Strona główna » Sensacja, thriller, horror » Mrok i śmierć

Mrok i śmierć

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 9788381772259

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Mrok i śmierć

To było dźgnięcie w mroku.

W pewien chłodny zimowy wieczór podczas seansu Psychozy w kinie mieszczącym się w sercu Nowego Jorku ktoś wbił szpikulec do lodu w kark Chanel Rylan, a potem niespostrzeżenie zniknął w tłumie pijaków i turystów na Times Square. Przyjaciółce ofiary śmierć Chanel wydała się równie nierzeczywista, jak stary, czarno-biały film, na który wspólnie się wybrały. Jednak krew dziewczyny spłynęła czerwienią, a w jej śmierci nie było nic fikcyjnego.

Morderstwo sprawia wrażenie skrupulatnie zaplanowanego, a jednocześnie dziwnie mało osobistego. Do główkującej nad nim porucznik Eve Dallas nieoczekiwanie zgłasza się autorka thrillerów policyjnych. Pisarka rozpoznaje zbrodnię, bo… opisała ją wcześniej na kartach własnej powieści. Dallas nie wierzy w przypadek, zwłaszcza że śmierć zamordowanej niedawno prostytutki również przypomina scenę z książki tej samej autorki. Czyżby zabójca czerpał inspirację z jej wyobraźni? Jeśli to prawda, morderstwo w kinie jest dopiero drugą z długiej serii zaplanowanych przez niego zbrodni...

Polecane książki

Polska porozbiorowa. W Warszawie strachem i terrorem rządzi namiestnik carski Iwan Paszkiewicz. Felix Muchowicz, syn fabrykanta z Gorlic, przyjeżdża do Warszawy w poszukiwaniu zarobku w związku z planowaną budową linii kolejowej Warszawa – Wiedeń. Ma ambitne plany rozwinięcia działalności restaur...
Szukasz nowej pracy? Szukasz lepszej płacy? Ktoś Cię zwalnia? Ty się zwalniasz? Masz dość? CZAS NA ZMIANĘ!!! Dzisiejszy rynek pracy jest bardziej rynkiem pracownika niż pracodawcy. Nie warto zatem zadowalać się pierwszą lepszą posadą. Pracodawca sprawdza Ciebie? Sprawdź i Ty jego! Pomoże Ci w tym po...
W książce tej znajdziesz sekrety zdrowej kuchni oraz propozycje dań obiadowych na pięć tygodni, wraz z gotową listą zakupów na każdy tydzień. Ze mną upieczesz również domowy chleb na zakwasie, oraz przyrządzisz pyszną wędlinę, po zjedzeniu której już nigdy nie kupisz tej przemys...
Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i angielskiej. A dual Polish-English language edition. Inne tytuły polskich przekładów to: ‘Dziedzice z Rejgeth’, ‘Zagadka z Reigate’, ‘Łamigłówka z Reigate’ i ‘Tajemnica morderstwa w Reigate’. Podobnie jak w opowiadaniu Sprawa diabelskiej stopy, Doktor ...
Bolesny zawód miłosny. Mężczyznom nie można ufać. Czas zająć się wyłącznie pracą. Ale Jane Cooper, zupełnie jak Kopciuszek, poznaje na balu Królewicza z bajki – przystojnego lekarza z arystokratycznej rodziny. Czy jedna szalona noc może się przerodzić w trwały związek? Zdaniem Jane prawdziwa miłość ...
Rutynowe zachowania żony wywołują w Davidzie Hall podejrzenia o jej nieludzką naturę. Kolejne fakty potwierdzają jego przypuszczenia. Pojawia się strach, a w konsekwencji coraz bardziej bolesne uczucie obcości. Konfrontacja wydaje się nieunikniona. Teraz David będzie musiał zmierzyć się z prawdą, kt...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa J. D. Robb

1

Na wielkim ekranie, przed oczami widowni składającej się ze stu siedmiu
osób rozegrało się krwawe morderstwo w odcieniach klasycznej czerni i bieli. Wraz z ostrym piskiem skrzypiec,
altówki i wiolonczeli ta liczba zmniejszyła się o jeden.

W przeciwieństwie do aktorki grającej Marion Crane Chanel Rylan nie
krzyczała ani nie broniła się przed szokująco brutalną śmiercią. W dwudziestym siódmym rzędzie sali kinowej numer trzy kina Vid Galaxy na
nowojorskim Times Square, w chwili gdy szpikulec do lodu wbił się w jej
kark, wydała z siebie jedynie dźwięk przypominający pisk myszy.

Jej ciałem szarpnęło, zatrzepotała dłońmi w powietrzu i strąciła z kolan
małe pudełko popcornu. Jej ostatni oddech był jak długie, głębokie
westchnienie.

Umarła w mroku, gdy na ekranie ciemna krew ściekała do odpływu.

Nikt tego nie zauważył. Oczy wszystkich wpatrzone były w ekran i to na
nim koncentrowała się uwaga. Ani jedna osoba nie widziała, jak morderca
wyślizgnął się z rzędu foteli i zniknął, pozostawiwszy za sobą mroczny
uczynek.

Lola Kawaski wróciła pośpiesznie na swoje miejsce i opadła na fotel przy
przejściu.

– Cholera – zaklęła szeptem. – Nie wierzę, że przegapiłam tę wielką
scenę. I oczywiście będę musiała odpuścić całą resztę. Jestem wściekła,
że zgodziłam się dzisiaj dyżurować, ale mamy sytuację awaryjną, więc…

W ramach przeprosin poklepała Chanel po ramieniu, co sprawiło, że martwe
ciało jej przyjaciółki przechyliło się wprost na nią. Rozbawienie Loli –
wina aktora, który zanadto dramatyzował – zmieniło się w przerażenie.

A potem rozległ się krzyk.

Porucznik Eve Dallas stała nad ciałem ofiary. Ktoś podobno przeciągnął
je do przejścia w bezcelowej próbie udzielenia pierwszej lub właściwie –
co bardziej odpowiednie w tym przypadku – ostatniej pomocy. I teraz
miejsce zbrodni było totalnie spierdolone.

Tak jak jej wieczór. Właśnie wróciła z pracy, choć raz o przyzwoitej
porze. Wyrywając się ze szponów lutowego wiatru, weszła do ciepłego
pustego domu – i to domu bez Summerseta, bo majordomus Roarke’a był na
zimowych wakacjach.

Roarke’a jeszcze nie było i Eve doświadczyła tego dziwnego i rzadkiego
wrażenia, że ma tę wielką, wypasioną rezydencję tylko dla siebie. I dla
kota.

Zastanawiała się nad treningiem, mając na myśli zwyczajne bieganie od
pokoju do pokoju. Jeśli zdołałaby zajrzeć do wszystkich, zaliczyłaby
całkiem niezłą zaprawę.

Zdecydowała się jednak na inną opcję: poszła do dużego salonu pełnego
dzieł sztuki, antyków i nasyconych kolorów. Uznała, że zasłużyła na to,
by w kalendarzu na rok 2061 zaznaczyć ten dzień dużym czerwonym kółkiem.
Rozpaliła ogień, nalała sobie lampkę wina i usiadła w jednym z tych
przyjemnych dla tyłka foteli.

Kot usiadł u jej stóp i patrzył na nią podejrzliwie.

– No wiem, dziwne, prawda? Tak po prostu sobie siedzę. – Rozprostowała
nogi, a potem skrzyżowała stopy. – Może nawet mogłabym się do tego
przyzwyczaić – powiedziała, podnosząc kieliszek, by wziąć pierwszy łyk
wina.

Odezwał się jej komunikator.

– Albo i nie.

Dwie minuty później chwyciła płaszcz, który zostawiła na słupku poręczy
schodów. I wtedy do domu wszedł Roarke.

Wiatr, który wdarł się za nim, przeczesywał czarne jak noc włosy,
otaczające niezwykłą twarz wojownika-poety. Kąciki jego idealnie
wykrojonych ust uniosły się, a dzikie niebieskie oczy uśmiechnęły się do
niej.

I wtedy zauważył, że Eve wkłada płaszcz, zamiast go zdejmować.

– Ooo… – powiedział.

– Przepraszam. Pięć pieprzonych minut w domu i już mam co robić. Trup w kinie na Times Square.

– Nie doczekał się happy endu. – W jego głosie pobrzmiewał irlandzki
akcent. Gdy owijała szalik wokół szyi, pozostawił otwarte drzwi, przez
które wdzierał się chłód. – A oto scena początkowa dla mojej
policjantki.

Ujął jej twarz w dłonie, pocałował ją nieśpiesznie, mimo zimnego wiatru
i faktu, że Eve wzywały obowiązki.

– Zobaczymy się później – powiedziała. – A może nawet wcześniej. W salonie jest lampka wina. Właśnie nalałam.

Dał jej kolejnego, krótszego całusa.

– Wypiję, myśląc o tobie.

Nie więcej niż dziesięć minut po tym, jak weszła do domu, musiała z niego wyjść.

– Nie zapomnij nakarmić kota – powiedziała na pożegnanie.

– O ile mi na to pozwoli.

Teraz wyobrażała sobie Galahada z pełnym brzuchem i Roarke’a rozkoszującego się jej winem, podczas gdy ona bada ciało kobiety
zidentyfikowanej przez koleżankę, z którą była w kinie, jako Chanel
Rylan.

Eve stała samotnie w sali kinowej, przyjąwszy już raport od
funkcjonariusza, który był na miejscu zbrodni pierwszy. Zbadała krew na
oparciu fotela – pierwszym od przejścia – i rozmazane krople, które
pełni nadziei obywatele rozdeptali, przenosząc ciało.

Otworzyła swoją torbę. Zabezpieczyła dłonie i buty, a potem ukucnęła, by
zabrać się do pracy.

Przycisnęła prawy kciuk zamordowanej do Identi-pada.

– Ofiara zidentyfikowana jako Chanel Rylan, kobieta rasy mieszanej,
wiek: trzydzieści dwa lata. Niezamężna, bezdzietna, obecnie bez
partnera.

Wyjęła wskaźnik mierzący czas zgonu.

– Czas zgonu: osiemnasta trzydzieści jeden. Brak widocznych śladów
walki. Do potwierdzenia u lekarza medycyny sądowej.

Przygotowując się do obrócenia ciała, Eve podniosła wzrok na dźwięk
znajomych kroków i zobaczyła swoją partnerkę idącą pochyłym przejściem.
Różowe, puchato wykończone buty, różowy magiczny płaszcz i szalik
wyglądający jak długi wąż w różnych odcieniach niebieskiego, dopasowana
do stroju czapka z daszkiem, nonszalancko zatknięta na ciemnych włosach.

