To właśnie daje nam ta książka.
To spotkanie z czterema intelektualistami, którzy przez lata intensywnie
myśleli i brali udział w ciężkich starciach (niewielu ma na koncie tyle
publicznych debat z teistami, co oni. I niewielu było aż tak brutalnie
atakowanych i zwalczanych), a mimo to, jak się za chwilę przekonamy, żaden
z taj czwórki nie stracił ani poczucia humoru, ani wyczucia proporcji.

Kim zatem są owi Czterej Muszkieterowie Umysłu? Czego
chcą od siebie, od nas i od świata? I dlaczego mamy ich wysłuchać?

Pozwólcie, że przedstawię naszych gości (a może raczej
gospodarzy).

SAM
HARRIS (ARAMIS) jest nauronaukowcem, moralistą,
pisarzem i miłośnikiem brazylijskich sztuk walki (jak mi powiedział, znane
są one z tego, że czerpią inspirację z brutalnych metod stosowanych w
ulicznych bijatykach). Ma też za sobą równie intensywny trening w różnych
formach medytacji, co akurat Anglik z mojej sfery uważa za dość
niezrozumiałe i trudno mi to pojąć. Ja nawet słowa „uważność” nie potrafię
wypowiedzieć, nie czerwieniąc się przy tym. Jego najgłośniejsze książki — Koniec wiary i
List do chrześcijańskiego narodu — utorowały mu drogę na listy bestsellerów z kolejnymi
tytułami, a również przysporzyły setki tysięcy widzów serii podcastów
„Waking up”, w których Harris z pasją ukazuje, jak doskonale ma się
moralność i duchowość poza światem religijnego nauczania.

DANIEL
DENNETT (ATOS) jest filozofem. Może nawet
najbardziej znanym spośród współczesnych filozofów. Jeszcze kilka lat temu
coś takiego brzmiały jak najwybitniejszy ekspert od dynamiki płynów albo
karabidologii, ale dożyliśmy czasów, gdy filozofia znów jest cool,
a może raczej hot. W każdym razie znacznie więcej studentów wybiera ten
przedmiot na pierwszym roku, niż to było w nieodległej przeszłości.
Niedawno w magazynie absolwentów University of California Berkeley na
pierwszej stronie znalazł się artykuł zatytułowany Philosophy’s Popularity Soars:
Devotees Find It’s More Than „An Interesting Path to Poverty” (Popularność
filozofii gwałtownie rośnie. Studenci uznali, że to coś więcej niż
„Interesujący sposób na życie w nędzy”).
Profesor Dennett zajmuje się umysłem, biologią ewolucyjną, wolną wolą i
całą masą innych zagadnień. Nie tak dawno jego kolejna książka Odczarowanie. Religia jako
zjawisko naturalne wywołała wielkie poruszenie
w światku uniwersyteckim, ale również wśród intelektualistów, polityków i
oczywiście teistów. Razem z Asbjornem Steglich-Petersenem napisał The Philosophical Lexicon i moim zdaniem już to jedno dzieło zapewniło mu wiekopomną
sławę. Podobnie jak Einstein, Noe i rodzeństwo Kennedych Dennett jest
zamiłowanym żeglarzem.

RICHARD
DAWKINS (D’ARTAGNAN) wprowadził biologię
ewolucyjną i darwinizm na salony i prezentował je kolejnym pokoleniom.
Jego Samolubny gen i
Ślepy zegarmistrz są nieustannie wznawiane i
wciąż inspirują, uczą i bawią. Jako pierwszy objął w Oksfordzie katedrę
Simonyi Professorship for the Public Understanding of Science i był to
wspaniały wybór jej fundatora oraz władz Uniwersytetu. Zyskał światową
sławę „racjonalisty-pasjonata” i „dumnego ateisty”, a przede wszystkim
pogromcy naukowych szarlatanów i oszustów podszywających się pod
naukowców. I nawet przy tym nie stracił poczucia humoru! Jednocześnie nie
zaniedbywał swojej naukowej kariery biologa i etologa. To on wymyślił
termin „mem”, a jego kolejne prace pozwoliły nam znacznie lepiej zrozumieć
nie tylko genetykę, ale i szerszy ewolucyjny kontekst, w jakim geny
funkcjonują, czyli fenotyp. Założona przez niego Richard Dawkins
Foundation for Reason and Science to od lat ważny, globalny ośrodek wolnej
myśli, humanizmu i racjonalizmu.

CHRISTOPHER
HITCHENS (PORTOS) był — wciąż nie mogę
przyzwyczaić się do używania czasu przeszłego, wciąż brak mi Hitcha —
dziennikarzem eseistą, wytrawnym polemistą, wspaniałym dyskutantem,
historykiem polityki, pisarzem i myślicielem. Jego nadnaturalna wręcz
elokwencja, szerokość horyzontów, nieprawdopodobna pamięć i zuchwałość
połączona z wdziękiem uczyniły zeń polemistę, który nie miał sobie
równych. Mamy wielkie szczęście, że to dziecko lat 60. i 70. dożyło czasów
YouTube’a i jego fascynujące potyczki z ludzką głupotą, ignorancją i złem
wciąż żyją w cyberprzestrzeni. I oczywiście na kartach jego niezliczonych
książek, esejów i artykułów.

*

Richard Dawkins wyczerpująco opowiedział w tekście
napisanym do tej książki, jak doszło do spotkania (już nie Trzech
Muszkieterów, a Czterech Jeźdźców) i ich słynnej dyskusji, ale warto
jeszcze do tego kilka rzeczy dodać. Przede wszystkim musimy pamiętać, co
tak naprawdę Jeźdźcom zawdzięczamy. Otóż w dużym stopniu ich zasługą jest
wprowadzenie do debaty publicznej — przynajmniej w świecie anglojęzycznym
— zupełnie nowego języka. Humanizm i sekularyzm istniały w niej od
dłuższego czasu, ale dopiero bohaterowie naszej książki sprawili, że
otwarcie i wprost mogło zostać też wyartykułowane od dawna już (tyle że po
cichu) żywione podejrzenie, iż wszystkich najgorszych aspektów religii —
od kaznodziei-naciągaczy i egzorcystów-uzdrowicieli po religijnie
motywowanych terrorystów i morderców — nie można tak naprawdę oddzielić od
„prawdziwej” wiary. One też przynależą do natury wierzeń religijnych i są
elementem, by tak rzec, esencji wiary. Ten nowy język i nowa perspektywa
pojawiły się w czterech książkach, których wpływu i znaczenia nie sposób
przecenić. Mam tu na myśli oczywiście Koniec wiary
Harrisa, Boga
urojonego Dawkinsa, Odczarowanie
Dennetta i książkę
Bóg nie jest wielki Hitchensa. Wszystkie te
książki ukazały się w pierwszej dekadzie XXI wieku — w Stanach
Zjednoczonych umacniał się wtedy religijny ewangelikalny fundamentalizm, a
już prawie cały świat musiał radzić sobie z morderczym islamskim
dżihadyzmem.

Nawet jednak pomijając specyfikę czasów, wygląda na
to, że cesarz już od dawna paradował na golasa i przyszła pora, by ktoś to
na głos powiedział. Jak łatwo sobie wyobrazić, reakcja była
natychmiastowa. Cała czwórka stała się z dnia na dzień medialnymi
gwiazdami. Zapraszano ich dosłownie wszędzie i proszono o komentarze na
wszelkie możliwe — i niemożliwe — tematy. Cóż, taka dola celebrytów w tych
czasach. Ale jak doskonale wiemy, każda reformacja wywołuje też
kontrreformację i tym razem też taka musiała nastąpić. Religianci
wszystkich godeł i nacji, z których większość nawet się otwarcie
przyznawała, że żadnej z tych czterech książek nigdy nie miała w ręku[1]
,
natychmiast wstąpili na barykady:

Nowy Ateizm to po prostu religia.

Nowi Ateiści sami są fundamentalistami.

Jak oni mają czelność obrażać i ranić ludzi,
dla których religia jest najlepszym, a często jedynym pocieszeniem i
wsparciem?!

Lenin i Stalin wprowadzili ateizm w Związku
Sowieckim i zobaczcie, do czego to doprowadziło.

Takie „oskarżenia” — używam cudzysłowu, bo trudno
takie opinie uznać za argumenty — były do tego podlane sosem moralnego
oburzenia i przedkładane tak, jakby było oczywiste, że automatycznie
oznaczają one, iż cokolwiek Nowy Ateizm ma do powiedzenia, i tak nie jest
warte wysłuchania. Po tysiącach lat niemal pełnej supremacji, wiekach
prześladowań i cenzurowania nieprzychylnych opinii, przywódcy religijni
raptem zaczęli chować wilcze skóry i przebierać się — cud prawdziwy — za
niewinne owieczki, ofiary brutalnej słownej agresji i intelektualnego
mobbingu. Z takimi właśnie oponentami musieli mierzyć się bohaterowie
naszej opowieści.

