Strona główna » Dla dzieci i młodzieży » Kostka i Bruno. Szkolne przygody

Kostka i Bruno. Szkolne przygody

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-8053-118-5

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Kostka i Bruno. Szkolne przygody

Dzieciaki,

Przedstawiam Wam Kostkę i Brunka, dwoje rezolutnych przyjaciół.

Jak sobie radzić z porażką?
Czy Święty Mikołaj istnieje?
Po co się przeklina?
Czy grubas i gruby to znaczy to samo?
Na czym polega prawdziwa pomoc?

Dzieci w czasie swoich szkolnych przygód znajdują odpowiedzi na te i inne pytania. Jeżeli Wy też jesteście ciekawi odpowiedzi, poproście rodziców, żeby przeczytali Wam tę książkę. A może spróbujecie przeczytać ją sami?

Rodzice,

każda minuta spędzona z dzieckiem jest jak poszukiwanie skarbu. Z tą tylko różnicą, że kiedy szukamy skarbu, mamy mapę i brak pewności, że go znajdziemy. Wychowując dziecko, nie mamy mapy, za to 100% gwarancji, że znajdziemy w przyszłości skarb: mądrego, dobrego, wartościowego człowieka.

Ta książka jest drogowskazem w tych poszukiwaniach.

14 bajek dla dzieci

14 problemów wychowawczych

14 komentarzy psychologicznych z poradami dla rodziców

Polecane książki

Wege kuchnia zwyciężczyni trzeciej edycji MasterChefa! Dominika Wójciak, pasjonatka kulinarnych podróży po świecie i miłośniczka eksperymentów w kuchni, swoją książkę podzieliła na warzywne rozdziały: od buraka i ziemniaka, przez rabarbar i bób po dynię, fasolę i cukinię....
Monografia "Korupcja w polskim prawie prawie karnym na tle uregulowań międzynarodowych" ma charakter prawnoporównawcze. Dokonano w niej - po raz pierwszy w polskim piśmiennictwie prawniczym - analizy procesu umiędzynarodawiania karnych regulacji antykorupcyjnych, a także procesu implementacji antyko...
Zbiór szkiców polskiego poety i prozaika, Kazimierza Laskowskiego (1861–1913). Autor studiował w Niemczech. Pracował jako redaktor kilku pism. Był autorem wielu piosenek, najczęściej nawiązujących do wydarzeń bieżących. Jego utwory ukazywały się w „Kurierze Warszawskim”, „Gazecie Radomskiej”, „Gazec...
Mama dwójki dorosłych dzieci wyjeżdża do Ueckermünde by uporządkować swoje życie. Pomimo wielu obaw podejmuje pracę jako opiekunka starszego małżeństwa. Wkrótce na drodze bohaterki pojawiają się osoby, które zmieniają jej życie. Czy to przeznaczenie? Małe niemieckie miasteczko stopniowo staje się dl...
Perypetie Szwejka na tyłach i na froncie I wojny światowej oraz jego niepohamowane gadulstwo bawią czytelników na całym świecie od prawie stu lat. Tłumaczona na kilkadziesiąt języków, wielokrotnie filmowana oraz adaptowana na potrzeby sceny teatralnej i telewizji, powieść Haška weszła na stałe do ka...
Pieśń o Krysznie Pasterzu, Dźajadewy, indyjska Pieśń nad pieśniami, jedno z najbardziej znanych dzieł literatury sanskryckiej to poemat erotyczny opiewający miłość, zazdrość, gniew i tęsknotę zakochanej pary. Odbierany jest jednocześnie jako utwór religijny, symbolizujący miłość do Boga. Ksi...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Dominika Słomińska

Kiedy

Pamiętacie, jak Kostka poszła z Brunkiem na lody bez wiedzy rodziców i jak to się skończyło? Otóż dzisiaj jest wielki dzień Kostki. Właśnie mija sześć tygodni od przykrej przygody i złamania ręki. Zaraz po zajęciach w przedszkolu Kostka pójdzie z mamą do szpitala na zdjęcie gipsu.

Już od rana jest bardzo podekscytowana. No bo sami zobaczcie: z jednej strony, taki gips to wspaniała sprawa – wszyscy mogli się na nim podpisać, Brunek nawet narysował rakietę, a Zosia śmiesznego misia i serduszko. Z drugiej strony, to same problemy – nie można się porządnie umyć, na czas kąpieli mama musi owijać rękę z gipsem folią, niewygodnie jest spać, trudno biegać i w ogóle.

Dlatego Kostka marzyła, żeby uwolnić się od ciężaru. A przecież sam gips z podpisami zachowa sobie po zdjęciu na pamiątkę.

Mama przyszła do przedszkola wyjątkowo wcześnie, bo już po obiedzie, i pośpieszyły do szpitala na umówioną wizytę.

W poczekalni przed gabinetem pana doktora było sporo dzieci. Mały chłopiec też czekał na zdjęcie gipsu, ale z nogi, dziewczynka z warkoczykami podtrzymywała spuchnięty łokieć. Kostka usłyszała jej rozmowę z mamą, z której wynikało, że spadła z roweru, chłopak podobny do dużego Sławka jedną ręką trzymał deskorolkę, a drugą masował sobie kolano. Jak wiecie, Kostka lubiła patrzeć na ludzi, więc wcale jej się nie nudziło. Aż nagle usłyszała:

– Konstancja! – To pan doktor uchylił drzwi gabinetu i zawołał swoją pacjentkę.

– Pokaż no, moja panno, tę rączkę – powiedział pan doktor, biorąc delikatnie Kostkę za palce dłoni. – To co? Koniec udręki, zdejmujemy ciężar. Chociaż taki piękny ten twój gips, kolorowy, że może zostawimy go na zawsze, hm? – roześmiał się.

Pan doktor miał wąsy, tubalny głos i wesołe oczy. Kostka trochę się go wstydziła. Pewnie przez te wąsy. Ale dzięki żartom lekarza jakoś się ośmieliła.

– Nie, nie, panie doktorze, poproszę zdjąć gips i dać mojej mamusi, bo ja muszę go zostawić na pamiątkę, bo tu są podpisy wszystkich moich koleżanek, kolegów i pań z przedszkola… – Kostka się rozgadała.

Tak gadała, tak gadała, że nawet nie zauważyła, jak lekarz wziął wielkie nożyce i zręcznie rozciął gips.

Obejrzał dokładnie rękę Kostki i zwrócił się do mamy:

– Jak pani widzi, ręka jest osłabiona, przez długi czas w gipsie mięśnie nie pracowały, trzeba będzie trochę poćwiczyć. Proszę udać się do rehabilitanta, do gabinetu numer 128 na pierwszym piętrze – tam wszystko pani pokażą.

Kostka podtrzymywała rękę, z której przed chwilą pan doktor zdjął gips. Rzeczywiście była znacznie chudsza i taka jakaś wiotka. Wcale nie chciała słuchać Kostki. Kiedy dziewczynka próbowała ją podnieść, ta opadała w dół. Kostka poczuła się niepewnie i – mimo że mama uśmiechała się krzepiąco i pocieszała, że wszystko będzie dobrze – popłakała się. Walczyła ze łzami, ale te same ciekły po policzkach. I wtedy drzwi gabinetu numer 128 uchyliły się i wyszedł przez nie uśmiechnięty pan. Miał rude włosy, okulary i takie fajne buty…

– Ojej, a co to za łzy? Pewnie boisz się ćwiczeń…

– powiedział do Kostki miłym głosem, a potem zwrócił się do mamy: – Witam, nazywam się Zbyszek Kur. Telefonował do mnie doktor Haber i mówił, że trzeba wzmocnić rękę małej pacjentki.

Pan Zbyszek oglądał jej rękę, a Kostka coraz bardziej płakała. Myślała, że po zdjęciu gipsu będzie mogła od razu wchodzić po drabinkach na placu zabaw, biegać, jeździć na rowerze… A tutaj jakieś ćwiczenia, a jeszcze ręka taka cieniutka jak u pajączka.

Pan Zbyszek był naprawdę bardzo miły. Powiedział, że ma żonę Joannę i córeczkę Gabrysię, która ma dokładnie tyle lat co Kostka. Powiedział też, że jego żona też jest rehabilitantką i prowadzi ćwiczenia dla dzieci. Okazało się, że Kostka mieszka bardzo blisko pana Zbyszka, Gabrysi i pani Joanny, bo w bloku obok.

Kostka słuchała uważnie, a pan Zbyszek masował jej rękę, która jakby trochę zaczęła się ruszać.

