Strona główna » Literatura faktu, reportaże, biografie » Diabeł i czarownice

Diabeł i czarownice

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-7859-777-3

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Diabeł i czarownice

Książka Diabeł i czarownice jest zbiorem historyjek sensacyjno-obyczajowych napisanych w oparciu o wydarzenia stanowiące ciemną plamę na historii europejskiej, a także amerykańskiej cywilizacji pod hasłem „palenie czarownic”.
Ciemny kolor tej plamy jest o tyle szokujący, że – co zostało uwypuklone we wstępie do książki - procesy o czary nie toczyły się w mrocznych czasach walki o ogień, gdy ludzie posługiwali się raczej prostymi gestami niż słowem, ale – najpierw w epoce Renesansu, a później Oświecenia. Kiedy płonęły stosy z żywymi kobietami, świat wypełniony był poetami, inżynierami, astronomami, fizykami i matematykami. W latach masowego tępienia czarownic epokowe dzieła tworzyli tacy uczeni jak Kopernik, Newton, Koepler, Leonardo da Vinci. Ziemia dawno już przestała być płaska i posłusznie krążyła wokół Słońca. Odkryto Amerykę.
A mimo wszystko uczeni, którzy kładli podwaliny pod ogólną wiedzę o zmieniającym się świecie, nie dysponowali prawie żadną siłą przebicia. Nie mieli radia, telefonu, prasy, telewizji. Były tylko ambony, z których masowo kolportowano zło.
W ciągu minionego tysiąclecia chrześcijańskie korzenie Europy wyrastały z popiołów tysięcy chrześcijan, których inni chrześcijanie palili na stosie posługując się przy swoim bestialstwie imieniem Pana Boga. Jak na ironię losu, bestiami okazali się potomkowie tych chrześcijan, którzy jako pierwsi doznali bestialstwa na własnej skórze rozszarpywanej przez lwy ku uciesze widowni. Minęło kilkaset lat i role odwróciły się – prześladowani awansowali na prześladowców, stosując jeszcze bardziej wyrafinowane metody zbrodni niż poprzednicy, a jednocześnie zapewniając gawiedzi podobną „rozrywkę” serwując jej strach o życie na każdym kroku.
Zamiarem autora nie było dogłębne analizowanie warunków społecznych, służących za podłoże do upowszechniania się tego ludobójstwa trwającego przez cztery wieki. Na treść książki składają się tak zwane obrazki z życia, prezentujące mentalność ludzi nie tylko prostych, ale również wykształconych, traktujących prześladowanie rzekomych czarownic (czarowników zresztą również) jako obowiązkowy rytuał na chwałę Boga. I co najgorsze, na straży tego rytuału stało duchowieństwo!
Czasy się zmieniają, a my zmieniamy się razem z nimi i dlatego dziś można już relacjonować to wszystko z pewną dozą ironii dla podkreślenia ciemnoty, jaka towarzyszyła tamtym niechlubnym dniom wypełnionym prześladowaniami i torturą. Oczywiście bez obawy, że ktoś zaprowadzi nas na stos podpalony przez wyjątkowo religijnego kata.


Mirosław Prandota jest dziennikarzem, który – jak sam twierdzi – książki pisze tylko w wolnych chwilach. Tak naprawdę trudno jest ustalić, ile wolnych chwil można wygospodarować dla siebie w zawodzie dziennikarskim choćby dlatego, że podobno dziennikarzem jest się przez 24 godziny na dobę. Tymczasem Mirosław Prandota zdążył już napisać 19 książek, nie kierując się przy tym żadnymi preferencjami tematycznymi. W jego dorobku są zarówno książki obyczajowe jak i sensacyjne, satyryczne, reportażowe, a nawet jeden romans. Wśród pozycji cieszących się największym powodzeniem są: przygodowa opowieść partyzancka „Łańcuch krwi”, romans „Sam przeciw sobie” i powieść satyryczna „Taniec życia”.

