
Drogowskazy
- Wydawca:
- Wydawnictwo Iskry
- Kategoria:
- Literatura faktu, reportaże, biografie
- Język:
- polski
- ISBN:
- 978-83-244-0313-4
- Rok wydania:
- 2013
- Słowa kluczowe:
- alkoholików
- analizy
- drogowskazy
- niedojrzałością
- pozbyłem
- trudno
- umiejętność
- uzależnień
- zapisu
- złością
- zrezygnować
- mobi
- kindle
- azw3
- epub
Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).
Kilka słów o książce pt. “Drogowskazy”
Drogowskazy to podsumowanie przemyśleń i doświadczeń autora oraz innych pisarzy i animatorów ruchu Anonimowych Alkoholików dotyczących radzenia sobie z alkoholizmem i innymi uzależnieniami. Książka wytycza drogę od analizy przyczyn, poprzez opis różnych form i stadiów uzależnień, aż do zapisu działań, które musi podjąć każdy człowiek chcący nie tylko decydować o sobie, ale także nadać swemu życiu sens.
W kwietniu 1983 roku musiałem przestać pić. Niedługo później trafiłem na pierwszy mityng Anonimowych Alkoholików. Po pół roku abstynencji pojechałem na czterotygodniową kurację odwykową. Tam pozbyłem się wszelkich złudzeń. Przekonałem się, że jestem alkoholikiem i że muszę zrezygnować z alkoholu pod każdą postacią. Dowiedziałem się, że alkoholizm wiązał się z niedojrzałością emocjonalną i brakiem podstawowych umiejętności życiowych, choćby takich jak rozpoznawanie i wyrażanie własnych uczuć, bezpieczne radzenie sobie z lękiem, złością i samotnością, nawiązywanie i utrzymywanie nieegoistycznych relacji z innymi ludźmi oraz wyznaczanie granic i umiejętność powiedzenia „nie”. I że bez tych zdolności trudno będzie mi zachować trzeźwość.
(ze wstępu)
Polecane książki
Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Wiktor Osiatyński
Opracowanie graficzne: Janusz Barecki
Korekta: Dobrosława Pańkowska
Copyright © by Iskry, Warszawa 2013
Copyright © by Wiktor Osiatyński, Warszawa 2013
ISBN 978-83-244-0313-4
Wydawnictwo Iskry
ul. Smolna 11
00-375 Warszawa tel./faks: (22) 827-94-15
e-mail:iskry@iskry.com.pl
www.iskry.com.pl
Skład wersji elektronicznej:
Virtualo Sp. z o.o.
Wstęp
W kwietniu 1983 roku musiałem przestać pić. Niedługo później trafiłem na pierwszy mityng Anonimowych Alkoholików. Po pół roku abstynencji pojechałem na czterotygodniową kurację odwykową. Tam pozbyłem się wszelkich złudzeń. Przekonałem się, że jestem alkoholikiem i że muszę zrezygnować z alkoholu pod każdą postacią. Dowiedziałem się, że alkoholizm wiązał się z niedojrzałością emocjonalną i brakiem podstawowych umiejętności życiowych, choćby takich jak rozpoznawanie i wyrażanie własnych uczuć, bezpieczne radzenie sobie z lękiem, złością i samotnością, nawiązywanie i utrzymywanie nieegoistycznych relacji z innymi ludźmi oraz wyznaczanie granic i umiejętność powiedzenia „nie”. I że bez tych zdolności trudno będzie mi zachować trzeźwość.
Miałem się ich uczyć od niepijących alkoholików, przede wszystkim na mityngach AA oraz w relacjach prywatnych z nimi. Miałem przerobić 12 kroków AA i czytać literaturę aowską na temat trzeźwienia. Miałem również zaczynać dzień od lektury codziennych medytacji dla trzeźwiejących alkoholików, znajdujących się najpierw w kilku, a później w kilkunastu specjalnie ułożonych książeczkach do medytacji.
W ten sposób wszedłem na drogę prowadzącą najpierw do coraz bardziej świadomej trzeźwości, później do rozwoju emocjonalnego i duchowego, a wreszcie do pogodzenia się w własną przeszłością i własnym życiem. Bardzo osobiste sprawozdanie z tej drogi zawarłem w książkach Rehab, Litacja i Rehabilitacja.
Nigdy nie miałem wątpliwości, że zasadnicze znaczenie dla mojej trzeźwości i późniejszych zmian miała wspólnota AA i to wszystko, co przeżyłem i czego dowiedziałem się na mityngach AA, w interakcji ze sponsorami i innymi alkoholikami oraz przerabiając kroki AA. Ale nie były to jedyne czynniki zmian. Od początku spotykałem ludzi, w AA i poza wspólnotą, którzy pomagali mi rozumieć alkoholizm i trzeźwość, a także to, jak sobie z nimi radzić. Często podobne znaczenie miały lektury – medytacji, artykułów i książek o trzeźwości, a później – na temat uczuć i rozwoju emocjonalnego, a nawet tego, po co warto być trzeźwym.
