Strona główna » Obyczajowe i romanse » Pandemonium

Pandemonium

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-64887-92-5

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Pandemonium

W monasterze na górze Atos świątobliwe życia mnicha mogą prowadzić wyłącznie mężczyźni. Jednak pewnego dnia na terenie zakonu ktoś odnajduje ciało martwej kobiety. Czy to efekt działania nieczystej siły? Czyżby sam Lucyfer maczał w tym palce, a może wydarzyło się coś znacznie bardziej przerażającego od diabelskiej ingerencji?

Akrivos przywołuje surową, senną atmosferę zakonnego życia i dodając do niej wątek kryminalny, flirtuje z ideą powieści detektywistycznej, nigdy jednak nie przechodząc zdecydowanie na jej stronę. Wydarzenia na górze Atos, odniesienia religijne, społeczne, polityczne i ideologiczne budują znakomitą panoramę współczesnej Grecji.

Polecane książki

Głodne kamienie to zbiór opowiadań indyjskiego pisarza z Bengalu, noblisty Rabindranatha Tagore. Opowiadania zostały napisane w różnych momentach jego życia, w latach 1895-1930. Większość opowiadań została napisana w formie monologu. Z poczuciem humoru i dużą życzliwością do ludzi przedstawiają one ...
Poradnik do gry Fragoria przeznaczony jest dla początkujących graczy, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z Fragorią. Znajdziesz tutaj szereg przydatnych informacji, które pozwolą Ci szybko zaznajomić się z wieloma aspektami rozgrywki.Fragoria - pierwsze kroki - poradnik do gry zawiera poszukiw...
Poradnik do The Walking Dead - Michonne: Give No Shelter jest dokładnym spisem wszystkich aktywności zawartych w grze. Znajdziesz tutaj szczegółowy opis przejścia wraz z tłumaczeniem ważnych dialogów na język polski, w taki sposób, byś mógł zrozumieć przedstawioną ci sytuację. Poradnik zawiera także...
W dniu 12 stycznia 2018 r. opublikowano nowe rozporządzenie Ministra Rozwoju i Finansów z 9 stycznia 2018 r. w sprawie sprawozdawczości budżetowej (Dz.U. z 2018 r. poz. 109). Główne zmiany wprowadzone względem rozporządzenia Ministra Finansów z 16 stycznia 2014 r. w sprawie sprawozdawczości budżetow...
„To będzie jedna noc. Ta jedna noc spędzona z piękną kobietą pozwoli mu zapomnieć o bólu i samotności, pozwoli mu znów poczuć radość z życia. Będzie mógł zaszaleć, oddać się zmysłowym doznaniom. Był w najbardziej romantycznym mieście na świecie i pragnął korzystać ze w...
Poradnik do gry Piraci Nowego Świata 2: Dwa Skarby zawiera wyczerpujące opisy każdego z rozdziałów obecnych w grze. Opis przejścia uzupełniają porady dotyczące walki.Piraci Nowego Świata 2: Dwa Skarby - poradnik do gry zawiera poszukiwane przez graczy tematy i lokacje jak m.in. Rozdział I - Gubernat...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Kostas Akrivos

Kostas Akriwos

Pandemonium

Przełożył: Michał Bzinkowski

Wrocław 2016

Spis treści

α

„Zawiadamiam Pana o znalezieniu zwłok”

β

ŚWIĘTEJ MĘCZENNICY EUDOKII, ŚWIĘTEGO MARCELEGO MĘCZENNIKA

γ

„Panie, bądź miłościw mnie grzesznemu…”

δ

WIELKI PIĄTEK

ε

„Grzechy rodziców…”

ζ

NIEDZIELA O ŚLEPCU

η

„Jak Paisjusz…”

θ

KU CZCI MĘCZENNICZEK: ŚWIĘTEJ ZOFII, WIARY, NADZIEI I MIŁOŚCI

ι

„Świeże ślady…”

κ

POCZĘCIE ŚWIĘTEJ ANNY

λ

„Zgorszenie niewyobrażalne”

μ

ŚWIĘTEGO ANTONIEGO WIELKIEGO

ν

„Odejdź!”

ξ

ROZPOCZYNA SIĘ TRIODION POSTNY

ο

„My, łacinnicy”

π

WIELKI POST

ρ

„Wiem, kto jest winny!”

σ

PIERWSZY WIENIEC POZDROWIEŃ

τ

„Już to rozegrałem”

υ

NIEDZIELA ADORACJI KRZYŻA ŚWIĘTEGO

φ

„Ja, samotny i nieszczęsny”

χ

NOC AKATYSTU

ψ

„Wszystko idzie dobrze”

ω

SOBOTA ZADUSZNA

Alfa i Omega

Góra Athos – miejsce poza czasem

Dla Waso, w prezencie urodzinowym

α„Zawiadamiam Pana o znalezieniu zwłok”

Ja, Nusias Ilias (Liakos), syn Athanasiosa i Sterjani, podkomisarz pierwszego stopnia, ze wsi Wowusa prefektury Joanina, dnia dzisiejszego 16 kwietnia bieżącego roku, składam ten raport, pragnąc zawiadomić Pana, że w tutejszym monasterze, na Świętej Górze, znaleziono zwłoki.

Zacznę od tego, co wydarzyło się wcześniej, i następnie przejdę do głównych wypadków.

Od poprzedniego dnia, to znaczy od wczoraj, nic nie wskazywało, że mogłoby się u nas wydarzyć coś podobnego. Dzień toczył się spokojnie, gości mieliśmy takich jak zwykle i zdawało się, że zanosi się na deszcz. Około szóstej po południu zszedłem na parter, by zamknąć okiennice i zabezpieczyć dżipa. Przyniosłem też z piwnicy wiązkę drewna, byśmy mieli na potem. Byłem sam w czasie służby. Mój współpracownik Miltos Kirkisidis miał dzień wolny i pojechał odwiedzić krewnych w Rentinie. Często oddaję mu swój dzień wolny, bo dokąd mam jechać w Epirze?

Już od rana zaczęło wiać i padać. Nie ukrywam przed Panem, że zmartwiło mnie to, bo spodziewałem się wizyty paru przyjaciół, z którymi miałem spędzić wieczór. Ledwo zdążyli przed ulewą. Gdy tylko weszli, Thodoris rzekł: „Cholerna parszywa pogoda!”. Dwóch z nich oczekiwałem, trzeciego nie. Wyglądał na młodszego od nas, około dwudziestu pięciu lat, drągalowaty chuderlak. „Oto ojciec Gierasimow, Rosjanin zapewne”. Zauważyłem, że na twarzy Lambrosa pojawił się złośliwy uśmieszek. W naszym towarzystwie tamtemu też groziło pijaństwo.

W tym miejscu muszę wyjaśnić, że piszę tak szczegółowo o wcześniejszych wydarzeniach, gdyż Pan mnie o to prosił. Gdy rankiem przez telefon relacjonowałem Panu zajście, komisarz Karasulas nakazał mi: „Opisz wszystko jak należy i starannie. Wszystko, słyszysz?! Nawet to, co ty uważasz za nieistotne”. Nie mam więc innego wyjścia. Jestem posłuszny i kontynuuję.

Tymczasem na zewnątrz rozszalały się żywioły. Od strony Athos schodził wardaris1 i niemal unosił dach. Lało jak z cebra. I tak przez całą noc. Powoli zapomnieliśmy o błyskawicach i zupełnie nie zwracaliśmy uwagi na grzmoty. Skończyły się już pierwsze butelki malamatiny2, zabraliśmy się do następnych i tak w kółko. Co do mnie, dobrze się kontrolowałem. Upiekłem w folii aluminiowej ziemniaki, pokroiłem na plastry trzy szynki, ugotowałem zieleninę3, na koniec wyciągnąłem też brytfankę z solonymi przekąskami. Byli wszystkim zachwyceni.

Wyglądało na to, że Rosjanin miał mocną głowę. „Pomyśl, ile wódek pochłonął, zanim zjawił się na Górze”, rzucił na jego temat Thodoris. Rozmawialiśmy o naszych sprawach, powoli się upijaliśmy, a wkrótce jego też włączyliśmy do dyskusji. Dukał trochę po grecku. Miasto, z którego pochodzi, nazywa się Rostów, i przywiózł go jakiś daleki wujek, aby został mnichem w monasterze świętego Pantelejmona, by uciec przed głodem. Lambros znalazł go na drodze, zrobiło mu się żal i zabrał go ze sobą. Tyle mniej więcej o Gierasimowie. Przeważnie słuchał i pił, rasowy moczymorda. Wróciliśmy do naszych spraw. Co nas dręczy, jak nam idzie z mnichami, jakie tajemnice nam ciążą. I tak nam upłynął czas, deszcz jednak nie minął. Nadeszła północ. Thodoris zaczął wtedy opowieść o delfinach. Zna takie historie, bo pełni służbę oficera portowego w Dafni. Wypłynął kiedyś służbową łodzią, by pozbierać sieci, i zauważył, że złapał się w nie delfin. Wokół niego, zawodząc, krążył drugi, pewnie jego partner. Gdy tylko uwolnił pierwszego, oba delfiny do samego końca płynęły obok łodzi i okazywały radość. Pewnie w ten sposób mu dziękowały.

Prawdę mówiąc, wzruszyłem się. Przyszła mi na myśl moja własna historia. Nie wstydzę się przyznać, że powód, dla którego poprosiłem o przeniesienie na Górę, jest taki, iż doświadczyłem miłosnej zdrady. Ja w szkole policyjnej, a ona, bezecna, choć od trzech lat byliśmy zaręczeni, spotyka się z innym! Trochę z powodu wina, trochę przez opowieść o delfinach, nie powstrzymałem się i opowiedziałem im o tym. Gierasimow niewiele zrozumiał. Thodoris pokiwał głową. Tylko Lambros wyjął komórkę i rzekł: „Właśnie w tej chwili znajduję ci kobietę. Co ty na to?”. Chciał złagodzić moją gorycz. Pokiwałem do niego, „nie”, uśmiechnąłem się i znów skierowałem rozmowę na początkowe tory.

Gdy podnieśli się, żeby wyjść, było już po drugiej. Thodoris miał zostawić Lambrosa na poczcie, a potem pojechać do Dafni. Rosjanina mi zostawili. Padł jak długi na kanapę i na próżno go budzić.

Teraz niech mi Pan pozwoli dorzucić coś innego, osobistego. Wiem, że nie ma to związku ze sprawą, ale wydaje mi się, że w jakiś sposób poświadcza wydarzenia, które później nastąpiły. Chcę opowiedzieć o śnie, który miałem.

Gdy kładłem się spać, wciąż padało. Potem znalazłem się na jakimś górskim zboczu. Z początku wziąłem je za Tsuka Rosa. Tak my, Wołosi4, nazywamy tę część gór Pindos, która ciągnie się od Awdella w kierunku Samariny. Wracam do snu. No więc zobaczyłem jelenie. Biegły spłoszone. W pewnej chwili zmęczyły się i przystanęły nad wodopojem. W miejscu, gdzie piły, zjawił się myśliwy. Ja spoglądałem na to z oddalenia. On podnosi broń, celuje, próbuję do niego krzyknąć „nie”, ale nie mogę wydobyć głosu. Na odgłos wystrzału zerwałem się z łóżka w panice.

Stukania dobiegały od strony dolnych drzwi. Mocne, uporczywe, nie zanosiło się, żeby miały przestać. Wstałem i – proszę mi wybaczyć – w samych tylko slipkach poszedłem otworzyć. Gierasimow nawet nie zmienił boku. „Pewnie znów się posprzeczali w jakimś monasterze o granice albo z handlarzami o ryby”, pomyślałem, gdy otwierałem zasuwę. Kiedy tylko zobaczyłem mnicha, zamurowało mnie. Z rozwichrzonymi włosami, przemoknięty, z trudem cedził słowa. To był Daniił z monasteru Stawronikita.

„Niech pan wstaje, panie komisarzu! Szybko! Chodźmy! W monasterze popełniono morderstwo”.

Zanim się ubrałem, Rosjanin też się obudził. Wyglądało na to, że nie wie, dokąd ma się udać. Co miałem zrobić, zabrałem go ze sobą. Zamknąłem drzwi i ruszyliśmy. Za plecami zostawiliśmy Karies5 i skręciliśmy w drogę, która wiedzie ku monasterom Iwiron i Wielkiej Ławry. Wkrótce skręciliśmy w lewo i od razu naszym oczom ukazał się monaster Stawronikita. Cała przyroda wokół niebiańska. Deszcz obmył drzewa i dęby skalne, niebo – czysty błękit, widoczność sięgała aż do Tasos. Wymarzony dzień, by mieć dobry humor. Wtedy zobaczyłem w rowie przewróconego dżipa z pękniętą oponą. Zapytałem Daniiła, nic nie wiedział. Wciąż powtarzał: „Ojejku, co nam się przytrafiło!” i ciągle tylko: „Panie, zmiłuj się”. Nie było sensu pytać go o nic więcej.

Gdy tylko dotarliśmy do monasteru, zbiegli się do nas mnisi. Oczywiście igumen6 jako pierwszy i najważniejszy. Z ojcem Nikodemem już wcześniej spotykaliśmy się podczas całonocnego czuwania7, wiedziałem, co z niego za strachajło. Teraz przypominał lampę olejną bez knota. Z przodu on, z tyłu ja, przeszliśmy przez dziedziniec, weszliśmy do komnat gościnnych, potem po schodach, z prawej i lewej strony cele, drzwi pozamykane, z jednej wyszedł jakiś mnich bez nakrycia głowy i spojrzał na nas ze złością. W końcu zatrzymaliśmy się przed jedną celą z na wpół otwartymi drzwiami. „To tutaj…” Głos igumena ledwo było słychać. Popchnąłem drzwi i wszedłem do środka.

Zwłoki położono na łóżku. Były przykryte kocem. Trochę poniżej brzucha widać było wielką plamę. Krew wyglądała na świeżą, jakby właśnie w tej chwili wyciekła. Odwróciłem się i spojrzałem na igumena. Milczał. Na zewnątrz na korytarzu słychać było szeptanie. Zrobiłem krok do przodu, zbliżyłem się jeszcze trochę. Ostrożnie podniosłem koc. Co zobaczyłem?

Osobą leżącą na łóżku nie był mnich, bynajmniej. To znaczy, jeśli mam być szczery i nazwać rzeczy po imieniu, pod kocem znajdowała się kobieta. Tak, tak, kobieta! Otworzyłem usta ze zdziwienia. Wróciłem zakłopotany, by zobaczyć, co ma mi do powiedzenia igumen, jeśli oczywiście coś wiedział.

Wiedział. Bo jak inaczej wytłumaczyć to, że nie był zdziwiony? Zatem pewnie to on razem z innymi znalazł ciało, położyli je na łóżku i przykryli kocem. Czy mogło tak być? Słusznie myślałem. Powiedział mi to trochę później w biurze.

Od tamtej pory aż do teraz, gdy siedzę i składam Panu ten raport, dokładnie o godzinie jedenastej dwadzieścia pięć, jeden po drugim przychodzą mnisi i ich przesłuchuję. Próbuję się dowiedzieć, co wiedzą o tej sprawie. Naturalnie wcześniej zadzwoniłem, aby Panu zdać relację ze zdarzenia.

Na razie kończę w tym miejscu. Mam przed sobą cały dzień i całą noc na przesłuchania. Jest wiele pytań w związku z tą sprawą i jest ona bardzo tajemnicza. Wszystko się obróci do góry nogami. To przecież morderstwo, i to na kobiecie! Złamano święty zakaz8, złamano świętość. Przepadła Góra, nieszczęsna.

1 Wardaris (βαρδάρης) – północno-zachodni wiatr wiejący w dolinie rzeki Wardar (gr. Aksios, Αξιός). Wszystkie przypisy pochodzą od tłumacza.

2 Malamatina(Μαλαματίνα) – znana marka retsiny, tradycyjnego greckiego wina doprawianego żywicą.

3 Chorta (χόρτα) – różne gatunki dziko rosnących ziół, ugotowane z solą i podawane z dodatkiem oliwy i soku z cytryny.

4 Wołosi (Wlachi [Vlachoi], Βλάχοι), inaczej zwani Arumunami (Αρμάνοι) – romańskojęzyczna grupa etniczna zamieszkująca Bałkany.

5 Karies (Καρυές) – stolica Świętej Góry.

6 Igumen (igumenos [hegoumenos], ηγούμενος) – przełożony monasteru.

7 Całonocne czuwanie (agripnija [agrypnia], αγρυπνία) – jedna z praktyk ascetycznych.

8 Święty zakaz, inaczej: „nieprzekraczalny”, „nienaruszalny” (awaton [abaton], άβατον) – obowiązujący nieprzerwanie przynajmniej od X wieku bezwzględny zakaz przebywania na terenie Świętej Góry kobiet, a także zwierząt hodowlanych rodzaju żeńskiego. W dalszej części książki „święty zakaz” odnosi się zawsze do awaton.

βŚWIĘTEJ MĘCZENNICY EUDOKII, ŚWIĘTEGO MARCELEGO MĘCZENNIKA

„…Zmieniają skrzydła aniołowie. Wyrastają nowe na ich ramionach, śnieżnobiałe i puszyste. Stare ścierają się na maleńkie kawałki i rozpraszają po niebie. Gdy tylko spadają na ziemię, zamarzają i stają się płatkami, które przykrywają domy, drzewa, pastwiska, a czasem i łodzie. Niewielu ludzi wie, jak powstaje śnieg…”

Nifonas podniósł wysoko kołnierz kurtki marynarskiej. W głowie krążyły mu słowa matki; co mu opowiadała, kiedy był małym chłopcem i gdy spoglądał przez domowe okno na padający śnieg. Mimowolnie się uśmiechnął. Jakoś tak: „Zmieniają skrzydła aniołowie…”. Znów aniołowie. Całe życie go prześladują: od dnia, gdy się narodził, aż do tej chwili, gdy ma już tyle lat. Gwałtowny podmuch wiatru zmusił go, by zamknął oczy. Pochylił też nieco głowę, gdyż nieomal potknął się i przewrócił. Powinien się tego spodziewać, „w marcu jak w garncu”. Jednak według starego kalendarza9 był jeszcze luty. „Dziś 1 marca, minus trzynaście dni: 16 lutego”. A więc ma prawo być zimno i mroźno. Zresztą, nie pierwszy raz padał śnieg o tej porze roku. Przypomniał sobie o śniegu, który padał jeszcze na początku kwietnia, a najstarsi mnisi mieli opowiadać o bielutkiej Wielkanocy przed wieloma laty.

Byłoby lepiej, żeby się pośpieszył, by przynaglił kroku. Oczywiście istniało niebezpieczeństwo, że się poślizgnie lub zboczy z drogi, a ścieżka doprowadzi go w stronę monasteru Pantokratora. Jeśli jednak chciał zabezpieczyć łódź, nie powinien zwlekać ani chwili. Oczywiście, wszystko przez opóźnienie w jadalni – aż pozbierają naczynia i szklanki, aż umyją ławy – zabrało mu to ponad pół godziny. Wcześniej się nie dało. Aż do tej chwili, tyle lat na Górze i ani razu nie opuścił jutrzni10 ani nabożeństwa. Teraz miałoby go zabraknąć z powodu rybackiej łodzi?

Tyle że miał do niej wielką słabość. Cóż z tego, że PRZEWODNICZKA była stareńką łajbą, pięciometrową łodzią, którą Nifonas odziedziczył po swoim pierwszym starcu11. Wiele czasu potrzebował, żeby ją uszczelnić i pomalować. Niewielką liczbę wolnych godzin, które mu przypadały w udziale na odpoczynek, on spędzał w przystani12, naprawiając małą łódź. Ponadto nadał jej nazwę Matki Boskiej Hodigitrii13, by bezpiecznie wiodła go z powrotem, gdy wracał z połowów. Jakby to było wczoraj, pamięta Nifonas, jaka radość ogarnęła go w dniu, w którym kupił silnik. Owego popołudnia wyruszył na otwarte morze bez wioseł. Morze było gładkie jak lustrzana tafla, a przylądek znikł. Zgasił silnik, wstał, zwrócił się ku zachodowi i uklęknął. Modlił się, mając w tle wierzchołki Góry Athos skąpane w czerwonym świetle zachodzącego słońca – widok niezrównany, istny Raj.

Od tamtego dnia przez następne lata łowienie ryb stało się jego główną posługą. Dla dobrych połowów często nie wahał się wypuszczać aż do Jerissos i nawet na Tasos. Nie było tak, że nie pomagał w ogrodach, w kwaterach gościnnych, w czasie śpiewania psalmów lub tam, gdzie akurat go potrzebowano. Wszyscy jednak w Stawronikita wiedzieli, że ilekroć znajdywali na talerzu rybę, pochodziła ona z sieci albo takli14 Nifonasa. Czy mogli więc nie mieć do niego wielkiej słabości? Oznacza to w języku mniszym: zwolniony od ciężkich posług i wolny od brania udziału w całonocnych czuwaniach i nocnych nabożeństwach. Choć oczywiście Nifonas nie myślał o byciu takim mnichem: był pierwszy w łowieniu ryb i pierwszy w celebracji wiary.

Mimo że nie był ciężki, nagle poślizgnął się i upadł. Zabolały go plecy, a w biodrze poczuł ostry, przeszywający ból. Podniósł się z trudem, strzepując z siebie śnieg. Jeszcze trochę, jakieś sto metrów, i znajdzie się w przystani. Już z daleka widział PRZEWODNICZKĘ. Śnieg pokrył ją całkowicie. Wyglądała na samotną i bezbronną na morzu. Wyciągnąłby ją za pomocą wciągarki, którą mieli na nabrzeżu, i umieścił w zabezpieczonej szopie w przystani. Zadbałby o nią tak, jak tylko on sam potrafił. Czemu o tym nie pomyślał zeszłej nocy! Dlaczego nie poznał po mrozie, że nadchodzi śnieżna pogoda? Przecież nawet jego oddech zmieniał się w kryształki lodu.

Popchnął ramieniem ciężkie drzwi i wszedł do szopy. Tutaj wciągał łódkę, gdy tylko pogoda się pogarszała. Notias15 był najgorszy ze wszystkich wiatrów. A gdy zjawiała się śnieżna pogoda – „o wilku mowa…”. Zatrzymał się na chwilę, by odpocząć. Wypatrywał, do którego metalowego kółka mógłby ją przywiązać, a potem przez szparę w drzwiach spojrzał w stronę morza. Śnieg, nieskończony śnieg. Nagle znieruchomiał. Kątem oka dostrzegł w głębi szopy inną łódkę, nową. Co do licha! Mnisi w Stawronikita mieli tylko jedną łódkę, jego. Kto to mógł być? Pewnie jakiś mnich-rybak z innego monasteru, którego pogoda zamknęła w ich przystani. Jeśli tak, dlaczego nie udał się do monasteru, by poprosić o pomoc? By mu pomogli w potrzebie, by znalazł miskę strawy, ciepłe schronienie na noc?

Na chwilę zapomniał o swojej łodzi i ruszył w stronę obcej. Dość duża, zadbana, w kolorze bieli i czerwieni, z niebieskawą linią pod relingiem biegnącą wokoło. Nie widać było dobrze jej imienia, coś jakby JANN… Nifonas usiłował je odczytać, robiąc krok do przodu w jej kierunku. Wtedy zamarł w miejscu. Rozdziawił mimowolnie usta i wybałuszył oczy. Przebiegł go dreszcz od stóp do głów. Poczuł, jak mąci mu się w głowie ze zdziwienia. Niemal go sparaliżowało. Jedyne, co był w stanie zrobić, to unieść rękę, wskazując do wnętrza łodzi:

– Szatan!

Tyle tylko, że nie był to Szatan we własnej osobie, ale jakiś jego wysłannik: kobieta. Skurczona na dnie łodzi, owinięta w jakieś łachmany, z przerażonymi oczami, wargami sinymi z zimna, dziewczyna drżała na całym ciele. Nasłał ją Szatan, by pogwałciła święty zakaz i zbezcześciła Górę.

W przystani panowała tak wielka cisza, że przez chwilę Nifonas pomyślał, iż słyszy padający śnieg. Zapomniał, po co tutaj zszedł, nie pamiętał o PRZEWODNICZCE. Z oszołomienia nie odczuwał ani zimna, ani niczego innego, co by pozwalało mu sądzić, że to wszystko, co widział, nie jest snem. Z wielkim trudem otworzył w końcu usta:

– A ty… Ty czego tutaj szukasz?…

Wiele razy w życiu przychodzi taka chwila, która wywraca wszystko do góry nogami. Nic nie zapowiada tej zmiany; żadnego znaku, choćby przeczucia. Tam, gdzie życie się toczy beztrosko w jednym kierunku, nagle jedno przypadkowe zdarzenie, niespodziewane spotkanie, jakaś osoba, stawiają cały świat na głowie. Dlaczego dzieje się taki przewrót? Czy długo potrwa? Czy dobrze się skończy? Nikt nie może tego przewidzieć. A zwłaszcza ten, komu przydarzy się ta nieprzewidziana zmiana. Tak właśnie czuł się teraz Nifonas.

Wydawało się, że minęły wieki martwej ciszy. Musiał jednak posłuchać wyjaśnień dziewczyny. Przełknął ślinę raz i drugi, chrząknął, by oczyścić głos, a w końcu ośmielił się na podwójne pytanie: „Kim…? Skąd?”.

Początkowo uznał to za bajkę z nerajdami16, nimfami i innymi takimi fantastycznymi stworzeniami, które pojawiają się tam, gdzie nikt się ich nie spodziewa. Z wolna się przyzwyczajał. Trochę się teraz opanował, by wysłuchać jej historii. A przecież było to coś nadnaturalnego i tak bardzo niezwykłego! Wszystko potoczyło się tak, jak często się zdarza w tych okolicach, na tych wodach. Otóż dziewczyna (nie wyjawiła swojego imienia) poprzedniego dnia w południe wyruszyła ze swojej wsi (jej nazwy też nie wymieniła) i wypłynęła w morze na połów. Nie oszacowała należycie pogody, wypłynęła na otwarte morze, zapomniała się. Kiedy pomyślała o tym, żeby wrócić, zobaczyła, że mgła zgęstniała na dobre, a wkrótce zaczął padać śnieg. Nie potrafiła określić stron świata. W końcu dopłynęła do jakiegoś przylądka, w pobliżu chaty rybackiej. Ogarnęła ją radość. Przywiązała łódź, pewna, że znajdzie jakieś schronienie; była śnieżna pogoda, ale w końcu przejdzie. Gdy jednak zorientowała się, co to za miejsce (ujrzała w tle wieżę Stawronikita), serce w niej zamarło. Wiedziała, że kobiety mają tu zakaz wstępu. Matka Boska była jedyną żeńską istotą, która miała prawo się tam znajdować – na swój sposób, oczywiście. Tak więc lepiej by było, gdyby mnisi jej nie zauważyli. Co do jej winy, niezamierzonej winy, a niech tam, choć nie miała takiego zwyczaju, gdy tylko wróci do wsi, pójdzie do popa, wyzna swój grzech, a on da jej rozgrzeszenie. Właśnie tak się wszystko zdarzyło i w ten sposób to wyznała zdumionemu mnichowi, który jej słuchał, nie przerywając ani na chwilę.

Miałby Nifonas jej przerwać i co miałby powiedzieć? Że to wielki grzech, iż jej stopa dotknęła uświęconej ziemi? Przecież ona sama dobrze o tym wiedziała, już to przyznała. Miałby jej mówić, że dobrze zrobiła, gdy schowała się w przystani, bo w ten sposób mogła się uratować? Wówczas zgodziłby się z jej świętokradczym czynem. A może miałby jej mówić, co teraz czuł w jej obecności? Widziała to, czy tego nie widziała? Śmiertelnie zbladł, w głowie mu huczało, czuł, że jego wargi, mimo srogiego mrozu, są wyschnięte i niezdolne do tego, by się otworzyć i w odpowiedzi rzucić choć jedno słowo.

Uznał, że lepiej będzie odsunąć się od niej, choć na chwilę. Otworzył drzwi i wyszedł na śnieżycę. PRZEWODNICZKA go potrzebowała. Odwiązał linę z kołowrotu, zaczął umiejętnie kierować łodzią, a w końcu wciągnął ją pod zadaszenie. Dziewczyna przyglądała się bez słowa. Zarzuciła na siebie szmacianą narzutkę i obserwowała wszystkie jego ruchy. Nifonas zachowywał się tak, jakby nikogo nie było obok niego. Zmagał się, by usunąć ją z pola widzenia. Pochylił głowę i zdawało się, że coś cicho szepcze, jakby jakąś modlitwę. Nie wiedział, że jest chętna, by mu pomóc, gdy obserwował ją, wciąż kątem oka, jak wyciąga rękę, by chwycić kraniec liny.

W końcu Nifonas poradził sobie sam. Jakżeby mógł poprosić o pomoc kobietę! Teraz w porządku. Zabezpieczył PRZEWODNICZKĘ, podwójnie związał linę, otrząsnął ją jeszcze ze śniegu. Co dalej? Co może się wydarzyć od tej chwili? Dziewczyna już wróciła do swojej łodzi, nie weszła jednak do środka. Podniósł trochę wzrok i spojrzał na nią. „Cała drży, nieszczęsna…” Ale dlaczego „nieszczęsna”? Skąd to nagłe współczucie? Czy zapomniał, że przed nim znajdowała się grzesznica, wysłanniczka Belzebuba? Wbił w nią zagniewane spojrzenie. Podjął decyzję. Otworzył usta, by jej powiedzieć, żeby zabrała swoją łódkę i wyniosła się tak szybko, jak tylko może:

– Co… Co zamierzasz zrobić?

Skrzyżowała ręce na piersi, pewnie z zimna. Jej włosy, czarne i mokre, opadały na plecy. Wzruszyła ramionami. Może ona też wiedziała, co jest bardziej słuszne? Oboje westchnęli równocześnie. Nifonas w sobie, w ciszy. Westchnienie dziewczyny słychać było bardzo wyraźnie. I było pełne desperacji.

– Gdy tylko przestanie padać śnieg, odpłynę.

To tylko pobożne życzenie! Nifonas odwrócił wzrok i znów dostrzegł ten sam obraz: śnieg, śnieg… Coś takiego jest wykluczone przez najbliższe godziny. Niedługo zapadnie zmierzch i nadejdzie noc. Nie było to bez znaczenia. Dopiero teraz spostrzegł jej mokre ubranie i włosy. Czy nie tak wyglądają zwierzęta, które zgubią drogę w lesie? Gdy spóźnią się z powrotem do legowiska i złapie je deszcz lub myśliwy? Dzikie zwierzęta, zdezorientowane, przerażone. Dzikie stworzenia, których serce mrozi strach.

Ruszył szybko ścieżką ku górze w stronę monasteru. Cokolwiek ma się stać, wykluczone, by Nifonas zostawił dziewczynę bez pomocy! Oczywiście, dobrze o tym wiedział, słowa dudniły mu w głowie: „Dziewczyna pogwałciła święty zakaz, dziewczyna pogwałciła święty zakaz…”. Zgoda. Ale co można zrobić, gdy okoliczności sprawiły, że potrzebna jest jego pomoc? Czy i ona nie była Stworzeniem Bożym? Samotnym człowiekiem, bezradnym i bezbronnym?

Nifonas nie odczuwał zmęczenia czy zdenerwowania. Miał taką burzę w głowie, że nie czuł zimna ani nie słyszał głosów innych mnichów, gdy krzątali się na dziedzińcu, zaopatrując się w drewno. Szybkim krokiem wszedł do swojej celi. Przynajmniej tutaj miał szansę spokojnie pomyśleć o tym, co się wydarzyło, i o tym, co powinien dalej robić. Gdy tylko zamknął drzwi, ukląkł przed ołtarzykiem. Przez godzinę się modlił. Od dawna nie odczuwał tak wielkiej winy, że można było odnieść wrażenie, jakby teraz był przytłoczony brzemieniem grzechu. Czy nie był to wielki grzech? Czy nie był to ciężki występek, podobny do tych, które biorą się z wielkich pokus? Dlaczego jednak właśnie on poddany został takiej próbie? W czym zawinił? W czym zbłądził? Modlił się do wszystkich świętych. Prosił Matkę Boską o pomoc. Wzywał świętych męczenników Marcelego i Eudokię, których pamięć czczono owego dnia. Na koniec zostawił świętego Antoniego. Co zrobiłby na jego miejscu? W jaki sposób by sobie poradził mistrz w zwalczaniu pokus? Co powinien uczynić, by nie doprowadzić się do grzechu? Wstał z podłogi po godzinie. Poczuł lekką ulgę, jakby jego dusza wzięła głęboki oddech cierpliwości. Usiadł na niskim taborecie i wziął w ręce komboskini17. Wypowiedział w myślach chyba z tysiąc razy: „Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną grzesznikiem”, zestrajając słowa ze swoim oddechem. Zawsze w takich przypadkach uciekał się do tego balsamu: do Modlitwy Serca18.

Gdy otworzył drzwi celi i wyszedł, na zewnątrz nie było żywej duszy. Mnisi zamknięci w celach, jeden na klęczkach, inny leżący płasko na posadzce, wykonywali o tej porze swoje powinności. Modlili się o zbawienie własnej duszy i całego świata. To była pora „palestry”; walczyli z demonami i cieniami, ze złymi duchami, które każdy dźwigał w sobie. Nifonas ostrożnie zszedł tylnymi schodami, które wiodły do magazynów i kuchni. Woń bulguru19, dania dnia, uderzała go w nos. W kącie ujrzał siedzącego ojca Nilosa, który był piwnicznym20 w monasterze. Mieszał zupę z soczewicy21 w wielkiej brytfance, a dwa koty wylegiwały się u jego stóp. Ze strony Nilosa nic mu nie groziło, bo ten nie słyszał zbyt dobrze. Mimo to Nifonas skierował się ku wiszącej latarni, bacząc, by nie uczynić najmniejszego hałasu. Wziął kawałek chleba, dwie cebule, odkroił wielki kawałek z fawy22, którą trzymali w szklanym pojemniku, i włożył do papieru pergaminowego. Wszystko to zawinął w ręcznik. Ruszył do wyjścia, zawahał się jednak. Wrócił do kuchni. Napełnił małą butelkę winem z dymionu i zapakował z innymi rzeczami.

Szczelnie zakapturzony, z wyraźnym pośpiechem wyszedł przez centralną bramę i ruszył brukowaną drogą w stronę przystani. Był pełen niepokoju. Uporczywe pytanie dźwięczało w jego głowie niczym moneta rzucona na bruk: „Czy robisz dobrze? Robisz dobrze? Robisz dobrze?…”.

Wchodząc do szopy, Nifonas ponownie ujrzał ten sam widok: wilgotne kamienne ściany, pachołki do wiązania łodzi, dwie łodzie, dziewczynę. Tym razem nie było na jej twarzy zdziwienia ani strachu. Oczekiwała go zatem. A więc to tak! Ale dlaczego? Czy coś jej obiecał? Coś, co natchnęłoby ją nadzieją na jego pomoc? Postąpił krok do przodu. Położył ręcznik na relingu łodzi. Razem z nim koc złożony na cztery; zatroszczył się, by go zabrać z celi. Zauważył, że dziewczyna chyłkiem rzuca spojrzenia na zawiniątko. Sprowokowała go do rozwiązania supła, by pokazało się jedzenie. Wskazał jej gestem, żeby się zbliżyła. Gdy dziewczyna jadła, on oddalił się trochę i czekał. Wyglądało na to, że od dawna nie miała nic w ustach. Zapytał ją o to, kiedy wciąż jeszcze przeżuwała. Tak było. Gdy wypłynęła na ryby, źle oszacowała warunki, sądziła, że szybko wróci do domu. Nie zadbała nawet o to, by zabrać ze sobą wodę. Podniosła butelkę i pociągnęła spory łyk. Skrzywiła się natychmiast, zdziwiona. Nie spodziewała się wina, myślała, że to woda. „Nie jest więc przyzwyczajona do trunków”.

Tak minęło jakieś dziesięć minut. Wcale tego nie chcąc, Nifonas – „To grzech! Kobieta na Górze!” – rzucał od czasu do czasu ukradkowe spojrzenia w jej stronę. „Zęby… Jakie ma bielutkie zęby!” Zaraz jednak powstrzymał nieprzystojne myśli i wrócił do modlitwy i próśb kierowanych do świętych.

– Skończyłam…

Nie zauważył, kiedy się do niego zbliżyła. Trzymała w rękach pusty ręcznik i oddała mu go. Co do koca, raczej zrozumiała, że może się nim przykryć w nocy. Jej twarz wyglądała teraz na spokojną. Jedzenie i wino zrobiły swoje. Nagle Nifonas usłyszał gdzieś w sobie „trzask”. Poczuł, jakby już się nie wstydził, jakby lęki pękły i zniknęły. Jeszcze trochę i uśmiechnie się do niej ze współczuciem. A być może nawet z sympatią. Teraz znajdował się tak blisko, że mógł się dziewczynie lepiej przyjrzeć. Jej włosy były wciąż mokre, „i kruczoczarne”, jej piersi unosiły się i opadały, „pewnie z niepokoju”, jej dłonie wydawały się twarde i wyrobione od pracy, „co za wstyd, że nie zrobiła znaku krzyża przed jedzeniem!”.

Z zakłopotania znów zadawał jej te same pytania: skąd jest, jaka jest jej rodzina.

„Jest z Tasos… Jej wioska znajduje się w pobliżu monasteru Michała Archanioła… Mieszka z matką, nie ma ojca… Od dziecka wypływa na ryby, bo z tego żyją… Tak było też wczoraj. Dopadła ją jednak zła pogoda na otwartym morzu i zgubiła się w śnieżycy… Przypadkiem dotarła do naszych przylądków”.

Taką właśnie relację zdawał Nifonas późnym wieczorem staremu ojcu Gedeonowi, gdy go odwiedził w jego celi. To nie było jedno ze zdarzeń, którym mnich może sam stawić czoło. W takich przypadkach potrzebna jest rada kogoś starszego w cierpliwości i duchowości, zdanie kogoś doświadczonego. Kogoś, koniec końców, z kim można podzielić się wielkim problemem. Nifonas w podobnych sytuacjach zawsze zwracał się do Gedeona. Staruszek zbliżał się do dziewięćdziesięciu pięciu lat, ale trzymał się świetnie, nikt by mu nie dał nawet siedemdziesięciu. Od osiemnastego roku życia mieszkał na Górze, a jego zdanie było ewangelią dla mnichów w Stawronikita. Dlatego Nifonas wybrał go na swojego mistrza duchowego. Może i Gedeon był srogi z wyglądu i surowy w słowach, ale był też równie sprawiedliwy w sądach i mądry w tym, czego się podejmował. Wszyscy w monasterze go szanowali, choć nie był najwyższy godnością. To samo czynił teraz Nifonas. Klęcząc przed starcem, z głową pod stułą, jąkając się i zatrzymując co chwila, relacjonował mu, co się wydarzyło i co on sam uczynił. Nifonas dobrze zdawał sobie sprawę, że to była trudna sytuacja, a milczenie starca jeszcze go w tym utwierdzało. Podniósł wzrok, by się upewnić w swoich podejrzeniach. Oczekiwał, że starzec będzie wstrząśnięty – ma ku temu powody. To jednak, co ujrzał, wprawiło go w przerażenie. Gedeon siedział z szeroko otwartymi oczami i ustami, jego dolna warga drżała, a twarz przybrała kolor głębokiej purpury. Uosobienie gniewu.

Jak śmiał?! Jak śmiał i dlaczego pozwolił na to, by został pogwałcony święty zakaz Góry?! Jakim prawem pozwolił Szatanowi zbezcześcić Ogród Matki Boskiej? Kto mu powiedział, żeby przyjął dziewczynę i ją nakarmił? Kto? Ponadtysiącletnia tradycja, a tu zjawia się on, jakiś dzieciuch, by ją znieważyć. Święty zakaz przez te wszystkie stulecia został pogwałcony najwyżej trzy razy. Po raz pierwszy przez macochę Mehmeda II Zdobywcy, który pragnął złożyć dary od Magów w monasterze Świętego Pawła, ale powstrzymał go przed zbliżeniem się głos Bogurodzicy. Innym razem w czasie powstania w 1821, by ocalić kobiety i dzieci przed szaleństwem Turków. Po raz trzeci i ostatni przez antychrystów komunistów w 1944. A teraz przyszedł Nifonas i mu mówi, że zatroszczył się i zadbał o kobietę, grzeszną istotę! Czy zapomniał o tym, co rzekł Nicefor Gregoras23 o Górze: nigdzie tam niewiast rozwiązłego spojrzenia iniewieściej fryzury? A może kobieta jest szpiegiem tej latawicy parlamentarzystki, która proponuje Europejczykom przegłosowanie ustawy, aby kobiety miały wolny wstęp na Athos?

Wyszedł z celi Gedeona z chorą duszą. Pozostałą część nocy spędził na modlitwach i lamentach. Zrozumiał teraz wielkość grzechu, ku któremu popchnął go diabeł. Prosił o miłosierdzie, błagając o wybaczenie za swój grzeszny czyn. Czuł się winny i rozdarty, był grzesznikiem i zbłąkaną owieczką. Nifonas nie miał siły, aby pójść jeszcze na jutrznię. Poczuł, że brak mu mocy, by sobie poradzić z tą pokusą. Prosił tylko o jedno: żeby szybko nadszedł świt i żeby mógł zejść do przystani. Powiedziałby dziewczynie, surowo i z pewnej odległości, żeby się natychmiast oddaliła. Choćby miała sama odnaleźć drogę w śnieżycy i we mgle na morzu.

Gdy zaczynało świtać, zbliżył się do okna i wyjrzał na zewnątrz. Śnieg przestał padać, wszystko jednak było śnieżnobiałe: dachy, kopuła, cysterna z wodą, wyniosły cyprys. Z katolikonu24 słychać już było pieśń śpiewaną na zakończenie nabożeństwa. Kończyła się jutrznia i zaczynała liturgia. Czy ma teraz ruszać w stronę przystani, czy poczekać jeszcze trochę?

Noga ugrzęzła mu w śniegu i włożył wiele wysiłku, by zachować równowagę i nie upaść, ale teraz nic go nie było w stanie zatrzymać. Nawet piękno krajobrazu. Jego dusza została zbrukana ciężkim grzechem. Jego athoskie życie zostało naznaczone występnym czynem; powinien jak najszybciej naprawić to, co się stało. Musi ją wygnać bezzwłocznie. Ostatecznie pomyślał, że pomoże jej przygotować łódź i wyruszyć w drogę powrotną na wyspę. Dosyć tej litości! Prawda była jedna: zwiódł go i pokonał czart. Teraz jest czas, by to naprawić.

Popchnął drzwi i wszedł do środka. Przez chwilę trwał w bezruchu, aż jego wzrok przywykł do półmroku. I zaraz potem zobaczył. A może raczej: nie zobaczył. Czego? Dziewczyny i jej łodzi; zniknęły. Jedynie PRZEWODNICZKA odpoczywała w spokoju szopy. Zatkało go. A więc dziewczyna znalazła w sobie odwagę i widząc, że śnieżyca ustaje, odważyła się wypłynąć w morze. „Odeszła…” Co ze słowami, które zamierzał jej powiedzieć? Ze srogością, którą ćwiczył od kilku godzin?

Podszedł do PRZEWODNICZKI i położył dłoń na wilgotnym drewnie. Gdy tylko nadejdzie lato, koniecznie będzie potrzebowała malowania, a jej silnik konserwacji. I cóż miał z nią począć? Stara łajba, używana od lat, nieustannie potrzebowała jego troski. Z drugiej jednak strony, czy to właściwe dbać o rzeczy martwe, a być twardym wobec ludzi? Czy to po chrześcijańsku? Czy tego pragnie Przenajświętsza25?

Nie miał co robić i nagle znalazł zajęcie. Spędził około dwóch godzin, wylewając z łodzi resztki wody, porządkując sieci i haki, zeskrobując pleśń z wioseł. Jego ręce pracowały, ale jeszcze mocniej trudził się jego umysł. Sceny z minionego życia, sceny z obecnego, ludzie z przeszłości, ludzie dzisiejsi. I zawsze w takich przypadkach przychodził mu na myśl Stamatis. „Nieszczęsny bracie…” Ale wraz z obrazem jego postaci za każdym razem pojawiała się scena z samochodem: światła, ogłuszający zgrzyt metalu, krew. To już dwanaście lat, od kiedy nie ma jego brata bliźniaka. „Dwanaście lat, trzy miesiące, trzy dni…”

Zostawił wszystko i ruszył w stronę dwuskrzydłowych drzwi. Wielkich i zżartych przez sól przez tyle lat. Pociągnął rygiel i podniósł ciężką zasuwę. Popchnął mocno oba skrzydła. Przed nim pojawiło się morze. Znów zaczął padać śnieg. Grube płatki opadały i topniały na szarej wodzie. „Zmieniają skrzydła aniołowie…” Ruszył w dalszą drogę. Czarna postać na białym tle. Skrzyżował ręce na piersiach. Koniuszki palców dotknęły punktu, gdzie miał znamię. Miejsca, które pocałował anioł w dniu jego narodzin.

9 Kalendarz liturgiczny w Kościele prawosławnym opiera się na kalendarzu juliańskim.

10 Jutrznia (orthos,όρθος) – poranna modlitwa mnichów.

11 Starzec (jerondas [gerontas], γέροντας, a także jeron [geron], γέρων) – mistrz duchowy.

12 Przystań (arsanas, αρσανάς, z tur. tersane) – mały warsztat szkutniczy służący również jako przystań dla łodzi.

13 Hodigitria lub Hodegetria (Οδηγήτρια) – czyli „Przewodniczka” – jeden z typów ikonograficznych Matki Boskiej z charakterystycznym gestem prawej dłoni wskazującej na siedzącego na jej lewej ręce Jezusa. Typem Hodigitrii jest m.in. ikona Matki Boskiej Częstochowskiej z klasztoru na Jasnej Górze.

14 Takla (paragadi, παραγάδι) – linka z haczykami używana do połowu ryb.

15 Notias (νοτιάς), a także notos (νότος) – południowy wiatr, który przynosi zwykle gwałtowne pogorszenie pogody i deszcze.

16 Nerajda (νεράιδα) – w ludowych wierzeniach greckich demon pod postacią pięknej kobiety (spokrewniony ze starożytnymi Nereidami, od których wziął nazwę), mieszkający zazwyczaj w pobliżu wody, nad brzegami rzek, w studniach. Nazwą tą określane są także wszystkie nimfy zamieszkujące takie miejsca, jak góry czy jaskinie. W folklorze słowiańskim jej odpowiednikiem jest rusałka lub wiła.

17 Komboskini (κομποσκοίνι) – sznur modlitewny, zazwyczaj wełniany, mający sto węzełków, używany w chrześcijaństwie wschodnim do odmawiania Modlitwy Jezusowej (ros. czotki, cziotki).

18 Modlitwa Serca (prosefchi tis kardjas [proseuche tes kardias], Προσευχή της Καρδιάς), inaczej zwana Modlitwą Jezusową – hezychastyczna praktyka modlitewna, polegająca na nieustannym powtarzaniu imienia Boga i równoczesnej kontroli oddechu.

19 Bulgur (pliguri, πλιγούρι) – kasza z gotowanych i wysuszonych ziaren pszenicy stosowana powszechnie w kuchni bliskowschodniej.

20 Piwniczny (dochiaris [docheiares], δοχειάρης) – mnich odpowiedzialny za bieżące zapasy oliwy i jedzenia, magazynier.

21 Zupa z soczewicy (fakes, φακές) –tradycyjna grecka zupa.

22 Fawa (φάβα) – pasta z żółtego grochu i cebuli z dodatkiem oliwy.

23 Nicefor Gregoras (Νικηφόρος Γρηγοράς; 1295–1359/1360) – bizantyński historyk i teolog, autor utworów hagiograficznych.

24 Katolikon (katholiko(n),καθολικό(ν) – główna świątynia w monasterze.

25 Przenajświętsza – (Panaja [Panagia], Παναγία) – jeden z najczęstszych epitetów Matki Boskiej.

γ„Panie, bądź miłościw mnie grzesznemu…”

Zmiłuj się nade mną, Boże, w swojej łaskawości, w ogromie swego miłosierdzia wymaż moją nieprawość! Obmyj mnie zupełnie z mojej winy i oczyść mnie z grzechu mojego! Uznaję bowiem moją nieprawość, a grzech mój jest zawsze przede mną26.

Zgrzeszyliśmy, Panie, wiem o tym. Zbłądziliśmy. Pierwszym, który zbłądził, jestem ja. Gdy podjąłem się przewodzenia monasterowi, wiedziałem, że równocześnie staję się odpowiedzialny za wszystkie błędy, staję się tym, który dźwiga grzechy swoich braci. Ty, Panie, dzierżysz to brzemię lepiej niż ktokolwiek inny. Ty bowiem cierpliwie niosłeś swój krzyż męczeństwa dla zbawienia całego świata. Ciężki krzyż spoczywa teraz także na moich barkach. Ciężka zbrodnia dręczy nasz monaster. Bezeceństwo i grzech wielki. Zdruzgotany padam na kolana przed Tobą i w imieniu moich braci o przebaczenie proszę. Mały i niewystarczający jestem do tego, by wyrokować, co zawiniło. Nawet teraz, wiele godzin po tym strasznym wydarzeniu, nie mogę uporządkować swoich myśli i na chłodno rozważyć tego, co zdarzyło się wcześniej, ale także i tego, co dopiero ma nastąpić…

Nie karć mnie, Panie, w swym gniewie i nie karz w swej zapalczywości. Zmiłuj się nade mną, Panie, bom słaby; ulecz mnie, Panie, bo kości moje strwożone i duszę moją ogarnia wielka trwoga; lecz Ty, o Panie, jakże długo jeszcze…?27

Powiadomiono mnie na początku jutrzni. Bracia byli na swoich miejscach, a ojciec Theoklitos przy psałterzu intonował mocnym głosem pierwsze poranne hymny. Dopiero co zakończyłem pokłony przed ikonami, gdy ujrzałem, jak Modest kiwa mi głową z przedsionka przy wejściu. Podszedłem do niego. Pochylił się i zdenerwowany rzekł mi, bym bezzwłocznie udał się do skrzydła mnichów. Gedeon miał mi coś do powiedzenia. Nie zastałem staruszka w jego celi. Jakieś szepty i przyćmione światło lampki gazowej skłoniły mnie do skierowania się ku krańcowi korytarza, do celi Nifonasa. Popchnąłem drzwi i wszedłem. Na widok tego, co zastałem w środku, zamurowało mnie. Ujrzałem Gedeona z rękami splamionymi krwią. Równocześnie zobaczyłem też ciało leżące na łóżku. Czy mam rzec, Panie, jak mocno wstrząsnął mną ten widok? Czy mam wyznać, jakie zdumienie mnie ogarnęło, gdy ujrzałem tę scenę? Jaki gniew, z powodu zbrodni, która wydarzyła się w naszym monasterze? Tyś, Panie, wszechmądry i wszechwidzący. Chylę głowę i o wybaczenie proszę przed Twoim obliczem. Klękam i o łaskawość Twoją proszę. Tak się stało, Panie, i zostałem o tym powiadomiony. O czynie nieczystym, bezecnym i niechrześcijańskim…

Od krwi uwolnij mnie, Boże, mój Zbawco: niech mój język sławi Twoją sprawiedliwość!28 Pokrop mnie hizopem, a stanę się czysty, obmyj mnie, a nad śnieg wybieleję29.

W czasie jednej nocy wszystko ulega zniszczeniu. Praca i trud wieków znikną za sprawą ohydnej zbrodni. Odchodzą marzenia, jakie snułem na przyszłość naszego sławnego monasteru. Wszystko zostało zmiecione gwałtownym porywem zła. Czy byłoby, Panie, arogancją, gdybym wspomniał w takiej trudnej chwili jak ta o dniach spokojnych i błogosławionych? O czasie, gdy nic innego nie czyniliśmy, jak tylko wysławialiśmy Twoją łaskę, wychwalaliśmy Twoje dzieła i cierpliwie przyczynialiśmy się do dobra monasteru? Gdy podjąłem się obowiązków igumena, postawiłem sobie jeden cel: by monaster Stawronikita odzyskał utraconą sławę. Miałem dokładać wszystkich sił, by ponownie zajaśniał niegdysiejszą chwałą. Następnego dnia po wyborze zwołałem radę mnichów. Zezwolili mi na każdą inicjatywę, byleby spokój starców pozostał niezmącony. Zgodziłem się. Następnie zwołałem zebranie wszystkich mnichów i wyłożyłem im swoje wizje. Nikt nie zgłosił sprzeciwu. Począłem wówczas wprowadzać swój plan w życie. Na początek zatroszczyłem się o znalezienie środków finansowych. Studium zostało opracowane przez Uniwersytet Arystotelesa i, za pośrednictwem Świętej Komisji30, firma EDRANON podjęła się pozyskiwania środków ze specjalnych funduszy Unii Europejskiej. Bezpośrednim niebezpieczeństwem, na jakie narażony był monaster, były pęknięcia po dawniejszych trzęsieniach ziemi. Zagrożony był katolikon i słynne freski Teofana Kreteńczyka31. Unia nie odrzuciła żadnego z projektów, które złożyliśmy. Przeciwnie, fundusze, które gromadziliśmy, dwukrotnie przerosły początkowe oczekiwania. Do naprawy i zakotwienia potrzebnych było dwieście ton żelaza, tysiąc ton cementu na wypełnienie zagłębień, sto ton masy betonowej i drugie tyle materiału przeciwkorozyjnego. Do ukończenia pierwszego etapu prac potrzeba było całych dwóch lat, warsztatu sześćdziesięciu pracowników technicznych i wyspecjalizowanych robotników. Następnie przystąpiliśmy także do innych prac, drugorzędnych, ale równie niezbędnych. Zmieniono dach katolikonu, odnowiono dormitoria, doprowadzono do ładu teren historycznego akweduktu, puste miejsca w posadzkach zostały wypełnione płynnym ołowiem, wymieniono ławy kościelne, ogrody i winnice zostały obsadzone na nowo. Gdy tylko otrzymaliśmy drugą kwotę dotacji, wyczyściliśmy nieudolne artystyczne malowidła naścienne i zakonserwowaliśmy cudowne ikony świętych Teofana z Krety, które ozdabiają monaster. W końcu zamontowaliśmy bezpieczny system przeciwpożarowy w odosobnionym skicie32 błogosławionego Paisjusza33. Mnisi pracowali z zapałem i niewielu było takich, którzy byli niezadowoleni z nowego powiewu ogarniającego monaster. Inne monastery dowiadywały się o naszych osiągnięciach i zaczęły pytać, jak mogłyby i one pozyskać podobne fundusze z Unii Europejskiej. Wówczas dowiedziałem się, że na Górze nazywali mnie pieszczotliwie „ojciec Delors”34. Poczułem, że racja jest po mojej stronie, i uśmiechnąłem się. Roboty zakończyły się wraz z umieszczeniem złotej ramy na ikonie naszego patrona, Świętego Mikołaja Cudotwórcy. Wystąpiłem także z inicjatywą, by poprawić błędny napis: Mnich Nikefor nazywany Strawonikita, na bardziej prawidłowy Stawronikita35. Tak więc się stało i nasz monaster, najmniejszy i najmłodszy na Górze, wyróżnił się jako klejnot i powód do dumy republiki mnichów. Wtedy po raz pierwszy poczułem głęboki sens tego, że porzuciłem moją karierę zawodową ku chwale Twojej niezrównanej Łaski…

Otwórz moje wargi, Panie, a usta moje będą głosić Twoją chwałę. Ty się bowiem nie radujesz ofiarą i nie chcesz całopaleń, choćbym je dawał. Moją ofiarą, Boże, duch skruszony, nie gardzisz, Boże, sercem pokornym i skruszonym36.

Teraz, Panie, pragnę wyznać mój grzech. Że nie spotykałem się ze wszystkimi mnichami zawsze z taką samą miłością. Miałem problem z relacjami z tymi najbardziej podeszłymi wiekiem w monasterze. By jednak nie być niesprawiedliwym wobec nich, pragnę wyjaśnić, że dotyczyło to tylko niektórych. Przede wszystkim staruszka Gedeona. Nigdy z jego ust nie usłyszałem słowa uznania, a za każdym razem, gdy szukałem jego opinii i rady, on mnie unikał. W rzeczy samej, kilka miesięcy po moim wyborze poinformowano mnie, że rozpowiadał wśród innych mnichów, że prace budowlane w celu renowacji monasteru były czynami niestosownymi dla naszego mniszego życia. Że powinniśmy się trzymać daleko od syren Zachodu, że wszystko to podstępy papieża, by nas skłonić do unityzmu37. Próbowałem z nim porozmawiać. Na próżno. Unikał mnie i był głuchy na wszelkie wiadomości ode mnie. Bardzo mnie bolała jego postawa. Cóż jednak można na to poradzić? Starzec zacny, ale jeszcze zacniejsza konieczność renowacji i upiększania naszego historycznego monasteru. Minęły lata samoizolacji i regresji. Nasza epoka wymaga uległości wobec wyzwań nowych czasów. Tylko tym sposobem Góra powróci do życia. Już zbieramy pierwsze owoce. W Stawronikita pojawili się nowi mnisi kształceni na uniwersytetach. Równocześnie zostałem powiadomiony przez Świętą Komisję, że w zawieszeniu znajdują się także inne podania absolwentów wydziałów medycznych i informatyki, którzy pragną zostać włączeni w poczet członków monasteru. Czyż moje serce ma się nie radować takim rozwojem wypadków? Czyż nie są w ten sposób usprawiedliwione moje starania, nie zaś duch wstecznictwa? A wszystko to, Panie, zawsze z Twoją ochroną i błogosławieństwem…

Stwórz, o Boże, we mnie serce czyste i odnów w mojej piersi ducha niezwyciężonego! Nie odrzucaj mnie od swego oblicza i nie odbieraj mi świętego ducha swego! Przywróć mi radość z Twojego zbawienia i wzmocnij mnie duchem ochoczym!38

W dniu, w którym ogłosiłem w MIT39, że zamierzam studiować na prawosławnym Wydziale Teologicznym w Bostonie, wszyscy byli zaskoczeni. Pytali o powód. Odpowiedziałem im: „NASA jest na ziemi. Ja jednak chcę dotknąć nieba”. Tak więc gdy tylko zdobyłem doktorat z inżynierii biomedycznej, poinformowałem dyrektora wydziału Williama Tholdora, że przestaję być doradcą naukowym w kwestiach kosmicznej technologii medycznej. Podziękowałem mu i wyjechałem. Wszyscy moi dawni współpracownicy z czasem zrozumieli, co zrobiłem, Tholdor jednak nie. Trzy lata później otrzymałem od niego list. Prosił w nim o wybaczenie. Pisał, że jego gwałtowna postawa wynikała z tego, że mnie kochał jak syna, ale przede wszystkim z tego, że wiele marzeń zainwestował w moje kompetencje. Gdybym kiedykolwiek zapragnął, mógłbym wrócić do Ameryki i kontynuować moją pracę. Podniosłem wzrok i rozejrzałem się. Zobaczyłem błękitne morze, zaczerpnąłem wonnego powietrza, usłyszałem, jak gong40 wzywa na wieczernię41. Uśmiechnąłem się z pobłażaniem. Czy jest możliwe, żebym kiedykolwiek porzucił Boskie piękno na rzecz nauki? Dla mnie jest tylko jedna największa nagroda, osobisty Nobel: Góra. Jeśli bowiem dla zdobycia Harvardu musiałem zmobilizować inteligencję, to dla wstąpienia na szczyt Góry musiałem wygrać swoją duszę. To właśnie ona, Panie, jest największą bitwą, jaką wygrałem w swoim życiu. Najtrudniejszą i wymagającą. Równocześnie jednak najszlachetniejszą i bardziej zwycięską…

Osądź mię, Panie, bom chodził w niewinności Twojej, a w Panu nadzieję mając, nie osłabnę. Próbuj mnie, Panie, doświadczaj mnie, wypal nerki moje i serce moje! Albowiem miłosierdzie twoje jest przed oczyma mymi i rozkochałem się w prawdzie twojej42.

Przychodzą jednak, Panie, takie chwile, że moją duszę pokrywa mrok. Nie dają jej spokoju czarne zwątpienia i nieubłaganie dręczy czerw próżności. Tylko wówczas pozwalam sobie na jeden jedyny luksus: oddalam się. Czy w trakcie dnia, czy w środku nocy doznam tego uczucia, które mną zawładnie, natychmiast wyjeżdżam. Inni bracia wiedzą o tym. W moich obowiązkach zastępuje mnie wówczas brat Simeon. On jest najbardziej kompetentnym i jedynym znawcą wszystkich spraw związanych z monasterem. W odległości trzech godzin drogi znajduje się pustelnia znana pod nazwą „Iberyjski kamień”. Na wpół zrujnowany budynek na krawędzi skały. Można stamtąd zobaczyć całą Górę. Wierzchołek Athos, monastery północnej części, Tasos i Limnos. Przede wszystkim jednak można się tam pomodlić w samotności. Nie zabieram nic ze sobą. Wystarczają mi owoce ziemi. Opuncje, leśne jagody, migdały. Nimi się żywię. O ile mniej bierze się z zewnętrznego świata, żeby przeżyć na pustkowiu, o tyle więcej można doświadczyć błogosławieństwa pustelni w swej duszy. I o ile mniej żyje się z sobą samym, o tyle bardziej żyje się z Bogiem. Ja również ku temu podążam. Aby jeść niewiele, odpoczywać trochę, rozmyślać nieustannie. W większym jednak stopniu poszukiwać, pragnąć i oczekiwać Ciebie, Panie. Noce i dnie spędzam na modlitwie. Zimna, głodu ani strachu nie odczuwam. Jeśli zdarzy się śnieg, chodzę bosy, by unicestwić swoje ciało. Staję się umysłem podporządkowanym błaganiu, myślą skoncentrowaną na dziękczynieniu, duchem poświęconym największemu Duchowi. Czas się toczy i zostawia mnie poza sobą. Powracam do monasteru dopiero wtedy, gdy czuję się wzmocniony na tyle, by zwyciężać wszelkie pokusy. Gdy poczuję się wypełniony miłosierdziem i Bożą miłością. Niemal natchniony przez Boga…

Wybaw mię, Boże, bo weszły wody aż do duszy mojej! Ulgnąłem w błocie głębokim i nie masz dna, przyszedłem na głębinę morską i pogrążyła mnie nawalność43.

Nie pierwszy raz się zdarza, że odczuwam taki zamęt. Przypominam sobie, że coś podobnego przydarzyło mi się także w przeszłości w Bostonie. W pokoju sąsiadującym z moim dokonano zbrodni. Ofiarą był młody Polak, a sprawcą jakiś jego kolega ze studiów, z misji Południowej Afryki. Powiadali, że była między nimi relacja oparta na – Postaw, Panie, straż moim ustom44 – namiętnościach ciała. Na miłości bezprawnej i zakazanej. To samo zdarzyło się także pod naszym dachem, w przypadku mnicha Nifonasa. Jednakże nic nie świadczyło o takim niestosownym i niechrześcijańskim zachowaniu. Został zwiedziony, nieszczęsny? Jakaż pokusa doprowadziła go do pogwałcenia przysięgi celibatu i naruszenia świętego zakazu? Potrójna jego zbrodnia. Najgorsze zaś ze wszystkiego – zabójstwo.

Niedawno Nifonas podjął się posługi lektora. Pamiętam, jak podczas jednej wieczerzy jego głos brzmiał drżąco, nie zaś stabilnie, tak jak wszyscy go znali. Obserwowałem braci, trochę jedząc i nieustannie myśląc. Czytanie Nifonasa zostało przerwane raz, gdy uderzeniem dzwonka dałem sygnał, by zezwolono na picie wina. Byłem tak mocno przygnębiony, że nie tknąłem jedzenia. Pod koniec wieczerzy Nifonas podszedł do mnie, by wyrazić skruchę. Wydał mi się zmęczony i miał coś mrocznego w spojrzeniu. Przez chwilę miałem ochotę oddać mu nie tylko oliwki i kawałek chleba, który przysługuje lektorowi, ale i mój nietknięty talerz. Nie uczyniłem tego. Nawet go nie spytałem, czy coś się stało. Mój błąd i niedopatrzenie.

Podczas wczorajszego wieczoru pobłogosławiłem wcześnie braci i odszedłem do celi, by się pomodlić. Tak potoczyły się kolejne godziny, aż do jutrzni, gdy zostałem powiadomiony o tej plugawej zbrodni. Policjantowi, który mnie w związku z nią przepytywał, opowiedziałem pokrótce wszystko, co wiem o zdarzeniu. Nieszczęsny sądzi, że obawiam się, by się nie oczernić, nie podkopać swojego osobistego autorytetu. Poprosił mnie o to, bym mu zrelacjonował wszystkie szczegóły odnośnie do postępowania i zachowania Nifonasa. Głównie dlatego, że umknęła mojej uwagi obecność kobiety w monasterze. Wykonuje z zapałem swoją powinność, choć jest gadułą i wykazuje brak doświadczenia w tego typu sprawach. Żyjemy w wielkim zamęcie. Bracia są niespokojni i nie wiedzą, co mają robić. Starsi wiekiem uważają, że wraz z tym zabójstwem rozpoczyna się Apokalipsa świętego Jana. A wszystko to, Panie, przez słabość Nifonasa, który nie potrafił trzymać się z dala od pokus cielesnych. Kto mógł się tego spodziewać! Nifonas mordercą…

Panie, Ty dla nas byłeś ucieczką z pokolenia na pokolenie45.

Ale chwileczkę! Jak to się stało, że Gedeon dowiedział się o zbrodni? Kto go powiadomił? W jaki sposób został o tym poinformowany? I dlaczego to on podjął się troski o zwłoki i nie zadzwonił do wiejskiego lekarza w Karies? Czemu w takim razie nie powiadomił brata Synesiosa, który spełnia posługę szpitalną, jako pierwszego, który rękę na rany kładzie? Co za dziwne rzeczy się tutaj dzieją! Może starzec wie o najważniejszym, ale to ukrywa? Dobrze by było, gdybym go poszedł wypytać. Zdaje się, że wie lepiej od kogokolwiek innego o grzesznych czynach Nifonasa. Pewnie to on trzyma klucze do tej tajemnicy. Twojego wsparcia, Panie Jezu Chryste, Twojego oświecenia mi trzeba.

26 Ps 51 (50), 3–5. Jeżeli nie zaznaczono inaczej, wszystkie fragmenty z Pisma Świętego cytowane są wg Biblii Tysiąclecia, Poznań 2003. Podano miejsce cytowanych fragmentów, choć w tekście oryginalnym brak jest odwołania do numeracji passusów.

27 Ps 6, 2–4.

28 Ps 51 (50), 16.

29 Ps 51 (50), 9.

30 Święta Komisja (Jera Epistasija [Hiera Epistasia], ΙεράΕπιστασία) – organ wykonawczy Świętej Wspólnoty, w skład której wchodzi 20 przedstawicieli monasterów na Athos.

31 Teofan Strelitzas (Θεοφάνης Στρελίτζας) znany jako Teofan z Krety – pochodził z Kandii (Iraklion), tworzył w latach 1527–1559. Od 1535 roku przebywał stale na Górze Athos, najpierw w Wielkiej Ławrze, potem w Karies wraz ze swoimi synami, Symeonem i Nifosem-Neofitosem, również malarzami. Jest autorem trzech zespołów fresków: w katolikonie Stawronikita (1541–1546), w kościele św. Mikołaja Anapafsosa w Meteorach i w katolikonie Wielkiej Ławry. Przypisuje mu się także kilkadziesiąt ikon w różnych miejscach (25 w monasterze Stawronikita).

32 Skit (skiti [skete],σκήτη) – pustelnia monasteru. Skit może być dwojakiego rodzaju. Cenobityczny – zależny od monasteru autonomicznego, mniejszy rozmiarami od monasteru, w którym mnisi żyją wspólnie. Idiorytmiczny – mnisi żyją w małych chatach, tzw. kaliwiach (kaliwa [kalyba], καλύβα), stojących wokół głównego monasteru. Na Athos są cztery skity cenobityczne, osiem idiorytmicznych.

33 Paisjusz (1924–1994) – jeden z najbardziej znanych mnichów z Góry Athos, którego Patriarchat Ekumeniczny w Konstantynopolu w 2014 roku ogłosił świętym.

34 Aluzja do francuskiego ekonomisty Jacques’a Delorsa, przewodniczącego Komisji Europejskiej w latach 1985–1994.

35 W oryginale gra słów: „Strawonikita” to dosł. „krzywozwycięzca”, „Stawronikita” – zwyciężający krzyżem. Również aluzja do niejasnej etymologii nazwy monasteru oraz do faktu, że w dawniejszych dokumentach często występuje właśnie jako „Strawonikita”.

36 Ps 51 (50), 17–19.

37 Unityzm – wyznanie greckokatolickie. Kościoły greckokatolickie są częścią Kościoła katolickiego.

38 Ps 50 (51), 12–14.

39 Massachusetts Institute of Technology (Instytut Technologiczny w Massachusetts).

40 Gong – właściwie semandron (simandro [semantro], σήμαντρο) – zwołuje mnichów na posiłki i modlitwę.

41 Wieczernia, w liturgii łacińskiej nieszpory (esperinos [hesperinos], εσπερινός) – popołudniowe nabożeństwo trwające do zachodu słońca.

42 Ps 25, 1–3. Fragment wg przekładu Jakuba Wujka, Wydawnictwo Apostolstwa Modlitwy, Kraków 1962.

43 Ps 68, 2–3. Wg przekładu Jakuba Wujka.

44 Ps 141 (140), 3.

45 Ps 90, 1.