Strona główna » Obyczajowe i romanse » Najlepsze lekarstwo

Najlepsze lekarstwo

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-276-0491-0

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Najlepsze lekarstwo

„Serce jej krwawiło. Sama naraziła się na cios. Od kilku tygodni wiedziała, że jest coraz bardziej zakochana mimo jego reputacji kobieciarza, mimo danej sobie przysięgi, że nie będzie się angażować w nowy związek. Powtarzała sobie, że to tylko wakacyjny romans, ale przecież jej największym marzeniem jest związanie się z Harrym na zawsze. Musi od niego uciec, zanim pęknie jej serce...”

Polecane książki

Monografie Prawnicze jest to seria, w której ukazują się publikacje omawiające w wyczerpujący sposób określone instytucje czy zagadnienia prawne. Adresujemy je przede wszystkim do prawników poszukujących wnikliwego ujęcia tematu, łączącego teorię (poglądy doktryny, elementy prawnoporównawcze) i pra...
Poradnik do gry Kapitan Morgane i legenda Złotego Żółwia zawiera wskazówki przydatne podczas zabawy. To dokładna i bogato ilustrowana solucja, która przeprowadzi Cię przez wszystkie kolejne wydarzenia opowiadanej przez ten tytuł historii. Kapitan Morgane i legenda Złotego Żółwia - poradnik do gry za...
Kolejna część przygód Włodzimierza Krzysztofika w dalekich krajach. Tym razem autor powraca do Maroka, zabierając czytelnika w niezwykłą podróż przez egzotyczną, odległą krainę, pełną osobliwości....
Księga zawiera zbiór opracowań przygotowanych przez najwybitniejszych przedstawicieli nauki prawa pracy z okazji jubileuszu Profesora Ludwika Florka, jednego z najwybitniejszych przedstawicieli nauki prawa pracy. Zagadnienia omówione w książce dotyczą aktualnych problemów związanych ze stosowaniem z...
Niniejsza książka, wydana w nowej serii tłumaczeń polskich ustaw na języki europejskie zawiera angielskie tłumaczenie ustawy Prawo bankowe. Obejmuje ona nowelizacje Ustawy z 2011 roku. Prezentowane tłumaczenie uwzględnia najbardziej aktualne trendy językowe w doktrynie i orzecznictwie Unii Europejs...
Głównym celem programu koordynowanej opieki nad kobietą w ciąży, który rozpoczyna się 1 lipca, jest poprawa opieki nad ciężarnymi. Ma zapewnić kobietom kompleksową opiekę medyczną w czasie trwania ciąży, podczas porodu oraz w okresie sześciu tygodni po urodzeniu dziecka. W e-booku podpowiadamy, któr...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Emily Forbes

Emily ForbesNajlepsze lekarstwo

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Emmo, kiedy przyjeżdżasz? Jaki chcesz lepszy dowód, że mówię poważnie? Nie wystarcza ci, że mimo bieganiny siadam i piszę?! Uszczknij trochę kasy ze spadku i wskakuj w samolot. Możesz zatrzymać się w Sydney u moich staruszków, a kiedy dojdziesz do siebie po zmianie stref czasowych, przylecisz do mnie. Zobaczysz, oszalejesz z zachwytu. Pamiętasz, jak byłyśmy nastolatkami i fascynowało cię wszystko, co miało związek z Australią? I pamiętasz ten serial o latających lekarzach? (Jak mogłabyś zapomnieć? Zabrałaś ze sobą komplet kaset wideo :)!) Tutaj masz szansę zobaczyć ich na żywo, nie na niby! Nie wykręcaj się, MUSISZ przyjechać!

Zaręczam ci, kiedy tylko zobaczysz busz i poznasz prawdziwych Australijczyków, zapomnisz o kłopotach. Nabierzesz dystansu, zyskasz właściwą perspektywę i wyrzucisz tego jak-on-się-nazywa Z SERCA I Z PAMIĘCI!!!

Nie zastanawiaj się, Em, działaj!

Do szybkiego zobaczenia.

Ściskam, Soph

Pełen wykrzykników list Sophie był taki jak ona. Wszystko robiła szybko i z pasją. Żyła w ustawicznym biegu, a jej entuzjazm był zaraźliwy. Emma uległa więc namowom kuzynki, kupiła bilet i teraz zbliżała się do celu swej podróży.

Zaproszenie Sophie nie było jedynym powodem, dla którego spakowała walizkę, pożegnała się z macochą oraz przyrodnimi siostrami i zdecydowała polecieć na drugą półkulę. Potrzebowała tego listu. Był dla niej jak kotwica, czytała go codziennie i znała na pamięć. Pomagał jej utrzymać kontakt z rzeczywistością. Dzięki niemu cała przygoda nie wydawała się czystą abstrakcją.

Rozpamiętywanie wydarzeń, które poprzedziły jej wyjazd, było tak przygnębiające, że Emma z powrotem skoncentrowała uwagę na krajobrazach widocznych przez okno i zmusiła się do myślenia o przyjemniejszych rzeczach. Patrząc jednak na wyschniętą czerwoną ziemię pod skrzydłami samolotu, zaczęła się zastanawiać, czy mądrze postąpiła. Czy rozsądne było porzucenie swojskiej Anglii i przyjazd na to pustkowie?

