Strona główna » Obyczajowe i romanse » Gorące noce

Gorące noce

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-276-2204-4

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Gorące noce

Keith kochał tymczasowość. Zawsze czekał podekscytowany na kolejne wyzwanie, nigdzie nie zagrzewał miejsca. Cara była zmysłowa i podniecająca, miała jednak inne pragnienia i oczekiwania. Co taki facet jak on mógłby jej zaofiarować? Nic. On w rozjazdach, ona w domu? Nie miał doświadczenia w budowaniu związków, zawsze wolał być sam. Tak było łatwiej. Dobrze, że od początku zakładał, że to będzie tylko wakacyjny seks. Tylko dlaczego wspomnienie gorących nocy z Carą go nie opuszcza?

Polecane książki

Prezentowane w tomie rozważania ukazują czytelnikowi proces społecznej oraz mentalnej zmiany: kobiety wychodzące czasami z wielkim trudem, ale z niewątpliwymi sukcesami, od dotychczasowego zamknięcia w życiu prywatnym/rodzinie/domu ku sferze publicznej i politycznej, przekształcają strukturę i chara...
Obie niniejsze rozprawy, pomimo że powstały niezależnie od siebie, pod wpływem czynników zewnętrznych, uzupełniają się wzajemnie, tworząc system zasadniczych prawd etyki, w którym zapewne nikt nie zapozna postępu tej nauki, spoczywającej od pół wieku w zastoju. Jednakowoż żadna z nich nie mogła się ...
Tomik poetycki "Magister Bieda", to zbiór wierszy i wierszyków filozoficzno rozrywkowych, który ma nadzieję zwieńczyć powstający już kilka lat Technomoralitet Futurystyczny.Niewiele tu nowoczesnego podejścia do poezji, ale konsekwentna wrażliwość autora na problemy ducha w bieżącym materializmie mon...
Co zrobisz, gdy okaże się, że twoje życie na Ziemi jest tylko iluzją? Ogień strawił całe dotychczasowe życie Arlety. W wyniku tragicznego pożaru straciła wszystko, co uznawała za najważniejsze: dom, rodzinę, a nawet własne imię. Osamotniona i zrozpaczona dziewczyna dostaje jednak drugą szansę i tr...
Praca stanowi dogłębną i wnikliwą analizę problematyki odpowiedzialności cywilnej przewoźnika lotniczego w zakresie przewozu krajowego i międzynarodowego, m.in. w sposób szczegółowy przybliża i analizuje postanowienia konwencji montrealskiej, podpisanej 28 maja 1999 r., która reguluje najważniejsze ...
Roger Langford chce przekazać stanowisko prezesa firmy synowi, ale najpierw musi naprawić jego opinię nadszarpniętą przez skandal nagłośniony przez media. Adam nie chce być prezesem, ale zgadza się na kampanię wizerunkową, gdy się okazuje, że poprowadzi ją Melanie. Rok temu spędził z nią najwspa...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Kat Cantrell

Kat CantrellGorące noce

Tłumaczenie

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Nawet biegające po plaży ptaki mają lepiej od niej. No ale ona przyjechała na Turks i Caicos do pracy, a nie po to, by z półnagim opalonym przystojniakiem pluskać się w turkusowej wodzie. Była jedyną projektantką zaproszoną na trzydniowe targi ślubne. Miała nadzieję, że kiedy dwustu gości obejrzy jej bajeczne kreacje, firma Cara Chandler-Harris Designs zyska wiele nowych klientek. Półnagi przystojniak tylko by ją dekoncentrował.

Zerknęła na modelkę w białej jedwabnej sukni „Ariel” i poprosiła ją, by ustawiła się przodem, a następnie, krzywiąc się z bólu, gdy po raz czterechsetny musiała kucnąć, wpięła kilka szpilek w ozdobiony koronką tren.

– Pamiętaj, buty mają dwunastoipółcentymetrowe obcasy, nie dziesięcio – powiedziała Meredith, jej siostra, a zarazem asystentka.

– Pamiętam, pamiętam. Co z „Kopciuszkiem”?

– Wymaga minimalnej poprawki w talii. – Meredith odgarnęła włosy. – Dobrze dobrałam suknie do modelek, nie?

– Boisz się, że wyrzucę cię z roboty za rozdarcie rękawa w „Aurorze”?

– Raczej za te moje grzechy, o których jeszcze nie wiesz. – Z tajemniczym uśmiechem Meredith podała siostrze ostatnią szpilkę i nucąc pod nosem, wyjęła komórkę.

– Nienawidzę tej melodii – mruknęła Cara.

– Dlatego ją nucę. Od czego są młodsze siostry?

– Zawołaj resztę dziewczyn. Targi zaczynają się za trzy dni, a my nie miałyśmy żadnej próby. – Potwornie się denerwowała: zgubiony bagaż, poprawki krawieckie, a w pokoju zepsuta klimatyzacja. – Dlaczego cię posłuchałam?

Nie wiedziała, kto ją polecił organizatorom targów. Owszem, odkąd dwa lata temu założyła firmę, zdjęcia kilkunastu kobiet, które wzięły ślub w jej sukniach, pojawiły się w kolorowej prasie. Owszem, wszyscy w Houston znali nazwiska Chandler i Harris, ale…

– Bo jestem genialna. – Meredith pomachała do modelek czekających przy wejściu do pawilonu. Boso, ponieważ buty jeszcze nie doleciały. – Przestań się stresować. Plany można zmieniać.

– Zmieniać można kolor włosów, nie plany. Gdzie Jackie?

