Strona główna » Styl życia » Na tropie zdumienia. Podróż w nieznane

Na tropie zdumienia. Podróż w nieznane

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-945973-1-3

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Na tropie zdumienia. Podróż w nieznane

„Podróż w nieznane” to zaproszenie Czytelnika do odkrywania swojego ukrytego potencjału i zachęta do śmiałego i szczerego rozwijania swoich pasji. To portal prowadzący do magicznych przestrzeni marzeń, snów i wizji. Podróż Autora jest jednocześnie tłem i trampoliną dla transformacji Świadomości, która zachodzi u niego dzięki pracy nad swoim systemem wierzeń, świadomemu ukierunkowaniu swoich energii oraz skupieniu na szczerości wobec swoich potrzeb i pragnień. Tekst jest niezwykłą inspiracją do wprowadzenia odważnych zmian w swoim życiu oraz czerpania radości z każdego kolejnego doświadczenia.


Książka, którą trzymasz w ręce, powstała w ostatnich trzech latach. Największa jej część jest świeżym owocem uporządkowania prowadzonych przeze mnie notatek w trakcie moich podróży. Znajdują się tu również fragmenty, którymi zdążyłem się wcześniej podzielić na łamach portali podróżniczych i społecznościowych. Śmiało można by stwierdzić, że książka ta jest kolażem spójnych, dojrzałych myśli oprawionych w ramkę, którymi to właśnie w takiej formie chcę się z Tobą podzielić. Nie jest to książka opisująca szczegółowo przebieg poszczególnych wydarzeń, w które zdarzyło mi się być oplecionym. To manifest mojego zachwytu nad samą możliwością doświadczania. Książka ta przede wszystkim jest przelanym na papier wzruszeniem nad Cudem Istnienia, jest zachętą dla Ciebie, Czytelniku, do odnalezienia swojego Wewnętrznego Nauczyciela poprzez podążanie za swoimi pasjami i marzeniami. Jest również relacją zmian w postrzeganiu mojego życia, które zaszły u mnie pod wpływem doświadczeń z samych podróży, ale też z okresu na długo przed zdecydowaniem się na ten krok.

Ze Wstępu do książki

Polecane książki

Z ebooka dowiesz się między innymi: 1. Jakie są sposoby kradzieży ładunku 2. Co należy zrobić w przypadku kradzieży 3. Jak skutecznie przeciwdziałać kradzieżom 4. Jak rozliczyć VAT w przypadku kradzieży ładunku za granicą 5. Jak odpowiednio zabezpieczyć się na wypadek kradzieży...
Książka zawiera charakterystykę podstawowych mechanizmów socjalizacji zdrowotnej, ze szczególnym uwzględnieniem socjalizacji zdrowotnej w rodzinie. Uzasadnia potrzebę promowania zdrowia, koncentrując się przede wszystkim na koncepcji szkoły promującej zdrowie. Prezentuje też teoretyczne i metodyczne...
Grupa przyjaciół spędza przerwę świąteczną w luksusowej chacie myśliwskiej na odludziu. Największe od dziesięcioleci opady śniegu sprawiają, że zostają odcięci od świata. Zabawa trwa w najlepsze. Do momentu, gdy jedno z nich zostaje znalezione martwe. Dziewięcioro przyjaciół, jeden morderca. To ...
  William Shakespeare to wybitny pisarz, aktor i reformator teatru z przełomu XVI i XVII wieku. Wiele z jego dramatów jest znanych i wystawianych na całym świecie, on sam zaś jest jednym z najczęściej tłumaczonych pisarzy anglojęzycznych w historii. Romeo i Julia, to, obok Hamleta i Makbeta najbardz...
Czy zdarzało się Wam, że musieliście prowadzić swobodną rozmowę z kolegami czy partnerami biznesowymi i chcieliście zrobić na nich dobre wrażenie? Ta książka pokazuje, jakich technik rozmowy należy użyć, by osiągnąć zamierzony cel i jak za pomocą mowy ciała udoskonalić swój wizerunek. Ponadto można ...
  „Trwały zarząd nieruchomości publicznych” to pierwsze całościowe opracowanie tej – jednej z podstawowych – instytucji prawa gospodarowania nieruchomościami publicznymi. Trwały zarząd stanowi podstawowe narzędzie instytucjonalne korzystania z nieruchomości publicznych przez jednostki publiczne bez ...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Grzegorz Sochań

Spis treści:

Strona tytułowa

Otwarcie

Od Autora

Rozdział 1. Między Wiedzą a Mądrością

Rozdział 2. Reset Świadomy

Rozdział 3. Zaufanie Głosowi Serca

Rozdział 4. Kim jesteś, Wędrowcze?