– To by było na tyle, jeśli chodzi o wolny wieczór. – Peabody przyjrzała
się ciału ofiary. – Inna sprawa, że ta tutaj od teraz ma same wolne
wieczory.

– Przygotuj się. Chcę ją obrócić. Pierwszy na miejscu zdarzenia
zgłaszał, że ma ranę na szyi.

Peabody zdjęła wierzchnie okrycie i zabezpieczyła dłonie oraz buty.

– Właśnie zdążyłam zamówić miseczkę minestrone. McNab zaproponował, że
przyjdzie ze mną, ale kazałam mu zjeść i wziąć moją porcję na wynos.
Pomyślałam, że jeśli będziesz potrzebowała kogoś z wydziału przestępstw
elektronicznych, to po prostu go wezwiemy.

Eve uważała chudego, krzykliwie modnego najlepszego kumpla Peabody za
świetnego eksperta, więc gdyby go potrzebowała, już by się z nim
skontaktowała.

Razem obróciły ciało. Eve odgarnęła brudne od krwi blond włosy ofiary.

– Pojedyncze ukłucie u nasady czaszki. Nie użyto płaskiego ostrza.
Sztylet, a może szpikulec do lodu. Podaj mi mikrookulary.

Eve założyła je. Jej oczy w kolorze whiskey wydawały się za soczewkami
ogromne. Pochyliła się.

– Gładkie, małe i głębokie na jakieś siedem i pół centymetra. Żadnych
śladów wahania.

Zakołysała się na obcasach, nadal kucając na długich nogach, i przyjrzała się fotelowi.

– Morderca musiał siedzieć dokładnie za nią. Rana nie została raczej
zadana pod kątem. W kinie jest ciemno, ludzie wpatrują się w ekran.
Wystarczy, że morderca lekko się pochyli i wbije narzędzie. Wbije i wyciągnie. Wystarczy kilka sekund. Jeśli ostrze sięgnęło pnia mózgu, nie
zdążyła nawet jęknąć.

Wstała – wysoka i szczupła – i zahaczyła kciuki o kieszenie z przodu
spodni. Potem pochyliła się i wyjęła z torby latarkę w kształcie
długopisu, by obejrzeć przejście i fotel stojący dokładnie za tym, w którym siedziała ofiara.

– Możesz dzwonić po techników. Szansa, że morderca zostawił na siedzeniu
jakiś ślad – albo że będziemy w stanie wydzielić coś spośród tego, co
pozostawiły setki tyłków, które siedziały tu przed nim – jest mała, ale
może będziemy mieć szczęście.

Rozejrzała się, przeczesując palcami krótko ścięte brązowe włosy.

– Nie ma tu żadnych kamer. Poprosiłam kogoś o nagrania z holu, korytarza
i z każdego pomieszczenia, gdzie one są. Tak duże miejsce…

– Dziesięć sal kinowych, dwa piętra, na górze dwa ogromne ekrany –
podsunęła Peabody. – Ta sala jest jedną z mniejszych, zazwyczaj
puszczają tu stare filmy. Mieści może z trzysta osób.

– Dwieście siedemdziesiąt pięć. – Eve już to sprawdziła. – W sali obok
gliniarze przetrzymują mniej więcej setkę ludzi. Przyjaciółka ofiary i trzej potencjalni świadkowie są w jeszcze innej. Sprowadź transport do
ciała, Peabody. I niech ktoś od nas popilnuje jej, póki nie zostanie
zapakowana do torby i opisana.

– Była naprawdę ładna.

– Tak, to na pewno ją teraz pocieszy.

Eve sięgnęła po płaszcz i założyła go, nie przestając przyglądać się,
myśleć i analizować.

– Zabójstwo z zimną krwią. Spokojnie i precyzyjnie. I tchórzliwie. Cios
w plecy w ciemności. Nie musiał widzieć jej twarzy ani tego, jak umiera,
więc to nie było morderstwo w afekcie.

Po raz ostatni zerknęła na ciało – obiektywnie, ale nie zimno. Chanel
Rylan należała teraz do niej i Eve nie było to obojętne.

– Zacznijcie od dużej grupy – powiedziała do Peabody, gdy wyszły. –
Zatrzymajcie każdego, kto siedział w tym samym sektorze, co ofiara, lub
po drugiej stronie przejścia. I każdego, kto dotknął ciała.

– Morderca może być wśród nich. Może nadal tam być.

– Może – zgodziła się Eve. – Ale to by oznaczało, że ma jaja. A zadany w ciemności cios w plecy świadczy o czymś przeciwnym. Z drugiej strony
morderstwo w miejscu publicznym, nawet jeśli popełnione po ciemku,
wymaga odwagi. Musimy odnaleźć narzędzie zbrodni. Trzeba przeszukać
wszystkie kosze i maszyny do recyklingu, wszędzie. Jeśli morderca
został, musiał pozbyć się broni.

Eve zatrzymała się na chwilę w szerokim, słabo oświetlonym korytarzu,
który prowadził do kilku sal.

– Gdybym to ja ją dźgnęła, wepchnęłabym broń z powrotem do kieszeni i szybko się wymknęła.

Położyła ręce na biodrach i rozejrzała się.

– Kto miałby to zauważyć? Ktoś musi skoczyć na siku, ktoś chce więcej
popcornu. Morderca nie musiałby nawet opuszczać budynku. Mógłby po
prostu wejść do innej sali i zająć miejsce gdzieś z tyłu.

– Musimy sprawdzić, o której godzinie wypuszczano widzów z seansów,
które skończyły się, zanim odkryto ciało. Jeśli znajdziemy choć jeden
taki, morderca mógł stąd wyjść razem z resztą widzów.

Eve przywołała skinieniem policjanta.

– Niech nikt nie dotyka ani nie używa żadnego kubła na śmieci. Ani
maszyn do recyklingu. Chcę, żeby ekipa techników wszystko dokładnie
sprawdziła. Dotyczy to także łazienek. Gdzie są teraz ludzie z sali, w której popełniono morderstwo?

– W jedynce, pani porucznik. A co do wcześniejszych seansów: owszem,
jeden był. Pies i jego dzień. Puszczany dość wcześnie film dla dzieci.
Zaczął się o osiemnastej trzydzieści pięć, a to oznacza, że pierwszy
policjant zabezpieczający miejsce zdarzenia zjawił się już po nim.

– Pasuje – mruknęła Eve. – Peabody, zacznij od sali numer jeden. Gdzie
jest przyjaciółka ofiary?

– Zatrzymaliśmy ją i troje innych świadków osobno, w sali numer pięć. Ta
trójka rzuciła się, by pomóc zabezpieczyć ciało i miejsce zdarzenia.
Każde z nich siedziało blisko ofiary.

– W porządku. Peabody, wezwij McNaba. I tak będziemy potrzebowali więcej
rąk do pracy, a on prawdopodobnie dotrze tu i sprawdzi materiały z nagrań, zanim skończymy ze świadkami.

– Robi się. Dallas, niektórzy świadkowie prawdopodobnie będą chcieli
skorzystać z toalety, zanim skończymy.

– Cholera, masz rację. Funkcjonariuszu, proszę zebrać zespół do
sprawdzenia toalety typu unisex na drugim piętrze. Są niewielkie szanse,
że morderca poszedł tam, by pozbyć się narzędzia zbrodni, o ile w ogóle
się go pozbył. Ale najpierw tam ogarnijcie – w rękawiczkach i wszystko
spisując. Każdy, kto musi iść za potrzebą, niech idzie z policjantem.
Jedna osoba na raz. I miejsce ma być potem znów sprawdzone, zanim
pójdzie następna. Zrozumiano?

– Tak, pani porucznik.

– Czy pracownicy mają własną toaletę, kantorek, pokój do odpoczynku?

– Eee…

– Dowiedz się i zamknij to miejsce. Zaczynamy, Peabody.

Eve ruszyła długim, wijącym się korytarzem w kierunku dwuskrzydłowych
drzwi sali numer pięć.

Zobaczyła kobietę siedzącą z policjantką w rzędzie z tyłu, w odległej
prawej części sali. Na końcu rzędu, po lewej stronie pomieszczenia, była
para – kobieta i mężczyzna – oraz samotny facet. Towarzyszyła im para
policjantów.

Nikt nie wyglądał na szczególnie szczęśliwego.

Eve podeszła najpierw do samotnej kobiety, skinęła głową policjantce i przedstawiła się.

– Porucznik Dallas.

– Chanel… Nie rozumiem.

Eve usiadła. Fotele były szersze i głębsze niż te na miejscu zbrodni.

– Bardzo mi przykro, pani…

– Kawaski. Lola Kawaski.

– Bardzo mi przykro, pani Kawaski. Pani i pani Rylan byłyście
przyjaciółkami.

– Najlepszymi przyjaciółkami, współlokatorkami. Potrzebowałam
współlokatorki, gdy rozstałam się z moim chłopakiem, jakieś – Boże –
dziesięć lat temu. Chanel właśnie się tu przeprowadziła i była jedną z kandydatek. Od razu się polubiłyśmy. To była przyjaźń na dobre i na złe.
A teraz…

Lola przycisnęła palce do zaczerwienionych od płaczu oczu.

– Moje kondolencje. Wiem, że jest pani ciężko, ale mam kilka pytań i muszę je zadać. Być może jest pani w stanie pomóc nam dowiedzieć się,
kto to zrobił. I z jakiego powodu.

– Ale nie ma żadnego powodu – zaszlochała Lola, kryjąc twarz w dłoniach.
– Żadnego.

Zawsze jest jakiś powód, pomyślała Eve.

– Czy Chanel z kimś się spotykała? A może miała za sobą kiepskie
rozstanie?

Lola pokręciła głową i zaczęła owijać długi brązowy koński ogon wokół
palców.

– Nie spotykała się teraz z nikim na poważnie, w zeszłym roku też nie.
Była w poważniejszym związku cztery czy pięć lat temu, ale zerwali ze
sobą. Ale nie w złości czy coś. Po prostu to zakończyli. On dostał rolę
w serialu. Nagrywali go w Kanadzie, w zachodniej Kanadzie. Więc się
rozstali. Chanel cieszyła się jego szczęściem, rozumie pani, ale ona
była z Nowego Jorku. Z Broadwayu. Grywała też sporo w podmianach.

– W podmianach?

– To coś takiego, jak bycie dublerem w sztuce. Trzeba się nauczyć masy
tekstu, bo można grać więcej niż jedną postać. Pracowała też w Broadway
Babies. To knajpa w dzielnicy teatralnej, gdzie obsługa śpiewa i robi
show w trakcie obsługiwania gości. Naprawdę ciężko pracowała.