Polecane książki

Najsłynniejsza katastrofa statku Obcych największym spiskiem w historii Pentagonu?Dlaczego amerykański rząd i władze wojskowe do dziś usiłują zatuszować prawdę o wydarzeniach w Roswell? 4 lipca 1947 na pustyni w pobliżu Roswell w stanie Nowy Meksyk rozbił się pojazd kosmiczny cywilizacji pozaziemski...
Maggie jedzie na ranczo należące do rodziny jej najbliższej przyjaciółki, aby po niedawnym zawodzie miłosnym odzyskać równowagę. Po kilku dniach właściciel rancza, Clint, prosi ją o przejęcie obowiązków jego asystentki i pomoc w prowadzeniu rancza. Szybko zaczyna między nimi...
Jak jest w piekle? Czy, jak to przedstawiano na średniowiecznych obrazach, rzesza diabłów wpycha grzeszników do wrzącej smoły? A może wolicie ujęcie bardziej filozoficzne - stan wiecznej pustki? W książce Tomasz Niedziela piekło okazuje się być bliżej, niż komukolwiek z nas się wydaje. Wielomiesięcz...
Książka poświęcona jest problematyce kapitału społecznego. Zawarto w niej przegląd podstawowych koncepcji kapitału społecznego, a także charakterystykę jego poszczególnych komponentów. Skoncentrowano się też na społecznym i psychologicznym aspekcie przedsiębiorczości. Stanowi próbę egzemplifikacji z...
Książka „Łysina Lenina” to zbiór opowiadań, w których Arkady Vaksberg – adwokat, pisarz i dramaturg rosyjski,  w pasjonujący sposób relacjonuje sprawy kryminalne, z którymi zetknął się podczas swojej kariery, tworząc w ten sposób pełen absurdów i paradoksów obraz systemu radzieckiego z lat 1953-1973...
Przeciwdziałanie dyskryminacji jest przede wszystkim trudnym wyzwaniem dla wychowawców i wychowawczyń klas. Jest również podstawowym elementem programów wychowawczych i profilaktycznych szkół i placówek oświatowych. W publikacji, obok omówienia zagadnień związanych z formami dyskryminacji w szkole, ...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Mirosław Prandota

Mirosław Prandota

Diabeł i czarownice

© Copyright by Mirosław Prandota

& e-bookowo

Projekt okładki: Remigiusz Rudkowski

ISBN 978-83-7859-777-3

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo

www.e-bookowo.pl

Kontakt: wydawnictwo@e-bookowo.pl

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

To fakt, że w historii monoteizm posłużył za pretekst do nietolerancji i przemocy. To prawda, że religia może ulec chorobie i w ten sposób przeciwstawić się swojej najgłębszej naturze, kiedy człowiek myśli, że musi sam we własne ręce wziąć sprawę Boga, czyniąc w ten sposób z Boga własność prywatną.

 

Papież Benedykt XVI podczas pasterki 2012

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wprowadzenie

Procesy o czary nie toczyły się w mrocznych czasach walki o ogień, ale – najpierw w epoce Renesansu, a później Oświecenia. Kiedy płonęły stosy z żywymi kobietami, świat wypełniony był poetami, inżynierami, astronomami, fizykami i matematykami. W latach masowego tępienia czarownic epokowe dzieła tworzyli tacy uczeni jak Kopernik, Newton, Koepler, Leonardo da Vinci. Ziemia dawno już przestała być płaska i posłusznie krążyła wokół Słońca. Odkryto Amerykę.

A mimo wszystko uczeni, którzy kładli podwaliny pod ogólną wiedzę o zmieniającym się świecie, nie dysponowali prawie żadną siłą przebicia. Nie mieli radia, telefonu, telewizji. Nie mieli ambon, z których masowo kolportowano zło.

W ciągu minionego tysiąclecia chrześcijańskie korzenie Europy wyrastały z popiołów tysięcy chrześcijan, których inni chrześcijanie spalili na stosie posługując się przy swoim bestialstwie imieniem Pana Boga.

