Strona główna » Obyczajowe i romanse » Gdy powrócił spokój

Gdy powrócił spokój

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-66201-78-1

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Gdy powrócił spokój

O spokoju marzy każde z trojga przyjaciół: Marcelina, Magda i Emil. Wszyscy zostali poturbowani przez los. Po wcześniejszych próbach Marceliny i Magdy rozliczenia przeszłości, tym razem to Emil budzi demony. Podejmuje trud rozwikłania zagadki śmierci przyjaciela. Nie cofnie się przed niczym, by wreszcie odkryć prawdę. Kolejne sekrety łączy w logiczną całość. Komuś jednak bardzo zależy na tym, by tajemnice nie ujrzały światła dziennego.
Czy Emil zdoła odsłonić wszystkie karty i cieszyć się gorzkim smakiem zwycięstwa? Gdy powrócił spokój to ostatnia część trylogii. Każdy tom poświęcony jest rozterkom innej osoby w związku z wydarzeniami z czasów liceum, gdy tworzyli zgraną grupę z nadzieją patrzącą w przyszłość.
Polecamy wcześniejsze książki: Gdy opadły emocje i Gdy nadeszło życie.

Polecane książki

Niniejsza publikacja jest efektem drugiego etapu badań dotyczących współpracy i konkurencji w gminach, zrealizowanego w latach 2011−2013 w ramach projektu „Władza lokalna między państwem, społeczeństwem i rynkiem. Współpraca i konkurencja”. Zawiera wyniki pogłębionych badań w gminach województwa łód...
Papua-Nowa Gwinea to jedno z ostatnich miejsc na Ziemi, gdzie zachowały się jeszcze pierwotne społeczności, gdzie wciąż jeszcze żyją dzikie plemiona, z których część nie ma żadnego kontaktu ze współczesną cywilizacją. Niezwykle bogaty etnograficznie obszar to kraj w ogromnej części...
Z domu do pracy, z pracy do domu. Dodajmy, do domu, w którym czeka tylko kot i obiad z mrożonki. Oto kwintesencja życia Martyny. Czy spotkanie Adama, pierwszej miłości z licealnych czasów, będzie tylko drobną odskocznią od nudnej codzienności, czy okaże się prawdziwą rewolucją?Jeśli lubisz nad książ...
W publikacji są opisane szczególne przypadki rozliczenia zakupów firmowych, takich jak nabycie towarów i usług dla pracowników, czy w celach promocyjnych. Przedstawiamy także zasady rozliczenia VAT od paliwa oraz od zakupu, czy budowy środków trwałych. ...
"Czy odkrycie zdrady, rozwód i brak pracy to koniec?A może to początek nowego życia?Wiki,  bohaterka powieści Anny Kacperskiej, ma trzech synów, męża i czuje się całkiem szczęśliwa. Do czasu, gdy dowiaduje się, że nie jest tą jedyną... Po rozstaniu z szukającym wrażeń mężem, niczy...
Niniejszy poradnik do gry Mortal Kombat X omawia najważniejsze funkcje gry i pomaga w poznaniu jej podstaw. Pierwszy rozdział tego poradnika zawiera słowniczek dzięki któremu gracz będzie mógł zapoznać się z obowiązującym w grze słownictwem, zwrotami i skrótami. Rozdział drugi w szczegółowy sposób o...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Aneta Krasińska

Wszystkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej książki nie może być reprodukowana w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób bez pisemnej zgody wydawcy.

Projekt okładki i stron tytułowych

Ilona Gostyńska-Rymkiewicz

Zdjęcia na okładce

© zinkevych | stock.adobe.com

© Fernando | stock.adobe.com

Redakcja

Justyna Nosal-Bartniczuk

Redakcja techniczna, skład, łamanie oraz opracowanie wersji elektronicznej

Grzegorz Bociek

Korekta

Barbara Kaszubowska

Niniejsza powieść to fikcja literacka. Jakiekolwiek podobieństwo do wydarzeń lub postaci autentycznych jest zupełnie przypadkowe.

Wydanie I, Katowice2019

Wydawnictwo Szara Godzina s.c.

biuro@szaragodzina.pl

www.szaragodzina.pl

Dystrybucja wersji drukowanej: DICTUM Sp. z o.o.

ul. Kabaretowa 21, 01-942 Warszawa

tel. 22-663-98-13, fax 22-663-98-12

dystrybucja@dictum.pl

www.dictum.pl

© Copyright by Wydawnictwo Szara Godzina s.c., 2018

ISBN 978-83-66201-78-1

Rozdział 1

Białe, nastroszone obłoki falowały w dole niczym trampolina mająca za chwilę wynieść skoczka hen wysoko w przestrzeń. Oślepiające promienie wpadły przez niewielkie prostokątne okno. Ledwie widoczne drobinki kurzu tańczyły w rytm silników pracujących na najwyższych obrotach. Ich dźwięk, choć nie był zbyt głośny, to po blisko czterech godzinach lotu stawał się bolesny dla uszu. Jednostajny warkot silników niemal wwiercał się w umysły podróżnych lecących z Kataru.

Emil znalazł się w gorszym położeniu niż większość pasażerów, gdyż jego podróż trwała niemal dobę. Z Sydney wyruszył w piątek przed południem. Ponad trzygodzinny postój w Katarze umożliwił mu odświeżenie się w toalecie na lotnisku i porządne śniadanie w jednym z kilkunastu okazałych barów. O dziewiątej z minutami wystartował w dalszą podróż. W lipcu niebo nad Doha zasnuwają spaliny samolotów. Szlak transportowy jest przepełniony po brzegi, dlatego dopiero nad Morzem Śródziemnym powietrze stało się idealnie przejrzyste.

Odkąd Kalinowski zamieszkał w Australii, często podróżował w głąb lądu, by poznać dziką naturę. Ta ogromna, niezamieszkana przestrzeń dawała mu energię, której tak bardzo potrzebował, by zachować świeżość umysłu i otwartość na nowatorskie rozwiązania, których oczekiwali prezesi koncernu rolniczego. Od kilku lat sukcesywnie piął się po szczeblach kariery. Jego praca miała swoje zalety. Mógł wyjechać na farmę odległą od miasta o kilkadziesiąt mil i w spokoju obserwować rutynę w gospodarstwie, by później przelać na papier wizję udogodnień w pracy na roli.