Te spotkania, rozmowy i lektury miały charakter swego rodzaju drogowskazów, które wskazywały mi kierunek rozwoju. Pomagały też usunąć, a czasem obejść, piętrzące się na drodze przeszkody.
W niniejszej książce omawiam te drogowskazy z nadzieją, że Czytelnicy również będą mogli znaleźć w nich inspirację do własnych rozmyślań i przemian. Moje drogowskazy pojawiały się w pewnym porządku chronologicznym, który staram się tutaj zachować. Dobrałem je jednak tematycznie tak, by łatwiej pokazywały, w jaki sposób te inspiracje kształtowały moje dojrzewanie, postawy i poglądy. Zamieszczam również kilka własnych tekstów, w których łączę swoje doświadczenia z inspiracjami czerpanymi z rozmów i lektur.
Niektóre z tekstów zamieszczonych w niniejszej książce były już publikowane, przede wszystkim na łamach kwartalnika „ArkA”, wydawanego jako biuletyn dla osób uzależnionych i ludzi niosących im pomoc przez Komisję Edukacji w Dziedzinie Alkoholizmu i Innych Uzależnień Fundacji im. Stefana Batorego. Ze swej natury „ArkA” ma ograniczony nakład i zasięg, wydaje mi się więc, że warto było wyjść z umieszczonymi tam tekstami do szerszego grona czytelników. Na ich przedruk – z drobnymi zmianami redakcyjnymi – wyraziła zgodę redakcja pisma.
CZĘŚĆ PIERWSZAUzależnienie
Choroba i odpowiedzialnośćROZMOWA Z JOSEPHEM C. MARTINEM
Joseph C. Martin (1921-2009) był jednym z pierwszych księży katolickich w USA, który publicznie przyznał się do alkoholizmu. Rozgłos przyniosła mu seria popularnych wykładów o alkoholizmie (Chalk Talk on Alcohol), z których każdy zaczynał się słowami: „Jestem Joe Martin, alkoholik”. Jego wykłady, nagrane na taśmy magnetofonowe i wideo, obiegły całą Amerykę i stały się podstawowym narzędziem wszystkich programów terapeutycznych. W sumie Joseph Martin nagrał ponad 40 filmów edukacyjnych na temat alkoholizmu. W 1983 roku stworzył własny ośrodek terapeutyczny Ashley, w którym pomoc uzyskało ponad 40 000 osób uzależnionych. W 1991 roku został zaproszony przez Jana Pawła II do Watykanu na konferencję o alkoholu i narkotykach. W 1983 roku Joseph Martin na zaproszenie Komisji Edukacji w Dziedzinie Alkoholizmu odwiedził Polskę. Spotykał się z uczestnikami ruchu AA i profesjonalistami niosącymi pomoc osobom uzależnionym. Wtedy też przeprowadziłem z nim rozmowę, której fragmenty publikuję.
Wiktor Osiatyński: Często ksiądz zwraca uwagę, że w negatywnym stosunku społeczeństwa do alkoholu i picia może tkwić niebezpieczeństwo. Jakie?
Joseph C. Martin: Istotnie, dostrzegam niebezpieczeństwo w potępianiu samego alkoholu oraz ludzi, którzy go używają; mówienie, że ktoś jest zły dlatego, że pije, często powoduje moim zdaniem odwrotny skutek do zamierzonego. Zawsze też zastanawiam się, co o tym sądzi Pan Bóg, który przecież to wszystko stworzył. Alkohol, jak wszystkie rzeczy, ma swoją cenę. Im lepsza rzecz, tym wyższa cena. Przez setki lat alkohol był jedynym środkiem znieczulającym, jakim dysponowała ludzkość. W średniowieczu, gdy komuś miano amputować nogę z gangreną, najpierw biedaka upijano do utraty świadomości, żeby móc ten zabieg przeprowadzić. Alkohol uśmierza bowiem ból. Pech chce, że jest on jednocześnie substancją silnie uzależniającą. Dlatego właśnie na 6-7 osób używających regularnie alkoholu jedna prędzej czy później się uzależni.
Alkohol nazywano kiedyś w Ameryce „demonem w butelce”. Wtedy, zgodnie z tą logiką, wprowadzono prohibicję – całkowity zakaz produkcji, sprzedaży, posiadania i picia alkoholu. No i dopiero zaczęły się problemy! Zakaz magicznie kusi człowieka do łamania go. Negatywny stosunek do alkoholu wynika często z oceny ludzi, którzy się upijają i potem źle zachowują. Ale przecież skoro alkohol „usypia” nasze władze umysłowe, to nic dziwnego, że wypiwszy za dużo wyrabiamy nieraz takie okropne rzeczy. Jeżeli uważam, że picie alkoholu jest grzechem, to oczywiście każdego, kto pije, uznam za grzesznika. To chyba jakieś uproszczenie.