W Anglii czułaś się nieszczęśliwa, przypomniał wewnętrzny głos. To prawda, ale tutaj też może być nieszczęśliwa.

Czy lepiej być nieszczęśliwą u siebie w domu, czy w nieznanym obcym świecie?

Miała nadzieję, że słowa Sophie się sprawdzą i że zmiana otoczenia oraz nowe zajęcia pomogą jej przestać litować się nad sobą i ruszyć do przodu. Sophie przekonywała ją, że trudno być przygnębionym tam, gdzie słońce świeci prawie zawsze. Poza tym Emma od dawna marzyła o powrocie do Australii. I teraz to marzenie się spełniało.

Samolot zaczął się zniżać. Emma wsunęła kopertę z listem między kartki książki, a książkę schowała do torebki. Potem wciągnęła powietrze w płuca i z ciężkim westchnieniem wypuściła. Za późno, by się wycofać.

– Dobrze się pani czuje? – zaniepokoiła się dziewczyna z sąsiedniego fotela.

Emma odwróciła się w jej stronę. Podczas lotu nie rozmawiały. Na początku wymieniły tylko zdawkowe uśmiechy, potem Emma wyjęła książkę i zagłębiła się w lekturze. Teraz spostrzegła, że dziewczyna jest mniej więcej w jej wieku, czyli ma dwadzieścia kilka lat, i przygląda się jej z wyraźną troską.

– Tak, tak. Nic mi nie jest – odparła. – Tylko różne myśli nie dają mi spokoju.

– Jest pani Angielką? – Emma przytaknęła kiwnięciem głowy. – Przyjechała pani na wakacje czy do pracy?

Emma zastanowiła się, jak określić cel wizyty. Chciała wierzyć, że przyjechała na wakacje, chociaż jej podróż była bardziej ucieczką. Wiedziała, że ucieka od dawnego życia, przynajmniej na pewien czas, lecz nie chciała przyznać się do tego głośno.

– Przyjechałam do rodziny.

To była prawda, chociaż nie cała.

– Na długo?

– Jeszcze nie wiem.

Emma nie snuła żadnych planów. Najpierw niech dotrze do Broken Hill, a potem zobaczy, co dalej. Już dawno się przekonała, że wiele rzeczy w życiu dzieje się jakby bez jej udziału. Czasami cieszyła się z tego, jak toczą się wypadki, czasami nie, lecz zawsze towarzyszyło jej przekonanie, że na pewne sprawy nie ma wpływu. Na inne zaś nawet nie próbowała wpływać. Bardzo często też z jej planów wychodziło coś zupełnie innego niż w początkowych zamierzeniach, więc ostatecznie, jeśli tylko mogła, unikała wybiegania myślą w przyszłość.

Nie czuła się na siłach kontynuować rozmowy, odwróciła się więc z powrotem do okna.

Ocean i góry na zachód od Sydney dawno pozostały za nimi. Ziemia była pofałdowana, zabarwiona na czerwono, a rośliny wyblakłe i jakby przykurzone. Nie musiała zbytnio wysilać wyobraźni, aby uwierzyć, że ludzie giną tutaj bez śladu. Jak ona to wytrzyma?

Urodziła się i wychowała w Anglii, lecz zawsze pragnęła poznać Australię. W końcu była w połowie Australijką. Jako nastolatka, podczas swojej pierwszej wizyty, oglądała busz tylko w telewizji. Dopiero teraz będzie miała okazję, już jako osoba dorosła, na własnej skórze doświadczyć, jak wygląda życie we wnętrzu kontynentu.

Miała nadzieję, że pobyt tu pozwoli jej dojść do siebie po traumie, jaką był dla niej ostatni rok, i odkryć, co to znaczy szczęście, lecz patrząc na ten nieprzyjazny krajobraz, zaczynała nabierać wątpliwości, czy jej się to uda. Niewykluczone, że samo przetrwanie tutaj pochłonie jej wszystkie siły.

Samolot zniżał się coraz bardziej. Emma poczuła lekki wstrząs, gdy pilot próbował wysunąć podwozie, lecz zaraz potem usłyszała, jak klapa z powrotem się zamyka. Samolot zatoczył koło. Po chwili pilot podjął drugą próbę wysunięcia podwozia, również nieudaną. Emma zmarszczyła brwi. Przy kolejnym okrążeniu zobaczyła budynek lotniska.

– Proszę o uwagę – usłyszeli głos pilota. – Pragnę poinformować, że z powodu usterki technicznej podwozia będziemy lądowali w trybie awaryjnym. – W samolocie zapanowała martwa cisza. – Nie ma powodu do niepokoju. Proszę o pozostanie na miejscach i zapięcie pasów. Załoga poinstruuje państwa, jaką pozycję należy przyjąć podczas lądowania. Proszę bezwzględnie stosować się do poleceń.

Po skończonym komunikacie rozległy się krzyki i płacze. Emmie serce zaczęło bić nieprzytomnie, żołądek podjechał do gardła. Stewardesy zaczęły chodzić wzdłuż przejścia, odsłaniać okna, pomagać pasażerom zgiąć się i przycisnąć brodę do kolan albo mocno zaprzeć się rękami o fotel przed sobą. Stopniowo ich opanowanie udzieliło się wszystkim.

