Strona główna » Dla dzieci i młodzieży » Na ratunek Rufiemu

Na ratunek Rufiemu

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-265-0538-6

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Na ratunek Rufiemu

Bliźnięta, Patrycja i Adam, nie mogą się doczekać wakacji, zwłaszcza że planują wyjazd nad morze. Bardzo cieszą się również z tego, że na wakacje będą mogli zabrać z sobą swojego ukochanego szczeniaczka. Szczeniak uwielbia długie spacery po plaży, szczególnie cieszy go wskakiwanie do morza oraz kopanie w piasku. Na spacerach poznaje również nowe zwierzątka - interesują go wiewiórki, które bardzo lubi gonić. Pewnego razu po raz pierwszy sam wybiera się na długi spacer, a dzieci martwą się jego zniknięciem i niecierpliwie go wyczekują. Po długich godzinach oczekiwania postanawiają wyruszyć na poszukiwania. Szukają go na plaży. Idą wzdłuż klifu, tam spotyka ich coś zupełnie nieoczekiwanego…

Wszystkich fanów książek Holly Webb i miłośników czworonogów zapraszamy na stronę:

www.zaopiekujsiemna.com.pl

Świetna zabawa dla wirtualnych opiekunów, forum i wiele konkursów!

Polecane książki

Rozrachunki to bardzo obszerny i często skomplikowany temat. W tym e- booku znajdziesz wskazówki jak prowadzić je właściwie. Omawiamy w nim głowne ich rodzaje i wskazujemy poprawne księgowania....
Jaką tajemnicę skrywa trzynastowieczna studnia w rzeźbiarskiej pracowni w Toruniu? Co łączy powtórny pochówek Mikołaja Kopernika z zadziwiającym odkryciem Marceliny? Czy wszyscy jesteśmy skazani na nieuchronność i w jaki sposób zmienia ona nasze życie? Co stanie się, gdy bułhakowska Annuszka rozle...
Opowieść inspirowana faktami o księdzu i filozofie, który dowiaduje się, że nie jest tym, kim jest. Próbuje odkryć swoją prawdziwą tożsamość, ale we współczesnym świecie, w którym trzeba jasno określić swoje pochodzenie, wiarę czy narodowość, zaczyna coraz bardziej odczuwać swoją inność i obcość, a ...
Książka zawiera analizę najważniejszych zagadnień związanych z marketingiem szkoły, począwszy od opisu rynku oświatowego, a skończywszy na badaniach marketingowych w szkole. Uwzględnia najbardziej aktualne zjawiska ważne z punktu widzenia marketingu szkoły, np. web 2.0, elementy tak modnej ostatnio ...
Książka – legenda. Najpoczytniejszy kryminał napisany w czasach PRL-u. A tak naprawdę niezwykle inteligentnie opis Polski Ludowej, przebrany w strój ni to kryminału, ni to romansu, ni to westernu. Zaczyna się od tajemniczych napadów. Z tym, że wszyscy atakowani – to bandziory. Ludowa milicja staje...
Praktyczny samouczek rysowania potworów w stylu manga. Znajdziesz tu wskazówki, jak w 3 krokach stworzyć m.in. Sazuke, Nakato, Seizaro, Kanage, Harungo czy Mizuruki. Przy każdym potworze podano krótką historię pochodzenia i kilka ciekawostek na jego temat. Polecamy również inne e-booki z serii Szkoł...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Holly Webb

Tytuł oryginału: The Re­scu­ed Pup­py

Prze­kład: Ja­cek Drew­now­ski

Re­dak­tor pro­wa­dzą­ca: Syl­wia Bur­dek

Ko­rek­ta: Te­re­sa La­chow­ska

Ty­po­gra­fia: Ste­fan Ła­ska­wiec

Skład i ła­ma­nie: ME­DIA SPEK­TRUM

Co­py­ri­ght © for the Po­lish edi­tion by Wy­daw­nic­two Zie­lo­na Sowa, Kra­ków 2012

Wszyst­kie pra­wa za­strze­żo­ne.

Text co­py­ri­ght © Hol­ly Webb 2011

Il­lu­stra­tions co­py­ri­ght © So­phy Wil­liams, 2011

ISBN 978-83-265-0357-3

Wy­daw­nic­two Zie­lo­na Sowa Sp. z o.o.

ul. Ce­giel­nia­na 4A, 30-404 Kra­ków

tel./fax 12-266-62-94, tel. 12-266-62-92

www.zielonasowa.pl

wydawnictwo@zielonasowa.pl

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. z o.o.

Dla Etha­na i Har­ry’ego

Roz­dział pierw­szy

– Nadal uwa­żam, że nie­bie­ska smycz była lep­sza – po­wie­dział Adam, spo­glą­da­jąc na nową smycz Ru­fu­sa, ze skrzy­żo­wa­ny­mi rę­ka­mi i na­dą­sa­ną miną.

– Nie, czer­wo­ny świet­nie pa­su­je do jego sier­ści. Gdy­byś nie wy­dał ca­łe­go kie­szon­ko­we­go na sło­dy­cze, mógł­byś ku­pić nową smycz! – za­uwa­ży­ła Go­sia. – To jego pierw­szy praw­dzi­wy spa­cer. Chcesz, żeby mama nie po­zwo­li­ła nam wyjść z psem, bo się kłó­ci­my? Wiesz, że tak zro­bi!

– No do­bra… – mruk­nął. Po­tem uśmiech­nął się do swo­jej bliź­nia­czej sio­stry. – Pew­nie i tak nie uda ci się za­ło­żyć mu smy­czy!

Ru­fus, szcze­nię coc­ker spa­nie­la, tań­czył wo­kół nóg Gosi, pisz­cząc i szcze­ka­jąc z pod­nie­ce­nia.

– Rufi, spo­kój! – za­chi­cho­ta­ła dziew­czyn­ka, pró­bu­jąc za­piąć smycz na ob­ro­ży pie­ska. – Słu­chaj, nig­dy nie wyj­dzie­my na ten spa­cer, je­śli nie po­zwo­lisz mi tego przy­piąć!

– Je­ste­ście go­to­wi? – Mama wy­szła do przed­po­ko­ju. – Do­kąd pój­dzie­my na ten szcze­gól­ny spa­cer?

– Do par­ku!

– Do lasu!

Go­sia i Adam ode­zwa­li się w tej sa­mej chwi­li i mama wes­tchnę­ła.

– Chy­ba Adaś ma tym ra­zem lep­szy po­mysł, Go­siu. Las może być tro­chę zbyt mę­czą­cy dla Ru­fu­sa na pierw­szy duży spa­cer. Ścież­ki są wą­skie, trze­ba się gra­mo­lić przez po­wa­lo­ne drze­wa i w ogó­le. Niech pies naj­pierw przy­wyk­nie do cze­goś ła­twiej­sze­go.

Go­sia wes­tchnę­ła.

– Chy­ba ma­cie ra­cję. Ale jak pod­ro­śnie, las na pew­no mu się spodo­ba. Ooo, już! – Szyb­ko za­pię­ła smycz, wy­ko­rzy­stu­jąc chwi­lę nie­uwa­gi szcze­nia­ka, któ­ry pa­trzył na mamę. – Już! Te­raz je­ste­śmy go­to­wi!

Roz­e­mo­cjo­no­wa­ny Ru­fus szarp­nął nową smycz, ocie­ra­jąc się o kost­ki dziew­czyn­ki. Już wcze­śniej cho­dził na smy­czy – i do we­te­ry­na­rza, i na spo­tka­nia z in­ny­mi szcze­nię­ta­mi, na któ­rych miał się przy­zwy­cza­jać do to­wa­rzy­stwa psów, ale te­raz i tak bar­dzo go to eks­cy­to­wa­ło. Wy­czu­wał, że Go­sia i Adam też są czymś pod­eks­cy­to­wa­ni, i nie mógł się po­wstrzy­mać od pod­ska­ki­wa­nia.

Adam i Go­sia do­sta­li go dwa mie­sią­ce temu, jako ich wspól­ny pre­zent na dzie­wią­te uro­dzi­ny. Od lat usi­ło­wa­li na­mó­wić ro­dzi­ców na psa, ale mama i tata do­pie­ro te­raz stwier­dzi­li, że dzie­ci są już wy­star­cza­ją­co od­po­wie­dzial­ne. Na szczę­ście ro­dzeń­stwo zgo­dzi­ło się zgod­nie, że bar­dzo chcie­li­by spa­nie­la… Ko­le­ga ze szko­ły, Maks, miał wspa­nia­łe­go czar­ne­go coc­ker spa­nie­la o imie­niu Ga­gat i obo­je uwiel­bia­li się z nim ba­wić, kie­dy mama Mak­sa przy­cho­dzi­ła z psem po syna do szko­ły.

Mama Gosi i Ada­ma spy­ta­ła, skąd wzię­li Ga­ga­ta, a mama Mak­sa po­da­ła jej na­zwi­sko ho­dow­cy coc­ker spa­nie­li. Po­wie­dzia­ła, że szcze­nię­ta oto­czo­ne są tam do­brą opie­ką i są przy­zwy­cza­jo­ne do obec­no­ści dzie­ci. Jed­nak gdy mama bliź­niąt za­dzwo­ni­ła do ho­dow­cy, oka­za­ło się, że zo­stał tyl­ko je­den dzie­się­cio­ty­go­dnio­wy szcze­niak, a w naj­bliż­szym cza­sie nie moż­na się spo­dzie­wać no­we­go mio­tu. Za­tem cała ro­dzi­na od razu po­je­cha­ła do ho­dow­cy, by obej­rzeć pie­ska. Na po­cząt­ku zo­ba­czy­li tyl­ko jego mamę, le­żą­cą na pu­szy­stym kocu. Była prze­pięk­nym, zło­ci­sto-bia­łym spa­nie­lem, z naj­dłuż­szy­mi i naj­bar­dziej je­dwa­bi­sty­mi usza­mi, ja­kie kie­dy­kol­wiek wi­dzie­li.

– Ojej… – wes­tchnę­ła Go­sia. – Mo­że­my ją po­gła­skać?

Lau­ra, ho­dow­czy­ni, ski­nę­ła gło­wą.

– Tyl­ko de­li­kat­nie. Mu­si­cie uwa­żać na sut­ki, któ­ry­mi kar­mi szcze­nię­ta.

Adam zmarsz­czył brwi.

– Ale ona nie ma… Nie wi­dzę żad­ne­go szcze­nia­ka!

Go­sia zła­pa­ła go za rękę.

– Zo­bacz! – wy­szep­ta­ła pod­eks­cy­to­wa­na. – Wła­śnie go za­uwa­ży­łam. Moc­no śpi, tuż przy niej. Jest cu­dow­ny!

Adam na­chy­lił się.

– My­śla­łem, że to jej ogon – przy­znał. – Fak­tycz­nie uro­czy. I ma­leń­ki!

Lau­ra par­sk­nę­ła śmie­chem.

– Po­win­ni­ście go zo­ba­czyć, kie­dy się uro­dził. Wca­le nie jest taki mały, szcze­rze mó­wiąc, zda­je się, że mama na nim sie­dzi.

Go­sia przy­klęk­nę­ła, by po­pa­trzeć z bli­ska.

– To praw­da. Nie prze­szka­dza mu to?

– Nie, jest mu wy­god­nie i cie­pło. Po­do­ba mu się, że zo­stał je­dy­nym szcze­nia­kiem, bo to ozna­cza, że cała uwa­ga jego mamy i nas wszyst­kich sku­pia się na nim. Bę­dzie się do­ma­gał piesz­czot, je­śli za­bie­rze­cie go do domu. Adam i Go­sia wy­mie­ni­li uśmie­chy. Brzmia­ło to bar­dzo za­chę­ca­ją­co.

W tym mo­men­cie pie­sek wes­tchnął, ziew­nął i otwo­rzył oczka. Po­pa­trzył na mat­kę i z obu­rze­niem za­krę­cił za­dkiem, by się z nie­go zsu­nę­ła. Po­tem dźwi­gnął się i ro­zej­rzał, nie­śmia­ło mer­da­jąc ogo­nem. Kim byli wszy­scy ci lu­dzie, któ­rzy na nie­go pa­trzy­li?