Rozdział 5. Zrzucenie Balastu

Rozdział 6. W Ślad Za Ekscytacją

Rozdział 7. Szeroka Perspektywa I Nauka Bezstronności

Rozdział 8. Technika Niezachwianej Radości

Rozdział 9. Prawo Przyciągania

Rozdział 10. Wszystko jest możliwe

Rozdział 11. Zestrojenie nie zna egoizmu

Rozdział 12. Wieczne Tu i Teraz

Rozdział 13. Czas Transformacji

Rozdział 14. Nieskończoności Najbliższa Jest Cisza

Zakończenie

Strona redakcyjna

Strona tytułowa

Grzegorz Sochań

NA TROPIE ZDUMIENIA:

Podróż w Nieznane

Kraków 2016

Otwarcie

Otwarcie

Żeby latać, motyl musi najpierw rozgrzać swoje
zapomniane serce

Wysuszyć pomięty, mokry szkielet skrzydeł na wietrze

I odważyć się ich użyć po raz pierwszy

Niektóre motyle żyją kilka godzin

Inne żyją aż trzy dni

Bywają takie motyle, które z tego powodu płaczą

Bywają dumne, które uwielbiają umierać jak najczęściej

Od Autora

Od Autora

Drogi Czytelniku,

Książka, którą trzymasz w ręce, powstała w ostatnich trzech latach. Największa jej część jest świeżym owocem
uporządkowania prowadzonych przeze mnie notatek w trakcie moich podróży.
Znajdują się tu również fragmenty, którymi zdążyłem się wcześniej
podzielić na łamach portali podróżniczych i społecznościowych. Śmiało
można by stwierdzić, że książka ta jest kolażem spójnych, dojrzałych myśli
oprawionych w ramkę, którymi to właśnie w takiej formie chcę się z Tobą
podzielić. Nie jest to książka opisująca szczegółowo przebieg
poszczególnych wydarzeń, w które zdarzyło mi się być oplecionym. To
manifest mojego zachwytu nad samą możliwością doświadczania. Książka ta
przede wszystkim jest przelanym na papier wzruszeniem nad Cudem Istnienia,
jest zachętą dla Ciebie, Czytelniku, do odnalezienia swojego Wewnętrznego
Nauczyciela poprzez podążanie za swoimi pasjami i marzeniami. Jest również
relacją zmian w postrzeganiu mojego życia, które zaszły u mnie pod wpływem
doświadczeń z samych podróży, ale też z okresu na długo przed
zdecydowaniem się na ten krok.

Przez ostatnie trzy lata podróżowałem po świecie i
chciałbym podzielić się swoimi refleksjami, które wyniosłem z tych
doświadczeń. Bacznie przyglądałem się, jak moja podróż dojrzewała z
upływem czasu i jak udało mi się dojrzewać razem z nią. To podczas podróży
właśnie zorientowałem się, że całe moje życie to podróż, i ostatecznie sam
zdecyduję o tym, jak zechcę tę podróż odbyć i w jaki sposób zechcę ją
obserwować. Codziennie każdy z nas podróżuje na swój unikatowy, wyjątkowy
sposób. Odbywamy różne podróże — te krótsze i spontaniczne po Polsce,
nieco dłuższe i zaplanowane poza Europę, odbywamy senne podróże, podróże
wglądowe w głąb swoich myśli i uczuć, podróże w przestrzeniach naszej
wyobraźni czy wreszcie podróże do pobliskiego sklepu w celu upolowania
smacznego porannego śniadania. W różnych częściach globu obserwowałem
różne tendencje i mechanizmy, których używają ludzie, aby się w tym świecie
wygodnie poruszać. Chciałbym podzielić się moją wersją takiego
mechanizmu. Taką, która sprawdza się nie tylko w warunkach terenowych, ale
także we wszystkich doświadczeniach, z jakimi możemy mieć styczność. Obsługa
proponowanego przeze mnie trybu życia wydaje mi się bardzo przyjemna,
pożyteczna dla nas i dla innych, a przy tym niezwykle łatwa w opanowaniu.
Moje sugestie zmian to zabieg, który sprawia, że życie staje się
zrozumiałe, radosne, rozwojowe i piękne. Jestem przekonany, że informacje
zawarte w tej książce mogą być pożyteczną dawką inspiracji, którą warto
wypróbować w swoim życiu. Jest to zatem książka-drogowskaz dla tych,
którzy czują się nieco zagubieni w otaczającym ich świecie i szukają
własnej drogi przez niego. To książka-bodziec dla wszystkich, którzy
chcieliby wznieść się ponad ograniczenia, jakie na siebie narzucili, i
nadać tym samym większy sens swojemu istnieniu. Jest to wreszcie
książka-klucz dla tych, którzy zapomnieli o swoim Boskim Potencjale i
pragną sobie o nim szybko przypomnieć i bezboleśnie go aktywować.

Jestem cały czas w ruchu. Czuję, że nabrałem
rozpędu i pewności siebie w swoich działaniach. Jestem szczęśliwy i pewny,
że to się już nigdy nie zmieni. Mogę to napisać z pełnym przekonaniem do
wartości tych słów i radością, która z nich płynie. Uznałem, że skoro
przyjęte przeze mnie pomysły na spędzenie tego życia tak dobrze sprawdzają
się na moim polu doświadczeń, muszą one równie dobrze sprawdzać się na polu
doświadczeń innych ludzi. Doprowadziło mnie to do przekonania, że spisując
swoje dotychczasowe refleksje i układając je w przejrzysty, łatwo
przyswajalny tekst, będę w stanie przybliżyć swój obraz świata i
zaproponować czytelnikom korzystanie z jego możliwości. Pragnę podzielić
się z szerszym gronem odbiorców myślami, które odwiedzały moją głowę
jeszcze na długo przed pierwszym dalekim wyjazdem, później wypuszczały
pierwsze wstydliwe pąki w trakcie podróży po różnych kontynentach, aby
ostatecznie ukazać się jako bukiet dostojnych, wrażliwych kwiatów, których
zapachem nie nadążam się cieszyć do dziś. Chciałbym również zgrabnie
podsumować ten okres mojego życia, który zdecydowanie należał do
najbardziej intensywnych w mnogość i zróżnicowanie przeżyć zarówno
zmysłowych, jak i duchowych.

Mimo że większość moich przeżyć podróżniczych była naprawdę niesamowita,
opisywanie ich nie może równać się z podekscytowaniem, jakie
odczuwam, kierując uwagę ludzi na radość, która wyrasta z bezpośredniego
doświadczania chwili obecnej. Znalazłem się bowiem w punkcie, w którym
każdy moment jest okazją, możliwością do celebracji, zachwytu nad nim.
Nie muszę stać na szczycie góry, aby czuć się spełnionym i szczęśliwym
człowiekiem, wystarczy mi odczuwanie podniecenia z samego torowania
sobie drogi w kierunku na szczyt. Opanowanie tej umiejętności uważam
za najcenniejszą z nauk wyciągniętych w trakcie dotychczasowych podróży,
a tym samym wartą dzielenia się z innymi. Pragnę dzielić się z Czytelnikami
tym, co jest wspólne nam wszystkim, tym, czego doświadczamy jako kolektyw,
ale na różne, indywidualne sposoby. Tym, co nas łączy w naturalny
sposób, nie jest na sprzedaż, a bardziej w formie podarunku. Niezależne
od okoliczności, koloru skóry, wyznania, narodowości czy czasu. Chcę się
podzielić piękną wizją świata, która to właśnie jest owocem mojej podróży.

Rozdział 1. Między Wiedzą a Mądrością

Rozdział 1.

Między Wiedzą a Mądrością

Podróż w Nieznane to nie przyswajanie i kodowanie w mózgu merytorycznych
informacji dostępnych w przewodnikach po krajach,
które odwiedziłem, w internecie albo encyklopedii. W swoich
najgłębszych rozważaniach nie przywiązywałem bowiem wagi do nazw
miejscowości, w których się znalazłem. Nie starałem się pamiętać określeń
potraw, przypraw, liczby przebytych kilometrów oraz środków transportu,
schodów w najwyższych budynkach świata ani tła historycznego miejsc,
które przyszło mi zobaczyć. W trakcie podróży zauważyłem, że skala tych
informacji jest tak obszerna, że gdybym chciał opisywać i pamiętać o drobnych
szczegółach każdego wydarzenia, mogłoby mi umknąć to, co w trakcie
podróży powziąłem za najcenniejsze — obserwowanie egzotyki Nieznanego
w całkowitym pochłonięciu chwilą obecną, skupieniu się na bezpośrednich
odczuciach oraz co najważniejsze, czerpanie nauki i radości z informacji
o danych zjawiskach odnajdywanych wewnątrz siebie.

W tym kontekście byłem bardzo precyzyjny w selekcji, odrzucając prawie
wszystko, co interesowało resztę poznanych przeze mnie podróżników.
W równym stopniu nie jestem zainteresowany zbieraniem i kolekcjonowaniem
przedmiotów, pamiątek, rzeczy materialnych, które trzeba za sobą nosić
i co jakiś czas przecierać z kurzu, co magazynowaniem zbędnych informacji.
Żyjemy w czasach, kiedy każda informacja jest dostępna na wyciągnięcie
ręki dla każdego, kto tylko zdecyduje się po nią sięgnąć. Nie skupię się
zatem na opisie i ocenianiu sposobów życia innych ludzi, nie skupię się na szukaniu słuszności lub szkodliwości kultów, tradycji przyjętych przez
różne społeczeństwa rozsiane po świecie. W zamian zaproponuję własną
taktykę życia, rzucając światło również na to, że to właśnie podczas zderzenia
z bogactwem i różnorodnością odmiennych kultur przybrała właściwą sobie
formę i manierę bycia.