Emma pochyliła się i oparła czoło o kolana. Wiedziała, że samolot krąży nad lotniskiem, czekając, aż służby ratownicze na ziemi zajmą swoje pozycje. Zastanawiała się, kto będzie miał najwięcej roboty, strażacy czy ratownicy medyczni. Przejechała pół świata w poszukiwaniu spokoju, lecz nie wiedziała, że może to być spokój wieczny. Jeszcze jeden dowód, że nie powinna niczego planować. Plany nigdy nie wychodzą. Umrze w wieku dwudziestu siedmiu lat. Tak jak jej matka.

Nie. Musi ufać, że pilot wie, co robi, że jest tak kompetentny, spokojny i opanowany, jak wynikało z komunikatu. Wzięła głęboki oddech i zacisnęła kciuki.

Wyłączono światła. Wnętrze samolotu pogrążyło się w półmroku. Emma zamknęła oczy. Pomyślała o wszystkim tym, co w życiu utraciła. O matce zmarłej, kiedy była dzieckiem, i o ojcu, który odszedł niedawno i z którym łączyła ją silna więź. Pustkę po nim starała się zapełnić, wiążąc się z różnymi mężczyznami. Rozstanie z ostatnim chłopakiem, Jeremym, kosztowało ją mieszkanie i posadę.

Teraz sobie uświadomiła, że tęskni za pracą pielęgniarki. Kochała swój zawód, mimo że Jeremy powiedział wiele okrutnych słów, które sprawiły, że zwątpiła w swe kwalifikacje. Ale właściwie dlaczego miałby jej dyktować wybór drogi życiowej, buntowała się w myślach. Nie zamierzała wracać na dawne stanowisko, nie chciała już nigdy pracować razem z nim, ale jest przecież wiele innych szpitali, gdzie przyjmą ją z otwartymi ramionami.

Kariera zawodowa zdecydowanie jest celem, któremu warto się poświęcić i Emma przyrzekła sobie, że jeśli wyjdzie cało z tej opresji, wróci do zawodu.

Właśnie zaczęła układać w głowie listę szpitali, do których mogłaby złożyć papiery, kiedy poczuła silny wstrząs. Samolot uderzył o ziemię.

Słychać było szczęk miażdżonego metalu i krzyki. Dziewczyna obok niej również krzyknęła. Emma otworzyła oczy i zobaczyła, że sąsiadka przyciska lewą rękę do piersi. Patrząc na jej wykręconą dłoń, domyśliła się, że ma złamany przegub. Zapewne nie przyjęła właściwej pozycji i siła uderzenia rzuciła ją o fotel przed nią.

Samolot szorował brzuchem po betonie, chybotał się na boki, ze schowków nad fotelami wypadały bagaże. Na szczęście jednak maszyna nie rozpadła się na części, paliwo nie wybuchło. Pasażerowie i załoga trwali w oczekiwaniu. Nagle ciszę rozerwały sygnały alarmowe służb ratunkowych.

Emma wyjrzała przez okno. Z gęstych obłoków czerwonego kurzu wyłoniły się wozy straży pożarnej i karetki pogotowia. Dziewczyna obok niej przestała krzyczeć, wciąż jednak przyciskała rękę do piersi i cicho popłakiwała. Emma delikatnie dotknęła jej ramienia.

– Jestem pielęgniarką – odezwała się. – Jak mogę pani pomóc?

– Ja też jestem pielęgniarką – odparła dziewczyna i spojrzała na Emmę okrągłymi z przerażenia oczami. – Ale nie mam pojęcia, co należy robić.

Emma uznała, że teraz każda pomoc będzie zbawienna. Spod fotela przed sobą wyciągnęła torbę, otworzyła i wyjęła z niej duży bawełniany szal. Zabrała go, by się nim okryć, gdyby w samolocie było chłodno.

– Unieruchomię tym rękę, dobrze? – zaproponowała.

Wiedziała, że to będzie ważne podczas ewakuacji pasażerów z samolotu za pomocą nadmuchiwanej zjeżdżalni. Gdy skończyła, załoga już otworzyła wyjścia awaryjne i kierowała do nich w pierwszej kolejności osoby z małymi dziećmi oraz tych pasażerów, którzy doznali obrażeń.

– Panie podróżują razem? – zapytała stewardesa Emmę.

– Nie, ale ta pani złamała rękę i wymaga pomocy.

– Czy pani również ucierpiała? – Emma pokręciła głową. – W takim razie proszę zaopiekować się sąsiadką, dobrze?

Emma kiwnęła głową. Odpięła pas, przełożyła pasek torby przez głowę, potem pomogła sąsiadce wstać. Ze swoimi i jej sandałami w ręce szła za nią do wyjścia awaryjnego. Kiedy stanęła w otwartych drzwiach, uderzyła ją fala gorąca. Powietrze było suche, kurz drażnił gardło. Na szczęście nie dawało się wyczuć zapachu paliwa.

Stewardesa kierująca ewakuacją poleciła dziewczynie ze złamanym nadgarstkiem zjechać pierwszej, Emmie zaś tuż za nią. Gdy znalazły się na płycie, Emma usadziła swą podopieczną na ziemi, sama zaś poszła szukać pomocy.

Na płycie lotniska przybywało ludzi, pasażerów, ratowników, mechaników, techników. Nagle wyrósł przed nią wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna w mundurze. Przez moment zdawało się jej, że to urojenie, lecz wówczas mężczyzna przemówił:

– Dobrze się pani czuje? Zgubiła się pani? – Emma pokręciła głową. – Doznała pani jakiś obrażeń?

Ponownie pokręciła głową. Czuła się trochę zdezorientowana, lecz fizycznie nic jej nie dolegało.

Mężczyzna przyglądał się jej bacznie, więc ona również zaczęła się w niego wpatrywać.

ROZDZIAŁ DRUGI

Musiała zadrzeć głowę, by móc przyjrzeć się nieznajomemu. Był wysoki, kilkanaście centymetrów wyższy od niej, czyli musiał mieć blisko metr dziewięćdziesiąt wzrostu. Błękit oczu kontrastował z opalenizną, czarne włosy układały się w lekkie fale. Barczysty, mocno zbudowany, sprawiał wrażenie wysportowanego i tryskającego energią.

Omal nie westchnęła z zachwytu. Pierwszy facet z buszu, jakiego napotkała, spełniał wszelkie jej wyobrażenia stworzone na podstawie seriali telewizyjnych.

Nagle zorientowała się, że on wciąż czeka na odpowiedź. Pewnie myśli, że doznałam szoku, pomyślała.

– Nic mi nie jest – zapewniła go.

– Ma pani krew na wardze. – Z przenośnej apteczki wyjął chusteczkę i jej podał.

Oblizała usta. Na języku poczuła smak krwi. Gdy przyłożyła chusteczkę do warg, spostrzegła, że ręka jej drży.

– Jeszcze nie wszystko. Mogę? – zapytał. Z plecaka wyjął butelkę z wodą, zwilżył chusteczkę i ujmując Emmę pod brodę, wytarł pozostałą krew. Pod wpływem tego dotyku Emmę przeszedł dreszcz, serce zabiło mocniej. Skąd taka reakcja? Jeszcze nigdy żaden mężczyzna nie wywarł na niej tak piorunującego wrażenia! Nagle poczuła, że musi usiąść. – Chce pani, aby obejrzał to lekarz?

– To pan nie jest lekarzem? – Na kieszeni munduru zobaczyła przecież znajome logo latających lekarzy.

– Nie. Jestem pilotem.

– Aha.

Pilot. Tego się nie spodziewała.

– Zaraz dojdę do siebie – odrzekła – ale tam jest dziewczyna ze złamaną ręką. Właśnie szukałam dla niej ratownika.

– Może mnie pani do niej zaprowadzić?

– Oczywiście.

Po krótkiej chwili zobaczyli sąsiadkę Emmy z samolotu.

– Lisa! Co się stało?

– Harry?!

Lisa i Harry, pomyślała Emma. Lisa zna Harry’ego. Harry zna Lisę. Świetnie. Przystojny pilot znalazł się poza zasięgiem.

– Znajdziemy karetkę – rzekł Harry i wziął Lisę na ręce. – Dziękuję za pomoc – rzucił w stronę Emmy. – Zdoła pani sama dojść do terminalu?

Zastanawiała się, czy nie zgłosić się do pomocy jako pielęgniarka, lecz kiedy się rozejrzała, zobaczyła, że sytuacja jest opanowana. Kiwnęła głową.

– Tak, oczywiście.

Odwróciła się i dołączyła do grupy pasażerów idących w stronę terminalu. Kiedy po chwili obejrzała się za siebie, Harry’ego i Lisy nigdzie nie było widać.

Wewnątrz budynku przedstawiciel linii lotniczych zbierał informacje, kto chce odebrać bagaż, a kto życzy sobie, aby mu go dostarczono pod wskazany adres. Dopiero kiedy uporała się z formalnościami, Emma zaczęła się zastanawiać, gdzie jest Sophie.

Rozejrzała się po hali, lecz kuzynki na lotnisku nie było. Emmę ogarnęło uczucie zawodu, potem zaczęła się zastanawiać, czy nie wylądowała w niewłaściwym mieście! Wyjęła telefon komórkowy, włączyła go i już po chwili na wyświetlaczu pojawiła się kopertka, znak otrzymanego esemesa. „Przepraszam, przepraszam. Musiałam zostać dłużej. Do szóstej powinnam tam dotrzeć. S.”

Emma wzruszyła ramionami, usiadła i przygotowała się na czekanie. Służby ratownicze dawno odjechały. Hala lotniska powoli pustoszała.

Gdzie jej bagaż? Dopiero teraz uświadomiła sobie, że nigdzie nie widziała taśmociągu. Postanowiła dowiedzieć się czegoś. Pierwszą osobą, na jaką się natknęła, był Harry.

– Pani wciąż tutaj? Nikt po panią nie przyszedł?

– Przyjaciółce coś wypadło. Właśnie szukam bagażu. Wie pan, gdzie jest karuzela?

– Harry – przedstawił się, zanim odpowiedział. – Pani pierwszy raz w Broken Hill? – zapytał z rozbawieniem w oczach.

– Emma. Tak. Co w tym takiego śmiesznego?

Harry przyglądał się Emmie i zastanawiał, co Angielka – poznał to po akcencie – robi w australijskim interiorze. Nie wyglądała na typową turystkę. Na dodatek podróżuje samotnie. Co ją tutaj sprowadza? Na kogo czeka?

– Nie mamy taśmociągu – wyjaśnił. – Twój bagaż będzie na wózku. Tędy…

Nie spieszył się nigdzie, mógł więc jej potowarzyszyć. Poza tym nigdy nie odmawiał pomocy kobiecie, a już szczególnie takiej ładnej jak ona. Zobaczył, że Emma się waha, lecz po chwili jakby podjęła decyzję. Włosy odrzuciła do tyłu, komórkę schowała do torby. Wykorzystał ten czas, aby się jej lepiej przyjrzeć. Szczupłe dłonie, krótkie paznokcie, ruchy pełne gracji. Elegancka, mimo że biała płócienna sukienka i srebrne sandałki zdążyły okryć się czerwonym pyłem.

– Chcesz, żebym z tobą poszedł? – zapytał. Zależało mu na tym, by przedłużyć rozmowę.

W odpowiedzi obdarzyła go uśmiechem, od którego dech zaparło mu w piersiach, a w jej zielonych oczach pojawił się radosny błysk. Najbardziej ponętne wydały mu się dołeczki w policzkach. Już na pierwszy rzut oka wyglądała ślicznie, ale gdy się uśmiechała, była wprost zjawiskowa.

– Dzięki.

Wózek bagażowy stał tuż za drzwiami. Emma bez trudu mogłaby sięgnąć po dużą walizkę leżącą na wierzchu, lecz pozwoliła Harry’emu zrobić to za nią. Fascynował ją i cieszyła się, że może przebywać w jego towarzystwie jeszcze chwilę dłużej.

– Długo zatrzymasz się w mieście? – zapytał i oparł sobie walizkę na ramieniu.

Emma wiedziała, że jest ciężka, lecz w jego rękach zdawała się lekka jak piórko. Kiedy się pakowała, nie była pewna, co jej będzie potrzebne. Obserwując ludzi wokół, stwierdziła, że na pewno nie przydadzą się jej dwie pary zabójczych szpilek ani dwie pary balerin. Ale czy ma rezygnować z modnego wyglądu tylko dlatego, że znalazła się tam, gdzie diabeł mówi dobranoc?

– Nie jestem pewna – odparła.

– Co cię tutaj sprowadza?

– Przyjechałam w odwiedziny do kuzynki.

– Tej, która się spóźnia? – Emma kiwnęła głową. – O której się zjawi?

Emma spojrzała na zegarek.

– Mniej więcej za godzinę. Przysłała mi esemesa. Dyżur jej się przedłużył.

– Dyżur? Jaki dyżur?

– Sophie jest fizjoterapeutką. Pracuje w szpitalu.

Emma uświadomiła sobie nagle, że powiedziałaby mu o sobie wszystko, gdyby tylko zapytał.

– Czyżbyśmy mówili o Sophie Stewart?

– Aha. Znasz ją?

Teraz Harry odpowiedział kiwnięciem głowy.

Czyli Broken Hill to mała mieścina. Harry zna Lisę, teraz okazuje się, że i Sophie.

– Poleciała z naszym lekarzem. Burza nad Innamincka opóźniła powrót.

Emma przypomniała sobie teraz, że Sophie coś jej mówiła o współpracy z latającymi lekarzami. Czyli pracuje również z tym przystojniakiem? Nic dziwnego, że wsiąkła tutaj na dłużej. Widząc, że Emma patrzy na logo na jego piersi, Harry wyjaśnił:

– Jestem pilotem. Latam z lekarzami. Harry Connor – przedstawił się. – Miło mi poznać kuzynkę Sophie.

– Emma Matheson.

Uścisnęli sobie ręce. I znowu dotyk dłoni Harry’ego wywołał w niej dreszczyk podniecenia.

– A więc, Emmo, co zamierzasz w tej sytuacji robić? – zapytał. – Czekać tutaj czy może w naszej bazie? Mogę cię również podrzucić do domu Sophie.

– Nie mam kluczy.

Harry wybuchnął śmiechem. Głębokim, dźwięcznym i tak szczerym, że Emma nie mogła się gniewać, że śmieje się z niej.

– Wątpię, aby drzwi były zamknięte, a nawet jeśli, to wiem, gdzie chowa klucz – wyjaśnił.

Czyżby on i Sophie…? Co w takim razie z Lisą?

Harry jakby czytał w jej myślach.

– Nie patrz na mnie tak. Nasza znajomość jest niewinna. I zaręczam, że można mi zaufać. – Emma wątpiła w jego niewinność, niemniej miała nadzieję, że może mu ufać. Zachowanie Jeremy’ego mocno zachwiało jej wiarą w mężczyzn, lecz o facetach w mundurach zawsze miała dobre mniemanie. – Więc jak? Dokąd cię zawieźć?

– Jeśli to nie za duży kłopot, to chyba najlepiej prosto do Sophie. Muszę wziąć prysznic i się przebrać.

– Załatwione.

– Ale czy ty nie musisz być w pracy?

– Nie. Skończyłem na dziś. Przyjechałem na lotnisko, bo usłyszałem wezwanie do wszystkich służb. A ponieważ mam pozwolenia do wejścia na płytę, pomyślałem, że się na coś przydam. I, jak widać, się nie pomyliłem. – Na widok jego uśmiechu Emmie ciepło zrobiło się koło serca. – Chodźmy. Wyślij tylko esemesa do Sophie.

Jadąc przez Broken Hill, Harry pokazywał Emmie wszystkie ciekawsze miejsca, chociaż dla niej najciekawszy był on sam. Nie chciała jednak okazać się nieuprzejma, więc udawała zainteresowanie.

Gdy mijali hałdę ziemi w samym centrum, dowiedziała się, że to pozostałość po starej kopalni, wokół której wyrosło miasto. Było to w czasach intensywnego rozwoju przemysłu wydobywczego związanego z odkryciem na tych terenach złóż ołowiu, cynku i srebra.

Emma starała się sobie przypomnieć, co Sophie jej opowiadała o tym górniczym mieście. No tak, chętnie kręcono tu filmy, a sporą grupę mieszkańców stanowili artyści. Poza tym niewiele się działo i dlatego Sophie sugerowała, aby Emma miesiąc spędziła w Sydney z jej rodziną, a dopiero później przyjechała tutaj.

Sophie mieszkała po przeciwnej stronie miasta niż lotnisko, w dużym starym domu zbudowanym z kamienia, z szeroką werandą i blaszanym dachem. Dom był zbyt obszerny na jedną osobę, więc dzieliła go z koleżanką.

– Współlokatorka Sophie to Grace? – upewniła się, kiedy po dwudziestu minutach jazdy dotarli na miejsce.

– Tak. Dzisiaj poleciały razem. – Harry zaprowadził Emmę na tyły domu. Zgodnie z jego przewidywaniami drzwi nie były zamknięte na klucz. Przez pokój dzienny przeszli do korytarza. – To pokój gościnny – oznajmił, otwierając jedne z drzwi. – Jeśli już nic ode mnie nie potrzebujesz, pojadę do szpitala i zapytam o Lisę. Dasz sobie radę?

Szczęściara z tej Lisy, pomyślała z zazdrością.

– Oczywiście – odparła. – Wezmę prysznic i napiję się herbaty. Dzięki za podwiezienie.

– Cała przyjemność po mojej stronie.

Emma z żalem go pożegnała. Po jego wyjściu duży dom ział pustką. Wzięła prysznic, przebrała się w szorty i bluzeczkę na ramiączkach i właśnie piła w kuchni herbatę, kiedy Sophie z impetem wpadła do domu. Soph żyła na najwyższych obrotach i wszystko robiła w pędzie.

– Udało się! Jeszcze nie wierzę, że tu jesteś! – powitała Emmę. – Słyszałam o kłopotach z lądowaniem. Dzięki Bogu, że samolot się nie rozbił. Przepraszam za spóźnienie. Naprawdę nic ci nie jest? – wyrzuciła jednym tchem.

– Naprawdę.

– Co ci się stało w usta?

Emma mimowolnie dotknęła warg. Były trochę spuchnięte, ale to wszystko. Chciała wstać, lecz Sophie podeszła i ją objęła.

– Nic mi nie jest. Dostarczono mnie do twoich drzwi w jednym kawałku.

– Wprost nie mogę uwierzyć, że już zdążyłaś poznać Harry’ego. Skąd wiedział, kim jesteś?

– Z początku nie wiedział. Był na płycie, kiedy ewakuowano pasażerów. Po prostu wyrósł przede mną…

– Wziął cię w ramiona i zaniósł do terminalu?

Emma zrobiła minę pełną żalu.

– Niestety nie.

– Szkoda – stwierdziła Sophie i teatralnie westchnęła. – To by było takie romantyczne.

Emma zgodziła się z nią w duchu, lecz uznała, że nie będzie narażała się na kpiny.

– Ręce miał już zajęte – rzekła.

– Aha… Czym, a może kim?

– Pielęgniarką o imieniu Lisa.

– Niewysoka blondynka o zaokrąglonych kształtach? – Emma bacznie śledziła reakcję Sophie. No tak, tutaj wszyscy się znają, pomyślała. – Co jej się stało?

– Złamała rękę w przegubie. Harry zaniósł ją do karetki. – Emma postanowiła nie rozwodzić się nad swoimi wrażeniami. – Potem, kiedy czekałam na ciebie, podszedł i zaoferował pomoc.

– Nadal uważam, że byłoby lepiej, gdyby to ciebie wziął na ręce nie Lisę, ale mniejsza z tym. Jest boski, prawda?

Prawda, pomyślała, lecz ponownie powstrzymała się przed powiedzeniem tego na głos. Musi zdobyć więcej informacji. Doświadczenie nauczyło ją, że pozory mylą.

– Wydaje się sympatyczny.

– Sympatyczny? Gdybym nie była do szaleństwa zakochana w Marku, zakręciłabym się koło niego.

– Jest singlem? – To ją zaskoczyło. Tacy przystojniacy rzadko bywają do wzięcia. – A Lisa?

– Przyjaźnią się. Harry jest singlem, ale nigdy długo. Cieszy się sławą flirciarza. Na szczęście dla niego Broken Hill jest taką stacją przelotową, przez która przewija się wiele kobiet ze złamanym sercem. Żadna nie zatrzymuje się tutaj na tyle długo, aby sprawiać mu kłopoty. Chyba mu to odpowiada. Założę się, że chętnie pomoże ci zapomnieć o Jeremym.

– Nie potrzebuję pomocy. Wystarczy mi odległość. Poza tym na pewien czas mam dość randek.

– To się dopiero okaże. – Sophie się zaśmiała.

– Nie rozumiem.

– Znam cię. Nie wytrzymasz bez faceta dłużej niż kilka miesięcy, a od rozstania z Jeremym minęły już cztery.

– Pięć.

Sophie miała rację. Emma nigdy długo nie wytrzymywała bez chłopaka, teraz jednak postanowiła zrobić sobie przerwę. Powinna zastanowić się, kim jest i czego chce, i nie życzyła sobie, by coś ją rozpraszało.

– W porządku – ciągnęła Sophie niezrażona. – Wątpię, czy Harry szuka dziewczyny, ale gdybyś go zachęciła, na pewno nie odmówi.

– Zapamiętam to sobie.

Rozmowę przerwało przybycie współlokatorki Sophie. Grace była drobną brunetką z włosami klasycznie obciętymi do linii brody. Stanowiła całkowite przeciwieństwo Sophie, wysokiej blondynki o skandynawskim typie urody.

Zaraz po niej zjawił się Harry, a Emma, mimo poprzednich zapewnień, że nie szuka chłopaka, pożałowała, że przedłożyła wygodę nad elegancję. Na szczęście wzięła prysznic oraz umyła i wysuszyła włosy.

Harry jednak do tego stopnia był pochłonięty opowiadaniem Grace o dramatycznych wydarzeniach na lotnisku, że niczego nie zauważał.

Przy czwartym kawałku zamówionej przez Sophie pizzy stwierdził:

– Złamana ręka Lisy fatalnie komplikuje nam życie.

– Dlaczego? – zapytała Sophie.

– Miała wziąć u nas zastępstwo za Kerri, która idzie na urlop macierzyński. Teraz to niemożliwe.

– Em, może ty się tego podejmiesz? – zapytała Sophie. – Emma jest pielęgniarką – wyjaśniła.

– Szpitalną pielęgniarką – uściśliła Emma.

– Ale przeszłaś szkolenie z ratownictwa – odparła Sophie.

– Naprawdę? – odezwała się Grace, a kiedy Emma potwierdziła skinieniem głowy, twarz jej się rozpromieniła. – Byłabyś zainteresowana?

– Pracą z latającymi lekarzami?

– Właśnie.

– Mam wizę turystyczną. Nie wolno mi pracować zarobkowo.

– Ale jako wolontariuszka chyba możesz.

Emma wzruszyła ramionami.

– Obawiam się, że nie mam kwalifikacji.

– Jeśli przeszłaś szkolenie z ratownictwa, to masz.

– Tak, ale mnie szkolono do pracy w szpitalu, nie w terenie – usiłowała tłumaczyć Emma.

Grace chyba oszalała, namawiając ją na wzięcie tego zastępstwa.

– Potraktuj to jako przygodę, która się przytrafia raz w życiu – wtrąciła Sophie. – Pamiętasz, jak cię fascynowały filmy o latających lekarzach? Masz niepowtarzalną szansę się przekonać, jak naprawdę wygląda ich praca.

– Potrafię sobie wyobrazić, że to nie to samo – odparła Emma, trochę speszona, że kuzynka ujawnia jej sekrety.

Sophie jednak nie dała się zrazić.

– Chyba żartujesz! To coś niesamowitego. Spodoba ci się!

Emma spostrzegła, że Harry uśmiecha się do niej, i propozycja pracy z latającymi lekarzami natychmiast wydała jej się bardziej atrakcyjna.

– Nie musisz decydować się dzisiaj. Podejrzewam, że na razie masz dosyć emocji związanych z lataniem. Proponuję, abyś jutro wpadła do bazy. Trudno formułować opinię na podstawie starego serialu telewizyjnego.

– To prawda – odezwała się Grace. – Praca jest cięższa i nie wszyscy z nas są młodzi i przystojni.

– Nie strasz jej – zażartował Harry.

Emma doszła do wniosku, że chętnie częściej słyszałaby jego śmiech.

– Przynajmniej zobacz, jak to wygląda – namawiała Sophie. – W końcu nie masz innych planów. Poza tym mówiłaś, że zostaniesz na trochę.

Emma kiwnęła głową. Sophie miała rację, nie spieszyło jej się z powrotem do Anglii, bo do czego? Rodzina, która jej pozostała, mieszkała tam, ale przecież nigdzie się nie przenoszą, pracę rzuciła, nowa posada na nią nie czeka. W Australii zostanie jeszcze dwa miesiące. Co będzie tu robiła? I czy nie przyrzekła, że jeśli przeżyje lądowanie awaryjne, wróci do zawodu?

– Będziesz miała jakieś zajęcie. – Słowa Sophie zabrzmiały niczym echo jej własnych myśli.

– To idealne rozwiązanie – odezwała się Grace. – Mam pomysł, skontaktuję się z Irene i poproszę, aby sprawdziła, jak to jest z wolontariuszami. Jestem przekonana, że znajdzie jakąś lukę w przepisach.

– Tak czy owak, można się rozejrzeć – wtrąciła Sophie. – Podjedź jutro do bazy. Harry cię oprowadzi, prawda?

Błysk w oku kuzynki nie uszedł uwagi Emmy, lecz udała, że niczego nie zauważyła. Odniosła wrażenie, że znowu ktoś organizuje jej życie, przynajmniej na najbliższe tygodnie. Niemniej skoro nie ma własnych planów, dlaczego nie skorzystać z propozycji?

– Zastanowię się – obiecała.

W końcu bazę może zwiedzić, prawda?

ROZDZIAŁ TRZECI

Emma spała dobrze, a gdy się obudziła, słońce stało wysoko na błękitnym bezchmurnym niebie.

Sophie zostawiła jej kartkę z wiadomością, że na poranny dyżur w szpitalu idzie piechotą, a samochód zostawia jej, aby mogła pojechać do bazy latających lekarzy.

Emma doszła do wniosku, że zwiedzenie bazy może być ciekawe i wcale nie musi starać się o tę pracę. Nie była pewna, co chce robić. Ale czy kiedykolwiek miała sprecyzowane plany? Dwukrotnie próbowała i dwukrotnie nic z tych planów nie wyszło, więc może lepiej nie wybiegać myślą w przyszłość i jak zwykle przyjąć z pokorą to, co każdy dzień przynosi?

Wzięła prysznic, zjadła grzankę, pozmywała naczynia, podlała kwiaty, które wyglądały na spragnione wody, a kiedy już nie mogła znaleźć sobie innego zajęcia, włączyła komputer Sophie. Przeczytała e-maile i wydrukowała swoje CV. Na wszelki wypadek, tłumaczyła sobie, przecież to nie znaczy, że chce tę pracę. Potem wzięła kluczyki do samochodu i narysowaną przez Sophie mapkę i wyruszyła do bazy.

Jazda przez miasto – chociaż po Londynie trudno jej było myśleć o Broken Hill jak o mieście – zabrała jej tyle samo czasu co wczoraj, niespełna dwadzieścia minut.

Z zewnątrz budynek sprawiał wrażenie nowoczesnego i znacznie większego, niż się spodziewała. Przeszła przez zadbany dziedziniec z trawnikiem i pchnęła drzwi. Znalazła się w klimatyzowanym wnętrzu. Podeszła do recepcjonistki i się przedstawiła.

– Harry uprzedził nas, że się pani zjawi. Proszę zaczekać, zawiadomię Irene – odrzekła kobieta i zniknęła.

Po minucie wróciła w towarzystwie drugiej, która już od progu mówiła:

– Witaj, Emmo! Miło cię poznać. Irene, kierowniczka bazy – przedstawiła się, wyciągnęła rękę i energicznie potrząsnęła dłonią Emmy. – Zapraszam do mnie, porozmawiamy. Wprost nie mogę uwierzyć, że jesteś i od razu możesz zacząć pracę.

– Nie jestem pewna, czy mogę podjąć jakąkolwiek pracę – zastrzegła Emma, ruszając za Irene.

– Jako wolontariuszka możesz – Irene rozwiała jej wątpliwości. – Grace się nie pomyliła, więc jeśli cię to interesuje, dojdziemy do porozumienia. Poza tym w naszym mieście naprawdę niewiele się dzieje. Szybko zaczniesz się nudzić. Praca będzie ciekawym doświadczeniem.

– Nie wiem, czy mam kwalifikacje – Emma wciąż się wzbraniała. – Nigdy nie pracowałam poza szpitalem.

Irene jednak nie tak łatwo było zrazić.

– Większość pielęgniarek, które do nas przychodzą, też z początku nie ma doświadczenia. Powiedziano mi, że pracowałaś na oddziale ratunkowym.

Weszły do gabinetu Irene oddzielonego szybą od centrum dowodzenia z mapami i białymi tablicami pokrytymi wykresami na ścianach.

– Jeśli tak – ciągnęła Irene, zapraszającym gestem wskazując Emmie krzesło – to nadajesz się dla nas. Przyniosłaś CV?

Emma była w szoku. Owszem, miała w torebce CV, ale tak na wszelki wypadek. Nie spodziewała się, że z miejsca odbędzie rozmowę kwalifikacyjną. Szykowała się na zwiedzanie bazy z Harrym! Niemniej sięgnęła do torebki i wręczyła Irene kartkę.

– Znaleźliśmy się w sytuacji podbramkowej – tłumaczyła Irene. – Brakuje nam aż dwóch pielęgniarek. Mary pojechała do Adelaide opiekować się mamą po chemioterapii, Kerri idzie na macierzyński, a teraz Lisa złamała rękę. – Emma milczała, tymczasem Irene usiadła i rzekła: – Spodziewam się, że masz jakieś pytania. Czego chciałabyś się dowiedzieć?

Wszystkiego, pomyślała. Nie miała pojęcia, jak właściwie działa lotnicza służba zdrowia. Podejrzewała, że serial telewizyjny nie oddaje rzeczywistości.

Zanim jednak zdążyła zadać pierwsze pytanie, drzwi za jej plecami się otworzyły.

– Emma! Usłyszałem, że już jesteś. Doszłaś już do ciebie po wczorajszych emocjach?

Na dźwięk głosu Harry’ego obejrzała się.

– Tak, dziękuję. Czuję się trochę oszołomiona, ale to nie ma nic wspólnego z wczorajszym dniem.

– Irene zawsze tak działa na ludzi – zażartował Harry. – Już cię przekonała, abyś do nas dołączyła? Uprzedzam, ona nie lubi, jak się jej odmawia.

– Już zdążyłam się zorientować.