W.O.: Czy zatem alkoholizm bierze się z faktu, że ludzie, którzy piją, czują się winni, czują się grzesznikami?
J.C.M: Nie, nie sądzę. Osobiście jestem przekonany, że istnieją dwie przyczyny alkoholizmu. Jedna tkwi w genetyce – można się urodzić z predyspozycją do uzależnienia. Druga przyczyna to fakt, że jeżeli ktoś zacznie używać zbyt dużo i zbyt często takiej substancji, która ma właściwość uzależniającą, to w końcu zostanie na przykład alkoholikiem. Warto zastanowić się, jak to się dzieje, że ludzie zaczynają pić dużo i w dodatku często. Trzeba przyjrzeć się społeczeństwu, w którym to się odbywa. Być może jest taka tradycja narodowa, taki obyczaj, taka norma – to właśnie w największym stopniu wywołuje alkoholizm w danym społeczeństwie. Na przykład ortodoksyjni Żydzi, a z drugiej strony Włosi, dopuszczają picie alkoholu w święta, w domu, do posiłku, ale nie tolerują pijaństwa. Francuzi z kolei dopuszczają nie tylko codzienne użycie alkoholu, ale również tolerują pijaństwo. Może to tłumaczy, dlaczego we Francji jest więcej alkoholizmu niż we Włoszech.
W.O.: Czy to znaczy, że mimo nieskuteczności zakazów nie powinniśmy tolerować pijaństwa w pracy, na ulicy, w życiu rodzinnym? Czy pijaństwo należy potępiać?
J.C.M.: Tak. Chociaż samymi zakazami, a już tym bardziej potępianiem tych, którzy je łamią, nic nie wskóramy. Alkoholik nie przejmuje się tym, co inni sobie myślą, czy lubią, czy nie lubią, czy im się coś nie podoba, bo zawsze może sobie wytłumaczyć, że „ci inni są tacy czy owacy”. Skuteczność we wpływaniu na zmianę zachowań osób nadużywających alkoholu wynika nie z tego, co ktoś myśli, ale z tego, co się robi. Dlatego potępienie nie działa, a sankcje prawne są skuteczne, zwłaszcza gdy są połączone z odpowiednią pomocą terapeutyczną i wsparciem przez trzeźwe otoczenie. Alkoholik, albo jeszcze lepiej każdy, kto znalazł się na drodze prowadzącej do alkoholizmu, powinien ponosić konsekwencje swoich zachowań alkoholowych, z którymi nie zechcą się godzić ludzie w szkole, w pracy, w rodzinie. Alkoholik bez „wspólników” gotowych ukrywać jego ekscesy, spłacać długi, dawać mu pieniądze na piwko i papierosy, litować się nad nim „jeszcze ten jeden raz”, długo nie popije. I o to chodzi.
W.O.: Co ksiądz mówi rodzinom nastolatków sięgających po alkohol?
J.C.M.: Zasadniczo rodzice powinni przekazać dzieciom komunikat, że niedozwolone jest upijanie się, a nie samo picie – zwłaszcza gdy w domu rodzice używają alkoholu.
W.O.: Jak nie pozwolić dziecku się upić?
J.C.M.: Właściwie nie pozwolić się nie da. Można powiedzieć po prostu: „Upijanie się jest czymś, czego się nie robi, czego MY w naszej rodzinie nie uznajemy”.
W.O.: A jeśli się zdarzy, to czy wtedy się to potępia? Co mam zrobić, jeżeli moje dziecko przyjdzie pijane?
J.C.M.: Nie powinieneś udawać, że tego nie widzisz.
W.O.: Powinienem synowi czy córce otwarcie powiedzieć: „To mi się nie podoba”?
J.C.M.: Tak. Czy tolerowałbyś gdyby twój syn czy córka powiedzmy załatwili potrzebę fizjologiczną na dywanie w stołowym pokoju? Nie. Powiedziałbyś: „Tego się w naszym domu nie robi, od tego mamy ubikację”. Do dziecka, które się upiło, powiedziałbyś: „Hej, upijanie się jest w naszym domu nie do przyjęcia”. Jeżeli to nie pomoże i dzieciak przychodzi nadal wstawiony, to najczęściej znaczy, że już się nie może od tego powstrzymać, że zaczął tracić kontrolę.
W.O.: Co wtedy mam zrobić?
J.C.M.: Wtedy starasz się o to, by ktoś fachowo to ocenił i pomógł powstrzymać dalsze uzależnienie. Czasem oznacza to rozmowę z doradcą od uzależnień w poradni dla młodzieży, może z lekarzem domowym rozumiejącym uzależnienie. W niektórych przypadkach rozmowa młodzieńcowi nie wystarczy i potrzebna jest kuracja odwykowa. Uzależnienie trzeba powstrzymać, a jak się to zrobi, to sprawa drugorzędna. Najważniejsza jest konfrontacja, a potem interwencja. Jako rodzic masz wobec swego dziecka nie tylko takie prawo, ale i obowiązek.