– Wymiotuje – odparła jedna z dziewczyn. – Pewnie piła nieprzegotowaną wodę.

– Albo złapała grypę żołądkową.

– Pokaz jest za sześć dni. – Cara przyjrzała się modelce, która dzieliła pokój z Jackie. – Holly, a jak ty się czujesz?

Wiotka jak trzcina blondynka w sukni „Belle” napotkała wzrok projektantki.

– Jackie jest w ciąży. Nie zaraża.

Podczas gdy dziewczyny zaczęły piszczeć z radości, Cara usiadła na brezencie rozłożonym wewnątrz pawilonu. Siostra przycupnęła obok.

– Nie wiedziałam…

– To nie koniec świata. Kobiety zachodzą w ciążę i dalej pracują.

– Zastąpię ją na próbie – zaoferowała Meredith. Jackie miała wystąpić w „Mulan”, sukni w stylu chińskim.

Przez chwilę Cara milczała. Dwa lata temu też była w ciąży, lecz niestety poroniła. Gdyby nie zajęła się projektowaniem, zwariowałaby z rozpaczy.

– „Mulan” jest dla ciebie za ciasna w biuście. Nie zdołam jej przerobić.

Ale na nią, Carę, nie była za ciasna. Meredith odziedziczyła po matce i Chandlerach cudowne kasztanowe włosy, pełne kształty i wdzięk, natomiast Cara po ojcu i Harrisach inteligencję oraz smykałkę do interesów. Oczywiście nie była brzydka, ale w przeciwieństwie do siostry i matki nigdy nie zdobyła tytułu Miss Teksasu.

– Sama w niej wystąpię.

Zresztą już raz ją przymierzała. Wszystkie suknie musiały przejść test Cary. Wkładała na siebie ukończone dzieło, stawała przed lustrem, wypowiadała słowo „tak” i patrzyła, czy oczy jej się zaszklą. Zawsze się szkliły. Tworzyła cudowne fantazje z jedwabiu i koronki dla innych kobiet. Sama była tylko krawcową, i to niezamężną.

Pozostawiwszy w pawilonie Meredith, przeszła do bliźniaczych pięciopiętrowych budynków rozdzielonych ogromnym basenem. Dookoła niósł się stukot młotków oraz głosy robotników spieszących się, by zdążyć na koniec tygodnia.

Pięć minut czekała na windę, której mimo obietnic kierowniczki jeszcze nie naprawiono. Wreszcie poddała się i ruszyła schodami na trzecie piętro do pokoju Jackie. Wręczyła biednej dziewczynie butelkę wody, po czym włożyła leżącą na łóżku suknię. Pasowała. Poranny jogging, silna wola oraz dieta niskowęglowodanowa pozwalały Carze utrzymać stałą wagę.

Lustro ją kusiło. Nie, nie spojrzała w nie. Wróciła do pawilonu – boso, bo nóg nie czuła. Cały dzień biegała w szpilkach. Bez szpilek kobiety z rodziny Chandler-Harris nie opuszczały domu. Ale dziś nie dałaby rady po raz dziesiąty zbiec w nich po schodach.

Przez kilka minut demonstrowała dziewczynom, jak mają się poruszać po wybiegu. Na szczęście żadna nie wytknęła jej, że wiedzą, bo to ich praca. Nagle Holly otworzyła szeroko oczy i szepnęła do Meredith:

– Kurczę! Ale ciacho.

Cara obróciła się, zamierzając przegonić intruza, ale słowa uwięzły jej w gardle.

– Kochanie, rozmawiałyśmy o moich grzechach, pamiętasz? – spytała Meredith. – A więc niespodzianka!

Na środku pawilonu stał Keith Mitchell w ciemnym garniturze, z rękami skrzyżowanymi na piersi, z głową przekrzywioną w bok, i mierzył Carę uważnym wzrokiem.

– Proszę, proszę, kogo ja widzę? – Naśladując Scarlett O’Harę, Cara powachlowała się ręką, po czym rozciągnęła usta w uśmiechu. – Faceta, który zostawił mnie przed ołtarzem. Zerknij za siebie, misiu. Tam jest wyjście.

– Przykro mi, kotku. – Keith wyszczerzył zęby. – To moja impreza.

– Przyjechałeś zastąpić chorą modelkę? Wątpię, czy znajdę suknię w twoim rozmiarze.

Zakręciło jej się w głowie. Keith w Grace Bay, na Turks i Caicos, dwa kroki od niej, a ona w sukni ślubnej i w dodatku boso. Bez szpilek czuła się naga.

– Nikogo nie zastępuję. Grupa Regent zleciła mi, abym przerobił ich ośrodek w najpopularniejsze wśród nowożeńców miejsce na świecie. Jeżeli moja praca zostanie pozytywnie oceniona, otrzymam kontrakt na inne karaibskie ośrodki.

Cara poczuła bolesny ucisk w piersi.

– Tym się teraz zajmujesz? Organizowaniem imprez weselnych? Dziwne. Wcześniej nie spieszyło ci się do ślubu.

– Co innego własny, co innego cudzy. – Roześmiał się cicho, omiatając spojrzeniem jej długą białą suknię. – Natomiast ty…

Od tamtego dnia minęły dwa lata. Cara zaczerwieniła się, ale leciutko; jako potomkini pełnych gracji kobiet z południa umiała panować nad emocjami.

– Projektuję suknie ślubne. Pokaz odbędzie się ostatniego dnia targów. Jeśli o nim nie wiedziałeś, powinieneś poszukać pracy, do której się nadajesz.