Emil przez dłuższą chwilę wpatrywał się w przestrzeń, lecz jego wzrok zdawał się nieruchomy. Mężczyzna myślami był daleko od miejsca, w którym wciąż tkwiło jego ciało. Chciał już znaleźć się na miejscu, a jednocześnie czuł jakieś wewnętrzne napięcie. Ta świadomość nie pomagała mu w odpoczynku. Wprawdzie nocą się zdrzemnął i nawet nie poczuł, gdy któraś z jednakowo wyglądających stewardes delikatnie okryła go kocem, lecz nie mogło się to równać z wygodnym łóżkiem, które pozostawił w Australii.

Do tej podróży przygotowywał się od roku. I choć nie wiedział, kiedy dokładnie nastąpi, to robił wszystko, by ją przyspieszyć. Miał cel, a w zasadzie dwa cenne powody, by znowu pojawić się w Polsce, spotkać ze znajomymi ze szkolnej ławy i… O tym na razie nie mógł myśleć. Nie znał jeszcze kilku ważnych elementów układanki, którą od ponad dwunastu miesięcy starał się poskładać. Był bliski rozwiązania. Nie mógł sobie teraz pozwolić na to, by wszystko zaprzepaścić jednym nieprzemyślanym ruchem.

Chłód klimatyzacji sprawił, że Emil odwinął rękawy dżinsowej koszuli, którą włożył na lotnisku w Doha. Marzeniem była ciepła kąpiel, ale na to musiał zaczekać, aż dotrze do hotelu. Palcami przeczesał włosy, które ostatnio nieco zapuścił. Koleżanka z pracy powiedziała mu, że w tej fryzurze wygląda niczym TomCruise. Uśmiechnął się na to wspomnienie. Miał pewne obiekcje co do długości swoich włosów. Wolał, gdy były krótko przycięte. Nie lubił tracić czasu na ślęczenie przed lustrem i zaczesywanie niesfornych kosmyków. Ostatnio jednak wprowadził wiele zmian, dlatego kiedy jak co miesiąc zjawił się u fryzjera, dał mu się namówić na rewolucję. Przez kilkanaście tygodni nie mógł się przyzwyczaić, że oprócz przeczesania włosów po porannym prysznicu trzeba nałożyć na nie piankę i je poczochrać, by wyglądały naturalnie. Zaskoczony odnosił wrażenie, że rzeczywiście zmiana podoba się kobietom. Wprawdzie nigdy nie narzekał na brak zainteresowania ze strony płci przeciwnej, ale teraz odczuwał je nieco mocniej. A może to tylko jego wyobraźnia, która co i rusz go zaskakiwała?

Głośno westchnął, ściągając na siebie wzrok siedzącego obok mężczyzny. Odkąd usiedli na swoich miejscach, sąsiad próbował nawiązać z nim kontakt. Emil jednak nie tęsknił za rozmową z nieznajomym, którego najprawdopodobniej już nigdy nie spotka, dlatego grzecznie zbył intruza, twierdząc, że chce się zdrzemnąć. Ale teraz, gdy już od kilkunastu minut miał otwarte oczy, nie mógł pozbyć się wrażenia, że jest obserwowany. Odwrócił się w stronę sąsiada i lekko się uśmiechnął, gdy ich wzrok się skrzyżował.

– Już bliżej niż dalej – odezwał się starszy jegomość w białej koszuli, która pomimo podróży nie zdradzała oznak nadmiernego eksploatowania.

Emil uprzejmie kiwnął głową i już zamierzał się odwrócić w stronę okna, gdy mężczyzna dodał:

– Za chwilę będziemy w Polsce.

Kalinowskiego zelektryzował ten głos. Emocje niemal zawisły nad ich głowami. Współpasażer uśmiechał się w wyjątkowy sposób. W jego oczach można było dostrzec szczerość i nieskrępowany entuzjazm. Emil odruchowo przejechał dłonią po brodzie. Niedawno obchodził czterdzieste urodziny, ale czasem miał wrażenie, jakby jego umysł był o drugie tyle lat starszy.

Kilka miesięcy temu, gdy pomyślał o zbliżających się urodzinach, stwierdził, że absolutnie nikomu się do tego nie przyzna. Tyle tylko, że jego współpracownicy mieli zupełnie inne zdanie na ten temat. W pracy spędzali dużo czasu, więc doskonale znali daty swoich urodzin. Niewiele myśląc, jego asystentka skrzyknęła zespół i przygotowali przyjęcie niespodziankę w pobliskim barze, do którego chętnie wyskakiwali na lunch. Najpierw się wkurzył, ale kiedy wszyscy wokół śmiali się, gratulowali mu i wręczali zaskakująco sprośne prezenty, stwierdził, że nie ma wyjścia. Kiedy już trochę się znieczulił drinkami, przemknęła mu myśl, że gdyby nie to przyjęcie, najprawdopodobniej siedziałby teraz przed telewizorem i samotnie oglądał jeden z programów kabaretowych. Tylko po to miał telewizor. Sam raczej określiłby się mianem smutasa, ale uwielbiał podziwiać poczucie humoru u innych. I nie miało znaczenia, czy żartują po polsku, czy po angielsku. Spontaniczny śmiech publiczności sprawiał mu przyjemność. Miał wrażenie, jakby jego napięte nerwy rozluźniały się, głowa stawała się znacznie lżejsza, a wokół zaczynało pachnieć radością. Pamiętał ten zapach z młodości, gdy wszystko było proste, a w głowie roiło się od planów, których nic nie ograniczało.

Niespodziewanie odwzajemnił uśmiech.

– Chyba bardzo się pan cieszy z powrotu? – spytał, z uznaniem kiwając głową.

– Bardzo? To mało powiedziane! – Mężczyzna rozpromienił się jeszcze mocniej, pokazując nadzwyczaj proste uzębienie. – Panie, to chyba sen…

Emil przymrużył oczy i mocniej przekręcił się w prawo.