W.O.: Czy edukacja może pomóc, żeby nie wpaść w uzależnienie?
J.C.M.: Jeżeli będziemy edukować ludzi odpowiednio wcześnie w życiu, zanim wyuczą się szkodliwych wzorców kulturowych, to myślę, że społeczeństwo na tym bardzo skorzysta.
W.O.: Kiedy jest „odpowiednio wcześnie w życiu”?
J.C.M.: W szkole podstawowej. W Ameryce mówimy teraz dzieciom, że alkohol jest niebezpieczny. My mamy dobre słowo, którego wy podobno w Polsce nie macie: „drugs” – alkohol jest jednym z drugs. Mówimy też dzieciom: „Nie używajcie drugs, bo przeszkodzą wam w rozwoju, w szkole, w pracy, w szczęściu”. Małe dzieci to rozumieją. Ale potem dorastają, wchodzą w okres nastoletni i rozpaczliwie zaczynają pragnąć akceptacji rówieśniczej, poklasku w swojej grupie. Wtedy największy wpływ ma na nich to, co robią ich przywódcy, ich idole. Chcą być tacy, jak oni. Głuchną na głosy nauczycieli, rodziców, dorosłych. Dla nich najważniejsze jest to, co robią i mówią ich koledzy. Wielu, oczywiście nie wszyscy, właśnie wtedy zapomina o niebezpieczeństwie związanym z drugs. Myślę, że u dorastającej młodzieży presja ze strony grupy rówieśniczej jest tak samo silna jak popęd seksualny. Rówieśnicy odgrywają w życiu nastolatka olbrzymią rolę. I to we wszystkim. W tym, jak się ubierają, co myślą, jak spędzają czas. Jest to okres wyrywania się do samodzielności, wolności, decydowania o sobie. No więc młodzi wyrywają się.
W.O.: Skoro wiemy, jak ogromne znaczenie ma styl życia w grupie rówieśniczej, to jakie strategie edukacji alkoholowej powinniśmy stosować wobec młodzieży?
J.C.M.: To najtrudniejsza kwestia. Trzeba uczyć ich, że wypada odmawiać, mówić „nie” nawet kolegom. No i że wartością jest, by mieć swoje zdanie oparte na własnej wiedzy. Z tym, że dzieci trzeba przygotowywać do tego od najmłodszych lat.
Dla rodziców i wychowawców wielkim zadaniem jest zaszczepienie w dziecku poczucia własnej wartości tak, by w przyszłości chciało i potrafiło odważnie bronić swoich przekonań i nie dawać się byle komu zwodzić. To również zadanie dla nowoczesnej szkoły. Żeby dzieci umiały dbać o swoje ciało i nie chciały go niszczyć papierosami, alkoholem, heroiną czy marihuaną.
W.O.: A czy nie jest równie ważne, że nasza cywilizacja ogranicza miejsce dla duchowości w życiu człowieka. Kiedyś łatwiej chyba było usłyszeć ten głos w sobie…
J.C.M.: Też tak sądzę. W Ameryce w każdy piątek i sobotę miliony ludzi oglądają w telewizji popularnych komików i mówców estradowych. Prawie każdy program pełen jest dowcipów na temat religii, zakonnic, szkół parafialnych, no i oczywiście seksu. Tyle tego ci durnie opowiadają, że potem już wszyscy znają na pamięć ich kawały i wystarczy, że ktoś powie jedno słowo, a ludzie zwijają się ze śmiechu. Co w tym śmiesznego? Nieraz obserwuję to i myślę, że ci dorośli niczym nie różnią się od garstki smarkaczy, którzy prześcigają się w wykrzykiwaniu wulgarnych słów i strasznie są z siebie zadowoleni. To jest takie niedojrzałe. Ja sam uwielbiam kawały. Ale te, które opowiadam, nie są ani wulgarne, ani seksualne, ani nikogo nie obrażają. Profanowanie to najbardziej tandetny sposób rozśmieszania. Na przykład seks jest jednym z największych darów, jakie człowiek otrzymał od Boga.
W.O.: Dar głęboko duchowy.
J.C.M.: Och, tak. Pomyśl tylko, że z dwojga ludzi powstaje kompletny nowy człowiek… Ale im większy dar, tym większa cena. Ludziom jest bardzo trudno stosować reguły, które Bóg wyznaczył dla właściwego używania seksu.
W.O.: Czy to osłabienie duchowości nie przyczynia się też do rozprzestrzeniania się alkoholizmu? Gdy piłem, nie mogłem być w zgodzie z Bogiem ani z jakąkolwiek Siłą Wyższą.