– Czy wygryzła kogoś z roli, przez co ta osoba mogła czuć do niej urazę?

– Zdarza się. Ludzie z branży wiedzą, że to się zdarza. Wielu z nich
znam dzięki Chanel. Fakt, wściekają się, wpadają w depresję. Ale nie
zabijają się nawzajem. Chanel miała mnóstwo przyjaciół. Umawiała się z ludźmi, ale to nie było nic poważnego. Była biseksualna. Ale my nie…
Jestem hetero i byłyśmy jak siostry. Po zerwaniu z Damienem wchodziła
tylko w luźne relacje. Cieszyła się z jego szczęścia. On nadal tam jest
– w Kanadzie i w Nowym L.A., bo teraz gra w innym serialu. Ale po tym
zerwaniu trochę pękło jej serce.

– Więc umawiała się z wieloma osobami i walczyła o wiele ról.

– Tak, to było, wie pani, jej życie. Nie twierdzę, że wszyscy ją
kochali, ale na pewno wielu, a sporo osób ją lubiło lub szanowało. Nie
wiem, kto mógłby jej to zrobić. Kto tak po prostu… To się wydaje
niemożliwe.

– Proszę opowiedzieć, co się dzisiaj wydarzyło. Pani i Chanel
chciałyście obejrzeć ten film. Dlaczego akurat ten, w tym kinie, o tej
godzinie?

– To proste. Psychoza to klasyka, a obie jesteśmy fankami kina
klasycznego. Staramy się tu przychodzić dość często. Jeśli Chanel gra,
umawiamy się pomiędzy próbami, warsztatami i występami. Dzisiaj brała
udział w przesłuchaniu, w drugim etapie, więc przyszłyśmy na osiemnastą,
bo miała wolny wieczór. Chciałyśmy potem iść na kolację, a po niej do
klubu na wieczór open mic. Ona uwielbia takie przedstawienia. Dzięki
temu ma okazję poćwiczyć przed wielkimi przesłuchaniami. To był po
prostu babski wieczór na mieście.

– Więc często tu przychodziłyście.

– Przynajmniej kilka razy w miesiącu. W poniedziałki – jeśli nie miała
zmiany w knajpie – bo teatry są wtedy zamknięte. W środy, jeśli nie była
w trakcie występów. Czasami wpadałyśmy na popołudniowy seans, gdy miałam
wolny dzień, a ona nie miała prób.

– A więc wizyty tutaj były dla was rutyną. I przychodziłyście tu tylko
we dwie?

– Zazwyczaj. Kilka razy byłyśmy tu na podwójnych randkach, ale większość
ludzi nie lubi klasyki tak jak my. To było, wie pani, coś, co nas
łączyło.

– Proszę mi opowiedzieć o tym wieczorze, od początku do końca.

– W porządku. – Lola wzięła głęboki oddech i potarła twarz dłońmi. –
Chanel była zachwycona, bo wydawało jej się, że poszło jej świetnie na
pierwszym etapie przesłuchań. Spotkałyśmy się, gdy skończyłam pracę.

– Gdzie?

– W Toodles, na Siódmej. Pracuję raptem kilka przecznic dalej.
Trafiłyśmy na happy hour, podzieliłyśmy się połową karafki wina i zjadłyśmy talerz minipierogów. Gadałyśmy o głupotach, jak zawsze. O jej
przesłuchaniu i… Och, o Carmine, słodkim pudlu, którego dziś
sterylizowałam. Jestem weterynarzem. Potem poszłyśmy do kina,
rozmawiając o tym, jak po raz pierwszy widziałyśmy Psychozę, o tym, że
przeraziło mnie to tak bardzo, że przez kilka miesięcy nie brałam
prysznica, i o tym, że ona oglądała to w kółko, analizując rolę Janet
Leigh.

– Czy zauważyła pani kogoś, kto przysłuchiwałby się waszej rozmowie?
Zwracał na was zbyt dużą uwagę?

– Nie.

– Dobrze, proszę mówić dalej.

– No więc przyszłyśmy tu wystarczająco wcześnie, by wziąć popcorn i napoje, a potem zająć dobre miejsca. Sala podczas seansów kina
klasycznego nigdy nie jest pełna, zwłaszcza w tygodniu, ale ja naprawdę
lubię siedzieć przy przejściu. A dzisiaj zależało mi na tym szczególnie,
ponieważ miałam być cały czas dostępna. Nienawidzę, jak ludzie
przeciskają się przez cały rząd w trakcie filmu. Usiadłyśmy i pogadałyśmy chwilę, a potem zaczął się film.

– Czy któraś z was z kimś rozmawiała? Przy wejściu, w kinie? Czy
zauważyła pani kogoś, kto sprawił, że poczuła się pani niekomfortowo?

– Nie, rozmawiałyśmy tylko ze sobą. To znaczy facet przy bufecie
zapytał, czy chcemy skorzystać z oferty specjalnej, ale nie chciałyśmy.

– Dobrze. W pierwszych zeznaniach powiedziała pani, że wróciła pani na
miejsce i znalazła Chanel. Dlaczego opuściła pani salę?

– Miałam być dostępna, a moje łącze zawibrowało. To było chwilę po tym,
jak Marion zjadła kolację i ucięła sobie pogawędkę z Normanem Batesem.
Musiałam wyjść na korytarz, żeby odebrać. Pracuję w Pet Care, prowadzimy
całodobową klinikę, pogotowie. Cały czas jest tam asystentka i kilku
techników weterynaryjnych, ale jeden z lekarzy zawsze musi być gotowy do
przyjazdu w razie nagłego przypadku. Gloria, asystentka na stażu,
powiedziała, że taki nagły przypadek właśnie się zdarzył.

– O co chodziło?

– O psa potrąconego przez samochód. Właściciel miał go przynieść.
Musiałam jechać, bo gdyby pies musiał być operowany lub uśpiony,
potrzebny jest weterynarz. Gloria coś tam mi opowiedziała, ale nie miała
zbyt wielu informacji, bo właściciel był spanikowany i biegł z psem na
rękach. Udzieliłam jej paru instrukcji, bo prawdopodobnie dotarłby na
miejsce przede mną, i wróciłam, by powiedzieć… By powiedzieć o tym
Chanel. Usiadłam na chwilę i powiedziałam, że nie wierzę, że przegapiłam
wielką scenę. No wie pani, tę pod prysznicem. Przeprosiłam ją, że będę
musiała jechać do pracy. I… – Lola zakryła twarz, zadrżała. – Położyłam
dłoń na jej ramieniu, tak mi się wydaje. Chyba tak. A ona po prostu na
mnie opadła. Chyba zaczęłam się śmiać, bo ona zawsze lubiła
dramatyzować. A potem… Wszędzie była krew. Czułam tę wilgoć, czułam jej
zapach, a Chanel się nie poruszała. Jestem nieco… Och, nie jestem pewna,
co było potem.

Jej dłonie drżały, gdy je opuszczała. Zmrużyła oczy, próbując skupić
wzrok na Eve.

– Chyba zaczęłam krzyczeć. Możliwe, że próbowałam ją podnieść. Wołałam o pomoc. Niektórzy chyba kazali mi się zamknąć i siadać. Ale kilka osób
podeszło i chyba ktoś pobiegł po biletera czy ochronę, nie wiem.
Zapalono światła i zatrzymano film, a Chanel tam leżała.

– Lola, czy widziałaś, by ktoś wychodził, gdy byłaś w holu z łączem?
Minęłaś kogoś, wychodząc lub wchodząc na salę?

– Nie wydaje mi się. Byłam trochę wkurzona, że muszę jechać, no ale
biedny pies cierpiał, więc skupiłam się na przegadaniu tego z Glorią.

– Jak długo nie było cię na sali?

– Nie jestem pewna. Cztery minuty, może pięć. Nie wydaje mi się, by
zajęło to więcej czasu. Cóż. – Zamknęła oczy. – Chwila. Zobaczyłam, że
to sygnał dziewięćset jedenaście, którego używamy do nagłych wezwań.
Wstałam, wyszłam. Poszłam aż do holu, bo nawet przy dźwiękoszczelnych
salach można słyszeć film, słabo, ale to wystarczy, by człowieka
rozproszyć. Nadal miałam swój napój, więc przeszłam do tej części, gdzie
można usiąść i zjeść. Chyba było tam kilka osób, które czekały na
kolejny pokaz. Wybrałam Glorię, porozmawiałam z nią – trwało to kilka
minut, może trzy, bo nadal jest trochę zielona i chciałam mieć pewność,
że wie, co robić. A potem ruszyłam z powrotem. Więc mniej więcej tyle to
trwało.

– Czy widziałaś, kto siedział w rzędzie za wami?

– Nie zwróciłam uwagi. Zazwyczaj zauważa się ludzi przed sobą, gdy
zasłaniają ekran. A tych z tyłu i obok tylko wtedy, gdy gadają albo
hałasują, rozumie pani. Ale w trakcie filmu było spokojnie i cicho.
Ludzie, którzy chodzą na stare filmy, są zazwyczaj bardzo kulturalni.

– Co z psem?

– Z psem? Och, Boże, pies. Musiałam oddzwonić do Glorii. Policjant nie
pozwolił mi powiedzieć, dlaczego nie mogę przyjechać, mogłam przekazać
tylko tyle, że coś mi wypadło i żeby zadzwoniła do Cartera lub Lori.

– Mniej więcej po jakim czasie od wykonania pierwszego połączenia
zadzwoniłaś do nich, by wezwali innego weterynarza?

– Nie jestem pewna. Myślę, że minęło piętnaście, dwadzieścia minut. Może
nawet więcej. Po prostu zapomniałam o tym biednym psie.

– To w pełni zrozumiałe. Ale dziwne, że klinika nie zadzwoniła jeszcze
raz, gdy właściciel już go przyniósł.

– Gloria powiedziała, że tam nie dotarł.

Eve tylko pokiwała głową.

– Musiał biec kawał drogi. Czy jest ktoś, do kogo powinniśmy zadzwonić w twoim imieniu, Lola? Ktoś, kogo chciałabyś mieć teraz przy sobie?

– Nie wydaje mi się, bym mogła teraz wrócić do mieszkania. Po prostu
chyba tego nie zniosę, dopóki… Spotykam się z takim jednym facetem. Może
pomieszkam u niego przez jakiś czas. Może.

– Czy chcesz, żeby po ciebie przyjechał?

Oczy Loli znów zaszły łzami. Pokiwała głową.

– Podaj mi jego dane. Zajmiemy się tym. Poproszę policjanta, by wyszedł
z tobą do holu i tam z tobą posiedział.

