Strona główna » Poezja i dramat » Nic prócz O

Nic prócz O

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-66272-45-3

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Nic prócz O

 

Nic prócz O” to wybór wierszy znakomitej poetki, eseistki i tłumaczki literatury francuskiej i hiszpańskojęzycznej, Krystyny Rodowskiej. Obejmuje wiersze z lat 1968–2018, a więc pięćdziesięcioletni dorobek poetki. Autorka kilkunastu tomów wierszy i laureatka wielu nagród poetyckich, uhonorowana srebrnym medalem Gloria Artis, członkini Stowarzyszenia Pisarzy Polskich i PEN Clubu oraz Poetas del Mundo [Poeci świata].  Jej wiersze tłumaczone na wiele języków to przykład poezji lingwistycznej, wywodzącej się z poetyckich poszukiwań Paula Valery’ego czy awangardowych wierszy Juliana Przybosia. Sama poetka tak pisze o swojej poezji: "Myślę, że każda indywidualna poezja musi odkryć dla siebie swój język: wydobyć go z języka ojczystego, danego nam wszystkim. To prawdziwe wyzwanie dla poety, ponieważ nie gdzie indziej jak w języku i poprzez język rozstrzyga się jego tożsamość.” Ale poezja Krystyny Rodowskiej to również magia, czary i miłosne zaklęcia. Myślę, że raczej to właśnie ta druga, magiczna, kategoria wierszy Krystyny Rodowskiej sprawia, że poezja ta jawi się jako zjawisko osobne i fascynujące na mapie polskiej poezji współczesnej. Wiersze Rodowskiej są zaklinaniem  i   o s w a j a n i e m  świata w najbardziej etymologicznym sensie tego słowa.

 

Polecane książki

Gdy zakończyła się „wojna, która miała położyć kres wszystkim wojnom”, wielka trójka – prezydent Woodrow Wilson, brytyjski premier David Lloyd George oraz premier Francji Georges Clemenceau – spotkała się w Paryżu na sześć miesięcy 1919 roku, by przygotować trwały pokój. Margaret MacMillan w prz...
Ryszard Bugaj ma 66 lat, tytuł doktora nauk ekonomicznych oraz lewicowe poglądy. Od czasów studenckich działał w opozycji antykomunistycznej, był ekspertem "Solidarności" a w stanie wojennym został internowany. Brał udział w obradach Okrągłego Stołu a w III RP poświęcił się idei zbudowania niekomuni...
On – trzystuletni wampir… Ona – zwykła śmiertelniczka… Czy dwa różne światy mogą żyć razem…? Czy są sobie przeznaczeni…?   Anna Lawenda jest tłumaczką języka angielskiego. Romanse przeżywa jedynie na łamach książek, a jej egzystencja jest dość...
„No to pięknie” jest czwartą częścią przygód szalonej księgowej z powieści „Gdzie diabeł nie może”. Wzajemna fascynacja Duszyczki i Azazela, niezrozumiała dla reszty rezydentów piekła, trwa, dopóki diabeł nie zawiedzie jej zaufania. Dziewczyna porzuca go i próbuje ułożyć sobie życie na nowo, choć po...
Przedsiębiorcy korzystający ze środowiska, których działalność powoduje m.in. emisję gazów cieplarnianych, mają obowiązek sporządzać i wprowadzać do Krajowej bazy o emisjach gazów, w terminie do końca lutego każdego roku, raport za poprzedni rok kalendarzowy. A zatem za rok bieżący będziemy musi...
Szkice poświęcone są przede wszystkim dydaktyce wartości w szkole, etycznemu wymiarowi zawodu nauczyciela. To refleksje o tym, jakie są relacje współczesnej szkoły z uczniem i rodzicami. To postulat, rodzaj manifestu nauczyciela-pedagoga, który wzywa do większej refleksji nad zawodem....

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Krystyna Rodowska

Redaktor prowadzący: Anna PiwkowskaOpracowanie redakcyjne: Anna PiwkowskaPosłowie: Katarzyna BieńkowskaKorekta: Aleksandra NiziołProjekt graficzny okładki: Piotr KieżunSkład i łamanie: Aleksandra OlmińskaIlustracja na okładce: Litografia Johna Goulda, „Ramphastos dicolorus (Linn.)”, „A Monograph of the Ramphasidae, or family of toucans”, London: 1833. Biodiversity Heritage Library. Domena publicznaWydanie pierwszeWarszawa, 2019© Copyright for this edition by Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2019
© Copyright by Krystyna Rodowska, Warszawa 2019ISBN 978-83-66272-45-3Księgarnia internetowawww.piw.plPolub PIW na Facebooku!www.fb.com/panstwowyinstytutwydawniczyPaństwowy Instytut Wydawniczyul. Foksal 17, 00-372 Warszawatel. 22 826 02 01E-MAIL:piw@piw.plKonwersja:eLitera s.c.

Z TOMUGESTY NA ŚNIEGU, 1968

.

DOJRZEWANIE WINOGRON

Stanisławowi Grochowiakowi

Gdy kiście brzemienne

jestem przy nadziei:

czekam rozwiązania wezbranej zieleni

już w klinicznej bieli

Miąższ wycieknie sokiem

Słodka po nim plama

Żebra liści szronem

zapiszą się w szybie

Kształt winogron zrywam

już w milczeniu soków

i owoc wyciskam

z obwódek i oków

W którejś winnej uczcie

zapije się oko

1967

.

CZTERY PRZYKAZANIA OGNIA

I

bez twego oddechu

najstarsze dęby

nie wróżą klepki

II

nad krzewem gorejącym

i ptak najszczerszy

nie ćwierknie

III

płomień gdy śni o bąblach

języczy się jasno

IV

gorze tym

którzy w ogniu

kurczą się

o skórę

.

OFELIA

Głos jej tonie w zalewach oddechu

w wodorostach zaplątanych słów

w ustach bulgocą synkopy

zachodzącej kantyleny

Niewinność ma puste ramiona

w teatrze okrucieństwa Hamleta

Gałąź śpiewki chwyta za włosy

gałązka za bardzo czepliwa

pion przechyla w bezsilność poziomu

W drobnej fali ostatniej nuty

są zielone pokarmy podwodne

przeźroczystych słów wypowiedzianych

kępą ciszy – stałym lądem słów

W śpiewnym wianku odchodząc

podwodna

dziurawiona ujadaniem gwiazd

idzie prosto na ostrza ryb

w mrocznym mule zaniemówienia

1967

.

CZYTANIE

wodzę po sękach

zatopionego dębu

i zawieszam łaskę pytania

kruchy kostur palca –

na spękanej skórze

cudzych drzwi

po tamtej stronie

chorał głosów trących się w iskrzeniu

od których zapalam z trudem

zdolność przenikania

.

BALLADYNA

W gładkim czole

uwiązł cień

plama ciemna choć wykol sumienie

Kształty nie śpią

czuwa wiatr

od wspomnień rozdzwoniła się noc

Powtórz cios!

Zakop twarz!

Uśmiech który rozdarłaś!

Ścieżki snu

w malin krwi

Jawną pręgą wschodzą widoki

W gładkim czole

uwiązł cień

Pod

grzywką zasycha krew malin

Siny świt

szczęka w drzwiach

białym zębem

butelki mleka

.

WŁASNA TWARZ

W pierwszą noc wiosny gdy gwiazdy są tak blisko

że siadają w sierści srebrnych psów

a bruzdy rozchylonej ziemi

kołyszą ciała zapachów

i strumienie – gołębie snu

W czas topnienia obcości

na polach widocznych z porażonych okien

(barwa kwiatu rozrywa mi oczy

nie poznaję już że to róża

zamszowa rękawiczka w której

podaje się od wieków zachwyt)

W czas odwagi nadania nazwy

wydobycia z mulistych zapaści

nietkniętego kształtu jednej kropli –

mówię cicho najprościej:

Miłości moja

oddaję ci własną twarz

zaciągniętą innymi twarzami

twarz od spodu

najstarszą – najmłodszą

spod ostrego nowiu łagodności

.

PROŚBA O ŚMIERTELNOŚĆ

I mówią zmysły:

pokój w ciemnościach

niebiosa w ogniach

Jerzy Liebert, „Próby”

Nie wiem

czy odetchnę jeszcze w nowym słowie

jak nie wiem

czy dotrzepoczę myślą

otwarcia powieki

Proszę o śmiertelność

Jeśli chcę czegoś sięgnąć

to stropu twej czaszki której nie powtórzę

sklepieniem katedry srebrnej jak gruźlica

w wielkich płucach nocy

a nawet w palcach gdy w nich tylko miara

twej nieobecności

Anatomia jest dorzecznym nie dosłownym

miejscem z którego wyjąć można

żebro miłości

Proszę

o śmiertelność z tobą

o skorupkę jajka

o włos spadły na talerz

z twej chwilowej głowy

Do czasu bądźmy

na łasce

wieczoru gorzkich herbat w sygnaturce łyżki

1966

.

W POŚCIELI

Rankiem – opłotki palców

skostniałe na śniegu

wścielają sypkie przezieranie śmierci

ścieżki snu obleka gołoledź

Wieczór – jedwabiem wargi

wciąż niescerowanym

ścieli nas

w ciemnym podmuchu miłości

.

GRABARZE

Pragniesz mnie?

Swój bieg ścigasz we mnie

Ruchliwe pstrągi krwi

wibrują w chłodnych żyłach ziemi

Szukasz mnie?

Ileż mitów przepłoszę w tobie

o bieli bezbronnej w okrzykach

pochwyconej w korzenie

zgłodniałego drzewa

Otwórz mnie

wiatrem westchnień

błękitnymi nożami błyskawic

Pęknie wreszcie nasienie twej mocy

i zapadnie w strefy łąk znużonych

Pogrążony

im grób głębszy

dłużej będziesz śnił o zmartwychwstaniu

.

BIAŁE NOCE

dla A.T.

Cóż stąd że tyle wiemy o swej osobności?

Wiedza nas tylko miłośniej spopiela

i liczyć każe głuche młotki serca

w tętniącej kuźni jeszcze ciepłej skóry

Wypływasz w morze własnego wieczoru

ja się gdzie indziej wybieram tajemnie

i wspólna – właśnie śmiertelność tej pory

gestów na śniegu prószących bezsennie

Czuwam więc dzisiaj sklepieniem tej nocy

nad niedogasłą iskrą twego ciała

Cóż stąd że ty gdzieś w obłędnej karocy

mkniesz przez wyboje i splątane prawa?

1967

.

SOSNORYT

Gałąź sosny

spojrzeniem trącona

obsypała mnie śmiechem iglastym

W piasku

– jawie dziobatej o cierpliwych deszczach –

stopy wiersza zasypię

Kołysz teraz sosno

Utajona w swych słojach

wyjaśniasz mi nagość

i sęk z tobą

a drzewa wstyd we mnie

Chcę twój zapach wywołać

znaleźć jego imię

krople żywic

wywyższyć w łzy słońca

Gruboskórna po ludzku

czyś ty w drzeworycie

czy ja? – w piasku dziobatym

(deszcz niedawną ospą)

gdy usypiam korzenie

obudzona sosną?

.

ZNUŻENIE

La chair est triste, hélas!

et j’ai lu tous les livres

Stéphane Mallarmé, „Brise marine”

o drzewo osmucone

niedoniesioną koroną

literami szłam lasem stłumiona

pniem mijana

dotykiem sękata

w piach wpisana korzeniem pokrętnym

szorstko w białych włóknach

korzona

spierzchło sucho zielone listowie

i maliną zapiekła przecinka

w miąższu ciemnym

strudzone podróże

i krzew płonie nim błękit wypowie

aż rudzona zjesienniałym jeżem

wpełzłam w znaczeń butwiejących leże

.

RUCHOME PIASKI

(z inspiracji filmem „Kobieta z wydm”)

Zasypani powracają do tego co najbliższe

Ich słuch jest wynikiem przesypywania się piasku

w przeźroczystych klepsydrach ciał

Miarka piasku, miarka losu

Ich źrenice są otwarte i czarne

jak obojętność wody pozostałej na dnie

W języku silnych tutaj: pij zabij!

Po sznurowej drabince wyobraźni

wspina się z dołu tylko śmiech

W ich słonej skórze są powiększone ziarna

wszystkich tajemnic

ławice snu przejęte koralowym dreszczem

wilgotne pnie dotyku z bolesnym nacięciem

Nad głową ptak się waży jeszcze nienazwany

Zasypani powracają do tego co najdalsze

bo nie wiedzą że piekłem jest właśnie ucieczka

.

PRZECHODZENIE

Ta ulica w nocy płonie przeciągle

A w witrynach

chryzantemy strzępią rude jęzory

Na podwórku wierzba

szlocha w tynki

Twoje okno gwiazdą przechodzi

Spowiadają się stopy ziemi

przez kratę brukowych kamieni

1966

.

PRZEMIANY

Nagle zadrżało coś, jakieś przemycone piękno

I tylko to jest ważne.

Gabriel Celaya, „Tajemnica dziury w całym”

Stare mity grają w teatrze nowych znaczeń

Nietożsamości dowód wystawia nazwisko

Miłość wymienia ciała Jednym tchem przypadku

Pejzaż chwil mnie wymieni na słowa ginące

Dziś w powietrzu karnawał Tak głośno od kwiatów

że na skraju bieli przeczuwam konwalie

W bezkresnym łożu rodzą ciepłe noce

tarłowisko gwiazd Na piasku

szumią muszle Już z pamięci morza

Wyobraźnia sezon koncertów otwiera

Wojny odmieniają rodzaje broni

Nienawiść zmienia tylko maski

Okoliczności podrobią i uczciwą pamięć

A ja kwestę odprawiam na cel niewidoczny

w zapadłej kruchcie piękna I zazdroszczę drzewu

gdy burym pąkiem wróbla zapowiada kwiaty

Beztroska? Może jednak warto

uczyć się patrzeć rozważać obrazy

przystanąć choćby przed kamienną Niobe

o rysach wszystkich matek które pchnięto

cieniem

.

ANTYFONA POWSZEDNIA

Pod twoją obronę uciekam się

święte słowo rodzicielskie

Moim głodem i nadzieją

racz się żywić w potrzebach swoich

Z mojego losu

kładź swój ubity trakt

i na wszelakie przygody

wiedź mnie nierozważnie

Od twojej zemsty uciekam

słowo zdradliwe po którym

moje życie jest sierotą

Słowo złowione lecz nieuchwytne

Ogniowa próbo powietrza

w którym tli się nienasycenie żywiołów

Zapisana w konstelacjach ułudo harmonii

o której nic nie wie oddech ani tumult krwi

Moim przelotem iskry

zapal czyjś aż rzeczywisty las

A zapomnij o wszystkim co potrafisz

gdy spod powiek róża daje ognia

Z TOMUSTAN POSIADANIA, 1981

.

ZNAKI ŻYCIA

wieczne roz-

poczynanie niesłyszalnym

zdaniem

nie wiem skąd jestem

kto się tu pozbiera

majaczenie ramion wynoszących

pod wyślizgane niebo niewyraźną klęskę

człowiek jakiś

zawiany

własnymi skrzydłami

zasypianie z drzazgą

miłości pod powiekami

publiczne czernienie humoru

(byle nie przybrał innej barwy)

docenianie konkretu

kontraktu

ledwie ciało

którym wyglądam

nieostro

z prymitywnej wyrzutni

znaków życia

.

Z CYKLURWAĆ KSIĘŻYC PROSTO Z KRZAKA

.

BRZEMIĘ

jeszcze twej małej złości

nie ubiłam w piąstki

jeszcze dla twego płaczu

nie mam słów kołyski

najruchliwsza z tajemnic

kiedyż dam ci ciało

jeszcze dla twego głodu

nie ma mlecznych deszczów

z kryjówki – płci przebiśnieg

nie wykwitł mi jeszcze

jeszcze mnie kształt twej wargi

nie przedstawia przodkom

tajemnico zaprzeszła

kiedyż dam ci imię

ty jesteś moje brzemię

nim cię wtuli światło

i obca perła losu

tak mocno uwierasz

to z bólu

ciebie wydam

czerwiec 1968

.

RĄCZKI MOJEGO SYNA

dotykają moich oczu

badają

na co zastawiam pół widoczne sidła

z poruszonej twarzy

wybierają

ślepe naboje łez

rączki mojego syna – niemowlęta ręki

nieświadome

formuły stosu i całopalenia

pozdrawiają

zwierzę ognia z pazurkami blasku

rączki mojego syna – zachłanne rozgwiazdy

rączki mojego syna – prowizorka chwytań

szałasy wrażliwości

sklecone

z najdrobniejszych palców

rączki mojego syna – ten zapach palczasty

rączki mojego syna – niewidomy jaśmin

rwą księżyc prosto z krzaka

1970

.

NOWE OCZY

dlaczego – pytasz – mam rozdarte spodnie?

nasze zabawy dostały oczu

akurat na kolanach

a ty chcesz łatać to co lata?

ciągle chcesz ze mnie zrobić

człowieka

z kumplami

zrywaliśmy cudze jabłka

(świeciły jak gwiazdozbiory!)

a niebo nic

gdzieś zapodział mu się ten karzący

(za takie rzeczy?) pradawny

miecz

hi hi hi

zmyśliła go na pewno stara

siostra od religii

której Pan Bóg pomieszał się z zapachem

jabłonek za blokami

a jej kolana niedowidzą

czy Pan Bóg był jeszcze

przed dinozaurami?

przecież kiedyś i on musiał powstać

ja lubię

nieznane zwierzęta – od nich

świat jest jeszcze dziwniejszy

chyba dlatego będę zoologiem

jutro pięć lekcji

dostaniemy

nowe oczy

metody

znaki nieskończoności

całuję cię ∞ razy twój

syn

październik 1978

.

PAŹDZIERNIK MIESIĄCEM OSZCZĘDNOŚCI

(dialog z dzieckiem)

Mam pomysł: zaróbmy jakieś mnóstwo

Trochę wrzucisz mi do glinianej świni

– Lepiej pomnóżmy jesień

Jeszcze jej trochę jest

– Kupisz mi nowy płaszczyk?

Ile będzie kosztował?

– Patrz, parę złotych

przykleiło się do twojej podeszwy

1975

.

Z LĘKÓW I MARZEŃ DZIECIŃSTWA

Chichoczącą

tajemnicę tulisz w twych szczupłych ramionach

Bo ty nie ogarniasz mnie już okiem wnętrza

tam gdzie wezbrałem ciałem

Rosnę

znacznie wolniej niż zwierzę

kłuję cię przeczuciami moich metamorfoz

W mych zabawach w świat

hoduję jelonka z ciepłą mamą Ro

kocicę z puchatymi kłębuszkami małych

Trzymam cię na łańcuchu

słowa które może być tylko tobą:

mama

Wszystko inne jest bezdomnością

rozpędzoną jak potwór

w płaszczu mych przerażeń

Przyciąga mnie Potwór

z nieskończonym ogonem i przepaścią gęby

Żeby się bardziej nie bać nadaję mu kształty

uśpione w ciągu dnia w lufach moich kredek

Bawię się w tę podniecającą wojnę

Wywołuję Go sam z czarnych łbów zapałek

Dlatego ciebie proszę o kolory nieba

I żebyś została

ta sama

długowłosa jak bardzo ciepła noc

gdy kiedyś

ty oprzesz się na mnie

Daj mi tę gwiazdę

z twych wysokich oczu

Obiecaj

że Go pokonasz

1978

.

LISTY DO MOICH SIÓSTR

Marysi i Małgosi – umysłom ścisłym

1

Dlaczego od lat nie piszecie siostry

bliźniacze krople deszczu w ogrodach początku

siostry spłodzone przez ojca

waszego który jest w niebie bezsenności

zmieszany z ziemią – wreszcie nieskończony

Dlaczego podwyższacie pułap

milczenia między naszymi wieżowcami

siostry na krwi rozstajach

bez znaków bez świateł

Bliźniaczki źródeł gotujące mleko

dzieciom waszym – cudzym

w ramionach przedszkoli

bliźniaczki z ustami karmionymi papką

unieważnionych snów

Dlaczego milczycie

2

Siostry moje mieszkanki

zdmuchniętego bez śladu dnia

planowo powiększające kieszeń

spółkujące w marzeniach z przyśpieszeniem waszych aut

zamrażające męża by starczył na lata

intymnej niechęci łykające pastylki

pośrodku nawiedzonej nocy

Siostry moje nabożne

w kościele i na dyskusyjnym nabożeństwie

z udziałem niewiernych

Wasza matka ze ściśniętym łonem

wygrzebuje drobne

odłamki siebie z małżeńskich gruzów

dopiero teraz odcina pępowinę

wymiata wasz krzyk głodu

uśmierzany mlekiem

Siostry i cóż wy na to

z precyzyjną bronią umysłu

w laboratoriach Światła

Siostry otwartego zakonu

który złożył przysięgę względności

ani szczęśliwe ani nieszczęśliwe

ani wolne ani przysposobione do niewoli

Idące na dno ofelie

z biblią Women’s Lib

3

Marto – cierpliwa wodo czasu

Wando

W Cuernavaca żebrząca o polską szarugę

Helgo – chilijska Circe która zmieniasz

generałów w wieprze uzbrajasz eskadry motyli

Gizelo nad Sekwaną rybo księżycowa

Ewo upału – zimne ostrze pasji

Maricruz – wolna córko

seksualnych burz z błyskawicą śmierci

Rito skorpioniego jadu samobójcze żądło poezji

Barbaro – w świece dusz zmarłych wpatrzona

odwalcie kamień snu

waszych siostrzyc nad Odrą i Wisłą

które na szóstą jak zwykle

nastawiły budzik

1976

.

W JĘZYKU OGNIA

Ogień nigdy się z nas nie wyleczy

Ogień którym przemawia nasz język

Jacques Dupin

Gdy czyny szukają sprawcy

rozwiązuje się język ognia

w scenerii kraju zmówionego z wojną:

domy zasobne wylatują w powietrze

od ust odpadają fajki

kto jeszcze zdąży umeblować głowę

Goździk ognia

broczy ciągle w plakacie historii:

nasze orły wypatrują z daleka wroga

wiewiórki gromadzą zapasy

nasze gesty padają twarzą w śnieg

kamień z serca odrasta

przyszłość dymi

Dotykam wypalonych w tym języku

Najlepiej opanowały go dokumentalne zdjęcia

i krzyk z głębi snu

Moje lęki szukają sprawcy

(który jest słowem wiatru na zbiórce wydarzeń)

Rozgałęzia mnie podszept

najżywszych z żywych: nieobecnych

zbiegłych w gąszcz buszującej wśród ich kości wiosny;

wielkodusznie

wywołują dla mnie brzóz stadko

ze zwęglonych wnętrzności

Bratam się z drzewem pożaru

z drzewcem bitew

toczących się dalej w prywatnej historii

Bratam się z każdą samotnością

rozdrapującą ciemność do najpierwszej krwi

na zaślizganej drodze cieni

Wołam matki w palącym się dziecku

które rozpozna wspólna wieczność

Mamo – uwierz w ogień wszechobecny

W jego język boleśnie palący

Nie ma ciała co ochroni przed zimnem myśli

Nasze ciała zarośnięte wiatrem

Nikt nie dba o nie w dzień zaduszny

Mówię do was w języku ognia

Pytam

jak z płomieni najdotkliwszych losu

gołymi rękami wynieść siebie?

1971

.

PERPETUUM MOBILE

Szukaj siebie

w doświadczeniach dnia i przejęzyczeniach nocy

Który ogień cię sparzy jest już twoim piętnem

Niczego poza tym nie wymyślisz

Najtrwalsze sny ludzkości zostawiam na półce

Strzeż się!

Dlaczego nie śpią ci niemi

odkopani z muzeów okrucieństwa

ci bez oczu bez ciała bez butów

których urosły góry

fotogeniczne w kolorowych slajdach

oni tańczą

podcinani batami światła

padają i ostatkiem sił znów tańczą

między nami tylko cienki próg

między nami stanęła zgroza

moich zabaw lalkami w ich świecie kolczastym

Przychodzę nie w porę

nie rozdrapuję wspomnień

ale oni zaludnili wszystkie czasy

za chwilę reflektor zabawi się ze mną

wybierze mi ostatni wyraz oczu

Uciekałam z nieznanym towarzyszem drogi

(mieliśmy stworzyć nowy ród by nie zginął człowiek)

każda ulica donosiła: tędy przeszli

kontynenty całowały na znak: ci są winni

Przydrożny kościół

owionął nas chwilową ulgą

zbiorowa modlitwa brzmiała

jak głos straconych

który zaufał ofierze śmierci

Byliśmy bezpieczni

póki strach znów nie zaczął

zrywać ze ścian świętych obrazów

naszej męki:

szukają nas

wiedzą

przewidują

że nie zechcemy latami pamiętać

Gdzie się schronić

doczekać chwili odrodzenia