– Aż tak? – spytał zaintrygowany.

– Pamiętasz pan powódź w dziewięćdziesiątym siódmym? – zagadnął nieznajomy ni z tego, ni z owego.

Tamtego lata myśli Emila pochłaniały plany wyjazdu na drugi kraniec świata, a skoro jego rodzinny Żyrardów nie był zagrożony, to nie widział potrzeby zaśmiecać sobie tym myśli. Wprawdzie kojarzył, że matka organizowała wśród znajomych zbiórkę odzieży, w czym znacznie pomogła jej Maria Witczak, której garderoba zawsze pękała w szwach. Ta kobieta nigdy nie narzekała na nadmiar miejsca w szafie. Swoją drogą dziwne, że Marcelina nie poszła w ślady rodzicielki.

Doskonale pamiętał spotkanie na przyjęciu z okazji dwudziestolecia matury. Marcelina zaskoczyła go naturalnością. Nie lubił, gdy kobiety doklejały sztuczne rzęsy czy wstrzykiwały botoks, udając, że natura je tak hojnie obdarzyła. Marcelina była inna, zupełnie inna.

Z zamyślenia wyrwał go głos sąsiada.

– Mieszkałem na południu Polski i kiedy pobliski potok, w którym latem dzieciaki brodziły, zamienił się w rwącą rzekę, zabierając zwierzęta gospodarskie, większość sprzętów, niektóre meble i ubrania, myślałem, że to kara, bo nigdy nie podobało mi się życie na wsi. Za każdym razem powtarzałem rodzicom, że chcę znaleźć pracę w mieście i tam zamieszkać – zawiesił głos, jakby przed oczami stanęła mu jedna z wielu kłótni odbywających się w jego rodzinnym domu. – To, co wtedy zobaczyłem, utwierdziło mnie w przekonaniu, że niczego tu się nie dorobię. Wyszedłem z domu tak, jak stałem, bo osobiste rzeczy popłynęły do Bałtyku. Pomyślałem, że jeśli nie teraz, to kiedy? Musiałem tylko wyrobić paszport, a że wszystkim zależało na tym, żeby jak najszybciej wyciszyć sprawę nieporadnych działań rządu, to każdy, kto chciał wyjechać na Zachód, miał ułatwione zadanie.

– I gdzie pan wylądował? – Emil z zainteresowaniem przypatrywał się rozmówcy, który wciąż się uśmiechał.

– Najpierw Niemcy, potem kilka lat w Szwajcarii, a ostatnio Bliski Wschód.

– I przez wszystkie te lata nie był pan w Polsce?

– Rodzice krótko po moim wyjeździe zginęli w wypadku samochodowym. Nie miałem nikogo innego, więc nic mnie tu nie ciągnęło.

– A teraz coś się zmieniło? – Kalinowski szeroko otworzył oczy, czekając na odpowiedź.

– Właśnie okazało się, że mam dziecko – powiedział, a jego twarz niemal promieniała szczęściem.

– Gratuluję. – Emil wygodniej usiadł w fotelu. Sam doskonale pamiętał, jakie emocje towarzyszyły mu w chwili, gdy dowiedział się o tym, że zostanie ojcem.

– Odnalazła mnie po dwudziestu latach – mówił, mocno gestykulując. – To chyba jakiś cud! Dasz pan wiarę?! Ja wyjechałem, a tu dzieciak mi się urodził! Moja dziewczyna była podła i nie pozwoliła jej się ze mną skontaktować, ale teraz, gdy córka jest pełnoletnia, to wzięła sprawy w swoje ręce i mnie wygooglowała.

Emil natychmiast przypomniał sobie ostatnie spotkanie z Adele.

***

Australijskie lato przychodzi w niezrozumiałej dla Europejczyków chwili. Gdy cały świat szykuje się do obchodów Bożego Narodzenia, tam właśnie zakwitają hibiskusy, storczyki i kocanki ogrodowe. Gdzie pośród tylu barw szukać nastroju świątecznego? Kto marzy o kolorowej choince? Chyba tylko Polacy przesiąknięci tradycją.

Emil początkowo starał się pamiętać o kulturze, z której się wywodził, ale kawalerskie życie, pogoda i otoczenie kompletnie temu nie sprzyjały. Nie spieszył się do domu na świąteczną kolację, bo mieszkał samotnie. Kobiety, nawet jeśli były w jego życiu, to żadnej oprócz Adele nie pozwolił się rozgościć na swojej kanapie.

W ostatnie Boże Narodzenie robił wszystko, by nie świętować. Do wieczora został w firmie i choć już od południa nie było w pracy nikogo, to wciąż miał tyle spraw do załatwienia, że nie znajdował chwili, by zerknąć za okno. Pewnie gdyby to zrobił, dostrzegłby wyjątkowo piękny zachód słońca. W mieście wśród prężących się do nieba budynków rzadko widać słońce, a co dopiero zachód. Kiedy jednak Emil wyszedł z pracy, dochodziła dwudziesta pierwsza. Zjechał na podziemny parking i wsiadł do jaguara. Powoli włączył się do ruchu, który niemal zamarł w mieście. O tej porze wszyscy siedzieli przy świątecznej kolacji. Na niego czekała mrożona lasagne i dietetyczna cola. Pozwalał sobie na odrobinę szaleństwa, a dzisiaj bądź co bądź było święto. Nacisnął pedał gazu, bo nagle poczuł doskwierający głód. Uzmysłowił sobie, że od wielu godzin niczego nie miał w ustach.

Wjechał na parking pod dziesięciopiętrowym apartamentowcem, postawił auto na właściwym miejscu i wsiadł do windy. Cichy dźwięk dzwonka obwieścił mu, że jest na miejscu. Metalowe drzwi otworzyły się, a jego oczom ukazała się skulona postać. Odruchowo podniosła głowę. Dopiero wtedy ją poznał. Jej smutne oczy wciąż były olśniewające. I choć na twarzy przybyło jej nieco zmarszczek, nadal mogła uchodzić za piękną kobietę. Zniszczona sukienka odsłaniała jej nagie opalone ramiona. W rękach ściskała gruby czerwony sweter, jakby zapomniała, że jest początek lata. Machnęła nim na powitanie i odezwała się:

– Hej.