J.C.M.: Jakżebyś mógł? Przecież alkohol jest środkiem oddziałującym na mózg, przez co zaburza myślenie i osąd. Jeżeli na trzeźwo często człowiek skłania się do łamania zasad, to co dopiero z zamroczonym sumieniem. Kto popije dziesięć, piętnaście lat, przekona się, do jakich niegodziwości jest zdolny. Zaś żyjąc niezgodnie z tym, jak Bóg chce, abyśmy żyli, zaczynamy siebie nienawidzić.
W.O.: I usuwać Boga z naszego życia?
J.C.M.: Tak.
W.O.: Czy wraz ze zdrowieniem z alkoholizmu można odbudować w sobie duchowość?
J.C.M.: Po pierwsze, musisz skutecznie wytrzeźwieć, czyli usunąć z życia alkohol. Po drugie, jako istota ludzka, która ma duszę, czy ducha, czy umysł – tę niefizyczną część istoty ludzkiej, jakkolwiek ją nazwiemy – masz dążyć do prawdy, do tego, by nie żyć w zakłamaniu. Człowiek dąży do prawdy o sobie samym i do prawdy, która jest Bogiem. Poszukiwanie Boga leży w naturze człowieka.
W.O.: Ale czy wystarczy wytrzeźwieć, by tę prawdę znaleźć?
J.C.M.: Powinno, jeśli ci, którzy wskazują ci drogę, wiedzą, co robią. Bo duchowość potrzebuje przewodnictwa. Wielu ludzi w AA wierzy w Boga „własnego wyrobu”. Naginają wyobrażenie Boga do własnych potrzeb. A kiedy człowiek staje się swoim własnym papieżem, w jego życiu zaczyna panować chaos. To, co dzisiaj obowiązuje, jutro może przestać być ważne i na odwrót. Absoluty istnieją. 12 kroków AA jest absolutem. Nigdy się nie zmieniły i nigdy się nie zmienią. Fakty o Bogu to też absolut. Bóg dał nam prawa natury, które są absolutem. Prawa moralne możemy natomiast sobie wybierać, bo mamy wolną wolę. Ale trzeba nauczyć się rozróżniać dobro i zło. To jest dobro. To jest zło. Mogę wybrać zło, chociaż wpędzi mnie ono w nieszczęście. Ale mogę.
W.O.: Słyszałem, że księżom katolikom trudno zrozumieć alkoholizm.
J.C.M.: Tak, bo przez wiele lat studiują teologię opartą na moralnym rozróżnieniu dobra i zła. Widzą, tak samo zresztą jak inni, w jaki sposób alkoholicy czy pijacy postępują. Oceniają ich po uczynkach, nie rozumiejąc przymusu picia, który dyktuje im te uczynki.
W.O.: Widzą i potępiają grzesznika?
J.C.M.: Potępiają także grzeszne zachowania. Mówią takiemu: „To, co zrobiłeś, jest złe”, ale kłopot w tym, że facet może tego nawet nie pamiętać! Nie chcę wcale powiedzieć, że bez alkoholu my już nic złego nie robimy. Nieprawda. Upijanie się pogłębia po prostu nasze niemoralne zachowanie. Program AA to terapia uwzględniająca moralność. Czwarty krok mówi: „Zrobiliśmy gruntowny i odważny obrachunek moralny” – każde słowo jest tu ważne, ale najważniejsze jest słowo „moralny”. Tak, żeby rozpoznać, co w moich uczynkach było zgodne z moralnością, a co nie, albo mówiąc prostym językiem, co było dobre, a co złe. Muszę to wiedzieć po to, żeby dalej kierować się w życiu dążeniem do dobra.
Nie jestem odpowiedzialny za to, że mam chorobę alkoholową – przecież nie zaplanowałem sobie tej choroby. Ale za to, co robiłem, robię i będę robić, ponoszę odpowiedzialność.
W.O.: Jeżeli ten moralny aspekt jest tak ważny, to chyba uzależnionym duchownym musi być bardzo trudno odzyskać zdrowie?
J.C.M.: Nie. Tak jak wszyscy, księża alkoholicy też najpierw muszą wytrzeźwieć, nauczyć się żyć bez alkoholu. Gdy nauczą się innych sposobów radzenia sobie z uczuciami, emocjami, stresami, nudą, samotnością niż za pomocą uciekania w alkohol – to wtedy, znowu tak samo jak inni, otworzą sobie drogę do powrotu do duchowości i służby bożej. Nie na odwrót.
W.O.: Co jest szczególnego lub niezwykłego w alkoholizmie księży?
J.C.M.: To samo, co w alkoholizmie pisarzy. Też muszą się leczyć.
W.O.: Czy to znaczy, że księdzu alkoholikowi nie wystarczy klęczeć i modlić się, by odzyskać trzeźwość?
J,C,M,: Nie, bo przecież kiedyś klęczał i modlił się, a mimo to szukał czegoś w alkoholu, skoro się uzależnił. Uzależnienie to choroba, na którą zapadają również osoby duchowne. Dlaczego nie mielibyśmy ich leczyć? Czy są gorsi od innych?