Za plecami usłyszała ostrzegawcze chrząknięcie, ale je zignorowała.

– Wiedziałem o pokazie, po prostu nie spodziewałem się zobaczyć ciebie w takim stroju.

– Dobra, dobra, lepiej zejdź mi z oczu na sześć dni.

Ponownie powiódł po niej wzrokiem. Niestety Holly miała rację: był przystojny. Metr dziewięćdziesiąt wzrostu, ciemne oczy, krótko przystrzyżone czarne włosy, szczupłe, doskonale umięśnione ciało…

– O nie! – Potrząsnęła głową. – Nawet o tym nie myśl! Nie zaciągniesz mnie do łóżka! Trzeba było nie zwiewać sprzed ołtarza.

Seksowny uśmiech znikł. Upadające firmy nie dlatego zwracały się o pomoc do Keitha, że był przystojny, ale dlatego, że był bezwzględny, zimny i bezkompromisowy. Mitchell Petarda. Taki był teraz i taki, gdy widziała go w garderobie czterdzieści siedem minut przed tym, zanim miał zabrzmieć Kanon D-dur Pachelbela.

– Będziemy razem pracować, Caro. Nie rozpaczaj nad przeszłością, tylko zachowuj się jak profesjonalistka.

Modelki zamilkły. Cara czuła, że wszystkie pary oczu są skierowane na nią.

– Nie rozpaczam – skłamała z kamienną miną. – Cierpiałam najwyżej pięć minut.

Wiedziała, że Keith jej nie wierzy, na szczęście postanowił nie wdawać się w dyskusję.

– W takim razie zapraszam cię później na drinka. Opowiesz mi, co porabiałaś w ostatnim czasie.

– Niestety muszę odmówić. Profesjonaliści nie piją w pracy.

Opuścił pawilon pełen młodych kobiet w sukniach ślubnych. Zgroza! Wędrując przez ośrodek, widział setki drobnych rzeczy wymagających uwagi. Obok niego biegła jego sekretarka, Alice, która notowała wszystko, co mówił. Była niezwykle kompetentna, a on cenił kompetencję.

Cały czas – i kiedy sprawdzał, jakie postępy poczyniła ekipa budowlana, i kiedy wstąpił do restauracji, by pogadać z kucharzem – miał przed oczami obraz Cary w długiej białej sukni. Im bardziej starał się wyrzucić go z głowy, tym intensywniej o niej myślał. Dzisiejsza Cara różniła się od tej, którą znał. To było intrygujące, a zarazem lekko niepokojące.

Zdecydował się zaprosić Cara Chandler-Harris Designs na targi ślubne z kilku powodów, głównie dlatego, że Cara miała mnóstwo znajomości, a suknie, które projektowała, wzbudzały ogromne zainteresowanie w branży i wśród bogatej klienteli Houston. Wierzył, że podjął słuszną decyzję, tyle że sam widok Cary wytrącił go z równowagi.

Była zimną i wyrachowaną kobietą, która w podstępny sposób usiłowała zaciągnąć go do ołtarza. Dzięki Bogu, że jej plan spalił na panewce, zanim było za późno.

Keith przysiągł sobie, że więcej nie popełni tego błędu, nie oświadczy się żadnej kobiecie. Długo cierpiał po rozstaniu, ale potem, gdy już doszedł do siebie, rzadko myślał o eksnarzeczonej. Zresztą od pół roku nie miał chwili wolnej. Grupa Regent wynajęła go, by wskrzesił i unowocześnił ich sieć hoteli na Karaibach, a on uwielbiał wyzwania. Cara zaś… no cóż, szkoda, że nadal czuł do niej tak wielki pociąg.

– Alice, wyślij butelkę caberneta do pokoju panny Chandler-Harris. Cary – sprecyzował, kiedy sprawdzali teren nad basenem. Meredith wolała martini z dwiema oliwkami. Podejrzewał, że to się nie zmieniło.

Ogromny basen znajdował się między dwoma głównymi budynkami. Granatowe ściany nadawały wodzie odcień ciemnoniebieski, kontrastujący z jasnym turkusem oceanu. Wiatr przybrał nieco na sile, parasole zafurkotały, ale połowa stojaków nadal była pusta; należy się tym zająć. Wyznaczone do poszczególnych zadań ekipy już dawno powinny były ze wszystkim się uporać.

Keith westchnął. Popędzi maruderów. Albo się ostro wezmą do roboty, albo mogą szukać nowej pracy.

Za trzy dni odnowiony ośrodek miał otworzyć swe wrota dla kupców, handlowców, przedstawicieli mediów, słowem gości targów ślubnych. Dla ludzi, którzy – jeśli im się tu spodoba – będą polecać Grace Bay jako idealne miejsce na ślub, wesele lub miesiąc miodowy. Pokaz sukien Cara Chandler-Harris Designs zaplanowano jako główną atrakcję.

Keith potarł skroń. Wciąż miał przed oczami obraz Cary w ślubnej bieli. Spod sukni wystawały gołe stopy. Boso widywał ją jedynie w łóżku, gdy była naga, a naga Cara przedstawiała wspaniały widok.

Dwa lata temu iskrzyło między nimi że hej. Najwyraźniej w nim ogień jeszcze nie wygasł.

Elena Moore, kierowniczka ośrodka, którą zatrudnił, czekała w holu.

– Miło mi pana znów widzieć.

– Mnie panią również.