Kiedy mama dowiedziała się, że ćwiczenia i masaże będą konieczne codziennie, wpadła na pomysł. – Panie Zbyszku, skoro jesteśmy sąsiadami, a pańska żona ćwiczy z dziećmi, to może ja bym z Kosteczką przychodziła na ćwiczenia do was? Mieszkamy po sąsiedzku, więc chyba dla wszystkich to będzie wygodne.

I kiedy Pan Zbyszek się zgodził, podał adres i ustalili godzinę, Kostka przypomniała sobie o córce Pana Zbyszka. – A czy Gabrysia będzie w domu, jak ja będę ćwiczyć? – zapytała z nadzieją w głosie.

– Pomyślimy – roześmiał się pan Zbyszek.

Kiedy następnego dnia Kostka szła z mamą na ćwiczenia, myślała głównie o Gabrysi. Czy jest miła, czy lubi rysować, czy się zaprzyjaźnią? Dzięki temu nie myślała wcale o tym, że musi ćwiczyć i że to niekoniecznie będzie przyjemne.

Drzwi otworzyła pani Joanna.

„Ale ładna ta pani – pomyślała Kostka – Ma takie długie włosy jak mama i takie duże śliczne oczy”.

Zza nogi pani Joanny wychyliła się dziewczynka, tak samo śliczna jak jej mama.

– Ty pewnie jesteś Gabrysia – powiedziała mama Kostki. – Twój tata opowiedział nam o tobie. A to jest Kostka, która od wczoraj o niczym innym nie mówi, tylko o dzisiejszych ćwiczeniach.

Gabrysia uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę na przywitanie. – Ale masz fajne imię: Kostka. A ćwiczeniami się nie martw, moja mama się na tym naprawdę zna.

Pani Joanna ćwiczyła rękę Kostki, a Gabrysia rozmawiała z Kostką. Opowiadały sobie, co lubią robić, czego nie lubią jeść i gdzie jeżdżą na wakacje. I wiecie co? Okazało się, że dziewczynki bardzo wiele łączy. Uwielbiają rysować, śmiać się głośno i robić psikusy, jeść lody i pływać w morzu.

I tak to właśnie wyglądał plan ćwiczeń ręki Kostki. To znaczy: ćwiczenia były jedynie przy okazji. Bo po nich Gabrysia bawiła się z Kostką, a pani Joanna piła herbatę i rozmawiała z mamą Kostki. Ręka dziewczynki bardzo szybko wróciła do dawnej sprawności i już nie trzeba było ćwiczyć. Bo tak to jest z takimi

W życiu dziecka i rodziców bardzo często pojawia się jakieś zdarzenie (na przykład wypadek) wymagające ćwiczeń. Niestety, ćwiczenia mają to do siebie, że muszą być systematyczne, często są powtarzalne, a co za tym idzie – także nudne. Mam tu na myśli rehabilitację powypadkową, ćwiczenia logopedyczne, bo dziecko ma wadę wymowy, ćwiczenia ortopedyczne, bo dziecko ma zaburzenia pola widzenia, gimnastykę korekcyjną, ćwiczenia ortografii i poprawnego pisania, bo dziecko cierpi na dysleksję, ćwiczenia z zakresu integracji sensorycznej, bo dziecko cierpi na zaburzenia odbioru bodźców… Mogłabym wymieniać i wymieniać. To zupełnie normalne, że każdy człowiek ma jakieś deficyty, nad którymi trzeba pracować. Trzeba? Powinno się, żeby dziecku w przyszłości było łatwiej. Dlatego nie poddaję dyskusji konieczności ćwiczeń, jedynie sposób zachęcenia dziecka do nich.

Jeżeli jako rodzice stoicie przed takim wymogiem i napotykacie opór dziecka, polecam, żebyście pamiętali o tym, że:

• Dziecko zawsze musi wiedzieć, dlaczego ma ćwiczyć, czemu te ćwiczenia służą i co dzięki nim osiągnie.

• Dobrze, żeby czas ćwiczeń był określony i stały. Ćwiczenia robione z doskoku, kiedy nam się przypomni, zwykle nie dają trwałego efektu i nie uczą dziecka systematyczności.

• Jeżeli ćwiczenia są nudne lub nieprzyjemne, pomocny może okazać się czasomierz. Dziecko może samo go ustawić. Dzięki temu dziecko nabiera przekonania, że ten nielubiany czas na pewno się skończy.

• Starajmy się maksymalnie uatrakcyjnić czas ćwiczeń, to znaczy:

– niech pomoce będą nowe, czyste, atrakcyjne,

– jeżeli są to ćwiczenia fizyczne, masaże, przygotujmy ciekawe opowieści, anegdoty lub żarty, które odwrócą uwagę dziecka podczas ćwiczeń,

– sami wykazujmy entuzjazm, a nie zniechęcenie, np.: „Ojej, znowu musimy poćwiczyć… Chodź, szybko to odwalimy i będziemy mieć z głowy”,

– przygotujmy drobne nagrody na koniec ćwiczeń lub stwórzmy kartę aktywności – za każde ćwiczenie dziecko dostaje punkt, np. naklejkę, a na koniec tygodnia ćwiczeń – jakąś konkretną nagrodę, np. wyjście do kina, na kręgle, basen czy gokarty.

• Skupiajmy się na pochwałach i sukcesach dziecka – dostrzegajmy i chwalmy pod niebiosa każdy sukces.

• Kiedy dziecku się coś nie udaje, nie pogłębiajmy tego zdarzenia słowami typu „Źle, znowu źle, skup się!”. Powiedzmy raczej: „To trzeba poprawić, spróbuj jeszcze raz. Zobacz, pomogę ci. Spróbuj w ten sposób, w końcu na pewno się uda!”.

Dzień zapowiadał się ekscytująco. Dziś rozpoczęcie roku szkolnego, a Kostka i Brunek idą do pierwszej klasy.

Kostka obudziła się wczesnym rankiem. Można powiedzieć: bladym świtem. Bo tak to już niekiedy jest, gdy się na coś czeka i nie można się doczekać, że nawet jak jest jeszcze dużo czasu, by pospać, człowiek budzi się wcześnie. Albo wieczorem nie może zasnąć, bo radość, niepewność czy też podekscytowanie łaskoczą w brzuchu, zajmują wszystkie myśli i nic na to nie można poradzić.

Kostka wiedziała, że jest jeszcze bardzo wcześnie, więc nie budziła rodziców, tylko wstała cichutko i obejrzała kolejny raz – chyba setny – wszystkie potrzebne do szkoły rzeczy: nowy różowy piórnik, w którym miała: dwa ołówki, kredki, gumkę z Myszką Miki, linijkę, temperówkę, nożyczki i klej, książki obłożone w czysty papier w kwiatki, zeszyty: w kratkę do matematyki i w trzy linie do polskiego, plastelinę, blok, papier kolorowy, no i przede wszystkim tornister. Duży, niebieski, z kieszonką na śniadaniówkę…

Potem Kostka poszła do łazienki, uczesała włosy, umyła buzię i zęby, ale czasu było nadal bardzo dużo. Postanowiła, że obudzi rodziców. W końcu co – ona ma tu się męczyć, a oni będą spać? Mama i tata nie byli zachwyceni. Zegar wskazywał 6.00 rano, a Kostka szła do szkoły dopiero na 8.45. Ale cóż było robić.

Wszyscy wstali, mama usmażyła na śniadanie naleśniki – co prawda to sobotni rytuał, ale skoro to taki ważny dzień i jest tyle czasu, to dlaczego nie zaszaleć? Potem razem jeszcze raz obejrzeli przybory szkolne. Ubrali się. I wybiła 8.00, więc można było wychodzić.

Do szkoły szli spacerem przez park. Po drodze spotkali Brunka.

– Cześć, Bruno! Jak tam nastrój? Cieszysz się, że już szkoła? Jaki masz piórnik? – trajkotała Kostka, podskakując radośnie obok przyjaciela.

Brunek nie był taki radosny. Wręcz przeciwnie: miał bardzo poważną minę i tylko mruknął: – E tam, wczoraj wcale nie mogłem zasnąć, a dziś obudziłem się bardzo rano i brzuch mnie jakoś boli.

Kostki to nie zraziło. Od razu próbowała go pocieszyć: – Brunek, po prostu jesteś zdenerwowany. Nie martw się! Przecież idziemy tam razem!

W klasie oczywiście usiedli razem. Kostka od razu zaczęła się rozglądać. W pierwszej ławce zauważyła bardzo ładną dziewczynkę z długimi, ciemnymi włosami spiętymi w kucyk. Obok niej siedział rudy chłopiec, cały czerwony na twarzy – widać było, że bardzo się stara, żeby się nie popłakać. Pod oknem stał gruby chłopiec i zawzięcie obgryzał paznokcie. W ostatniej ławce siedziała dziewczynka z odstającymi uszami i zębami jak u wiewiórki, która – gdy tylko zobaczyła, że Kostka na nią patrzy – wesoło jej pomachała. Do klasy wchodziło coraz więcej dzieci, aż w końcu rozległ się dzwonek i przyszła pani. Dzieci już ją widziały na rozpoczęciu roku.

Pani miała na imię Tereska, duże ciemne oczy, jasne włosy i cały czas się uśmiechała.

Pani stanęła pośrodku sali. Klasnęła w dłonie i zaczęła mówić: – Kochani, chcę wprowadzić w naszej klasie taki zwyczaj, że kiedy ktoś mówi, inni go słuchają. Jak będę miała wam coś ważnego do powiedzenia, zaklaszczę i zawołam: „Chcę powiedzieć kilka słów”, a wy odpowiecie: „My słuchamy, a ty mów”, i w klasie zapadnie cisza. Zgoda?

Wszystkie dzieci patrzyły na panią z przejęciem i wszystkie pokiwały głowami.

– Świetnie! – mówiła dalej pani Tereska. – To teraz was poproszę, żebyście się przedstawili i w dwóch zdaniach powiedzieli coś o sobie. Ja zacznę. Nazywam się Teresa Małkowska, mam dwóch, dorosłych już, synów, psa Kropkę i bardzo lubię uczyć dzieci.

Pierwszy miał się zaprezentować Bruno.

– Ja mam na imię Bruno. Ale wszyscy wołają na mnie:Brunek. Moją najlepszą przyjaciółką jestKostka. Lubię grać w piłkę nożną i jeść lody karmelowe.

Dzieci przedstawiały się po kolei: Gaja, Justynka, Gabrysia, Kuba, Emil, Jacek, Madzia, Kajetan, Mikołaj, Tosia… W pewnym momencie jedna dziewczynka zaczęła: – Ja się nazywam Madzia Ziemak, mam starszą siostrę Emilkę i…

Nie

Pierwszy dzień szkoły to nie lada przeżycie nie tylko dla dzieci. Kto wie, czy nawet nie bardziej przejmują się nim rodzice. Bo przecież nasze małe, sześcioletnie przedszkolaki, przyzwyczajone do zabawy, ciepłego uśmiechu pani przedszkolanki, trafiają do ogromnego budynku, wielkiej klasy, muszą siedzieć w ławkach i jeszcze łazienki są po drugiej stronie korytarza, a na nim czyha przecież tyle niebezpieczeństw, choćby rozpędzony wielki czwartoklasista…

Po pierwsze, chciałabym was uspokoić. To normalne, że boicie się zmian. Szczególnie gdy ta zmiana dotyczy waszego ukochanego dziecka. Wszystko, co nowe i nieznane, budzi niepokój, nie pozwala poczuć się bezpiecznie. A wtedy w głowie pojawiają się kolejne pytania bez odpowiedzi. Czy sobie poradzi? Czy nauczycielka będzie miła? Czy trafi do szatni? Takie rozmyślania nie poprawiają sytuacji, tylko wprowadzają nas w jeszcze gorsze samopoczucie.

Ale sami wiecie, patrząc na swoje wcześniejsze doświadczenia, że czas robi swoje. Każda nowa sytuacja zamienia się w sytuację oswojoną, bezpieczną i przewidywalną. Ułoży się! Obiecuję. Ale poniżej podaję kilka rad, które pomogą wam przetrwać czas niepewności:

• Nigdy nie straszcie dziecka szkołą. Nie mówcie: „Zobaczysz, skończy się laba, zaczynają się obowiązki”.

• Oswójcie szkołę wcześniej. Pójdźcie do niej na spacer, zobaczcie: budynek, boisko, plac zabaw. Skorzystajcie z dni otwartych, które – zazwyczaj wiosną – organizuje każda szkoła. Porozmawiajcie z rodzicami, których dzieci już tam uczęszczają.

• Zapoznajcie się, najlepiej w internecie, z podstawą programową. Zobaczycie, że w kształceniu zintegrowanym (klasy 1–3) poza nauką jest naprawdę dużo czasu na zabawę i swobodne działanie dzieci.

• Bardzo ważne jest, żeby dziecku przejście do etapu szkolnego przedstawić jako profit, awans, naturalną kolej spraw, która pozwala się rozwijać, poznawać świat i ludzi.