Strona główna » Literatura faktu, reportaże, biografie » Mama ma zawsze rację

Mama ma zawsze rację

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-62829-11-8

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Mama ma zawsze rację

Bezustanne lawirowanie między dobrem dziecka a swoim, zmiana relacji w związku, codzienna krzątanina i logistyka. Choć Sylwia Chutnik opisuje swoje macierzyństwo ze sporą dozą humoru i ironii, w jej felietonach kryją się celne obserwacje na temat wymagań stawianych współczesnej matce.


"Codzienność różni się nieco od teorii rozwijanych przez poradniki. Codzienność boli i wystawia nas na próby ogniowe już od rana. Dzwoni budzik – czas wstawać. Odwracamy się spuchniętą twarzą w stronę Miłości Naszego Życia i błagając, rzęzimy „odprowadzisz do przedszkola?”. Bez reakcji. Wstajemy więc i zaczynamy ogarniać rzeczywistość. W kuchni krajobraz jak po wybuchu bomby atomowej, w przedpokoju ubłocone buty, w lodówce gra zespół Pustki. Jak to się mogło stać w królestwie Perfekcyjnej Pani Domu?"
(fragment książki)

Polecane książki

Pracodawcy często finansują pracownikom zakup okularów korygujących. Najczęściej realizują w ten sposób obowiązek wynikający z przepisów prawa pracy. Rzadziej zakupy okularów korygujących finansują dobrowolnie. W związku z takimi działaniami pracodawców pojawiają się pytania o możliwość zwolnienia z...
Niniejsza książka jest opowieścią o kryzysie. Tym najpoważniejszym, bo dotykającym sfery ducha, kryzysie naszego kręgu cywilizacyjnego ukształtowanego przez chrześcijaństwo przekazane ludom Europy przez Kościół rzymski.   Jaka jest przyczyna tego kryzysu, alias kto lub co za tym stoi? Niniejsz...
Czwarta część serii ZAKLINACZKA - bestsellerowych powieści fantasy. Losami Clary emocjonują się czytelnicy w aż dwunastu krajach! Zaklinaczka to opowieść o dwunastoletniej Clarze, która walczy z kompleksami i brakiem pewności siebie, ale gdy okoliczności zmuszają ją do opuszczenia wygodnych ram d...
„Niewysoka, wyprostowana sylwetka. Skupione, uważne spojrzenie. Niezmienne uczesanie z charakterystyczną, stylową koroną warkocza wokół głowy. Zawsze ten sam sznureczek pereł wokół szyi i drobne, także perłowe kolczyki. Mówi spokojnie, precyzyjnie dobierając słowa. [...] Równie stonowana, skupiona i...
Dawno temu na ziemi nastał burzliwy czas zmian. Wszyscy walczyli o tereny dla siebie: elfy o lasy, krasnoludy o podziemia, demony o wulkany. Ludzie jednak byli przeganiani z miejsca na miejsce. Zwrócili się więc o pomoc do niebios – wszyscy bogowie słyszeli te modlitwy, tylko Żywioły zostawały o...
Każdy naczelnik urzędu celno-skarbowego może obecnie wykonywać kontrolę celno-skarbową na całym terytorium Polski, niezależnie od siedziby kontrolowanego. W niektórych sytuacjach kontrola celno-skarbowa będzie wszczynana bez zawiadomienia przedsiębiorcy.Jak widać urzędnicy mają obecnie wiele nowych ...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Sylwia Chutnik

Strona tytułowaStrona redakcyjna

Sylwia Chutnik

Mama ma zawsze rację

z kolażami Autorki

© Mamania, Warszawa 2012

Redakcja

Kamila Wrzesińska

Anna Zdrojewska-Żywiecka

Korekta

Kamila Wrzesińska

Projekt graficzny książki i skład

Maria Ryll

Zdjęcie na I stronie okładki i skrzydełku

Katarzyna Marcinkiewicz

Projekt okładki

Maria Ryll

ISBN: 978-83-62829-11-8

Część felietonów zamieszczonych w tym zbiorze publikowana była w magazynie „Gaga” w latach 2009-2011

Konwersja do formatu EPUB:

Bezkartek.pl SA

Przepraszam, czy usuwa pan brzuch?

