Strona główna » Poradniki » Mój świat na talerzu

Mój świat na talerzu

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 9788381641173

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Mój świat na talerzu

Makarony, steki, tosty, jajka. Tych wyrazów Hanna Lis zdecydowanie nie unika. I bardzo dobrze, bo dzięki temu jej książka kucharska aż rozpuszcza się w palcach od wszystkiego, co najlepsze w kuchni. Dziennikarka serwuje nam 80 przepisów dookoła świata, które w mig znikają z talerzy. Jej kurczak gong bao, andaluzyjski chłodnik z migdałów czy ravioli z tymiankowo-szałwiową ricottą, to dopiero początek prawdziwej uczty smaków. Bo Hanna Lis naprawdę zna się na rzeczy, i dlatego ze zwykłych składników robi dzieła sztuki. A każde danie doprawione jest jej autorskimi zdjęciami i kipiącym humorem tekstem.

Te przepisy to nie tylko posiłki na talerzu, ale przede wszystkim wspomnienie podróży, przygody, spotkanej osoby, miłej chwili. Palce lizać.

Polecane książki

„Wydział” obejmuje 26 opowiadań oficerów wydziału jednej z komend wojewódzkich policji. Są to głównie relacje z prowadzonych przez nich spraw o seryjne i pojedyncze zabójstwa dokonane na przestrzeni ostatnich 30 lat. Zdarzenia te są bez wyjątku autentyczne i wszystkie opisane działania mają swoj...
W albumie zaprezentowano doskonale zachowane zamki krzyżackie i renesansowe, reprezentacyjne pałace oraz klimatyczne dwory. Liczne fotografie i interesujące opisy obiektów zachęcą do podróży....
Publikacja „Faktury 2014” zawiera omówienie wszystkich wzorów faktur obowiązujących w 2014 na przykładach oraz nowych terminów ich wystawiania. Dzięki tej publikacji dowiesz się: jakie elementy powinien zawierać wzór prawidłowo wystawionej faktury w 2014 r., jakie są nowe terminy wystawiania faktur;...
Apokryficzna opowieść o amerykańskim medium, które spirytystyczną karierę zawdzięcza zdjęciu wścibskiego fotografa. Phoebe Hicks po spożyciu nieświeżego małża zostaje sfotografowana przez okno w swojej sypialni. To, co wydobywa się z jej ust, zostaje uznane za pierwszy fotograficzny zapis ektopl...
Alergie dotykają coraz więcej dzieci, a z roku na rok liczba ta lawinowo wzrasta. Rodzice coraz częściej zmuszeni są do modyfikowania diety swoich maluchów ze względu na alergie lub pokarmowe nietolerancje. Nie jest to zadanie łatwe – wyeliminować część składników i zachować pyszny smak. Katarzyna B...
Okazuje się, że wcale nie trzeba zaburzać pierwotnego układu danych w Excelu, aby je wydrukować. Odpowiednio zdefiniowane ustawienia drukowania umożliwią uzyskanie na papierze czytelnych i estetycznych raportów....

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Hanna Lis

Wstęp

Jeśli prawdą jest, że ludzie dzielą się na tych, którzy jedzą, żeby żyć,
i tych, którzy żyją, żeby jeść, to ja bez cienia wątpliwości, odkąd
pamiętam, należę do tej drugiej grupy. To nie przechwałki. Moja
nadmierna skłonność do jedzenia wpędziła mnie w tarapaty już w przedszkolu, gdy wyszło na jaw, że w porze obiadu wymieniałam – bardzo
pożądane w owych czasach – pachnące gumki na dodatkowe porcje mielonych.
Barterowy biznes skończył się, gdy jedna z mam poskarżyła się, że jej
dziecko wraca do domu przeraźliwie głodne. To był, niestety, pierwszy i ostatni raz w życiu, kiedy wykazałam się jakąkolwiek żyłką do interesów.
Miłość do jedzenia jednak przetrwała i szybko przerodziła się w miłość
do gotowania.