– Czy później się ze mną skontaktujecie? Gdy… Da mi pani znać?

– Tak. A jeśli przypomnisz sobie coś jeszcze, ty dasz znać mnie. – Eve
sięgnęła do kieszeni, niemal zaskoczona, że ma wizytówki. Podała jedną
Loli.

Przywołała policjantkę i przekazała jej namiary na chłopaka, a potem
skupiła uwagę na trzech osobach po drugiej stronie sali.

Losowo wybrała samotnego mężczyznę i usiadła obok niego.

– Jestem porucznik Dallas.

– Eee… Mark Snyder.

– Przyszedł pan na seans sam, panie Snyder?

– Tak. Chciałem to obejrzeć bez żadnych zakłóceń. Jestem studentem
reżyserii. Ja, no… – Klasnął, patrząc na czarny ekran. – Piszę pracę
magisterską na Uniwersytecie Nowojorskim. O matko, to się dzieje
naprawdę.

Eve zamierzała sprawdzić go później, ale już teraz oceniła, że ten
czarnoskóry chłopak z nieprawdopodobnie rudymi dredami i kolczykiem w lewej brwi ma niewiele ponad dwadzieścia lat.

– Dlaczego akurat ten film?

– Piszę pracę o Hitchcocku i ten film jest jej ważnym elementem. Ale,
ale… Przepraszam. – Przycisnął dłoń do brzucha i oddychał głęboko przez
kilka sekund. – Uwielbiam Psychozę. Chcę być reżyserem. Stare filmy to
dla mnie niesamowite źródło inspiracji. Często tu przychodzę. Na klasyki
przynajmniej dwa lub trzy razy w miesiącu i na inne filmy pewnie też ze
dwa razy na miesiąc. To zupełnie inne doświadczenie – obejrzeć film w kinie, a nie w domu na telewizorze czy łączu.

– Gdzie pan siedział?

– W tym samym rzędzie, co… W tym samym rzędzie. Na środkowym miejscu.
Tylko my tam byliśmy. Lubię siedzieć sam, o ile się da, ale w pewnym
sensie je znałem – te kobiety. To znaczy widywałem je tu od czasu do
czasu i wiedziałem, że będą cicho. Nie gadały w trakcie filmów, nie
przeszkadzały, więc usiadłem niedaleko nich.

– Proszę mi opowiedzieć, co się stało.

– To było… To było zaraz po tym, jak Bates czyści łazienkę, zaraz po
scenie pod prysznicem. Zamierza zawinąć ciało Marion w zasłonę
prysznicową, wsadzić ją, jej bagaż i pieniądze, które ukradła i zapakowała w gazetę, do jej samochodu i zepchnąć wszystko do bagna.
Perkins jest genialny, jest doskonały. Wierzysz mu. Wierzysz, że jest
przerażony, spanikowany, że chroni swoją szaloną matkę. Właśnie
analizowałem jego grę, jego mimikę, język ciała, gdy ona zaczęła
krzyczeć. – Przerwał na chwilę, by przełknąć ślinę. – To znaczy ta
kobieta w przejściu. Otrząsnąłem się, przestałem się skupiać na
historii. Przez chwilę byłem wkurzony, ale potem zdałem sobie sprawę, że
to jedna z tych dziewczyn, które niby znałem. Wiedziałem, że coś jest
bardzo nie w porządku, bo one są kulturalne. I ten sposób, w jaki ona
krzyczała… Przepraszam, nie znam jej imienia. Ta z ciemniejszymi
włosami. Wstałem. Zauważyłem, że coś jest nie tak z tą drugą kobietą. Tą
blondynką. Myślałem, że się pochorowała czy coś. Ruszyłem w ich stronę,
tak jak tamta para.

Gestem wskazał mężczyznę i kobietę siedzących w innej części sali.

– Siedzieli razem po drugiej stronie. Dotarliśmy tam i… Wszędzie była
krew, słyszałem krzyk. Ci ludzie kazali mi wezwać pomoc, zapalić
światła, podczas gdy oni położyli tę zakrwawioną dziewczynę w przejściu.
Wybiegłem i część mnie, ta, która jest w mojej głowie, biegła dalej.
Jakbym widział tam film. Zaczepiłem jednak jakiegoś człowieka w holu i powiedziałem mu, że komuś na sali numer trzy stała się poważna krzywda.
Że potrzebujemy karetki. Że mają włączyć światła. Że ona naprawdę
krwawi. Nie wiem, dlaczego wróciłem, bo w głowie biegłem dalej. Kobieta
z tej pary – nie ta od tej… Nie ta, od tej… zamordowanej, ale ta z pary,
która próbowała pomóc. Ona… Boże, nie mogę znaleźć słów. Jest asystentką
lekarza. Tak powiedziała. I miała krew na rękach. Kazała ludziom trzymać
się z daleka. Usiadłem, po prostu usiadłem, bo nie byłem w stanie
utrzymać się na nogach. A potem przyjechała policja.

– Czy zauważył pan kogoś, kto siedział w rzędzie za wami?

– Za mną nie, tylko za nimi. Na końcu rzędu. Naprawdę nie chciałem
nikogo na swoim terytorium, jeśli wie pani, co mam na myśli. Wokół mnie.
Przede mną, obok, za mną. I wokół było mnóstwo wolnych miejsc.
Zauważyłem, jak ktoś się wślizgnął do rzędu z tyłu dokładnie w momencie,
gdy światła zgasły. I zmieniłbym miejsce, gdyby wszedł głębiej. Jednak
on usiadł za nimi.

– Więc to był mężczyzna?

– Eee… Nie wiem. Nie przyglądałem się za bardzo. Światła zgasły i zaczęły się pojawiać pierwsze napisy. Nienawidzę ludzi, którzy
przychodzą spóźnieni, więc gdy wyczułem ruch, pomyślałem, że będę się
musiał przesunąć, jeśli on usiądzie na środku, ale tego nie zrobił. Lub
nie zrobiła. Szczerze mówiąc, było ciemno i nie liczyło się dla mnie,
czy to był mężczyzna, czy kobieta. To było po prostu coś, co zauważyłem
kątem oka.

– Czy on lub ona byli tutaj, gdy usłyszał pan krzyki i zareagował na
nie?

– Nie wiem.

– Wstał pan i ruszył wzdłuż rzędu. Czy za kobietami ktoś był?

– Proszę mi dać chwilę, dobrze? – Zamknął oczy. – Spróbuję to sobie
zwizualizować. Nie chcę, ale to zrobię. Oglądam Anthony’ego Perkinsa
zmieniającego się w Normana Batesa, bo dokładnie to robił. Staje się nim
i widownia mu wierzy. I ona krzyczy. Po mojej prawej. Ta naprawdę ładna
blondynka z przymkniętymi oczami osuwa się na brunetkę. Brunetka
krzyczy, próbuje podnieść koleżankę. Wiem, że stało się coś złego.
Bardzo złego, więc się podnoszę. Niektórzy krzyczą do niej, by się
zamknęła, ale ja wiem, że coś jest nie tak, więc ruszam i widzę, że
mężczyzna i kobieta kierują się tu z drugiej strony sali. I… Nie. –
Otworzył oczy. – Nikt za nimi nie siedział, gdy się podniosłem. Cały
rząd za nimi był pusty.

– Dobrze, Mark, to było bardzo pomocne. – Eve poszperała w kieszeni, by
dać mu wizytówkę. – Jeśli przypomnisz sobie coś jeszcze, jakiś większy
szczegół dotyczący osoby siedzącej za nimi, zadzwoń do mnie.
Potrzebujesz podwózki do domu?

– Chyba się przejdę. Myślę, że tego potrzebuję. – Wstał, Eve również. –
Sądzi pani, że zabiła ją osoba, która siedziała za nimi?

– Tego chcę się dowiedzieć.

– Żałuję, że nie spojrzałem. Żałuję, że nie obróciłem głowy o kilka
centymetrów w prawo i nie spojrzałem. Mam bardzo dobry wzrok. Gdybym
spojrzał, mógłbym wam powiedzieć, jak ta osoba wyglądała. Ale nie
spojrzałem. Po prostu pomyślałem: „Super, nie zamierza wchodzić na moje
terytorium i właśnie zaczyna się film”. A potem skupiłem się na
Psychozie, do czasu aż rozległy się krzyki. Czterdzieści pięć sekund.

– Co z tymi sekundami?

– Przepraszam, chodzi o scenę pod prysznicem. Trwa ona zachwycające i przerażające czterdzieści pięć sekund. Zastanawiam się po prostu, czy
ostatnią, którą ona widziała przed… Czy ostatnią, którą widziała, była
scena morderstwa.

Czterdzieści pięć sekund, pomyślała Eve, gdy odchodził.

Więcej niż trzeba, by zabić.

2

Podczas gdy grupa techników w białych kombinezonach pobierała materiał,
przesuwała pędzlami po różnych powierzchniach, skubała i gromadziła, Eve
siedziała obok miejsca zbrodni, robiąc notatki.

Miejsce zbrodni samo w sobie, zeznania świadków, czas i to, co wiedziała
już o ofierze – wszystko to już na samym wstępie dawało jej sporo
informacji.

Przerwała pracę, gdy do środka wparował McNab w swoich powietrznych
butach w szkocką kratę i przy akompaniamencie brzęku kolczyków
połyskujących na jego uchu w jasnym świetle.

– Dokładnie sprawdziłem nagrania od momentu, gdy ofiara weszła do kina –
o siedemnastej czterdzieści osiem – aż do czasu pojawienia się
pierwszych policjantów. Osiemnasta trzydzieści dziewięć. Nikt nie
wychodził korytarzem ani nie używał wyjścia ewakuacyjnego od godziny
wskazanej przez ciebie jako czas zgonu, aż do chwili, gdy w jedynce
skończył się pokaz o osiemnastej trzydzieści pięć. Potem może ze sto
pięćdziesiąt osób wylało się z sali, z czego przynajmniej czterdzieści
procent nie miało dwunastu lat.

– Prawdopodobnie wyszedł z tą grupą. – Eve spojrzała w dół, na rząd
dwudziesty ósmy. – Zabija ją, wymyka się, przechodzi do innej sali. Musi
tam pobyć tylko parę minut, a potem wychodzi z grupą dzieciaków. Musimy
przyjrzeć się ludziom, którzy przyszli wcześniej i siedzieli w holu.
Każdemu, kto ruszył w stronę sal, gdy zrobiła to ofiara. I każdemu, kto
wszedł zaraz za nią. Najprawdopodobniej sam. Zobacz, która z tych osób
wyszła z grupą z jedynki.

