Strona główna » Kryminał » Obłęd

Obłęd

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-7508-890-8

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Obłęd

"Plon zła zbiorą Ci, co niegodziwość zasiali… Nie ufaj nikomu. Nawet sobie… Pierwszy tom bestsellerowej szwedzkiej trylogii Oblicza Victorii Bergman, która wyszła spod pióra elektropunkowego muzyka i jego producenta. Debiut, który stał się natychmiastowym sukcesem na skalę światową, wyróżniony tegoroczną nagrodą specjalną przez Szwedzką Akademię Twórców Literatury Kryminalnej! Policja znajduje w Sztokholmie zwłoki kilku chłopców. Noszą one ślady ciężkiego pobicia, są na nich dziwne znaki, jakby nakłuwano je igłami, a we krwi ofiar odkryto obecność środków odurzających. Do tego dwóm chłopcom sprawca obciął przed śmiercią genitalia, jednemu wydłubał oczy, obciął wargi i nos, a także powyrywał włosy z głowy. Śledztwo w sprawie zabójstw prowadzi komisarz policji, Jeanette Kihlberg. Ponieważ awansowała na to stanowisko niedawno, bardzo chce się wykazać. Jednak dochodzenie idzie jak po grudzie, bo sprawca nie zostawił żadnych śladów. Pani komisarz zdołała jedynie ustalić, że jeden z chłopców pochodził z Białorusi, a jeden z Afryki. Wiele wskazuje na to, że mogli paść ofiarą pedofila albo gangu przemycającego dzieci z Europy Wschodniej lub Afryki… Z Chin przybywa nielegalny imigrant. Ma kilkanaście lat i nazywa się Gao Lin. W Szwecji ma się skontaktować z kimś, kto się nim zaopiekuje. Jednak po drodze na umówione spotkanie poznaje kobietę, która prowadzi go do swojego mieszkania…"

Polecane książki

Jak nieskutecznie uciec przed problemami? Pakując się w jeszcze większe tarapaty! Poznaj najbardziej zwariowane komedie Agaty Przybyłek, pełne humoru i rodzinnych nieporozumień! Trzeci tom bestsellerowego cyklu „Miłość i inne szaleństwa” to przezabawna opowieść o tym, że uciekając przed problemami...
Prezentowany komentarz jest pierwszym na rynku wydawniczym opracowaniem zawierającym objaśnienia do przepisów ustawy z dnia 13 lutego 1984 r. o funkcjach konsulów Rzeczypospolitej Polskiej, a także do przepisów wykonawczych do tej ustawy. Złożoność komentowanej materii jest przede wszystkim...
Książka adresowana jest do osób, które odczuwają, że codzienne życie nie daje im satysfakcji, odmierzają czas od poniedziałku do weekendu albo od urlopu do urlopu i trwają w przeświadczeniu, że to co najlepsze właśnie się skończyło. Żyją w sposób będący bardziej strategią przetrwania niż spełnieniem...
Zadajesz sobie życiowe pytania? To świetnie. W tej książce dostaniesz szansę na uzyskanie swoich odpowiedzi. Ale nie oczekuj, że czytając ją, twoje problemy rozwiążą się same i znikną jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nie znajdziesz tu też gotowych odpowiedzi na wszystkie osobis...
Trójka dwunastoletnich dzieci – Germanie, Adam i Peter – bawi się przy drodze koło miasteczka Knocknaree, a potem wchodzi do przylegającego do niej lasu. Adam zostaje odnaleziony kilka godzin później w stanie bliskim katatonii, w zakrwawionej odzieży. Niczego nie pamięta. Germanie i Peter znikają be...
O jej poprzedniej książce Krystyna Janda mówiła, że to „specjalna, mocna i poruszająca lektura”. Marta Abramowicz, autorka bestsellera „Zakonnice odchodzą po cichu”, powraca z nowym reportażem! Książka „Dzieci księży. Nasza wspólna tajemnica” porusza, bo przełamuje kolejne tabu. Ten, kto ją przeczyt...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Erik Axl Sund

Pamięci mojej siostry

Mroczne jest nasze życie. Wielkie jest przyrodzone nam
rozczarowanie, przez które w skandynawskich lasach kwitnie tyle baśni, ponuro zwęgla się w naszym sercu wewnętrzny żar. Wielu staje się węglarzami strzegącymi mielerzy własnych serc,
w ułomności swojego rozmarzenia nadstawiają uszu i słuchają, jak ich
serca z szumem się spalają.

Harry Martinson, Nässlorna blomma

Dom

miał ponad sto lat i kamienne ponadmetrowej grubości ściany.
Oznaczało to, że najprawdopodobniej nie będzie musiała ich
izolować. Chciała się jednak upewnić, że tak faktycznie jest.

Na lewo od pokoju dziennego znajdował się niewielki pokój
narożny. Przerobiła go na gabinet i pokój gościnny.

Do pokoju przylegała toaleta i obszerna garderoba na ubrania.

Pokój był wprost doskonały: miał jedno okno i nieużywane
poddasze.

Tak, to już koniec dotychczasowej nonszalancji i brania
wszystkiego takim, jakie jest.

Niczego nie wolno zostawić przypadkowi. Prowizorka
i przypadkowość to niebezpieczny, zdradziecki towarzysz. Czasem
przyjaciel, ale równie często nieobliczalny wróg.

meble

w jadalni zsunęła pod jedną ścianę, zostawiając w ten sposób dużą
wolną przestrzeń na środku pokoju.

Potem już tylko czekała.

Pierwszą partię styropianu dostarczono zgodnie
z zamówieniem: o dziewiątej. Wnieśli go czterej mężczyźni. Trzej mieli ponad
pięćdziesiąt lat, czwarty nie więcej niż dwadzieścia. Ten czwarty,
o gładko ogolonej głowie, był ubrany w T-shirt z dwoma
skrzyżowanymi szwedzkimi flagami umieszczonymi pod nadrukiem
o treści „Moja Ojczyzna”. Na łokciach miał wytatuowaną pajęczynę,
a na nadgarstkach jakiś motyw nawiązujący do epoki kamienia
łupanego.

Kiedy wyszli i znowu została sama, usiadła na kanapie
i zaczęła planować zakres prac. Postanowiła zacząć od podłogi, ponieważ
tylko ona mogła stworzyć jakieś problemy. Starsi państwo, którzy
tu przez długi czas mieszkali, byli głusi. Przez wszystkie te lata nie
odezwali się do niej ani słowem. Uznała, że to ważny szczegół.

Weszła do sypialni.

Chłopiec nadal był pogrążony w głębokim śnie.

Spotkała go w kolejce podmiejskiej, a okoliczności tego
spotkania były naprawdę niezwykłe. Wzięła go po prostu za rękę, on
zaś wstał z ławki i grzecznie za nią poszedł. Nawet nie musiała go
przekonywać.

Wyglądało to tak, jakby byli sobie przeznaczeni.

Było to równie oczywiste jak wtedy, gdy kobieta rodzi dziecko
i wie, że należy tylko do niej.

Znalazła ucznia, którego poszukiwała, i dziecko, którego sama
nie mogła mieć.

Położyła chłopcu dłoń na czole i poczuła, że gorączka spadła.
Potem zmierzyła mu puls.

Wszystko układa się zgodnie z planem.

Udało jej się znaleźć odpowiednią dawkę morfiny.

w gabinecie

leżał gruby dywan, który zakrywał całą podłogę. Zawsze uważała,
że jest brzydki i niehigieniczny, ale lubiła po nim chodzić. Teraz
będzie jej służył do innych celów.

Specjalnym ostrym nożem zaczęła ciąć styropian. Pocięte
kawałki smarowała grubą warstwą kleju i przylepiała je do podłogi.

Od mocnego zapachu dość szybko zaczęło jej się kręcić
w głowie, dlatego musiała otworzyć okno wychodzące na ulicę. Składało
się z potrójnej szyby, która od zewnątrz była jeszcze pokryta
dodatkową warstwą dźwiękoszczelną.

Przypadek w roli przyjaciela.

Uśmiechnęła się.

Prace podłogowe zajęły jej cały dzień. Co jakiś czas wychodziła
z pokoju, żeby sprawdzić, co z chłopcem.

Kiedy skończyła, wszystkie złącza zalepiła taśmą klejącą.

W ciągu trzech kolejnych dni dostarczano inne materiały
budowlane. Po podłodze przyszła kolej na cztery ściany pokoju.
W piątek został już tylko sufit. Zabrało jej to trochę więcej czasu,
bo najpierw musiała smarować styropian klejem, a potem
mocować go do sufitu deskami.

W czasie gdy klej schnął, przybiła do futryn kilka starych
koców w miejsce drzwi, które wcześniej zdjęła z zawiasów. Drzwi
z pokoju dziennego okleiła czterema warstwami styropianu.
Wypełniła w ten sposób półmetrowej szerokości futrynę.

Wyjęła stare prześcieradło i powiesiła je w jedynym oknie
w tym pokoju. W otworze okiennym umieściła na wszelki wypadek
podwójną warstwę izolacji. Kiedy prace w pokoju dobiegły końca,
zakryła podłogę i ściany wodoszczelnym brezentem.

Jej praca miała w sobie coś z medytacji. Gdy po skończonej
robocie usiadła na kanapie i zaczęła się przyglądać temu, co
zrobiła, poczuła się z siebie dumna.

dalsze

prace wykończeniowe prowadziła w następnym tygodniu. Kupiła
cztery gumowe kółka, haczyk, dziesięć metrów kabla
elektrycznego, kilka metrów bieżących drewnianej listwy, prosty sprzęt
oświetleniowy i cały karton żarówek. Zamówiła też komplet hantli,
sztangę i prosty rower treningowy.

Z jednego z regałów stojących w dużym pokoju wyjęła
wszystkie książki, regał położyła na boku i w każdym rogu przykręciła
do niego po jednym kółku. Na froncie przymocowała drewnianą
listwę, która miała zakryć całą konstrukcję suwną, i ustawiła regał
przed drzwiami prowadzącymi do ukrytego pokoju.

Przymocowała go do drzwi i spróbowała je otworzyć.
Przesunęły się na kółkach bezdźwięcznie. Wszystko działało perfekcyjnie.

Założyła haczyk, zaryglowała drzwi i odpowiednio umieściła
lampę stojącą, która miała zakryć konstrukcję zamka.

Na końcu ustawiła wszystkie książki z powrotem na miejsce
i z jednego z dwóch łóżek w sypialni przyniosła cienki materac.

Wieczorem umieściła śpiącego chłopca w pokoju, który od tej
pory miał być jego nowym domem.

Gamla Enskede

Dziwiło nie to, że chłopiec był martwy, lecz raczej to, że tak długo
żył. Rozległe rany i ich charakter świadczyły o tym, że powinien był
umrzeć dużo wcześniej, niż wynikało ze wstępnej opinii biegłego,
który próbował ustalić datę śmierci. Coś trzymało chłopca przy
życiu, chociaż normalny człowiek tak długo by nie przetrwał.

Kiedy komisarz policji kryminalnej Jeanette Kihlberg
wyprowadzała samochód z garażu, nic o tej sprawie jeszcze nie wiedziała.
Poza tym zupełnie nie zdawała sobie sprawy, że śmierć chłopca
stanie się pierwszym z całego szeregu wydarzeń, które w znaczący
sposób wpłyną na jej życie.

Widząc, że Åke stoi w oknie, pomachała mu na pożegnanie.
Mąż był jednak zajęty rozmową telefoniczną i nie widział jej. Na
przedpołudnie zaplanował wielkie pranie z całego tygodnia:
przepocone koszulki, brudne skarpetki i bieliznę. Kiedy ktoś ma żonę
i syna, który żywo interesuje się piłką nożną, pranie staje się
stałym składnikiem codziennych rutynowych czynności. W ich domu
stara pralka pracowała pięć razy na tydzień, do granic możliwości.

Jeanette wiedziała, że w oczekiwaniu, aż pralka skończy prać,
Åke pójdzie do swojego małego atelier na strychu i będzie próbował
kończyć zaczęte obrazy olejne, którymi ciągle się zajmował. Åke to
romantyk, marzyciel. Ma kłopoty z dokończeniem tego, co zaczął.
Już tyle razy wierciła mu dziurę w brzuchu, żeby nawiązał kontakt
z galerią, która okazała zainteresowanie jego pracami. Niestety, Åke
zawsze się wykręcał, twierdząc, że nie jest jeszcze gotowy.
Obiecywał tylko, że stanie się to wkrótce, a wtedy wszystko się zmieni.

Będzie robił karierę, na ich konto zaczną wpływać pieniądze.
Zrealizują wtedy wszystko, o czym tak marzyli. Wyremontują dom,
pojadą na wycieczkę.

Minęło prawie dwadzieścia lat i Jeanette zaczęła wątpić, że jej
marzenia kiedykolwiek się spełnią.

Kiedy skręcała w ulicę Nynäsvägen, usłyszała niepokojące
stukanie w okolicach lewego przedniego koła. Chociaż w sprawach
technicznych była ignorantką, domyśliła się, że coś złego się dzieje
z jej starym audi i znowu będzie musiała odstawić je do warsztatu.
Z doświadczenia wiedziała, że naprawa znowu ją trzepnie po
kieszeni, chociaż Serb, który prowadził warsztat samochodowy przy
placu Bolidenplan, był naprawdę tani i znał się na robocie.

Poprzedniego dnia wybrała z konta ostatnie pieniądze, żeby
zapłacić kolejną ratę za dom. Wezwania do zapłaty przychodziły
z sadystyczną punktualnością raz na kwartał. Miała więc nadzieję, że tym
razem uda jej się naprawić samochód na kredyt. Tak jak wcześniej.

Nagle w kieszeni kurtki poczuła wibrowanie telefonu
komórkowego. Rozległ się fragment IX symfonii Beethovena. Zjechała na
bok i zatrzymała się na chodniku.

– Słucham, Kihlberg.

– Cześć, Janne. Nowa sprawa na placu Thorildsplan. – Po
głosie poznała, że dzwoni Jens Hurtig. – Musimy tam zaraz jechać.
Gdzie jesteś?

Hurtig prawie krzyczał do słuchawki, więc musiała odsunąć
telefon od ucha, żeby nie ogłuchnąć.

Nie znosiła, kiedy nazywano ją Janne. Czuła, że jest coraz
bardziej poirytowana. Po raz pierwszy zniekształconej formy jej
imienia ktoś użył jako zdrobnienia na imprezie pracowniczej przed
trzema laty. Z czasem zaczęto się nią posługiwać w całej
komendzie policji w dzielnicy Kungsholmen.

– Jestem koło Årsty i zaraz wjeżdżam na trasę do Essinge. Co
się stało?

– W krzakach koło metra w pobliżu Wyższej Szkoły
Nauczycielskiej znaleziono zwłoki chłopca. Billing kazał, żebyś tam jak
najszybciej pojechała. Był okropnie zdenerwowany. Wszystko
wskazuje na to, że to morderstwo.

Stukanie w samochodzie stawało się coraz głośniejsze.
Jeanette zastanawiała się, czy będzie musiała wezwać pomoc drogową
i radiowóz, żeby ktoś ją podrzucił na miejsce.

– Jeśli ten pieprzony samochód nie rozpadnie się na części,
będę tam za jakieś pięć, dziesięć minut. I proszę, żebyś ty też
przyjechał.

Poczuła, że ją zniosło na bok, więc na wszelki wypadek
zjechała na prawy pas.

– Jasne. Już jadę. Będę przed tobą.

Martwy chłopiec porzucony w krzakach. Wyglądało to na
przypadek. Pewnie komuś sytuacja wymknęła się spod kontroli
i ciężkie pobicie zakończyło się śmiercią ofiary. Prokurator
zakwalifikuje to jako nieumyślne spowodowanie śmierci.

Z morderstwem policja ma do czynienia wtedy, gdy zazdrosny
mąż zabija żonę w domu, usłyszawszy od niej, że chce rozwodu.

Przynajmniej tak to wygląda w typowych przypadkach.

Jednakże czasy się zmieniają i Jeanette musiała przyznać, że
wszystko, czego kiedyś nauczyła się w szkole policyjnej, nie tylko
było już nieaktualne, ale także błędne. Metody pracy
unowocześniono i praca w policji pod wieloma względami stała się o wiele
trudniejsza niż przed dwudziestu laty.

Przypomniała sobie pierwsze lata, gdy patrolowała ulice
i przez cały czas przebywała wśród zwykłych ludzi. Wszyscy
starali się jej pomóc, odnosili się do policjantów z ufnością. Dzisiaj
natomiast ludzie zgłaszają włamania i kradzieże tylko dlatego, że
taki wymóg stawiają firmy ubezpieczeniowe, a nie dlatego, że ktoś
wierzy, iż policja znajdzie sprawcę.

Na co liczyła, kiedy zrezygnowała ze studiowania socjologii
i postanowiła zostać policjantką? Że coś zmieni? Pomoże? Tak
przynajmniej tłumaczyła swojemu ojcu, gdy z dumą pokazała mu
list z potwierdzeniem przyjęcia do szkoły policyjnej. Tak właśnie
było. Chciała wyraźnie pokazywać różnicę między sytuacją, gdy
ktoś czyni zło, a sytuacją, gdy ktoś pada jego ofiarą.

Chciała być porządnym człowiekiem.

Bo właśnie bycie policjantem oznacza, że się takim
człowiekiem jest.

Przez całe dzieciństwo z zapartym tchem przysłuchiwała się
opowieściom taty i dziadka o pracy w policji. Bez względu na to,
czy to była noc świętojańska czy Wielki Piątek, rozmowy przy
rodzinnym stole toczyły się wokół takich tematów jak bezwzględni
przestępcy rabujący banki, sympatyczni złodzieje albo sprytni
oszuści. Anegdoty i wspomnienia z ciemnej strony życia.

Jak zapach wędzonej szynki bożonarodzeniowej zwiastował
nadejście świąt, tak rozmowy mężczyzn, którzy siedzieli w salonie
i wspominali dawne czasy, dawały poczucie bezpieczeństwa.

Uśmiechnęła się na wspomnienie niechęci i sceptycyzmu
dziadka, który miał krytyczny stosunek do wspomagania pracy
policji nowoczesnymi metodami. Żeby uprościć sobie pracę,
w dzisiejszych czasach kajdanki zastępuje się specjalnymi opaskami.
Kiedyś dziadek powiedział nawet, że testy DNA to zjawisko
przelotne.

Zawód policjanta polega na rozgraniczaniu. Nie na
upraszczaniu. Policja musi dopasowywać metody pracy do zmieniającej się
rzeczywistości.

Bycie policjantem polega na chęci niesienia pomocy innym,
troszczenia się o innych ludzi. Na pewno nie polega na siedzeniu
w radiowozie za przyciemnionymi szybami i na bezsilnym
obserwowaniu świata zewnętrznego.

Plac Thorildsplan

Ivo Andrić był specjalistą od nietypowych, ekstremalnych
przypadków śmierci. Pochodził z Bośni i podczas czteroletniego
oblężenia Sarajewa przez Serbów był tam lekarzem. Przez te lata zdobył
tak duże doświadczenie w zakresie sekcji zwłok dzieci, że czasem
żałował, iż w ogóle wykonuje zawód lekarza sądowego.

W Sarajewie zostało zabitych prawie dwa tysiące dzieci
w wieku poniżej czternastu lat, w tym jego dwie córki. Zastanawiał się
niekiedy, jak by wyglądało jego życie, gdyby jednak został w tamtej
wiosce pod Prozorem. Teraz jednak było już za późno na tego
rodzaju rozważania. Serbowie spalili mu dom i zamordowali
rodziców i trzech braci.

Sztokholmska policja wezwała go na miejsce zdarzenia
wczesnym rankiem, a ponieważ funkcjonariusze nie chcieli blokować
dojścia do stacji metra dłużej, niż to było konieczne, musiał jak
najszybciej zakończyć oględziny zwłok.

Pochylił się nad martwym chłopcem i od razu zauważył, że
pochodzi z innego kraju. Wyglądał na Araba, Palestyńczyka albo
nawet Hindusa lub Pakistańczyka.

Wyraźnie było widać, że został ciężko pobity. Ale
najciekawsze, że Ivo nigdzie nie znalazł żadnych obrażeń wskazujących na
to, iż chłopiec się bronił. Siniaki i krwawe wybroczyny wskazywały
raczej, że zachowywał się jak bokser, który nie jest w stanie się
bronić i chociaż przetrwał dwanaście rund, to jednak dostał taki
wycisk, że w końcu padł nieprzytomny na matę.

Innym czynnikiem utrudniającym oględziny było to, że do
śmierci nie doszło w miejscu znalezienia zwłok, tylko gdzieś
indziej, i to dużo wcześniej. Ciało leżało w dość dobrze widocznym
miejscu, w krzakach rosnących zaledwie kilka metrów od wejścia
na stację metra przy placu Thorildsplan w Kungsholmen, dlatego
szybko zauważyli je przechodnie.

Lotnisko

wyglądało równie szaro i ponuro jak ten zimowy poranek.
Przyleciał na pokładzie samolotu linii lotniczych Air China do kraju,
o którym nigdy wcześniej nie słyszał. Wiedział, że podobną podróż
odbyło przed nim kilkaset innych dzieci, dlatego w czasie kontroli
dokumentów na lotnisku opowiedział straży granicznej tę samą
historię co one. Bez zająknięcia powtórzył wersję, której przez kilka
miesięcy uczył się na pamięć. Brzmiała następująco:

Kiedy w Chinach budowano wielkie obiekty mające służyć
sportowcom biorącym udział w igrzyskach olimpijskich, zatrudnił
się do pracy. Nosił cegły i woził zaprawę murarską. Jego stryj,
który był tylko biednym robotnikiem, załatwił mu mieszkanie, ale gdy
stryj uległ poważnemu wypadkowi i trafił do szpitala, nim nie miał
się kto dłużej opiekować. Rodzice nie żyli, nie miał też rodzeństwa
ani krewnych, do których mógłby się zwrócić o pomoc.

Podczas przesłuchania na lotnisku opowiedział, że razem ze
stryjem byli traktowani jak niewolnicy i pracowali w warunkach,
które można porównać tylko z apartheidem. Na budowie harował
pięć miesięcy, ale nigdy nie liczył, że zamieszka w mieście i będzie
mógł się cieszyć pełnią praw obywatelskich.

Zgodnie z obowiązującymi od dawna przepisami był
zameldowany w rodzinnej wiosce, daleko od miasta, więc tam, gdzie
mieszkał i pracował, był praktycznie pozbawiony wszelkich praw.

Dlatego musiał wyjechać do Szwecji, bo tu mieszkają jego
jedyni krewni. Nie wie gdzie, ale stryj obiecał mu, że skontaktują się
z nim, gdy tylko wyląduje.

Do nowego kraju wyjechał tak, jak stał, i żadnego dobytku nie
ma z wyjątkiem telefonu komórkowego i pięćdziesięciu
amerykańskich dolarów. W telefonie nie było zapisanych żadnych numerów,
esemesów ani zdjęć, które mogłyby dostarczyć policji informacji
na jego temat.

Prawda była taka, że telefon był zupełnie nowy i nieużywany.

Nie zdradził policji, że ma pewien numer telefonu zapisany
na skrawku papieru ukrytym w lewym bucie. Zadzwoni na ten
numer, gdy tylko uda mu się uciec z miejsca, gdzie zostanie
umieszczony.

kraj

do którego przybył, w ogóle nie przypominał Chin. Wszystko było
tu takie czyste i uporządkowane. Kiedy po przesłuchaniu chłopiec
w towarzystwie dwóch policjantów szedł przez lotnisko,
zastanawiał się, czy właśnie tak wygląda cała Europa.

Człowiek, który wymyślił jego nową przeszłość, dał mu numer
telefonu, dolary i telefon i powiedział, że w ciągu ostatnich
czterech lat udało mu się z powodzeniem wysłać do różnych krajów
Europy ponad siedemdziesięcioro dzieci.

Wyjaśnił, że najwięcej kontaktów posiada w Belgii, gdzie
można zarobić dużo pieniędzy. Praca polega na obsługiwaniu bogatych
ludzi, ale jeśli będzie dyskretny i pracowity, sam też stanie się
kiedyś bogaty. Niestety, w Belgii istnieje zbyt duże ryzyko i nie można
się tam zbyt często pokazywać na ulicy.

W Szwecji jest inaczej, to bezpieczniejszy kraj. Ci, którym
pomógł, pracują najczęściej w restauracjach i mogą się poruszać
bardziej swobodnie. Praca nie jest tak dobrze płatna jak w Belgii,
ale jeśli będzie miał szczęście, tam też dużo zarobi w zależności od
tego, na jakie usługi będzie akurat istniało zapotrzebowanie.

W Szwecji mieszkają ludzie, którzy chcą tego samego co ludzie
w Belgii.

miejsce

zakwaterowania znajdowało się niezbyt daleko od lotniska.
Policjanci zawieźli go nieoznakowanym radiowozem. Spędził tam noc,
dzieląc pokój z czarnym chłopcem, który nie mówił ani po chińsku,
ani po angielsku.

Materac, na którym spał, był czysty, ale pachniał stęchlizną.

Już następnego dnia zadzwonił na numer zapisany na kartce.
Kobiecy głos wyjaśnił mu, jak dostać się na stację, aby złapać
pociąg do Sztokholmu. Kiedy tam dojedzie, ma zadzwonić ponownie
po dalsze wskazówki.

w pociągu

było ciepło i przytulnie. Szybko i prawie
bezszelestnie wiózł go przez miasto zasypane śniegiem. Sam nie
wiedział, jak to się stało – przez przypadek czy szczęśliwym zbiegiem
okoliczności – że na miejsce nigdy nie dotarł.

Kiedy przejechali kilka stacji, do przedziału weszła ładna
blondynka, która usiadła naprzeciwko niego. Długo mu się
przyglądała, a on od razu zrozumiał, że się domyśliła, iż podróżuje sam.
I że na dodatek w ogóle jest sam, że jest najbardziej samotną osobą
na całym świecie.

Kiedy pociąg zatrzymał się na kolejnej stacji, kobieta się
podniosła i wzięła go za rękę. Wskazała mu głową drogę do wyjścia,
a on nie zaprotestował.

Czuł się tak, jakby dotknął go anioł. Poszedł za nią jak
w transie.

Wzięli taksówkę i pojechali przez miasto. Było otoczone wodą
i bardzo mu się podobało. Ruch na ulicach też był mniejszy niż
w Chinach. Miasto było czyste, łatwiej mu się tutaj oddychało.

Zastanawiał się nad kolejami losu i nad przypadkiem.
Dlaczego z nią tu siedział. Kiedy spojrzała na niego z uśmiechem, przestał
o tym myśleć.

W Chinach często go pytali, w czym jest dobry, dotykali jego
ramion, żeby sprawdzić, czy jest silny. Zadawali mu pytania, a on
udawał, że ich rozumie. Ciągle mieli wątpliwości, ale w końcu
wybrali właśnie jego.

Tymczasem ta kobieta wybrała go, chociaż niczego dla niej nie
zrobił. Podobnie jak wcześniej dla niej nikt niczego nie zrobił.

pokój

do którego go zaprowadziła, był pomalowany na
biało. Stało w nim duże szerokie łóżko. Pościeliła mu i dała coś
ciepłego do picia. Napój smakował prawie jak herbata w rodzinnym
domu. Zasnął, zanim dopił do końca.

Po przebudzeniu nawet nie wiedział, jak długo spał. Za to
od razu zauważył, że znajduje się w innym pokoju, pozbawionym
okien.

Kiedy wstał z łóżka, by podejść do drzwi, poczuł, że podłoga jest
miękka i ugina mu się pod nogami. Nacisnął klamkę, ale okazało
się, że drzwi są zamknięte na klucz. Ubranie zniknęło. Telefon też.

Nagi położył się na materacu i znowu zasnął.

Od tej pory ten pokój stał się jego nowym światem.

Plac Thorildsplan

Jeanette poczuła, że samochód sam skręca w prawo i prawie staje
w poprzek drogi. Ostatni odcinek pokonała z prędkością
sześćdziesięciu kilometrów na godzinę, a gdy skręciła
w Drottningholmsvägen i skierowała się w stronę stacji metra, zrozumiała, że jej
piętnastoletni wóz dokonał właśnie żywota.

Zaparkowała i podeszła do taśmy zabezpieczającej teren. Od
razu zobaczyła Hurtiga o głowę wyższego od pozostałych
policjantów, o jasnych, typowo skandynawskich włosach, silnie
zbudowanego, bez grama zbędnego tłuszczu.

Po czterech latach wspólnej pracy Jeanette nauczyła się
rozumieć język jego ciała, dlatego od razu zauważyła, że Hurtig
wygląda na zatroskanego.

Miał prawie zbolałą minę.

Kiedy ją ujrzał, twarz od razu mu się rozpogodziła. Ruszył
w jej kierunku i uniósł taśmę.

– Widzę, że samochód się nie rozpadł – powiedział z szerokim
uśmiechem. – Nie rozumiem, po co trzymasz tego starego grata.

– Ja też nie, ale jeśli załatwisz mi podwyżkę, kupię sobie mały
kabriolet Mercedesa i będę nim szalała po mieście.

Idąc za Hurtigiem przez teren zabezpieczony policyjną taśmą,
Jeanette pomyślała, że gdyby tylko Åke podjął jakąś pracę ze
stałym dochodem, mogliby kupić porządny wóz.

– Znaleźliście jakieś odciski opon? – spytała jedną
z policjantek z laboratorium kryminalistycznego, sprawdzających coś na
piaszczystej alejce.

– Tak, było kilka – odparła kobieta, spoglądając na Jeanette.
– Myślę, że część należy do śmieciarek, które tu przyjeżdżają
opróżnić kosze. Inne pochodzą z opon o mniejszej średnicy.

W chwili gdy Jeanette zjawiła się na miejscu zbrodni, jako
najwyższa rangą odpowiadała za przebieg śledztwa.

Wieczorem złoży raport przełożonemu. Z kolei naczelnik
Dennis Billing poinformuje o wszystkim prokuratora von Kwista.
Obaj zadecydują, jak poprowadzić śledztwo, nie oglądając się na
jej zdanie. Tak właśnie wyglądał system decyzyjny w policji.

Odwróciła się do Hurtiga.

– No dobrze, w takim razie zaczynamy. Kto go znalazł?

Hurtig wzruszył ramionami.

– Nie wiemy.

– Jak to nie wiecie?

– Ponad trzy godziny temu ktoś zadzwonił na numer
alarmowy sto dwanaście – odparł Hurtig, zerkając na zegarek. –
Dzwoniący poinformował, że w pobliżu zejścia do metra leży martwy
chłopak. To wszystko.

– Rozmowa jest zarejestrowana?

– Oczywiście.

– A dlaczego telefonistka ze sto dwanaście zwlekała
z poinformowaniem nas? – spytała poirytowanym głosem Jeanette.

– Doszła do wniosku, że to żart, bo dzwoniący miał taki głos,
jakby był pijany. Bełkotał i nie brzmiało to zbyt przekonująco.

– Czy udało się ustalić, do kogo należy telefon, z którego
dzwonił tamten człowiek?

– Używał telefonu na kartę – odparł Hurtig, wznosząc oczy
do góry.

– Cholera!

– Ale niedługo będziemy wiedzieć, z którego miejsca dzwonił.

– To dobrze. Po powrocie na komendę musimy odsłuchać
nagranie.

Jeanette obeszła cały teren, wypytując poszczególnych
policjantów, co który wie.

– A świadkowie? Czy ktoś coś słyszał albo widział?

Spojrzała na wszystkich wyzywającym wzrokiem, ale
policjanci pokręcili tylko głowami.

– Ktoś musiał go tu przywieźć – kontynuowała Jeanette
zrezygnowanym głosem. Wiedziała, że trudno będzie prowadzić
śledztwo, jeśli w ciągu najbliższych kilku godzin nie znajdą jakichś
ważnych wskazówek. – Przecież nikt nie wozi trupa metrem.
Trzeba zabezpieczyć nagrania z kamer monitorujących ten teren.

Hurtig stanął obok niej.

– Wysłałem już po nagrania jednego z naszych ludzi, więc
wieczorem będziemy je mieć.

– Świetnie. Ciało prawdopodobnie przywieziono tu
samochodem. Załatw listę samochodów, które w ciągu ostatnich dni zostały
zarejestrowane w punktach poboru opłaty miejskiej.

– Oczywiście – odparł Hurtig. Wyjął komórkę i odszedł na
bok. – Zaraz się tym zajmę, żebyśmy ją dostali jak najszybciej.

– Wyluzuj trochę. Jeszcze nie skończyłam. Istnieje przecież
możliwość, że ciało tutaj przyniesiono albo przywieziono na
przyczepce rowerowej czy jakoś inaczej. Dowiedz się w szkole, czy mają
kamery monitorujące.

Hurtig skinął głową i oddalił się.

Westchnąwszy, Jeanette podeszła do jednego z techników,
którzy badali ślady w trawie koło krzaków.

– Macie coś konkretnego?

Mężczyzna pokręcił głową.

– Na razie nic. Znaleźliśmy oczywiście ślady stóp i najlepsze
zabezpieczymy. Ale nie należy sobie robić zbyt dużych nadziei.

Jeanette podeszła wolnym krokiem do krzaków, w których
znaleziono zwłoki owinięte w czarny worek na śmieci. Chłopiec był nagi,
już sztywny. Znajdował się w pozycji siedzącej z rękami założonymi za
kolana. Ręce miał obwiązane taśmą. Żółto-zielona skóra twarzy
przypominała pergamin. Natomiast dłonie były prawie zupełnie czarne.

– Znaleźliście jakieś ślady przemocy na tle seksualnym? –
spytała Jeanette, zwracając się do Andricia, który badał ciało.

– Na razie nie da się tego ustalić, ale nie można wykluczyć.
Wolałbym nie wyciągać zbyt pochopnych wniosków,
z doświadczenia jednak wiem, że przy tego rodzaju obrażeniach bardzo
często występują też ślady przemocy na tle seksualnym.

Jeanette skinęła głową.

Policja starała się jak najlepiej zabezpieczyć miejsce
barierkami i brezentem, lecz cały teren był pofałdowany, więc jeśli ktoś
stanął na wzgórzu w pewnej odległości od miejsca znalezienia zwłok,
miał przed sobą niezły widok. Wokół barierek kręcili się
fotoreporterzy z ogromnymi teleobiektywami. Na ich widok Jeanette
ogarnęło współczucie. Na okrągło podsłuchują policyjne
krótkofalówki, czekając, aż zdarzy się coś niezwykłego.

Nie zauważyła za to ani jednego dziennikarza. Czyżby
gazetom brakowało funduszy na wysyłanie ludzi w takie miejsca?

– To niesamowite – powiedział jeden z policjantów na widok
ciała. – Jak coś takiego jest w ogóle możliwe? – spytał, kierując to
pytanie do Andricia.

Ciało było w dużym stopniu zmumifikowane, Andrić doszedł więc
do wniosku, że trzymano je w bardzo suchym miejscu, i to przez
długi czas. Nie leżało w ziemi, bo zima w Sztokholmie była tego
roku wilgotna.

– Właśnie tego będziemy chcieli się dowiedzieć – rzekł
Andrić, prostując się.

– Ale ten chłopak jest po prostu zmumifikowany – wtrącił
policjant, który miał na nazwisko Schwarz. – Jak faraon. Przecież
nikt nie zamienia się w mumię w czasie przerwy na kawę. Na
Discovery pokazywali, jak naukowcy badali mumię faceta
znalezionego w Alpach. Miał chyba na imię Oetzi.

Andrić potwierdził skinieniem głowy.

– Albo ten drugi, co go znaleźli w jakimś bagnie na południu.

– Myślisz pewnie o człowieku z Bocksten – odparł Andrić,
którego już znudziła paplanina Schwarza. – Daj popracować, bo
inaczej nie posuniemy się naprzód.

Od razu pożałował tych słów.

– To może być trudne – kontynuował Schwarz. – Sam wiesz
najlepiej, że w takiej ziemi jest pełno śmieci i psich kup. I nawet
jeśli w tych śmieciach jest coś, co pochodzi od sprawcy, to skąd
mamy o tym wiedzieć? To samo odnosi się do odcisków stóp. –
Pokręcił głową z zafrasowaną miną.

Andrić był doświadczonym lekarzem, który widział niejedną
brzydką rzecz, lecz w czasie całej swojej długiej, barwnej kariery
zawodowej nigdy nie spotkał się z czymś takim jak tutaj.

Chłopiec miał na rękach i na całym korpusie mnóstwo
siniaków. Były twardsze od otaczającej je tkanki, co oznaczało, że za
życia otrzymał bardzo dużo uderzeń. Kostki dłoni były powgniatane,
a to mogło świadczyć, że nie tylko przyjął, ale także zadał pewną
liczbę ciosów. Za to na zmumifikowanych plecach chłopca Andrić
znalazł mnóstwo głębokich ran jak po biczowaniu.

Próbował sobie wyobrazić, co to mogło oznaczać. Chłopiec
walczył o życie, a gdy zabrakło mu sił, ktoś go po prostu wychłostał.
Andrić wiedział, że w dzielnicach zamieszkanych przez imigrantów
organizowane są walki psów. Być może miał do czynienia z czymś
takim, z tą tylko różnicą, że o życie nie walczyły psy, lecz chłopcy.

A przynajmniej jeden z nich był chłopcem.

Jeśli chodzi o jego przeciwnika, można tylko spekulować, kim był.

Dziwne, że chłopak nie zmarł, chociaż powinien… Sekcja
zwłok wykaże prawdopodobnie w organizmie resztki narkotyków
albo środków chemicznych, rohypnolu albo nawet fencyklidyny.
Andrić doszedł do wniosku, że do konkretnej pracy będzie mógł
przystąpić dopiero na oddziale patologii w szpitalu Karolinska
w Solnie.

Teraz musiał coś zjeść.

O dwunastej można już było włożyć zwłoki do szarego
plastikowego worka i wywieźć karawanem do Solny. Jeanette skończyła,
co do niej należało, i zaczęła się szykować do powrotu na
komendę w Kungsholmen. Kiedy szła w stronę parkingu, zaczął padać
deszcz.

– Cholera! – zaklęła głośno.

Åhlund, jeden z młodszych policjantów, odwrócił się i spojrzał
na nią pytającym wzrokiem.

– Tak, chodzi o mój samochód. Zupełnie o nim zapomniałam.
Rano trochę szwankował i teraz mi się o tym przypomniało. Muszę
zadzwonić po pomoc drogową.

– A gdzie stoi? – spytał policjant.

– Tam – odparła Jeanette, wskazując czerwone, zardzewiałe
brudne audi dwadzieścia metrów dalej. – Czemu pytasz? Znasz się
na samochodach?

– To moje hobby. Nie ma takiego samochodu, którego bym
nie naprawił. Daj mi klucze, sprawdzę, co się stało.

Jeanette podała mu kluczyki i stanęła na chodniku. Deszcz był
coraz bardziej rzęsisty.

Åhlund uruchomił silnik i wyjechał na ulicę. Jeanette
zauważyła, że stukoty, które wydobywały się spod maski, lepiej słyszy
z zewnątrz, niż gdy siedziała za kierownicą. Pomyślała, że będzie
musiała zadzwonić do ojca i poprosić o niewielką pożyczkę. Na
początku ojciec odmówi, tłumacząc się, że i tak jest mu już winna
sporą kwotę, a potem poradzi się mamy, która wyrazi zgodę.

Następnie zapyta, czy Åke gdzieś pracuje, na co Jeanette
odpowie, że niełatwo jest być bezrobotnym artystą, ale że wkrótce
wszystko się zmieni.

Za każdym razem to samo. Musi się poniżać i bronić męża.

A przecież wszystko mogłoby być takie proste. Åke mógłby
poskromić swoją dumę i znaleźć pracę, przynajmniej na jakiś czas.
Chociażby po to, aby pokazać, że mu na niej zależy i że jego też
martwi ich sytuacja finansowa. Przecież widzi, jak trudno jej
czasem zasnąć, gdy rachunki nie są popłacone.

Po krótkiej rundzie po okolicy Åhlund zatrzymał samochód
i zwrócił się do Jeanette z triumfującą miną:

– Drążek kierowniczy i ośka albo oba razem. Jeśli mi go
zostawisz, zajmę się tym wieczorem. Za kilka dni dostaniesz wóz
z powrotem. Pokryjesz koszt zakupu części zapasowych i będziesz mi
winna butelkę whisky. Zgoda?

– Jesteś aniołem! Weź go i zrób z nim, co tylko zechcesz. Jeśli
go naprawisz, dostaniesz dwie butelki i moje poparcie, jak
wystąpisz o awans.

Po tych słowach odwróciła się i poszła do radiowozu.

Prawdziwy policjant, pomyślała.

Komenda policji w Kronobergu

Na pierwszej odprawie Jeanette przydzieliła każdemu zadania do
wykonania.

Grupa świeżo upieczonych policjantów miała po południu
odwiedzić okoliczne domy i wypytać mieszkańców, czy ktoś czegoś
nie widział albo nie słyszał. Jeanette wiązała z tym pewne nadzieje.

Niewdzięczne zadanie dostał Schwarz: miał sporządzić
listę samochodów zarejestrowanych przez system komputerowy
w płatnej strefie miejskiej. Lista obejmowała około ośmiuset
tysięcy pozycji. Åhlund miał przejrzeć nagrania z monitoringu, które
przekazała mu dyrekcja Wyższej Szkoły Nauczycielskiej i dyrekcja
metra.

W ten sposób Jeanette pozbyła się najbardziej monotonnych
czynności, które najczęściej przypadają w udziale początkującym
policjantom.

Jej priorytetem stało się ustalenie tożsamości chłopca. Kazała
Hurtigowi skontaktować się z ośrodkami dla uchodźców
w Sztokholmie i w okolicy. Sama postanowiła się udać na rozmowę
z Andriciem.

– Cześć! Jak leci? – zagaiła. Próbowała nadać swojemu
głosowi radosne brzmienie, chociaż czuła się przemęczona
i zestresowana.

Po spotkaniu wróciła do swojego pokoju i zadzwoniła do
domu. Było już po szóstej. Dzisiaj jej kolej przygotować kolację.

To prawda, w ich małżeństwie panowało równouprawnienie.
Podzielili się obowiązkami w taki sposób, że Åke robił pranie, a ona
odkurzała dom. Gotowanie odbywało się według grafiku i czasem
pomagał im Johan. Jeśli jednak chodzi o finanse, największy
ciężar spoczywał na niej.

– Godzinę temu zrobiłem pranie. Poza tym wszystko
w porządku. Johan wrócił właśnie do domu i twierdzi, że obiecałaś go
podrzucić wieczorem na mecz. Zdążysz?

– Niestety, nie – westchnęła Jeanette. – Samochód mi się
rozczłapał w drodze do miasta. Johan będzie musiał pojechać
rowerem, to nie tak daleko.

Rozmawiając z mężem, spojrzała na rodzinne zdjęcie
wiszące na tablicy za biurkiem. Johan był na nim taki mały. Siebie nie
chciała oglądać.

– Muszę zostać jeszcze parę godzin. Do domu wrócę metrem,
chyba że ktoś mnie podrzuci. Możesz zamówić pizzę na telefon.
Masz pieniądze?

– Tak, tak – westchnął Åke. – W razie czego wezmę ze
skarbonki.

Jeanette przez chwilę się zastanawiała.

– Racja, coś tam chyba znajdziesz. Wczoraj włożyłam do niej
pięćset koron. Zobaczymy się później.

Åke nie odpowiedział, więc rozłączyła się i oparła o krzesło.

Pięć minut relaksu.

Zamknęła oczy.

Instytut patologii

Martwy chłopiec leżał na stole sekcyjnym wykonanym
z nierdzewnej stali. Andrić dopiero teraz zauważył, że oprócz setek
drobnych stwardnień na jego ramionach widać mnóstwo śladów po
ukłuciach igłą. Gdyby były skupione w zgięciu łokcia, uznałby, że
mimo młodego wieku chłopak był narkomanem. Jednak nakłucia
znajdowały się na obu rękach i były rozmieszczone przypadkowo,
jakby chłopiec się przed nimi bronił. Na dodatek Andrić znalazł
złamaną igłę wbitą w lewą rękę.

Jednak najbardziej wstrząsające było to, że chłopca
pozbawiono genitaliów. Andrić stwierdził, że odcięto je bardzo ostrym
nożem, skalpelem albo brzytwą.

Po pierwszych oględzinach przeprowadzonych na oddziale
patologii był już pewien, że będzie się musiał zwrócić o pomoc do
Państwowego Laboratorium Kryminalistycznego w Linköpingu.

Wszystko wskazywało bowiem na to, że w organizmie chłopca
jest jakaś trucizna.

Szykowała się długa noc.

Komenda policji w Kronobergu

Hurtig wszedł do pokoju Jeanette z nagraniem tajemniczej
rozmowy zarejestrowanej przez telefonistkę obsługującą numer
alarmowy 112. Podał jej CD i usiadł.

Jeanette przetarła zaspane oczy.

– Rozmawiałeś z osobami, które znalazły ciało chłopca?

– Oczywiście. To byli dwaj policjanci. Z raportu wynika, że
zjawili się na miejscu dwie godziny po telefonie. Telefonistka
zwlekała z powiadomieniem o rozmowie, bo podejrzewała, że to żart.

Jeanette wyjęła płytkę z pudełeczka i wsunęła do komputera.
Rozmowa trwała dwadzieścia sekund.

– Sto dwanaście, w czym mogę pomóc?

Rozległy się jakieś trzaski, ale nikt się nie odzywał.

– Halo, numer alarmowy sto dwanaście, w czym mogę pomóc?

Telefonistka odczekała chwilę i nagle rozległo się głośne
sapanie.

– Chcę tylko powiedzieć, że na trawniku przy placu
Thorildsplan leży nieżywy chłopak.

Mężczyzna mówił bełkotliwym głosem. Jeanette się
domyśliła, że był pod wpływem alkoholu albo narkotyków.

– Jak się pan nazywa? – spytała telefonistka.

– To nieważne. Zrozumiała pani, co powiedziałem?

– Tak, zrozumiałam. Twierdzi pan, że na placu Bolidenplan leży martwy człowiek.

– Na placu Thorildsplan – sprostował poirytowanym głosem
mężczyzna. – Nieżywy chłopak leży na trawniku przy wejściu na stację metra Thorildsplan.

Połączenie zostało przerwane, ale telefonistka nie odkładała
słuchawki.

– Halo? – zawołała.

Jeanette zmarszczyła brwi.

– Nie trzeba być Einsteinem, by się domyślić, że rozmowę
prowadzono w pobliżu stacji metra. Prawda?

– Masz rację. Jednak na wypadek gdyby…

– Gdyby co? – spytała Jeanette poirytowanym głosem. Miała
nadzieję, że nagrana rozmowa pomoże jej rozwiać przynajmniej
jedną wątpliwość, dzięki czemu będzie mogła dać cokolwiek
naczelnikowi i prokuratorowi. – Przepraszam – dodała, lecz Hurtig
tylko wzruszył ramionami.

– Zajmiemy się tym jutro – powiedział. Wstał z krzesła
i podszedł do drzwi. – Lepiej już jedź do domu, Åke i Johan czekają na
ciebie.

Jeanette uśmiechnęła się z wdzięcznością.

– Dobranoc, do jutra.

Kiedy Hurtig wyszedł, zadzwoniła do naczelnika Billinga. Szef
wydziału dochodzeniowego odebrał po czwartym sygnale.

Jeanette opowiedziała mu o martwym zmumifikowanym
chłopcu, o anonimowym rozmówcy i o innych szczegółach, które
udało jej się do tej pory zebrać.

W sumie nie miała mu do zakomunikowania niczego ważnego.

– Zobaczymy, co przyniosą rozmowy z okolicznymi
mieszkańcami. Czekam też na wyniki sekcji zwłok od Andricia. Hurtig ma
się rozpytać w obyczajówce, a ja zajmuję się resztą.

– Najlepiej będzie zakończyć tę sprawę jak najszybciej. Sama
rozumiesz. Tak będzie najlepiej i dla mnie, i dla ciebie.

Wprawdzie Dennis Billing był jej przełożonym, ale z trudem
tolerowała jego zarozumiały ton. Wiedziała, że zachowuje się
wobec niej z wyższością tylko dlatego, że jest kobietą.

Billing był jednym z tych, którzy uważali, że nie należał jej się
awans na komisarza policji. Razem z prokuratorem von Kwistem
optowali za innym kandydatem, który był oczywiście mężczyzną.

Mimo tak wyraźnego sprzeciwu awans dostała, lecz od tamtej
pory Billing był do niej wrogo usposobiony.

– To oczywiste, że zrobimy, co się da. Zadzwonię rano, jak
tylko będziemy wiedzieć coś więcej.

Billing chrząknął do słuchawki.

– Jest jeszcze jedna rzecz, o której chciałbym z tobą
porozmawiać.

– To znaczy?

– Właściwie to poufna sprawa, ale mogę chyba uchylić rąbka
tajemnicy. Będę musiał zabrać ci na krótko twoją ekipę.

– Niemożliwe!

– Potrzebuję ich od jutra wieczór przez całą następną dobę.
Potem ci ich oddam. To niestety konieczne, chociaż sprawa, którą
prowadzisz, też jest ważna.

Jeanette poczuła się całkowicie bezsilna i zbyt zmęczona, żeby
zaprotestować.

Billing postanowił wyjaśnić jej swoją decyzję.

– Mikkelsen potrzebuje wsparcia. Pojutrze ma przeszukać
mieszkania osób, które są podejrzane o dystrybucję dziecięcej
pornografii. Sam ze swoją ekipą nie da rady. Rozmawiałem już
z Hurtigiem, Åhlundem i Schwarzem. Jutro będą pracować jak zwykle,
a wieczorem przyłączą się do Mikkelsena. Teraz już wiesz.

Jeanette uznała, że temat jest wyczerpany i nie ma co gadać.

Rozłączyła się.

O wpół do dziesiątej wyszła z komendy
i pomaszerowała w stronę stacji metra. Kiedy doszła do placu Fridhemsplan,
spojrzała na wieżowiec będący siedzibą „Dagens Nyheter”. Nagle
uświadomiła sobie, że osoba, której szuka, może być w tej chwili
gdzieś w pobliżu.

Kim jest człowiek zdolny do tak makabrycznego czynu?

Wysiadła na stacji Sockenplan i ruszyła do domu. Kiedy
ujrzała żółtą willę, poczuła krople deszczu na czole.

Tvålpalatset

W XVIII wieku król Adolf Fryderyk zgodził się, aby plac, który
dzisiaj nazywa się Mariatorget, nazwano jego imieniem. Postawił
tylko jeden warunek: zastrzegł, że na placu nie wolno wykonywać
egzekucji. Ale od tamtej pory na Mariatorget życie straciło co
najmniej sto czterdzieści osiem osób. Stało się to w okolicznościach,
które w mniejszym lub większym stopniu przypominały typowe
egzekucje. W kontekście tych wypadków nie miało większego
znaczenia, czy plac nosi imię Adolfa Fryderyka, czy nazywa się
Mariatorget.

Do wielu z tych zdarzeń doszło w odległości nie większej niż
dwadzieścia kilka metrów od miejsca, gdzie Sofia Zetterlund
prowadziła prywatną praktykę psychoterapeuty: od starej kamienicy
przy S:t Paulsgatan, tuż koło Tvålpalatset, Mydlanego Pałacu. Na
jej najwyższym piętrze trzy mieszkania przerobiono na biura,
które wynajmowali dwaj stomatolodzy, chirurg plastyczny, adwokat,
Sofia i jeszcze jeden psychoterapeuta.

Wystrój poczekalni nie był zbyt nowoczesny. Zadbał o to
architekt wnętrz, który po prostu kupił dwa duże obrazy Adama
Diesla-Francka. Pasowały kolorystycznie do szarej kanapy i dwóch
foteli.

W rogu pomieszczenia stała rzeźba z brązu autorstwa
urodzonej w Niemczech artystki, Nadii Uszakowej. Rzeźba przedstawiała
dużą wazę z różami, z których część była zwiędnięta. Jedną z łodyg owijała odlana w brązie kartka
z napisem: die mythen sind greifbar, co
znaczy: „Mity są uchwytne” lub „Mity są zrozumiałe”. Podczas otwarcia
dyskutowano o sensie cytatu, ale nikt nie potrafił zaproponować
dorzecznego wyjaśnienia.

Mity są materialne.

Jasne ściany, drogie dywany i cenne dzieła sztuki sprawiały,
że całe wnętrze emanowało dyskrecją i bogactwem.

Po rozmowach kwalifikacyjnych z wieloma kandydatami na
stanowisko recepcjonistki zatrudniono Ann-Britt Eriksson, która
kiedyś pracowała jako recepcjonistka w gabinecie lekarskim.
Teraz miała pełnić tę funkcję dla wszystkich użytkowników piętra.
Do jej zadań należało umawianie terminów i wykonywanie innych
czynności biurowych.

– Czy o czymś powinnam wiedzieć? – spytała Sofia
Zetterlund, gdy jak zwykle punktualnie o ósmej rano zjawiła się w pracy.

Ann-Britt spojrzała na nią znad rozłożonej gazety.

– Tak. Dzwonili z Huddinge z propozycją, aby przełożyć
termin spotkania z Tyrą Mäkelä na jedenastą. Powiedziałam, że pani
oddzwoni i potwierdzi.

– Dobrze, zaraz to zrobię – odparła Sofia, kierując się do
swojego gabinetu. – Coś jeszcze?

– Tak. Niedawno dzwonił Mikael. Powiedział, że chyba nie
zdąży na samolot dziś po południu i wyląduje na Arlandzie
dopiero jutro rano. Prosił, by przekazać, że byłoby mu miło, gdyby
zechciała pani przenocować dziś w jego mieszkaniu. Dzięki temu
będziecie się mogli zobaczyć jutro rano.

Sofia zatrzymała się przed drzwiami z ręką na klamce.

– Hm… o której mam pierwsze spotkanie? – spytała.
Zirytowało ją, że musi zmienić swoje dzisiejsze plany. Chciała zrobić
Mikaelowi niespodziankę i zabrać go na lunch do Gondoli. Niestety,
jak zwykle zburzył jej piękny plan.

– O dziewiątej. Kolejne dwa po południu.

– Kto przyjdzie pierwszy?

– Carolina Glanz. W gazecie przeczytałam, że prowadzi jakiś
program. Jeździ po całym świecie i rozmawia ze znanymi
osobami. Czy to nie dziwne? – Ann-Britt pokręciła głową i głęboko
westchnęła.

Carolina Glanz przebiła się do mediów dzięki jednemu
z wielu programów, w których lansowane są nowe talenty. W stacjach
komercyjnych takich programów jest mnóstwo. Nie miała
rewelacyjnego głosu, ale jury stwierdziło, że posiada odpowiednie cechy,
żeby zostać gwiazdą. Zimą i wiosną występowała w małych
klubach nocnych i śpiewała z playbacku przeboje nagrane przez inne
artystki, które wprawdzie miały lepszy i mocniejszy głos, lecz nie
były tak ładne jak ona. Potem coraz częściej pojawiała się
w wieczornych ramówkach, a w końcu stała się bohaterką licznych
skandali.

Kiedy po pewnym czasie media znalazły sobie inny obiekt
godny zainteresowania, Glanz zaczęła się zastanawiać, czy wybrała
właściwą drogę kariery.

Sofia nie lubiła rozmów z celebrytami i zawsze miała kłopot,
żeby odpowiednio się zmotywować w trakcie takich sesji, chociaż
miały dla niej duże znaczenie z finansowego punktu widzenia.
Odnosiła wrażenie, że traci czas na mało ważne rzeczy, ponieważ
wiedziała, że swoją wiedzę i doświadczenie mogłaby poświęcić
pacjentom bardziej potrzebującym jej pomocy.

Wolała mieć do czynienia z prawdziwymi ludźmi.

Usiadła przy biurku i zadzwoniła do szpitala w Huddinge.
Zmiana pory spotkania oznaczała, że ma niecałą godzinę, aby się
do niego przygotować. Po rozmowie rozłożyła na biurku materiały
dotyczące Tyry Mäkelä.

Zaczęła przeglądać poszczególne strony. Orzeczenia lekarskie,
protokoły przesłuchań policyjnych, wyniki badań
przeprowadzonych przez lekarza sądowego. Wszystko to miało pomóc jej
w postawieniu ostatecznej diagnozy. Cała dokumentacja liczyła prawie
pięćset stron. Sofia wiedziała, że zanim sprawa dobiegnie końca,
objętość dokumentacji ulegnie podwojeniu.

Całość przeczytała dwa razy od deski do deski. Potem
skoncentrowała się na najważniejszych faktach.

Stan psychiczny Tyry Mäkelä.

Osoby, które wydały opinię na jej temat, zajęły różne
stanowiska. Psychiatra, który prowadził sprawę, opowiadał się za
umieszczeniem jej w więzieniu. Podobnego zdania byli kuratorzy i jeden
z psychologów. Dwaj inni psycholodzy nie zgodzili się z nimi, lecz
zalecali leczenie w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym.

Zadanie Sofii polegało na tym, aby doprowadzić do zajęcia
wspólnego stanowiska. Domyślała się jednak, że nie będzie to łatwe.

Tyra Mäkelä i jej mąż zostali skazani za zamordowanie
swojego jedenastoletniego adoptowanego syna. U chłopca
zdiagnozowano zespół łamliwego chromosomu X, który doprowadził do
zaburzeń w rozwoju. Symptomy tej choroby są zarówno natury
psychicznej, jak i fizycznej. Bezbronny chłopiec padł ich ofiarą. Na
myśl o tym, co go spotkało, Sofii zrobiło się przykro.

Rodzina mieszkała w jednorodzinnym domku na wsi.
Zabezpieczone ślady wyraźnie wskazywały na okrutne praktyki, którym
Mäkelowie poddawali chłopca. W jego płucach i żołądku
znaleziono ekskrementy, a na całym ciele ślady przypalania papierosami
i bicia kablem od odkurzacza.

Ciało znaleziono w lesie w pobliżu domu.

Media nagłośniły sprawę głównie ze względu na to, że
w zbrodnię była zamieszana matka chłopca. Opinia publiczna, do
której przyłączyli się także znani politycy i dziennikarze, domagała
się surowej kary dla sprawców. Sugerowano, aby Tyrę skazać na
pobyt w więzieniu dla kobiet w Hinsebergu na jak najdłuższy czas.

Sofia wiedziała, że skierowanie Tyry do zamkniętego zakładu
psychiatrycznego oznacza, iż spędzi w izolacji więcej czasu, niż
gdyby trafiła do więzienia.

Czy w chwili popełnienia zbrodni Tyra Mäkelä była
poczytalna? Ze zgromadzonego materiału dowodowego wynikało, że
torturowała chłopca co najmniej przez trzy lata.

Problemy prawdziwych ludzi, pomyślała Sofia.

Wypunktowała sobie trzy grupy spraw, o których postanowiła
porozmawiać ze skazaną. Chwilę potem wyrwała ją z tych
rozważań Carolina Glanz, która weszła do gabinetu. Była ubrana
w krótką czerwoną lakierowaną spódniczkę, czarną skórzaną kurtkę
i czerwone buty za kolana.

Szpital w Huddinge

Sofia przyjechała do Huddinge po wpół do jedenastej. Samochód
zaparkowała przed głównym wejściem do szpitala.

Cały kompleks był wyłożony szaroniebieskimi płytami
i wyraźnie kontrastował z okolicznymi domami, które były
pomalowane na różne kolory. Podobno w czasie drugiej wojny światowej
miało to utrudnić ewentualne zbombardowanie szpitala przez
lotnictwo. Chodziło o stworzenie iluzji, że budynek szpitala to jezioro,
a stojące wokół domy to pola uprawne i łąki.

Sofia wstąpiła do kawiarni, kupiła kawę, kanapkę i gazety
i poszła w stronę wejścia.

Cenne rzeczy zamknęła w szafce na klucz, przekroczyła
bramkę z detektorem metalu i pomaszerowała dalej długim korytarzem.
Minęła oddział 113, skąd dochodziły odgłosy walki i kłótni.
Trzymano na nim same ciężkie przypadki – pacjentów, którzy zostaną
później przewiezieni do szpitala psychiatrycznego w Säterze,
Karsudden, Skogome albo do jednego z zakładów na prowincji.

Weszła na oddział 112 i skierowała się do pokoju rozmów
psychologów z pacjentami. Zerknąwszy na zegarek, stwierdziła, że
zjawiła się kwadrans za wcześnie.

Zamknęła za sobą drzwi, usiadła przy stole i zaczęła
przeglądać pierwsze strony gazet.

MAKABRYCZNE ZNALEZISKO

W CENTRUM SZTOKHOLMU!

MUMIA ZNALEZIONA W KRZAKACH!

Ugryzła kanapkę i napiła się gorącej kawy. Na placu
Thorildsplan znaleziono zmumifikowane zwłoki małego chłopca.

Martwe dzieci, pomyślała.

Autor artykułu porównywał tę zbrodnię z przypadkiem
małżeństwa Mäkelä. Sofia poczuła nagle ucisk w piersiach.

Kiedy zjadła kanapkę i wypiła kawę, ktoś zapukał do drzwi.

– Proszę – powiedziała.

W drzwiach stanął potężnie zbudowany pielęgniarz.

– Cześć, Sofia.

– Cześć, KG. Wszystko w porządku?

– Tak, chociaż przed chwilą ogłoszono alarm w palarni.
Musieliśmy uspokoić wariata, który rzucał krzesłami. Prawdziwy
gnojek, ma na sumieniu niejeden grzech.

– Wiem, przed chwilą tamtędy przechodziłam i słyszałam
jakieś zamieszanie.

– Mam tu tę tam, z którą chcesz pogadać – powiedział
pielęgniarz, wskazując przez ramię za siebie.

Sofii nie podobał się żargon używany przez pielęgniarzy.
Wprawdzie chodziło o groźnych przestępców, ale nie widziała
powodu, by traktować ich tak obraźliwie i upokarzająco.

– Wprowadź ją i zostaw nas same.

Tvålpalatset

O drugiej Sofia była z powrotem w swoim gabinecie w centrum
miasta. Czekały ją jeszcze dwa spotkania, ale już teraz wiedziała,
że po rozmowie w Huddinge trudno jej będzie skoncentrować się
na nowych pacjentach.

Usiadła przy biurku, by sporządzić uzasadnienie, w którym
opowiadała się za wysłaniem Tyry Mäkelä na przymusowe leczenie
psychiatryczne. Kolejne spotkanie z grupą opiniującą ten
przypadek powinno doprowadzić do tego, że psychiatra w jakimś stopniu
zmieni nastawienie do kary. Sofia żywiła nadzieję, że wkrótce
będzie można podjąć ostateczną decyzję.

Tyra Mäkelä potrzebowała opieki lekarskiej.

Sofia przedstawiła w skrócie historię kobiety i jej cechy
charakterystyczne. Tyra miała za sobą dwie próby samobójcze. Już
w wieku czternastu lat świadomie przedawkowała lekarstwa, a gdy
skończyła dwadzieścia lat, przeszła na rentę ze względu na
nawroty stanów depresyjnych. Piętnaście lat spędzonych z sadystą, jakim
był Harri Mäkelä, doprowadziło ją do kolejnej próby samobójczej
i do zamordowania adoptowanego syna.

Sofia doszła do wniosku, że w okresie, w którym
dochodziło do aktów przemocy, Tyra cierpiała na nawracającą psychozę.
W dokumentacji znalazła informację o jej dwóch pobytach na
oddziale psychiatrycznym w ciągu ostatniego roku, co utwierdziło ją
w przekonaniu, że jej teza jest słuszna. W obu przypadkach Tyra
błąkała się po okolicy. Przez kilka dni trzymano ją na oddziale, po
czym wypisywano do domu.

Znalazła jednak pewne niejasności dotyczące udziału Tyry
w zabójstwie chłopca. Kobieta miała tak niski wskaźnik
inteligencji, że nie powinna być postawiona przed sądem i oskarżona
o zabójstwo. Niestety, wymiar sprawiedliwości w mniejszym albo
większym stopniu pominął ten fakt. Sofia widziała w niej kobietę,
która pod stałym wpływem alkoholu przytakiwała każdemu
pomysłowi męża. W tej bezwolności można by ją uważać za współwinną
przemocy, ale z drugiej strony była niezdolna do stawienia oporu
ze względu na swój stan psychiczny.

Jednakże wyrok zapadł w najwyższej instancji i do rozważenia
została teraz tylko jedna kwestia: wymiar kary.

A Tyra potrzebowała opieki medycznej. Nie da się odwrócić
tego, co zrobiła, lecz wysłanie jej do więzienia nikomu w niczym
nie pomoże.

Okrucieństwo czynu nie powinno wpływać na postanowienie
sądu.

Po południu Sofia napisała opinię w sprawie Tyry Mäkelä
i odbyła dwa spotkania wyznaczone na trzecią i czwartą.
Pierwszym pacjentem był wypalony przedsiębiorca, po nim starzejąca
się aktorka, która przestała dostawać role i wpadła w głęboką
depresję.

Kiedy około piątej Sofia wychodziła do domu, Ann-Britt
zatrzymała ją przy recepcji.

– Pamięta pani o wyjeździe do Göteborga w najbliższą
sobotę? Mam już bilety na pociąg. Zarezerwowałam pani nocleg
w hotelu Scandic.

Mówiąc to, Ann-Britt położyła bilety na blacie.

– Oczywiście, że pamiętam – odparła Sofia.

W Göteborgu miała spotkanie w wydawnictwie, które
przygotowywało pierwsze wydanie książki Ishmaela Beaha pod tytułem
„Było minęło”. Beah był do niedawna dzieckiem-żołnierzem.
Wydawnictwo poprosiło ją, aby jako specjalistka w zakresie dziecięcej
traumy napisała recenzję.

– O której odchodzi pociąg?

– Wcześnie. Godzina jest wydrukowana na bilecie.

– Dwanaście po piątej?

Sofia westchnęła i zawróciła do gabinetu, by odszukać raport,
który siedem lat wcześniej sporządziła dla UNICEF-u.

Usiadła przy biurku, wyjęła tekst i zaczęła się zastanawiać,
czy na pewno jest gotowa wrócić pamięcią do wydarzeń z tamtego
okresu.

Siedem lat, pomyślała.

Czy to naprawdę było aż tak dawno temu?

Dawniej

Blaszane miasto ciągnie się z północy na południe na długości
dwóch kilometrów. Położone jest wzdłuż wzniesień między
morzem a drogą. Dżip mknie po wybojach z prędkością prawie
dziewięćdziesięciu kilometrów na godzinę. Czerwony pył
z laterytowego podłoża wciska jej się w oczy.

Czy kierowca w ogóle widzi drogę? Zerka na chłopaka za
kierownicą. To jedno spośród ponad piętnastu tysięcy
dzieci-żołnierzy, które przeszły na stronę rządową i wstąpiły do wojska.

Sofia wygląda przez okno i mocno trzyma się uchwytu
w drzwiach.

Przebywa tu już prawie dwa miesiące. Najpierw była jako
wolontariuszka z ramienia Human Rights Watch, a od trzech tygodni
ma oficjalne zlecenie UNICEF-u.

No właśnie, oficjalne czy nieoficjalne? Sama nie wie.

Wszędzie panuje chaos.

Drogi zostały zrujnowane przez oddziały milicji, które nadal
są tu aktywne. Na jeszcze niezniszczonych stoją liczne blokady
ustawione przez robotników drogowych, dziesięcioletnich
chłopców, którzy za przepuszczenie żądają zapłaty.

Raport, który Sofia ma dostarczyć, będzie bardzo spóźniony.

Dwa tygodnie wcześniej razem ze swoim nigeryjskim
asystentem próbowała dotrzeć do obozu, ale zrezygnowała mniej więcej
w połowie drogi, gdy na odcinku zaledwie trzech kilometrów
musieli pokonać prawie dwadzieścia blokad.

Tym razem idzie im lepiej.

– We’re here,
lady![1] – mówi młody kierowca. Zatrzymuje
samochód przy zardzewiałej pompie paliwowej i odwraca się do niej z uśmiechem. – Road stops here. Can’t go any further[2].


Dollar?[3]

– Yes, five dollars
fine![4]

Kiedy chłopak wyciąga do niej dłoń, Sofia widzi bliznę po
tatuażu złożonym z liter RUF – Revolution United Front.
Przypomina sobie, że byli żołnierze używają często prochu strzelniczego,
żeby się takich tatuaży pozbyć. Inna metoda, co najmniej równie
bolesna, polega na usuwaniu ich kawałkiem szkła. Jednakże taka
blizna zawsze już będzie przypominać, kim kto kiedyś był.

Mordercą.

Dzieckiem posiadającym władzę nad dorosłymi.

– Ain’t got some petrol among
those bags?[5] – pyta kierowca, wskazując na jej
bagaż.

Sama wie najlepiej, że butelka benzyny jest często więcej
warta niż kilka marnych dolarów.

– No, I’m
sorry[6] – odpowiada, podając mu dwa pomięte
banknoty.

– Good luck, lady, whatever you’re up to![7]

Sofia dziękuje mu za podwiezienie, zabiera swój bagaż
i wysiada z dżipa. Ma duży plecak i dwie mniejsze torby, które zawiesza
na szyi. Przy takim upale i z takim obciążeniem przejdzie nie
więcej niż kilka kilometrów.

Idzie powoli czerwoną zakurzoną drogą. Po prawej stronie
rozciąga się fantastyczny krajobraz – wybrzeże i białe jak kreda
rozległe plaże. Gdyby nie piekło wśród żelaznych bud, widok
mógłby przypominać wspaniałe zdjęcia z folderów turystycznych.

Osiemdziesiąt tysięcy zabitych cywilów, dwa miliony uchodźców
i średnia życia nieprzekraczająca trzydziestu pięciu lat. Mimo to kraj
ten mógłby się zaliczać do najbogatszych na świecie. Posiada
największe złoża diamentów, lecz sąsiednie państwa prowadzą tu
prawdziwie rabunkową gospodarkę. To samo dotyczy handlarzy diamentów
z Europy Zachodniej. Jest to także kraj morderców, przemytników,
okaleczonych dzieci i gwałconych kobiet.

Sofia wie, że jej postawa może się czasem wydawać politycznie
naiwna, ale przecież rozumie, że prawdziwymi przestępcami nie są
oprawcy ani żołnierze. Są nimi ci, którzy siedzą po drugiej stronie
taśmy produkcyjnej: dyrektorzy banków, bossowie diamentowych
mafii i kobiety, którym ciągle mało błyskotek, chociaż nigdy nie
pytają, skąd się biorą.

Ludziom obcina się dłonie i głowy, żebyście wy mogły nosić
swoje błyszczące ozdoby, myśli Sofia.

Prowizoryczny obóz w miejscowości Lakka koło Freetown
powstał zaledwie przed kilkoma dniami, na początku czerwca, pod
nadzorem zachodnioafrykańskich sił pokojowych.

Nad blaszanymi barakami unosi się czerwony smog. Sofia
wchodzi na ulicę, na której roi się od uchodźców i żołnierzy.
Trochę dalej widzi lekko postrzępioną flagę Czerwonego Krzyża. Poza
tym nie ma żadnych oznakowań kierujących do siedziby
organizacji humanitarnych.

Zatrzymuje się przy białej brudnej ciężarówce z napisem Cold
Water. Napis wykonany jest niebieskim sprejem. Daje
jednorękiemu chłopcu kilka monet za torebkę ciepławej wody, którą ten
trzyma w zębach.

Przypominają jej się opowieści, które słyszała od
dzieci-żołnierzy w Port Loko. Kiedy buntownicy z RUF urządzali rajdy na
prowincji i na przedmieściach Freetown, byli pod działaniem
kokainy, heroiny i alkoholu. Swoim ofiarom proponowali wybór:
utniemy ci dłuższy albo krótszy kawałek ręki.

Dłuższy oznaczał, że rękę odcinali nad łokciem. Krótszy – że
w nadgarstku.

W cieniu rzucanym przez ciężarówkę siedzi chłopiec
w wózeczku dla lalek. Od pasa w dół jest owinięty kocem, który zakrywa
też część drewnianego wózka. Widać w nim również kilka pustych
butelek. Sofia domyśla się, że chłopiec nie ma nóg.

Jeszcze raz patrzy na obu chłopców: jeden nie ma ręki, drugi
obu nóg.

Zastanawia się, na jakie cierpienia jeden człowiek musi
wystawić innego, żeby sam przestał być człowiekiem i zamienił się
w potwora.

Wzdryga się na sygnał trąbki. Odwraca się i widzi wojskowy
autobus. Jedzie główną ulicą w odległości około pięćdziesięciu
metrów od niej. Na dachu stoi wysoki muskularny mężczyzna, który
wrzeszczy coś do megafonu. Jest owinięty
w niebiesko-biało-zieloną flagę Sierra Leone i używa języka mende. Sofia zna ten język
biegle, mimo to nie rozumie ani słowa.

W tłumie wybucha panika. Ktoś rzuca dużym kamieniem
i rozbija szybę w autobusie. Ze środka wychyla się kilku żołnierzy,
którzy bez ostrzeżenia zaczynają ostrzeliwać tłum.

Sofia słyszy świst kul, rzuca się na ziemię i wczołguje pod
ciężarówkę, by znaleźć osłonę. Obok niej kuli się chłopiec bez ręki.
Chłopiec bez nóg leży na ziemi trafiony kilkoma pociskami.

Autobus wjeżdża w głąb obozu i trafia pod ostrzał grupy
żołnierzy ukrytych za jednym z baraków po drugiej stronie drogi.
Mężczyzna owinięty we flagę zlatuje z dachu, spada bezwładnie na
ziemię, a flaga pokrywa się plamami krwi. Autobus toczy się dalej,
wjeżdża w jeden z baraków. Silnik gaśnie, strzały milkną.

Nagle zalega kompletna cisza.

W powietrzu unosi się czerwony pył, zewsząd dochodzą jęki.
Ulica jest pusta i tylko kilka metrów od autobusu leży martwy
człowiek. Kula trafiła go w twarz, odstrzeliła mu lewy policzek.

Chociaż obóz w Lakce wydaje się bezpieczniejszy od innych
miejsc, w których Sofia była, po raz pierwszy doświadczyła
zbrojnego ataku i patrzyła, jak ginęli ludzie.

Próbuje się podnieść, ale coś jej przeszkadza. Chyba się
zraniła, kiedy padła na ziemię.

Widzi mężczyznę, który dostał postrzał w nogę, a teraz oddala
się kulejąc. W pobliżu kilka kur chodzi, jakby nic się nie stało.

Poprzez kurz unoszący się na drodze Sofia widzi, jak kilku
żołnierzy przeszukuje autobus. Słyszy rozkazy, obserwuje żołnierzy, gdy
usuwają z drogi człowieka owiniętego flagą. Żyje, ale nie stawia oporu.

Sofia znowu próbuje się podnieść, lecz ból w nodze jest nie do
zniesienia. Może ją złamała?

Niech to szlag!

Chłopiec bez ręki patrzy na nią z uśmiechem.

– Think you need help. You wait here so nobody steal
water. I still have my legs left so I run for help.[8]

– How about your friend?[9] – pyta
Sofia, wskazując na chłop ca bez nóg, który leży nieruchomo kilka
metrów od niej.

– Dead. Not my friend. No problem. But you have
pain. No good so I run for help, okay?[10]

Sofia kiwa głową. Chłopiec zrywa się z ziemi i zaczyna biec.

Wraca po dziesięciu minutach w towarzystwie dwóch lekarzy,
którzy rozmawiają z nią łamanym angielskim. Szybko badają stan
jej nogi, a potem biorą ją między siebie i niosą do siedziby
Czerwonego Krzyża.

Zdążyła jeszcze podziękować chłopcu bez ręki.

Chłopiec zachowuje się beztrosko, cmoka ją w policzek.

– No problem, ma’am[11].

[1] Jesteśmy na miejscu,
proszę pani! (Wszystkie przypisy pochodzą od
tłumacza).

[2] Tutaj droga się kończy, dalej nie
pojedziemy

[3] Dolary?

[4] Tak, pięć dolarów
będzie w porządku.

[5] Czy w bagażu nie
ma ropy?

[6] Przykro mi, ale
nie.

[7] Powodzenia, proszę pani, bez względu na to, co pani zamierza.

[8] Myślę, że pani potrzebuje pomocy. Pani poczeka tutaj,
żeby nikt nie ukradł wody. Nogi jeszcze mam, więc pobiegnę po
pomoc.

[9] A co z twoim przyjacielem?

[10] Martwy. To nie
mój przyjaciel. Nie ma sprawy. Ale panią boli. To niedobrze, więc
pobiegnę po pomoc, okay?

[11] Nie ma sprawy, proszę pani.

Komenda policji w Kronobergu

Następnego dnia Jeanette dokładnie przestudiowała dokumenty,
które przyniósł jej Hurtig. Protokoły przesłuchań, wyniki
ekspertyz i orzeczenia sądu dotyczące pobić albo zabójstw, w których
pojawiły się wątki przemocy na tle seksualnym. Okazało się, że
z jednym wyjątkiem sprawcami wszystkich tych przestępstw byli
mężczyźni.

Tym wyjątkiem była Tyra Mäkelä, która niedawno została
skazana przez sąd razem ze swoim mężem za zabójstwo
adoptowanego syna.

Ani jeden szczegół związany z miejscem zbrodni na
Thorildsplan nie przypominał tego, z czym miała do czynienia wcześniej.
Doszła więc do wniosku, że będzie jej potrzebna pomoc.

Zadzwoniła do Larsa Mikkelsena z Centralnego Urzędu
Śledczego. Mikkelsen prowadził sprawy, w których doszło do przemocy
wobec dzieci na tle seksualnym. Zdecydowała, że dość skrótowo
przedstawi mu fakty. Jeśli Mikkelsen postanowi jej pomóc,
przekaże mu więcej szczegółów.

Okropna robota, pomyślała, czekając na połączenie.
Przesłuchiwanie pedofilów i prowadzenie śledztw w tego rodzaju
sprawach. Jak silną trzeba mieć psychikę, żeby być w stanie oglądać
tysiące godzin nagrań, na których prezentowana jest przemoc
wobec dzieci i ich seksualne molestowanie? Uznała, że w takich
sytuacjach człowiek musi się czuć beznadziejnie i bezradnie.

Czy można mieć własne dzieci?