Kiedy omówili ważniejsze kwestie, kobieta zaprowadziła go do przestronnego apartamentu liczącego co najmniej sto pięćdziesiąt metrów kwadratowych, po czym oddaliła się do swoich zajęć. W salonie stały dwie bliźniacze walizki z monogramem Keitha. Doskonale. Uśmiechnął się. Spędzał trzysta dni w roku poza domem i jeśli znał się na czymś, to właśnie na hotelach.

Wszystko w jego życiu było tymczasowe. Kończył jedną pracę, zaczynał inną, w innym miejscu. Tak lubił.

Sprawdził oba pokoje, kuchnię i łazienkę. Usatysfakcjonowany rozpakował walizki i powiesił garnitury. Podróżował lekko, nie potrzebował dużo miejsca na rzeczy, ale goście na pewno docenią wielką garderobę.

Zadzwonił na dół z prośbą o wyprasowanie koszul, po czym wszedł do ogromnej oszklonej kabiny prysznicowej. Miał mnóstwo pracy, ale pozwolił sobie na kwadrans wypoczynku. Wyjął z lodówki ulubione belgijskie piwo – personel znał jego preferencje, a w przyszłości będzie znał preferencje innych mieszkańców hotelu – wyszedł na zewnątrz, usiadł w fotelu i pociągnął łyk z butelki. Z ciągnącego się wokół budynku tarasu miał widok na ocean, który w promieniach zachodzącego słońca wydawał się czerwony. Miejsce było fantastyczne. Zakochane pary chętnie zapłacą fortunę za możliwość pobrania się w tak romantycznym otoczeniu.

Keith Mitchell zawsze osiągał cel.

Pracował do późna. Kiedy już nic nie widział na oczy, położył się spać. Po czterech godzinach wstał i wyszedł na poranny jogging. Skończył się rozciągać, kiedy na plaży pojawił się inny amator porannych przebieżek. Zazwyczaj omijał ludzi szerokim łukiem. Samotność mu nie przeszkadzała, a nawet ją lubił. Ciągłe podróże i zmiany miejsca pobytu nie sprzyjały związkom.

Dziś bez trudu rozpoznał na plaży Carę. Ciekaw był, co porabiała przez dwa lata. Wczorajsza krótka rozmowa pozostawiła w nim niedosyt. Poza tym czuł perwersyjną potrzebę zrozumienia, dlaczego po tych wszystkich kłamstwach, jakich się względem niego dopuściła, nie potrafi o niej zapomnieć.

– Kiedy zaczęłaś biegać? – spytał, podchodząc bliżej.

Przyjrzała mu się z ukosa.

– A ty?

Wzruszył ramionami.

– Jakiś czas temu. Wiesz, lat przybywa.

– Przybywa. – Związała włosy w koński ogon, po czym uniósłszy ręce, zaczęła wykonywać obroty tułowiem. Czerwony top odsłonił kawałek brzucha. – W którą stronę zamierzasz biec?

Wskazał głową w lewo.

– Masz ochotę się przyłączyć?

– Bynajmniej. – Wydęła usta. – Ruszam w przeciwnym kierunku.

– Zabrzmiało to tak, jakbyś wciąż coś do mnie czuła.

– Chyba masz problem ze słuchem.

A jednak ruszyła w lewo. Po chwili zrównał się z nią. Biegli obok siebie, jakiś metr od fali zalewającej brzeg. Nie rozmawiali. W powietrzu wyczuwało się napięcie, niemal wrogość. Po pierwszym kilometrze spodziewał się, że Cara zwolni, może padnie zmęczona na piasek. Ona jednak biegła dalej, nie zwalniając tempa. Nawet się nie zasapała. No, no. Cara, którą znał przed laty, wzdragała się przed każdym wysiłkiem fizycznym.

Tyle że tak naprawdę wcale jej nie znał.

Po kolejnym kilometrze zawrócili. Zwolnili dopiero przy wejściu na teren ośrodka. Keith ściągnął wilgotną koszulkę i przetarł czoło. Obserwował ukradkiem Carę, która chodziła w kółko, wykonując ćwiczenia rozciągające. Skórę miała lekko zarumienioną, bez śladu kosmetyków. Uwielbiał Carę w modnych eleganckich ciuchach, zwłaszcza kiedy szli do restauracji, i przez cały wieczór fantazjował o tym, jak po powrocie do domu będzie zrzucał z niej kolejne części garderoby. Ale w tej naturalnej wersji podobała mu się jeszcze bardziej.

Przestań, zganił się w myślach.

Zauważyła, że jej się przygląda. Stanąwszy w rozkroku, skrzyżowała ręce na piersi.

– Dlaczego ja, Keith? Mnóstwo osób projektuje suknie ślubne. Dlaczego wybrałeś mnie?

– Twoje nazwisko pojawiło się na liście finalistów. Ku mojemu zdziwieniu.

– Tak trudno było ci uwierzyć, że umiem szyć?

Nie że umie szyć, ale że ze swej pasji potrafi zrobić kwitnący interes.

– Masz dyplom z marketingu. Dwa lata temu pracowałaś jako młodsza asystentka w agencji reklamowej i nagle hop! zakładasz Cara Chandler-Harris Designs. Dziwisz się, że ja się dziwię? Ale okej, zdobyłaś uznanie ludzi z branży, a ja potrzebuję najlepszych, więc…

Poza tym ciekaw był, czy rzeczywiście sama projektuje, czy jest jedynie twarzą firmy. Może ktoś inny haruje, a ona jedynie spija śmietankę.