– Zajmę się tym. – Wsunął dłonie do dwóch spośród pół tuzina kieszeni w swoich niebieskich bojówkach. – Widziałaś kiedyś Psychozę?

– Tak. Roarke ma to w swojej kolekcji. Jest fanem Hitchcocka.

– Kogo?

– Reżysera.

– On serio się tak nazywa?

– Coś w tym stylu.

– Hm. To bardzo przerażający film. Naprawdę stary i przerażający. Może
to nie przypadek, co? Może jakiś psychol wybrał Psychozę, a ofiara
znalazła się po prostu w złym miejscu i w złym czasie?

– Nie. Ofiara nie była przypadkowa. – Eve wstała, gdy weszła Peabody. –
Tego wieczoru miała pozostać w kontakcie w razie nagłego wypadku.
Dostała wiadomość z kliniki, która wyciągnęła ją z sali, zanim ofiara
została zadźgana. Poza tym to chyba było fałszywe zgłoszenie.

– Nikt się z tą przyjaciółką nie kontaktował? – zapytała Peabody.

– Dostała wiadomość. Jakiś gość zadzwonił do kliniki i powiedział, że
jego pies wpadł pod samochód, i…

– Och, biedny piesek!

Eve rzuciła Peabody niezadowolone spojrzenie.

– Nie było żadnego psa. Pies to ściema, zagrywka mająca na celu pozbycie
się Loli Kawaski, by morderca mógł zadać Chanel Rylan cios doskonały.

– To zostało dokładnie wyliczone – kontynuowała Eve. – Doskonale
zaplanowane. Tak samo jak cały research. Morderca wiedział, że Rylan
tutaj będzie, wiedział, że Kawaski miała być w kontakcie, wiedział,
kiedy będzie ta wielka scena, i był pewny, że każdy, kto zabulił, by
obejrzeć ten film, będzie wtedy skupiony na ekranie.

– Albo będzie zasłaniał oczy. – McNab kiwnął kciukiem w stronę Peabody.

– Tak zrobiłam… – przyznała Peabody. – Ale dobra, żadna z osób, z którymi rozmawiałam, niczego nie zauważyła. Jednemu gościowi wydaje się,
że może widział kogoś, kto wychodził, ale nie ma pewności. Siedział z tyłu, oglądając masakrę na ekranie, a jego dziewczyna ukrywała twarz w jego ramieniu.

– To się nazywa wyczucie czasu – powtórzyła Eve. – Morderca musiał to
zaplanować.

– I znał ją – podrzuciła Peabody.

– Tak, znał ją, wybrał spośród innych, śledził, prześwietlił. Pytanie
brzmi: dlaczego. Ofiara była aktorką. Dorabiała sobie w miejscu zwanym
Broadway Babies.

– Uwielbiam to miejsce! Oboje uwielbiamy.

McNab szeroko uśmiechnął się do Peabody.

– To głupie, ale fajne.

– Lubię to, co jest głupie i fajne. Matko, ona mogła nas obsługiwać.

– Przyjaciółka mówi, że ofiara starała się o rolę. Może ktoś nie chciał,
by ją dostała. Zamordowana w kinie. – Eve wzruszyła ramionami. – To
mogłoby mieć sens. Żadnych związków, żadnych świeżych rozstań, ale może
spławiła kogoś, kto nie lubi być spławiany. Była biseksualna, więc
szukamy w obu drużynach.

– To mi się wydaje trochę zbyt bezosobowe jak na zemstę za rozstanie –
stwierdziła Peabody.

– Zgadzam się, ale sprawdzamy to, by móc odrzucić tę opcję. Poza tym
cała reszta jest dość osobista. Ta noc, to kino, fałszywe zgłoszenie
wypadku. McNab, wyślij kopię nagrań na moją prywatną skrzynkę. Chcę na
to spojrzeć. I poinformuj tego, kto tym zarządza, że sala zostanie
zabezpieczona i zamknięta aż do odwołania.

– Nie ma sprawy.

– Mam jeszcze jedną prośbę.

– Jestem tu, by ci służyć, pani porucznik.

– Klinika weterynaryjna. Pet Care na Siódmej. Zajrzysz tam w drodze do
domu, dobrze? Sprawdź, czy dasz radę namierzyć, skąd dzwoniła ta osoba z wezwaniem alarmowym. Jeśli będziesz musiał użyć e-zabawek, daj mi znać,
a ja załatwię pozwolenie.

– Już się do tego zabieram.

– Peabody, skoro tak lubisz tę jej knajpę, chodźmy tam, zobaczymy, co
znajdziemy.

– Ekstra!

Eve patrzyła, jak jej partnerka i ich mistrz elektroniki machają do
siebie palcami – ten dziwny gest był dla nich wyrazem uczucia – a potem
McNab naciąga na głowę z długim blond kucykiem jasnofioletową czapkę z uszami.

Ignorowała to, dopóki nie krępowali jej przywieraniem do siebie ustami.

Po wyjściu z kina Eve i Peabody przeszły dwie przecznice wśród wiecznego
tłumu na Times Square, kierując się do przesadnie drogiego podziemnego
parkingu.

Wymijały pijaków, imprezowiczów, gapiących się turystów, kanciarzy i uliczne prostytutki. Światła migały, a wielkie ekrany wyświetlały
ubrania od projektantów prezentowane przez płciowo niejednoznacznych
modeli o niezadowolonych minach.

Eve złowiła spojrzenie ulicznego złodzieja, który podjął mądrą decyzję,
odwrócił się na pięcie i szybko ruszył w przeciwnym kierunku. Jego
płaszcz – o kieszeniach wypchanych już pewnie portfelami i zegarkami –
zafalował wokół nóg.

Eve obeszła ogrodzenie wokół budowy. Poza pijanymi, złodziejami i turystami na ulicy znajdował się jakiś facet w kasku. Kopał dziurę.

Weszła na względnie cichy parking i zdecydowała, że zejdą schodami.

– Czy po wizycie w restauracji powiadomimy rodzinę?

– Już to zrobiłam. – Buty brzęczały na metalowych stopniach. – Miała
tylko rodziców. Mieszkają w Wisconsin.

Eve widziała ich zszokowane twarze, zaszklone oczy, słyszała zdławione
głosy.

– Rozmawiałam z kilkoma pracownikami kinowego bufetu – dodała Peabody. –
Znali ją. Nie osobiście, ale kojarzyli jej twarz. Powiedzieli, że zawsze
była przyjazna. Jednemu z nich kilka miesięcy temu zaśpiewała „Sto
lat!”. Zawsze kupowała mały popcorn, średnią colę dietetyczną, a jeśli
szła na komedię, dokładała żelkowe misie.

– Miała swoje przyzwyczajenia – powiedziała Eve, gdy dotarły do
samochodu. – To ułatwia śledzenie, analizę i planowanie. Musimy
przesłuchać obsługę. Nawet tych, których dziś nie było. Ludzi, którzy
widywali ją regularnie, poznali jej przyzwyczajenia.

– Jak zawiadomił klinikę, skoro musiał być tak blisko miejsca zbrodni?

– Dobre pytanie i mam nadzieję, że odpowie na nie McNab.

– Miał wspólnika? Może to on zadzwonił.

– Możliwe.

– To bardziej logiczne niż pomysł, że miałby to zrobić morderca. On
musiałby wyjść z kina, potem wrócić, znów usiąść, zabić ją, wstać i jeszcze raz wyjść. Ryzyko, że ktoś by wtedy zauważył, rośnie. To całe
wchodzenie, siadanie, wstawanie, wychodzenie, wchodzenie i w ogóle.

Eve nie mogła zaprzeczyć – wstawanie i siadanie, wchodzenie i wychodzenie przykuwało uwagę. Ale musiała mieć potwierdzenie.

Zaparkowała pół przecznicy od miejsca, które jej nawigacja wskazywała
jako knajpę. Tym razem zajęła miejsce na poziomie ulicy, w strefie
rozładunku, ale włączyła światła policyjne, informujące, że jest na
służbie.

– Wiem, że już ci mówiłam, jakie magiczne chwile spędziliśmy w Meksyku,
i że dziękowałam ci za to zylion razy.

– Więc nie rób tego ponownie.

– Ale nie opowiedziałam ci – kontynuowała Peabody – głównie dlatego, że
chciałam zobaczyć, czy rezultat się utrzyma i McNab nadal będzie tak
wyluzowany, o tym, jak uderzył w kimono w wahadłowcu w drodze do
rezydencji. Po prostu padł, a przecież uwielbia latanie. A gdy już tam
dotarliśmy, wygrzaliśmy się, wypiliśmy kilka kieliszków margarity i popływaliśmy, on znów odpłynął – jeszcze zanim doszło do seksu – i spał
jak trup przez bite dwanaście godzin.

– Tak jak mówiłaś, potrzebował odpoczynku.

– I odpoczął. Ty i Roarke zadbaliście o to, by odpoczął. Nie miałabym
nic przeciwko, nawet gdyby przespał cały wyjazd, ale te dwanaście godzin
naprawdę mu pomogło. No więc potem uprawialiśmy dużo seksu.

– I w taki sposób chcesz wyrazić swoją wdzięczność?

– Uprawialiśmy naprawdę, naprawdę dużo seksu – powiedziała Peabody,
niezmieszana. – Dużo alkoholu, siedzenia i nicnierobienia, mnóstwo
wszystkiego, co nie było pracą. I wypoczął. Znów ma swoje odloty.

– McNab zawsze ma odloty.

– Ale tym razem jest lepiej. To naturalny odlot. Czuję ulgę, Dallas. Po
prostu chciałam ci to powiedzieć.

– Dobrze. Dobrze – powtarzała, gdy dotarły do drzwi restauracji.

Gdy je otworzyła, uderzył w nie chór śpiewających piosenkę głosów i zapach włoskich dań, który sprawił, że w jej żołądku zaburczało.

Eve podeszła do miejsca, gdzie stała hostessa. Kobieta uśmiechnęła się
promiennie, uniosła palec, a potem dołączyła do chóru swoim dość głośnym
sopranem.

Ludzie przy stołach i w boksach przestali okręcać makaron na widelcach i nadziewać na nie klopsy albo kawałki kurczaka piccata, by móc zaklaskać.

Muzyka umilkła, słychać było już tylko brzdęk naczyń i szum rozmów. A kelnerzy – wszyscy ubrani w elegancką czerń – obsługiwali klientów i sprzątali, jak gdyby nigdy nic. Zupełnie jakby śpiewanie kawałków z Broadwayu było w zestawie z porcjami sałatek.

– Witamy w Broadway Babies. Czy mają panie rezerwację?

– Mam to. – Eve wyciągnęła i uniosła odznakę.

