Strona główna » Dla dzieci i młodzieży » Lalkarz z Krakowa

Lalkarz z Krakowa

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-65534-95-8

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Lalkarz z Krakowa

Jest wojna.

Jest cierpienie.

Ale jest też magia

i jest nadzieja.

 

Kraków, Polska, rok 1939. Za sprawą magii w pewnym sklepie z zabawkami ożywa mała lalka o imieniu Karolina. Karolina zaprzyjaźnia się z Lalkarzem, właścicielem sklepu – miłym, złamanym przez życie człowiekiem.

Kiedy okupacja niemiecka zasnuwa cieniem miasto, Karolina i Lalkarz postanawiają za pomocą czarów uratować przed straszliwym niebezpieczeństwem swoich żydowskich przyjaciół, bez względu na ryzyko.

Ta ponadczasowa opowieść, w której baśń i elementy folkloru splatają się z historią, pokazuje, że nawet w najmroczniejszej sytuacji można odnaleźć nadzieję i przyjaźń.

Polecane książki

Druga część powieści „Towarzysz” rozgrywa się w zupełnie innym świecie. Piotr Tarski, morderca księdza proboszcza, próbuje wyrwać się z niewoli, na jaką został skazany po śmierci. Niesiony nadzieją, na otrzymanie miłosierdzia, poznaje różne obszary piekła, dołącza do grupy ludzi, która ma nadzieję, ...
Sylwetki kilkudziesięciu kobiet, które zasłynęły w historii jako wyjątkowo okrutne, żądne władzy, dokonujące wątpliwych moralnie wyborów. Galerię postaci otwiera Kleopatra i Lukrecja Borgia, a zamyka Patricia Hearst. Oprócz kobiet kojarzonych z władzą i polityką, jak Katarzyna Wielka, Wanda Wasilews...
Książka stanowi kompleksowe opracowanie norm polskiego prawa prywatnego międzynarodowego i norm kolizyjnych na tle międzynarodowego praca prywatnego. W sytuacji intensyfikacji obrotu międzynarodowego, w której bardzo często występują stosunki prawne z zakresu prawa prywatnego powiązanego z prawem ró...
  Zapomniałeś ważnej konstrukcji językowej? Musisz sobie szybko przypomnieć wzór odmiany? Sięgnij po repetytorium Lingo. Z nim powtórkę z gramatyki niemieckiej będziesz miał szybciej, niż myślisz!   "NIEMIECKI. Gramatyka z ćwiczeniami" to kolejna pozycja z bestsellerowej serii repetytoriów językowyc...
Jest 19 marca 1986. Proboszcz parafii archikatedralnej w Gnieźnie dokonuje dramatycznego odkrycia. Ktoś ukradł srebrną figurę św. Wojciecha z sarkofagu za ołtarzem głównym katedry. W katedrze trwa właśnie remont, wewnątrz są rusztowania, dlatego sprawcy, którzy weszli do środka przez o...
Wan Serce bardzo szybko stała się legendą w swojej rodzinnej wiosce i najbliższej okolicy. Pierwsza wykształcona położna, która starała się zakończyć zabobonne praktyki, stanowiące zagrożenie dla matek i dzieci. Bohaterka, która dzięki swoim zdolnościom i powołaniu uratowała setki istnień. Gorliwa k...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa R. M. Romero

Tytuł oryginału

The Dollmaker of Krakow

Text copyright © 2017 by R.M. Romero

Jacket illustration © 2017 Lisa Perrin

Jacket design by Maria T. Middleton

Interior illustrations © 2017 Tomislav Tomić

Reproduced by permission of Walker Books Ltd, London SE11 5HJ

www.walker.co.uk

Copyright © for the Polish translation by Marta Duda-Gryc, 2018

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Galeria Książki, 2018

Opracowanie redakcyjne i DTP

Pracownia Edytorska „Od A do Z” (oda-doz.pl)

Redakcja

Katarzyna Kolowca-Chmura

Korekta

Katarzyna Kierejsza

Opracowanie graficzne okładki, typografia i DTP

Anna Cupiał

Opracowanie wersji elektronicznej

Wydanie I, Kraków 2018

ISBN EPUB 978-83-65534-95-8

ISBN MOBI 978-83-65534-96-5

Wydawnictwo Galeria Książki

www.galeriaksiazki.pl

biuro@galeriaksiazki.pl

PROLOGKRAWCOWA I KRAINA LALEK

Dawno, dawno temu była sobie mała lalka o imieniu Karolina, która mieszkała w krainie położonej daleko, bardzo daleko od świata ludzi.

Kraina Lalek była wielkim królestwem rozciągającym się na setki mil w każdym kierunku. Po jej wschodniej stronie leżało morze, a po zachodniej wystrzeliwała ku słońcu szklana góra. W czasach gdy krainą rządziła mądra para królewska, niebo zawsze miało idealny odcień intensywnego letniego błękitu, a blask księżyca był tak lśniący jak srebro. Nikt nigdy się tam nie starzał ani nie popadał w biedę.

Za morzem znajdowała się tymczasem inna, mroczna kraina. Jej mieszkańców stworzyła z cieni, łez i popiołu zła wiedźma – były to wielkie szczury, których apetyt zdawał się tak wielki jak sam ocean. Król i królowa Krainy Lalek obawiali się, że pewnego dnia szczury zgłodnieją jeszcze bardziej i przyjdą do nich, przynosząc ze sobą tylko okrucieństwo i chciwość.

Karolina nic o tym nie wiedziała. Mieszkała w malutkiej chatce przycupniętej nad potokiem płynącym między dwoma zielonymi wzgórzami. Zasłony miała utkane z polnych kwiatów, a ściany domku były zbudowane z piernika, przy czym Karoliny nigdy nie kusiło, by go spróbować. Ta mała słodka chatka była wszystkim, czego jej było trzeba, bo Karolina nie była królem, królową ani nawet księżniczką – była krawcową.

Szyła atłasowe suknie balowe i aksamitne kamizelki, spódnice, które rozkładały się półkoliście jak skrzydła motyla, i piękne kurtki ze złotymi guzikami. Ale najważniejsze było to, że w każde ubranie Karolina wszywała igłą i nitką życzenia. Każde życzenie było niespełnioną nadzieją, na wpół utkaną historią potrzebującą zakończenia. Karolina nie mogła jednak sprawiać, by życzenia, które wszywała w ubrania, się ziszczały – nie miała w sobie za wiele magii.

