Strona główna » Religia i duchowość » Nauka i religia

Nauka i religia

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-8088-870-8

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Nauka i religia

> KRÓTKIE WPROWADZENIE

- książki, które zmieniają sposób myślenia!

Nauka i religia to przystępne wprowadzenie do zagadnienia. Kiedy zaczęły się kontrowersje między tymi dwoma obszarami? Jakich używa się argumentów filozoficznych w dyskusji o cudach? Co wspólnego z religią może mieć fizyka kwantowa, neurobiologia czy etyka ewolucyjna? Jaki jest kontekst społeczny, polityczny i etyczny relacji między nauką a religią? Jak relacja ta wygląda z perspektywy niechrześcijańskiej? Książka obowiązkowa dla każdego, kto ma - lub chce mieć - własne zdanie na temat natury i Boga.

*

Interdyscyplinarna seria KRÓTKIE WPROWADZENIE piórem uznanych ekspertów skupionych wokół Uniwersytetu Oksfordzkiego przybliża aktualną wiedzę na temat współczesnego świata i pomaga go zrozumieć. W atrakcyjny sposób prezentuje najważniejsze zagadnienia XXI w. - od kultury, religii, historii przez nauki przyrodnicze po technikę. To publikacje popularnonaukowe, które w formule przystępnej, dalekiej od akademickiego wykładu, prezentują wybrane kwestie.

Książki idealne zarówno jako wprowadzenie do nowych tematów, jak i uzupełnienie wiedzy o tym, co nas pasjonuje. Najnowsze fakty, analizy ekspertów, błyskotliwe interpretacje.

Opiekę merytoryczną nad polską edycją serii sprawują naukowcy z Uniwersytetu Łódzkiego: prof. Krystyna Kujawińska Courtney, prof. Ewa Gajewska, prof. Aneta Pawłowska, prof. Jerzy Gajdka, prof. Piotr Stalmaszczyk.

Polecane książki

Mówi Autorka: "Od lat specjalizuję się w mini felietonie politycznym. Był on dla mnie wybawieniem, szczególnie wtedy, kiedy trafiłam na Czarną Listę Cenzury. Zachęcana przez przyjaciół pisałam niewielkie teksty, często trafiały do publikacji opatrzone zaledwie inicjałem. Każdy felieton działał, jak ...
  Podatnik prowadzący działalność gospodarczą może stanąć przed koniecznością jej czasowego zawieszenia lub nawet zakończenia. Likwidacja działalności gospodarczej wiąże się z określonymi obowiązkami, w tym z terminowym sporządzeniem spisu z natury, jego rozliczeniem, a następnie zgłoszeniem naczeln...
Duncan nie znosi, gdy ktoś stawia mu warunki. Gdy jednak prasa zaczyna pisać o nim źle, zarząd firmy zmusza go do zmiany wizerunku. Duncan zawiera umowę z piękną Annie, by udawała jego partnerkę i chodziła z nim na przyjęcia. Gdy naprawdę stają się kochankami, Annie go porzuca. Wspomnienia gorąc...
To piękna i bardzo potrzebna książka, na którą długo czekałem. Od 20 lat pracuję z parami leczącymi się z powodu niepłodności. Głęboko przemyślany, trafiający do serca tekst książki, wykład, czy też coaching może ułatwić życie 2,5 mln ludzi w naszym kraju, cierpiącym z powodu niepłodności. Tak, to j...
• Obszerna prezentacja najbardziej pomijanego zagadnienia w publikacjach dot. języka angielskiego   • Zdania często stosowane w języku mówionym wraz z tłumaczeniami: It is me that is responsible for the company. It is I who am responsible for the company. To ja odpowiadam za firmę.   • Szeroka...
Zakazana miłość i spisek na zamku Thornbeck Margrabia Thornbeck ma niewiele czasu na znalezienie sobie żony, zaprasza więc do swojego zamku dziesięć panien szlachetnego rodu. W ciągu dwutygodniowego pobytu kandydatki staną przed próbami, które ukażą ich prawdziwy charakter. Avelina przed wyjazdem na...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Thomas Dixon

Spis ilustracji

Rycina Claude’a Mellana przedstawiająca Księżyc

Otto van de Vijver, Lunar Maps of the XVIIth Century, Vatican Observatory Publications, vol. 1, no. 2 (Vatican City, 1971)

Geocentryczny obraz wszechświata

OxfordScience Archive/HIP/TopFoto

Maffeo Barberini (papież Urban VIII), wykonanie Giovanni Lorenzo Bernini

Palazzo Barberini Rome/Alfredo Dagli Orti/The Art Archive

Melissographia (1625) FrancescaStellutiego

National Library of Scotland

Francisco de Zurbarán, Święta Agata

Musée Fabre, Montpellier, France/Lauros-Giraudon/The Bridgeman Art Library

Lourdes

Wellcome Library, London

Caravaggio, Niewierny Tomasz

Schloss Sanssouci, Potsdam, Brandenburg, Germany/Alinari/The Bridgeman Art Library

CharlesDarwin

Print Collector/HIP/TopFoto

Osa pasożytnicza składająca jaja

Albert Mans/Foto Natura/FLPA

Żółw olbrzymi z Galapagos

TopFoto

Zięby Darwina

World History Archive/TopFoto

Szkicdrzewa filogenetycznego Darwina

Cambridge University Library

Thomas Henry Huxley i biskup Samuel Wilberforce

World History Archive/TopFoto and the British Library Board

Karykatura Charlesa Darwina

TopFoto

ProcesScopesa

TopFoto

Ilustracja przedstawiająca Flecistę z Hameln

Billy Graham Centre Archives and Museum

Drzewo ewolucyjne

R.G. Elmendorf/Pittsburgh Creation Society

PhineasGage

Courtesy of the National Library of Medicine

PamfletOnania

Wellcome Library, London

Nauka i religia okiem Dixona

Wstęp do wydania polskiego

Nauka i religia, należąca do serii „Krótkich wprowadzenie”, to książka niezmiernie potrzebna, szczególnie na rynku polskim. Jak zauważa jej autor – brytyjski historyk idei, Thomas Dixon – debaty poświęcone relacji obu tych dziedzin ludzkiej aktywności bardzo często przeradzają się w dyskusje o charakterze ideologicznym bądź propagandowym. Niezwykle trudno tu o głos rozwagi czy merytoryczną, pozbawioną uprzedzeń dyskusję. Zamierzeniem Dixona było wypełnienie tej luki. Uważam, że pod tym względem książka ta jest sukcesem – i nie chodzi tu nawet o to, że autor nie opowiada się wyraźnie po żadnej ze stron (a nie opowiada się), ale że w interesujący sposób stawia pod znakiem zapytania wyrazistość samej tytułowej opozycji.

Książkę można podzielić na trzy wyraźnie odmienne części. W pierwszej (pokrywającej się z rozdziałem pierwszym) autor przedstawia filozoficzne tło debaty religii z nauką i objaśnia, w jaki sposób należy rozumieć podstawowe pojęcia, którymi posługują się strony tej debaty. W najobszerniejszej części drugiej (obejmującej rozdziały 2–5) Dixon dokonuje analizy kilku wybranych przez siebie kluczowych momentów w dziejach współistnienia religii i nauki, takich jak proces Galileusza, recepcja odkryć Charlesa Darwina czy też protesty dwudziestowiecznych kreacjonistów amerykańskich. Część trzecia poświęcona jest problematyce etyki, przede wszystkim w świetle nowych odkryć filozofii umysłu i kognitywistyki.

Wydaje się, że autor nie bez powodu najwięcej stron poświęcił środkowej, historycznej części. Szczególnie interesujące i warte podkreślenia wydają mi się fragmenty poświęcone Charlesowi Darwinowi oraz dwudziestowiecznej historii Ameryki. Początkowo mogłoby się wydawać, że tak szczegółowa analiza bardzo specyficznego okresu historii USA będzie dla czytelnika europejskiego mało interesująca, nic jednak bardziej mylnego. Jak zauważa autor, dyskurs polityczny i filozoficzny używany w debatach amerykańskich kreacjonistów zostaje bardzo często zaszczepiany na gruncie innych krajów, a więc warto poznać jego dzieje. Doskonałym przypadkiem może być Turcja, która zrezygnowała niedawno z nauczania teorii ewolucji w szkołach – napisana niemal 10 lat wcześniej analiza Dixona okazuje się niezwykle trafna.

Podkreślenie walorów części historycznej nie stanowi zawoalowanej krytyki części filozoficznej – jedynym jej problemem jest pominięcie wielu interesujących wątków (wskazuję je poniżej). Autor bardzo umiejętnie pokazuje, że ciekawym aspektem sporów między religią a nauką jest to, iż możemy dzięki nim wypracować bardziej wyważone i argumentacyjnie mocniejsze stanowisko w dziedzinie filozofii nauki. Musimy bowiem zacząć zadawać sobie „niewygodne pytania”, takie jak: Kiedy można uznać, że naprawdę coś wiemy?; Jak długo wolno nam utrzymywać jakąś hipotezę, choć nie posiada ona żadnego empirycznego potwierdzenia?; Czym różnią się dogmaty od aksjomatów?; Czy istnieje linia demarkacyjna odróżniająca naukę od pozostałych form ludzkiej działalności?

Bardzo interesujące są również rozważania poświęcone tzw. Bogowi luk. W uproszczeniu idea ta sprowadza się do strategii, zgodnie z którą spór religii z nauką minimalizowany jest tak, że we wszystkich aspektach życia, gdzie nauka ma coś do powiedzenia jej głos uznaje się za wiążący. Innymi słowy – religia oddelegowana zostaje do tych aspektów życia, w których nauka nie ma, jak dotąd, do powiedzenia nic (stąd właśnie „luki”). Do rozważań autora warto dodać, że strategia ta rozwijana jest nierzadko w dość karkołomny sposób. Luki w naszej wiedzy o świecie cały czas się zmniejszają, co może oznaczać, że miejsce, jakie miała zajmować religia przestanie niedługo istnieć. Z tego powodu strategię „luk” wiąże się bardzo często z dodatkowym, znacznie mocniejszym założeniem, mówiącym, iż pewne aspekty świata są z zasady niepoznawalne za pomocą metod naukowych. Stwierdzenie to pozostaje jednak wysoce problematyczne. Zauważmy, że stanowi ono przedziwne połączenie sceptycyzmu z metodologiczną wszechwiedzą. Z jednej strony stwierdza się bowiem dość ostrożnie, że pewnych rzeczy nie wiemy, z drugiej jednakże – wyraża stuprocentową pewność, iż nikt nigdy nie będzie ich wiedział. Pierwsze z tych stwierdzeń nie jest dyskusyjne, to zwykłe stwierdzenie faktów. Drugie, bardzo problematyczne twierdzenie przyjmuje się jednak zazwyczaj bez żadnej dodatkowej argumentacji.

Spośród tez, które autor stara się w książce przedstawić, najoryginalniejszą, ale jednocześnie najbardziej dyskusyjną, stanowi twierdzenie, że spór między religią a nauką jest w rzeczywistości znacznie mniej fundamentalny niż mogłoby się to początkowo wydawać. Aby zrozumieć prawdziwe powody zaciekłości obu stron, musimy, zdaniem Dixona, wziąć pod uwagę polityczny kontekst debat. W wielu momentach historii działo się bowiem tak, że debata pomiędzy Kościołem a przedstawicielami nauki służyła jako parawan dla politycznej gry interesów. Co ważne, autor zauważa, że obie strony są tu często w równym stopniu winne. Nie ma co ukrywać – teza ta jest bardzo intrygująca (choć niewykluczone, że głównie dzięki posmakowi teorii spiskowej), ale nie wydaje mi się wystarczająco dobrze uzasadniona. Główny mankament argumentacji Dixona polega według mnie na tym, że nie zwraca on uwagi, iż w zestawieniu obu dyskursów – religijnego i naukowego – pierwszy z nich nadaje się do walki politycznej o wiele lepiej. Dzieje się tak, ponieważ dyskurs ten, zgodnie z jego własną autoidentyfikacją, nie wiąże się z empirycznym potwierdzeniem tez albo z dowodami typu matematycznego. Dyskurs religijny wymusza na nas „skok wiary”. Jego tez obserwatorzy nie mogą sprawdzić w domu, ani nawet obejrzeć, jak sprawdzane są one w laboratoriach. Dlatego też o wiele łatwiej wykorzystać ten dyskurs (jak i każdy inny tego typu) dla celów politycznych, bo nikt nigdy nie przyłapie nas na kłamstwie. Co więcej, nawet tam, gdzie autor stara się przytoczyć argumenty za swoją hipotezą, odwołuje się do faktów, które wydają się jej przeczyć. Dla przykładu – zwraca uwagę na to, że dawni filozofowie (tacy jak choćby Kartezjusz) nie przedstawiali swoich tez jako niezgodnych z wiarą (co sugeruje, że robi się tak dopiero dziś, ponieważ służy to obecnej linii politycznej krytyków religii). Tymczasem zaskakujący brak niezgody pomiędzy dawną nauką i filozofią a religią wyjaśnić można prościej, odwołując się do przyczyn politycznych. Zwracanie uwagi na antyreligijne konsekwencje głoszonych tez nie było w czasach Kartezjusza mądrym posunięciem.

Niedostateczna argumentacja na rzecz tezy o politycznym charakterze obecnego sporu między nauką a religią to właściwie jedyny mankament książki Dixona. Reszta uwag, którymi chciałbym się w tym miejscu podzielić z Czytelnikiem, wynika już bardziej ze specyfiki serii „Krótkie wprowadzenie” niż wad książki. Krótkie wprowadzenia można pisać właściwie tylko na dwa sposoby. Możemy starać się wspomnieć o wszystkich aspektach danego problemu filozoficznego (ale za cenę bardzo skrótowego omówienia każdego z nich) albo wybrać pewne (naszym zdaniem najistotniejsze) aspekty tego zjawiska i opisać je w sposób wyczerpujący i wartki. Dixon zdecydował się na to drugie rozwiązanie, przez co pozostawił bez komentarza co najmniej kilka przejawów tytułowego sporu. Sądzę, że warto o sprawach tych choćby wspomnieć, tak by Czytelnik mógł uzupełnić swą wiedzę w wolnej chwili.

Największym „nieobecnym” w pracy Dixona stał się Daniel Dennett. Jest coś zaskakującego w tym, że nazwisko naczelnego filozoficznego ateisty i głównego zwolennika tezy o nieusuwalnej przepaści między religią a nauką nie pada w książce ani razu. Streszczanie argumentów Dennetta w tak króciutkim wstępie przyniosłoby więcej szkody niż pożytku, dlatego też poprzestanę na odesłaniu zainteresowanego Czytelnika do książki Odczarowanie: religia jako zjawisko naturalne. Stanowi ona doskonałe uzupełnienie pozycji Dixona.

Drugim nieobecnym motywem pozostaje zjawisko tak zwanych „neuronów lustrzanych”. W ostatnim rozdziale książki autor analizuje wiele argumentów dotyczących altruizmu i prób jego naukowego wyjaśnienia. Pomija jednakże naturalistyczne wyjaśnienie mechanizmu altruizmu poprzez odwołanie się do empatii, opartej właśnie na neuronach lustrzanych. Doskonałe uzupełnienie tego aspektu tekstu Dixona stanowi książka Thomasa Metzingera Tunel Ego, która ukazała się niedawno nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Łódzkiego.

Jak zauważa Dixon, jedną z istotnych funkcji religii, którą trudno byłoby nauce zagospodarować, jest ludzkie dążenie do nieśmiertelności i transcendencji. Warto zatem wspomnieć, że obecnie również i ten aspekt przestaje być „luką”, omijaną szerokim łukiem przez naukę. W filozofii umysłu pojawiła się niedawno tzw. idea uploadu (dobrym przykładem są tu prace Susan Schneider). Stanowi ona radykalne zwieńczenie dość dobrze znanej w filozofii umysłu tezy funkcjonalizmu, która głosi, że umysł to po prostu funkcjonalna organizacja mózgu. Jedną z konsekwencji funkcjonalizmu jest tzw. teza o wielorakiej realizowalności, wskazująca, że ta sama struktura funkcjonalna może zostać fizycznie zrealizowana w wielu różnych nośnikach. Stąd krok do idei „uploadu” czyli hipotezy, że przyszły stan badań neurologii pozwoli nam skopiować organizację funkcjonalną naszego mózgu (a zatem naszego umysłu) na jakiś bardziej trwały nośnik (na przykład do mózgu sztucznego). Hipoteza ta pozwala filozofom i neurologom snuć fantazje o nieśmiertelności, zarezerwowane jak dotąd jedynie dla myślicieli religijnych.

Na zakończenie warto również wspomnieć o bogatej literaturze związanej z tzw. problemem demarkacji (w Polsce pisała o nim choćby Anna Jedynak). Dixon zwraca uwagę na ten problem, ale świadomie postanawia się nim nie zajmować. Ze względu na ograniczenia miejsca i kompozycję książki to decyzja jak najbardziej zasadna. Należy jednakże pamiętać, że problem demarkacji, wzięty sam w sobie, jest niezwykle istotny. Mówiąc w skrócie, problem ten dotyczy kryteriów, jakie mamy przyjąć, aby odróżnić dyskurs naukowy od dyskursów pozanaukowych. Jest to więc problem szerszy niż spór religii i nauki (religię traktuje się tu bowiem jako jeden z wielu dyskursów pozanaukowych). Problematyka ta przestała być na pewien czas modna ze względu na stagnację w debacie – poszukiwania wspomnianego kryterium nie przyniosły rezultatów, a argumenty obu stron zaczęły zapętlać się w kółko. Jednakże w obecnym świecie te akademickie spory odżyły ze zdwojoną siłą w postaci dyskusji dotyczącej kryteriów pozwalających na odróżnienie faktów i tzw. „faktów alternatywnych”. Zabierając się za lekturę Dixona, warto mieć w pamięci także ten szerszy kontekst oraz jego polityczne konsekwencje i przyczyny, na które autor Nauki i religii jest przecież bardzo wyczulony.

dr Paweł Grabarczyk

Wstęp

Książki o nauce i religii można najogólniej przypisać do jednej z dwóch kategorii: tych, które chcą nas przekonać o wiarygodności religii lub tych, które mają wręcz przeciwny zamiar. Niniejszy tom z serii„Krótkie wprowadzenie” nie daje się przyporządkować do żadnej z nich. W zamian oferuje bogaty w informacje i zrównoważony opis tego, o co właściwie toczy się gra. Żarliwość polemik wywoływanych przez ten temat świadczy o intensywności, z jaką ludzie utożsamiają się ze swoimi poglądami dotyczącymi natury i Boga, niezależnie od osobistego stosunku do spraw religijności. Pochodzenie i funkcje tych poglądów stanowią przedmiot niniejszej książki.

W ostatnich latach kwestia nauki i religii stała się, szczególnie w Stanach Zjednoczonych, niemal równoznaczna z debatami o ewolucji. Z tego powodu dwa z sześciu rozdziałów tej książki zostały poświęcone problematyce ewolucyjnej. Tocząca się we współczesnej Ameryce dyskusja na temat różnic pomiędzy teorią ewolucji a „inteligentnym projektem” wyjątkowo wyraźnie obrazuje sposób, w jaki konflikty między nauką a religią mogą zostać wykorzystane w kampaniach politycznych – w tym przypadku odnoszących się do sprawowania kontroli nad edukacją oraz interpretacji pierwszej poprawki do Konstytucji Stanów Zjednoczonych.

Historyczne wyobrażenia słynnych postaci, zwłaszcza Galileusza i Charlesa Darwina; filozoficzne założenia odnośnie do cudów, praw natury i wiedzy naukowej oraz dyskusje nad religijnymi i moralnymi implikacjami współczesnej nauki, od mechaniki kwantowej do neurobiologii, stanowią zespół powtarzających się cech charakteryzujących debatę naukowo-religijną. Kwestie te zostaną poruszone w niniejszej książce.

Nie stawiam sobie za cel pojednania zwolenników nauki i religii, jestem od tego daleki. Mam tylko nadzieję, że ta książka pomoże im nie zgadzać się ze sobą w sposób bardziej świadomy.

Podziękowania

Z tym fascynującym tematem zetknąłem się po raz pierwszy na studiach licencjackich, podczas wykładów o teologii i nauce prowadzonych przez Frasera Wattsa na Uniwersytecie w Cambridge oraz dzięki klasycznej książce Johna Hedleya Brooke’a Science and Religion: Some Historical Perspectives. Następnie podczas studiów magisterskich w Uniwersytecie Londyńskim i Uniwersytecie w Cambridge zdobywałem wiedzę, przekazywaną przez znamienitych historyków i filozofów nauki, takich jak Janet Browne, Hasok Chang, Rob Illife, Peter Lipton, Jim Moore i Jim Secord. Wiele zawdzięczam im wszystkim, podobnie jak pomocnemu i inspirującemu środowisku naukowemu, z którym spotkałem się w Cambridge – zarówno w Katedrze Historii i Filozofii Nauki, jak też na Wydziale Teologicznym. Pragnę również okazać wdzięczność współpracownikom z Lancaster i Londynu, którzy udzielili mi wsparcia w mniej odległych czasach. W szczególności chciałbym tu wymienić Stephena Pumfreya i Angusa Winchestera z Uniwersytetu w Lancaster oraz Geoffreya Cantora. Pomagali oni w organizowaniu na tamtejszym uniwersytecie konferencji Science and Religion: Historical and Contemporary Perspectives, która odbyła się w lipcu 2007 r., z okazji odejścia na emeryturę Johna Hedleya Brooke’a. Dużo nauczyłem się od każdego z jej uczestników. W ostatnich latach korzystałem ze wsparcia naukowego udzielonego mi przez koleżanki i kolegów z Queen Mary University of London, szczególnie Virginię Davis, Colina Jonesa, Miri Rubin, Yossefa Rapoporta, Rhodriego Haywarda, Joela Isaaca i Tristrama Hunta. Emilie Savage-Smith i Salman Hameed wspomogli mnie wiedzą na temat islamu i nauki. W wydawnictwie Oxford University Press Marsha Filion, Andrea Keegan i James Thompson udzielili mi pomocy podczas procesu wydawniczego, okazując cierpliwość, wprawę i entuzjazm. Fiona Orbell niezwykle szybko i efektywnie pozyskała materiały wizualne oraz niezbędne zezwolenia, zaś Alyson Silverwood zadbała, by tekst został zredagowany w sposób spełniający najwyższe standardy. Specjalne podziękowania kieruję do przyjaciół, którzy poświęcili swój czas i zadali sobie dużo trudu podczas czytania kolejnych wersji roboczych tekstu, a także służyli radą co do ulepszeń i poprawek. Są wśród nich Emily Butterworth, Noam Friedlander, James Humphreys, Finola Lang, Dan Neidle, Trevor Sather, Léon Turner, oraz, w szczególności, Giles Shilson. Najbardziej zobowiązany jestem rodzinie. Książka dedykowana jest mojej siostrze Emmie, która doradziła mi, bym został naukowcem, a nie prawnikiem.

Rozdział 1

Czego tak naprawdę dotyczą debaty pomiędzy nauką a religią?

22 czerwca 1633 r. w Rzymie starszy mężczyzna został przez inkwizycję Kościoła katolickiego uznany winnym wystawienia swojej osoby na „niezwykle silne podejrzenie uprawiania herezji, to znaczy podtrzymywania wiary w doktrynę, która jest fałszywa i sprzeczna z naukami Pisma Świętego”. Owa doktryna mówiła o tym, że „Słońce jest w centrum świata i nie przemieszcza się ze wschodu na zachód, że Ziemia porusza się i nie znajduje się w centrum świata i że dozwolonym jest podtrzymywanie i obrona tej domniemanej opinii, po tym, jak została uznana i zdefiniowana jako sprzeczna z Pismem Świętym”1. Winowajcą okazał się siedemdziesięcioletni filozof z Florencji Galileo Galilei (Galileusz), który został skazany na karę więzienia (zamienioną potem na areszt domowy) wraz z zaleceniem odmawiania przez kolejne trzy lata siedmiu psalmów pokutnych raz w tygodniu „za odpuszczenie grzechów i zadośćuczynienie”. Polecono mu m.in. cotygodniową recytację szczególnie stosownego na tę okazję wersu z adresowanego bezpośrednio do BogaPsalmu 102: „Ty niegdyś założyłeś ziemię i niebo jest dziełem rąk Twoich” (Ps 102,15)2. Klęcząc przed Świętą Kongregacją Inkwizycji Rzymskiej i Powszechnej, Galileusz uznał wyrok skazujący, przysiągł bezwzględne posłuszeństwo „jednemu, świętemu, powszechnemu i apostolskiemu Kościołowi katolickiemu” oraz oświadczył, że przeklina „błędy i herezje”, o które go oskarżono oraz odżegnuje się od nich – to jest od przekonania o centralnym położeniu Słońca w kosmosie i ruchu obiegowym Ziemi.

Nie powinno raczej wzbudzać wątpliwości, że upokorzenie przez katolicką inkwizycję najsłynniejszego myśliciela swoich czasów – na podstawie przekonań dotyczących astronomii oraz ich sprzeczności z naukami Biblii – może być interpretowane jako rodzaj dowodu na istnienie nieuchronnego konfliktu pomiędzy nauką a religią. Również współczesne starcie ewolucjonistów z kreacjonistami świadczyłoby o wciąż żywym antagonizmie, chociaż tym razem przewaga jest raczej po stronie nauki, a nie Kościoła. Wiktoriański agnostyk Thomas Huxley jasno zobrazował tę koncepcję w recenzji pracy Charlesa Darwina O powstawaniu gatunków (1859).

Wymarli teologowie – pisał Huxley – ścielą się wokół kolebki nauki jak zaduszone węże wokół tej, w której leżał Herkules; a historia pokazuje, że kiedykolwiek starcie nauki z ortodoksją toczy się na równych prawach, ta druga zmuszona jest do wykreślenia się z list, krwawiąca i stłamszona, jeśli nie zupełnie unicestwiona; zraniona, jeśli nie zgładzona.

Taki obraz konfliktu wydał się również atrakcyjny niektórym wyznawcom religii, wykorzystującym go do ukazania siebie jako członków osaczonej, lecz prawej społeczności, która uczestniczy w heroicznej bitwie o obronę wiary przed opresyjnymi i nietolerancyjnymi siłami nauki sprzysiężonej z materializmem.

Chociaż koncepcja wojny nauki z religią nie traci na popularności i powszechności, ostatnie prace akademickie dotyczące tego tematu poświęcone są przede wszystkim umniejszeniu znaczenia, jakie nadaje się pojęciu „nieuchronnego konfliktu”. Istnieją bowiem, jak zobaczymy, powody historyczne skłaniające, by odrzucić taką prostą narrację o konflikcie. Od procesu Galileusza w siedemnastowiecznym Rzymie, po toczące się we współczesnej Ameryce starcia o najnowszą formę antyewolucjonizmu, znaną jako „inteligentny projekt”, zależność między nauką i religią jest znacznie głębsza niż może się wydawać na pierwszy rzut oka, a na pewno będzie ona czymś więcej niż tylko konfliktem. Wczesnonowożytni pionierzy nauki, tacy jak Isaac Newton i Robert Boyle, postrzegali swoją pracę jako część religijnego przedsięwzięcia ukierunkowanego na zrozumienie dzieła Bożego stworzenia. Także Galileusz był zdania, że nauka i religia mogą harmonijnie współistnieć. Konstruktywny, wspólny dialog między nauką i religią spotkał się, jako możliwy do osiągnięcia cel, z aprobatą wielu żydów, chrześcijan i muzułmanów żyjących we współczesnym świecie. Przeświadczenie o konieczności spięcia na linii nauka – religia podają również w wątpliwość liczni wierzący naukowcy, którzy nadal widzą swoją pracę bardziej jako dopełnienie własnej wiary, nie zaś rzucone jej wyzwanie. Można tu wymienić, pośród wielu innych, fizyka Johna Polkinghorne’a, byłego kierownika projektu poznania ludzkiego genomu Francisa S. Collinsa, czy też astronoma Owena Gingericha.

Czy oznacza to, że „konflikt” powinien zostać całkowicie wykreślony z naszej opowieści? Oczywiście nie. Jedyną rzeczą, jakiej należy unikać jest zbyt wąskie pojmowanie różnych rodzajów konfliktów, które mogą zachodzić pomiędzy nauką a religią. Historia nie zawsze toczy się wokół starcia naukowca o otwartym umyśle z reakcyjnym i dewocyjnym Kościołem. Dewocja, tak jak otwartość umysłu, występuje po wszystkich stronach – podobnie poszukiwanie zrozumienia, umiłowanie prawdy, stosowanie retoryki czy trudny wybór, jakim jest pójście na kompromis z władzą państwową. Jednostki, idee i instytucje mogą popaść – i popadają – w konflikty, ale też w harmonijny sposób je rozwiązują poprzez nieskończoną mnogość kombinacji.

Czołowy historyk nauki i religii John Hedley Brooke pisze, że poważne badania historyczne „ukazały tak niezwykle bogate i złożone zależności między nauką i religią w przeszłości, że trudno jest podtrzymać tezy ogólne. Jedyną nauczką wyniesioną z tej lekcji okazuje się złożoność”. Niektóre z zagadnień dotyczących tej historycznej złożoności zostaną poruszone w kolejnych rozdziałach. Z pewnością nie istnieje jedna i nierozerwalna zależność pomiędzy dwoma podmiotami zwanymi „nauką” i „religią”. Mimo to są pewne podstawowe kwestie natury filozoficznej i politycznej, które często pojawiają się w tym kontekście: Które źródła wiedzy są najbardziej miarodajne? Czym jest najbardziej podstawowa rzeczywistość? Jakim rodzajem stworzeń są istoty ludzkie? Jak określić właściwą relację między Kościołem i państwem? Kto powinien sprawować kontrolę nad edukacją? Czy Pismo Święte lub natura mogą służyć za wiarygodny przewodnik etyczny?

Patrząc powierzchownie, debaty o nauce i religii dotyczą intelektualnej zgodności lub niezgodności danego poglądu religijnego z poszczególnymi aspektami wiedzy naukowej. Czy wiara w życie po śmierci jest sprzeczna z ustaleniami współczesnej kognitywistyki? Czy zawierzenie Biblii jest niezgodne z przekonaniem mówiącym, że człowiek i szympans wywodzą się od wspólnego przodka? Czy wiara w cuda pozostaje sprzeczna z oglądem świata, którym rządzi szereg ścisłych praw fizyki? Albo, na odwrót, czy wiara w wolną wolę i boskie działanie może zostać potwierdzona przez teorię mechaniki kwantowej? Jedną z odpowiedzi na pytanie stanowiące tytuł tego rozdziału – Czego tak naprawdę dotyczą debaty pomiędzy nauką a religią? – jest stwierdzenie, że dotyczą one przypadków takich właśnie spięć intelektualnych.

W tym Krótkim wprowadzeniu do przedmiotu najbardziej chciałbym jednak podkreślić fakt, że współczesne współzawodnictwo poszczególnych koncepcji to tylko widoczny wierzchołek o wiele szerszych i znacznie głębiej sięgających struktur. Celem przyświecającym mi przez całą książkę będzie historyczny ogląd tego, co sprawiło, że tak, a nie inaczej myślimy o nauce i religii; podejmę także filozoficzne dociekania dotyczące z góry przyjętych poglądów na temat wiedzy oraz refleksje nad kwestiami politycznymi i etycznymi, które często tworzą niepisany porządek obrad podczas tego rodzaju debat intelektualnych. W dalszej części niniejszego rozdziału wprowadzającego określam rodzaje pytań, jakie powinniśmy zadawać na temat nauki i religii – postrzeganych zarówno jako źródła indywidualnych wierzeń, jak też podmioty społeczne i polityczne. Późniejsze rozważania poprzedzam także zwięzłym wprowadzeniem do problematyki nauki i religii jako obszaru badań akademickich.

Spotykając naturę

Wiedza naukowa bazuje na obserwacjach świata przyrody. Jednak obserwowanie tego świata nie jest zajęciem ani tak prostym, ani tak odosobnionym, jak mogłoby się wydawać. Weźmy jako przykład Księżyc. Co widzisz, kiedy spoglądasz w niebo podczas bezchmurnej nocy? Widzisz Księżyc i gwiazdy. Ale co właściwie obserwujesz? Ogrom światełek i jeden większy obiekt o kolistym kształcie. Gdybyś nigdy się nie uczył, czym, twoim zdaniem, mógłby być ten biały obiekt? Czy to wielki płaski dysk, coś w rodzaju ogromnej aspiryny? A może kula? Jeżeli tak, to dlaczego zawsze widać tę samą jej stronę? I dlaczego jej kształt zmienia się z cienkiego i sierpowatego na pełny dysk, i z powrotem? Czy ten obiekt przypomina Ziemię? Jeśli tak, to jak jest duży? I jak blisko się znajduje? I czy żyją tam ludzie? A może to mniejszy, widoczny tylko nocą odpowiednik Słońca? Albo po prostu jedno z tych światełek, tylko większe i bliższe? Tak czy inaczej, jak to się dzieje, że właśnie w taki sposób przesuwa się po niebie? Czy coś go popycha? Czy jest przymocowany do jakiegoś niewidzialnego mechanizmu? Czy to byt nadprzyrodzony?

Obecnie, gdy dzięki współczesnej nauce posiadasz odpowiednie informacje, wiesz, że Księżyc to duży, skalisty satelita o kulistym kształcie, który porusza się po orbicie ziemskiej, wykonując pełny obieg w ciągu mniej więcej jednego miesiąca; w takim samym czasie obraca się także wokół własnej osi (co wyjaśnia, dlaczego zawsze widzimy tę samą jego stronę). Zmieniające się położenia Słońca, Ziemi i Księżyca względem siebie wyjaśniają również, dlaczego Księżyc ukazuje się w „fazach” – albo w całości (pełnia), albo jako sierp, czyli tylko w niewielkim fragmencie jego oświetlonej połowy, widocznym w danej chwili. Może też ci wiadomo, że wszystkie ciała fizyczne przyciągają się ze względu na oddziaływanie siły grawitacji, która działa na linii łączącej ich środki, a jej wartość rośnie wraz z iloczynem ich mas i maleje z kwadratem odległości. Pomaga to wyjaśnić powtarzalność ruchów Księżyca i ruchu obiegowego Ziemi wokół Słońca. Prawdopodobnie będziesz również wiedział, że jasne światełka na nocnym niebie to gwiazdy, podobne do naszego Słońca; że te widoczne gołym okiem oddalone są od nas o tysiące lat świetlnych, zaś te, które można zaobserwować przez teleskop o miliony, a nawet miliardy lat świetlnych; tak więc patrząc na nocne niebo, wpatrujemy się w zamierzchłą przeszłość naszego wszechświata. Lecz niezależnie od tego, jak szeroka jest twoja wiedza na ten temat, nie zdobyłeś jej poprzez obserwację. Powiedziano ci o tym. Możliwe, że dowiedziałeś się od rodziców bądź nauczyciela przedmiotów ścisłych, z telewizyjnego programu edukacyjnego lub encyklopedii internetowej. Nawet zawodowi astronomowie nie będą sprawdzać prawdziwości któregokolwiek z przedstawionych powyżej twierdzeń za pomocą własnych obserwacji empirycznych. Nie dzieje się tak z powodu ich lenistwa czy braku kompetencji, ale po prostu dlatego, że mogą polegać na szeregu miarodajnych obserwacji i rozumowań teoretycznych przeprowadzonych i zgromadzonych przez społeczność naukową, która w ciągu wieków uznała te fakty za fundamentalne prawdy fizyki.

Rzecz przedstawia się następująco: choć bez wątpienia prawdziwe jest stwierdzenie, że wiedza naukowa opiera się na obserwacjach świata przyrody i dzięki nim zostaje zweryfikowana, to jednak nie ogranicza się ona tylko do skierowania narządów zmysłów w odpowiednim kierunku. Nawet jeżeli jesteś naukowcem, jedynie niewielki ułamek wiedzy, jaką posiadasz pochodzi z bezpośrednich obserwacji. A i wtedy obserwacje te mają jakiś sens tylko w obrębie złożonych układów faktów i teorii, które zostały nagromadzone i ukształtowane w ciągu wielu wieków. Twoja wiedza o Księżycu i gwiazdach wynika z długiej i skomplikowanej historii kulturowej (jej niewielka część zostanie omówiona w rozdziale 2), pośredniczącej pomiędzy światłami nocnego nieba a twoimi rozmyślaniami o astronomii i kosmologii. Ta historia zawiera udane podważenie teorii geocentrycznej przez Galileusza, dokonane dzięki pomocy obserwacji astronomicznych Kopernika i wynalezionego na początku XVII w. teleskopu, odkrycie przez Newtona w drugiej połowie tego stulecia praw ruchu i powszechnego ciążenia, jak również bardziej współczesne badania fizyczne i kosmologiczne. Należą do niej także – co najistotniejsze – historie tych mechanizmów społecznych i politycznych, które umożliwiają i kontrolują rozpowszechnianie wiedzy naukowej poprzez dostęp do książek i zajęcia edukacyjne w klasach szkolnych.

1. Rycina przedstawiająca Księżyc, wykonana przez Claude’a Mellana na podstawie obserwacji teleskopowych z początku XVII w.

Należy również przy okazji zauważyć, że nauka często stara się pokazać, iż „rzeczy same w sobie” nie przedstawiają się tak, jak początkowo nam się wydawało, a pozory mogą zwodzić. Ziemia pod naszymi stopami z całą pewnością jawi się jako solidna i stabilna, a Słońce oraz inne gwiazdy zdają się poruszać. Jednak nauka ostatecznie pokazała, że Ziemia – wbrew wszystkim zebranym dowodom sensorycznym – nie tylko obraca się wokół własnej osi, ale również z ogromną prędkością pędzi dookoła Słońca. Właśnie w oparciu o taki sposób rozumowania jedna z postaci Dialogu o dwu najważniejszych układach świata, ptolemeuszowym i kopernikowym (Dialogo sopra i due massimi sistemi del mondo, 1632) Galileusza wyraża swój podziw dla tych, którzy, jak Arystarch czy Kopernik, potrafili uwierzyć w istnienie układu heliocentrycznego przed pojawieniem się teleskopu: „Nie mogę wyjść z podziwu dla tych, którzy przyjęli doktrynę heliocentryczną wbrew temu, co podpowiadają zmysły”. Współcześnie biologia ewolucyjna i mechanika kwantowa także wymagają od ludzi wiary w najbardziej niewiarygodne rzeczy – że mamy wspólnego przodka nie tylko z królikami, ale też, dla przykładu, z marchewkami lub że najmniejsze elementy materii są zarówno falami, jak i cząsteczkami. Czasem słyszy się stwierdzenia, iż nauka to po prostu systematyzacja obserwacji empirycznych, nic więcej niż tylko ostrożne stosowanie zasad zdrowego rozsądku. Jednakże posiada ona również ambicję i potencjał ukazywania, że zmysły nas zwodzą, a podstawowe odczucia i przeczucia intuicyjne mogą zaprowadzić na manowce.

Lecz spoglądając na nocne niebo, nie musisz wcale myśleć o astronomii i kosmologii. Możesz po prostu poczuć moc natury, piękno i dostojeństwo nieba, bezkres czasu i przestrzeni oraz własną małość i nieistotność. To wszystko może nawet stanowić dla ciebie rodzaj doświadczenia religijnego, które wzmacnia poczucie podziwu dla mocy Boga oraz dla ogromu i złożoności boskiego dzieła, a także przywodzi na myśl słowa Psalmu 19: „Niebiosa głoszą chwałę Boga, dzieło rąk Jego nieboskłon obwieszcza”.

Taka emocjonalna, religijna odpowiedź na widok nocnego nieba jest oczywiście zapośredniczona przez historyczny i kulturowy przekaz, w tym samym stopniu jak postrzeganie Księżyca i gwiazd zostało określone ramami nowoczesnej kosmologii. Bez nauczania religijnego z całą pewnością nie potrafiłbyś cytować Biblii, całkiem prawdopodobne też, że nie byłbyś w stanie sformułować bardziej złożonej koncepcji Boga. Jednostkowe doświadczenia religijne, niczym współczesne obserwacje naukowe, możliwe są dzięki długiemu procesowi współpracy ludzi, poszukujących zrozumienia znaczenia rzeczy. W przypadku religii pomiędzy światłem docierającym do siatkówki twojego oka a rozważaniami o chwale Boga rozciąga się długa historia danego tekstu religijnego oraz jego odczytywanie i interpretacja przez kolejne pokolenia społeczności ludzkich. I podobnie jak w przypadku nauki, z owego zbiorowego przedsięwzięcia wynika wniosek, że nie wszystko jest takim, jak nam się wydaje. Nauczyciele religii, podobnie jak naukowcy, starają się pokazać swoim uczniom, że poza światem widocznym znajduje się niewidoczny – taki, który może podważyć najgłębiej ugruntowane odczucia i przekonania.

Wymiar polityczny

Wśród badaczy zajmujących się historią nauki i religii pojawiły się dwa intrygująco odmienne rodzaje ataku na „narrację konfliktu”, wspieraną przez oświeceniowych