Bo tak naprawdę wcale nie chodziło o to, ile diabłów mieści się na czubku szpilki, ani o to, czy ziemia naprawdę jest okrągła. Inspiracją do zapalania stosów było ludzkie okrucieństwo, a „szczegóły techniczne”, czyli osąd kolejnych przypadków oraz wyroki skazujące dopasowywano tylko do obowiązującej ideologii.

Ideologię stworzyli urzędnicy papiescy, błogosławił sam papież.

 

 

 

Diabelski manifest

Ludzie! Kiedy rozmyślam o tym, ile jesteście mi dłużni, wasza niewdzięczność mnie zasmuca. Przez wieki brałem odpowiedzialność za lwią część waszych uczynków. Dzięki mnie nie czuliście się winni nawet w połowie, a przecież tak naprawdę byliście winni w stu procentach.

Przypisywaliście mi odpowiedzialność za wasze występki: grzeszyliście, bo niby to ja popychałem was w tym kierunku. Hojnie obarczaliście mnie odpowiedzialnością za wasze wykroczenia, grzechy i łajdactwa. W każdej sprawie wytaczanej wam niegdyś przez wasze sumienia tkwiłem za trzeciego, w charakterze wymówki albo permanentnego alibi.

Nie było takiej wojny, rozruchów, zbrodni czy gwałtu, które by nie przypisywano moim machinacjom.

Pomawialiście mnie cynicznie o inicjatywę i stwarzanie okazji, która czyni złodzieja.

Mnie zawdzięczaliście połowę rozgrzeszeń, które zostały wam dane.

Nieraz zapytywałem samego siebie, czy przypadkiem nie jestem wytworem chrześcijańskiego miłosierdzia, mającym zaoszczędzić wam nadmiaru udręk pokutnych, na które od początku zasłużyliście.

Długo znosiłem tę niesprawiedliwość, ale w końcu zrozumiałem, że to kiepski interes dla mnie.

W strukturze religijnej zajmowałem pokaźne miejsce, to prawda, ale wasz dzielny lud średniowiecza wypychał mnie na sam przód sceny po to tylko, żeby tym łatwiej prześlizgnąć się obok mnie za kulisy zbawienia.

To właśnie wtedy postanowiłem wycofać moje poparcie dla was budząc w was wątpliwości co do mojego istnienia. Od czasu tej desatanizacji świata ponosicie już pełną odpowiedzialność za wszystkie wasze czyny. A ponieważ nie potraficie teraz posłużyć się moją osobą jako okolicznością łagodzącą, nie wybaczacie sobie wzajemnie.

Czy doceniacie dziś rozmiar moich dawnych usług? Czy przyznacie, że moja obecność chroniła was przez piętnaście stuleci od zła reżimów totalitarnych? Czy zdajecie sobie sprawę, jaką cenę musieliście zapłacić za moje zniknięcie?

Jeżeli idzie o mnie, to mam jasny plan. Nie zamierzam pojawiać się na nowo, aby wam służyć za wymówkę. Pozostaję w cieniu zbrodni, które popełnialiście od zarania dziejów, zwalając winę na mnie.

A teraz oddalam się, pozostawiając was sam na sam z waszym sumieniem, które przez wieki tłamsicie ociekającymi krwią rękami.

 

Z dyskretnym oddaniem – wasz osobisty diabeł.

 

 

 

Narodziny inkwizycji

Od roku 1227 w każdej gminie francuskiej powoływano trójkę lub czwórkę strażników wiary. Ich zadaniem było śledzenie życia mieszkańców. Najlżejsze podejrzenie o herezję skutkowało odnotowaniem i przekazaniem wiadomości wszechmocnemu biskupowi. Życie obywatela, który znalazł się na biskupiej liście grzeszników, było już niewiele warte.

Oficjalnie inkwizycja zrodziła się w południowej Francji w 1231 roku. Została utworzona jako bicz na heretyków i stała się narzędziem władzy. Immunitet inkwizytorski przypadł w udziale zakonowi dominikanów, którzy dostali wręcz nieograniczoną władzę na mocy decyzji papieża Grzegorza IX.