– Dla twojej informacji „hop” trwało ponad osiemnaście miesięcy. Przez półtora roku nie sypiałam po nocach, uczyłam się, chodziłam na kursy. Potem wystąpiłam do banku o pożyczkę. Nikt mi nic nie dał, wszystkiego sama dokonałam.

Nawet ojciec jej nie pomógł? Sądziłby, że John Harris dołoży się do interesu córki.

– Nazwisko przyciąga klientów – mruknął.

– Każdy ma jakieś koneksje, to nie zbrodnia. Szef grupy Regent jest ożeniony z przyjaciółką mojej mamy. Czy to zbieg okoliczności, że dla nich pracujesz?

Starał się zachować powagę, kiedy świdrowała go wzrokiem. Nigdy wcześniej nie była taka butna.

– Ludzie sukcesu miewają szeroki krąg znajomych.

– No właśnie.

– Rozumiem, że założyłaś firmę, ale dlaczego akurat suknie ślubne?

– A wiesz, to zabawna historia. Narzeczony porzucił mnie przed ołtarzem i nie miałam co zrobić z suknią, którą sobie uszyłam.

Przed oczami mignął mu obraz Cary w białej sukni z gorsetem wyszywanym setkami koralików. Dobrze pamiętał jej przerażoną twarz, gdy obróciwszy się, zobaczyła go w drzwiach garderoby. Wtedy poznał prawdę.

– Sama ją uszyłaś?

Usiadła na piasku i zaczęła rozciągać mięśnie stopy.

– Wiedziałbyś, gdybyś słuchał, co mówiłam o planach weselnych.

– Słuchałbym, gdybyś wykazywała więcej rozsądku.

– Chryste, Keith, to był mój ślub! – Zamknąwszy oczy, wzięła głęboki oddech.

Nasz, chciał powiedzieć, ale ugryzł się w język, bo faktycznie nie interesowały go żadne przygotowania, bukiety, torty. Zostawił Carze wolną rękę, sam się do niczego nie wtrącał. Nie przepadał za ślubami i weselami. Na małżeństwo też się zgodził tylko dlatego, że tak wypadało.

– W porządku. No więc uszyłaś suknię. A potem…?

Cara podniosła wzrok. Była już opanowana.

– Norah poprosiła, żebym ją dla niej dopasowała. Tak zrobiłam. Suknia się nie zmarnowała. Tydzień później Lynn spytała, czy nie uszyłabym czegoś dla niej. Miałam sporo niezamężnych koleżanek, więc mój biznes rozkwitał.

Norah i Lynn, druhny numer trzy i cztery. Rzadko obecnie bywał w Houston, miał znacznie większy dystans do swojego niedoszłego ślubu, mimo to poczuł ukłucie w piersi. Powinien wrócić na górę, wziąć prysznic. Dzień otwarcia zbliża się wielkimi krokami.

– Podoba ci się to nowe zajęcie?

Ignorując wyciągniętą w jej stronę rękę, Cara dźwignęła się na nogi.

– Bardzo. Wprawdzie nie tak wyobrażałam sobie moją przyszłość, ale… ale uznałam, że spróbuję. W końcu trzeba jakoś zapełnić czas.

Nareszcie mówi do rzeczy. Projektowanie sukien stanowi doskonałe zajęcie dla pięknej młodej kobiety, która niemal obsesyjnie pragnie wyjść za mąż, lecz nie może znaleźć odpowiedniego kandydata. Wszystkie dziewczyny, z którymi Keith się umawiał, marzyły tylko o jednym: by zostać panią Mitchell. Cara niczym się od nich nie różniła.

Chociaż nie, inne nie założyły firmy. Tym mu zaimponowała. I pewnie mówiła prawdę, że bogaty tatuś nie dołożył się do jej interesu.

– Cieszysz się znakomitą opinią, zwłaszcza jak na osobę, która przypadkiem trafiła do tego biznesu.

– Przypadkiem? Może to mi było pisane.

– Projektowanie sukien ślubnych? Nie wolałabyś szyć strojów bardziej praktycznych, które można włożyć przynajmniej kilka razy?

– Piekłeś kiedyś tort?

– Jadłem. To się liczy?

Westchnęła lekko zniecierpliwiona.

– Czasem coś się nie udaje, spód za bardzo się przypieka albo się rozpada. Polewą z lukru można przykryć wiele niedociągnięć. Suknia ślubna to właśnie lukier. Panna młoda, która na co dzień ma mnóstwo kompleksów, w sukni ślubnej czuje się piękna. I to moja zasługa.

– Doświadczenie z agencji reklamowej przydaje się, prawda? Wiesz, że sprzedajesz kobietom fałszywe marzenia?

– Ale z ciebie cynik. – Otrzepała piasek ze spodenek. – Nie rozumiem, dlaczego poprosiłeś mnie o rękę.

Oderwał spojrzenie od jej pośladków. Tak, polewa lukrowa wiele skrywa.

– Bo byłaś w ciąży.

A przynajmniej tak twierdziła.

ROZDZIAŁ DRUGI

Cara wybiegła, zanim łzy trysnęły jej z oczu. Wpadła do pokoju, który dzieliła z siostrą, i z całej siły zatrzasnęła drzwi. Miała nadzieję, że jej podstępna siostrzyczka jeszcze śpi.

– Jak mogłaś mi to zrobić?

Postać pod kocem zmieniła pozycję i coś mruknęła.

– Mów po ludzku, bo nic nie rozumiem! – Cara zerwała z Meredith koc. – Klimatyzacja nie działa, temperatura dochodzi do trzydziestu stopni, więc po cholerę się przykrywasz?

Meredith popatrzyła na siostrę spod zmrużonych powiek.

– Tyle pytań. Na które mam odpowiedzieć? Bo bez kawy na wszystkie nie dam rady.

– Wiedziałaś, że za zaproszeniem na pokaz stoi Keith! -Kilka osób wspomniało mimochodem o jego nowej pracy, ale jakoś uszło to jej uwadze.

– I co z tego? Potrzebujesz reklamy, a obecność na targach to znakomita reklama.

Odgarniając włosy z twarzy, Meredith usiadła. Wyglądała seksownie, jak na pokazie bielizny. Gdybym jej tak bardzo nie kochała, przemknęło Carze przez myśl, chybabym ją znienawidziła.

– Poza tym to twój eks, facet, do którego od dawna nie wzdychasz, prawda?

– Prawda. – Cara przysiadła na łóżku i się zamyśliła. Najpierw musi wziąć prysznic, a potem znaleźć drewniany kołek, by wbić go w serce wampira o imieniu Keith.

– Potraktuj wasze spotkanie jako okazję do zamknięcia pewnego rozdziału w życiu. – Nagle Meredith zmarszczyła czoło. – Wczoraj nie miałaś do mnie pretensji. Co się stało?

– Keith uprawia jogging. O tym też wiedziałaś?

Meredith wystawiła język.

– Jesteście dla siebie stworzeni. Tylko szaleńcy wstają o świcie, żeby biegać. Najwyraźniej on też postradał zmysły.

– Drań!

– Bo umożliwia ci zrobienie pokazu na targach ślubnych? Masz rację, drań.

Cara schowała twarz w dłoniach.

– Przyznał się, że poprosił mnie o rękę z jednego powodu: bo mu powiedziałam, że jestem w ciąży.

– Wielu facetów na wieść o ciąży zwiewa, a Keith ci się oświadczył. – Meredith przytuliła siostrę. – Ale fakt, nie powinien był tego mówić, nawet jeśli to prawda.

– Myślałam, że mnie kocha. – Cara pociągnęła nosem.

– Jedno drugiego nie wyklucza. Pewnie cię kochał. Może zamierzał ci się oświadczyć kiedyś w przyszłości, a ciąża po prostu przyśpieszyła tę decyzję.

– Jasne.

– Lepiej, że się rozstaliście przed ślubem niż po. Zresztą nie podobałoby mi się nazwisko Chandler-Harris-Mitchell. Gdybyście przypadkiem postanowili się zejść, pozostań przy swoim.

– Zejść? Zwariowałaś?

– Widziałam, jak wczoraj w pawilonie między wami iskrzyło. – Znaczący uśmiech na twarzy siostry, która ruszyła do łazienki, nie poprawił Carze humoru.

– Chyba masz kłopoty ze wzrokiem. Ja nie widziałam żadnego iskrzenia.

– Okej, może ty nic do niego nie czujesz, ale on… Każdy popełnia błędy. Może Keith chce, żebyś mu dała drugą szansę.

– Żeby się ze mną przespał, a potem znów zniknął?

Rano na plaży wydawał się nią autentycznie zainteresowany. Zawsze miał uwodzicielski styl bycia, lecz dziś z trudem oderwała od niego wzrok.

– Skarbie, jesteś mądrą dziewczynką. Zastanów się. – Meredith oparła się o framugę drzwi. – Robisz fantastyczne suknie ślubne, ale inni też. Keithowi nie chodzi o twój talent. On ciebie pragnie, nie twoich dzieł.

– Pragnąć to on sobie może. W moim życiu nie ma miejsca dla żadnych mężczyzn, zwłaszcza dla Keitha. – Odpychając siostrę, Cara weszła do łazienki. – Pierwsza idę pod prysznic.

Meredith ustąpiła. Zamknęła drzwi i ponownie usiadła na łóżku. Cara odkręciła wodę. Stojąc pod ciepłym strumieniem, z trudem hamowała złość. A więc zaproszenie na Turks i Caicos to zawoalowana próba pogodzenia się? Prośba o drugą szansę? Nie, gdy złamał jej serce, długo cierpiała. Stanięcie na nogi wymagało dużego wysiłku. Nie wyobrażała sobie, aby mogła wybaczyć Keithowi, że odszedł w momencie, kiedy go tak bardzo potrzebowała. Co jak co, Keith nie nadaje się na męża.

Włożyła ulubioną sukienkę, w której świetnie wyglądała, oraz ukochane louboutiny. Tym razem szczęście jej dopisało, bo kiedy wcisnęła przycisk windy, zapaliło się światełko. Nareszcie! Ale gdy drzwi się rozsunęły, zobaczyła w kabinie człowieka, którego wolałaby nie oglądać.

Uśmiechnął się.

– Na dół? – spytał, mierząc ją wzrokiem.

– Owszem.

Wsiadła do windy. Nie bała się testosteronu, przerażało ją co innego: myśl, którą zasiała w niej Meredith, że Keith liczy na drugą szansę. Sama tego nie rozumiała, bo przecież za nic w świecie nie dałaby mu kolejnej szansy, nawet gdyby błagał ją w dziesięciu językach. No, może dziesięciu nie znał, ale w pięciu dogadywał się płynnie, a piwo potrafił zamówić w dwudziestu.

Wpatrując się w drzwi, udawała, że nie czuje napięcia i że ciarki nie chodzą jej po plecach.

– Codziennie biegasz? – zapytał.

– Chyba że coś mi wypadnie. A ty? – Och, mama byłaby z niej dumna. Całe życie uczyła ją, że dama uśmiecha się, nawet kiedy świat jej się wali.

– Staram się. Jogging oczyszcza umysł.

– Ach tak?

– Łatwiej mi się później skupić na pracy.

– Przepraszam, że ci dziś przeszkodziłam.

Zerknął na nią, ale wciąż wpatrywała się w drzwi.

– Nie przeszkodziłaś. Przyjemnie się z tobą biegało.

Co tak wolno ta winda jedzie? Budynek ma zaledwie pięć pięter… Nagle coś zaskrzypiało, kabiną zatrzęsło. Cara straciła równowagę. Zanim upadła na kolana, zgasło światło. Psiakrew! Nie dość, że jest z Keithem na malutkiej wyspie, to jeszcze ugrzęźli razem w ciemnej windzie.

– Wszystko w porządku? – usłyszała jego głos.

Przysunęła się do ściany i skrzywiła z bólu: chyba skręciła nogę w kostce.

– Tak.

W ręce Keitha pojawiło się światełko.

– Mam w telefonie apkę z latarką.

– A masz apkę, która wzywa montera do zepsutej windy?

– Właśnie wysłałem esemesa do kierowniczki. – Usiadłszy na podłodze, oparł się o ścianę. – Moim zdaniem utknęliśmy między parterem a pierwszym piętrem.

– Możemy wydostać się przez sufit?

– Musiałbym cię podnieść. Myślisz, że dałabyś radę sama rozsunąć drzwi?

– Lepiej poczekajmy na pomoc. Przynajmniej tu panuje miły chłód. Nie to co w moim pokoju.

– Masz za ciepło? Dlaczego?

– Klimatyzacja nie działa.

W świetle telefonu zobaczyła, jak Keith marszczy czoło.

– Zgłosiłaś kierowniczce?

– Ojej, a powinnam była? – Cara zdjęła but i zaczęła masować obolałą kostkę. Ma powód, by nie biegać po plaży z mężczyzną, na widok którego płonęła z pożądania. – Podejrzewam, że kierowniczka zleciła naprawę temu samemu partaczowi, który reperuje windy. Mam nadzieję, że targi odbędą się bez przeszkód.

– Spokojna głowa. Skręciłaś nogę?

– Nic mi nie jest.

Telefon zabrzęczał, informując o nadejściu esemesa.

– To potrwa ze dwadzieścia minut – oznajmił Keith. – Wytrzymasz czy chcesz wyjść górą?

Dwadzieścia minut sam na sam w ciasnej kabinie z byłym narzeczonym. Okej. Nie jest bezbronna; ma do dyspozycji but z ostro zakończonym obcasem.

– Wytrzymam. Zamiast leżeć nad basenem, mogę posiedzieć w windzie. Kto by się przejmował robotą?

– No właśnie.

– Powiedz, Keith, dlaczego nie jesteś prezesem jakiejś firmy czy spółki? Bo nie lubisz stałej pracy? Wolisz być w ciągłym ruchu?

Oblizał wargę, a Carę przeszył dreszcz.

– Wolę być niezależny. Prezes nie może wstać, otrzepać rąk i ruszyć do kolejnego wyzwania.

Meredith ma rację, pomyślała. Keith nie lubi się angażować w nic długoterminowo. Całe szczęście, że odkryła to przed ślubem, a nie po. Zżerała ją ciekawość. Przestań, zganiła się. Tylko dlatego, że utknęliście w windzie, nie musisz mówić wszystkiego, co ci ślina na język przyniesie.

– Tak się zastanawiam. – A jednak nie zdołała się powstrzymać. – Pierwszy poważny kryzys mogący zakończyć się rozwodem para przeżywa po siedmiu latach. Ciekawe, kiedy by u nas nastąpił? Po pół roku?

– Nie mówiłem dotąd nic na ten temat, ale wyjaśnijmy to sobie raz na zawsze. Nie zostawiłem cię przed ołtarzem – oświadczył Keith. – Pewnie taka wersja brzmi dramatycznie, ale mija się z prawdą.

Roześmiała się cierpko.

– Kwestia semantyki, mój drogi.

– Bynajmniej. Nie naraziłbym cię na takie upokorzenie.

– Jakiś ty szlachetny! Doceniam fakt, że nie musiałam odwoływać ślubu dosłownie kilka minut przed jego rozpoczęciem. Nie, zaraz, zaraz… Przecież musiałam. Wyjaśnij mi z łaski swojej, na czym polegała twoja wspaniałomyślność, bo się trochę pogubiłam.

Usłyszała głośne westchnienie.

– Caro, nie pasowaliśmy do siebie. Nasze małżeństwo byłoby katastrofą. Chyba w ciągu tych dwóch lat miałaś czas, żeby ochłonąć i…

– Potrzebowałam cię, a ty mnie zostawiłeś.

– Potrzebowałaś ślubu i męża, wszystko jedno jakiego. Ale masz rację, powinienem był się wcześniej zorientować.

– Kochałam cię! – Zacisnęła dłoń i wyobraziła sobie, jak wymierza cios prosto w jego zęby.

– Jasne. – Wykrzywił ironicznie usta. – Tak jak ja ciebie.

Nauki matki o tym, jak powinna zachowywać się młoda dama z południa, poszły w zapomnienie.

– W przeciwieństwie do ciebie nie brałam ślubu z powodu ciąży. Naprawdę wierzyłam, że będziemy szczęśliwą rodziną.

– Trudno stworzyć szczęśliwą rodzinę, kiedy jedna strona od początku kłamie.