– Hej – odpowiedział Emil, stojąc tuż przy niej.

– Już myślałam, że się stąd wyprowadziłeś.

– Nie lubię zmian – odparł, marszcząc czoło.

Na chwilę zapadła niezręczna cisza. Emil zastanawiał się, co powinien powiedzieć. Nie widzieli się od ośmiu lat. Czasem wysyłali do siebie krótkie esemesy, ale nie było w nich nic, co świadczyłoby o tym, że kiedyś próbowali stworzyć rodzinę.

– Musiałam cię zobaczyć – przerwała milczenie.

– Coś się stało? – Wyciągnął dłoń, by jej dotknąć, ale w ostatniej chwili się cofnął.

– Mary… – szepnęła, po czym mocno zacisnęła usta, jakby bała się powiedzieć coś więcej.

– Adele, nie rozumiem. – Nachylił się nad nią, lecz ona nie odpowiedziała. – Wejdźmy do środka.

Nie sprzeciwiała się. Przepuścił ją w drzwiach, po czym wziął od niej sweter i powiesił go w przedpokoju. Poprowadził ją do salonu, a sam wrócił i wyjął z lodówki sok pomarańczowy. Doskonale pamiętał, że go uwielbia. Nawet kiedy w ciąży miała po nim zgagę, nie zrezygnowała.

Ostrożnie posadził kobietę na kanapie i podał szklankę. Przez chwilę nie podnosiła wzroku. Dopiero gdy wszystko wypiła, odezwała się:

– Każdego roku w święta przyjeżdżam na grób mojej córki. Za każdym razem zanoszę jej bukiet i za każdym razem jestem druga. Nie zdarzyło się jeszcze, żeby wazon był pusty. Nie miałam nikogo bliskiego w mieście oprócz ciebie, więc choć nigdy nie spotkaliśmy się na cmentarzu, zakładam, że to ty przynosisz kwiaty dla Mary.

Wystarczyło wzruszenie ramion Emila. Teraz miała pewność, jak bardzo zraniła go blisko dziesięć lat temu i robiła to nadal.

– Wiem, że uważasz mnie za potwora. Jestem nim – powiedziała, nie podnosząc wzroku. – Taka właśnie jestem…

– Daj spokój – odezwał się i spróbował ją dotknąć.

Natychmiast zrobiła unik. W jej oczach dostrzegł strach.

– Jestem szmatą, która nigdy nie powinna się urodzić – mówiła, a jej głos stawał się coraz bardziej donośny. – Nie zasługuję na życie! Słyszysz?! – krzyczała. – Powinnam się zabić, ale jestem tchórzem! Jestem pieprzonym tchórzem, który nie potrafi zrobić niczego dobrze! – wrzeszczała, nie panując nad łzami cisnącymi się do oczu.

– Uspokój się. – Delikatnie nią potrząsnął, ale ona wciąż powtarzała obelgi pod swoim adresem. – Adele, co się z tobą dzieje? Proszę cię, porozmawiajmy. Niczego nie rozumiem.

Kobieta rzuciła się na kanapę i głośno szlochając, ukryła głowę pod poduszką. Najwidoczniej potrzebowała czasu. Emil usiadł tuż obok niej i gładził jej długie włosy, ale ani na moment nie zwróciła na niego uwagi.

– Zostań u mnie – poprosił. – Możesz spać w sypialni. Ja przenocuję tutaj.

Jedynie pokręciła głową. Jeszcze przez chwilę usiłował ją namówić, ale mur, który wokół siebie zbudowała, okazał się bardzo gruby. W końcu wziął koc i okrył ją. Sam wykończony rzucił się w sypialni na łóżko i zasnął. Nie miał siły myśleć o tym, co się wydarzyło.

Kiedy rano otworzył oczy, dochodziła dziewiąta. Najwidoczniej jego zmysł węchu zwariował, bo wszędzie czuł zapach świeżo zaparzonej kawy. Kiedy podniósł się z łóżka, dostrzegł, że wciąż ma na sobie wczorajsze ubrania. Dopiero wtedy przypomniał sobie awanturę i gościa śpiącego w salonie. Na palcach podszedł do drzwi i ostrożnie je uchylił. Nie słyszał niczego oprócz ciszy. Odczekał jeszcze chwilę, po czym ruszył do kuchni. Przy stole z głową wspartą na dłoniach siedziała Adele. Po wyrazie jej twarzy poznał, że nie wypoczęła tej nocy. Darował więc sobie pytanie o to, jak się miewa. Aromat kawy zachęcił go do tego, by usiadł naprzeciwko niej. Nalał sobie filiżankę parującego napoju i wpatrywał się w kobietę.

Adele powoli podniosła na niego wzrok. Jej usta były zaciśnięte, a na twarzy miała wypisany ból. Ostrożnie wyciągnęła do niego dłoń, ale nie odważyła się go dotknąć. Cofnęła rękę, znowu oparła na niej głowę i wpatrywała się w niego.

– Mary nie była twoja – szepnęła bez mrugnięcia okiem. Siedziała nieporuszona niczym posąg wyrzeźbiony w marmurze. Tylko unosząca się klatka piersiowa świadczyła o tym, że wciąż oddycha.

Emil początkowo nie zrozumiał jej słów, ale nie śmiał prosić, by powtórzyła, dlatego w myślach odtwarzał dźwięk. Tymczasem Adele powtórzyła głośniej:

– Mary nie była twoją córką.

Wreszcie po chwili udało mu się rozszyfrować znaczenie tego zdania.

Słowa wywołały w nim fizyczny ból. Miał wrażenie, jakby przestrzeń wokół wbijała mu się w skórę, chcąc przeniknąć do środka. Chciał krzyczeć, ale nie miał siły wydobyć głosu. Setki wspomnień związanych z krótkim życiem Mary uderzyły w niego z siłą huraganu. Czuł, jak każde z nich jest mu wydzierane przez Adele. Nienawidził jej ze wszystkich sił. Nienawidził chwili, gdy po raz pierwszy się do niego uśmiechnęła. Nienawidził siebie za to, że poszedł z nią do łóżka. Nienawidził losu, który tak z niego zakpił.