– Och! O matko, czy jest jakiś problem, pani oficer?

– Porucznik. Muszę porozmawiać z kimś z kierownictwa.

– Oczywiście. To Annalisa. Proszę poczekać, pójdę po nią.

Gdy hostessa odeszła szybkim krokiem, grupa siedząca przy długim stole w centrum sali wybuchła głośnym śmiechem. Jeden z barmanów, zupełnie jakby
im chciał odpowiedzieć, zaczął śpiewać przy nalewaniu wina.

Po drugiej stronie sali kelnerka zatańczyła z dłońmi na biodrach i dołączyła do piosenki.

– Uwielbiam to miejsce! Człowiek zawsze się tu świetnie bawi.

Świetnie się bawisz, pomyślała Eve, jeśli definicją dobrej zabawy są dla
ciebie kelnerzy, którzy śpiewają i tańczą wokół twojego stołu, gdy
próbujesz jeść. Albo co gorsza, ściągają cię z krzesła i wirują z tobą,
śpiewając ci prosto w twarz.

Ale z drugiej strony mężczyzna, z którym obecnie ktoś tańczył i dla
którego śpiewano, i – dobry Boże – kobieta, którą barman podniósł,
chwilę wcześniej przeskoczywszy bar, wyglądali, jakby bawili się
znakomicie.

Ale co kto lubi.

Kelnerka szybko wróciła w towarzystwie kobiety z wysoko upiętymi białymi
włosami, złotymi jak u tygrysa oczami i posągową figurą obleczoną w odważną niebieską sukienkę.

– Dobry wieczór, nazywam się Annalisa Bacardo – powiedziała z delikatnym
akcentem, który pasował do zapachu włoskiego jedzenia. – Jak mogę pomóc?

– Czy jest tu jakieś bardziej ustronne miejsce, w którym mogłybyśmy
porozmawiać?

– Oczywiście. – Uprzejmy uśmiech nie zniknął z twarzy kobiety ani na
chwilę. – Ale chciałabym się dowiedzieć, co będzie tematem naszej
rozmowy.

– Chanel Rylan.

– Chanel? – Uśmiech stał się jeszcze szerszy. – To niemożliwe, by Chanel
miała problemy z policją. Ona jest… – Coś w beznamiętnym, twardym
spojrzeniu Eve spowodowało, że uśmiech kobiety zbladł. – Tak,
oczywiście. Proszę za mną.

Annalisa poprowadziła je na tyły i weszły przez wahadłowe drzwi kuchni
prosto do pełnego ciepła i chaosu serca obleganej restauracji.

– Tam jest moje biuro, bo muszę być w pobliżu. Giovanni! – zawołała, a potem powiedziała coś szybko po włosku. Otworzyła drzwi i gestem
zaprosiła Eve i Peabody do gabinetu.

Kilka krzeseł, biurko, ściany wytapetowane zdjęciami.

– Nasza obsługa przez lata, a dokładniej przez dwadzieścia dwa lata,
występowała na całym świecie. Poza nim także. Tutaj jest Chanel.

Wskazała na zdjęcie nieżyjącej aktorki, stojącej w blasku reflektorów z wyciągniętymi w górę ramionami i uniesioną twarzą.

– Co jej się stało? Miała jakiś wypadek?

– Z przykrością muszę poinformować, że Chanel Rylan została dzisiaj
zamordowana.

– Ale jak to? – Annalisa zbladła tak bardzo, że jej twarz kolorem
przypominała włosy. Oparła dłoń na biurku i powoli opadła na krzesło. –
Nie, ona… To był wypadek?

– Nie, to nie był wypadek.

– Ja… Proszę dać mi chwilę. – Oparła dłonie na kolanach, zamknęła oczy.
– Gdzie moje maniery? – wykrztusiła. – Proszę, proszę siadać.

– Czy podać pani wodę, pani Bacardo?

– Annalisa – mruknęła, wciąż z zamkniętymi oczami. – Mam na imię
Annalisa. Tam jest wino. Byłabym bardzo wdzięczna, gdyby przyniosła mi
pani lampkę.

Kobieta siedziała w ciszy, dopóki Peabody nie dotknęła jej ręki, podając
wino.

– Dziękuję. – Piła łyk za łykiem. – To moje dzieci, moja rodzina.
Niektórzy z nich będą występować tylko tutaj, w tym radosnym miejscu.
Inni pójdą dalej, osiągną o wiele więcej. Oni są moją rodziną. Proszę
powiedzieć, co jej się przydarzyło.

– Została zabita dziś wieczorem w kinie Vid Galaxy, na Times Square.

– Złapaliście mordercę?

– Jeszcze nie.

– Musicie. – Tygrysie oczy zapłonęły. Kobieta spojrzała twardo. –
Musicie znaleźć i ukarać tego, kto to zrobił. Chanel była urocza, mądra
i utalentowana. Niosła radość. Dla tych, którzy zabijają ludzi
przynoszących radość, nie ma miejsca na tym świecie. Co mogę zrobić, by
pomóc wam złapać tego człowieka?

– Czy wiesz, kto mógłby chcieć zrobić jej krzywdę?

– Przysięgam: nie mam pojęcia.

– Może była z kimś związana – emocjonalnie, seksualnie?

– Była w wielu związkach. Tam też niosła radość. Przychodziło jej to z łatwością – dodała Annalisa. – Ale praca była dla niej najważniejsza.
Nie spotykała się z nikim na poważnie, nikt nie był na nią wkurzony.

– A miała w pracy konkurencję?

– Och, w takiej pracy jest trochę dramatu, sporów, koleżeństwa. I nawet
trochę szaleństwa. Ale nie znam nikogo, kto zabiłby z zazdrości o rolę.
Chanel była utalentowana i ciężko pracowała, ale bycie gwiazdą nie było
jej przeznaczeniem. To wymaga czegoś więcej. Ona była szczęśliwa z tym,
co miała. Wystarczała jej praca, która dawała satysfakcję i pozwalała
się utrzymać. Zarabiała na życie, robiąc to, co dawało jej radość i dzieliła się tą radością. Niektórzy są bardziej bezwzględni, prawda?
Niektórzy nie przejmują się zranionymi uczuciami czy zaprzepaszczonymi
możliwościami. Ona taka nie była. Myślę, że to musiał zrobić jakiś
wariat albo ktoś, kto jej nie znał.

– Może zauważyłaś kogoś, kto zwracał na nią zbyt dużą uwagę, przychodził
tu, obserwował ją?

– Turyści przychodzą i odchodzą, chociaż niektórzy wracają, gdy znów są
w Nowym Jorku. Mamy stałych klientów i rodziny, które często wpadają, by
świętować u nas urodziny czy rocznice. Nie zauważyłam nikogo
podejrzanego. Inni też nie, wiedziałabym. To rodzina – przypomniała. – A rodzina troszczy się o siebie nawzajem. Chciałabym pomóc, ale nie znam
nikogo, kto mógłby chcieć ją skrzywdzić.

– To już nam pomogło.

– Jakim cudem?

– Dzięki temu, co pani powiedziała, wiem, że według pani to mało
prawdopodobne, by zrobił to któryś z pracowników albo stały bywalec.

– W pełni w to wierzę.

– Z kim z obsługi najbardziej się przyjaźniła?

– Och, my wszyscy pracujemy wspólnie i razem występujemy. Jesteśmy
zgraną grupą. Ale jeśli miałabym kogoś wskazać, to byłby Micha. Pracuje
w barze. Oni czasem… się umawiali. Bez zobowiązań. I Teresa, jedna z osób zastępujących naszego szefa kuchni. Przyjaźniły się i czasem też
umawiały. I Eliza, kelnerka. Czasami ubiegały się o tę samą rolę, ale
się wspierały. Często razem śpiewały. Musicie z nimi porozmawiać?

– Tak.

– Zorganizuję to. Ale Teresa ma dziś wolne.

– Jeśli dasz nam na nią namiary, poradzimy sobie.

– Dam. Dodam jeszcze, że i Eliza, i Micha byli tu od szesnastej
trzydzieści. Przed otwarciem robimy krótką próbę. No i trzeba
przygotować restaurację.

– To również pomocne, dziękuję.

– Najpierw przyprowadzę Elizę. Muszę załatwić kogoś, kto zastąpi Michę w barze. Czy mogę zaproponować wino?

– Doceniamy propozycję, ale nie możemy z niej skorzystać. Jesteśmy na
służbie.

– No trudno. Ale przyniosę cappuccino. Przyrządzamy wyśmienite
cappuccino.

Gdy Annalisa wyszła, Eve zabębniła palcami po udzie.

– Myślę, że gdyby morderca śledził ją tutaj, byłby dyskretny i ostrożny.
Ta kobieta zauważyłaby – albo by ją poinformowano – gdyby ktoś wytwarzał
tu złe wibracje. I ona, i współlokatorka podkreślają, że ofiara nie
miała wkurzonych ani rozczarowanych byłych. Z drugiej strony niektórzy
potrafią nieźle grać i ukrywać emocje.

Eve podniosła się i obeszła mały pokój.

– To morderstwo wydaje się zbyt mało osobiste jak na dzieło któregoś z byłych albo konkurenta. Pogadamy z tą dwójką, ale tylko po to, by się
upewnić. W razie potrzeby ich wezwiemy. W domu zbiorę do kupy zeznania i to, co już mamy. Kostnicę odwiedzimy jutro z samego rana. Sprawdzimy,
czy na ciele jest coś, co przegapiłyśmy.

– Morderstwo – rzuciła beznamiętnie Peabody. – Nasz dzień zaczyna się i kończy śmiercią.

– To dlatego tak słabo nam płacą, Peabody.

Eve po raz drugi tego wieczoru przejechała przez bramę prowadzącą do
domu. Chciała tej lampki wina, którą oferowała Annalisa, mimo że
cappuccino nie było najgorsze. I chciała czegoś, czegokolwiek, co
smakowałoby chociaż w połowie tak dobrze, jak powietrze w Broadway
Babies.

Ale najpierw obowiązki, pomyślała. Musiała stworzyć tablicę zbrodni i uzupełnić książkę sprawy. Musiała też pomyśleć o Chanel Rylan.

W oknach ogromnego domu lśniły światła, które sprawiały, że wyglądał jak
zamek z bajki. Nisko wiszące chmury – cienie na nocnym niebie –
dryfowały nad wieżami i wieżyczkami. Eve dostrzegła nikły błysk księżyca
schowanego za otulającymi go obłokami.

Wiatr, choć cichszy niż wcześniej, wciąż smagał, więc trudno było
wyobrazić sobie coś bardziej kuszącego od ucieczki przed nim i zaszycia
się w ciepłym domu.

