Strona główna » Literatura faktu, reportaże, biografie » O nierówności mózgów

O nierówności mózgów

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-956511-0-6

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “O nierówności mózgów

 

W części 1 książka ukazuje mistyczne źródła przekonania współczesnych elit politycznych o równości mózgów i doktryny równych szans. Pokazuje z zamierzenia antynaukową postawę zarówno lewicowych jak i prawicowych elit sprawujących współcześnie władzę polityczną.

 

 

Części 2-4 zajmują się przedstawieniem wyników badań naukowych nad równością mózgów. Posługują się jedynie materiałem z renomowanych pism naukowych, a krytyczne dla wywodu wyniki naukowe publikowała Nature. Te wyniki jawnie przeczą wierze w niezapisaną tablicę i w zdolność każdego mózgu do osiągnięcia równie wysokiego poziomu zdolności intelektualnych jak mózg wybitnego naukowca. Wyniki moralnie nie do przyjęcia dla osób wychowanych na współczesnych uniwersytetach: zdolności intelektualne są wrodzone i w bardzo znacznym stopniu dziedziczne. Lepsi są lepsi z urodzenia, tak jak szlachta w XVII w.

 

 

Część 5 pokazuje jak genetycznie determinowany popęd za prestiżem kształtuje współczesne społeczeństwa i ich gospodarkę.

 

 

Część 6 pokazuje obraz gospodarki Pierwszego Świata po wprowadzeniu dochodu gwarantowanego, czego niemal na pewno nie da się uniknąć. Gospodarki w której tylko osoby o IQ>150 mają poważną pracę, a osoby IQ>125 mogą się nadać do jakiś czynności pomocniczych. Konsekwencją jest likwidacja klasy pracowniczej i ostateczne zwycięstwo kapitalizmu, bo to kapitał będzie tworzył dobra utrzymujące przy życiu rzesze na zasiłkach.

Część 7 jedna strona konkluzji

 

Polecane książki

Sokole oko, to jedna z powieści przygodowo-historycznych amerykańskiego pisarza Jamesa Fenimore’a Coopera. Ich akcja rozgrywa się w drugiej połowie XVIII wieku w Ameryce Północnej, wśród pionierów i Indian. Ich głównym bohaterem jest traper i myśliwy zwany Sokolim Okiem, biały człowiek wychowany prz...
Powieść Klemensa Szaniawskiego z 1887 roku. Klemens Szaniawski (1849–1898), powszechnie znany jako Klemens Junosza, to powieściopisarz, nowelista i felietonista polski. Uczył się u pijarów w Łukowie, następnie w Siedlcach, ale ze względu na trudną sytuację materialną szkoły nie ukończył. Kilka lat p...
Co powinna zrobić kobieta, której mąż zamiast ciepła domowego ogniska, woli ganiać po lasach w poszukiwaniu skarbów? Zuzannie wydaje się, że ma wspaniałe życie: stałą pracę, duży dom, synka i męża. No dobrze, tego ostatniego tylko miewa, co boleśnie uświadamia jej psycholożka Matylda Mak. Zainspirow...
Niniejsza monografia – stanowiąca odzwierciedlenie prowadzonych w polskich ośrodkach akademickich badań prawa międzynarodowego – poświęcona jest problemom i wyzwaniom, z którymi konfrontowana jest zarówno społeczność międzynarodowa, jak i główne podmioty prawa międzynarodowego, tzn. państwa i organi...
Lord Adam Hawthorne po śmierci żony opuszcza Londyn i przenosi się do wiejskiej posiadłości. Ponieważ uchodzi za człowieka surowego i chłodnego, trudno znaleźć mu guwernantkę dla sześcioletniej córki. Mimo braku referencji zatrudnia więc młodą wdowę, Elenę Leighton. Nowa guwernantka okazu...
Co mówi do ciebie twój kot? Czy jego słodkie pomrukiwanie oznacza, że wyznaje ci miłość, czy właśnie planuje podbój twojego mieszkania? Może mruczeć, fukać, prychać, a nawet krzyczeć lub dać długi koncert wycia. O tak, twój kot ma wiele do powiedzenia. Susanne Schötz, profesor szwedzkiego Uniwersyte...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Stanislaw Semczuk

O dogmacie…

W Tabula Rasa można wierzyć, nie będąc wyznawcą Nowej Lewicy. Na upartego nawet ortodoksyjny chrześcijanin może się pod tym podpisać z zastrzeżeniem, że krytyczne, moralne cechy duszy nieśmiertelnej spływają z łaski bożej na osobę, której umysł jest jeszcze niezapisany. Ale poza Nową Lewicą nikt praktycznie nie przekonuje do tej koncepcji, publikuje ani w inny sposób nie przekonuje za tą koncepcją. Dlatego zajmiemy się tylko sprowadzaniem do absurdu ideologii Nowej Lewicy. Zajmiemy się, bo Nowa Lewica to obok islamu politycznego najsilniejszy, a w zasadzie tylko jeden z dwu znaczących nurtów współczesnej ideologii politycznej. […]

Koncepcja Tabula Rasa jest również orężem współczesnego konserwatyzmu amerykańskiego i jego mutacji w innych krajach zachodniej demokracji, ale poza USA te ugrupowania są marginalne. Nie będziemy się specjalnie zajmować zbijaniem tego konserwatyzmu, bo poza samą doktryną Tabula Rasa jego postulaty ideologiczne są bardzo ograniczone (i dobrze), więc pokazanie, że koncepcja jest empirycznie fałszywa, już sprowadzi przekonania konserwatystów do statusu wiary religijnej, zaś wnioski z badań naukowych mogą ich wcale nie zmartwić, bo okazują się ultrakonserwatywnymi.

Współcześnie mało kto przywołuje pojęcie Tabula Rasa, posługując się terminologią oświecenia. Teraz nazywa się to Social Construct – konstrukcja albo twór społeczny. Znacząca część, a w drugiej połowie zeszłego wieku przytłaczająca większość akademickich uczestników dociekań nad strukturą i funkcjami społeczeństw i osób w nich uczestniczących argumentowała za znaczną albo pełną autonomią praw rządzących ewolucją społeczeństw i osób. Ewolucja osób to historyczne zmiany postaw przyjmowanych za naturalne i właściwe w społeczeństwie.

O jego dialektycznych uzasadnieniach…

[…] żaden naukowiec nie powie, że takie dwa zjawiska są „sprzeczne”. Hegel nazywa […] nie przypadkiem, bo użycie terminu zaczerpniętego z logiki pozwala mu na sformułowanie roszczenia, że dialektyka jest silniejszą procedurą inferencji niż logika. Poniekąd ma rację. Skoro zdanie nie poddaje się dowodowi logiki, a udaje się je udowodnić dialektycznie, to dialektyka jest silniejszą procedurą inferencji niż logika. Jedno z tych zjawisk, albo zdanie, w którym jego obecność jest stwierdzana, nazywa się Tezą, drugie z nich jest Antytezą i właśnie: nie wykluczają się, tylko toczą walkę, występuje pomiędzy nimi Napięcie, zaś w toku tej walki mamy Zniesienie sprzeczności i triumfuje Synteza. Nowa jakość. Stary jeleń Teza spotyka na Rykowisku Historii młodego jelenia Antytezę, sytuacja jest napięta, młody wygrywa, stary ucieka i w ten sposób Sprzeczność zostaje zniesiona, młodzieniec dialektycznie bzyka łanie, i wkrótce mamy nowonarodzonego jelonka Syntezę, który powiększa stado i jest ujelenieniem koniecznego biegu Historii ku wolności.

O faktycznej motywacji lewicy…

Popularność Einsteina była olbrzymia, nazwisko powszechnie rozpoznawane, a prasa codzienna, niedzielna i kobieca roztrząsała paradoksy Szczególnej Teorii Względności i dyskutowała o krzywej czasoprzestrzeni Teorii Ogólnej. Dyskutowano na salonach i kawiarniach, w Ziemiańskiej albo Les Deux Magots może nawet częściej niż Szkockiej. Oczywiście do tego nurtu doczepiły się natychmiast rzesze kandydatów na geniuszy, którzy mieli własne przemyślenia i dyskretnie albo agresywnie dawali do zrozumienia, że to oni właśnie Względność pojmują. Kluczem popularności w tej grupie był sufit. Einstein stworzył dwie podstawowe teorie fizyki, bez żadnych eksperymentów, gapiąc się w sufit. Oczywiście to nieprawda, przesłanką eksperymentalną Teorii Szczególnej był negatywny wynik eksperymentu Michelson-Morley, Teorii Ogólnej założenie, wtedy jeszcze niepotwierdzone, o identyczności masy grawitacyjnej i bezwładnej. To ostatnie implikuje, że pole grawitacyjne zakrzywia trajektorię fotonu, a więc też promień światła. Zmierzone w 1919 r. jako soczewkowanie grawitacyjne.

[…]

W 1919 r. Einstein opublikował książeczkę dla ludu mającą przybliżyć obie teorie względności. Miała olbrzymie wzięcie. Tłumaczenia na wszystkie ważniejsze języki (polskie wydanie 1921). Gotowość do zakupu nie przekładała się na gotowość do czytania, bo pomimo iż tensor Riemanna (ani żaden inny) tam nie występuje i brak bodaj jednego równania różniczkowego, to czytelnik bardzo szybko się orientował, że to dla niego za trudne.

[…]

W roku 1919 gdy kandydaci na geniuszy odpadli od teorii względności, okrzepła władza radziecka i geniusze dostali drugą szansę. Naucz się opisanego w poprzednim rozdziale schematu retorycznego Teza-Antyteza-Synteza, dopraw kilku profesorsko brzmiącymi terminami: fetyszystyczny, urzeczowienie, niezapośredniczone formy zjawiskowe („unmittelbaren Erscheinungsformen” – żebyście słyszeli, jak to brzmi po niemiecku!), struktura przedmiotowości, jedność różnorodności, Totalität… I można gadać, że hej! Dla leniwych przygotujemy tabelkę, popularny i już oklepany żart z prasy lat 80., gdy frazesy wyrwane z języka urzędowego wpisane w tablicę 10×4 przez dowolną kombinację rzędów przy zachowaniu kolejności kolumn pozwalały na czterogodzinne wystąpienie na konferencji.

O jej walce o władzę

Po II wojnie presja socjalistów doprowadziła do sformułowania najpierw obietnic wyborczych upowszechnienia kształcenia średniego (lata 40. i 50.), a potem wyższego (lata 60. -90.). Oczywiście ilość przechodzi w bylejakość i uzyskano najpierw obniżenie poziomu szkolnictwa, a potem uniwersytetów. Jedyną drogą spełnienia tej obietnicy okazało się rozdęcie ponad wszelką miarę dyscyplin, o których na uniwersytecie badawczym nikt nie słyszał: psychologii, socjologii, filologii najdziwaczniejszych języków, ekonomii, nauk politycznych itd., czyli tego, co współcześnie zatrudnia ponad 90% kadry nauczającej uczelni wyższych.

Przed II wojną matura wystarczała do zajęcia stanowiska prezesa banku. Zwielokrotnienie liczby maturzystów nie zwiększyło liczby wakatów w zarządach banków, tylko akcjonariusze zaczęli wymagać wyższego wykształcenia. Obecnie obowiązuje graduate degree (MA, MSc, PhD) z uniwersytetu pierwszej setki światowej, a w wielkich bankach globalnych z pierwszej dziesiątki światowej. Aby biały/żółty, heteroseksualny mężczyzna miał szansę dostania się na Harvard, musi uzyskać 1590/1600 pkt na teście SAT, co odpowiada IQ na poziomie 154 pkt. Taki wynik nie gwarantuje przyjęcia, ale niższy dyskwalifikuje.

Obecnie już istnieją uczelnie „wyższe”, które nie mają ani jednej katedry naukowej! Tego nie było nawet w średniowieczu, bo medycyna była na każdym uniwersytecie!

Nauczający tych dyrdymałów tworzą Nowy Kościół.

Podobnie jak mnisi średniowiecznych zakonów oczekują, że podatnik będzie płacił im za uczone dysputy, tak beznadziejnie puste i pozbawione jakichkolwiek konsekwencji, że Summa Teologia jest przy nich niemal podręcznikiem technicznym. Generalnie są to brednie, w których terminy „teorii” nie są związane z żadnymi obserwablami, a żadne, bodaj elementarne normy formułowania teorii naukowych nie są przestrzegane. Ale Nowy Kościół produkuje też większość obecnych decydentów politycznych i oto mamy sojusz tronu i ołtarza. Dokładne odwzorowanie sytuacji średniowiecza, tylko Kościół inny.

O determinizmie IQ…

Każda fejsbukowa kwoka ma głupiego męża i genialne dzieci. Nie ma się czym chwalić, no chyba że dzieci nie są męża, bo będą tak samo głupie.

Że umysły dzieci są o wiele bardziej plastyczne i zdolne do użycia niestandardowych ścieżek rozwiązywania problemów, wiadomo od stuleci, a częste przywoływanie tej wiedzy wystawiło już filozofów na moje szyderstwa – wszyscy znają się na dzieciach. Ale rygorystyczne badania, a nie potoczne obserwacje ujawniają cechę o wiele bardziej interesującą i subtelną. Że swoboda, wolność i pomysłowość dzieciństwa zanika z wiekiem to też nie jest żaden news. Zanika też często przejawiająca się niebezpieczna głupota – ignorowanie przewidywalnych skutków swoich działań. Plastyczność młodego umysłu przejawia się w tym, że o wiele łatwiej niż na dorosłego jest skłonić dziecko do zachowań, które jako dorosły osobnik nie będzie chciało kontynuować – „Po uzyskaniu pełnoletności będę mógł wreszcie bez wysłuchiwania ględzenia dłubać w nosie”. Czyli w przypadku dziecka o wiele łatwiejsze jest zboczenie ze ścieżki zachowań wyznaczonej przez genom. Tylko że z wiekiem ono na tę ścieżkę wróci. W 30. roku życia niegdyś błyskotliwe dziecko będzie tak samo tępe jak rodzice, a mały nudziarz wykaże się w dorosłym życiu poczuciem humoru ojca, znacznie ułatwiającym zagospodarowanie dostępnych samic. Wykres poniżej pokazuje korelację cech obserwowanych z genomem na osi czasu [Plomin_03]:

[tu jest wykres z cytowanego artykułu ale podgląd go nie pokaże]

Ryc. 11 Korelacja z IQ rodzicielskim

Ten wykres przypuszczalnie zdaje sprawę z wariancji tempa dojrzewania. Szybciej dojrzewający dzieciak wykaże w młodszym wieku IQ dzieciaka starszego, a po poprawkach na wiek zostanie zakwalifikowany jako inteligentniejszy, niż jest naprawdę. Odwrotnie z wolniej dojrzewającym. Skutkuje to słabszą korelacją z genomem. Dwuparametryczna analiza, która na trzeciej osi miałaby tempo dojrzewania rodziców, przypuszczanie dawałaby znacznie wyższe korelacje od samego początku i prawie płaskie wykresy.

O równości płci i IMO (Międzynarodowej Olimpiadzie Matematycznej…

Ponieważ wyraziłem się źle o damach i spodziewam w związku z tym napaści, to przedstawię bardziej szczegółowe dane. Wyniki zbierane są od 1959 roku, kiedy IMO była imprezą tylko demoludów. Pierwszym krajem pierwszego świata była Finlandia (1965, ale bez kontynuacji) a UK zaczęło systematycznie przysyłać ekipy od 1967. Do lat 80 wszystkie zawody odbywały się w demoludach, przypuszczalnie ze względu obawę przed ucieczką zawodników. Medale są przyznawane za liczbę uzyskanych punktów, medalistów jest wielu w każdym kruszcu.

[tabela: Medale przyznane 1959-2017 podgląd nie pokazuje tabel]

Ale feministki oczywiście zaraz wrzasną, że zawodniczek jest mniej niż zawodników. Istotnie jest znacznie mniej. Jednakże trzeba pamiętać, że drużyny narodowe startujące w IMO dobierają zawodników z całej dostępnej im puli uczniów szkół średnich. Tam nie ma limitu liczby startujących, a wychodzi tak, że w każdej “kadrze narodowej” mieści się bardzo mało kobiet. Pobieżny przegląd ujawnia tylko kilka przypadków, gdy kadra ma więcej niż jedna dziewczynę, z krajów islamskich, bez znaczenia w ogólnych wynikach. Dane o całkowitej liczbie uczestniczek są do wyłuskania z archiwów IMO, ale to żmudna robota wiec przygotowałem tylko statystyki za 2016 i 2017

[tabela: Medale przyznane 2017 podgląd nie pokazuje tabel]

[tabela: Medale przyznane 2016 podgląd nie pokazuje tabel]

Dane te jednoznacznie wskazują na niemal dwukrotną nadreprezentację kobiet w średniej drużynie narodowej, przypuszczalnie za sprawą nacisków władz edukacyjnych na polityczną poprawność i zabranie chociaż jednej kobiety na zawody. Dlaczego to widać, to panowie wywnioskują piętnaście razy łatwiej niż panie. Natomiast nie wiemy czy wskazują na globalną nadreprezentację kobiet. Dyrdymaliści będą mieli zaraz bardzo ciężki problem, bo renormalizacja do danych globalnych natychmiast okaże się rasistowska. W rezerwach kadry zawodników Chin, Japonii, Korei, USA jest wiele kobiet nie dość dobrych aby zakwalifikować się do kadry narodowej, ale nadal tak dobrych, że zdolnych do zdobycia medalu IMO. Wpuszczenie na zawody znacznie większej liczby zawodników z tych państw tak, aby kadra objęła te rezerwowe zawodniczki, zepchnie na samo dno reprezentacje państw Afryki, Azji Płd, i Ameryki Płd. Od 2012 działa też paraolimpiada matematyczna, EGMO, European Girls Mathematical Olympiad.

O równości ras…

Ostatnio mieliśmy przypadek niefortunnej wypowiedzi Watsona, współodkrywcy podwójnej spirali. Niefortunnej, a nie fałszywej: w 2007 r. podczas promocji swojej książki w UK wyraził swój sceptycyzm wobec perspektywy państw afrykańskich:

wszystkie nasze programy socjalne opierają się na założeniu, że ich integracja jest taka jak nasza – podczas gdy wszystkie testy mówią, że jednak nie.

Watson został zmuszony do zaniechania tury promocyjnej, stracił wszelkie źródła dochodu (poza emeryturą), bo próba zaproszenia go na jakąkolwiek imprezę naukową czy popularyzacyjną wywołuje wściekłą reakcję grupy, dla której rasa jest konstruktem społecznym.

[…]

Ciekawszy jest artykuł w „The Economist”[TE_02]. Autor z pisma, które ma najlepszy na świecie dział naukowy (pomijam pisma poświęcone bezpośrednio nauce), nie ryzykuje własnych opinii, tylko prosi o wypowiedź szefa Europejskiego Instytutu Bioinformatyki z Cambridge. Jak by nie patrzeć, Ewan Birney nie jest chłystkiem przy Watsonie. Ma poważny dorobek naukowy. Ale to, co mówi, jest tak kuriozalne, że trudno uwierzyć, aby osobnik, który z pewnością zalicza się do ścisłej elity intelektualnej planety, tak nisko upadł i opowiadał tak łatwo zbijalne, z jego własnego punktu widzenia kontrproduktywne banały. Ponieważ opinie Watsona z 2007 odnosiły się do IQ Afroamerykanów, Birney zauważa, że Afroamerykanie nie są tylko w części Afro, w znacznej części European, więc opinie Watsona nie mają zastosowania. Tylko że cytowane tu kilkakrotnie wyniki podają

Biali Amerykanie IQ103Afroamerykanie IQ87Afroafrykanie IQ72

W książce są odnośniki do źródeł tych danych

Proszę brać pod uwagę, że badanie Wichertsa miało na celu podważenie krytykowanych przez lewicę wyników publikowanych przez Lynna[Lynn_01] i udało mu się podnieść wynik z IQ68 do IQ72. A zatem, tak jak twierdzi Watson, im więcej czarnej krwi, tym niższe IQ.

O prestiżu…

Prestiż to jest wiedza stada o pozycji osobnika w porządku dziobania w stadzie. Na osobnika o wysokim prestiżu ‚lecą kobiety’. Prestiż łączy się przywódczą rolą polityczną w stadzie, bo w wielu gatunkach stadnych Wódz (samiec alpha) zawłaszcza większość samic/bzykań albo wręcz monopolizuje siebie jako jedynego płodzącego osobnika. Potrzeba prestiżu jest ściśle złączona z reprodukcją, a, tak samo jak w przypadku upierzenia, genom gatunków stadnych zakodował też zdolność do fałszowania prestiżu. Prestiż jest informacją bardzo cenną dla wszystkich osobników stada. Bez informacji o prestiżu dwa samce stada będą toczyć walkę o dominację przy każdym spotkaniu. Z tą informacją pretendent staje do walki dopiero gdy blakną sygnały prestiżu obecnego wodza: np. z grzywy oberlwa albo oberpawiana zaczynają się przerzedzać.

Samice potrzebują prestiżu w celu ostatecznie tym samym – reprodukcji, ale inaczej realizowanym. Samice budują prestiż w podstadzie samic, bo pozwala im na uzyskanie pierwszeństwa dla swojego potomstwa względem potomstwa samic mniej prestiżowych: skrajnym przypadkiem jest alpha wilczyca, której szczenięta są karmione przez inne samice po ciąży urojonej. Samice człowieka mają jeszcze jeden motyw: muszą utrzymać przy sobie samca, który uczestniczy w wychowaniu potomstwa. Dlatego są chyba jedynymi, którym zależy na prestiżu również wśród samców, a nie tylko samic. Monogamia produkuje zazdrosne samice. Nie słyszałem o lwicy gryzącej się z inną o lwa ani o cichych dniach łani. Natomiast wadera (alpha wilczyca) jest zazdrosna i cały czas walczy nie tylko o dominację w stadzie samic, ale też o względy alpha samca [WolfsIdaho_01]. Jednak nie znam przypadku, aby zazdrosna samica rzuciła się na samca, a nie na konkurentkę. Karanie samca to czysto ludzka przypadłość, skądinąd możliwa dopiero w społeczeństwach nowożytnych Zachodu.

O drodze do gospodarki dochodu gwarantowanego…

Bardzo wielu doktrynerów libertarianizmu traktuje takie propozycje z obrzydzeniem. Przede wszystkim, podobnie jak lewica, wierzą w zasadność i przyjmują jako deontologicznie słuszną doktrynę Tabula Rasa. Różnią się od lewicy bezwarunkowym obciążeniem odpowiedzialnością każdej osoby za to, jak jej Tabula została zapisana, podczas gdy lewica zrzuca za to odpowiedzialność na społeczeństwo. Jeżeli jesteś głupi, to zdaniem libertariańskiej konserwy twoja wina, bo leniłeś się w szkole, zdaniem lewicy to wina wszystkich, tylko nie twoja, bo nie zapewnili ci warunków do właściwego zapisania Tabulae. Obydwa warianty Wiary mają cechy Wiary właśnie, i bardzo trudno z nimi dyskutować, bo z wiarą łączą się silne emocje i zaraz ktoś obrażony pozwie mnie o obrazę uczuć religijnych. Libertariańskiemu konserwatyście dochód gwarantowany wydaje się rozwiązaniem rażąco szkodliwym moralnie, bo promuje nieróbstwo, a ponadto rażąco niesprawiedliwym, bo na robów zrzuca utrzymanie nierobów. Lewak poprze pomysł jak najbardziej, zastrzegając że opodatkowanie roba musi być tak dotkliwe, aby jego stopa życiowa nie przewyższała stopy życiowej nieroba, bo to wina takich uprzywilejowanych gnojków jak ten rób, że nierób nie uzyskał właściwych warunków do rozwoju osobistego. Agenda lewaka to w istocie nie poprawa losu nieroba, tylko pozbawienie zdobyczy roba.

Z punktu widzenia wywodu tej książki obydwie postawy są fantastyką polityczną, bo bazują na założeniu jawnie fałszywym. Ale nawet nie podważając tych argumentów, stajemy przed zadaniem wyżywienia ludności dla której brak pracy. Konserwatysta powie, że to bzdura, pracy do wykonania jest mnóstwo, i jak się nie nosiło teczki, to trzeba nosić woreczki. Pracy istotnie jest mnóstwo, ale problem to wykres otwierający ten rozdział. Od przynajmniej 30 lat obserwujemy stałe przesuwanie się dochodów w prawo tego wykresu, zawłaszczanie coraz większej części PKB przez grupę o najwyższych dochodach. W gospodarce USA dochody pracownicze rosły równolegle z wydajnością pracy aż do roku 75. Od tej pory obserwujemy stagnację.

Ta stagnacja w sektorze wytwórczym pozwala na przeniesienie nadwyżki dochodu oznaczonego strzałką do najwyżej zarabiających, co dobrze ilustruje relacja pomiędzy wynagrodzeniem średnim a medianą:

[Wykres pokazujący wzrost wydajności pracy I stagnację płac. Podgląd nie pokazuje grafiki.]

Ryc. 17 Nożyce współczesnego kapitalizmu: pomarańczowa wydajność pracy i czerwone płace. Istotne jest, że tacy jak mój wspomniany niżej dziadek znajdują się już w grupie spadających dochodów (trzeci kwintyl).

Ta nadwyżka, to bardzo ważne dla mojego wywodu, akumuluje kapitał. Osobnicy z prawego quityla nie przejadają zarabianych pieniędzy, bo musieliby zjadać szesnaście obiadów dziennie. Inwestują je, czyli traktują jak kapitał. Jak każe prawo porównywalnych korzyści, najchętniej inwestują tam, gdzie najwyższa stopa zwrotu, a ta, dzięki politycznie motywowanemu dekretowaniu wynagrodzeń, najwyższa jest tam, gdzie inwestycja pozwala na pozbycie się pracowników.