Czy modlitwa uleczy raka? Pomoże, owszem, ale jeżeli wstąpisz do kościoła po drodze do onkologa. Czy modlitwa uleczy ból zęba? Owszem, jak pomodlisz się, siedząc już w fotelu dentystycznym. Sposobem leczenia zębów jest stomatologia. Sposobem na zapalenie wyrostka robaczkowego jest chirurgia. Dla mnie sposobem leczenia alkoholizmu jest AA, terapia, pomoc specjalistyczna. Tu nie ma wyboru – leczyć się czy modlić. Najlepiej to łączyć.
W.O.: Ksiądz powiedział, że sposobem na alkoholizm jest AA. Ale przecież istnieją też inne metody niż AA – czysto medyczne, psychiatryczne itp.
J.C.M.: One są wtórne. Żeby pomógł psycholog lub psychiatra, pacjent musi być trzeźwy. Najpierw alkoholik musi otrzeźwieć.
W.O.: A potem mogą mu pomóc psychiatra i psycholog?
J.C.M.: Oczywiście, że tak. Najlepiej wszakże, jeżeli jedni na drugich się nie boczą i nie patrzą sobie nawzajem na ręce, podejrzewając o szarlatanerię, tylko zgodnie współpracują ze sobą.
Rozmowa z Josephem C. Martinem, Choroba i odpowiedzialność, „ArkA” 1994, nr 11.
Każdy człowiek jest innyROZMOWA Z TERENCE’EM T. GORSKIM
Terence T. Gorski jest jednym z najpoważniejszych autorytetów w dziedzinie leczenia alkoholizmu na świecie, twórcą metody zapobiegania nawrotom choroby, współautorem bestsellera Jak wytrwać w trzeźwości?, której polski przekład miał już kilka wydań. Gorski jest również autorem zbioru ćwiczeń służących zapobieganiu nawrotom oraz książki Passages through Recovery. An Action Plan for Preventing Relapse [Droga ku wyzdrowieniu. Plan działań zapobiegających nawrotom, Hazelden 1989]. W 1993 roku Terence T. Gorski podsumował swoje badania i doświadczenia kliniczne w książce Keeping the Balance. A psychospiritual Model of Growth and Development [Trwanie w równowadze. Psychologiczny i duchowy model rozwoju]. W kwietniu 1994 roku na zaproszenie Komisji Edukacji w Dziedzinie Alkoholizmu i Innych Uzależnień odwiedził Polskę. Przed przyjazdem do Polski udzielił w Chicago następującej wypowiedzi dla kwartalnika „ArkA”.
Wiktor Osiatyński: Jaki jest cel pańskiej podróży do Polski?
Terence T. Gorski: Przede wszystkim chcę zobaczyć na własne oczy, jak wygląda ruch wyprowadzania z uzależnień w Polsce. Chcę się spotkać z ludźmi powracającymi do zdrowia i samemu poczuć, jak oni zdrowieją. Chociaż powrót do zdrowia odbywa się pojedynczo, jeden chory na raz, to jednak prawdziwe ozdrowienie zaczyna się wtedy, gdy ludzie pracują razem nad swoją trzeźwością w grupach. Chciałbym też zastanowić się wspólnie z waszymi specjalistami, czy istnieje potrzeba i możliwość przeniesienia do Polski naszych metod oraz programów szkolenia w zakresie zapobiegania nawrotom choroby, tak by stały się one częścią polskiego systemu leczenia.
W.O.: Czy to w ogóle można przenieść do kraju o innej kulturze?
T.T.G.: Nasze doświadczenia z innych krajów sugerują, że można. W zeszłym roku zapoczątkowaliśmy w Skandynawii doroczną Szkołę Zapobiegania Nawrotom. Marzyłbym, żeby pomóc wam założyć polską szkołę, której absolwenci uzyskiwaliby dyplom w specjalności zapobiegania nawrotom choroby. Chciałbym, żeby w szkole tej jak najszybciej mogli uczyć najlepsi polscy specjaliści, których moglibyśmy najpierw przeszkolić w Polsce i u nas w Illinois.
W.O.: Na czym to szkolenie ma polegać? A raczej, czym będzie się różnić od innych szkoleń w zakresie leczenia uzależnień?
T.T.G.: Tym, że nasz program jest skierowany na zapobieganie nawrotom, a nie tylko na samo leczenie.
W.O.: Jaka jest różnica między programem zapobiegania nawrotom, który pan proponuje, a zwykłymi metodami leczenia alkoholizmu opartymi na 12 krokach?
T.T.G.: Radzenie sobie z nawrotami choroby jest nastawione na tych, którzy nie mogą utrzymać trzeźwości pomimo przejścia profesjonalnego leczenia, uczestnictwa w AA i innych programach 12 kroków. Z jakiegoś powodu im to nie wystarcza i mimo wielokrotnych prób, często wielu kuracji odwykowych, wciąż powracają do picia. W rozdziale piątym Wielkiej księgi Anonimowych Alkoholików mówi się o nich jako „niezdolnych ze swej natury” do przerabiania programu AA. My chcemy stworzyć specjalny program leczenia dla tych ludzi i uczyć ich takich umiejętności życia w trzeźwości i zdrowienia, by mogli z powodzeniem korzystać z AA.