Z mojej perspektywy zbędne jest przechowywanie zbyt wielu informacji
w głowach, gdyż powoduje to niepotrzebny szum i narzuca niekorzystne
nawyki myślowe o innych kulturach. Stwarza stereotypowe wizerunki, interpretacje
i skojarzenia o odległym, nieznanym świecie. Według mnie
korzystniej jest, kiedy wizerunki te pochodzą bezpośrednio z doświadczeń
osoby, która znalazła się wśród tej egzotyki, a nie z oczu i uszu badacza,
który relacjonuje swoje indywidualne doświadczenia. Najlepsza informacja
zatem to taka, która jedynie wskazuje na potencjał wiedzy w każdym
z nas. Taką właśnie formą informacji zamierzam się podzielić. Z moich
doświadczeń wynika jasno, że największa radość i najbardziej efektywna
nauka wypływają, kiedy przebudzenia i otwarcia na nowe perspektywy rodzą
się z naszych osobistych doświadczeń, a nie z czyichś, popierane nawet
najbardziej przekonywającymi argumentami. Uważam, że opis nigdy nie
dorówna samemu doświadczeniu, dlatego skupię się na tym, aby rozbudzić
Wasze pierwiastki odkrywcy, pioniera i wynalazcy. Będę zachęcał Was, abyście
sami doświadczali doznań, których jesteście ciekawi, jakiekolwiek one
są i z jakąkolwiek dziedziną życia są związane. Innymi słowy, wolę zachęcić
Was do podążania za własną intuicją i skosztowania zarówno trucizny, jak
i ambrozji niż uwierzenia mi na słowo, że jedno z nich może być śmiertelnie
niebezpieczne, a drugie zapewnia wieczną młodość i witalność.

DZIENNIK Z PODRÓŻY — INDIE
— PIĘKNO SZAROŚCI

Wylądowaliśmy w paszczy lwa. Pierwsze kroki stawiałem niepewnie, jak po gęstym lesie
na bosaka. Szczury i karaluchy mają to do siebie, że zdumiewająco łatwo rozpoznać ich
kształty w ciemności. W świetle promieni słonecznych zamieniają się w pluszowe maskotki,
albo znikają, całkowicie zakopując się pod ziemię. O godzinie trzeciej rano brakuje jednak
słońca, brakuje sił do trzeźwego myślenia i wreszcie brakuje ochoty na igraszki z poczuciem narastającego roztargnienia. Trzasnąłem drzwiami do taksówki, dając do zrozumienia
poznanemu Hindusowi, że nie mam też ochoty zostać naciągniętym na pieniądze, i energicznie
wyciągając plecak z bagażnika, skierowałem wzrok na ciemną ulicę przed nami.
Zrezygnowaliśmy z przepłacenia za hostel i jednostajny marsz przed siebie w upalnej
ciemności wydał się najrozsądniejszym rozwiązaniem. „Bliżej tu do zapałek i mapy niż
do internetu” — stwierdziłem ironicznie. Nasza przygoda dopiero się rozpoczęła, a miałem
wrażenie, jakby właśnie dobiegała końca. Zostaliśmy bez noclegu, gdzieś na peryferiach
Bombaju, pośród migoczących po obu stronach ulicy, wpatrujących się w nas uparcie
rzędów pustych oczu. Należały do leżących na poboczach ludzi-ciał, budziły się razem
z naszym tupaniem i zamykały, kiedy tupanie cichło.

Potem nauczyłem się jeździć na motorze w jeden dzień i zaczął się prawdziwy cyrk:
klaksony, kolory, mnóstwo kolorów i klaksonów jednocześnie, leopardy, jaszczurki i ptaki,
opium i grzyby psylocybinowe, plantacje herbaty, barwni ludzie i bezszelestni kosmici,
kamienie, cisza i cała reszta…

Bywało, że siedziałem na plaży i wpatrywałem się w fale, spluwając czasami za siebie.
Nie było irytacji, niepokoju, nie było o czym myśleć ani czegokolwiek do zaplanowania
na przyszłość. Było siedzenie, dłubanie między palcami u stóp i marszczenie czoła przed
bezlitosnym światłem z góry. Co prawda myśli się pojawiały, ale wszystkie pozbawione znaczenia.
Nie wartości, ale znaczenia, które nadawałoby im jakiś konkretny sens. Były obok
i zupełnie nie przeszkadzały. Wtedy zauważyłem, że sens może być wartością pożądaną,
ale wcale nie musi. Chciałem rozproszyć się w powietrzu, delikatnie wybuchnąć, powoli
i z przyjemnością. Wymazać dokładnie wszystko do ostatniej sylaby zapisanego czasu.

Przed wyjazdem wydawało mi się, że w zachodnim sposobie myślenia system wartości
doczekał się spłaszczenia do szerokości folii spożywczej i warto będzie skonfrontować go
ze wschodnim. Na początku odnalazłem go atrakcyjnym w swojej świeżości, ale po głębszej
obserwacji zauważyłem, że nie jest lepszy ani gorszy, jest po prostu inny. Indie to kraj
absurdu, który jesteśmy jednak w stanie przyswoić tylko w momencie oglądania go na
własne oczy. Sam absurd bowiem polega na odmienności, którą konfrontujemy z naszym
rozumieniem „normalności”. Tamtejszy „absurd” w naszym rozumieniu przybiera postać
ledwo zauważalnej codzienności odzianej w zwyczajność. To kraj, w którym kamienie są
traktowane z podobnym szacunkiem, jak ludzie i z podobną obojętnością jednocześnie.
Hindusi to pogodni czarodzieje, którzy potrafią krzyczeć głośniej, niż sam krzyk jest w stanie o sobie pomyśleć, albo wstrząsnąć ciszą, na którą nie ma żadnej odpowiedzi,
bo jak wiadomo odpowiedzi bez pytań są zbędne.