Znów zostawiła płaszcz i szalik na poręczy schodów. Tym razem kot na nią
nie czekał. Wiedziała, że znajdzie go tam, gdzie pana domu.

Najpierw książka sprawy i tablica, pomyślała, a potem do nich pójdę. Ale
gdy weszła do swojego gabinetu, zobaczyła, że obaj leżą rozciągnięci na
kanapie przy trzaskającym w kominku ogniu. Mężczyzna trzymał w dłoni
książkę, na jego kolanach leżał gruby kot, a na stole stał kieliszek
wina.

– A oto i ona.

– Myślałam, że będziesz w swoim gabinecie. Albo że będziesz oglądał
film.

– Na dziś koniec pracy, przynajmniej dla mnie. A oglądanie filmów jest
fajniejsze z tobą. Czytanie to dobra opcja dla samotnej osoby. –
Pogłaskał kota, co sprawiło, że Galahad odwrócił się na plecy. –
Będziesz jeszcze pracować?

– Tak. Przepraszam.

Wstał, odłożył książkę na bok i podszedł do niej.

– Opowiesz mi o tym?

Ruszyła w jego stronę, oplotła go ramionami i przytuliła.

– Czasami strasznie mnie to boli.

– Co takiego?

– Że muszę przychodzić z tym do domu.

Opowiedziałabym mu o tym, pomyślała, bo z doświadczenia wiem, że to
pomogłoby mi uporządkować myśli.

– Założę się, że nie jadłaś.

– Wygrałeś. To musi być coś włoskiego. Ostatnie przesłuchanie odbywało
się we włoskiej knajpie i pachniało tam niebem zanurzonym w czerwonym
sosie.

– Da się zrobić. Na razie nalej sobie kieliszek tego – poradził. – Jest
wyjątkowo dobre. A o sprawie opowiesz mi, gdy będziemy jedli.

– My? Ty też jeszcze nie jadłeś?

– Trochę pracowałem, trochę czytałem. Nie jest aż tak późno – dodał i ruszył w stronę kuchni. – Zwłaszcza na danie włoskie.

Nalała sobie wina. Miał rację, jak zwykle. Wyjątkowo dobre. I gdy on
przygotowywał kolację, ona zajmowała się tablicą zbrodni.

– To twoja ofiara? – Wskazał na tablicy zdjęcie zmarłej, gdy już
postawił przykryte talerze na stole przy oknie. – Urocza.

– Tak. Aktorka teatralna. Dorabiała jako kelnerka w Broadway Babies.

– Och, to jest to miejsce, gdzie śpiewają przy podawaniu makaronu. –
Poszedł do kuchni i wrócił z sałatą i chlebem.

– Właśnie to. Dziwne, ale ludzie rzeczywiście wyglądali tam na
szczęśliwych.

Gdy postawił wszystko na stole, znów spojrzał na tablicę.

– Psychoza? Została zadźgana pod prysznicem?

– Nie, ale właśnie to oglądała, gdy ktoś wepchnął cienkie ostrze w podstawę jej czaszki. To naprawdę świetnie pachnie.

Podeszła do stołu. Mogła przełknąć sałatę, jeśli nagrodą był makaron.

– Jedno z kin na Times Square – dodała. – Wczesny wieczorny pokaz kina
klasycznego. Nazywała się Chanel Rylan.

I podczas posiłku opowiedziała mu o morderstwie i nieszczęściu.

On słuchał, czasami komentował, a Eve opróżniała miski z sałatą. Potem
podniósł pokrywkę, odsłaniając jedno z ulubionych dań żony. Spaghetti z klopsikami.

Ponieważ z miejsca rozpoznawał język jej ciała, zauważył, że odprężyła
się nieco, jeszcze zanim wzięła do ust pierwszą porcję makaronu.

– Więc uważasz, że ofiara nie była przypadkowa, podobnie jak nagły
telefon do jej przyjaciółki?

– To było fałszywe zgłoszenie – powiedziała Eve z ustami pełnymi
makaronu. – Wszystko do siebie pasuje.

– Rzeczywiście. – Obserwując, jak żona rozluźnia się przy posiłku,
Roarke pomyślał, że warto było na nią poczekać. – I jeszcze fakt, że
morderca wybrał właśnie ten moment. Scena pod prysznicem – szokująca
także dlatego, że ginie kobieta, którą widownia brała za główną
bohaterkę – ma miejsce w trzydziestej minucie filmu. Czterdzieści pięć
sekund zachwycającej brutalności.

– Skąd to wiesz? – Zanim nadziała klopsika, machnęła widelcem w powietrzu. – Trzydziesta minuta filmu, czterdzieści pięć sekund.

– To jedna z tych rzeczy, które się wyłapuje. Nie mam najmniejszych
wątpliwości co do tego, że w trakcie tego jednego razu, gdy jakiś rok
temu oglądałaś ze mną ten film, twój policyjny mózg bardzo dokładnie
zarejestrował szczegóły dotyczące czasu.

– Ale ty nie jesteś policjantem, co tak bardzo lubisz podkreślać.

– I całe szczęście. Ale mieszkam z policjantką. I mogę się założyć po
raz kolejny: ty już myślisz o tym, dlaczego morderca tak dokładnie to
skoordynował.

– Bogaci faceci zawsze obstawiają to, czego są pewni. – Zjadła więcej
makaronu. – Czterdzieści pięć sekund, w czasie których każdy, kto będzie
siedział w fotelu, całkowicie skupi się na ekranie. Albo zasłoni oczy
rękami, tak jak Peabody, gdy oglądała Psychozę pierwszy raz. Czas i metoda wskazują na konkretny cel. A co do samej ofiary… – Eve wzięła
kieliszek wina i potrząsnęła głową.

– Opowiedz mi o niej.

– Była szczęśliwa, pracowita, uzdolniona. To trzy najważniejsze słowa,
jakich użyli jej rodzice, przyjaciółka, pracodawca i współpracownicy,
żeby ją opisać. Jeśli chodzi o orientację, grała w obu drużynach, ale
nie traktowała tej gry zbyt poważnie. Jedyny były, z którym łączył ją
długi związek, wiele lat temu przeniósł się do Kanady z powodu pracy.
Nie było żadnych wielkich dramatów, przynajmniej tak twierdzi jej
przyjaciółka, a poza tym on nie miał żadnego motywu, by wrócić i ją
zadźgać.

– Ale mu się przyjrzysz.

– Trzeba mu się przyjrzeć. Miała dostać rolę, większą niż zazwyczaj,
więc przyjrzę się także każdemu, kto jeszcze się o nią ubiegał.

Znał ją. Ten ton, język ciała, to spojrzenie gliny.

– Ale?

– Ofiara nie jest przypadkowa. Nie możesz zapominać o tym fałszywym
nagłym wypadku psa, przez który przyjaciółka ofiary opuściła salę. To
zostało zaplanowane, a fakt, że morderca siedział dokładnie za nią,
dowodzi, że albo za nią szedł, albo wiedział, że ona tam będzie. To nie
było przypadkowe dźgnięcie w ciemności.

Pokiwał głową, jedząc.

– I znowu zapytam: ale?

– Musiały istnieć inne sposoby, by ją zabić. Liczne i mniej ryzykowne.
Prowadziła nocny tryb życia, prawda? I wracała nocami z przedstawienia w teatrze albo z knajpy. Wystarczyło ją złapać, dźgnąć i odejść. Ale
morderstwo w kinie było dramatyczne, nie? I naprawdę ryzykowne. Jego
powodzenie zależało od tego, czy wszystko idealnie zadziała.

– Wychodzi na to, że tak się właśnie stało.

– Tak. – Wzięła kolejny klopsik. – Ale… Co by było, gdyby ktoś
zdecydował się usiąść obok mordercy? Albo gdyby przyjaciółka postanowiła
zignorować telefon, choćby tylko przez kilka minut? Albo gdyby oprócz
mordercy z sali wyszedł ktoś jeszcze? Jeśli ktoś decyduje się planować
tak, jak on, lub ona, to zrobił, istnieje pewne ryzyko, którego trzeba
być świadomym. Po co więc zaprzątać sobie głowę tyloma kwestiami,
marnować tyle czasu na czekanie, aż nadarzy się idealna chwila, jeśli są
łatwiejsze opcje?

– Morderca pragnie ryzyka i dramatyzmu? Lubi to?

– Możliwe, że tak. Muszę się z tym liczyć. Ale może metoda, dokładność
wykonania, moment były tak samo precyzyjnie wybrane, jak ofiara. Może,
cholera, może oni kiedyś się kochali przy tej scenie. I może to znaczyło
dla niego, lub dla niej, więcej niż dla ofiary. Może widział ją
wcześniej w teatrze i coś, co powiedziała, zrobiła, to, jak wyglądała,
coś w nim rozbudziło.

– Na jak długo przed seansem pojawia się repertuar?

Rozparła się na krześle, uniosła kieliszek z winem i skierowała go w jego stronę.

– Dobre pytanie, panie cywilu. Trzy miesiące. Repertuar filmów
klasycznych ustala się z trzymiesięcznym wyprzedzeniem. Wywieszają go w kinie i umieszczają na stronie internetowej. I zanim zapytasz: ofiara i jej przyjaciółka miały swoje przyzwyczajenia. Pójście na ten film
właśnie w ten wieczór idealnie się w to wpasowywało. Każda z nich
ogłosiła to w mediach społecznościowych. „Idę na Psychozę z moją
kumpelą”, „Babski wieczór w Bates Motel”. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego
ludzie robią coś tak głupiego, ale właśnie tak robią.

Eve przerwała, zjadła jeszcze odrobinę.

– Wydawała się kimś, kto lubił swoje życie, swoją pracę. Miała grono
fajnych znajomych i tę przyjaciółkę. Morderca zakończył to i jak dotąd –
choć sposób, w jaki to zrobił, świadczy o tym, że to ona była celem –
nie pojawia się nic, co wyjaśniłoby, dlaczego to zrobił.

– Jak mogę pomóc?

– Chyba na razie nie ma nic do zrobienia.

– Daj mi jakiekolwiek zadanie.

Ponownie rozparła się na krześle z winem. Sącząc je, przyglądała się
zawartości kieliszka.

– Mógłbyś po prostu wrócić do swojej książki.

– Albo?

Zaśmiała się krótko i znów upiła łyk wina.

– Dobrze. Albo mógłbyś sprawdzić życie jej byłego, dowiedzieć się, czy w ciągu ostatnich kilku dni dokądś podróżował. Wyeliminować go lub
wepchnąć na listę. Damien Forsythe, obecnie mieszkający i pracujący w okolicy Calgary w Kanadzie. Występuje regularnie w serialu
Nieprzemijający.