W.O.: Jakie są te szczególne umiejętności?
T.T.G.: Zapobieganie nawrotom składa się z czterech etapów. Po pierwsze, rozpoznanie, jakie problemy powodują nawroty. Po drugie, rozpoznanie sygnałów ostrzegawczych, co pozwala na określenie dokładnego biegu wydarzeń, które prowadzą do zapicia. Po trzecie, reagowanie na sygnały ostrzegawcze; w tym zakresie uczymy pacjentów radzenia sobie z sytuacjami, zachowaniami, myślami i emocjami, które zagrażają trzeźwości. I wreszcie po czwarte, uczymy naszych pacjentów, jak wbudować program zdrowienia w ich życie tak, by trzeźwe życie było przyjemne i miało sens.
W.O.: Jak skuteczny jest ten program w Chicago?
T.T.G.: Jest on stosowany z powodzeniem nie tylko w Chicago, ale także w wielu innych ośrodkach w Ameryce. W kierowanym przez ojca Martina ośrodku Ashley przeprowadzono badania skuteczności; okazało się, że po roku trzeźwość zachowywał taki sam procent (około 60) uczestników programu zapobiegania nawrotom, jak ludzi, którzy po raz pierwszy przechodzili leczenie. A przecież w programie nawrotów byli ludzie, którzy poprzednio wielokrotnie zapijali.
W.O.: Na czym ten program polega? Czy jego uczestnicy ponownie przerabiają pierwszy krok AA?
T.T.G.: Nie. Uczą się tego, jak uniknąć zapicia. Bo leczenie ma dwa cele. Pierwszy to nauczyć pacjenta, jak przestać pić lub zażywać, a drugi, nauczyć go, jak wytrwać w trzeźwości.
W.O.: Ale ja zawsze słyszałem, że ludzie zapijają, bo nie zrobili należycie pierwszego kroku: „Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu i że przestaliśmy kierować własnym życiem”. A zatem ten, kto zapił, powinien raz jeszcze zrobić pierwszy krok, bo poprzednio nie uznał swojej bezsilności wobec alkoholu. Z tego, co Pan mówi, można wnioskować, że ludzie zapijają z innych powodów? Zapijają dlatego, że podczas trzeźwienia nie nauczyli się elementarnych umiejętności życiowych, które utracili w okresie picia albo – zwłaszcza jeśli wyrastali w dysfunkcjonalnej rodzinie – nie mieli ich nigdy.
T.T.G.: Dokładnie tak jest. Ograniczenie przyczyn zapicia do nieodpowiedniego przerobienia pierwszego kroku to dość częsty błąd. Oczywiście to prawda, że jeśli ktoś nie zrobi dobrze pierwszego kroku, to najprawdopodobniej zapije. Bo jeśli ktoś nie wierzy, że jest alkoholikiem i że nie może bezpiecznie używać alkoholu lub narkotyków, to nie ma powodu pozostawać w trzeźwości. Taki ktoś powie: „Owszem, miałem problem w przeszłości, ale teraz już jestem wyleczony. Ale mam już pół roku, a może nawet rok bez problemu, więc teraz uda mi się radzić sobie z problemem”. I zapija.
W.O.: Czy wtedy powinien znowu przerobić pierwszy krok?
T.T.G.: Oczywiście. Ale są również ludzie, którzy zrobili pierwszy krok, i to bardzo dobrze. Wiedzą ponad wszelką wątpliwość, że są uzależnieni od alkoholu lub narkotyków i chcą zachować trzeźwość. Często przeszli kurację, chodzą do AA i mają motywację do wyzdrowienia. Powstaje pytanie, co powoduje, że zapijają. Tym powodem jest ból i cierpienie związane z problemami, jakie niesie dla nich normalne życie w trzeźwości. Gdy ten wewnętrzny ból narasta, człowiek znajduje się pod wpływem stresu i traci zdolność jasnego myślenia. Wtedy zaczyna popełniać błędy życiowe. Znów przestaje kierować własnym życiem, tym razem już w trzeźwości. Stara się uporządkować życie, ale stres i zmęczenie umysłowe mu na to nie pozwalają.
W.O.: Skąd bierze się to zmęczenie umysłowe?
T.T.G.: Przecież alkohol i narkotyki uszkadzają mózg w sposób nieodwracalny. Toteż nawet w trzeźwości nigdy nie wraca on do normy do końca. Może funkcjonować względnie dobrze tylko w warunkach niewielkiego stresu, odpowiedniej diety i uregulowanego trybu życia. Mózg alkoholika przypomina urządzenie elektryczne, które jest trochę uszkodzone. Na niskich obrotach działa nieźle, ale gdy zanadto się je podkręci, zaczyna iskrzyć, syczeć i trzaskać. Podobnie alkoholik musi utrzymywać napięcie w swoim mózgu na niskim poziomie.
W.O.: Albo stosuje sztuczne środki radzenia sobie ze stresem?
T.T.G.: Tak, ale to nie od razu musi być alkohol czy narkotyk. Najczęściej najpierw są to nikotyna, kofeina i cukier. One są szczególnie niebezpieczne w zdrowieniu.
W.O.: Dlaczego?
T.T.G.: Z trzech powodów. Po pierwsze, same z siebie zwiększają poziom stresu. Po drugie, kofeina i nikotyna są środkami pobudzającymi, toteż utrudniają proces leczenia się mózgu po zniszczeniach dokonanych przez alkohol i narkotyki. Po trzecie, wszystkie te środki zmieniają nastrój. Nie są tak silne jak inne narkotyki, ale za każdym razem, gdy zapalam papierosa, podnoszę poziom amfetaminy w mózgu. A gdy wypijam kawę, też doznaję pobudzenia. To pobudzenie traktuję jako środek odsuwania bólu. Toteż zamiast rozwiązać trudny dla mnie problem, wypijam dwadzieścia filiżanek kawy dziennie, wypalam paczkę papierosów, a jeśli to nie pomaga, objadam się, zwłaszcza słodyczami. Co prawda łagodzi to cierpienie, ale kosztem dalszego osłabienia mózgu, choćby z powodu jego nieodpowiedniego odżywiania.
W.O.: W jakim momencie cały ten proces nawrotu się zaczyna?
T.T.G.: Najczęściej dość wcześnie, na długo przedtem zanim sięgnę po kieliszek. Po wytrzeźwieniu zaczynam funkcjonować lepiej, niż kiedy piłem. Ale jeszcze nie umiem normalnie żyć. Pojawiają się problemy, które sprawiają mi trudność. Poziom stresu podnosi się. Mózg się zamyka. Wtedy już mi trudniej precyzyjnie myśleć. Gdy procesy myślowe ulegają zamąceniu, podejmuję niewłaściwe decyzje i zaczynam gorzej myśleć o sobie. Wydaje mi się, że powinienem sobie radzić lepiej, bo przecież zawsze sobie radziłem, a teraz przecież na dodatek jestem trzeźwy. Zaczynam myśleć, że jestem szalony, że musi się dziać ze mną coś okropnego, nie wiem, co zrobić. Zazwyczaj w tej fazie ludzie jeszcze usilniej starają się uporządkować swoje życie. Ale im się to nie udaje, bo z powodu braku możliwości jasnego myślenia nie podejmują właściwych decyzji. To, co robią, tylko pogarsza sytuację. Wtedy jeszcze bardziej sami siebie oskarżają i potępiają, a to powiększa stres. Mózg zamyka się jeszcze bardziej, decyzje i działania są coraz gorsze, ta spirala sama się nakręca, aż w końcu człowiek zaczyna myśleć, że ma tylko trzy wyjścia: oszaleć, popełnić samobójstwo albo się napić. Która z tych możliwości jest najlepsza?
W.O.: Napić się. Nie wiem zresztą, czy najlepsza, ale w każdym razie nieostateczna. Chociaż jest jeszcze lepsza – pójść do pana na kurację zapobiegania nawrotom. Czego tam uczycie?
T.T.G.: Przede wszystkim tego, jak rozpoznać własną, niepowtarzalną kolejność zdarzeń, które prowadzą od stabilnego, zrównoważonego zdrowienia z powrotem do zapicia lub użycia narkotyków. Gdy nauczymy się rozpoznawać krytyczne sygnały ostrzegawcze, cały proces może zostać powstrzymany. Bo wtedy można się nauczyć, jak sobie radzić z sytuacjami zagrożeń, jak lepiej myśleć i pogodzić się z bolesnymi uczuciami czy emocjami, jak po nowemu postępować, by przerwać błędny krąg i nie musieć wracać do alkoholu lub narkotyku.
W.O.: Znalazł pan trzydzieści siedem sygnałów ostrzegawczych, zapowiadających początek całego cyklu. Czy one są uniwersalne? Czy występują u każdego?
T.T.G.: Nie. Sygnały ostrzegawcze są jak odciski palców. Każdy ma jakieś odciski palców, ale u każdego są one inne. Podobnie też alkoholik doświadcza sygnałów ostrzegawczych, które za każdym razem są nieco inne. Toteż zdrowienie z nawrotów polega między innymi na tym, by każdy określił swoje własne sygnały ostrzegawcze, wtedy przestaną być źródłem cierpienia, a staną się niezwykle ważną informacją, bo od niej może zależeć trzeźwość i życie człowieka.
Rozmowa z Terence’em T. Gorskim, Każdy człowiek jest inny, „ArkA”