Wstał od stołu, z impetem przewracając krzesło.

– Emil…

Złapała go za rękaw, ale wyrwał się i poszedł do łazienki. Odruchowo odkręcił kran i napuścił wody do wanny. Kiedy się zanurzył, poczuł, jak bardzo był spięty. Wstrzymał powietrze i zanurkował. Woda natychmiast wlała mu się do nozdrzy. Słowa Adele odbijały się echem w wodzie. Zatkał uszy, ale nie pomogło. Wciąż słyszał jej szept. Czuł, że zaczyna brakować mu tchu. Zdawało mu się, jakby ktoś naciskał mu na płuca, które z każdą sekundą kurczyły się i coraz bardziej zapadały. Przed oczyma miał ciemność, którą rozjaśniało wspomnienie Mary. Przez tyle lat był przekonany, że to jego córka. Długo obwiniał się, że niedostatecznie mocno walczył o jej życie, i nagle bum. Wszystko się rozsypało. Przeszłość wyglądała zupełnie inaczej, niż ją dotychczas odbierał.

Nagły kaszel sprawił, że niemal natychmiast wynurzył się na powierzchnię. Jeszcze przez chwilę krztusił się, nerwowo nabierając powietrza. Powoli tętno się uspokajało, a serce wyrównało rytm. Nie mógł uciec od prawdy. Wiedział, że zasługuje na to, by ją usłyszeć. Umył się i wyszedł z wanny. Zarzucił szlafrok na mokre ciało i zaczesał włosy. Był gotów, by porozmawiać.

Adele wciąż siedziała w kuchni wpatrzona w przestrzeń. Zajął miejsce przed nią i spróbował uchwycić jej spojrzenie.

– Podobnie jak ciebie, tego chłopaka spotkałam w barze – tłumaczyła beznamiętnym głosem. – Wypił kilka piw. Podrywał mnie przez cały wieczór. Jego koledzy śmiali się, że w końcu znalazł dziewczynę, która nie bije butelką po głowie, tylko podaje mu w niej piwo. – Prawy kącik ust nieco drgnął na to wspomnienie. – Byłam rozgadana. Dopiero co wyrwałam się ze wsi i zaczęłam pracować w mieście. Marzenia się spełniły. W końcu stałam się niezależna od rodziców, którzy najchętniej wydaliby mnie za farmera i oczekiwali gromadki wnuków. Miałam inne plany. Wtedy wydawały mi się ambitne… – zawiesiła głos i sięgnęła po papierosy, które leżały na stoliku tuż przed nią. Zaciągnęła się. Kłęby dymu natychmiast uniosły się w powietrzu, mącąc jego przejrzystość. – Chłopak z baru zaproponował, że odprowadzi mnie do mieszkania wynajmowanego z kilkoma innymi dziewczynami, które też właśnie zaczęły pracę i nie miały kasy na samodzielny wynajem. Szliśmy przez park. Opowiadał mi o tym, że gra w zespole rockowym i w przyszłym tygodniu wyruszają w trasę do Ameryki. Byłam zafascynowana wszystkim, o czym mówił. To był wielki świat, o którym mogłam tylko pomarzyć. Żartował, że jeśli zechcę, znajdzie się dla mnie miejsce w chórku. Uwierzyłam, a później zatraciłam się w tej myśli. On chciał coraz więcej, a ja stawiałam coraz mniejszy opór. Wylądowaliśmy w jego mieszkaniu. Rano zamiast niego znalazłam w łóżku kartkę z pożegnaniem. Nie było w niej miejsca na postscriptum. Uciekłam. Błąkałam się po wąskich, zaśmieconych ulicach, zachodząc w głowę, jak mogłam być aż tak naiwna. Miesiąc później to pytanie powróciło ze zdwojoną siłą, i to w dosłownym tego słowa znaczeniu.

Emil zupełnie nieświadomie sięgnął po papierosa. Kilka razy go odpalał, ale miał z tym kłopot. Ostrożnie wyjęła z jego rąk zapalniczkę. Mężczyzna spróbował się zaciągnąć. Pamiętał, jak to robił, gdy jeszcze chodził do podstawówki. Wtedy jednak mógł jedynie pomarzyć o papierosach z filtrem. Dym drażnił jego podniebienie. Wreszcie zakrztusił się, usilnie próbując zaczerpnąć powietrza. Zgniótł papierosa i zmoczył wodą, po czym wrzucił go do śmietnika.

Przez dłuższą chwilę nerwowo przemierzał kuchnię, mierzwiąc włosy. Wreszcie ponownie usiadł naprzeciwko Adele i lustrował ją wzrokiem.

– I? – zapytał, a jego głos zdradzał strach.

– I pojawiłeś się ty – ciągnęła, a wyraz jej twarzy stał się łagodniejszy – elegancki, otwarty, życzliwy.

– Naiwny – dodał natychmiast.

– Nie – obruszyła się, a jej twarz spochmurniała. – Nie planowałam tego. Tamtego wieczoru dowiedziałam się o ciąży. Miałam nie przyjść do pracy. Byłam zrozpaczona, kiedy zadzwoniłam do szefa, ale ten nie chciał słuchać wymówek o złym samopoczuciu. Oświadczył, że jeśli się nie zjawię, to nie mam już u niego czego szukać. Zwlokłam się z łóżka i doczłapałam do baru. Wtedy przyszedłeś ze swoją ekipą. Widziałam, że wszyscy jesteście w dobrych nastrojach. Zazdrościłam wam tego. Po północy padałam z nóg, a wy nadal świętowaliście. Marzyłam o tym, by znaleźć się w łóżku. Pewnie nie pamiętasz, ale spytałeś mnie, czy nie przeszkadzacie.

Emil jedynie pokręcił głową. To było całe wieki temu, a morze alkoholu skumulowanego tego dnia w jego krwi na pewno osłabiło umiejętność kojarzenia faktów.

– Najchętniej wykopałabym wasze pijane tyłki na zewnątrz, ale mina szefa stojącego za barem sprawiła, że ten pomysł szybko mi wyparował. Z przyklejonym do twarzy uśmiechem biegałam wokół stolika, przynosząc kolejne drinki. O drugiej nad ranem dosłownie padałam na twarz i wtedy podszedłeś do mnie i spytałeś, czy możesz mnie odwieźć do domu. Uśmiechnęłam się. Chciałam wykrzyczeć ci prosto w twarz, że inny cwaniak był przed tobą, ale ty nie zaczekałeś na odpowiedź. Porwałeś mnie do tańca. Kątem oka obserwowałam szefa, ale nie miał nic przeciwko. Przytuliłeś mnie tak mocno, jak nikt wcześniej tego nie robił. Czułam twoje silne ramiona, a bijące od ciebie ciepło sprawiło mi nieopisaną rozkosz. Nie mogłam się od ciebie oderwać. Nie chciałam, aby piosenka kiedykolwiek się skończyła. Mogłam tkwić na parkiecie do rana. Już nie czułam zmęczenia – zamilkła. Miała wrażenie, że znowu słyszy te same dźwięki, co wtedy.

– Nie pamiętam – szepnął. – Niczego nie pamiętam.

– Wiem – westchnęła. Podniosła się i podeszła do okna. Patrzyła prosto w słońce, jakby to miała być dla niej dostateczna kara. – Uparłeś się, że odwieziesz mnie taksówką do domu. Mogłam się nie zgodzić, ale czekałby mnie samotny spacer późno w nocy, a w zasadzie wczesnym rankiem. Nie byłam głupia. Zgodziłam się.

– Ale obudziłem się w swoim pokoju hotelowym. – Przypomniał sobie.

– W ostatniej chwili zmieniłeś zdanie i podałeś taksówkarzowi adres hotelu, w którym się zatrzymaliście – wyjaśniała, odwracając się do niego. – Do niczego między nami nie doszło – oświadczyła, patrząc mu prosto w oczy.

Rozumiał wypowiadane przez nią słowa, ale bał się ich. Nie był w stanie znieść jej żałosnego wzroku. Nagle dostrzegł zgorzkniałą kobietę, która wyznaje swój największy grzech. Czego oczekiwała w zamian? Nie musiał pytać.

– Absolutnie do niczego – powtórzyła. – Rozumiesz?

Pokiwał głową. Zbielałe palce mocno zacisnął w pięści. By ukryć ich drżenie, oparł je na kolanach.

– Dlaczego? – zapytał, a jego głos przypominał echo wydobywające się z głębokiej studni.

– Bo jesteś porządnym gościem – odparła bez namysłu, po czym upadła na kolana, drżąc w spazmatycznym płaczu.

Przez chwilę siedział jak kamienny posąg, usiłując pojąć sens jej słów. To nie było jego dziecko, to nie była jego kobieta, ale jego życie. Jakim trzeba być człowiekiem, by zrobić coś podobnego?!

Nie miał pojęcia, kiedy zaczął szlochać. Gdy się ocknął, leżał na podłodze tuż obok śpiącej Adele. Nie obudził jej. Niemal bezszelestnie wstał i wyszedł z mieszkania. Nie zawracał sobie głowy zamykaniem drzwi na klucz. Niczym w transie szedł wzdłuż ulicy, którą doskonale znał. Przecinał kolejne skrzyżowania i parł do przodu. Majestatyczna brama wejściowa wzbudziła w nim nostalgię. Tyle razy ją mijał i zawsze czuł ogromny ciężar odpowiedzialności, której nie sprostał.

Skręcił w pierwszą alejkę po prawej stronie, by po chwili stanąć przy niewielkim granitowym nagrobku. Opuszkami dotknął wyrytego w kamieniu imienia. Mary – to była jego Mary i nic tego nie zmieni. Usiadł na niskiej ławeczce i schował twarz w dłoniach. Nie mógł zapomnieć, że ona tutaj leży. W pewnej chwili poczuł czyjąś dłoń na ramieniu. Odwrócił się.

– Wybacz mi… – odezwała się Adele.

***

Najwidoczniej pasażer od dłuższego czasu o czymś z przejęciem opowiadał, ale Emil był pochłonięty własnymi myślami, dlatego ponownie zapytał:

– Ma pan córkę?

– Dokładnie tak – odparł, nie kryjąc zdziwienia. – Przecież mówię panu, że jest śliczna i właśnie rozpoczyna studia na medycynie.

– To rzeczywiście niesamowite – odparł Emil bardziej przez grzeczność niż z zainteresowania.

Nagle poczuł zmęczenie, a może po prostu uświadomił sobie samotność. Zaciągnął roletę w oknie, bo słońce coraz bardziej go oślepiało. Zamierzał choć na chwilę zamknąć oczy. Odwrócił się w stronę szyby. Oparł głowę o fotel. Tego teraz potrzebował – spokoju. W tej samej chwili poczuł delikatne szturchnięcie. Ostrożnie otworzył jedno oko, ale to na nic się zdało, dlatego odwrócił głowę w stronę, skąd znowu usłyszał głos siedzącego obok mężczyzny. Jego wzrok był wyczekujący, jakby dopiero co zadał jakieś ważne pytanie i nie zamierzał zrezygnować z otrzymania odpowiedzi.

– Słucham? – spytał Emil, odruchowo głaszcząc niedawno przystrzyżoną brodę.

– Skąd wracasz pan do Polski? – powtórzył mężczyzna z lekką irytacją.

– Aż z Australii – wyjaśnił, wzruszając ramionami, jakby było to coś zupełnie oczywistego.

– Ooo! A myślałem, że to ja jestem obieżyświatem – podsumował, bardziej przysuwając się do swojego rozmówcy. – Co pan tam porabiasz?

– Pracuję, mieszkam, żyję – stwierdził wymijająco.

– A konkretnie? – dociekał.