Trudno w tej sytuacji się dziwić, że prawie od razu w
rozmowie Dawkinsa, Dennetta, Harrisa i Hitchensa, pojawia się wątek owej
rzekomej „obrazy” (uczuć religijnych). Istotnie, oskarżenie o to
straszliwe przestępstwo[2] pojawia się zawsze w ustach strażników
religijnego porządku, gdy tylko ktoś próbuje ich uroszczenia —
twierdzenia i praktyki — poddać rzetelnemu oglądowi, posługując się przy
tym rozumem i wiedzą i odwołując do doświadczeń historycznych. Gdy czytamy
dziś dyskusję Czterech Jeźdźców, uświadamiamy sobie raptem, że prawie
wszystkie spory ideologiczne nieuchronnie łączą się z wiarą i stanowią
część wielkiej debaty o społecznej roli religii. Tymczasem pytania o
granice wolności słowa, bluźnierstwa, profanacji i herezji mają kluczowe
znaczenie w naszym nowym, dalece niewspaniałym świecie wojen kulturowych,
internetowego hejtu, denuncjacji i no-platformingu[3].
No i oczywiście w epoce otwartej puszki Pandory mediów społecznościowych.

To prawda — sądy Czterech Jeźdźców bywają dość ostre,
ich humor cięty, a ironia gryząca. Bywają, fakt, dla swoich adwersarzy
okrutni i bezlitośni, ale zawsze grają zgodnie z regułami. A podstawowa
reguła wszelkiej aktywności intelektualnej — w naukach ścisłych, w
humanistyce i w życiu… — jest bardzo prosta. To intelektualna „złota
zasada”: testuj wszystkie twierdzenia pod kątem ich wartości logicznej i
weryfikuj w oparciu o dane empiryczne (fakty). Inaczej mówiąc — musisz zaakceptować każdy argument, który jest
logicznie poprawny i empirycznie uzasadniony. I przeciwnie — sądy
nielogiczne i aempiryczne nie zasługują na uwagę.

Realizacja tej zasady nie oznacza, rzecz jasna, iż
Nowi Ateiści mają być niczym serialowy Mr Spock — zimni i nieczuli i
niezdolni rozpoznać, jak ważnym i autentycznym doświadczeniem jest
przeżycie religijne dla ludzi szczerze wierzących. Nie w tym rzecz.
Analizowanie i podważanie tzw. prawd wiary lub dogmatów jest podejściem w
pełni uprawnionym i z moralnego punktu widzenia nie może budzić żadnych
wątpliwości. Natomiast szydzenie z czyjejś prywatnej wiaty i pobożności
zdecydowanie nie uchodzi. Przyzwoity człowiek tak po prostu nie robi.
Flaubert napisał kiedyś opowiadanie Proste serce, potem
zekranizowane. Posłużmy się może tym przykładem. Tak więc nie chodzi o to,
by szydzić z biednej i pobożnej Félicité, jego bohaterki, która porzucona
przez ukochanego decyduje się żyć samotnie i jako guwernantka poświęca
lata wychowaniu dzieci innej kobiety. Wiara jest jej jedynym ukojeniem i
wielokrotnie widzimy ją, jak klęcząc przed ołtarzem, odmawia kolejne
różańce. Z czegoś takiego i kogoś takiego szydzić nie wolno. Ale
watykańscy purpuraci ze swoimi dogmatami i pałacami, z piwniczkami pełnymi
wina i ustami pełnymi eschatologicznych gróźb… Tu już nie ma taryfy
ulgowej. To już jest uczciwa gra. Gdy ktoś docieka sensowności i podstaw
roszczeń wnoszonych w domenie publicznej, roszczeń do tworzenia prawa,
wpływu na edukację i polityki społeczne, to tu już nie ma miejsca na
przesadną troskę o to, by przypadkiem nie urazić uczuć owych
uroszczycieli.

Kolejnym efektem nowo ateistycznego przewrotu było to,
iż jeśli wcześniej fundamentalne spory dotyczyły samego istnienia Boga, to
teraz coraz częściej ten temat spada na dalsze miejsca, a jego miejsce
zajęły zupełnie inne pytania:

Może wiara w boskość i życie pośmiertne — nawet
jeśli nie przemawiają za nimi żadne dowody — i tak powinna być uznana za
coś dobrego?

Może religie istotnie są moralnym przewodnikiem
i oferują nam kodeksy etyczne, bez których świat byłby miejscem krwawym i
okrutnym? Nasze życie i tak w większości obraca się wokół metafor. Czemu
tej religijnej narracji-metafory mielibyśmy też nie zaakceptować,
niezależnie od tego, na ile jest prawdziwa. Dlaczego to nie ona miałaby
stać się rusztowaniem, jakże przydatnym w naszej coraz bardziej
zrelatywizowanej kulturze z jej rozmytą strukturą, zanikiem hierarchii i
znaczeń?

Co wreszcie z duchowością? Z immanentną
tajemnicą, która nas otacza? Czy rzeczywiście możemy zaprzeczyć, iż
istnieją obszary rzeczywistości, których istotnie szkiełko i oko ani
nawet mikroskop i komputer nie mogą spenetrować?

Te właśnie wątki podjęła nasza Nieustraszona Czwórka.
Jak łatwo się domyślić, nie posunęli się do udzielenia oponentom tak
daleko idących koncesji jak Stephen Jay Gould w niesatysfakcjonującej
raczej żadnej ze stron koncepcji NOMA. Przypomnę może — to akronim terminu NonOverlapping Magisteria, czyli
„Nienakładające się Magisteria”. W największym skrócie propozycja Goulda
polegała na tym, by oddać nauce, co naukowe, a religii… całą resztę.
Zarazem, co mnie przynajmniej bardzo cieszy, cała Czwórka w pełni zgodziła
się co do tego, że świat, kosmos i nasze ludzkie doświadczenie pełne są
obaw i tajemnic. Tyle że dla nich nie wiąże się to z żadnymi koncesjami —
obecność tajemnicy nie oznacza wszak, że należy tłumaczyć ją inną
tajemnicą, tyle że tym razem boską. Ludzkie okrucieństwo ani rak wcale nie
stają się boskie przez to, że wciąż ich do końca nie rozumiemy.

Jedną ze wspaniałych stron spotkania, którego za
chwilę będziemy świadkami, jest to, iż każdy z członków tego prześwietnego
kwartetu, wypowiadając się czy to na temat religii, czy nauki i rozumu,
mówi rzeczy ważne i w kontekście naszych dzisiejszych sporów, a wszak
ładnych parę lat już od ich spotkania minęło. Rozmowa Dawkinsa, Harrisa,
Dennetta i Hitchensa to doprawdy przednia uczta, w której uczestnictwo
uświadamia nam, jak ważne są odwaga stawiania pytań, wolność myślenia i
nieskrępowana wymiana idei. To lekcja tym cenniejsza, że wszyscy zdajemy
sobie sprawę, jak mocno dziś te wartości są zagrożone — niestety
nietolerancja narasta i to po obu stronach politycznej barykady. Czasem
zresztą dzieje się tak, że nasze własne lęki, ignorancja czy źle pojęte
wdzięczność oraz uprzejmość sprawiają, iż sami zamykamy sobie usta.
Świadomość tych zagrożeń jest jednym z powodów wydania tej książki. Może
zainspiruje ona kolejną generację, może nauczy młodych ludzi cenić rozum i
swobodną wymianę idei.

Oddajmy zatem głos naszym Jeźdźcom. I pamiętajmy —
jeden za wszystkich, wszyscy za jednego!

Koniec wersji demonstracyjnej.

Przypisy

[1] Za chwilę będziemy mieli to szansę porównać z naprawdę imponującą
teologiczną i religioznawczą wiedzą Czterech Jeźdźców!

[2] W Polsce wciąż karalne. Teoretycznie nawet karą więzienia.
Jak głosi artykuł 196 k k.: „Kto obraża uczucia religijne innych
osób, znieważając publicznie przedmiot czci religijnej lub
miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania obrzędów
religijnych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo
pozbawienia wolności do lat 2” (przyp. tłum.).

[3] No-platforming — To określenie nie ma jeszcze dobrego polskiego
odpowiednika. W Stanach Zjednoczonych natomiast to
od lat jeden z najgorętszych tematów przy dyskusjach o wolności
słowa. W największym skrócie to zachowanie i/lub działanie polegające
na odebraniu prawa głosu tym, którzy wyrażają poglądy
uznane za niedopuszczalne w publicznym obiegu. Problem polega
na tym, że nie wiadomo kto i na jakich zasadach ma decydować,
jakie to poglądy, a ponieważ no-platforming funkcjonuje głównie
w środowisku akademickim w Stanach i w Wielkiej Brytanii i jego
adwokatami są przede wszystkim „postępowi” aktywiści, za niedopuszczalne
uchodzą głównie poglądy nielewicowe. Efekt jest taki,
że z debaty usuwane są wszelkie „drażliwe” (czytaj — politycznie
niepoprawne) tematy. Nie wolno dyskutować o różnicach płciowych
i rasowych, o homoseksualizmie, religii, przekonaniach politycznych
etc., bo tu każdy „niepoprawny” sąd może kogoś urazić.
Więc po prostu do takich dyskusji się nie dopuszcza, a „kontrowersyjnych”
dyskutantów się nie zaprasza (lub wyrzuca z kampusów;
bywa że przemocą. Tak też się zdarzało). Zainteresowanych
odsyłam do poniższego artykułu: https://www.theguardian.com/commentisfree/2016/mar/03/practices-such-as-no-platformingthreaten-to-strangle-the-roots-of-freedom (przyp. tłum.).