Już wkrótce funkcjonariusze w habitach zyskali złą sławę. Ludzie wymyślili nawet dla nich specjalną nazwę: „Psy Pańskie”. Uparte, wściekłe na wszystko, co się rusza i gotowe zagryźć każdego w imię Boga. Historycy przytaczają rekordowy przypadek dominikańskiego inkwizytora Roberta Bougre, który jednego tylko majowego dnia w 1239 roku w Mont-Wimer wydał na śmierć 183 mężczyzn i kobiet uznanych tylko przez siebie samego za heretyków.

 

Teoretycznie w działalności Kościoła nie było przymusu do wiary w Boga. Z drugiej jednak strony już święty Augustyn (354 – 430), który dzieje ludzkości ujmował jako walkę „państwa bożego” z „państwem ziemskim”, głosił konieczność stosowania przymusu, który – jego zdaniem – miał działać uzdrawiająco, jako że jego ostateczną intencją miało być nawrócenie grzesznika. I ten punkt widzenia został przyjęty przez Kościół.

Książętom Kościoła zależało jednak na tym, aby ich misja krzewienia chrześcijaństwa w oczach wiernych nie miała na sobie żadnej skazy. Miłosierdzie i łaska Pańska źle by się kojarzyły z mordowaniem ludzi, nawet gdy ci ludzie byli heretykami, toteż biskupi znaleźli praktyczne wyjście z sytuacji, pozwalające im, przynajmniej teoretycznie, nie plamić krwią własnych rąk. Wypracowali ideologię, w myśl której herezja to przestępstwo przeciw dobru wspólnemu i porządkowi publicznemu. Heretyk narusza oddawaną Bogu cześć, a tym samym obraża Boga. Cesarz jest ustanowionym przez Boga reprezentantem, mającym dbać o dobro powszechne. Skoro heretyk godzi w autorytet Boga, godzi też w autorytet cesarza. A zatem herezję należy postawić na równi ze zbrodnią obrazy majestatu. Taka zbrodnia była karana śmiercią już od czasów starożytności, a więc nie ma powodu, dla którego można by odstąpić od tej kary obecnie.

I tak to się zaczęło. Następcy pierwszych chrześcijan rzucanych lwom na pożarcie za odstępstwo od wiary w bogów rzymskich teraz sami rzucili „cywilnym lwom” zniewolonych obywateli nowej epoki za odstępstwo od wiary chrześcijańskiej. Koło się zamknęło.

 

 

 

Komisarze w dominikańskich habitach

Skoro herezja została uznana za zbrodnię, należało uniknąć szkód spowodowanych ewentualną zwłoką procesową, co w praktyce oznaczało, że trzeba było ustalić skróconą procedurę. Upraszczało to wszczęcie sprawy oraz ograniczało możliwości odwoławcze oskarżonego. Nie chodziło przy tym o samo przestępstwo, ale o to, aby heretyk przyznał się do winy i aby można było wydać wyrok..

Kościół musiał stworzyć sobie takie narzędzie do umacniania swojej niezależności i potęgi, gdyż publiczne dysputy z odstępcami od wiary nie dawały rezultatów, a to groziło oderwaniem całego szeregu wiernych od obowiązującej religii. Wszak ludzie, wyłapując coraz większe różnice między prawdami wiary a życiem prywatnym strażników tej wiary, chętnie dawali posłuch argumentom heretyków i coraz szerzej kontestowali prawdy głoszone z ambon.

Aby więc pozbyć się kłopotu, a konkretnie – aby oskarżony jak najszybciej przyznał się do winy, zaczęto stosować tortury, natomiast w procesie sądowym to nie sąd miał udowodnić winę, ale oskarżony musiał udowadniać swoją niewinność.

