Strona główna » Obyczajowe i romanse » Lato nad morzem

Lato nad morzem

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-8110-579-8

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Lato nad morzem

Emily jest zadowolona ze swojego życia. Pracuje jako położną i kocha swój zawód. Jest singielką i lubi mieszkać sama. Jednocześnie czuje, że nadszedł czas na zmianę i powiew świeżego, morskiego powietrza. Kiedy więc przyjaciółka Rebeka proponuje jej wakacyjną pracę kuka na parowcu pływającym po szkockim wybrzeżu, Emily wykorzystuje okazję. Ledwie udaje jej się odnaleźć w kambuzie, kiedy orientuje się, że ma o wiele więcej spraw na głowie. Rebeka jest w zaawansowanej ciąży i cieszy się, że ma na pokładzie przyjaciółkę, która wykonuje za nią większość pracy. Do załogi należy też ambitna i zazdrosna asystentka Emily, pewna, że to ona powinna być szefową kuchni. Jest też Alasdair, przystojny miejscowy lekarz, którego Emily za wszelką cenę stara się nie dostrzegać. Jeśli się w nim zakocha, tak jak on zakochuje się w niej, czy zechce jeszcze wrócić do swego dawnego życia?

Polecane książki

Kitty Parkes-Wilson chce odzyskać rodzinną pamiątkę, brylantowy naszyjnik, który został w sprzedanym przez ojca domu. Podczas przyjęcia wydawanego przez obecnego właściciela, milionera Alejandra Martineza, Kitty zakrada się i zabiera naszyjnik. Przyłapana przez Alejandra na gorącym uczynku ot...
Współczesny świat nie pozostaje pozbawiony odczuwanych i realnych zagrożeń, których genezy należy upatrywać w napięciach politycznych, ekonomicznych, nacjonalizmie, antagonizmach etnicznych lub religijnych. Sprzeczność i zróżnicowanie interesów generuje niebezpieczeństwa o wielorakim charakterze...
Trwa wielka międzygwiezdna wojna między istotami żywymi i maszynami. Siły Gwiezdne znalazły się po stronie maszyn – ale na jak długo?   Trzeci tom serii przynosi punkt zwrotny dla Kyle Riggsa i jego gwiezdnych marines. Jasne staje się, w jaki rodzaj wojny wplątała się Ziemia. Na łasce makrosów, ludz...
"Części do pytajników" to składanka ostateczna, ustanowiona podczas hucznej narady Comporecordeyrosa z samym sobą, że będzie wizytówką Technomoralitetu futurystycznego, jego pilotem i reklamą.Oprócz piosenek wcześniej już opublikowanych zawiera kilka nowości.Album ma do wykonania desperackie zadanie...
„Pan Przypadek i korpoludki” to już trzeci tom przygód rodzimego detektywa geniusza. Tytułowy bohater, Jacek Przypadek, trochę romantyk, bardziej cynik, ponownie musi rozwiązać trzy niecodzienne zagadki. Wszystkie one dzieją się w świecie pracowników wielkich międzynarodowych korporacji. Pierwsza z...
Przewodniki Dariusza Tkaczyka należą do obowiązkowego wyposażenia każdego, kto wybiera się w Dolomity. Jak pisze autor: „są to góry wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju. Można tu wędrować widokową ścieżką, można iść ostrzem powietrznej grani czy wspinać się ubezpieczoną via ferratą przez pionową ścian...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Katie Fforde

Tytuł oryginału:

A SUMMER AT SEA

Copyright © Katie Fforde Ltd 2016

Copyright © 2018 for the Polish edition by Wydawnictwo Sonia Draga

Copyright © 2018 for the Polish translation by Wydawnictwo Sonia Draga

Projekt graficzny okładki: Ilona Gostyńska-Rymkiewicz

Redakcja: Katarzyna Wiśniewska

Korekta: Hanna Antos, Kamila Majewska

ISBN: 978-83-8110-579-8

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione i wiąże się z sankcjami karnymi.

Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.

Szanujmy cudzą własność i prawo!

Polska Izba Książki

Więcej o prawie autorskim na www.legalnakultura.pl

WYDAWNICTWO SONIA DRAGA Sp. z o.o.

ul. Fitelberga 1, 40-588 Katowice

tel. 32 782 64 77, fax 32 253 77 28

e-mail:info@soniadraga.pl

www.soniadraga.pl

www.facebook.com/wydawnictwoSoniaDraga

E-wydanie 2018

Skład wersji elektronicznej:

konwersja.virtualo.pl

Dla zbudowanego w 1942 roku parowca Vic 32,

zwanego też Clyde Puffer, i położnej Mandy.

Bez Was nie napisałabym tej książki.

Podziękowania

Ogromne podziękowania należą się Nickowi i Rachel Walker, opiekunom statku i naszym przyjaciołom od ponad czterdziestu lat. Równie wdzięczna jestem Mandy Robotham za poświęcony mi czas. Naprawdę pomogła mi wczuć się w rolę położnej, co było dla mnie wspaniałym doświadczeniem. Dziękuję jej szczególnie gorąco za pomoc w sprowadzeniu na świat mojej wnuczki. Pomimo jej najlepszych chęci, na pewno popełniłam w książce kilka błędów, za co bardzo przepraszam.

Wdzięczna jestem również Alice i Robertowi Walkerom, którzy wsparli mnie na wiele sposobów, Alice za jej ślub w cudownym hotelu Crinan, a Robertowi – za cenną pracę artystyczną. Dziękuję hotelowi Crinan za wybranie na swoją siedzibę najpiękniejszego miejsca na ziemi i zainspirowanie mnie do osadzenia tam akcji książki.

Wyrazy wdzięczności należą się też Jane Griffith, która opowiedziała mi o technice dziergania zwanej Fair Isle (sama wykonuje ją z niezwykłą wprawą). Jej dom okazał się tak uroczy, że musiałam pożyczyć go do książki.

Jak zwykle jestem wdzięczna mojemu wspaniałemu agentowi Billowi Hamiltonowi, chociaż tym razem szczególnie, gdyż to właśnie on zasugerował umieszczenie w książce parowca (który widział podczas podróży pełną parą na wyspę Jura). Postanowiłam zrobić ze statku gwiazdę powieści.

Podziękowania należą się również wspaniałej ekipie z Random House, moim redaktorkom: Selinie Walker, Georginie Hawtrey-Woore i Francesce Pathak. Jesteście cudowne, inspirujące i wspierające, w zależności od tego, czego od Was potrzebuję. Wdzięczna jestem również ekipie sprzedawców: Aslanowi Byrne’owi, Chrisowi Turnerowi, Ruth Tinham i Emily Bromfield. Dziękuję Jen Doyle, Vincentowi Kelleherowi i Sarah Ridley z działu marketingu za zachęcanie ludzi do kupna mojej książki. Jak zwykle wdzięczna jestem wspaniałym Charlotte Bush i Rose Tremlett oraz Richendzie Todd, wspomagającej mnie często, gdy fragmenty mojego mózgu szwankują.

Prolog

Emily i Susanna, położna i przyszła mama, siedziały spokojnie w oświetlonym świecami pokoju. Wszystko szło zgodnie z planem, jak dotąd poród przebiegał podręcznikowo. Emily była przekonana, że nic złego się nie zdarzy i, jak zwykle, czuła dreszcz podniecenia. Nigdy nie znudzi jej asystowanie nowemu życiu w przyjściu na świat.

Wyglądała na zrelaksowaną, gdy obserwowała postępy porodu, ale wszystkie jej zmysły pozostawały w pełnej gotowości. Usłyszała dźwięk klucza przekręcanego w drzwiach frontowych i pojawiła się w korytarzu jednocześnie z wchodzącym do domu mężczyzną. Uświadomiła sobie, że to musi być Ed, mąż Susanny, oficer przebywający za granicą na szkoleniu swojej jednostki. Emily była zaskoczona; ani ona, ani Susanna nie spodziewały się, że wróci tak szybko.

– Ty zapewne jesteś Ed – zaczęła. – Cudownie, że dotarłeś na czas. Susanna mówiła, że nie dasz rady przyjechać.

Mężczyzna wyglądał na zmęczonego, musiał podróżować przez wiele godzin. Najwyraźniej był też zdenerwowany. Prawdopodobnie przez całą drogę do domu martwił się, że jego żona zdecydowała się na poród zupełnie inny, niż jego zdaniem był konieczny.

– Gdzie jest Susanna? – zapytał oschle. – Muszę się z nią zobaczyć!