Tak więc ciało matki. Taaaa… A czy można zmienić temat? Rozumiem. I nic w zamian, na przykład o dyskursie w kontekście postmodernizmu? Albo jakiś kawał bym napisała, dobrze? Nie. To będziecie żałować. Najpierw to wszystko wygląda niewinnie. Zaczynasz nie mieścić się w spodnie, suwak wjeżdża do połowy, a na zapięcie guzika musisz położyć się na ziemi. A jak ubierasz się w łazience, to do wanny. Myślisz sobie, o, tu się kroi jakaś niezła afera, efekt jo-jo, efekt cieplarniany w związku z nadmiernym przytulaniem się do chłopca. W aptece chrząkasz przy okienku i z zażenowaniem prosisz o test ciążowy, nad twoją głową pojawia się neon „uprawiała seks” i już wszyscy wiedzą, a najbardziej ten obleśny koleś w kolejce. Potem chwila z sikaniem i aplikatorem, z którego kapią Krople Grozy na specjalną płytkę. Jak to było w instrukcji, że jak dwie to tak, a jak jedna to nie, czy na odwrót? W każdym razie po sekundzie wyłaniają się dwie wielkie krechy i jakby mogły, to by ci język pokazały. Ha ha, jesteśmy wysłanniczkami polityki rodzinnej tego kraju, jesteśmy zygotą słodkiego bobo, które już niedługo zrewolucjonizuje dotychczasową sielankę. Z tygodnia na tydzień puchniesz, stajesz się banią wypełnioną wodą, którą trzeba toczyć ze sobą na imprezy. Nic nie da się ukryć, bo brzuch wystaje dumnie zza przykrótkiego tiszerta. Początkowo wydaje ci się, że przeżyjesz ciążę w starych ciuchach, ale po jakimś czasie zmuszona jesteś skapitulować. Zakładasz ogrodniczki, zakładasz farmerskie, okropne gacie na szelkach, które powinny być jeszcze zaopatrzone w specjalną klapę na pupie, aby przyśpieszyć zdejmowanie ich przy kolejnej wizycie w toalecie (dwie na godzinę). Twoja mama lituje się nad tobą i odwiedzacie w centrum handlowym jeden z tych ekskluzywnych butików o wdzięcznej nazwie „Little belly” czy „Nasze dziewięć miesięcy”. Za jedyne pięćset złotych nabywasz zwiewną szatę zakrywającą bęben. Chodzisz już potem w tej kiecce do porodu, bo na inną cię nie stać, ale przynajmniej wykonałaś już pierwszy konsumpcyjny gest na rzecz macierzyństwa. Przed tobą kredyt na wózek i porcję pieluch oraz absolutnie niezbędne dziecięce gadżety. I już możesz zagnieździć się w ciepełku wiecznego kupowania. A tymczasem brzuch rośnie, dołącza do niego tyłek. Sterczy teraz niczym u diwy operowej. Pod nim dwie kolumny: to uda, na których kwitnie siatka żylaków. Codziennie rano, zanim wstaniesz, podnosisz z posapem nogi do góry, aby założyć na nie specjalne rajstopy obciskające. Wydaje ci się, że twoje ciało wymyka się spod kontroli. Uciekają z niego, jak z tonącego okrętu, żyły, hemoroidy, wzdęcia. To wstrętne wylewy, wyziewy, podejrzane wody, jakieś procesy chemiczne wprost z tablicy Mendelejewa (a prawie Mendelssohna). Jedno tylko nie chce wyjść, swój pobyt maciczny przedłuża. A mianowicie dziecko. I kiedy stękamy wreszcie na sali porodowej upokorzone bandą studentów medycyny robiących notatki z naszej waginy, kiedy partner ma minę, jakby planował ucieczkę daleko i na zawsze, i kiedy powoli opuszczamy swoje-nieswoje ciało, unosząc się ponad nim i obserwując z zainteresowaniem całą akcję. I kiedy chcemy bić, krzyczeć, podpalać i niszczyć, wyjąc, że pozabijamy wszystkich świętych. To wtedy – ach, co to się dzieje! – z wielkim hukiem pęka nam brzuch. On się szybko robi balonem bez powietrza, starą torebką foliową szybującą nad chodnikiem. Zgniecioną i wymemłaną do granic możliwości. Jakby bardziej naszą niż poprzednia kula, ale jednak niechcianą. Urodziło się dziecko, umarł nasz brzuch. My bardzo prosimy, ale czy na sali jest lekarz, bo my chciałybyśmy przeprowadzić późną aborcję tego czegoś, co przez dziewięć miesięcy było pożyczone. A teraz opuszczone, zdegradowane, bolące i posiniaczone.
Nasz brzuch należy do nas, odzywają się na ten krzyk zastępy kobiet. My się z tym zgadzamy, mamy nad łóżkiem plakat z tym hasłem. Znamy też obraz Barbary Kruger „Twoje ciało to pole walki” i my aktualnie walczymy o operację likwidacji części wiszących. Bo my walczymy o eliminację wszelkich form dyskryminujących nasze poczucie estetyczne. A wszystko to w imię dyrektywy unijnej numer 1, a brzmi ona „nie można zmuszać ludzi do polubienia ciała swego, amen”. To się zwyczajnie nie uda, a tymczasem położna kładzie nam świeże dziecko na naszym rozedrganym ciele i odpływamy w chwilę transcendentu. To jest taki kraj, gdzie ludzie po prostu nie mają brzuchów, to jest prawdziwy dom twój, ziemia obiecana. Nikomu nic nie sterczy, nikomu nic się nie wylewa. Nie wygląda się jak locha, którą Greenpeace chce na siłę wciągnąć do wody. Ale raj nie istnieje, istnieje real. I mimo że zapisałaś się na wypasioną gimnastykę, i zawsze po chipsach robisz pięć przysiadów, to ON tam jest. Niekończący się zwał skórny, ten alien. Dziecko rozwija się wzorowo, już nawet przyzwyczaiłaś się do wiecznych Wujków i Cioć Dobra Rada. Macierzyństwo okazało się fascynującą przygodą, ale syndrom otłuszczonego balona nie odstępuje cię ani na krok. Aż przychodzi dzień, w którym pani w sklepie z bielizną patrzy na ciebie podejrzanie. Najpierw chce zaproponować przyszłej mamie szklankę wody, ale kiedy odkrywa swoje faux pas, podchodzi do stojaka z majtkami i wyciąga z niego największe reformy, jakie można sobie wyobrazić. „Powinna pani spróbować”, doradza. Od tamtej pory świat staje się inny, jakby lepszy, słońce świeci mocniej, a nasze dziecko mniej płacze. Od kiedy mamy na sobie wyszczuplające majtki, niestraszne nam nowe wyzwania. Nawet czasem zerkamy na siebie w lustrze i stajemy – tak, tak – bokiem. Zamiast rozkloszowanych tunik z powrotem wkładamy małe czarne i z uśmiechem przyjmujemy gratulacje z powodu doskonałej sylwetki. „To dieta i regularne ćwiczenia” mruczymy do siebie, zamawiając pizzę XL. Nawet lubimy swój brzuch, a z pewnością tego, kto wymyślił Obciskające Gacie. Człowieku – you saved our lives!

Przegródka porodowa

Była kiedyś taka