Strona główna » Obyczajowe i romanse » Patrz na mnie

Patrz na mnie

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-276-2908-1

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Patrz na mnie

Ostatki w Nowym Orleanie to czas szalonych zabaw oraz barwnych parad. W te dni wszystko może się zdarzyć. Kiedy więc Beckett Kayne, właściciel modnych klubów, podczas przyjęcia wychodzi na balkon i w oknie naprzeciwko widzi rozbierającą się kobietę, wcale się nie dziwi. Nawet wtedy, gdy kobieta go zauważa i kontynuuje striptiz...

Polecane książki

Kiedy dziecko idzie do przedszkola, otwiera się przed nim i jego rodzicami nowy etap. I chociaż dla części rodziców wydaje się on oczywisty, często towarzyszy mu wiele rozterek: - Czy moje dziecko jest już gotowe? - Co, jeśli rodzic ma wątpliwości? - Jak wybrać przedszkole i co, jeśli nie mamy wybor...
„Smak kamienicy” to nostalgiczna, ale przede wszystkim ciepła opowieść o wielopokoleniowej rodzinie i jej rodzinnym gnieździe – starej kamienicy przy ulicy Dworcowej w Chojnicach. Choć śmierć i wojna położyły się cieniem na życiu Kreftów to jednak we wspomnieniach autorki dominują echa dziecięcy...
Alex od najmłodszych lat była niepokorna. Alkohol, narkotyki, kłopoty z prawem. Skończyła jednak studia, potem z przyjaciółkami założyła firmę. To dzięki niej poznała senatora Phillipa Edgewooda, z którym spędziła gorący wieczór. Gdy się okazało, że jest w ciąży, Phillip zap...
Nagiego ciała wyłowionego z rzeki pod Uppsalą nie sposób zidentyfikować. Ślad, jaki pozostał na ramieniu, to za mało – morderca wyciął cały tatuaż nożem...Inspektor Ann Lindell rozpoczyna śledztwo. Trop prowadzi do modnej restauracji „Dakar”. O jej właścicielu krążą różne plotki. Podobno kiedyś hand...
Książka zawiera sylwetki wybitnych pisarzy polskich, o których w swoim czasie było głośno, ale z różnych powodów - często politycznych - popadli w swego rodzaju literacki niebyt. A ich tworczość na pewno na zapomnienie nie zasłużyła. Kto słyszał o Sygurdzie Wiśnowskim, podróżniku i pisarzu, który wy...
Przedsiębiorstwa produkcyjne powinny podejmować działania korekcyjne i korygujące: skutecznie eliminować wyroby niezgodne z wymaganiami i likwidować przyczyny tych niezgodności. Aby zapobiec ponownemu wystąpieniu problemów, należy planować działania zapobiegawcze. Tylko jak to zrobić? W publikacji e...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Kira Sinclair

Kira SinclairPatrz na mnie

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Idealna mieszanka absurdu i bezwstydu. Te słowa najlepiej opisują ostatnie dni karnawału w nowoorleańskiej Dzielnicy Francuskiej. Skąpo ubrane kobiety spacerują z przebranymi za koty mężczyznami na szczudłach, a tuż obok kaznodzieje głośno ostrzegają przed straszliwymi konsekwencjami grzechu.

Podniecenie i nieumiarkowanie. I to wszechobecne poczucie zagrożenia… bo właściwie wszystko może się zdarzyć. I się zdarza. Obcy ocierający się o obcych, bo to jedyny sposób, by przedrzeć się przez niezmierzony ludzki tłum. Upał i hedonizm. Muzyka, wrzawa i głośny śmiech wypełniające każdy centymetr przestrzeni.

Wokół trwała szaleńcza zabawa, ale Beckett Kayne miał to gdzieś. Oparty o balustradę obojętnie patrzył na gęstniejący pod balkonem tłum. Obok niego Mason Westbrook, od dziecka najlepszy przyjaciel, w wyciągniętej ręce trzymał kilka mrugających ledowych naszyjników. Potrząsał nimi kusząco, wykrzykując jakieś sprośności.

Dwie kobiety w krótkich kloszowych spódniczkach i obcisłych topach podniosły wzrok i chichocząc, spojrzały na nich szklanym wzrokiem. Trzymały się za ręce, nie tylko z przyjaźni, ale po to, by się nie przewrócić.

– Wiecie, jak je zdobyć – zadrwił Mason.

Jedna z kobiet – Beckett nazwał je kobietami, choć byłby cholernie zaskoczony, gdyby się okazało, że od dwudziestu czterech godzin są już pełnoletnie – powoli pokręciła głową. Beckett, właściciel sieci nocnych klubów w większych miastach Stanów, nauczył się rozpoznawać niepełnoletnich.

Brunetka ściągnęła wargi.

– Nie możemy. – Pociągając za brzeg topu, dodała: – Za ciasny.

Mason tylko się uśmiechnął, pokazując białe zęby.

– To pokaż mi coś innego.

W takich chwilach Beckett się zastanawiał, czemu, do diabła, choć minęły już lata ich hulanek, nadal utrzymuje kontakty z Masonem. Tak, kiedyś razem z przyjacielem próbowałby namówić dziewczyny do pokazania tego, czym Bóg je obdarzył.

Teraz, w wieku trzydziestu dwóch lat, czuł się na takie bzdury za stary. Zdecydowanie za stary na te dwie małolaty o sarnich oczach. Z niesmakiem i poczuciem nieuchronności patrzył na dziewczyny, które coś między sobą szeptały, ukradkiem zerkając do góry. Po paru chwilach zakręciły się na pięcie. Beckett miał nadzieję, że się oddalą, choć wiedział, że to złudna nadzieja.

Tymczasem dziewczyny zgięły się w pasie i unosząc skraj spódniczek, zaprezentowały prawie nagie pupy.

Mason gwizdnął z uznaniem i sypnął im do stóp naszyjniki, złote monety i garść tanich świecidełek.

Tej nocy niekontrolowane rozpasanie drażniło Becketta. A może chodzi tylko o dręczącą go od paru tygodni melancholię? Zaczynało go to wszystko nużyć.

Zamiast rzucić Masonowi nieprzyjazną uwagę, której później pewnie by żałował, uniósł szklankę i wypił spory łyk drogiej whisky. Poszło gładko, a miłe pieczenie w gardle powstrzymało słowa, które miał na końcu języka.

Nie miał ochoty tu być. Usiłować wytłumaczyć Masonowi, że dziś nie będzie najlepszym towarzyszem, ale przyjaciel wzbudził w nim poczucie winy i skłonił go do przyjścia. Prywatnej imprezy u jednego z partnerów firmy Masona nie można było stracić.

Jednak myśli Becketta krążyły wokół interesów, bo wszystko, czego pragnął, powoli przeciekało mu przez palce. Jego czoło znów przecięła pionowa zmarszczka. Nie przywykł do bycia… ignorowanym i odtrącanym, a to właśnie robiła firma V&D Mobile Technology.

Co prawda już nazajutrz położy temu kres.

– Człowieku, przestraszyłeś te dwie laski. Przestań się tak krzywić. Mamy ostatki! – zawołał Mason, jakby muzyka, ludzie i maska, którą miał na twarzy, nie dość to Beckettowi uświadamiały.

Atmosfera dzikiego rozprzężenia była tak dotykalna, że z trudem dała się ignorować. Nawet gdyby tego chciał.

Dziewczyny ruszyły dalej, ale Mason nie był zawiedziony, bo nieco dalej dwie kolejne kobiety, także w maskach z piórami, i także ledwie trzymające pion na niebotycznie wysokich obcasach, właśnie uniosły bluzki, odsłaniając piersi. Przy akompaniamencie gwizdów u ich stóp wylądował grad paciorków.

Urocze. Beckett odwrócił wzrok z niesmakiem. Kręcąc głową, patrzył na Masona, który przeskoczył balustradę i pospieszył do kobiet zbierających z ziemi koraliki – nagrodę za to, że się obnażyły.

Korzystając z nieuwagi kolegi, Beckett przeniósł się na zacienioną część balkonu. Balkony na pierwszym i drugim piętrze ciągnęły się wzdłuż frontu i bocznej ściany. Niemal wszyscy tłoczyli się w pobliżu ulicy, by patrzeć na zabawę.

Potrzebował chwili odosobnienia, by opanować lekki ból głowy, który groził migreną. Oparł plecy o ceglaną ścianę, a stopę na misternej metalowej balustradzie i zamknął oczy. Głęboki oddech i kolejny łyk whisky częściowo rozluźniły mięśnie między łopatkami. Nadal słyszał gwar z ulicy, ale boczny balkon wychodził na alejkę o kontrolowanym dostępie. Apartamentowiec naprzeciwko był wystarczająco elitarny, by mieć dobrą ochronę – wysokie ogrodzenie, elektroniczne zamki i kamery. Doświadczonym okiem Beckett wypatrzył drogi sprzęt nagrywający.

Alejka była pusta, wypełniały ją tylko cienie, opróżnione puszki i czarny kot, który patrzył na niego wielkimi żółtymi oczami. Chwila samotności. Beckett zbierał siły na nieunikniony powrót do dekadenckiej zabawy, gdy w mieszkaniu po drugiej stronie zapaliło się światło.

Zaskoczyło go to, tylko dlatego tam spojrzał. A gdy już to zrobił… nie mógł oderwać wzroku.

Balkon, na którym stał, znajdował się powyżej okien, przez które zaglądał, więc patrzył nieco z góry.

To była sypialnia. Damska. Witrażowa lampka na nocnym stoliku zabarwiła ją niebieskimi, zielonymi i fioletowymi plamami. Po jasnozielonych ścianach i ciemnej podłodze wędrowały cienie. Pokój wypełniały solidne meble, które miały swoje lata i własną historię.

Większą część pokoju zajmowało łóżko z baldachimem z błyszczącego złociście drewna, z miękkimi poduszkami w kolorach szlachetnych kamieni. Wygodny i urządzony z przepychem pokój był jak zaproszenie, które Beckett miałby chęć przyjąć. Ale tak naprawdę to nie meble przyciągnęły jego wzrok.

Widział ją w ramie okna, otoczoną miękkim blaskiem witrażowej lampy. Było w niej coś dramatycznego i nierzeczywistego. Może dlatego wciąż patrzył. Bo logicznie rzecz biorąc, podglądał ją, był intruzem, lecz miała w sobie coś takiego…

Opuściła głowę, jakby nie miała siły trzymać jej w górze. Przygarbiła się. Jej ramiona unosiły się i opadały, jakby łapała oddech, a nie normalnie oddychała. Choć go nie słyszał, ten oddech go poruszył.

Aż do tej chwili patrzyła przed siebie, ale potem lekko się odwróciła i mógł dojrzeć jej profil. Była zachwycająca. Miała drobny perkaty nos, ładną linię brody, pełne wargi. Włosy brązowozłotymi falami opadały jej na ramiona, odbijając światło. Z zamkniętymi powiekami odchyliła do tyłu głowę. Jej ciało nosiło oznaki wyczerpania, co wcale nie odbierało jej czaru. Prawdę mówiąc, miał ochotę wyciągnąć rękę i ją podtrzymać, wziąć na siebie jej zmęczenie.

Powoli unosząc ręce, zatrzymała je na górnym guziku bluzki. Pewnym ruchem go odpięła, potem następny. I następny. Aż pojawił się skraj biustonosza w kolorze ognistej czerwieni i ponętna wypukłość.

Patrzył z rosnącym napięciem. Może w końcu uległ presji tej szalonej nocy. Bo nawet jeśli rozum kazał mu odwrócić wzrok i uszanować prywatność nieznajomej, nie był w stanie tego zrobić. Zwłaszcza że jej zwinne palce nie ustawały w wysiłku, coraz więcej odkrywając.

Nagle nie był już w stanie ustać w miejscu. Jego mięśnie pracowały mimo woli. Jeszcze parę minut wcześniej martwił się bólem głowy, teraz niepokojące pulsowanie przeniosło się w dół ciała.

Minęło sporo czasu, odkąd ostatnio kobieta wzbudziła w nim podobną reakcję. Spędzając większość nocy w otoczeniu nietrzeźwych kobiet – łowczyń, stał się nieco zblazowany. Po latach uczestnictwa w zabawie w kotka i myszkę był zmęczony rolą gracza – albo przedmiotu gry.

Być może to aura niewinności, której nawet szyba i trzy metry szerokości alejki nie zdołały ukryć, tak podziałała. Albo też to, że kobieta nie grała. Była po prostu sobą – nieświadomie zmysłowa.

Zdjął nogę z balustrady i oparł się o zimny metal. Nie pokonał w ten sposób dzielącej ich odległości.

Powoli odkrywała jedwabistą skórę, miękkie ciało, jakby rozpakowywała prezent, który od lat na niego czekał. Chciał jej dotykać. Słyszeć, jak głośno wciąga powietrze, gdy dotknie wrażliwego miejsca. Patrzeć na powiększające się pod wpływem jego dotyku źrenice.

To było nieodparte pragnienie. Przerażało go. Ale nie na tyle, by się odwrócił. Nie był pewien, czy jakakolwiek siła by go do tego zmusiła. Być może uwagę kobiety zwrócił jakiś ruch Becketta albo moc jego rozpalonego spojrzenia wreszcie przebiła się do jej świadomości. Nagle uniosła głowę i spojrzała mu w oczy.

Przestraszona otworzyła usta, a jej piersi uniosły się, napierając na koronkowy brzeg biustonosza. Palce zamarły w powietrzu. Zaskoczenie, zażenowanie i złość po kolei przemykały przez jej twarz, aż w końcu pojawiło się na niej coś mrocznego i tajemniczego.

Przekrzywiła głowę, jakby się nad czymś zastanawiała. Nie uciekła w głąb mieszkania. Nie zatrzasnęła okiennic.

Nie przerywając kontaktu wzrokowego, Beckett oparł się o ścianę jak widz, który czeka na podniesienie kurtyny, i skrzyżował ramiona na piersi. Uniósł brwi, jakby rzucał nieznajomej wyzwanie, by kontynuowała przedstawienie, i wstrzymał oddech, modląc się w duchu, by to zrobiła.

Może oboje ulegli magii tej chwili, przesyconego erotyzmem końca karnawału.

Nieznośnie powoli kobieta odwróciła się do niego przodem. Palce, które chwilę wcześniej zamarły w bezruchu, ożyły. Poły bluzki rozchyliły się. Beckett wypatrywał oczy, by pokonując odległość i noc, nie uronić szczegółów. Płaski brzuch, cudowna kremowa skóra. Lekki rumieniec pokrył dekolt i rozlał się na szyi. Wstyd, podniecenie, a może jedno i drugie?

Kobieta pociągnęła za mankiety. Przejrzysty materiał bluzki ześliznął się i spłynął na podłogę.

Płytkie miseczki biustonosza ledwie obejmowały piersi. Pozwalały dostrzec fragment ciemnoróżowej aureoli. W kolorze malin. Czy smakują jak maliny?

Cienkie ramiączka wrzynały się w ramiona, z trudem podtrzymując piersi. Nigdy dotąd Beckett tak rozpaczliwie nie pragnął pięknej katastrofy.

Potem kobieta znów się odwróciła. Głośno jęknął w proteście, nim się zorientował, że to nie koniec spektaklu, bo teraz kobieta pokazuje mu się z drugiej strony. Na jej plecach czerń, błękit i fiolet tworzyły jakiś obraz. Beckett nie widział go dokładnie, ale dość, by się domyślić. Delikatne skrzydła, eteryczne ciało, opadające falami włosy. Tak jak kobieta, wróżka była odwrócona do niego tyłem, pokazując mu plecy i pochyloną głowę.

Z jakiegoś powodu obraz, który kobieta na stałe umieściła na swojej skórze, wywołał w jego piersi ból. Przypomniał mu, jak wyglądała, gdy weszła do pokoju, wyczerpana. Nim podążył dalej śladem tej myśli, sięgnęła za siebie rękami, zasłaniając tatuaż. Potem przesunęła dłonie i wygładziła spódnicę. Materiał obejmował pośladki tak, jak chciałby je obejmować. Ponieważ jednak nie mógł tego zrobić, zacisnął pięści.

Spódniczka podkreślała kształt bioder, a zwężając się, muskała uda. Kończyła się tuż nad kolanem. Beckett serdecznie współczuł pracującym z nią nieszczęśnikom, którzy patrzą, jak paraduje w tej spódniczce, świadomi zerowych szans na to, by się pod nią dostać.

Kobieta zrobiła krok naprzód, rozchylając pęknięcie biegnące między udami. Tym razem jęk, który zdusił Beckett, nie miał nic wspólnego z obawą, że to koniec przedstawienia. W ustach mu zaschło, a zaraz potem musiał przełknąć nadmiar śliny. Pragnął poznać smak tej kobiety, odkryć woń jej pożądania i wtulić twarz w te tajemnicze cienie.

Obracając się, kobieta oparła brodę na ramieniu i pociągając w dół suwak, patrzyła na Becketta. Powoli, centymetr po centymetrze, zsuwała spódnicę, pokazując mu ognistoczerwone szorty, tak czerwone jak biustonosz. W szortach z satyny i koronki było jednocześnie coś czystego i kuszącego. Sprzeczność, jak ona sama. Cudownie niewinna kusicielka.

Tak się w wpatrywał w tę czerwień, że dopiero po chwili zauważył samonośne pończochy.

Boże przenajświętszy. Uda opasywała szeroka koronka, lekko się w nie wciskając. Beckett dosłownie czuł jedwabistą gładkość pończoch, jakby ich dotykał albo jakby kobieta, siedząc na nim, ściskała go udami. Jej lekki wyzywający uśmiech mówił, że świetnie wie, jak go pobudziła. Niech to szlag. Już dawno żadnej kobiecie nie pozwolił na to, by miała nad nim przewagę. Jak jej się to udało? I to przez szybę?

Gdy kobieta oddaliła się od okna, ujrzał jej ciało w całej okazałości. Zabójcze nogi, które w wyobraźni już go oplatały. Ponętnie kołyszące się biodra. Jędrne pośladki. Tatuaż, który świadczył o tym, że nie była tak sztywna, jak można by na pozór sądzić. Proste plecy z widoczną linią kręgosłupa. Niedające się okiełznać loki, które aż się prosiły, by wpleść w nie palce.

Ta kobieta to syrena. Najprawdziwsza.

Jedną nogę uniosła i oparła na ławce w nogach łóżka, a potem się pochyliła, by odpiąć pasek sandałka na wysokim obcasie. Jej piersi zafalowały, napinając materiał, który z trudem je utrzymywał.

Beckett obawiał się, że bolesne pożądanie, które w nim rozbudziła, jest tak silne, że już nigdy go nie opuści.

Kobieta obejrzała się przez ramię i spod rzęs na niego patrzyła, ostrożnie zsuwając pończochę. Wykończone koronką nogawki szortów uniosły się. Beckett czuł wbijający się w jego ciało metalowy suwak. Był tak podniecony, że w głowie mu się zakręciło.

Nie pamiętał, by aż tak pragnął kobiety. Tej nawet nie dotknął, nie znał jej imienia, ale to się nie liczyło. Miała w sobie coś, co go… przyciągało. Jakiś magnes.

Myślał tylko o tym, by poznać smak jej skóry, usłyszeć dźwięki, które płyną z jej ust w chwili rozkoszy, usłyszeć jej nierówny oddech, gdy ją sobą wypełni. Zacisnął palce na balustradzie, bo rozpaczliwie musiał się czegoś trzymać, by do końca nie ulec fantazji.

Pożerając kobietę wzrokiem, patrzył, jak się wyprostowała i podeszła znów do okna. Jej spojrzenie paliło. Przyglądała mu się jakoś tak, jakby była w stanie przeniknąć go spojrzeniem na wskroś, pojąć, jak bardzo jest samotny, stale otoczony ludźmi.

Ponieważ ona była tak samo samotna.

Spodziewał się, że skończy przedstawienie, może zrzuci stanik na podłogę albo skinie na niego palcem, wzywając go bez słów, by przyszedł dokończyć to, co zaczęli. Nie spodziewał się, że przyciśnie piersi do szyby. Skąpe miseczki się osunęły, a Beckett dojrzał sutki, twarde i napięte tym samym pożądaniem, które szalało w jego ciele. Była tak samo podniecona.

Widział to w zdesperowanym błysku jej oczu, w kolorze skóry, w ospałym, powolnym ruchu. Szeroko rozłożyła ręce. Falowała, kołysząc biodrami i górną połową ciała, a tym kołysaniem błagała go o dotyk.

Zaraz potem rozdzieliła ich żaluzja.

Alyssa Vaughn osunęła się po ścianie obok okna zasłoniętego szerokimi listwami żaluzji. Wypolerowane twarde drewno podłogi było zimne, ale było to miłe zimno. Może ostudzi jej ciało, wstrząsane dreszczem, a jednocześnie rozgorączkowane.

Opuściła głowę na kolana i zacisnęła powieki. Co ona myślała? Nie myślała. W tym problem.

Gdy tylko zamknęła oczy, w jej rozpalonej wyobraźni znów pojawił się obraz tego mężczyzny. Pięknego mężczyzny o ciemnych, pełnych skupienia oczach, które po niej wodziły z takim napięciem, że zabrakło jej tchu. Połowę jego twarzy zakrywała jaskrawa maska.

Ciemny garnitur zakrywał ciało. Alyssa instynktownie wiedziała, że było silne i namiętne.

Tym, jak na nią patrzył, skupiony na jej ruchach, obudził w niej jakąś siłę. Jakby poza tym, co miała mu do pokazania, w tym momencie nic innego nie istniało. Jakby nie było nic ważniejszego poza tym, co ich połączyło.

Czuła podekscytowanie i coś o wiele bardziej niebezpiecznego. Tęsknotę, która wykraczała poza fizyczne zaspokojenie. Dawno pogrzebane pragnienie. Dawno porzuconą nadzieję.

Głośno wciągnęła powietrze i siłą woli opuściła ręce, którymi się obejmowała. Oparła głowę o ścianę. Patrząc na sufit, który pomalowała na jasny wrzosowoszary kolor, skupiła się na oddechu, spowalniając go i wyrównując.

Nic złego się nie stało. Powstrzymała się, nim zaszła za daleko, zanim uwolniła tę dziką i szaloną część siebie, którą normalnie trzymała na uwięzi. Którą ignorowała.

Bielizna nie odsłaniała więcej niż kostium plażowy. Nie zrobiła nic złego. Czemu więc zmagała się z przyprawiającą o mdłości mieszanką poczucia winy, euforii i przerażenia?

Mężczyzna jej nie znał. Było późno, mrok pokoju rozjaśniała tylko nocna lampka. Miał na twarzy maskę i stał parę metrów dalej, ukryty w cieniu. Mogli wpaść na siebie na ulicy i wcale się nie rozpoznać.

Moment szaleństwa. Szaleństwo ostatków. Uwolnienie od stresu i presji całego dnia. Skończyło się. A przynajmniej skończy się, gdy sobie poradzi z pulsującą w dole brzucha energią.

A jeśli w erotycznej gorączce, kiedy jej mechanizmy obronne osłabną, gdy będzie kończyła to, co zaczął, wyobrazi sobie jego pełne pożądania spojrzenie, nikt poza nią nie będzie o tym wiedział – zwłaszcza on.

Tytuł oryginału: Captivate Me

Pierwsze wydanie: Harlequin Blaze 2014

Redaktor serii: Ewa Godycka

Korekta: Mira Weber

© 2014 by Kira Bazzel

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2015, 2017

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN: 978-83-276-2908-1

Konwersja do formatu EPUB:
Legimi Sp. z o.o.