Strona główna » Poradniki » Nowe wychowanie seksualne

Nowe wychowanie seksualne

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-66117-38-9

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Nowe wychowanie seksualne

Unikalna na polskim rynku książka o rozwoju seksualności i edukacji dzieci w tym aspekcie. Zanurzona w filozofii rodzicielstwa bliskości, teorii więzi, Porozumienia bez przemocy, oparta na najnowszych doniesieniach naukowych, bez balastu nieaktualnej i często szkodliwej wiedzy.

To książka, w której ludzka seksualność nie jest oddzielona od reszty życia, napisana z szacunkiem dla intymności dziecka i troską o jego optymalny rozwój. Stanowi wartościowe źródło rzetelnej wiedzy o rozwoju człowieka i pokazuje, jak traktowanie dziecka z szacunkiem i empatią pomoże mu we wchodzeniu w dorosłość.

Polecane książki

Ilustrowany przewodnik po grodzie Kopernika, w którym znajdziesz najważniejsze informacje z historii miasta, miejsca, które warto zobaczyć, oraz toruński kalendarz kulturalny. Dodatkowo zamieszczono plan centrum oraz wykazy: muzeów, galerii sztuki, kin i teatrów oraz hoteli i schronisk. Dodatkowym a...
Informacja zwrotna (feedback) w procesie auditu poprawia morale pracowników, ich zaangażowanie w wykonywane obowiązki i wpływa pozytywnie na rozwój posiadanych przez nich umiejętności. Płynące z niej korzyści jednoznacznie przemawiają za regularnym wykorzystywaniem stwarzanych przez nią możliwości. ...
Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i angielskiej. A dual Polish-English language edition. Adonais – utwór angielskiego poety romantycznego Percy'ego Bysshe Shelleya, będący elegią na cześć młodo zmarłego Johna Keatsa, opublikowany w 1821.  ...
Opracowanie "Wojny i wojskowość polska XVI wieku" to pierwsza w krajowej historiografii synteza dotycząca problematyki historyczno-wojskowej "złotego wieku" dziejów polskich. W szczegółowym opisie działań zbrojnych Autor uwzględnił wpływ warunków terenowych i sposobu użycia ówczesnej broni. Zmien...
Pół-maraton dla melomanów i biegaczy? Czemu nie, wszakże muzyka i bieganie to przecież legalny doping, za który nie poniesiemy żadnych konsekwencji a w szczególności w Łodzi. Jak było na trasie i kto na niej zagrał? O tym traktuje niniejsza pozycja.Warto wziąć udział w tej najgłośniejszej imprez...
Nie zamierzał zostać mordercą. Nie chciał być samobójcą.Bohater po nieudanej próbie samobójczej zapada w śpiączkę. Mimo utraty pamięci wracają do niego epizody z dawnego życia. Zaczynają się układać w historię o porywającej miłości, o trudnych wyborach, namiętności i żądzy, która doprowadza do wstrz...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Agnieszka Stein

Agnieszka Stein

Nowe wychowanie seksualne

Copyright © by Agnieszka Stein, 2018

Copyright © by Grupa Wydawnicza Relacja sp. z o.o., 2018

Redakcja i korekta: Kamila Wrzesińska, Anna Zdrojewska-Żywiecka

Projekt okładki: Ewelina Malinowska

Zdjęcia na okładce: iStock; front: LoulouVonGlup, 4. strona: dangphoto2517

ISBN 978-83-66117-54-9

Wydawnictwo Mamania

Grupa Wydawnicza Relacja

ul. Łowicka 25 lok. P-3

02-502 Warszawa

www.mamania.pl

Skład wersji elektronicznej: Kamil Raczyński

konwersja.virtualo.pl

WSTĘP

„Dzieci wasze nie są waszymi dziećmi.”

Khalil Gibran, Prorok

Chcecie wspierać dzieci w rozwoju, także w sferze seksualności i wszystkiego, co się z nią wiąże. Chcecie z dziećmi rozmawiać, a nie tylko dawać im książki albo czekać, aż ktoś inny im powie to, czego chcą i potrzebują się dowiedzieć.

Coraz rzadziej spotkać się można z postawą: Niech się dowie najmniej, jak się da, i najpóźniej, jak się da, a najlepiej nie ode mnie.

Coraz częściej dostrzegamy, że rozmowy o seksualności i bycie źródłem wiedzy dla dzieci, także w tym obszarze, jest ważnym elementem relacji, a seksualność jest ważną częścią życia. Chcemy być obecni w życiu swoich dzieci w ważnych momentach.

Pisząc tę książkę, bardzo ważne było dla mnie, żeby dać wam lekturę, która przede wszystkim:

• opiera się na jak najbardziej aktualnej wiedzy, i to nie tylko o dziecięcej seksualności, ale o seksualności w ogóle,

• pokazuje podejście do seksualności, które jest zintegrowane z takim rozumieniem rodzicielstwa i rozwoju dziecka, które na pierwszym miejscu stawia budowanie relacji opartych na szacunku i poczuciu bezpieczeństwa,

• ujmuje seksualność całościowo i wielowymiarowo,

• wspiera dorosłych w towarzyszeniu dzieciom w rozwoju ich seksualności od narodzin do dorosłości,

• pokazuje, jakumiejętności i zasoby, w które wyposażamy dzieckow relacji z nim, służą mu do troszczenia się o swoją seksualność,

• opiera się na zaufaniu do rodzicielskich kompetencji i kompetencji rozwojowych dzieci,

• napisana jest w sposób pozytywny, ze spokojem, na luzie,

• daje rodzicom okazję, żeby poczytać, co robią inne dzieci, i poczuć, że nie są sami,

• akceptuje ludzką różnorodność i bierze pod uwagę różnice między ludźmi, różny sposób życia,

• jest skierowana do wszystkich rodziców wszystkich dzieci, bez względu na to, jak przeżywają i wyrażają swoją seksualność,

• porusza temat tego, co rodzice mogą robić ze sobą w spotkaniu z seksualnością dziecka, a nie tylko tego, co robić z dzieckiem,

• da wamświadomość, na co macie wpływ w relacji z dziećmi, a na co nie, i pomoże wykorzystać tę wiedzę do wspierania dziecka.

Zależało mi też na tym, żeby tę książkę mógł przeczytać również zainteresowany nastolatek. Dlatego jeśli stwierdzicie, że chcecie się podzielić z dzieckiem tym, co tu przeczytaliście, a potem o tym rozmawiać – zróbcie to. To część rodzicielstwa, które opiera się na otwartej komunikacji i na braku manipulacji i ukrytych motywów.

Skąd wy, czytelnicy tej książki, wiecie różne rzeczy o seksie i seksualności? Jakie swoje doświadczenia pamiętacie? Co wpłynęło na wasz rozwój i na to, jakimi ludźmi jesteście dzisiaj? To nie tylko pytanie na teraz. Zachęcam was, żebyście wracali do niego w trakcie czytania i po zakończeniu tej książki.

Właśnie dla was chciałam napisać książkę. Dla ludzi, którzy są zainteresowani świadomym udziałem w edukacji seksualnej swoich dzieci. Piszę „świadomym”, bo edukacja seksualna nie zachodzi tylko tam, gdzie ludzie ją dostrzegają, ale dzieje się wszędzie i przez cały czas.

Jako rodzice, nawet jeśli mamy obawy i wątpliwości, możemy poszerzać swoją wiedzę i uczyć się. Mam przekonanie, że rodziców trudno jest zastąpić w tym obszarze, choć można ich wesprzeć. Na podobnym stanowisku opierają się Standardy edukacji seksualnej w Europie1.

1SEKSUALNOŚĆ

W pewnym momencie mojej pracy z rodzicami zaczęłam mieć coraz więcej pytań od rodziców dotyczących dziecięcej seksualności:

• Jak reagować, kiedy dziecko coś robi?

• Czy coś jest prawidłowe?

• Jak wesprzeć dziecko w trudnej sytuacji?

• Dlaczego dzieci tak się zachowują?

Zaczęłam więc prowadzić warsztaty na temat konkretnie tego obszaru, ale też w dużym stopniu tego, jak rodzice mogą sobie poradzić z tym, co się dzieje. Nieodmiennie okazywało się, że – poza pewną porcją wiedzy i uporządkowaniem wielu stereotypów – tym, czego rodzice potrzebują, jest przyjrzenie się samym sobie.

Zadanie sobie pytania, czemu dane zachowanie czy słowa dziecka są takie trudne. O czym chcę z dzieckiem rozmawiać, a o czym nie i dlaczego. Którą jego prośbę chcę spełnić i dlaczego. Jakie myśli i emocje pojawiają mi się w głowie, kiedy widzę dziecko, które…

Dopiero z tego wynikało rozmawianie o pomysłach na zachowanie się w danej sytuacji, choć często okazywało się, że jak człowiek ma w środku uporządkowane to, co się w nim dzieje, to dużo łatwiej przychodzą mu do głowy pomysły, co zrobić, a czego nie robić. I dużo łatwiej jest zauważyć, które odpowiedzi rodzica prowadzą w kierunku, na którym mu zależy.

Chciałam napisać książkę o seksualności, bo kiedy rodzice pytają mnie, co bym im mogła polecić do czytania, to nie do końca wiem, co by to mogło być. Zwłaszcza po polsku i w polskich realiach.

Większość dostępnych książek jest opartych na perspektywie, która nie do końca mi pasuje, albo nie zostały u nas wydane, albo są o dorosłych.

1. Mało jest książek, które przedstawiają seksualność w sposób, który jest spójny nie tylko z moim rozumieniem seksualności, ale też z moją perspektywą na rozwój, potrzeby dzieci, relacje, granice. Bardzo mało jest książek, które pokazują seksualność naprawdę pozytywnie.

2. Zdarzają się książki, które umieściłabym na półce „seks i NVC”, a więc nie jestem całkiem sama z tym podejściem.

3. Te książki, które są bliskie mojemu podejściu, są nieliczne i dotyczą głównie dorosłych (przynajmniej w Polsce).

4. Dużo książek, które czytałam, dawało mi głównie przemyślenia na temat tego, jak nie chcę podchodzić do seksualności i jakim językiem nie chcę o niej rozmawiać.