W kuchni zaczęłam się panoszyć mniej więcej w wieku sześciu lat,
początkowo ku prawdziwej rozpaczy mojej mamy, która nie spodziewając
się, że na kuchennym taborecie może spoczywać patelnia z dymiącą oliwą,
z gracją na nim usiadła. Mimo przykrych dla mnie konsekwencji tego
wypadku (tata z niewiadomych przyczyn długo forsował tezę o zamachu),
nie poddałam się i gotowałam dalej. Trudno zresztą w kraju, w którym
wszystko kręci się wokół jedzenia – mieszkałam wówczas we Włoszech – nie
ulec fascynacji kulinariami. Każdy, kto kiedykolwiek słyszał, z jakim
nabożeństwem, niemal ze wzruszeniem, Włosi wypowiadają frazę è ora di
pranzare („czas zjeść obiad”), wie doskonale, o czym mówię.

Poznanie w młodym wieku tradycji tak odmiennej od naszej obudziło we
mnie ciekawość, żądzę wręcz, odkrywania coraz to nowych, nieznanych i odległych smaków. Takie jest dzisiaj moje gotowanie: bywa sentymentalnym
powrotem do miejsc dobrze mi znanych, za którymi tęsknię, ale nie mniej
często bywa kulinarną wyprawą w nieznane, eksperymentem. Dlatego
znajdziesz w tej książce zarówno pyszne mielone mojej babci czy włoskie
bucatini all’Amatriciana, jak i chińskiego kurczaka gong bao oraz
indyjskiego butter chicken. Jest ona bowiem syntezą moich dwóch wielkich
miłości: do podróżowania i jedzenia. Ktoś kiedyś powiedział, że życie
jest zbyt krótkie, aby jeść byle jak. Podpisuję się pod tym oburącz.
Stąd właśnie moje pisane widelcem po mapie podróże po świecie. Jednego
dnia unosi się w mojej kuchni (narkotyczny) zapach świeżo usmażonego
schabowego, kiedy indziej dom spowijają opary balijskiego curry z ananasem.

Jestem zapalonym kucharzem amatorem. Podkreślam: amatorem. Nie
spodziewaj się zatem wyszukanych technik czy przepisów rodem z kopenhaskiej Nomy. Nie mam ani takich ambicji, ani tym bardziej
umiejętności. Bez względu na to, czy gotuję po szwedzku, chińsku czy po
polsku, moja kuchnia jest kuchnią domową. Prostą, ale uczciwą i wierzę,
że pełną smaku. I serca. Bo milsze niż gotowanie, które kocham i które
mnie relaksuje, jest karmienie bliskich mi ludzi. Uśmiechy na twarzach
przy wspólnym stole, nieśpieszne rozmowy, po prostu bycie razem jest
bezcenne.

Smacznego i radości!

ŚNIADANIA

Szakszuka, wyraz dźwiękonaśladowczy, który w językach północnej Afryki
oznacza dokładnie to, czym jest – mieszaninę. Danie pod tą nazwą,
uwielbiane na Bliskim Wschodzie, także i w Polsce zrobiło w ostatnich
latach furorę, ja jednak długo pozostawałam odporna na jego wdzięki. W przybytkach nadwiślańskiej gastronomii mieszaniny jest w szakszuce
stanowczo za dużo: cukinie, papryki, bakłażany, cebule, a nawet, nie
wiedzieć skąd i po co brokuły czy kalafiory. Wszystko to nieznośnie
przytłacza i obezwładnia głównych bohaterów, czyli jajka.

A jajka kocham. Są tak doskonałym tworem natury, że wymagają
nienachalnego towarzystwa. Nic dziwnego, że szakszukę pokochałam
miłością płomienną – zakładam, że dozgonną – dopiero w Izraelu.

W najstarszej dzielnicy Tel Awiwu znajduje się Święty Graal miłośników
tego dania, przybytek o nazwie Doktor Szakszuka. Jego właściciel Dino
Gasbo z powodzeniem karmi miejscowych i przyjezdnych od ponad
pięćdziesięciu lat i może pochwalić się nawet dyplomem od Jej
Królewskiej Mości Elżbiety II, w którym królowa własnoręcznym podpisem
potwierdza, że to właśnie doktor z Jaffy przyrządza najlepszą szakszukę
na naszej planecie.

Potwierdzam i ja. Oto jego recepta na szczęście.

Szakszuka

Składniki (dla 2 osób):
4 duże ekologiczne jajka
4 duże, pokrojone w ćwiartki pomidory
2 pokrojone w grube plastry kiełbaski merguez (wegetarianie, nie ma
strachu – ta szakszuka wymiata także bez nich).
3 ząbki czosnku, pokrojone w plasterki (opcjonalnie)
1 zielona papryczka chilli, pokrojona w cienkie paski (opcjonalnie)
1 solidna łyżka słodkiej papryki w proszku
sól i pieprz do smaku
drobno posiekana natka pietruszki
2 łyżki oliwy extra vergine
wiejski chleb

Rozgrzej na patelni oliwę, wrzuć na nią czosnek, zielone chilli oraz
jagnięce kiełbaski i podsmaż przez 2–3 minuty, aż kuchnię wypełni aromat
tych pyszności. Następnie dodaj pomidory, słodką paprykę, posól,
popieprz i mieszając, gotuj, aż utworzy się sos.

Ostrożnie wbij jajka, jak na sadzone, przeznaczając na każde ¼ miejsca
na patelni. Kluczem do dobrej szakszuki jest dość duży ogień i mieszanie
białek widelcem, tak aby ścięły się równomiernie. Niektórzy przykrywają
patelnię pokrywką, ja jednak – zgodnie z zaleceniami Doktora Szakszuki –
ścinam żółtka, polewając je obficie wrzącym sosem.

Gotowe danie posyp natką i zjedz prosto z patelni, zamiast sztucców
używając uczciwych rozmiarów kawałków chleba (rwanego, nie krojonego).
Posłużą ci one jako łyżki, a przy okazji wchłoną pyszny aromatyczny sos.

Kubki smakowe szaleją na samą myśl.

Jajecznica z chorizo, czyli kura z kozą, papryką i szałwią

Składniki (dla 2 osób):
4 jaja ekologiczne
2 łyżki śmietanki 36%
trochę kiełbasy chorizo pokrojonej w kostkę
¼ lub ile trzeba czerwonej pokrojonej w kostkę papryki
6 plasterków dojrzewającego pleśniowego sera koziego
listki szałwii
sól i pieprz do smaku

W miseczce roztrzep jajka wraz ze szczyptą soli, pieprzu oraz śmietanką.
Uważaj, by żółtko i białko nie do końca się połączyły, wtedy tekstura
jajecznicy będzie znacznie ciekawsza.

Rozgrzej patelnię i podsmaż kosteczki chorizo. Smaż, aż zacznie wytapiać
się z nich tłuszcz, i dodaj paprykę. Podsmażaj razem jeszcze przez 2
minuty. Dodaj poszarpany rękoma na kawałeczki ser kozi, zamieszaj. Wlej
na patelnię jajka, dodaj poszarpane listki szałwii, dopraw do smaku solą
i pieprzem. Smaż na niskim ogniu, mieszając drewnianą łyżką i wykonując
przy tym ruchy w kształcie ósemek.

Już zapewne zauważyłaś-eś, że moje śniadania to zwykle jajka. Co mogę na
to poradzić? Wszystko, co tutaj proponuję, podyktowane jest moim
subiektywnym smakiem i kulinarnymi obsesjami. A jedną z największych są
właśnie jajka. Tu podkręcone hiszpańską kiełbasą chorizo i pleśniowym
serem kozim. Zbadawszy rzecz dogłębnie i organoleptycznie, stwierdzam
niezmiennie, że są jednym z najdoskonalszych tworów natury.

Jajecznica poche

Składniki (dla 2 osób):
4 superświeże jajka ekologiczne o zwartych białkach
sól i pieprz do smaku
oliwa extra vergine

Wbij po dwa jajka do dwóch oddzielnych miseczek i bardzo energicznie
ubijaj je trzepaczką przez co najmniej 30 sekund, żeby je dobrze
napowietrzyć. Odwdzięczą się nieziemską konsystencją. Do dwóch średniej
wielkości garnków wlej po 15 centymetrów wody, licząc od dna. Posól,
doprowadź do wrzenia, zmniejsz ogień do średniego. Zamieszaj kilka razy
łyżką, w kierunku zgodnym z ruchem wskazówek zegara, tak aby powstał
niewielki wir. Do jego środka wlej powoli jajka. Powtórz czynność w drugim garnku. Przykryj, policz do dwudziestu. Zgaś ogień.

Na powierzchni wody powinna się utworzyć jajeczna wyspa. Przytrzymując
ją łyżką, odlej większość wody i gdy będzie jej już tylko trochę na
dnie, ostrożnie zsuń jajeczną masę na średniej wielkości sitko o małych
oczkach. Lekko podrzuć kilka razy, aby pozbyć się resztek wilgoci, i przełóż na talerz. Polej strużką oliwy, dopraw solą i pieprzem (i czym
sobie jeszcze życzysz). I smakuj.

Tak, tak, to nie pomyłka. I nie, nie zwariowałam. Również w domu
naprawdę można zrobić jajecznicę techniką zwykle zarezerwowaną dla jajek
w koszulkach. Wynalazcą tej zacnej metody jest jeden z najlepszych
amerykańskich szefów kuchni, kolekcjoner gwiazdek Michelina – Daniel
Patterson.

Jak mistrz kuchni wpadł na ten pomysł? Żona Paterssona, zaprzysięgła
ekolożka, stwierdziła któregoś dnia, że nie zje już niczego
przyrządzonego na teflonowej patelni. Pojawił się zatem kłopot:
jajecznica smażona na stalowej patelni wymaga potężnej ilości masła, zaś
pani kucharzowa bardzo dbała o linię. Mąż postanowił więc spróbować
ugotować jajecznicę w garnku z wodą. I chwała mu za to, bo dzięki niemu
zwyczajność wspięła się niemal na wyżyny sufletu.

Śniadanie mojej Julki, czyli jajka ze srirachą na toście z awokado

Składniki (dla 2 osób):
4 świeże jajka ekologiczne
1 awokado
4 kromki ulubionego pieczywa
sriracha
sól i pieprz do smaku

Jajka rozbij pojedynczo do filiżanek lub małych kokilek. W dwóch
garnkach doprowadź do wrzenia po litrze wody. Gdy tylko zacznie się
gotować, zmniejsz ogień do minimum, drewnianą łyżką zamieszaj zgodnie z kierunkiem ruchu wskazówek zegara i powoli, po jednym, wlewaj do niej
jajka po dwa do każdego garnka. Po upływie minuty, gdy już się nieco
zetną, zamieszaj delikatnie, żeby upewnić się, że nie przywierają do
dna. Będą gotowe po upływie 3–4 minut, gdy wypłyną na wierzch, a białko
będzie zupełnie ścięte.

Gdy jajka się gotują, obierz awokado, usuń pestkę i pokrój w plasterki.
W tosterze (albo w piekarniku) upiecz na złoto cztery kromki ulubionego
pieczywa. Obłóż gorące grzanki plasterkami awokado i lekko dociśnij
widelcem, żeby trochę je zmiażdżyć. Na każdej z grzanek połóż jajko
odsączone uprzednio na ręczniku papierowym. Polej srirachą, posól,
popieprz.

Napawaj się dobrocią poranka.

Czy miłość do gotowania można dziedziczyć? Kiedyś tak mi się wydawało,
bo ja przejęłam ją od mojej mamy, ona zaś z całą pewnością wyssała
fascynację kuchnią z mlekiem mojej babci. Moje córki zadały jednak kłam
tej tezie. O ile Julka gotowała od małego, o tyle Ania do kuchni
zbliżała się wyłącznie, by sprawdzić, czy nastał czas wydania posiłku.

Po wyprowadzce Julki na studia za granicę zostałam zatem sama na
kulinarnym placu boju. Szkoda, bo moje starsze dziecko gotuje obłędnie i zanim wyfrunęło z domu, zawsze mogłam liczyć na jakieś pyszne śniadanie.
Najczęściej serwowane przez Julię śniadaniowe danie to tosty z awokado,
jajkami w koszulkach i srirachą (od której obie jesteśmy poważnie
uzależnione). Proste i przepyszne.

Nie bójcie się poszetować jajek, to naprawdę nie jest trudne. Kluczem do
sukcesu jest ich świeżość; jeśli stały już jakiś czas w lodówce, lepiej
zrobić z nich jajecznicę. Żeby uzyskać miły dla oka kształt i zwarte
białko jajek poche, niektórzy dodają do garnka 2 łyżki octu winnego, ale
ja lubię smak jaj, a nie octu, więc unikam tej techniki. Można też
rozbić jajko do wyścielonej natłuszczoną folią spożywczą miseczki,
zawiązać w tobołek i wrzucić go do wrzątku. Ja jednak gotuję jajka w koszulkach w najprostszy z możliwych sposobów.

Rogale z pastą z tuńczyka

Składniki (na 2 kanapki):
1 słoiczek/puszka (120 g po odsączeniu) doskonałej jakości tuńczyka
2 duże rogale lub croissanty
2 liście sałaty rzymskiej (lub innej chrupkiej)
¼ czerwonej cebuli pokrojonej w piórka
2 łyżki poszatkowanych orzechów włoskich
1 łyżka majonezu domowego
1 łyżka jogurtu naturalnego
1 łyżka kaparów
1 łyżka soku z cytryny
1 łyżeczka czarnego sezamu
masło
pieprz cayenne
sól i świeżo zmielony czarny pieprz

Przekrój rogale na pół. Jeśli używasz croissantów, wykrój w nich
kieszonki. Posmaruj pieczywo masłem.

W miseczce rozgnieć tuńczyka z cebulą, kaparami, orzechami, jogurtem,
majonezem i sokiem z cytryny. Popieprz i posól do smaku. Połóż liście
sałaty na spodnich częściach rogali/crois-santów, a na nich umieść pastę
z tuńczyka. Posyp czarnym sezamem i pieprzem cayenne.

Gotowe.

Kiedy byłam dzieckiem, mama pakowała mi do szkoły kanapki z tuńczykową
pastą. Jako gastropurystka nie dodawała do tuńczyka niczego, nie licząc
doskonałej jakości majonezu, soli i pieprzu. Tę dziewiczą wersję
szkolnych kanapek lubię do dziś, bo kojarzą mi się ze smakiem
dzieciństwa. Ale że lubię eksperymentować, przepis uzupełniam
składnikami, które dodają paście chrupkości i nieoczywistości.

Smażony ryż z marynowanym żółtkiem

Składniki:

marynowane żółtka:
2 żółtka
sos sojowy jasny lub ciemny (dowolnie)
zielona fasolka szparagowa lub groszek
1 marchewka, drobno pokrojona
pieczarki lub grzyby shiitake, pokrojone w plasterki
gotowana szynka, pokrojona w drobną kostkę
1 ząbek czosnku, starty na tarce
1 dymka
świeża kolendra
8–10 kopiastych łyżek ugotowanego ryżu białego (lub dzikiego)
olej sezamowy
kilka plasterków świeżej papryczki chilli

sos:
1 łyżka ciemnego sosu sojowego
1 łyżka jasnego sosu sojowego
1 łyżka sosu ostrygowego
½ łyżeczki cukru
1 łyżeczka oleju sezamowego
½ łyżeczki białego pieprzu

olej limonkowy:
1 łyżka sosu sezamowego
1 łyżka soku z limonki
1 posiekana papryczka chilli

Żółtka oddziel od białek, wrzuć je do miseczki i zalej sosem sojowym
Przykryj i odstaw do lodówki na 10–12 godzin.

O poranku poszatkuj drobno cebulę oraz białą część dymki. Podsmaż wraz z czosnkiem na
2 łyżkach oleju. Dodaj mrożoną fasolkę lub groszek, smaż na
dużym ogniu przez 1–2 minuty, dodaj pieczarki, marchewkę, szynkę i kontynuuj smażenie przez kolejne 2–3 minuty (warzywa mają być al
dente). Dodaj ugotowany ryż i smaż na wysokim ogniu ok. minutę. Polej
sosem i smaż przez kolejnych parę minut, aż ryż będzie miejscami lekko
chrupiący. Posyp kolendrą oraz dymką. Podawaj z olejem sezamowym, którym
skropisz danie wedle własnego uznania.

Nie wiem, czy za każdym genialnym szefem kuchni stoi równie genialnie
gotująca żona lub partnerka, ale w przypadku René Redzepiego z kopenhaskiej Nomy jest tak z całą pewnością.

Nadine Levy Redzepi odkryłam przypadkiem na Instagramie. Sama jest
świetnym kucharzem. Pracuje w kuchni Nomy od zarania, jednak w tej
domowej rządzi ona. Z miłością i w harmidrze, bo w kuchni towarzyszą jej
zwykle trzy córki. Domowa prostota nie wyklucza jednak eksperymentów i łączenia na talerzu różnych kulinarnych światów.

To właśnie dzięki Nadine odkryłam marynowane w sosie sojowym żółtka jaj.
Dunka podaje je na śniadanie, z ryżem, makaronem, właściwie z czym się
da.

Ryż na śniadanie? A czemu by nie? Kto wyznacza granice? Tylko nasza
wyobraźnia. I głód. A że głód Nadine wydaje się niebagatelny, bywa, że i na śniadaniowym stole Redzepich króluje stek. Moja grupa krwi, tak
lubię!

Nie lubię za to marnowania jedzenia. Więc przyznam się, że poniższy
przepis to efekt uboczny remanentu w lodówce. Przydały się resztki
dzikiego ryżu z wczorajszej kolacji, a zagubione w czeluściach lodówki
marchewka, dwie pieczarki, kilka łodyżek dymki i kolendry odnalazły
swoje przeznaczenie. W tradycyjnym chińskim smażonym ryżu zwykle
występuje groszek, ale ja miałam tylko mrożoną fasolkę szparagową, która
sprawdziła się doskonale. Ty możesz śmiało wykorzystać inne warzywa:
paprykę, groszek cukrowy, pora, a także resztki pieczeni z kurczaka czy
krewetki.

French toasts

Pierwszy raz jadłam te puszyste, słodkie poduszeczki dobroci na początku
lat 80. Mieszkałam wtedy w Sztokholmie i w szkole zaprzyjaźniłam się z Rebeccą Isenberg, Amerykanką z Kalifornii.

Składniki (dla 2 osób):
4 kromki chleba tostowego lub chałki
1 duże jajko
100 ml mleka
nasiona z ½ laski wanilii
szczypta cynamonu
1 łyżka masła
syrop klonowy i ulubione owoce do podania

W niezbyt głębokim talerzu ubij trzepaczką jajko z mlekiem, nasionami
wanilii i cynamonem. Na patelni rozgrzej masło. Zamocz kromki pieczywa w jajecznym miksie, dociśnij lekko palcami, żeby nasiąkły. Smaż na średnim
ogniu, aż porządnie przyrumienią się z obu stron.

Podawaj polane syropem klonowym, z dodatkiem ulubionych owoców.

Rebeka była ucieleśnieniem ekscytującego snu o dalekiej i nieznanej mi
wówczas Ameryce. Ubierała się wściekle kolorowo, mówiła z najcięższym
amerykańskim akcentem, jaki dotychczas słyszałam, a w jej pokoju obok
łóżka stała prawdziwa deska surfingowa, która jak łatwo się domyślić,
nigdy nie doczekała się swojej szwedzkiej premiery. Uwielbiałam
przesiadywać w domu Rebeki nie tylko dlatego, że skrycie podkochiwałam
się w jej starszym bracie Noah. Mama Rebeki była obdarzona niebanalnym
talentem kulinarnym, gotowała często i bardzo amerykańsko, co wówczas
pachniało mi prawdziwą egzotyką. U Isenbergów zjadłam swoje pierwsze w życiu taco czy prawdziwe chili con carne. Tam też zakochałam się we
francuskich tostach. Lekko chrupiące z zewnątrz, delikatne jak chmurka w środku jak słodka i waniliowa bajka!

Koza o poranku

Składniki (dla 2 osób):
2 niewielkie bagietki albo ciabatty
rukola
biały kozi ser twarogowy
kumpiak albo dowolna suszona szynka
miód
figi albo opcjonalnie gruszki lub polskie, soczyste truskawki

Wykonanie proste jak konstrukcja cepa, a rzecz do bólu wręcz smaczna.

Bułkę przekrój wzdłuż na pół, posmaruj kozim serem. Ułóż na niej rukolę,
posyp świeżo zmielonym pieprzem. Na koniec cała reszta: szynka,
plasterki gruszki, figi lub truskawek. Zwieńcz dzieło strużkami miodu.

Smacznego!

To jedno z moich ulubionych małych co nieco. Uwielbiam kozi ser,
zwłaszcza kiedy jego intensywny smak przełamuje słodycz miodu i owoców,
a całość podkręca cudny polski kumpiak.

Jeśli jeszcze nie próbowałaś-eś, czas nadrobić zaległości i przestać
chwalić cudze, zanim nie poznasz swojego. Rzeczony kumpiak to pyszna,
delikatna, nieco słodkawa suszona szynka z Podlasia. Jej wielbiciele
twierdzą, że jest lepsza od najlepszej włoskiej, i coś w tym
rzeczywiście jest (znajdziecie ją w sklepach slow food i z regionalnymi
specjałami). Gdyby poszukiwania nie dały spodziewanych efektów, możecie
kumpiak zastąpić inną suszoną szynką: parmeńską, bayonne albo pysznym
podlaskim kindziukiem.

No to do roboty.

Labneh

Składniki:
800 g jogurtu (koziego, owczego lub greckiego)
1 łyżeczka soli

Wymieszaj dokładnie jogurt z solą. Na misce umieść metalowe sitko o małych oczkach i wyściel je trzema warstwami gazy (musi być tak duża,
aby wystawała sporo poza krawędzie sitka). Przełóż do niej słony jogurt,
zbierz gazę u góry, obwiąż sznurkiem i taką konstrukcję wstaw do
lodówki. Po około 6 godzinach – tadam! – jogurt zamieni się w ser.

Ja zawsze pozostawiam swój tobołek w chłodzie na całą noc. Im dłużej
postoi, tym labneh będzie gęstszy i bardziej jedwabisty.

Podawaj okraszony oliwą i harissą, jako dodatek do dań kuchni
bliskowschodniej albo na kanapkach, pod plastrami soczystego pomidora.
Miksuj ze świeżą miętą i smaruj wyjętą właśnie z pieca ciabattę! O wszystkim zdecyduje twoja – nieskrępowana, jak wierzę – wyobraźnia.

Ten dekadencko kremowy ser odkryłam w trakcie swojej pierwszej podróży
do Izraela. I wpadłam. Od pierwszego kęsa zakochałam się na zabój.
Posypany za’atarem lub świeżo posiekanym szczypiorkiem, podlany oliwą
extra vergine, jedzony prosto z miski za pomocą kawałka pity albo
rozsmarowany na pajdzie chleba i zwieńczony plastrami świeżego pomidora.
Świetny jest na bajglu jako miękki materacyk dla plastrów wędzonego
łososia. Możliwości daje nieskończone.

Tymczasem przyrządzenie tego bliskowschodniego cuda jest banalnie
proste. Rzecz robi się sama, potrzebuje tylko czasu, dokładnie około 6–8
godzin. a najlepiej nocy spędzonej w zaciszu lodówki.

Labneh tradycyjnie powstaje z koziego lub owczego jogurtu, ale jeśli oba
mają według ciebie zbyt wyrazisty smak, nie ma problemu. Spokojnie
możesz zastąpić kozę krową i użyć jogurtu greckiego.

Bufala, pomidory, brzoskwinia, szynka

Mozzarella z brzoskwinią? Potrzeba matką wynalazku, w tym przypadku bardzo smacznego, choć raczej nieoczywistego. Gdy w jedną z niedziel niehandlowych zastałam w domu pustą niemal lodówkę, owo
„niemal” uczyniło kolosalną różnicę.

Składniki (dla 2 osób):
kula mozzarelli bufala
1 pomidor
1 brzoskwinia
kilka plasterków szynki parmeńskiej lub innej suszonej
oliwa extra vergine
listki bazylii
4 kromki ulubionego pieczywa
sól i pieprz do smaku

Na kromce chleba ułóż sporych rozmiarów plaster bufali, dociśnij i umieść na nim plasterek brzoskwini. Na drugiej pozwól spocząć
mozzarelli w towarzystwie soczystego malinowego pomidora i plasterka
szynki. Skrop oliwą extra vergine, oprósz solą i pieprzem. Zajadaj!

TLT, czyli tofu–lettuce–tomato (wegańska wersja kultowej kanapki BLT)

Idealne śniadanko dla wegan i wegetarian, którzy z rozrzewnieniem
wspominają smak chrupiącego boczusia.

Składniki (dla 2 osób):
4 kromki dobrej jakości chleba tostowego (lub innego miękkiego białego
pieczywa)
4 łyżki majonezu domowego, przepis na str. 274
1 duży pomidor
4 liście chrupkiej sałaty (najlepiej rzymskiej lub iceberg, ale można
też użyć szpinaku, rukoli itp.)
1 paczka (około 200 g) zwartego tofu

marynata:
2 łyżki sosu sojowego jasnego
1 łyżka sosu sojowego ciemnego
1 łyżka syropu klonowego, z agawy lub miodu
1 łyżka aromatu wędzarniczego (np. Smokeland; można pominąć i dać 2
łyżeczki papryki zamiast jednej)
1 łyżeczka słodkiej wędzonej papryki
1 łyżeczka granulowanego czosnku
świeżo zmielony pieprz

Pokrój tofu w plastry (około półcentymetrowej grubości). W torebce
strunowej wymieszaj składniki marynaty, dorzuć plasterku tofu. Marynuj
przez co najmniej 15 minut (lub dłużej), odwracając od czasu do czasu
torebkę.

Pokrój pomidora w plastry, umyj i osusz sałatę, pokrój chleb lub
przygotuj ten tostowy. Teraz możesz poszaleć z majonezem, dodając do
niego – na przykład – przeciśnięty przez praskę czosnek, wasabi czy
pokrojoną drobno papryczkę jalapeño.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki