Strona główna » Dla dzieci i młodzieży » Jestem już normalna?

Jestem już normalna?

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 9788381540490

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Jestem już normalna?

Wszystko, czego pragnie Evie, to bycie „normalną”. I teraz, kiedy już niemal odstawiła leki, chodzi do nowej szkoły, w której nikt nie zna jej przeszłości, a na liście do odhaczenia została jej już tylko jedna rzecz, zanim przyzna się przed sobą, że jest już normalna. Ale związki mogą nieźle namieszać w głowie – to coś, o czym nowe przyjaciółki Evie, Amber i Lottie, wiedzą aż za dobrze. Ale jak dziewczyny mają ją uchronić przed popełnieniem strasznego błędu, jeśli nic nie wiedzą o jej sekretach?

Polecane książki

Cal i Becky to kochające się rodzeństwo. Kiedy Becky zachodzi w ciążę na pierwszym roku studiów, brat decyduje się jej pomóc i odwieźć siostrę do rodziny w drugiej części Stanów. Przejeżdżając przez Kansas słyszą wołanie o pomoc, które dobiega z przylegającego do szosy wielkiego pola traw. Zatrzymuj...
Trzynaście mrocznych opowiadań z pogranicza grozy i urban legend utrzymanych w nastroju ghost story. Historie o duchach, duszach i strzygach, które zawsze czegoś chcą i nie zawsze jest to zemsta. Co może stać się z Darem, który miał ratować ludzkie życie, gdy się go niewłaściwie wykorz...
Zastanawiałeś się kiedyś co byś zrobił, gdybyś dowiedział się, że dzisiaj jest Twój ostatni dzień życia? Autorka, podobnie jak Steve Jobs, uświadamia nam, że mamy wielkie szczęście, że nie jesteśmy nieśmiertelni, bo to z pewnością doprowadziłoby nas do zmarnotrawienia wielu godzin, dni i lat. Jest p...
Czy Śnieżynce uda się odnaleźć szczęście i nie sprawić przykrości rodzicom? Jak dwa gadające koty pomogły złotym bucikom wrócić do właściciela? Co znalazła Kasia za starym regałem i czego panicznie boi się królowa? Odpowiedzi na te pytania znajdziesz w baśniach....
Zła dieta, stres, nadmiar używek i brak ruchu – wszystko to powoduje, że bardzo trudno utrzymać równowagę pH, która odpowiada za dobry stan zdrowia. Dla prawidłowego funkcjonowania organizmu potrzebujemy zarówno produktów zasadowych, jak i kwasowych. Problem jednak ...
Wysiłek fizyczny jest ściśle związany ze zmianami zachodzącymi w tkance mięśniowej. Konsekwencjami aktywności fizycznej są objawy zmęczenia mięśni, uszkodzenia ich włókien, czy też stany zapalne. Informacją o zachodzących w tych tkankach procesach jest często ból mięśni. Dzięki e-bookowi poznasz moż...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Holly Bourne

Tytuł oryginału: AM I NORMAL YET?Przekład: MARTA FABERRedaktor prowadzący: ANNA KUBALSKARedakcja: MILENA SCHEFSKorekta: MARTA STEC, JOLANTA SPODARDTP: Studio 3 KoloryText © Holly Bourne, 2015 Author photo © L. Bourne, 2017 Cover design reproduced by permission of Usborne Publishing Limited. Copyright © 2015 Usborne Publishing Ltd. © Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo Zielona Sowa Sp. z o.o.,Warszawa 2018Wszystkie prawa zastrzeżone. Przedruk lub kopiowanie całości albo fragmentów książki możliwe jest tylko na podstawie pisemnej zgody wydawcy.Wydanie IISBN 978-83-8154-049-0Wydawnictwo Zielona Sowa Sp. z o.o. Al. Jerozolimskie 94, 00-807 Warszawa Tel. +48 22 379 85 50, Faks: +48 22 379 85 51 e-mail:wydawnictwo@zielonasowa.plwww.zielonasowa.plKonwersja:eLitera s.c.

Dla mamy i taty (znowu) za to, że dzięki nim jestem silna.

.

DZIENNICZEKZDROWIENIA

normalności

Data: 18 września

Zeszłam z dawki40 mg!!!

Leki przyjmowane: Fluoxetin, 20 mg

Myśli i uczucia:Czy jestem już normalna?

Zadanie domowe:

• Dotknij brzegu kosza na śmieci i potem przez 10 minut nie myj rąk.

• Jedz trzy posiłki dziennie, a oprócz tego przekąski.

• Evie, świetnie ci idzie. Oby tak dalej!

Co? Gdzie mojanaklejka?!

Zadanie domowe Evie:

• Nikt w college’u nie może się o „tym” dowiedzieć.

• Zacznij normalne życie i nadrób ostatnie trzy lata.

* Szkoła

* Dobrzy znajomi (którzy cię nie zostawią, bo za bardzo ich wkurzasz)

* Chłopak? Może przynajmniej pierwszy pocałunek?

* Imprezy? Zabawa?

Rozdział drugi

Po posępnym lecie z siąpiącym deszczem wrzesień zachowywał się przyzwoicie. Kurtka, którą przewiesiłam przez ramię, kołysała się lekko, gdy szłam w stronę stacji. Było jeszcze jasno i ciepło. Dzieciaki na rolkach jeździły po chodnikach, a rodzice popijali wieczorne piwko w przydomowych ogródkach.

Nieziemsko się denerwowałam. Chciałam uniknąć spotkania sam na sam, ale zdrajczynię, czyli Jane, podwoził na imprezę złodziej przyjaciółek… niejaki Joel.

– Nie jestem ci do niczego potrzebna. Możesz sama odebrać go ze stacji. – Głos Jane był cukierkowo słodki. – Zachowujesz się troszkę… niedojrzale?

Szczerze mówiąc, uważałam, że o większej niedojrzałości świadczy to, co ostatnio zrobiła Jane. W akcie buntu przeciw swoim świetnym, supermiłym rodzicom przefarbowała włosy z naturalnego blond na kruczoczarny. A jednak nie podzieliłam się z nią tą opinią. Podczas tej rozmowy nie chciałam widzieć, jak protekcjonalnie mruży obwiedzione konturówką oczy, więc wpatrywałam się w swoje stopy.

– Tak sobie pomyślałam, że byłoby fajnie, gdybyśmy razem zjawili się na imprezie. Ty i Joel. Ja i Ethan. Rozumiesz, jako grupa.

– Skarbie, on będzie chciał być z tobą sam. Zaufaj mi.

Kiedyś ufałam Jane…

Dawniej ufałam własnej ocenie sytuacji.

I swoim myślom.

Wszystko się zmienia.

A dzisiaj tak wiele się działo.

A jeśli Ethan uznałby, że nie przyjedzie? Co, jeśli byłaby to najgorsza noc w moim życiu? Co, jeśliby się domyślił, że jestem stuknięta, i przestałby się mną interesować? Co, jeśli już nigdy nie znajdę nikogo, kto by ze mną wytrzymał? Tak, czułam się coraz lepiej, ale wciąż byłam, no cóż… sobą.

Cały czas miałam w głowie to, co Sarah powiedziała mi o randkach.

Co Sarah powiedziała o randkowaniu

– Mam randkę – oznajmiłam.

Siedziałam w jej gabinecie na moim ulubionym krześle. W rękach obracałam pluszowego króliczka. Sarah prowadziła także terapię rodzin, więc gdy mówiła coś, co mi się nie podobało, mogłam do woli miętosić wiele różnych zabawek.

Nie da się zaskoczyć terapeuty. Przychodziłam tu od dwóch lat i już na początku naszych spotkań się o tym przekonałam. Tym razem jednak Sarah wyprostowała się w wielkim, skórzanym fotelu.

– Randkę? – zapytała neutralnym, terapeutycznym głosem.

– W ten weekend. Zabieram go na domówkę. – Maskotka w moich rękach kręciła się coraz szybciej, a ja nie mogłam powstrzymać uśmiechu. – To chyba nie jest taka prawdziwa randka. Chodzi mi o to, że nie będzie świec ani płatków róż, ani niczego w tym stylu.

– I z kim ta randka?

Sarah – tak jak miała w zwyczaju, gdy powiedziałam coś, co ją zainteresowało – robiła zapiski w swoim notesie formatu A4. Gdy wyjmowała długopis, czułam się tak, jakby to było jakieś osiągnięcie.

– Z Ethanem. Mamy razem zajęcia z socjologii.

– A jaki jest Ethan?

Poczułam motyle w brzuchu, a mój uśmiech stał się jeszcze szerszy.

– Gra na perkusji. I myśli, że mógłby być marksistą. Uważa, że jestem zabawna. Wczoraj tak powiedział: „Evie, jesteś taka zabawna”. I…

Sarah weszła mi w słowo. Czas na klasyczne pytanie:

– I jak się z tym czujesz, Evelyn?

Westchnęłam i zaczęłam zastanawiać się nad odpowiedzią.

– Dobrze.

Długopis ponownie został wprawiony w ruch.

– Dlaczego dobrze? Jak myślisz?

Wrzuciłam pluszaka z powrotem do kosza z zabawkami i wyprostowałam się, próbując znaleźć odpowiednie słowa.

– Nigdy nie sądziłam, że mogę się spodobać jakiemuś chłopakowi… Chyba o to chodzi. Z tym wszystkim tutaj… – Popukałam się w głowę. – Fajnie byłoby mieć chłopaka, spotykać się z kimś, tak jak wszyscy… – kończyłam coraz słabszym głosem.

Sarah zmrużyła oczy, a ja przygotowałam się na to, co za chwilę nastąpi. Przez ostatnie dwa lata nauczyłam się, że zaraz padnie pytanie prosto z mostu.

– To miłe, ale czy uważasz, że obecnie jest to dla ciebie wskazane?

W sekundę się we mnie zagotowało. Poderwałam się z krzesła.

– Czy ja nie mogę mieć nic normalnego w życiu? Chyba widzisz, że radzę sobie dużo lepiej? Biorę coraz mniejszą dawkę leku. Codziennie chodzę do college’u. Mam dobre stopnie. W zeszłym tygodniu włożyłam nawet rękę do kosza. Nie mów, że nie pamiętasz?!

Opadłam na krzesło. Wiedziałam, że mój dramatyczny wybuch nie wywoła u niej jakichkolwiek emocji. Nie myliłam się – Sarah była tak spokojna jak wcześniej.

– Evie, to normalne, że chcesz czegoś normalnego. Nie odmawiam ci tego ani nie mówię, że nie możesz iść na randkę czy że nie powinnaś tego robić, ale…

– I tak nie możesz mnie powstrzymać. Jestem wolnym człowiekiem.

Cisza. Kara za to, że jej przerwałam.

– Evie, chcę tylko powiedzieć, że radzisz sobie świetnie. Zresztą sama tak stwierdziłaś. – Stuknęła długopisem w notes i zaczęła mówić bardziej ironicznie, pół żartem, pół serio. – Jednak związki nie są łatwe. A zwłaszcza te z nastoletnimi chłopcami. Sprawiają, że zaczyna się za dużo myśleć, wszystko w kółko analizować i źle się czuć ze sobą. I nawet najnormalniejsze – ułożyła palce w znak cudzysłowu – dziewczyny mają wrażenie, że zaraz zwariują.

Przez chwilę zastanawiałam się nad tym, co usłyszałam.

– Chcesz przez to powiedzieć, że przez Ethana znowu poczuję się gorzej? Że on się mną tylko zabawi?

– Nie. Chodzi mi o to, że i u chłopców, i u dziewczyn związki wywołują dużo frustracji. Po prostu chcę mieć pewność, że jesteś wystarczająco silna, by sobie z tym poradzić mimo tego wszystkiego, z czym się zmagasz.

Skrzyżowałam ręce.

– I tak pójdę na tę randkę – obwieściłam.

Na stację miałam kawałek. Słońce powoli zachodziło na atramentowofioletowym niebie. Tu, gdzie mieszkam, widać mnóstwo nieba. Większość zabudowań to wolno stojące domy z dużymi, przestronnymi ogrodami. W centrum miasteczka jest Starbucks i Pizza Express, kilka pubów i wszystkie typowe usługi, ale i tak jest to jedynie wysepka zgiełku na rozległym oceanie przedmieść.

Ethan przysłał mi kolejnego SMS-a, tym razem z informacją, o której jego pociąg ma przyjechać. Mieszkał kilka miasteczek dalej. Dokładnie dziewiętnaście minut jazdy pociągiem ode mnie.

ZŁA MYŚL

A jeśli w pociągu Ethan będzie się trzymał poręczy?A jeśli ktoś, kto ma norowirusa, kichnął na swoje ręce, a potem trzymał się tej samej poręczy, której później będzie dotykał Ethan?A jeśli Ethan będzie trzymał mnie za rękę?

Jeszcze nic się nie stało, a już rozłożyło mnie to na łopatki. Randka wywołała mnóstwo całkiem nowego bałaganu w mojej głowie. Oczywiście, jeśli chodzi o mój mózg, nie mógł to być „normalny” bałagan.

O co, jak sądzę, normalnie można sięmartwić przed pierwszą randką

• Czy będę się czuła niezręcznie?

• Czy mu się spodobam?

• Jak wyglądam?

• Czy on mi się spodoba?

Przez cały dzień, w cyklicznej karuzeli nerwicy, zamartwiałam się tym wszystkim, ale oczywiście miałam dodatkowo te beznadziejne myśli o głupich, kretyńskich bakteriach. Jak, do cholery, codziennie.

Nie chciałam się teraz na tym skupiać, więc zaczęłam odtwarzać w głowie to, jak umówiliśmy się na naszą pierwszą randkę.

Jak Ethan i Evie umówili sięna pierwszą randkę

Kiedy Ethan zjawił się na naszych drugich wspólnych zajęciach, wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie.

– Cześć – powiedziałam nieśmiało, gdy usiadł na swoim miejscu.

– Zespół obcej ręki – rzucił w moją stronę, zawadiacko kiwając mi głową na powitanie.

– Że co?

– Coś nowego, czego możesz się bać. Zespół obcej ręki.

Pamiętał naszą rozmowę! I zadał sobie trud poszukania czegoś! Uśmiechnęłam się szeroko i zapytałam:

– Czyżby? A niby co to takiego?

Moment… CO TO, DO CHOLERY, JEST TEN ZESPÓŁ OBCEJ RĘKI? MOGĘ SIĘ TYM ZARAZIĆ?

– To coś naprawdę dziwacznego. – Ethan zaczął szaleńczo wymachiwać rękami. – Takie schorzenie neurologiczne, przy którym ręka ma tak jakby własny mózg i robi różne dziwne rzeczy, niezależnie od tego, co każe jej głowa. – Chwycił się za gardło i udawał, że chce się udusić.

– Co? Tak jak niekontrolowane ruchy rąk? – spytałam, próbując rozjaśnić ciemność w swojej głowie.

Ethan przebierał palcami tuż przed moją twarzą, a ja śmiałam się nerwowo.

– Może, ale w przypadku zespołu obcej ręki można na przykład uderzyć przypadkową osobę lub zrzucić coś na podłogę, a nawet kogoś naprawdę udusić. Popatrz, pokażę ci.

Wyciągnął komórkę i załadował filmik na YouTubie, upewniwszy się najpierw, że nauczycielki socjologii jeszcze nie ma w sali. Pochylił się w moją stronę, tak żebyśmy mogli oglądać razem. Nigdy wcześniej twarz chłopca nie znalazła się tak blisko mojej. Poczułam, jak panikuję, ale było to miłe uczucie. Z trudem skupiłam się na wideo.

Pierwsza oderwałam wzrok od ekranu i wyjęłam z torby podręcznik.

– Nie wierzę. To nie może być prawda.

Nie chciałam w to uwierzyć.

– Serio.

– Jak można na to zachorować?

Ethan wsunął telefon do kieszeni.

– Przeważnie to efekt uboczny operacji na padaczkę.

Westchnęłam z ulgą.

– Och, na szczęście w moim wieku padaczka się już nie ujawnia.

Ethan parsknął śmiechem. Dokładnie w tym momencie do sali weszła nasza nauczycielka i go uciszyła.

Zaczęła się lekcja. Profesorka przechadzała się przed tablicą interaktywną i opowiadała o ideologii marksizmu oraz o funkcjonalizmie. Ethan trącił mnie pod ławką. Podniosłam wzrok znad stolika i spojrzałam na niego. Przez pewien czas intensywnie patrzył mi w oczy, potem wycofał się, znikając pod burzą włosów, a na jego okrągłej twarzy z dołeczkami pojawił się uśmieszek.

Najlepsza zabawa na świecie! Trącenie – spojrzenie. I jeszcze raz: trącenie – spojrzenie. Na całym ciele czułam gęsią skórkę, a głos nauczycielki stał się zaledwie dźwiękiem w tle.

Przez całe zajęcia nie miałam ani jednej złej myśli.

Na następne zajęcia byłam dobrze przygotowana.

– Zespół Capgrasa – wypaliłam, zanim Ethan zdążył usiąść.

Odrzucił ręce do tyłu.

– Ej, ja też coś mam. Chcę powiedzieć pierwszy.

– Nie, najpierw ja – naciskałam.

– No dobrze. Co to takiego ten zespół Capgrasa?

– Jak na to zachorujesz – przybrałam autorytatywny ton – nagle zaczynasz być przekonany, że ktoś z twoich bliskich, na przykład mąż lub siostra, został podmieniony przez jakiegoś oszusta, który wygląda identycznie jak ta bliska ci osoba.

– Jej, niemożliwe…

– No właśnie.

– Jak coś w rodzaju złego bliźniaka?

– Chyba tak.

– Ale czad.

– Tak. – Sprawdziłam już to zaburzenie w Google’u. Nie byłam w grupie wysokiego ryzyka zachorowania.

Ethan cisnął swoją torbę na podłogę i wyciągnął się na krześle.

– Łaknienie spaczone – rzucił.

– Eeee… co takiego?

– Łaknienie spaczone, inaczej pica. To takie zaburzenie odżywiania, kiedy zjada się niejadalne przedmioty, które nie mają żadnych właściwości odżywczych: kamienie, laptopy i tego typu rzeczy. Jest się kompulsywnie głodnym. Wychodzi się ze szpitala i zaraz do niego wraca, bo znowu się najadło czegoś, czego jeść nie można.

Już miałam się odezwać, ale Ethan mnie powstrzymał.

– Nie bój się. Raczej na to nie zachorujesz. To ma związek z autyzmem.

Radośnie pokiwałam głową.

– Zdrówko!

Uśmiechaliśmy się do siebie, ale znowu przerwała nam nauczycielka, która miała czelność nas czegoś uczyć.

Przez kilka kolejnych lekcji wymienialiśmy się nowymi zaburzeniami, które udało nam się wyszukać. Pewnego razu niespodziewanie Ethan zaczął wyglądać na zainteresowanego nauką. Nauczycielka opowiadała nam o odkryciu Karola Marksa, że bogaci nie traktują biednych sprawiedliwie. Przyglądałam się, jak Ethan bazgrze coś w notatniku. Też postanowiłam spróbować się skupić. Otworzyłam zeszyt i zaczęłam robić notatki.

Udawało mi się to do momentu, gdy Ethan przesunął swój zeszyt na moją ławkę i przeczytałam:

Umówisz się ze mną?

Zatkało mnie i do końca lekcji się uśmiechałam. W odpowiedzi napisałam tylko jedno słowo…

Może…

Dzwonek na przerwę. Wszyscy podnieśli się ze swoich krzeseł i zaczęli pakować torby.

– I jak? – zapytał, siadając na mojej ławce tuż przede mną. Był taki pewny siebie. To mi się w nim podobało.

– Co jak?

– Ten weekend? Evie, lubię cię, jesteś tak uroczo i pozytywnie zakręcona.

Zakręcona?! Przeszłam przez całe spektrum dziwactwa, a teraz on nazywa mnie zaledwie „zakręconą”!

W myśli przebiegłam moje plany na weekend.

– W sobotę idę na domówkę. Anna z mojego kursu powiedziała, że jej mama jest spoko i pozwala jej urządzać imprezy w domu. Pierwsza jest w ten weekend.

– Fajnie. Mogę przyjść? To znaczy, czy mogę pójść z tobą?

OJEJOJEJOJEJOJEJOJEJOJEJOJEJ!

– Jasne – odpowiedziałam, czując, jak podenerwowane zadowolenie pulsuje mi w żyłach.

– Super. A gdzie to jest?

Dotarłam na peron dwie minuty przed planowanym przyjazdem pociągu. Czekając, tupałam lekko stopą o nawierzchnię. Pozwoliłam sobie na bycie podekscytowaną. Czy się zakocham? Czy tak to się zaczyna? Czy już za pierwszym podejściem do randkowania udało mi się znaleźć miłego i seksownego chłopaka? Czy to karma nadrabia teraz tę całą beznadzieję ostatnich trzech lat?

Tak. Może… Do cholery, nie może, tylko tak!

Pociąg wjeżdżał na stację. Ethan był coraz bliżej. Wreszcie, chociaż ten jeden raz, moje życie było takie, jakie być powinno. Wyjątkowo szczęście się do mnie uśmiechnie.

Drzwi wagonu się otworzyły… Ethan pojawił się wśród tłumu wysiadających pasażerów, potknął o własne nogi i upadł, uderzając twarzą o ziemię. Z jego ręki wypadła i potoczyła się po chodniku dwulitrowa butelka cydru.

– Ja pierdolę – wrzasnął. Próbował się podnieść, ale ponownie się przewrócił, po czym przetoczył się na bok i zaczął rechotać na cały głos.

To nie powinno się wydarzyć.

Niepewnie zrobiłam krok w jego stronę. Pasażerowie rzucali nam krzywe spojrzenia i omijali nas.

– Ethan?

– HEJKA, EVIE! MUSISZ MI TROCHĘ POMÓC – wykrzyczał.

Wyciągnął ręce i oparł je na moich. Chwiałam się pod ciężarem jego ciała i próbowałam go dźwignąć. Powoli wracał do pozycji pionowej. Śmierdział cydrem, a może i odrobinę wymiocinami.

– Ethan… spiłeś się?

Ethan zatoczył się do tyłu, ale udało mu się wyhamować, złapać równowagę i nie przewrócić ponownie. Na jego twarzy zagościł uśmieszek dumnego z siebie chłopaczka.

– Nie martw się, skarbie. Jeszcze mnóstwo zostało dla ciebie. – Sięgnął do plecaka i wyciągnął z niego kolejną dwulitrową butelkę cydru. Była tylko do połowy pełna.

Wtedy uświadomiłam sobie, że Sarah mogła mieć rację.

Rozdział trzeci

Do domu, w którym odbywała się impreza, nie było daleko, jednak przejście tego dystansu z zalanym Ethanem trochę potrwało.

– Zejdź z ulicy – pouczałam, odholowując go z jezdni, gdy nadjeżdżały samochody.

Trzymałam go za rękę. Najwidoczniej interpretował to dość opacznie, bo mocno ściskał moją dłoń. Jego była ciepła i lepka.

Próbowałam nie myśleć o bakteriach. Na próżno.

Potykał się o własne nogi. Podtrzymywałam go, a on wykrzykiwał:

– O łał, masz niezły refleks!

Czułam, jak pod moim ramieniem ciężar ciała Ethana przesuwa się i kołysze. Niemal ciągnęłam go za sobą na tę imprezę. Ciągle przystawał, by wziąć jeszcze parę łyków cydru. Połowa z tego wylewała mu się na podkoszulek z napisem „Smashing Pumpkins”. Część wyciekała mu z ust i ściekała po brodzie. Czy mogę po prostu stąd zwiać? Czy to będzie w porządku? A może właśnie spotkałam moją drugą połówkę w dziwactwie? Czy bogowie miłości uznali, że taki chłopak do mnie pasuje? Tak czy siak nie mogłam go tu zostawić. W przeszłości zdarzało mi się zachowywać jeszcze dziwniej.

Kolejna pusta butelka po cydrze. Ethan cisnął ją przez ogrodzenie na środek czyjegoś przydomowego ogródka.

– Idź po nią – zakomenderowałam.

– Dobrze – zgodził się potulnie.

Skręciliśmy w kierunku domu Anny.

– Już prawie jesteśmy na miejscu – powiedziałam, tak jakbym zwracała się do dzieciaka, którego zabrałam na wycieczkę do Disneylandu.

Ethan pobiegł do przodu i odwrócił się. Szedł teraz tyłem, a twarzą zwrócony był w moją stronę.

– Hej, wiesz co?

Uśmiechał się tak szeroko, że nie mogłam się powstrzymać przed lekkim uśmiechem. Ach, te jego podstępne dołeczki w policzkach!

– No co?

Spojrzał na swoją dłoń, a potem otworzył usta i zrobił taką minę, jaką miewają krzyczący z przerażenia bohaterowie horroru. Przyłożył rękę do gardła i udawał, że się nią dusi. Dokładnie tak jak wtedy na socjologii.

– OJ NIE, TO OBCA RĘKA… NIE MAM NAD NIĄ KONTROLI.

Wbrew sobie zachichotałam.

– CIEKAWE, CO ZROBI TERAZ – kontynuował, wymierzając sobie policzek. – Och, ona tak bardzo chce dotknąć kogoś innego…

Wyciągnął rękę i chwycił jedną z moich piersi. Z przerażeniem spojrzałam w dół.

– BIP, BIP! – Uśmiechając się promiennie, macał moją pierś.

Gwałtownym gestem strąciłam jego rękę.

– Czy mi się zdaje, czy złapałeś mnie za pierś? – wysyczałam, ale Ethan był zbyt pijany, aby wychwycić wkurzenie w moim głosie. Uśmiechnął się szerzej.

– TO NIE JA. TO OBCA RĘKA.

Czemu?! Jak to możliwe, że to się działo? Dlaczego ja?!

Gwałtownie go ominęłam i wpadłam do domu Anny. Ethan, zataczając się gdzieś z tyłu, krzyczał za mną:

– POCZEKAJ, OBCA RĘKA PRZEPRASZA.

Gdy tylko znalazłam się w środku, uderzył mnie huk rockowej muzyki. Zatrzymał mnie zator w korytarzu – grupki ludzi z college’u były wszędzie, rozlewały się po schodach niczym bąbelki w szampanie. Od uderzeń gitary basowej serce zaczęło mi szybciej bić. Rozejrzałam się dookoła, szukając wzrokiem znajomych twarzy. W międzyczasie Ethan mnie dogonił.

– Hej, uciekłaś! – Wyglądał na zagubionego i jakoś tak uroczo. Złość odrobinę mi przeszła, więc pozwoliłam ponownie wziąć się za rękę.

– Koniec z obcą ręką, dobrze? – Sądziłam, że nigdy tego nie powiem.

– Słowo.

Przeciskaliśmy się przez tłum, mówiąc „cześć” mijanym osobom. ZDRAJCZYNI Jane, przyssana do Joela, siedziała na kanapie w salonie. Jakimś cudem znalazła w sobie tyle siły, by wstać i uściskać nas na powitanie.

– Evie, jednak przyszliście!

Uścisnęłam ją lekko. Odsunęłam się i zaczęłam przyglądać twarzy Jane. W jej dolnej części gniewnie dyndał nowy kolczyk.

– Łał, Jane, przekłułaś sobie usta.

A osobowość pochłonął twój wysysający duszę chłopak.

– No – przytaknęła i dodała infantylnie: – Pioruńsko bolało, ale Joel uwielbia ten kolczyk.

Uniosłam brwi, spoglądając na Joela.

– Masz tu niezłą laseczkę – rzuciłam do niego.

– Wiem, czyż nie jest najwspanialsza? – Złapał Jane za nogę i pociągnął ją w swoją stronę, jakby była szczeniaczkiem, którego trzeba pilnować.

– Ej, Joel – wdzięcząc się, kokietowała go Jane.

Próbowałam nie skupiać się na lekkich mdłościach w gardle, więc gestem pokazałam Ethana. Miałam cholerną nadzieję, że jest w stanie się kontrolować.

– To jest Ethan.

Joel nie raczył się podnieść z kanapy, pomachał mu tylko na przywitanie. Zresztą dla wielu ludzi nie chciało mu się wysilać.

– UUUUUUU! – Ethan wydał z siebie taki dźwięk, jakby był na wieczorze kawalerskim kumpla z bractwa studenckiego. – ŚWIETNA IMPREZKA.

Pochyliłam się w stronę Jane i próbując przekrzyczeć muzykę, wrzasnęłam jej do ucha:

– Jane, on jest straszliwie zalany.

– No przecież widzę.

– Co mam robić?

Ethan ułożył palce w kształt rogów i zaczął podskakiwać. Wszyscy zaczęli się na niego gapić.

Jane zrobiła minę, jakby zamierzała mi coś poradzić, lecz Joel przyciągnął ją do siebie i z pasją pocałował. Przez chwilę stałam sama, zastanawiając się, co robić. Odległość! Musiałam zdystansować się do tej sytuacji.

– Idę do kuchni po alkohol – wywrzeszczałam do Ethana, starając się, by mój głos przebił się przez muzykę.

Ethan na chwilę przestał machać głową i spytał:

– Przyniesiesz mi cydru?

– Nie masz już dość?

– Nie można mieć dość cydru.

– Jesteś żywym dowodem na to, że jak najbardziej można.

– Co? Co mówisz?

– Nieważne.

Dlaczego uważam, że Jane jest zdrajczynią

Jane i ja. My dwie – zawsze razem wobec świata. No dobrze, przynajmniej przeciw całej szkole. Poznałyśmy się w ósmej klasie i natychmiast nawiązała się między nami więź oparta na pogardzie dla wszystkich innych osób.

– Cześć. Nazywam się Jane – powiedziała, siadając obok mnie i z hukiem rzucając na stół torbę w geście mówiącym „nic mnie to wszystko nie obchodzi”. – Jestem tu nowa i nienawidzę wszystkich w tej sali.

Rozejrzałam się po klasie: grupka szkolnych ślicznotek puszących się w rogu, chłopcy wydający obleśne odgłosy, świętoszki siedzące w pierwszym rzędzie i wyciągające szyje, by lepiej widzieć tablicę.

– Evelyn. Też wszystkich nienawidzę.

Uśmiechnęła się do mnie szelmowsko.

– No to możemy być przyjaciółkami.

Nigdy wcześniej z nikim nie byłam tak blisko. Stałyśmy się niemal nierozłączne – rano razem chodziłyśmy do szkoły, przerwy obiadowe spędzałyśmy, siedząc tuż obok siebie, plotkując, rysując głupie portrety kolegów z klasy czy wymyślając zrozumiałe tylko dla nas żarty. Po szkole szłyśmy do domu jednej z nas i oglądałyśmy filmy, układałyśmy tańce, dzieliłyśmy się swoimi najgłębszymi tajemnicami.

W dziewiątej klasie zachorowałam.

A potem było gorzej.

A później jeszcze gorzej niż źle.

Jane zawsze była przy mnie.

W szkolnych toaletach uspokajała mnie i pocieszała, gdy tak mocno drapałam ręce, że aż krwawiły w umywalce. W naprawdę złe dni, kiedy nie mogłam sobie nawet wyobrazić wyjścia z domu, zawsze po szkole przychodziła do mnie z pracą domową w ręce i najświeższymi ploteczkami do opowiedzenia. Tak było też w weekendy, gdy ani nie byłam w stanie nic zrobić, ani nigdzie pójść, bo wszystko mnie przerażało. Nigdy nie wywierała na mnie presji, nie osądzała, na nic nie narzekała. Mogłam sobie leżeć na kanapie w jej salonie, podczas gdy ona grała na klarnecie.

Wreszcie poczułam się lepiej, a nasza przyjaźń stała się jeszcze mocniejsza. Jane zawsze była po mojej stronie, kiedy ludzie mówili o mnie „ta wariatka”. Nie robiła problemu z tego, że w ostatniej chwili spanikowałam i nie dałam rady pójść na studniówkę. Zamiast tego obejrzałyśmy Carrie. Ostatniego dnia jedenastej klasy, obejmując się, skakałyśmy ze szczęścia przed wejściem do szkoły.

– Evie, to koniec. Naprawdę koniec! – cieszyła się. – College będzie zupełnie inny i niesamowity. Możemy stać się kimś zupełnie innym.

– Nie będę już dla wszystkich „tą dziewczyną, której odjechał peron”.

Uśmiechnęła się do mnie swoim olśniewająco promiennym uśmiechem.

– A ja nie będę „kumpelą świruski”.

Przez całe lato byłyśmy w euforycznym nastroju. Planowałyśmy nasze nowe życie i przyszłe szczęście z takim samym zapałem, z jakim szalona przyszła panna młoda przygotowuje swój ślub.

Pierwszego dnia college’u Jane poznała Joela.

Pod koniec tego dnia podbiegła do mnie z zaczerwienioną twarzą i powiewającymi na wietrze włosami i rzuciła podekscytowana:

– Evie, na zajęciach z filozofii mam niesamowitego chłopaka. Nazywa się Joel.

Zachichotałam i powiedziałam, imitując dźwięki wydawane przez goryla:

– Joel i Jane.

Jane się nie roześmiała.

– Mówię poważnie. Przysięgam, że wpatrywał się we mnie przez pierwsze pół lekcji. A potem pracowaliśmy razem w parze i musieliśmy odpowiedzieć na pytanie i… Evie, nawet nie wiesz, jaki on jest głęboki! Rozumie, o co CHODZIŁO Arystotelesowi! I jest głównym gitarzystą w zespole. Ma tatuaże, ale rozumiesz, nie byle jakie…

Paplała dalej, a ja skupiłam się na osobliwym odczuciu, które nagle pojawiło się w moim brzuchu.

Zazdrość…

Chciałam cieszyć się jej szczęściem. Zasługiwała na nie, szczególnie że przez tak długi czas była dla mnie idealną przyjaciółką. Kiedy tak rozpływała się nad Joelem, ja wydobywałam z siebie odpowiednie okrzyki i pomruki aprobaty. Starałam się nie rozpłakać, gdy zaledwie dwa dni później obwieściła, że zaprosił ją na randkę. Pomogłam jej wybrać na spotkanie strój, który w niczym nie przypominał ubrań, jakie dotychczas nosiła. Martensy? Serio? Dla dziewczyny, która w ósmej klasie grała na klarnecie i miała w domu album Cudowny świat Walta Disneya?

A co dostawałam w zamian? Od trzech tygodni nie odbierała moich telefonów. Przysyłała mi wiadomości w stylu: „Dzisiaj rano idę do szkoły z Joelem. Sorki”, więc przeważnie musiałam iść sama. Na wszystkich przerwach obiadowych lądowała na kolanach Joela z językiem w jego ustach. Siedziałam obok nich, bez sensu gawędząc z kumplem Joela, bo jak widać, moja przyjaciółka zakochała się szybciej, niż sądziłam, że to w ogóle możliwe.

Urocze sukienki w stylu vintage zastąpiła podkoszulkami z nazwami zespołów muzycznych, postrzępionymi dżinsowymi minispódniczkami i trampkami. Piękne blond włosy z dnia na dzień stały się kruczoczarne. Jane nawet nie poprosiła mnie o pomoc w wyborze i nałożeniu farby. Jej oczy tonęły w grubych kreskach konturówki. Maniakalnie zaczęła słuchać zespołów, których muzyka brzmiała jak kopulacyjne ryki niedźwiedzi podczas eksplozji wszelkich hałasów tego świata.

Oddała Joelowi nie tylko serce, lecz całą osobowość i wszystko, co tworzyło dawną Jane. Tak szybko, tak chętnie. Jak widać, koniecznie chciała się ode mnie odciąć. Pewnie byłam tak upierdliwa, że gotowa była nawet zmienić tożsamość, byle tylko się ode mnie uwolnić.

Najsmutniejsze było nie to, że porzuciła naszą przyjaźń, mimo że czułam ból, jakby użądliła mnie zabójcza afrykańska pszczoła. Najbardziej uwierało mnie to, że wyrzekła się siebie i swoich wartości tylko dlatego, że podobało się to jakiemuś tam chłopakowi. Dlatego dla mnie stała się zdrajczynią zarówno tego, co dziewczyńskie, jak i samej siebie… Może jednak byłam po prostu samotna lub zazdrosna… A może i to, i to.

W kuchni było mnóstwo alkoholu. Czarny laminowany blat zapełniały stosiki puszek piwa, do połowy puste butelki wina i kilka butelek z innymi trunkami. Guy, najlepszy przyjaciel Joela, był pochłonięty nalewaniem piwa do plastikowego czerwonego kubeczka.

– Co tam, Evie? – Skinął mi głową na powitanie, z uwagą nalewając piwną piankę.

Od kiedy jego najlepszy kumpel i moja przyjaciółka stali się uosobieniem wyobrażenia o nastoletniej miłości, utrzymywaliśmy dość niezręczną, przymusową znajomość.

– Jako tako. Chłopak, z którym przyszłam, jest straszliwie pijany.

Guy podniósł wzrok znad swojego piwa.

– Przyszłaś z kimś?

– I to cię tak dziwi?

Guy uśmiechnął się i wytarł ręce o dżinsy. Był jedynym w miarę dobrym aspektem transformacji Jane w osobę bez właściwości. Grał z Joelem w jednym badziewnym zespole, a mimo to był w porządku. Zabawny, bystry i z pewną dozą samoświadomości. No i przystojny, tak chyba można powiedzieć, jeśli się lubi chłopców z rozczochranymi włosami i w postrzępionych dżinsach. Szkoda tylko, że palił marihuanę.

– Jest aż tak wstawiony? – zapytał.

Chlusnęłam trochę wina do kubeczka i upiłam łyk.

– Wymachuje głową i tańczy pogo. Jednocześnie. Nie wiedziałam, że to w ogóle możliwe.

– To ten chłopak?! – Mocno zarysowane, gęste brwi Guya uniosły się w sarkastycznym grymasie.

Zaśmiałam się.

– Widziałeś go?

– No, jest nieźle zalany.

– Kiedy szliśmy na imprezę, udawał, że ma syndrom obcej ręki, i złapał mnie za pierś.

Natychmiast zaczęłam żałować, że mu o tym opowiedziałam, bo gdy tylko dziewczyna wymówi słowo „piersi”, chłopcy od razu zerkają na jej biust. Nie inaczej zrobił Guy. Uśmiechnął się szelmowsko i łyknął piwa.

– Nie dziwię mu się – skomentował.

– Że co?!

– Tylko mówię…

– To nie mów. – Skrzyżowałam ręce na piersiach.

Szklanki w szafkach zabrzęczały od tępego dudnienia muzyki. Staliśmy przez chwilę, chichocząc, aż Guy w połowie wypił swoje piwo.

– Podoba ci się ten chłopak?

Wzruszyłam ramionami.

– Chyba tak. Powiedział mi, że lubi Smashing Pumpkins, i sprawdziłam w internecie, co to takiego.

– Jejku, dziewczyny naprawdę to robią? – Był wyraźnie zaskoczony.

– To tylko wyszukiwanie. Ty tego nie robisz, gdy jakaś dziewczyna ci się podoba?

Guy spojrzał na swoją klatkę piersiową i dumnie ją wypiął.

– Ja jestem idealny. Wiem wszystko. – Rękawki podkoszulka podciągnęły się lekko, odsłaniając wątłe bicepsy. Zauważyłam strupek.

– O, masz nowy tatuaż?

Podwinął rękawy, pękając z dumy i samozadowolenia. Pochyliłam się, by przyjrzeć się dokładniej.

– Zrobiłem w zeszłym tygodniu. Teraz jest jeszcze na etapie strupków.

– Jak uroczo… – Zmarszczyłam nos.

Guy lekko obwiódł palcem zakrętasy czarnego wzoru, wokół którego zaznaczała się czerwona obwódka podrażnionej skóry.

– To tatuaż plemienny – powiedział z dumą.

Przewróciłam oczami.

– Wszyscy tak mówią o swoich tatuażach. Ale co to tak naprawdę znaczy?

– No wiesz, tak jak plemiona miały swoje tatuaże.

Spojrzałam z ukosa i rzuciłam:

– Ale jakie to plemię?

– No tak ogólnie, to plemienny znak! – W jego głosie pojawiła się nutka poirytowania.

– Nie ma czegoś takiego. To znak jakiego plemienia? Skąd pochodzi? Jak się nazywa? Co twój tatuaż znaczy? – drążyłam.

– Pieprz się! – warknął.

Dokończył piwo i z głośnym trzaskiem zgniótł kubeczek.

– To w plemiennym języku?

Guy mimowolnie się zaśmiał.

– Przynajmniej nie umawiam się z młodocianym alkoholikiem – odparował.

Gdy to mówił, do kuchni weszła moja dawna przyjaciółka z podstawówki, Lottie, z jakąś dziewczyną. Kiedyś byłyśmy ze sobą blisko, ale ona jest geniuszem. Dostała stypendium w lokalnej prywatnej szkole. Chodziła tam od siódmej do jedenastej klasy i straciłyśmy kontakt. Teraz byłyśmy w tym samym college’u i już kilka razy mignęły mi jej długie, ciemne włosy, gdy szła przez szkolny korytarz.

– O rany, Evie, ten zalany w trupa chłopak jest z tobą? – spytała Lottie. Nawet nie raczyła powiedzieć mi „cześć”.

Uścisnęłam ją na powitanie. Potem cofnęłam się i zanim ośmieliłam się zapytać, wzięłam kolejny łyk wina.

– Co takiego wyprawia?

Zostawiłam Ethana samego zaledwie pięć minut temu. Niemożliwe, aby w tak krótkim czasie zaczął się jeszcze gorzej zachowywać.

– Spokojnie. On tylko… hmm… dużo tańczy… – Lottie zaczęła przeglądać butelki z alkoholem. Gestem wskazała na dziewczynę obok siebie. – To jest Amber. Mamy razem zajęcia ze sztuki. Amber, to jest Evie. Chodziłyśmy razem do podstawówki.

Odwróciłam się, by się z nią przywitać, ale uderzyło mnie, jak bardzo Amber była… onieśmielająca. Miała pewnie ponad sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu i długie czerwone włosy. Wyglądała olśniewająco, a jednak obejmowała się rękami, tak jakby w ten sposób chciała odgrodzić się od ludzi.

– Cześć – rzuciłam z uśmiechem.

– Cześć.

– O łaaaaaaaaaaaaaał… – Guy wpatrywał się w twarz Amber, która była przynajmniej z dziesięć centymetrów od niego wyższa. – Jesteś ogrooooooooooomna.

Amber objęła się ciaśniej.

– Nieprawda! – Jej głos, mocny i autorytatywny, nie pasował do tego, co mówiło ciało. – To ty jesteś kurduplem.

Od razu ją polubiłam, choć Guy wyglądał na oszołomionego. Faktycznie był dość niski…

– Nie przejmuj się nim – powiedziałam pośpiesznie, chcąc jej zaimponować. – Dopiero co na zawsze wytatuował sobie wzór, ale nie ma pojęcia, co on oznacza. Taki wiesz, „plemienny”… – Wskazałam na jego ramię.

Amber się zaśmiała, a Guy, wkurzony, przygryzł wargę.

– Idę na dymka – rzucił. Wziął kolejne piwo i wyszedł z kuchni.

– Chłopacy… – westchnęła Amber.

Też westchnęłam.

– Wiem coś o tym – powiedziałam.

Rozdział czwarty

Ociągałam się z powrotem do mojego pijanego towarzysza. Pogawędziłam z Lottie i Amber, nalałam do dwóch szklanek sok jabłkowy, który znalazłam w lodówce. Miałam nadzieję, że Ethan nawet nie zauważy różnicy.

Manewrując ściskanymi w dłoniach szklankami, wróciłam do zapchanego imprezowiczami salonu, w którym zostawiłam Ethana.

Nie było go.

Przestrzeń, którą podczas tańca zagarnął dla siebie, była teraz zapełniona osobami grającymi w jakąś pijacką grę. Joel i Jane, na wpół leżąc na kanapie, bezwstydnie się obściskiwali. Powoli okrążyłam rozbawione kółko. Szłam w kierunku Jane i jednocześnie rozglądałam się po pokoju za Ethanem.

– Jane? – powiedziałam w kierunku tyłu jej głowy.

Brak reakcji. Jedynie mlaszczące odgłosy.

– Jane? – powtórzyłam.

Wyplątała język z ust Joela i leciutko się od niego odsunęła. Ten dźwięk skojarzył mi się z przepychaczem wyciąganym z muszli klozetowej.

– No co? – Nie kryła poirytowania.

– Widziałaś gdzieś Ethana?

– Kogo? Joel… przestań… – zachichotała, bo chłopak gładził ją po nogach.

– Ethana. Chłopaka, z którym przyszłam.

– Nie. Może jest w toalecie?

Bez chwili wahania z powrotem przyssała się do ust Joela. Ten objął ją rękami, pociągając jej ciało tak, że wylądowała na nim.

Przygryzłam usta, żeby ukryć rozdrażnienie, i zaczęłam się zastanawiać, gdzie też może być Ethan. Jane miała rację. Sprawdzę w toalecie. Być może właśnie zwraca ten cały cydr? Wyszłam na korytarz, rozpytując wszystkich o pijanego chłopaka w podkoszulku z napisem „Smashing Pumpkins”. Nikt niczego nie wiedział. Muzyka była głośniejsza. Impreza rozkręcała się na dobre. Nikogo nie obchodziło, że chłopak, z którym umówiłam się na pierwszą randkę w życiu, gdzieś sobie tak po prostu bez słowa zniknął. Znalazłam toaletę na parterze i próbowałam ją otworzyć. Zamknięte. Załomotałam do drzwi.

– Ethan?! Jesteś tam?

– Co za Ethan? – odwrzasnął ktoś po drugiej stronie.

– Nieważne.

Wycofałam się w stronę kuchni, zerkając przy okazji do środka. Nie było go. Tak samo w jadalni, w której właśnie grano w pokera. Zamiast żetonów chłopcy używali pieniędzy z gry „Monopol”. Zauważyłam, że część osób wyległa na taras z tyłu domu, więc postanowiłam sprawdzić i tam. Kiedy wychodziłam przez szklane, odsuwane drzwi, wpadłam na Guya.

– Evie, a ty dokąd?

Białka jego oczu były prawie całkiem czerwone.

– Co tam, ćpunku? Nie wiem, gdzie jest mój chłopak.

– Już nawiał… – Guy zaczął szaleńczo chichotać. Nie mógł przestać. Wyminęłam go, pozostawiając jego rozeczkany śmiech za sobą. Cholerne ćpuny. Uderzył mnie chłód nocnego powietrza, więc szczelniej owinęłam się skórzaną kurtką. Oczy zaczęły przyzwyczajać się do ciemności. Grupka stojąca w zwartym kółku podawała sobie podejrzanie wyglądającego papierosa, głośno dyskutując o dawnych programach telewizyjnych dla dzieci. Za nimi zauważyłam dwie postaci siedzące w owiniętej bluszczem altance. Lottie i Amber.

– Hej ponownie. – Usiadłam obok nich.

– Hej. – Lottie się przesunęła, by zrobić mi więcej miejsca. – A gdzie Ethan?

Westchnęłam głęboko.

– Przepadł gdzieś.

– Naprawdę? Nie możesz go znaleźć?

– Tak. Zostawiłam go z Jane, kiedy poszłam do kuchni. Wróciłam i już go nie było.

Lottie przewróciła oczami. Włożyła do ust papierosa, a potem go zapaliła.

– Niech no zgadnę. Była zbyt zajęta składaniem siebie całej na ołtarzu Joela, by robić cokolwiek innego?

Zachichotałam i od razu poczułam wyrzuty sumienia, że zachowuję się jędzowato. Lottie nigdy nie była mistrzynią dyplomacji.

– Skąd się znacie? – zapytałam.

– Mam zajęcia z filozofii z nią i Joelem. Na początku była bardzo fajna. Ale potem… Już w ciągu pierwszego tygodnia szkoły zaczęła spotykać się z Joelem. A ty? Skąd ją znasz?

– Jest moją najlepszą przyjaciółką. – Moje słowa zabrzmiały dziecinnie. – A może raczej byłyśmy przyjaciółkami. W liceum. Teraz jest po prostu zakochana.

– Zakochana? – Lottie podała zapalniczkę Amber, która także miała w ustach papierosa. – Ona kocha się jedynie w samej sobie.

– Lottie… – zaoponowałam.

– Aj, daj spokój. To prawda. Zawsze mówi tylko o sobie. Albo o Joelu. Nawet nie wiedziałam, że się przyjaźnicie. Nigdy o tobie nie wspominała.

Jej słowa mnie zabolały, jednak od razu przypomniałam sobie Jane pocieszająco ściskającą moją rękę, kiedy szlochałam w szkolnej toalecie po ataku paniki, który dopadł mnie na szkolnym apelu.

– Jane jest dobrą przyjaciółką. Nie wiedziałam, że palisz. – Niezdarnie próbowałam zmienić temat rozmowy.

Lottie spojrzała na swojego papierosa tak, jakby widziała go po raz pierwszy.

– Normalnie nie palę. Zaczęłyśmy dopiero dzisiaj. Co nie, Amber? – Stuknęła swoją wysoką koleżankę.

Amber niepewnie się zaciągnęła, zakasłała i spojrzała na mnie.

– To jak myślisz, gdzie poszedł twój chłopak?

Westchnęłam.

– Nie wiem. Cały ten wieczór jest do niczego. To chyba jasne, że nie jest mną zainteresowany.

Amber zrobiła wydech, wypuszczając z ust w nocne powietrze bezkształtną smużkę dymu.

– Jestem pewna, że się tak spił, bo się denerwował. Sprawdzałaś na piętrze? – spytała.

– Nie.

– No to idź, znajdź go i zessij z niego cały ten zarościk.

– A fuj… Ale dzięki.

Zostawiłam je zajęte papierosami. W domu przedarłam się, co chwila wykrzykując: „Przepraszam” przez zalegających na schodach ludzi. Muzyka drgała w ścianach i bębniła mi w uszach.

Próbowałam otworzyć drzwi do łazienki – zobaczyłam kałużę wymiocin tuż obok klozetu. Skrzywiłam się.

DOBRA MYŚL

Evie, zobaczyłaś wymiociny i nie spanikowałaś.

Spróbowałam z kilkoma kolejnymi drzwiami. Bez rezultatu. Ostatnia była sypialnia Anny. Wstęp ściśle wzbroniony. Za każdą osobą, która udawała się na piętro, Anna krzyczała: „Nie seksić się w moim łóżku!”. Nie zabroniła jednak nikomu zwinąć się na nim w kulkę i zasnąć, a przypuszczałam, że to właśnie mógł zrobić Ethan.

Szczęk klamki. W pokoju było ciemno. Usłyszałam odgłosy uprawianego seksu.

– O rany, przepraszam – wymamrotałam, czerwieniąc się, gdy tylko zdałam sobie sprawę, co się dzieje.

Światło padło na wpół nagie złączone ciała. Zza włosów Anny wyłoniła się twarz Ethana.

A więc to tak… Jej było wolno seksić się we własnym łóżku. To dość logiczne.

Odwróciłam się i wyszłam.

Jak wszystko się zaczęło

Na naszej pierwszej randce.

Na naszej pierwszej randce…

– Na naszej pierwszej randce!

– Wiem, skarbie! – Lottie powiedziała to ciepłym, uspokajającym głosem, delikatnie wpychając moją głowę do taksówki i wraz z Amber gramoląc się do niej za mną.

– Zawiezie nas pan na sam szczyt Dovelands Hill? – zwróciła się do taksówkarza.

Odwrócił się w naszą stronę, protestując:

– Nie jest trochę za ciemno?

– Jesteśmy już dużymi dziewczynkami. Proszę jechać.

Oszołomiona wyglądałam przez okno na przesuwającą się za nim ciemność. Złe myśli, po których przychodziły jeszcze gorsze, gromadziły się i zajmowały całą dostępną przestrzeń w moim mózgu.

ZŁA MYŚL

Nie umiesz utrzymać przy sobie faceta choćby przez całą pierwszą randkę.

ZŁA MYŚL

To dlatego, że jesteś brzydka, głupia i odrażająca.Nigdy nie będziesz mieć chłopaka.

JESZCZE GORSZA MYŚL

On wyczuł, że masz problemy psychiczne. Wykorzystał cię, żeby się dostać na imprezę, na której może poznawać normalne dziewczyny.

Nie zauważyłam ani tego, że Amber gładzi moją dłoń, ani sympatii kryjącej się w jej oczach. A także tego, że Lottie płaci kierowcy i wyciąga mnie z taksówki na mizerną trawkę. Na nic nie zwracałam uwagi aż do chwili, gdy posadziły mnie na ławce z widokiem na miasteczko i podały mi papierosa.

– Dzięki, nie palę.

– Dzisiaj możesz – zakomenderowała Lottie i włożyła mi go do ust.

– Nawet nie wiem, jak to się robi.

– Po prostu go ssij. Smakuje obrzydliwie. Myślę, że będę paliła tylko w ten weekend i na tym koniec.

Zapaliła papierosa, a ja pochyliłam się w stronę jej dłoni. Następnie zaciągnęłam się najmocniej, jak mogłam, i się rozkaszlałam.

– Co za okropieństwo!

– No właśnie. Straszne.

– Czuję się jakoś tak… bardziej dramatycznie. Może to dobrze?

Amber się zaśmiała i też zaczęła się krztusić swoim papierosem. Splunęła. Zanosiła się kaszlem, podczas gdy ja oparłam się o ławkę. Udało mi się rozśmieszyć potencjalną nową koleżankę i przez to poczułam się nieco lepiej.

Pod naszymi stopami rozpościerało się zatopione w oceanie żółtych i czerwonych kropek światła miasteczko. Widok był niesamowity. Zmroził mnie aż do szpiku kości, a jednak był piękny. Poczułam, jak kula napięcia w moim żołądku zaczyna się rozpuszczać niczym pastylka do ssania. Wspaniałość i potęga tego widoku były przy moich zmartwieniach jak Goliat. Zmuszały moje troski do pochowania się w norkach i głębokich przemyśleń, co też najlepszego narobiły.

Lottie klepała Amber po plecach tak długo, aż ta przestała się dusić.

– Dzięki, dziewczyny – odezwałam się w ciemność nocy. – Za to, że mnie stamtąd zabrałyście…

Lottie zgasiła ledwie napoczętego papierosa. Zrobiłam to samo, zadowolona, że ona była pierwsza.

– Nie martw się tym. – Wzruszyła ramionami. – Gdyby mi się coś takiego przydarzyło, też nie chciałabym tam zostać.

– Impreza była beznadziejna – wtrąciła się Amber. – Czułam się tak, jakbym siedziała na taśmociągu odrzucenia seksualnego.

– Chyba tak bym wolała – powiedziałam. – Lepiej tak, niż pójść na pozorną pierwszą randkę tylko po to, żeby chłopak mógł zalać się w trupa, upokorzyć cię i bzyknąć inną dziewczynę.

Amber zmarszczyła nos.

– To prawda… Czy ty powiedziałaś „bzyknąć”?

– To określenie retro. Jest zabawniejsze niż „seksić się”, mniej żenujące od „kochać się” i mniej obraźliwe niż „pieprzyć się”.

Skinęła głową.

– Może i tak.

– Oglądam dużo starych filmów – kontynuowałam. – Kiedyś mówiło się po prostu sympatyczniej.

Moja komórka szaleńczo zawibrowała.

– NIE ODBIERAJ! – wrzasnęły, gdy zaczęłam przetrząsać torbę w poszukiwaniu telefonu.

– Czemu nie?

– To on! – wyjaśniła Lottie. – Będzie się usprawiedliwiał.

– Kłamał – dodała Amber.

– Manipulacyjne kłamstwo.

Amber zaczęła mówić chropowatym męskim głosem:

– Przepraszam cię. Przypadkiem wpadłem w jej usta.

Lottie się dołączyła:

– Przestraszyłem się moich uczuć wobec ciebie, ale przez to, co się stało, zdałem sobie sprawę, jak bardzo mi na tobie zależy.

– Jejuńciu. Macie słownik męskich wymówek czy coś w tym stylu?

– Czy dobrze usłyszałam, że powiedziałaś „jejuńciu”? – Amber była zaskoczona. – Naprawdę? Co ty, masz jakiś wehikuł czasu czy co?

Lottie, wciśnięta między nas, objęła nas rękami i powiedziała w stronę miasteczka:

– Evie, możesz odnieść wrażenie, że jesteśmy zgorzkniałe, ale to nieprawda. Jesteśmy realistyczne, jeśli chodzi o chłopaków…

– I wiemy, że są beznadziejni – dokończyła Amber.

Lottie poklepała ją po głowie.

– Poznałyśmy się na zajęciach z plastyki. Amber rozpaczała po jakimś dupku z drużyny piłkarskiej. Zaprzyjaźniłyśmy się, rysując razem jego przedwczesną śmierć.

– Co ci ten chłopak zrobił? – spytałam.

– Wystawił mnie. – Twarz Amber była szczelnie schowana za płachtą czerwonych włosów.

– Rany, to okropne. Nie wiedziałam, że w prawdziwym życiu ludzie tak robią.

– Mnie robią.

– Hej – dodała Lottie. – Mogło być gorzej. Mnie chłopacy „bzykają” i od razu potem przestają być mną zainteresowani. Zazwyczaj wtedy, gdy zdają sobie sprawę, że jestem od nich bystrzejsza.

Lottie naprawdę była bystrzejsza od nich. Nie zachowywała się przemądrzale, po prostu była szczera. Była też bystrzejsza od wszystkich innych. Już w podstawówce miała specjalne lekcje z dyrektorką – miały „stymulować ją naukowo”. Dla rozrywki czytywała podręczniki. Bez wątpienia pójdzie na studia do Cambridge, mimo że to dopiero za dwa lata.

Zapadła przygnębiająca cisza. Moja komórka zabrzęczała ponownie, ale tym razem wszystkie ją zignorowałyśmy. W oddali zobaczyłam maleńkie światła samochodu, który wyjeżdżał z naszego miasteczka. Gdybym mogła być teraz w tym samochodzie i uciekać od tego okropnego rozczarowania! Kolejny raz zaczęłam rozmyślać o dzisiejszym wieczorze i o tym, jaki powinien być. Moja pierwsza randka w życiu i pierwszy krok w świat normalności. Po prostu chciałam być taka jak inni ludzie, a jednak okazało się to tak dziwne, że nawet moja dziwna głowa nie potrafiła czegoś takiego wymyślić.

Wreszcie się odezwałam:

– Dziewczyny?

– Co?

– Czy to dlatego, że jestem brzydka?

– Nie wygaduj głupot – powiedziała Lottie. – Nie jesteś brzydka.

– Jestem. Ja jestem Louise, a wszyscy inni to Thelma.

Dramatycznym gestem rzuciłam ledwo co napoczętego papierosa w błoto.

– Nie powiedziałabym, że Susan Sarandon jest brzydka – ponownie odezwała się Lottie.

– Niech ci będzie. No to jestem jak Jane Eyre.

– Jane nie była brzydka, tylko obdarzona pospolitą urodą – powiedziała panna „będę studiować w Cambridge”.

– W takim razie jak człowiek słoń.

– On był mężczyzną. Ty nie jesteś facetem – zauważyła Amber.

– Uwzięłyście się na mnie czy co?!

Ich śmiech rozbrzmiał w ciemności.

– W każdym razie – zaczęła Lottie – ja nie jestem pięknością.

– Nie bądź głupia – zaprotestowałam.

Była przepiękna i dobrze o tym wiedziała. Mężczyznom na jej widok prawie oczy wychodziły z orbit. Miała długie ciemne włosy i twarz, w której wszystko było na właściwym miejscu i w odpowiednich proporcjach.

Na twarzy Lottie pojawił się głupawy uśmieszek.

– Gdybym była w żeńskim zespole muzycznym, nikt by na mnie nie zwracał uwagi.

– O, co to, to nie – wtrąciła się Amber. – To byłabym ja. Ta ruda! Rude zawsze mają najmniej fanów.

– W porządku. No to spośród wszystkich sióstr Bennet ja jestem Mary.

– Jeśli to prawda, to ja muszę być… panem Collinsem… – wywrzeszczałam i wszystkie trzy zaczęłyśmy ryczeć ze śmiechu.

Skulone razem na ławce, śmiałyśmy się i tak długo krzyczałyśmy w przestrzeń przed nami „pan Collins”, aż ze śmiechu zaczęły nas boleć brzuchy, a zęby szczękać z zimna.

– Naprawdę mi się podobał. Lubiłam go – na wpół wyszeptałam, zdecydowanie zbyt szybko przypominając sobie, dlaczego siedzimy na tej oto ławce, pośrodku niczego i dawno po północy. Pomyślałam, że muszę wysłać wiadomość do mamy, bo pewnie już się zamartwia.

Lottie przytuliła mnie do siebie. Ostatni raz siedziałyśmy tak, gdy miałyśmy jedenaście lat.

– Wiem. Do dupy to wszystko.

Amber przyłączyła się do naszego uścisku, chichocząc, gdy robiła dla siebie miejsce między naszymi głowami.

– Pieprzyć chłopaków – powiedziała. – Spotkajmy się jutro na kawę i przez całe popołudnie gadajmy o wszystkim, tylko nie o chłopakach.

– Amen – podsumowałam.

I właśnie tak zrobiłyśmy.

DZIENNICZEK ZDROWIENIA

Data: 25 września

Leki przyjmowane: Fluoxetin, 20 mg

Myśli i uczucia:Czy ktoś mnie kiedyś pokocha? Czy jestem na to za dużym dziwadłem? Nawet chłopak, z którym poszłam na randkę, nie został na niej ze mną…

Zadanie domowe:

• Nadal jeść trzy posiłki dziennie i przekąski między posiłkami.