5. Dużo rzeczy na temat seksualności i dzieci można zrozumieć, kiedy zaczniemy się przyglądać temu, dlaczego dzisiejszym dorosłym bywa tak trudno z własną seksualnością i w seksualnych relacjach z innymi. Dlatego też czytałam o dorosłych, żeby móc się z wami dzielić tym, czego można nie zepsuć.

6. Dużo można odkryć wtedy, kiedy spróbujemy bez oceniania podejść i zrozumieć te wszystkie obszary, w których ludzka seksualność przejawia się w mniej typowy sposób. Wtedy zaczynamy widzieć, że wiele rzeczy, które traktowaliśmy jako oczywiste, wcale takie nie są.

Nie da się seksualności traktować jako obszaru odrębnego od całego życia. Nie da się jej wydzielić. Takie zagadnienia jak dbanie o własne granice, komunikacja, akceptacja siebie nie mają osobnej szuflady z napisem: „Tutaj jest wszystko o seksie”. Bardziej przychodzi mi do głowy wielka szafa z różnymi półkami albo nawet wielki gar zupy. Dlatego też nie będę tego robić w tej książce. Nie oddzielam, kiedy czuję, że nie da się oddzielić. Albo że więcej korzyści przyniesie pisanie o wszystkim razem.

Chciałam napisać książkę zanurzoną w filozofii rodzicielstwa bliskości, teorii więzi, Porozumienia bez Przemocy. Książkę opartą na relacji, a więc na tym, żeby, jak pisze Daniel Hughes w Brain-Based Parenting2, skupiać się nie na samym zachowaniu i ocenianiu tego zachowania, ale na tym, co ono komunikuje i jakie ma znaczenie dla relacji. Będzie dla mnie ciekawe połączyć takie podejście z pisaniem o seksualności. Tym bardziej, że jedną z ważniejszych rzeczy w rodzicielstwie bliskości jest to, że różnorodność jest w nim zasobem, a nie problemem. Zależy mi na tym, żeby była to książka szanująca różne spojrzenia na seksualność i pomocna dla rodziców o różnych przekonaniach. Taka, która bardziej skłoni do refleksji i zadawania sobie ważnych pytań dotyczących tej sfery życia, niż nakazująca i zabraniająca tego, co dla rodziców wydaje się ważne. Choć tak jak w poprzednich książkach nie zamierzam ukrywać swojego spojrzenia na różne kwestie, to chcę zachęcić was do tego, żebyście brali z tego, czym się z wami dzielę, to, co czujecie, że was wspiera.

Chciałabym, żebyście dzięki tej książce mogli się spotkać z seksualnością swoich dzieci i własną, lepiej ją poznać, zrozumieć, zobaczyć w szerszej perspektywie.

Zależy mi na tym, żeby dać wam więcej spokoju i lekkości. I żebyście na podstawie tego, co odkryjecie, mogli sami zdecydować, co z tym zrobić. Chcąc wspierać swoje dziecko w rozwoju w sferze seksualności, nie da się tego zrobić bez spotkania z samym sobą.

Rodzice (i w ogóle dorośli – nawet specjaliści) różnią się w obszarze swoich przekonań na temat tego, czym jest seksualność i jak warto ją realizować, a czego powinno się unikać. Może nawet bardziej niż w tematach, o których pisałam w poprzednich książkach. A jednak są takie uniwersalne pragnienia, które podziela bardzo wielu z nich.

Rodzice chcieliby, żeby dziecko rosło:

• rozumiejąc, co się z nim dzieje,

• szanując i akceptując swoje ciało,

• biorąc pod uwagę potrzeby swoje i innych ludzi,

• stając się odpowiedzialne,

• i potrafiło siebie chronić.

W takich kwestiach raczej większość rodziców jest zgodna.

Czy wiecie, jakich doświadczeń chcecie dla waszych dzieci, a czego chcielibyście uniknąć albo się boicie? A czy wiecie, co na ten temat myśli wasz partner/partnerka, drugi rodzic dziecka?

Trudne jest to, że w dziedzinie seksualności mamy o wiele mniejszą niż w innych obszarach zgodę na eksperymentowanie i uczenie się przez dzieci na własnych błędach. Seks i seksualność to tematy, na które rzadko się rozmawia, rzadko porównuje doświadczenia, więc często rodzice są zaniepokojeni tym, co robią ich dzieci.

Dzieci potrzebują zaufania, żeby rosnąć i rozwijać się. Tymczasem w obszarze seksualności częstą postawą jest nieufność. Jesper Juul pisze3, że zaufanie to wiara, że dziecko też chce być szczęśliwe. Że chce mieć fajne życie.

Takiego zaufania potrzeba dzieciom. Zaufania do ich intencji, ale też do ich kompetencji w dziedzinie troszczenia się o swoje potrzeby i rozwoju. Jesteśmy jako ludzie przygotowani do rozwoju w obszarze własnej seksualności, podobnie jak jesteśmy przygotowani do rozwoju w innych obszarach. I podobnie jak gdzie indziej warto najpierw dobrze zrozumieć ten rozwój, zanim zacznie się widzieć problem i zechce się w niego ingerować. Warto wiedzieć, kiedy to, co się dzieje, jest naturalnym etapem, nawet jeśli budzi niepokój. Warto też, zanim zacznie się ingerować w życie i rozwój drugiego człowieka, najpierw próbować zrozumieć siebie.

Kiedy ludzie zaczynają być rodzicami, mają ze sobą całą historię tego, co wiedzą o sobie i innych ludziach w kontekście seksualności, tego, jakie mają umiejętności, które pomagają im radzić sobie z wyzwaniami w tym obszarze, i tego, jacy są.

Wiedzą, co to znaczy być typowym albo wzorcowym mężczyzną, i co to znaczy być typową lub idealną kobietą. Mają własne zdanie na temat tego, jak bardzo się w tych wzorcach, ideałach mieszczą, i jak do tego doszli. W określony sposób reagują, używają określonego języka. Określone rzeczy wydają im się zwyczajne i normalne, a inne nie w porządku, bez sensu, szkodliwe. Dzieci sprawiają, że rodzice zaczynają się zastanawiać nad wieloma trudnymi kwestiami, co zdecydowanie pobudza ich do własnego rozwoju.

W mojej pracy odkryłam, że uczenie się nowego języka do mówienia o sobie, o innych ludziach i do innych ludzi bywa skutecznym i prostym narzędziem do zmiany.

Ten język używa jak najmniej takich słów jak: muszę, powinienem, wina, zły, dobry, właściwy, normalny, obowiązek… Używa też niektórych słów w trochę innych znaczeniach. Jeśli wczytacie się w tę książkę, zobaczycie ten język w działaniu. Dzięki jej pisaniu mam szansę kolejny raz praktykować uważność na słowa, których używam w komunikacji z innymi ludźmi.

CO TO JEST SEKSUALNOŚĆ?

Czasem ludzie mnie pytają o to na warsztatach. To ważne, aby to ustalić na początku, żeby w ogóle było wiadomo, o czym będzie mowa. Najczęściej pada pytanie o to, czy seksualność to jest to samo co seks, czy coś więcej. Z tego pytania wynika kolejne: kiedy w rozwoju człowieka zaczyna się jego seksualność.

Na potrzeby mojej pracy, warsztatów, tej książki mam prostą definicję: seksualność to całokształt zjawisk w życiu człowieka wynikających z tego, że ma płeć, i związanych z płcią. Ludzie nie postrzegają języka jako zbioru słownikowych definicji, tylko bardziej jako zbiór prototypów i wzorcowych sytuacji, więc możemy przyjąć, że płeć jest w centrum bardzo wielu ludzkich doświadczeń i wszystkie te sytuacje możemy widzieć jako powiązane z seksualnością.

Definicja WHO zaczerpnięta z dokumentu na temat edukacji seksualnej dzieci jest trochę dłuższa i bardziej szczegółowa, ale mówi mniej więcej to samo:

„Seksualność stanowi kluczowy aspekt istnienia człowieka w trakcie jego życia i dotyczy płci, tożsamości i ról płciowych, orientacji seksualnej, erotyzmu, przyjemności, intymności oraz prokreacji. Seksualność jest odczuwana i wyrażana w myślach, fantazjach, pragnieniach, wierzeniach, postawach, wartościach, zachowaniach, praktykach, rolach i związkach.

Podczas gdy seksualność może obejmować wszystkie te aspekty, nie wszystkie one są doświadczane bądź wyrażane. Na seksualność wpływają interakcje pomiędzy czynnikami biologicznymi, psychologicznymi, społecznymi, ekonomicznymi, politycznymi, etycznymi, prawnymi, historycznymi, religijnymi i duchowymi4”.

Al Vernacchio, autor książki For Goodness Sex5, tak pisze o tym, czym jest seksualność:

„Czyż seksualność nie jest bardziej indywidualna, osobista? Czy nie dotyczy znajomości samych siebie w takim samym stopniu jak czegokolwiek fizycznego?

Lubię stawiać wyzwania dzieciakom, żeby zaczynały myśleć o seksualności bardziej jako o filozofii niż jako o zachowaniu.

Seksualność to sposób, w jaki nasza płeć i orientacja seksualna wpływają na to, jak działamy w świecie i jak świat reaguje na nas. Zdrowa seksualność to trafny i pozytywny obraz samego siebie i wykorzystanie tego obrazu jako bazy naszych relacji i życiowych wyborów. Nie jesteśmy w końcu tylko narządami płciowymi, prawda? Jesteśmy w całości ludźmi, mamy ciała, mózgi, uczucia i ducha. Wszystkie te rzeczy są częścią naszej seksualności. Kiedy przyglądamy się światu, robimy to jako kobiety i jako mężczyźni”.

Seksualność i akt seksualny (uprawianie seksu) to nie to samo. Seksualność to o wiele szersze pojęcie. Kiedy ludzie myślą o seksualności, przychodzą im do głowy kwestie związane z aktem seksualnym, erotyzmem, pobudzeniem seksualnym i różnymi sposobami na jego rozładowanie. Rzadziej pamiętamy, że seksualność to również różnice między płciami, relacja z własnym ciałem i jego potrzebami.

W seksualności mieszczą się również relacje z innymi ludźmi, i to nie tylko romantyczne, bo na każdą naszą relację w jakiś sposób oddziałuje to, że mamy płeć. W seksualności mieści się nasz stosunek do naszego ciała i do ciał innych ludzi. Mieści się rodzicielstwo, bycie matką, ojcem. Przeżywanie okresu oczekiwania na dziecko i narodzin, a także karmienie piersią. To, jak płeć dziecka i płeć rodzica mają znaczenie w ich wzajemnych relacjach.

W seksualności mieści się dbanie o swoje zdrowie i bezpieczeństwo. Przeżywanie emocji związanych z płcią, relacjami z innymi ludźmi. To, jak się czujemy z naszą płcią i płcią innych ludzi. Nasze myśli na ten temat. Potrzeby. Oczekiwania i obawy. Uczestnictwo we wspólnocie osób tej samej płci. Bycie mężczyzną, kobietą. To, jak bardzo definiujemy naszą płeć albo mamy trudność z jej zdefiniowaniem. Udział w kulturze i to, jak kultura definiuje płeć i wynikające z niej oczekiwania. To, co dorośli myślą o seksualności i jak przekazują to dzieciom, także na nieświadomym poziomie. Każdy człowiek jakoś się określa w obszarze swojej płci, ale nie każdy i nie przez cały czas jest zainteresowany seksem. Jak nie jest zainteresowany seksem, to nie przestaje być seksualny.

Dlatego właśnie o seksualności dziecka można mówić już od jego narodzin. Albo nawet wcześniej, kiedy w macicy rozwija się dziecko, które już jest w jakiś sposób płciowe, a rodzice, myśląc o nim, zastanawiają się, jakiej będzie płci i wyobrażają je sobie w mniej lub bardziej stereotypowych sytuacjach.

EDUKACJA SEKSUALNA

Standardy edukacji seksualnej przygotowane przez WHO mówią, że istnieje edukacja seksualna nieformalna i formalna. I że ta formalna może być jedynie uzupełnieniem tej nieformalnej. Moja książka poświęcona jest głównie edukacji nieformalnej. Mam taką wizję, że po jej przeczytaniu każdy będzie miał większą jasność, na czym polega edukacja nieformalna w dziedzinie seksualności.

W szkole, przedszkolu, w trakcie edukacji formalnej, czyli na lekcjach, zajęciach, dziecko może dostać wiedzę na temat seksualności adekwatną do przeciętnego tempa rozwoju dzieci w danym wieku, może też uzupełnić wiedzę z domu.

Mam świadomość, że w wielu sytuacjach edukacja formalna będzie jedyną lub prawie jedyną, dzięki której dziecko będzie mogło się dowiedzieć pewnych ważnych rzeczy, która będzie mogła wyjaśnić to, czego w domu dziecko nie było się w stanie dowiedzieć.

Jest jednak kłopot z przekazywaniem postaw i umiejętności przez formalną edukację, bo one się przenoszą głównie przez bycie w relacjach i obserwację ludzi w autentycznych sytuacjach życiowych, a nie w rolach. W szkole nauczenie się pewnych rzeczy jest trudne, a do pewnego stopnia nawet niemożliwe.

Edukacja nieformalna to obserwowanie, jak ludzie wchodzą między sobą w relacje, jak rodzice reagują na różne dziecięce zachowania, jak odpowiadają na pytania, które padają gdzieś przy obiedzie albo przed zasypianiem. Edukacja nieformalna to sposób, w jaki rodzic traktuje ciało dziecka i jego granice.

Rola rodziców i tego, czego uczą swoje dzieci poprzez relacje z nimi, jest nie do zastąpienia poprzez formalną edukację. W dodatku dzieci bardzo potrzebują rodziców, którzy chcą z nimi rozmawiać o seksualności.

Dlatego może być tak, że edukacja rodziców, tłumaczenie, jakie są potrzeby dzieci, pokazywanie rodzicom, co mogą robić, żeby wspierać seksualność swoich dzieci, i uczenie ich, jak podchodzić do rozwoju dzieci w wyważony i wspierający sposób, jest ważniejsze od szkolnej edukacji seksualnej.

CZY TO NORMALNE?

To pytanie według wielu edukatorów seksualnych jest najczęstszym, z jakim się spotykają. Wielu ludzi ma trudności z zaakceptowaniem samych siebie i swojej seksualności. Patrząc na to szerzej, często stresujemy się, czy nie jesteśmy inni, zepsuci, wyjątkowi, ponieważ mało wiemy o tym, jacy są pozostali ludzie. Trudno więc się dziwić, że skoro nie jesteśmy pewni, czy sami jesteśmy OK, to mamy też wątpliwości dotyczące naszych dzieci. I mogłabym na większość tego typu pytań odpowiedzieć po prostu: wszystko jest normalne, ludzie są naprawdę bardzo różni, także dzieci.

Chciałabym jednak bliżej się przyjrzeć, co naprawdę mamy na myśli, kiedy pytamy, czy dane zachowanie dziecka jest normalne? O co to jest pytanie?

• Czy inne dzieci tak robią?

• Czy jest to niepokojące?

• Czy to, że dziecko tak robi, może świadczyć o jakimś problemie rozwojowym albo zaburzeniu?

• Czy dane zachowanie może świadczyć o tym, że dziecku dzieje się krzywda?

• Czy trzeba coś z tym zrobić?

• Czy nie powinniśmy skonsultować się ze specjalistą, a jeśli tak, to z jakim?

• Gdzie szukać wsparcia?

Te wszystkie kwestie niepokoją rodziców. Podejrzewam, że za tymi obawami tak naprawdę kryją się pytania o to, czy ich dzieci są szczęśliwe, jak dadzą sobie radę w życiu, czy można je bardziej wesprzeć.

Kiedy ludzie pytają: „Czy to normalne?”, mają często nadzieję, że na takie pytanie będzie jednoznaczna odpowiedź, którą ja jako specjalista znam i którą się podzielę. Jednak kwestia normy nie jest taka prosta, bo „norma” jest pewną umową, która bardzo zmienia się w zależności od epoki i kultury. Nie ma jednej odpowiedzi, niezależnej od środowiska, w którym żyjemy. Nie ma możliwości obiektywnego stwierdzenia, co jest normą, a co nie, bez odwoływania się do jakiegoś obyczaju, umowy społecznej czy powszechności danego zjawiska w danym kontekście. Dlatego też często słowa „norma” używa się w znaczeniu: „norma społeczna”. I jeśli to słowo pojawi się w tej książce, to prawdopodobnie w takim właśnie sensie. Warto pamiętać, że „zgodne z normą społeczną” nie znaczy to samo, co „normalne”, a „niezgodne z normą społeczną” nie znaczy „nienormalne”.

W medycynie jesteśmy w stanie w pewnym stopniu stwierdzić, czy coś jest objawem zdrowia czy choroby. Choć zagłębiając się w temat, można odkryć, jak dużo jest pytań bez jednej odpowiedzi. Historia seksualności i historia medycyny pełna jest sytuacji, w których dokładnie to samo bywało normą lub przejawem zaburzenia – w zależności od kontekstu. Pełna jest sytuacji, w której ten sam zabieg był uznawany raz za leczący jakieś zaburzenie albo zapobiegający chorobom, raz estetyczny, a innym razem za okaleczający. Tak jest na przykład z obrzezaniem. Całkiem niedawno takie zmiany zaczęły zachodzić w odniesieniu do dzieci interseksualnych, u których określenie płci na podstawie wyglądu ich narządów płciowych budzi wątpliwości. Nie dla wszystkich jest jasne, co wtedy robić. Czy nietypowo wyglądające narządy płciowe to problem zdrowotny? Estetyczny? Czy może przejaw naturalnej różnorodności? Zdania są podzielone. Niektórzy są za tym, żeby jak najszybciej „naprawić błąd natury”, a inni uważają, że to zabieg kosmetyczny, a więc należy wykonać go dopiero wtedy, kiedy dziecko będzie w stanie wyrazić na niego świadomą zgodę. Z tego powodu kilka państw (np. Malta i Portugalia) zakazało wykonywania na małych dzieciach zabiegów, które nie mają uzasadnienia zdrowotnego, a jedynie służą zmianie wyglądu na bardziej zgodny z wyglądem typowych narządów płciowych. Widać, że nawet w tak wydawałoby się ściśle medycznych kwestiach medycyna nie jest niezależna od realiów kulturowych, w jakich jest praktykowana. Na przykład homoseksualizm pojawił się w medycznym myśleniu o człowieku jako coś wykraczającego poza normę na początku XX wieku. W klasyfikacji medycznej DSM-I był zaklasyfikowany jako dewiacja seksualna. Jednak w kwietniu 1974 roku został usunięty z listy zaburzeń.

W obszarze ludzkiego zachowania określanie jakiejkolwiek normy jest jeszcze dużo trudniejsze i związane z dużo większym ryzykiem nadmiernego uproszczenia. Dlatego używanie słów zdrowe/niezdrowe w odniesieniu do ludzkich zachowań budzi mój głęboki sprzeciw.

Czasem słowo „normalne” pojawia się jako synonim słowa „naturalne”. Z takim założeniem, że to, co „naturalne”, jest tożsame z tym, co nas wspiera i nam służy, a to, co „nienaturalne”, nam szkodzi i trzeba coś z tym zrobić. Jednak odróżnienie, co jest naturalne, a co nie, jest niezwykle trudne, kiedy mówimy o ludzkich zachowaniach. Wszystko, co robimy, jest naturalne w tym sensie, że nasz organizm nam to umożliwia. Jednocześnie prawie każdy obszar naszego życia mógłby wyglądać inaczej, gdybyśmy mieli inne doświadczenia i żyli w innych realiach kulturowych i historycznych.

Jednym ze sposobów przyglądania się temu, co jest naturalne, może być sprawdzenie, czy pojawia się to u wszystkich ludzi, niezależnie od kultury i bez specjalnych wysiłków – wtedy można nazwać to naturalnym – czy pojawia się rzadko albo trzeba używać jakichś specjalnych sposobów, żeby to uzyskać. Tak więc można postawić hipotezę, że chodzenie jest naturalne, mówienie jest naturalne, naturalna jest masturbacja i zainteresowanie seksem. Te rzeczy, które wymagają wysiłku od dorosłych, żeby je uzyskać, prawdopodobnie nie są naturalne. Nienaturalne jest, kiedy małe dzieci mają siedzieć bez ruchu dłuższy czas, albo nienaturalne jest, żeby dzieci spały z dala od rodziców (jesteśmy jako kultura Zachodu jedyną na świecie, w której próbuje się to praktykować, a i tak mamy na tym polu bardzo mało sukcesów). Może jednak być tak, że siedzenie bez ruchu albo spanie samemu będzie zupełnie zwyczajnym i nieświadczącym o żadnych kłopotach zachowaniem dla jakiegoś dziecka. Czyli to nie spanie bez rodziców nie jest „naturalne”, tylko presja na rodziców, żeby tego nie robili.

Można uznać, że czytanie jest naturalne w tym sensie, że jeśli ludzie wokół czytają, to prawie niemożliwe jest, żeby dziecko też nie nauczyło się czytać. Można też uznać, że nie jest naturalne, bo są na świecie takie miejsca, gdzie prawie nikt nie potrafi czytać i mało prawdopodobne jest, żeby ktoś nauczył się czytać sam z siebie. Tak więc nie zawsze możliwa jest jednoznaczna odpowiedź na pytanie, czy coś jest naturalne, bo nasza wiedza jest za mała, ale też dlatego, że to, co naturalne, i to, co wynika z kultury, nieustannie się ze sobą miesza i nie ma ostrej granicy. Podział na naturalne i nienaturalne nie zawsze jest pomocny. Bo to, że coś nie jest naturalne, nie oznacza od razu, że jest niepokojące czy szkodliwe. A to, że coś jest naturalne, nie oznacza automatycznie, że jest to w zgodzie z naszym sposobem życia albo dobrostanem.

Można z tej perspektywy przyglądać się różnym normom społecznym. Nie są one naturalne w tym sensie, że są wynikiem pewnej umowy między ludźmi, obyczaju. Zazwyczaj ludzie nie mają wątpliwości, czy coś jest zgodne z obyczajem, bo wszyscy w ramach danej kultury to świetnie wiedzą. Takie pytania padają dopiero, kiedy człowiek wybiera się w podróż do innego kraju. Nie ma też raczej możliwości, żeby dziecko nie poznało powszechnie obowiązujących w jego otoczeniu norm. Musiałoby się wychować w innej kulturze albo być zamknięte w domu i to bez kontaktu ze światem zewnętrznym. Myślę, że tutaj bardziej niż wysiłek służący do tego, żeby dziecko te normy znało i ich przestrzegało, przydałaby się odrobina dystansu i pamiętanie o tym, że te normy ewoluują, zmieniają się, i to dość szybko, w miarę jak zmienia się nasze społeczeństwo.

Naturalne dla ludzi jest tworzenie kultury i obowiązujących w niej norm i obyczajów. I dzieci w naturalny sposób te reguły obserwują i zaczynają je naśladować. Naturalne jest to, że w każdej kulturze te normy są trochę albo bardzo inne i nadal ludzie są w stanie żyć, budować relacje, rozwijać się i tak dalej. Jednak raczej nikt nie przestrzega tych norm kulturowych w stu procentach. Każdy jakoś odbiega od tej średniej i jakoś się różni. Dla spójności społeczeństwa i naszego poczucia bezpieczeństwa nie jest potrzebne, żeby wszyscy ściśle przestrzegali norm kulturowych. Ci, którzy wykraczają poza normę, często są dla danej kultury siłą, która pcha ją w stronę zmiany i rozwoju.

Słów „norma” i „normalne” używamy, kiedy zadajemy sobie pytania, czy coś jest typowe czy nietypowe, rzadkie czy powszechne. Będę się starała w całej książce pisać o tym, co jest typowe i powszechne, ale dziedzina seksualności, zwłaszcza seksualności dzieci, nie jest obszarem łatwym do badania tego typu kwestii. Mój własny obraz tego, co typowe i powszechne, bardzo się zmienia na przestrzeni kolejnych lat i w miarę jak rodzice opowiadają mi o tym, co robią i mówią ich dzieci. Dużo jest rzeczy, które są powszechne i typowe, a ludzie mogą nie mieć świadomości tego, bo ci, którzy tak mają, się tym nie chwalą. Tak jest na przykład z masturbacją dziecięcą, ale też ze spaniem dzieci z rodzicami. Ludzie najczęściej nie mają świadomości, jak powszechne to zjawiska. W dziedzinie seksualności jest jeszcze trudniej o porównywanie swoich doświadczeń z innymi rodzicami niż w pozostałych obszarach, a przecież to właśnie takie rozmawianie o swoich doświadczeniach pomaga rodzicom w tym, żeby nie czuli, że są sami jedni ze swoimi trudnościami, wątpliwościami i wyzwaniami.

W podobnym kontekście pada czasem pytanie o to, czy to jest rozwojowe. Tutaj najczęściej chodzi rodzicom o to, czy coś jest wynikiem rozwoju dziecka, czy jakiegoś wpływu z zewnątrz. Jednak znowu oddzielenie wpływu natury od wpływu kultury jest w przypadku psychiki człowieka trudne, a czasem niemożliwe. Ludzie realizują swoją seksualność na wiele sposobów. Mało tego, żyją na wiele sposobów. Naturalne dla nas jest, że tworzymy kultury i w ramach tej swojej kultury jedne rzeczy są dla nas łatwiejsze do zaakceptowania niż inne. W jednej kulturze dane zachowania wystąpią i będą w niej naturalne i normalne, a w innej kulturze – z różnych względów – ich nie zobaczymy. Jeszcze kilkanaście lat temu dość typowe i rozwojowe było zadawanie przez 2–3-latki pytania: „Skąd się wziąłem?”. Jednak rosnąca swoboda, z jaką pokazujemy ciążę i rozmawiamy z dziećmi o tym, że ktoś ma w brzuchu dziecko, spowodowały, że dzieci coraz rzadziej zadają takie pytanie, bo zanim zdążą je zadać, już znają odpowiedź. Czy w takim razie pytanie: „Skąd się wziąłem?” przestało być rozwojowe? Będę pisać o tym, jak rozwija się poczucie wstydu u dzieci, ale to, co napiszę, bardzo mocno osadzone jest w naszej kulturze, która ma taki a nie inny stosunek do nagości. Będzie w tym rozdziale, podobnie jak w innych, wiele miejsc, w których napisałabym co innego, gdybyśmy żyli w innych czasach i innej kulturze

W psychologii używa się skrótu WEIRD (dziwny) na określenie głównej grupy, na której przeprowadza się badania, które potem często generalizowane są na wszystkich ludzi na świecie – white, educated, industrialized, rich, democratic (biali, wykształceni, uprzemysłowieni, bogaci, z krajów demokratycznych). To zaledwie ⅛ wszystkich ludzi, ale 60–90% badań przeprowadzane jest na tej grupie. Podobnie Peter Gray zwraca uwagę na to, że większość badań, na podstawie których mówimy o rozwoju dzieci, przeprowadzana jest w przedszkolach i szkołach, bo tak najłatwiej jest do nich dotrzeć6. Chcę więc dzielić się z wami tym, co wiem, jednocześnie będąc – na ile to możliwe – wrażliwa na subiektywność tego, co wiemy.

Jednym ze sposobów użycia słowa „normalne” jest użycie go jako przeciwieństwa słów takich jak „dziwne”, „niespotykane”, „niezrozumiałe”. Tutaj można zaobserwować coś ciekawego. Jeśli mało czegoś widzimy, to wydaje się nam to dziwne. W miarę jak spotykamy się z kolejnymi podobnymi sytuacjami, przyzwyczajamy się do tego, że takie sytuacje się zdarzają. Tak się dzieje z publicznym karmieniem piersią, z widokiem dwóch mężczyzn, którzy na ulicy trzymają się za ręce. Ostatnio widzę, jak coraz mniej zdziwienia budzą kolorowe włosy albo tatuaże, a coraz więcej oburzenia rodzic, który szarpie swoje dziecko. Nasze poczucie „normy” ciągle się zmienia.

Nierzadko rodzice zadają pytanie, czy coś jest normalne, ponieważ to ktoś inny zasiał w nich ziarno wątpliwości. Powiedział, że dziecko nie może się w dany sposób zachowywać albo że inne dzieci tak nie robią. Obok obawy, że to, co dziecko robi, może być wyrazem jakiejś trudności, pojawiają się pytania, czy rodzice dobrze sprawują nad nim opiekę. Warto w takich sytuacjach przyglądać się, kto tak naprawdę ma problem, a kiedy komentarz jakiejś osoby wzbudził niepokój, poprosić o wsparcie zaufaną osobę.

Tutaj chciałam się podzielić tym, że od czasu, kiedy zaczęłam pisać tę książkę, bardziej niż do tej pory dopytuję rodziców o to, co się kryje za pytaniami: „Czy to normalne?”, „Czy to naturalne?”. I rodzice mówią wtedy, że chodzi o to, żeby nie być samym. Żeby nie czuć, że jest się jedynym rodzicem dziecka, które takie jest albo tak się zachowuje. Żeby mieć przynależność. Czuć, że inni rodzice mają podobne sytuacje i podobne wątpliwości.

Kolejną funkcją pytania: „Czy to normalne?” wydaje się być potrzeba uzyskania odpowiedzi, czy zachowanie dziecka wskazuje na to, że dziecko lub rodzice potrzebują fachowej pomocy. Rodzice zadają czasem pytanie o normę, kiedy chcą się dowiedzieć, po czym poznać, że warto iść do psychologa lub innego specjalisty. Czasem chcieliby wiedzieć, czy zachowanie dziecka nie świadczy o tym, że stało mu się coś złego albo że rodzice popełnili jakiś błąd. Trudno jest odpowiadać na takie pytania, kiedy nie ma możliwości dokładniejszego przyjrzenia się sytuacji. Bo kiedy dziecku jest trudno albo rodzicom jest trudno z jego zachowaniem, żeby wymyślić, o co chodzi, trzeba wziąć pod uwagę wiele aspektów jego funkcjonowania. Nie ma zamkniętego katalogu „normalnych i nienormalnych sytuacji i zachowań”. Dlatego kiedy rodziców coś bardzo niepokoi, warto skonsultować się ze specjalistą i dopiero z nim ustalić, czy można jakoś wesprzeć dziecko, ale przede wszystkim – jak zaopiekować siebie. Czyli jak poradzić sobie z emocjami dotyczącymi zachowania dziecka tak, żeby rodzic naprawdę mógł mu dawać wsparcie.

Kiedy rodzice pytają: „Czy to normalne?”, „Czy to rozwojowe”, „Czy powinniśmy się niepokoić?”, bywa, że opowiadam im o tym, że tak się dzieci zachowują, że nie świadczy to o kłopotach. Ale tym, co pomaga rodzicom, żeby się mogli rozluźnić, nie jest raczej to, że im powiem: „To normalne, nie ma się co martwić”, ale to, że zaufali mojemu spokojowi, temu, że nie wyglądam na zdziwioną, i temu, że znam podobne zachowania i rozumiem ich sens.

Kiedy razem z rodzicami próbujemy odpowiedzieć na pytanie, czy dziecko potrzebuje pomocy i czy jego zachowanie jest czymś typowym czy oznaką trudności, oglądamy sytuację z wielu stron. Zadajemy razem wiele pytań. Patrzymy, jaka jest dynamika i jakie zmiany następują z upływem czasu. Sprawdzamy, czy dane zachowanie jest jedyną niepokojącą rodziców kwestią, czy takich sygnałów, że coś się może dziać, jest więcej. Jako psycholog mam też zasób, którego nie mają rodzice – widziałam naprawdę dużo dzieci. O jeszcze większej grupie słyszałam różne historie od rodziców czy nauczycieli. Jednak nawet mi zdarza się zetknąć z czymś, o czym do tej pory nie słyszałam, i staram się z założenia przyjmować, że to jest „normalne” zachowanie, póki nie mam dowodu na to, że dziecko potrzebuje jakiejś pomocy.

Pytanie, czy to rodzic popełnił jakiś błąd, często nie jest możliwe do rozstrzygnięcia. Rodzice robili najlepiej, jak byli w stanie, z taką wiedzą o dziecku, do jakiej mieli dostęp. Czasem rodzice odkrywają, że chcieliby coś w relacji z dzieckiem robić inaczej niż do tej pory. Że robią coś, co nie pomaga lub utrudnia. Jednak tego, co się stało, nie da się cofnąć. Zastanawiamy się więc wspólnie z rodzicami, co mogą zrobić teraz, aby pomóc swojemu dziecku albo zadbać o swoją relację z nim. Może tak się zdarzyć, że będzie to oznaczało nauczenie się nowych sposobów odpowiadania na różne sytuacje.

Dlatego na pytanie, jak rozpoznać, czy coś jest rozwojowe i normalne, które często pada na warsztatach o seksualności, raczej nie odpowiadam wymienianiem po kolei, jak się zachowują dzieci w jakim wieku, bo zachowują się naprawdę bardzo różnie. Bardziej sprawdzam, co stoi za tym pytaniem, jaki rodzaj niepokoju. Mówię, czy spotykam się z takim zachowaniem i jak często, albo jak je rozumiem, jednocześnie podkreślając, że nie wiem i nie widziałam wszystkiego. Rozmawiamy też jednak o tym, jak obserwować dziecko, żeby lepiej zrozumieć jego zachowanie, niezależnie od tego, czy jest ono typowe czy nie. Rozmawiamy o tym, jak można dziecku pomóc. Mam też przekonanie, że warto, aby rodzice szukali wsparcia, kiedy go potrzebują. Niezależnie od tego, czy dane zachowanie jest „typowe”, „normalne”, „rozwojowe” czy nie. Często to właśnie wsparcie specjalisty może zapobiec temu, żeby trudności zaczęły się powiększać pod wpływem presji, napięcia i obaw dorosłych.

Chciałam też dodać, że stwierdzenie, że jakieś zachowanie jest normalne (w sensie typowe, rozwojowe, niewskazujące na to, że dziecku dzieje się krzywda), nie powoduje, że rodzice nie mogą zrobić nic poza czekaniem, aż dziecko wyrośnie. Nadal mogą dać dziecku wsparcie i nadal może być tak, że dziecko potrzebuje się czegoś nauczyć. To całkowicie typowe i zwyczajne, że dzieci są zaciekawione narządami płciowymi innych ludzi, ale nadal ważnym zadaniem opiekujących się dzieckiem dorosłych jest zadbanie o to, żeby dziecko uczyło się, że takie aktywności muszą się odbywać z poszanowaniem granic wszystkich zainteresowanych stron i w adekwatnym do tego miejscu.

Jeśli pamiętamy, że każde zachowanie dziecka jest komunikatem o tym, co się dzieje w środku, to pytanie: „Czy to normalne?” można transformować na pytanie: „Co moje dziecko mi mówi tym zachowaniem?”.

• Czy mówi, że jest w trudnym okresie rozwoju?

• Czy mówi, że jest małe i nie radzi sobie z moimi oczekiwaniami?

• Czy mówi, że jest mu dobrze i komfortowo?

• Czy szuka pomocy?

• Czy chce być usłyszane?

Razem z rodzicami szukamy odpowiedzi na podobne pytania i mam pragnienie, żeby ta książka stanowiła wsparcie w zadawaniu takich pytań i szukaniu na nie odpowiedzi.

Chcę tu podać jeden przykład i jednocześnie obiecuję, że w całej książce będzie ich sporo.

Pamiętam niejedną sytuację, kiedy na warsztatach o seksualności ktoś pytał o to, czy można spać w jednym łóżku z dzieckiem, które ma 2, 5 czy 10 lat. To na pierwszy rzut oka wydaje się być pytanie o to, jaka jest zasada i norma. Osoba, która zadaje to pytanie, oczekuje, że korzystając ze swojej wiedzy, wyników badań itp., odpowiem na nie jednoznacznie.

Jednak najczęściej podobne pytania stają się punktem wyjścia do rozmowy na różne ważne tematy:

• Jakie potrzeby wiążą się dla rodziców i dzieci ze wspólnym spaniem?

• Z czyjej ono jest inicjatywy?

• Co rodzice myślą o takim układzie?

• Czy próbowali już spać osobno i jaki był efekt?

• Jakie przekonania na temat spania razem z dziećmi mają rodzice?

• Jaka jest dla nich granica, przy której dziecko jest za duże?

• Czy oni wolą spać razem czy osobno?

• Jakie swoje potrzeby poza seksualnością dorośli zaspokajają, śpiąc w jednym łóżku?

• Jakie potrzeby w takim układzie jest trudno zaspokoić rodzicom?

• Czy ich pytanie wynika z ich niepokoju, przemyśleń itp., czy zostało wywołane przez osoby z zewnątrz?

W ten sposób rozmawianie o spaniu z dziećmi przestaje być szukaniem porady. Staje się początkiem refleksji, która może pomóc w tym, żeby cała rodzina wybrała dla siebie taki układ, w którym wszyscy domownicy czują się najlepiej, jak się da.

Napisałam, że kategoria normy nie do końca wspiera, kiedy rozmawiamy o seksualności, i chcę teraz zaproponować inne kryteria, które – mam nadzieję – będą pomocne w przyglądaniu się dzieciom i ich doświadczeniom z seksualnością.

Pierwsze kryterium to bezpieczeństwo. Czy to, co dziecko robi, jest bezpieczne. Czy nie stanowi ryzyka dla zdrowia i dla ciała dziecka. Na przykład nie jest bezpieczne eksplorowanie ciała poprzez wkładanie różnych przedmiotów w różne otwory. Tak samo jak rodzice uczą, że nie wkłada się żadnych przedmiotów do nosa ani do ucha, warto, żeby przekazali dziecku, że również pochwa, cewka moczowa czy odbyt nie są dobrym miejscem do takich eksperymentów.

Oczywiście nie zachęcam do mówienia tego dziecku, które nie wpadło samo na taki pomysł, bo jeśli mu to powiecie, może chcieć spróbować. O bezpieczeństwo małego dziecka dbają jego rodzice. Im dziecko jest starsze, tym więcej odpowiedzialności za własne bezpieczeństwo możemy mu oddać. W końcu naszym zadaniem jako rodziców jest dojście do takiego stanu, kiedy dziecko będzie się troszczyć o swoje bezpieczeństwo jako autonomiczny i dojrzały dorosły.

Im starsze dzieci, tym bezpieczeństwo staje się coraz bardziej skomplikowanym tematem. Na tyle, że poświęcony mu jest osobny rozdział. Nie chciałabym też jednak, żeby kwestie bezpieczeństwa zdominowały tę książkę. Bo towarzyszenie dzieciom w rozwoju, także w sferze seksualności, nie polega jedynie na tym, by nie zrobiły sobie krzywdy.

Drugie kryterium to dobrostan. Czy osoba, która zachowuje się w określony sposób, ma z tego radość, przyjemność, satysfakcję, komfort, rozwój czy wręcz przeciwnie.

Dobrostan to entuzjastyczna zgoda dawana samemu sobie. Bardzo podoba mi się takie podejście do dobrostanu, które mówi: sprawdzaj, czy na to, co chcesz zrobić, twoje ciało mówi „tak”, twoje serce mówi „tak” i twoja głowa mówi „tak”. Twoje ciało – czyli czy czujesz fizycznie w ciele, że ta sytuacja jest dla ciebie przyjemna i bezpieczna, czy naprawdę chcesz tego doświadczenia. Twoje serce – czyli emocje. Czy rzeczywiście to doświadczenie, zachowanie daje ci radość, satysfakcję czy raczej strach, niepokój, frustrację. Czy twoja głowa i twój rozsądek mówią „tak”. Czy właśnie tak chcesz doświadczać swojej seksualności. Czy wiesz, jakie mogą być konsekwencje tak podjętej decyzji. Takie rozumienie dobrostanu jest bliskie temu, co Daniel Siegel7 nazywa integracją – stanem wewnętrznej zgody i współpracy.

Kiedy macie małe dziecko, to pewnie ma ono dużą jasność co do tego, czy jest na tak w stosunku do danego doświadczenia. Jego ciało, serce i głowa to jedno. Bardzo jasno też po dziecku widać, czy jakieś doświadczenie jest dla niego pozytywne czy nie.

To raczej dorośli obawiają się o to, czy dane zachowanie, dana sytuacja służy dziecku i jego rozwojowi. Poza sytuacjami zagrożenia bezpieczeństwa myślę, że warto przyjąć postawę zaufania dziecku. Tutaj pomocne bardzo jest zadanie sobie dodatkowego pytania: o czyj dobrostan i czyje potrzeby się troszczę? Kto ma trudność z danym zachowaniem dziecka. Czy samo dziecko, czy może dorosły, który patrzy na dane zachowanie. Kim tutaj warto się zaopiekować.

Im dziecko jest starsze, tym jego emocje i świat wewnętrzny stają się coraz bardziej skomplikowane i częściej bywa tak, że widać po dziecku, że warto je wesprzeć w sytuacjach, kiedy nie wie ono, jaką strategię wybrać. Temat wspierania dzieci w tym, żeby wiedziały, czego chcą i czego potrzebują, pojawi się w tej książce w wielu miejscach, żeby dać wam więcej jasności, jak można zadbać o ten obszar.

Im ludzie są starsi, tym więcej jest sytuacji, że ciało mówi „tak” – odczuwają fizyczne pobudzenie albo emocje mówią „tak” – czują podniecenie i pożądanie, albo głowa mówi „tak” – czują, że jakieś zachowanie jest potrzebne w danym momencie, ale nie dzieje się to jednocześnie. Zdarza się też, że emocje mówią „tak”, a ciało i głowa mówią „nie”. To sytuacja zakochanej dziewczyny proszonej o dowód miłości, którego nie chce dawać.

Może się też tak zdarzyć, że moje ciało i emocje reagują bardzo pozytywnie na jakiś pomysł, ale ja decyduję się nie robić tego ze względu na bezpieczeństwo, moje wartości albo komfort lub dyskomfort innego człowieka, który jest dla mnie ważny.

I znowu nie chodzi o to, żeby dorośli wiedzieli lepiej od dziecka, co dla niego łączy się z dobrostanem. Ani żeby nauczyli je listy właściwych i niewłaściwych zachowań. Tylko o to, żeby dziecko, im jest starsze, tym lepiej samo ze sobą potrafiło sprawdzać, co jest w zgodzie z jego dobrostanem, a co nie. I żeby czuło, że nie musi robić nic, czego robić nie chce.

Wreszciedobrowolność. Dobrowolność, zgoda, a w przypadku seksualności nawet entuzjastyczna zgoda. Czyli ciągłe sprawdzanie, czy jeśli angażuję się w jakieś działanie seksualne, to wszystkie biorące w tej sytuacji osoby robią to w pełni dobrowolnie. To moment, kiedy zaczyna mieć znaczenie nie tylko moje bezpieczeństwo i dobrostan, ale również drugiego człowieka. Kiedy wspólnie doświadczamy tego, że seks nie jest jedynie zachowaniem, ale przede wszystkim relacją.

Dobrowolności, komunikacji uczymy się przez całe życie, zaczynając od urodzenia. O tym też będzie dużo w całej książce.

Aby wyrazić entuzjastyczną zgodę na jakąś aktywność seksualną, trzeba mieć pewną świadomość, w co się człowiek angażuje. Dlatego szczególnej ostrożności i troski o dobrowolność wymagają te sytuacje, kiedy występuje przewaga świadomości, doświadczenia, stanowiska, władzy. W takich sytuacjach to osoba, która ma przewagę, powinna dołożyć starań, żeby zadbać o dobrowolność, bo druga strona może nie być w stanie.

To widać dobrze, kiedy patrzymy na zgodę wyrażaną w sytuacjach medycznych. Przewaga lekarza, specjalisty może działać tak, że trudno jest pacjentowi wyrazić świadomą zgodę, jeśli specjalista nie dołoży starań, żeby jego pacjent/klient zrozumiał, o co chodzi i miał przestrzeń na zastanowienie się.

Na warsztatach o seksualności rozmawiamy z rodzicami o wyrażaniu przez nich świadomej zgody na udział dziecka w zajęciach z wychowania do życia w rodzinie. Podstawowe dla mnie pytanie jest następujące: Ile rodzic potrzebuje informacji o tym, czego będzie się uczyć dziecko na zajęciach, żeby rzeczywiście jego zgoda była świadoma? Oczywiście to zależy też od konkretnego rodzica, ale kiedy rozmawiamy, wiele rzeczy się powtarza. Rodzice chcieliby wiedzieć, kto będzie prowadził zajęcia z dziećmi, jaki to jest człowiek. Czy te zajęcia będą ściśle trzymać się programu i podręcznika, czy jest na to inny pomysł. Po co w ogóle takie lekcje i o czym się na nich rozmawia. Potrzebują też często mieć więcej przestrzeni na wyrażenie zgody lub sprzeciwu na konkretne treści przedstawiane na lekcjach.

Często rodzice mówią też, że ważne jest dla nich, aby sprawnie funkcjonował kontakt z nauczycielem, kiedy wydarzy się jakaś trudna dla nich lub niezrozumiała sytuacja.

Celem takich działań nie jest zwiększenie odsetka rodziców, którzy zgodzą się na udział dzieci w zajęciach. Celem jest zachowanie dobrowolności i umożliwienie rodzicom wyrażenia świadomej zgody. Mam też doświadczenie, że takie spotkania z rodzicami bardzo poprawiają współpracę i komunikację między nauczycielem a rodzicami. I bardzo pomagają w tym, żeby dzieci mogły więcej skorzystać na takiej edukacji.

Dodatkową przeszkodą w wyrażeniu zgody bywa to, że rodzice dostają do podpisania dokument, że nie zgadzają się na udział dziecka w zajęciach. Jeśli nie wykonają żadnego działania, przyjmuje się założenie, że się zgodzili. To nie jest świadoma zgoda. Ciekawe, że w przypadku szkolnych wycieczek raczej nie robi się takich rzeczy. Specjaliści od sprzedaży doskonale wiedzą, że kiedy potencjalny klient ma coś dodatkowego podpisać i zaznaczyć, to często z różnych powodów tego nie robi. Dlatego dawanie do podpisania oświadczenia, że się na coś nie zgadzamy, powoduje, że wiele osób nie podpisze go, choć niekoniecznie są całkiem na tak.

Świadoma zgoda nie zawsze też jest możliwa, kiedy między dwiema stronami jest duża różnica wieku. To z tego względu występuje w prawie taka kategoria jak wiek zgody, wiek przyzwolenia (age of consent), czyli wiek, od którego można uznać, że człowiek na tyle rozumie, czym jest seks i jego konsekwencje, i na tyle rozeznaje się w swoich potrzebach i granicach, że może podjąć świadomą decyzję o aktywności seksualnej (seksualnej w znaczeniu: dotyczącej seksu, a nie: dotyczącej płci) z drugą osobą.

W Polsce wiek zgody to 15 lat. Wiek zgody w różnych państwach jest różny i waha się od 12 do 18 lat. Czasem zależy też od płci i innych czynników. Warto też wiedzieć, że w niektórych krajach odstępuje się od traktowania seksu z osobą tuż poniżej wieku zgody jako przestępstwa, jeśli obie zaangażowane w aktywność seksualną osoby są w zbliżonym wieku. W Holandii wiek zgody to 16 lat, ale osoby między 12. a 16. rokiem życia mogą uprawiać seks, jeśli nie łamie on norm społecznych (na przykład seks grupowy, a także używanie przymusu przez jedną ze stron), a para jest w zbliżonym wieku. Nazywa się to „prawem Romea i Julii”. Widać więc, że choć kategoria dobrowolności jest ważną sprawą i większość państw uważa, że warto chronić dzieci przed sytuacjami, kiedy mogłyby z powodu swojej niedojrzałości wyrazić zgodę, która nie jest dobrowolna, to określenie tej granicy nie jest jednoznaczne. To znowu pokazuje, jak wiele w pojęciu normy i stosowanych przez nas normach wypływa z kultury, w jakiej żyjemy, i jak trudno jest obiektywnie decydować, co tę normę przekracza.

Wolność powiedzenia „nie” w każdym momencie relacji z drugim człowiekiem i niemożność udzielenia bezterminowej zgody nie są łatwe do praktykowania w kulturze, w której tak mocno obecne jest przekonanie o zobowiązaniu, które bierze się z tego, że ktoś zrobił dla nas coś miłego. Albo z tego, że ludzie się ze sobą umówili albo coś obiecali. Zgodnie z ideą świadomej, entuzjastycznej zgody każdą umowę można renegocjować, a każdą obietnicę dotyczącą kwestii takich jak seks odwołać. Szczególnie warto uważać na sytuację, gdy między dwiema osobami zawierającymi umowę jest znaczna przewaga wieku, doświadczenia i dojrzałości. To na przykład sytuacja dorosłego, który zawiera umowę z małym dzieckiem. To bardzo częsta praktyka wśród rodziców. Na pierwszy rzut oka wydaje się bardzo atrakcyjna. Rodzice chcą nauczyć dziecko, żeby dotrzymywało słowa, ale też chcą używać umawiania się z nim do tego, żeby uzyskać od dziecka współpracę. Mówią: umówiliśmy się, że teraz już będziemy wracać. Są bardzo rozczarowani, kiedy dziecko nie chce stosować się do umowy, którą samo z nimi zawarło. Warto więc pamiętać, że po pierwsze, nie była to być może do końca świadoma zgoda, bo dziecko nie mogło w pełni sobie wyobrazić, jak będzie się czuło wtedy, kiedy będzie miało np. wracać do domu. Często dziecko zgadza się na różne umowy bardziej dlatego, że chce zrobić przyjemność rodzicom albo chce się spokojnie bawić, a nie dalej umawiać. Dodatkowo zawieranie umowy, której nie można w żaden sposób negocjować, kiedy człowiek odkrywa, że dana umowa mu nie służy, nie spełnia warunków dobrowolności. Ciekawa jestem, czy ludziom wychowanym w takim doświadczeniu, że umowa nie oznacza niemożności zmiany zdania, byłoby łatwiej rozumieć dobrowolność i zgodę w odniesieniu do seksu.

Świadoma zgoda jest także trudna do wyrażenia, kiedy jesteśmy pod wpływem alkoholu czy innych środków zmieniających świadomość. Tak naprawdę w żadnej relacji nie można zakładać zgody bez sprawdzania, jak jest w danym momencie.

W naszej kulturze uznaje się sytuacje związane z intymnością i erotyzmem, a także wszelkimi kontaktami seksualnymi między ludźmi, za obszar szczególnej ochrony. Ma to dla mnie sens, bo to obszar, gdzie jesteśmy szczególnie wrażliwi i w pewien sposób bezbronni.

W innych sytuacjach zgoda jest wynikiem pewnego spotkania między ludźmi i tego, że oprócz swoich potrzeb biorą oni też pod uwagę potrzeby innych. Jeśli ja chcę słuchać głośno muzyki, a mój partner lub dziecko wolą ciszę, to jest możliwa sytuacja kompromisu, choć będzie to może oznaczać, że ktoś zadba o swoje potrzeby jakoś inaczej albo trochę później. Że decydujemy się na to, co jest akceptowalne dla obu stron, i czasem to nie jest to, co upragnione, ponieważ nadrzędnym celem jest dla nas wspólna relacja albo niewchodzenie w konflikt. Czasem zwyczajnie nie mamy siły i czasu dłużej o czymś dyskutować.

W seksie taka sytuacja byłaby naruszająca. Tu jest tak, że jeśli nie dochodzimy do porozumienia, co będziemy razem robić, nie ma entuzjastycznej zgody, nie ma pełnej dobrowolności, to aktywność seksualna może być naruszeniem granic. Mogę też w takiej aktywności przekroczyć sama swoje granice, kiedy angażuję się w seks, na który moja głowa albo moje serce, albo moje ciało mówi „nie”. Najczęściej jest to seks ze strachu: żeby nie odszedł, żebym nie wyszła na zacofaną, żeby nie miał pretensji.

Koncept entuzjastycznej zgody jest zrozumiały wtedy, kiedy poruszamy się w perspektywie, w której każdy człowiek jest sam odpowiedzialny za realizowanie swojej seksualności i zaspokajanie swoich potrzeb. Jeśli to ja jestem odpowiedzialna za swoją seksualność, to ja i tylko ja mogę wiedzieć, czego potrzebuję i co mnie zbliża do zaspokojenia mojej potrzeby, a co od niej oddala. Jeśli mam pomysł na realizowanie swojej seksualności w relacji z drugim człowiekiem, to jest to tylko pewna strategia. (Więcej o różnicach między potrzebami i strategiami będzie jeszcze dalej w książce, zachęcam też do poczytania o tym w książkach poświęconych Porozumieniu bez Przemocy). Odmowa tego człowieka nie powoduje, że moje potrzeby są niemożliwe do zaspokojenia. Mogę szukać dalej, aż znajdę kogoś, kto na moją propozycję zareaguje entuzjazmem i radością. Mogę też zastanowić się, jaką swoją potrzebę próbuję zaspokoić dzięki zrealizowaniu mojego pragnienia. Może się okazać, że ta potrzeba nie ma za wiele wspólnego z seksualnością. Może potrzebuję wspólnoty albo bycia braną pod uwagę, albo rozwoju. Albo mogę dowiedzieć się, o co chodzi drugiej osobie, jakie swoje potrzeby próbuje zaspokoić przez to, że mi odmawia. Mogę też poczekać, co się wydarzy dalej, jak zaczniemy o tym rozmawiać, jeśli bardzo zależy mi na tej osobie, ale cały czas z pełnym poszanowaniem wolności i granic drugiego człowieka. W relacji z drugim człowiekiem to ja i tylko ja jestem w stanie wiedzieć, czego potrzebuję, i zakomunikować mu to. Jeśli nie znam siebie, w tym swojego ciała, i czekam na księcia z bajki, który sam, bez żadnych wskazówek, zgadnie, czego mi potrzeba, to czeka mnie wiele rozczarowań, ale też ryzyko, że ktoś naruszy moje granice, bo będzie uważał, że chcę czegoś, na co tak naprawdę nie mam ochoty, a ja mu uwierzę.

Na każdą interakcję z kontekstem erotycznym między dwiema lub więcej osobami potrzebna jest zgoda wszystkich stron. Nie ma chyba innego sposobu na satysfakcjonujące doświadczenie dla wszystkich stron niż wrażliwość na reakcje drugiego człowieka i nieustająca otwarta komunikacja na ten temat.

Entuzjastyczna zgoda nie jest również możliwa bez takiego poziomu dojrzałości, w którym ludzie potrafią brać odpowiedzialność nie tylko za swój własny komfort, bezpieczeństwo czy przyjemność, ale brać pod uwagę drugą osobę, aby móc z nią współdzielić odpowiedzialność za to, co się będzie działo.

Potrzebne jest obserwowanie drugiego człowieka i przestrzeń na to, że jeśli zobaczę usztywnienie i dyskomfort, to sprawdzę, o co chodzi, i być może się wycofam.

Tutaj widać czasem problem, że ludzie się wstydzą swojego dyskomfortu i próbują go ukryć albo zastanawiają się, czy mają do niego prawo. Tu jest właśnie jeden z tych momentów, kiedy widać, jak wspieranie dzieci w jasnym komunikowaniu ich granic pomaga im w dorosłych relacjach. W świecie, gdzie ludzie nie mieliby problemu z mówieniem „nie, nie chcę, nie mam ochoty, nie pasuje mi to”, można by traktować każde „tak” jako entuzjastyczną zgodę.

Widać wyraźnie w burzliwych dyskusjach, jakie toczą się w czasie, kiedy piszę te słowa, że koncept dobrowolności i zgody nie jest czymś oczywistym i prostym. Na ile można z kimś flirtować? Czy mężczyzna może podrywać kobietę? Czy może jej powiedzieć komplement na temat jej wyglądu? Czy może sobie pozwolić na dowcipy z seksualnym podtekstem? Czy może namawiać na spotkanie kobietę, która już raz odmówiła? Na ile to jest OK, jeśli w podobny sposób zachowują się kobiety? Czy kobieta, która powiedziała „nie”, zrobiła to, bo nie chce kontaktu, czy żeby nie wyjść na łatwą i tak naprawdę chce, żeby ktoś ją „zdobywał”? Czy teraz to już będzie tak, że przed każdym wspomnieniem czegokolwiek seksualnego trzeba będzie zadać głośno pytanie, czy można?

Jest też druga strona tego medalu. W społeczeństwie, w którym zdarza się tak wiele nadużyć i naruszeń, może potrzebujemy takiej nadmiernej ostrożności, żeby nauczyć się tego, czego nie potrafimy. Może skoro nie potrafimy otwarcie i z poszanowaniem decyzji drugiej osoby komunikować, co chcemy, a czego nie chcemy, potrzeba jest tak dużo ustalania, a niektóre sytuacje będą nas omijać, jeśli nie uda nam się dogadać?

Nie jestem do końca pewna, czy my dorośli jesteśmy na pozycji dużo lepszej niż nasze dzieci, które w szkole podstawowej rozwojowo są na takim etapie, że dopiero uczą się, co jest seksualne, a co erotyczne, i o co w tym chodzi. I które bywają dużo lepsze w otwartej komunikacji niż dorośli.

Po tych trzech kryteriach chcę zwrócić uwagę na kilka rzeczy. Po pierwsze, te trzy kryteria nie dotyczą tylko dzieci, ale wszystkich ludzi. Także dorosły, podejmując decyzję o swojej aktywności seksualnej, może skorzystać z kryteriów bezpieczeństwa, dobrowolności i dobrostanu. Sprawdźcie i pogadajcie z innymi dorosłymi o tym, co w waszym własnym życiu oznaczają te kategorie.

Po drugie, nie są to kategorie odnoszące się wyłącznie do seksualności i życia seksualnego. Również w innych ważnych obszarach życia, w innych relacjach, w innych sytuacjach niż seksualne warto, żeby to, co robimy, było bezpieczne, wspierało nas i odbywało się z poszanowaniem granic innych ludzi.

W związku z tym wspieranie dzieci, żeby mogły wziąć pod uwagę swoje bezpieczeństwo i granice, nie dotyczy tylko seksualności, ale całego życia dziecka i buduje się od jego urodzenia, a nie tylko od momentu, w którym dziecko ma jakiekolwiek pojęcie, czym jest seks.

Wreszcie po czwarte, w przeciwieństwie do normy, normy kulturowej i normy medycznej powyższe kryteria nie opierają się na jakimś katalogu zachowań i liście tego, co zawiera się w normie, a co poza nią wykracza. Nie są więc zależne od konkretnej kultury i czasów, w których żyjemy. Są uniwersalne, a równocześnie bardzo osobiste i subiektywne. Tylko dana osoba może wiedzieć, co daje jej dobrostan i z czym czuje się bezpiecznie, i tylko w relacji z drugim człowiekiem da się ustalić, co jest dobrowolne. Dla każdego człowieka i dla każdej relacji, a nawet dla tej samej relacji i tych samych osób w innych okolicznościach odpowiedzi na każde z tych pytań mogą być zupełnie różne.

! Warto przeczytać i obejrzeć

Dla wszystkich dorosłych:

1. Mary Roach, Bzyk. Pasjonujące zespolenie nauki i seksu, Znak, 2010.

2. Christopher Ryan, Na początku był seks. Prehistoryczne źródła nowoczesnej seksualności, Czarna Owca, 2012.

3. Agnieszka Kościańska, Zobaczyć łosia, Czarne, 2017.

4. Stephanie Coontz, Marriage, a History: How Love Conquered Marriage, Penguin Books, 2006.

5. Masters of Sex – serial, adaptacja książki Masters of Sex: The Life and Times of William Masters and Virginia Johnson Thomasa Maiera.

6. Diana Gabaldon, cyklObca, Świat Książki.

2POCZUCIEWŁASNEJWARTOŚCI

To nie jest książka tylko o tym, jak wytłumaczyć dzieciom kwestie seksu, odpowiadać na pytania, co robić z dziecięcymi zachowaniami oraz jak chronić dzieci przed zagrożeniami. Chcę pisać także o tym, jaki wkład mogą mieć rodzice w to, żeby dziecko realizowało swoją seksualność w możliwie satysfakcjonujący sposób. Chcę zainspirować was do zastanawiania się, jakie my dorośli mamy przekonania co do seksualności, jak rozumiemy siebie jako istoty seksualne, jak rozumiemy relacje między ludźmi.

Stąd cały rozdział poświęcony seksualnemu poczuciu własnej wartości, a więc temu wszystkiemu, co pomaga nam się troszczyć o siebie, realizować i rozwijać się w obszarze seksualności, jednocześnie biorąc pod uwagę innych ludzi i ich autonomię. Co pomaga nam budować relacje z innymi, opiekować się sobą, komunikować się i radzić sobie w trudnych sytuacjach.

Będę pisać o poczuciu własnej wartości z perspektywy dorosłego, a potem opowiem o tym, jak można rozwijać swoje poczucie własnej wartości i wspierać je u dzieci. Robię to z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że na dzieci duży wpływ ma nasze własne poczucie wartości. Duża część tego, co dzieje się w relacji rodzic–dziecko, to modelowanie i przekazywanie swojego obrazu rzeczywistości. Nie da się nauczyć nikogo czegoś, czego samemu się nie umie albo chociaż się w danym momencie nie uczy. Trudno jest budować wspierającą relację z kimś, nie mając takiej relacji ze sobą.

Drugi powód to chęć zaopiekowania się niepokojami rodziców, którzy pytają, czy na to, co piszę o rozwoju dzieci i ich potrzebach, są jakiekolwiek dowody. Czy jest jakiś dorosły, który był tak wychowywany i możemy z całym przekonaniem stwierdzić, że to działa.

Takich dowodów nie ma i moim zdaniem nie będzie, mimo że jest coraz więcej badań w tym obszarze i coraz więcej wiemy. Ludzie i ich rozwój to nie jest tak prosty obszar, żeby ktokolwiek mógł tu dać jakąkolwiek gwarancję. Mamy jednak coś innego. Mamy liczne przykłady na to, że to, czego doświadczyliśmy my sami jako dzieci, nie działa, w tym sensie, że nie wspiera nas w naszym życiu i relacjach z innymi ludźmi:

• nie buduje w nas poczucia własnej wartości,

• nie pomaga w radzeniu sobie z emocjami,

• nie pomaga nam dbać o siebie,

• utrudnia nam budowanie relacji i komunikację,

• utrudnia nam radzenie sobie z krytyką,

• wywołuje w nas odruch oceniania i porównywania się,

• utrudnia nam pokazywanie własnych granic i proszenie o pomoc.

W dziedzinie seksualności mamy jako społeczeństwo dużo obaw, nie ufamy sobie, mamy często kłopoty z zaakceptowaniem własnego ciała i ze swobodną rozmową na temat seksualności. Nawet pytanie o to, jak się nazywają męskie i żeńskie narządy płciowe, wywołuje za każdym razem burzę. W konfrontacji ze swobodną dziecięcą seksualnością, z dziecięcymi pytaniami pojawia się mnóstwo emocji, strachów, przekonań i niezaspokojonych potrzeb. Rodzice, których spotykam, to zazwyczaj osoby, które mają ogromne pragnienie zmiany i rozwoju, ale też niosą ze sobą wszystko to, co w obszarze seksualności dostali od rodziny i dalszego otoczenia. Dlatego chcę pisać o tym, z czym zmagają się dzisiejsi dorośli w swojej seksualności, jakie doświadczenia z okresu dzieciństwa i dorastania im nie służą i jak można ich nie powtarzać. Jak sprawić, żeby nasze dzieci mniej musiały zmagać się z tym, z czym my się zmagamy.

Jednym z najbardziej satysfakcjonujących momentów mojej pracy jest ten, kiedy rodzice, którzy biorą udział w warsztatach na temat rozwoju seksualności u dzieci i młodzieży, mówią, że to doświadczenie pomogło im w bardziej pozytywnej relacji ze swoją własną seksualnością.

Że wychodzą, mając ochotę na to, żeby rozwijać się w tym obszarze, uczyć, poszukiwać. Że myśleli, że traktują swoją seksualność swobodnie, z zaufaniem i otwartością albo jako coś mało istotnego w ich życiu, a odkryli, że mają tu dużą przestrzeń do rozwoju. Że poczuli, że to, co mogą zrobić dla siebie i dla własnych dzieci, to zaopiekować się sobą bardziej niż do tej pory. Myślę też, że wiele osób, eksplorując temat seksualności i wspierania dzieci w tej sferze, odkrywa wątki, które są związane z relacjami, granicami czy poczuciem własnej wartości w ogóle (nie tylko w obszarze seksualności). Dzięki takim odkryciom pojawia się w nich motywacja do zmiany i rozwoju.

Karo Akabal pisze, że każdy z nas ma nieświadomy „kontrakt na życie”, którego stara się w życiu dotrzymywać8. A w tym kontrakcie ma rozdział „seks – umowy”. Chcę wam więc napisać, jak mógłby wyglądać taki przykładowy kontrakt. Jaki system przekonań może stanowić i jakie umiejętności pomaga rozwijać. Z jakimi emocjami się wiąże. Ten opis ma być w miarę uniwersalny. Nie chodzi mi o to, żeby podzielić się, jak ja mam u siebie, chociaż piszę w pierwszej osobie, ale bardziej o wyrażenie, czym poczucie własnej wartości jest i może być. Zaznaczając, że jest to w większości przypadków efektem długiej pracy rozwojowej, a nie coś, co „samo się zrobiło”.

SEKSUALNE POCZUCIE WŁASNEJ WARTOŚCI

Akceptuję siebie bezwarunkowo. Moja akceptacja nie wynika z tego, że spełniam jakieś swoje lub czyjeś oczekiwania, ale z tego, że moje ja, ciało, seksualność, to, co myślę, czuję, przeżywam, czego potrzebuję i czego chcę, ma dla mnie wartość samo w sobie i nie podlega ocenie.

Nie podlega ocenie i porównaniu to, czy moje doświadczanie seksualności jest ważnym obszarem mojego życia, czy też jest czymś marginalnym. Jestem OK bez względu na rolę, jaką seks pełni w moim życiu. Moja wartość nie wynika z mojej wyjątkowości i bycia lepszą, z tego, co robię albo co umiem. Wynika z tego, że jestem człowiekiem, żyjącą i czującą istotą. Z tego, że nie ma na świecie nikogo takiego dokładnie jak ja.

Tak jak wszyscy ludzie mam potrzeby, którymi opiekuję się najlepiej, jak potrafię. Przeżywam rzeczy piękne, wzruszające, ekscytujące, radosne i przyjemne, ale też złoszczę się, smucę, boję, odczuwam dyskomfort i ból. Moje emocje mówią mi, co się dzieje z moimi potrzebami i w ogóle ze mną.

Staram się być obecna i w kontakcie z tym, co przeżywam, bo to, co jest dla mnie w moich emocjach trudne, również ma swój sens i powód. Zależy mi, żeby nie uciekać od tego, tylko poczuć, zrozumieć, usłyszeć i pozwolić temu odejść. Przyglądam się z życzliwością i ciekawością moim marzeniom, pragnieniom i oczekiwaniom, i sprawdzam, jakie za nimi stoją potrzeby. Decyduję się, jak chcę się nimi zaopiekować oraz kogo poprosić o wsparcie.

Kiedy nie udaje mi się wprowadzić w życie moich oczekiwań, planów i marzeń, staram się zadbać o swoje potrzeby w inny sposób. Nie wszystkie marzenia są po to, żeby się spełniały. Wiele z nich jest bardziej po to, żeby pokazywać mi, co dla mnie ważne i czego potrzebuję.

Mogę nie walczyć sama ze sobą. Nie obwiniać się za to, że mi trudno, nie mieć do siebie pretensji, być dla siebie troskliwą i łagodną, kiedy jest mi ciężko. Wiem, że im więcej siebie rozumiem, tym łatwiej mi się o siebie zatroszczyć. Wierzę, że tam, gdzie siebie nie rozumiem, kryją się rzeczy, których intencją jest wspieranie mnie. Staram się zaopiekować nawet takimi częściami mnie, z którymi jest mi trudno.

Kiedy udaje mi się żyć oraz działać tak, jak chcę, świętuję to i jestem wdzięczna sobie i tym, którzy się do tego przyczynili. Kiedy mi się nie udaje, jestem dla siebie łagodna i delikatna. I świętuję to, czego się nauczyłam. Nie używam słów „sukces” i „porażka”. To wszystko doświadczenia, z którymi mogę zrobić to, co mnie wesprze.

Miejscem, gdzie dzieje się zarówno to, co trudne, jak i to, co przyjemne, jest moje ciało. Ważny jest dla mnie kontakt z moim ciałem poprzez czucie i doświadczanie, a nie tylko myślenie i rozumienie. Troszcząc się o nie i pielęgnując swój kontakt z tym, czego doświadczam w ciele, poprzez zmysły, zwiększam zdolność rozumienia siebie, ale też doświadczania przyjemności i cieszenia się z kontaktu z drugim człowiekiem w każdej relacji, także seksualnej.

Mam zaufanie do siebie i do innych. Wierzę w pozytywne intencje wszystkich ludzi, także swoje. Wszyscy ludzie, z którymi się stykam, używają najlepszych dostępnych im w danym momencie strategii po to, żeby zadbać o swoje potrzeby. Jeśli kogoś krzywdzą lub ranią, to dlatego, że nie potrafią inaczej, a najczęściej sami zostali wcześniej skrzywdzeni.