– To dość proste. A co ty masz w planach?

– Dokładniej przyjrzę się ofierze. Jak na razie za wiele mi ona nie
mówi. Muszę zdobyć podstawowe informacje o jej przyjaciółce i klinice
weterynaryjnej Loli, wypytać weterynarzy, pracowników restauracji,
aktorów ze sztuki Chanel, ludzi, którzy razem z nią brali udział w przesłuchaniach.

– To całkiem sporo.

– W większości to rutynowa procedura.

– Dobrze, w takim razie ja skupię się na swoim zadaniu. – Podnosząc się,
spojrzał ponownie na tablicę. – Czasami nie ma żadnego logicznego
wyjaśnienia.

– Ale zawsze jest jakiś powód.

3

Eve usiadła do pracy z kubkiem czarnej kawy. Tak, to tylko rutynowa
procedura, w pewnych aspektach nużąca. Ale rutyna była ważna. Wymagała
struktury i kierunku. A żmudna praca mogła się opłacić.

Ale nie tym razem, pomyślała, gdy przedzierała się przez życie Chanel
Rylan.

Nic nie zwróciło jej uwagi, nic nie zapaliło w jej głowie czerwonej
lampki. Poza kilkoma wykroczeniami drogowymi, w tym niegroźnym wypadkiem
bez rannych, do którego doprowadziła przed przeprowadzką do Nowego
Jorku, nie miała nic na sumieniu.

Lekko ponadprzeciętna studentka ze świetnymi stopniami z dramatu,
teatru, tańca i muzyki. Grała główne role w szkolnych przedstawieniach i w lokalnym teatrze.

Żadnych nietypowych problemów zdrowotnych. Żadnych ciąż, odwyków.

Finansowo, rozmyślała Eve, dawała sobie radę, ale to, że nie pracowała
dla kasy, było oczywiste. Jej wydatki na ciuchy, mieszkanie i zajęcia z emisji głosu, aktorstwa i tańca pożerały większość jej dochodów.

Eve przerzuciła się na Lolę Kawaski.

W przypadku Loli zgrzytały dwie rzeczy. Dwa razy była aresztowana za
protesty w obronie praw zwierząt. Od trzech lat pracowała jako jeden z trzech lekarzy weterynarii w Pet Care. Wcześniej studiowała, by zdobyć
prawo do zawodu, i była asystentką weterynarza w Pet Care.

A to pokazuje albo jej lojalność, albo zamiłowanie do rutyny.

Finansowo pani weterynarz radziła sobie lepiej niż aktorka/kelnerka, ale
na pewno nie była zamieszana w morderstwo, podsumowała Eve. I wtedy
wszedł Roarke.

Nalał sobie kawy, którą zaparzyła Eve.

– Wysłałem ci szczegóły dotyczące byłego.

– Streść mi to.

– Jego jedyna wtopa, z twojego punktu widzenia, to zatrzymanie za
pijaństwo i zakłócanie porządku. Po wieczorze kawalerskim. Zaliczył
kilka poważnych związków od czasu przeprowadzki do Calgary, ale nie
wymeldował się z Nowego Los Angeles. Związki mogły być prawdziwe, ale
mogły też stanowić element kampanii reklamowej. Wygląda na to, że jego
gwiazda wschodzi. Dostaje dobre recenzje, udziela błyskotliwych wywiadów
i wydaje się, że zdobył sobie szacunek obecnej obsady i całej ekipy.

Roarke oparł biodro o centrum dowodzenia Eve.

– Nie tylko nie wyjeżdżał poza Kanadę przez mniej więcej ostatni
tydzień, ale w momencie morderstwa stał przed kamerami, nagrywając
scenę.

– Skąd masz takie szczegółowe informacje?

– Zorientowałem się, że znam jednego z producentów serialu. To on mi o tym opowiedział.

– Ty się chyba kumplujesz ze wszystkimi.

– Czasami można odnieść takie wrażenie. W każdym razie – kontynuował –
zadzwoniłem do niego i pogadaliśmy chwilę. Opowiedział mi o tym, co się
dzieje na planie i tak dalej.

Eve pokiwała głową z uznaniem.

– Lepiej tak niż bezpośrednio. Były Chanel niedługo dowie się o sprawie,
ale korzystniej wyciągnąć informacje, nie wspominając na razie o morderstwie.

– Tak też pomyślałem. Gdy go wypytywałem, wspomniał, że raptem godzinę
wcześniej kręcili ważną scenę, jedną z tych, nad którymi pracowali
prawie cały dzień. Dowiedziałem się niemal wszystkiego o zdjęciach,
aranżacji planu, problemach technicznych i tak dalej. A także o postaciach. Postać Damiena Forsythe’a jest w tym serialu znacząca.

– On właściwie nie ma żadnego motywu. Wykreślimy go. Dzięki.

Roarke pokręcił głową.

– Wisisz mi podziękowania, bo facet nawijał przez dwadzieścia minut.

Eve wycelowała w niego palcem.

– Sam się o to prosiłeś.

– To prawda. Nie zaprzeczam. Chętnie przyjmę karę i poproszę, żebyś dała
mi jeszcze kogoś do sprawdzenia.

Eve zerknęła na swoje notatki.

– Annalisa Bacardo.

Roarke opuścił kubek, marszcząc brwi.

– To nie brzmi obco.

– Pewnie jesteście znajomymi. Prowadzi restaurację, w której pracowała
ofiara. To miejsce dla śpiewających kelnerów.

– Hm, coś mi dzwoni. Tylko nie mogę sobie przypomnieć. – Wstał, zrobił
kilka kroków i usiadł obok niej. Po chwili rozparł się na krześle. –
Tak, oczywiście.

Eve podniosła kubek, uśmiechając się ironicznie.

– Jest dla ciebie nieco za stara, kolego.

– Wiek nic nie znaczy dla serca.

– Albo dla fiuta.

– Poczułbym się dotknięty w imieniu mojego fiuta, gdyby to nie była
absolutna prawda. Jednakże w tym przypadku nie tylko nigdy nie spotkałem
tej kobiety, ale żadna część mojej anatomii nie miała z nią nic
wspólnego. Tylko o niej słyszałem.

Obrócił krzesło w kierunku Eve i oparł się o nie.

– Jakieś trzydzieści lat temu Annalisa Bacardo była gwiazdą Broadwayu.
Prawdziwa diwa, zdobywczyni kilku nagród Tony. Samo jej nazwisko miało
wpływ na to, czy sztuka okaże się sukcesem, czy klapą. Jej mocną stroną
były musicale, ale raz czy dwa zagrała także w filmach i dostała
znakomite recenzje.

– Jak to się stało, że zamiast nadal błyszczeć, prowadzi restaurację?

– Była osobiście i zawodowo związana z Justinem Jacksonem, innym
nadzwyczajnym aktorem. Rzadko występowali razem, ale gdy już to robili…
To była magia. – Roarke rozcapierzył palce w powietrzu. – Możesz o tym
poczytać, jeśli chcesz.

– Po prostu mów dalej.

– Nie pobrali się, ale żyli razem, mieli dziecko. Córkę – powiedział,
patrząc na ekran, by potwierdzić to, co podpowiadała mu pamięć. – Gdy
dziewczynka miała około trzech lat, a Annalisa była na przesłuchaniu do
nowej produkcji, Justin poszedł z małą do parku. Gdy tam szli, samochód
wjechał na chodnik i w nich uderzył. Zabił ich na miejscu.

– O Jezu.

– Z tego, co wiem, od tamtej pory Annalisa nie występowała. Nie
wiedziałem, że została właścicielką Broadway Babies. – Zaintrygowany
szukał kolejnych informacji na jej temat. – Przejęła tę knajpę pod nazwą
Lost Angels.

– Powiedziała, że obsługa to jej dzieci – przypomniała sobie Eve. – Jej
rodzina. I myślę, że tak jest. Potwierdziłam, że była w restauracji w chwili morderstwa, ale ta historia daje mi jej lepszy obraz.

Eve rozparła się na krześle i rzuciła okiem na ekran, podnosząc kubek z kawą. A potem ze świstem obróciła się w stronę Roarke’a.

– Nie ma żadnych powiązań. Cel był konkretny. – Eve odepchnęła się i wstała, bo wolała myśleć w ruchu. – Wskazują na to wszystkie obecne
dowody. Konkretny cel zazwyczaj oznacza, że to było coś osobistego. Ale
to morderstwo nie wydaje się osobiste. Ani metoda, ani historia ofiary.
Więc teoretycznie ofiara reprezentowała jakiś typ lub kogoś miała
zastępować. To działka Miry.

Zatrzymała się przed tablicą.

– Muszę z nią pogadać. A co z filmem? Czy to była tylko kwestia
przypadku, czy również miał jakieś znaczenie? Morderca mógł rozpocząć
research na temat ofiary, gdy pojawił się repertuar. Film stał się
wyzwalaczem. Jeśli tak jest, to w jaki sposób wybrał Rylan?

Roarke odczekał chwilę, by sprawdzić, czy zadała to pytanie sobie, czy
jemu. Stwierdził, że im obojgu.

– Obstawiałbym, że chodzi o subskrypcję.

– Co takiego?

– Wiele biletów kupionych na zapas. Potem już tylko rezerwujesz bilety
na dany pokaz.

– Coś jak karnet na mecze baseballa. Cholera.

W dwóch skokach dobiegła do komputera, by znaleźć informację. Roarke ją
ubiegł.

– Rylan należała do kinowego programu premiowego Golden Ticket.

– Już się tak nie popisuj.

– Ja tylko wykonuję swoje zadanie. Kupujesz pakiet dwudziestu pięciu
biletów na rok, dostajesz jeden gratis, z automatu masz dziesięć procent
zniżki przy bufecie, comiesięczny newsletter i całą masę korzyści –
dodał Roarke.

– Prawdopodobnie Rylan i Kawaski podzieliły się biletami. Mogę to
sprawdzić, ale na pewno tak było. Tak więc morderca mógł kupić ten sam
pakiet. Muszę zobaczyć listę subskrypcji. Widywał ofiarę w kinie
wystarczająco często, by skupić na niej uwagę. Może próbował zagadać, a ona go odrzuciła. Ale… – Uderzyła pięścią w biurko i pokręciła głową. –
To nie było morderstwo na tle seksualnym. Nie miało podłoża seksualnego,
więc to nie pasuje. To zbrodnia na ekranie miała tło seksualne. Morderca
szpieguje ofiarę przez dziurkę od klucza, wchodzi, gdy naga i bezbronna
stoi pod prysznicem. Zadaje rany nożem. Wielokrotnie.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki