Strona główna » Humanistyka » Początki państw. Litwa

Początki państw. Litwa

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 9788379769094

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Początki państw. Litwa

Litwa była ostatnim z państw, które w efektownych okolicznościach wkroczyło na mapę średniowiecznej Europy. Wprawdzie pierwsza wzmianka o niej pojawia się już w roku 1009, jednak właściwa budowa państwa zaczęła się w XIII wieku, gdy Mendog – pierwszy historyczny władca i pogromca północnych krzyżowców – koronował się na króla i przyjął chrześcijaństwo. Jednak przełom XIII i XIV stulecia był dla młodego państwa okresem burzliwym – wróciło pogaństwo i walka o władzę. Dopiero książę Giedymin podniósł kraj z upadku i ruszył na podbój Rusi, z której właśnie wycofywali się Tatarzy.  W owych czasach Litwini trzęśli całym rejonem, zaciekle walcząc z Krzyżakami, Kawalerami Mieczowymi, Moskwą, Polską a nawet odległymi Węgrami. Pomimo, głoszonego otwarcie, przywiązania do własnych wierzeń, byli pokojowo nastawieni zarówno dla prawosławia, jak i katolickich misji. Następca Giedymina – Olgierd kontynuował podboje ojca na południu. Po jego śmierci państwo przeżyło kolejny kryzys dynastyczny. Wkrótce potem jego nowy władca stanął przed decyzją, która zaważyła na całej przyszłości młodego, ambitnego kraju...

Polecane książki

365 dni ze Świętymi Karmelu - to publikacja dla wszystkich zabieganych pośród codziennej krzątaniny... o. Jerzy Zieliński proponuje w rytm każdego dnia włączyć myśl Świętego Karmelu, zatrzymać się na moment, rozważyć i co najważniejsze wprowadzić w życie...Wspaniała książka na prezent. ...
W Baryszczu mieszka małżeństwo 30-latków. Bardzo chcą mieć dziecko, jednak mąż okazuje się bezpłodny. Oboje uznają adopcję za najlepsze wyjście. Po wyjściu od koleżanki żona zostaje napadnięta i zgwałcona. Po pewnym czasie okazuje się, że jest w ciąży. Mąż namawia ją do przerwania ciąży, a rodzice, ...
"Sodoma i Gomora" Marcela Prousta to czwarta część cyklu powieściowego "W poszukiwaniu straconego czasu", uznawanego za arcydzieło światowej literatury. "(…) Proust lekceważy sobie to, co zazwyczaj stanowi siłę i urok powieści: fabułę, wikłanie przygód. Nigdy nie ślizga się po powierzchni zjawisk, z...
Coraz więcej jednostek samorządowych decyduje się na wspólny zakup energii czy środków transportu z innymi jednostkami. Zakupy grupowe stały się bardzo popularne także w sektorze finansów publicznych. Główne korzyści z takiej formy zakupowej to oczywiście duże oszczędności. W ramach zamówienia wspól...
Na jednej z niemieckich stron internetowch poświęconych pomocy osobom uzależnionym od alkoholu i narkotyków widnieje cytat: „za każdym uzależnieniem stoi tęsknota i pragnienie szczęścia”. W zdaniu tym pokazano trafnie dramat dotyczący osób, w których życiu okazało się, że coś, co miało dawać szczęśc...
W książce zawarto pytania, które stawiają sobie od lat 70. XX w. prekursorzy i prekursorki humanistyki ekologicznej, m.in: ekofilozofowie i ekofilozofki, ekokrytyczki i ekokrytycy, ekofeministki oraz twórca geopoetyki, Kenneth White. Badania dotyczące tego tematu od lat 90. XX w. zdobywają coraz wi...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Jarosław Nikodem

Dwa powody ‌upoważniają ‌polskich historyków do ‌tego, żeby ‌pisali ‌o Litwie. Pierwszy jest oczywisty, ‌nie trzeba go ‌szerzej ‌tłumaczyć: niezmiernie interesująca ‌historia Litwy ‌aż się ‌o to prosi. Drugi ‌wiąże się z trwającym kilka ‌wieków związkiem ‌łączącym ‌to państwo z Polską, który ‌nazywamy unią polsko-litewską. ‌Różne o niej ‌głoszono poglądy dawniej, ‌różne ‌spotyka ‌się współcześnie, lecz jakkolwiek ‌byśmy jej ‌nie oceniali, ani ‌Polacy, ani Litwini ‌nie mogą zapomnieć, że ‌ów związek istniał.

Litwa stała ‌się państwem, ‌w średniowiecznym rozumieniu ‌tego słowa, ‌mniej więcej ‌w połowie XIII ‌wieku. W tym ‌czasie Mendog, ‌jej ‌władca, przyjął ‌chrzest ‌i został pierwszym litewskim królem. ‌Twór, który udało ‌mu się ‌zbudować, miał krótki żywot, a zamierzona chrystianizacja ludu nie miała szans na realizację. Pod koniec tego stulecia do władzy doszedł ród, który od imienia jednego z najsłynniejszych i najwybitniejszych władców przeszedł do historii pod nazwą Giedyminowiczów. W XIV wieku doprowadzą oni pogańską Litwę do świetności. Rozszerzając granice kosztem niektórych księstw ruskich, przejmowali władzę nad poddanymi wyznającymi prawosławie. Ten związek Bałtów ze Słowianami sprawdzał się w praktyce, przyczyniając się do rozwoju państwa, które w dość krótkim czasie zaczęło odgrywać niezmiernie ważną rolę. Żaden z ówczesnych bliższych lub dalszych sąsiadów Litwy nie mógł zlekceważyć państwa Giedyminowiczów; co więcej, musiał się z nim poważnie liczyć nawet wówczas, gdy wydawało się, że Litwa przechodziła gorsze chwile.

To państwo rządzone przez wielkich książąt pozostających wyznawcami pogaństwa, które uznawano, jak byśmy to dziś określili, za religię państwową, było fenomenem na skalę europejską. Rywalizując od pewnego momentu z Moskwą o prymat nad rozbitą na dzielnice Rusią i zmagając się z sąsiedztwem zakonu krzyżackiego, Litwa wkraczała w ostatnią ćwierć XIV stulecia osłabiona wprawdzie konfliktem wewnętrznym, dynastycznym, lecz ze strony panów polskich została dostrzeżona jako najlepszy potencjalny sojusznik, z którym – poprzez małżeństwo Jagiełły z Jadwigą – można związać swe dalsze losy.

Książka, którą oddaję w ręce Czytelników, przeznaczona jest – taką mam przynajmniej nadzieję – zarówno dla profesjonalistów, jak i zwykłych amatorów historii. Pierwszym proponuję pewne własne widzenie niektórych problemów, nieraz w opozycji w stosunku do wcześniejszych ustaleń i hipotez, drugim – obraz początków Litwy widziany z różnych, nie tylko politycznych perspektyw. Jeśli tych ostatnich uda mi się nie rozczarować, będę mógł uznać, że wywiązałem się z postawionego przed sobą zadania.

Sporą trudność sprawiło mi wyznaczenie ram chronologicznych. Wprawdzie początek nie budził większych kontrowersji, ale cezura końcowa nie była oczywista. Rozpoczynam zatem, nie licząc bardziej ogólnych uwag o wcześniejszych litewskich wyprawach zbrojnych, od sławnego układu litewsko-halickiego z 1219 roku, ale każdy początek, a książka poświęcona jest początkom Litwy, ma wszak swój koniec. Ten koniec powinien wyznaczać jakiś przełom albo kres pewnego etapu. Wybór zaś zależy już wyłącznie od piszącego. Najbardziej wyraźnym – z wielu względów – wydawał się chrzest Litwy po przejęciu przez Jagiełłę tronu w Polsce. Uznałem jednak, że pozostawienie misji z 1387 roku bez jej późniejszych – a były to konsekwencje różnego rodzaju – będzie pozostawieniem zagadnienia w próżni. Z kolei kontynuowanie tego wątku oznaczałoby znaczne powiększenie objętości prezentowanej pracy. Ostatecznie dokonałem wyboru, jak mi się wydaje, kompromisowego. Kończę opis dziejów Litwy na śmierci Olgierda, ponieważ stanowi to zamknięcie wyraźnego etapu jej rozwoju.

Książka składa się z dziewięciu różnej objętości rozdziałów. Najpierw omawiam problem Bałtów, nie wchodząc zresztą w zbyt szczegółowe rozważania, by dojść do wyraźnego wyodrębnienia się Litwinów prowadzących bardzo aktywną działalność. Piszę, jak byli zorganizowani, jakie przyświecały im cele, jak postrzegali ich sąsiedzi, których dość systematycznie najeżdżali w poszukiwaniu łupów. Charakteryzuję również ich wierzenia, krytycznie podchodząc do wielu świadectw źródłowych i interpretacji historiograficznych. Dzieje polityczne, które opisuję w czterech rozdziałach, rozpoczynam od problemu kształtowania się państwa litewskiego, sceptycznie traktując te z dotychczasowych prób podejmowanych przez historyków, które starały się widzieć jego bardzo wczesną genezę. Sporo miejsca poświęcam wspomnianemu układowi z 1219 roku. Jest to zagadnienie szczególnie ważne, ponieważ próbowano widzieć w nim mgliste jeszcze co prawda, lecz wystarczająco wyraźne zarysy kształtującej się później państwowości. W kolejnym obszernym rozdziale, dotyczącym Mendoga i jego Litwy, odnoszę się także do problemu chrztu przyszłego króla i jego rzekomej, jak mi się wydaje, apostazji. Osobno omawiam (Kontynuacja czy załamanie?) okres rozpoczynający się krótkimi rządami Trojnata, kończący się zaś na Pukuwerze. W nim m.in. szczegółowo analizuję szeroko dyskutowany w historiografii problem dwóch braci: Budiwida i Budikida, rozpatrywany zwłaszcza w kontekście widzenia w nich przodków Giedyminowiczów. Rozbudowany rozdział W drodze do świetności poświęciłem dziejom Litwy, widząc je z perspektywy wielkoksiążęcych rządów kolejnych przedstawicieli tej dynastii: Witenesa, Giedymina, Jawnuty i Olgierda. W rozdziale VII piszę o nieudanych próbach chrystianizacji Litwy i problemie stosunku władców litewskich do prawosławia. W następnym o państwie – o jego ustroju, zwłaszcza, co oczywiste, o władzy hospodarskiej, o grupach społecznych, organizacji, gospodarce, handlu itd. Ostatni rozdział, najkrótszy, poświęciłem dynastii Giedyminowiczów, tym samym po części także roli, jaką odegrała ona w dziejach Litwy.

To, co napisałem, jest – jakże skromnym – hołdem złożonym tym nieżyjącym badaczom, z których dzieł dawno temu uczyłem się poznawać dzieje Litwy i unii polsko-litewskiej. W pamięci mam wszystkich historyków, różnej narodowości, może zwłaszcza litewskich, ponieważ pisali o swych dziejach ojczystych, ale rozpoczynałem, pełen podziwu i fascynacji, od zgłębiania polskiej historiografii. Bez książek i rozpraw napisanych przede wszystkim przez A. Lewickiego, A. Prochaskę, O. Haleckiego, K. Chodynickiego, H. Łowmiańskiego, H. Paszkiewicza, L. Kolankowskiego, S. Zajączkowskiego, S.M. Kuczyńskiego i J. Ochmańskiego niniejsza praca zapewne nigdy by nie powstała.