Być może koniem trojańskim okazała się myśl zachodnia, modernizacja i postęp.
Śmieszny to przecież punkt widzenia, w którym jedyną słuszną postacią nowoczesności
jest nasza, zachodnia. Hindusi przynajmniej nie udają, że wiedzą, jak funkcjonuje świat,
nie są przekonani do swoich racji i dlatego kiwają bez namysłu głowami. Nie gromadzą
bogactwa jak chomiki, bo nie mają takiej potrzeby. Są przy tym bardzo leniwi. W kuchni,
w pracy, w ogóle. Być może jednak ślimaczą się nie z głupoty, ale z rozwagi i roztropności.
Nie lubią wysiłku, zbędnego starania się o coś, czego nie mogą być pewni. Pan Kriszna
na przykład lubi bujać w obłokach, ale nie dlatego na złotym zegarku ma wygrawerowane
AIRLINES delikatną kursywą. Kiedyś przez lata dokręcał śruby metalowym piórom,
polerował skrzydła najcięższych ptaków w Indiach. Ten zegarek to jedyna pamiątka
po trzydziestu latach spędzonych w warsztatach lotniczych. Teraz ukojony miękkością
i słodyczą wdychanego dymu błądzi nocami po plaży i krzyczy w przestrzeń przed sobą:
„LSD, Marihuana! Mind blow! Mind blow! Full Power!” — jest na emeryturze.

To zabawne, że zacząłem pisać o Indiach chronologicznie, bo teraz wydaje się
zupełnie bez znaczenia, kiedy miały miejsce poszczególne wydarzenia. Istotne jednak,
jaki wywarły na mnie wpływ i czego mnie nauczyły. Dowiedziałem się wiele o sobie,
nie poznając jednocześnie niczego, czego przed wyprawą nie byłbym świadomy. Podróż
ta rzuciła jednak zupełnie inny cień, inną interpretację rzeczywistości, tej znanej
i całkowicie pospolitej. Codzienność w Indiach jest zdecydowanie bardziej zwierzęca,
dzika i instynktowna. Jako podróżnicy sami decydujemy o tym, czy podczas wyprawy-pielgrzymki-egzekucji zechcemy postarać się ją przechytrzyć i przegrać, czy odpuścić
sobie jakiekolwiek oczekiwania i zwyciężać za każdym razem. Chyba właśnie w Indiach
zacząłem w pełni żyć chwilą. Wcześniej tylko rozumiałem, co to znaczy, i zazdrościłem
tym, którzy w ten sposób żyją. Trudno mi teraz wybiegać pamięcią wstecz do początku
naszej wyprawy, przypominać sobie imiona ludzi, nazwy miejscowości i potraw. Nie
zapomniałem jednak wszystkiego. Nadal migoczą mi przed oczami obrazy nasączone
odległą przeszłością: nie zapomnę większości rozkojarzonych podróżników-włóczęgów
podobnych nam, których spotkaliśmy po drodze. Odkrywców, Błaznów, Mesjaszów
i Klaunów. Nie zapomnę kolorowego słonia tańczącego na gorącym asfalcie. Nie zapomnę
grubej warstwy lepkiego, czarnego kurzu, który wieczorami schodził z twarzy jedynie pod specjalnie wyhodowanym paznokciem. Nie zapomnę małpy, która ukradła mi kiść
bananów, i agresywnych psów nocą. Nie zapomnę ekscentrycznego Manju, który chciał
z naszą pomocą sprzedać w Polsce półtorej tony dojrzewających mango. A już na pewno
nie zapomnę, żeby jeszcze kiedyś tam wrócić.

Dwa miesiące później, maszerując dzielnie w środku malezyjskiej dżungli, Gustavo –
błyskotliwy i niezwykle sympatyczny Brazylijczyk, z którym dane mi było podróżować
przez parę dni — wypowiedział słowa, które zdarzyło mi się usłyszeć, niechcący zapisać
w notatniku, a później wyryć w pamięci na stałe: „Jesteśmy zdolni żyć tylko dlatego,
ponieważ zapominamy swoje doświadczenia i pozwalamy im odejść. Wyobraź sobie
tylko, jak wyglądałoby życie z pamięcią o każdym szczególe przeszłości i z trwałym
przywiązaniem do każdego doświadczenia, z którym miałeś do tej pory do czynienia…”

Porzucając wierzenia, tendencje i koncepty na temat mechanizmu działania tego,
co nazywamy życiem, automatycznie wgryza się poczucie niepewności i odcięcia pępowiny.
Samotność boli najbardziej, kiedy nie chcesz mieć nikogo wokół siebie i karmisz się tym
bólem na przekór. W Indiach jednak masz ogrom ludzi dookoła, sklejonych trwale ze
sobą w chaotyczną masę, która to karmi się Tobą. Zjadają cię żywcem na targach, nie
zostawiając ani krzty z ogryzka. Oplączą ci na szyi szubienice ze świętych wisiorków,
zdążą wydać ci resztę za święty obrazek, pozdrowić i pożegnać, zanim wyciągniesz pieniądze
z kieszeni. Przypominają ci każdym spojrzeniem, że jesteś reporterem „National
Geographic” ze specjalnym zleceniem albo przynajmniej sławnym aktorem, który dla
kaprysu wybrał się na wycieczkę do zoo. Tam jednak niespodziewanie i gwałtownie szybko
okazuje się, że to nie zwierzęta zamknięte w klatkach są eksponatem, ale Ty, zaplątany
w siatce wąskich, ciasnych ulic, oszołomiony zdumieniem, bez możliwości zamknięcia
oczu, kontrolowania zachwytu, bez możliwości odpoczynku, kalkulacji myśli i odwrotu.

Teraz nie jestem już w Indiach. Najchętniej zapomniałbym już o tym, tak samo, jak
o wczorajszym śniadaniu. Pragnę oddać się całkowicie w ręce Nieznanego, bezpośredniego
doświadczenia w tym momencie. Za parę dni wyjeżdżam do Niemiec podreperować swój
mocno nadwyrężony budżet. Myślę, że może to być równie ekscytująca przygoda, jak
wymiana oleju silnikowego w motorze, jazda na słoniu, skakanie z wodospadu, pływanie
z krokodylami albo wąchanie egzotycznych kwiatów po wyjściu na brzeg. Moja podróż
bowiem nie skończyła się razem z powrotem do Polski, a trwa nieustannie i nie widzę
żadnej przesłanki, która mogłaby to zmienić.

Wyruszyłem w swoją pierwszą daleką podróż z tęsknotą w sercu za czymś nowym,
w poszukiwaniu spełnienia, oświecenia, czegokolwiek co można by zdobyć w przyszłości
nakładem wysiłków. Wracam z poczuciem nieosiągnięcia niczego specjalnego, i w pełni
tym stanem usatysfakcjonowany. Zrozumiałem, że podróż nie kończy się w momencie,
kiedy stanę na szczycie góry z rękami wysoko uniesionymi w kierunku nieba. Prawdziwa
podróż rozpoczyna się, kiedy stojąc na górze, uświadomię sobie, że ręce wcześniej czy
później się zmęczą i będę musiał je opuścić. Najlepszym wspinaczem zatem nie jest ten,
kto wejdzie najwyżej, albo ten, który wejdzie najszybciej. Najlepszym wspinaczem jest
ten, kto czerpie z tego najwięcej radości.

W trakcie poszukiwań sensu mojego życia i zadumy nad wartością
swojego istnienia w pewnym okresie wydawało mi się, że razem z wiedzą,
intelektualnym zrozumieniem zachodzących procesów wokół mnie przyjdą
do mojego życia niepodważalny spokój i klarowność. Nigdy nie szukałem
uznania lub pochwały w cudzych oczach, nigdy też nie zależało mi na tym,
aby być postrzegany jako najlepsze źródło niepodważalnych informacji.
Zakładałem jednak, że pewien zakres wiedzy jest niezbędny do swobodnego
i przyjemnego poruszania się w tym świecie, że istnieją treści, dzięki którym
będę w stanie wyzbyć się jakiegokolwiek cierpienia. Teraz widzę wyraźnie,
że żadna wiedza intelektualna nie jest w stanie dostarczyć tyle spokoju,
zrozumienia i jasności, co zaufanie głosowi swojego serca i wsłuchanie się
w jego subtelne przekazy klarowności, które to wędrują kanałami ekstatycznych
uczuć, wyobraźni i pragnień, niepodporządkowanym zupełnie
ograniczonym prawom logiki, w które to tak wielu ludzi zdecydowało
się uwierzyć i uznać za swoje ostateczne, niezaprzeczalne zwierzchnictwo.
Z mojej perspektywy korzystnie jest angażować się jedynie w te nauki,
informacje, przekazy, które sprawiają nam uciechę i poszerzają niezbędne
gałęzie myślowe do prawidłowego wzrostu w dziedzinach, które nas pasjonują.
Nie widzę potrzeby wchłaniania jakichkolwiek informacji, treści,
opiniotwórczych komentarzy, które nie współgrają z moim pomysłem na
funkcjonowanie mojego wymarzonego świata. W pewnym momencie całkowicie
przestałem angażować się w tłumaczenie sobie swojej rzeczywistości cudzymi pomysłami na nie. Ostatecznie bowiem żadna treść, z jaką mamy
styczność, nie ma wbudowanego znaczenia, jest neutralna w swej istocie,
całkowicie podporządkowana interpretacji obserwatora. Żadna treść, podobnie
jak żaden kolor, nie zawiera więc żadnego elementu szczęścia ani
odcienia cierpienia dopóty, dopóki nie zdecydujemy się taki ładunek w ten
kolor czy treść włożyć. Każda treść, czy inaczej mówiąc czyjś subiektywny
pomysł na wytłumaczenie danego zjawiska, jest jedynie narzędziem, zaproszeniem,
którego możemy używać, aby naświetlić sobie wizje innych ludzi,
kiedy chcemy się z nich uczyć. Jeśli jednak nie sprawiają nam radości, nie
musimy im ufać lub traktować jako jedyne możliwe.

W początkowych etapach mojej Podróży w Nieznane szukałem zatem
jakiejś uniwersalnej prawdy, która miałaby się sprawdzać na polu doświadczeń
każdej żyjącej istoty. Prawdy, którą to można by zapisać w formie obowiązującego
prawa lub nadrzędnej reguły dla właściwego, słusznego zachowania.
Chciałem wyruszyć do dżungli, walczyć ze złoczyńcami w czarnych
maskach, uratować kilka księżniczek, żeby ostatecznie odnaleźć prawdziwy
skarb. Chciałem sprawdzić, czy jestem w stanie dokopać się do jakiegoś
niepodważalnego dowodu na to, że powinniśmy tworzyć kodeksy prawidłowego
postępowania, listy niezmiennych, wiecznie obowiązujących przykazań.
Jak łatwo się domyślić, nie udało mi się odnaleźć ani żadnej na tyle
wszechstronnej prawidłowości, która mogłaby zadowolić wszystkich ludzi
jednocześnie, ani przyczyny, dla której powinniśmy narzucać na siebie
ograniczenia w postaci tworzenia takich praw i regulacji. Każdy z nas jest
w końcu innym człowiekiem, z różnymi doświadczeniami życiowymi, odmiennymi
wariantami struktury swoich wierzeń, uwarunkowań oraz ideologii,
którym ufa. Każdy z nas dysponuje odmiennymi preferencjami, innymi
talentami, lękami, planami, potrzebami, itd. Czym głębiej kopałem w cudzych
głowach, tym trudniej było mi kontynuować. Moje poszukiwania
doprowadziły mnie w końcu do punktu, w którym musiałem odpuścić i zrezygnować
z tej nieuczciwej, tragikomicznej farsy. Paradoksalnie, poddając
się i nie angażując dłużej w swoje poszukiwania, zwyciężyłem, bo odpuściłem
sobie tym samym pomysł na konieczność zadowalania wszystkich ludzi wokół mnie. Odnalazłem skarb, ale zupełnie inny niż sobie wcześniej wyobrażałem.
Odnalazłem skarb w swoim sercu: cichą, spokojną klarowność,
spokój i przejrzystość w widzeniu. Dzięki mojemu odkryciu wzmocniłem
znacznie zaufanie w propagowanie własnego stanowiska podczas konfrontacji
z kolejnymi wyzwaniami, na które byłem wystawiany. Zauważyłem,
że moje życie zaczęło się szybko zmieniać. W pewnym momencie okazało
się zbyt ruchliwą i zbyt dynamicznie krystalizującą się substancją, żeby
doganiać każdą kolejną, świeżą okoliczność oceniającą i wartościującą opinią,
komentarzem lub opisem. Innymi słowy, w pewnym momencie potępiające,
niewyrozumiałe perspektywy stały się zwyczajnie zbyt ciężkim
bagażem na moich plecach. Zdecydowałem więc, że znacznie lżej będzie
mi obserwować swój świat przyjaznym okiem, w którym nie ma potrzeby
obwiniać kogokolwiek za zastały obraz rzeczywistości ani obawiać się czegokolwiek
w przyszłości.

Nie odnalazłem zatem swojego skarbu nigdzie na zewnątrz, w żadnej
z cudzych głów. Dzięki procesowi szukania zdążyłem zauważyć natomiast,
że moja prawda nie musi mieć nic wspólnego z prawdą ludzi wokół mnie.
Co więcej, to właśnie oryginalność mojej prawdy (mojego punktu widzenia)
jest podstawą jej jakości i świadczy o jej autentyczności. Niezwykle kojącą
odnajduję myśl, że nikt nie może odebrać mi przywileju obserwowania rzeczy
po swojemu. Szukanie swojej prawdy gdziekolwiek poza swoim sercem
buduje poczucie lepienia sztucznej „normalności”, poczucia przystawania
do grupy, przynależności do pozostałych, ale na pewno nie jest metodą na
odnalezienie jej. Innymi słowy, zauważyłem, że im bardziej starałem się
zrozumieć naturę wszechświata, dzieląc zjawiska na kategorie, narodowości,
zakresy, stopnie, zamykając je w osobnych szufladach i odgradzając od
siebie, rozpisując je na gatunki i podgatunki, tym bardziej oddalałem się
od spójności i integralności, których odnalezienie przewrotnie było celem
moich dociekań od samego początku.

Zauważyłem, że z nauk, których trzonowymi ambicjami były segregacja
i podział, nie mogę otrzymać większej klarowności ponad to, że dzielenie zjawisk
i nadawanie im nazw jest jedynie formą pozornego ich porządkowania, nadawania numerka i miejsca w szeregu. Słowa są jednak jedynie opisem
zjawisk, który dziwnym trafem brałem za bardziej prawdziwe niż samo
doświadczenie. Opisując zjawiska, reakcje chemiczne, tendencje społeczne,
wydarzenia historyczne, odpowiadamy na pytania „w jaki sposób”, „pod
wpływem czego”. Pytamy o przyczynowość, później odnajdujemy motyw,
który uznajemy za główny czynnik sprawczy, po czym umieszczamy dane
zjawisko w koszyczku z odpowiednią etykietką. Jest to jak najbardziej piękna
forma wyjaśniania sobie rzeczywistości i może być niezwykle pożyteczna.
Używając języka opisowego, nie jesteśmy jednak w stanie odpowiedzieć na
bardziej fundamentalne pytania, których to odpowiedzi byłem ciekawy.
Pytania o sens tychże zjawisk, o ich celowość i znaczenie. Nauczyłem się, że
integralności i spójności nie da się znaleźć na zewnątrz w świecie podziałów,
sztucznych granic i grup. Nauczyłem się, że jeśli w takich warunkach chcę tę
spójność, spokój i klarowność odnaleźć, muszę je najpierw sam wytworzyć,
zauważyć wewnątrz siebie, aby dopiero później zacząć dostrzegać je wszystkie
w swoim najbliższym otoczeniu. Jeśli więc coś, co mnie interesuje, nie istnieje
w mojej widzialnej rzeczywistości, kieruję wzrok na to, co niewidzialne,
i najpierw kreuję ten obiekt zainteresowania w swojej wyobraźni, od zera.
W tej umiejętności odnajduję znacznie większą dojrzałość, mądrość i spryt
niż we wszystkich dotychczas poznanych technikach szukania.

Wiedza to co innego niż mądrość. Wiedza to zbiór zmagazynowanych
w swojej pamięci nazw poszczególnych obiektów, postaci, zjawisk oraz umiejętność
szybkiego przywoływania tych nazw, ustawiania w chronologicznym
porządku linearnego czasu lub zgodnie z wcześniej wymyślonym wzorem
czy koncepcją na organizację tych etykiet. Wiedza jest silnie zależna więc od
przeszłości, wyrasta z niej i współdzieli z nią główne sensy. Jest tożsama z podtrzymywaniem
całej gamy podziałów, segregacji, rozgraniczeń, klasyfikacji,
którym to ludzie zdecydowali się zaufać i na których zdecydowali się budować
swoją moralność, hierarchię społeczną, itp. Mądrość natomiast nie ma
nic wspólnego z wiedzą, a przynajmniej mieć nie musi. Mądrość to w moim
przekonaniu umiejętność podejmowania najkorzystniejszych i najbardziej
zrównoważonych decyzji w każdym kolejnym momencie swojego życia. To inteligentne wykorzystywanie swoich umiejętności i ufanie swojej intuicji
w budowaniu swojej preferowanej przyszłości. Człowiek mądry ufa sobie,
bo wie, że ufać komukolwiek innemu bardziej jest zwyczajnie nierozsądnie.
Mądrością może więc być wykorzystywanie swojej wiedzy w momencie,
kiedy jest potrzebna, ale równie dobrze może być z niej rezygnowaniem,
kiedy wiedza ta jest powodem irytacji, frustracji lub zakłopotania. Przez
pewien czas przebywanie w objęciach błogiej niewiedzy było moim słodkim
lekarstwem na większość brudów, które zwykły kiedyś pojawiać się razem
z intelektualnym tłumaczeniem sobie rzeczywistości. Największe osiągnięcia
w rejonie nauki, pionierskich wynalazków i zmieniających paradygmat
myśli filozoficznych rodzą się w zgodzie z przekonaniem, że podstawą tejże
innowacji jest pokorne uświadomienie sobie własnej niewiedzy. Przywołując
słowa jednego z moich duchowych nauczycieli: „Zdecydowanie przyjemniej
jest wspólnie nie wiedzieć, niż wmawiać sobie nawzajem, że się wie lepiej
od pozostałych”.

Opisywanie kolejnych doświadczeń może stać się oczywiście sposobem
na spędzenie radosnego życia, ale nie ma nic wspólnego z rzeczywistą naturą
kreowania własnego życiowego doświadczenia. Ponieważ w trakcie odkrywania
swojego Nieznanego szybko okazało się, że moim głównym priorytetem
w życiu jest odnalezienie miejsca, z którego byłbym w stanie znacznie
sprawniej kreować swoje życiowe doświadczenia, postanowiłem odwrócić
się nieco od opisowego nurtu nauki. Później zauważyłem zresztą, że nauka
owa i świat opisowy bardzo sprawnie nadążały za ścieżką duchowego, niefizycznego
rozwoju, którą to postanowiłem wtedy zacząć kroczyć. Pisząc
niefizycznego, mam na myśli obręb własnej wyobraźni, stanu bycia, myśli,
intuicji, inteligencji, pomysłowości itd. Nad ich rozwojem zdecydowałem
się pracować i im poświęcać możliwie najwięcej czasu. Wszystkim tym
czynnikom, których każdy z nas doświadcza na poziomie niewidzialnym,
a które później manifestują się w naszym życiu w różnych formach fizycznych.
Nie mają one jednego określonego kształtu, który można by zmierzyć
za pomocą linijki, stąd praca nad nimi wygląda trochę inaczej niż nad
fizycznymi obiektami i widzialnymi zjawiskami dla oczu. Zwrot skupienia z form widzialnych w kierunku aspektów niefizycznych mojej świadomości
rozwija się u mnie stopniowo, aczkolwiek bardzo konsekwentnie.

Zauważam u