Aby zgromadzić przyzwoitą liczbę oskarżonych, inkwizytorzy objeżdżali wyznaczony sobie rejon i badali, jak wygląda sytuacja pod względem prawowierności jego mieszkańców. Na wstępie inkwizytor wygłaszał przed zgromadzonym tłumem kazanie na temat wiary i ogłaszał okres łaski, który zwykle trwał dwa tygodnie. Ten, kto w tym czasie sam złoży na siebie doniesienie i wyrzeknie się herezji, miał szansę uniknąć więzienia i konfiskaty majątku, bo jedno zawsze wiązało się z drugim.

Podsądny musiał nie tylko mówić o sobie, ale również o wszystkich znajomych. Jeżeli był „małomówny”, oskarżano go o sprzyjanie heretykom, co z góry czyniło uległym każdego, kto siadał naprzeciwko „komisarza” w dominikańskim habicie. W atmosferze strachu dzieci zeznawały przeciwko rodzicom, mąż przeciw żonie, a słudzy przeciw swym panom. Inkwizytorzy stosowali pytania sugestywne, podchwytliwe oraz mało zrozumiałe dla prostych ludzi, dzięki czemu model odpowiedzi pasował do oskarżenia i – w sieć wpadał każdy, kogo tylko rozmodlony „komisarz” sobie upatrzył.

Torturować wolno było z reguły tylko raz, ale przepis ten – jak później wykazały zwłaszcza procesy czarownic – można było łatwo omijać, nie kończąc tortur, ale je „przerywając”. W grę wchodził, a jakże, adwokat. Niestety, nie mógł on bronić oskarżonego o herezję, ponieważ sam ściągnąłby na siebie winę. Mógł tylko prosić o złagodzenie kary. Jednak dla tych, którzy już zostali oskarżeni, wyrok uniewinniający nie wchodził w grę. Ludzie majętni mogli składać apelację u papieża, były takie szanse, ale obowiązywały znaczące koszty. Biedacy nie mieli żadnych szans wyplątać się z oskarżenia.

Wyroki ogłaszano publicznie w formie uroczystej ceremonii, najczęściej w niedzielę. Kary były różne: od lekkiej pokuty pod postacią wymalowania krzyża na ubraniu skazanego aż po więzienie i śmierć żywcem na płonącym stosie. W celu wykonania tego wyroku inkwizytorzy przekazywali skazanego sądownictwu świeckiemu. Dzięki temu Kościół niby to umywał ręce, a straszny wyrok wykonywał kat zatrudniony w urzędzie miejskim.

 

 

 

 

 

Wczesne tradycje helleńskie i późne katolickie

Cofnijmy się na chwilę o kilkaset lat, by porównać funkcjonowanie tej opiniotwórczej instytucji w różnych epokach. Otóż Kościół chrześcijański we wczesnym średniowieczu występował zdecydowanie przeciw poglądom, że istnieją jakieś czarownice w ogóle. W tym czasie zresztą obowiązywały w Europie tradycje helleńskie, które z góry wykluczały ponure akcesoria przynależne późniejszym sabatom czarownic, bowiem mentalność Greków przepojona była mitami o bohaterach, bogach i pół-bogach.

Synod zwołany przez Karola Wielkiego w Paderbornie w roku 785 nałożył nawet karę śmierci na tych, co „omamieni przez diabła, wzorem pogan pomawiają mężczyznę lub niewiastę, że jest czarownikiem lub czarownicą i palą ich na stosie”. Takie wzory traktowano jako relikt pogaństwa nie mający nic wspólnego z wiarą katolicką, której symbolem zawsze miało być miłosierdzie.

Dla odmiany filozof katolicki, Tomasz z Akwinu, ogłosił w 1267 roku teorię o podwójnej osobowości kobiety. W myśl tej teorii kobieta jest stworzeniem niepełnowartościowym z dwóch powodów: ponosi winę za grzech pierworodny oraz posiada gorszy rozum niż mężczyzna. Mężczyzna został stworzony na obraz i podobieństwo Boże, zaś kobieta, z racji defektu naturalnego, ma w sobie duży procent pierwiastka diabelskiego. Taka argumentacja sprawiała między innymi, że święcenia kapłańskie mogły być udzielane tylko mężczyznom, natomiast kobietom przez wieki odmawiano nawet prawa do podejmowania studiów.

 

 

 

Barbarzyńska inicjatywa papieża

Pierwszym krzewicielem wierzeń pogańskich wśród chrześcijan stał się papież Innocenty III. Już w początkowej fazie swojego pontyfikatu rozpętał piekło na ziemi, kiedy to wysłał dwóch legatów do Prowansji, aby tam podburzali oni mieszkańców wzajemnie przeciwko sobie. Kiedy ludzie zorientowali się w „misji” zakonników, wystąpili czynnie przeciwko nim, a pewien zacietrzewiony szlachcic dobył raz szpady i zabił jednego z legatów.

Na wieść o tym Innocenty III obłożył klątwą hrabiego Tuluzy (główne miasto Prowansji). Jak widać, papież był wyznawcą tak zwanej odpowiedzialności zbiorowej, co zresztą szybko się potwierdziło, bo w niedługi czas później pierwszy dostojny sługa Kościoła ogłosił krucjatę zbrojną przeciwko pracowitym i bardzo pobożnym ludziom z miasta Albi, którzy mieli odwagę głosić, że najwyższym autorytetem dla chrześcijanina jest Biblia, a nie Kościół i jego duchowni.

Ponura inicjatywa papieża odbiła się szerokim echem po Europie, dotarła więc również do byłych uczestników barbarzyńskich wypraw krzyżowych, którzy akurat nie mieli żadnego zajęcia. Na czele krucjaty stanął opat klasztoru benedyktynów w Citaux, Arnold Amalrich oraz hrabia Szymon Montfort jako jej dowódca wojskowy. Rozpoczęła się europejska zbiórka bezrobotnych rycerzy. Do armii opata Arnolda zaczęli wstępować awanturnicy z różnych krajów. Po kilku miesiącach armia była gotowa do ataku na buntowników.

Bogata Prowansja nie wytrzymała ataku krzyżowców. Ludność chroniła się w kościołach, licząc na zmiłowanie, ale opat Arnold nie miał dla nikogo litości: „Wybijcie ich wszystkich, a Pan Bóg rozpozna już swoich!”

W mieście Beziers armia papieska wymordowała 15 tysięcy mieszkańców. Zamek Lavaur, który Szymon Montfort zdobył w 1211 roku po długim oblężeniu przeżywał długie chwile grozy. Panią zamku wrzucono do studni, rycerzy, którzy jeszcze nie zginęli w czasie obrony, powieszono, a pozostałą ludność zamknięto w ogromnej sali zamkowej i spalono.

Warto w tym miejscu przypomnieć fakt, że Szymon Montfort, który kilka lat przedtem na polecenie papieża Innocentego III wyruszył z krzyżowcami do czwartej krucjaty na teren Ziemi Świętej, skąpał we krwi ludność Konstantynopola, rabując i niszcząc tę wówczas jeszcze chrześcijańską stolicę.

W Prowansji Szymon razem z legatem papieskim Arnoldem stali się sprawcami najpotworniejszych okrucieństw.

Kiedy już wszyscy gospodarze podbitego terenu zostali wybici, papież mianował Arnolda arcybiskupem Narbonny. Jako arcybiskup rościł on sobie prawo do sprawowania również świeckiej władzy nad miastem, ale Szymon Montfort żądał tej władzy dla siebie. Wybuchła więc kłótnia między dwoma pobożnymi mężami.

Kłócili się dotąd aż arcybiskup obłożył niedawnego kompana od mordowania, Szymona Montforta, klątwą. Na Szymonie taki gest nie zrobił żadnego wrażenia, natomiast uderzenie w głowę kamieniem z katapulty – jak najbardziej. Podczas kolejnych zamieszek barbarzyńca stracił więc życie i dopiero wtedy krzyżowcy odstąpili od dalszego mordowania niewinnych mieszkańców.

 

 

 

Inkwizytorzy i kapłani

Niestety, na miejscu krzyżowców pojawili się inkwizytorzy. Następca Innocentego, nowy papież Grzegorz IX obdarzył inkwizytorów władzą absolutną.

Do postaci najbardziej znanych wśród papieży, uwiecznionych nawet przez literaturę, należał Aleksander z hiszpańskiego rodu Borgiów, ewidentny zbrodniarz, nie przebierający w środkach dla „ratowania chrześcijaństwa”. W roku 1501 upoważnił on bullą inkwizytora w Weronie do ścigania sekty czarownic w całej Lombardii.

Jego następca, Juliusz II, mecenas sztuki, sponsor Michała Anioła, budowniczy bazyliki świętego Piotra – w roku 1503 wydał bullę przeciw czarownicom.

I tak rozpoczął się, wsparty najwyższym autorytetem duchowym masowy „sezon polowań na czarownice”.

Kolejną bullę wydał w roku 1523 papież Hadrian VI, jako że w Neapolu – co ustawicznie przypominał inkwizytor Bodin – liczba czarownic wzrosła do stu tysięcy i „nie można było podjąć koniecznych kroków, bo ludzie się buntują”. Po ogłoszeniu bulli bunty zelżały, dzięki czemu inkwizytor mógł już pełnić w spokoju swój urząd.

Trzeba dodać, że inkwizytorzy nie wszędzie mieli posłuch. Mnóstwo biskupów występowało przeciw ich fanatycznym poczynaniom, a wśród przeciwników nie brakowało również księży. Słynny filozof Erazm z Rotterdamu wręcz szydził z dostojników inkwizycji papieskiej, nazywał ich szaleńcami, natomiast adwokat niemiecki Agrippa von Nettesheim – „krwiożerczymi drapieżnikami”.

Senat Republiki Weneckiej traktował postępowanie inkwizycyjne jako sprzeczne z prawem i sprzeciwił się papieżowi Leonowi X. Papież upoważnił swojego inkwizytora nawet do obłożenia senatorów klątwą kościelną, co przecież wówczas mogło oznaczać dla Wenecji „polityczną zsyłkę”, a mimo to Republika nie ustąpiła i nie podporządkowała się ani inkwizytorowi, ani papieżowi.

Inkwizycja potrafiła w milczeniu znosić wrogość jakiejkolwiek władzy świeckiej, nie odpowiadała na zniewagi, a zarazem zwierała szeregi i – obdarzona błogosławieństwem kolejnego papieża – robiła swoje.

 

 

 

Diabeł wcielony

Hiszpania była wyjątkowym krajem w Europie. Schowana za Pireneje, czuła się na tyle niezależna, aby bez obaw móc ustanowić największy reżim w dziejach ludzkości i nie liczyć się z żadną zewnętrzną opinią. Stało to się za panowania arcykatolickiej pary królewskiej, Izabeli Kastylijskiej i Ferdynanda. Na kartach historii zasłynęli jako Izabela I Katolicka oraz Ferdynand Katolicki. To ten sam król, który w roku 1492 zdobył słynną Grenadę – stolicę emiratu arabskiego, a jednocześnie wyposażył Krzysztofa Kolumba na nieznaną wtedy drogę do Indii, co zakończyło się odkryciem Ameryki.

Kiedy tylko oboje wzięli ślub, i tym samym zjednoczyli podzielone dotychczas na okręgi królestwo, złożyli przysięgę zapewniającą innowiercom prawa równe z prawami dla katolików. I już następnego dnia wprowadzili przymus religijny, któryby sprawił, że faktycznie wszyscy staliby się katolikami niejako z urzędu, a zatem wszyscy mieliby równe prawa..

Hiszpanie opracowali wtedy nowy, niespotykany do tamtej pory w historii system rządzenia: idea przemocy jako sposób sprawowania władzy. Katolicka Hiszpania stała się na skutek takich poczynań krainą terroru, a do symbolu przemożnego strachu urosło jedno słowo: Torquemada.

Tomas