Bałtowie i początki Litwy

W schyłkowym neolicie (III–II tysiąclecie przed Chrystusem) nad Bałtyk z południa i południowego zachodu przeniosły się plemiona indoeuropejskie. Część ludności kultury ceramiki sznurowej i kultury toporów bojowych zasymilowała się z dawnymi mieszkańcami dzisiejszej Litwy. Z tego połączenia dojść miało do powstania Bałtów.

Nazwa „Bałtowie” powstała po trosze przynajmniej z konieczności. Zadecydowała potrzeba określenia w jakiś sposób wspólnym mianem grupy ludów indoeuropejskich, skoro przy okazji wyodrębniono wspólną grupę językową. Początkowo zaproponowano nazwę „grupa języków estyjskich”, ale wkrótce okazało się, że jest ona mało czytelna i może wprowadzać w błąd. Dlatego pojawiło się określenie „Bałtowie”, nawiązujące do nazwy Morza Bałtyckiego. Nad nim bowiem mieszkała znaczna część plemion, których miało to dotyczyć, i określenie to było związane z przekazami źródeł informujących o wyspie Baltii leżącej na Morzu Północnym, zasobnej w jantar (Ksenofont z Lapsakos), oraz innej „bursztynowej” wyspie, także zwanej Baltia – alternatywnie zaś Basilia lub Abalus (Pliniusz Starszy). Ojcem chrzestnym pojęcia „Bałtowie” był niemiecki, dziewiętnastowieczny orientalista i filolog Georg H.F. Nesselmann. W następnym stuleciu termin ten upowszechnił łotewski językoznawca Jānis Endzelīns.

W XIX wieku August J.G. Bielenstein wysunął hipotezę, że autochtonami nad Bałtykiem byli Łotysze podbici przez fińskich Kurów i Liwów, którzy przybyli zza morza. Dziś ta koncepcja jest nie do utrzymania, pomijając inne względy, także dlatego, że sami Kurowie, jak obecnie wiadomo, byli Bałtami. Zdaniem Henryka Łowmiańskiego wyrażonym przed II wojną światową, bezpośrednim poprzednikiem Bałtów, którzy wcześniej mieszkali nad Dnieprem i Prypecią, był jakiś lud pochodzenia fińskiego. Tuż po zakończeniu wojny Franciszek Bujak wysunął koncepcję mówiącą o tym, że poprzednikami Bałtów byli słowiańscy Wenetowie pozostający na obszarach późniejszej Litwy aż do V wieku, potem wyparci lub wchłonięci przez Litwinów. Pisząc I tom swych monumentalnych Początków Polski, H. Łowmiański uważał wprawdzie podobnie jak F. Bujak, że Wenetowie byli dawnymi indoeuropejskimi mieszkańcami przyszłej Litwy i Łotwy, ale stanowili odrębny lud zarówno od Słowian, jak i od Bałtów. Trzy lata później jego znakomity uczeń Jerzy Ochmański doszedł do wniosku, że kulturę ceramiki sznurowej i groby szkieletowe trzeba przypisać Wenetom, nie Bałtom. Tych ostatnich historyk łączył z kulturą ceramiki kreskowej i grobów ciałopalnych. Dodawał, że przemiana kulturowa, do jakiej doszło, nie mogła się dokonać w ramach jednej grupy etnicznej. Wenetowie współżyli z Bałtami od czasu ich przybycia, następnie zostali przez nich wchłonięci, ale jakieś pozostałości tego ludu, które przetrwały nad Windawą, sięgają jeszcze XIII wieku, skoro po raz ostatni wspominał o nich Henryk Łotysz.

Na początku lat sześćdziesiątych XX wieku sądzono również, że najdawniejszą grupą etniczną, która zajmowała tereny przyszłej Litwy, miała być ludność ugrofińska o kulturze ceramiki grzebykowej. Twierdzono, że u zarania II tysiąclecia pojawił się nowy lud o kulturze ceramiki sznurowej i grobów szkieletowych, rozprzestrzeniając się na obszarach Europy Wschodniej i Środkowej. Jeden z odłamów tej kultury rozłożony między Bałtykiem a górną Wołgą i Oką uznano za przykład kultury probałtyjskiej. Z niej w epoce brązu miały się wyłonić plemiona wschodnich i zachodnich Bałtów, przodków Litwinów, Jaćwięgów i Łotyszy (Petras Kulikauskas, Regina Kulikauskienė, Adolfas Tautavičius).

Współcześnie przyjmuje się, że nad Bałtykiem najprawdopodobniej pojawiły się dwie fale kultury ceramiki sznurowej, z których pierwsza nie pozostawiła po sobie wyraźnych śladów, druga zaś, zdecydowanie silniejsza czy lepiej rozwinięta, zdominowała kultury lokalne. Podkreśla się również, powtórzmy za Albinasem Kuncevičiusem, co zresztą nie powinno dziwić, że formowanie się Bałtów było procesem długim, którego nie da się prześledzić w sposób, który nie wywoływałby wątpliwości lub nie pobudzałby do stawiania pytań.

W II tysiącleciu przed Chrystusem Bałtowie zajmowali tereny między Bałtykiem a dorzeczem górnej Oki. Zasiedlali ogromny obszar – współczesną Litwę, Łotwę, Białoruś, północno-zachodnią Ukrainę, zachodnią Rosję (ziemię smoleńską, okolice Pskowa, Moskwy i Kurska), byłe Prusy Wschodnie i północną Polskę. Dzielili się, jak wolno sądzić, na trzy odłamy: wschodni rozpościerający się między Oką i Wołgą a Dnieprem, środkowy na terenie dzisiejszej Białorusi i zachodni nad Bałtykiem. Na początku drugiej połowy I tysiąclecia po Chrystusie rozpoczęła się ekspansja Słowian wschodnich, która najpierw odcięła część wschodnich Bałtów od środkowych, a w VII–VIII wieku przejęła całkowitą kontrolę nad zamieszkanymi przez nich terenami. Krywicze opanowali ziemie leżące nad środkową Dźwiną i Smoleńszczyznę, natomiast Dregowicze ziemie położone na północ od Prypeci. O wiele więcej szczęścia mieli Bałtowie zachodni, którzy w swej etnicznej odrębności przetrwali przez kilka następnych stuleci.

O Bałtach, określając ich mianem Aestów (aestiorum gentes), jak się powszechnie sądzi, w I wieku pisał Tacyt, umiejscawiając ich po prawej stronie Morza Swewskiego (dextro Suevici maris), czyli Bałtyku, dodając, że zwyczajami przypominają Swewów, językiem zaś Brytów. W VI wieku Aestów wspominał Jordanes w swej Getice, twierdząc, że byli ludem bardzo spokojnym, który zamieszkiwał wielce rozległe tereny położone na wschód od oceanu, czyli Morza Bałtyckiego, aż do sąsiadującego z nim na południu ludu, zwanego Acatziri, związku plemion huńskich, który nie podążył do Panonii, pozostając w dorzeczu Donu i dolnego Dniepru.

Na podstawie materiałów, którymi dysponujemy, można stwierdzić, że w następnym tysiącleciu Bałtowie zamieszkiwali osady uznawane za wczesne grodziska pozbawione silnych umocnień. Niekiedy wokół osady usypywano wał i wykopywano rów, niekiedy palisadę z pali zbijanych prostopadle, które przeplatano gałęziami. W jednym grodzisku mieszkało od trzydziestu do stu osób. W epoce brązu pojawiły się charakterystyczne później dla Bałtów grodziska, które były umocnionymi osiedlami zakładanymi na otoczonych rzekami pagórkach, na półwyspach na jeziorach, rzadziej na samodzielnych wzniesieniach. Z czasem przekształciły się one w drewniane grody. Najważniejszym towarem, który Bałtowie wymieniali na brąz, był bursztyn.

Zwyczaj ciałopalenia zmarłych pojawił się na terenie przyszłej Litwy, stanowiąc chyba wzorzec, który przyszedł z terenów naddunajskich. Początkowo obejmował obszary współczesnej zachodniej Litwy i byłych Prus Wschodnich. Później, we wczesnej epoce żelaza, upowszechnił się na terenie całej Litwy. W następnych wiekach umocnił się w środkowej Litwie (VII–VIII wiek), najdłużej zaś utrzymał się na Żmudzi (nawet do XII wieku). Taką chronologię wskazuje archeologia. Skądinąd wiemy, że przez niemal cały wiek XIV na Litwie palono zmarłych przedstawicieli panującej dynastii. Czy był to wyłącznie „ekskluzywny” sposób grzebania, traktowany jako wyróżnienie i przywilej dotyczący jedynie panującego, tego, rzecz jasna, rozstrzygnąć nie sposób. Bałtowie palili nie tylko zmarłych ludzi. Piotr z Dusburga świadczy o tym, że elity Bałtów były bardzo przywiązane do psów i ptaków myśliwskich, co powodowało, że palono je na stosie razem ze zwłokami właściciela. Kilkadziesiąt lat później Wigand z Marburga informował, że podczas pogrzebu Kiejstuta spalono jego psy. Ciałopalenie zmarłych nie upowszechniło się jednak u wszystkich Bałtów, skoro wiemy, że Semigalowie nigdy nie palili swych zmarłych.

Podstawową jednostką gospodarczą była, według H. Łowmiańskiego, mała rodzina licząca pięć osób (rodzice plus troje dzieci), według A. Kuncevičiusa, duża rodzina, a kilka takich rodzin tworzyło ród. Podstawowym zajęciem ludności była hodowla bydła, ale również trzody chlewnej i koni, dodatkowym – myślistwo i rybołówstwo. Z kolei o zajęciach rolniczych niewiele wiadomo, chociaż wydaje się, że uprawiano zarówno zboża, jak len i konopie.

Z czasem następowały znaczne zmiany. Pierwsze wyroby żelazne docierały do Bałtów w VII–VI wieku przed Chrystusem (samodzielnie produkować żelazo nauczyli się dopiero w pierwszych wiekach po Chrystusie). Hodowla nadal stanowiła główne zajęcie ludności, ale wzrastała rola rolnictwa. Uprawiano jęczmień i pszenicę jarą, które wysiewano na wypalonych obszarach leśnych (rolnictwo żarowe). Umiejętność wyrabiania żelaza spowodowała, że rolnictwo stało się głównym zajęciem Bałtów. Przy okazji ożywił się handel z obszarami sąsiednimi oraz z imperium rzymskim. Z krajów bałtyckich importowano metale kolorowe (brąz i srebro), eksportowano futra, skóry, wosk, bursztyn i wyroby rzemieślnicze.

W okresie rzymskim (I–IV wiek) część grodzisk zaczęto umacniać i przekształcać w grody. Kształt nie stanowił zasadniczej różnicy w porównaniu z poprzednimi, ponieważ nie wprowadzano jakichś zasadniczych zmian, ale znacznie zmieniała się wartość obronna. Powstawały wały ziemne o wysokości 1,5–2,5 metra, przed którymi najczęściej wykopywano rów. Podstawę rozwoju nadal stanowiło rolnictwo – uprawiano pszenicę, jęczmień, żyto, owies, proso. Z rolnictwem związana była hodowla. Powstawały nowe rodzaje rzemiosła, przede wszystkim pojawiła się produkcja biżuterii. Kilka wieków później (przyjmuje się, że mogło to nastąpić w VII–VIII wieku) zaczęło się pojawiać prymitywne rolnictwo orne, którego upowszechnienie przypada na przełom X i XI wieku. Zaczęto używać drewnianych radeł ciągnionych przez woły, być może także stosowano trójpolowy system uprawy roli, co nie oznacza, że zrezygnowano z dawnego sposobu uprawy ziemi.

Zdaniem H. Łowmiańskiego Bałtowie nie znali handlu niewolnikami w szerszym tego słowa znaczeniu, ponieważ, jak się zdaje, podczas wypraw łupieskich zabijali wszystkich mężczyzn. Do niewoli brali wyłącznie kobiety, być może także dzieci. Branki wojenne, domyślał się historyk, które nie zostawały żonami zdobywców, mogły być główną pozycją handlu niewolnikami, co sugerują przykłady znane z kroniki Henryka Łotysza odnoszące się do Ozylijczyków.

W swych mistrzowskich i niedościgłych Studiach nad początkami społeczeństwa i państwa litewskiego H. Łowmiański wprowadzał podział Bałtów. Pisał, że dzielili się oni na:

1) szczepy (łotewski, litewski i pruski);

2) terytoria plemienne: Łotysze (Letgalowie, Kurowie, Semigalowie, Selowie/Zelonowie); Litwini: Żmudzini i Auksztocianie; Prusowie (9 plemion: Pomezanowie, Pogezanowie, Warmiowie, Natangowie, Sambowie, Nadrowowie, Skalowie, Sudowowie/Sudowie, Bartowie);

3) ziemie, które obejmowały kilka włości;

4) włości – dzieliły się na nie plemiona albo bezpośrednio, albo pośrednio przez ziemię;

5) okręgi grodowe – dwa lub więcej w jednej włości.

Nie wchodząc w szczegóły, dodajmy, że współczesna nauka inaczej definiuje szczep i plemię. Powstanie związków plemiennych u Bałtów datowane jest na okres rzymski. W źródłach pisanych najwcześniej pojawili się Bałtowie zachodni, czyli Prusowie (tak nazywano ich od IX wieku, wcześniej zwano ich Estami) i pokrewne im plemiona. Teren zamieszkany przez Prusów składał się z dziewięciu ziem. Patrząc na nie z kierunku zachodniego, były nimi: Pomezania (zachodni obszar ziem pruskich nad Wisłą), Pogezania (na północny wschód od Pomezanii do rzeki Serija), Warmia (na wschód od Pogezanii do Natangii i Barcji), Natangia (na wschód od Warmii po Pregołę i Łynę), Sambia (na północ od Natangii, na półwyspie między Zalewami Wiślanym a Kurońskim, na wschód od rzeki Dejmy), Barcja (na południowy wschód od Natangii i Warmii, w zlewisku prawych dopływów Łyny), Galindia (na południe od Barcji, w basenie Wielkich Jezior Mazurskich), Nadrowia (na wschód od Zalewu Kurońskiego, w całym górnym dorzeczu Pregoły), Skalowia (między Nadrowią a Żmudzią). Zdaniem niektórych historyków Skalowia i Nadrowia były zamieszkałe przez Litwinów.

W skład zachodnich Bałtów wchodziły również plemiona jaćwieskie mieszkające na wschód od Prusów, między środkowym Niemnem, Szeszupą, Narwią a jeziorami mazurskimi. Różnojęzyczne źródła wymieniają nazwy Sudawów (na wschód od Galindii i Nadrowii, na północ od Litwy), Jaćwięgów, Polekszan i Dajnawów, co może świadczyć o tym, że tworzyli oni związek plemienny. Zachodnimi Bałtami byli także Kurowie, „plemię najokrutniejsze”, jak nazywał ich Adam z Bremy, którzy posługiwali się językiem pośrednim między zachodnio- a wschodniobałtyjskim. Mieszkali w północno-wschodniej części Litwy i na południowo-zachodnich wybrzeżach Zalewu Kurońskiego. Na wschód od Kurów żyli Żmudzini, którzy na północnym wschodzie graniczyli z Semigalami, na wschodzie, w okolicach Szuszwy i Ejragoły, z Auksztotami, na południu ze Skalowami. Według A. Tautavičiusa ich praojczyzną były zachodnie ziemie żmudzkie, pozostałe części historycznej Żmudzi należały do Auksztoty. Zdaniem R. Kulikauskienė praojczyzna leżała w dolnym biegu Niewiaży i Niemna. Semigalowie na zachodzie graniczyli z Kurami, na północy sięgali Zatoki Ryskiej, nad Dźwiną sąsiadowali z Liwami, na wschodzie z Selami, na południu ze Żmudzinami. Selowie zamieszkiwali obszar położony na wschód od Semigalów, prawdopodobnie na lewym brzegu Dźwiny, na wschodzie granicząc ze słowiańskimi Krywiczami, na południu z Litwinami, na północy z Letgalami. Ci ostatni rozciągali się na północ od Dźwiny, na współczesnym terytorium wschodniej Łotwy. Byli najliczniejszym plemieniem w Inflantach. Na południu sąsiadowali z Selami, na zachodzie z Liwami, na północy z Estami, na wschodzie z Pskowem i Krywiczami.

Językoznawcy wyróżniają dwie grupy języków bałtyjskich: zachodnią (pruski, jaćwieski, galindyjski) i wschodnią (litewski, łotewski, kuroński, seloński, zemgalski, żmudzki, łatgalski). Pod koniec lat pięćdziesiątych XX wieku Boris Sieriebriennikow zaproponował wyodrębnienie jeszcze jednego, zaginionego języka bałtyjskiego, który wiązał z ludem Goliad’ występującym nad rzeką Protwą, dopływem Oki, wspominanym przez latopisy ruskie w XII wieku. Ten lud albo przybył nad górną Okę po pokonaniu pruskiej Galindii przez polskie rycerstwo podczas krucjat z XI wieku, albo przetrwał w rodowych siedzibach, zachowując tożsamość językową i kulturową. Mimo znacznych różnic językowych najprawdopodobniej Bałt wschodni mógł się bez większego trudu porozumiewać z Bałtem zachodnim, w każdym razie w sprawach dotyczących podstawowych problemów życia codziennego.

Żadne z plemion bałtyjskich, wyłączając mieszkańców przyszłej, szeroko pojętej Litwy (Auksztocianie i Żmudzini), nie potrafiły stworzyć organizacji państwowej. Nie sposób dopatrzeć się samodzielnych władców ani żadnych ośrodków, nazwijmy je za Januszem Bieniakiem, dyspozycyjnych u plemion łotewskich, u Jaćwięgów (Aleksander Kamiński) czy u Prusów, u których na taki stan rozwoju wskazują źródła odnoszące się do X–XII wieku. Znamy działających wśród nich „naczelników”, którzy nierzadko byli ludźmi bardzo wybitnymi i wpływowymi, ale powierzana im misja miała ograniczony czasowo charakter. Nie zdołała przekształcić się w coś więcej.

W przypadku Litwy stało się inaczej, oczywiście z różnych powodów, ale nie bez znaczenia jest, jak sądzę, pewna obserwacja, której dokonał Henryk Łotysz w swej doprowadzonej niemal do końca trzeciej dekady XIII wieku kronice. Doskonale wiedział, że Litwini byli nad Bałtykiem najpotężniejszym plemieniem, którego pozostałe bardzo się obawiały, a chcąc znaleźć jakieś antidotum na ciągłe zagrożenie ze strony litewskiej, godziły się przyjmować chrzest. Jedynie tytułem przykładu, nie rozwodząc się nad nimi, przywołam trzy tego typu wydarzenia z jego Chronicon Lyvoniae. Mieszkańcy Ikeskoli (włość naddźwińska) zdecydowali się przyjąć chrzest z rąk biskupa Meinharda z Segeberga w zamian za pomoc przeciw Litwinom. To samo uczynili mieszkańcy Holme. Mieszkańcy Mesyote (włość semigalska) zwracali się z prośbą do biskupa Alberta von Buxhövdena, prosząc o pomoc przeciw gnębiącym ich napadami Litwinom. Inna rzecz, że gdy zagrożenie mijało albo przynajmniej na jakiś czas stawało się mniej realne, nowe wyznanie porzucano. Szukanie pomocy innych plemion przeciw Litwinom nie było czymś specyficznym, nie oznaczało, że tylko oni siali wśród innych postrach. Henryk Łotysz informuje, że Letgalowie ochrzcili się w 1208 roku, a jednym z powodów podjęcia decyzji o przyjęciu chrztu było poszukiwanie pomocy przeciw Liwom i Estom.

Litwini, wbrew temu, co w połowie drugiej dekady XX wieku zasugerował Witold Kamieniecki, nie przybyli do swych ostatecznych siedzib zza morza. Kilkanaście lat później ten domysł odrzucił Fryderyk Papée, słusznie argumentując, że Litwini „nigdy nie mieli skłonności morskich i byli zawsze pod tym względem uprzedzani przez sąsiadów, nawet przez Finów”. Wkrótce w ten sam sposób zareagował H. Łowmiański, podkreślając, że Litwini nie dali się poznać jako żeglarze morscy. Nie udało im się umocnić nad morzem, dlatego – niejako z konieczności – stali się, jak to barwnie i zarazem trafnie określa Edvardas Gudavičius, „lądowymi wikingami” („sausumos vikingai”). Pomimo tego, co głosił białoruski badacz Mikalaj I. Jermalovič, Litwa nie powstała na terenie współczesnej Białorusi (wrócę do tego w jednym z kolejnych rozdziałów), wykształciła się niemal w samym centrum obszaru zajmowanego przez wszystkich Bałtów.

W okresie plemiennym „ziemia Litwy” (w wąskim tego słowa znaczeniu) znajdowała się między Niemnem a Wilią. Kwestią dyskusyjną jest, czy należały do niej prawobrzeżne tereny środkowej Wilii. Na wschodzie i południu sięgała górnego biegu Niemna. Na północ od Litwy, posuwając się ze wschodu na zachód, leżały Nalszczany, Dziawołtwa, Upita i niewielka ziemia nad Wilią. W dorzeczu prawych dopływów górnego Niemna znajdowała się Żmudź, która była, cytując Zigmantasa Kiaupę, „specyficzną całością mniejszych ziem, połączonych przez istniejących już wtedy kunigasów żmudzkich. Źródła trzynastowieczne wymieniają Korszów, Knituvę, Miedniki, Rosienie, Ejragołę, Ławków oraz przydzieloną Żmudzi ziemię Szawle”.

Edvardas Gudavičius, biograf Mendoga, wyodrębniał pięć głównych ziem, które Litwa posiadała na początku XIII wieku: Litwę właściwą, Dziawołtwę, Nalszczany, Upitę i Wilię. Poza nimi kilka dalszych – Szawle, Korszów i dobra żmudzkie. W liście skierowanym do Zygmunta Luksemburskiego w 1420 roku Witold wyjaśniał, że terra inferior, czyli Żmudź, swą nazwę zawdzięcza położeniu, ponieważ znajduje się niżej, natomiast terra superior, czyli Auksztota, leży wyżej. Wśród wielu prób wyjaśnienia tych dość zagadkowych określeń pojawiła się hipoteza, że chodziło o określenie położenia względem Niemna. Żmudź leżała w dorzeczu dolnego, Auksztota wyższego biegu tej rzeki (Hans Mortensen). Kwestii tej w sposób jednoznaczny wyjaśnić, co oczywiste, nie można. W rzeczywistości Żmudź była zarówno dolinna, jak wyżynna (w centrum). Z kolei kronikarz Maciej Stryjkowski wyróżnił „Litwę zawilejską” i „Litwę powilejską”. Pierwsza znajdowała się na północ od Wilii, czyli obejmowała część dawnego powiatu wileńskiego, powiat wiłkomierski i brasławski. Druga oznaczała tereny leżące na wschód od Wilna, czyli powiaty oszmiański i święciański.

Interesująco przedstawiają się także opinie historiografii definiującej pojęcie „Litwa właściwa”. Matfiej Ljubavskij uważał, że „Litwa właściwa” obejmowała wyłącznie Auksztotę i dopiero na przełomie XV i XVI wieku zaliczano do niej również ziemie ruskie zajęte przez Litwę ok. połowy XIII wieku i przez nią kolonizowane. A zatem, jego zdaniem, w skład „Litwy właściwej” (ściślejszej) wchodziły – powiat Brasław należący do województwa wileńskiego, Ruś Czarna z Nowogródkiem, Wołkowyskiem, Słonimem, Zdzitowem i Grodnem oraz Mińsk – ściślej podporządkowany Litwie za czasów Witolda – zaliczane do województwa wileńskiego. Inaczej rzecz traktował Stanisław Kutrzeba, dla którego „Litwa ściślejsza” to Auksztota i Żmudź, a więc cała Litwa etniczna oraz Brasław, Ruś Czarna, Mińsk i Podlasie. Szerzej termin Lithuania propria potraktował Władysław Pociecha, przekonując, że obejmował on Litwę w granicach województw wileńskiego i trockiego, Ruś Czarną, Mińsk, Podlasie z Brześciem, Polesie, Mohylew, Mścisław, włości ruskie nad Berezyną, średnim Dnieprem i górną Sożą. Kazys Pakštas widział ten termin w znaczeniu ściśle etnicznym, włączył do Lithuania propria Żmudź, część Podlasia w okolicach Sokółka–Białystok, przesuwał granicę Litwy etnograficznie za południowy brzeg Niemna, ponieważ część powiatów nowogródzkiego i wołkowyskiego była zasiedlona przez Litwinów. Natomiast J. Ochmański twierdził, że granice Lithuania propria, które można określać na podstawie źródeł z XV–XVII wieku, odpowiadały granicom państwa litewskiego z czasów rządów Mendoga – dwa województwa etnicznie litewskie: wileńskie i trockie, Brasław, Mińsk, Nowogródek z tzw. Rusią Czarną (Wołkowysk, Słonim, Kamieniec) i Grodno. Ziemie włączone później (Połock, Witebsk, Kijów) zachowały swą odrębność, czyli funkcjonowały na zasadzie odrębnych dzielnic.

Na podstawie wzmianek pochodzących ze źródeł inflanckich i ruskich H. Łowmiański sądził, że Auksztota (po raz pierwszy wymieniona w kronice Piotra z Dusburga w relacji z lat 1294–1300) obejmowała trzy lub cztery ziemie: Nalszczany (Nalsen), Dziawołtwę, tzw. ziemię litewską oraz Upitę (terra Opiten). Tę ostatnią, która graniczyła z Semigalią i najprawdopodobniej należała do niej włość laudańska, wymieniało wprawdzie tylko jedno źródło, ale ważne – dokument arcybiskupa ryskiego Alberta Suerbeera pochodzący z 1254 roku. Nalszczany, zdaniem znakomitego badacza, ciągnęły się od pogranicza inflanckiego daleko w głąb Litwy, aż do ziemi położonej na lewym brzegu Wilii, czyli tzw. ziemi litewskiej, później obejmowały powiaty brasławski i oszmiański. Nie przekonało to Henryka Paszkiewicza lokalizującego Nalszczany w północno-wschodniej części Auksztoty, niedaleko Inflant, i przeświadczonego o tym, że zajmowały o wiele mniejszy obszar, niż sugerował to H. Łowmiański. Dziawołtwa po raz pierwszy pojawiła się w źródłach w 1219 roku. Nazwa pochodziła od grodu leżącego pod Wiłkomierzem, obejmowała późniejszy powiat wiłkomierski i część wileńskiego po Wilię, a na północy od tej rzeki sięgała po granice powiatów oszmiańskiego i brasławskiego. Do niej należał również przyszły powiat kiernowski. Tak zwaną ziemię litewską H. Łowmiański sytuował w widłach Niemna i Wilii, w przybliżeniu obejmowała tereny późniejszego księstwa trockiego, ale znacznie od niego mniej rozległe. Ziemie nalszczańska i litewska zajmowały wschodnią część Auksztoty.

Żmudź znajdowała się na obszarze obejmującym ok. 20 tysięcy kilometrów kwadratowych, czyli była dwukrotnie mniejsza od Auksztoty. Po raz pierwszy wymieniono ją w źródłach, podobnie jak Dziawołtwę, w 1219 roku. Sądzi się, że znane z postanowień pokoju mełneńskiego z 1422 roku granice Żmudzi niewiele tylko odbiegały od granic z epoki plemiennej. W XIII i XIV wieku na Żmudzi istniały trzy ziemie: Ceclis, Korszów, sięgając pod Kłajpedę i Niemen, oraz Miedniki, chociaż nie można wykluczyć, że tych ziem było jednak więcej (H. Łowmiański).

Dyskusję wywoływała kwestia określenia rzeki granicznej rozdzielającej Auksztotę od Żmudzi. Wymieniano Niewiażę lub Dubissę, lecz wskazywano również rzekę Świętą. Zdaniem Stanisława Zajączkowskiego granicę litewsko-żmudzką stanowiły Niewiaża i Ławena, prawy dopływ Muszy. Henryk Łowmiański, co zresztą spotkało się z wątpliwościami zgłoszonymi przez S. Zajączkowskiego, uważał, że wschodnią granicą Żmudzi była dolna Niewiaża od jej ujścia do Niemna po okolicę Jaswojni i Łabunowa, potem szła wzdłuż Szuszwy. Sama zaś Niewiaża w opinii wileńskiego, a późnej poznańskiego historyka była wprawdzie granicą oddzielającą Auksztotę od Żmudzi, ale stała się nią dopiero od drugiej połowy XIV wieku.

Dzięki badaniom H. Łowmiańskiego możemy również orientacyjnie wyznaczyć granicę polityczną litewsko-ruską z XII–XIII wieku. Pogranicze rozpoczynało się za Niemnem i Narwią, ciągnęło się aż po Dźwinę. Kresowymi grodami ruskimi były Wołkowysk, Słonim, Nowogródek, Mińsk, Zasław, Łohojsk. Na południowym wschodzie pogranicze raczej nie przekraczało linii Merecz–Ejszyszki, na wschodzie osadnictwo litewskie sięgało Lebiedziewa, na wschód od Ejszyszek siedziby litewskie kończyły się na wschodniej granicy późniejszego powiatu oszmiańskiego, w przybliżeniu na linii Trab–Świru, dalej sięgały niemal po Dźwinę. Starymi osadami ruskimi nad tą rzeką była Drysa i być może Druja.

Pierwsze korekty zaproponował H. Paszkiewicz, którego zdaniem w połowie XIII wieku najbardziej wysuniętym na północnym wschodzie terenem litewskim była włość upicka nad górną Niewiażą. Wbrew H. Łowmiańskiemu wątpił, żeby w XIII wieku Litwini mieszkali nad Dźwiną, od której Litwę dzielił graniczny pas leśnych pustkowi. Podobnie oponował przeciw opinii, że Brasław w tym czasie należał do Litwy. Uważał, że ziemia, na której z czasem powstał gród brasławski, leżała w głębi wielkiej puszczy oddzielającej siedziby Litwinów od ziemi połockiej. Pół wieku później ważne uściślenia wprowadził J. Ochmański badający litewską granicę etniczną na wschodzie. Jego zdaniem od Łohojska granica zarówno polityczna, jak i etniczna biegła na północ, zakręcała na Serweczą, mijała litewskie Dokszyce od wschodu, osiągała rzekę i najprawdopodobniej gród Dzisnę. Granicę stanowiła Zelwa na wysokości Wołkowyska, a północna część przyszłego powiatu wołkowyskiego pozostawała litewska.

Badając osadnictwo litewskie, H. Łowmiański dzielił je na trzy strefy: zachodnią, czyli żmudzką, środkową w kotlinie Niewiaży i południowo-wschodnią, auksztocką, mieszczącą się w dorzeczu średniego Niemna (wraz z Wilią). Żmudź sięgała na wschód po średnią Windawę i Dubissę; północno-wschodnią odnogą osadnictwa żmudzkiego była ziemia szawelska. Osadnictwo nadniewierskie zajmowało obszar kilka razy mniejszy od żmudzkiego, znajdowało się w dorzeczu średniej Niewiaży, między dolnym jej biegiem a dolną Wilią. Strefa osadnictwa auksztockiego obejmowała dwa obszary: nadniemeński w dorzeczu średniego Niemna oraz nadwilejski.

Według szacunkowych obliczeń H. Łowmiańskiego, Litwa pod koniec epoki plemiennej przy obszarze 58 tys. km² liczyła nie mniej niż 170 tys. mieszkańców, co dawałoby średnią zaludnienia ok. 3 osób na kilometr kwadratowy. Dla porównania historyk przywoływał podobne szacunki dla Prus i Łotwy. W pierwszym przypadku obszar liczący 42 tys. km² zamieszkiwało ok. 170 tys. ludzi, co daje średnią 4 osoby na kilometr kwadratowy. W drugim zaś obszar porównywalny z Litwą zamieszkiwało ok. 145 tys. ludzi, co daje średnią zaludnienia 2,5 osoby na kilometr kwadratowy.

Uważa się, że nazwa Litwa pochodzi od niewielkiej rzeczki Lietauki, dopływu Wilii, płynącej ok. 30 kilometrów na północny zachód od Kiernowa (Kazimieras Kuzavinis). Początkowo znajdowało się tam niewielkie plemię, potem przyszłe, całe, rozrastające się państwo. Inaczej sądzi Artūras Dubonis, który nazwę wywodzi od słowa „lejta”, czyli koniuch, tj. specyficznej służby wykonywanej na dworze panującego. Natomiast Simas Karaliūnas uważa, że chodziło o ludzi tworzących orszak/świtę lub grupę wojskową, co w gruncie rzeczy mogłobyodpowiadać staroskandynawskiej instytucji lið.

Po raz pierwszy nazwa Litwa pojawiła się w Rocznikach kwedlinburskich w związku ze wskazaniem miejsca śmierci Brunona z Kwerfurtu w 1009 roku (in confinio Rusciae et Lituae). Natomiast Jan Długosz stwierdził, że świat po raz pierwszy usłyszał o Litwinach, dotychczas żyjących „w ukryciu”, w roku 1205. Najwcześniejsze dzieje Litwy nie znajdują odzwierciedlenia w jakiejś wielkiej ilości świadectw. Wraz z upływającym czasem przybywać będzie coraz więcej informacji, od pewnego momentu zmieniać zacznie się też ich charakter, przechodząc z lakonicznych w coraz bardziej rozbudowane. Początkowe dzieje Litwy związane były przede wszystkim – i ten fakt znajdował odzwierciedlenie w źródłach – z wysiłkiem militarnym, co nie powinno dziwić, ponieważ było czymś charakterystycznym dla wczesnego średniowiecza. Zwłaszcza że zbiegało się to z powstawaniem i krzepnięciem państw tzw. Młodszej Europy. Litwie ani wówczas, ani w najbliższej przyszłości nie udało się tego osiągnąć. W związku z tym trzeba mieć świadomość, że wszystko, co o niej można dla tamtego okresu napisać, dla wygody posługując się terminem Litwa, odnosi się wyłącznie do Litwinów i jakiejś formy zorganizowania ludności, która na jej terenie istniała.