Kochała swoją pracę, zdarzali się jednak klienci, których życzenia napełniały ją smutkiem. Lalki te były ciche i przygnębione i ich niewesołe historie tak łatwo można było odgadnąć, że równie dobrze mogły być wypisane na ich porcelanowych twarzach i małych drewnianych dłoniach.

Czego pragnęły smutne lalki? Powrotu do świata ludzi, w którym niegdyś mieszkały wszystkie zabawki. A dlaczego? Bo w odróżnieniu od większości innych lalek, które nie pamiętały nic z czasu spędzonego w tym odległym miejscu, melancholijni znajomi Karoliny tęsknili za dziećmi, które były kiedyś ich najbliższymi towarzyszami.

Nigdy by im tego nie powiedziała wprost, ale nie sądziła, by ich życzenia mogły się kiedykolwiek spełnić. Dzieci, które były właścicielami tych lalek, z początku darzyły je uczuciem, ale w końcu dorastały i porzucały ukochanych niegdyś towarzyszy zabaw na strychu lub pod łóżkiem na pastwę kurzu i pleśni. Gdy ciała lalek – z drewna, ze szmatek i z porcelany – nie mogły już dłużej utrzymać w sobie duszy, dusze wędrowały z powrotem do Krainy Lalek.

Karolina nigdy nie próbowała przypomnieć sobie, do kogo należała w świecie ludzi – nie przyniosło to nic dobrego jej znajomym. Przygnębione lalki nauczyły się płakać – Karolina nie znała chyba smutniejszego dźwięku. Nie miała najmniejszej ochoty znów odwiedzić tamtego świata, świata chłopców, dziewczynek i zabaw w wymyślanie.

Jednak pewnego dnia szczury rzeczywiście wylądowały na brzegach krainy, w której mieszkała Karolina. Przegnały z tronu króla i królową bagnetami z żelaza i ostrymi zębami i rozpętały terror. Z pękniętym policzkiem, w sukience w strzępach Karolina uciekła przed najeźdźcami i płonącymi stosami, które wznieśli, w głęboki, mroczny las.

To właśnie w lesie trafiła na figurkę żołnierza o imieniu Fritz i z pomocą miłego wiatru Dogody odkryła, że jednak jest jej przeznaczony powrót do świata ludzi.

Rozdział 1LALKARZ

Karolina obudziła się w swoim nowym świecie z sercem ze szkła.

Czuła się tak, jakby w tym sercu rosły róże z cierniami, gdyż przepełniały je całe radość i smutek, których doświadczyła w Krainie Lalek. Gdy się poruszyła, szkło stuknęło o ściankę jej gładkiej drewnianej piersi.

Drżąc, Karolina podniosła dłoń do twarzy. Wystarczył jeden dotyk, by stwierdzić, że pęknięcie, które zarysowało jej policzek w Krainie Lalek, znikło. Kiedy opuściła rękę, zauważyła, że na końcach palców miała smużki pachnącej świeżością różowej farby. Miły wiatr powiedział jej wcześniej, że ktoś ją wezwał ze świata ludzi. A więc to pewnie ta nieznana jej osoba naprawiła jej twarz i włożyła do jej piersi szklane serce.

Karolina rozejrzała się. Siedziała na wysokim stole wśród drewnianych wiórów i zwojów wstążek. Nie była ze szkła ani z porcelany, jak niektórzy jej znajomi, ale nie chciała spaść z tak wysoka, więc zastygła w bezruchu, by nie stracić równowagi. Po prawej zauważyła coś dużego, przypominającego górę, choć nie tak wielkiego jak góry w jej krainie. Zakryte to było dużą płachtą tkaniny o nierównym splocie. Karolina nie miała pojęcia, co mogło się kryć pod spodem.

Za stołem widać było duże okno z widokiem na ciemność rozjaśnianą tylko słabym żółtym blaskiem lamp ulicznych. Nie były zrobione z miętowych cukrowych lasek, jak latarnie w Krainie Lalek – wystrzeliwały z bruku jak ciemne, solidne pnie drzew. Świat na zewnątrz nie wyglądał zachęcająco, ale pomieszczenie, w którym Karolina się znajdowała, przypominało jej chatkę: było w nim ciepło i przytulnie. Jednak w tym sklepie – bo nagle zdała sobie sprawę, że jest to sklep – nie było sukni balowych, kurtek i szali, jak w jej chatce.

Było tam pełno zabawek.

Stały w nim rzędy koników na biegunach z wymalowanymi na bokach girlandami stokrotek i jesiennych liści. Na półkach siedziały pluszowe zwierzęta najrozmaitszych kształtów i wielkości, z uśmiechniętymi pyszczkami wyszytymi nitką.

Co więcej, wszędzie były lalki. Żadna z nich nie miała podrapanej twarzy ani przypalonych ogniem nóg czy rąk. Wszystkie wydawały się spokojnie czekać, by pokochać kogoś i być pokochanymi.

Były bezpieczne.

Zabawki te różniły się jednak od Karoliny. Żadna nie chodziła po półce, żadna nie przywitała się z nią. Nie były żywe – nie miały serc, a Karolina wiedziała, tak jak każda lalka, że tylko istota mająca serce może być naprawdę żywa.

Karolina zazdrościła jednak trochę tym milczącym zabawkom. Jej szklane serce było przepełnione szarym lękiem. Czuła się taka samotna… Ale jeśli mogła wierzyć miłemu wiatrowi, ktoś tu na nią czekał! Więc gdzie się podziewał ten ktoś?

Nagle rozległy się kroki. Karolina zesztywniała. Otwarły się drzwi w tylnej części sklepu i pojawił się w nich mężczyzna. Miał rudą brodę, jakby Gwiazda Poranna musnęła ją palcami, i odziany był w białą piżamę. Szedł ku niej, kulejąc, i przecierał zielone oczy. Gdy się zbliżył, Karolina zdała sobie sprawę, że nieznajomy nie był ani chłopcem, ani starcem – był kimś pośrodku. Karolina uznała, że gdyby stała, byłaby niewiele większa od jego dłoni, ubrudzonej tą samą różową farbą, która zabarwiła palce Karoliny.

Musiał być tą osobą, o której powiedział jej wiatr – człowiekiem, który naprawił jej twarz i podarował nowe serce!

Człowiek – Lalkarz – usiadł na taborecie koło Karoliny, wykręcając sobie palce. Na jego twarzy widziała strużki łez – zapewne przed chwilą płakał. Plamy czerwieni, wściekłej jak bitewne okrzyki, wystąpiły na jego blade policzki.

– Wojna skończyła się ponad dwadzieścia lat temu – mówił do siebie Lalkarz. – Teraz jest rok tysiąc dziewięćset trzydziesty dziewiąty. Jestem w domu, w Krakowie. Jestem w domu. Te koszmary nie są prawdziwe.

Karolinie do tej pory nawet nie przyszło do głowy, że w świecie ludzi również mogą istnieć wojny.

Gdyby Lalkarz był zabawką, być może wiedziałaby, jakimi słowami go pocieszyć – ale w głowie miała pustkę. Tak bardzo się różnił od wszystkich, których znała. Umiejętność okazywania cierpienia tak otwarcie, poprzez łzy, wydawała się jej straszliwą magiczną sztuczką, którą ludzie wykonywali niemal nieświadomie.

Lalkarz drżącymi rękami zdjął tkaninę okrywającą górę – która wcale nie była górą, lecz wielkim, trójkondygnacyjnym domkiem dla lalek o rozmiarach w sam raz dla Karoliny. Nie zawadzałaby w nim głową o sufit, nie musiałaby się wysilać, by sięgnąć stołu w kuchni czy otworzyć szafę, którą zauważyła w sypialni na wysokim poddaszu. Skrzynki na kwiaty w każdym oknie były pełne różyczek z materiału, a na poręczy balkonu na pierwszym piętrze siedział smukły czarny kot. Bardzo spodobał się Karolinie – gdyby zakradły się tu jakieś szczury, kot raz-dwa by się z nimi rozprawił.

Lalkarz zabrał się do pracy – wyrównywał krawędzie dachu za pomocą wąskiego noża. Jego dłoń poruszała się tak szybko, jakby nie mógł jej zatrzymać, nawet gdyby chciał. Rzeźbił w dachu delikatny falisty motyw, tak gładki, że przywodził Karolinie na myśl wzór z lukru na cieście.

Podczas pracy Lalkarzowi przestały płynąć z oczu łzy i Karolina chyba wiedziała dlaczego. Ilekroć coś tworzyła, zawsze czuła się lepiej. Nie mogła odgonić od siebie lęków zakradających się do jej serca tylko wtedy, gdy jej ręce były bezczynne.

Patrząc na Lalkarza, odetchnęła głęboko. Ten świat, to miejsce… pachniało znajomo, kurzem i cynamonem, i łąką żółtych kwiatów. Czyżby już tu kiedyś była? Nie potrafiła dokładnie opisać dziwnego uczucia, które ją przepełniło, wnikając w nią tak głęboko, jak mógłby to zrobić nóż Lalkarza. Ale im bardziej Karolina próbowała uchwycić to uczucie, tym większe miała wrażenie, że w swoje małe dłonie stara się złapać sen.

Może Lalkarz będzie mógł odpowiedzieć na te pytania?

Karolina zrobiła krok ku domkowi dla lalek, zastanawiając się, co powiedzieć. W pośpiechu nastąpiła na rąbek swojej długiej, czerwonej spódnicy, potknęła się i krzyknęła zaskoczona. Zamłóciła rękami w powietrzu, próbując złapać równowagę. Nie upadła – udało się jej wyprostować.

Nie w taki sposób chciała się przedstawić, ale było już za późno.

– Dzień dobry – odezwała się i pomachała dłonią. – Jestem Karolina.

Lalkarz upuścił nóż, a jego twarz pobladła bardziej niż ściana.

– O nie. W końcu do tego doszło! – jęknął. – Straciłem zmysły.

Karolina wiedziała, że Lalkarz nie stracił żadnych zmysłów.

– Nic ci się nie stało – uspokoiła go.

Lalkarz zerwał się z taboretu i odskoczył w tył.

– Ale… Ale lalki nie mówią. Nie możesz być prawdziwa. Jestem po prostu zmęczony… Mam jakieś przywidzenia.

– No tak, sprawiasz wrażenie zmęczonego, ale przysięgam, jestem tak samo prawdziwa jak ty – powiedziała Karolina. W rzeczywistości wyglądało to tak, jakby to Lalkarz był tu osobliwością, jedynym człowiekiem w świecie zabawek, podczas gdy ona stanowiła naturalną część tego sklepu.

– To ja cię zrobiłem – szepnął Lalkarz. – Nie umiem wykonywać rzeczy, które mogą ożyć.

– Ogrodnicy robią to bez przerwy z kwiatami – zwróciła mu uwagę Karolina. – A ty tak naprawdę wcale mnie nie zrobiłeś. Moja dusza już istniała. Ty mnie tylko przywołałeś, a wiatr mnie do ciebie przyprowadził. Sądziłam, że wiesz. Ale to ty zrobiłeś mi to ciało, prawda?

– Tak… Nie przypominam sobie jednak, bym kogokolwiek przywoływał. Próbowałem stworzyć taką lalkę, jaką kiedyś zrobiła moja matka, i… – Lalkarz potrząsnął szybko głową. – Och, dlaczego rozmawiam z wytworem mojej wyobraźni? To naprawdę przesada.

Oparł się o stół, przygarbiony. Nogawka spodni podjechała mu do góry. Karolina zobaczyła, że nogę miał z takiego samego jasnego drewna, z jakiego wykonana była ona sama.

– Nie wiedziałam, że ludzi też można zrobić z drewna – odezwała się Karolina, przechylając głowę, by przyjrzeć się nodze Lalkarza pod innym kątem. Mężczyzna był bardzo zdenerwowany. Obawiała się, że jej nie odpowie. Ale po dłuższej chwili, wypełnionej tylko wyraźnym tykaniem zegara, odezwał się jednak.

– Tylko ta noga jest drewniana – odparł. – Reszta mojego ciała jest z czegoś trochę bardziej miękkiego.

– Mogę obejrzeć twoją nogę? – poprosiła Karolina.

Lalkarz odwrócił wzrok.

– Nie wygląda to… ładnie – powiedział. – Większość ludzi nie lubi na nią za długo patrzeć.

– Dlaczego? – zdziwiła się Karolina.

– Ludzie nie lubią oglądać zepsutych rzeczy – wyjaśnił Lalkarz.

– Nie jesteś zepsuty! – Karolina oparła ręce na biodrach. – Ja cała jestem z drewna, a chyba nie uważasz, że jestem zepsuta?

– Nikt nigdy tego tak nie ujął – przyznał Lalkarz. Podwinął nogawkę i odsłonił cztery paski mocujące drewnianą protezę do tego, co zostało z jego prawdziwej nogi, włożonego do skórzanego pokrowca.

Wyglądało na to, że ten świat nie był aż tak inny, jak obawiała się wcześniej Karolina.

– Podoba mi się twoja noga – rzekła.

– Należysz do mniejszości. – Lalkarz westchnął, a po chwili spytał: – A ty… nie jesteś kimś, kogo zmieniono w lalkę, prawda? Jesteś naprawdę żywą lalką?

Włosy opadały mu na czoło, zasłaniając częściowo oczy. Odgarnął je do tyłu niecierpliwym gestem.

– Gdybym była kiedyś człowiekiem, chybabym to pamiętała – odparła Karolina. – Ale jedyne, co pamiętam, to to, że zawsze byłam lalką.

– Niesamowite – powiedział cicho Lalkarz. Usiadł z powrotem na taborecie i pochylił się ku Karolinie, jakby zamierzał pochwycić każde jej słowo stwardniałymi dłońmi.

Widząc, że zaczyna się zachowywać swobodniej w jej towarzystwie, Karolina odważyła się zadać pytanie.

– Mówiłeś, że twoja mama zrobiła taką lalkę jak ja. Jak to było?

– Moja matka uwielbiała robić różne rzeczy. Zrobiła lalkę, która wyglądała dokładnie tak jak ty, i powiedziała mi, że kiedyś mam ją dać mojemu dziecku. Gdy po wojnie zmarła, szukałem tej lalki, ale nie znalazłem jej. Więc spróbowałem zrobić taką samą. – Lalkarz zamilkł. Cisza zdawała się głośniejsza niż wszystkie słowa, które do tej pory wypowiedział. A potem dodał: – I zrobiłem ciebie.

Czy Karolina znała matkę Lalkarza? Czy to dlatego wszystko tutaj wydawało się jej takie znajome?

– Czy to dlatego wyrabiasz zabawki? Bo twoja mama je robiła?

– Po trosze tak. Wszystko się zaczęło, kiedy nie mogłem spać w szpitalu polowym, po tym jak straciłem nogę. – Lalkarz poklepał swoje kolano. – Dzięki temu miałem się czym zająć, gdy wszyscy wokół spali. Nadal tak jest. Mam… niepokojące sny. Wojnę trudno się zapomina.

– Ja też mam takie sny – przyznała Karolina. – Czasem zamykam oczy i widzę te wszystkie straszne rzeczy, które się wydarzyły w Krainie Lalek.

– W Krainie Lalek?

– To właśnie tam mieszkałam, zanim mnie wezwałeś i przybyłam tutaj – wyjaśniła Karolina. – Tak jak ty mieszkasz w… – Potarła palcami podbródek, zastanawiając się. Czy Lalkarz w ogóle mówił, gdzie się znajdują?

– W Krakowie – podsunął Lalkarz. – Jesteśmy w mieście, które nazywa się Kraków, w Rzeczypospolitej Polskiej.

– Kraków. – Nazwa miasta smakowała w ustach Karoliny chrupką świeżością, jak kawałek jabłka. – Jak tu jest? Czy to miłe miejsce?

– Tak uważam. Ja sam przepadam za tym miastem. – Lalkarz skinął głową ku oknu. – Zrobiłem jego makietę. Może chcesz zobaczyć?

Karolina aż podskoczyła, najpierw na jednej, potem na drugiej nodze – na obu miała buciki z wysoką cholewką.

– Tak, bardzo! – zawołała.

Lalkarz podszedł, by ją podnieść, ale zatrzymał się nagle z wyciągniętymi rękami.

– Mogę cię przenieść? – spytał. – Nie chcę być nieuprzejmy, nie będę cię podnosił, jeśli nie masz na to ochoty.

– Nie przeszkadza mi to. Twoje nogi są takie długie… Dużo dłuższe od moich! Przejście przez pokój zajęłoby mi wieki. – Karolina podniosła ręce i Lalkarz zdjął ją ze stołu.

W drodze do okna Karolina zauważyła swoje odbicie w szybie i znów opuściła ją część niepokoju, który wciąż żywiła. Lalkarz uchwycił jej wygląd idealnie: miała te same złote włosy i duże oczy, niebieskie jak bławatki, jak w Krainie Lalek.

– Zrobiłeś mnie naprawdę świetnie – powiedziała Karolina Lalkarzowi. – Dziękuję.

– Proszę bardzo – odparł Lalkarz, chyba jednak wolał zmienić temat, bo od razu pokazał na dół. – To Mały Kraków.

Rozdział 2Ukryta magia

Makieta Lalkarza stała w witrynie sklepu. Pośrodku znajdował się budynek z dwiema wieżami i duży pomnik z posągiem mężczyzny o surowej twarzy. Wokół roiło się od gołębi i ludzi, w takiej samej liczbie. Małe postacie kroczyły ku otaczającym Rynek przysadzistym kamienicom ze sklepami. W Małym Krakowie był również Lalkarz – stał przed sklepem z lalką w jednej ręce i laską w drugiej.

Na widok dwóch postaci w rogu makiety Karolinie zaparło dech w piersi. Był to młody rycerz ze złocistym mieczem i skradający się ku niemu smok.

– A ten rycerz? Gdzie mieszka? – spytała.

– To książę Krak, a jego domem był zamek na Wawelu – odpowiedział Lalkarz. Dotknął małego budynku ze ścianami pomalowanymi tak, by wyglądały jak z czerwonej cegły. Niebieska rzeka owijała się wokół niego jak kot.

– Chcę go poznać – oświadczyła Karolina. – Ile tam się idzie? To chyba nie jest bardzo daleko.

– Prawdziwy Kraków jest trochę… większy niż te jego części, które ująłem na makiecie. Boję się, że spacer do zamku zająłby ci bardzo dużo czasu – wyjaśnił Lalkarz. – I przykro mi, ale muszę cię rozczarować. Książę i smok należą do historii miasta, nie do jego współczesności. Umieściłem ich tu tylko dlatego, że bardzo lubię tę legendę.

Słysząc to, Karolina poczuła, jakby przenikał ją podmuch zimowego wiatru, chłodny i niemiły.

– Jeśli rycerz nie broni ludzi w tym mieście, to kto to robi?

– No cóż… – Lalkarz był zakłopotany. – Teraz akurat mamy armię i marynarkę, które mogą nam pomóc. Ale i tak się boję o mój kraj. Wokół nas zbierają się burzowe chmury.

Przypominając sobie żołnierzy, którzy służyli królowej w swoich błyszczących, srebrzystych mundurach, Karolina zauważyła:

– Ale armie nie zawsze wygrywają bitwy, które toczą. Myślałam, że w tym świecie będzie bezpiecznie.

– Nie zawsze jest tu… bezpiecznie – przyznał Lalkarz.

Karolina machnęła ręką w kierunku ciemnego rynku.

– Nie widzę tam nic groźnego – powiedziała. – Jesteś pewien, że księcia i smoka już nie ma? Ich magia wydaje się wielka, potężna. Może mogliby pomóc w zakończeniu wojny w Krainie Lalek.

– W życiu bym nie pomyślał, że w świecie zabawek może dojść do wojny – zdziwił się Lalkarz.

– Mieliśmy prawdziwą wojnę, z bitwami, ranami i tak dalej – westchnęła Karolina.

– Kto do niej doprowadził? – spytał mężczyzna.

– Szczury – wyjaśniła Karolina. – Okropne szczury, które przybyły z dalekich stron. – Zadrżała. Nieprzyjaciel może i był za siedmioma górami, ale nadal budził w niej strach.

– Szczury? Takie małe zwierzęta, które mieszkają w różnych zakamarkach?

– Małe?! – oburzyła się Karolina.

– Zakładam, że pewnie nie były małe – rzekł Lalkarz.

– Nie. Były duże i okrutne! Ale mnie już tam nie ma, tak samo jak ty nie walczysz już w tej swojej wojnie. Miły wiatr uratował Fritza i mnie, chociaż nie wiem, gdzie jest Fritz i…

– Przepraszam. Nie chciałem cię zdenerwować… – Lalkarz był wyraźnie zaniepokojony.

– Nie szkodzi. – Karolina przycisnęła dłoń do końca jego kciuka, a potem impulsywnie objęła jego palec małymi rękoma. Nie był to prawdziwy uścisk, ale musiał wystarczyć.

Kiedy go puściła, Lalkarz powiedział:

– Na górze mam książkę z opowieścią o księciu i smoku. Jeśli chciałabyś ją przeczytać, mogę po nią pójść.

– Chętnie – odparła Karolina. Nie porzuciła nadziei, że ksiażę i smok po prostu gdzieś się ukrywają, tak jak ona i tyle innych lalek w lesie. Może nadal będą mogli uratować jej rodaków.

Lalkarz przeniósł Karolinę z powrotem na stół.

– Zaraz wrócę. – Zanim ruszył na górę, dodał jeszcze: – Proszę, nie odchodź, póki nie wrócę. Proszę.

– Nie mogę. – Karolina pokazała na główne drzwi. – Te drzwi są dla mnie za duże, nie dam rady ich sama otworzyć.

– Nie chodzi o to, że wyjdziesz ze sklepu. – Lalkarz nagle wydał się dużo młodszy. Wyglądał jak zlękniony chłopiec, a nie jak mężczyzna. Przedziwna była ta przemiana, jak uznała Karolina. – A co… co będzie, jeśli staniesz się znowu zwykłą lalką?

Karolinie nawet nie przeszło to przez myśl. Czuła się dobrze w drewnianym ciele, które zrobił dla niej Lalkarz, ale co by było, gdyby miły wiatr wrócił i zabrał jej duszę?

Domyślając się, czemu Karolina umilkła, Lalkarz śpiesznie dodał:

– Przepraszam! Nie chciałem dodawać ci zmartwień.

Wzdrygnął się.

Ile jego życia składało się z przeprosin, wypowiadanych nawet wtedy, gdy nie zrobił nic złego?

– Nie musisz przepraszać! – uspokoiła go Karolina. – Nie wiem wszystkiego o tym, jak działa magia, ale lalki nie zostawiają tego świata, póki nie rozpadną się całkiem ich ciała. A moje jest zupełnie nowe. – Pomachała małymi palcami, równie zwinnymi jak wtedy, kiedy mieszkała w Krainie Lalek. – Chyba zostanę tu na dłuższy czas.

Uśmiech Lalkarza wyrażał pełną znużenia ulgę, jakby Karolina rozwiązała mu w piersi jakiś supeł. Mężczyzna otworzył drzwi z tyłu sklepu i znikł na schodach, zostawiając Karolinę samą wśród milczących zabawek.

Po pięciu minutach Lalkarz wrócił – pod pachą miał książkę. Okładkę łączyło ze środkiem tylko kilka cienkich nitek i widniała na niej wyblakła ilustracja przedstawiająca dziewczynę w ciemnym lesie, który wydał się Karolinie bardzo znajomy.

Lalkarz położył książkę na stole obok Karoliny.

– To była moja ulubiona książka, kiedy byłem mały. A wcześniej była ulubioną książką mojej matki – rzekł, przewracając kartki. Były delikatne i pożółkłe, jakby wchłonęły wszystkie słoneczne popołudnia, które Lalkarz spędził, czytając zapisane na nich historie. – A! Jest. Książę Krak i smok.

Karolina przebiegła wzrokiem opowieść, a z każdym przeczytanym słowem narastało w niej rozczarowanie.

– Książę Krak tak po prostu zabił tego smoka?! – wykrzyknęła. – Co za marnotrawstwo całkiem przyzwoitego smoka! Zamiast tego powinien był się z nim zaprzyjaźnić… Tak by zrobił król w Krainie Lalek.

– Po zastanowieniu dochodzę do wniosku, że to pewnie byłoby lepsze rozwiązanie – przyznał Lalkarz.

Karolina ujęła w dłoń kilka kartek i odwróciła je, stękając z wysiłku. Powitała ją ilustracja przedstawiająca rycerzy z lśniącymi mieczami, mknących ku bramom zamku.

– Spójrz na tych rycerzy. Gdyby przybyli do Krainy Lalek, mogliby nam pomóc ze szczurami. Zwłaszcza gdyby byli tacy duzi jak ty.

Lalkarz musnął palcem hełm rycerza.

– Rzeczywiście wyglądają na bardzo dzielnych – rzekł. – Gdyby tylko mogli ożyć i ci pomóc… – Zamknął oczy, a obrazek na kartce pod jego palcem poruszył się.

Karolina zamrugała – chyba się jej tylko wydawało? Ale rysunek znowu zadrgał. Rycerze na papierze poruszali się. Karolina słyszała, jak ich peleryny łopoczą na wietrze, jak tętnią kopyta ich koni uderzające o ziemię. Dźwięki te narastały, jakby rycerze zbliżali się do nich z daleka.

Lalkarz też to usłyszał. Uniósł powieki i popatrzył na stronę książki, otwierając szeroko usta ze zdumienia.

– Co to?…

Radość przepełniła pierś Karoliny, niemal pozbawiając ją tchu.

– Ożywiasz ich – wykrztusiła. – Naprawdę potrafisz czarować!

Nagle ilustracja z rycerzami zastygła w bezruchu i dźwięki ucichły. Ale wrażenie magii nie przemijało. Karolina czuła, jak magia ogrzewa powietrze wokół nich.

– To nie ja – wyjąkał Lalkarz. – Nie mogłem czegoś takiego zrobić. Nigdy czegoś takiego nie zrobiłem.

– Wezwałeś mnie tutaj i dałeś mi serce, a teraz ożywiłeś też książkę – sprzeciwiła się Karolina. – Może nawet masz w sobie tyle magii, by ocalić Krainę Lalek. Może to dlatego miły wiatr mnie tu sprowadził! A w zamian może ja będę mogła zrobić coś dla ciebie.

– Naprawdę nie musisz – odparł śpiesznie Lalkarz. – Nadal nie uważam, że jestem czarownikiem, w co ty wierzysz. Jednak jeśli będę mógł ci pomóc, nie chcę żadnej zapłaty.

– Ale to będzie niesprawiedliwe, jeżeli ja ci też nie pomogę! – Karolina rozejrzała się po sklepie, zastanawiając się, co mogłaby zrobić dla Lalkarza. Szelest jej spódnicy uzmysłowił jej, w czym mogłaby mu pomóc. – Będę szyć ubrania dla zabawek – oświadczyła. – A potem będziesz je mógł sprzedawać. Byłam krawcową i jestem w tym bardzo dobra.

– Na pewno – rzekł Lalkarz. – Ale poza tym, co mi powiedziałaś o szczurach, o twojej ojczyźnie nie wiem niemal nic.

– Od czego mam zacząć? – spytała Karolina.

Lalkarz machnął dłonią. W tej chwili wyglądał naprawdę jak czarownik, który mógłby wydawać rozkazy gwiazdom, nawet jeśli sam tego nie rozumiał.

– Od początku – zaproponował.

W Krainie Lalek, opowiadała Karolina, rzeka płynąca obok jej chatki budziła ją co rano piosenką, a gałęzie drzew uginały się od jabłek w syropie z cukru. Światło słońca smakowało tak słodko jak lukier. Było to miejsce, w którym miłość trwała wiecznie i nigdy nikt nie był odrzucany przez innych.

– To brzmi jak jakiś raj – zauważył Lalkarz.

– O, nie było tam idealnie, nawet przed najazdem. – Odrzuciła za swoje małe ramię warkocz, który trzepnął w łokieć Lalkarza. – Pluszowe króliki zawsze podgryzały nam ubrania, a po pewnym czasie miało się naprawdę po dziurki w nosie tych jabłek w syropie.

– Ale i tak myślę, że miło by było być zabawką w tej krainie. – Śmiech Lalkarza przeszedł w ziewnięcie. Karolina odwróciła się, by popatrzeć na stojący zegar. Obie wskazówki pokazywały dwunastą, zachęcając ich, by poszli spać.

– Możemy przejść się jutro po Krakowie? – poprosiła Karolina. – Może kryje się tam więcej magii.

Lalkarzowi nie bardzo podobał się ten pomysł. Poruszył się i z zakłopotaną miną rzekł:

– Wydaje mi się, że ludzie zareagują dziwnie, jeśli zobaczą, jak mówisz. Najlepiej by było, gdybyśmy pobyli trochę tutaj, zanim dowiesz się więcej o tym świecie. A mnie przydałoby się więcej czasu, bym poćwiczył z magią i skończył tę pracę. – Wskazał na wspaniały domek dla lalek.

– Rozumiem – przytaknęła Karolina. – Ale pokażesz mi kiedyś Kraków, dobrze?

– Gdy będę szedł następnym razem do klienta – obiecał Lalkarz – zabiorę cię ze sobą.

Rozdział 3SMUTNA HISTORIA PIERROTA

Na długo przed najazdem na Krainę Lalek, gdy wszystko wydawało się tam jasne i wesołe jak wiosenne jaskry, Karolina lubiła siadać nad potokiem i cieszyć się figlarnymi podmuchami wiatru tańczącego po polach wokół jej chatki. Ilekroć nadarzyła się okazja, zapraszała smutne lalki, by się do niej przyłączyły. Rozpaczliwie potrzebowały czegoś, co mogłoby odwrócić ich myśli ku innym sprawom, i Karolina miała nadzieję, że piękne krajobrazy choć trochę poprawią im samopoczucie.

Jedną z tych lalek był Pierrot o białej twarzy z czarnymi trójkątami namalowanymi pod oczami. Karolina nie wiedziała, czy trójkąty miały przypominać łzy, ale Pierrot zawsze był taki smutny, że uznała, iż równie dobrze mogły faktycznie je przedstawiać.

Ilekroć Pierrot ją odwiedzał, siadał nad potokiem i trwał tak przez wiele godzin w milczeniu. Wpatrywał się w swoje odbicie w wodzie, jakby mogło mu podpowiedzieć, jak poradzić sobie z tym, co go dręczyło. Nigdy jednak nie uzyskiwał odpowiedzi.

Inne klauny w krainie Karoliny podchodziły do każdej lalki, która wyglądała, jakby miała zły dzień, wyciągały z kapelusza kwiaty i opowiadały zabawne żarty – nie trzeba było ich nawet o to prosić. Ilekroć Karolinę odwiedzał klient klaun, wiedziała, że nie popracuje przy nim za wiele, bo będzie się musiała trzymać za boki od śmiechu.

Ale Pierrot nie był taki jak inne klauny.

– Nie rozumiem – powiedziała do Pierrota Karolina. – Jesteś klaunem. Powinieneś cały czas się śmiać, a ja co chwilę widzę, jak płaczesz. Co ci skradło śmiech? Może uda nam się go odzyskać!

– Nic mi go nie skradło – westchnął Pierrot.

– No to dlaczego jesteś taki smutny?

– Tęsknię za chłopcem, z którym mieszkałem. Był mój, a ja byłem jego klaunem. – Pierrot zanurzył stopę w wodzie, marszcząc swoje odbicie. – Myślę, że zachowałby mnie na zawsze, ale razem z rodzicami musiał uciekać przed kimś złym. Nie mogli zabrać ze sobą żadnych ubrań ani zdjęć. I nie zabrali też mnie. Czuję się bez niego samotny.

– Samotny? – spytała Karolina. – Nawet teraz?

– A ty nigdy nie czujesz się samotna tu, na wsi? – odpowiedział pytaniem Pierrot. – Mieszkasz przecież sama.

– Och, nie – odparła Karolina. – Dlaczego miałabym być samotna? Rozmawiam z klientami, a mam ich mnóstwo.

Odpowiedziała na pytanie Pierrota bez namysłu, ale gdy zaczęła się nad tym zastanawiać… Może istotnie czasem czuła się samotna. Bo w końcu dlaczego zapraszała do siebie Pierrota i wszystkich innych? Może i nie pamiętała swojego życia w ludzkim świecie, ale cząstka jej duszy jakby wiedziała, że coś straciła, choć Karolina nie potrafiła określić, co to było.

– W takim razie masz szczęście – stwierdził Pierrot.

– Przykro mi, że jesteś nieszczęśliwy.

– Miło, że tak mówisz. – Pierrot westchnął. – Próbowałem być szczęśliwy. Kraina Lalek to miłe miejsce. Myślę, że milsze niż świat, który porzuciliśmy.

– Ale i tak chcesz do niego wrócić – zauważyła Karolina.

– Tak – rzekł Pierrot. – Mój przyjaciel na pewno jest przerażony i chciałbym być tam z nim, żeby mniej się bał.

Karolina przesunęła czubkiem buta po powierzchni wody.

– Mogłabym ci wszyć do kaftana życzenie miłości – odezwała się w końcu. – Może pomoże ci to odnaleźć drogę do przyjaciela.

Uśmiech, który przemknął przez usta Pierrota, był wątły, ale Karolina ucieszyła się, że klaun w ogóle był w stanie się uśmiechnąć.

– Bardzo chętnie, dziękuję.

Choć kaftan Pierrota był prosty, Karolina pracowała przez całą noc, by go skończyć. Chciała, żeby każdy szew był doskonały.

Kiedy jeden z żołnierzy królowej przyszedł rano do chatki Karoliny, by zamówić u niej mundur, nie mógł się powstrzymać i pochwalił kaftan.

– Zrobiłaś coś wspaniałego.

– To dla przyjaciela – wyjaśniła Karolina. – Wypowiedział bardzo ważne życzenie i chcę nade wszystko, by się spełniło.

Nie mogła poruszyć gór ani ściągnąć gwiazdki z nieba, ale z życzeniami…

Z życzeniami mogła pomóc.

ROZDZIAŁ 4KRAKÓW

O poranku, gdy słońce wstało, Rynek Główny w Krakowie zaroił się od ludzi.

Niektórzy nieśli pod pachą sztalugi i szkicowniki. Inni dźwigali kosze z chlebem lub narzędzia do budowy kolejnych wspaniałych gmachów. Każdy człowiek był inny i ciekawy na swój sposób, choć Karolina nie zauważyła, by ktoś posługiwał się magią – jak Lalkarz.

Lalkarz wrócił do sklepu, kiedy zegar stojący w kącie wybił dziewiątą. Miał okulary w srebrnych oprawkach na nosie i normalne ubranie – już nie piżamę – a dzięki lasce mniej utykał.

– Dzień dobry – powitała go Karolina.

– Och… Dzień dobry – odpowiedział Lalkarz. Poprawił sobie okulary, przesuwając je w jedną, a potem w drugą stronę. Ale Karolina nie rozwiała się jak jeden z jego snów.

– Dobrze ci się spało? – spytała.

– Owszem – odparł Lalkarz. – Od bardzo dawna tak się nie wyspałem.

Otworzył frontowe drzwi sklepu i odwrócił tabliczkę w oknie ze strony z napisem: „Zamknięte” na obwieszczającą: „Otwarte”. Karolina zauważyła przy okazji, jaki napis widniał na drzwiach: „cyryl brzezik, zabawkarz”.

Cyryl Brzezik.

Jakie przedziwne nazwisko miał Lalkarz!

– Mówię to z żalem, ale chyba będzie lepiej, jeśli nie będziesz próbowała rozmawiać z klientami, którzy tu dziś przyjdą – powiedział Lalkarz, kuśtykając do jednej z półek, by poprawić pluszowego słonia, który przewrócił się na swoją sąsiadkę żyrafę. Poklepał z sympatią obie zabawki.

Karolina spodziewała się, że Lalkarz może poprosić ją, by się nie odzywała. Jeśli człowiekowi, który żyje z wytwarzania lalek, było trudno pojąć, że jedna z nich może z nim rozmawiać, inni ludzie z tego świata mogliby mieć z tym jeszcze większy problem.

– Rozumiem – westchnęła Karolina, przygarbiając się nieco. – Ale mogę zostać z tobą i patrzeć? Nic nie będę mówić.

– Tak – zgodził się Lalkarz. – Przyda mi się towarzystwo.

Dzień mijał, a krakowski tętniący życiem rozgardiasz narastał. Wielu ludzi wstępowało do sklepu lub zaglądało przez okno. Ciekawość okazywały zwłaszcza dzieci o okrągłych twarzyczkach. Na widok rzędów zabawek i Małego Krakowa otwierały szeroko usta z zachwytu.

Wkrótce po otwarciu sklepu do środka weszło dwoje dzieci z matką, uruchamiając dzwonek nad drzwiami, który raźnie się rozdźwięczał. Karolina patrzyła, jak chłopiec i dziewczynka wybierają po zabawce i podbiegają do stołu Lalkarza – za nimi szła ich matka. Dziewczynka trzymała szmacianą lalkę z rudymi włóczkowymi włosami. Chłopiec ściskał misia w muszce. Wyglądało na to, że nowi właściciele już pokochali swoje zabawki.

– Chcielibyśmy to kupić – oświadczyła matka.

– A tak, oczywiście.

Lalkarz podniósł się niezgrabnie z taboretu. Z nogawki wyłoniła się na chwilę jego drewniana noga. Kobieta patrzyła na niego nieco dłużej, niż – zdaniem Karoliny – było konieczne. Lalkarz podliczył zakupy na dużej metalowej kasie, która szczękała i piszczała, gdy wciskał klawisze, jak gdyby ona również była w sekrecie żywa. Nie patrzył na kobietę, gdy przyjmował od niej pieniądze.

– Dziękuję państwu – rzekł cicho. – Miłego dnia.

Kobieta skinęła głową. Wdać było, że chciała jak najszybciej wyjść ze sklepu. Roześmiane dzieci popędziły do drzwi ze swoimi nowymi przyjaciółmi.

Lalkarz patrzył na nich, a uśmiech na jego twarzy stopniowo blakł.

– Nieładnie ze strony tej kobiety, że się tak na ciebie gapiła – powiedziała Karolina, gdy zostali sami.

Lalkarz zdjął okulary i zaczął je energicznie wycierać rąbkiem koszuli.

– Nie przeszkadza mi to – odparł.

– Nie umiesz dobrze kłamać. – Karolina usiadła z westchnieniem.

– Nie – przyznał znużonym głosem Lalkarz. – Nie umiem.

Z upływem dni Karolina odkryła, że jedyną osobą, która odwiedzała Lalkarza bez dzieci, był sobowtór z krwi i kości jednej z figurek w Małym Krakowie, piekarz o nazwisku Dąbrowski. Przynosił Lalkarzowi ciastka i zasypywał go skargami na swoją niewdzięczną żonę albo na poetów i artystów zachodzących do kawiarni obok jego sklepu. Ale ulubionym tematem narzekań piekarza była chyba Polska.

– Myślałem, że skoro odzyskaliśmy niepodległość, staniemy się wspaniałym narodem – powiedział pan Dąbrowski. Stał przy stole roboczym Lalkarza na tyłach sklepu. Jedynym, co widziała Karolina, był właśnie on: brzuch tak okrągły jak bułka, którą Lalkarz zjadł na śniadanie.

– Jesteśmy wspaniałym narodem. – Lalkarz uśmiechnął się do piekarza. – A Kraków jest wspaniałym miastem. Bo w końcu ile innych miast może się poszczycić, że założył je książę, który walczył ze smokiem?

– Phi! Smoki nie istnieją. Za dużo czasu spędzasz z zabawkami, wśród tych twoich baśni – prychnął pan Dąbrowski. Kropelki śliny prysnęły mu z ust; jedna z nich wylądowała na policzku Karoliny. Lalka miała ochotę zetrzeć ją brzegiem swojej czerwonej bluzki, ale nie mogła się przecież poruszyć i złamać w ten sposób obietnicy danej Lalkarzowi.

Co się przydarzyło panu Dąbrowskiemu, że stracił wiarę w smoki? Czy w ogóle kiedykolwiek w nie wierzył? Karolina miała nadzieję, że tak. Całe życie spędzone bez wiary w niezwykłe rzeczy byłoby przecież ponure i nudne.

– A Niemcy… No, to dopiero wielki naród! – ciągnął pan Dąbrowski. – Nie czytałeś gazet? Niemiecka armia wkroczyła do Czechosłowacji i tak po prostu ją zajęła. Nikt się jej nie przeciwstawił. Wyobraź sobie, jak by było, gdybyśmy my mogli coś takiego zrobić!

Walnął dużą pięścią w stół, by podkreślić to, co mówił, i Karolina przewróciła się na bok.

– Adolf Hitler to niebezpieczny człowiek – odezwał się Lalkarz, ustawiając Karolinę z powrotem z przepraszającym grymasem na ustach. – Nie ma nic dobrego w tym, co robi.

Pan Dąbrowski wzruszył ramionami.

– Nie mówiłeś, że twoje rodowe nazwisko brzmiało Birkholz, zanim je zmieniłeś? Czyli było niemieckie. A przecież walczyłeś z Niemcami w czasie wojny.

– Mój ojciec był Niemcem, ale przeniósł się do Polski jako dziecko. A ja należałem do Legionów Polskich w czasie wojny – rzekł Lalkarz. – Walczyliśmy po tej samej stronie co Niemcy, ale czułem się dumny z tego, że jestem Polakiem, i nadal tak jest.

– Ale co jest w Polsce? Tylko sól, drzewa i ziemniaki – prychnął piekarz. – Mógłbyś sprzedać ten sklep i rozpocząć nowe życie w Niemczech z tymi pieniędzmi, które zostawił ci ojciec. Na pewno powitaliby cię tam z otwartymi ramionami.

– Oddałbym chętnie te pieniądze, gdyby moi rodzice nadal żyli – powiedział Lalkarz. Karolina nie wiedziała, że nie miał rodziny. Smutno jej się zrobiło na myśl o tym, że jego rodzice już zmarli, ale wiedziała, co na pewno rozumiał też sam Lalkarz, że za żadne pieniądze nie da się odkupić duszy, która odeszła. Śmierć była pod tym względem bardzo sprawiedliwa. – Ale miło było dostać ten sklep. Lubię sobie wyobrażać, że w tym miejscu ludzie mogą zapomnieć, co utracili.

– Akurat. – Piekarz przewrócił oczami. – Każdy w Krakowie kogoś stracił i żadne takie fidrygałki nie sprawią, że ludzie o tym zapomną. Nigdy nie zrezygnujesz z tych głupich marzeń, co, Cyrylu?

Zanim Lalkarz zdążył odpowiedzieć, pan Dąbrowski wymaszerował ze sklepu, mrucząc coś pod nosem.

Karolina pomyślała, że życie obu mężczyzn byłoby znacznie lepsze, gdyby piekarz potrafił zrozumieć proste piękno, które Lalkarz dawał światu. Łatwo jej jednak było dostrzec, że pan Dąbrowski nie był człowiekiem, który zmienia zdanie. Jeśli prychał na samo wspomnienie o smokach, nigdy nie uwierzyłby w istnienie Krainy Lalek czy jej mieszkańców.

Lalkarz przygarbił się na taborecie.

– A może on ma rację – rzekł, gdy Karolina rozciągała zesztywniałe kończyny. – Dziś poeci piszą o końcu świata zamiast o prawdziwej miłości, a artyści zamiast wróżek malują to, co widzieli przez dym na polach bitwy. Prowadzę ten sklep od prawie dwudziestu lat i co mi z tego przyszło? Nie mam nawet własnej rodziny.

– Nigdy nie byłeś żonaty? Nigdy? – zapytała zaskoczona Karolina. Jeżeli nawet ktoś tak zrzędliwy jak piekarz miał żonę, dlaczego Lalkarz nie był w stanie znaleźć prawdziwej miłości?

– Nie – odparł Lalkarz. Jego spojrzenie zdawało się utkwione w oddali, jakby po cichu przeglądał wszystkie swoje utracone na zawsze przyszłości. – Obawiam się, że nie idzie mi za dobrze rozmawianie z ludźmi.