Emil głośno westchnął. Miał inny pomysł na zakończenie tej podróży, ale najwidoczniej jego towarzysz nic sobie z tego nie robił. Wpatrywał się w niego, mocno wybałuszając oczy i co rusz oblizując spierzchnięte usta. Zaczynał irytować Kalinowskiego, dlatego ten bez ogródek zerknął na zegarek. Zanim wylądują, gość gotów go zamęczyć pytaniami. Znał takich rozmówców, dla których poszanowanie spokoju innych jest abstrakcją. Lepiej mieć to za sobą.

– Pracuję w Sydney w firmie zajmującej się projektowaniem i konstruowaniem maszyn rolniczych – zaczął.

– Nieźle. – Mężczyzna pokiwał głową z uznaniem. – To i kasa zupełnie inna niż w Polsce.

– Zupełnie – zgodził się.

– Jak się pracuje Polakowi po drugiej stronie globu?

– Dobrze – odparł Emil. – Bardzo dobrze – poprawił się i nabrał nieco więcej pewności siebie. – To taka kariera od pucybuta do szefa. Na początku nie było łatwo. Teraz mam zespół, z którym opracowuję projekty maszyn, a później czuwam nad konstrukcją prototypu.

– Ciekawe. – Rozmówca się zamyślił. – A dużo jest jeszcze do wymyślenia?

Emil spojrzał na niego z niedowierzaniem. To infantylne pytanie paradoksalnie zmusiło go do zastanowienia. Od kilku lat projektował maszyny rolnicze i dotychczas nie doszedł do stanu, w którym powiedziałby, że nie ma pomysłów. Im bardziej zagłębiał się w temat rolnictwa, tym większe potrzeby rynku dostrzegał. Kolejne rozwiązania przychodziły mu do głowy w najmniej spodziewanych momentach. Czy zatem kiedyś nastąpi kres rozwoju?

– Bardzo dużo… – odparł Emil, lekko uśmiechając się pod nosem.

– To i na zarobki pan nie narzekasz?

– Raczej nie – burknął, znowu poprawiając się w fotelu, jakby ten go uwierał.

– Wracać też pan nie masz po co – stwierdził pasażer.

– Chyba nie – odezwał się po dłuższej chwili namysłu. – Muszę coś wyjaśnić, i tyle.

– Też bym tu nie przyjechał, ale wiesz pan – nachylił się nad Emilem i szepnął: – rodzina jest najważniejsza.

Zapach taniej wody kolońskiej podrażnił zmysł powonienia Kalinowskiego. Nowobogackich Emil zawsze wyczuwał po zapachu. Sam, choć niemało zarabiał i żył na wysokim poziomie, nie ukrywał pochodzenia, co na ogół zjednywało mu ludzi. Już dawno odebrał gorzką lekcję, gdy szastał pieniędzmi na lewo i prawo. Adele szybko go dostrzegła i jeszcze szybciej wyczyściła jego konto. Zmaltretowany psychicznie tym związkiem, wyciągnął wnioski, choć najpierw musiał sięgnąć dna. Na szczęście przyszło przebudzenie.

– Rodzina… – urwał, myśląc o swojej córeczce, dla której zrobiłby dosłownie wszystko.

– Masz pan dzieci? – dociekał sąsiad.

Emil spojrzał na niego niewidzącym wzrokiem. Nie dostrzegł, że siedząca z drugiej strony mężczyzny młoda kobieta z zainteresowaniem zaczęła się przysłuchiwać ich rozmowie. Nagle miał wrażenie, jakby to było przesłuchanie. Natarczywe pytania zadawane przez policjantów po wypadku Roberta zdawały się równie bezcelowe. Nie rozumiał, dlaczego funkcjonariusze tyle czasu poświęcają przesłuchaniom wszystkich znajomych ofiary. Przecież zabójca albo zabójcy wciąż byli na wolności i nikt ich nie ścigał.

– Miałem – odparł cicho, po czym spuścił wzrok, jakby chcąc ukryć prawdziwe uczucia. Czy ten człowiek nie widzi, że przekracza granice? Emil czuł falę irytacji. Najchętniej wstałby i już więcej tu nie wrócił. – Przepraszam – odezwał się, przeciskając się do wyjścia. – Muszę do toalety.

Pasażer z wyrozumiałością pokiwał głową, po czym zwrócił się do siedzącej obok młodej kobiety i z wrodzonym sobie wdziękiem zapytał ją o plany związane z jej pobytem w Polsce. Pasażerka palcem popukała w trzymaną na kolanach książkę i nie odezwała się do niego, zatapiając się w lekturze.

Emil powolnym krokiem zmierzał w kierunku tylnej toalety, gdy rozbrzmiał głos pilota informujący o tym, że właśnie wlecieli w polską przestrzeń powietrzną. Na zewnątrz temperatura nie przekraczała dwudziestu pięciu stopni. Emil natychmiast przypomniał sobie, że w bagażu ma ciepłą kurtkę, w której wyjechał z Sydney. Zimę zamienił na słoneczne lato. To była wartość dodana tej eskapady. Uśmiechnął się, spoglądając przez okno. Jeszcze godzina i będzie na miejscu. Tylko co potem? Tak rozważając, wszedł do toalety. Chwilę później przesuwał się w stronę swojego miejsca. Z naprzeciwka podążała uśmiechniętastewardesa. Dostrzegł trzymany przez nią kolorowy katalog. Na ostatniej stronie znajdowało się zdjęcie bransoletki z kryształamiSwarovskiegoi ozdobnymi diamentowymi kulami. Przed oczyma stanęła mu osoba, która wyglądałaby absolutnie idealnie, nosząc taką biżuterię.

– Czy zdążę jeszcze coś kupić? – zapytał natychmiast.

– W zasadzie już skończyłam sprzedaż bezcłową… – odparła stewardesa.

– Nie zauważyłem – tłumaczył. – Czy mógłbym kupić tę bransoletkę? Jest wyjątkowa jak osoba, której chciałbym ją dać. – Uśmiechnął się, składając dłonie w błagalnym geście.

– Skoro to ktoś tak ważny, nie mam wyboru – zgodziła się i zawróciła po bransoletkę.