– O, jest taki uro­czy… – szep­nę­ła Go­sia, po czym od­wró­ci­ła się do mamy i taty. – Po­pa­trz­cie na nie­go. Wspa­nia­ły, praw­da?

Na­praw­dę wy­glą­dał jak do­sko­na­ła mi­ni­wer­sja wła­snej mat­ki: miał ta­kie same za­krę­co­ne uszy i tak da­lej. Był zło­ci­sto-bia­ły, z pięk­ny­mi bia­ły­mi ła­ta­mi na grzbie­cie i uro­czy­mi, brą­zo­wo­zło­ty­mi plam­ka­mi wo­kół lśnią­ce­go, czar­ne­go no­ska. Oczy też miał pra­wie czar­ne, błysz­czą­ce i cie­kaw­skie, zwień­czo­ne dłu­gi­mi, szcze­ci­nia­sty­mi brwia­mi, przez co wy­glą­dał jak mały sta­ru­szek. Wszy­scy się zgo­dzi­li, że to wspa­nia­ły szcze­niak, a Lau­ra po­wie­dzia­ła, że już na­stęp­ne­go dnia mogą wró­cić i za­brać go do domu. Do uro­dzin Gosi i Ada­ma zo­sta­ło jesz­cze parę ty­go­dni, ale nie mie­li nic prze­ciw­ko temu, żeby do­stać pre­zent wcze­śniej. Jak na­stęp­ne­go dnia za­uwa­ży­ła Go­sia – gdy ostroż­nie wy­no­si­li pie­ska z domu Lau­ry, by umie­ścić go w no­wym trans­por­ter­ku w sa­mo­cho­dzie – mo­gli dzię­ko­wać lo­so­wi, że w ogó­le go mie­li. Gdy­by jesz­cze tro­chę zwle­ka­li, mo­gło­by się oka­zać, że już w ogó­le nie bę­dzie szcze­niąt u ho­dow­cy.

– On też ma szczę­ście, że nas ma – od­rzekł Adam. – Za­ło­żę się, że ni­ko­go in­ne­go by tak nie po­lu­bił. Oj! – Ro­ze­śmiał się i starł smu­gę śli­ny po wil­got­nym psim po­ca­łun­ku w pod­bró­dek. Wkrót­ce Adam i Go­sia nie wy­obra­ża­li już so­bie ży­cia bez Ru­fu­sa. Był bar­dzo przy­ja­ciel­ski i bez koń­ca ba­wił się z nimi w ogród­ku w prze­róż­ne po­ści­gi. Tak bar­dzo lu­bił bie­gać, że la­tał w kół­ko, po czym na­gle pa­dał na tra­wę i za­sy­piał, cał­ko­wi­cie wy­czer­pa­ny. Go­sia na­zy­wa­ła to jego „wy­łącz­ni­kiem”. Za każ­dym ra­zem, gdy tak ro­bił, wy­bu­cha­ła śmie­chem.

Cho­ciaż Ru­fus uwiel­biał po­ści­gi w ogród­ku, Adam i Go­sia do­wie­dzie­li się, że coc­ker spa­nie­le nie po­win­ny cho­dzić na praw­dzi­we spa­ce­ry, do­pó­ki nie skoń­czą mi­ni­mum czte­rech mie­się­cy. Adam prze­czy­tał to w książ­ce, któ­rą ku­pi­li, a tak­że na spe­cjal­nej stro­nie in­ter­ne­to­wej po­świę­co­nej coc­ker spa­nie­lom.

– Dla­cze­go nie? – spy­ta­ła.

Wzru­szył ra­mio­na­mi.

– Po­dob­no uwiel­bia­ją dłu­gie spa­ce­ry, bar­dzo dłu­gie spa­ce­ry… jed­nak do­pie­ro, kie­dy są star­sze, nie wol­no ich za bar­dzo mę­czyć, kie­dy są małe. Moż­na je tyl­ko ćwi­czyć i ba­wić się z nimi w ogród­ku.

Gdy