Powieść lat minionych, biorąc pod uwagę interesującą nas część Europy, zaliczała Litwinów (obok m.in. Lachów, czyli Polaków, Rusinów, Letgalów, Prusów, Liwów, Semigalów i Kurów) do potomstwa Jafetowego. Przy okazji przekazała dodatkową, ważną i interesującą informację – Litwini (a poza nimi także np. Noroma, Liwowie, Kurowie i Semigalowie) dan dajut Rusi. Noroma to, zdaniem Vladimira T. Pašuto, po prostu Żmudź, w latopisach pojawia się bowiem określenie noroma sireč žemojt’. Cóż ta wzmianka, jeśli potraktować ją jako wiarygodną, oznacza? Oznacza, że jakaś część Litwy, albo inaczej: jakieś bardziej zorganizowane terytorialne organizmy znajdujące się na jej terenie (nie mogło bowiem chodzić o „całą” Litwę, w jakimkolwiek tego słowa znaczeniu, bo ta nie istniała, a jednocześnie trudno sobie wyobrazić, że można było sobie podporządkować każdy ośrodek, nawet ten najmniejszy) płaciły Rusi trybut. Płaciły, ponieważ miały do czynienia z silniejszym i znacznie lepiej zorganizowanym przeciwnikiem, i miały nadzieję, że złożona danina uchroni je od ponownego ataku. To samo można odnieść do informacji na temat Żmudzi.

Bardziej sceptycznie do świadectwa Powieści dorocznej podchodził H. Łowmiański, argumentując, że skoro nie ma innych śladów źródłowych takiego uzależnienia, mogło to dotyczyć ściągania trybutu przez drużyny Waregów w czasie jakiejś lub jakichś „dorywczych wypraw”. Inaczej być nie mogło, ponieważ Litwa nie znajdowała się w kręgu zainteresowań Normanów lub książąt ruskich, przede wszystkim dlatego, że leżała na obrzeżach ówczesnych tras komunikacyjnych. Wbrew temu jednak, co sądził ten historyk, istnieją inne źródła, które wspominają o daninach płaconych przez Litwę. Mówił o nich sławny Ilja Muromiec, główny bohater aż piętnastu z kilkudziesięciu staroruskich bylin. Wspominał w swej kronice pod rokiem 1205 Jan Długosz, pisząc, że po klęsce poniesionej w bitwie zaczęli podlegać Rusi, w daninie dając jej „pasy i łyko”. Niczego to nie rozstrzyga, ponieważ opinie obu ruskich źródeł równie dobrze mogły być wyłącznie przejawem zwykłej propagandy albo przechwałkami nie mającymi pokrycia w rzeczywistości. Natomiast Annales Długosza jako samodzielne źródło trudno jest w tej sprawie uznać za miarodajne. Nie do końca też chyba można się zgodzić z opinią H. Łowmiańskiego o braku zainteresowania Litwą ze strony Rusi, a szerzej rzecz ujmując, częścią ziem zajmowanych przez Bałtów.

Ta sama Powieść lat minionych mówi o wyprawie Jarosława Mądrego, którą poprowadził w 1038 roku przeciw Jaćwięgom. Tę informację znaleźć można również w kilku latopisach; Aleksiej A. Šachmatov przekonywał, że poprawną datą powinien być 1036 rok, ale tej korekty nie zaaprobowano w historiografii. Powieść doroczna wspomina również o tym, że syn Włodzimierza Wielkiego w 1040 roku ide na Litvu. Pierwsza „militarna” wzmianka o Litwie wywołała reakcję w historiografii. Trzeba przyznać, dość dyskusyjną. Zasłużony historyk, jakim był ksiądz Jonas Totoraitis, m.in. na jej podstawie stwierdził, że od 1040 do mniej więcej 1100 roku Litwa znajdowała się pod panowaniem Rusi. Słusznie H. Paszkiewicz uznał tę opinię za nieumotywowany domysł. Z kolei J. Ochmański zauważał, że forma obu wzmianek świadczyła o fiasku wypraw Jarosława, w przeciwnym bowiem razie autor źródła napisałby o zwycięstwie Rusinów. Być może (zwłaszcza że o wyprawie Jarosława Światopełkowicza przeciw Jaćwięgom w 1112 roku w Powieści dorocznej znajdujemy informację o tym, że ich zwyciężył), ale w takim rozumowaniu kryje się pewne niebezpieczeństwo postrzegania ówczesnej rzeczywistości w kategoriach, które do niej raczej nie przystają. Wydaje mi się, że najazdy ruskie na Litwę, podobnie zresztą jak na Jaćwież, nie nosiły cech aneksyjnych, ale sprowadzały się wyłącznie do działań, nazwijmy je, rabunkowych. Jarosław Mądry nie poprzestał zresztą na wspomnianej wyprawie. W 1044 roku raz jeszcze „poszedł na Litwę” (informowały o tym latopisy nowogrodzkie, Sofijskaja Iletopis’, Voskriesienskaja, Patriaršaja, Tverskaja i Tipografskij letopisec), chociaż być może w tym przypadku doszło, jak twierdził A. Šachmatov, do powtórzenia wiadomości z roku 1040 podanej pod niewłaściwą datą.

Kolejną wyprawę przeciw Litwie, już w okresie rozbicia dzielnicowego na Rusi, o której posiadamy informacje, podjął książę kijowski Mścisław Włodzimierzowicz w 1128 roku, pustosząc okolice Zasława, jak informuje późny, siedemnastowieczny Latopis hustyński. Ten sam książę w roku 1131 ponownie wszedł na Litwę, dewastował ją i wziął jeńców, o czym dowiadujemy się z Latopisu ławrientiejskiego. O tym samym czytamy w Twerskim latopisie pod rokiem 1130 oraz w Ipatiewskim latopisie, ale pod rokiem 1132. Najprawdopodobniej chodziło o jedno wydarzenie inaczej datowane. W następnych latach Litwini wyraźnie przejęli inicjatywę, a w każdym razie taki obraz wyłania się ze źródeł. Wydaje się, że główną rolę zaczęły odgrywać wewnętrzne uwarunkowania rozbitej Rusi. Coraz wyraźniejsza, coraz bardziej zajadła rywalizacja przedstawicieli dynastii Rurykowiczów niejednokrotnie ułatwiała, jak wolno sądzić, zadanie Litwinom. Najprawdopodobniej na ich korzyść działała również metoda zaskakiwania przeciwników, nieraz po prostu nieprzygotowanych dostatecznie do podjęcia szybkich i skutecznych działań obronno-ofensywnych. Poczynania Litwinów stają się też wyraźnie ukierunkowane, dotykając przede wszystkim Połocka, Nowogrodu i Pskowa. Na tej podstawie można się, jak sądzę, domyślać, skąd te ataki wychodziły. Wszystko przemawia za tym, że w grę musiały wchodzić tereny litewskie (auksztockie i żmudzkie, ponieważ ani autorzy latopisów ruskich, ani Henryk Łotysz nie wyszczególniali Żmudzinów – ten ostatni w ogóle używał wyłącznie określenia Letthones – a przecież na podstawie późniejszych wydarzeń wiadomo, że nie pozostawali oni ich biernymi obserwatorami).

W 1159 roku Litwini wspomagali księcia mińskiego, w 1162 pomogli mu pokonać księcia połockiego Rogwołoda. Z 1180 roku pochodzi informacja o posiłkach złożonych z Litwinów i Liwów, którzy wspomagali książąt witebskiego i połockiego spieszących z pomocą dla wielkiego księcia Światosława Wsiewołodowicza. W 1183 roku, jak informuje Novgorodskaja I letopis’, Litwini wyrządzają wiele szkód w ziemi pskowskiej. W roku 1190 przeciw Litwie wyruszał ówczesny książę owrucki Ruryk Wasyl Rościsławowicz, ale ostatecznie wyprawa nie doszła do skutku ze względu na niesprzyjające warunki atmosferyczne. Ponownie chciał to uczynić trzy lat później, ale i tym razem nic z tego nie wyszło, bo musiał toczyć boje z Połowcami. Obie te informacje przywołane przez Latopis ipatiewski, nie wchodząc w dyskusję na temat ich wiarygodności, tak czy inaczej zasługują na uwagę, przede wszystkim w związku z zasięgiem planowanych przez Ruryka Wasyla Rościsławowicza wypraw i ówczesnych siedzib Litwinów.

Zdecydowanie łatwiej zrozumieć i zaaprobować informację Latopisu nowogrodzkiego o zawartym w 1191 roku układzie Nowogrodu z Połockiem w celu zaatakowania Litwy lub „Czudzi”, czyli Estów. Oznaczało to najwidoczniej, że bliskie sąsiedztwo ludów bałtyjskich już w tym czasie bywało bardzo uciążliwe. Ale jak to zwykle bywa, sojusze nie trwają wiecznie. W 1198 roku ten sam latopis informuje o strachu Nowogrodu przed Litwinami i o wspólnym ataku Połoczan i Litwinów na Łuki (obecnie Wielkie Łuki). Ów strach musiał być uzasadniony i długotrwały, skoro właśnie w Łukach osadzony był książę, który miał bronić ziemię nowogrodzką przed atakami Litwinów. W 1200 roku jeden z takich zanotowanych przez źródło ataków zakończył się litewską klęską, gdy napastnicy łupili włości nowogrodzkie położone nad rzeką Łować. Poprzednia uwaga o nietrwałości sojuszy ma pełne i, chciałoby się powiedzieć, wszechstronne uzasadnienie, jeśli wziąć pod uwagę wiadomość zanotowaną w Chronicon Livoniae o wyprawie Litwinów przeciw Połockowi w 1201 roku. Niemal natychmiast nastąpiła zresztą połocka riposta, wykorzystująca obecność Litwinów pod Rygą. Z kolei w roku 1203 Litwini plądrowali ziemię czernihowską (tak H. Łowmiański korygował informację latopisu). A w 1205 roku zostali, po napaści na Ruś, całkowicie rozbici przez „synów Olega”. Ta raczej enigmatyczna informacja przywołana przez Długosza znajduje wprawdzie potwierdzenie w świadectwie latopisu (Łavrientiejskaja letopis’), ale ono jest dla odmiany bardzo lakoniczne.

Kolejne lata nie wprowadzały zasadniczych korekt naszkicowanego obrazu. Autor Annales pod 1207 rokiem ponownie zanotował nie do końca precyzyjną informację. Litwini znów łupili ziemie ruskie (czy położone na południu?), ale spotkali się z kontrą księcia kijowskiego Włodzimierza Rurykowicza (w rzeczywistości był w tym czasie, bardzo zresztą krótko, księciem perejasławskim), który – wspomagany przez pułki smoleńskie – w wielkiej bitwie rozbił napastników tracących przy okazji wielu „książąt”. Współdziałanie wojsk perejasławskich i smoleńskich na pierwszy rzut oka może wywoływać niedowierzanie, ale nie jest nieprawdopodobne. Włodzimierz Rurykowicz po kilku latach został księciem smoleńskim, a jego poprzednikiem był brat stryjeczny. Około 1209 roku Litwini wraz z Jaćwięgami najeżdżają ziemię włodzimierską, dokonując zniszczeń i tocząc bitwę pod Czerwieniem. Jeśli wziąć pod uwagę późniejszy, sławny układ litewsko-halicki z 1219 roku, o którym piszę w osobnym rozdziale, doprowadzający do zaprzestania ataków Litwinów, wydaje się, że musiały one być nie tylko dość częste, ale jednocześnie – ze względu na powodowane zniszczenia – zdecydowanie uciążliwe.

Początek drugiej dekady XIII wieku to ponowne aktywniejsze zainteresowanie Litwinów ziemiami połocką i nowogrodzką. Jego konsekwencją był układ zawarty w 1212 roku przez księcia połockiego Włodzimierza z biskupem ryskim Albertem von Buxhövdenem i Rygą przeciw Litwie (Henryk Łotysz pisze Woldemaro de Ploceke). Zaangażowanie się Inflant w ten sojusz łatwo zrozumieć, ponieważ Litwini, o czym wkrótce wspomnę, stali się problemem zarówno dla biskupa, jak i Kawalerów Mieczowych, zwłaszcza po układzie zawartym między nimi, który dzielił podporządkowywane terytoria w stosunku 2/3 do 1/3. Litwinów to nie ograniczało. Ani na tym kierunku działań, ani na innym. W 1213 roku byli pod Pskowem, chociaż zostali zmuszeni do ucieczki. O wyprawie litewskiej najprawdopodobniej skierowanej przeciw Nowogrodowi w roku 1216 wspominał Jan Długosz. Wówczas to książę Jarosław Wszewołodowicz i nowogrodzianie dognali Litwinów podczas odwrotu i zadali klęskę. W bitwie, zdaniem dziejopisa, miał zginąć książę toropecki Dawid, ale to pomyłka: Dawid Mścisławowicz zmarł w 1226 roku. Jarosław Wszewołodowicz, przyszły wielki książę kijowski, był w tym czasie księciem w Peresławiu Zaleskim, ale wcześniej, chociaż na krótko, przywołano go do Nowogrodu na knjaženije, co w następnych latach powtórzono. Długosz przy tej samej okazji wspomniał także o wielkiej klęsce zadanej Litwinom pustoszącym Połock i okolice przez księcia Mścisława Dawidowicza z rycerstwem smoleńskim. Mogło chodzić wyłącznie o Mścisława Mścisławowicza Udałego, księcia nowogrodzkiego w latach 1209–1215 i 1216–1218. Kilka latopisów ruskich wspomina, sądząc z treści, o tym samym, czego dotyczyła pierwsza wzmianka Długosza, ale datuje to wydarzenie dekadę później (np. Latopis woskriesienski i Troickaja latopis’). Być może o tym samym mówiła Novgorodskaja I letopis’, informując o zniszczeniach dokonanych przez Litwinów w 1217 roku w należącej do ziemi nowogrodzkiej włości szełońskiej. W następnym roku Litwini złupili część Pskowa (Chronicon Livoniae). W 1225 roku nowogrodzianie pod Uświatem dopadli wycofujący się spod Torżka oddział litewski „o niewidzianej przedtem sile”, odebrali mu łupy i dokonali rzezi (Novgorodskaja letopis’; Ławrientejskaja letopis’). Po pięciu latach Litwini ponownie pustoszyli ziemię nowogrodzką, raz jeszcze w 1234 roku, tym razem doznając jednak porażki pod Rusą (obecnie Stara Russa).

Henryk Paszkiewicz bez wątpienia trafnie przestrzegał, że nie wszystkie wyprawy ruskie kierowane przeciw Litwinom, o których mówią latopisy, musiały mieć miejsce. Być może, zwłaszcza że datacja wielu z nich bywa wadliwa, niektóre wyprawy odnotowywano pod różnymi datami. Czy to samo stwierdzenie można odnieść do wypraw litewskich kierowanych przeciw ziemiom ruskim? Trudno na to pytanie odpowiedzieć jednoznacznie, ale wykluczyć taką ewentualność niełatwo. Wspomniałem poprzednio, że cel tych ostatnich był wyłącznie rabunkowy, a przy okazji, co nie powinno dziwić, dochodziło także do mniej lub bardziej dotkliwych zniszczeń. Już dawno stwierdzono w historiografii, że Litwini szukali na Rusi tego, czego nie mieli u siebie. A w każdym razie nie mieli tego w nadmiarze.

Matfiej Ljubavskij dopowiadał, że cele wypraw ruskich kierowanych na ziemie litewskie były w gruncie rzeczy podobne. Przede wszystkim chodziło o futra, wosk i miód. Oponował H. Paszkiewicz, argumentując, że Rusini to wszystko mieli w nadmiarze u siebie, niepotrzebne były wyprawy łupieskie. W tak delikatnej kwestii trudno kruszyć kopie. Delikatnej dlatego, że jesteśmy skrępowani ilością i jakością źródeł. Polski historyk mógł mieć rację, chociaż z drugiej strony warto pamiętać, że nadmiar czegokolwiek rzadko bywa czynnikiem hamującym. Bardziej dyskusyjne jest inne stwierdzenie H. Paszkiewicza. Jego zdaniem wyprawy ruskie miały na celu ochronę zachodnich rubieży Rusi – ziemi grodzieńskiej i Podlasia. Gdyby wybitny historyk dodał, że chodziło o ochronę przed zniszczeniami, grabieżą i utratą brańców, nie byłoby sporu. Wydaje się jednak, że w jego stwierdzeniu kryła się sugestia czegoś więcej – zagrożenia politycznego, czyli innymi słowy (jeśli, rzecz jasna, dobrze odczytuję jego intencje, niczego mu nie imputując), używając terminologii nieznanej średniowieczu, obaw o integralność terytorialną. A to w żadnym razie, przy ówczesnej organizacji Litwinów i ich świadomości, w grę wchodzić nie mogło.

Litwini nie zadowalali się wyłącznie atakami na Ruś. To samo czynili w Inflantach. I czynili to, użyjmy w jakiejś mierze prowokacyjnego i dwuznacznego, ale w pełni oddającego istotę rzeczy określenia, z przyzwyczajenia. Lecz także, co łagodzi wspomnianą prowokacyjność, czynili to z konieczności. Postępowali tak przed pojawieniem się chrześcijan w Inflantach i później, ponieważ był to jeden ze sposobów egzystencji. Inni Bałtowie zachowywali się zresztą podobnie. A jeszcze później mieli po trosze przynajmniej ułatwione zadanie, ponieważ dla nikogo nie było tajemnicą, że Zakon Kawalerów Mieczowych, który miał być podporą biskupstwa ryskiego, bardzo szybko stał się najpierw jego rywalem, a następnie przeciwnikiem. Litwinów, dopowiedzmy od razu, i wówczas, i w kolejnych dekadach charakteryzowała doskonale opanowana umiejętność wykorzystywania oraz wygrywania najróżniejszych sprzeczności i konfliktów targających sąsiadami.

Pomijając czasy wcześniejsze, ale również atak litewski w 1185/1186 roku, ponieważ nastąpił przez mianowaniem Meinharda biskupem z siedzibą w Űxkűll, rozpocznijmy od przymierza, które Letthones zawarli z Rygą w 1201 roku, przygotowując się do wyprawy przeciw Semigalii. Ci Letthones Henryka Łotysza to bez wątpienia Auksztocianie, ale nie oznaczający wszystkich Litwinów, czyli całej Auksztoty, tylko, jak twierdził H. Łowmiański, z którym nie sposób się nie zgodzić, jakąś drobną jednostkę polityczną, terytorialną. Sojusz zakończył się tak szybko, jak szybko został zawarty. Litwini go zerwali, by wraz z Rusinami, innym razem z Liwami (1204), pustoszyć terytoria biskupstwa ryskiego z zadziwiającą częstotliwością – niemal rok w rok. W 1201, 1203 i 1204 roku. Jesteśmy w tym szczęśliwym położeniu, że nieoceniony Henryk Łotysz dostarcza pierwszorzędnego materiału faktograficznego. W roku 1205 wyruszyli do Estonii, ale tym razem w drodze powrotnej zostali pobici przez Kawalerów Mieczowych i wspomagających ich Semigalów. W następnym wspierali powstanie Liwów, którzy wprawdzie w 1205 roku uznali zwierzchność biskupa Alberta, ale wkrótce chwycili za broń. Pomoc litewska na niewiele się jednak zdała i Liwowie postanowili powszechnie przyjąć chrzest. Poza powstaniem wznieconym w Turaidzie w 1212 roku nie próbowali porzucać nowego wyzwania, co innym plemionom się zdarzało.

W 1207 roku Litwini urządzili wyprawę łupieską na dobra biskupa ryskiego; gdy wracali, zostali rozbici pod Ascheraden przez siły zakonne, biskupie oraz Liwów i Estów. Z powodu dotychczasowych kłopotów w 1209 roku biskup Albert zbudował zamek w Kokenhusen (Kokenhausen) nad Dźwiną, traktując go jako strażnicę przeciw Litwinom i Rusinom. W następnym roku, gorąco namawiani przez Semigalów, rycerze chrześcijańscy pociągnęli na ziemie litewskie, ponosząc wielką porażkę. Po roku Litwini przystąpili do czasowej koalicji plemion inflanckich (Kurowie, Estowie, Semigalowie) i Połoczan, atakując Rygę i Kokenhusen. W 1213 roku zawarli pokój z chrześcijanami, ale bardzo szybko go złamali, pustosząc Latgalię, ostatecznie zostali rozbici przez mistrza Kawalerów Mieczowych Volkwina von Naumburga w okolicach zamku Lennewarden. Po raz kolejny Litwini uderzają na Kokenhusen w 1215 roku, a w następnym roku w porozumieniu z Połockiem przygotowują wyprawę przeciwko Rydze. Według Livländische Reimchronik, najprawdopodobniej w roku 1219, bo data nie jest pewna, Litwini wyprawili się do Estonii. W tym samym roku najechali Inflanty w czasie, gdy oddziały niemieckie pustoszyły Estonię i Ozylię. Novgorodskaja letopis’ i Chronicon Livoniae przywołały informację, że w 1221 roku Litwini i Nowogrodzianie napadli na Liwonię i bezskutecznie oblegali zbudowany w 1209 roku zamek Wenden (Kieś) w Letgalii.

Od tego czasu następuje wyraźne odprężenie, brak bowiem wiadomości o najazdach litewskich w Inflantach. Przypuszcza się, że mogło to wynikać z ponownie większego zainteresowania Nowogrodem. To jednocześnie potwierdza wcześniej wyrażoną sugestię, że Litwini nie przywiązywali się zanadto do zawieranych sojuszy, traktując je wyłącznie jako rozwiązania taktyczne. I zarazem, jak sądzę, wskazuje w sposób bezsporny na brak jakiejś myśli przewodniej tych działań, takiej, jaką widać będzie w postępowaniu rządzących państwem litewskim, gdy ono już się wyłoniło. Nie jest to, dodajmy, wartościowanie, to jedynie stwierdzenie faktu. Zarazem coś bardzo naturalnego – decydowały interesy poszczególnych grup Litwinów, nieskoordynowane albo rzadko koordynowane z innymi grupami. Na to było jeszcze zbyt wcześnie. W 1225 roku, jak donosił Henryk Łotysz, Litwini (w znaczeniu, pamiętajmy, bo to ważne spostrzeżenie, jakaś ich grupa) zawarli pokój z Rygą i przez pewien czas ściśle go przestrzegali. Sądzi się, że powodem mógł być niepokój związany z sukcesami odnoszonymi przez chrześcijan w Estonii. Brak innych wzmianek może świadczyć o tym, że wspomniany pokój utrzymano mniej więcej aż do roku 1229. Wówczas to bowiem odnotowano wyprawę odwetową mistrza Volkwina von Naumburga poprowadzoną na terytorium Nalszczan za pomoc Litwinów (a zatem tych z Nalszczan) udzieloną Semigalom walczącym z Zakonem Kawalerów Mieczowych.

Najpóźniej nastąpiło zainteresowanie Litwinów rozbitą na dzielnice Polską. Wprawdzie w historiografii pojawiły się opinie, że kontakty Polski z Litwinami miały zdecydowanie wcześniejszą metrykę, ale z wielu względów trudno uznać je za przekonujące. Lakoniczne wzmianki nielicznych źródeł pozwalały badaczom wysuwać coraz dalej idące domysły. Najwcześniejszą datę tych kontaktów zaproponował Janusz Bieniak. Wychodząc z założenia, że w rocznikach niemieckich wspominano o posiłkach pogańskich w armii Mieszka II w jego wyprawie na Saksonię, historyk doszedł do wniosku, że nie mogło chodzić o Luciców, jak twierdzono wcześniej w historiografii, ale najprawdopodobniej o Prusów i może Pieczyngów, a zapewne i Litwinów, „skoro «pogan» było dużo”.

W połowie XIX wieku Siergiej M. Soloviov twierdził, że Litwa była sojusznikiem Miecława, stając się tym samym wrogiem Jarosława Mądrego. Tym tropem podążył Józef Jodkowski, który niemal sto lat później dostrzegł koalicję Miecława, Prusów i Litwinów, do której powstania przyczyniła się ekspansywna polityka Rusi. Będąc sojusznikami Miecława, co oczywiste w opinii obu tych badaczy, Litwini stawali się ipso facto przeciwnikami Kazimierza Odnowiciela. Krok dalej posunął się wkrótce H. Łowmiański, porzucając to wszystko, co z maestrią pisał o Bałtach przed II wojną światową. Nie tylko dodał do tego sojuszu Jaćwięgów, ale uznał, że chodziło o wspólne i skonsolidowanie działania plemion (używał określenia „blok plemienny”), a zatem świadome celów, czyli innymi słowy rzecz ujmując, kroczące już w stronę przemian, które miały doprowadzić do powstania państw. Co, jak wiadomo, udało się osiągnąć wyłącznie Litwie. Chodziło przy tym, jego zdaniem, o bardzo skonkretyzowane działania czynione z pozycji strony inicjującej, ponieważ wyprawy Jarosława Mądrego, o których poprzednio wspomniałem, miały być jedynie odpowiedzią na najazdy Bałtów. Stefan M. Kuczyński, chociaż nie wykluczał, że Miecław był sprzymierzony z Litwą, bo z Jaćwieżą miał być sprzymierzony na pewno, ustosunkowując się do hipotezy H. Łowmiańskiego, przytomnie stwierdzał: „sojusz mazowiecko-jaćwieski, wspierany nawet przez Litwę, nie był aż tak groźny dla Rusi, aby sam przez się spowodował konieczność przymierza polsko-ruskiego”.

Tym tropem podążył J. Bieniak w drobniejszych pracach i rozwinął w swej monografii Państwo Miecława. Jego korekta polegała na zdecydowanym przesunięciu akcentów. Zdaniem historyka nie chodziło o „konflikt dwóch odmiennych ustrojowo bloków, lecz dwóch państw: Rusi i państwa Miecława”. Inicjatorem była Ruś, przedmiotem zaś „ziemie Bałtów, a zwłaszcza Jaćwież, pozostająca pod zwierzchnictwem polskim od czasów Chrobrego”. Dążenia Jarosława Mądrego znalazły wyraz w jego porozumieniu zawartym z Kazimierzem Odnowicielem. Wyprawy syna Włodzimierza Wielkiego przeciw Jaćwięgom i Litwie podjęte w krótkim czasie, dodawał historyk, oznaczały, że na pograniczu Rusi, Mazowsza, Litwy i Jaćwieży toczyła się wojna, której początek można datować najpóźniej na 1038 rok. Łupieskie najazdy Bałtów, w dodatku w jakiś sposób skoordynowane, skoro nie posiadały własnych ośrodków dyspozycyjnych, były kierowane przez Miecława. Ten zaś nie tylko „odziedziczył zwierzchnictwo nad Jaćwieżą po monarchii Chrobrego i Mieszka II”, ale uzyskał również poparcie Litwy. Mógł stać się także „naczelnym wodzem” Jaćwięgów, a z ich pośrednictwem dodatkowo Litwinów „i może [kierował – J.N.] jeszcze innymi jakimiś sąsiednimi plemionami, o których nie wiemy, bo nie dotarły tam wyprawy Jarosława”.

Zgadzam się z Grzegorzem Błaszczykiem, który uważa, że wszystkie powyższe twierdzenia „są wątpliwe i nie mają potwierdzenia źródłowego”. Dodałbym jednak coś jeszcze. Wydaje mi się, że brak świadectw, które mogłyby uprawdopodobnić koncepcję historiograficzną związaną z Miecławem będącą efektem propozycji kilku badaczy, nie jest największym, a w każdym razie nie jest jedynym ich mankamentem. Uderza w nich przede wszystkim (w koncepcji J. Bieniaka może w najmniejszy sposób) traktowanie Litwy, bo ona nas przecież interesuje w sposób szczególny, jako wprawdzie, i na szczęście, jeszcze nie państwa, ale jakiegoś tworu, który jak państwo się zachowuje. Wyłania się z tych hipotez obraz plemienia solidnie skonsolidowanego, obeznanego z kontekstem międzynarodowym, doskonale go rozumiejącego, z łatwością wchodzącego lub dającego się wciągnąć w rozgrywki silniejszych od siebie, ale przecież nie w sposób nieuświadomiony, i zachowującego się bardzo konsekwentnie, skoro opisywany konflikt trwał kilka lat. Taki obraz jest atrakcyjny historiograficznie, ale niestety zupełnie odbiegający od rzeczywistości.

Nieco tylko późniejszą cezurę stosunków polsko-litewskich wskazywał J. Ochmański w swej syntezie dziejów Litwy, co stanowi poniekąd usprawiedliwienie, że swych opinii właściwie nie umotywował. Historyk przypuszczał, że do pierwszych starć polsko-litewskich dojść mogło już za czasów panowania Bolesława Szczodrego. Biorąc pod uwagę fakt, że nasza wiedza o rządach tego władcy opiera się na bardzo skąpych przekazach źródłowych, dorzucanie do tego skąpego obrazu faktograficznego kolejnych domysłów niczemu nie służy. Poświadczone źródłowo działania króla na Rusi nie upoważniają do twierdzeń, że Bolesław mógł walczyć z Litwinami. Kolejny przykład, który wskazał J. Ochmański (1159), wynikał z nieporozumienia, z błędnego odczytania wzmianki Latopisu ipatiewskiego; korekta dokonana przez G. Błaszczyka jest w tym przypadku niezwykle ważna.

W początkowym, interesującym nas w tej chwili okresie, umownie obejmującym początek XIII wieku, podzielona na dzielnice Polska znajdowała się zdecydowanie na uboczu podejmowanych przez Litwinów poczynań. Najpewniej wynikało to z powodów ściśle geograficznych, co jednocześnie działało z korzyścią dla księstw piastowskich. Litwini i wówczas, tzn. na początku XIII wieku, i później, przez całe to stulecie oraz w wieku następnym, wywoływali prawdziwe przerażenie. Im to w zdecydowany sposób pomagało, na stałych lub potencjalnych przeciwników działało destrukcyjnie. Różnego rodzaju zniszczenia wiążące się z najazdami litewskimi, łącznie, a może nawet przede wszystkim z faktem uprowadzanych wówczas brańców, osłabiały państwa lub państewka, które dotykały. Zwłaszcza gdy kilkakrotnie, w niewielkich odstępach czasowych, dotykały jakiegoś konkretnego terytorium.

Pierwsza napaść, która miała dotknąć Polskę „gdzieś na przełomie XII i XIII w.” jako reakcja na złupienie przez Kazimierza Sprawiedliwego terytorium Jaćwięgów, którą także wskazał J. Ochmański, nie ma żadnego potwierdzenia źródłowego. Dość często wskazuje się w historiografii rok 1209, pod którym Jan Długosz miał wspominać o częstych atakach Rusinów (korzystających z pomocy Litwinów i ich wskazówek) na Polskę, o tym, że zagarniali łupy i uciekali. Jest to chronologiczna nieścisłość wynikająca zapewne z przeoczenia. Dziejopis napisał o tym, ale pod 1211 rokiem, co wolno uznać za pierwszą wzmiankę dotyczącą, przy okazji konfliktowych, stosunków Polski z Litwinami. I zarazem traktować to w kategoriach wyłącznie orientacyjnych. Przekaz literalnie mówi, że takie ataki zdarzały się często, co świadczyć powinno, że dochodziło do nich już wcześniej lub znacznie wcześniej. Może jednak wcale niczego takiego nie oznaczać. Data wybrana została tu całkowicie przypadkowo, ponieważ dziejopis nie mówi o konkretnym najeździe z 1211 roku, a to oznacza, że żadnej wiedzy o Litwinach (i tym razem oni nas wyłącznie interesują) atakujących Polskę nie posiadał. Najprawdopodobniej chciał poinformować czytelników o tym procederze i uznał, że bardzo ogólna forma, jakiej użył, w zupełności wystarczy. Bardziej wiarygodną, jak mi się wydaje, wiadomość przywołała Kronika halicko-wołyńska. Według jej przekazu, po zawarciu układu halicko-litewskiego w 1219 roku Romanowiczowie namówili swych nowych politycznych kontrahentów do zaatakowania i złupienia Polski, co ci uczynili. Być może już w roku 1220. Celem tego najazdu była dzielnica Leszka Białego, głównego rywala Romanowiczów. Tym ostatnim przyświecał cel ewidentnie polityczny, litewskim i żmudzkim (jeśli przyjąć, ale to wyłącznie domysł, że wszyscy sygnatariusze układu wzięli w wyprawie udział) kunigasom wyłącznie taktyczny – możliwość zdobycia jak największej ilości łupów, bez obaw, że trzeba się liczyć z nieprzychylną reakcją książąt halicko-włodzimierskich.

Wydaje się, że Litwini (skonkretyzowanie, z jakiej dokładnie części Auksztoty – może nawet Żmudzi, bo i tej ewentualności w pełni wykluczyć się nie da – się wywodzili, jest niemożliwe do określenia) poza własną inicjatywą skłonni byli również, i to raczej chętnie, zgadzać się na organizowanie i przeprowadzanie proponowanych im wypraw o charakterze wyłącznie łupieskim. Inny ich charakter, z oczywistych względów, nie mógł wchodzić w grę. Nie byli w stanie, w każdym razie w tamtym czasie, nawet gdyby chcieli, w spektakularny sposób pokonać wojska od dawna utrwalonych, rządzonych przez lokalnych władców księstw. Mogliby wygrać potyczkę, niechby bitwę, ale zdyskontować tego zwycięstwa z politycznego punktu widzenia nie byli w stanie. Ich siła, a tym samym i przydatność do wykonywania tego typu akcji, polegała przede wszystkim, jeśli wolno się tego domyślać, na zaskoczeniu, szybkości działań i umiejętności wycofania się w najbardziej dla siebie dogodnym momencie bez strat lub ze stratami minimalnymi. Wystarczało, że niszczyli i budzili postrach, a z ich własnego punku widzenia, że udawało im się dzięki niespodziewanemu uderzeniu uzyskać jak największe łupy w możliwie najkrótszym czasie.

W ten sposób, poza Romanowiczami, korzystał z usług litewskich Konrad Mazowiecki, którego życiowym celem przez wiele lat było zdobycie tronu krakowskiego po tragicznej śmierci brata. Nie musimy się domyślać, w jaki sposób doszło do nawiązania przez niego kontaktu z Litwinami, jeśli na podstawie relacji Kroniki halicko-wołyńskiej wiemy, że zaraz po śmierci Leszka Białego porozumiał się z Romanowiczami, którzy stali się jego sojusznikami. Oni to zapewne podsunęli mu myśl o możliwości wykorzystywania Litwinów do walk wewnętrznych w Polsce. Na podstawie informacji Kroniki wielkopolskiej wiemy, że Konrad Mazowiecki sprowadził najazd litewski na ziemię krakowską już w 1227 roku. Czy ta data jest poprawna, czy zepsuta, bo dotyczy nieco późniejszej akcji, stwierdzić trudno. Może budzić wątpliwości, ale nie musi być nieprawdopodobna. O kolejnej podobnej akcji zakończonej rozgromieniem pod Brześciem powracających z Polski Litwinów przez księcia pińskiego Włodzimierza Rościsławowicza napisano w Kronice halicko-wołyńskiej. Mychajło Hruševskij ustalił, że stało się to w 1229 roku. Doszło wówczas do zadziwiającej sytuacji. Księciu mazowieckiemu próbującemu odebrać stolec krakowski Władysławowi Laskonogiemu, udało się namówić do wspólnych działań wojennych nie tylko Litwinów, lecz także Daniela i Wasylka Romanowiczów. Wyprawa nie zakończyła się pełnym sukcesem, Konrad nie przejął bowiem władzy w Krakowie, ale zniesienie powracających z Polski Litwinów przez księcia pińskiego, któremu Romanowiczowie powierzyli obronę swego księstwa przed ewentualnym atakiem Jaćwięgów, zdumiewa. Nie da się jednoznacznie wyjaśnić motywów działań Włodzimierza Rościsławowicza; Dariusz Dąbrowski nie wyklucza jednak, obok innych możliwości, że pozwolenia udzielili mu wcześniej sami Romanowiczowie.

Udział wojsk litewskich po stronie Konrada Mazowieckiego w 1229 roku nie był ostatnią tego typu akcją, książę doskonale wiedział przecież, jak wielkim atutem dysponuje, mogąc w razie potrzeby wykorzystywać Litwinów. Kolejne podobne akcje związane były już imiennie z władającym Litwą Mendogiem, dlatego dokładniej wspomnę o nich w poświęconym mu rozdziale.

Zigmantas Kiaupa wyliczył, że w latach 1201–1230 Litwini przeprowadzili dwadzieścia jeden wypraw przeciw Inflantom, w tym aż dziewiętnaście do 1221 roku i żadnej w latach 1231––1240. W okresie od 1201 do 1240 roku osiemnaście wypraw przeciw Rusi, rozkładających się z większą regularnością (pięć w latach 1201–1210; sześć w latach 1211–1220; trzy w latach 1221–1230; cztery w latach 1231–1240). Przeciw Polsce sześć wypraw w latach 1201–1240. Ogółem doszło do czterdziestu pięciu wypraw w latach 1201–1240: osiemnaście z nich zorganizowano w latach 1201–1210, piętnaście w latach 1211–1220, siedem w latach 1221–1230, pięć w latach 1231–1240.

Jak można zinterpretować to zestawienie? Przede wszystkim trzeba powtórzyć to, o czym wspomniałem poprzednio – Litwini przeważnie najeżdżali najbliższych sąsiadów. Mówiąc o Rusi, trzeba rzecz uściślić, dodając, że wyprawy dotykały głównie posiadłości pskowskich i nowogrodzkich. Polska jako cel ataku występowała incydentalnie, dokonywano ich właściwie na „zamówienie”, ponieważ mniej więcej aż do początku piątej dekady XIII wieku nie istniały żadne wewnątrzlitewskie powody, które mogłyby skłaniać poszczególnych kunigasów do podejmowania przeciw niej jakichkolwiek wypraw. Gdy pojawiła się skonsolidowana władza, a zatem gdy zaczęło się wyłaniać państwo litewskie, zmianie uległ punkt widzenia, zaczęto posługiwać się innymi kategoriami, zmieniły się więc również priorytety. Natomiast próbując zrozumieć powody wyraźnego zmniejszenia litewskiego impetu militarnego kierowanego na zewnątrz w trzecim, szczególnie zaś w czwartym dziesięcioleciu XIII stulecia, nasuwa się dość jednoznaczne spostrzeżenie. Od momentu, gdy zaczęła się wykluwać, a potem wyraźnie kształtować myśl centralizacyjna, łupieskie wyprawy, za którymi nie kryło się nic więcej poza chęcią zysku i chęcią polepszenia własnych warunków życia, musiały zejść na dalszy plan. Gdy Mendog zaczął realizować program podporządkowywania sobie poszczególnych ziem, a tym samym niektórych przynajmniej kunigasów, nie mógł sobie pozwolić na rozpraszanie sił. Co jednocześnie nie oznacza, że metoda łupieskich najazdów stała się passé. Jeszcze długie dziesięciolecia, nawet w początkach XIV wieku, będzie znakiem rozpoznawczym Litwy.

Wierzenia

Zacznijmy od pewnej ogólnej deklaracji. Próba ustalenia lub nawet jedynie ostrożnego usystematyzowania pierwotnych wierzeń jakiegokolwiek ludu jest przedsięwzięciem szczególnie trudnym. Narażonym na niebezpieczeństwo popadnięcia w przesadę, która rzadko ma cokolwiek wspólnego z badawczą rzetelnością. Przy czym w tym przypadku groźniejsza jest pokusa nadinterpretacji od pokusy hiperkrytycyzmu. Jestem zwolennikiem podejścia, które dawno temu prezentował Aleksander Brückner (sam przecież też nie zawsze wolny od interpretacyjnej przesady), czyli redukowania wszystkiego, czego w źródłach na temat wierzeń litewskich jest w nadmiarze. Ten jego krytycyzm spotykał się zresztą nieraz, i to bardzo długo, z zarzutem tendencyjności. Uważam też, że nie sposób odmówić racji H. Łowmiańskiemu, który bagatelizował źródła odnoszące się do przedchrześcijańskich wierzeń Litwinów pochodzące z epoki renesansu, ponieważ obciążone były powszechną w tych czasach manierą literacką polegającą m.in. na rekonstruowaniu religii pogańskich według „schematu politeizmu greckiego i rzymskiego przy braku znajomości faktów źródłowych odzwierciedlających rzeczywiste wierzenia odnośnych ludów”.

Dodałbym do tego jeszcze jedno stwierdzenie: zbyt wielkie oddalenie czasowe, które jeśli nie niweluje całkowicie wiedzy, to na pewno ją deformuje w sposób niemożliwy do jakiejkolwiek weryfikacji. Dotyczy to wszelkiego rodzaju świadectw, wykluczając jedne z nich lub przynajmniej oceniając poważniej te, które miały proweniencję kościelną, ale jedne i drugie – tak czy inaczej – traktować trzeba ostrożnie. I nic tu nie pomoże twierdzenie, że mijający czas nie wpływał na zacieranie się wiedzy o dawnych wierzeniach, które przecież w jakiś tam sposób tkwiły w mentalności części społeczeństwa i mogły być dostrzegane w XVI wieku albo nawet w stuleciach jeszcze późniejszych. To prawda, ale to dotyczy zabobonu, nie wierzeń. A zabobon nie zna epok historycznych, jest poza nimi. Jeśli u współczesnych dostrzegamy zachowania zabobonne, a dzieje się tak, wbrew pozorom, wcale często, i jeśli przy okazji dotyczy to ateistów, jakże nierzadko zresztą, to związek tych zachowań z jakąkolwiek religią, dawną czy żywą, nie musi być oczywisty.

Nie oznacza to, że wszystko, co w późniejszych źródłach, zwłaszcza kościelnych, zapisano na temat pozostałości zachowań pogańskich, nie zasługuje na wiarę i dotyczyło wyłącznie niegroźnych przesądów. Wszystko jednak zależy od skali wskazywanych zjawisk, tzn. jakich praktyk lub jakich bóstw miałoby to dotyczyć. A dotyczy na ogół informacji nie rozbudowanych w nadmierny sposób, co zwiększa ich wiarygodność.

Najstarszą wzmianką źródłową, na jaką można się powołać, zawierającą niezwykle ważne wiadomości, takie, których nie można zbagatelizować, jest traktat dzierzgoński zawarty w 1249 roku pomiędzy Krzyżakami a Prusami. Znaczenie tego świadectwa w istotny sposób przewyższa wszystkie pozostałe. Tamte bowiem opierają się bez wątpienia na zasłyszanych opowieściach, które wprawdzie teoretycznie nie musiały być pozbawione wiarygodności, ale zawsze pochodzą z drugiej ręki. Wszelkie zaś dywagacje na temat tak delikatnych kwestii, jakimi są czyjeś nieznane bliżej wyznanie, ale również czyjeś zwyczaje, na ogół źle odnoszą się do informacyjnych pośredników. W przypadku traktatu dzierzgońskiego mamy do czynienia ze świadectwem, jak można sądzić, bezpośrednim, a w każdym razie najlepszym, jakie można sobie w podobnej sytuacji wyobrazić. To jednak, rzecz jasna, nie oznacza, że wszystko, co w tym traktacie się znajduje, musi posiadać pieczęć niepodważalnej wiarygodności.

Z tego traktatu dowiadujemy się, że poganie muszą się wyrzec bałwana (Ydolo) Curche, którego corocznie tworzyli po żniwach, oraz nie będą oddawać czci innym bóstwom (aliis diis), bez względu na to, jak się nazywają, które nie stworzyły nieba i ziemi. Nas interesuje jeszcze jedna zawarta tam, ciekawa informacja – wspominano o Tulissones vel Ligaschones.

Curche miało być bóstwem, jak sądził Antoni Mierzyński, „duchem opiekuńczym wegetacyjnym zboża”, dosłownie zaś twórcą (od „Kur-ko” ‘twórca’). Ów demon zbożowy, zdaniem Franciszka Bujaka, w czasie żniw chronił się w ostatnim snopie. Historyk sądził, że nazwa oznaczała wołka zbożowego (lit. kurklys). Jeszcze inaczej odczytywał etymologię A. Brückner – Kurche to po prostu kowal. Twierdzono również, że chodziło o bóstwo czczone nie tylko przez Prusów, ale przez wszystkich Bałtów. Antoni Mierzyński dopatrywał się go na Żmudzi, o czym miały świadczyć nazwy miejscowe (np. Korklany, Korkliszki, Korkline, dwie rzeki o nazwie Korkla); A. Brückner ostrożnie przyjmował, że Kurche mógł być identyczny z łotewskim demonem pól i zbóż Cerkola (Ceroklis). Dla Prus nazwy miejscowe związane z Kurke lub Kurko wymieniali m.in. Georg Gerullis i Grzegorz Białuński.

Dla jednych badaczy Kurche (Kurko) był jedynie „bóstwem zbożowym”, ponieważ przebywał w pęku zboża, dla innych bóstwem wyższego rzędu. Ostatnią opinię prezentowali np. A. Brückner, ale nie był w tym konsekwentny, ponieważ uważał też, że było to „niepokaźne, bo jednorazowe bóstwo z całej bogatej wiary pruskiej”, Ernst Fraenkel, Gerard Labuda. Zdanie zmienił również H. Łowmiański wcześniej uznający Curche