Emily wiedziała, że musi trzymać go z dala od żony. Był widocznie spięty, a jego emocje mogły udzielić się Susannie. Stanęła przed drzwiami pokoju, za którymi kobieta rodziła. Nie zwykła blokować wejścia przyszłym ojcom, ale tym razem sytuacja była inna. Mąż musiał się najpierw uspokoić. Jego wzburzenie mogło źle wpłynąć na cały poród.

– Oczywiście – odparła z uśmiechem, używając najłagodniejszego tonu, na jaki mogła się zdobyć. Jednocześnie gorączkowo szukała sposobu, by nie dopuścić Eda do żony. W końcu wpadła na pewien pomysł.

– Ale najpierw muszę cię poprosić, żebyś umył ręce. Może napijesz się herbaty po podróży? Musisz być skonany. – Ed nigdy się nie dowie, że partnera rodzącej nigdy nie prosi się o wykonywanie żadnych intymnych czynności podczas porodu, ale mycie rąk może podziałać na niego uspokajająco.

Mężczyzna nie dał się udobruchać.

– Proszę posłuchać, Susanna dobrze wiedziała, że chciałem, by rodziła w szpitalu, więc to wasze spiskowanie za moimi plecami… Wyobrażam sobie, co powiedziałby mój ojciec!

Emily słyszała o teściu klientki, emerytowanym położniku o bardzo tradycyjnym podejściu, który gwałtownie sprzeciwiał się wszystkiemu związanemu z porodem, co choć w niewielkim stopniu można byłoby określić mianem „naturalnego”. Cokolwiek bez związku ze zmuszaniem kobiety do leżenia na plecach w szpitalnym łóżku i wdrażaniem wszelakich możliwych procedur medycznych było nie do zaakceptowania. Jego synowa, Susanna, miała dość odmienny punkt widzenia i niemal ucieszyła się na wieść, że jej mąż-żołnierz prawdopodobnie nie dotrze do domu na czas porodu. Ed był natomiast całkowicie indoktrynowany przez ojca, który wpajał mu swoje poglądy.

– Przyrzekam, że nie było żadnego spisku. Akcja porodowa jeszcze przez dłuższą chwilę nie wejdzie w kolejną fazę, więc masz mnóstwo czasu, by się odświeżyć i wypić herbatę. – Emily uśmiechnęła się ponownie. – Zobaczę, jak Susanna sobie radzi.

Najwyraźniej Ed nie miał jednak zamiaru ani się odświeżyć, ani uspokoić.

– Nie możesz mnie powstrzymać! – oznajmił. – Mam obowiązek chronić swoją żonę!

Nie było jasne, przed czym dokładnie chciał ją chronić, ale sprawiał wrażenie bardzo zdeterminowanego. Już miał odsunąć położną z drogi, ale w ostatniej chwili się powstrzymał.

– Nie – powtórzyła Emily. – Nie wejdziesz do środka, dopóki się nie… – Zamilkła, zastanawiając się, jakie słowa powstrzymają go przed wtargnięciem do pokoju niczym dzikie zwierzę. – Zjedz coś, wypij, zanim wejdziesz do Susanny.

Wróciła do salonu z nadzieją, że nie mówiła do Eda w sposób, w jaki niania odnosi się do dziecka. Wystarczyło jedno spojrzenie na Susannę, by zrozumieć, że sytuacja się zmieniła. Dziewczyna wyglądała na zrozpaczoną.

– Nie urodzę za chwilę, prawda? Zmusi mnie do pojechania do szpitala?

Emily otworzyła usta, by zaprotestować, ale Ed wszedł za nią do pokoju.

– Susanno! – wykrzyknął. – Co, u licha, w ciebie wstąpiło? – Spojrzał na basen do porodu, obecnie wypełniony tylko do połowy, i kopnął go. – Na litość boską! O co tu chodzi? Jakie szaleństwo przyszło ci tym razem do głowy? Myślałem, że umówiliśmy się na poród tradycyjny.

O tym Emily również wiedziała. Susanna opowiedziała jej o wszystkim podczas pierwszej wizyty.

– Nie umówiliśmy się, ty tak zdecydowałeś. Ale ja chcę właśnie tego – odparła odważnie Susanna. – Flora miała być tutaj ze mną, ale złapała wirusa. Znałeś moje stanowisko. Chciałam urodzić dziecko tutaj, w domu, z Emily i Florą.

– Cóż, bez Flory plan stał się nieaktualny – skomentował z ulgą w głosie Ed. – Jak najszybciej zawieziemy cię do szpitala i wszystko będzie dobrze.

– Ale Susanna chce rodzić w domu – wtrąciła się Emily. Wiedziała, że nie wygra tego sporu, przynajmniej nie teraz, ale musiała walczyć.

– Nie chcę narażać Susanny ani naszego dziecka na jakiekolwiek ryzyko. Żona potrzebuje fachowej opieki medycznej i właśnie to otrzyma. – Odwrócił się do Susanny. – Zaprowadzę cię do samochodu.

Zanim Emily zdołała zaprotestować kolejny raz, rozległo się walenie w drzwi.

– To pewnie lekarz – wyjaśnił Ed. – Wpuszczę go.

– Lekarz? – zapytała Emily. – Po co przyszedł?

– Kiedy w drodze do domu dowiedziałem się, co się dzieje, zadzwoniłem do naszego lekarza rodzinnego. Na wypadek, gdybym nie zdążył na czas.

Emily zdała sobie sprawę, że Susanna wysłała mężowi wiadomość, że zaczyna rodzić. Nie było to nierozsądne, ale miało rozpaczliwe konsekwencje. Położna wiedziała, kim był lekarz rodzinny Susanny. Derek Gardner, który niedawno pojawił się w okolicy, dał się już poznać jako tradycjonalista w kwestii porodów.

Rzeczywiście kilka minut później pojawił się właśnie Derek Gardner, a tuż za nim przybiegł Ed. Lekarz spojrzał na Emily i uniósł brwi.

– Powinienem był się domyślić, że to ty! – Jego wzrok przykuła robótka ręczna, którą Emily zajmowała się, zanim zakłócono ten cudownie zaplanowany poród. – A więc plotki nie kłamią! Jak możesz się skupić na rodzącej, skoro cały czas dziergasz!?

To było pytanie retoryczne, więc Emily nie zawracała sobie głowy odpowiedzią. Mogłaby jednak z łatwością wyjaśnić, w jaki sposób robienie na drutach naprawdę pomagało jej lepiej opiekować się rodzącymi. Kiedy miała zajęte ręce (a w takich sytuacjach dziergała tylko proste robótki), jej słuch był bardziej wyostrzony i natychmiast potrafiła ocenić, czy coś się zmieniło i czy matką trzeba się zająć. Ale Derek Gardner nigdy nie zrozumiałby tak delikatnych kwestii, nawet gdyby tłumaczyła mu je godzinami.

– Chodź, kochanie – zwrócił się do żony Ed, tym razem nieco łagodniej. – Zawieziemy cię do szpitala, gdzie dostaniesz środek przeciwbólowy, którego przecież potrzebujesz.

Skurcze Susanny na chwilę ustały i Emily zastanawiała się, dlaczego Ed uważał, iż żona musi przyjąć leki. Zdała sobie jednak sprawę, że tę bitwę przegrała.

Susanna spojrzała na Emily.

– Bardzo cię przepraszam. Myślałam, że nam się uda.

Ed ujął żonę pod rękę i pomógł jej wstać.

– Przyniosę ci płaszcz.

– Będzie też potrzebowała torby z rzeczami osobistymi – przypomniała Emily. – Chcesz, bym ją spakowała?

Na chwilę spojrzenia Eda i Emily spotkały się i zaiskrzyła między nimi wzajemna niechęć. Potem Ed odwrócił wzrok.

– Jeśli możesz.

Ed i Susanna wyszli, ale lekarz został. Już po chwili Emily dowiedziała się, dlaczego.

– Musisz z tym skończyć – oznajmił. – Wiesz, że ryzyko związane z porodem w domu jest większe w przypadku rodzących po raz pierwszy.

– Naprawdę? Myślałam, że kto jak kto, ale ty będziesz wiedział, że według statystyk porody domowe są niezwykle bezpieczne.

– Co byś zrobiła, gdyby pojawiły się komplikacje? Wyszeptała parę zaklęć i liczyła na szczęście?

Emily stłumiła falę gniewu. Przytulny pokój, w którym Susanna zaplanowała swój poród, mógł się diametralnie różnić od sali porodowej, ale w pojemnikach i torbach Emily, schowanych za krzesłami i sofami, znajdował się cały sprzęt niezbędny, by zapewnić bezpieczne i radosne rozwiązanie.

– Czy któremukolwiek z odbieranych przeze mnie dzieci coś się stało? – zapytała spięta Emily. Z całych sił starała się uspokoić po przykrym i niepotrzebnym zakłóceniu porodu, który powinien być pięknym wydarzeniem.

– Prowadzono dochodzenie…

– Tak, ale gdybyś przeczytał dokładnie akta sprawy, wiedziałbyś, że nikt nie był w stanie przewidzieć, że to będzie poród pośladkowy. Dziecko odwróciło się w ostatniej chwili, urodziło się całkowicie zdrowe i nadal ma się świetnie.

Derek Gardner westchnął.

– Posłuchaj, Emily…

Emily, zazwyczaj jedna z najbardziej bezpośrednich osób, zesztywniała na dźwięk swojego imienia.

– Pani Bailey – poprawiła go.

Derek był na tyle łaskaw, by chociaż sprawiać wrażenie speszonego.

– To tylko kwestia czasu, zanim wydarzy się coś złego. – Zamilkł na chwilę. – Szczerze mówiąc, niepokoję się o panią i cały oddział położniczy. Zdenerwowała pani bardzo wpływową osobę. Sir Roger jest wprawdzie na emeryturze, ale zasiada we wszystkich radach i komitetach. Jest w stanie bardzo utrudnić pani życie.

Emily niemal się uśmiechnęła.

– Moje życie już jest wystarczająco trudne.

Nie miała zamiaru opowiadać temu człowiekowi, że przez dwanaście godzin, aż do rana, siedziała przy jednej z matek. Zanim zadzwoniła Susanna, ledwie miała czas na prysznic i kanapkę. Gdyby przyjaciółka Susanny, Flora, towarzyszyła jej przy porodzie, Emily mogłaby przespać się kilka godzin przed przybyciem, jednak obiecała Susannie, że nie będzie rodziła sama, więc przyszła od razu.

Derek wzruszył ramionami i Emily zauważyła, że sam też był zmęczony i zestresowany.

– Proszę tylko, by pani uważnie przemyślała swoją praktykę – oznajmił. – Może nawet powrót do szpitala i odbieranie porodów tak, jak należy. Wie pani, że rozpaczliwie brakuje nam położnych.

Chwilowe współczucie dla Dereka zniknęło i Emily poczuła gniew przypominający zastygłą w żołądku lawę. Wiedziała jednak, że musi postępować bardzo ostrożnie, inaczej powie lub zrobi coś nieodwracalnego.

– Uważam, że tak właśnie pracujemy. W całkowicie profesjonalny sposób. Utwierdzam się w tym przekonaniu codziennie, gdy idę do pracy i za każdym razem, gdy odbieram dziecko.

– Próbuję tylko pomóc – wyjaśnił Derek. – Wie pani lepiej ode mnie, że oddział położniczy jest zagrożony. Niechęć do współpracy i brak elastyczności tylko pogorszą sprawę. Mówię o tym dla dobra pani i oddziału.

Fakt, że Derek miał rację w kwestii zagrożenia oddziału, nie pomógł. Emily zagotowała się ze złości.

– Jak śmiesz? Jakim prawem… – Kopnęła gumowy basen do porodu tak mocno, że sporo wody przelało się górą i zmoczyło Derekowi nogi. Odskoczył w tył, przeklinając, a Emily gwałtownie zakryła usta ręką. Na chwilę zapadła pełna napięcia cisza, a potem Emily wycedziła przez zaciśnięte zęby:

– Mam zamiar wziąć trochę wolnego, a potem może nawet i urlop naukowy. Proszę, niech pan już pójdzie. Mam dużo sprzątania.

– Emily… Pani Bailey, próbuję pani pomóc.

Wzięła głęboki oddech.

– Nie przyjęłabym pańskiej pomocy, nawet gdybym była niewidoma i potrzebowała przejść przez sześciopasmową autostradę. A teraz proszę, niech pan już idzie!

Emily wykonała kilka ćwiczeń oddechowych, których uczyła przyszłe mamy, potem starła wodę, zgasiła świeczki, zebrała swoje przybory włącznie z robótką i zaczęła rozważać sytuację. Wiedziała, że za daleko się posunęła z Derekiem Gardnerem. Mogła zaszkodzić sobie i całemu oddziałowi. Nigdy nie wybuchłaby w ten sposób, gdyby nie była aż tak zmęczona. Nie, nie tyle zmęczona, co wykończona. Nie chodziło tylko o zarwaną noc; już dawno nie zrobiła sobie wolnego. Miała sporo zaległego urlopu i, jak wspomniała Derekowi, mogła wziąć urlop dziekański. Na najbliższe kilka tygodni nie miała zaplanowanych porodów, a przyszłym mamom wystarczy czasu, by poznać inne położne. Nie miała poczucia, że kogoś porzuca.

Cel podróży i to, co będzie robiła podczas urlopu, to detale, którymi zajmie się potem.

Kilka dni później, kiedy Emily siedziała w domu i przeglądała strony internetowe biur podróży, zastanawiając się, dlaczego żadna ze słonecznych plaż nie wydaje się jej kusząca, zadzwonił telefon. Po drugiej stronie odezwała się przyjaciółka ze studiów, której nie widziała zdecydowanie zbyt długo.

– Rebecco! Jak miło, że dzwonisz! – Ponieważ nie usłyszała w odpowiedzi radosnego okrzyku, zamilkła. – Czy wszystko w porządku?

– Właściwie, Em, mam pewien kłopot, ale zanim poproszę cię o największą przysługę, o jaką kiedykolwiek prosiłam, powiedz mi, co u ciebie.

Emily skupiła się na kluczowych kwestiach, chcąc jak najszybciej dowiedzieć się, czego potrzebowała od niej przyjaciółka.

– Mówiąc najogólniej, jestem wykończona i szukam w internecie miejsca, gdzie mogłabym pojechać na urlop – zakończyła. – Więc co to za wielka przysługa?

– Och, Em, Bóg istnieje! Szukam kogoś, kto mógłby gotować na naszym statku. Wiesz, na tym parowcu, w którym razem z Jamesem prowadzimy hotel. Jesteś jedyną znaną mi osobą, której ufam i która nie doprowadza mnie do szału. – Zamilkła na chwilę. – Może powinnam wyjaśnić. Jestem w ciąży.

Emily przetrawiła informację.

– W którym miesiącu?

– W szóstym. Myślałam, że dam radę pracować do końca sezonu, ale ostatnio stałam się bardzo nerwowa i James powiedział „dość”.

Emily przygryzła wargę, by się nie zaśmiać.

– Och, kochana!

– Po prostu brak mi sił, by tłumaczyć obcej osobie moje żarty albo zasady panujące w kuchni – kontynuowała Rebecca. – Pamiętasz, jak wspaniale nam się pracowało latem w tamtej kawiarni ze zdrową żywnością? Tak dobrze się rozumiałyśmy i byłabyś idealną…

– Ależ Rebecco! – Emily starała się, by przyjaciółka nie poczuła się oceniana. – Przecież wiedziałaś, że jesteś w ciąży, więc dlaczego nie zatrudniłaś kogoś wcześniej?

– Tak jak wspomniałam, nie podejrzewałam, że będę kogoś potrzebowała. Znam osoby, które mogą pomóc mi od czasu do czasu, ale nie przez prawie trzy miesiące. Dwie poprzednie ciąże zniosłam z lekkością, ale tym razem czuję się bardzo zmęczona.

– To naturalne, jesteś w szóstym miesiącu. Na kiedy masz termin porodu?

– Pod koniec września. Jestem dobrze zorganizowana, naprawdę. Po prostu nie spodziewałam się takiego zmęczenia i mdłości.

Emily westchnęła.

– Trzecie ciąże bywają inne.

– W takim razie przyjedziesz? Mówiłaś, że jesteś przepracowana i szukasz miejsca na wakacje. Chociaż to nie będą do końca wakacje…

Kiedy godzinę później skończyły rozmowę, Emily podjęła decyzję. Teraz musiała tylko zobaczyć się z Sally.

Sally i Emily, które od dwóch lat pracowały razem, rzadko miały szansę spokojnie porozmawiać. Zwykle pośpiesznie przekazywały sobie pacjentki i omawiały sytuację przyszłych matek, którym zbliżał się termin porodu, albo temat zajęć, które dla nich prowadziły. Gdy Emily zadzwoniła, Sally od razu zaproponowała spotkanie i Emily była jej za to wdzięczna.

– Chodzi o to, że muszę wziąć urlop – wyjaśniła po chwili. – Moja przyjaciółka Rebecca jest w ciąży. Odniosłam wrażenie, że jej nie planowała. Tak czy inaczej, nie jest w stanie gotować na parowcu…

– Na czym? Czy to jakiś rodzaj pociągu?

Emily się zaśmiała.

– To statek, stary transportowiec. Kiedyś rozwoził towary po wyspach północnej Szkocji. Teraz służy jako pływający hotel, ludzie spędzają na nim wakacje.

– I będziesz tam gotować?

Emily przytaknęła.

– A potrafisz gotować?

Emily rzuciła w koleżankę orzeszkiem pistacjowym.

– Wiesz, że tak. A to dla mnie idealny moment. Mam serdecznie dość presji ze strony systemu i wysłuchiwania opowieści o niebezpieczeństwie domowych porodów. Potrzebuję wakacji.

– A więc zostawiasz nas ze wszystkimi przykrymi konsekwencjami swojego wyjazdu, ze wszystkim, co sprawia, że nasza praca stanie się jeszcze trudniejsza?

Emily wyglądała na zbolałą.

– Tak mi przykro, przepraszam! Po prostu jestem tak bardzo zmęczona…

– Och, przestań. I nie martw się. – Sally wzięła butelkę i rozlała ostatnie krople do obu kieliszków. – Damy sobie radę. Mam nadzieję.

– Dacie. Wiem, że oddział nie ma pieniędzy, ale wykonujemy wspaniałą pracę.

– A ty chcesz odejść, żeby gotować na jakimś starym statku, zamiast wykonywać razem ze mną tę wspaniałą pracę?

– Tak, ale wrócę! Po prostu potrzebuję zmiany otoczenia. – Emily wstała i uściskała koleżankę. – Mam co do tej wyprawy bardzo dobre przeczucia. Wiem, że wrócę pełna energii i siły. A potem, obiecuję, że wypowiem walkę systemowi w imieniu nas wszystkich!

Rozdział 1

Emily spojrzała na swój plecak stojący na pokładzie statku wyglądającego jak gigantyczna zabawka do kąpieli z wysoką sterówką i wielkim kominem, który musiał zasłaniać rozciągający się z niej widok. Dziób statku schodził do wody prostą linią. Na przodzie stał żółty maszt, a od niego odchodziło olinowanie stałe. Resztę statku pomalowano fantazyjnie na czerwono i czarno, co rozbawiłoby Emily, gdyby nie spędziła w podróży już sześciu godzin. Zapomniała, że Szkocja leży tak daleko od południowo-zachodniej Anglii.

– Nie powinnam była przyjeżdżać – mamrotała pod nosem. – Nie powinnam przyjmować pracy wakacyjnej. To mogłam robić jako studentka. Mam trzydzieści pięć lat i profesjonalne kwalifikacje. Co za idiotyzm!

Potem jednak rozejrzała się wokół i zobaczyła, jak lipcowe słońce połyskuje na morzu, wyspy rysują się na tle niebieskiego nieba, w oddali malują się góry, a bliżej – uroczy port Crinan, otoczony pomalowanymi na jaskrawe kolory domami, wśród których stał przyjaźnie wyglądający hotel. Pamiętała ten krajobraz; widziała go najpierw z okien autobusu, a później samochodu, i pomyślała, że znalazła się w najpiękniejszym miejscu na ziemi. Nie padało i wyglądało na to, że ostatnio nie dokuczały tam komary. Emily uznała, że to wystarczająco dobre powody, by dołączyć do swojego plecaka wrzuconego na pokład przez ciemnowłosego i przez większość czasu milczącego mężczyznę, który odebrał ją z dworca autobusowego w Lochgilphead. Skoro już podjęła tę szaloną decyzję, lepiej, żeby doprowadziła przedsięwzięcie do końca.

Weszła na pokład parowca, którego Rebecca opisała niemal jako członka rodziny. W zasadzie był to stary statek towarowy należący do floty zbudowanej podczas drugiej wojny światowej. Miał za zadanie przewozić wszystko, czego region Highlands and Islands mógł potrzebować, od maszyn rolniczych i produktów spożywczych po bydło i whisky. Wiele lat temu został przebudowany, by mógł przewozić pasażerów. Miał napęd parowy i, zdaniem Rebeki, silny charakter. Emily miała gotować dla gości statku, ponieważ Rebecca, która razem z mężem Jamesem kupiła i z sukcesem prowadziła pływający hotel, nie była w stanie tego robić z powodu zaawansowanej ciąży.

Emily wynajęła swój dom, wzięła wszystkie przysługujące jej wolne dni oraz urlop dziekański. Potem wyruszyła w podróż samolotem i dwoma autobusami, by w końcu dotrzeć na miejsce.

– Hej! Jest tu kto? – Jako położna przywykła do wchodzenia bez pukania do cudzych domów, gdzie w ferworze przygotowań do porodu nie miał jej kto otworzyć, ale to była inna sytuacja. Wkoło panowała całkowita cisza.

Została na powietrzu jeszcze przez chwilę, rozkoszując się widokiem i relaksując po podróży. W końcu postanowiła zejść pod pokład. Ktoś musiał tam być. Rebecca uprzedziła Emily, że będzie na zakupach, a James załatwiał dostawę węgla, ale na pewno wspomniała, że na pokładzie zostanie przynajmniej jeden członek załogi, który ją przywita.

Znalazła drewniane schody prowadzące do niegdysiejszej ładowni, służącej teraz jako pierwszy poziom, gdzie kwaterowano pasażerów, i zeszła w dół.

– Jest tu kto?

Nadal nikt nie odpowiedział, więc Emily rozejrzała się wokół i postanowiła się rozgościć, skoro nikt jej oficjalnie nie przywitał.

Zobaczyła długi lakierowany mahoniowy stół, przy którym, jak głosiła przysłana przez Rebeccę broszura, jedli razem wszyscy przebywający na statku, zarówno pasażerowie, jak i załoga. Teraz stała na nim wielka misa z owocami i sterta nieprzeczytanych gazet. Po jednej jego stronie znajdowało się wbudowane drewniane siedzisko z wygodnie wyglądającymi poduszkami, a po drugiej – ława. Wielkość mebli sugerowała, że Emily będzie gotowała dla sporej liczby osób. Minęło wiele czasu, od kiedy pracowała w kawiarni i robiła wegetariańską lasagne dla dwudziestu osób, ale miała nadzieję, że nie wyszła z wprawy.

Reszta salonu (jak nazwano pomieszczenie w broszurze) składała się z wbudowanych kanap ustawionych wokół wielkiego, opalanego drewnem paleniska. Choć był ciepły, letni dzień, ogień tlił się delikatnie, wydzielając przyjemny zapach oraz ciepło. Na ścianach (grodziach – poprawiła się w myślach Emily) wisiały obrazy, a na siedziskach rozłożono wiele tkanych, wełnianych narzut i poszewek na poduszki w tradycyjnym szkockim stylu, które dodawały pomieszczeniu domowego wyrazu. Były też schody, które z pewnością prowadziły do kabin gościnnych poniżej. Całe wnętrze sprawiało wrażenie przyjaznego i przytulnego.

Chociaż kusiło ją, by rozgościć się przy palenisku z kolorowym magazynem, Emily czuła, że powinna zwiedzić kambuz, gdzie będzie pracowała. Jeśli oddział położniczy w jej rodzinnym mieście zostanie zamknięty albo okaże się, że obraziła zbyt wiele ważnych osób, być może będzie to jej zajęcie również w kolejnym roku. Bóg jeden wie, co będzie robiła zimą, gdy statek nie pływał.

Po drodze do kuchni pozwoliła sobie zatrzymać się przy obrazie. Jak większość rycin, ta również przedstawiała parowiec, ale inaczej niż na tle łagodnych, odległych wysp i wzgórz, gdzie teraz się znajdował. Na obrazie góry znajdowały się bliżej i sprawiały wrażenie majestatycznych, niemal przytłaczających. Parowiec sunął mężnie i najwyraźniej walczył z silnym wiatrem, a z komina buchała para. Emily starała się przeczytać tytuł obrazu, napisany poniżej drobnymi literami, z nadzieją, że zdradzi jej miejsce, które przedstawia, kiedy rozległ się głośny, szeleszczący odgłos. Emily podskoczyła.

– Halo?

O, mój Boże, pomyślała, szczury! Jestem sama na starym statku, na którym są szczury! Bała się tych gryzoni w sposób, który ludzie określali jako irracjonalny. Sama tak nie uważała. To były wstrętne, toczone chorobą stworzenia, które siusiały w biegu. Rebecca nigdy o nich nie wspominała. Będzie musiała spędzić noc na pełnym szczurów statku. Nie, nie może tego zrobić. Będzie zmuszona przenieść się do hotelu.

Kątem oka dostrzegła ruch i zalała ją kolejna fala paniki. Dźwięk dochodził z kambuza i chociaż nie chciała zobaczyć szczura, jej wzrok automatycznie powędrował w kierunku odgłosu. W zlewie znajdowała się plastikowa torba. I podskakiwała.

Emily krzyknęła. Niezbyt donośnie, ale na tyle głośno, by wywołać czyjś śmiech. Zza rogu kuchni wyłoniła się dziewczyna. Była młodsza niż ona i bardzo ładna, z burzą ciemnych włosów i apetycznie zaokrągloną figurą uwydatnioną przez obcisłe dżinsy i sweter. Najwyraźniej trzymała się poza zasięgiem wzroku i czekała, aż Emily zaniepokoi to, co wydawało dźwięk.

– To krewetki – wyjaśniła zjadliwie. – Langustynki. Kupiliśmy je dzisiaj rano. Nie mów, że nowa kucharka, którą sprowadziła Rebecca, boi się skorupiaków?

Emily znała się na ludziach i widziała, że dziewczyna nie cieszy się na jej widok, ale nie wiedziała, dlaczego. Czyżby myślała, że sama potrafi zająć się gotowaniem i miała za złe Rebece, że przyprowadziła na statek obcą osobę? Obawiała się, że będzie musiała się napracować, by dogadać się z dziewczyną. Cóż, po prostu trzeba będzie to zrobić.

– Cześć, mam na imię Emily. Nie, zwykle dobrze sobie radzę ze skorupiakami, ale zazwyczaj mam z nimi do czynienia, gdy nie są już żywe.

– Nas zadowalają jedynie najświeższe. – Dziewczyna mówiła kategorycznym tonem, najwyraźniej dumna z wysokiej jakości produktów serwowanych na parowcu.

– A jak ty masz na imię?

– Billie.

Emily skinęła głową.

– Przyjechałam, by pomóc Rebece, bo zbliża się jej termin rozwiązania.

Billie zmarszczyła lekko czoło i Emily zdała sobie sprawę, że użyła dość fachowego sformułowania, ale nie chciała tłumaczyć go Billie, bo mogłoby to zabrzmieć protekcjonalnie.

– Rebecca niepotrzebnie sprowadziła dodatkową osobę. Sama dałabym sobie radę. Mam mnóstwo energii i nie jestem w ciąży! Mogła też znaleźć innego niewolnika do kambuza.

Na dźwięk tego określenia Emily wzdrygnęła się w środku, ale podejrzewała, że tak właśnie nazywają pomocnika kucharza na parowcu. Nie musiała się martwić, czy to określenie jest poprawne politycznie, czy nie.

– A może będziemy współpracować? Podzielimy się pracą i każda z nas będzie wykonywała obie funkcje?

Ta propozycja złagodziła wyraz niechęci na twarzy Billie.

– To może się udać, chociaż nie potrafisz pomagać na pokładzie.

– Czy to należy do obowiązków kambuzowego niewolnika?

– Jest marynarz pokładowy, Drew, ale kiedy wykonujemy trudny manewr, na przykład cumujemy, dobrze mieć na pokładzie więcej osób z odbijaczami.

Uśmiechnęła się do siebie. Dziewczyna używała technicznych terminów, których Emily nie rozumiała, ale miała zamiar je rozpracować, podobnie jak samą Billie.

– Czy będę musiała nauczyć się, jak to robić?

– Och, tak. – Wyraz twarzy Billie sugerował, że wątpi w umiejętności Emily.

– Skoro nie ma Rebeki ani Jamesa, czy mogłabyś mnie oprowadzić?

– Dobrze. – Billie nie okazała entuzjazmu, ale zgodziła się. – To, oczywiście, jest kambuz. – Machnęła ręką od niechcenia. – Jest mały, ale na zapleczu jest jeszcze trochę miejsca. To bardzo przydatne, ponieważ obie możemy pracować w tym samym czasie. Ale musisz utrzymywać porządek.

Emily bardzo dbała o ład w kuchni. Rebecca przekonała się o tym, gdy pracowały razem. Tworzyły wówczas zgrany zespół, między innymi dlatego Rebecca chciała zatrudnić właśnie ją, a nie kogoś nieznajomego.

– Pokażę ci sypialnię – oznajmiła Billie. – Przynieś swoją torbę. Masz więcej bagaży?

– Nie.

– Super, mamy tu miejsce tylko na podstawowe rzeczy.

Emily poszła za Billie na pokład, a następnie do metalowego namiotu, który Billie odsunęła tak, jakby otwierała puszkę sardynek.

Pod spodem widać było coś, co przypominało ciemny tunel, ale potem Emily dostrzegła stopnie. Na dół prowadziła pionowa drabina.

– Zawsze schodź tyłem – poradziła Billie. – Wezmę twój bagaż.

Z łatwością nabytą w wyniku praktyki Billie chwyciła plecak Emily, a następnie spuściła się po drabinie i zniknęła. Emily wzięła głęboki oddech i, starając się pamiętać o technice poprzedniczki, jakimś cudem stanęła na drabinie i zeszła po niej.

– O, Boże – powiedziała, zanim zdołała się powstrzymać. – Rebecca tu nie spała, prawda?

Na dole znajdowały się dwie wbudowane pojedyncze koje, a pod nimi – szafki. W siatce wiszącej nad łóżkiem, które najwyraźniej należało do Billie, znajdowały się przybory toaletowe, butelka wody, czasopisma i książka. Na końcu obu łóżek było miejsce akurat na plecak, pod warunkiem, że nieduży i rozpakowany.

– Oczywiście, że nie. Śpi w kajucie właścicieli. Chociaż teraz, kiedy przypomina wieloryba, musi tam być niezły ścisk.

Rebecca była prawie w siódmym miesiącu ciąży, więc określenie mogło nie być przesadzone, ale ponieważ Emily nie widziała jeszcze przyjaciółki, nie skomentowała wypowiedzi Billie.

– Czyli zajęłam część twojej przestrzeni? – zapytała zamiast tego. – Przykro mi. Rozumiem, dlaczego nie ucieszyłaś się na mój widok. – W kajucie było mało miejsca dla jednej osoby, nie mówiąc o dwóch.

Billie wzruszyła ramionami, przyznając, że Emily ma rację.

– Mam tylko nadzieję, że nie będziesz wstawała w nocy na siusiu.

– A gdzie są łazienki?

– W luku towarowym. Trzy. A, i jedna pod sterówką, ale z niej zwykle korzystają chłopcy. Trochę tam śmierdzi.

– Już widzę, że spodoba mi się ta praca – stwierdziła poważnie Emily. Teraz zrozumiała, dlaczego Rebecca zapytała ją, czy nadal lubi biwakować, kiedy omawiały szczegóły pracy. Nie miała jednak zamiaru przejmować się ciasnotą na statku ani odległością do łazienki. Jeśli zdoła sprawić, by Billie trochę się rozluźniła, wszystko będzie w porządku.

– Emily! – rozległ się znajomy kobiecy głos. – Dotarłaś bez problemu? Alasdair obiecał, że cię odbierze.

Emily ruszyła w górę po drabinie, przepełniona radością na myśl o spotkaniu z przyjaciółką.

– Becca!

Kobiety rzuciły się niezdarnie w swoją stronę; Emily się potknęła, a Rebecca szła chwiejnym krokiem z powodu ciąży. Uścisnęły się mocno.

– Och, cudownie cię widzieć! – powiedziały jednocześnie.

–Wcale się nie zmieniłaś! – zauważyła Rebecca, cofając się, by spojrzeć na Emily. – Chociaż masz teraz pasemka. Zawsze miałaś bardzo ciemne włosy.

– Kiedy zaczęłam przedwcześnie siwieć, postanowiłam z tym nie walczyć, tylko zrobić sobie kilka dodatkowych pasemek.

– Poza tym wyglądasz dokładnie tak samo. Nie urosłaś ani nic takiego.

Emily się zaśmiała.

– Nie mogę powiedzieć tego samego o tobie, ale chociaż trochę cię przybyło, jesteś nadal tą samą Beccą, z którą studiowałam.

– Jestem ogromna, co?

Emily przytaknęła.

– Jesteś pewna, że dziecko ma posiedzieć w brzuchu jeszcze kilka tygodni? – Emily ponownie uściskała przyjaciółkę i wszelkie wątpliwości dotyczące przyjazdu zniknęły.

– Całkowicie pewna! – Obie roześmiały się, zadowolone, że spotkały się po tylu latach.

– Oprowadziłaś Emily? – Rebecca zwróciła się do Billie.

– Trochę.

– Napijmy się herbaty, a potem pokażę ci cały statek.

– Jeśli mogłybyśmy zacząć od toalety, byłabym wdzięczna – przyznała Emily.

Chwilę później obie siedziały w salonie z kubkami herbaty i talerzem domowych ciasteczek. Emily przygotowała sobie notes i ołówek. Billie gdzieś poszła, ku widocznej uldze Rebeki. Emily podejrzewała, że przyjaciółka chce jej powiedzieć coś o dziewczynie, czego nie mogła zrobić w jej obecności.

– Na pewno nie chcesz zjeść lunchu? – zapytała Rebecca, biorąc herbatnik i gryząc kęs.

– Jadłam kanapki w autobusie i na lotnisku, czekając na transport.

– W porządku. W takim razie omówmy twoje obowiązki. Pasażerowie pojawią się około piątej. Podamy im herbatę i ciasteczka, a potem kolację około ósmej. Mamy bar samoobsługowy, ale James wygłosi mowę powitalną i zaproponuje pierwszego drinka, by wprowadzić gości w odpowiedni nastrój. Zrobiłam ci dwie duże porcje lasagne, wystarczy dla dwudziestu osób…

– Och! – Skupiona na robieniu notatek i przejęta pierwszym dniem nowej pracy Emily poczuła nagłe ukłucie nostalgii. – Pamiętasz lasagne, którą robiłyśmy w kawiarni? Sprzedawała się jak świeże bułeczki!

– Używam tego samego przepisu do wersji wegetariańskiej. Prosimy gości, by zgłaszali nam, jeśli są wegetarianami, ale czasem o tym zapominają, więc na pierwszą kolację zawsze serwuję dwie wersje. Jest też mnóstwo bagietek na pieczywo czosnkowe. Na przystawkę James przyrządzi krewetki. To jego specjalność, chociaż właściwie nie gotuje, więc nie przyzwyczajaj się do tego.

Rebecca dalej wyjaśniała obowiązki, aż Emily zapisała trzy strony notatek.

– Opowiedz mi o Billie – poprosiła wreszcie, odkładając ołówek. – Dlaczego nie dostała mojej posady? Łatwiej byłoby powierzyć jej moje zadania i znaleźć pomoc kuchenną, prawda?

Rebecca westchnęła.

– Cóż, poza tym, że bardzo chciałam, żebyś przyjechała…

– Ja mogłam zostać kambuzową niewolnicą.

– Billie jest świetna pod wieloma względami. Wspaniale radzi sobie na pokładzie, potrafi sterować, a gdyby jej pozwolić, nosiłaby nawet worki z węglem, ale w kuchni nie idzie jej tak dobrze. Jest niedbała i chociaż piecze pyszne ciasta i ciasteczka, nie potrafi zrobić chleba. Ty potrafisz?

Emily wzruszyła ramionami.

– Oglądam Bake Off. Umiem piec z przepisu.

Rebecca lekko zmarszczyła brwi.

– Och, co tam. Myślę, że się nauczysz. Albo będę robiła chleb w domu i przynosiła na statek.

Emily potrząsnęła głową.

– Nie, nauczę się. Przejrzałam grafik. Kiepsko by było, gdybyś w twoim stanie musiała jechać taki szmat drogi po chleb.

– A dasz sobie radę z Billie? Nie jest łatwa w obyciu! Przykro mi, że musicie mieszkać razem na tak niewielkiej przestrzeni. Nie wspomniałam ci o tym przez telefon, bo obawiałam się, że nie przyjedziesz, a ja bardzo chciałam mieć cię tutaj.

Emily zrobiła, co mogła, by przytulić przyjaciółkę, ale zdecydowanie utrudniał jej to brzuch Rebeki.

– W porządku. Dam sobie radę i, co najważniejsze, jestem w stanie przespać noc bez wstawania na siusiu.

– Dla mnie to niewykonalne – odparła ponuro Rebecca. – Jak tylko dziecko przestaje mnie kopać i mogę w końcu zasnąć, budzi mnie pęcherz.

– Przynajmniej teraz możesz zdrzemnąć się w ciągu dnia i porządnie odpocząć. Archie i Henry są już na tyle duzi, że zrozumieją, jeśli uśniesz na sofie, kiedy oni będą oglądać ten film o smokach. – Emily poznała telewizyjne programy dla dzieci podczas wizyt domowych. Czasem ta wiedza okazywała się przydatna.

– Prawdę mówiąc, już sama myśl o tym, że mogę położyć się przed telewizorem z moimi chłopakami, jest cudowna. Podobnie jak świadomość, że nie muszę się martwić o grafik opieki nad dziećmi.

– Nie będziesz też musiała martwić się o mnie i Billie, ponieważ mamy zamiar dzielić się wszystkimi obowiązkami, więc nie będę jej wydawać rozkazów, tylko taktownie sugerować rozwiązania.

Rebecca ponownie zmarszczyła czoło.

– Cóż, powodzenia – powiedziała.

Skończyły omawiać obowiązki Emily i Rebecca oprowadziła przyjaciółkę po kuchni. Langustynki nadal niepokojąco rzucały się i szeleściły w zlewie, ale Emily już się do nich przyzwyczaiła.

– Jeśli kiedykolwiek rybacy zaproponują ci sprzedaż czegoś z kutra, odłóż na bok własne plany kulinarne i kup ich ryby. W kasie powinno być wystarczająco dużo pieniędzy, ale jeśli ci zabraknie, powiedz o tym Jamesowi, on zapłaci. – Rebecca oparła się o blat, zajmując sobą całe przejście. – Uwielbiam tę spontaniczność. Niektórym kucharzom nie odpowiada, ale osobiście, chociaż lubię mieć plan i wiedzieć, że mogę przygotować pięć potraw bez robienia zakupów, zdecydowanie wolę, gdy coś pysznego samo przypływa mi pod nóż i wymaga specjalnego przyrządzenia.

– Uczestniczyłam kiedyś w kursie przyrządzania ryb z moim byłym chłopakiem, więc mnie również ekscytuje ten temat. – Emily zdała sobie sprawę, że Rebecca nie tylko chce zostawić kuchnię w dobrych rękach, ale również przekazać dalej swój etos pracy. – Będzie wspaniale. To dla mnie idealna sytuacja. Będę tak zajęta, że nie będę miała czasu na rozmyślania o tym, co dzieje się na oddziale położniczym. Cały czas będę skupiona na jedzeniu! Czyż to nie cudowne!?

– Rzeczywiście – przytaknęła Rebecca, chociaż znacznie mniej entuzjastycznie. – A teraz opowiedz mi, co się dzieje w twoim życiu uczuciowym. Zostawiłaś w domu kochanka ze złamanym sercem?

Emily zachichotała.

– Nie! Może zostawiłam kogoś, kto chciałby się widzieć w tej roli, ale kiepsko się z niej wywiązywał.

– Więc nie jesteś teraz w żadnym związku?

– Nie.

– To dobrze. Okropnie bym się czuła, patrząc, jak umierasz z tęsknoty w trakcie pracy. – Rebecca zamilkła na chwilę. – Jak ci się podoba Alasdair?

– Kto?

– Mężczyzna, który odebrał cię z dworca autobusowego.

– A! Przez całą podróż prawie się nie odzywał. Myślałam, że jest miejscowym taksówkarzem, ale nie chciał przyjąć ode mnie pieniędzy, więc…

– Spodobał ci się? – zapytała Rebecca, zanim Emily zdołała dokończyć zdanie.

Emily przypisała to zachowanie działaniu hormonów. Rebecca nie zadałaby tego pytania, mówiąc o kimś, kogo Emily ledwie znała.

– Nie! Chcę się tylko dowiedzieć, dlaczego mnie podwiózł, skoro jest niemową z wyboru. To musiała być dla niego tortura. Prawdę mówiąc, widziałam, że się męczył.

– Nie bierz tego do siebie. – Rebecca zamilkła, najwyraźniej zastanawiając się, jak najlepiej ująć to, co chce powiedzieć. – To brat Jamesa. Powiedziałam mu, że prawdopodobnie będziesz zmęczona i nie będziesz chciała rozmawiać.

– Naprawdę? – Emily była zdumiona. – Czy pamiętasz, żebym kiedykolwiek nie chciała rozmawiać?

– Cóż, przebyłaś długą drogę i sama wiesz, jak męczące jest opowiadanie o swojej pracy i tego typu sprawach.

– Dlaczego miałoby mi przeszkadzać opowiadanie o mojej pracy? Jestem z niej dumna.

– Myślałam, że mogłabyś się poczuć trochę niezręcznie, zważywszy na okoliczności – wyjaśniła Rebecca.

Emily nie przekonało to wyjaśnienie, ale ponieważ nie dbała zbytnio o wspomnianą kwestię, odparła tylko:

– Nie, nie przejmuję się tym. Przecież nie zrobiłam nic złego.

– W takim razie wróćmy do obowiązków. Upiekłam ciasto na dzisiejszy podwieczorek. – Najwyraźniej Rebecca chciała jak najszybciej ukrócić temat powodów, dla których Emily porzuciła pracę i przyjechała do Szkocji. – Pasażerowie pojawią się około piątej i poczęstujemy ich herbatą i ciastem przed powitalnym drinkiem Jamesa o siódmej. Potem, jak już wspomniałam, o ósmej podamy kolację, na wypadek, gdyby ktoś miał kłopoty z dojazdem pierwszego wieczoru. Zwykle jemy ją około siódmej.

– W porządku. Zrobiłaś już główne danie, więc przygotuję tylko chleb czosnkowy i sałatkę, tak?

Rebecca przytaknęła.

– Muszę ci opowiedzieć o jednym z naszych gości. To kobieta, przyjeżdża co roku ze swoim synem. Chłopak znika na całe dnie w maszynowni, ponieważ ma bzika na punkcie parowców, a ona siedzi, dzierga i pomaga w zmywaniu.

– Pasażerowie pomagają w zmywaniu? Czyż nie przyjeżdżają tutaj, żeby odpocząć od domowych obowiązków?

– Nie, te wakacje różnią się od większości wyjazdów. Ludzie przyjeżdżają tutaj, ponieważ chcą się w coś włączyć. Oczywiście, nie ma takiego obowiązku, ale goście lubią pomagać. To coś innego niż praca w domu. A Maisie, o której wspomniałam, uwielbia tu przyjeżdżać. Trochę się martwię jej podróżowaniem, bo nie jest już najmłodsza, ale zawsze ma z kim porozmawiać, a poza tym spędza czas z synem. Przynajmniej przy posiłkach.

– Nie mogę się doczekać, kiedy ją poznam. Uwielbiam starszych ludzi. Zawsze tyle się kryje pod zmarszczkami i dziwnymi fryzurami.

– Bardzo się cieszę, że tak mówisz! Billie robi się przy niej niecierpliwa. Twierdzi, że powinniśmy wprowadzić ograniczenie wiekowe. W pewnym sensie ma rację. Wprowadzanie ludzi na pokład i sprowadzanie na brzeg bywa czasami męczące i martwię się, że stopnie prowadzące do kajut są zbyt strome, ale z drugiej strony to idealne wakacje dla starszych osób. Maisie uwielbia ten rodzaj wypoczynku i dopóki będzie mogła przyjeżdżać, z przyjemnością będę ją gościć.

W końcu Rebece udało się wyrwać. Cieszyła się, że zostawiła swoją ukochaną kuchnię na parowcu w dobrych rękach. Teraz Emily sama zapoznawała się z kambuzem, znajdowała niezbędne sprzęty i przybory, zadowolona, że Billie jeszcze nie wróciła.

Kiedy się w końcu pojawiła, Emily wręczyła jej herbatę w kubku z napisem „Szef kuchni”.

– Więc jak podzielimy się zadaniami? Ja podam herbatę, żebym mogła zapoznać się z klientami…

– Peżetami. Nazywamy ich PŻ, to skrót od „pasażer”.

Emily przytaknęła.

– Fajnie. A kolację przygotujemy razem? Muszę chyba skoczyć na głęboką wodę. – Uśmiechnęła się. – Oczywiście, niedosłownie. Nie pływam zbyt dobrze.

Billie nie rozśmieszył ten słaby żart. Emily przygryzła wargę. Jeśli jej towarzyszka w kambuzie ma być taka mrukliwa, to zdecydowanie nie będzie to radosny czas.

Zanim zdążyła się nad tym zadumać, usłyszała odgłos kroków na stopniach. Podniosła wzrok i zobaczyła schodzącego Jamesa, którego z powodu brody ledwie rozpoznała. Towarzyszył mu młody mężczyzna.

Wyszła z kuchni dokładnie w momencie, gdy Rebecca wyłoniła się z części sypialnej, by przedstawić ich sobie.

– James! Pamiętasz Emily, prawda?

– Oczywiście! Jak mógłbym zapomnieć? Najładniejsza z naszych druhen. – Ciepło przytulił Emily.

– Byłam jedyną druhną, Jamesie – odparła, odwzajemniając uścisk. Mąż Rebeki nieco przytył od ich ślubu, ale nadal miał w sobie wiele uroku. Od razu było jasne, dlaczego odnosi taki sukces w biznesie, który opiera się na kontakcie z ludźmi.

– Ale wciąż ładną – odparł James. – Pamiętam twój cudowny uśmiech. Pozwól, że przedstawię ci naszego pierwszego oficera, Drew.

Młody mężczyzna w dżinsach i bluzie z napisem „Załoga parowca” zrobił krok do przodu.

– Cześć, miło mi cię poznać. Zwykle mówią o mnie marynarz pokładowy, ale zgadzam się na ten awans.

Potem pojawił się kolejny mężczyzna, nieco starszy. Ubrany był w kombinezon, a na jego twarzy gościł szeroki uśmiech. Wyciągnął dłoń do Emily.

– A ja jestem Bob, główny inżynier, znany też jako MacPhail, jak w historyjkach o Para Handym.

– Cześć, Drew. Proszę, twoja kawa: czarna z dwiema kostkami cukru – oznajmiła Billie. – Taką lubi – dodała, zwracając się do Emily z wyższością w głosie, jakby tylko ona była w stanie odpowiednio przyrządzić ten napój.

– To kawa rozpuszczalna i z chęcią zrobię ją sobie sam – odparł Drew z szerokim uśmiechem, z którym wyglądał bardzo atrakcyjnie.

Emily dostrzegła, jak Billie na niego patrzy, i zdiagnozowała lekkie zauroczenie.

– Dobrze wiedzieć.

– Witaj, Emily! Cudownie, że zgodziłaś się spędzić z nami lato w Szkocji – powitał ją James. – Mamy czas na filiżankę herbaty, zanim pojawią się goście?

Gdy zaparzono herbatę i podano „ciasto dla załogi”, Emily nagle przypomniała sobie, że Alasdair, jej milczący kierowca, był bratem Jamesa. Całkowicie się od siebie różnili. James miał angielski, dość wyrafinowany akcent oraz przyjazny i swobodny urok. Alasdair natomiast był cichy, a w kilku słowach, które ze sobą zamienili, pobrzmiewała szkocka wymowa. Emily uważała, że był przystojny, w nieco tajemniczy sposób, chociaż nie wyobrażała sobie, że mogłaby wyznać to Rebece. Ubzdurałaby coś sobie. Emily uznała, że ma na głowie ważniejsze sprawy niż różnice między braćmi.

Rozdział 2

Wkrótce Emily zaczęła czuć się w okrętowej kuchni jak w domu. Ponieważ Rebecca poczyniła wiele przygotowań przed pierwszą kolacją, Emily znalazła czas na zrobienie paluszków serowych i chlebka herbacianego na następny dzień. Rebecca doradziła jej, by wykorzystała każdą wolną chwilę na pieczenie, bo miała wtedy czas na gawędzenie z pasażerami, co należało do jej obowiązków tak samo jak gotowanie.

Billie nie było, ale Emily się tym nie przejmowała. Wolała znajdować rzeczy samodzielnie, otwierając i zamykając szafki i szuflady, niż wysłuchiwać wskazówek od osoby z pogardliwym wyrazem twarzy.

Będzie musiała popracować nad swoją nową współpracowniczką i sprawić, by Billie przestała postrzegać ją jako zagrożenie.

Znalazła również czas, by zwiedzić kajuty na dolnym pokładzie, więc kiedy z góry zaczęły dobiegać powitania oznajmiające przybycie pierwszych gości, czuła się przygotowana na spotkanie z nimi.

Usadowiła się u stóp schodów do salonu, gotowa w każdej chwili przywołać na twarz powitalny uśmiech.

– Przepraszam, że zawsze przyjeżdżamy pierwsi. – Głos starszej kobiety mówiącej z delikatnym szkockim akcentem oznajmił, że pojawiła się ulubiona pasażerka Rebeki. Przyjaciółka zostawiła Emily szczegółowe wytyczne dotyczące traktowania Maisie, które można by streścić słowami: „Opiekuj się nią tak, jakby to była twoja własna ukochana babcia”.

Emily spotkała się z kobietą w połowie schodów, na wypadek, gdyby miała kłopoty z zejściem, ale chociaż była w podeszłym wieku, starsza pani wydawała się dość żwawa i widocznie przyzwyczajona do tych konkretnych schodów. Emily poczuła ulgę.

– Dzień dobry, jestem Emily.

– A ja Maisie – odparła kobieta już na dole. – Rebecca opowiadała mi o tobie. Zadzwoniła do mnie, gdy zdała sobie sprawę, że nie będzie w stanie do nas dołączyć. Niemądra! Niepotrzebnie się martwiła. Powiedziałam jej, że sobie poradzimy.

– I tak będzie! – przytaknęła Emily. – Rebecca też mi o pani opowiadała. Wspomniała, że robi pani na drutach. Sama trochę dziergam.

– To świetnie, moja droga. – Kobieta pozwoliła się podprowadzić aż do ławy przy kominku. – Robert niesie moje bagaże, zejdzie za chwilę. Rozmawia z Jamesem o tym, co działo się z parowcem od naszej ostatniej wizyty. Jeśli to nie problem, rozgoszczę się tutaj, przy kominku. Lubię ogień, nawet latem.

– Ja też. Podać pani filiżankę herbaty? Może coś do jedzenia? – Emily nie była pewna, czy Maisie ma ochotę na kawałek ciasta posmarowanego grubo masłem, czy wolałaby zwykłe herbatniki. Sama niespodziewanie ziewnęła.

– Jesteś zmęczona? Rebecca wspomniała, że podróżowałaś cały dzień – zauważyła Maisie.

– W dzisiejszych czasach zawsze trzeba wstać przed świtem, żeby złapać samolot – wyjaśniła Emily. – Ale z przyjemnością zaparzę pani filiżankę herbaty.

– Nie przejmuj się mną, mam się dobrze. Poczekam i wypiję z resztą gości. Mam swoje robótki, a Robert pomoże mi zejść do kajuty.

Ponieważ Maisie faktycznie wyglądała na zadomowioną, Emily wróciła do kuchni, by zagrzać ogromny imbryk i postawić kubki na tacy.

Pozostali pasażerowie przybywali stopniowo, grupkami. Większość z chęcią wypiła herbatę po podróży do Crinan, gdzie czekał zacumowany parowiec. W końcu wszyscy dotarli na miejsce i zebrali się w salonie, by posłuchać Jamesa. Nikt nie myślał już o herbacie, gdyż na otwarcie czekała butelka whisky.

James przedstawił wszystkich i po krótkiej mowie powitalnej dodał:

– Jutro po lunchu proponujemy specjalną atrakcję: bunkrowanie. Do przystani, do której zmierzamy, dostarczono właśnie transport węgla. Każdy, kto chce pomóc w załadunku, dostanie kombinezon, łopatę i piwo do lunchu. Pozostałe osoby powinny trzymać się z daleka, ponieważ pył węglowy dostaje się wszędzie. A teraz uderzcie w dzwon, gdyż bar uważam za otwarty. Pierwsza kolejka jest na koszt firmy – kontynuował. – Za kolejne płacicie sami. Mamy bar samoobsługowy. Każda kajuta ma własną kartę, na której mieszkańcy zapisują, co wypili. Billie będzie serwowała sherry lub inne trunki, co sobie życzycie. Mamy również napoje bezalkoholowe.

Kiedy Billie krążyła między gośćmi z drinkami, Emily rozdawała swoje paluszki serowe.

– Och, moje ulubione! – ucieszył się Drew. Wziął kilka i zjadł je z apetytem. Potem napotkał spojrzenie Billie.

– Chcesz piwo? – zapytała. – Przyniosę ci i zapiszę w twojej kolumnie. Wolno nam pić – wyjaśniła Emily dziewczyna. – Pod warunkiem, że zapisujemy, co wypiliśmy, i płacimy za to pod koniec tygodnia.

– Dostajemy napoje po kosztach – wyjaśnił Drew. – To fajny układ.

Spojrzał wprost na Emily, a ona zauważyła w jego spojrzeniu zainteresowanie. Miała parę lat więcej od niego i zastanawiała się, czy Drew był w tym wieku, kiedy starsze kobiety wydają się szczególnie atrakcyjne. Zdała sobie sprawę, że gdyby chłopak, choćby najsubtelniej, dał jej do zrozumienia, że mu się podoba, Billie znienawidziłaby ją na zawsze i wspólna praca nigdy nie stałaby się łatwa. Posłała Drew uśmiech, który jasno dawał mu do zrozumienia, że nie jest nim zainteresowana. Przynajmniej miała nadzieję, że tak zostanie odebrany.

Krążyła z talerzem między pasażerami i przyglądała się grupie ludzi, dla których miała gotować przez najbliższy tydzień. Rebecca wspominała, że przywiązuje się do gości i jest jej przykro, gdy wyjeżdżają. Ale kiedy pojawia się kolejna grupa, zaprzyjaźnia się z nimi równie mocno.

– To chyba dlatego, że się nimi opiekujemy – wyjaśniła przyjaciółka. – W pewien sposób zaczynamy ich kochać. Jak świnki morskie, no wiesz? Dokładnie tak jak wtedy, gdy twój znajomy wyjeżdża, a ty opiekujesz się jego zwierzakiem. Już samo karmienie sprawia, że zaczynasz go lubić.

Emily nie była pewna, czy ludzie aż tak bardzo przypominają świnki morskie, ale Rebecca była w ciąży i jej wybujała wyobraźnia miała swoje uzasadnienie. Nie odniosła wrażenia, że którykolwiek z pasażerów mógłby sprawiać trudności, a Rebecca przyznała, że zdarza się to bardzo rzadko.

– Rejs parowcem to szczególny rodzaj wakacji. Większość gości o tym wie i nie oczekuje pięciogwiazdkowego standardu. – Potem zmarszczyła czoło. – Otrzymują od nas pięciogwiazdkową obsługę, a właściwie nawet dziesięciogwiazdkową, ale nie taką, jak na statkach wycieczkowych.

Po kilku kolejnych drinkach nadszedł czas na kolację. Billie uderzyła w dzwon okrętowy i po wielu dyskusjach i zmianach zdania wszyscy usiedli. Emily została w kuchni. Zależało jej, by posiłek przebiegł sprawnie. Rebecca wróciła na chwilę, by sprawdzić, jak sobie radzi nowa szefowa kuchni i upewnić się, że parowiec nie zatonął, gdy tylko spuściła z niego oko. Zachęcała Emily, by dołączyła do gości przy stole, ale przyjaciółka przekonała ją, że woli posprzątać i pozmywać oddawane przez gości talerze.

James przyrządził langustynki, a Emily zrobiła dwie wielkie miski sosu aioli. Naczynia na resztki ustawiono pomiędzy talerzami i serwetkami. Było przy tym sporo bałaganu, ale wszystkim się podobało. Emily postawiła na stole miski z gorącą wodą i plasterkami cytryny do mycia palców. Billie spojrzała na nie pogardliwie, najwyraźniej uznawszy, że to przesada.

Wszystko szło jak w zegarku i nie było żadnych przerażających przerw ani opóźnień spowodowanych tym, że jakaś potrawa nie przyrumieniła się na czas. Żaden niezręczny moment, gdy okazuje się, że któryś z gości jest uczulony na czosnek, również nie miał miejsca, ale po posiłku Emily czuła się wykończona. Rebecca poszła do domu, a wszyscy mężczyźni siedzieli na pokładzie i raczyli się kolejną kawą, słodową whisky, a nawet papierosem. Niektórzy pasażerowie wybrali się na spacer, korzystając z przyjemnego letniego wieczoru. Gdyby Emily nie czuła się tak, jakby przejechał ją pociąg, sama poszłaby w ich ślady. Wkoło było tak pięknie. Czuła się jednak zbyt zmęczona, by zrobić choćby krok.

– Jestem wykończona! – powiedziała do Billie, wyżymając ścierkę i rzucając ją do świeżo wyczyszczonego zlewu.

– Ciekawe, dlaczego? – odparła dziewczyna, wysypując fusy z kawy w miejscu, które Emily przed chwilą wytarła. – Nawet nie ugotowałaś posiłku.

Emily nie wspomniała nawet o wczesnej pobudce, by zdążyć na samolot, o tym, że nauka w nowej pracy zawsze jest męcząca ani o podobnych kwestiach. Nie widziała w tym sensu. Zamiast tego stwierdziła:

– My, starzy, nie mamy tyle energii, co młodzież. Jeśli nie masz nic przeciwko, położę się spać. Drew wspominał chyba, że napiłby się jeszcze kawy. Myślisz, że zaparzy ją sobie sam?

– Ja ją zrobię – odparła Billie.

W duchu besztając dziewczynę za nadgorliwość w stosunku do mężczyzny, który, jeśli nie jest jeszcze oficjalnie chłopakiem Billie, to wzbudza jej zainteresowanie, Emily wspięła się po stopniach, przeszła przez pokład i po drabinie na dół, do kajuty. Tej nocy nie przeszkodzi jej ani wąskie łóżko, ani obcość nowego otoczenia.