Emil wyjął portfel i podążył za kobietą. W uszach rozbrzmiewały mu jej słowa. Tak. Marcelina jest kimś ważnym. Zawsze tak było, tylko nie miał odwagi tego przyznać. Może tak jest łatwiej. Parł do przodu, starając się nie myśleć o przeszłości. Przecież to tylko młodzieńcza znajomość, która w pewnym momencie zaczęła wzbudzać w nim coraz więcej emocji. Czekał, nie mówiąc o niczym Marcelinie. Do czego to doprowadziło?

– Proszę. – Kobiecy głos wyrwał go z zamyślenia.

– Jestem pani bardzo wdzięczny – oświadczył, uśmiechając się. – To naprawdę wyjątkowa sytuacja i…

– Jest przepiękna. Aż zazdroszczę przyszłej właścicielce – rzekła, wydając mu resztę.

– Mam nadzieję, że będzie okazja, aby ją otrzymała – szepnął, jeszcze raz podziękował i wrócił na swoje miejsce.

Przez chwilę przypatrywał się niewielkiemu przedmiotowi, ale natarczywe spojrzenia sąsiada zmusiły go do szybkiego schowania bransoletki w kieszeni kurtki.

– Zamierzasz pan wrócić na stałe do Polski? – spytał pasażer z sąsiedniego fotela.

Od jakiegoś czasu to pytanie powracało do Emila jak bumerang. Początkowo miał zamiar wywrócić swój świat do góry nogami. Wystarczyłoby jedno słowo Marceliny, ale ona robiła wszystko, by go nie wypowiedzieć. Był przekonany, że w jej poukładanym życiu nie ma miejsca dla niego. Tym samym miał poczucie, jakby stracił ją po raz drugi, tyle że teraz był tego całkowicie świadomy. Co mógł zrobić? Nic. Zupełnie nic.

– Nie – odpowiedział twardo.

– Tam masz pan pracę i pozycję, a tu zaścianek Europy.

– Nie o to chodzi – obruszył się Emil. – Wszędzie można żyć. Mnie tu nic nie trzyma. Nic – dodał, ale jego głos nie zabrzmiał przekonująco.

– Na pewno?

– Zdecydowanie. – Tym razem postarał się wypaść bardziej wiarygodnie.

Nagle rozbrzmiał sygnał i lampka podświetlająca ikonę zapięcia pasów rozbłysła na czerwono.

– To już – westchnął mężczyzna z nadzieją w głosie.

– Już – powtórzył Emil niepewnie.

Powoli zapiął pasy, pod fotel wcisnął nieduży plecak, z którym podróżował, i podniósł roletę w oknie. Czas zakończyć to, co powinno być rozwiązane ponad dwadzieścia lat temu, a co wciąż nie dawało mu spokoju. Mógł się okłamywać i udawać, że chodzi tylko o Roberta. Rzeczywiście w ostatnim czasie wiele o nim myślał. Ułożył wiele elementów tej tragicznej układanki, ale w kilku miejscach wciąż były luki.

Rozdział 2

Szklane wysokie drzwi wreszcie się otworzyły. Tłum podróżnych wylał się tuż przed Marceliną, niemal ją tratując. Uważnie lustrowała twarze przybyłych. Nigdzie jednak nie dostrzegła osoby, na którą czekała. Wspięła się na palce. W tej chwili żałowała, że nie włożyła wyższych szpilek. Za sukces uznała fakt, że w ogóle zrezygnowała z obuwia na płaskim obcasie. Skłamałaby, twierdząc, że to jedynie jej zasługa.

Odkąd Amelia weszła, a w zasadzie wskoczyła w wiek dorastania, coraz częściej ingerowała w ubiór matki. Początkowo Marcelina przyjmowała rady córki z przymrużeniem oka, ale kiedy koleżanki w pracy zaczęły chwalić jej nowy image, stała się bardziej otwarta na sugestie nastolatki. W tym przypadku Amelia najwidoczniej odziedziczyła dobry gust i poczucie estetyki po chrzestnej. Pod tym względem Magda dla obydwu stanowiła wzór.

Marcelina spróbowała jeszcze mocniej się wychylić, ale stojący tuż przed nią barczysty mężczyzna skutecznie pozbawił ją tej możliwości. Entuzjastycznie wymachiwał długimi ramionami, jakby usiłował przygarnąć połowę podróżnych przybyłych z Kataru.

Marcelina zaczęła przepychać się w stronę wyjścia. Pomyślała, że wcześniej czy później Emil musi dotrzeć do tego miejsca. Nie myliła się. Kiedy stanęła przy metalowym słupku, wzdłuż którego biegła gruba taśma, dostrzegła go. Niemal w tym samym czasie wyłowił ją wzrokiem z tłumu. Pomachała, a on, zapominając, że trzyma w rękach walizkę i torbę, zamachnął się nimi. Irytacja na twarzy kroczącego przed nim starszego mężczyzny masującego obolałe ramię szybko ostudziła emocje i nakazała powściągliwość w okazywaniu uczuć.

– Nareszcie – odezwał się szczęśliwy, nachylając się, by pocałować Marcelinę.

Zapach jej perfum wypełnił jego nozdrza i zmącił myśli. Krzyki dochodzące z tłumu niemal go ogłuszały, a blask światła jarzeniowego raził, ale teraz nie było to istotne. Mógłby tak stać, nie bacząc na wszystko inne dookoła. Spokój. Wreszcie go poczuł. Nie miał pojęcia, jak to się stało. Jeszcze przed chwilą nie mógł poradzić sobie z natłokiem myśli.

– Cześć – odparła, muskając jego policzek. – Już myślałam, że mnie wystawiłeś i wyszedłeś przejściem dla VIP-ów. – Machnęła ręką i wzięła od niego zimową kurtkę, której nie zdołał upchnąć w walizce. – To w najbliższym czasie raczej ci się nie przyda – zażartowała.

– Jestem przygotowany na każdą ewentualność – wyjaśnił, gdy przeciskali się do drzwi. – Nie wiadomo, co się może wydarzyć.

– Aż tak? – Spojrzała z ukosa.

Jego twarz była spokojna, ale widać było na niej determinację do działania.