– Co? – Potrząsnęła głową, ale szum w jej uszach jedynie przybrał na sile. – Nie okłamałam cię.

– Wyszczerzyłaś zęby w fałszywym uśmiechu i oznajmiłaś: kochanie, fałszywy alarm! Odkryłaś to dosłownie chwilę przed ceremonią? Dlatego oszczędziłem ci spaceru nawą do ołtarza.

– Fał… – Poderwała się gwałtownie. – Miałam poronienie, ty draniu!

– Poronienie? – Poczuł pieczenie w piersi. – Jak…?

– Słyszałeś o internecie? Poczytaj, to się dowiesz jak.

W świetle komórki zauważył, że warga jej drży.

– Chryste, Caro, nie mogłaś mi tego powiedzieć po ludzku? „Fałszywy alarm” na ogół oznacza, że pojawiła się miesiączka, a nie że doszło do poronienia. – Nie powinien mówić tak ostrym tonem. Jeżeli Cara była w ciąży, niesłusznie oskarżał ją o kłamstwo.

– Nie chciałam… – Na moment zamilkła. – Nie chciałam psuć nam ślubu tak straszną wiadomością. Dupek… – dodała pod nosem.

Dupek? W sumie łagodnie się z nim obeszła.

– Naprawdę byłaś w ciąży?

– Jaki masz iloraz inteligencji?

Zasłużył na to. Nie oszukała go, nie chciała wrobić w małżeństwo, po prostu zaszła w ciążę i tuż przed ślubem poroniła. Kiedy dwa lata temu dowiedział się o ciąży, był zły. Na siebie, że nie uważał i na Carę, że cieszy ją myśl o małżeństwie, którego on wcale nie chciał.

W dniu ślubu siedział w kącie nieszczęśliwy, kiedy Meredith oznajmiła mu, że Cara pragnie z nim porozmawiać. Rzucił się na „fałszywy alarm” niczym głodny pies na kawał mięsa, w dodatku ubzdurał sobie, że Cara to cwana manipulatorka, która postanowiła skraść mu wolność. No i wczuł się w rolę cierpiętnika. Teraz, w windzie, potarł oczy, ale pieczenie nie ustało.

– Kiedy miałaś zamiar powiedzieć mi, co się stało?

– Wieczorem, kiedy zostaniemy sami. Myślałam, że przytulimy się, razem popłaczemy, zalejemy smutki drogim szampanem. – Popatrzyła na niego ze złością. – Sądziłeś, że cię okłamałam? Jak mogłeś uwierzyć, że postąpiłabym tak haniebnie?

Zacisnął powieki.

– A ty? Jak mogłaś uwierzyć, że zostawiłbym cię, wiedząc, że poroniłaś? Dlaczego mnie nie zatrzymałaś?

Psiakrew! Potrzebował czasu, by się ogarnąć, przetrawić to, co usłyszał. Może wtedy zareagowałby inaczej, jak przyzwoity człowiek, a nie jak ostatni drań.

– Bo widziałam ulgę na twojej twarzy! Nie okazywałeś za grosz zainteresowania ślubem. Uznałam, że jak typowy facet nie chcesz, żeby zawracano ci głowę kwiatami, liternictwem na zaproszeniach, doborem muzyki. Ale ty po prostu szukałeś drogi ucieczki i moje poronienie ci ją dało.

Tak było, faktycznie szukał drogi ucieczki. Na myśl o małżeństwie czuł, jak na szyi zaciska mu się pętla. Jego pierwszą miłością zawsze była praca, potrafił harować do upadłego. Dzięki pracy zgromadził spore oszczędności. Kobiety, które spotykał, marzyły o życiu w luksusie, jego natomiast nie kusił pomysł dzielenia się majątkiem z osobą pozbawioną jakichkolwiek ambicji poza wydawaniem pieniędzy męża. Tylko ciąża mogła wpłynąć na zmianę jego decyzji.

Oczywiście źle zrozumiał słowa Cary. Oczywiście nie próbował o nic dopytać. To nie jej wina. A czyja? Nie wiedział. Może wszystko zaczęło się w dzieciństwie, kiedy patrzył, jak matka trzy razy w tygodniu wraca objuczona torbami z Bergdorfa, a raz do roku wymienia starego bentleya na nowego. Zachowanie matki w niczym go jednak nie usprawiedliwiało.

– Nie zasłużyłaś na to, co cię spotkało. – Powinien powiedzieć coś więcej, ale czuł dławienie w gardle. Po raz pierwszy w życiu nie potrafił rozwiązać problemu. Nie wiedział, jak sobie poradzić z wyrzutami sumienia.

– To prawda, ale może dobrze, że odszedłeś. W przeciwnym razie wkrótce byśmy się rozwiedli.

– Co ty mówisz? Przecież zostałbym z tobą ze względu na dziecko.

Właśnie ze względu na dziecko się jej oświadczył. Sądził, że z czasem się dotrą i zaprzyjaźnią, tak jak jego rodzice. Cara miała sporo znajomości, na czym on mógłby skorzystać. Dałby jej swoje nazwisko…

A dziecko? Nigdy nie pragnął być ojcem. Może lepiej, że los zadecydował za niego?

– Ale ja bym nie została z tobą. Nie o takim małżeństwie marzyłam. – Westchnęła cicho. – Chyba rzeczywiście nie bylibyśmy szczęśliwi. Nadal uważam, że zachowałeś się jak drań, jednak swoim odejściem wyświadczyłeś mi przysługę. Meredith miała rację. Potrzebowałam tej rozmowy, żeby zamknąć tamten rozdział życia.